Liberalizm, wspólnotowość, równość

Podobne dokumenty
Andrzej Szahaj. Jaki liberalizm? 1

Andrzej Szahaj. Posprzątać po neoliberalizmie 1

Szkoła austriacka w ekonomii

Ideologie, doktryny i programy polityczne

SPOŁECZNA D R I W O N A B I A Ł O M A Z U R

Pojęcie myśli politycznej

Ku wolności jako odpowiedzialności

ŁÓDŹ WŁĄCZA POLITYKA SPOŁECZNA dla Miasta Łodzi. dla Miasta Łodzi. dokument w trakcie uchwalania

TEORIA POWSTANIA KAPITALIZMU

przypomnienie filozofia nowożytna: filozofia współczesna: f. spekulatywna f. pozytywna

5/12/2015 WŁADZA I POLITYKA WŁADZA I POLITYKA PAŃSTWO

Publikacja dotowana przez Wydział Ekonomiczno-Socjologiczny Uniwersytetu Łódzkiego

Odzyskajcie kontrolę nad swoim losem

Zarys historii myśli ekonomicznej

Witold Morawski Zmiana instytucjonalna

U Z A S A D N I E N I E

SOCJOLOGIA. Struktura społeczna. Społeczeństwa klasy średniej. Klasa średnia

Warszawa, maj 2014 ISSN NR 62/2014

Przestrzeń wspólna sprawa

KIERUNEK SOCJOLOGIA. Zagadnienia na egzamin magisterski na studiach stacjonarnych i niestacjonarnych II stopnia

Dr hab. Magdalena Knapińska, prof. nadzw. UEP Katedra Makroekonomii i Historii Myśli Ekonomicznej

Seria: Archiwum Warszawskiej Szkoły Historii Idei. Studia. Copyright by Wydawnictwo Naukowa Scholar, Warszawa 2012

Warszawa, marzec 2014 NR 31/2014 POLACY O GOSPODARCE WOLNORYNKOWEJ

, , REKLAMA W GOSPODARCE OKRESU TRANSFORMACJI WARSZAWA, SIERPIEŃ 1993

Aktualne tendencje zmian w teorii ekonomii i polityce gospodarczej

Przedmowa. Część 1 TEORIE POLITYCZNE. 1. Co to jest polityka? 2. Rządy, systemy i ustroje. 3. Ideologie polityczne XIII

WSTĘP DO EKONOMII. Jerzy Wilkin. Wydział Nauk Ekonomicznych UW. Wykład 1. J.Wilkin - EKONOMIA

Etyka kompromisu. Zbigniew Szawarski Komitet Bioetyki przy Prezydium PAN Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego -PZH

Każdy może zostać fundraiserem wywiad z Becky Gilbert z Deutscher Fundraising Verband

Książka została wydana dzięki dotacji Instytutu Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk w Warszawie

Teoria polityki społecznej

Pojęcie rozwoju w ekonomii. dr Tomasz Poskrobko

Specustawa mieszkaniowa jako kolejny argument za potrzebą aktywnego korzystania z władztwa planistycznego

EUROPEJSKIE FORUM NOWYCH IDEI 2013

O czym, dlaczego i dla kogo napisaliśmy Jak na dłoni. Genetyka Zwycięstwa

Polacy zdecydowanie za dalszym członkostwem w UE

Różnice kulturowe: orientacje i wymiary

BIULETYN 11/2015. Punkt Informacji Europejskiej EUROPE DIRECT - POZNAŃ. Podsumowanie Milenijnych Celów Rozwoju

Zdzisława Piątek. o śmierci. seksie. i metodzie in vitro. universitas

Tolerancja (łac. tolerantia - "cierpliwa wytrwałość ) termin stosowany w socjologii, badaniach nad kulturą i religią. W sensie najbardziej ogólnym

, , POLSKA POLITYKA ZAGRANICZNA W OPINII SPOŁECZNEJ WARSZAWA, PAŹDZIERNIK 95

OGÓLNA TEORIA ZATRUDNIENIA, PROCENTU I PIENIĄDZA JOHN MAYNARD KEYNES

DOKTRYNY POLITYCZNE. XIX i XX wieku. i Wiesława Kozuba-Ciembroniewicza. pod redakcją: Krystyny Chojnickiej

Zakres rozszerzony - moduł 36 Prawa człowieka. Janusz Korzeniowski

Indywidualny Zawodowy Plan

Copyright by Janusz Beksiak, Warszawa 2015 Copyright dla zbioru by Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2015

EWALUACJA JAKO DZIAŁANIE AUTONOMICZNE I ODPOWIEDZIALNE

Historyczne przesłanki kształtowania się kultury organizacyjnej oraz jej współczesne manifestacje w postawach i doznaniach psychicznych

Państwo narodowe w Europie.

WERSJA: B ANKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

Lawrence W. Reed. Czy Jezus był Socjalistą? Rendering Unto Caesar: Was Jesus a Socialist? Wydawnictwo: MESODECOR Jakub Kozieł

Beata Szydło: reindustrializacja. Jarosław Kaczyński: przegląd i może nowa konstytucja

Efekty kształcenia dla kierunku studiów ENGLISH STUDIES (STUDIA ANGLISTYCZNE) studia pierwszego stopnia profil ogólnoakademicki

ZNACZENIE BIOGRAFII EDUKACYJNEJ

SZCZEGÓŁOWE KRYTERIA OCENIANIA

Polski sukces Tytuł prezentacji Dokonania i perspektywy


WYKAZ KONFERENCJI NAUKOWYCH POD PATRONATEM KOMITETU NAUK PEDAGOGICZNYCH PAN ZA LATA

WPŁYW CZYTANIA NA ROZWÓJ DZIECI I MŁODZIEŻY

Kobiety dla kobiet. Zrównoważony rozwój.

Ocena porozumień Okrągłego Stołu i zmian po 1989 roku

Zasady etyczne dotyczące relacji ludzi ze zwierzętami w badaniach naukowych. dr Beata Płonka

CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ

WERSJA: C NKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

Historia ekonomii. Mgr Robert Mróz. Zajęcia wprowadzające

Region i jego rozwój w warunkach globalizacji

Filozofia, Pedagogika, Wykład I - Miejsce filozofii wśród innych nauk

TRZY GŁÓWNE PERSPEKTYWY FUNKCJONALIZM ROZWÓJ MYŚLI SOCJOLOGICZNEJ. WSPÓŁCZESNE PERSPEKTYWY SOCJOLOGICZNE FUNKCJONALIZM TEORIE KONFLIKTU

CZŁOWIEK WE WSPÓŁCZESNEJ KULTURZE. Beata Pituła

ROZWÓJ ORAZ POLITYKA GOSPODARCZA POLSKI

Zasady życia społecznego. Katolicka Nauka Społeczna

CO TO JEST SOCJOLOGIA?

KOMUNIKATzBADAŃ. Poczucie wpływu na sprawy publiczne NR 95/2017 ISSN

Detal architektoniczny widoczny ale czy znany

Warszawa, marzec 2012 BS/31/2012 POLACY O SPRAWIEDLIWOŚCI SPOŁECZNEJ

Socjologia instytucji społecznych. Wykład 7: Liberalna demokracja

Przedmiot do wyboru: Brytyjska filozofia społeczna i polityczna - opis przedmiotu

GRAŻYNA KOWALCZYK. Zadanie finansowane ze środków Narodowego Programu Zdrowia na lata

KONSTYTUCJA W ŚWIETLE NAUK EKONOMICZNYCH

Prof. Bolesław Rok Centrum Etyki Biznesu i Innowacji Społecznych ALK

POSTAWY RODZICIELSKIE

Komunikowanie a ideologia

Wady i zalety starego i nowego systemu

Warszawa, czerwiec 2014 ISSN NR 92/2014 POLACY O WOJCIECHU JARUZELSKIM

Rola państwa w gospodarce

DYNAMIKA NASTROJÓW POLITYCZNYCH POLAKÓW

EKONOMIA Wydawnictwo WAM Księża Jezuici Kraków 2012

Karol Marks ( )

CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ

WPŁYW POCHWAŁY NA ROZWÓJ DZIECKA

Rola kontroli w funkcjonowaniu samorządu terytorialnego. Wpisany przez Elżbieta Garczarek

NOWE ZARZĄDZANIE PUBLICZNE PODSTAWOWE ZAŁOŻENIA. Dawid Sześciło

CBOS CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ OPINIE O PRAWNEJ REGULACJI PRZERYWANIA CIĄŻY BS/139/2003 KOMUNIKAT Z BADAŃ WARSZAWA, WRZESIEŃ 2003

Dylematy polityki rozwoju miast i regionów

WERSJA: A ANKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

Polityka społeczna. (na podstawie Wikipedii) Opracował(a): Imię i nazwisko studenta

Efekty kształcenia dla kierunku studiów Etyka prowadzonego w Instytucie Filozofii UJ. Studia pierwszego stopnia profil ogólnoakademicki

Włączanie wspólnot lokalnych w proces podejmowania decyzji władz lokalnych

Dlaczego Cele Zrównoważonego Rozwoju są ważne dla młodych ludzi?

Kwestionariusz PCI. Uczniowie nie potrafią na ogół rozwiązywać swoich problemów za pomocą logicznego myślenia.

Transkrypt:

Liberalizm, wspólnotowość, równość

Andrzej Szahaj Liberalizm, wspólnotowość, równość Eseje z filozofii polityki Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Toruń 2012

Projekt okładki Marcin Jaranowski Opracowanie wydawnicze Magdalena Bizior-Dombrowska ISBN 978-231-83-2820-5 Printed in Poland Copyright by Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika WYDAWNICTWO NAUKOWE UNIWERSYTETU MIKOŁAJA KOPERNIKA Redakcja: ul. Gagarina 5, 87-100 Toruń tel. 56 611 42 95, fax 56 611 47 05 e-mail: wydawnictwo@umk.pl Dystrybucja: ul. Reja 25, 87-100 Toruń tel./fax 56 611 42 38 e-mail: books@umk.pl www.wydawnictwoumk.pl Wydanie I Druk: Wydawnictwo Naukowe UMK ul. Gagarina 5, 87-100 Toruń Oprawa: Apedik sp. z o.o.

Spis treści Wykaz pierwodruków 7 Jaki liberalizm? 9 Czy tylko równe szanse? O liberalnej polityce społecznej 15 Posprzątać po neoliberalizmie 25 Uczyć się od Szwedów! 33 Nadzieja w libertarianizmie? Polemika z Leszkiem Balcerowiczem 43 Jaka modernizacja? (I) 69 Jaka modernizacja? (II) 73 Kultura upokarzania 81 Dobra wspólnota 91 Wielość, względność, obojętność? O sekularyzacji i roli religii w debacie publicznej 97 Liberalizm a chrześcijaństwo 115 Charles Taylor o wolności 123 Richard Rorty liberał czy socjaldemokrata? 135 Rozum po przejściach, czyli kłopoty z prawem naturalnym 145 Czy możliwy jest konserwatyzm nowoczesny? 153 Inspektor Wolin na tropie 161 Wielokulturowość: za i przeciw (kilka uwag) 169 Liberałowie zapędzeni do kąta. Z profesorem Andrzejem Szahajem rozmawiają Paweł Marczewski i Łukasz Pawłowski 177 Indeks osobowy 187

Wykaz pierwodruków Jaki liberalizm?, Liberté! 2010, nr 8, s. 84 87. Czy tylko równe szanse? O liberalnej polityce społecznej, Liberté! 2011, nr 9, s. 58 63. Posprzątać po neoliberalizmie, Gazeta Wyborcza, 31 lipca 2011 roku. Uczyć się od Szwedów!, Odra 2011, nr 12, s. 26 30. Nadzieja w libertarianizmie? Polemika z Leszkiem Balcerowiczem, Res Publica Nowa 2012, nr 18, s. 96 109. Jaka modernizacja? (I), Kultura Liberalna (pismo internetowe) 2010, nr 91. Jaka modernizacja? (II), Przegląd Polityczny 2009, nr 94, s. 85 87. Kultura upokarzania, Odra 2012, nr 2 (tekst nieco zmieniony), s. 40 44. Dobra wspólnota, w: J. Szomburg (red.), Jaka wspólnotowość Polaków w XXI wieku?, Gdańsk: Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, 2010, s. 45 51. Wielość, względność, obojętność? O sekularyzacji i roli religii w debacie publicznej, w: C. Korc, R. Misiak (red.), Nadzieje i zagrożenia sekularyzacji, Szczecin: Wydawnictwo Uniwersytetu Szczecińskiego, 2010 (tekst nieco zmieniony), s. 15 28. Liberalizm a chrześcijaństwo, Przegląd Polityczny 2008, nr 87, s. 181 183. Charles Taylor o wolności, w: Ch. Garbowski, J. P. Hudzik, J. Klos (red.), Charlesa Taylora wizja nowoczesności, Warszawa: Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, 2011, s. 210 212. Richard Rorty liberał czy socjaldemokrata? (Wstęp w:) R. Rorty, Spełnianie obietnicy naszego kraju. Myśl lewicowa w dwudziestowiecznej Ameryce, tłum. A. Kalarus, A. Szahaj, Toruń: Wydawnictwo Naukowe UMK, 2010, s. 7 17. Rozum po przejściach, czyli kłopoty z prawem naturalnym, Przegląd Polityczny 2007, nr 85 86, s. 192 194. Czy możliwy jest konserwatyzm nowoczesny?, w: J. Miklaszewska, J. Szczepański (red.), Filozofia polityczna po roku 1989, Kraków: Wydawnictwo UJ, 2011, s. 247 251.

8 Wykaz pierwodruków Inspektor Wolin na tropie, Przegląd Polityczny 2006, nr 77, s. 98 101. Wielokulturowość: za i przeciw, w: D. Pietrzyk-Reeves, M. Kułakowska (red.), Studia nad wielokulturowością, Kraków: Księgarnia Akademicka, 2010, s. 25 30. Liberałowie zapędzeni do kąta. Z profesorem Andrzejem Szahajem rozmawiają Paweł Marczewski i Łukasz Pawłowski, Kultura Liberalna (pismo internetowe) 2011, nr 140.

Jaki liberalizm? Uwagę prasy i innych środków masowego przekazu przykuły jakiś czas temu kontrowersje związane z rzekomym odejściem od ideałów liberalnych przez byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego. Jego uwagi dotyczące roli państwa w gospodarce wyrażone na marginesie sprawy zakupu Banku Zachodniego WBK sprowokowały szereg gniewnych reakcji czołowych ekonomistów polskich zaangażowanych w reformy ostatnich dwudziestu lat. Również w środkach masowego przekazu pojawiły się komentarze mówiące o zdradzie ideałów liberalnych przez polityka uważanego wszak za czołowego polskiego liberała, jednego z twórców środowiska gdańskich liberałów. Wszystko to prowokuje do postawienia pytań o dominujące w Polsce wyobrażenie liberalizmu, a także o to, czy wyobrażenie to jest jedynym możliwym. Odpowiedź na pierwsze pytanie wydaje się oczywista: wyobrażenie liberalizmu dominujące w Polsce łączy się ściśle z jego wersją noszącą w nauce nieco mylącą nazwę neoliberalizmu, a związaną z twórczością ekonomiczną oraz filozoficzną takich tuzów myśli liberalnej jak Ludwig von Mises, Friedrich August von Hayek oraz Milton Friedman. Ich wspólnym założeniem była niechęć do państwa, wszelkiego planowania, oraz kult indywidualizmu i prywatnej własności. Wierzyli oni głęboko w to, że wolny rynek jest najlepszym mechanizmem ekonomicznym zapewniającym spontaniczne powstanie właściwego ładu społecznego, a wszelkie ingerencje w jego działanie mogą jedynie prowadzić do nieszczęść, określanych przez nich zbiorczym mianem socjalizmu. Idee tej szkoły myślenia stały się niezwykle wpływowe w świecie ekonomicznym w latach siedemdziesiątych XX wieku, zaś w latach osiemdziesiątych przeniknęły także do świata polityki. Próbą ich realizacji w praktyce były rządy Ronalda Reagana w USA oraz Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. Ich sukcesy ekonomiczne oraz domi-

10 Liberalizm, wspólnotowość, równość nujący nastrój intelektualny wpłynęły z pewnością na to, że liberalizm zaczęto utożsamiać z neoliberalizmem, zapominając całkowicie o wewnętrznym zróżnicowaniu ruchu liberalnego. Owa jednostronność widoczna była także w polskim liberalizmie. Środowiska liberałów gdańskich, krakowskich czy warszawskich rozwijały swojej idee ekonomiczne i polityczne pod wyraźnym wpływem von Hayeka oraz sygnałów płynących z gospodarek amerykańskiej i brytyjskiej pod rządami Reagana i Tchatcher. Trudno się zatem dziwić, że nastrojom tym ulegli też ekonomiści polscy dokonujący reform po 1989 roku z Leszkiem Balcerowiczem na czele. Nastroje te wiązały się również z dominującym wtedy przekonaniem, że nauka ekonomii osiągnęła pełną dojrzałość teoretyczną i dlatego upodobniła się do nauk ścisłych. Wydawało się, że jest ona zbiorem uniwersalnych praw, których zastosowanie musi doprowadzić do w pełni przewidywalnych skutków w działalności społeczeństw i gospodarek, tak jak działanie praw fizyki prowadzi do w pełni przewidywalnych skutków w przyrodzie. Inwazja metod matematycznych, dominacja metodologicznego założenia, że człowiek jest istotą zupełnie racjonalną, co miało oznaczać, że zawsze kieruje się swoim najlepszym interesem, a także nadmierne oddzielenie ekonomii od innych nauk (psychologii, politologii, filozofii, socjologii, kulturoznawstwa) będące znakiem przekonania, że gospodarka jest całkowicie autonomiczną dziedziną praktyki społecznej, doprowadziły do traktowania ekonomii jako zbioru niepodważalnych prawd. Prawdy te były w zadziwiający i zastanawiający sposób zbieżne z głównymi założeniami filozoficznymi liberalizmu w jednej z jego możliwych wersji tej, która wiązała się z podejściem zwanym w nauce leseferyzmem, a oznaczającym wiarę w zbawczą moc przedsiębiorczości jednostek, którym nie powinny przeszkadzać żadne instancje ponadjednostkowe, takie jak rząd czy państwo. Zgodnie z założeniem Adama Smitha, jednego z ojców założycieli liberalizmu i ekonomii jako nauki, suma interesów jednostkowych zharmonizowanych przez działanie niewidzialnej ręki rynku miała doprowadzić do dobrobytu powszechnego, zaś państwo jako stróż nocny rynku kapitalistycznego miało jedynie strzec reguł gry, w tym nade wszystko bezpieczeństwa oraz praw własności. W praktyce ekonomicznej i politycznej Stanów Zjednoczonych pod rządami Reagana oraz Wielkiej Brytanii pod rządami Thatcher założenia te uległy jeszcze

Jaki liberalizm? 11 zaostrzeniu, prowadząc do czegoś, co wybitny filozof brytyjski John Gray nazwał bolszewizmem rynkowym przekonaniem, że efektywna ekonomicznie i społecznie może być w y ł ą c z n i e własność prywatna, kierująca się zasadami wymiany wolnorynkowej. Przekonanie to w połączeniu z lansowanym ultraindywidualizmem, wynikającym z przekonania, że społeczeństwo to nic innego jak suma jednostek oraz pobłażliwość dla cech kiedyś uważanych za wady, takich jak egoizm i chciwość, doprowadziły do przekształcenia się liberalizmu w orientację, która przyjęło się w filozofii polityki określać mianem libertarianizmu. Libertarianizm to liberalizm w wersji skrajnej, fundamentalistycznej. I choć przesadą byłoby mówić, że w takiej właśnie wersji rozpowszechnił się on także w Polsce (nasz rodzimy rzecznik libertarianizmu Janusz Korwin-Mikke na szczęście nigdy nie uzyskał znaczącego wpływu na rządy w Polsce), to jednak niewątpliwie wywarł on pewien wpływ na myślenie polskich elit ekonomicznych i politycznych. W każdym razie nie ulega wątpliwości, że nasz rodzimy liberalizm stał się jednowymiarowy (liczyła się dla niego tylko warstwa ekonomiczna doktryny liberalnej), dogmatyczny i zaślepiony. Nadto przybrał on u nas w ciągu ostatnich dwudziestu lat postać technokratyczną. Technokratyzm w podejściu do kwestii ekonomicznych i społecznych to przekonanie, że wszelkie kwestie sporne da się w ostateczności sprowadzić do problemów technicznych, albowiem cele działań ekonomicznych oraz społecznych są poza dyskusją. Technokrata nie widzi więc potrzeby debaty o owych celach, namysłu nad kosztami społecznymi wprowadzania ich w życie ani też potrzeby postrzegania ekonomii jako fragmentu większej całości, a gospodarki jako tylko jednego z elementów życia społecznego. Z góry wie, co dobre dla wszystkich, odpowiedź na wszelkie dylematy podsuwa mu bowiem nauka, traktowana jako uniwersalny i niepodważalny zbiór metod osiągania celów, które same są z jego perspektywy oczywiste. Stąd też wszelkie próby wzniecania dyskusji na ich temat, jak i samych środków prowadzących do ich realizacji traktuje on jako stratę czasu, reagując nań ledwo skrywanym zniecierpliwieniem (zauważmy, z jak wielkim trudem ukrywa je zawsze prof. Leszek Balcerowicz). W ostatnich dekadach mieliśmy zarówno w świecie, jak i u nas do czynienia z sojuszem neoliberalizmu zbliżającego się do liberta-

12 Liberalizm, wspólnotowość, równość rianizmu z technokratyzmem. Sojusz ten doprowadził nie tylko do kryzysu, którego jesteśmy obecnie świadkami, ale także do skutecznej kompromitacji liberalizmu, który jest dziś powszechnie utożsamiany z hiperindywidualizmem, egoizmem, chciwością i ignorancją wobec dobra wspólnego i celów wykraczających poza proste hasło liberalne Bogaćcie się! (rzucone przez François Guizota, premiera Francji w latach 1840 1848). Pojawia się pytanie, czy liberalizm można zrehabilitować. Moim zdaniem tak, pod warunkiem że przestanie się go utożsamiać tylko z jedną wersją tej doktryny. Musi to jednak oznaczać odejście od ekonomistycznego skrzywienia liberalizmu obecnego w neoliberalizmie, a zatem od sprowadzania wszelkich żywotnych kwestii społecznych do kwestii efektywności ekonomicznej. Liberalizm to nie tylko troska o zrównoważony budżet oraz pochwała indywidualnej przedsiębiorczości. W swojej wersji umiarkowanej, nawiązującej do twórczości jednego z ojców założycieli tradycji liberalnej, Johna Stuarta Milla to nade wszystko troska o to, aby wolność jednostki, jej prawo do szczęścia zharmonizować z interesem społecznym nie tylko za pośrednictwem wolnego rynku, ale także państwa. To przekonanie, że istnieją takie sfery życia społecznego, których nie powinno się prywatyzować (np. służba zdrowia, szkolnictwo, transport publiczny czy ochrona przyrody), że własność państwowa czy spółdzielcza może być równie efektywna ekonomicznie jak własność prywatna, że elementy planowania nie oznaczają wcale zwracania się ku socjalizmowi, zaś dobro wspólne to nie tylko puste hasło, ale znak istnienia wspólnoty, której nie da się sprowadzić do zbioru egoistycznie nastawionych jednostek. To orientacja, która nie musi być głucha na kwestie sprawiedliwości społecznej czy państwa opiekuńczego. Wszak to liberałowie brytyjscy w początkach XX wieku, skupieni w ruchu tzw. Nowego Liberalizmu (m.in. Leonard Trelawny Hobhouse, John Atkinson Hobson) kładli teoretyczne podwaliny pod brytyjskie państwo dobrobytu. Te same ideały podniósł dziesiątki lat później John Rawls, najwybitniejszy myśliciel liberalny XX wieku, w Polsce niemal zupełnie ignorowany. Nie przypadkiem zatytułował on swe główne dzieło Teoria sprawiedliwości. Liberałowie powinni powrócić do tej tradycji, wyzbyć się lęku o uleganie wpływom myśli lewicowej i śmiało nawiązać do dorobku Nowego Liberalizmu czy Rawlsa. Jest to szczególnie potrzeb-

Jaki liberalizm? 13 ne w Polsce, w której liberalizm wystąpił w swej zwulgaryzowanej formie. Może pora już abyśmy sobie uświadomili, że kraje, które odniosły wielki sukces gospodarczy oraz społeczny w Europie (a sukces społeczny to zdecydowanie coś więcej niż tylko sukces gospodarczy, ten ostatni mierzy się wskaźnikami PKB, ten pierwszy jakością życia), a zatem kraje skandynawskie, to także kraje liberalne z gospodarką wolnorynkową i ochroną praw jednostki. Zarówno twórca podwalin ekonomicznych sukcesu Skandynawów, Gunnar Myrdal, jak i guru neoliberałów, Milton Friedman otrzymali Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii, i to tego samego roku (1974), obaj zatem zasługują na uwagę. Ale w Polsce dawaliśmy w ostatnich latach szansę wyłącznie Friedmanowi, dajmy ją zatem teraz Myrdalowi (choć zdecydowanie nie wszystko w jego poglądach jest godne uznania, był on wszak gorącym zwolennikiem eugeniki). Nieprawdą jest, że na model skandynawski nas nie stać. Skandynawowie wyciągnęli się z biedy właśnie dlatego, że go zastosowali, a nie zastosowali go dlatego, że stali się nagle bogaci. Już najwyższa pora, abyśmy dokonali korekty w naszym myśleniu o pożądanym modelu ekonomicznym i społecznym i zamiast chwalić się liczbą miliarderów na liście Forbesa, zaczęli chwalić się tym, jak udaje nam się ograniczyć obszary biedy i wykluczenia, rewitalizować przestrzeń publiczną zawłaszczaną przez podmioty prywatne, upowszechniać kulturę wysoką i dbać o nasze zaśmiecone dziś środowisko kulturowe i przyrodnicze. Nasz sukces powinien mierzyć się tym, jak żyje się najgorzej sytuowanym, a nie tym, w jakie luksusy opływają najbogatsi. Zastosowanie metod neoliberalnych w Polsce z pewnością doprowadziło do wielkiego skoku cywilizacyjnego (i polskim liberałom należą się słowa uznania), ale również do powstania niesprawiedliwości społecznej uwidaczniającej się choćby ogromnymi nierównościami społecznymi (jednymi z najwyższych w Europie), nierównym traktowaniem przez państwo różnych grup społecznych, podporządkowywaniem aparatów państwa interesom korporacyjnym, odtwarzaniem różnic klasowych przez system edukacji. Dotąd zabiegaliśmy głównie o wolność, pora już, abyśmy zaczęli równie intensywnie zabiegać o równość i sprawiedliwość. Także jeśli uważamy się za liberałów.

Czy tylko równe szanse? O liberalnej polityce społecznej W ujęciu co bardziej ortodoksyjnych liberałów pojęcie polityki społecznej jest z gruntu podejrzane. Uważają oni bowiem, że samo istnienie społeczeństwa jest wątpliwe. To wszak pani Margaret Thatcher stwierdziła, iż nie wie, czym jest społeczeństwo, prezentując skrajne, ale popularne w obozie liberałów przekonanie, że realnie istnieją tylko jednostki, zaś takie twory jak społeczeństwo to wymysł socjalistów. Podejście to ma swoje zakotwiczenie filozoficzne w dziełach Thomasa Hobbesa oraz częściowo Johna Locke a. Dało ono asumpt do ukształtowania się stanowiska w łonie szeroko pojętego liberalizmu, które w wersji złagodzonej przyjęło postać tzw. neoliberalizmu, zaś w wersji skrajnej tzw. libertarianizmu. Jednakże w szeroko pojmowanym obozie liberałów można też spotkać poglądy, które z tak skrajnym indywidualizmem socjologicznym nie chcą mieć nic wspólnego. Prezentowane były m.in. przez filozofów i ekonomistów tworzących na przełomie XIX i XX wieku w Wielkiej Brytanii ruch tzw. Nowego Liberalizmu (m.in. Leonard Trelawny Hobhouse). W dużej mierze pod wpływem Hegla uważali oni byty ponadjednostkowe, takie jak państwo czy społeczeństwo, za realnie istniejące, co oznacza niedające się sprowadzić do mechanicznej sumy jednostek. Dyskusyjna jest pozycja Johna Stuarta Milla, który z pewnością nie był tak zdecydowanym zwolennikiem tego stanowiska, ale także na pewno nie sprowadzał społeczeństwa czy jakiejkolwiek innej wspólnoty do sumy ich części. W tym miejscu nie chodzi jednak o to, aby rozstrzygać jakiekolwiek problemy teoretyczne związane z takimi czy innymi poglądami poszczególnych myślicieli liberalnych, ani też o to, aby głęboko sięgać wstecz celem zidentyfikowania źródeł tradycji liberalnej w myśli

16 Liberalizm, wspólnotowość, równość filozoficznej i politycznej, ale o to, aby pokazać, że nie istnieje żadna ortodoksyjnie liberalna wykładnia kwestii statusu ontologicznego społeczeństwa. Liberalizm jest w tym względzie równie wewnętrznie zróżnicowany jak cała myśl socjologiczna, w której spór o realność istnienia bytów ponadjednostkowych jest tak stary jak ona sama. Dlatego też nie można wykluczać z grona liberałów kogoś, kto opowiadając się za realizmem socjologicznym, uważa jednocześnie, że może istnieć liberalna polityka społeczna niesprowadzająca się jedynie do stwarzania poszczególnym jednostkom warunków do zaspokajania ich pragnienia swobodnego rozwoju ekonomicznego i każdego innego, lecz operująca takim pojęciem jak np. dobro wspólne niesprowadzalne do dobra poszczególnych jednostek. Do takich właśnie liberałów się zaliczam. Uważam zatem, że nie ma sprzeczności pomiędzy stawianiem na pierwszym planie szczęścia i dobrobytu jednostki oraz dbaniem o to, aby owo szczęście i dobrobyt harmonizowały ze szczęściem i dobrobytem wspólnoty społecznej, której jednostka jest częścią. Co więcej, uważam, że nie można być w pełni szczęśliwym, żyjąc w nieszczęśliwym społeczeństwie. Opowiadam się zatem przeciwko pojmowaniu liberalizmu jako doktryny legitymizującej działania aroganckich egoistów, którzy ani myślą oglądać się na innych w swej pogoni za indywidualnym szczęściem. Nikt z nas nie jest samotną wyspą, ale częścią większej całości, której dobro powinien mieć na względzie. W tym sensie uznaję przekonanie typowe dla niektórych, co prymitywniejszych wersji liberalizmu, iż własność prywatna jest święta i można z nią robić, co się zechce, za szkodliwe i niesłuszne. Własności prywatnej nie należy absolutyzować, choć nie oznacza to wcale, że nie należy jej szanować. Powinno się jednak dążyć do tego, aby korzystanie z niej nie było skonfliktowane z tym, co w swobodnej i otwartej debacie jakaś wspólnota uzna za dobro wspólne. Aby sprawę nieco ukonkretnić, dam przykład pokazujący, jak tę kwestię trzeba rozumieć, i to przykład z naszego własnego, polskiego podwórka. Rzecz dotyczy sprawy ładu przestrzennego oraz ochrony przyrody i krajobrazu. Wedle doktryny neoliberalnej czy libertarianistycznej każdy powinien mieć prawo wybudowania na własnej ziemi tego, co zechce. Realizacja tej zasady prowadzi jednak w praktyce do zjawiska znanego z wielu krajów na świecie, obecnego także Polsce. Chodzi o nieład architektoniczny, o zjawisko tzw. dzikiej developer-

Czy tylko równe szanse? O liberalnej polityce społecznej 17 ki oraz o zamianę najpiękniejszych zakątków kraju w kompleksy turystyczne, świadczące o degradacji przyrodniczej i kulturowej (bodaj najsmutniejszym przykładem tego zjawiska w Europie jest Costa del Sol w Hiszpanii). Miasta w krajach, które pozostają wierne owej doktrynie neoliberalnej, zamieniają się w chaotycznie zabudowane miejsca, nieomal pozbawione przestrzeni publicznej, poprzecinane drogami przelotowymi lub płotami odgradzającymi poszczególne osiedla, nieprzyjazne mieszkańcom, za to przynoszące zysk właścicielom poszczególnych działek zabudowywanych tak, aby wykorzystać każdy centymetr miejsca, wycisnąć z danego terenu maksimum zysku. Z kolei obszary o szczególnych walorach przyrodniczych i krajobrazowych stają się miejscem chaotycznej, intensywnej zabudowy turystycznej, w niektórych przypadkach zamieniających dany teren w turystyczny Disneyland. Zjawiska te znane z wielu miejsc na świecie z całą mocą występują także w dzisiejszej Polsce. Mam wrażenie, że w żadnym innym miejscu naszego życia społecznego nie widać tak wyraźnie zgubnych skutków implementowania doktryny neoliberalnej jak właśnie w budownictwie i gospodarowaniu przestrzenią. Niektóre nasze miasta z powodu chaosu architektonicznego, zawłaszczania przestrzeni publicznej przez prywatny kapitał, zabudowywania miejsc przeznaczonych dla wspólnego użytkowania (skwery i parki) zaczynają przypominać miasta Trzeciego Świata. Nieokiełznana chęć zysku przy biernej postawie państwa prowadzi do zaśmiecania naszych miast reklamami, degradacji ich krajobrazu kulturowego. Równie źle dzieje się z naszą przyrodą. Sposób zabudowy naszego Wybrzeża czy Mazur pokazuje, że nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków z tragedii zabetonowanych wybrzeży Hiszpanii, Portugalii czy Malty. Fałszywie pojmowany kult przedsiębiorczości prowadzi do faktycznej przychylności władz różnego szczebla wobec skandalicznych działań prywatnych inwestorów, którzy łamią wszelkie zasady ochrony przyrody czy krajobrazu. Instytucje, które miały je chronić, jak np. tzw. parki krajobrazowe okazują się całkowicie nieskuteczne w spełnianiu swej misji. Wystarczy przyjrzeć się temu, co dzieje się w Mazurskim Parku Krajobrazowym (ponad dwa tysiące samowoli budowlanych!) czy Nadmorskim Parku Krajobrazowym (zabudowa klifów!), aby zobaczyć, że przepisy o ochronie przyrody i krajobrazu są w Polsce nagminnie łamane

18 Liberalizm, wspólnotowość, równość w imię nieograniczania prywatnej przedsiębiorczości. Polska przyroda i krajobraz ponoszą niepowetowane straty. Niepowetowane straty ponosi nasze dobro wspólne. Następne pokolenia nie wybaczą nam tego, co zrobiliśmy z naszymi miastami i z naszą przyrodą. Uważam, że obowiązkiem liberałów jest o tym głośno mówić i zdecydowanie się temu przeciwstawiać, choć wiem doskonale, że to, co mówię, zupełnie nie pasuje do tego, co sądzą o liberalizmie sami polscy liberałowie, a tym bardziej do tego, co sądzą o nim inni. Pokazuje to jedynie skalę strat, jakie poniósł liberalizm w Polsce w wyniku swej prymitywizacji i wulgaryzacji. Jestem przekonany, że moglibyśmy znaleźć znacznie więcej miejsc w naszym życiu społecznym, w których nasze dobro wspólne cierpi w wyniku stosowania doktryny liberalnej w jej najbardziej prymitywnej wersji. Pokazuje to jedynie, że już najwyższa pora, aby liberalizm obudził się z amoku i powrócił do tych nurtów w swej tradycji, którym pojęcie dobra wspólnego nie jest obce. Myślę tu nade wszystko o wersji liberalizmu wywodzącej się z myśli Johna Stuarta Milla, najlepiej skonceptualizowanej przez wspomnianych wcześniej Nowych Liberałów oraz wielkiego filozofa amerykańskiego Johna Rawlsa. To im zawdzięczamy pewność, że liberalizm nie musi być skazany na promowanie egoizmu i chciwości jako swoich cnót, że nie musi ulegać ideologii socjaldarwinizmu, w myśl której przetrwać/wygrać powinni tylko najsilniejsi (najlepiej dostosowani do środowiska), a reszta sama winna swojej klęski powinna z pokorą pogodzić się z losem. Liberalizm postmillowski może śmiało przyznać, że indywidualny sukces jednostki nie musi być elementem gry o sumie zerowej (aby ktoś wygrał, ktoś inny musi przegrać), ale rezultatem współpracy ludzi, którzy darząc się nawzajem zaufaniem, dążą do uczynienia życia lepszym dla wszystkich członków danej wspólnoty, a nie tylko dla wybranych. To liberalizm, dla którego r ó w ność jest tak samo ważna jak wolność. To liberalizm, który uważa, że zamiast szczycić się liczbą miliarderów wprowadzonych na listę Forbesa, powinniśmy szczycić się stopniowym zmniejszaniem się liczby osób cierpiących biedę i wykluczenie. To liberalizm, który nie uważa państwa za przeszkodę na drodze osiągania przez jednostki dobrobytu, ale za partnera, który ma ważne zadania do wykonania, przede wszystkim w sferze tzw. usług społecznych, gdzie jak pokazuje doświadczenie państwo sprawuje

Czy tylko równe szanse? O liberalnej polityce społecznej 19 się lepiej niż prywatna przedsiębiorczość. To wreszcie liberalizm, który rozumie, że nie da się oddzielić od siebie różnych sfer ludzkiej egzystencji, stąd też walkę o wolność i równość w sferze światopoglądowej i obyczajowej uważa za równie istotną jak walkę o wolność i równość w sferze ekonomicznej. Z katalogu powyżej wymienionych cech dobrego liberalizmu chciałbym się teraz skoncentrować na sprawie równości. W moim przekonaniu liberalizm w ciągu ostatnich trzydziestu lat całkowicie ją zaniedbał. Neoliberałowie bezwstydnie i niezgodnie z tradycją liberalną poczęli wychwalać nierówności społeczne jako dobre, odzwierciedlające bowiem sprawiedliwość relacji rynkowych. Ich zdaniem istnienie wyraźnie oddzielonych klas oraz hierarchii społecznej i majątkowej jest znakiem społecznego zdrowia (szczególnie pani Thatcher gustowała w głoszeniu tego typu mądrości ). Zapomnieli o tym, że liberalizm był i powinien być orientacją emancypacyjną, która odniosła sukces w Europie, gdyż pozwalała klasom niższym uzyskać status klasy średniej, wyzwolić się z hierarchicznych zależności feudalnych i stworzyć przestrzeń dla inicjatywy jednostek, które nie oglądając się na różnice klasowe, mogły zapewnić sobie sukces życiowy. Jakże daleką drogę przeszliśmy od tak pojmowanego liberalizmu do jego neoliberalnej karykatury, od orientacji, która służyła wyzwoleniu energii ludzi wcześniej skazanych na pozostawanie w stanie inercyjnej zależności od innych do doktryny, która legitymizuje nierówności klasowe jako naturalny element społecznego milieu. I to nierówności, które przybrały w latach dominacji neoliberalizmu formy nieznane w okresie powojennym. Jak bowiem pokazują dane statystyczne, okres dominacji neoliberalizmu sprzyjał niezwykłej wprost koncentracji bogactwa w ręku nielicznych i względnemu ubożeniu klasy średniej oraz trwałemu ubóstwu klasy niższej 1. Nie przypadkiem to właśnie w bastionach myśli neoliberalnej, a mianowicie w USA oraz Wielkiej Brytanii skala nierówności społecznych mierzona tzw. współczynnikiem Giniego jest najwyższa wśród rozwiniętych państw zachodnich (skąd- 1 Zob. E. Luttwak, Turbokapitalizm. Zwycięzcy i przegrani światowej gospodarki, tłum. E. Kania, Wrocław: Wydawnictwo Dolnośląskie, 2000; K. Podemski (red.), Spór o społeczne znaczenie społecznych nierówności, Poznań: Wydawnictwo Naukowe UAM, 2010; S. Kowalik (red.), Społeczne konteksty jakości życia, Bydgoszcz: Wydawnictwo Wyższej Szkoły Gospodarki, 2007.

20 Liberalizm, wspólnotowość, równość inąd jest ona jedynie nieco większa od skali nierówności społecznych w Polsce, wraz z Wielką Brytanią, Portugalią oraz Estonią należymy do najbardziej rozwarstwionych krajów europejskich) 2. Nierówności społeczne w takim wymiarze są znakiem pogłębiającej się niesprawiedliwości społecznej, przyczyniając się do stopniowej delegitymizacji kapitalizmu i demokracji liberalnej. To proces bardzo niebezpieczny, może bowiem prowadzić do narastania nastrojów rewolucyjnych, a, jak pokazują dzieje Zachodu, sytuacja taka z reguły kończy się źle. Liberałowie powinni to dostrzec i domagać się odejścia od ortodoksji neoliberalnej i powrotu do głównego nurtu liberalizmu, co musi de facto oznaczać powrót do idei liberalizmu socjalnego, dla którego równoważenie wolności i równości jest zdaniem nadrzędnym. Każda wolność będzie owocować nierównościami, idzie o to, aby nierówności owe łagodzić. Dotyczy to przede wszystkim sprawy równych szans. To stary wątek myśli liberalnej, dziś niestety zapomniany i zaniedbany. Tymczasem idea liberalna to idea równego startu i sprawiedliwej nagrody za wyniki. Liberałowie powinni zatem robić wszystko, aby taki równy start zapewnić wszystkim. W dzisiejszych czasach jest to przede wszystkim kwestia wyrównywania szans edukacyjnych, gdyż w społeczeństwie industrialnym (nowoczesnym), czy tym bardziej postindustrialnym (ponowoczesnym) edukacja jest głównym kanałem awansu społecznego. Sytuacja polska jest w tym względzie niepokojąca. Jak wskazują badania wybitnych polskich pedagogów (Zbigniewa Kwiecińskiego, Tomasza Szkudlarka, Eugenii Potulickiej, Joanny Rutkowiak i innych), wciąż nie udaje się nam doprowadzić do sytuacji, w której każde polskie dziecko miałoby te same szanse edukacyjne, co więcej szkoła polska w dużej mierze właśnie pod wpływem ideologii neoliberalnej nastawiona jest na szybką selekcję uczniów, co prowadzi do zamknięcia ścieżek awansu społecznego dla dzieci, które często z przyczyn warunkowanych neoliberalną ideologią edukacyjną streszczającą się w haśle nie dajesz rady, to twój problem, uznane zostały za niezdolne do sprostania wymogom współczesnej szkoły. Badania te pokazują, że w tym procesie selekcji 2 Zob. M. Moszyński, Jakość życia a nierówności dochodowe w Polsce i Europie, w: S. Kowalik (red.), Społeczne konteksty jakości życia.

Czy tylko równe szanse? O liberalnej polityce społecznej 21 odtwarza się struktura klasowa społeczeństwa 3. Znakiem tego jest niewielka obecność studentów pochodzenia robotniczego i chłopskiego na studiach wyższych prowadzonych w szkołach publicznych. Dominuje młodzież inteligencka z dużych miast. Nie ulega wątpliwości, że państwo polskie nie radzi sobie z wyrównywaniem szans edukacyjnych, a zatem jeden z głównych postulatów myśli liberalnej (ale nie neoliberalnej!) nie jest w nim realizowany. Można śmiało stwierdzić, że również inny postulat myśli liberalnej nagradzania za osobiste zasługi, a nie za pochodzenie czy znajomości nie jest w polskiej rzeczywistości realizowany. Merytokratyczne kryteria awansu są w sporej mierze fikcją, co wiąże się z wciąż niewykorzenionym nepotyzmem, a także istnieniem sieci klientelistycznych zależności obecnych w szczególności w strukturach samorządowych 4. Liberałowie powinni wyraźniej opowiadać się za znoszeniem wszelkich barier w awansie społecznym, otwartością urzędów i stanowisk dla wszystkich, którzy spełniają kryteria merytoryczne oraz bardziej zdecydowanie domagać się od państwa wyrównywania szans edukacyjnych, choćby przez rozbudowany system stypendialny. W żadnym wypadku nie powinni jednak na tym kończyć. Liberalna polityka społeczna nie może poprzestawać na walce o zapewnienie równych szans. Już najwyższy czas, aby liberałowie zerwali z mitem całkowitej odpowiedzialności jednostki za swoje życie, prowadzącym do zgody na upadek tych, którym się nie udało. To jedynie w całkowicie abstrahującej od empirii społecznej wyobraźni neoliberałów jednostka jest w pełni autorem swego życia. Faktycznie podlega ono determinacjom, na które ma wpływ ograniczony (miejsce urodzenia, pochodzenie klasowe, wyposażenie genetyczne, stan zdrowia). W tej sytuacji obarczanie jej c a ł k o w i t ą odpowiedzialnością za klęskę życiową jest niesprawiedliwe i prowadzi do krzywdzących uogólnień. Dlatego też polityka społeczna, która ogranicza się do zapewniania równych szans, okazuje się niewystarczająca. Potrzebna jest redystrybucja dochodu krajowego dokonywana przez państwo. Powinna ona prowadzić do zapewnienia stanu bezpieczeństwa socjalnego oraz wy- 3 Zob. E. Potulicka, J. Rutkowiak, Neoliberalne uwikłania edukacji, Kraków: Impuls, 2011. 4 Zob. A. Bukowski, Demokracja lokalna a dobro wspólne. Uwagi sceptyka, Znak 2011, nr 6.

22 Liberalizm, wspólnotowość, równość równywania nierówności społecznych, przez proces wspierania osób, które same nie są sobie w stanie poradzić w życiu (niepełnosprawnych, chorych, samotnie wychowujących dzieci, pochodzących z rodzin trwale upośledzonych społecznie, rodzin wielodzietnych itd.). Zweryfikowaniu musi ulec liberalna zasada dawania wędki, a nie ryby. Choć co do swej istoty słuszna, nie zawsze się jednak sprawdza. Wielu osobom trzeba najpierw dać rybę, aby mogli w ogóle utrzymać wędkę w ręku. Jak pokazuje historia krajów, które od dawna wprowadzały w życie zasady państwa opiekuńczego (np. Szwecji), taka polityka społeczna opłaca się wszystkim, gdyż osoby, które otrzymały w pewnym momencie swego życia wsparcie od państwa, mają często potencjał twórczy (także w sensie potencjału ekonomicznego), który nie mógł ulec wyzwoleniu aż do momentu uznania ich za godnych pomocy kandydatów do udanego życia. Dlatego też nie można traktować pomocy społecznej jako jałmużny, ale jako inwestycję, która per saldo wszystkim się opłaci. Oczywiście w każdym systemie bezpieczeństwa socjalnego znajdą się osoby, które będą chciały jechać na gapę, pobierać stosowne świadczenia, nic w zamian nie dając. Niemądre państwo opiekuńcze toleruje taką sytuację bez końca, mądre szuka sposobu, aby liczbę tych jadących na gapę ograniczyć do minimum. Trzeba jednak pamiętać, że część pomocy społecznej to musi być siłą rzeczy pomoc, by tak rzec, bezzwrotna, tzn. nie należy oczekiwać, że zawsze będzie ona powracać do społeczeństwa pod postacią osób podejmujących na nowo wyzwana życiowe w sposób, który przyniesie korzyści (także ekonomiczne) wszystkim. Sądzę jednak, że idea s o l i d a r ności społecznej powinna znacznie osłabić liberalne wątpliwości, co do zasadności istnienia państwa opiekuńczego. Solidarność ta jest wartością samą w sobie i nie warto jej deprecjonować poprzez ścisły rachunek zysków i strat. Choćby dlatego, że jej realizacja pozwala wszystkim żyć w czymś, co Avishai Margalit nazwał przyzwoitym społeczeństwem, a zatem takim, które przede wszystkim docenia ludzką godność i eliminuje upokorzenia 5. Ideały takiego przyzwoitego społeczeństwa powinny być bliskie także liberałom. 5 Zob. A. Margalit, The Decent Society, Cambridge, Mass.: Harvard University Press, 1996.

Czy tylko równe szanse? O liberalnej polityce społecznej 23 Pojawia się oczywiście kwestia kosztów solidarności społecznej, wyrównywania szans itd. Tu dotykamy sprawy niesłychanie drażliwej, a mianowicie podatków. Przyjęło się uważać, za sprawą neoliberalizmu, że liberałowie powinni zawsze optować za jak najniższymi podatkami. Uważam, że można być liberałem i twierdzić, iż w podatkach nie ma nic złego, pod warunkiem że są sensownie zbierane i jeszcze sensowniej wydawane. Neoliberalną mantrę o konieczności obniżania podatków uważam za szkodliwą społecznie. Moim zdaniem doprowadziła ona do obecnego kryzysu fiskalnego w świecie. Państwa pod wpływem ideologii neoliberalnej obniżały podatki, szczególnie ludziom bogatym (Ameryka jest tu doskonałym przykładem), co stawiało je w obliczu konieczności zadłużania się po to, aby wypełniać swe elementarne funkcje społeczne, z których nikt ich na szczęście nie zwolnił (nawet Ronald Reagan i Thatcher nie ośmielili się wprost zlikwidować państwa opiekuńczego w swych krajach, dążyli raczej do tego, aby umarło ono śmiercią naturalną w wyniku ograniczania środków na realizację jego zadań). W moim przekonaniu idzie nie o to, aby podatki były jak najniższe, ale o to, aby państwo racjonalnie gospodarowało zebranymi kwotami. Liberałowie zatem zamiast nawoływać wciąż do obniżenia podatków powinni raczej skoncentrować się na wypracowaniu wskazówek dla państwa, jak wydawać owe zebrane podatki, aby pobudzać wzrost gospodarczy i jednocześnie realizować cele społeczne solidarnego społeczeństwa. Jak pokazuje wiele przykładów (przede wszystkim państw skandynawskich, Niemiec i Austrii), wysokie podatki wcale nie muszą stanowić bariery rozwoju, wręcz przeciwnie, mogą być elementem mądrego państwa, które redystrybuując dochód narodowy, przyczynia się jednocześnie do wzrostu gospodarczego.

Posprzątać po neoliberalizmie W wypowiedzi Sławomira Sierakowskiego zatytułowanej List do Partii 1 nie ma rzeczy zupełnie nowych w sensie politologicznym, socjologicznym czy filozoficznym. Dobrze jednak, że zdecydował się on przypomnieć to, co osobom zainteresowanym tematem jest już znane, nigdy bowiem dość uświadamiania sobie, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy. A że jest to sytuacja głębokiego kryzysu, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Dominujący przez ostatnie trzydzieści lat paradygmat neoliberalizmu wpędził sporą część świata w ślepą uliczkę, z której będzie bardzo trudno wyjść. Ustanowił bowiem sieć relacji ekonomicznych i społecznych, które siłą rzeczy muszą prowadzić do narastania potężnych napięć ekonomicznych i społecznych, zarówno w obrębie poszczególnych państw, jak i w stosunkach międzynarodowych, a zarazem unieważnił większość tradycyjnych sposobów ich rozładowywania, takich jak nadzór państwa narodowego nad gospodarką. Stworzył siły, nad którymi nikt nie jest w stanie dziś zapanować (jak np. kapitał spekulacyjny, który kieruje się względami niemającymi wiele wspólnego z racjonalnością przypisywaną przez ekonomię klasyczną działaniu rynku kapitalistycznego; nieprzypadkowo dominująca dziś wersja kapitalizmu zyskała sobie miano casino capitalism, czyli kapitalizmu, w którym stopień niepewności i ryzyka równy jest grze w ruletkę). Dokonał gruntownego przemodelowania naszego myślenia, a coś, co stanowiło kiedyś utopijny projekt oparcia całości naszego życia społecznego na relacjach rynkowych wydaje się nam dziś oczywistością. Wszyscy czy tego chcemy, czy nie myślimy dziś wedle schematów neoliberalnych, które tak utożsamiły się z normalnością, zwy- 1 Zob. S. Sierakowski, List do Partii, Gazeta Wyborcza, 19 czerwca 2011 roku.

26 Liberalizm, wspólnotowość, równość kłością, zdrowym rozsądkiem itp., że mogą wręcz stanowić klasyczny przykład tego, co Pierre Bourdieu nazwał kiedyś przemocą symboliczną. Przerwać ten stan rzeczy będzie bardzo trudno. (Zdaje sobie z tego sprawę Sierakowski, pisząc o braku rzeczywistego wyboru i zaniku różnic między partiami w sprawach gospodarki ). Potrzebujemy przede wszystkim dokładnej diagnozy sytuacji, zrozumienia błędów, jakie zostały popełnione i rejestru złudzeń, jakim ulegliśmy. Wszyscy potrzebujemy przeprowadzenia rachunku sumienia, aby zdać sobie sprawę, jak to się stało, że cywilizacja zachodnia ponownie uległa ideologicznemu zaczadzeniu objawiającemu się uznaniem pewnej doktryny ekonomicznej (monetaryzmu) za uosabiającą całą ekonomiczną Prawdę, co zaowocowało m.in. zepchnięciem na margines tych modeli gospodarowania (związanych np. z koncepcjami ekonomicznymi Johna Maynarda Keynesa, Johna Kennetha Galbraitha czy Gunnara Myrdala), które dostrzegały w rynku jeden z wielu, a nie jedyny sposób regulacji stosunków ekonomicznych, czy tym bardziej społecznych, a zatem doceniały rolę państwa jako ważnego elementu polityki gospodarczej czy społecznej, nie dyskwalifikowały całkowicie innych niż prywatna form własności, czy wreszcie uznawały redystrybucję społeczną za konieczny i per saldo opłacalny dla wszystkich element dobrego społeczeństwa, a nie zło, które trzeba tolerować w imię zachowania pokoju społecznego. Jestem pewien, że elementem tego procesu musi być rozrachunek liberalizmu z samym sobą. Jego zwolennicy muszą odpowiedzieć sobie na pytanie: jak było możliwe zdominowanie liberalizmu przez orientację, która wobec jego głównego nurtu stanowiła oczywistą aberrację? Jak można było dopuścić do kompromitacji idei, która stanowiła jedną z najcenniejszych w naszym dziedzictwie kulturowym? Dlaczego ci, którym bliskie były ideały liberalne, pozwolili na zmonopolizowanie sposobu myślenia o liberalizmie (doktrynie wewnętrznie bogatej i zróżnicowanej), tym, którzy reprezentowali tylko jedną, uproszczoną jego wersję? Odpowiedź na te pytania jest szczególnie istotna dla nas, żyjemy bowiem w kraju, w którym ideały neoliberalne starano się wprowadzić w życie ze szczególnym entuzjazmem, łącząc je z technokratyzmem i paternalizmem objawiającymi się uznaniem, że eksperci wiedzą zawsze lepiej od obywateli, na czym polega dobre społeczeństwo, a zatem mają pra-

Posprzątać po neoliberalizmie 27 wo do wprowadzania swoich przekonań w życie, nie biorąc pod uwagę ich opinii. W literaturze światowej jest coraz więcej opracowań dotyczących ideologii neoliberalnej, coraz lepiej wiemy, jak to się stało, że niewielka grupa ekonomistów i filozofów, wywodząca się z Uniwersytetu w Chicago potrafiła w tak krótkim czasie wywrzeć tak potężny wpływ na rzeczywistość Zachodu, instalując w jego państwach wersję kapitalizmu nazwaną przez Edwarda Luttwaka turbokapitalizmem. (Trudno przecenić rolę w tym procesie polityków pozostających pod wpływem tej ideologii, takich jak Ronald Reagan czy Margaret Thatcher). Podobnie my sami powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się stało, że polski wariant tej ideologii zdołał zmonopolizować nasze myślenie o gospodarce, dobrym społeczeństwie i dobrym życiu. Skąd się wzięli nasi akolici Miltona Friedmana i Friedricha Augusta von Hayeka, których jawny bądź ukryty przekaz ideowy skłonił nas do uznania za oczywiste, że ekonomia to nauka ścisła (a nie nauka p o l i t y c z n a) i stąd też cele polityki gospodarczej są oczywiste i dane z góry, a jedynym obszarem dyskusji są środki ich realizacji (jedyne problemy zatem to problemy techniczne) że państwo jest zawsze złe, że z a wsze zła jest własność państwowa, zaś własność prywatna z a wsze dobra w każdej dziedzinie życia i święta, nawet jeśli używa się jej przeciwko innym, że dobro wspólne to nic innego jak suma interesów poszczególnych jednostek, że jednostka jest zawsze ważniejsza od wspólnoty, a nieograniczona chęć konkurowania z innymi lepsza od gotowości do współpracy, że jakiejkolwiek planowanie pachnie socjalizmem, a najlepszy ład społeczny zawsze wyłoni się samorzutnie w wyniku tysięcy pozornie chaotycznych działań ludzkich, w tym działań na rynku kapitalistycznym, że każda aktywność ludzka może zostać sprawiedliwie wyceniona przez rynek, a każdy z nas stanowi na owym rynku towar, tak jak towarem są miasta, w których mieszkamy, przyroda, która nas otacza, wiedza, którą nabywamy, sztuka, która nas zachwyca, ludzie, z którymi się przyjaźnimy i relacje miłości, jakie nawiązujemy, że każdy jest wyłącznym autorem swojego życia i w pełni za nie odpowiada, a jeśli przegrywa, to jest to wyłącznie jego wina, że przypływ podnosi wszystkie łódki, a zatem nieograniczone bogacenie się już bogatych przyczyni się do poprawy losu najbiedniejszych itd. Można zrozumieć, iż z jednej strony

28 Liberalizm, wspólnotowość, równość ulegli oni dominującemu duchowi czasów, z drugiej nikt nie miał od nich lepszych pomysłów na szybką przemianę gospodarczą, że ideologia wolnego rynku wydawała się jedynym panaceum na zrujnowane gospodarki krajów tzw. realnego socjalizmu (i do pewnego stopnia takim się faktycznie okazała). Trudno jednak zrozumieć, dlaczego zaproponowany przez nich w a r i a n t kapitalizmu uznaliśmy w Polsce za j e d y n y możliwy i niezmienialny, dlaczego nie zdobyliśmy się jak dotąd na debatę na temat tego, czy w naszym przypadku inne warianty nie okazałyby się lepsze, kim jako społeczeństwo chcemy być i na kim powinniśmy się wzorować? Dlaczego pozwalamy, aby nasz wspólny los był wydany wyłącznie na pastwę żywiołowej gry sił rynkowych, czyniąc z braku dalekosiężnej polityki ekonomicznej i społecznej jedyną politykę? W każdym razie dopóki nie dokonamy porządnego rozrachunku z ideologią neoliberalną, a także z libertarianizmem jako jej skrajną odmianą, nie będziemy wiedzieli, gdzie pobłądziliśmy, a zatem także, w którą stronę powinniśmy się teraz zwrócić. Jestem przekonany, podobnie jak Sierakowski, że powinna być to strona lewa, że potrzebne nam są socjaldemokratyczne reformy, że sprzątanie po neoliberalizmie nie może dokonać się tylko w jednym kraju, potrzebujemy Nowego Ładu Gospodarczego na całym świecie (nawiązanie do Nowego Ładu Roosevelta nieprzypadkowe). Pytanie jednak, kto miałby ów nowy ład wprowadzać w życie. W okresie ostatnich trzydziestu lat radośnie rozmontowano systemy państwowego nadzoru nad gospodarkami, spuszczono kapitalizm ze smyczy, a kapitalizm spuszczony ze smyczy to siła, która niszczy wszystko, co sprzeczne z logiką jego działania (zysk za wszelką cenę), całkowicie amoralna i nieokiełznana. Dziś już wiadomo, że, aby kapitalizm ponownie okiełznać, od nowa ucywilizować, nadać mu ludzką twarz, nie wystarczy jedynie doprowadzić do rewitalizacji państwa jako instytucji zdolnej do objęcia nadzorem gospodarki, ponieważ kapitał i rynek kapitalistyczny się zglobalizowały, zaś korporacje główni na nim gracze nie znają ani granic, ani lojalności państwowych. W moim przekonaniu nie pozostaje nic innego, jak tylko solidarne działanie państw zachodnich, które muszą doprowadzić do ustalenia nowych zasad ładu gospodarczego na świecie i z żelazną konsekwencją owych zasad przestrzegać. Nie jestem jednak w tym względzie nadmiernym optymistą, obawiam się, że ego-

Posprzątać po neoliberalizmie 29 izmy państwowe oraz nadzieja na to, że nam się uda, nawet, jeśli inni utoną, wezmą górę nad uznaniem, że wszyscy płyniemy na tej samej łodzi i nie ma sensu wiosłowanie w pojedynkę. Podlizywanie się światowym korporacjom, agencjom ratingowym i bankom za dużym, aby upaść w nadziei, że nie zrobią nam krzywdy, jak zwykle przeważy nad wspólnym interesem położenia końca sytuacji, kiedy to ogon macha psem (instytucje, jak np. banki, które miały s ł u ż y ć efektywności gospodarowania poszczególnych gospodarek, stają się owych gospodarek panami i dyktują im warunki). Sprawą ważniejszą są jednak interesy grupowe, czy wręcz klasowe i ich wpływ na politykę państw. Ideologia neoliberalna była oczywiście funkcjonalna wobec interesów klasy Nowego (Bogatego) Mieszczaństwa i doprowadziła do znacznego jej wzmocnienia kosztem wszystkich klas pozostałych, w tym i klasy średniej, która początkowo była głównym adresatem zmian neoliberalnych. (Ostatnie trzydzieści lat to w sporej części państw zachodnich z USA na czele, nie wspominając np. o państwach południowoamerykańskich, okres niezwykłej wprost koncentracji bogactwa w rękach nielicznych i systematycznego, względnego ubożenia klasy średniej oraz klasy niższej). To ta właśnie klasa podporządkowała sobie państwo, które działało przez długie lata w jej interesie. Aby doprowadzić do zmian w pożądanym kierunku, potrzebne byłoby wyłonienie się jakiejś znaczącej siły społecznej, która uświadomiwszy sobie swój interes odmienny od interesu klasy dotąd dominującej, mogłaby rozpocząć proces zmiany społecznej. Problem jednak w tym, że struktura klasowa społeczeństw ponowoczesnych uległa znacznej dekompozycji (np. prawie zanikła klasa robotnicza, tradycyjnie stanowiąca przeciwwagę dla burżuazji), zaś dominująca ideologia hiperindywidualizmu (odprysk neoliberalizmu) wdrukowała ludziom przekonanie, że mogą polegać tylko na samych sobie, a jakiekolwiek działania kolektywne nie mają sensu. Potrzeba zatem odrodzenia świadomości wspólnotowej, zmiany postaw z hiperindywidualistycznych na umiarkowanie prowspólnotowe oraz porzucenia nadziei, że jakiekolwiek problemy społeczne da się rozwiązać mocą indywidualnej przedsiębiorczości czy spontanicznego kształtowania się n ajlepszego ładu społecznego w wyniku nieskoordynowanych działań jednostkowych (mit autorstwa von Hayeka, który stał się podstawą ideologii neoliberalizmu). Musi się wyłonić

30 Liberalizm, wspólnotowość, równość podmiot społeczny, który uświadomiwszy sobie swój interes sprzeczny z interesem klasy dominującej, będzie w stanie doprowadzić do zmiany społecznej przez radykalne reformy. W moim przekonaniu podmiot ów, jeśli w ogóle powstanie, będzie nader zróżnicowany wewnętrznie, społeczeństwo ponowoczesne bowiem jest społeczeństwem rozproszonym, społeczeństwem nisz klasowych, zawodowych, światopoglądowych i estetycznych. Gra toczy się zatem o system sojuszy i porozumień (nawet doraźnych), który może zrodzić jakąś siłę społeczną zdolną doprowadzić do pożądanych zmian. I tu dotykamy kwestii o kapitalnym znaczeniu. A mianowicie tego, na czym owe zmiany miałyby k o n k r e t n i e polegać. Słowem, jaka miałaby być treść owych socjaldemokratycznych reform, o których pisze Sierakowski. Na czym np. miałaby dziś polegać sprawiedliwość społeczna, do której każda socjaldemokracja się odwołuje? Wydaje się, że dopóki formacja polityczna Sierakowskiego nie sformułuje bardzo szczegółowego programu reform, nie uzyska wiarygodności politycznej, o którą tak dziś zabiega. Mam nadzieję, że jest w stanie tego dokonać. Dałoby to bowiem szansę na powstanie nowej, autentycznej, nowoczesnej, uczciwej lewicy, której w Polsce tak bardzo brakowało przez ostatnie dwadzieścia lat. Namawiałbym ją, aby w obrębie owego systemu sojuszy i porozumień łaskawym okiem spojrzała na dorobek ideowy i polityczny tzw. Nowego Liberalizmu (nie mylić z neoliberalizmem!), orientacji w łonie liberalizmu brytyjskiego, która w znaczący sposób przyczyniła się do powstania państwa dobrobytu w Wielkiej Brytanii. Jestem bowiem przekonany, że nową jakość w polskiej polityce można osiągnąć jedynie w wyniku łączenia, a nie dzielenia, szukania sojuszy i formułowania programów, które wyjdą naprzeciw zwolennikom różnych opcji politycznych domagających się zmiany, w tym i socjalliberałom spod znaku Leonarda Trelawny ego Hobhouse a czy Johna Rawlsa, do których sam się zaliczam. To oni łączyli w swych poglądach akceptację dla gospodarki wolnorynkowej i własności prywatnej z przekonaniem, że należy zrównoważyć negatywne efekty ich działania aktywną polityką państwa zmniejszającego nierówności społeczne i działającego na rzecz sprawiedliwości i dobra wspólnego. Sierakowski trafnie zauważa w swoim tekście, że taka nowa formacja musiałaby się zwrócić przeciwko całemu establishmentowi politycznemu, zamienił się on bowiem już dawno w Nową Klasę

Posprzątać po neoliberalizmie 31 Panującą, która za swe główne zadanie uznała trwanie na uprzywilejowanych pozycjach i czerpanie z nich profitów. Młodolewica znajduje się w trudnej sytuacji, musiałaby ona bowiem być zarówno antysystemowa, aby przełamać ową spetryfikowaną strukturę interesów partyjnych ( kartelu partii politycznych ), jak i wewnątrzsystemowa, aby zacząć się w ogóle liczyć w zinstytucjonalizowanej polityce, która w kulturze zachodniej od dawna wiąże się z istnieniem partii politycznych (nikt nie wymyślił jak dotąd lepszego i bardziej efektywnego narzędzia realizacji polityki w demokracji parlamentarnej). W grę wchodzi jeszcze możliwość związania się z tzw. Nowym Ruchem Społecznym, który nie ulega tradycyjnej instytucjonalizacji i działa na zasadzie spontanicznej mobilizacji społecznej, trwającej tak długo, jak długo do załatwienia jest jakaś ważna sprawa społeczna (taką formę przybierało szereg ruchów społecznych powstałych w wyniku tzw. kontrkultury w latach sześćdziesiątych XX wieku). Sierakowski i jego formacja muszą podjąć decyzję, czy wybrać tradycyjną drogę zinstytucjonalizowanej polityki i przybrać formę partii politycznej, czy tez zadowolić się statusem nowego ruchu społecznego i co za tym idzie okazjonalnym mobilizowaniem sprzeciwu i statusem krytycznego recenzenta całej zinstytucjonalizowanej polityki. Jeśli zdecydują się oni na to pierwsze (zinstytucjonalizowaną politykę), to będą mieli szansę pokazać, jak nie uciekać od polityki, a zatem sformułować program radykalnych reform opartych na wyraźnym wyborze aksjologicznym, być może posługując się nawet elementami utopii społecznej (to zawsze niebezpieczna robota, choć bez niej powrót do polityki przez duże P pewnie nie jest możliwy), ale jednak mieszczący się w granicach demokracji, choć starający się ją zmienić od środka, np. w duchu ideałów demokracji partycypacyjnej, deliberatywnej czy tzw. grassroots democracy (demokracji na poziomie lokalnym). Do sformułowania takiego programu potrzeba jednak poważnej i ciężkiej pracy wielu ludzi, także, a może przede wszystkim ze świata akademickiego, a nie tylko ponawianych lamentów nad zabetonowaniem sceny politycznej itp. Powinni oni być gotowi do przedstawienia takiego programu socjaldemokratycznych czy socjalliberalnych reform w każdej z dziedzin życia społecznego, uznawszy przedtem, że istnieją różne kultury kapitalizmu (aby odwołać się do znanej książki Charlesa Hampdena-Turnera i Alfonsa Trompenaarsa