OD REDAKCJI Dyskusja o mediach publicznych toczy siê nie tylko w telewizji, radio czy wielonak³adowych dziennikach, ale równie w w¹skich krêgach osób, które w zatroskaniu swoim równie dostrzegaj¹ ten problem, ale nie maj¹ mo liwoœci publicznego wyst¹pienia przed szerokim audytorium jakim jest studio telewizyjne b¹dÿ radiowe. W naszym przekonaniu debata na ten temat winna przechodziæ jednak w kierunku, e nie jest istotne do kogo nale ¹ media, lecz czy spe³niaj¹ one warunki zaufania publicznego. To zaufanie publiczne bierze swój pocz¹tek od dziennikarza, który pe³ni swoj¹ funkcjê medialn¹ nie tylko z racji zawodu, ale z racji powo³ania do pe³nienia tego zawodu. Oznacza to, e dziennikarz nie mo e funkcjonowaæ pod presj¹ w³aœciciela medium, który go zatrudnia, lecz w zgodzie z zasadami etyki tego zawodu, w tym równie w zgodzie z okreœlonym wizerunkiem jako cz³owieka bez skazy. Nie zastosowanie siê do takiego wizerunku i zasad etyki zawodu powinno powodowaæ utratê prawa wykonywania zawodu dziennikarza w wyniku uchwa³y w³adz korporacji zawodowej do której nale y, tak jak inne zawody objête ustawami o wykonywaniu tych e zawodów i o ich samorz¹dach zawodowych. Wymienione wy ej pojêcie zawodu dziennikarza to spe³nienie równie powo³ania, tak jak z powo³ania mo na zostaæ ksiêdzem, zakonnikiem b¹dÿ zakonnic¹, lekarzem, pielêgniark¹, nauczycielem itd. W realizowaniu ka dego z tych powo- ³añ wystêpuj¹ pewne ró nice, ale sama realizacja powo³ania zawsze jest zgodna z Prawd¹. Szczegó³owo ten temat rozwija prof. Tadeusz Gerstenkorn w sojej relacji (str. 19) z I. Ogólnopolskiej Konferencji,,Dziennikarz miêdzy prawd¹ a k³amstwem, która mia³a miejsce w odzi w dniu 27.10.2007. Dochodzimy do konkluzji, e media publiczne, to mo liwoœæ przekazu informacji przez ludzi zaufania publicznego. Brak w okreœlonym medium ludzi tego zaufania powinien spowodowaæ bojkot s³uchania, czytania, czy te ogl¹dania. Brak telewidzów czy s³uchaczy lub czytelników, to jak brak kibiców na boisku sportowym. Pojedyncze odwracanie siê od okreœlonego medium nie jest dla niego groÿne, ale masowe odwrócenie siê odbiorców odniesie skutek, tak jak odwrócenie siê kupuj¹cych od okreœlonego sklepu, w stosunku do którego w³aœciciela nast¹pi³a utrata zaufania. Na dzieñ dzisiejszy w mediach brak jest pal¹cego tematu dnia jakim jest wysy³anie sprzeciwów do Prezydenta RP, Premiera Rz¹du, Marsza³ków Sejmu i Senatu RP, wobec planowanej ratyfikacji Traktatu Lizboñskiego, nie w wyniku ogólnonarodowego referendum, lecz tylko samego g³osowania w Sejmie, zgodnie z uk³adem Panów Pos³ów b¹dÿ co gorsza w³adz klubów poselskich. W tym miejscu nale a³oby zwróciæ uwagê na bardzo istotny fakt, e Pañstwo Polskie od ponad 1000 lat jest struktur¹ polityczn¹ Narodu Polskiego, który ceduj¹c w umowie spo³ecznej swoje uprawnienia do stanowienia prawa w Jego imieniu i na Jego rzecz nie wyzby³ siê tak do koñca Swoich Praw Suwerena. Id¹c dalej, skoro pe³niê praw obywatelskich Pañstwa Polskiego otrzymali równie przedstawiciele innych narodowoœci, to chocia jako obywatele RP korzystaj¹ z pe³ni praw politycznych i obywatelskich, to z chwil¹ zostania Pos³em czy Senatorem, maj¹ oni obowi¹zek s³u enia Narodowi Polskiemu i Pañstwu Polskiemu, pomimo, e jest innej narodowoœci, tak jak to czynili wielcy nasi poprzednicy i królowie polscy, poczynaj¹c od W³adys³awa Jagie³³y Litwina. I nie mylmy pojêcia obywatelstwa z pojêciem narodowoœci, bowiem nasza obecnoœæ w Unii Europejskiej jako pañstwa narodowego jest równie obecnoœci¹ ka dego z nas razem jako Narodu Polskiego, bo przedstawicielom innych narodowoœci jest obojêtne w jakim pañstwie yj¹, byle dobrze im siê wiod³o, chyba, e tak wtopili siê w naród polski, e nie tylko mówi¹ po polsku, ale myœl¹ i czuj¹ jak Polacy, bo stali siê jedno. Jako jeden z wielu sprzeciwów drukujemy list otwarty dr hab. in. em. prof. Politechniki Bia³ostockiej Zbigniewa Dmochowskiego (str. 54), a tak e na stronie 14 artyku³ prof. dr hab. Anny RaŸny pt.,,gigantyczna manipulacja. Jan Nowik ROK XVIII, NR 2 (119) 2008. 3
PRYMAS TYSI CLECIA W S U BIE KOŒCIO OWI I NARODOWI POLSKIEMU WARUNKI OWOCNEJ PRACY KOŒCIO A W POLSCE [...] Najmilsze Dzieci Bo e! Pozwólcie, e przypomnê Warn jeszcze, co jest warunkiem ³adu i skutecznej pracy Koœcio³a. Naprzód trzeba uznaæ jego obecnoœæ, pogodziæ siê z tym, e Koœció³ przyszed³ tutaj z Gniezna do Ko³obrzegu i Koszalina przed blisko tysi¹cem lat. Chocia póÿniej przysz³y bolesne chwile, Koœció³ Bo y, decyzj¹ Ojca Œwiêtego Paw³a VI, wróci³ tutaj znowu, wznawiaj¹c diecezjê ko³obrzesk¹ w powi¹zaniu z koszaliñsk¹ i rozpoczynaj¹c pracê przez waszego biskupa i kap³anów, którzy przy Was stanêli. Trzeba wiêc uznaæ obecnoœæ Koœcio³a na tym miejscu, nie droczyæ siê z Koœcio³em, nie wydzielaæ mu praw, bo Koœció³ obecny tutaj ma, ze wzglêdu na swoje wielkie zas³ugi w tej ziemi, oczywiste prawa o charakterze publiczno-prawnym. Te s³uszne prawa Koœcio³a powinny byæ tu uznane. Nie wystarcz¹ takie czy inne przywileje. My nie oczekujemy dla Koœcio- ³a przywilejów - ani tu, ani w GnieŸnie, ani w Warszawie, ani we Wroc³awiu, w Krakowie czy Przemyœlu. My chcemy uznania Koœcio³a, który jest obecny w naszej OjczyŸnie od dziesiêciu wieków, s³u y jej wytrwale i krzywdy dotychczas nigdy jej nie wyrz¹dzi³. Nawet politycy uznaj¹, e Koœció³ w Polsce zawsze jednoczy³ siê z podstawowymi zadaniami Narodu, wspó³dzia³a³ z nim, daj¹c mu œwiat³o Ewangelii i moce Ducha Bo ego. Dlatego te dzisiaj, gdy po latach Ojczyzna nasza wróci³a na te ziemie, które by³y u yÿniane przez Ewangeliê, przez krew naszych braci mêczenników, biskupów i kap³anów, nale y siê z tym pogodziæ i przyznaæ Koœcio³owi to, co jest mu potrzebne dla normalnej pracy. Trzeba przyznaæ Koœcio³owi wolnoœæ, i to tak¹, która daje swobodê ycia spo³ecznego. Mo e by³oby dobrze w dzisiejszych czasach gdy nasza m³odzie niekiedy siê gubi, nie mog¹c znaleÿæ w³aœciwych sobie dróg i w³asnych zadañ uczyniæ coœ, aby katechizacja odbywa³a siê w warunkach bardziej ludzkich, w takich jakie zabezpieczamy naszej m³odzie y w szko³ach. Je eli nawet organizacje polityczne zak³adaj¹ swoje szko³y, uwa aj¹c za rzecz niezbêdn¹ przygotowanie polityczne swoich cz³onków, to tym bardziej Koœció³, który obecny jest w OjczyŸnie naszej od wieków, ma prawo do odpowiednich szkó³, z pomoc¹ których przygotowa³by kap³anów do pracy i s³u by Ludowi Bo emu, a nasz¹ m³odzie, do lepszego zrozumienia chrzeœcijañskich obowi¹zków ycia i wspó³ ycia. [...] Z przemówienia w pi¹t¹ rocznicê erygowania diecezji koszaliñska-ko³obrzeskiej S³upsk, 26 czerwca 1977 CZEGO OCZEKUJEMY DLA KOŒCIO A W POLSCE [...] Zdaje siê, e w ocenie ludzi rozwa nych by³o to ryzyko, ale bodaj obustronne. Mo e nawet moje mniejsze, bo mnie znacie, Najmilsi, od lat trzydziestu. Mo e to jest stwierdzenie ambitne, ale uwa am, e dotychczas nigdy nie dzia³a³em na szkodê Narodu. Dziœ przyznajê siê, e Koœció³ w Polsce prowadzi pracê, która niew¹tpliwie s³u y dobru Narodu i obecnej sytuacji spo³eczno-gospodarczej. Jednak najrozmaitsze na³ogi, sk³onnoœci, wywo³ane sytuacj¹ polityczn¹ i gospodarcz¹, ujawniaj¹ nowe wielkie niebezpieczeñstwa, którym trzeba przeciwdzia³aæ. W³adze pañstwowe licz¹, e Koœció³ ma si³y, by zneutralizowaæ te niebezpieczeñstwa. Nie mamy mo noœci opanowaæ szeregu deformacji moralnych, zw³aszcza w dziedzinie moralnoœci spo³ecznej, ekonomicznej, moralnoœci pracy i takich bolesnych przejawów, jak ³apownictwo, bumelanctwo, brak odpowiedzialnoœci technicznych i gospodarczych, a szczególnie nietrzeÿwoœæ. W tej dziedzinie potrzebna jest pomoc Koœcio- ³a i wiele czasu. Jest ona mo liwa, bo to jest nasza dziedzina. Koœció³ w Polsce nie d¹ y do walki z ustrojem ani z pañstwem. Koœció³ broni czystoœci nauki ewangelicznej, wolnoœci wype³niania swojego w³asnego zadania, równoœci obywateli na odcinku œwiatopogl¹dowym i wyznaniowym i podstawowych praw osoby ludzkiej. Koœció³ broni swej wolnoœci do wype³nienia obowi¹zku s³u by zbawiania ludzi i czynie- 4 Nad Odr¹
nia ich u ytecznymi dla wspólnoty domowej na ziemi. Je eli wiêc czego oczekujemy, to przede wszystkim szerszego marginesu wolnoœci dla Koœcio³a. Na pewno nie u yjemy jej Ÿle ani przeciwko Narodowi, ani przeciwko Pañstwu. Oczekujemy zw³aszcza wolnoœci opinii, wolnoœci publikacji, wydawnictw, prasy autentycznie katolickiej, a nawet wolnoœci w pewnym zakresie koalicji, zw³aszcza gdy idzie o odbudowanie bractw, stowarzyszeñ religijnych i Sodalicji. Nale a³oby ju rozstaæ siê z urzêdowym ateizowaniem spo³eczeñstwa przez szko³ê, radio, telewizjê, film i inne œrodki masowego przekazu. Tylko takiej wolnoœci oczekujemy i domagamy siê. Jak ju wiele razy powiedziano, Koœció³ nie chce dla siebie przywilejów, nie oczekuje i nie potrzebuje zabezpieczenia politycznego czy ekonomicznego. Damy sobie radê z pomoc¹ naszego Ludu Bo ego. Koœció³ oczekuje jednego - aby by³, jak dotychczas w dziejach, uwa any za instytucjê o charakterze publiczno-prawnym, to znaczy instytucjê, której ustrój i zadania s¹ docenione, rozumiane i uznawane. Nie odbiegliœmy wiêc od naszej linii postêpowania, prowadzonej z ca³¹ konsekwencj¹ od lat trzydziestu. Kosztuje ona wiele. [...] Z przemówienia w Wigiliê Bo ego Narodzenia do duchowieñstwa warszawskiego Warszawa, 24 grudnia 1977 KONSTYTUCYJNE PRAWO KOŒCIO A CHRYSTUSOWEGO Seminarium jest potrzeb¹ diecezji. Je eli Ojciec Niebieski sam przygotowa³ miejsce dla swojego Syna, Wiecznego Kap³ana i w Betlejem, i w Nazaret je- eli odda³ Go na ziemskie wychowanie Matce Najœwiêtszej i œwiêtemu Józefowi, je eli póÿniej Chrystus zastrzeg³ sobie dobór powo³anych i ich wychowanie, to widocznie sprawa ta nale y do konstytucji prawa Koœcio³a œwiêtego. On sam musi organizowaæ to w sposób wolny, niezale ny, bez obcej interwencji, bez wtr¹cania siê w sprawy Bo e i nadprzyrodzone ludzi powo³anych do innych zadañ na ziemi. W naszej OjczyŸnie przed dwudziestu laty by³o nieustanne d¹ enie w³adz politycznych do interwencji w ycie seminariów duchownych do wizytacji, do decydowania o programie i kierunku wychowawczym w tych uczelniach. Pamiêtamy te ciê kie chwile. Odpowiadaliœmy wtedy, e raczej trzeba Boga s³uchaæ, ani eli ludzi. Do Ojca Œwiêtego nale y decydowaæ o tym, a nie do was. Wy pilnujcie swoich spraw, pilnujcie ycia gospodarczego, ³adu spo³ecznego i bezpieczeñstwa Ojczyzny. A sprawy Koœcio³a i wychowania kap³anów zostawcie biskupom, bo tutaj trzeba bardziej Boga s³uchaæ, ani eli ludzi. ROK XVIII, NR 2 (119) 2008. Nie od razu wprawdzie, ale po pewnym czasie, po sta³ej perswazji, zrozumiano, e Koœció³ nie ust¹pi, bo nie mo e ust¹piæ z tego prawa, które jest jego konstytucyjnym prawem wskazuj¹cym na to, e Koœció³ w swoich stosunkach z Ludem Bo ym musi mieæ ca³kowit¹, wewnêtrzn¹ wolnoœæ. Jest ona konieczna, aby Koœció³ móg³ wype³niæ swoje pos³annictwo, aby zaœwiadcza³ i g³osi³ nieustannie, e zmartwychwsta³y Chrystus jest Pasterzem i Zbawc¹. Do nas nale y, moc¹ naszego pos³annictwa, mówiæ o Jezusie Chrystusie i g³osiæ Jego Ewangeliê. Lud Bo y musi wiedzieæ, e kap³ani w dziedzinie w³asnego pos³annictwa s¹ ca³kowicie wolni i swobodni. Bo ktoœ musi byæ stró em sumieñ, niezale nym, niekontrolowanym, aby ludzkim sumieniom nie narzucaæ tego, czego nie chc¹. Jak Chrystus zachowa³ wolnoœæ wyboru uczniów, jednych powo³uj¹c a innych odsy³aj¹c do domu, tak dzisiaj biskup w swej diecezji, maj¹c swoje w³asne Betlejem", gdzie rodz¹ siê kap³ani przez niego powo³ywani, musi mieæ wewnêtrzn¹ wolnoœæ powo- ³ywania lub te odsy³ania. [...] Nasze w³adze polityczne po pewnym czasie te zrozumia³y, e Koœció³ broni swej wolnoœci nie dla kaprysu, ale dla zachowania swojej wewnêtrznej konstytucji i w³asnego ustroju. Koœció³ strze e swej niezale noœci, bo wie, i Wy mo ecie ufaæ tylko takiemu kap³anowi, którego do Was posy³a biskup w sposób ca³kowicie wolny i swobodny. Kap³anowi, który nie jest Warn narzucony przez takie czy inne ustroje, w³adze, kierunki polityczne. Koœció³ musi zachowaæ wolnoœæ powo³ywania, bo dopiero taki kap³an, który jest powo³any przez biskupa w sposób ca³kowicie wolny i niezale ny, znajdzie u Was zaufanie. Z doœwiadczenia i historii Koœcio³a wiemy, e niestety by³y czêsto bolesne i trudne sytuacje ograniczania wolnoœci Koœcio³a, lecz nigdy nie wychodzi³o to na dobre ani Koœcio³owi, ani Ludowi Bo emu. Nie przysparza³y korzyœci nawet spo³ecznoœci politycznej, jeœli wchodzi³a ona za daleko i niepotrzebnie w sprawy ³adu nadprzyrodzonego. Aby to wszystko zrozumieæ, potrzebna jest nam przynamniej œwiadomoœæ, e Koœció³ nie jest spo³ecznoœci¹ tak¹, jak inne spo³ecznoœci doczesne. Koœció³ jest spo³ecznoœci¹ nadprzyrodzon¹, Bo ¹, i pocz¹tek swój bierze z Jezusa Chrystusa, swego Za³o yciela, który dzia³a w imiê Ojca i z woli Ojca Niebieskiego. [...] Wy sami, Najmilsze Dzieci Bo e, macie wyczucie potrzeby niezale noœci i wolnoœci Koœcio³a, biskupów i kap³anów. I chocia ci¹gle s¹ próby politycznego uzale niania kap³anów, Wy równie lêkacie siê ich uzale niania. Sami bêd¹c zró nicowani w swoich pogl¹dach spo- ³ecznych, gospodarczych i politycznych, nie mielibyœcie pewnoœci, czy kap³an przychodzi do Was 5
w imiê Chrystusa, czy te w imiê jakiejkolwiek ziemskiej w³adzy. A Wy chcecie, aby kap³an przychodzi³ do Was tylko w imiê Chrystusa, i to Ukrzy owanego. Aby wiêc Koœció³ móg³ wype³niæ swoje zadanie, musi byæ w jakimœ wymiarze niezale ny. Zapewne kap³an nie przestaj¹c byæ obywatelem spo³ecznoœci doczesnej jest w pewnym stopniu od niej uzale niony administracyjnie czy ekonomicznie. Ale gdy idzie o jego formacjê duchow¹, o jego pos³annictwo kap³añskie, misjê apostolsk¹, zadanie kszta³towania waszych sumieñ, w tym musi zachowaæ ca³kowit¹, wewnêtrzn¹ niezale noœæ i wolnoœæ. [...] Z przemówienia przy poœwiêceniu rozbudowanego gmachu seminarium duchownego w Gdañsku, 16 kwietnia 1978 KOŒCIÓ POTRZEBNY ŒWIATU [...] Chrystus, który sam jest twórc¹ Koœcio³a Bo- ego, wie, kogo na jakie czasy najbardziej potrzeba. Opinia publiczna ró nych krajów mo e próbowaæ okreœlaæ wymagania Koœcio³a, mo e wymieniaæ nazwiska swoich kandydatów, jednak e jak powiedzia³em myœli ludzkie nie s¹ myœlami Bo- ymi. Tym wiêcej, e Koœció³ nie jest spo³ecznoœci¹ polityczn¹, chocia mo e mieæ znaczenie spo- ³eczno-polityczne, lecz jest spo³ecznoœci¹ nadprzyrodzon¹, religijn¹, teologiczn¹, moraln¹, budowan¹ na fundamencie wiary i Aposto³ów. Tylko te moce rozstrzygaj¹ o tym, kogo Koœcio³owi potrzeba. I chocia nie wszyscy zdaj¹ sobie sprawê z tego, czym jest Koœció³ i kto powinien byæ na jego czele, to jednak Koœció³ ma nadal wielkie znaczenie dla œwiata. Pomimo i jest spo³ecznoœci¹ religijn¹, ma znaczenie spo³eczne i moralne. W tym objawia siê trwa³oœæ ducha Ewangelii. O tym, e Koœció³ jest œwiatu potrzebny, œwiadczy³o wielkie zainteresowanie spraw¹ wyboru G³owy Koœcio³a, jak równie bardzo liczny udzia³ przedstawicieli wszystkich niemal pañstw i spo³ecznoœci politycznych w czasie pogrzebu Paw³a VI, a tak e na Placu Œwiêtego Piotra podczas tak zwanej intronizacji, czyli objêcia tronu papieskiego i na- ³o enia paliusza wybranemu Papie owi. Nie chcia³ on bowiem koronowaæ siê tiar¹. Mówiono w prasie: Papie bez tiary". Ale to by³ wymowny znak, mo e nawet uchylenie r¹bka tajemnicy przemian, które zachodz¹ w spo³ecznoœci nadprzyrodzonej, jak¹ jest Koœció³. [...] Z przemówienia w archikatedrze œw. Jana Chrzciciela po wyborze Jana Pawia I Warszawa, 17 wrzeœnia 1978 O EUROPÊ CHRZEŒCIJAÑSK [...] Od dawna ju, bo jeszcze przed Soborem Watykañskim II, omawialiœmy ze œp. kardyna³em Döpfnerem mo liwoœæ naszego zbli enia zbli enia obydwu Narodów, które Opatrznoœæ Bo a zwi¹za³a nie tylko granicami, ale te i wzajemnym przenikaniem religijnym narodów wychowanych w Koœciele katolickim. Wielokrotnie rozmawialiœmy i wypowiadaliœmy te nadzieje, e przyjdzie czas, kiedy, tak jak ongiœ, tak i dziœ bêdziemy mogli wspólnie budowaæ Europê Chrystusow¹, chrzeœcijañsk¹. Tym bardziej, e przez wiele wieków w tym duchu pracowaliœmy w centralnej Europie, a eby ugruntowaæ tutaj królestwo Chrystusowe, które jest królestwem prawdy, królestwem sprawiedliwoœci i mi- ³oœci, królestwem pokoju i ³aski. Szczególnie systematycznie pracowaliœmy nad tym w okresie Soboru Watykañskiego II. I wtedy ju rozmawialiœmy, e mo na iœæ wspóln¹ drog¹ w duchu Ewangelii. Co wiêcej nie tylko jest to mo liwe, ale jest niezbêdne, konieczne do dalszego rozwoju ducha Bo ego w tym œwiecie centralnej Europy, która by³a bardzo czêsto kolebk¹ wspania³ych poczynañ apostolskich i ewangelicznych. [...] Z przemówienia przed katedr¹ w Fuldzie, 20 wrzeœnia 1978 Prymas Tysi¹clecia, Editions du Dialogue, Pary 1982. Wybór i opracowanie redakcyjne: Florian Kniotek SAC, Zenon Modzelewski SAC, Danuta Szumska 6 Nad Odr¹
S UCHAÆ BOGA, BY YÆ Z NAUCZANIA KSIÊDZA ARCYBISKUPA PROF. DR HAB. KAZIMIERZA MAJDAÑSKIEGO III. Drogi ocalenia 1. Nawracajmy siê przeto i wierzmy w Ewangeliê (por. Mk 1, 15). Pyta³ Papie Jan Pawe³ II w Skoczowie: Dok¹d idziemy? W któr¹ stronê pod¹ aj¹ sumienia? (22 V 1995). Pyta³ o to, przypominaj¹c stale aktualne s³owa, wypowiedziane na krakowskich B³oniach w 1979 roku: Czy mo na odrzuciæ Chrystusa i wszystko to, co On wniós³ w dzieje cz³owieka? Oczywiœcie, e mo na. Cz³owiek jest wolny. Cz³owiek mo e powiedzieæ Bogu: nie. Mo e powiedzieæ Chrystusowi: nie. Ale pytanie zasadnicze: czy wolno? I, w imiê czego «wolno»? Jaki argument rozumu, jak¹ wartoœæ woli i serca mo na przed³o yæ sobie samemu i bliÿnim, i rodakom, i narodowi, a eby odrzuciæ, a eby powiedzieæ «nie» temu, czym wszyscy yliœmy przez tysi¹c lat?! Temu, co stworzy³o podstawê naszej to samoœci i zawsze j¹ stanowi³o (9 VI 1979). I wo³a³ Ojciec Œwiêty: Czas próby polskich sumieñ trwa! Musicie byæ mocni w wierze! (22 V 1995). Ostatnio zaœ Papie Benedykt XVI przypomnia³ nam: Jezus ukazuje najœciœlejszy zwi¹zek, jaki istnieje (...) miêdzy wiar¹ i yciem wed³ug przykazañ Bo ych. (...) Koœció³ nie mo e dopuœciæ, by zamilk³ Duch Prawdy. (...) Ka dy chrzeœcijanin winien konfrontowaæ w³asne pogl¹dy ze wskazaniami Ewangelii i Tradycji Koœcio³a, aby dochowaæ wiernoœci s³owu Chrystusa, nawet gdy jest ono wymagaj¹ce i po ludzku trudne do zrozumienia. Nie mo emy ulec pokusie relatywizmu (...). Tylko ca³a prawda pozwoli przylgn¹æ do Chrystusa, który umar³ i zmartwychwsta³ dla naszego zbawienia (Warszawa, 26 V 2006). Wezwanie nas dziœ do nawrócenia, to wezwanie do wiernoœci Prawdzie. W omawianej przez nas dziedzinie praktycznie oznacza to wiernoœæ dla nauki encykliki Humanae vitae. Uczy³ Papie Jan Pawe³ II: (...) spraw¹ pedagogii Koœcio³a jest, by ma³ onkowie przede wszystkim jasno uznali naukê zawart¹ w Encyklice Humanae vitae, jako normatywn¹ dla ich ycia p³ciowego i szczerze usi³owali stworzyæ warunki konieczne dla zachowania tych zasad (Familiaris consortio, 34). ROK XVIII, NR 2 (119) 2008. 2. Skoro przysz³oœæ ludzkoœci idzie poprzez rodzinê (Familiaris consortio, 86), to tylko rodzina ocali œwiat od zagro eñ cywilizacji œmierci. Od jakiej jednak rodziny zale y szczêœliwa przysz³oœæ Koœcio³a, œwiata i Polski? Decyduje o tym odpowiedzialne rodzicielstwo! Tak mówi³ o tym S³uga Bo y Jan Pawe³ II do polskich rodzin: W punkcie wyjœcia rodziny znajduje siê rodzicielstwo. Koœció³ uczy: odpowiedzialne rodzicielstwo. I sprawie tej poœwiêca wiele uwagi i wiele wysi³ku. Odpowiedzialne to znaczy: godne osoby ludzkiej, stworzonej «na obraz i podobieñstwo Boga». Odpowiedzialne za mi³oœæ. Tak: mi³oœæ mierzy siê w³aœnie t¹ rodzicielsk¹ odpowiedzialnoœci¹. A wiêc rodziny odpowiedzialne za ycie, za wychowanie. Czy nie o tym w³aœnie mówi¹ s³owa przysiêgi ma³ eñskiej? (Szczecin, 11 VI 1987). W Liœcie zaœ do rodzin uczy³: Otó mê czyzna i kobieta w momencie ma³ eñskiego zjednoczenia s¹ równoczeœnie odpowiedzialni za dar, jakim dla siebie wzajemnie siê stali przez sakramentalne przymierze. Logika ca³kowitego daru z siebie dla drugiego cz³owieka otwiera ich potencjalnie na rodzicielstwo. W ten sposób ma³ eñstwo ma urzeczywistniæ siê jeszcze pe³niej jako rodzina (n. 12). OdpowiedŸ na pytanie o to, ile powinno byæ dzieci w rodzinie, nale y w³aœnie do zadañ odpowiedzialnego rodzicielstwa, pe³nionego przez ma³ onków, jako wspó³pracowników Boga-Stwórcy. Czytamy o tym w soborowej Konstytucji Gaudium et spes: (...) zgodn¹ rad¹ i wspólnym wysi³kiem wyrobi¹ sobie [ma³ onkowie] s³uszny pogl¹d w tej sprawie, uwzglêdniaj¹c zarówno swoje w³asne dobro, jak i dobro dzieci, czy to ju urodzonych, czy przewidywanych, i rozeznaj¹c te warunki czasu oraz sytuacji yciowej, tak materialnej, jak i duchowej; a w koñcu, licz¹c siê z dobrem wspólnoty rodzinnej, spo³eczeñstwa i samego Koœcio³a. Pogl¹d ten winni ma³ onkowie ustalaæ ostatecznie wobec Boga. Niech chrzeœcijañscy ma³- 7
onkowie bêd¹ œwiadomi, e w swoim sposobie dzia- ³ania nie mog¹ postêpowaæ wedle w³asnego kaprysu, lecz e zawsze kierowaæ siê maj¹ sumieniem, dostosowanym do prawa Bo ego, pos³uszni Urzêdowi Nauczycielskiemu Koœcio³a. Nadto zaœ: Spoœród ma³- onków, co w ten sposób czyni¹ zadoœæ powierzonemu im przez Boga zadaniu, szczególnie trzeba wspomnieæ o tych, którzy wedle roztropnego wspólnego zamys³u podejmuj¹ siê wielkodusznie wychowaæ nale ycie tak e liczniejsze potomstwo (KDK 50). Uczy Papie Benedykt XVI: Ojciec i matka wypowiedzieli przed Bogiem ca³kowite «tak», stanowi¹ce podstawê ³¹cz¹cego ich sakramentu. Dlatego te, aby wewnêtrzna wiêÿ rodziny by³a pe³na, jest konieczne, by wypowiedzieli równie «tak» wyra aj¹ce akceptacjê dzieci poczêtych albo adoptowanych, obdarzonych w³asn¹ osobowoœci¹ i charakterem (Walencja, 8 VII 2006). 3. S¹ to szczególne wyzwania dla pos³ugi duszpasterskiej. Nale y g³osiæ ca³¹ Ewangeliê, o czym uczy Papie Pawe³ VI w Humanae vitae: Wybitn¹ form¹ mi³oœci dla dusz jest nie pomniejszaæ w niczym zbawczej nauki Chrystusa. Zarazem zaœ g³oszenie prawdy winno dokonywaæ siê w mi³oœci: Niech e ma³ onkowie nêkani trudnoœciami odnajd¹ w s³owie i sercu kap³ana jakby odzwierciedlenie g³osu i mi³oœci naszego Zbawiciela (n. 29). Zwraca siê te Papie w Encyklice do kap³anów: Wiecie równie dobrze, jak wielkie znaczenie dla zachowania pokoju sumieñ i jednoœci ludu chrzeœcijañskiego posiada to, by tak w dziedzinie moralnoœci, jak i w sprawach dogmatycznych wszyscy byli pos³uszni Nauczycielskiemu Urzêdowi Koœcio³a i mówili jednym jêzykiem. Dlatego z ca³ego serca ponownie was wzywamy, przytaczaj¹c pe³ne troski s³owa wielkiego Aposto³a Paw³a: «Zaklinam was, Bracia, na imiê Pana, naszego Jezusa Chrystusa, odzywajcie siê wszyscy w tym samym Duchu! Niech nie bêdzie wœród was rozdwojenia! yjcie w jednym duchu i w jednej myœli» (1 Kor 1, 10; Humanae vitae, 28). Jan Pawe³ II ostrzega: (...) zamêt wywo³any w sumieniach wielu wiernych w wyniku rozbie noœci pogl¹dów czy nauczania teologii, w kaznodziejstwie, w katechezie, w kierownictwie duchowym w odniesieniu do trudnych i delikatnych problemów moralnoœci chrzeœcijañskiej, doprowadza do obni enia czy niemal do zaniku prawdziwego poczucia grzechu (Reconciliatio et paenitentia, 18). T³umaczy te Ojciec Œwiêty: Ten, kto uwa a, e Sobór i encyklika [Humanae vitae] nie poœwiêcaj¹ dostatecznej uwagi trudnoœciom konkretnego ycia, nie rozumie troski pasterskiej, która podyktowa³a te dokumenty. Pasterska troska oznacza poszukiwanie prawdziwego dobra cz³owieka, rozwijanie wartoœci z³o onych przez Boga w jego osobie, czyli oznacza urzeczywistnianie tej «regu³y wyrozumia³oœci», która zmierza do coraz jaœniejszego odczytywania zamys³u Bo ego w odniesieniu do ludzkiej mi³oœci, w g³êbokim przekonaniu, e jedyne i prawdziwe dobro osoby ludzkiej polega na zrealizowaniu tego Bo ego planu (Katechezy Mê czyzn¹ i niewiast¹ stworzy³ ich, Watykan 1986, s. 466.). Trzeba wiêc nieœæ wszêdzie, tak e na ambonê, na katechizacjê, na kursy przedma³ eñskie Bo ¹ Prawdê. Tymczasem podobno zaniedbywany bywa ten obowi¹zek w niektórych niema³ych przestrzeniach naszego duszpasterstwa. Nawet na rekolekcjach wielkopostnych nie wspomina siê tam o grzechach antykoncepcji. Trzeba tu wielkiego nawrócenia i wielkiej modlitwy o pos³uszeñstwo dla nauki Bo ej. Warto te przegl¹daæ nasze ksiêgi parafialne, pytaj¹c o to, co mówi¹ o przysz³oœci parafii, diecezji i kraju. Trzeba nieœæ Prawdê do wszystkich miejsc pos³ugiwania, przede wszystkim jednak do konfesjona³u, gdzie siê rozstrzygaj¹ w tajemnicy przed ludÿmi, ale w obliczu Bo ym, sprawy ludzkich grzechów. Sakrament Pokuty i Pojednania to spotkanie z Mi³osierdziem Bo ym, które wymaga skruchy i odmiany ycia: IdŸ, a od tej chwili ju nie grzesz (J 8, 11). Sakrament ten ma s³u yæ Prawdzie Bo ej o ma³- eñstwie i rodzinie. Tylko tak ocaleje Koœció³ i Naród. Nak³ada to œcis³e obowi¹zki zarówno na spowiedników, jak i na penitentów. Ma³ onkowie i rodzice s¹ zobowi¹zani spowiadaæ siê z tego, jak spe³niaj¹ obowi¹zki swojego stanu. Czy wiêc penitenci tak siê spowiadaj¹? Czy spowiednicy ich o to pytaj¹? Taki jest ich obowi¹zek. W encyklice Piusa XI Casti Connubii czytamy: Spowiedników i duszpasterzy z tytu³u Naszej najwy szej w³adzy i troski o zbawienie dusz napominamy, by nie pozwolili powierzonym sobie wiernym b³¹dziæ w zakresie tego wielkiego przykazania Bo ego oraz tym daleko bardziej by w³asne swoje pogl¹dy zachowali nieska one fa³szywymi opiniami i by tych ostatnich w aden sposób nie tolerowali. Je eliby zaœ, co nie daj Bo e, jakiœ spowiednik lub duszpasterz powierzonych sobie wiernych w te b³êdy wprowadza³, albo choæby czy to przez aprobatê, czy te przez podstêpne milczenie w nich utwierdza³, niech wie, e zda przed Najwy szym S¹dem Boga surowy rachunek za zdradê swego urzêdu i e do niego odnosz¹ siê s³owa Chrystusa: Œlepi s¹ i przewodnicy œlepych. A jeœliby œlepy œlepego wiód³, obydwaj w dó³ wpadaj¹ (Mt 15, 4) (AAS 22 (1930) 559 nn). A oto s³owa nauczania Jana Paw³a II: Sprawowanie tego sakramentu nabiera szczególnego znaczenia dla ycia rodzinnego: odkrycie w duchu wiary tego, jak grzech sprzeciwia siê nie tylko przymierzu z Bogiem, ale i przymierzu ma³ eñskie- 8 Nad Odr¹
mu oraz komunii rodzinnej, prowadzi ma³ onków i wszystkich cz³onków rodziny do spotkania Boga, «bogatego w mi³osierdzie», który rozszerzaj¹c sw¹ mi³oœæ potê niejsz¹ ni grzech, odbudowuje i udoskonala przymierze ma³ eñskie i komuniê rodzinn¹ (Familiaris consortio, 58). W Liœcie do Rodzin pisze Papie : Mi³oœæ ma³ eñska i rodzicielska posiada wszak- e równie zdolnoœæ leczenia (...) ran, o ile poszczególne zagro enia nie odbieraj¹ jej w³asnej zdolnoœci regeneracyjnej, tak dobroczynnej dla ludzkich wspólnot. Zdolnoœæ ta zwi¹zana jest z Bo ¹ ³ask¹: z ³ask¹ przebaczenia i pojednania, która daje duchow¹ moc rozpoczynania wci¹ na nowo. Dlatego te rodzina musi spotkaæ Chrystusa w Koœciele poprzez ów przedziwny sakrament, jakim jest Sakrament Pokuty i Pojednania (List do Rodzin, 14). B³. Matka Teresa z Kalkuty, zabieraj¹c g³os na Synodzie roku 1980 wo³a³a o œwiêtych kap³anów. Synod by³ o rodzinie. Czy ta œwiêta zakonnica siê nie pomyli³a? Pewnie nie. Uczy³ bowiem Jan Pawe³ II: Jakie skarby ³aski, prawdziwego ycia i promieniowania duchowego sp³ywa³yby na Koœció³, gdyby ka dy kap³an okazywa³ siê gorliwy, gdyby ka dy do³o y³ wszelkich starañ, by nigdy wskutek niedba³oœci lub pod innymi pozorami nie zabrak³o go na spotkaniu z wiernymi w konfesjonale, a zw³aszcza gdyby aden nie szed³ tam nigdy nieprzygotowany czy pozbawiony niezbêdnych przymiotów ludzkich oraz dyspozycji duchowych i duszpasterskich! (Reconciliatio et paenitentia, 29). IV. Œwiadectwo 1. Œwiadectwo dwóch Papie y Chodzi o œwiadectwo ze spotkañ z dwoma Papie- ami, do jakiego autor obecnej relacji czuje siê w sumieniu zobowi¹zany. Dwa lata po ukazaniu siê Encykliki Humanae vitae mówi³ z bólem Papie Pawe³ VI do skromnego biskupa polskiego: Wiele w tym czasie z powodu encykliki wycierpia³em. A przecie nie móg³bym zmieniæ w niej ani jednego s³owa, bo to nauka Stamt¹d! I Papie uniós³ d³oñ w górê. Skar y³ siê przy tym na postawê niektórych teologów. Znane s¹ te jego s³owa o tym, e sw¹d szatana daje o sobie znaæ w Koœciele (29 VI 1972). Po latach, zobowi¹zany przez S³ugê Bo ego Jana Paw³a II do wspó³pracy w Watykanie, w czasie przygotowania Synodu Biskupów roku 1980 o zadaniach rodziny chrzeœcijañskiej w œwiecie wspó³czesnym, by³em œwiadkiem tego, jak rodzi³a siê najpowa niejsza jak siê potem okaza³o decyzja personalna Papie a. Zosta³ mu przedstawiony kandydat do podjêcia wa nych zadañ synodalnych. Ojciec Œwiêty odpowiedzia³ yczliwie: Kandydatura jest bardzo dobra, ale muszê kandydata zaprosiæ i zapytaæ go o to, co myœli o Humanae vitae. Widocznie dialog wypad³ znakomicie i sta³o siê to b³ogos³awieñstwem dla dalszych dziejów Koœcio³a. 2. Œwiadectwo rodzin Niezast¹piony wk³ad w Synod wnios³y rodziny audytorzy œwieccy, zaproszeni z ró nych czêœci œwiata. Dali œwiadectwo o tym, e ycie zgodne z Bo ym zamys³em o ma³ eñstwie i rodzinie jest jedyn¹ drog¹, na której odnajduje siê pokój i radoœæ, ocala mi³oœæ i szczêœcie. Dot¹d mo na odczytywaæ te œwiadectwa (Œwiadectwa te zosta³y w jêzyku polskim opublikowane w Ateneum Kap³añskim, z. 434, 1981 oraz w wydawnictwie pt. Zadania rodziny chrzeœcijañskiej w œwiecie wspó³czesnym. Synod Biskupów 1980 (Warszawa 1986, 268 s.).). Od Redakcji Nad Odr¹: Œwiadectwa rodzin przedrukujemy w nastêpnym numerze ROK XVIII, NR 2 (119) 2008. 9
W KRÊGU ROZWA AÑ Ks. Arcybiskupa prof. zw. dr hab. Stanis³awa Wielgusa I Prawda przezwyciê a przemoc W ten listopadowy, jesienny dzieñ, w scenerii zamieraj¹cej przyrody, ogarniamy swoimi myœlami i swoim sercem tych wszystkich, których poch³onê³y minione wojny. Tych, którzy ginêli w bitewnym zgie³ku z broni¹ w rêku i tych, których zamêczono w obozach koncentracyjnych. Tych, których przykry³y ruiny zbombardowanych domów i tych, którzy umarli z g³odu i zimna. Mê czyzn i kobiety. M³odych i starych. Niemców i Polaków. Amerykanów i Rosjan. W³ochów i Greków. Francuzów i ydów. Katolików i protestantów. Prawos³awnych i niewierz¹cych. Wszystkich, którzy cierpieli i którzy z³o yli ofiarê ze swojego ycia na o³tarzu potwora wojny. Gdy wra liwy cz³owiek przegl¹da jakikolwiek podrêcznik do historii, ogarnia go pesymizm. Dzieje narodów, pañstw, spo³eczeñstw i ró nych instytucji jawi¹ mu siê bowiem jako nieprzerwane pasmo nienawiœci, zbrodni i egoizmu; pasmo siêgaj¹ce swym pocz¹tkiem mrocznych, niehistorycznych czasów, a na usta ciœnie siê pytanie Dlaczego? Jakie mysterium iniquitatis steruje losem cz³owieka, e tak ³atwo chwyta za broñ, by œmiertelnie ugodziæ swego brata, który nic nie jest mu winien, który jest podobny do niego, który kocha tak jak on, marzy tak jak on, pragnie szczêœcia tak jak on, myœli o radosnej przysz³oœci tak jak on. Co sprawia, e w tysi¹cach uczciwych, rozs¹dnych i wyrozumia³ych sercach zapala siê nagle niewyt³umaczalny racjonalnie ogieñ nienawiœci, który z tych ludzi czyni morderców i rabusiów, niszcz¹cych bezwzglêdnie innych ludzi i ich dobytek? Co prowadzi do wojny i przemocy? Jeœli powszechnie siê przyjmuje, e prawda s³u y sprawie pokoju, to zgodziæ siê musimy, e tym co prowadzi do wojny i przemocy jest k³amstwo. K³amstwo przybiera ró ne postacie. Czasami jest to ca³kowite zaprzeczenie prawdy. Czasem jest to niepe³na, zniekszta³cona, manipulowana i stronnicza informacja. Przemoc nie mo e obejœæ siê bez k³amstwa. Tkwi w k³amstwie swoimi korzeniami i k³amstwem siê karmi. Jak e czêsto k³amstwo przybiera postaæ "œwiêtego oburzenia", postaæ "mi³oœci ojczyzny", "obroñcy postêpu i kultury", rzekomej troski o naród, wspó³czucia dla biednego, prostego cz³owieka itd. Aby zdyskredytowaæ upatrzonego przeciwnika, aby go zmusiæ do milczenia, aby w niego bezwzglêdnie uderzyæ, nadaje siê mu miano wroga, dyskredytuje jego najszlachetniejsze dzia³anie, pos¹dza ustawicznie o wrogie zamiary, ods¹dza od czci i wiary, przypisuje mu siê wszelkie mo liwe zbrodnie, straszy rzekomym zagro eniem z jego strony. W koñcu maluje siê jego obraz jako bezwzglêdnej i prymitywnej bestii, któr¹ koniecznie trzeba zniszczyæ, aby uratowaæ to, co dobre, postêpowe i szlachetne. U podstaw tych wszystkich postaci k³amstwa le y ob³êdna wizja cz³owieka, w którym nie dostrzega siê jego niepowtarzalnej wielkoœci, jego niezwyk³ej godnoœci a jednoczeœnie jego naturalnej s³aboœci i koniecznoœci jego odkupienia od grzechu i z³a, które jest w nim. Fa³szywe s¹ zarówno te teorie, które cz³owieka deifikuj¹, a jego wolê stawiaj¹ poza dobrem i z³em, jak równie te teorie, które amputuj¹ jego wymiar transcendentalny, sprowadzaj¹c go do rzêdu zwierzêcia tylko. Nigdy w historii tak du o nie mówiono o godnoœci i prawach cz³owieka, jak w wieku XX. I nigdy tak bardzo praw ludzkich i ludzkiej godnoœci nie zdeptano. Sta³o siê tak dlatego, e ci, którzy decydowali o pokoju i wojnie, ci, którzy zaw³adnêli umys³ami i cia- ³ami narodów, opêtani byli ob³êdn¹, wrog¹ cz³owiekowi, zbudowan¹ na k³amstwie ideologi¹. ycie zweryfikowa³o totalitaryzmy dwudziestowieczne. Pokaza³o ich fa³sz, cynizm i zbrodniczy charakter. Ale mimo to od ywaj¹ ci¹gle, równie w akademickich krêgach, pogl¹dy, e cz³owiek i ca³a ludzkoœæ realizuje swój postêp szczególnie poprzez przemoc; e jedynie walka, po³¹czona z przemoc¹ mo e przynieœæ ³ad i sprawiedliwoœæ. W takim zamieszaniu umys³ów konieczna jest odnowa prawdy, eby poszczególni ludzie i narody nie 10 Nad Odr¹
w¹tpi³y w si³ê pokoju. Przywróciæ prawdê oznacza przede wszystkim nazwaæ po imieniu ka dy akt przemocy, bez wzglêdu na formê, w jakiej siê pojawia. Zabójstwo trzeba nazwaæ zawsze zabójstwem, bez wzglêdu na polityczne czy ideologiczne motywacje. Trzeba nazwaæ po imieniu masow¹ zag³adê mê czyzn i kobiet bez wzglêdu na ich przynale noœæ narodow¹, wiek i stanowisko. Trzeba nazwaæ po imieniu tortury i wszelkie formy ucisku cz³owieka przez cz³owieka, cz³owieka przez pañstwa, jednego narodu przez drugi naród. Trzeba to zrobiæ, ale nie po to, aby uspokoiæ w³asne sumienie, nie po to, aby piêtnowaæ jednostki i narody, lecz po to, aby przyczyniæ siê do zmiany postêpowania i myœlenia, eby daæ szansê pokojowi. Prawda nakazuje z³o nazwaæ po imieniu, ale nie pozwala zw¹tpiæ w przeciwnika. Nie pozwala zw¹tpiæ w przeciwnika nie pozwala uto samiaæ go z b³êdem, w jakim siê znalaz³. Przeciwnie, sprowadza b³¹d do jego rzeczywistych wymiarów, odwo³uje siê do rozumu, serca i sumienia cz³owieka, pomagaj¹c mu w rozpoznaniu i w przyjêciu prawdy. Nie ma pokoju, jeœli nie ma gotowoœci do szczerego i ci¹g³ego dialogu. Sama prawda ods³ania siê w dialogu. Prawda nie boi siê uczciwych porozumieñ. Ona zbli a do siebie umys³y. Ukazuje to, co je ze sob¹ ³¹czy. Ka e zapomnieæ o wczorajszej nieufnoœci i przygotowuje grunt pod nowy postêp w sprawiedliwoœci, w braterstwie, w pokojowym wspó³ yciu wszystkich ludzi. Taka postawa prawdy i gotowoœci do dialogu wa na jest dla wszystkich narodów. Dla tych zw³aszcza, które wstrz¹sane konfliktami narodowoœciowymi, politycznymi czy ideologicznymi, walcz¹ dziœ krwawo w Europie i poza ni¹. Ale taka postawa wa - na jest równie dla naszych narodów niemieckiego i polskiego. Mamy za sob¹ ponad tysi¹cletni¹ historiê s¹siedztwa. Zarówno Niemcy, jak i Polacy kszta³towali kulturê europejsk¹ i ci¹gle s¹ wspólnie odpowiedzialni za zachowanie i rozwój tych wartoœci, na których zosta³a ona zbudowana. Der Trauertag jest dniem, który wyj¹tkowo sprzyja refleksji nad histori¹ naszych narodów, który uœwiadamia nam raz jeszcze, jak potrzebna jest miêdzy nami postawa prawdy i dialogu. Ile z³a, ile nieszczêœæ, ile ludzkiej mêki spowodowa³ fa³sz. By³y si³y, z jednej i z drugiej strony, którym zale a³o na tym, eby w oczach Niemców przedstawiæ fa³szywy obraz Polaka, a w oczach Polaków spaczony obraz Niemca. By³y si³y, którym zale a³o na podsycaniu niesnasek, na budzeniu wzajemnej nienawiœci i pogardy. Byli historycy i politycy, którzy z naszej trudnej historii wy³awiali zw³aszcza to, co nas dzieli³o i co wzbudza- ³o wzajemn¹ niechêæ; zw³aszcza to, co potêgowa³o wrogoœæ i nieufnoœæ. Celowo pomijali d³ugie, o wiele d³u sze i owocniejsze ni to sobie uœwiadamia przeciêtny Niemiec i Polak, okresy prawdziwie przyjaznej i twórczej wspó³pracy. Jestem przekonany, e obecnie przyszed³ czas na wielkie pojednanie miêdzy naszymi narodami. Pierwsze kroki w tym kierunku poczyniono ju ponad 25 lat temu. Ratyfikowane w ostatnich dniach przez obydwa Parlamenty uk³ady: graniczny oraz uk³ad o dobrym s¹siedztwie i przyjaznej wspó³pracy miêdzy Niemcami i Polsk¹, s¹ przejawem zarówno m¹droœci politycznej, jak te poczucia chrzeœcijañskiej mi³oœci ze strony obydwu uk³adaj¹cych siê stron. Traktaty te trzeba jednak wcieliæ w ycie poprzez blisk¹ wspó³pracê i przyjaÿñ niemieckich i polskich spo³ecznoœci lokalnych oraz indywidualnych osób. Partnerstwo Münster i Lublina jest doskona³ym przyk³adem dzia³ania w tym kierunku. Katolicki Uniwersytet Lubelski, którego jestem rektorem, od dziesi¹tków lat promuje w Polsce niemieck¹ naukê i sztukê. Od dziesi¹tków lat utrzymuje doskona³e stosunki z wieloma instytucjami niemieckimi oraz wieloma osobami w Niemczech. Wœród osobistoœci, którym KUL nada³ najwy sz¹ godnoœæ akademick¹, tj. doktorat honorowy, znajduje siê czterech Niemców. Nale ¹ do nich: Kard. Józef Ratzinger, Kanclerz Kohl, Karl Dedecius i Paul Mikat. W chwili obecnej Uniwersytet ten dok³ada wszelkich starañ, by rodz¹ca siê miêdzy naszymi spo³eczeñstwami wspó³praca prowadzi³a do coraz wiêkszego wzajemnego zaufania i przyjaÿni. Wszyscy jesteœmy œwiadomi, e przyjaÿñ ta mo e odegraæ niezwykle donios³¹ rolê w budowaniu wolnej, tolerancyjnej, szczêœliwej i zjednoczonej Europy. Münster, 17 listopada 1991 r. Przemówienie wyg³oszone w jêzyku niemieckim na zaproszenie w³adz miejskich Münster z okazji Volkstrauertag 17 XI 1991 ROK XVIII, NR 2 (119) 2008. 11
Wiara Ojców nasz¹ wiar¹. Te s³owa, zawarte na poœwiêconej przed chwil¹ tablicy, wyra aj¹ istotê naszej uroczystoœci jubileuszowej. My, wyroœli na tej piêknej ziemi, któr¹ nasi Ojcowie orali p³ugami, aby wydobyæ z niej chleb, i któr¹, gdy by³o trzeba, bronili z karabinem w rêku przed napastnikami ze wschodu i zachodu, mo emy dzisiaj stwierdziæ, e nasz¹ najwiêksz¹ wartoœci¹, naszym najcenniejszym maj¹tkiem, jaki otrzymaliœmy po przodkach, jest wiara, jak¹ wyznajemy. Wierzchowiska i wsie z ni¹ s¹siaduj¹ce nigdy nie by³y siedliskiem ludzi bogatych, obfituj¹cych w wartoœci materialne. Nasza ziemia by³a zawsze ojczyzn¹ ludzi niezamo nych i bardzo ciê ko pracuj¹cych, ale za to bogatych duchowo, g³êboko zwi¹zanych z wiar¹ katolick¹, patriotycznych i wra liwych na wartoœci, które niesie ze sob¹ nauka i kultura. Nie jest wiêc dzie³em przypadku, e w³aœnie tu, na tej wierzchowskiej ziemi tak jak mówi³ to wczoraj w swoim przemówieniu Pan Dyrektor Dziadosz - w³aœnie tu, w okresie miêdzywojennym dzia³a³y niezwykle prê nie organizacje m³odzie owe: Ko³o M³odzie- y Wiejskiej, Katolickie Stowarzyszenie M³odzie y, harcerstwo, stra, ywy ró aniec, Trzeci Zakon œw. Franciszka. Wszystkie te organizacje i stowarzyszenia pe³ni³y ogromnie wa n¹ funkcjê cywilizowa³y nasz¹ spo³ecznoœæ wierzchowsk¹ i wiod³y j¹ ku szczytom, ku ukochaniu wartoœci duchowych. Nie jest dzie- ³em przypadku, e w³aœnie z tej wsi i z tej okolicy, z parafii wierzchowskiej, w ci¹gu ostatnich siedemdziesiêciu lat wysz³o ponad sto osób z wy szym wykszta³ceniem: lekarzy, prawników, urzêdników, nauczycieli, kap³anów, in ynierów i innych oraz kilkaset osób, które uzyska³y wykszta³cenie œrednie. Nie jest przypadkiem, e z tej wsi jak mieliœmy mo - noœæ us³yszeæ to na wczorajszym apelu poleg³ych wysz³o tak wielu obroñców naszej Ojczyzny, którzy z³o yli dla niej ofiarê ze swojego ycia, powodowani patriotycznymi uczuciami wpojonymi im przez Ojców. Momentem prze³omowym w yciu tej starej, siêgaj¹cej byæ mo e nawet XI wieku wsi, jak¹ s¹ Wierzchowiska, by³o erygowanie tu przed siedemdziesiêciu laty parafii rzymskokatolickiej. Budowa skromnego, ale jak- e wa nego i ukochanego przez nas koœció³ka, zjednoczy³a wysi³ek ziemiañskiej, wra liwej na sprawy religijne i spo³eczne, rodziny Pañstwa Œwidów z wysi³kiem ch³opskiego spo³eczeñstwa wierzchowskiego. Wokó³ tego koœció³ka oraz bardzo wczeœnie wybudowanego Domu Katolickiego, skoncentrowa³o siê ycie duchowe mieszkañców parafii wierzchowskiej. Kap³ani tu pracuj¹cy, poczynaj¹c od za³o yciela parafii ksiêdza W³adys³awa Goliñskiego i jego nastêpcy ksiêdza Romana Kwieciñskiego, poprzez kap³anów póÿniej tu pracuj¹cych a do obecnego ksiêdza proboszcza Stanis³awa II Silni wiar¹ Piaseckiego, wywarli ogromny wp³yw na oblicze moralne i œwiadomoœciowe wierzchowskiej spo³ecznoœci. Byli nie tylko kap³anami, ale tak e nauczycielami cywilizacji. Ksi¹dz Goliñski, na przyk³ad, nie tylko naucza³ katechizmu, nie tylko mówi³ kazania, nie tylko spowiada³ ale tak e uczy³ naszych Dziadów i Ojców w jaki sposób zak³ada siê ogród, jak nale y uprawiaæ ziemiê, jak hodowaæ byd³o itd. Starsi pamiêtaj¹, e kap³ani pracuj¹cy w Wierzchowiskach uczyli nie tylko prawd wiary, ale tak e mi³oœci Ojczyzny i to takiej mi³oœci, która w razie potrzeby wymaga ofiary z ycia. Naszym przodkom i nam przekazali to, co Koœció³ ma najwa niejszego do przekazania - wyrastaj¹cy z Ewangelii depozyt wiary. Gdy odchodziliœmy z naszych rodzinnych domów w œwiat, aby podj¹æ naukê lub pracê w dalekich miastach, najczêœciej w bardzo trudnych warunkach, wœród obcych ludzi, i gdy ze œciœniêtym sercem egnaliœmy siê z naszymi rodzicami, otrzymywaliœmy od nich bochen chleba wypieczony w rodzinnym domu, znak krzy a na czole i kilka prostych wskazañ byœmy yli uczciwie, pracowicie i byœmy nigdy nie zdradzili Chrystusowej wiary. Na wielu spoœród nas czyha³y rozliczne niebezpieczeñstwa. Tak trudno by³o wytrwaæ przy idea³ach, które nam przekazano. Przez dziesi¹tki lat ateistyczny totalitaryzm robi³ wszystko, abyœmy siê wyrzekli wiary naszych Ojców. Niektórym spoœród nas gro ono, innych kuszono, innych jeszcze przeœladowano i dyskryminowano a wszystko po to byœmy siê wyrzekli Chrystusa. Historia ka dego z nas jest inna. I ka dy móg³by wiele powiedzieæ o tym, jak walczy³ o wiarê swoich Przodków. Mimo wszelkich przeciwnoœci, mimo presji i opresji - przetrwaliœmy. Zachowaliœmy wiarê. Nasza obecnoœæ w tej nowej i jak e piêknej œwi¹tyni wierzchowskiej to poœwiadcza. Jak to dobrze, e mamy prawo powiedzieæ za œwiêtym Paw³em: W dobrych zawodach wyst¹pi³em, bieg ukoñczy³em, wiarê ustrzeg³em... i czekam na wieniec zwyciêstwa (II Tym 4,7). Wiara, któr¹ otrzymaliœmy po przodkach, pozwoli³a pozostaæ nam wolnymi wewnêtrznie, mimo zniewolenia zewnêtrznego. Wiara znaczy wolnoœæ, bo ten, kto k³ania siê Bogu, nie musi siê k³aniaæ adnej partii, adnej w³adzy, adnej ziemskiej potêdze, adnym wymyœlonym przez ludzi bogom. W historii polskiego narodu wiara i wolnoœæ s¹ ze sob¹ nierozerwalnie zwi¹zane. To, e jesteœmy Polakami, e mówimy i czujemy po polsku, e mamy swoj¹ kulturê, e jesteœmy wolni zawdziêczamy przede wszystkim katolickiej wierze. Przynajmniej kilka razy w tysi¹cletniej historii naszego kraju, Koœció³ katolicki ratowa³ od zag³ady polsk¹ kulturê i polsk¹ to samoœæ. Ju tysi¹c lat temu, na pocz¹tku istnienia pañstwa polskiego, Koœció³ katolicki stan¹³ jako si³a broni¹ca 12 Nad Odr¹
polskoœci. Gdyby Mieszko nie przyj¹³ chrztu, silniejsi, liczniejsi i lepiej uzbrojeni Niemcy, napadaj¹cy na naszych przodków pod pretekstem nawracania na chrzeœcijañstwo, zniszczyliby ich kompletnie, tak jak zniszczyli wiele niechrzeœcijañskich plemion s³owiañskich mieszkaj¹cych nad Odr¹ i ab¹. Przyjêcie wiary chrzeœcijañskiej uratowa³o wówczas przed zag³ad¹ polski naród. Podobnie by³o w XIII wieku. W sytuacji, gdy Polska nie stanowi³a jednolitego organizmu pañstwowego, gdy by³a rozbita na walcz¹ce ze sob¹ ksiêstwa i stanowi³a ³atwy ³up dla naszych s¹siadów, jedynym ³¹cz¹cym Polaków elementem by³ wówczas Koœció³ katolicki, ze swoim œwiêtym dla wszystkich mieszkañców tych ziem kultem œw. Stanis³awa, z obowi¹zuj¹cymi wszystkich synodami koœcielnymi, z wydawanymi przez te synody i polskich biskupów prawami, broni¹cymi jêzyka polskiego w koœcio³ach, klasztorach i innych instytucjach koœcielnych. Tak by³o równie w wieku XIX, w wieku niewoli porozbiorowej, w wieku gwa³townego ucisku polskoœci przez zaborców. Jedynym czynnikiem, jedyn¹ si³¹ publiczn¹ broni¹c¹ wówczas polskiej kultury i polskiego jêzyka przed zag³ad¹, by³ Koœció³ katolicki. Jedynym miejscem publicznym, z którego w zaborze pruskim i rosyjskim mo na by³o us³yszeæ s³owo polskie by³a ambona. Jedynymi lekcjami prowadzonymi w jêzyku polskim lekcje religii. Jedynymi wydawnictwami ukazuj¹cymi siê w jêzyku polskim modlitewniki i ksi¹ ki religijne. To na nich w³aœnie, nie na elementarzach, nasi dziadowie uczyli siê w tych ponurych czasach czytaæ i pisaæ. To, e naród polski zachowa³ swoj¹ kulturê w czasie ponad stuletniej niewoli porozbiorowej, jest w pierwszym rzêdzie zas³ug¹ Koœcio³a katolickiego. Koœció³ katolicki stanowi³ ostojê polskoœci tak e w czasach najnowszych, w czasie okupacji hitlerowskiej, a tak e w czasach panowania totalitaryzmu komunistycznego. Pamiêtamy to ju z w³asnego doœwiadczenia. Znaczenie wiêzi polskoœci z Koœcio³em katolickim uj¹³ znakomicie nasz wybitny uczony historyk i filozof Feliks Koneczny, formu³uj¹c tezê, e kultura polska bêdzie istnieæ tak d³ugo, jak d³ugo nierozerwalnie zwi¹zana bêdzie z religi¹ katolick¹. W innym wypadku, wch³on¹ j¹ inne kultury. Podobnie wypowiedzia³ siê polski wybitny m¹ stanu Roman Dmowski, wskazuj¹c na organiczny zwi¹zek katolicyzmu z polskoœci¹. Wolnoœæ jest bardzo trudna, bo poci¹ga za sob¹ odpowiedzialnoœæ za siebie i innych. Naród polski jest od kilku lat ca³kowicie wolny, ale rodzi siê pytanie: czy umie z tego wspania³ego daru korzystaæ? Obserwujemy z ogromnym niepokojem jak wspó³czeœni Polacy ze sob¹ walcz¹, jak siê nawzajem krzywdz¹, jak trudno jest im siê ze sob¹ porozumieæ. Walcz¹ o wp³ywy, w³adzê, pieni¹dze. Jak e aktualna jest przestroga œw. Paw³a, któr¹ przed chwil¹ us³yszeliœmy: A jeœli u was jeden drugiego k¹sa, baczcie, byœcie siê nawzajem nie po arli (Gal 5,15). Wolnoœæ jest bardzo trudna. Byæ mo e dlatego wielu ludzi mówi dzisiaj, e lepiej im by³o za tzw. komuny. ROK XVIII, NR 2 (119) 2008. Wo³aj¹ i pisz¹ na transparentach Komuno wróæ! S¹ podobni do ydów, którzy przeklinali Moj esza za to, e ich wyprowadzi³ z niewoli egipskiej, gdzie wprawdzie byli niewolnikami, ale gdzie mogli siê najeœæ do syta czosnku i cebuli, których na wolnoœci im zabrak³o. Czêœæ Polaków myœli w podobny sposób. Nie nawykli do trudu i do odpowiedzialnoœci, jak¹ poci¹ga za sob¹ wolnoœæ. Gotowi byliby nawet tê wolnoœæ sprzedaæ, gotowi byliby wróciæ do niewoli, byle im zaspokojono potrzeby yciowe, byle nie musieli siê martwiæ o pracê, o mieszkanie, o podstawowe œrodki do ycia. Inni natomiast pomieszali wolnoœæ z samowol¹ spo- ³eczn¹ i moraln¹. Zapomnieli o tym, e jest nad nimi Bóg. yj¹ tak jakby On nie istnia³, jakby nie obowi¹zywa³y Jego przykazania. Uwa aj¹, e to oni, a nie Bóg s¹ twórcami moralnoœci; e to oni decyduj¹ o tym co jest dobre, a co z³e. Sami siebie stawiaj¹ ponad Bogiem i Jego Dekalogiem, poza dobrem i z³em. Zapominaj¹ o tym, e wolnoœæ bez wiary, wolnoœæ bez odniesienia do Woli Bo ej, prowadzi do destrukcji i rozpaczy. Prze ywaj¹ to w sposób coraz bardziej widoczny spo³eczeñstwa zachodnie prze arte praktycznym materializmem, hedonizmem i libertynizmem. Broñmy przed tym samych siebie i nasze rodziny. Pozostañmy wierni Chrystusowi. Wiarê, któr¹ otrzymaliœmy od Ojców naszych, przeka my nastêpnym pokoleniom. Silni wiar¹ niech buduj¹ swoj¹ przysz³oœæ. Tak jak wolnoœæ, wiara równie jest trudna, wymaga odwagi i poœwiêcenia. Jak wynika z fragmentu odczytanej dzisiaj Ewangelii, Chrystus wymaga od cz³owieka wierz¹cego rezygnacji z doczesnych spraw wszêdzie tam, gdzie staj¹ siê one przeszkod¹ w drodze do Królestwa Bo ego. Wiary nie mo na traktowaæ wybiórczo. Musi byæ przyjmowana integralnie, ze wszystkimi prawdami i wskazaniami. Wspó³czesny cz³owiek czêsto siê na to nie godzi. Wybiera z wiary to, co mu odpowiada. Czêœæ prawd przyjmuje, inne odrzuca. Przyjmuje na przyk³ad prawdê o niebie, ale prawdê o piekle odrzuca. Godzi siê na Komuniê œw., ale nie uznaje spowiedzi. Odpowiada mu œlub w koœciele, ale nie katolicka etyka ma³ eñska. Zapomina o tym, e jeœli chce byæ katolikiem, musi uwierzyæ Chrystusowi we wszystkim, a nie tylko w niektórych sprawach. Przypomnijmy sobie naszych dziadków, nasze babcie, naszych rodziców jak wiernie i bez zastrze eñ oddani byli wierze katolickiej. Przypomnijmy sobie jak oni umierali. Nie bali siê œmierci. Patrzyli jej bez lêku prosto w oczy, bo dobrze wiedzieli, e poza t¹ œmierci¹ czekaj¹ na nich otwarte ramiona kochaj¹cego Ojca, który nagrodzi ich trudne, ale uczciwe i piêkne ycie. Niech w³aœnie oni bêd¹ drogowskazem w naszym yciu; wskazaniem dla nas i naszych m³odych pokoleñ jak postêpowaæ, by wype³niæ zadanie, które przed ka - dym z nas postawi³a Opatrznoœæ. Wierzchowiska, 28 czerwca 1992 r. Homilia na jubileusz 70-lecia parafii w Wierzchowiskach 8 VI 92 13
Anna RaŸny GIGANTYCZNA MANIPULACJA 1. Przekszta³cenie UE w superpañstwo Podpisanie przez przedstawicieli pañstw cz³onkowskich Unii Europejskiej Traktatu Reformuj¹cego, nazywanego od 13 grudnia 2007 roku Traktatem Lizboñskim, sta³o siê mo liwe dziêki gigantycznej manipulacji, jakiej podjê³y siê media, œrodowiska opinio-twórcze, a nade wszystko liberalne i lewicowe partie polityczne na obszarze ca³ej Unii. Dziêki nim zdezorientowane, a raczej prewencyjnie spacyfikowane zosta³y ca³e jej spo³eczeñstwa, które wbrew swym w³adzom mog³yby sprzeciwiæ siê przyjêciu Traktatu. Traktat Lizboñski stanowi bowiem w rzeczywistoœci konstytucjê daj¹c¹ podstawê do przekszta³cenia Unii w superpañstwo. Jak podkreœla opublikowana ostatnio na portalu Prawy.pl Rezolucja Europa Wolnych Narodów sygnowana m.in. przez R. Giertycha, W. Wierzejskiego, D. Paw³owca, A. Zawiszê Traktat nawi¹zuje do podstawowych idei odrzuconej przed dwoma laty przez Francjê i Holandiê eurokonstytucji, a tak e Traktatu Ustanawiaj¹cego Wspólnoty Europejskie (TWE) i Traktatu o Unii Europejskiej (TUE). Jako szczególnie groÿne dla suwerennoœci narodów i pañstw narodowych Rezolucja wymienia m.in.: - pozatraktatowe i dokonane wy³¹cznie na mocy deklaracji utrzymanie zasady pierwszeñstwa prawa unijnego nad prawem pañstwowym bez rozró niania ustawodawstwa konstytucyjnego i zwyk³ego (deklaracja 27 TWE) - nadanie osobowoœci prawnej UE jako podmiotowi prawa miêdzynarodowego (art.32 TUE) - zmniejszenie liczby obszarów podejmowania jednog³oœnych decyzji i poprzez to ograniczenie prawa weta pañstw narodowych (poszczególne rozdzia³y TWE) - wprowadzenie ponadnarodowego urzêdu Przewodnicz¹cego Rady Europejskiej (Prezydenta UE) o autonomicznych kompetencjach (art. 9b. 6 TUE) - ujednolicenie polityki zagranicznej przez stworzenie urzêdu wysokiego przedstawiciela do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeñstwa (art. 9e TUE) - umieszczenie jednolitej waluty jako zasady ogólnej oraz traktowanie unii gospodarczej i walutowej jako jednego z celów UE (art. 3, 4, TUE)". To, co w XVI wieku twórca definicji suwerennoœci pañstwowej Jean Bodin wymieni³ jako jej najistotniejszy atrybut, zosta³o przekreœlone przez pierwsze z wymienionych postanowieñ, z którego wynikaj¹ pozosta³e. Jest to mianowicie mo liwoœæ ustanawiania i egzekwowania na danym obszarze prawa. Traktat odbiera j¹ pañstwom narodowym i przekazuje Unii. Równie groÿne s¹ konsekwencje utraty suwerennoœci w sferze ideowej i aksjologicznej. Œwiadcz¹ o tym wymieniane przez Rezolucjê Europa Wolnych Narodów m.in.: - zafa³szowanie prawdy o dziedzictwie chrzeœcijañskim jako fundamencie cywilizacji europejskiej (preambu³a TUE) - sprowadzenie Koœcio³ów i Wspólnot chrzeœcijañskich do statusu identycznego ze statusem organizacji œwiatopogl¹dowych i niewyznaniowych (art. l5b TWE) - ujêcie w prawie traktatowym tzw. orientacji seksualnej i zrównanie jej np. z religi¹ (art. 10 TWE) - nadanie szczególnego statusu zapobieganiu wy- ³¹cznie rasizmowi i ksenofobii rozumianym jako naczelne zagro enie dla wolnoœci, bezpieczeñstwa i sprawiedliwoœci (art. 61. 3 TWE)". Podpisany Traktat czeka teraz tylko na ratyfikacjê przez krajowe parlamenty. Referendum w tej sprawie przeprowadziæ ma jedynie Irlandia, gdy zobowi¹zuje j¹ do tego w³asna konstytucja. Traktat odbiera suwerennoœæ wszystkim cz³onkom Unii, jednak dziêki zniesieniu nicejskiego systemu g³osowania i wprowadzeniu zasady tzw. podwójnej wiêkszoœci daje hegemoniê najsilniejszym i najliczebniejszym nade wszystko Niemcom. One te triumfuj¹. Podmioty s³absze demograficznie trac¹ tyle, ile zyskuj¹ Niemcy. 2. Europa wyrzeka siê suwerennoœci i narodów adne jednak z pañstw i spo³eczeñstw nie protestuje, nie apeluje o pomoc, nie zapowiada referendum, mimo i Traktat nie tylko odbiera im suwerennoœæ i upodrzêdnia ich konstytucjê, ale równie odrzuca zasady demokracji w kszta³towaniu wzajemnych relacji. Identycznie zachowuje siê polskie spo³eczeñstwo, wykazuj¹ce ca³kowity brak zainteresowania zarówno samym Traktatem, jak i negowanymi przezeñ wartoœciami. Wyj¹tek stanowi¹ niestety niereprezentowane w Sejmie i mediach nieliczne œrodowiska narodowe skupione g³ównie wokó³ LPR. W tej sytuacji rodzi siê fundamentalne pytanie, co siê sta³o z Europ¹, jak do tego dosz³o, e kilkaset milionów ludzi zaakceptowa³o dobrowolnie utratê suwerenno- 14 Nad Odr¹