10 lat Polski w UE. Pozytywne i negatywne skutki członkostwa



Podobne dokumenty
, , POLSKA POLITYKA ZAGRANICZNA W OPINII SPOŁECZNEJ WARSZAWA, PAŹDZIERNIK 95

Bezpieczeństwo ' polityczne i wojskowe

Środkowoeuropejskie debaty o rozszerzeniu UE o Turcję i Ukrainę. Piotr Kaźmierkiewicz 5 grudnia 2005

Ocena dążeń Rosji i konfliktu rosyjsko-gruzińskiego

Uwarunkowania historyczne, polityczne i ekonomiczne stosunków UE-Rosja. 1.Rosyjskie zasoby surowców energetycznych oraz zarys historyczny odkryć

KOMUNIKAT KOMISJI. Zwiększone zaangażowanie na rzecz równości między kobietami i mężczyznami Karta Kobiet

HISTORIA INTEGRACJI EUROPEJSKIEJ

Andrzej Zapałowski "Następna Dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy", George Friedman, Kraków 2012 : [recenzja]

EUROPEJSKIE FORUM NOWYCH IDEI 2013

Wniosek DECYZJA RADY

Spis treści CZĘŚĆ I. PODSTAWOWE POJĘCIA, PODSTAWY PRAWNE I ZASADY FUNKCJONOWANIA DYPLOMACJI WIELOSTRONNEJ

, , OPINIE O KIERUNKACH WSPÓŁPRACY POLSKI Z INNYMI KRAJAMI WARSZAWA, SIERPIEŃ 97

Na Zachodzie lepiej niż u nas w Rosji - Rosjanie o Rosji, Polsce i Niemczech

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0048/160

TŁUMACZENIE Unia i NATO powinny się wzajemnie uzupełniać

UMCS, Lublin 28 listopada 2016 r. Stanisław Koziej PAŃSTWO JAKO PODMIOT BEZPIECZEŃSTWA: CIĄGŁOŚĆ I ZMIANA

Reforma czy status quo? Preferencje państw członkowskich wobec budżetu rolnego po 2020 roku

Osoby powyżej 50 roku życia na rynku pracy Sytuacja w województwie zachodniopomorskim. Zachodniopomorskie Regionalne Obserwatorium Terytorialne

Protokół w sprawie obaw narodu irlandzkiego co do Traktatu z Lizbony

Współpraca ze wschodnimi partnerami Polski jak działać pomimo trudnej sytuacji politycznej

BIULETYN 11/2015. Punkt Informacji Europejskiej EUROPE DIRECT - POZNAŃ. Podsumowanie Milenijnych Celów Rozwoju

problemy polityczne współczesnego świata

Każde pytanie zawiera postawienie problemu/pytanie i cztery warianty odpowiedzi, z których tylko jedna jest prawidłowa.

CBOS CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ POSTRZEGANY STOSUNEK KRAJÓW UE DO POLSKI BS/25/2004 KOMUNIKAT Z BADAŃ WARSZAWA, LUTY 2004

B8-0146/2016 } B8-0169/2016 } B8-0170/2016 } B8-0177/2016 } B8-0178/2016 } RC1/Am. 2

Warszawa, maj 2011 BS/61/2011 POLACY O ZBLIŻAJĄCEJ SIĘ WIZYCIE PREZYDENTA BARACKA OBAMY

EWOLUCJA WPZiB TRAKTAT Z LIZBONY

Rozkład materiału. kl. III/podręcznik :Poznać, zrozumieć, WSiP 2009/

NOWA TOŻSAMOŚĆ NIEMIEC I ROSJI W STOSUNKACH MIĘDZYNARODOWYCH

Polska Wyzwania rozwojowe. Polska Solidarność pokoleń. Strategiczne rozwiązania wobec zmiany demograficznej.

TRANSATLANTIC TRENDS POLAND

Problemy polityczne współczesnego świata

SPIS TREŚCI. Wprowadzenie... 9

Załącznik nr 2 do Olimpiady Wiedzy o Unii Europejskiej pn. "GWIEZDNY KRĄG" Zagadnienia VII Olimpiada GWIEZDNY KRĄG

. omasz Stępniewskr. ^ Geopolityka regionu MORZA CZARNEG. ^, w pozimnowojennym świecie

System. czy. Jacek Czaputowicz. nieład? Bezpieczeństwo. europejskie u progu XXI wieku A WYDAWNICTWO NAUKOWE PWN

Polski sukces Tytuł prezentacji Dokonania i perspektywy

Dyplomacja czy siła?

Wymagania edukacyjne dla uczniów klasy VI na poszczególne oceny z przedmiotu: Historia i społeczeństwo

Plan wynikowy z historii poziom podstawowy na rok szkolny 2016/2017 dla klasy I a

Wstęp. CZĘŚĆ I. Bezpieczeństwo militarne

Wyzwania strategiczne, instytucjonalne i finansowe

KLASA II GIMNAZJUM. Rozdział I Ustrój Rzeczpospolitej Polskiej. Wymagania na poszczególne oceny dopuszczająca dostateczna dobra bardzo dobra celująca

Surowce energetyczne a energia odnawialna

Polityczne uwarunkowania bezpieczeństwa europejskiego

Protokół w sprawie obaw narodu irlandzkiego co do Traktatu z Lizbony

PODSTAWA PROGRAMOWA (zakres podstawowy)

Koncepcja strategiczna obrony obszaru północnoatlantyckiego DC 6/1 1 grudnia 1949 r.

Wymagania edukacyjne z historii do klasy I dopuszczający

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0341/1. Poprawka. Gianluca Buonanno w imieniu grupy ENF

Seminaria europejskie

WSTĘP 11 GLOBALIZACJA GOSPODARKI ŚWIATOWEJ I NOWY REGIONALIZM 19

BIULETYN 6/2017. Punkt Informacji Europejskiej EUROPE DIRECT - POZNAŃ. Wzmocnienie unii walutowej i gospodarczej. Strefa euro

Ryszard Unia Europejska

Cezary Kosikowski, Finanse i prawo finansowe Unii Europejskiej

Stosunki międzynarodowe studia niestacjonarne Seminaria dyplomowe w roku akademickim 2017/2018 Spis treści

Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego, (ang. North Atlantic Treaty Organization, NATO; organizacja politycznowojskowa powstała 24 sierpnia 1949

Warszawa, lipiec 2009 BS/97/2009 OCENA STOSUNKÓW POLSKI Z ROSJĄ, UKRAINĄ I NIEMCAMI

Ludność Polski na tle Europy

Wymagania edukacyjne na poszczególne oceny z przedmiotu historia klasa VII

Immanuel Kant: Fragmenty dzieł Uzasadnienie metafizyki moralności

A KRYSTYNA WIADERNY-BIDZIŃSKA

Rozkład materiału do historii w klasie III A

SZACUNKI NATO: POLSKA WYDA NA OBRONNOŚĆ 1,98 PROC. PKB W 2018 R.

Stanisław Koziej INTERESY NARODOWE

PROJEKT ZALECENIA DLA RADY

PREZENTACJA SYLWETEK PROMOTORÓW

Szlachectwo zobowiązuje

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0197/1. Poprawka. Thomas Händel w imieniu Komisji Zatrudnienia i Spraw Socjalnych

Wykład 9 Upadek komunizmu - nowy obraz polityczny i gospodarczy świata (przełom lat 80. i 90. XX w.) Perspektywy na XXI w.

Z UNII DO POLSKI, z POLSKI DO UNII, ILE, ZA CO i NA CO CZYLI CZY POLSKA BĘDZIE PŁATNIKIEM NETTO?

ZAKŁADANE OSIĄGNIĘCIA UCZNIÓW W KLASIE VII

KONFERENCJA Infrastruktura wiejska drogą do sukcesu gospodarczego regionów

Wniosek DECYZJA RADY

Prognoza z zimy 2014 r.: coraz bardziej widoczne ożywienie gospodarcze

Gospodarka światowa w Mateusz Knez kl. 2A

VII Konferencja Naukowa: Bezpieczeństwo a rozwój gospodarczy i jakość życia w świetle zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych

CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ

Raport o sytuacji mikro i małych firm w roku 2013

Przedmowa. Część 1 TEORIE POLITYCZNE. 1. Co to jest polityka? 2. Rządy, systemy i ustroje. 3. Ideologie polityczne XIII

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0009/55. Poprawka. Marine Le Pen w imieniu grupy ENF

B8-0025/2014 } B8-0029/2014 }

OD STAROŻYTNOŚCI DO R.

PROGRAM V BALTIC BUSINESS FORUM 2013 Gość Honorowy: Federacja Rosyjska października 2013 Świnoujście Heringsdorf

Rodzaj zajęć dydaktycznych*

Raport o sytuacji mikro i małych firm w roku Wrocław, 9 kwietnia 2014

Co nas czeka po 2020 roku? Debata z Komisją Europejską

Współpraca międzynarodowa miast województwa łódzkiego

Projekt budżetu na 2013 r.: inwestycje na rzecz wzrostu gospodarczego i zatrudnienia

Strategiczne wyzwania dla Polski i jej regionów Grzegorz Gorzelak

CBOS CENTRUM BADANIA OPINII SPOŁECZNEJ DEZAPROBATA EWENTUALNEJ INTERWENCJI ZBROJNEJ W IRAKU BS/31/2003 KOMUNIKAT Z BADAŃ WARSZAWA, LUTY 2003

Życie młodych ludzi w państwie Izrael

Jacek Szlachta Korzyści ze współpracy makroregionalnej perspektywa europejska i krajowa. Kraków, 20 kwiecień 2012

PRZEKLEŃSTWO GEOPOLITYKI EUGENIUSZ SMOLAR POLSKA ROSJA 2

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0249/13. Poprawka. Liadh Ní Riada, Xabier Benito Ziluaga w imieniu grupy GUE/NGL

Dr GraŜyna Gęsicka. Polska i Unia Europejska po 2013 roku nowe wyzwania. Przemyśl 6 października 2008 r.

- Posługuje się następującymi pojęciami: rewolucja przemysłowa, romantyzm, pozytywizm, faszyzm, zimna wojna, stan wojenny, demokracja.

Jakość życia w koncepcji rozwoju regionalnego. prof. WSB, dr hab. Krzysztof Safin

Spis treści. Wprowadzenie. I. KSZTAŁCENIE OBRONNE MŁODZIEśY W POLSCE (TRADYCJE I WSPÓŁCZESNOŚĆ)

Transkrypt:

10 lat Polski w UE Pozytywne i negatywne skutki członkostwa 1

Spis treści 1. Wprowadzenie 2. Członkostwo w UE a pozycja międzynarodowa Polski 3. Polska jako peryferium europejskiego Grossraumu 4. Demografia i geopolityka a miejsce Polski w Europie 5. Traktat lizboński i europejski koncert mocarstw 6. Nieistniejący ekonomiczny bilans członkostwa 7. Euro i przyszłość Polski w strukturach integracyjnych Zachodu 8. Pakt fiskalny i przyszłość Polski w strukturach integracyjnych Zachodu 9. Zakończenie. Przyszłość Polski w UE 2

1. Wprowadzenie W maju tego roku obchodzimy 10 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej. To dobry pretekst, aby przedstawić bilans naszej obecności w tej organizacji. Jego potrzeba jest tym bardziej paląca, ponieważ polskie instytucję rządowe i pozarządowe do tej pory nie podjęły zadania stworzenia całościowego bilansu. Wydawany sukcesywnie przez MSZ raport zatytułowany Społecznogospodarcze efekty członkostwa Polski w Unii Europejskiej 1 niestety nie spełnia tego zadania. Jego edycja z 2013 r. skupia się bowiem na wąsko pojmowanych skutkach gospodarczych członkostwa oraz w zasadzie opisuje jedynie korzyści zeń wypływające. I właściwie nie zawiera jednoznacznych ocen. Pod tym względem bardziej przydatna jest jego poprzednia edycja: Gospodarczo - społeczne efekty członkostwa Polski w Unii Europejskiej, z uwzględnieniem wpływu rozszerzenia na UE-15 (1 maja 2004 1 maja 2012) - główne wnioski w związku z ósmą rocznicą przystąpienia Polski do UE. Można tam znaleźć następującą ocenę: Po ośmiu latach od akcesji bilans członkostwa Polski w UE pozostawał pozytywny 2 W tym sformułowaniu zawiera się więc cała urzędowa ocena naszego członkostwa. Trudno tu mówić o jakimkolwiek niuansowaniu. Być może przyczyna po części leży w metodologii ukierunkowanej przede wszystkim na deskrypcję: 1 W roku 2013 polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało Społeczno-gospodarcze efekty członkostwa Polski w Unii Europejskiej (1 maja 2004 1 maja 2013) Główne wnioski w związku z dziewiątą rocznicą przystąpienia Polski do UE ( http://www.msz.gov.pl/resource/25ee612b-fb3a-4570-91ee-f2e36f1d4e51:jcr), a przed rokiem Gospodarczo - społeczne efekty członkostwa Polski w Unii Europejskiej, z uwzględnieniem wpływu rozszerzenia na UE-15 (1 maja 2004 1 maja 2012) - główne wnioski w związku z ósmą rocznicą przystąpienia Polski do UE ( http://www.msz.gov.pl/resource/25ee612b-fb3a-4570-91ee-f2e36f1d4e51:jcr) 2 Gospodarczo - społeczne efekty członkostwa Polski w Unii Europejskiej, z uwzględnieniem wpływu rozszerzenia na UE-15 (1 maja 2004 1 maja 2012) - główne wnioski w związku z ósmą rocznicą przystąpienia Polski do UE, s. 1. 3

Analiza prowadzona od momentu przystąpienia ma na celu dokonanie oceny efektów członkostwa Polski w UE. Oszacowanie tzw. efektu unijnego i precyzyjne uchwycenie skali wpływu członkostwa na poszczególne segmenty funkcjonowania gospodarki nie zawsze jest jednak możliwe we wszystkich aspektach, dlatego prezentowana ocena skupia się na mierzalnych efektach tego procesu. W związku z tym, w niniejszym materiale dokonano oceny wpływu członkostwa na polską gospodarkę, tam gdzie było to możliwe w zestawieniu z innymi państwami regionu. Jednocześnie uwzględniono wpływ rozszerzenia na sytuację gospodarczą państw UE-15. Oszacowano makroekonomiczny wpływ akcesji nowych państw biorąc pod uwagę wzrost przepływów handlowych i migracji. Przeanalizowano te obszary, w których zmiany w największym stopniu wynikają z obecności Polski w UE, tj. przede wszystkim: obecność na rynku wewnętrznym, co się wiąże z aktywnością handlową polskich przedsiębiorstw oraz Polaków podejmujących zatrudnienie za granicą; wpływ transferów finansowych z budżetu UE (w dwóch głównych strumieniach: polityka spójności i polityka rolna) oraz transfery od osób prywatnych pracujących za granicą. Oceniono także napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, wychodząc z założenia, że obecność Polski w UE jest jednym z dodatkowych czynników przyciągania nowych inwestycji. 3 Niestety ta rządowa analiza nie bierze pod uwagę skutków negatywnych integracji polski z Unia Europejską. Tego typu postępowanie jest typowe dla podejścia polskiej administracji do procesów integracyjnych. W dekadę po akcesji nie powstał w Polsce ani oficjalny, ani nieoficjalny, pozarządowy raport, którego celem byłby bilans korzyści i strat związanych z członkostwem w UE. 4 3 Tamże, s. 2. 4 W trakcie przygotowania niniejszego raportu zwróciłem się do kilku instytucji rządowych (m.in. do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Ministerstwa Środowiska) z zapytaniem, czy są w posiadaniu całościowego lub częściowego raportu podejmującego problem zysków i strat wynikających z członkostwa Polski w UE. W odpowiedzi poinformowano mnie, że ani całościowy bilans, ani bilans częściowy (np. dotyczący problematyki ochrony środowiska lub wdrożenia pakietu klimatycznego autorstwa organizacji rządowej lub pozarządowej nie istnieje. 4

Oczywiście tego rodzaju opracowanie, aby było wiarygodne musiałoby charakteryzować się własną oryginalną metodologią naukową. O ile bowiem łatwo byłoby wskazać na bezpośrednie przepływy finansowe z budżetu UE do budżetu RP i z powrotem, o tyle rachunek korzyści i strat związany z przepływem siły roboczej, czy też z wdrażaniem polityki ochrony środowiska (w tym polityki klimatycznej) wymaga naukowego opracowania szczegółowych metodologii. Bilansu takiego nie można jednak ograniczać do wartości kwantyfikowalnych. Można bowiem postawić kwestię szeroko rozumianych skutków politycznych członkostwa w UE. Realny bilans winien bowiem odpowiedzieć na pytanie, czy wskutek członkostwa pozycja Polski na arenie międzynarodowej poprawiła się, czy tez pogorszyła; czy jego skutkiem jest poprawa bezpieczeństwa narodowego, czy tez osłabienie. Warto również byłoby rozważyć skutki społeczne, które wynikają z członkostwa w UE w jej niekwantyfikowalnych przejawach, opisywanych przez socjologię czy psychologię społeczną. Ujęcie całościowe problematyki bilansu członkostwa jest zatem niezwykle skomplikowane i w praktyce na dzisiejszym etapie opracowania naukowego niemożliwe do przedstawienia. Jednakże jest ono konieczne, aby móc poważnie odpowiedzieć na pytanie, czy integracja europejska jest w interesie narodowym Polskim, czy nie jest. Oczywiście problemem takiego bilansu będzie porównanie tego, co kwantyfikowalne z tym, co niekwantyfikowalne, a więc skutków ekonomicznych z politycznymi (geopolitycznymi). To oczywiście utrudni nam jednoznaczną ocenę całościowego bilansu członkostwa. Ta trudność nie pozwala jednak na stwierdzenie, że tego rodzaju przedsięwzięcie badawcze nie ma sensu. Celem niniejszego opracowania nie jest oczywiście próba przedstawienia całościowego bilansu członkostwa. Nie jest to możliwe chociażby z tego powodu, że nie istnieje metodologia służąca realizacji tego rodzaju zadania. 5

Można sobie wyobrazić, że udałoby się to pod warunkiem zaangażowania poważnych środków i sił zarówno reprezentujących administrację jak i świat nauki. Pierwszym krokiem winno być powołanie zespołu, który rozstrzygnie kwestie metodologiczne, a następnie zespołu, a właściwie zespołów, które podejmą się określonych metodologią badań. Te zaś niewątpliwie trwałyby kilka lat. Dlatego celem niniejszej analizy jest zwrócenie uwagi na konieczność powstania całościowego bilansu jak również nakreślenie najważniejszych zagadnień, które musiałyby się nań składać. 6

2. Członkostwo w UE a pozycja międzynarodowa Polski Panuje przekonanie, że Rzeczpospolita Polska jest niezależnym i samodzielnym uczestnikiem gier międzynarodowych. Jakkolwiek nie jest żadnym mocarstwem, to z pewnością - państwem średniej wielkości, z którym muszą liczyć się jej europejscy i amerykańscy partnerzy. Członkostwo w UE i NATO ma być znakomitym tego dowodem. 5 Tradycyjna analiza, wykorzystująca instrumentarium polityki realnej, skłania jednak ku przeciwnej, pesymistycznej konkluzji. A mianowicie, że obecnie Polska odgrywa na arenie międzynarodowej rolę państwa zależnego. Co gorsza jego polityczno-gospodarcza niesterowność nie pozwala nawet na odgrywanie podrzędnej roli satelity. PRL nie była państwem suwerennym. O sprawach wewnętrznych i zewnętrznych decydowano w Moskwie. Warszawa była mniej lub bardziej biernym wykonawcą rozkazów z Kremla. Nikt jednak nie zastanawia się, jaki cudem nagle, w ciągu niecałych dwu lat 1989-90, Polska stała się państwem w pełni suwerennym. Wymiana głowy państwa, rządu, wybór 460 posłów i 100 senatorów były tylko zmianą sztafażu. Symbole suwerenności i możność posługiwania się nimi uznaliśmy za suwerennością samą. Rzeczywistość międzynarodowa mimo słabnących protestów idealistów-rządzi się starymi, zdroworozsądkowymi zasadami. Do realnej poprawy pozycji Polski mogło dojść tylko wskutek zmiany układu sił. I to na jeden z dwu 5 Por. Informacja Ministra Spraw Zagranicznych o założeniach polskiej polityki zagranicznej w 2013 r., 20 marca 2013 r. (http://www.msz.gov.pl/resource/43569e19-908b-4695-9520-19d34407af2a:jcr) 7

sposobów: albo poprzez wzrost potęgi naszego państwa (militarnej, gospodarczej, politycznej), albo osłabienie potęgi mocarstw z naszego otoczenia międzynarodowego. Pierwsza możliwość nie wchodzi w grę, gdyż pierwsze lata transformacji wiązały się z spadkiem efektywności gospodarczej (wolny rynek musiał wyeliminować dużą część nieefektywnych, socjalistycznych zakładów pracy), kryzysem struktur państwowych (wymiana elit rządzących, reforma armii, policji i innych służb) itd. W przypadku drugiej opcji trudno kwestionować, że kres supermocarstwowej pozycji ZSRR, a następnie jego upadek, umożliwił demokratyczno-liberalną transformację państwa polskiego. Jednocześnie jednak nie zmienił w istotny sposób niekorzystnego dla stosunku sił pomiędzy Moskwą a Warszawą. Co się więc stało na początku lat dziewięćdziesiątych? Przeważająca część elit i polskiego społeczeństwa odpowiada na to pytanie w sposób następujący. W roku 1989 Polacy obalili ustrój komunistyczny. Oznacza to, że w polskiej samowiedzy istnieje silne przekonanie o odegraniu podmiotowej roli w tych wydarzeniach. Niestety, nie jest ono oparte na prawdzie. A sprowadza się ona do konstatacji, że Zachód pokonał Wschód w przeszło czterdziestoletniej zimnowojennej rywalizacji. Państwa zależne od Moskwy odegrały w tych wydarzeniach drugorzędną rolę. Zadecydowała ogromna przewaga militarno-gospodarcza Waszyngtonu i jego sojuszników nad rozpadającym się imperium sowieckim. Jakkolwiek wskutek zakończenia zimnej wojny pozycja geopolityczna (geograficzna) Polski wyraźnie się poprawiła, to jej pozycja mocarstwowa pozostała ta sama lub nawet się pogorszyła: zanotowano nie przyrost, a raczej osłabienie potencjału. Te same zatem powody decydowały, że zarówno w 8

trakcie zimnej wojny, jak i po jej zakończeniu, nie byliśmy samodzielnym podmiotem polityki międzynarodowej. Przełom lat 80. i 90 nie wpłynął na poprawę statusu Polski. De facto oznaczał on dla Warszawy możliwość wymiany patrona; wybraliśmy różnorodną zależność od Waszyngtonu, Bonn (potem Berlina) i Brukseli, po to by wreszcie pozbyć się poddaństwa wobec Moskwy. Należy jednak oddać sprawiedliwość. Ta strategia polityki polskiej początku lat 90. był w zasadzie jedyną możliwą. Ponieważ i tak znaleźliśmy się w orbicie wpływów Zachodu, należało jak najszybciej stać się członkiem dwu podstawowych organizacjami regionalnych: NATO i UE. O ile jako państwo zależne od Moskwy musieliśmy wypełniać nawet najdrobniejsze rozkazy centrali, o tyle sojusz z Zachodem dawał nam pewien margines swobody, a członkostwo w NATO i UE wpływ na politykę Zachodu. Dzięki temu otrzymaliśmy szansę, by z państwa-satelity Zachodu stopniowo przekształcić się w partnera. Niestety, minęło dziewięć lat i tej okazji nie udało się nam wykorzystać. Członkostwo w NATO, które miało być największym osiągnięciem polskiej polityki zagranicznej ostatniej dekady, z całą jaskrawością obnażyło naszą chroniczną słabość. Nie jesteśmy bowiem w stanie wypełnić zobowiązań sojuszniczych (polityczna bierność, niskie nakłady finansowe na obronność, niezdolność do głębokiej restrukturyzacji i modernizacji armii). Stosunki z UE są pokazem przedziwnej niemocy. Najbardziej niezrozumiałą decyzją była zgoda na zmianę mechanizmów decyzyjnych z nicejskiego na lizboński. Niezrozumiałe jest to, że mimo słabej pozycji jako państwo kandydackie wynegocjowaliśmy dla siebie korzystne rozwiązania, a w 2008 roku jako pełnoprawnemu członkowi daliśmy zgodę na zapisy degradującą naszą pozycje i rolę w UE. 9

Do tego dochodzi fatalne zauroczenie polityką zachodniego sąsiada. Nie bacząc, że dzisiejsza UE to 28 państw, wszystko postawiliśmy na jedną, niemiecką kartę. Co więcej namawiamy Berlin, by szedł hegemonialną drogą. Naiwnie bowiem wierzymy, że, w ten sposób nie będąc członkiem strefy euro Niemcy zagwarantują nam wpływ na decyzje eurogrupy. Tym samym zamknęliśmy sobie pole gry w polityce zachodnioeuropejskiej, gdyż jesteśmy postrzegani np. w Paryżu, czy Rzymie jako bezmyślni satelici Berlina. Rozpad Grupy Wyszehradzkiej i powrót Kijowa na orbitę wpływów Moskwy jest dowodem kompletnego fiaska naszej polityki regionalnej. Na to nakładają się niekorzystne zmiany w polityce globalnej spowodowane reorientacją polityki zagranicznej USA, dokonaną przez prezydenta Georga W. Busha, a potem Baracka Obamy. Marginalizacja Sojuszu Północnoatlantyckiego podczas antyterrorystycznej krucjaty była pierwszym symptomem osłabienia pozycji jego europejskich członków, w tym również Polski. Alians Obamy z Putinem w ramach tzw. resetu pozbawia sensu gwarancje bezpieczeństwa, jakie dawać nam miało NATO. Co więcej, po raz pierwszy od dziesięciu lat znaczenie Rosji na arenie międzynarodowej zaczęło w sposób znaczący rosnąć, wyrazem tego jest kompletnie nieprofesjonalne zachowanie prezydenta Obamy i jego administracji w sprawie Snowdena i następnie w sprawie ewentualnej interwencji zbrojnej w Syrii. Co jest zatem przyczyną mizerii polskiej polityki integracyjnej, a właściwie polskiej polityki zagranicznej? Najkrócej mówiąc jej idealizm, czyli fałszywe rozpoznanie rzeczywistości oraz niezrozumienie rządzących nią praw. Polskie elity uwierzyły, że wraz z końcem zimnej wojny doszło do rewolucji w stosunkach międzynarodowych. Bezwzględnie realizujące swe interesy państwa narodowe miały zanikać dzięki dziejowemu zwycięstwu ustroju demokratyczno-liberalnego oraz postępom 10

globalizacji, regionalizacji, integracji. Widmo końca historii, krążące nad światem, nad Wisłą poczuło się jak we własnym domu. Idealizm, propagowany na początku lat 90. ubiegłego wieku przez wpływową część elit zachodnich, znalazł w Polsce szczególnie oddanych admiratorów. Zakwestionował bowiem rolę instynktu państwowego, zasady równowagi sił, popędu władzy, egoizmu w realizacji interesów narodowych, a więc prawo naturalne stosunków międzynarodowych. Prawo, któremu Polacy z patologicznym uporem nigdy nie potrafili się podporządkować. Po raz pierwszy w historii nasza niedojrzałość miała stać się cechą pozytywną; nie my musieliśmy się naginać do rzeczywistości, to sama natura stosunków międzynarodowych zmieniła się w sposób dla nas korzystny. Od tej pory rywalizacja na arenie międzynarodowej miała mieć co najwyżej charakter szlachetnego sportowego współzawodnictwa zgodnego dżentelmeńskim fair play, a nie bezpardonowej walki o władzę wedle machiavellistycznoleninowskiego кто кого Dla Polaków, i chyba tylko dla nich, koniec historii oznaczał dziejowy tryumf nad pryncypiami polityki realnej, której mistrzami byli tacy pogromcy polskości jak Fryderyk Wielki, Katarzyna II, Metternich, Bismarck i Stalin. Niestety, wydarzenia drugiej połowy lat 90. ubiegłego wieku, m.in. konflikt bałkański, ujawniły utopizm wyznawców międzynarodowego idealizmu. Chwilowo wyklęte zasady polityki realnej zaczęły znowu zdobywać akceptację na salonach dyplomatycznych. Z tą na szczęście różnicą, że w nowoczesnym wydaniu nie jest ona już tak brutalna; ponieważ mocarstwa bardzo dbają o to, by świetnie skrojone rękawiczki ich dyplomatów zawsze utrzymywały nieskazitelną biel. Realpolitik stała się dziś bardziej pragmatyczna, ponieważ suwerenności nadano inny sens, aniżeli w wieku XIX. Państwa nie dążą już do osiągnięcia absolutnej niezależności od czynników zewnętrznych i wewnętrznych (niezależności od 11

wszelkiej władzy w stosunkach z innymi państwami oraz samodzielną i najwyższą władzą na własnym terytorium). Coraz większa współzależność powoduje, że w grach międzynarodowych przestaje bezwzględnie obowiązywać zasada, że zysk jednego z jej uczestników musi koniecznie pociągać za sobą stratę innego. Jest wiele przykładów (integracja europejska!), że podczas gry, jakkolwiek w różnym stopniu, korzystać mogą wszyscy. Dlatego na arenie międzynarodowej nie chodzi obecnie o osiągnięcie władzy absolutnej na innymi (ostatnim tego przykładem były zmagania Hitlera i Stalina), lecz o zdobycie przez państwo możliwie najwyższej pozycji w hierarchii władzy i dobrobytu. Polityka realna utraciła swoją absolutystyczną pretensję, stała się bardziej relatywistyczna. Relatywizacji uległo również pojęcie suwerenności, które oznacza dzisiaj zdolność państwa do artykułowania i realizacji swoich interesów. Ze zreformowanym zasadami Realpolitik Polska radzi sobie również fatalnie. Po pierwsze, narodowa duma nie pozwala na realną ocenę naszej faktycznej pozycji na arenie międzynarodowej. Próbujemy zachowywać się jak średnie mocarstwo europejskie, gdy tymczasem jesteśmy co najwyżej satelitą. Będąc członkiem UE, wierzymy w partnerstwo z możnymi tego świata, i zapominamy, że tak naprawdę jesteśmy petentem pukającym do drzwi tego ekskluzywnego klubu. Po drugie, brak nam zupełnie instynktu państwowego. Nie przypadkiem w polityce wobec Unii trudno dostrzec jakąś spójną myśl strategiczną. Decyzje podejmowane są niezgodnie z naszymi elementarnymi interesami. Jak bowiem można było zgodzić się na pakiet klimatyczny, który dla gospodarki opartej na węglu jest po prostu zabójczy. Po trzecie, historia naszego członkostwo w UE dowodzi, że nadal nie posiadamy naturalnego instynktu gry, charakteryzującego każdego poważnego uczestnika 12

sceny międzynarodowej. Negocjacje traktatu lizbońskiego poddaliśmy na samym wstępie. Nasi negocjatorzy bowiem uznali pozycje negocjacyjne, które wypracowywali miesiącami, przystępując do stołu negocjacyjnego za nierealne. Zgody na niekorzystne zapisy nie sprzedaliśmy za realizację jakiego ważnego interesu. A przecież można było próbować w zamian za Lizbonę próbować targować pakiet klimatyczny (np. próbować negocjować derogację w odniesieniu do Polski). Po czwarte, odrzucając egoizm, jako normę zachowania na scenie międzynarodowej, nie dostrzegamy, że nasi partnerzy konsekwentnie się nim kierują. Zamykamy oczy na fakt, że ustępstwa polityce unijnej, są najczęściej ustępstwami wobec naszego najsilniejszego zachodniego partnera, czyli Republiki Federalnej Niemiec. W ciągu ostatniej dekady wielokrotnie polscy politycy popierali rozwiązania zgodne z interesami Niemiec, ale niestety niezgodne z interesami Polski. Wymieńmy najbardziej kluczowe: traktat lizboński, pakiet klimatyczny czy też pakt fiskalny. Czy powinno nas dziwić fakt, że Francuzi traktują nas jako klienta Niemców? Altruizm stanowi wygodny pretekst, aby lekceważyć własne interesy. Specjalnością Polski miała być polityka wschodnia, dzięki specyficznemu pomostowemu położeniu pomiędzy Wschodem i Zachodem. Owładnięci misją okcydentalizacyjną robienie interesów pozostawiamy innym. Od lat trwają rozmowy pomiędzy UE a Rosją na temat zawarcia strategicznego sojuszu energetycznego. Chodzi o wielkie dostawy gazy i ropy naftowej dla Zachodu; dokładniej uniezależnienie od coraz to mniej pewnych złóż Zatoki Perskiej. Rzut oka na mapę przekonuje, że ze względu na swoje położenie geograficzne Polska powinna w tych rozmowach silnie forsować swoje interesy; część rurociągów przecina nasz kraj. Tymczasem nasi najważniejsi partnerzy strategiczni, czyli Berlin wybudowali omijający Polskę gazociąg, który podważa w ogóle sens wspólnotowej polityki dotyczącej dostaw najważniejszych 13

surowców energetycznych. To lekceważenie dowodzi pewności Moskwy i Berlina, że po tym jak dobiją one miedzy sobą targu, bez problemu narzucą nam wynegocjowane warunki. Po piąte, fiasko polityki regionalnej świadczy, że zasada równowagi sił jest dla nas nadal czarną magią. Przez dwadzieścia lat zakładaliśmy, że Polska będzie tzw. środkowoeuropejskim liderem, czyli najsilniejszym mocarstwem regionalnym, które pod swoimi skrzydłami skupi mniejsze państwa i artykułować będzie interesy regionu przede wszystkim wobec Zachodu. Przytłaczającą przewagę ówczesnej Piętnastki w negocjacjach członkowskich można było neutralizować łącząc siły państw środkoweuropejskich. Byłby to klasyczny przykład zastosowania zasady równowagi. Jednak działo się tak, że im dalej w negocjacjach, tym gorzej z jednością. Gdy rozpoczęły się dyskusje o sprawach zasadniczych, czyli o pieniądzach, Grupa Wyszehradzka, nasz podstawowy instrument polityki regionalnej, po prostu się rozpadła. Przeoczyliśmy bowiem podstawowy fakt, że Europa Środkowo-Wschodnia ma już od dawna swojego lidera - RFN. Obecnie wszystkie państwa środkowoeuropejskie są, niestety, w mniejszym lub większym stopniu klientami Berlina. Polska mogłaby być regionalnym liderem tylko pod jednym warunkiem, że wzięłaby na siebie ciężar budowy takiej konstelacji państw środkowoeuropejskich, która równoważyłaby wpływ niemieckie w regionie. Można oczywiście pytać, czy miałaby w ogóle na to stosowne siły. Jednak sprawdzić to można tylko w praktyce. Zasada równowagi sił jest nieubłagana; wobec Hegemona regionalnego można się zachować dwojako: albo mu się podporządkować, albo wraz ze słabszymi partnerami budować konkurencyjne centrum władzy regionalnej. W Warszawie, nie wiedzieć w ogóle czemu, wierzy w to, że można jednocześnie zjeść ciastko i mieć ciastko. 14

Tych kilka przykładów nie powinno pozostawiać najmniejszej wątpliwości. Kluczowym problemem polityki zagranicznej III Rzeczypospolitej jest nie tylko słabość państwa, lecz świadoma lub nieświadoma, bierność i obojętność Polaków wobec tego stanu rzeczy. Można zatem zaryzykować tezę, że znaleźliśmy się w sytuacji gorszej, aniżeli w okresie międzywojennym. W pierwszej dekadzie swojego istnienia odradzająca się II Rzeczpospolita odnotowała na swoim koncie kilka poważnych sukcesów: dyplomatycznych (konferencja wersalska), militarnych (wojna polskosowiecka), czy gospodarczych (wojna handlowa z Niemcami w drugiej połowie lat dwudziestych). Dziś o takich osiągnięciach możemy tylko pomarzyć. Stąd analogii trzeba szukać w schyłkowym okresie Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wówczas Polacy wierzyli, że jeśli nie będą dla innych potencjalnym zagrożeniem, to Rosja, Prusy i Austria pozostawią nas w spokoju. Słabość państwa miała być najlepsza gwarancja zewnętrznego bezpieczeństwa. Elity nie rozumiały logiki, rządzącej nowożytnym systemem państw narodowych, ukształtowanym po pokoju westfalskim (1648). Spośród mocarstw europejskich tylko Polska nie przyswoiła sobie podstawowej lekcji kardynała Richelieu, że w polityce zagranicznej należy kierować się wyłącznie jedną racją egoistyczną racją stanu (państwa), a wszystkie inne: religijne, cywilizacyjne, moralne, ekonomiczne, społeczne, sentymentalne etc., muszą zostać jej podporządkowane. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Jan III Sobieski, wybierając przebrzmiałe racje wyznaniowe, uwikłał się w działalność Świętej Ligi (1684-1699) i na polach bitewnych roztrwonił resztki potęgi Rzeczypospolitej. 15

W dwadzieścia lat po jego śmierci, po Sejmie Niemym (1717) utraciliśmy de facto suwerenność, godząc się na rosyjski protektorat. Rozbiory były już tylko formalnością. Polacy nie wyciągnęli jednak wniosków z upadku własnego państwa, wydarzenia bez precedensu w historii nowożytnej Europy. Skupili się na apologii status quo. Tak oto fałszywa historia stała się mistrzynią fałszywej polityki. Swój najdoskonalszy i najbardziej popularny wyraz znalazła w ideologii polskiego romantyzmu. Skoro nie udało się zbudować nowożytnego państwa, przyjęliśmy, że podmiotem historii, a więc i polityki jest naród. Następnie, naród ubezwłasnowolniliśmy, uznając, że rzeczywistością rządzą obiektywne prawa dziejowe, których żadna wola poza boską nie jest w stanie zmienić. Potem działaniu tych praw nadaliśmy charakter celowy, twierdząc, że zmierzają one do realizacji idei wolności rodzaju ludzkiego. W końcu wystarczyło ogłosiliśmy, że zostaliśmy wybrani spośród innych narodów, by ów wzniosły ideał wprowadzić w życie. Nieuchronny koniec historii powszechny tryumf idei wolności, byłby zatem równoznaczny z dziejowym zwycięstwem Polaków. W ten sposób abstrakcyjna spekulacja czyniła politykę zupełnie zbędną. *** Jakie wnioski należy wyprowadzić z tych rozważań? Członkostwo w UE w niewątpliwy sposób poprawiło pozycję międzynarodową Polski w stosunku do tej, w jakiej znajdował się PRL. Niestety, mimo prawie 10 lat członkostwa pozycja Rzeczpospolitej jest nadal słaba. Mimo deklaracji elit polityki 16

zagranicznej nie udało się nam osiągnąć znaczącej pozycji w regionie (lider regionalny). Przyczyna tego była słabość wewnętrzna ujawniona szczególnie w procesie gospodarczej transformacji, ale także zmiany z najbliższym otoczeniu. A przede wszystkim wzrost potęgi mocarstwowej Niemiec i stopniowa reorientacja polityki Berlina. 17

3. Polska jako peryferium europejskiego Grossraumu Niemcy znaleźli sensowniejszą, z punktu widzenia własnych interesów, odpowiedź na wyzwania nowej eurazjatyckiej konstelacji. Skutkiem marginalizacji geopolitycznej Europy Zachodniej jest wzrost mocarstwowej potęgi Niemiec. Słabsza Europa to automatycznie silniejsza Republika Federalne Niemiec, która krok po kroku staje się dominującym mocarstwem na obszarze pomiędzy Atlantykiem i Bugiem. Swą moc wiążącą objawiła stara zasada doskonale znana politykom francuskim od de Gaulle a do Mitteranda: im mniej Europy tym więcej Niemiec. Co ciekawe, od kilku lat sami Niemcy i to raczej politologowie niż politycy zaczęli używać, pojęcia dominacji do opisu pozycji swojego kraju w Europie. Oczywiście w Polsce tego rodzaju diagnozy są zakazane przez dominującą w mediach i na uniwersytetach germanofilską poprawność. Dominacja ta to, z jednej strony, efekt poluzowania struktur integracyjnych przez traktat lizboński. Jego zapisy prowadzą do naruszenia równowagi w procesie decyzyjnym pomiędzy dużymi i małymi krajami UE, czego największym beneficjentem będą właśnie Niemcy. Z drugiej strony, jest ona skutkiem kryzysu, który zaraził i osłabił kraje, które mogłyby być przeciwwagą dla Niemiec, czyli Hiszpanię, Włochy i Francję. Niemieccy politologowie tłumaczą, że do dominacji doszło mimo woli samego zainteresowanego. Największe państwo Unii prowadziło skuteczną politykę gospodarczą i to owa roztropność jest przyczyną obecnej pozycji RFN. 18

Forsowana przez Niemcy europejska polityka antykryzysowa prowadzi do redefinicji pojęcia suwerenności. Szczególnie dotyczy to najbardziej dotkniętych kryzysem państw peryferyjnych UE. W przypadku Grecji i Cypru kluczowe decyzje zapadały poza ich granicami, głównie w Berlinie, i były narzucane rządom i parlamentom via Bruksela. Unia Europejska stopniowo przestaje być związkiem równych w swojej suwerenności państw narodowych. Zaczyna przypominać zhierarchizowaną strukturę podobną do modelu koncentrycznych kręgów, w którym to właśnie centrum nadal cieszy się największym stopniem suwerenności a peryferia najmniejszym. Trudno oprzeć się wrażeniu, że po przeszło 70 latach na Starym Kontynencie urzeczywistnia się teoria niemieckiego prawnika Carla Schmitta 6. Schmitt przewidywał, że społeczność międzynarodowa składająca się z równych w suwerenności państw narodowych przestanie istnieć. Zastąpią ją szersze struktury, które nazwał Grossraeumen (wielkimi przestrzeniami), centrum których tworzyć będą imperia (Reich), podporządkowujące sobie inne państwa. 7 Wiele wskazuje na to, że wizje najwybitniejszego prawnika międzynarodowego Trzeciej Rzeszy będą miały szansę urzeczywistnić się dzięki Republice Federalnej Niemiec. Pozycja III Rzeczypospolitej w porównaniu ze swą poprzedniczką uległa degradacji. Zaważył na tym przede wszystkim taki a nie inny wybór sojuszy w trakcie II wojny światowej, czego konsekwencją było totalne zniszczenie kraju, ludobójstwo i likwidacja narodowej elity a następnie trwająca bez mała półwiecze sowietyzacja kraju. Polska odrodziła się dzięki temu, że Zachód zwyciężył Moskwę w zimnej wojnie. Wbrew temu co myślimy o sobie, nasz realny wpływ na losy tego 6 Mariusz Muszyński, Państwo w prawie międzynarodowym, s. 7 Carl Schmitt, 19

konfliktu był nikły. Odzyskaliśmy co prawda niepodległość, ale zamiast budować nowe silne państwo i wspólnotę narodową z zapałem godnym lepszej sprawy naprawialiśmy i reformowaliśmy Peerel. Największym beneficjentem wśród zwycięzców zimnowojennych zmagań stała się Republika Federalna Niemiec. Po zjednoczeniu została desygnowana przez światowego Hegemona, jakim wówczas jawiły się Stany Zjednoczone, do partnerstwa w przywództwie. Ogromna różnica potencjałów zdeterminowała stosunki polsko-niemieckie. W ciągu ostatnich dwóch dekad Polska stała się, używając terminologii polityki realnej, satelitą Niemiec. Dziwne, że tego typu określenie, wypychane jest ze świadomości polskich elit politycznych, zarówno tych germanofilskich jak i germanosceptycznych. Realia jednak mówią same za siebie. Przede wszystkim ogromne uzależnienie naszej gospodarki od gospodarki Niemiec. W roku 2010, podaję za Rocznikiem Statystyki Międzynarodowej 2012 opublikowanym przez GUS, udział Niemiec w polskim imporcie wynosił 22% (udział zajmujących drugie i trzecie miejsce Rosji i Chin wynosił po ok. 10%), natomiast ich udział w polskim eksporcie wynosił 26% (druga i trzecia Francja i Wielka Brytania osiągnęły po ok. 6%). Dysproporcja polega na tym, że jeśli dla Polski Niemcy to partner handlowy numer jeden, to dla Niemiec Polska zajmuje miejsce na początku drugiej dziesiątki. Za uzależnieniem gospodarczym idzie uzależnienie polityczne. Przez 15 lat z entuzjazmem godziliśmy się, by najpierw Bonn a potem Berlin pełniły rolę naszego adwokata na drodze do struktur euroatlantyckich. Potem w ciemno żyrowaliśmy niekorzystne z punktu widzenia polskiego interesu narodowego niemieckie inicjatywy na arenie międzynarodowej. Przede wszystkim traktat lizboński, który drastycznie osłabił pozycji Polski w Unii Europejskiej, 20

redefiniując w niezgodzie z interesami narodowymi sens naszego członkostwa w UE. Dziś entuzjastycznie popieramy bezsensowną politykę antykryzysową i pakt fiskalny, który oznacza utratę ostatnich resztek suwerenności gospodarczej. Do rangi symbolu urastają wezwania polskiego ministra spraw zagranicznych, aby Berlin bardziej zdecydowanie dominował w Europie. Trudniej zdefiniować naturę obecnych stosunków polsko-rosyjskich. A jest to konieczne. Ponieważ nasza pozycje w Europie determinuje nie tylko członkostwo w UE i relacje z Niemcami, ale także trudne sąsiedztwo z Federacją Rosyjską. Integracja z Zachodem miała wzmocnić naszą pozycję wobec Moskwy. W ciągu dwóch dekad Polska realizowała strategie skierowane przeciwko fundamentalnym interesom Federacji Rosyjskiej. Najpierw starała się o członkostwo państw środkowoeuropejskich w NATO i UE, następnie dążyła do kolejnego rozszerzenia struktur euroatlantyckich na wschód, o czynnym wsparciu pomarańczowej rewolucji nie wspominając. Nie znaczy to, że wpływy moskiewskie w Polsce są małe. Wręcz przeciwnie. Jakkolwiek Polska przeszkadza Rosji w realizacji interesów geopolitycznych, to zezwala na ekspansję geoekonomiczną na swoim terytorium. Jaskrawym przykładem jest historia porozumień na dostawy rosyjskiego gazu ziemnego. Wszystkie polskie rządy, niezależnie od deklarowanego stosunku do Moskwy, podopisywały umowy, które dla naszego kraju były jawnie niekorzystne. Innym mniej nagłaśnianym faktem jest nasza zależność od dostaw rosyjskiej ropy naftowej. W przypadku relacji z Rosją można więc mówić o zależności geoekonomicznej Polski (przede wszystkim w dziedzinie dostaw surowców energetycznych). Oczywiście, dzieje się to cichą za zgodą Berlina, który dostaje od Moskwy swoją działkę, czy to w postaci udziałów w Gazociągu Północnym, czy też w 21

preferencyjnej cenie za rosyjski gaz, która jest o 10-20% mniejsza od tej, którą płaci Polska. Ów stan zależności część środowisk prawicowych mylnie utożsamia się z pojęciem niemiecko-rosyjskiego kondominium. Wynika to zupełnego niezrozumienia tego ostatniego pojęcia, o czym można się przekonać sięgając do podręczników prawa międzynarodowego lub w najgorszym razie nawet do Wikipedii. 22

4. Demografia i geopolityka a miejsce Polski w Europie Słabość międzynarodową Polski w najprostszy sposób tłumaczą zasady klasycznej polityka realnej. Zgodnie z nimi pozycja państwa na arenie międzynarodowej zależy od trzech czynników: demografii, gospodarki i sił zbrojnych. W ciągu dwóch dekad sprowadziliśmy na siebie demograficzną zapaść, którą potęguje największa w historii emigracja. Gospodarka wskutek tzw. transformacji została poważnie zredukowana, a to co pozostało wpadło w obce ręce. Prywatyzacja w gruncie rzeczy oznaczała wywłaszczenie Polaków, wskutek którego powstał kapitalizm bez kapitalistów. Armię zredukowaliśmy do stanu nędznych kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy, zdolnych do udziału w interwencjach organizowanych przez mocarstwa, ale nie do obrony terytorium kraju. Trzeba więc sobie jasno i szczerze powiedzieć: kraj, który w ciągu dwóch dekad tak zredukował swój własny potencjał jak Polska, nie może odgrywać podmiotowej roli, znajdując się niczym w kleszczach pomiędzy dwoma potęgami: Niemcami i Rosją. Czy sytuacja jest już bez wyjścia? Czy jesteśmy skazani na marginalizację i powolne wymieranie narodu? Nie, pod warunkiem, że wykorzystamy koniunkturę zewnętrzną i dokonamy rewolucji wewnętrznej. Należy zauważyć, że może nam sprzyjać nowy układ równowagi tworzący się w Eurazji; szczególnie rywalizacja dwóch największych terytorialnie mocarstw Rosji i Chin. W ostatnich latach Pekin uznał Europę Środkowo-Wschodnią obszarem swojego szczególnego zainteresowania i zawiązał strategiczne partnerstwo z Polską. Chińczycy zasygnalizowali, że interesuje ich współpraca w wydobyciu gazu łupkowego. Ten gest można interpretować jako sygnał, że polsko-chińskie 23

partnerstwo strategiczne może być wymierzone przeciwko Rosji. Ale nie tylko, geoekonomiczne rozpychanie się Pekinu w regionie musi również ograniczyć wpływy Berlina. Realne geopolityczne i geoekonomiczne zaangażowanie Chin w Europie Środkowo-Wschodniej mogło być zatem naszą najważniejszą szansą na szybką poprawę pozycji międzynarodowej. Jednak kalkulacje te będą mrzonkami, jeśli nie odbudujemy najważniejszego zasobu, czyli potencjału ludnościowego. W oficjalnych raportach rządowych sytuacja demograficzna przedstawiana jest w następujący sposób: W okresie transformacji Polska przechodzi fazę gwałtownych zmian demograficznych. Skutkiem malejącej dzietności jest bliski zeru przyrost naturalny. Wraz ze zwiększaniem się długości życia zmienia się struktura wiekowa ludności. Co prawda, Polska pozostaje krajem relatywnie młodym w sensie demograficznym, ale sytuacja ta zmieni się w ciągu następnych 20 lat. Kurczenie się odsetka ludności w wieku produkcyjnym, przekładające się na negatywne zmiany w poziomie wskaźnika obciążenia demograficznego, będzie stwarzać poważne wyzwania społeczno-ekonomiczne. Negatywne zmiany w sferze dzietności wynikają przede wszystkim z dwóch czynników. W kategoriach demograficznych mamy do czynienia z odraczaniem bądź odrzucaniem związków małżeńskich, rosnącą liczbą rozwodów, wzrostową tendencją do wchodzenia w związki nieformalne, co prowadzi do destabilizacji oraz deinstytucjonalizacji tradycyjnych struktur rodzinnych. W kategoriach ekonomicznych rośnie znaczenie modelu rodziny z dwojgiem partnerów aktywnych na rynku pracy. Osiągnięcie wysokiego poziomu dzietności jest w tej sytuacji warunkowane likwidacją barier o charakterze strukturalnym (możliwość łączenia kariery zawodowej kobiet z aktywnością prokreacyjną) oraz kulturowym (stereotypowe postrzeganie ról kobiety i mężczyzny). ( ) 24

Postępujący proces starzenia się ludności stwarza konieczność znacznego wydłużenia okresu aktywności zawodowej Polaków. Jest to uzasadnione tym bardziej, że jak pokazują badania kondycja zdrowotna polskich seniorów jest relatywnie dobra (przeciętna liczba lat spędzanych w złym zdrowiu należy w Polsce do najniższych wśród krajów UE) i powinna ulegać dalszej poprawie w przyszłości. Jednym z kluczowych warunków zwiększenia aktywności zawodowej i zatrudnienia zarówno osób starszych, jak i młodszych, jest odpowiednio zaprojektowany system emerytalny. Wprowadzany od 1999 roku powszechny system emerytalny ma wbudowane mechanizmy zachęcające do wydłużania aktywności zawodowej, a począwszy od 2014 r. zapewni automatyczne dostosowanie wydatków na nowo przyznawane świadczenia emerytalne do zmieniających się warunków demograficznych. Od systemu tego istnieje jednak wiele wyjątków w postaci subsystemów oferujących świadczenia aktuarialnie niezbilansowane. Ich reformowanie w kierunku wytyczonym przez system powszechny jest nie tylko koniecznym warunkiem dalszej modernizacji Polski, lecz także nieuniknionym następstwem zachodzących procesów demograficznych. 8 Polska nie będzie odgrywała podmiotowej roli na arenie międzynarodowej bez sanacji demograficznej. Przypomnijmy, jeszcze w latach 90. XX wieku wydawało się, że nasza dobra sytuacja ludnościowa w porównaniu ze słabnącą Niemiec i Rosji wykreuje nas na politycznego lidera regionu. Niestety, ten najważniejszy z naszych narodowych zasobów został bezprzykładnie zmarnotrawiony. Aby go odtworzyć, zostało nam tylko kilka lat. Kobiety należące do ostatniego wyżu demograficznego lat 80. XX w. przekroczyły bowiem 30 rok życia. W najbliższych latach w polska rodzinę musimy więc zainwestować setki 8 Polska 2030. Wyzwania rozwojowe, Warszawa 2009, s. 82. 25

miliardów złotych. Jeszcze większą pracę trzeba wykonać nad mentalnością Polaków. Niska dzietność ma przede wszystkim przyczyny kulturowe. Wypływa z egoistycznego konsumpcjonizmu stanowiącego quasi-religię większości Polaków. Dziecko bowiem stanowi największa przeszkodę z zaspokajaniu potrzeby konsumpcji. To oznacza de facto pro-rodzinną rewolucję kontrkulturową. Geopolityczny los Polski, jej przyszłość pomiędzy Niemcami i Rosją rozstrzyga się właśnie teraz, a o sukcesie lub o porażce Rzeczypospolitej w ostatecznym rozrachunku zadecyduje polska rodzina. 26

5. Traktat lizboński i europejski koncert mocarstw Największe zagrożenie dla przyszłości procesu integracji Europy stanowią dziś tzw. duże państwa UE - Niemcy, Francja i Włochy. Ich polityka nie służy bowiem wzmacnianiu europejskiej wspólnoty, lecz zaspokajaniu egoistycznych interesów. Przez ostatnie dwie dekady wmawiano nam, że problemem w Europie są małe i średnie państwa. To one wskutek prymitywnego nacjonalizmu i narodowego partykularyzmu miały destabilizować sytuację na starym kontynencie. Można by mnożyć wiele ostatnich przykładów dowodzących jednak, że prawdziwym kłopotem dla UE jest polityka Niemiec, Francji, czy Włoch, a nie Polski, Czech lub Litwy. Najbardziej znany to słynna rura, którą po dnie Bałtyku płynąć będzie do Niemiec rosyjski gaz. O nią Berlin rozbija energetyczna solidarność UE. A dziś to Europa jest głównym i jedynym faktycznym rynkiem zbytu dla Gazpromu. Gazociągi do Chin i innych wielkich odbiorców to odległa przyszłość. Pozycja konsumenta-monopolisty stanowiła potencjalną siłę Unii, która mogłaby skutecznie i długo opierać się cenowemu dyktatowi Kremla. Ale tylko pod warunkiem jedności. Jednak Berlin wybrał własny interes. To on - budując rurociąg bałtycki - korzystać będzie w przyszłości z ogromnych zysków, jakie przynosi europejski rynek gazu, żerując wspólnie z Moskwą na swoich partnerach z UE. Kolejną ilustracją problemu jest Traktat Lizboński. Efektem wprowadzenia w nim nowego, opartego na podwójnej większości, systemu głosowania w Radzie i jednoczesnego rozszerzenia z 23 na 44 liczby obszarów, w których decyzje będą podejmowane większością głosów, będzie wzmocnienie pozycji dużych państw unijnych. 27

W ten sposób złamana została jedna z podstawowych zasad integracji europejskiej - równowaga między wielkimi i małymi państwami UE co w dalszej perspektywie może nawet zagrozić istnieniu Unii. Cóż z tego? Największe kraje UE, w szczególności Niemcy, były zdeterminowane w swym egoizmie i tak silne, że zablokowały w procesie reform jakąkolwiek dyskusję w tej materii. Polska, która jako jedyny kraj, wskazywała na to niebezpieczeństwo, została poddana bezprecedensowej nagonce w europejskich mediach. Innym przykładem jest Kosowo. Zamiast wskazać perspektywę integracyjną niepodzielonej Serbii i szukać rozwiązania problemu narodowościowego już na podstawie prawa unijnego, wielkie państwa UE wsparły secesje Prisztiny. Wcale nie w imię Europy. Każde z nich kierowało się tu swoimi partykularnymi interesami. Efekt jest oczywisty. Bałkany w przewidywalnej przyszłości znów będą źródłem destabilizacji w Europie. Wreszcie ostatnim chronologicznie przykładem istnienia mocarstwowego dyktatu w Europie jest stosunek do członkostwa Ukrainy w NATO. Francja, Niemcy i Włochy są mu przeciwne, ponieważ łączy je sieć interesów z Rosją. I za nic mają geopolityczną oczywistość, że szybkie członkostwo Kijowa w Sojuszu jest w żywotnym interesie Europy jako całości. Jego skutkiem będzie bowiem rezygnacja Rosji z prób powrotu do polityki imperialnej, a więc likwidacja jedynego potencjalnego zagrożenia dla stabilizacji na naszym kontynencie. Podobno historia się nie powtarza. A jednak nietrudno zauważyć, że polityka europejska początku XXI wieku zaczyna przypominać wiek XIX, czyli epokę, jak definiuje ją znawca tego okresu Piotr Wandycz, hegemonii wielkich mocarstw, które poczuwały się do odpowiedzialności za losy Europy i uważały się za uprawnione do narzucania swej woli 9 ( Pax Europea. Dzieje systemów międzynarodowych w Europie 1815-1914 ). Kluczową regułą ich postępowania 9 Piotr Wandycz, Pax Europea. Dzieje systemów międzynarodowych w Europie 1815-1914, 28

była zasada równowagi sił. Chodziło o to, by żadne z nich nie zdobyło dominującej pozycji. Kiedy w połowie XIX w. Rosja, a ponad pół wieku później Niemcy, chcieli uzyskać pozycje hegemonialną, powstały przeciwko nim na tyle silne koalicje, by przywrócić równowagę przy pomocy wygranej wojny (w pierwszym przypadku krymskiej, a w drugim I wojny światowej). Problem w tym, że skuteczna polityka równowagi sił służy wyłącznie zaspokajaniu doraźnych interesów mocarstw i to kosztem innych krajów. Jej ostatecznym owocem, co pokazuje historia, jest militarny konflikt na kontynencie. Tym samym jest ona sprzeczna z celem i podstawową ideą integracji europejskiej. Zgodnie z nią bowiem państwa wchodzące w skład UE powinny starać się rozwiązać konflikt interesów wskazując na strategiczny interes wspólnotowy. Chodzi więc o politykę, w której nie ma jednoznacznych wygranych i przegranych, lecz zawierany jest korzystny dla wszystkich kompromis. Nie obowiązuje zatem zasada, że zwycięża silniejszy, czyli ten kto ma większy potencjał demograficzny, gospodarczy i militarny. Traktat Lizboński wzmacnia pozycję wielkich mocarstw europejskich w procesie decyzyjnym UE. Stwarza możliwość dyktatu opartego na demografii i ekonomii. Tym samym utrzymanie stworzonego w nim prawnego status quo nie leży w interesie Polski i innych krajów środkowoeuropejskich, ponieważ nie tylko w znaczący sposób ogranicza ich wpływ na sprawy kontynentu, ale pozwala egoizmowi wielkich osłabiać Wspólnotę. Siłą rzeczy szkodzi procesowi integracji. Z tej tezy wyłania się program polityki polskiej na najbliższą dekadę. Naszym głównym zadaniem powinno być wyjście z inicjatywą wynegocjowanie nowego traktatu europejskiego, którego celem będzie rzeczywiste wzmocnienie struktur integracji europejskiej. To nic nowego ani dziwnego w unijnej praktyce. Jeszcze 29

przed wejściem w życie traktatu z Maastricht czy z Amsterdamu podejmowano działania na rzecz ich przyszłych zmian. Dziś Polska powinna postulować stworzenie europejskiej armii (ta w konsekwencji spowoduje większe, aniżeli do tej pory uwspólnotowienie polityki zagranicznej), sprzeciwiać się renacjonalizacji polityki rolnej, wspierać wszelkie przedsięwzięcia służące finalizacji procesu liberalizacji wspólnego rynku (dyrektywa Bolkesteina) etc. Równolegle winniśmy promować proces dalszego rozszerzenia UE, przede wszystkim o Ukrainę i Turcję. W efekcie wróci kwestia mechanizmu decyzyjnego i nowego bardziej korzystnego dla krajów małych i średnich podziału głosów. Aby zrealizować te cele, dyplomacja polska musi budować silne koalicję. Naturalnymi partnerami są państwa regionu środkowoeuropejskiego. To one zawsze były ofiarami polityki mocarstw i dlatego najlepiej rozumieć będą polską strategię. Koniecznym warunkiem sukcesu jest jednak konsekwencja. A tej jak na razie polskiej polityce zagranicznej brakuje. Część jej twórców nie potrafi wyzwolić się z kompleksu unijnego potakiwacza, czego dowodzi uznanie secesji Kosowa, za którym nie stał żaden polski interes. Są jednak i pozytywne przebłyski. Szczyt NATO w Bukareszcie dowiódł, że Polska potrafi budować szerokie koalicje państw środkowoeuropejskich. I chodzi właśnie o to, by tę linię konsekwentnie kontynuować. Nawet jeśli traktat z Lizbony wejdzie w życie, to i tak Wspólna Polityka Zagraniczna i Bezpieczeństwa UE będzie dalej iluzją. Mimo szumnej nazwy, jego rozwiązania pozostawiają ją nadal poza obszarem uwspólnotowionym, utrzymując status współpracy międzyrządowej, skazującej państwa członkowskie na jednomyślne decyzje. Jak pokazała reakcja Unii na agresję Moskwy na Gruzję, w dzisiejszej rzeczywistości międzynarodowej to o wiele za mało. 30

Wspólna Polityka Zagraniczna i Bezpieczeństwa UE rodziła się w bólach. Mimo pozatraktatowej systematycznej współpracy dyplomacji krajów EWG już od przełomu lat 60. i 70. XX w., została ona przyjęta jako rodzaj formalnego współdziałania dopiero w traktacie z Maastricht (1992). Postanowiono wtedy, że proces integracji wykroczy poza dziedzinę gospodarki. Jednak pod nazwą wspólna polityka nie kryło się wiele. Jako jej cele do traktatu wpisano ogólne frazesy m.in. ochronę pokoju, umacnianie wspólnych wartości, popieranie współpracy międzynarodowej itp. Jeszcze gorzej było ze sposobem ich realizacji. Wśród traktatowych narzędzi znalazły się jedynie: wzajemne informowanie się, uzgadnianie tych kwestii, które stanowią przedmiot wspólnego zainteresowania, oraz koordynowanie stanowisk na konferencjach i w organizacjach międzynarodowych. Jeśli Rada UE uznała za celowe, Unia mogła też przyjąć wspólne stanowisko w interesującej ją sprawie lub uzgodnić ogólna strategię działania. Tego rodzaju dyplomatyczne przedszkole trwało w praktyce do szczytu z Lizbony (2007). Dopiero przyjęty tam traktat wprowadza do WPZiB szereg nowych rozwiązań. I tak np. ustanawia funkcję Wysokiego Przedstawiciela Unii ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, który ma połączyć w jedno istniejące już funkcje Wysokiego Przedstawiciela ds. WPZiB i komisarza ds. stosunków zewnętrznych; powołuje Europejską Służbę Działań Zewnętrznych, jako zaplecze Wysokiego Przedstawiciela; tworzy Agencję ds. rozwoju zdolności obronnych, badań, zakupów i uzbrojenia (Europejska Agencja Obrony); rozszerza też zakres tzw. misji petersberskich o wojskowe doradztwo i wsparcie, czy zapobieganie konfliktom. Wreszcie przyjmuje tzw. klauzulę sojuszniczą, dzięki której państwa członkowskie mają obowiązek udzielenia pomocy i wsparcia przy 31

zastosowaniu wszelkich dostępnych środków temu państwu UE, które stanie się ofiarą agresji na własnym terytorium. Z punktu widzenia doświadczeń historycznych Polski zmiany te mogą na pierwszy rzut oka wydawać się interesujące. Szkopuł w tym, że w rzeczywistości nie niosą ze sobą żadnego przełomu. Wysoki Przedstawiciela nie ma praktycznie żadnych kompetencji do prowadzenia prawdziwej polityki zagranicznej UE. To uprawnienie pozostaje nadal przy państwach członkowskich. Będzie on jedynie koordynatorem indywidualnych polityk narodowych. Nawet Rada, jeśli podejmie decyzję określającą stanowisko UE wobec jakiegoś zdarzenia międzynarodowego, musi to uczynić jednomyślnie. Dodatkowo każde państwo może zastrzec, że w planach tych nie będzie uczestniczyć, co pozwoli mu na dalszą indywidualną dyplomację. A z perspektywy niewydolnego Przedstawiciela, ustanowienie Europejskiej Służby Dyplomatycznej mija się z celem. Powstanie znów kolejna kasta urzędników i finansowe obciążenie budżetu UE. Przypadek Europejskiej Agencji Obrony to z kolei piarowski chwyt. Traktat powołuje coś, co w rzeczywistości funkcjonuje już od 2004 r. Wtedy to Agencja ustanowiona została na podstawie tzw. wspólnego działania Rady UE (nr 2004/551). Nawet tzw. klauzula sojusznicza to przerost nazwy nad treścią. W rzeczywistości jest ona obwarowana szeregiem zastrzeżeń utrudniających jej faktyczne stosowanie. Po pierwsze, odsyła do art. 51 Karty ONZ, który podkreśla szczególne uprawnienia Rady Bezpieczeństwa w dziedzinie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa. Tak więc poza samoobroną, wszelkie sankcje, włącznie z akcją militarną, będą musiały uzyskać zgodę tego organu. Czy w obecnym składzie jest to możliwe? Przecież ta norma ma potencjalnie chronić niektóre kraje UE przed zagrożeniem właśnie ze strony Rosji stałego członka Rady 32

Bezpieczeństwa posiadającego prawo weta. Inna norma pozwala na przerzedzenie szeregów wspólnej samoobrony. Część państw członkowskich może po prostu odmówić zaangażowania się ze względu na specyfikę polityki bezpieczeństwa. Zakłada się, że to ukłon w stronę neutralnej Austrii, Irlandii, Szwecji i Finlandii. Czy jednak inne kraje nie skorzystają z tej furtki ogłaszając taką politykę w obliczu groźby konfliktu z Moskwą? Mitem jest również opowiadanie o solidarności w obszarze unijnej polityki zagranicznej. Tzw. klauzula solidarności jest formułą proceduralną. Nie tworzy materialnych zobowiązań, a jedynie atmosferę postępowania - nakazuje, by współpraca między państwami członkowskim odbywała się w duchu solidarności. Wprawdzie kiedy jedno z państw członkowskich stałoby się przedmiotem ataku terrorystycznego lub klęski żywiołowej, bądź katastrofy spowodowanej przez człowieka, na jego prośbę pozostałe kraje powinny udzielić mu pomocy. Jednak w traktacie nie ma normy mówiącej, jak taka pomoc ma wyglądać. Decyzja w tym względzie pozostaje w granicach narodowych kompetencji każdego z zainteresowanych. Pomoc nie musi więc przekładać się na zbrojne czy nawet ekonomiczne wsparcie. Może też ograniczyć się do słów politycznego poparcia i to wygłoszonych przez rzecznika rządu solidaryzującego się kraju. Traktat z Lizbony wprowadza ponadto możliwość podjęcia w ramach WPZiB tzw. wzmocnionej współpracy. W praktyce stanowi to wpuszczenie na obszar polityki zagranicznej Unii kilku prędkości. Na dodatek grupa państw mających większą wydolność obronną dostała możliwość ustanowienia stałej współpracy strukturalnej. Te konstrukcje traktatowe oznaczają de facto prawo do wewnątrzunijnych sojuszy dyplomatyczno-obronnych dla wybrańców. Te rozwiązania mają uchronić Polskę przed losem Gruzji. Tak przynajmniej uważają niektórzy polscy politycy, którym wydarzenia na Kaukazie dały asumpt 33