Zaciskanie pasa Z Ołeksandrem Żołudem, ukraińskim analitykiem życia gospodarczego, rozmawia Piotr Pogorzelski PIOTR POGORZELSKI: W jakim stanie jest ukraińska gospodarka po odsunięciu Wiktora Janukowycza i jego ekipy od władzy? OŁEKSANDR ŻOŁUD : Stan ukraińskiej gospodarki jest zły: od trzeciego kwartału 2012 roku trwa recesja, obserwujemy także zmniejszenie PKB. Co prawda, w czwartym kwartale 2013 roku nastąpił jego niewielki wzrost, ale stało się tak nie ze względu na działania władz, lecz ze względu na rekordowy urodzaj. A zatem recesja trwa i dane ze stycznia oraz lutego świadczą o tym, że stan ten utrzyma się także w bieżącym roku. Kto jest temu winien? Tendencje światowe czy działania albo zaniechania poprzedniej władzy? To splot tych dwóch czynników. Po zażegnaniu kryzysu gospodarczego na świecie tempo wzrostu gospodarczego wciąż jest powolne, ale jednak obserwujemy wzrost. Tymczasem Ukraina nie osiągnęła jeszcze poziomu wzrostu gospodarczego sprzed kryzysu i stało się tak przez działania naszej władzy, szczególnie kroki podjęte przez nią po tym, jak rozpoczęła się recesja. Jednym z błędów było sztuczne utrzymywanie kursu hrywny w stosunku do dolara: rezerwy walutowe wynosiły dwa lata temu ponad 30 miliardów dolarów, tymczasem dziś wynoszą ledwie 15 miliardów dolarów. Rząd nie decydował się bowiem na osłabienie hrywny: rósł import, a przez mały popyt zewnętrzny nie rósł eksport. Rósł także deficyt handlu zewnętrznego. Spadek wartości hrywny spowodowałby spadek importu. Rząd zajmował się sztucznym utrzymywaniem kursu hrywny i wydawał na to rezerwy walutowe banku centralnego. Przypływ gotówki zapewniłyby też inwestycje zagraniczne. Dlaczego ich nie było? To był problem. Jeśli popatrzymy na strukturę bezpośrednich inwestycji zagranicznych, to na pierwszym miejscu znajdował się Cypr. Tak naprawdę były to ukraińskie (w mniejszym stopniu rosyjskie) pieniądze trzymane właśnie w tym raju podatkowym. Proces ten znacznie się wzmógł w ostatnich latach. Warto też zauważyć jeden szczegół: inwestycje mogą być dwóch rodzajów: kupienie gotowego, działającego biznesu albo stworzenie nowego (greenfield investment). Na Ukrainie prawie wszystkie inwestycje należą do pierwszego typu. Świadczy to o tym, że obcokrajowcy nie wierzą, że do naszego kraju można
Zaciskanie pasa z O. Żołudem rozmawia P. Pogorzelski 21 przyjść z jakimś pomysłem i przekuć go w biznes. Biznesmeni wolą kupować dobrze funkcjonujące przedsiębiorstwa. Warto się zastanowić, jakie były motywacje inwestorów zagranicznych. Na przykład, na Krymie austriacka firma związana z Andrijem Klujewem, jednym ze współpracowników obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza, wybudowała elektrownie słoneczne, czyli formalnie mówimy o inwestycji zagranicznej. A ponieważ to jest zielona energetyka, to za prąd z tych elektrowni płaciło się więcej. Jednak taryfa była najwyższa w Europie, nawet większa niż w Niemczech, gdzie tego rodzaju energetyka jest wspierana przez państwo. Czy władza nie chciała prawdziwych zagranicznych inwestycji, czy po prostu nie umiała ich przyciągnąć? Powiedziałbym, że oni raczej nie chcieli sprzedawać konkretnych aktywów. Na Ukrainie są ciekawe przedsiębiorstwa, które warto by było sprzedać. Władza uważała, że państwowe zakłady lepiej sprzedać swoim taniej, a oni mogą je sprzedać dalej już po cenie rynkowej. Dlatego na rynek pierwotny obcokrajowców nie wpuszczano. Co powinna zrobić nowa władza w tej sytuacji? Najważniejsze jest zapewnienie praw własności i transparentność sądów. Przedsiębiorcy bali się wchodzić na ukraiński rynek, ponieważ były przypadki, kiedy ktoś rozwijał biznes, a potem mu go zabierano (wrogie przejęcie) z udziałem sądów. Biznesmenom trudno było z tym walczyć, bo wszystkie sprawy były rozpatrywane na Ukrainie, a ponieważ sądy były skorumpowane, więc zawsze orzekały na korzyść osób, które wręczyły łapówkę bądź były związane z władzami. Dlatego ludzie się bali u nas inwestować. Stąd reforma sądowa i wzmocnienie praw własności to jedne z najważniejszych kroków, które mogą zapewnić przypływ inwestycji. Czy potrzebna jest też reforma podatkowa? Na Ukrainie podatki są niskie, nawet niższe niż w większości krajów Europy, mamy natomiast problemy z realizacją prawa. Na przykład VAT wynosi w naszym kraju 20 procent nawet mówiono o jego obniżeniu, ale odłożono to ze względu na problemy budżetowe. Eksporterzy powinni otrzymywać zwrot VAT, ale nie zwracano go wszystkim albo zwracano tylko tym, którzy dali łapówkę. Gdy państwo miało jakieś kłopoty, po prostu przestawało zwracać VAT. Podatek dochodowy na Ukrainie to osobna historia. Najpierw była jedna stawka 15 procent, później wprowadzono dwie stawki: 15 procent i 17 procent, a 27 marca tego roku dodano dwie wyższe stawki 20 procent i 25 procent, ale dotyczy to osób z wysokimi dochodami, więc większości społeczeństwa podatek ten nie obejmie. Deklaracje muszą składać ci, którzy nie pracują w jednym miejscu, przewidziane są kary za niezłożenie deklaracji, ale są one
22 Zaciskanie pasa z O. Żołudem rozmawia P. Pogorzelski niskie. Dla przedsiębiorstw przewidziano kary, które mogą nawet doprowadzić do wstrzymania produkcji, ale wobec osób fizycznych nie stosuje się tak ciężkich restrykcji. W Polsce jest to nie do pomyślenia, żeby ktoś kupił sobie dom na Lazurowym Wybrzeżu, albo nawet nad Bałtykiem i Izba Skarbowa nie zainteresowała się, skąd miał pieniądze. Był zamiar kontroli wydatków: nieruchomości, samochodów, jachtów. Na przykład politycy, którzy składają deklaracje podatkowe, wskazują bardzo niskie dochody i zarazem przyznają się do posiadania wielu nieruchomości. Dotyczy to wszystkich partii. Politycy często deklarują dochód mniejszy niż minimum socjalne, a potem widzimy, jakie mają samochody, gdzie mieszkają. Nowa władza chce to zmienić, jednak do tego potrzebna jest determinacja: w nowych elitach także są ludzie, którzy w ten właśnie sposób wypełniają swoje deklaracje podatkowe. Na przykład Julia Tymoszenko: gdy w 2010 roku kandydowała na prezydenta, oświadczyła, że ma bardzo niski dochód. Tymczasem mieszka w willi, którą jakoby wynajmują jej przyjaciele. Są to więc grzechy nie tylko starych władz, ale też niektórzy przedstawiciele nowej elity, albo też nowej-starej elity zachowują się w podobny sposób. Jeżeli teraz elity polityczne zadeklarują małe dochody i nie wpiszą do deklaracji swoich dóbr, to będzie bardzo negatywny sygnał. Wróćmy do ustaw z 27 marca: przewidują one między innymi zamrożenie wzrostu pensji minimalnej, zamrożenie wzrostu minimum socjalnego i zmniejszenie funduszu emerytalnego. Wzrosną akcyzy na alkohol i wyroby tytoniowe. Czy to wystarczy, by przezwyciężyć kryzys? W ustawie znalazły się zapisy regulujące, co należy zrobić w najbliższym czasie, ponieważ uchwalony 16 stycznia czyli jeszcze przez poprzednie władze budżet był nierealistyczny. Zapisano w nim wyjątkowo wysokie dochody, i to trzeba było zmieniać. Trzeba było radykalnie zmniejszyć wydatki lub zapewnić większy dochód. Dziś mamy następującą sytuację: z jednej strony zmieniono budżet jest to budżet możliwy do realizacji w większym stopniu, ale z drugiej strony istnieją obawy, że Ukraina może podzielić los Grecji. Gdy tam zaczęto ograniczać dochody i rozchody budżetu, zaczął spadać PKB, co pogarsza sytuację. Czyli musimy sobie zdawać sprawę, że w krótkoterminowej perspektywie gospodarka się skurczy. Czy zwykli Ukraińcy są na to gotowi? Myślę, że znaczna część jest gotowa. Ale oczywiście są ludzie, którym będzie ciężko, ponieważ nie tylko zostaną zamrożone świadczenia socjalne, ale jednocześnie wzrosną opłaty za usługi komunalne, a także za gaz. Zwiększy się liczba Ukraińców, którzy będą się zwracać o pomoc do państwa. Warto zwrócić uwagę na to, że na przykład w miastach,
Zaciskanie pasa z O. Żołudem rozmawia P. Pogorzelski 23 gdzie jest wyższy poziom życia, mamy małe zużycie gazu. Duże jest na wsiach, gdzie dochody są mniejsze. Polska też musiała przez to przejść... Tak, jest jednak wielka różnica: w Polsce nie było regionów, które myślały, że jak przyłączą się do innego kraju, to ich sytuacja się polepszy. Ludzie mogą zacząć używać argumentu, że poziom życia pogorszył się przez nową władzę, która kłóci się z Rosją i ta podwyższyła opłaty za gaz. Dlatego trzeba się przyłączyć do Rosji. Takiego problemu nie miał żaden kraj, który przeszedł podobną terapię szokową. W takim razie zapytam może prowokacyjnie: jeżeli Krym był dotacyjnym regionem, to może dobrze, że odszedł do Rosji? Z punktu widzenia ekonomicznego tak, ale wobec tego trzeba by jeszcze odłączyć kilka innych regionów, do których Kijów dopłaca. Oczywiście są interesy ekonomiczne, ale są też interesy państwa. Jak teraz będzie wyglądała przyszłość ekonomiczna Krymu? Przedsiębiorcy na półwyspie już teraz się żalą, że będą mieli więcej problemów ze sprzedażą towaru niż wcześniej. Nie było granicy, nie było ceł. Można było korzystać z poczty czy dobrze rozwiniętej ukraińskiej sieci spedycyjnej. Bez wątpienia nastąpi spadek sprzedaży produktów z Krymu w kontynentalnej części Ukrainy. Jeżeli już mówimy o Krymie, to jak Pan widzi najbliższą przyszłość stosunków Moskwy i Kijowa? Czy w tym roku mogą wyniknąć jakieś problemy, wojny handlowe? Tak, mogą. Ukraina jest w dużym stopniu zależna od Rosji: w eksporcie i imporcie. Importujemy gaz. Z eksportem sytuacja jest trudniejsza: mniej więcej czwarta jego część idzie do Rosji, dużą część stanowią produkty przemysłu ciężkiego: reaktory, kotły, turbiny, silniki. Dla tej produkcji nie ma innych rynków, to jest jeszcze spadek po planowej gospodarce ZSRR. Na przykład silniki samolotowe nie cieszą się popytem nigdzie poza krajami byłego ZSRR. To samo jest z wagonami i lokomotywami, nikt ich nie kupi poza Rosją. Jeżeli Moskwa przestanie kupować od nas te towary, będzie to oznaczać wstrzymanie działalności wielu ukraińskich przedsiębiorstw, a znaczna ich część znajduje się na wschodzie Ukrainy. Tam właśnie odbywają się prorosyjskie protesty. Jeśli ludzie nie będą mieli pracy, nie będą mogli utrzymać rodzin, to zwiększy ich nastroje prorosyjskie, ponieważ oni myślą w taki sposób: jest przyjaźń z Rosją, sprzedajemy swoje towary nie ma przyjaźni, nie sprzedajemy. Czy tu może jakoś pomóc Unia Europejska? Niestety, do Unii eksportujemy inne towary niż do Rosji, przede wszystkim są to produkty spożywcze i elektronika. W takiej sytuacji możemy albo sprzedać te fabryki na Wschodzie biznesmenom
24 Zaciskanie pasa z O. Żołudem rozmawia P. Pogorzelski z Unii, aby je zrestrukturyzowali, ale nie jest to takie proste, ponieważ duża ich część jest prywatna, albo prywatno-państwowa. Po drugie, powstaje pytanie, czy w ogóle zachodni biznesmeni są zainteresowani taką inwestycją, która wymaga dużej modernizacji. Może dla nich byłoby taniej tworzyć takie przedsiębiorstwa od zera, niż kupować zakłady z przestarzałą technologią i długami. Kiedy w takim razie trzeba by było podpisać, Pana zdaniem, ekonomiczną część umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską? Uważam, że jak najszybciej. Jednak, jeżeli pojawiają się kłopoty z wyjściem ukraińskich towarów na europejski rynek i nie wynikają one z ceł, a na przykład z posiadania odpowiednich certyfikatów, to trzeba tę kwestię dokładnie zbadać. Kiedy robiliśmy symulację, wychodziło nam na to, że wpływ powołania strefy wolnego handlu z Unią Europejską na rozwój gospodarki Ukrainy jest niewielki. Ale można by liczyć na napływ inwestycji, ponieważ Ukraina będzie uznawana za część Europy, a poza tym jest interesująca dla inwestorów: poziom zarobków jest niski, można wprowadzać wiele nowych produkcji i na tym mogą zarabiać Ukraińcy. Na razie jest za wcześnie, by mówić, czy władza na pewno chce tych inwestycji. Biznes musi czuć się bezpiecznie, a reformy sądowej jeszcze nie było, więc trudno cokolwiek stwierdzić, patrząc na oświadczenia, można powiedzieć, że władza posiada wolę zmian, ale jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o czynach. Na razie władza łata dziury, zapewnia świadczenia socjalne, poprawia budżet, reformy to kolejna część zmian w naszym kraju. Ołeksandr Żołud jest analitykiem kijowskiego Międzynarodowego Centrum Badań Perspektywicznych. Specjalizuje się w polityce monetarnej i finansowej, a także rozwoju sektora finansowego. Absolwent Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.