Dzięki możliwościom jakie stwarza dla kadry nauczycielskiej unijny program Comenius "Uczenie się przez całe życie" oraz Dyrekcji popierającej ideę doskonalenia zawodowego oraz wykorzystywania funduszy unijnych i zgodzie na nasze szkolenie w ramach projektu "Mobilność szkolnej kadry edukacyjnej" złożyłyśmy nasze wnioski o przyznanie grantów unijnych na szkolenie w Wielkiej Brytanii. Uważanie prześledziłyśmy oferty szkoleniowe i wybrałyśmy kurs najbardziej odpowiadający naszym potrzebom. Był to kurs Language, Methodology and Culture (Język, Metodyka i Kulturoznastwo) organizowany przez szkołę English Language Centre w Brighton, w Wielkiej Brytanii. Po napisaniu projektu i złożeniu go w Agencji Narodowej w Warszawie w kwietniu 2010 z niecierpliwością oczekiwałyśmy rozpatrzenia wniosków i przyznania grantów. Latem przyszła radosna wiadomość, że przyznano nam granty i jesteśmy na liście beneficjentów. Mogłyśmy zacząć przygotowania: rezerwacja lotu, miejsca na kursie i inne formalności, ale przede wszystkim przygotowania do samego kursu, tak aby skorzystać z niego jak najefektywniej. Nadeszła wyczekiwana przez nas niedziela 10.10.2010 i wylot do Londynu, a następnie podróż do Brighton. Towarzyszyło nam uczucie ekscytacji, typowe gdy wyrusza się w nieznane, ale jest się pełnym oczekiwań i ciekawości. Gdańsk pożegnał nas rześkim porankiem i jesienią tonącą w kolorach i słonecznych promieniach a londyńskie lotnisko Stansted przywitało pełnią lata i ani śladu jesieni. To było prawdziwe zaskoczenie. Niespodziewając się aż tak ciepłego powitania musiałyśmy poczynić zmiany w ubiorze i ruszyć na spotkanie z naszą gospodynia i kwaterą na najbliższe dwa tygodnie. Jeszcze tylko jedna czy dwie przesiadki w londyńskim metrze, którym towarzyszyła nasza nierówna walka z ciężkimi walizkami, pociąg do Brighton, 1,5 h podziwiania angielskich krajobrazów nasyconych zielenią, taksówka w zupełnie nieznanym nam mieście i wreszcie dotarłyśmy: do ślicznego, typowego angielskiego parterowego domku w cichej i spokojnej dzielnicy Hove, graniczącej z Brighton. Przywitała nas niezwykle energiczna, starsza pani, Christy, jej podopieczna, nastolatka z Niemiec, ucząca się tam i mieszkająca z Christy już 2 lata, i Amba urocza labradorka, która jednak najpierw musiała nabrać zaufania do nowych domowników. Wkrótce jednak nastąpiły gry i zabawy i nieufność labradorki odeszła w niepamięć. Powitane zostałyśmy typowym angielskim obiadem i wieczór spędziłyśmy na miłej pogawędce. Od poniedziałku 11.10 zaczęłyśmy zajęcia. Pierwsza podóż do szkoly oczywiście nie mogła odbyć się bez niepodzianek, ale trafiłyśmy na czas. Szkoła była usytułowana na granicy Hove i Brighton dla nas ta grnica była niewidzialna, ale lokalni mieszkanicy, zwłaszcza ci z Hove przywiązywali do niej duże znaczenie, tak samo jak do swojej tożsamości. Pierwsza sesja to zapozananie się ze szkołą, wykładowacami i uczestnikami kursu. Siedzibą szkoły była kamienica należąca kiedyś do bogatego przedsiębiorcy, który wzbogacił się na handlu atramentem. Przepych wnętrz mówił, że musiał to być niezwykle dobrze prosperujący przedsiębiorca.
zdj. Przed budynkiem szkoły
zdj. wewnątrz szkoły Wykładowcy bardzo szybko okazali się być profesjonalistami najwyższego szczebla, a przy tym niezwylke otwarci, serdeczni i we wszystkim chętnie służący swoją pomocą i czasem. Byli to nie tylko trenerzy, ale również osoby zajmujące się sztuką autoprezentacji, teatrem, egzaminatorzy egzaminów międzynarodowych, którzy wnosili do naszych zajęć cząstkę tego, czym zajmują się poza uczeniem języka. Uczestnikami kursu byli Włosi, Niemcy, Hiszpanie, Słowacy i Polacy, a nawet jedna niezwylke sympatyczna Turczynka. Było to dla nas wspaniałe doświadczenie, że mogłyśmy podzielić się naszymi spostrzeżeniami i doświadczeniami zawodowymi z nauczycielami, nie tylko podczas warsztatów, ale również przerw i czy zajęć kulturalno-towarzyskich. Zajęcia odbywały się od 9:00 do 15:00 z przerwą na lunch i dwiema krótszymi przerwami. Były niezwylke intensywne, różnorodne i zdecydowanie przerosły nasze oczekiwania. Opis kursu całkowicie odpowiadał temu, co otrzymałyśmy. Miałyśmy okazję poznać bieżące zmiany w języku, nowe metody nauczania, uzupełnić naszą wiedzę o zagadnienia z kulturoznastawa. A wszystko to odbywało się w przyjaznej atmosferze, z ogromną dawką pozytywnego nastawienia prowadzących zajęcia i wielką energią uczestników. A wszystkim zajęciom niezmiennie towarzyszył śmiech i entuzjazm.
zdj. My w trakcie zajęć
Popołudnia wypełniał bogaty program kulturalny. My dużo zwiedzałyśmy samodzielnie, zwiedzając zarówno charkterystyczne miejsca w Brighton jak np. Molo znane z pocztówek czy Royal Pavilon, czyli cząstkę Indii w północnej Europie...
... jak również zakamarki Brighton jak dzielnicę Lanes i Northen Lanes
Wieczorem, jak to na typowy angielski dom przystało zjadałyśmy obiad i spędzałyśmy czas z naszą gospodynią wypytując oróżne aspekty życia w Wielkiej Brytanii, albo udawałyśmy się na spotkanie w naszym szkolnym międzynarodowym towarzystwie.
W weekend też nie próżnowałyśmy sobota to wycieczka do Windsor (zamku królewskiego) i Oxford (miasta uczelni i studentów), gdzie poznawałyśmy dziedzictowo kulturowe Anglii, a w niedzielę Londyn w pigułce, czyli na początek Buckingham Palace, St James's Park, Trafalgar Square i wspianie się na lwy, dzielnica Westminster, rejs statkiem, żeby zobaczyć typowe lodyńskie budynki i budowle jak np. Globe Theatre, tate Gallery, białą kopułę St.Paul's Catherdral majączacą pomiędzy nowoczesnymi budynkami dzielnicy City i zakończyć przy zalążku brytyjskiej państwowości, czyli Tower of London, a następnie Piccadilly Circus a dla najwytrwalszych jeszcze Regent's Street, Soho, Chinatown, Covent Garden i the Whitehall... to był prawdziwy bieg przez Londyn, ale warto było znowu zobaczyć te wszystkie miejsca, aby znowu potwierdzić słowa Samuela Johnsona: "Jeśli ktoś jest znużony Londynem, musibyć znużony życiem, albowiem w Londynie jest wszystko, na co tylko życie może sobie pozwolić". Tylko jak tu się znużyć Londynem przez jeden dzień? Można było się jedynie zmęczyć.
Warto jeszcze wspomnieć o wycieczce do miejsca nazywanego Beachy Head i Seven Sisters toprawdziwy cud natury w postaci wysokich białych klifów spadających do morza, ostro kontrastujących z zielenią wybrzeża i błękitem morza i łagodniejących w blasku zachodzącego słońca.
Ciekawym miejscem była też wieś (zaledwie kilka kilometrów za Brighton) o nazwie Rottingdean miejscowość, gdzie mieszkał autor "Księgi dżungli', Rudyard Kipling i w swoim ogrodzie znajdował inspirację do pisania, domów w stylu z czasów Tudorów oraz przemytników w czasach średniowiecznych.
We czwartek 21.10 odbył się wieczór pożegnalny wraz ze wspólnym śpiewaniem, a w piątek 22.10 ostatnie zajęcia i rozdanie świadectw. Jeszcze wymiana adresów i kontaktów, pożegnania i uściski. Pożegnalny obiad z Christy, podziękowania za jej wielkie serce, uśmiech i życzliwość. Pakowanie i w sobotę rano wyruszyłyśmy w dorgę powrotną. Na pocieszenie jeszcze jeden dzień w Londynie i w niedzielę rano lot z Heathrow do Gdańska przez Kopenhagę. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Na pewno będziemy wspominać ten kurs jako jedno z nalepszych doświadczeń zawodowych. Pozostały teraz pomysły do zrealizowania i kontakty do utrzymania, nie tylko po to, żeby dalej wymieniać się doświadczeniami, informować o możliwościach innych szkoleń, ale w przyszłości może wspólnie zrealizować projekt edukacyjny. Pozostaje nam jeszcze na zakończenie zachęcić koleżanki i kolegów do korzystania z projeków oferowanych przez programy Unii Europejskiej, bo korzyści zarówno osobiste jak i lokalne są niezaprzeczalne. Anna Pawelec i Elwira Wiśniewska