Dotąd ponad 40 spółek giełdowych (licząc z bankami) wykazało straty związane z walutowymi transakcjami pochodnymi. Kłopoty przedsiębiorstw z opcjami i innymi instrumentami pochodnymi wzięły się w większości przypadków z braku wiedzy o rynkach finansowych i ich zachowaniu. Konsekwencje są bardzo poważne i dotyczą nie tylko firm, banków czy giełdy, ale i całej gospodarki. Na dodatek kryzys sprawia, że problem jest znacznie trudniej rozwiązać niż w czasach lepszej koniunktury. W największym uproszczeniu można powiedzieć, że kłopot z opcjami i innymi walutowymi instrumentami pochodnymi (forwardy czy CIRS-y, czyli walutowe transakcje zmiany stóp procentowych) wziął się nie tyle ze spadku wartości złotego, co z siły tego ruchu. W ciągu zaledwie 7 miesięcy kurs euro podniósł się względem naszej waluty o ok. 40 proc. Z podobną skalą wzrostu już raz mieliśmy do czynienia. Wtedy jednak rynek potrzebował na niego blisko trzech lat - od połowy 2001 roku do I kwartału 2004 r. Teraz w krótkim czasie nastąpiła kumulacja negatywnych zjawisk związanych z wyceną instrumentów pochodnych. Ruch był tak gwałtowny, że zabrakło czasu na reakcję na zmianę warunków rynkowych. Doceniając wagę kłopotów przedsiębiorstw trzeba jednocześnie mieć świadomość, że straty związane ze zmianą tendencji na rynkach finansowych poniosły i ponoszą nie tylko one. Osłabienie złotego jest bardzo kosztowne dla kredytobiorców zadłużonych w obcych walutach (zresztą to również problem korporacji). Załamanie się giełdy spowodowało poważne straty u posiadaczy jednostek funduszy inwestycyjnych, którzy skuszeni wysokimi zyskami z czasów hossy oraz zapewnieniami sprzedawców, że obecnie na akcjach nie można stracić" masowo kupowali agresywne produkty w I połowie 2007 r. Tak było też z tymi, którzy zdecydowali się uczestniczyć w szaleństwie na rynku nieruchomości - kupowali ziemię, by stawiać na niej 1 / 6
mieszkania, czy kupowali mieszkania, by zarobić na zwyżce ich cen. Na skalę globalną przypadkiem podobnym do sprawy naszych opcji jest problem toksycznych aktywów sektora finansowego. Doprowadził on do zablokowania systemu bankowego i sprowadził na świat recesję. Wziął się natomiast z inwestycji instytucji finansowych w niepłynne aktywa, których wartość jest powiązana z instrumentami rynku nieruchomości. Nawet sam problem z opcjami i zabezpieczaniem ryzyka kursowego ma swoje przykłady w innych krajach, jak na przykład w Brazylii czy Korei. Co więcej, w przeszłości można znaleźć zbliżone przypadki przedsiębiorstw tracących na instrumentach finansowych, głównie pochodnych, oferowanych przez banki. Tak było choćby w 1994 r. w konflikcie między Procter&Gamble, amerykańskim koncernem z branży dóbr szybko zbywalnych, a jednym z ówczesnych liderów na rynku derywatów Bankers Trust. Chodziło o sprzedaż pochodnych na stopę procentową, które niosły niekorzystne skutki w sytuacji wzrostu kosztu pieniądza. Podobnie do P&G postąpiły trzy inne firmy. Argumenty poszkodowanych sprowadzały się do tego, że nie uzyskali oni pełnej informacji dotyczącej wyceny pochodnych i związanego z nimi ryzyka. Bank ripostował, że klienci dysponowali niezbędną wiedzą i doświadczeniem w wykorzystywaniu skomplikowanych produktów finansowych. Dodatkowo, na rzecz P&G pracowali specjaliści zajmujący się rynkiem stóp procentowych. Sprawa zakończyła się dobrowolnym podpisaniem porozumienia przez Bankers Trust, korzystnego dla wszystkich czterech przedsiębiorstw toczących boje z bankiem. Jego wartość sięgała 93 mln USD. Sam P&G uzyskał 78 mln USD z żądanych 195 mln USD. Bankers Trust ostatecznie został przejęty przez Deutsche Bank. W kontekście tych przykładów trzeba więc mówić o kryzysie wyobraźni tych, którzy są stronami transakcji na rynkach finansowych. Przy ich zawieraniu zawsze trzeba zadać sobie pytanie, co się stanie, jeśli sytuacja rozwinie się nie tak, jak to sobie wyobrażamy, co będzie, jeśli spełni się czarny scenariusz. Zawiniła też chciwość. Ta jednak jest 2 / 6
charakterystyczna dla trendów na rynkach finansowych, które długo trwają (aprecjacja złotego utrzymywała się przez ponad cztery lata). Problemem opcji walutowych i innych walutowych instrumentów pochodnych dotknięte są zarówno spółki giełdowe (o nich wiemy najwięcej) jak i te, które są poza rynkiem publicznym (tu wiadomości jest mniej). Dotyczy to firm dużych i małych. Spółek prywatnych i państwowych. Eksporterów, ale też tych, którzy w inny sposób byli wystawieni na ryzyko kursowe. Nareszcie - tych, którzy zabezpieczali się przed ryzykiem, ale i tych, którzy spekulowali. Tych, którzy wiedzieli, co robią i tych, którzy utrzymują, że padli ofiarą nieuczciwości, nawet oszustw. Jednak grono tych, którzy ucierpieli na transakcjach opcyjnych, nie zawęża się jedynie do klientów instytucji finansowych. Same instytucje mają teraz przez to kłopoty i są zmuszone do tworzenia rezerw. Dotyczy to banków, które dostarczały na rynek produkty opcyjne, ale i banków, które tylko kredytują przedsiębiorstwa uwikłane w opcje. Gorsza kondycja firm to także zła wiadomość dla ich kontrahentów. Dotąd ponad 40 spółek giełdowych (licząc z bankami) wykazało straty związane z walutowymi transakcjami pochodnymi. Komisja Nadzoru Finansowego oszacowała ujemną wycenę wszystkich opcji (kwotę potrzebną dziś do zamknięcia pozycji) na ok. 15 mld zł. To wyliczenia oparte na danych uzyskanych od banków, więc obejmują nie tylko spółki giełdowe, ale również te nie znajdujące się w obrocie publicznym. Natomiast Stowarzyszenie na rzecz Obrony Polskich Przedsiębiorstw, zawiązane przez małe i średnie firmy, które uważają się za poszkodowane przez banki przy zawieraniu transakcji opcyjnych, mówi nawet o stratach sięgających 200 mld zł. Oprócz wymiernych strat finansowych dochodzą konsekwencje trudniejsze do obliczenia. Chodzi np. o skutki związane m.in. z: utratą zaufania do banków (kwestia kompetencji pracowników, dbałości o dobro klientów, wiarygodności przygotowanych prognoz, jakości doradztwa), podważeniem wiarygodności stron transakcji (niechęć lub odmowa wywiązania się z zobowiązań podważa istotę funkcjonowania rynku instrumentów 3 / 6
pochodnych) czy efektywnością nadzoru finansowego. Istotną sprawą jest też wiarygodność rządu, opowiadającego się za konkretną stroną sporu. Rzutować to może na postrzeganie naszego kraju przez zagranicznych inwestorów. To zaś oddziałuje na kurs złotego, premię za inwestycje w nasze aktywa, jak akcje czy obligacje. Do tego dochodzą tak trudne kwestie, jak poczucie sprawiedliwości i solidarności społecznej (dlaczego jednym straty próbuje się wynagrodzić, innym zaś nie?). Mamy też oczywiście skutki dotyczące wiarygodności spółek giełdowych i ich zarządów w oczach inwestorów. Wystarczy przypomnieć inicjatywę Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, które chce, aby władze firm zaangażowanych w spekulacyjne transakcje nie otrzymywały skwitowań. Jeśli chodzi o wiarygodność, warto zauważyć, że wpływ na nią ma nie tylko to, czy firmy zostały dotknięte problemem, ale również to, jak o nim informują i jak sobie z nim radzą. Pojawią się też pewnie konsekwencje w postaci większych wymogów wobec banków, zwłaszcza jeśli chodzi o procedury zarządzania ryzykiem, czy sprzedaż skomplikowanych produktów finansowych. To zaś może wpływać na skalę ich działania w poszczególnych obszarach usług bankowych. Nie można też pominąć skutków afery z opcjami" dla rynków finansowych. Jest ona jednym z czynników, które sprawiają, że banki i ich akcje nie są najlepiej postrzegane na warszawskiej giełdzie. WIG-Banki stracił od końca minionego roku ponad 44 proc. 4 / 6
Sprawa umocniła też przekonanie inwestorów i analityków, że ten rok będzie okresem znacznego pogorszenia wyników naszych spółek. Wymiar finansowy problemu znajduje odbicie w zależności od tego, jaką formę rachunkowości przyjęła dotknięta przezeń firma (wykazywanie strat w rachunku zysków i strat czy przepuszczanie" przez kapitał własny). Spojrzenie przez pryzmat zysków jest najbardziej popularne, ale nie kluczowe w obecnych warunkach. Z instrumentami finansowymi wiążą się określone przepływy gotówkowe. To zaś wpływa na współczynniki płynności przedsiębiorstw i zdolność regulowania zobowiązań, czyli w efekcie na ich wypłacalność. Ta kwestia dotyka nie tylko podmioty, które zaryzykowały spekulację instrumentami pochodnymi i potrzebują pieniędzy na rozliczenie transakcji. Cierpią również firmy zabezpieczające ryzyko kursowe, bo muszą rozliczyć się z transakcji, a wyższe wpływy z eksportu dzięki wzrostowi kursów walut uzyskają dopiero za jakiś czas i to niekoniecznie w planowanej wysokości (coraz trudniej jest sprzedać towary za granicą). Problem związany z walutowymi instrumentami pochodnymi jest tym trudniejszy do rozwiązania, że stanowi jedno z wyzwań, z jakimi boryka się nasza gospodarka. Gdyby zdarzył się w zupełnie innych czasach, gdy sektor bankowy nie byłby dotknięty kryzysem i instytucje finansowe bardziej skłonne byłyby do podejmowania ryzyka, zaś globalna gospodarka nie przeżywałaby największej w powojennej historii recesji (pomocy nie wymagałoby wiele innych sfer ekonomicznych) byłoby go znacznie łatwiej załagodzić. Coraz rzadziej wspomina się o oczekiwaniu na spadek kursu walut i rolowaniu otwartych pozycji przez przedsiębiorstwa. Przy tracącym złotym oraz wciąż bardzo niepewnych perspektywach rynków finansowych ani firmy, ani banki nie chcą brać na siebie dodatkowego ryzyka. Pojawiają się przykłady ugód firm z bankami, ale nie wydaje się, by mogło być to powszechne rozwiązanie. Coraz częściej więc mowa jest o składanych przez firmy pozwach o modyfikację umów opcyjnych (np. z powodu nadzwyczajnej zmiany warunków ekonomicznych) czy wręcz o ich unieważnienie. Ze strony banków płyną natomiast propozycje zamiany tego rodzaju zobowiązań na kredyty, choć w obecnych warunkach to rozwiązanie wchodzi w grę tylko w przypadku spółek o dobrych perspektywach. Takich, które wykorzystywały derywaty rzeczywiście do zabezpieczania ryzyka kursowego, a nie spekulacji. Mamy wreszcie propozycje ustawowego rozwiązania problemu, które przedstawił wicepremier 5 / 6
Pawlak. Do tej pory nie pojawił się jednak pomysł, który nie budziłby kontrowersji i mógłby pomóc rozwiązać problem opcji. 6 / 6