1 Frostavallen, dnia 16.3.1946 r. Helena Miklaszewska przyjmujący protokół asystent Instytutu przepisany Protokół przesłuchania świadka 230 Staje Pani Aniela Lasota urodzon [sic] 19.1.1896 r. w Miedznie pow. Węgrów, zawód prasowaczka wyznanie rzymsko-kat., imiona rodziców Józef, Aleksandra ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Warszawa Piwna 11 obecne miejsce zamieszkania Frostavallen pouczonya o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałeam w obozie koncentracyjnym w Stutthof ie w czasie od 1.9.1944 r. do 30.9.1944 r. jako więzień polityczny pod numerem 87068(9?) i nosiłem trójkąt koloru czerwonego z literą P następnie przebywałem w Hanowerze od 1.10.1944 r. do 8.4.1945 r. następnie w Bergen Belsen od 8.4.1945 r. 15.4.1945 r. [stempel] [/stempel] Aniela Lasota Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: Zeznania obejmują 8 stron pisma ręcznego i zawierają 1. opis zaaresztowania przez władze wojskowe niemieckie 2. osadzenie w obozie koncentracyjnym w Stutthof ie 3. warunki pracy i życia w obozie pod Hanowerem 4. ewakuację z Hanoweru 5. przybycie do Bergen Belsen. BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
[stempel] [/stempel] 2 Dalszy ciąg zeznań p. Anieli Lasota Zostałam osadzona w obozie koncentracyjnym po ewakuowaniu Warszawy. W czasie walk powstańczych siędziałam [sic] w schronie, spadła tam bomba, po której osiem osób umarło. Ja sama po tej bombie byłam oszołomiona, miałam głowę jakby bardzo dużą, próbowałam się podnieść nie mogłam i opadłam, czułam bezwład, kiedy przyszłam do przytomności i poczęłam szukać wzrokiem mego syna, zobaczyłam, że leżał na ziemi już sztywny, prócz mego syna były i inne ofiary śmiertelne, razem 8-m osób zmarło, wśród nich była jedna panienka, która nami opiekowała się, służąca księdza i parę innych osób. W kilka godzin potem zmarł jeszcze ksiądz, którym do ostatniej chwili opiekowałam się. Dwie osoby straciło [sic] władzę w nogach po tej bombie. Bezpośrednio po zatrzymaniu mnie spędziłam noc i dzień na placu Piłsudskiego, potem przeprowadzono nas do kościoła św. Wojciecha. Po drodze jeden z żołnieży [sic] ściągnął mnie obrączkę z ręki. Przypominam sobie, że kiedy żołnierze wyprowadzili nas z piwnicy sami do niej weszli i obrabowali z naszych paczek złoto, kosztowności i wszystko co przedstawiało pewną wartość. Z kościoła św. Wojciecha przeprowadzono nas na dworzec wschodni, a stąd do Pruszkowa, tu po pobycie dwudniowym zostałam przewieziona do Stuthoff u. Obóz w Stutthofie był dla kobiet i mężczyzn, leżał w lesie. Mężczyźni byli umieszczeni osobno. Obóz otoczony był drutami. O obozie tym niewiele mogę powiedzieć, czas który tam spędziłam, po okropnych przejściach w Warszawie był dla mnie bardzo ciężki, mało wychodziłam, prawie, że cały czas tam przesiędziałam [sic] i przepłakałam. Do obozu przyjechałam ogromnym transportem kobiet i mężczyzn, mówiono, że pociąg którym jechałam miał 70 wagonów przeciętnie w wagonie było koło 50-ciu osób, a więc transport mógł liczyć koło 3000 osób. Pociągiem dojechaliśmy do bocznicy, tu wsiedliśmy do kolejki, którą dojechaliśmy po 1/2 godz. do obozu. Kiedy przybyłyśmy roździelono [sic], mężczyzn i kobiety. Wszystkich mężczyzn wzięto na prawo, a kobiety na lewo, i przeprowadzono nas do baraku niewykończonego
3 barak był murowany, ale bez drzwi i nie był węwnątrz [sic] urządzony, na podłodze były posypane wiórki i na tym leżałyśmy. Umywalni nie było, ale na dworze był hydrant i tam można było się umyć. Poza blokiem kilkanaście kroków były porobione doły, a przy nich barięrki [sic], to były nasze ubikacje. Doły te były otoczone niskiemi [sic], może conajwyżej [sic] metrowymi deskami. W tym [dopisek nad tekstem] baraku [/dopisek] przebywałyśmy dwa tygodnie. W tym czasie otrzymywałyśmy codziennie rano i wieczór 1/2 l. kawy, kawałek chleba, a w południe go 1 litr jarzyny gotowanej, najczęściej marchwi. Po 15 dniach pobytu w tym baraku, wzięto nas do kąpieli, odebrano nam wszystkie nasze rzeczy oprócz szczotki do zębów, pasty, mydła i butów. Następnie przebrano nas w bieliznę i strój obozowy; bielizna była granatowa w białe paseczki, a sukienka była szara z krótkimi rękawami. Po wyjściu z kąpieli dostałyśmy pończochy, jedna inna druga inna, i sweterki, które naznaczono czerwoną farbą, dostałyśmy jeść. W kąpieli dano nam każdej numery odciśnięte na szmatce i czerwone trójkąty z literą P. Te numery i trójkąty kazano nam przyszyć na lewym ramieniu. Poczem [sic] przeprowadzono nas do nowego baraku. Tu były już różne narodowości Cyganki, Litwinki, Łotyszki, Rosjanki i Polki. Blok ten był drewniany, parterowy, zelektryfikowany, skanalizowany, posiadał umywalnie z wodą. Blok dzielił się na izby. Małe izby miały łóżka, ale ja byłam w dużej izbie, gdzie było 300 osób, było dwa sienniki na mniejwięcej [sic] na dwie osoby przypadał jeden siennik, ale ja byłam w grupie 7-miu osób i miałyśmy dla siebie dwa sienniki. Bo osienniki [sic] trzeba było u nas walczyć. Kiedy przybyłyśmy na ten barak, to miałyśmy dwa razy dziennie apele, ale do pracy nie chodziłyśmy. Po dwu tygodniach pobytu tutaj zostałam bez swojej woli wywieziona z transportem 500 osób do fabryki pod Hanower. Nie powiadomiono nas o tym, że jest to fabryka amunicji; a kiedy śmielsze kobiety zapytywały, gdzie jedziemy odpowiadano im, że do fabryki konserw. Do obozu pod Hanower przyjechałam 1 października 1944 r. w niedzielę wieczorem, cąłą [sic] noc spędziłyśmy jeszcze w wa-
4 gonach na bocznicy i w poniedziałek rano zaprowadzono nas do baraków obozowych. Obóz leżał między fabrykami na przedmieściach Hanoweru. Obóz był otoczony naelektryzowanymi drutami. Obóz był nieduży, miał trzy baraki mieszkalne, jeden barak rewirowy, jeden barak kuchenny i jeden z umywalniami. Ubikacje zwykłe, ale b. czysto utrzymane znajdowały się poza umywalniami. Niedaleko terenu obozowego znajdował się barak aufseherek. W baraku kuchennym SS-mani mieli swoje biuro. Poszczególne bloki mieszkalne dzieliły się na izby. W izbach znajdowały się dwu piętrowe łóżka, każde łóżko miało siennik i dwa koce. Prócz tego w izbie znajdował się jeden duży stół i stołki do siędzenia [sic]. W izbach były pięce [sic]. Kiedy przyjechałyśmy, pozwolono nam dość dużo palić, bo baraki były świeżo murowane i trzeba było je osuszyć. Ale potem z opałem było trudniej, Niemcy nie mieli już dowozu węgla; w tym czasię [sic] opał kradłyśmy w fabryce. Po przybyciu, trzy dni odpoczywałyśmy w fabryce, a następnie posortowano [dopisek nad tekstem] nas [/dopisek] i poprzydzielano do różnych rodzaji [sic] pracy. Rano wstawałyśmy wcześnie może o 4.30 godz. budziła nas jedna więźniarka Polka, która pracowała w kuchni. Wstawałyśmy, myłyśmy się i jadłyśmy śniadanie. Kawę z kuchni przynosiły nam stubowe, następnie wychodziłyśmy na apel, który odbierał komendant i komendantka, a potem szłyśmy do fabryki. Na apelu długo nie stałyśmy. W fabryce pracowałyśmy 12 godzin od 6-ej godz. do 19-ej z przerwą godzinną na obiad, który zjadałyśmy w obozie. Na obiad otrzymywałyśmy litr zupy jarzynowej. Była ona czysto ugotowaną, bo w kuchni pracowały Polki, które starały się o to. Rano i wieczór otrzymywałyśmy zazwyczaj kawe [sic] i pajtkę chleba z kawałkiem margaryny i plasterkiem kiełbasy lub kiszki. Czasami zamiast wędliny otrzymywałyśmy łyżkę twarogu, melasy, miodu sztucznego czy marmolady. Niekiedy wieczorem otrzymywałyśmy zupę, ale to było bardzo rzadko. Na czele obozu stał komendant SS-man i komendantka SS-manka. Byli oni bezwzględni i surowi, ale
5 specjalnie nad więźniami nie pastwili się. Nawet dwuch [sic] początkowych komendantów było zupełnie dobrych, lecz tych szybko wzięli na wojnę. Trzeci komendant był stary, pilnował dyscypliny obozowej, przestrzegał tego, aby więźniarki miały garderobę i buty w porządku, pilnował aby były wszystkie guziki poprzyszywane. Najpierw kazał nam buty czyścić wodą, a potem wystarał się nam o pastę. On też kiedy zrobiło się zimno wystarał się o ciępłe [sic] zimowe suknie obozowe pasiaki, o zmianę bielizny, o drewniaki, wogóle [sic] pod tym względem był dobry i dbał o nas, zrobiłby nam może wiele więcej, ale bardzo ujemny wpływ na niego miała blokowa więźniarka żydówka [sic] z pochodzenia, a przez małżeństwo Francuska. Ta była bardzo niedobra i miała duży wpływ na komendanta. Aufsherki [sic] były różne, jedne obchodziły się ludzko, ale były też i takie które biły i nie były dobre. Wśród nich pamiętam jedną młodą aufsehrkę z Hamburga, która w czasię nalotów uspakajała nas, potrafiła przyjść uściskać więźniarkę, niekiedy swoje jabłko z podwieczorku podzieliła na plasterki i rozdała więźniarkom. W obozie pomocy lekarskiej udzielał rewir, na czele jego stała Rosjanka, czy ona była lekarką nie wiem. Rewir udzielał pomocy lekarskiej tylko chorym z gorączką ponad 39 i wszystkim więźniarkom, którę [sic] zgłosiły się robiono w rewirze opatrunki. W obozie choroby nie szerzyły się, epidemii nie było, chorowano najczęściej z przeziębienia. Znam tylko dwa wypadki śmiertelne w obozie, [dopisek nad tekstem] więźniarki te [/dopisek] umarły one z ran po bombardowaniu. Co robiono z ciałami z marłych [sic] nie wiem, mówiono nam że są chowane, ale bez podania bliższych co do tego szczegółów. Żadnej opieki duchowej i religijnej nie miałyśmy, księża i Czerwony Krzyż do obozu nie miałi [sic] dostępu. Modlić się oficjalnie nie było wolno. Nie wolno nam było utrzymywać żadnego kontaktu z wolnością, nawet nie pisywałyśmy listów oficjalnie. Aniela Lasota
[stempel] [/stempel] 6 Dalszy ciąg zeznań p. Anieli Lasota Do bombardowania prób ucieczki nie było, ale w czasie bombardowania podobno dwie Rosjanki uciekły. Życie koleżeńskie w obozie nie było rozwinięte. Fabryka w której pracowałyśmy wyrabiała części samolotowe, była ona dość duża, była ona bombardowana i następnie zremontowana. Pracowałyśmy w halach. Przez pierwsze trzy tygodnie uczono nas pracy. Naogół [sic] pracowałyśmy przy stołach. Ja składałam części samolotowe na formie, po złożeniu zdejmowałam z formy i oddawałam do nitowania. Sama praca nie była zbyt ciężka, ale niektóre czynności wymagały dużego wysiłku fizycznego. Praca nie była specjalnie niebezpieczna, należało tylko uważać przy borowaniu, aby nie przebić palcy [sic]. Ja miałam dwukrotnie przeborowany palec, ale to przez nieuwagę innych. Wypadki przeborowania palcy zdarzały się naogół rzadko. Wentylacja w fabryce była duża, ale powietrze było ciężkie z powodu opiłek żelaza. Majstrowie zwracali nam uwagę, aby opiłek nie zmuchiwać [sic], bo blacha jest zatruta i szkodzi na płuca. Majstrowie byli naogół dobrzy i nie mogę na nich narzekać. Pamiętam jak w okresię [sic] trzytygodniowej nauki jedna z majsterek przyniosła nam na naszą prośbę nici i igły oraz podała je nam pokryjomy [sic]. Kiedy niekiedy nie mogłyśmy wykonać jakiejś roboty to majster przyszedł i sam zrobił. Fabryka w dziale nitowania i składania części pracowała na dwie zmiany: dniem i nocą. Ja pracowałam jeden tydzień w dzień, a drugi raz w nocy. Praca nocna bardziej wyczerpywała, bo sen w dzień nie był wystarczającym i często był przerywany. W dniu 5 stycznia 1945 r. fabryka części samolotowych została zupełnie zbombardowana, a obóz spalony. Wtedy przeniesiono nas do obozu [dopisek nad tekstem] na przedmieściu Hanoweru [/dopisek] Limer [sic]. Tu był obóz nieduży miał 500 osób i przewagę Francuzek, kiedy przybyłyśmy wszystkie dawne więźniarki przeniesiono do jednego baraku, a nas umieszczono w drugim opróżnionym. Cały obóz miał tylko dwa baraki mieszkalne.
7 Były one duże, dzieliły się na izby, w jednej izbie mieściło się 50 kobiet. Izby miały łóżka trzypiętrowe, w każdym łóżku spało dwie kobiety. Baraki były zelektryfikowane, ale nie skanalizowane. Umywalnie i ubikacje znajdowały się poza blokiem. Obóz był czysty. Pierwsze więźniarki, które były w tym obozie pracowały w fabryce gumy. Kiedy my przybyłyśmy do tego obozu wybrano młodsze i zdrowe do pracy, częściowo zatrudniono je w fabryce gumy, częściowo w dawnej fabryce samolotów, a 50 osób wybrano do sprzątania gruzów. Kobiety starsze były zatrudnione na miejscu względnie jako zastępstwo tych co chorowały. Zarząd obozu pozostał ten co dawniej. W dniu 6 kwietnia 1945 r. w czasię alarmu lotniczego obóz nas [sic] został ewakuowany, początkowo szłyśmy do Celle, ale tam nie przyjęto nas bo obóz był przepełniony. Droga była bardzo męcząca, nasza grupa obejmowała 1500 mężczyzn i 900 kobiet. Pierwszej nocy nocowałyśmy w dużej stodole, był tam straszny ścisk, nie można było wytrzymać. Na drugi dzień szłyśmy cały czas, nadwieczorem [sic] zatrzymałyśmy się we wsi i tu telefonowano do obozu w Celle, aby nas przyjęto, odmówiono z powodu przepełnienia tamtejszego obozu. Wtedy zagnano nas w piaszczyste góry i tutaj spędziłyśmy noc. Rano wróciłyśmy na drogę do Bergen Belsen i szłyśmy do samego wieczora. Kiedy przybyłyśmy do obozu zaprowadzono nas na blok i umieszczono 500-set w jednej izbie. Nie było w niej ani łóżek, ani sienników, ani odrobiny wiórek tylko czysta podłoga ułożona z cegieł. Pousiadałyśmy zmęczone i głodne. Za chwilę przyszła blokowa i powiedziała, aby nie rozkładać się, bo jeszcze przyjdzie 200-cie osób. Rzeczywiście, że one przyszły. Jedną noc przespałam w bloku, potem spałam na dworze pod ścianą, bo w baraku był niemożliwy zaduch i wszy. Kto chciał się dusić spał w baraku. Na drugi dzień jak wstałam poszłam do małej komórki, która stała przy bloku, myślałam, że to była ubikacja, a tym-
8 czasem, była to komórka pełna trupów kobiecych. Vis-a-vis baraku stał szałas płócienny, wielkości bloku, zajrzałam tam i tu było moc trupów kobiet, które leżały poukładane jedna koło drugich. Leżały one tam parę dni. Wiadomo mnie, że kobiety wyciągały potem te trupy z namiotu i składano do dołów, gdzie następnie je zakopywano. Wogóle Bergen-Belsen zrobiło na mnie okropne wrażenie. Widziałam jak przez cały tydzień na obozie męskim ciągali mężczyźni trupów [sic] i przez cały czas mego pobytu zakopywali. A potem jak weszli Anglicy jeszcze długo wyciągli [sic] trupy i chowali. Na to wszystko naprawdę nie można było patrzyć. Na naszym bloku miałyśmy blokową żydówkę, bardzo niedobra, ona okradała nas z jedzenia, nie wydawała nam naszych przydziałów, a rozdawała je naszym swoim znajomym. Przez cały czas nie miałyśmy zupełnie wody, przez cały czas dostałyśmy tylko raz porcję chleba. Kiedy przyszli Anglicy długo jeszcze chorowało i umierało dużo ludzi. Do Szwecji przyjechałam 3 lipca 1945 r. po zbadaniu okazało się, że jestem chora, byłam operowana i do dziś dnia choruję. Na str. 3. dopisano: baraku, na str. 5 więźniarki te, na str. 6 na przedmieściu Hanower. Asystent Instytutu. Zeznająca zasługuje na wiarę. Helena Miklaszewska P.p.p. Świadek Aniela Lasota [stempel] [/stempel]