Jakie wnioski płyną z historii bessy na światowych giełdach? Jak długo i w jakich okolicznościach trwał krach na parkietach? Bessa, trwająca od połowy 2007 r. na warszawskiej giełdzie należy do najdotkliwszych w historii. W USA takiej przeceny nie było od ponad 30 lat. Kiedy w połowie lipca 2007 r. WIG zaczynał oddalać się od historycznego szczytu, mało kto spodziewał się, że to początek bessy, której wielkość okaże się adekwatna do trwającej od 2003 r. rekordowej hossy. Do październikowego dołka w 2008 r. WIG zanurkował o 62,6 proc. (biorąc pod uwagę kursy zamknięcia) powracając do poziomu sprzed niemal czterech lat i niwelując większość z wypracowanych w poprzednich latach zysków inwestorów. Co gorsza, nie da się przesądzić, że październikowy dołek nie zostanie pogłębiony. Bywało jeszcze gorzej Gdyby tak się stało, zagrożony byłby dotychczasowy rekord wielkości bessy. W całej historii warszawskiej giełdy, sięgającej 1991 r., zanotowano tylko jeden większy spadek niż ten trwający od połowy ubiegłego roku. Od marca 1994 r. do marca 1995 r. WIG zanurkował o 71,6 proc. Smutny rekord nie został więc na razie pobity, chociaż porównania z sytuacją sprzed kilkunastu lat są nie do końca miarodajne. Powód jest prosty - w 1994 r. warszawska giełda była jedynie namiastką rynku, z jakim mamy obecnie do czynienia. Liczba notowanych spółek nie sięgała 50. Obroty akcjami w 1994 r. to jedynie 5 proc. handlu w zeszłym roku. Bessa rozpoczęta w minionym roku przerosła za to poprzednią zapaść w latach 2000-2001 (wywołaną pęknięciem tzw. bańki internetowej) oraz falę spadkową w 1998 r. (związaną z tzw. kryzysem azjatyckim i później rosyjskim). Nie ma więc wątpliwości, że inwestorzy mają teraz do czynienia z wyjątkowymi na tle historii zjawiskami. 1 / 8
W pewnym sensie obecna bessa to połączenie poprzednich dwóch trendów spadkowych. Do lata mogło się wydawać, że mamy do czynienia z powtórką wydarzeń z lat 2000-2001. Po nałożeniu na siebie wykresów WIG-u z obu tych okresów trudno było znaleźć większe różnice. Tempo przeceny było niemal takie samo, także korekty wzrostowe wypadały w podobnych odstępach. Problem w tym, że kiedy już wydawało się, że potencjał spadkowy wynikający z takiego prostego schematu powtórki z przeszłości" jest na wyczerpaniu, schemat ten legł w gruzach. Skala przeceny we wrześniu i w pierwszej połowie października tego roku przerosła wszelkie oczekiwania i zaczęła przypominać to, co działo się w sierpniu 1998 r., gdy kursy akcji leciały w dół pod wpływem informacji o zawieszeniu spłat długów przez Rosję, borykającą się ze spadającymi dochodami z eksportu taniejących surowców i zaległościami podatkowymi. Niespłacane długi to zresztą czynnik, który łączy kryzys z 1998 r. z obecną bessą. W obu przypadkach u źródeł zamieszania na rynkach leżało nadmierne zadłużenie. Podczas gdy 10 lat temu chodziło o długi jednego z tzw. rynków wschodzących, to tym razem źródłem problemu stały się obciążenia kredytowe posiadaczy nieruchomości w USA. Co ciekawe, w obu przypadkach kłopoty z długami doprowadziły do nieprzewidywalnych zjawisk w systemie finansowym. 10 lat temu kryzys rosyjski doprowadził do tak gwałtownych zmian cen obligacji na świecie, że skończyło się to upadkiem funduszu hedgingowego LTCM, który zresztą sam posługiwał się ogromną dźwignią finansową. To z kolei wywołało obawy o stabilność całego systemu finansowego na Zachodzie. Historia lubi się powtarzać 2 / 8
Tym razem w pewnym stopniu taki mechanizm kryzysu się powtórzył - z pozoru mające niewielkie znaczenie dla całej amerykańskiej gospodarki kredyty hipoteczne o niskiej jakości (subprime) otworzyły puszkę Pandory. Podobnie jak w 1998 r., gdy upadł LTCM, czynnikiem, który zwielokrotnił siłę kryzysu, były skomplikowane operacje instytucji finansowych. Destabilizacją całego systemu groziła zarówno ogromna dźwignia finansowa LTCM (na początku 1998 r. fundusz miał 124,5 mld USD zadłużenia wobec 4,7 mld USD kapitałów własnych), jak i tracące gwałtownie na wartości instrumenty, w które zapakowano" i sprzedano na całym świecie ryzykowne amerykańskie pożyczki hipoteczne. Niezależnie od przyczyn obecna bessa jest jednym z najsilniejszych trendów spadkowych nie tylko dla naszego, stosunkowo młodego rynku akcji, ale nawet dla dojrzałych giełd w USA. Od ubiegłorocznego szczytu do najniższego punktu w tym roku Dow Jones Industrial Average (najstarszy amerykański indeks) zanurkował o 42 proc. Tym samym straty okazały się nie tylko większe niż w latach 2000-2002 (gdy DJIA stracił jedynie" 36,6 proc.), ale w znacznie szybszym tempie niż wówczas bessa spustoszyła portfele inwestorów. Co mówi statystyka? Zgodnie z powiedzeniem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, z dużej skali spadków można wyciągnąć optymistyczne wnioski na przyszłość. W powojennej historii Wall Street nie zdarzyło się, by Dow Jones spadł o więcej niż 45 proc. Ci szczęściarze, którzy mieli wyczucie i odwagę, by kupować akcje u schyłku trendów spadkowych, mogli później liczyć na krociowe zyski. Biorąc pod uwagę trzy największe bessy z lat powojennych, przeciętna zwyżka Dow Jonesa w ciągu roku od zakończenia rynku niedźwiedzia wyniosła 32-44 proc. Niestety, taki optymistyczny obraz sytuacji wyłania się tylko, jeśli pod uwagę weźmiemy okres powojenny. Jeśli cofnąć się jeszcze dalej w przeszłość, to pozytywne wnioski stają pod znakiem zapytania w obliczu Wielkiego Kryzysu. Od sierpnia 1929 r. do lipca 1932 r. Dow Jones zanurkował o 89 proc., doprowadzając do bankructwa wielu inwestorów, którzy wcześniej mogli uznawać się za bogaczy dzięki długotrwałemu boomowi. Gdyby nie Wielki Kryzys, którego widmo unosi się nad giełdami w tak dramatycznych momentach, jak ostatnie miesiące, statystyka bez najmniejszych wątpliwości sugerowałaby wypełnianie portfela akcjami po spadku Dow Jonesa przekraczającym 40 proc. 3 / 8
Nie taki diabeł straszny? Na szczęście dla inwestorów, Wielki Kryzys wydaje się mniej druzgoczący, jeśli pod uwagę wziąć nie nominalne zmiany wartości akcji, lecz zmiany uwzględniające inflację. Od lat świat przyzwyczaił się do tego, że ceny w gospodarce rosną, raz wolniej, raz szybciej. Tymczasem jedną z charakterystycznych cech Wielkiego Kryzysu była długotrwała deflacja, czyli spadek cen (co było efektem tego, że popyt ze strony konsumentów i przedsiębiorstw skurczył się tak dramatycznie, że zmusiło to producentów do masowego obniżania cen). W latach 1930-1932 poziom cen w amerykańskiej gospodarce (mierzony wskaźnikiem CPI) obniżył się o 24 proc. Innymi słowy, wartość pieniądza i jego siła nabywcza automatycznie wzrosły. Można zatem przyjąć, że każde 24 proc., jakie inwestorzy stracili w trakcie ówczesnej bessy, zostało zrekompensowane spadkiem cen w gospodarce (mimo strat i tak mogli kupić te same dobra po niższej cenie). Straty realne (po uwzględnieniu inflacji) były więc znacznie mniejsze i można je szacować na około 60-70 proc., a nie 89 proc. w ujęciu nominalnym. Jedyne, czego można być pewnym, to fakt, że po każdej bessie nieuchronnie nadchodzi hossa. Nawet po trwającym dwa lata krachu giełdowym w czasie Wielkiego Kryzysu (sam kryzys trwał jeszcze dłużej) nadeszły zwyżki cen akcji, które w ciągu kolejnych czterech lat wywindowały Dow Jonesa o 90 proc. (czyli średnio ponad 17 proc. w skali roku). 1929-1932 Spadek Dow Jonesa - 89 proc. Czas trwania bessy - 34 miesiące 4 / 8
Czas potrzebny na odrobienie strat - 25 lat Okoliczności - Wielki Kryzys, tzn. krach gospodarczy na masową skalę - skok bezrobocia, fala bankructw, załamanie systemu bankowego, zapaść rolnictwa. Co do przyczyn i mechanizmu kryzysu ekonomiści nadal nie są zgodni. Część z nich twierdzi, że zapaść nie byłaby tak ogromna, gdyby nie brak szybkiej reakcji ze strony rządów i banków centralnych. 1969-1970 Spadek Dow Jonesa - 35 proc. Czas trwania bessy - 18 miesięcy Czas potrzebny na odrobienie strat - prawie cztery lata Okoliczności - pierwsza większa bessa po spektakularnym rozwoju gospodarczym USA w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Przesilenie przypadło na okres narastającego napięcia politycznego i społecznego, związanego z przedłużającą się kosztowną wojną w Wietnamie (sam jej wybuch wspierał wcześniej hossę z powodu nakręcania koniunktury przez wydatki wojenne). 1973-1974 Spadek Dow Jonesa - 45 proc. Czas trwania bessy - 23 miesiące Czas potrzebny na odrobienie strat - prawie 10 lat 5 / 8
Okoliczności - załamanie systemu walutowego z Bretton Woods i szok naftowy (czterokrotny wzrost cen ropy), którego skutkiem była stagflacja (recesja połączona z wysoką inflacją), która przypadła na okres po zakończeniu wojny w Wietnamie. 1994 Spadek WIG-u - 72 proc. Spadek Dow Jonesa - 10 proc. Czas trwania bessy - 13 miesięcy w Polsce i dwa miesiące w USA Czas potrzebny na odrobienie strat - sześć lat w Polsce, 12 miesięcy w USA Okoliczności - w USA zniżka była jedynie korektą długotrwałej hossy, natomiast w Polsce efektem pęknięcia bańki spekulacyjnej, która napęczniała w początkowym okresie rozwoju GPW (towarzyszyło temu również pęknięcie baniek na części rynków wschodzących). 1998 Spadek WIG-u - 44 proc. Spadek Dow Jonesa - 19 proc. Czas trwania bessy - siedem miesięcy w Polsce, półtora miesiąca w USA 6 / 8
Czas potrzebny na odrobienie strat - 22 miesiące w Polsce, cztery miesiące w USA Okoliczności - kolejna bessa, która w USA była jedynie silniejszą korektą, a na GPW spustoszyła portfele inwestorów. Przyczyną był kryzys rosyjski, u którego źródeł leżał z kolei wcześniejszy kryzys azjatycki oraz spadek cen surowców. 2000-2002 Spadek WIG-u - 49 proc. Spadek Dow Jonesa - 37 proc. Czas trwania bessy - 18 miesięcy w Polsce, 33 miesiące w USA Czas potrzebny na odrobienie strat - cztery lata w Polsce, ponad 6,5 roku w USA Okoliczności - pęknięcie tzw. bańki internetowej (dot-com bubble) w USA, które przerodziło się w recesję po niemal nieprzerwanym wzroście cen akcji w latach 90. 2007-2008 Spadek WIG-u (artykuł ukazał się 8 XI 2008 r.) - 63 proc. Spadek Dow Jonesa - 42 proc. 7 / 8
Czas trwania bessy do tej pory - 16 miesięcy w Polsce, 13 miesięcy w USA Okoliczności - załamanie na rynku nieruchomości w USA, które przerodziło się w kryzys finansowy; w Polsce towarzyszyło temu pęknięcie bańki spekulacyjnej na rynku małych spółek, m.in. w sektorze deweloperów i budownictwa. Czy bessa przekreśla strategię kup i trzymaj"? W czasach zaawansowanej bessy może się na pierwszy rzut oka wydawać, że długoterminowe inwestowanie traci sens. Pod koniec października WIG znalazł się najniżej od czterech lat. U dna bessy w czasie Wielkiego Kryzysu Dow Jones cofnął się o 35 lat. Takie statystyki nie powinny jednak zniechęcać do inwestowania w akcje, pod warunkiem, że jest ono oparte na przemyślanej, konsekwentnej i pozbawionej emocji strategii. Jedną z takich strategii jest tzw. uśrednianie ceny zakupu, która wychodzi z założenia, że zamiast prognozować moment zakończenia bessy, lepiej systematycznie kupować tanie akcje. Załóżmy przykładowo, że po 12 miesiącach od rozpoczęcia bessy rozpoczynalibyśmy inwestowanie, przeznaczając co miesiąc na akcje po 3 proc. aktualnej wartości portfela. Nawet w czasach Wielkiego Kryzysu strategia ta przyniosłaby przyzwoite wyniki (wypełnienie portfela akcjami według tych zasad zajęłoby ponad 3 lata) - po roku od zakończenia bessy początkowy kapitał urósłby o 13 proc., a po trzech latach - o 32 proc., podczas gdy inwestorzy, którzy akcje kupili od razu na początku bessy, na zyski musieliby czekać ćwierć wieku. 8 / 8