Recenzje Wołyń i akcja Wisła bez relatywizacji Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła. Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011 Polacy i Ukraińcy obie nacje w okresie drugiej wojny światowej i tuż po niej wyrządziły sobie wiele krzywd, jednak znaku równości między cierpieniem doznanym przez Polaków z rąk Ukraińców a polską przemocą wobec Ukraińców postawić nie można. To główna myśl, jaka pojawia się po lekturze książki Grzegorza Motyki Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła. Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947. Książka jest plonem kilkunastoletniej pracy badawczej jednego z najlepszych znawców stosunków polsko-ukraińskich. Na jej łamach Motyka wyznaje, że pytany w 1998 roku o to, co chce osiągnąć dzięki swoim publikacjom, odpowiedział: Chciałbym przekonać Ukraińców, że mordowanie ludności polskiej na Wołyniu było faktem. A Polaków że akcja»wisła«nie była konieczna. I choć wydaje się, że pomału świadomość historyczna, między innymi pod wpływem prac Motyki, wzrasta, to ostatni protest środowisk kresowych wobec jego kandydatury do Rady Instytutu Pamięci Narodowej z zarzutem, że zrównuje krzywdy polskie i ukraińskie, pokazuje, jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Nie dziwi zatem, że Motyka cierpliwie dążąc do pojednania polsko-ukraińskiego poprzez wspólne zaakceptowanie wszelkiego zła, które się dokonało pomiędzy Polakami i Ukraińcami w czasie wojny i po jej zakończeniu bywa nielubiany. Dla części czytelników na Ukrainie jego publikacje pozostają przejawem polskiego imperializmu, natomiast dla niektórych odbiorców w Polsce przypominają twórczość polakożercy Jana Tomasza Grossa. Oddana właśnie do rąk czytelników książka przekonuje, że cel i metoda obrana przez Motykę były i pozostają właściwe. Mimo że monografia pisana jest w układzie chronologicznym opisuje wydarzenia od 1918 do 1947 roku główną osią, wokół której się obraca, są mordy na ludności polskiej, zwłaszcza ich najostrzejsza odsłona, czyli rzezie na Wołyniu. Taka optyka nie dziwi. Dzięki badaniom socjologicznym wiemy, że większość Polaków słyszała o wydarzeniach wołyńskich. Z punktu widzenia polskich czytelników, a zwłaszcza historyków, wydaje się zatem naturalne, że powojenna historia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, ich zmagania z sowieckim okupantem, przypłacone cierpieniem pół miliona Ukraińców (w tym ponad 155 tysięcy zabitych), stanowią jedynie niezbędny z metodologicznych wymogów kontekst historyczny. To na marginesie pokazuje, jak daleko jest do jednakowego postrzegania historii przez Polaków i Ukraińców. Na temat sowieckich represji wobec ukraińskiego podziemia po wojnie powstało wiele prac na Ukrainie to
216 Recenzje Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła zagadnienie Grzegorz Motyka zawarł na jedenastu z ponad pięciuset stron swojej książki. I chociaż autor zdaje się rozumieć pragnienie Ukraińców życia w niepodległym państwie i przypomina, że metody sowieckie tylko nieznacznie różniły się od nazistowskich, to jednak rozdział Antysowiecka guerilla na Ukrainie zachodniej w małym stopniu pozwala zrozumieć cierpienia Ukraińców po wojnie. Będzie to prawdopodobnie jeden z zarzutów wobec tej książki ze strony ukraińskich recenzentów. Ukraińcy uważają, że mają swoich żołnierzy wyklętych, ostatnich Mohikanów (ostatnia czynna grupa OUN złożona z trzech osób została zniszczona przez KGB w 1960 roku), ale jednocześnie zapominają, że gdyby walka UON-UPA zakończyła się zwycięstwem, Ukraina byłaby państwem totalitarnym o brunatnym zabarwieniu. Nawiasem mówiąc, o podobnym aspekcie zapominają także polscy apologeci NSZ-NZW. Wołyń, jako główna oś narracji, narzuca też sposób patrzenia na akcję Wisła. Komuniści poprzez tę operację chcieli rozwiązać ostatecznie problem ukraiński w Polsce, jednak w oficjalnych dokumentach zapewne ze względów propagandowych przesunęli ciężar argumentacji na zwalczanie UPA. Wydaje się, że jest to jeden z powodów, dla których Motyka poświęca tak dużo miejsca na polemikę z tą argumentacją można było zwalczyć oddziały UPA bez uderzania w całą społeczność. Jednak nie sposób uciec od wrażenia, że narracja ta jest dalszym dyskursem ze współczesnym środowiskiem, które ciągle powtarza: przed akacją»wisła«był Wołyń. Motyka nie bez przyczyny proponuje i stosuje inną figurę retoryczną: od rzezi Wołyńskiej do akcji Wisła. Środowisko to chce tym samym usprawiedliwić sens i bezwzględność operacji Wisła. Autor, przypominając we wnioskach, że w ramach niej wysiedlono ponad 140 tysięcy osób, dodaje: większość z nich nie miała nic wspólnego z działaniami UPA, o rzeziach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej nawet nie wspominając. Dla Grzegorza Motyki jest jasne, że źródła krwawych wydarzeń, jakie rozegrały się w latach 1943-1944 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, należy szukać już w dwudziestoleciu międzywojennym. Zapowiedź odwetu czy nawet rozprawy z Polakami widać było nie tylko w pieśniach powstałej w 1929 roku OUN (w refrenie jednej z nich powtarzano słowa: Śmierć, śmierć, Lachom śmierć ), ale też w jej ówczesnych planach sprowokowania chłopów do krwawych wystąpień przeciwko polskim ziemianom i kolonistom. OUN przeprowadzała czynne akcje sabotażowe, pacyfikowane przez polskie władze, które z jednej strony generalnie walczyły jedynie ze skutkami, a nie przyczynami zjawiska. Jak słusznie akcentuje Motyka: nigdy nie-polak nie zajął w II RP stanowiska ministra, wojewody, czy choćby starosty. Polityka polska na Kresach była wyraźnie antyukraińska. Na Lubelszczyźnie bezwzględnie niszczono świątynie prawosławne. Z drugiej strony historyk przyznaje: inna rzecz, że postawa ukraińskich partii politycznych nie stwarzała polskim władzom zbyt dużego manewru. Dość powiedzieć, że ze względów ideowych OUN nie tylko nawoływała do śmierci Lachom, ale nawet zwalczała tych działaczy polskich i ukraińskich, którzy próbowali doprowadzić do jakiegokolwiek kompromisu w sprawach narodowościowych. Nie ulega bowiem wątpliwości, że OUN przyjęła radykalny kurs. Te i tak złe relacje pogorszyły się w pierwszych latach wojny. Mimo że w polskiej armii we wrześniu 1939 roku walczyło około
Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła Recenzje 217 110 tysięcy Ukraińców, to w wielu miejscach ukraińscy nacjonaliści, ramię w ramię z ukraińskimi komunistami, dokonywali licznych akcji sabotażowych i dywersyjnych. Niektóre z nich miały charakter zbrodniczy, co więcej zbrodnie te można uznać za zapowiedź krwawych czystek etnicznych na Wołyniu, które nastąpiły kilka lat później. Stosunkom polsko-ukraińskim nie sprzyjała też niemiecka polityka podkreślania wszelkich etnicznych odrębności. Jej elementem było wspieranie Ukraińców. Na przykład przewodniczący działającego za zgodą Niemców Ukraińskiego Centralnego Komitetu nie ukrywał, że chce doprowadzić do ukrainizacji etnograficznych ziem ukraińskich. Istniała Ukraińska Policja Pomocnicza podległa SS i policji. Dodatkowo na początku 1941 roku utworzono dwa ukraińskie bataliony Roland i Nachtigall ( Słowik ), w którego składzie znalazło się kilku późniejszych dowódców UPA. Dla czytelników ukraińskich niewygodnym zagadnieniem jest nie tylko udział Ukraińców w pogromach żydowskich, jakie przelały się po Ukrainie po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej. Bardziej boląca jest opinia Motyki o faszystowskim charakterze, powstałego tuż po rozpoczęciu tej wojny, ale w rezultacie nieuznanego przez Niemców rządu Jarosława Stećki. Motyka rozprawia się też z tezami dotyczącymi bezpośrednich przyczyn mordów na ludności polskiej dokonywanych w 1943 roku przez OUN-UPA na Wołyniu uderza przy tym w mity założycielskie samej partyzantki UPA. Po pierwsze, nakazuje przesunąć termin rozpoczęcia tak zwanej antypolskiej akcji OUN-UPA na czas pierwszego masowego mordu na Polakach dokonanego przez pierwszą sotnię UPA we wsi Parośla I w lutym 1943 roku, i to bezpośrednio po pierwszej akcji tej sotni na niemiecki posterunek we Włodzimiercu. Historiografia ukraińska wskazuje tylko na ten drugi moment, opisując atak na Włodziemierzec jako początek działalności partyzanckiej UPA, co ważne, skierowanej wyraźnie przeciwko Niemcom. Według tej historiografii, do antypolskiej akcji miało dojść w wyniku reakcji na mordy na ludności ukraińskiej ze strony Polaków, jakich dokonywano w drugiej połowie 1942 roku na Lubelszczyźnie. Choć do pojedynczych takich przypadków dochodziło, to według Motyki trudno uznać to za dostateczne uzasadnienie masowych antypolskich akcji na Wołyniu. Innym razem rzezie interpretowane są jako odpowiedź na poczynania policji polskiej, która wspólnie z Niemcami pacyfikowała wsie ukraińskie w trakcie antyniemieckiego ukraińskiego powstania na Wołyniu na początku 1943 roku. Zdaniem autora sekwencja zdarzeń była odwrotna. Działania policji polskiej dokonywane nawet za zgodą lub u boku Niemców były podyktowane obroną mordowanej ludności polskiej. Natomiast udział chłopów ukraińskich w pogromach był, jak udowadnia Motyka, po prostu wynikiem świadomej polityki OUN-UPA, a nie jak mówi kolejna teza spontanicznym buntem ludowym wywołanym długoletnią polską dominacją. Proces decyzyjny związany z antypolską akcją, zrekonstruowany przez Grzegorza Motykę, jest procesem skomplikowanym, w którym podstawową rolę odgrywała nacjonalistyczna ideologia OUN, inicjatywy odgórne stykały się z inicjatywami oddolnymi, rozkazy centralne były wielokrotnie modyfikowane ( naginane ) lub unowocześniane w praktyce (ta z kolei niejednokrotnie wyprzedzała decyzje), na
218 Recenzje Grzegorz Motyka, Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła różnym etapie procesu wykorzystywano doświadczenia mniejsze (przykład Parośla) i większe (przykład Wołynia). Szczególnie interesująca z poznawczego punktu widzenia jest uwaga Motyki, że na decyzję wołyńskich władz OUN miała wpływ obserwacja Zagłady Żydów. Pod wpływem Zagłady pisze Motyka kierownictwo OUN-B na Wołyniu postanowiło z własnej inicjatywy»nagiąć«i tak bezwzględne zalecenie przymusowego wysiedlenia Polaków i całą ludność polską po prostu wymordować. Nie bez znaczenia był fakt, że pierwszy masowy narybek oddziałów UPA stanowili policjanci ukraińscy, którzy wcześniej brali czynny udział w mordowaniu Żydów i stąd wiedzieli, jak zlikwidować całe społeczności. Analogii do Zagłady jest więcej. Jak zauważa Motyka, zarówno naziści, jak i Ukraińcy z UPA chcieli zagarnąć majątek ofiar. Dla badaczy Zagłady podobnie też wygląda sposób oszukiwania ofiar: a to, że zakończono już akcję, że akcja nie dotyczy tych czy innych grup, że życie zostanie darowane, jak późniejsze ofiary zrobią to czy tamto. Wola życia powodowała, że zarówno Polacy, jak i Żydzi wierzyli w te zapewnienia. Można powiedzieć, że dowodziło to ich naiwności dla mnie natomiast odzwierciedla ich poczucie bezradności, strach i bezsilność. To, na marginesie, pokazuje, jak bardzo niesprawiedliwe jest określanie Żydów jako owiec idących na rzeź. Ciekawe, w jakim stopniu Grzegorz Motyka jest świadomy, jak bardzo przedstawiony przez niego proces decyzyjny antypolskiej akcji przypomina generalnie opisywany przez wielu historyków proces decyzyjny zagłady Żydów. Wiemy teraz, że spór pomiędzy intencjonalistami (reprezentującymi pogląd, że Hitler od początku zamierzał wymordować Żydów) i funkcjonalistami (Zagłada była splotem pojedynczych, następujących po sobie decyzji) został zastąpiony teorią łączącą te dwa paradygmaty. Szkoła ta mówi, że panującej ideologii nazistowskiej towarzyszyły inicjatywy odgórne i oddolne, a jedne decyzje miały wpływ na inne Nikt dziś, oprócz skrajnych środowisk, nie kwestionuje, że choć pisemnego rozkazu Hitlera o wymordowaniu wszystkich Żydów jak dotąd nie odnaleziono taka decyzja, w złożonym procesie, została jednak podjęta. Autor w sposób obrazowy i ujmujący, z wyraźną empatią do ofiar opisuje przebieg rzezi na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i terenach obecnej Polski. Przypomnijmy, że Ukraińcy wymordowali tam prawdopodobnie około stu tysięcy Polaków. Na zakończenie książki popiera opinię większości polskich historyków, że mordy popełnione przez OUN-UPA noszą znamiona ludobójstwa. Jednak uznaje także, że do opisu relacji polsko-ukraińskich w latach 1939-1947, jej poszczególnych odsłon, uprawomocnione są też inne terminy: konflikt, bratobójcza wojna domowa, czystka etniczna i antypolska akcja OUN-UPA. Zwłaszcza za ten ostatni termin Motyka jest często atakowany przez środowiska Kresowian. Jednak nie ulega wątpliwości, że użycie takiego sformułowania, pojawiającego się jako nazwa własna w dokumentach OUN-UPA, jest tak samo uzasadnione, jak operowanie przez badaczy zagłady Żydów nazwami kodowymi nazistowskich sprawców ( Aktion Rienhart, akcja Erntefest ). Nikt nie zarzuca wówczas tym historykom, że relatywizują mordy na Żydach. Żeby nie było wątpliwości, Grzegorz Motyka stara się też odtworzyć proces decyzyjny, opisać przebieg i nazwać polski odwet na Ukraińcach na Wołyniu, w Galicji Wschodniej, ale też na Lubelszczyźnie
Recenzje 219 (straty po stronie Ukraińców stanowią około 10-15 procent polskich). Wnioski historyka nie są chyba zaskakujące. Choć twierdzi, że wielu z akcji odwetowych nie można usprawiedliwić, to jednak znaku równości między planową eksterminacją Polaków na Wołyniu i w Galicji a lokalnymi akcjami odwetowymi postawić nie można. Inaczej mówiąc kończy Motyka po ukraińskiej stronie ludobójczy charakter miała cała akcja antypolska, a po polskiej poszczególne pacyfikacje. Książka Grzegorza Motyki obejmuje oczywiście szersze spektrum spraw. Historyk przywołuje na przykład postać metropolity grekokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego, zmaga się z faktami i mitami związanymi z ukraińską SS Galizien, pokazuje wpływ Niemców i Sowietów, w tym sowieckiej partyzantki na relacje polsko-ukraińskie, w końcu wskazuje na rozmijającą się polską i ukraińską pamięć o bolesnych i krwawych wydarzeniach we wzajemnych stosunkach. Warto mieć tę książkę. Adam Puławski