Elektrownia atomowa czy OZE? Jesteśmy w bardzo wczesnej fazie wdrażania planu rozwoju energetyki jądrowej. Jestem pewien, że kiedy zaczną się poszukiwania miejsca na składowanie odpadów nuklearnych i przyjdzie do szacowania kosztów, rozlegną się głosy protestu. Ludzie nie są głupi! Jestem pewien, że w Polsce elektrowni atomowej nie będzie powiedział w wywiadzie dla ChronmyKlimat.pl Jan Haverkamp. Katarzyna Teodorczuk: Słuchałam pana wypowiedzi podczas jesiennej konferencji jądrowej. Z wielkim przekonaniem mówił pan, że przyszłość należy do OZE, a nie do energii atomowej. Jan Haverkamp: Od ponad 30 lat pracuję nad problemem energii nuklearnej i doszedłem do wniosku, że OZE to właściwe rozwiązanie. Nie jestem przeciwnikiem energii atomowej z zasady, ale ze względu na racjonalne argumenty, które przeciw niej przemawiają. W Polsce co i rusz słychać głosy o ambitnych inwestycjach w elektrownie atomowe... Moim zdaniem politycy nie przejmują się danymi. Nie widzę, by zdawali sobie sprawę i próbowali zaradzić ogromnemu problemowi, jaki stanowią odpady nuklearne. Jak można przewidzieć stabilność na setki tysięcy lat, przez które odpady muszą byś przechowywane? Jak dzisiejsi politycy mogą wziąć za to odpowiedzialność? Polacy wydają się jednak mało zainteresowani tym problemem. Głosy protestu podczas zgłoszenia budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim czy na Litwie były raczej słabe. Jak podsumowałby pan społeczną debatę jądrową, która ma tu miejsce? Debata w Polsce jest w przeważającej mierze prowadzona przez bardzo niewielką grupę ludzi, którzy mają korzenie w fizyce nuklearnej i których kariera zawodowa została przerwana w 1986 roku, po okropnej katastrofie w Czarnobylu, którzy teraz mają 50-70 lat i dziś widzą swoją drugą szansę. Pozwolenie na to, by tylko ich głosy były słyszalne to tylko połowa debaty. Ze względu na konsekwencje energetyki jądrowej dla społeczeństwa: odpady, wypieranie innych technologii itd., społeczeństwo ma prawo do udziału w podejmowaniu decyzji. Co z tego, jeśli niewielu się tym interesuje? Jesteśmy w bardzo wczesnej fazie wdrażania planu rozwoju energetyki jądrowej. Jestem pewien, że kiedy zaczną szukać miejsca na składowanie odpadów nuklearnych i przyjdzie do szacowania kosztów, rozlegną się głosy protestu. Ludzie nie są głupi! Jestem pewien, że w Polsce nie elektrowni atomowej nie będzie. Głupi nie, ale mało aktywni. Politycy nie mają się czego obawiać i mogą przeforsowywać swoje plany niepostrzeżenie.
Udało się nam przedłużyć do końca marca termin konsultacji społecznych programu polskiej energetyki jądrowej. Pierwotnie przeznaczono na to tylko trzy tygodnie. Tymczasem zgodnie z prawem rząd powinien dać odpowiedni czas, by można było przeanalizować dokument. Nie przypuszczałem, że to się uda. Wiem, że analizował pan ten dokument dogłębnie. Jakim kwestiom warto się przyjrzeć ze szczególną uwagą w Strategicznej ocenie oddziaływania na środowisko PPJP? Jest ich wiele, m.in. bardzo interesujący jest rozdział poświęcony edukacji. Jest wyraźnie napisane, że edukacja nie powinna być nigdy propagandą. A w następnym zdaniu stwierdza się, że edukacja powinna przekonać społeczeństwo o tym, że budowa elektrowni atomowej jest konieczna. Jest więc oczywiste, że próbuje się prowadzić propagandę. Jeśli tak skomplikowany, liczący około 1200 stron dokument powstaje na zlecenie Ministerstwa Gospodarki w zaledwie 30 dni, jaka może być jego jakość? Był tworzony w pośpiechu, a niektóre z zawartych w nim informacji pochodzą z nieaktualnych broszur reklamowych zagranicznych firm energetycznych. Czy podobnie było w innych krajach? Tam było nieco lepiej. O ile tam mówiono o koszcie energii nuklearnej 2000 euro za MW zainstalowanej mocy, o tyle w Polsce mówi się już o 3000 euro podczas gdy koszt rzeczywisty wynosi 3500-4500 euro. Zmierzamy ku realizmowi. Wydaje się więc, że propaganda nieco zelżała... Nie do końca. Za najbardziej niebezpieczny element propagandy uważam to, że danych, które mogą osiągnąć elektrownie atomowe nie porównuje się z wynikami, jakie mogą osiągać alternatywne źródła energii. Ludzie, którzy optują za budową elektrowni atomowych mówią: stworzymy nowe miejsca pracy. Oczywiście, że tak tylko dla kogo? Z pewnością nie dla ludzi, którzy pochodzą z tych terenów, ale dla przyjezdnych specjalistów, który będą je konstruować. Prawdopodobnie część ludzi, którzy budowali elektrownię w Finlandii mogłaby znaleźć także zatrudnienie w Polsce. Oczywiście zależy od tego, kto dostanie zamówienie. Może będzie to tańsza siła robocza: Ukraińcy, Rosjanie, Chińczycy. Ci ludzie znajdą tu pracę na kilka lat, a po okresie budowy znów będą musieli się wyjechać w poszukiwaniu pracy. Rzadko wspomina się o miejscach pracy, jakie powstaną wraz z rozwojem technologii wiatrowej i biogazowni. Greenpeace przygotował raport, co rozwój OZE oznacza dla rynku pracy. W przygotowanym przez nas dokumencie widzimy dokładnie, że w pierwszych 20 latach, gdy siły koncentrujemy na odnawialnych źródłach energii, tworzy się dużo więcej miejsc pracy niż praktyka buissness as usual wraz z technologiami jądrowymi. Co z elektrowniami w Rumunii, Słowacji, Bułgarii, Czechach? Czy tam rząd zawsze starał się forsować inwestycje? W Bułgarii raport o oddziaływaniu na środowisko negował nawet zagrożenia sejsmiczne, mimo że w 1977 r. w oddalonej o zaledwie 14 km rumuńskiej Wranczy wskutek trzęsienia Ziemi o sile 7,2 w skali Richtera zginęło 120 osób.
W Rumuni zdołaliśmy poinformować Komisję Europejską o możliwym nielegalnym wsparciu finansowym elektrowni z kasy państwa. Z sześciu inwestorów zrezygnowało czterech i nie ma pieniędzy na inwestycję. Na Słowacji budowa musiała zostać wstrzymana i trzeba będzie przeprowadzić nową ocenę oddziaływania na środowisko. Wszędzie sprawy były źle prowadzone. Dlaczego niektóre rządy tak usilnie obstają przy tej wizji rozwoju? Elektrownie nuklearne to tak naprawdę postsowiecki mit osiągnięć technicznych, z cudowną wizją przyszłości z 6000 MW z elektrowni. Nikt się nad tym nie zastanawia, jakim kosztem to osiągniemy. Jako alternatywę dla atomu wielu polityków widzi polski węgiel. Oczywiście to też skoncentrowane źródło energii. Trzeba jednak zrozumieć, że wiatr czy słońce nie są mniej polskie od węgla. Dziś już produkcja prądu z elektrowni wiatrowych może być tańsza od energii z powszechnie stosowanego miksu energetycznego. Prąd z lądowych elektrowni wiatrowych broni się na rynku bez dotacji. Cena ogniw fotowoltaicznych bardzo szybko spada. To, co stoi na przeszkodzie to głównie obawa przed ryzykiem, towarzysząca nowym technologiom. Jednak jeśli rząd zainwestuje pieniądze w energię nuklearną, być może będziemy musieli płacić bardzo wysoką cenę za energię jądrową z sieci np. w pochmurny dzień, kiedy panele nie będą wystarczające. To jest możliwe, gdy państwo zainwestuje w elektrownię atomową. Ludzie zaczną się zaopatrywać w takie panele słoneczne i tylko od czasu do czasu będą chcieli korzystać z sieci. Uważam, że wielkim problemem dla Polski jest to, że mówi się o skoncentrowaniu 6000 MW na wybrzeżu. Obserwujemy jednocześnie rozwój morskich elektrowni wiatrowych. Powstaje połączenie między Szwecją i Niemcami, które będzie służyło wymianie elektryczności między tymi państwami. Byłoby świetnie, gdyby w projekcie uwzględnione zostało również morskie terytorium Polski. Unia Europejska stworzyła plany budowy pierścienia bałtyckiego, który dawałby Polsce przepustowość sieci pozwalającą na gospodarowanie tą energią. Trzeba się zdecydować, czy bierze się udział w tym projekcie, czy też buduje elektrownie atomowe. Przed podobną decyzją stoi cała Europa. Czy nastawić się na energię odnawialną, czy też nastawić się na miks energetyczny energii nuklearnej i w tym wypadku również niezbędną energię z paliw kopalnych. Nie zawsze jednak wieje wiatr lub świeci słońce. Rzeczywiście moc takich instalacji jest zmienna. Czasem produkują bardzo dużo energii, czasem mniej, a czasem w ogóle. Ich moc nie jest jednak okresowa, bo nie jesteśmy w stanie tej energii wyczerpać. Z kolei źródła energii nuklearnej mogą nas zawieść. Funkcjonują lub nie. Nigdy też nie można przewidzieć, kiedy nas zawiodą. Często są wyłączane z powodów technicznych. Około 6% czasu życia elektrowni to czas przeznaczany na wymianę paliwa, przez następne 6% czasu elektrownia jest wyłączona ze względu na problemy techniczne.
Czy nie można byłoby w przerwach pracy elektrowni użyć energii odnawialnej zamiast energii z paliw kopalnych? Jeśli wyłączy się nagle, za jednym zamachem 1000 MW, to źródła z OZE mogą nie wypełnić tej luki. Dlatego jeśli postawimy na elektrownie jądrowe, będziemy również musieli korzystać energii z paliw kopalnych. Jeśli natomiast przestawilibyśmy się na OZE, dużo łatwiej byłoby z nich zrezygnować. A to za sprawą przewidywalności źródeł (nie może ich zabraknąć), specjalnym połączeniom sieci i magazynowaniu energii w sieci. Modele, które opracowują europejską sieć energetyczną wyraźnie pokazują, że można to osiągnąć i to z łatwością. Pomijając już niezwykle poważny problem wysokich cen i odpadów nuklearnych, widzimy, że przewidywalność dostarczania takiej energii nie jest zadowalająca i jest związana nierozłącznie z użyciem energii z paliw kopalnych. Decyzję musimy podjąć teraz. By móc korzystać z OZE bez przerw w dostawach, potrzebna jest silna sieć łącząca elektrownie na poziomie państwowym i europejskim... To problem, nad którym aktualnie się zastanawiamy. Na podstawie naszych studiów doszliśmy do wniosku, że właściwie nie są potrzebne bardzo duże inwestycje w sieć. Pojawia się tu kolejna polemika dużych, scentralizowanych inwestycji w OZE i energetyki rozproszonej, gdzie inwestycje w sieci są znacznie niższe. Projekty typu Desertec są oparte na koncepcji dużych sieci. Tam, gdzie jest wiatr, stawiamy elektrownie wiatrowe, a tam, gdzie jest słońce używamy energii solarnej. Można w ten sposób zoptymalizować produkcję energii, ale potrzebujemy dużych, grubych kabli do połączeń między instalacjami. Inna koncepcja mówi o wykorzystaniu energii wiatrowej i słonecznej w całej Europie. Nie produkujemy tak dużo energii jak w przypadku sieci, ale nie potrzebujemy w nią również inwestować. Dzięki tej koncepcji można zaoszczędzić wiele bilionów dolarów. To chyba jednak, w związku z proponowanym programem rozwoju energii jądrowej i braku ustawy o odnawialnych źródłach energii, dla nas jeszcze pieśń przyszłości. Nie rozumiem, dlaczego tak wiele czasu i potencjału intelektualnego traci się na rozważanie o energii nuklearnej, kiedy przyszłość należy do OZE. Także w Polsce? Jestem tego pewien. Dziękuję za rozmowę. Wywiad przeprowadziła Katarzyna Teodorczuk. Jan Haverkamp inżynier ochrony środowiska, ze specjalizacją w dziedzinie kontroli zanieczyszczeń powietrza, psychologii środowiska i komunikacji oraz fizyce reaktorów jądrowych. Pozostałe dziedziny jego zainteresowań to gospodarka środowiskowa i prawo ochrony środowiska. Od 1999 r. pracuje w Greenpeace, gdzie zajmuje się zagadnieniami związanymi z energetyką w Europie
Środkowej. Od 2007 r. prowadzi kampanię przeciwko wspieraniu brudnej energii w polityce UE. Źródło www.chronmyklimat.pl KONTAKT Chronmy Klimat Tel.: 22 851 04 02