OPOWIEŚĆ O BOBRACH Autorka: Olga Skalska 1 sierpnia 2016r. Był pogodny, letni poranek, gdy wspólnie wybrałyśmy się na spacer. Co chwilę poruszałyśmy nowe tematy do rozmów, nie mające nic wspólnego z tym, co zobaczyłyśmy pod koniec naszej wycieczki. Kto by się spodziewał, że nasze ścieżki spotkają się ze ścieżkami tak inteligentnego zwierzęcia, jakim jest bóbr? Zapewne żadna z nas. Dopiero kiedy stanęłyśmy na mostku, który umożliwia przekroczenie rzeki Drwinki, zauważyłyśmy solidną tamę, a co za tym idzie dużo spiętrzonej wody. Nasz nowy przyjaciel Felek (bo tak nazwałyśmy bobra) wybrał sobie doskonałą okolicę na budowę swojej nory. Na obu brzegach przejrzystej rzeki rośnie bowiem wiele gatunków roślin. Zaraz obok siedliska bobra stoi mały, drewniany domek. Jego właściciel nie ogrodził ogrodu, ani nie kosił dziko rosnących krzewów i traw. Pomiędzy grządkami rosło wiele drzew owocowych, które tworzyły zaniedbany sad. Niewątpliwym plusem była także cicha, spokojna okolica i bardzo mały ruch. Wielu leśnych mieszkańców odwiedzało te strony i cieszyło widokiem ukrytych za drzewami obserwatorów z aparatami fotograficznymi. Tama wyglądała wspaniale. Był to jednak tylko jeden element bobrowego gospodarstwa, więc zdecydowałyśmy rozejrzeć się za norkami i kanałami wodnymi. Kto wie, może doprowadziłyby nas one do dalszych jezior, zasiedlonych przez kolejne zwierzęta? Tak więc pierwszy, podstawowy element działalności bobrowej rodziny- tama, składała się z wielu gałęzi i gałązek, mułu, darni, kawałków desek i złomu, dużej ilości metalowych prętów, cegieł, puszek i butelek. Te ostatnie elementy konstrukcji zdziwiły nas najbardziej. Okazało się, że te sprytne stworzenia wykorzystują wiele materiałów, które nie są nam, ludziom potrzebne. To, z czego
składa się tama zależy od tego, co mogą wyparzyć bobry w okolicy rzeki, a puszki i butelki pozostawiane były tu przez turystów. Złom i cegły leżały porozrzucane po okolicy, przez licznych mieszkańców, a pręty niegdyś zabezpieczały wraz z deskami drzewa w sadzie. Tak solidna tama umożliwiła bobrom spiętrzenie wody do wysokości metra i tym samym ukrycie podwodnych wejść do nor, bezpieczne pływanie, magazynowanie pokarmu i skrócenie drogi ucieczki przed czyhającym na lądzie niebezpieczeństwem. Po obejrzeniu całej budowli, postanowiłyśmy obejrzeć nieogrodzoną działkę, należącą do drewnianego domu. Właściciel nie dawał znaku obecności od wielu lat, toteż nie przejmując się zbytnio tym, że nas zauważy, zbadałyśmy okolicę. Prawie każde z dziko rosnących wierzb i osik miało na sobie ślady ostrych zębów, a co za tym idzie brak brązowej kory i charakterystyczne, pofalowane wióry, leżące w pobliżu. Wiele z nich było prawie ściętych - trzymały się w pionie niemal cudem. Idąc dalej dostrzegłyśmy zwaloną jabłoń i jej ponadgryzane młode gałązki i pędy. Kiedy zbliżałyśmy się do brzegu, jednej z nas zapadła się noga. Wszystkie zaciekawione ze zdumieniem oglądałyśmy dziurę w ziemi i wiele następnych zastanawiając się, w jakim celu ktoś je tu wykopał. Jak później się dowiedziałyśmy, szukając informacji o siedliskach tych zwierząt, były to otwory wentylacyjne nory bobrowej. Idąc dalej zeszłyśmy na błotnisty brzeg rzeki i zauważyłyśmy nadziemny fragment podwodnego wejścia do nory. Na przeciwnym, niedostępnym brzegu, szukałyśmy żeremia, przypominającego stożek domku, składającego się z tych samych materiałów, co tama. Budując żeremie, bóbr zapewnia swojej rodzinie schronienie w zimie i ochronę przed wahaniami temperatury. Jednak nie znalazłyśmy go. Najwyraźniej nasz przyjaciel mając strome brzegi rzeki doskonałe do budowy nor, nie zaprząta sobie głowy żeremiami. Rzeczywiście przypomniałyśmy sobie, że żeremia bobry budują na terenach równinnych gdzie koryta rzek są płytkie i nie da się wykopać wystarczająco głębokich nor. Po obejrzeniu z bliska domu bobrowej rodziny poszłyśmy dalej łąkami wzdłuż rzeki. Po drodze, tak jak się tego spodziewałyśmy, napotkałyśmy przecinające się kanały wodne, którymi bóbr mógł bez problemu transportować pożywienie i uniknąć wędrówki przez ląd, bo jak już kiedyś słyszałyśmy wiele bobrów pokonuje
wodą długie dystanse, nawet do dwudziestu kilometrów dziennie. Na podziwianiu odkrytego przez nas, wspaniałego dzieła bobra spędziłyśmy dobrą połowę dnia, a o zbliżającej się wielkimi krokami nocy dał nam znać powoli zapadający zmierzch. Choć ciekawość, dokąd prowadzą długie kanały pchała nas do przodu, musiałyśmy powoli wracać z powrotem. Obiecałyśmy sobie jednak, że wrócimy tu za tydzień i odkryjemy jeszcze więcej sekretów bobrowej rodziny. 1 września Długo trwała przerwa w naszych obserwacjach, lecz w okresie wakacyjnym trudno było nam się spotkać. Nasze wyjazdy na wakacyjne wyprawy nie pokrywały się. W końcu przyszedł początek roku szkolnego i udało się. Zebrałyśmy się wszystkie w czwórkę około południa, bo zamierzałyśmy się dowiedzieć, gdzie dojdziemy, idąc wzdłuż bobrowych kanałów. Po zaledwie 20 minutach dotarłyśmy do dużego stawu, gęsto porośniętego wysoką trzciną, która tworzyła zieloną zasłonę. Trudno było przez nią cokolwiek dostrzec. Miało to jednak także swoje plusy, gdyż szeleściła i co chwilę było słychać przemieszczającego przez nią bobra. Po pierwszej godzinie spędzonej w okolicy stawu stało się jasne, że mamy do czynienia z wieloma bobrami. Niektóre w oddali ścinały drzewa - słychać było tylko ciche szelesty i huk spadających konarów. Liczyłyśmy na zdjęcia, a wiedząc, że bóbr może pokazać się w każdym momencie, trzymałyśmy cały czas włączony aparat. Po spędzeniu drugiej godziny ustały wszechobecne odgłosy działalności zwierząt i słychać było tylko ciche śpiewanie ptaków. Co chwilę do lotu zrywał się ukryty w trzcinach bażant, przyprawiając nas nieomal o zawał serca łomotem swoich ogromnych skrzydeł i krzykiem. Czekałyśmy cierpliwie i postanowiłyśmy nie tracić nadziei. W trakcie tak długiego oczekiwania na pojawienie się bobra, nie wytrzymałyśmy dłużej milczenia i zaczęłyśmy rozmawiać między sobą o dawnej modzie, która znacznie przyczyniła się do zmniejszenia liczebności tych zwierząt. Szczególnie nie mogłyśmy pojąć okrucieństwa ludzi. Wiele królewskich szat, i czapek duchownych i magnatów było wykonanych z futra bobrów. Skórze
przypisywano znaczenie lecznicze, zalecano noszenie rękawiczek i trzewików paralitykom i podagrykom. Uznaniem w dawnych czasach cieszyły się również delikatne wełniaste włosy bobrów - produkowano z nich drogie kapelusze, które miały przynosić właścicielowi nadzwyczajną pamięć. Tłuszcz bobra wykorzystywano do opatrywania ran, czego dowiedzieć się możemy z powieści Henryka Sienkiewicza pt.,,krzyżacy", gdzie Zbyszko i Jagienka dostarczyli go rannemu Maćkowi. Ponad to plusk bobrowy, czyli ogon bobra uważany był za przysmak i był podawany na wielu wykwintnych uroczystościach, wyłącznie magnackich. Ponadto bobry uznawane były za ryby i jako takie mogły być spożywane w czasie postu, co było skrzętnie wykorzystywane. Każda z tych rzeczy budziła w nas niedowierzanie, toteż kierując się emocjami zapomniałyśmy o byciu prawie niesłyszalnymi. Kiedy jedna z nas podniosła znacznie głos, ku naszemu zdumieniu woda w stawie poruszyła się, a spod tafli wody wynurzył się czarny nos, a za nim cały bóbr. Był nadzwyczajny - nie przestraszył się nas, lecz przeciwnie, zaczął płynąć w naszą stronę, jednocześnie marszcząc nos i otwierając szerzej swoje czarne, błyszczące, bystre oczy. Kiedy jedna z nas robiła zdjęcia, zatrzymał się na dłuższą chwilę i patrzył w naszą stronę. Po chwili jednak nie śpiesząc się zbytnio - odpłynął w stronę ściętego drzewa i schował się za trawami. Po tym wyczekiwanym przez nas spotkaniu, wszystkie zgodziłyśmy się, że nasz przyjaciel musi mieć jakieś imię, żebyśmy od razu wiedziały, o kim mowa. Wybrałyśmy imię Felek, co powszechnie kojarzy się ze szczęściem, a nasz przyjaciel bezsprzecznie wyglądał na szczęśliwego. Przez tą dłuższą chwilę zdążyłyśmy się mu dokładnie przyjrzeć. Już z daleka rzucała się w oczy jego ciemnobrunatna sierść, która tak u innych zwierząt tego gatunku nie przepuszczała wody. Sierść była błyszcząca, natłuszczona przez specjalną wydzielinę, tak zwany strój bobrowy, która zapewnia jej nieprzemakalność. Oczy i uszy były ledwo widoczne, bo były one ukryte w sierści. Najbardziej charakterystyczny dla bobrów ogon Felka był w całości poryty zrogowaciałym naskórkiem, miał kształt szerokiego klina i był grzbietobrzusznie spłaszczony. Pełni on bardzo ważną rolę w codziennym życiu bobra sprawuje funkcję steru i napędu w wodzie, podpory na lądzie, jest głównym organem termoregulacji i magazynem tłuszczu. Gdy nie miałyśmy jeszcze do czynienia z bobrami, dziwiło nas to, że mogą one przebywać w wodzie aż do 15 minut. Jak się później
dowiedziałyśmy, zwierzęta te są do tego doskonale przystosowane potrafią zamknąć wszystkie otwory swojego ciała, a ponadto odpowiednie ułożenie włosów puchowych i okrywowych, które tworzą gęste futro, izoluje bobry przed zimnem, głównie przy nurkowaniu. Chwilę po tym jak Felek zniknął nam z pola widzenia, szeleszcząc wyszedł na przeciwległy brzeg stawu. Dzięki lornetce dostrzegłyśmy, że ma krępą sylwetkę, kończyny przednie małe, tylnie zaś wyglądały na zdecydowanie mocniejsze. Właśnie palce tych ostatnich spięte były błoną pławną, nic więc dziwnego, że zwierzęta te lepiej czują się w wodzie są zdecydowanie lepiej przystosowane do takiego środowiska. Dalsze obserwacje dostarczyły nam również wielu informacji o przystosowaniu Felka do zdobywania pożywienia i budowy wielu, masywnych konstrukcji. Dostrzegłyśmy bowiem jego zęby najbardziej niezwykłe w nich wydało nam się to, że odrastają same, po ich starciu, i to w bardzo szybkim tempie. Felek miał tak jak inni jego krewniacy dwie pary wspaniałych, dużych, łukowatych siekaczy, powszechnie znanych pod nazwą strug, czy ciosów. Pokryte były pomarańczowym szkliwem. Zewnętrzna warstwa szkliwa ich zębów jest wzmocniona, zaś wewnętrzna jest miękka i ściera się szybciej. Wszystkie zęby bobrów nie mają korzeni i mają około 10-12 cm długości. Dolne siekacze są dobrze unerwione, zaś górne pełnią funkcję dźwigni, podczas ścinania bardzo twardych drzew. Zębów przedtrzonowych bobry mają 20 i służą one do rozcierania zdobytego pokarmu. Dzięki takiemu przystosowaniu bobry mogą bez problemu budować tamy, ścinając potężne drzewa, oraz jeść ścięte młode pędy drzew, ich korę i łyko. Dzień spędzony nad wodą, w towarzystwie Felka, zakończył powoli zapadający mrok, tak samo jak wtedy, kiedy dopiero zaczęłyśmy swoją przygodę z tymi niezwykłymi zwierzętami. W tym dniu jednak dowiedziałyśmy się o nich najwięcej i stały się one nam bliskie, jak nigdy dotąd. Uznałyśmy, że będziemy odwiedzać naszą bobrową rodzinę w trakcie dnia i o zmierzchu, bo właśnie wtedy zwierzęta te są najbardziej aktywne i łatwo je dostrzec. Bardzo ucieszył nas fakt, że Felek nie zapada w sen zimowy, jak większość zwierząt. Gromadzi jedynie duże zapasy na tak zimną porę roku, już od wczesnej jesieni i przechowuje je pod powierzchnią zimnej wody.
30 września 2016 r. Zebrałyśmy się dosyć wcześnie, bo już o 7 rano, przed starym,drewnianym domkiem, w pobliżu mostu. Gdy doszła ostatnia z nas, ruszyłyśmy w stronę nory. Wymagało to jednak przejścia przez działkę nieobecnego jak dotąd właściciela, toteż dziwił nas jego widok, obok domu Felka. Okazało się, że mężczyzna był w trakcie burzenia tamy biednemu bobrowi, o czym mogła zaświadczyć trzymana w jego rękach łopata i do połowy zniszczona bobrowa praca. To co zrobił, tłumaczył tym, że Felek ściął mu wszystkie drzewa w sadzie, co było autentyczną prawdą. Od ostatniego pobytu na nieogrodzonej działce, wszystkie drzewa były ścięte i obgryzione. Drugim powodem zniszczenia tamy była obawa starszego człowieka o to, że bóbr mógł w niedalekiej przyszłości zalać mu teren Felek wybudował sobie swój dom zaraz przy drewnianym domu dziadka. Z rozmowy z mężczyzną dowiedziałyśmy się też, że walczy z Felkiem od kilku ostatnich tygodni, lecz ten jest bardzo zawzięty i odnawia swoje dzieło zaraz po tym, jak zostaje ono zniszczone. Było pewne, że obie strony tego konfliktu były bardzo wyczerpane i na pewno mocno poirytowane szkodzeniem przeciwnika. Ale trudno winić Felka za zniszczenia zbliżała się zima i bóbr chciał jak najwyżej spiętrzyć wodę, żeby mieć bezpieczniejsze schronienie i większą spiżarnię. Niestety, do starszego pana nie docierały nasze rady, których podstawą była tolerancja bobrów i życie z nimi w zgodzie. Felek oskarżony został także o dalsze obgryzanie ostatnich pozostałych drzew w sadzie, choć te były już dawno zabezpieczone nowymi deskami i obwiązane metalowym drutem. Kiedy się o tym dowiedziałyśmy, przypomniałyśmy sobie, że widziałyśmy rzeczywiście deski i pręty zabrane przez bobry i potraktowane jako nowy składnik tamy. Spostrzegłyśmy także, że Felek starannie wybrał najlepsze warzywa z pobliskiej grządki. Wykorzystał po prostu wszystko, co było w posiadaniu staruszka i to głównie stało się przyczyną nieustannych wrogich działań ze strony człowieka. Należy jednak pamiętać, że bobry są w naszym kraju gatunkiem częściowo chronionym, a na świecie podlegającym całkowitej ochronie. To zobowiązuje nas przede wszystkim do:,, nie niszczenia ich siedlisk i ostoi, nie niszczenia ich tam, żeremi, nor, gniazd, legowisk, zimowisk i innych schronień, nie umyślnego płoszenia i niepokojenia. Tak więc nasz bohater miał pełne prawo do
beztroskiego życia tam, gdzie zamieszkał wraz ze swoją rodziną. Po tym spotkaniu z bliskim sąsiadem Felka, bardzo zaniepokoiłyśmy się o jego spokój i bezpieczeństwo. Kto wytrzyma nieustanne niszczenie swojego domu i jego ciągłe stawianie od nowa? Od samych fundamentów? Uznałyśmy, że musimy systematycznie kontrolować działania wrogo nastawionego do naszego przyjaciela człowieka, a w razie dalszego szkodzenia zainterweniować. 7 października 2016r. Na całe szczęście tama w ciągu kilku dni od naszego spotkania z mężczyzną pozostała nietknięta. Nasza pewność zwycięstwa nie trwała jednak zbyt długo. Właśnie w tym dniu, stojąc na mostku, pod którym Felek ostatnio budował, nie zobaczyłyśmy tamy, lecz małą koparkę stojącą nad brzegiem Drwinki. Po budowli Felka pozostały tylko porozrzucane pojedyncze, marne gałązki pomiędzy trawami, oraz głębokie ślady kopania w dnie rzeki. Poczułyśmy narastającą w nas złość na dziadka i jego złe traktowanie zwierzęcia. Przedłużające się z każdą chwilą milczenie, przerwał właśnie jego głos. Mówił, że to nie jego dzieło, ale budowlańców. Nasze przygnębienie sięgnęło zenitu, gdy dowiedziałyśmy się, że właśnie tuż obok naszego małego mostka ma ruszyć szybka budowa ogromnej podstawowej szkoły. Stało się już jasne, że nie prędko odwiedzimy następnym razem naszego przyjaciela może go już po prostu tu nie być. Ciągłe, doszczętne niszczenie tamy przez ogromne maszyny i ruch w dotąd spokojnej okolicy nie był dobrą perspektywą dla bobrowej rodziny. Ponadto wiele leśnych mieszkańców także będzie musiało opuścić naszą okolicę okoliczne łąki zostały już dawno sprzedane deweloperom, planującym tu budowę wysokich bloków.
14 kwietnia 2017 r. Zebrałyśmy się razem jak w każdy dzień, kiedy to planowałyśmy spotkać się z naszym mądrym przyjacielem. Z przerażeniem stwierdziłyśmy, że nie ma tamy, a Drwinka na nowo zarosła przez wodne rośliny. Całość wyglądała jak stary, opuszczony i zaniedbany dom, którego właściciela dawno nie było i słuch o nim zaginął. Szybko pobiegłyśmy do nory, która wyglądała na opuszczoną i także była zarośnięta. Felek widocznie dawno tu nie przebywał, a więc nie zjadał roślin, ani ich nie deptał, wchodząc do swojego, podziemnego domu. Stanęłyśmy więc twarzą w twarz z naszymi najgorszymi obawami. Kanały Felka zarosły, nory powoli się zapadały, zaś obok wyrosła wspaniała, wielka szkoła. Sytuacji, którą zaobserwowałyśmy, doskonale odpowiadało powiedzenie: Coś musi się skończyć, aby coś mogło się zacząć - szkoda tylko naszego małego przyjaciela. POSŁOWIE: Podczas majowego spaceru, przechodząc łąkami w okolicach stawu, około kilometr od dawnej tamy, zatrzymałyśmy się na chwilę, z nadzieją, że zobaczymy naszego przyjaciela tak, jak w październikowy wieczór zeszłego roku. Wiedząc jednak, że Felek opuścił swoją norę koło Drwinki, nie liczyłyśmy na zbyt wiele. Ostatnie słowa właściciela drewnianego domu tylko potwierdziły nasze przypuszczenia bobry przeniosły się daleko do lasu. Kiedyś będąc w puszczy uwieczniłyśmy na zdjęciach oznaki bobrowego żerowania kto wie, może rodziny naszego przyjaciela? Nad stawem panował niezmącony spokój, tylko bażanty co chwila wzbijały się w powietrze krzycząc, lub też cicho lądowały pośród wysokich traw. Gdy zbliżyłyśmy się do stromych brzegów stawu, spostrzegłyśmy, że odchodzą od niego wąskie kanały wodne, którymi bobry się przemieszczają, oraz świeże ślady uczty prawie wszystkie wodne rośliny były pozjadane, a na większości pozostałych, porozrzucanych kawałków, widoczne były świeże ślady ostrych siekaczy. Obok stawu, na przeciwległym brzegu sąsiadującej z nim rzeki Drwinki, z daleka było
widać ścięte brzozy i świeże, leżące tuż pod pniami wióry. Widząc powyższe oznaki bobrowej obecności, w naszych sercach pojawiła się iskierka nadziei, że lokatorem norki nad stawem jest sam Felek, który mając to miejsce bliżej niż odległy las, zabrał się do budowania swojego nowego domu. Teraz czekamy z niecierpliwością na pojawienie się kolejnej tamy. 12 czerwiec Kiedy przechodziłyśmy obok zaniedbanego domu bobra, okazało się, że się nie myliłyśmy. Felek przeczekał niespokojne dni nad stawem i powrócił z powrotem w dawne strony. Najlepszym dowodem na to, że te zwierzęta są nadzwyczaj pracowite i wytrwałe, jest na razie mała, najnowsza tama Felka koło mostu, którą będziemy uważnie obserwować.