Nataliia Antoniuk Wszystko jest możliwe (w Polsce). Mam na imię Natasza, jestem Ukrainką, skończyłam we wrześniu 29 lat. Dzień dzisiejszy. Zacznę od dnia dzisiejszego. Jest marzec 2011 roku. Obecnie przebywam w Polsce na podstawie karty pobytu na osiedlenie. Posiadam stałe źródło dochodów i możliwości dalszego rozwoju zawodowego. Marzę o studiach psychologicznych. Cały czas doskonalę znajomość języka polskiego i poszerzam swoją wiedzę o polskiej kulturze, tradycji i historii. Właśnie minął rok, kiedy udało mi się znaleźć pracę w firmie, której cele odpowiadają moim zasadom życiowym. To firma Mary Kay Cosmetics, pracuję w niej jako starsza konsultantka kosmetyczna. Firma została założona, moim zdaniem, przez niesamowitą kobietą, Mary Kay Ash, w 1963 roku. Stało się to w mieście Dallas, które znajduje sie na południu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, w stanie Teksas. To tam, Mary Kay zrealizowała plan stworzenia firmy swoich marzeń. Pragnęła założyć firmę, w której kobiety miałyby otwartą drogę rozwoju zawodowego i nie tylko. W świecie lat 60-tych, w biznesie dominowali mężczyźni. Mary Kay postanowiła stworzyć firmę inną niż większość istniejących, taką, w której kobiety mogłyby realizować się zawodowo i wspinać po drabinie sukcesu, w której zyskiwałyby świadomość, że są wyjątkowe i wspaniałe i że mogą osiągnąć sukces. Złota zasada Mary Kay to: " traktuj innych, jak sama chciałabyś być traktowana". Według niej, priorytetami realizowanymi w firmie powinny być: na pierwszym miejscu - wiara, na drugim - rodzina, na trzecim - kariera zawodowa. Mary Kay uważała, że żyjemy w epoce zanikających wartości moralnych. Z całego serca pragnęła, aby wartości moralne były obecne w naszym życiu, abyśmy patrząc w lustro, 1
mogli być wszyscy dumni z tego kim jesteśmy. Dla mnie jest to bardzo ważne w życiu. Jak znalazłam się w Polsce? Pierwszy raz przyjechałam do Polski w 2000 roku, kiedy jeszcze studiowałam. Ale moja prababcia Zofia z moją mamą Nadiją odwiedziły Polskę w roku 1993. Dlaczego? Prababcia i dziadek ze strony mamy urodzili się w Polsce. W 1992 roku, kuzyn dziadka Jana Feliks, mieszkający w Biłgoraju odnalazł moją mamę, która w tedy mieszkała w Kropywszczynie, na Wołyniu. Wysłał zaproszenie, z którego prababcia Zofia i oboje rodzice skorzystali. Miałam wtedy 12 lat, ale pamiętam, że było to dla mnie ważne wydarzenie odnalezienie rodziny w Polsce. Dalsze kontakty z krewnymi w Polsce były rzadkie i utrudnione ze względu na podeszły wiek prababci i jej śmierć w roku 1994. Pamiętam, jak na 15 urodziny dostałam radiomagnetofon i zaczęłam słuchać polskiego radia RFM. Słuchałam, bo rozumiałam polski język i było to jedyne radio polskie, zagraniczne odbierane w mojej miejscowości. W 2000 roku rozpoczęłam studia na kierunku ekonomicznym Ternopilskiej Akademii Narodnogo Gospodarstwa w Ternopilu (prywatna szkoła wyższa). Studia były płatne, całą rodzinę (mnie i dwóch braci) utrzymywała mama wdowa (tata zmarł w 1999 roku). Żeby opłacić pierwszy rok moich studiów, mama musiała sprzedać jedną z dwóch krów, które mieliśmy w gospodarstwie. Na następne lata studiów, musiałam sama zatroszczyć się o pieniądze. Wtedy zdecydowałam się na sezonową pracę w Polsce. Moje trudne początki. Pierwszą pracą w Polsce było zbieranie pomidorów, na farmie, w okolicach małego miasteczka, w województwie lubelskim. Była to bardzo ciężka praca, po 12-16 godzin dziennie, płatna 3 zł. za godzinę. My z Ukrainy, mieszkaliśmy w gospodarstwie i mieliśmy zakaz wychodzenia poza ogrodzenie. Ale pracując w ten sposób byłam w stanie zapłacić za studia. Z przerwami, przez pięć lat, przyjeżdżałam do Polski, do sezonowej pracy, do końca moich studiów. Po uzyskaniu dyplomu magistra, znalazłam pracę u siebie, na Ukrainie, w firmie budowlanej. Zamawiałam i wydawałam materiały 2
budowlane, zarabiałam 400 hrywien miesięcznie, co było poniżej ówczesnego minimum socjalnego na Ukrainie. Bardzo chciałam się usamodzielnić, wynajęłam pokój i wyprowadziłam się od mamy. Pracowałam rok, ale ostatnie trzy miesiące pracy nie otrzymywałam płacy. Wpadłam w długi i to zmusiło mnie do kolejnego wyjazdu do Polski, Jednak Warszawa. Od znajomej wiedziałam, że w Warszawie mogę zarobić aż 8 złotych za godzinę. Był rok 2007, kiedy przyjechałam do Warszawy, aby przejąć pracę koleżanki, której kończyła się trzymiesięczna, polska wiza i która musiała wrócić na Ukrainę. Była to ciężka praca opieka nad starszą kobietą chorą na Parkinsona. Mieszkanie było zatłoczone, mieszkałam w kuchni, za kotarą. Po 5 miesiącach staruszka zmarła, a ja zostałam bez pracy i mieszkania. Dzięki Polakom, dobrym ludziom, znalazłam dach nad głową i pracę przy sprzątaniu mieszkań. Uchroniło mnie to przed bezrobociem na Ukrainie. Miałam szczęście, trafiłam do rodzin bardzo mi życzliwych i pomocnych. Pani Ewa Kolbowska służyła mi radą i towarzyszyła często w załatwianiu różnych spraw w urzędach, bankach. Zachęcała, żebym podjęła wysiłek legalizowania pobytu i pracy w Polsce. Pani Ania Rokitnicka pomogła mi w uzyskaniu pozwolenia na pracę, ubezpieczenia zdrowotnego, meldunku. Polecano mnie rodzinom, gdzie znajdowałam pracę ale i życzliwość i pomoc w różnych życiowych sprawach. Te doświadczenia zmieniły mój stosunek do Polaków, ale i ogólnie do ludzi. Przekonałam się, że ludzie ludziom pomagają, a nie tylko wykorzystują, na co wskazywały moje pierwsze doświadczenia z pracą. Ważna decyzja. Zaczęłam się zastanawiać na możliwościami dłuższego, legalnego pobytu i pracy w Polsce. Przyjeżdżając wielokrotnie do Polski starałam się wykorzystywać wszystkie legalne możliwości pobytu. Zawsze miałam ważna polska wizę i opłacony meldunek. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że dopiero uzyskanie zezwolenia na osiedlenie się w Polsce pozwoli mi na realizację planów życiowych, tych zawodowych oraz tych rodzinnych i osobistych, które wiążę z Polską. Ważne było i to, że zaczęłam wierzyć w realne możliwości 3
rozwoju zawodowego i godnego życia w Polsce. Wiele argumentów przemawiało, aby podjąć starania o takie zezwolenie. Były wśród nich powody nie tylko osobiste marzenia i plany, ale także rodzinne. Z Polską wiążą mnie więzi rodzinne, więzi krwi. Chcę napisać kilka słów o trudnej, rodzinnej historii. Polskie korzenie. Mój dziadek, Jan Saweczko, był Polakiem, urodził się 9.12.1935 roku, w Majdanie Starym (obecnie województwo lubelskie). Został ochrzczony w tamtejszym Kościele, był katolikiem. W trudny, powojenny czas, w 1946 roku jego matka, a moja prababcia, Zofia Saweczko została przesiedlona na teren obecnej zachodniej Ukrainy, gdzie zmieniała kilkakrotnie miejsce zamieszkania. Ówczesne władze ZSRR wydały jej paszport na nazwisko Sawoszko Sofia, a mój dziadek (wówczas 11-tni chłopiec), od tego momentu, w dokumentach funkcjonował jako Sawoszko Iwan, syn Petra. Prababcia Zofia Saweczko, za posiadanie dwóch paszportów, na dwa różne nazwiska (polski - Saweczko i radziecki - Sawoszko) została skazana i odbyła karę 4 lat ciężkiego więzienia. Dziadek przez 4 lata (między 11 a 15 rokiem życia) tułał się po obcych ludziach, ciężko pracując na swoje utrzymanie. Dziadek Jan ożenił się z Nadiją i miał 3 córki, najstarsza również Nadija to moja matka. Starania o nawiązanie kontaktu z rodziną Dziadka Jana i Prababci Zofii w Polsce były utrudnione ze względu na przymusową zmianę nazwiska z Saweczko na Sawoszko. Dopiero w 1992 roku, polski kuzyn dziadka Jana Feliks Lekan, mieszkający w Biłgoraju odnalazł moja mamę. Dziadek Jan już wtedy nie żył (zmarł 13 lipca 1984r.), nie doczekał rodzinnego spotkania, o którym marzył i nam opowiadał. Starania o legalizację stałego pobytu. Było mi bardzo trudno udowodnić moje polskie pochodzenie w Wydziale Spraw Cudzoziemców Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego w Warszawie. Kłopotem była rozbieżność nazwisk, występująca w polskich, radzieckich i ukraińskich dokumentach tożsamości mojego dziadka, Jana 4
Saweczko i prababci, Zofii Saweczko. Rozbieżność ta była wynikiem administracyjnej decyzji władz ZSRR z roku 1946. Pani inspektor, która prowadziła moją sprawę, z jednej strony pokazywała i wyczerpująco wyjaśniała konieczne do wypełnienia przeze mnie warunki prawa, z drugiej strony z dużą życzliwością zachęcała mnie do dalszego szukania dokumentów i nie rezygnowania ze starań. Dzięki pomocy polskich krewnych, dzięki kuzynowi Feliksowi Lekanowi dotarłam wreszcie do właściwych dokumentów, uznanych za wystarczające przez urząd, po dziewięciu miesiącach prowadzenia sprawy. Wiele osób, Polaków - pracodawców, urzędników, pracowników w wielu polskich instytucjach wspierało mnie w wysiłkach zebrania wymaganych przez urząd legalizacyjny dokumentów. Dzięki nim nie straciłam nadziei, że uda mi się to załatwić. Przykładowo; w Migranckim Centrum Karier i Pośrednictwa Pracy uzyskałam na piśmie użyteczną konsultację prawną nt. mojej sprawy. Poszukując informacji o mojej rodzinie, odwiedziłam Centralne Archiwum Wojskowe, gdzie uprzejmie mnie przyjęto i skierowano mnie do Archiwum Akt Nowych, a następnie przez kolejną urzędniczkę zostałam skierowana do Archiwum GUS. Naczelnik Wydziału Archiwalnego GUS, pani Dorota Minasz, sporządziła notatkę objaśniającą możliwości określenia narodowości na podstawie dokumentów z okresu 1921 1931. W notatce potwierdziła, że w czasach, kiedy urodzili się moja prababcia oraz dziadek to wyznanie rzymsko-katolickie i język polski bardzo często uważane było za określające narodowość polską. Natomiast nie było wówczas w zwyczaju odnotowywanie takich kategorii jak narodowość czy obywatelstwo danej osoby. Szczególnie było tak na terenach pod zaborem rosyjskim. Z tego można wnosić, że mój dziadek i prababcia byli Polakami, Notatkę dołączyłam do akt sprawy. Ta notatka być może przesądziła o powodzeniu moich starań o legalizacje pobytu w Polsce. Poszukując potrzebnych dokumentów odnalazłam i poznałam wielu swoich polskich krewnych. Pomagali mi i służyli wszelką pomocą. Razem z nimi pojechałam do rodzinnej wsi Stary Majdan, gdzie mogłam zobaczyć na własne oczy dom, w którym urodziła się moja prababcia i dziadek oraz katolicki kościół, gdzie był ochrzczeni. Jestem bardzo wdzięczna za pomoc polskiej rodzinie. O tym, że 5
mój dziadek i prababcia byli Polakami słyszałam od dziecka od moich najbliższych. Dzięki kuzynowi dziadka Jana Feliksowi, mieszkającemu w Biłgoraju, dzięki jego wytrwałości, udało się odnaleźć dokumenty potwierdzające moje polskie korzenie. Jestem też bardzo wdzięczna ludziom, których spotkałam i spotykam w Migranckim Centrum Karier i Pośrednictwa Pracy w Warszawie. Przede wszystkim, za ich dobrą radę, za pomoc w wychodzeniu z tej szarej strefy, gdzie rządzi niepewność i ryzyko deportacji. Kiedy rok temu przyszłam pierwszy raz na szkolenie z aktywnego poszukiwania pracy i opowiedziałam o swojej sytuacji, doradzili mi o co i jak mam się starać. Przekazali mi nie tylko wiedzę o potrzebnych formalnościach, ale i wiarę, że poradzę sobie z nimi w polskich urzędach. Kiedy powiedziałam o swoich polskim pochodzeniu doradzili, żeby iść na całość i starać się od razu o pozwolenie na osiedlenie. Udało się, mam już kartę pobytu na osiedlenie. O istnieniu Centrum dowiedziałam się od pani Ewy Kolbowskiej, u której pracuję. Ale muszę podkreślić, że większość moich ukraińskich znajomych, których spotykam o działalności centrum nie wie. Większość z nich nie ma dostępu do Internetu w Polsce. Myślę, że informacja o istnieniu centrum powinna być podawana w polskich konsulatach przy otrzymaniu wizy. Centrum wykonuje ważną, szlachetną pracę pomagając normalnie i legalnie żyć w Polsce. Bardzo Wam za to dziękuję! Mój bilans. Mój własny bilans pobytu w Polsce mnie cieszy - udało mi się zrealizować plany, kredyt wzięty na Ukrainie spłaciłam, mam kartę stałego pobytu, nie zależę od nikogo w najważniejszych, życiowych sprawach, bo mam pracę, płacę podatki i składki na ubezpieczenia socjalne. Tu dobrze się czuję, mam polskich i ukraińskich przyjaciół oraz znajomych. Tu widzę swoje miejsce na Ziemi, tu będę sobą. Pytaniem, które pozostaje dla mnie trudne dzisiaj, jest pytanie, wymuszane przez obecne prawo ukraińskie, które nie pozwala na podwójne obywatelstwo. Ukraina jest moją ojczyzna, tam się urodziłam, tam żyje moja najbliższa rodzina, ale i Polskę uważam za swój kraj, bo tu urodzili się mój dziadek i prababcia, podczas starań o kartę pobytu 6
poznałam innych swoich krewnych Polaków. Znaczą oni dla mnie wiele. Mam nadzieję, że te problemy nie przeszkodzą mi w realizowaniu planów, w tym, by dobrze czuć się zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. 7