Nacjonalizm nam nie grozi Z prof. Hranusz Charratian rozmawiają Andrzej Brzeziecki i Małgorzata Nocuń NOWA EUROPA WSCHODNIA: Ormianie szczycą się, że ich udział w historii ludzkości sięga starożytności, jednak w powszechnej świadomości nie funkcjonują w ten sposób. Dlaczego? HRANUSZ CHARRATIAN: A czy w europejskiej szkole oprócz Egiptu, Grecji i Rzymu uczy się o wkładzie Syrii i Iranu w rozwój światowej cywilizacji? Może jeden akapit poświęca się innym narodom. Armenia oczywiście nie odegrała takiej roli, jaką odegrała Grecja, ale ważniejsze jest to, że Armenia jest wykluczona, ponieważ przez ostatnie tysiąc lat, wtedy gdy powstawała historiografia, nasz kraj po prostu nie istniał jako państwo. Nauka historii nie jest obiektywna, to raczej polityka, i głos mają tu silniejsi. A w samej Armenii czy na przykład mit o arce Noego, która po potopie zatrzymała się na zboczach Araratu, jest dziś wciąż obecny w świadomości? Mit mówiący, że nasz naród pochodzi od Noego, jest ważnym elementem naszej tożsamości. Góra Ararat i sama Armenia usytuowane są zgodnie z nim w centrum świata. Ormianie uważają się poniekąd za naród wybrany przez Boga. Fakt, że Armenia przyjęła chrześcijaństwo jako pierwsze państwo na świecie, chyba tylko to przekonanie umacnia? Tak. Ormiański Kościół Apostolski i przynależność do świata chrześcijańskiego są dla Ormian ogromnie ważne. Ormianie uważali się za obrońców świata chrześcijańskiego, zwłaszcza odkąd znaleźliśmy się na granicy światów chrześcijańskiego i muzułmańskiego. Choć w naszej konstytucji znajduje się zapis, że Armenia jest krajem świeckim i Kościół jest odrębny od państwa, to już kolejny punkt zawiera słowa, że nasz Kościół jest Kościołem narodowym. To rozróżnienie często bywa niezauważalne nawet dla samych Ormian. Kiedy omawiałam ten problem ze studentami, każdy bez wyjątku był zdania, że mamy Kościół państwowy i państwową religię. Rozróżnienie między narodowy a państwowy bywa czasem kłopotliwe bo co najmniej od V wieku, wiemy to z zachowanych źródeł, używa się zamiennie tego samego słowa. Kiedyś Robert Koczarian, były już prezydent Armenii, mówił o narodowych symbolach i wymieniał górę Ararat, ale tłumacz przełożył to, używając słowa państwowy, co oczywiście zawsze drażni Turcję, na której terytorium leży ta góra. To utożsamianie Kościoła z państwem chyba też bywa kłopotliwe.
94 Rozmowa Nacjonalizm nam nie grozi rozmowa z prof. Hranusz Charratian Oczywiście. Jeszcze w XIX wieku w ormiańskiej publicystyce dyskutowany był problem, jak przejść od wspólnoty religijnej do wspólnoty narodowej. Jedną z propozycji było odejście od Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego w sensie umożliwienia także innym religiom przebicia się do naszego środowiska. Celem miało być przejście od wspólnoty kościelnej takiej ostrej religijnej tożsamości w stronę tożsamości narodowej, albo można powiedzieć: świeckiej. Być może w określonym stopniu zamysł ten udało się zrealizować za czasów Związku Radzieckiego, bo w tym państwie Kościół nie grał żadnej roli i część Ormian rzeczywiście odeszła od łączenia swej tożsamości z Ormiańskim Kościołem Apostolskim jako jej nieodłącznym składnikiem. Teraz mamy powrót do Kościoła, ale bardziej chodzi tu o rytuał, obyczaj, a nie przeżywaną religijność. Społeczeństwo pozostaje w swej świadomości świeckie, wytworzyła się jedynie religijność, którą definiuję jako chrześcijańsko-narodową. W obrządku czynnik narodowy pojawia się nawet w takich rytuałach jak chrzest czy ślub. Chyba nie każdy naród buduje też pomniki swojemu alfabetowi. Pismo wynalezione przez Mesropa Masztoca jest oczywiście dla Ormian powodem do dumy, ale gdy zwiedza się Muzeum Matenadaram, można odnieść wraże-
Nacjonalizm nam nie grozi rozmowa z prof. Hranusz Charratian Rozmowa 95 nie, że cała historia świata zaczęła się od Armenii. Czy to nie przesada? Ależ sam fakt posiadania alfabetu od V wieku musi budzić dumę i wpływać na naszą tożsamość. Alfabet wyróżniał nas spośród innych narodów. Sprzyjał też szybszemu obiegowi informacji wśród Ormian. Czasem żartujemy, że internet istniał już u Ormian w wieku XVI. W tamtym czasie ormiańscy handlarze jeździli po różnych krajach: notowali towary i ich ceny oraz przekazywali je do swoich miast. Podróżni podążający ich śladem wiedzieli już, jakie ceny funkcjonują w danych miejscach. Był to cały system obiegu informacji. Poprzez te więzi tworzyło się społeczeństwo ormiańskie. Istniały kontakty gospodarcze, a gdy pojawił się druk, przyniosło to rozkwit humanistyki. Za naszym pośrednictwem wiele dzieł dotarło także do Turków. Ormianie jednak też sporo przejęli od otaczających ich narodów. W pierwszej kolejności wpływały na nas Grecja i Persja. W V wieku nasza szlachta podzieliła się na dwie części, Armenia podzielona była bowiem pomiędzy Iranem i Bizancjum. Polityczna elita orientowała się więc albo na zachód, czyli Bizancjum, albo na wschód, czerpiąc z Persji. Jedne rodziny uczyły więc dzieci języka greckiego, inne z kolei perskiego. I nasz język ma bardzo wiele słów zapożyczonych właśnie z greckiego i perskiego. Zresztą to nie jest jedynie specyfika naszego kraju, leksyka zaczerpnięta z tych dwóch języków jest charakterystyczna także dla innych państw Kaukazu Południowego. Także nasi bogowie w epoce przedchrześcijańskiej mieli wiele wspólnego właśnie z bogami greckimi i perskimi. Można też tu mówić o indoeuropejskiej i azjatyckiej kulturze. W naszym języku są także arabizmy i turcyzmy, częściej spotykane u Ormian zachodnich. Z Bizancjum zachodnia Armenia przeszła pod władanie Turcji. A tam od razu już w wiekach XIV i XV ciężko było żyć. Było to już imperium osmańskie, które cechowało myślenie imperialne. Wróćmy do Araratu, dla Ormian to święta góra, która pozostaje na terytorium Turcji, jak zresztą większa część obszaru dawniej przez nich zamieszkanego. Podobno nikt tak nie tęskni za swoją ziemią jak Ormianie. Zachodnią Armenię określamy mianem Jerkir i w wyniku tęsknoty pewne symbole i rozumienie Jerkiru zostały przeniesione do wschodniej Armenii. Duża część miast, miasteczek i wsi w obecnej Armenii nosi nazwy miast zachodniej Armenii. Także niektóre imiona i zwyczaje kultywowane wcześniej w zachodniej Armenii zostały przeniesione. Po ludobójstwie Ormian Armenia zachodnia została oderwana od narodu. To jest bardzo ważny element, zdaje sobie z tego sprawę każdy etnograf kultura oderwała się od miejsca, które ją karmiło, i zaczęła się zmieniać. Z pogromu przetrwały nawet nie pojedyncze rodziny, ale osoby. To zerwało ciągłość kultury. Słowo tęsknota, karot, w języku armeńskim posiada unikalny kontekst, oznacza właśnie tęsknotę za ojczyzną. To słowo to
96 Rozmowa Nacjonalizm nam nie grozi rozmowa z prof. Hranusz Charratian część naszej tożsamości. Wiążą się z nim najczęściej bardzo ciężkie wspomnienia. W Armenii jest miasteczko Talin, gdzie mieszkają potomkowie tych, którzy przywędrowali tu z zachodniej Armenii. Po drodze do miasta znajduje się restauracja nazywająca się Jerkir, a po drugiej stronie restauracja Karot. Ci ludzie nawet w czasach radzieckich czcili swoich bohaterów z zachodniej Armenii i stawiali im pomniki, a gdy władze chciały je burzyć, organizowali pod nimi demonstracje. Gdy można się już było dostać do Turcji, Ormianie zaczęli jeździć tam, na ziemię swych przodków, by choćby przywieźć jej garstkę do swych domów. Znam pewnego profesora matematyki, racjonalistę, który kilka lat temu pojechał do wsi swoich przodków, przywiózł stamtąd jakieś stare rzeczy, postawił w domu i teraz każdej nocy po prostu patrzy na te pamiątki i płacze. Nagrywałam z nim wywiad, to mocny człowiek, silny mężczyzna, ale kiedy opowiadał tę historię, także płakał. Podejście Ormian do ludobójstwa w 1915 roku jest jednak inne niż Żydów do Holokaustu. Rzeczywiście, Żydzi na pewno starają się więcej na temat swoich losów dowiedzieć, my natomiast w większym stopniu staramy się przeżywać i te przeżycia przekazać następnym pokoleniom. Staramy się przekazać uczucia, a nie zdobyć wiedzę. Żydzi natomiast wyjaśniają i przekazują wiadomości o losach określonych ludzi czy konkretnego człowieka. Pochodzę ze wschodniej Armenii, nie mam związku z zachodnią Armenią, ale noszę w sobie pamięć o tamtych wydarzeniach. Te ziemie funkcjonują dla mnie także jako ziemie moich przodków. Myślę, że Żydzi w sposób o wiele trzeźwiejszy i bardziej racjonalny odnoszą się do Holokaustu niż my do problemu ludobójstwa. Wspólne jest za to doświadczenie życia w diasporze. Diaspory Ormian są bardzo różne, w zależności od kraju, w którym znaleźli się uchodźcy. Ważny kontekst stanowi tu także rewolucja bolszewicka, która niszczyła kultury narodowe i oderwała Armenię wschodnią od tradycji poprzez narzucenie radzieckiego modelu życia. Potem przyszedł czas repatriacji, ale to też nie był łatwy proces i w diasporze wywoływał kontrowersje. Ludzie przyjeżdżali z różnych stron świata do radzieckiej Armenii, lecz nie byli tu witani życzliwie. Znajdowali się pod stałą obserwacją służby sprawdzały, czy aby nie są to szpiedzy nasłani na Związek Radziecki. Bardzo często byli to ludzie świetnie wykształceni i przez to niekoniecznie wygodni dla Moskwy. Znałam jednego człowieka, który był świetnie wykształconym na Zachodzie poliglotą. Władze tak mu utrudniały życie, że w końcu został stróżem w przedszkolu, i tak też umarł. Po jego śmierci spotkałam się z jego synem, pokazał mi wielkie archiwum obcojęzycznej literatury, jakie miał jego ojciec. Był rozkaz Stalina, w którym wymieniono, kogo należy zesłać z Kaukazu. W nie - których punktach tego dokumentu znajdowały się takie sformułowania, jak byli poddani tureccy, byli poddani greccy i tak dalej. W rzeczywistości chodziło
101 o Ormian. Z Turcji i Grecji ludność przybywała do Armenii i nagle musiała być przygotowana do zsyłki. I dla tych ludzi najgorszym koszmarem było nawet nie to, że ich zsyłano, ale fakt, że w rosyjskiej dokumentacji zostali zapisani jako Turcy. Otrzymywali więc dokumenty świadczące o tym, że są Turkami, ponieważ byli byłymi poddanymi tureckimi. Jak dziś wyglądają relacje między diasporą a Armenią? Te wszystkie tragedie wpłynęły na wzajemne postrzeganie. Diaspora bowiem winiła nas, że dopuściliśmy się zdrady, my z kolei winiliśmy ich uważaliśmy, że nie rozumieją naszych uwarunkowań. Tak było w czasach Związku Radzieckiego, gdy żyjąc tu, musieliśmy iść na pewne kompromisy, tak jest i teraz, gdy na przykład władze Armenii szukają sposobu na porozumienie z Turcją. Czy jest możliwe pojednanie pomiędzy Turkami i Ormianami? Przede wszystkim Ormianie nie za bardzo wiedzą, co termin pojednanie oznacza. Łatwiej to zrozumieć w języku polityki, bo tam z grubsza pojednanie to ułożenie sobie poprawnych stosunków dyplomatycznych. Jednak w głębszym sensie potrzebna jest świadomość, co to znaczy prosić o wybaczenie i wybaczać. Prosić o wybaczenie w pierwszej kolejności oznacza zrozumieć, za co należy przebaczyć. Trzeba poznać historię, dowiedzieć się,
102 Rozmowa Nacjonalizm nam nie grozi rozmowa z prof. Hranusz Charratian co się wówczas stało. Kto jest nosicielem bólu? Człowiek wybaczający także musi wiedzieć, co i komu wybacza. Jeśli człowiek to rozumie i jeśli rozumie to społeczeństwo, wówczas następuje proces samooczyszczenia i kiedy dojdzie do spotkania w takim momencie, można rozpocząć nowe stosunki. Czy jest wola, by ten proces rozpocząć? Na razie są projekty, które mają umożliwić przeciętnemu obywatelowi tureckiemu poznanie przeszłości. Dopiero kiedy będzie istniał pewien poziom świadomości, można będzie prowadzić dyskusję o pojednaniu. Naszą rolą jest tłumaczenie Turkom naszych uczuć i przekazywanie im wiedzy. Ale sami Turcy też nie pozostają bezczynni. Kilka lat temu powstała idea przeprosin Ormian i pod apelem podpisało się około pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Czyli można w Turcji znaleźć partnerów? Trudno ich znaleźć. Oficjalnie władze w Ankarze zobowiązały tureckie organizacje pozarządowe, aby wraz z ormiańskimi organizacjami pozarządowymi debatowały na temat pojednania. Sama biorę udział w podobnych pracach i nie jest to łatwe. Gdy na przykład organizowaliśmy wystawę, przez pół roku trwały debaty na temat użycia terminów: zachodnia Armenia oraz Jerkir z naszej strony, podczas gdy Turcy upierali się przy wschodniej Anatolii. Argumentowali, że tureccy nacjonaliści podniosą lament, iż przez termin zachodnia Armenia będziemy zgłaszać pretensje terytorialne. Ormianie chyba też nie są impregnowani na nacjonalizm. Czy to poczucie dumy i wyjątkowości ze starożytnej historii nie wywołuje nacjonalizmu? Wielka Armenia musi budzić skojarzenia z Wielką Serbią a z tego nie wynikło nic dobrego. Wielka Armenia jest pojęciem raczej o charakterze geograficznym, a nie politycznym. Dziś retoryka nacjonalistyczna wiąże się z doraźną polityką, o wiele rzadziej spotyka się takie głosy w samym społeczeństwie. Są, owszem, grupy zarażone ideami aryjskiego pochodzenia czy szukające natchnienia w micie o arce Noego. Jest nawet strona ormiańskich aryjczyków, ale to jakieś 100-150 osób. Z tego może piętnaście aktywnych. Rzeczywiście, w kręgach uczonych, wśród historyków, są ludzie, którzy trochę mitologizują historię, wyolbrzymiają wkład Ormian w dzieje świata, ale te głosy nie dominują. Konflikt z Azerbejdżanem wydaje się idealną glebą dla nacjonalizmu. W ormiańskim internecie na stronach, blogach, różnych mediach społecznościowych widać, że nasz naród czuje się zwycięzcą w tej wojnie, ale nawet nie chcę porównywać tego z tym, co dzieje się w Azerbejdżanie. To Azerowie niestety podgrzewają nienawiść. Trzeba jednak mieć na względzie, że ten naród przechodzi teraz przez trudny proces samoidentyfikacji. Na szczęście Ormianie mają już to za sobą. Prof. Hranusz Charratian jest ormiańską etnolożką, specjalizuje się w problematyce tożsamości Ormian, wykładowczyni między innymi na uniwersytecie w Erywaniu.