Rozmowa o pszczołach 1 Gdy pszczoła zniknie z powierzchni Ziemi, człowiekowi zostaną już tylko cztery lata życia (A. Einstein) Rozmawiamy o tych niezwykle pracowitych i potrzebnych owadach z rodowitym Myśliborzaninem, Panem Januszem Gaus, z zamiłowania ekologiem, członkiem Nadodrzańskiego Zrzeszenia Pszczelarzy w Dębnie. Piotr Owczarek (PO) - Skąd u Pana zainteresowanie pszczelarstwem? Janusz Gaus (JG) - W 1954 roku mój ojciec założył pasiekę, więc niejako od dziecka pomagałem mu w pracach przy pszczołach. Wolne chwile oraz każde wakacje spędzałem w pasiece podpatrując życie tych pożytecznych owadów. Od 2000 roku, zaraz po przejściu na emeryturę, przejąłem gospodarstwo. Mam zaświadczenia potwierdzające kwalifikacje pszczelarskie. W ostatnich latach zdałem egzamin na mistrza pszczelarza. W Polsce nie wystarczy dyplom magistra i inżyniera rolnika, trzeba mieć ukończony kurs pszczelarski. PO - Jak Pan ocenia sezon pszczelarski - 2010 roku, gdyż krążą na ten temat różne opinie. JG - To był ciężki i dziwny sezon, najgorszy w krótkiej historii mojej pracy w pasiece. Deszczowa aura, która zweryfikowała marzenia o super zbiorach miodu oraz niepokojące doniesienia ze świata mówiące o prawdopodobnym zmierzchu pszczelarstwa z powodu tajemniczego CCD nie nastrajały pozytywnie. Na podstawie wyników, jakie uzyskałem w pasiece, mogę powiedzieć, że był to w miarę dobry produkcyjnie sezon. Wiosną było dużo chłodnych dni a podczas kwitnienia rzepaku na naszym terenie często padały deszcze. W miarę słoneczne były ostatnie dni kwitnienia tej rośliny. Pszczoły wówczas były tak silne, że przez tych kilka słonecznych dni zalały nadstawki miodem rzepakowym i z mniszka lekarskiego. Nie dopisała w tym roku akacja. Po dwóch, trzech dniach kwitnienia przyszła niepogoda, temperatura w nocy spadła do 3st.C, kwiaty zbiły się i było po akacji. Później odwirowałem miód wielokwiatowy żółty z domieszką nektaru z lipy. Wydajność miodowa mojej pasieki jest powyżej średniej krajowej. PO - Co jest obecnie najbardziej potrzebne pszczelarzom i pszczelarstwu? JG - Pszczelarzom są dziś potrzebne dopłaty do rodziny pszczelej, podobne do płatności bezpośrednich jakie rolnicy otrzymują do hektara swoich upraw. Liczymy na to, że gdy rozpocznie się w UE w 2014 roku nowa perspektywa finansowa to wówczas zostaną wprowadzone dopłaty do ula. Wtedy pszczelarz zadecyduje czy te środki przeznaczy na rozwój pasieki, na leczenie pszczół, zakup matek czy zakup nowoczesnego sprzętu pszczelarskiego. 1 Materiał opublikowany w Wieściach Myśliborskich w latach 2010-2011.
PO - Mówi się o zagrożeniach dla pszczół związanych z opryskami. JG - Dla rozwoju i bezpieczeństwa pszczelarstwa najważniejsze jest to, aby rolnicy nie przeprowadzali oprysków na polach, w czasie oblotów pszczół. Stosowane obecnie w rolnictwie środki ochrony roślin są tak silne, że każdy oprysk w słoneczny dzień, kiedy pszczoły oblatują kwiaty, powoduje duże straty w pasiekach a także w środowisku, w którym żyjemy. Okazało się, że substancje zawarte w preparatach, którymi rolnicy zaprawiają nasiona rzepaku, słonecznika, kukurydzy, przenikają do roślin i kwiatów a także do gleby. Nie zwraca się uwagi na to, że opryski należy wykonywać wcześnie rano lub po zachodzie słońca oraz wówczas, gdy temperatura powietrza obniży się do kilkunastu stopni. Nie wszyscy rolnicy mają odpowiednio wyregulowane opryskiwacze, część używa maszyn bez atestów, zdarza się, że dawki środków chemicznych przekraczają dopuszczalne normy na hektar uprawy. PO - Problemem jest również warroza, choroba pszczół? JG - Najważniejszym zadaniem dla pszczelarza po zakończeniu miodobrania jest leczenie pszczół. Mamy poważne problemy z ulami dziko stojącymi, których właściciele nie leczą pszczół. Pszczoły z takich uli zarażają profesjonalne pasieki. Zwalczając warrozę u pszczelarzy zrzeszonych w związkach pszczelarskich, nie rozwiążemy problemu tej choroby, jeżeli nie otoczymy opieką pszczelarzy nie będących członkami związku pszczelarskiego a także uli pozostawionych bez opieki. Zwalczanie warrozy należy przeprowadzić jednocześnie we wszystkich pasiekach na danym terenie, aby uniknąć przenoszenia się pasożytów. PO - Mamy u nas rynek unijny, jak wpłynął on na polskie pszczelarstwo? JG - W mojej ocenie, na rynku za dużo jest tanich miodów spoza UE, tym bardziej, że są to miody wątpliwej jakości. Przedsiębiorcy wycofali kiepskie miody z dużych marketów, zmienili etykiety a w słoikach nadal pozostała jedynie namiastka miodu. Dostrzegam lobby dużych przedsiębiorstw, które istnieje także w pszczelarstwie. Trzymają oni rękę na pulsie i wykorzystują każdą okazję a mniejszy producent nie ma wystarczającej siły, by przebić się na rynku. PO - Co zatem ma czynić konsument? JG - Najlepszym wyjściem dla konsumenta, który chciałby zaopatrzyć się w wysokiej jakości produkty pszczele jest kupowanie ich bezpośrednio u pszczelarza (w związku pszczelarskim). PO - Pszczoła to nie tylko miód, jest przecież bardzo ważne zapylanie. JG - Na wstępie hasło kluczowe: Wszystko można kupić, zapylania- nie! Trudno sobie wyobrazić istnienie pszczół bez roślin dostarczających im pokarmu, tj. nektaru i pyłku. Wiadomo również, że większość tych roślin nie mogłaby normalnie plonować a w wielu przypadkach w ogóle istnieć bez udziału owadów pszczołowatych zapylających ich kwiaty. Każdy pszczelarz wie, że aby liczyć na dobre zbiory miodu, muszą w okolicy pasieki występować dobre warunki pożytkowe (pastwisko pszczele).
Na nic zdadzą się najnowocześniejsze sprzęty pasieczne, wyselekcjonowane matki, najlepsze umiejętności pszczelarza - miodu nie będzie. PO - Pastwisko pszczele, proszę o więcej szczegółów. JG - Pastwisko pszczele to wszystkie rośliny znajdujące się w zasięgu produktywnego lotu pszczoły tj. od 1,5 do 2 km i dostarczające im pożytku. Należy więc dobrze orientować się w zasobach pastwiska pszczelego wokół swojej pasieki. W Polsce mamy około 1,12 mln rodzin pszczelich (w NZP Dębno - około 12 tyś. rodzin). Jest to o wiele za mało dla zapewnienia normalnego funkcjonowania polskiej flory. PO - Wróćmy do zapylania. JG - Obliczono, że z powodu zbyt małej liczby pszczół, która jest niewystarczająca do zapylenia wszystkich pożytków, nasze państwo traci rocznie ok. 2 miliardów złotych. Obliczono też, że pszczoły jako zapylacze roślin użytkowych przynoszą poszczególnym gałęziom gospodarki takim jak rolnictwo, warzywnictwo, sadownictwo, zielarstwo i leśnictwo od 10 do nawet 100 krotnie więcej pożytku niż jako powszechnie uznawane dostarczycielki miodu, pyłku, wosku, propolisu, mleczka pszczelego, pierzgi i jadu. PO - To nieprawdopodobny potencjał, niestety niedoceniany tak jak apiterapia? JG - Apiterapia jest dyscypliną medycyny naturalnej i alternatywą w powszechnie dziś stosowanej medycynie konwencjonalnej. Termin apiterapia pochodzi od greckich słów apis, co znaczy pszczoła i terapia, co znaczy leczenie. Pod koniec xx wieku, kiedy okazało się, że uboczne działania leków syntetycznych prowadzą często do poważnych uszkodzeń miąższu wątroby czy nerek a także układu krwiotwórczego, do łask powróciły leki roślinne zarówno w Europie jak i w USA. Późniejsze badania wykazały, że leki roślinne charakteryzują się trzykrotnie lepszą przyswajalnością przez organizm człowieka aniżeli leki syntetyczne. Dziś, co najmniej 50% stosowanych w leczeniu preparatów jest pochodzenia roślinnego. W leczeniu chorób przewlekłych wykorzystuje się 75% leków o powolnym a zatem łagodnym działaniu. PO - Wracamy więc z powrotem do roślin i tu spotykamy pszczołę i jej miód. JG - Roślina pszczoła - terapia to naczelne hasło, które ukształtowało się w ciągu tysiącleci w życiu mieszkańców naszej planety. O znaczeniu miodu pisał już Wergiliusz (70-19) poeta rzymski, pszczelarz. W swoich poetyckich utworach przekazywał wiedzę o sztuce pszczelarskiej oraz udzielał rad pszczelarzom. W znaczącym stopniu do popularyzacji miodu i produktów pszczelich przyczynili się księża. Gwiazdą pierwszej wielkości wśród nich okazał się ks. dr Jan Dzierżon (1811-1906) uznany za największego pszczelarza Europy. Ten twórca teorii dzieworództwa u pszczół i nowoczesnego ula miał w życiu, jak sam mówił dwie pasje a mianowicie: służyć Bogu i trwać w pszczelarstwie. PO - Miód jest pokarmem. JG - Zgodnie z głoszoną przez Hipokratesa dewizą dobrze jest, gdy pokarm jest lekarstwem a lekarstwo pokarmem, miód spełnia wymogi stawiane lekarstwu chroniąc
nas nie tylko od głodu, ale także poprzez swoje walory profilaktyczno lecznicze od choroby. Fakt, że w ciągu jednego roku przeciętny człowiek spożywa około jednej tony pożywienia, w którym jest od 6 do 8 kg trucizn w postaci pestycydów, herbicydów, konserwantów, poprawiaczy smaków, zapachów oraz innych substancji (oznaczanych na etykiecie produktów jako E) mówi o skali zagrożenia. PO - Miód będąc pokarmem jest też lekarstwem. JG - W produktach z ula a w szczególności w miodzie znajduje się luteina, koenzym Q, selen, likopen, które zaliczane są do wymiataczy wolnych rodników oraz przeciwutleniacze m. in. kwercetyna. Z enzymów obecne są: inwertaza, amylaza, oksydaza glukozy, katalaza oraz lizozym. Dzięki dużej zawartości cukrów prostych - glukozy i fruktozy (powyżej 70%), miód jest produktem łatwo przyswajalnym przez organizm i nie obciążającym mięśnia sercowego. Od lat obserwuje się napływ do Polski specyfików na bazie produktów pszczelich z państw, gdzie zostały one wcześniej wprowadzone do obrotu, dlatego też mając na uwadze niezwykłą aktywność i skuteczność oraz stosunkowo niskie koszty naturalnych produktów pszczelich, należy położyć nacisk na promocję rodzimych preparatów, które na polskim rynku pojawiają się coraz częściej. PO - Co Pan proponuje, w zakresie apiterapii? JG - Elementarnym warunkiem efektywności apiterapii jest właściwa wiedza zarówno lekarzy, jak i farmaceutów. Powinni oni otrzymywać lepsze i wszechstronniejsze wykształcenie w zakresie apiterapii, przy czym należy im zapewnić możliwość stałego dokształcania się. Pozwoli to znaleźć właściwą równowagę między stosowaniem leków syntetycznych i naturalnych. Dlatego też należy zainicjować współpracę na linii Polski Związek Pszczelarski - Izby Lekarskie - Izby Aptekarskie - producenci. PO - Zaapelujmy więcej na naszych stołach miodu na pewno nie zaszkodzi. A przy okazji co Pan sądzi o żywności genetycznie modyfikowanej? JG - Ludzie na całym świecie nie chcą jeść genetycznie modyfikowanej żywności. W Unii Europejskiej około 80% konsumentów jest przeciw GMO. Mimo wielkiej propagandy, genetycznie modyfikowane rośliny zajmują tylko 2,4 % upraw na całym świecie. W 27 krajach UE, uprawy obsiane takimi roślinami zajmują zaledwie 0,21 % powierzchni gruntów rolnych. Uważam, że Polska musi pozostać krajem wolnym od GMO, aby chronić bogactwo naszej przyrody, która daje zdrową i jakościowo dobrą żywność. W stanowisku CPE (Europejska Koordynacja Rolnicza z siedzibą w Brukseli) czytamy: Zdecydowana większość rolników, którzy jako grupa są pierwszymi zainteresowanymi w stosowaniu GMO, nie chce ich ani na polach, ani w sklepach ( ). Żadna ustawa nie będzie w stanie zapobiec ciągłemu skażeniu pól, środowiska a także nasion ( ). PO - Oczywiście możliwości mieszania się nasion będą nieuniknione. JG - Rozpylane przez wiatr, przenoszone przez insekty, owady i ptaki (inne zwierzęta) to tylko jedne z wielu możliwych dróg rozprzestrzeniania się transgenicznych roślin. Silosy, transport, a także przemysł spożywczy, to jedne z wielu możliwych miejsc gdzie
żywność wolna od GMO może zostać skażona. Wynika stąd jasno, że współistnienie rolnictwa wolnego od GMO, z tym stosującym GMO, jest niemożliwe. Skażenie genetyczne będzie nieuniknione i nieodwracalne. Jedynym sposobem, aby uchronić uprawy tradycyjne, ekologiczne i konwencjonalne przed zanieczyszczeniem GMO jest wprowadzenie natychmiastowego zakazu obrotu i wysiewu nasion zmodyfikowanych genetycznie nawet tych dopuszczonych do przetwórstwa, jak rzepak, słonecznik, bowiem istnieje duże ryzyko zanieczyszczenia nasion tradycyjnych. Nie jestem przeciwko prawdziwej nauce, która prawdziwie służy ludziom oraz innym istotom. W wielu przypadkach początkowe rezultaty badań wydawały się bardzo dobre, ale końcowe efekty ich zastosowań doprowadziły do katastrofalnych rezultatów. Podobnie jest z GMO. Badania nad GMO mogą być prowadzone, ale tylko w ściśle zamkniętych laboratoriach i tam pozostać aż do uzyskania pewności, że są bezpieczne. W nauce musi obowiązywać zasada przezorności oraz najwyższej ostrożności. Na zakończenie chcę dodać, że koegzystencja roślin konwencjonalnych i modyfikowanych genetycznie jest niemożliwa, przekonali się o tym farmerzy amerykańscy, zaś farmerzy kanadyjscy polecieli aż do Australii, aby ostrzec przed uprawami GMO, które w świetle ostatnich badań uczonych z Austrii nie tylko szkodzą pszczołom, ale również powodują bezpłodność zwierząt hodowlanych. PO - Dziękuję za rozmowę. Idą święta a może hasło święta bez GMO? Co Państwo na to? A póki, co zima nas nie rozpieszcza proponuję więc herbatkę z miodem oczywiście pitnym na zdrowie. Wesołych Świąt.