Kraków to miasto książki i prawdziwa potęga wydawnicza. Działa tu ponad 100 wydawców publikujących dosłownie wszystko: od literatury sensacyjnej po wiersze noblistów, od romansu po podręczniki akademickie, od biografii po fantastykę. Książki krakowskich oficyn odnoszą sukcesy na krajowym rynku wydawniczym, otrzymują najważniejsze nagrody literackie, ale przede wszystkim stanowią znakomitą ofertę dla czytelnika, który w bogactwie tytułów i gatunków zawsze znajdzie coś dla siebie. To już druga edycja Wirtualnej Biblioteki. Tym razem proponujemy Ci książki najważniejszych gości tegorocznego Festiwalu Conrada i Targów Książki, a także najgorętsze nowości wydawnicze tej jesieni. Wśród nich z pewnością znajdziesz opowieść idealną dla siebie. A jeśli po przeczytaniu darmowego fragmentu książki nie będziesz w stanie się już od niej oderwać, z łatwością możesz nabyć e-booka klikając w link na końcu zeskanowanego fragmentu. Przy 2. odsłonie naszej akcji testujemy także możliwość pobrania audiobooka. Sprawdź, czy możesz pobrać Twoją ulubioną książkę w formacie dźwiękowym! Partnerzy Wirtualnej Biblioteki przygotowali także specjalną ofertę dla wszystkich, którzy kupią polecane w tej akcji właśnie u nich: Publio oferuje 40% rabatu na każdy z zakupionych tą drogą tytułów Virtualo dostępne u nich e-booki oferuje w promocyjnej cenie Woblink każdemu, kto kupi e-booka z naszej akcji, podaruje kody rabatowe o łącznej wartości 50 zł uprawniające do zakupu kolejnych tytułów po niższej cenie. Koobe każdemu, kto kupi u nich e-booka, oferuje kod zniżkowy na 30% na cały asortyment koobe.pl Szukaj linków do sklepów internetowych, w których dostępne są wybrane przez Ciebie e- booki, na końcu darmowych fragmentów! Wirtualna Biblioteka Wydawców to część programu Kraków Miasto Literatury.
Akcję organizuje Krakowskie Biuro Festiwalowe. Partnerami akcji są: Instytut Książki oraz wydawnictwa i organizacje: a5, Agora, Bona, Czarne, Dodo Editor, Fundacja Przestrzeń Kobiet, Insignis Media, Karakter, Koobe, Krytyka Polityczna, Lokator, Muza, New Eastern Europe, Noir sur Blanc, Radio Kraków, Sine Qua Non, Skrzat, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Świat Książki, W.A.B., WAM, Wielka Litera, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Wydawnictwo Literackie, Wydawnictwo M, Wydawnictwo Otwarte, Znak, Znak Literanova, Znak Emotikon, a także Publio, Virtualo, Woblink i Koobe. Projekt dofinansowany jest ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego z programu Promocja Czytelnictwa. Więcej informacji na stronie www.qr.miastoliteratury.pl
Hallgrimur Helgason KOBIETA W 1000 C. NA PODSTAWIE WSPOMNIEŃ HERBJÖRG MARÍI BJÖRNSSON tłumaczenie Alicja Rosenau Kraków 2013
Dama w garażu Wiosną 2006 roku pomagałem mojej byłej żonie, polityk, w kampanii wyborczej. Otrzymałem listę numerów z Reykjavíku losowo wybranych z książki telefonicznej. Poproszono mnie, żebym pod nie dzwonił i namawiał rozmówców do zagłosowania na partię mojej byłej żony. Trzeci numer na liście należał do starszej kobiety, która na wstępie zapewniła mnie, że nie zamierza głosować na tych przeklętych komunistów. Ponieważ jednak wydała mi się interesująca, zamiast dzwonić pod kolejne numery z listy, rozmawiałem z nią przez cały wieczór. Powiedziała, że mieszka w garażu, przykuta do łóżka z powodu infekcji płuc, ale łączy się ze światem zewnętrznym za pośrednictwem laptopa, internetu, telewizji satelitarnej i telefonu. Byłem zafascynowany tą kobietą sprawiała wrażenie dowcipnej i inteligentnej i najwyraźniej miała bardzo ciekawe życie. Powiedziała, że mieszkała zarówno w Buenos Aires, jak i na islandzkiej farmie, i że ma kontakt e-mailowy z ludźmi z całego świata: z Indonezji i RPA, których uczy islandzkiego przez internet. Rozmawiałem z kobietą, która była zupełnie niewidzialna dla świata zewnętrznego, a jednak stanowiła jego dynamiczną część. Fascynowała mnie myśl o tej starszej pani w garażu. Jakiś czas później chciałem ją odwiedzić i użyć tego scenariusza w swojej powieści. Kiedy skończyłem pracę nad książką, którą wówczas pisałem, 10 ráð til að hætta að drepa fólk og byrja að vaska upp (Dziesięć rad, jak powstrzymać zabijanie ludzi, a zająć się wyrabianiem naczyń), postanowiłem ponownie skontaktować się z kobietą z garażu. Niestety dowiedziałem się, że jakiś czas wcześniej zmarła. Po kilku godzinach szperania w internecie i wykonaniu kilku telefonów odkryłem, że nie miałem do czynienia ze zwyczajną kobietą. Nie dość, że jej dziadkiem był nasz pierwszy prezydent, to jej ojciec walczył w szeregach nazistów podczas drugiej wojny światowej cała trójka wydała swoje autobiografie. Jej zatytułowana była Ellefu líf (Jedenaście żyć). Nagle okazało się, że mam mnóstwo materiału na powieść, a co więcej oryginalną scenerię garażu. Wtedy jednak pojawiło się pytanie: czy wolno mi to zrobić? Czy wolno mi w taki sposób wykorzystać czyjeś życie i umieścić je w powieści? Owszem, jeśli zmieni się nazwiska. Tak też zrobiłem. Uznałem jednak, że niemądrze byłoby zmieniać nazwisko naszego pierwszego prezydenta. Zależało mi na tym, by zachować wątek prezydencki, który moim zdaniem nadawał tej opowieści cenny wymiar. Ponieważ nie zmieniłem jego nazwiska, wielu moich rodaków rozpoznało kobietę z książki oraz jej rodzinę. Pojawiło się sporo protestów: drukowano artykuły w gazetach, organizowano wykłady na uniwersytecie oraz spotkania w kawiarniach. Moja odpowiedź brzmiała: w literaturze wszystkie chwyty są dozwolone i prędzej czy później każdy pisarz coś takiego robi. Jedyną różnicą jest to, że w opisywanym przypadku rodzina bohaterki była prominentna, a ja nie zmieniłem nazwiska głowy rodu. Broniłem się, że większość tych ludzi i tak opublikowała już szczegóły ze swojego życia. W głębi serca czułem, że poznałem wspaniałą kobietę o barwnej osobowości, intuicji językowej i poczuciu humoru, która przeżyła najdramatyczniejsze wydarzenia dwudziestego wieku, a jednak mało kto znał historię jej życia i późniejsze losy. Przyrzekłem sobie, że
zbuduję jej pomnik, na jaki zasługiwała. Chciałem, by ta powieść dedykowana była jej oraz wszystkim kobietom. Chciałem przedstawić kobiece spojrzenie na drugą wojnę światową i dwudziesty wiek. Chciałem, by była to książka feministyczna. I oto jest powieść, którą podsunął mi bóg Przypadku i jego młodsza siostra Intuicja. Ta dwójka zawsze wydawała mi się najlepiej zorganizowana z nich wszystkich zwłaszcza kiedy łączą siły. Na powstanie tej powieści złożyły się dwa miesiące podróży, trzy miesiące lektury i dwa lata pisania. Choć pisząc tę książkę, świetnie się bawiłem, była to także ciężka praca. Co pięćdziesiąt stron musiałem zaczynać zupełnie nową powieść akcja toczy się na wysepkach Breiðafjörður, w okupowanej Danii, na Wyspach Fryzyjskich... Udało mi się odwiedzić większość miejsc, o których wspominam chciałem je zobaczyć i zebrać informacje do swojej opowieści. Byłem nawet w Polsce, choć nie w regionie, w którym toczy się akcja moich polskich rozdziałów. Nie zdołałem dotrzeć tylko do Argentyny zabrakło mi na to czasu i pieniędzy. To niesamowite, jak wiele rzeczy uchodzi pisarzom na sucho. Z drugiej strony czy w powieściach nie chodzi właśnie o to? Powieściopisarz udaje, że jest starszą kobietą, która została osierocona w Niemczech podczas drugiej wojny światowej i której dziecko pochowane jest na cmentarzu Chacarita w Buenos Aires... Rolą pisarza jest przekształcanie rzeczywistości w fikcję i fikcji w rzeczywistość. Musi on sprawić, by ta pierwsza brzmiała jak interesująca opowieść, a druga jak coś, w co czytelnik uwierzy. Hallgrímur Helgason Reykjavík, 1 maja 2013 tłumaczenie przedmowy Maria Borzobohata-Sawicka
1 MODEL 1929 2009 Mieszkam sama w garażu, razem z laptopem i starym granatem ręcznym. Bardzo przytulnie się tu urządziliśmy. Do spania mam szpitalne łóżko, więcej mebli nie potrzebuję, oprócz ubikacji, której używanie jest dla mnie trochę trudne. Jest strasznie daleko. Trzy razy dziennie muszę się wlec tą via dolorosa jak zreumatyzowany upiór. Marzę o cewniku i basenie, ale moje podania utknęły gdzieś w trybikach systemu. Nikomu nie jest łatwo. Okno mam tylko jedno, ale za to świat przychodzi do mnie poprzez monitor. Maile śmigają tam i z powrotem, a mój kochany Facebook jest coraz grubszy. Lodowce topnieją, prezydenci ciemnieją, ludzie opłakują utratę aut i domów. Przyszłość czeka przy taśmie bagażowej, uśmiechnięta i skośnooka. Tak, tak. Z mojego białego łóżka widzę wszystko. Leżę tu niczym wyzbyte potrzeb zwłoki i na zmianę czekam albo na śmierć, albo na kogoś z przedłużającym życie zastrzykiem. Przychodzą do mnie dwa razy dziennie, dziewczyny z Opieki Domowej Reykjavíku. Ta z porannej zmiany to prawdziwy skarb, za to czupiradło z drugiej zmiany ma zimne ręce, cuchnie jej z ust i opróżnia popielniczki z zaciętą, kwaśną miną. Kiedy zamykam swoje oko na świat, gaszę światło i moją budę wypełnia jesienny mrok, widzę przez małe okienko na samej górze słynną Kolumnę Pokoju. Świętej pamięci John Lennon zamienił się w końcu w światło, jak leśne bóstwo z wiersza Owidiusza, i w długie noce oświetla morskie cieśniny. Wdowa była tak miła, że ustawiła go pionowo akurat w moim polu widzenia. Patrzę na niego jak na świeczkę z nocnej szafki i życzę mu dobrej nocy. Oczywiście można powiedzieć, że tylko nędznie wegetuję w moim garażu, niczym skasowany samochód. Powiedziałam tak raz do Guðjóna. On i Dora wynajmują mi tę norę za 65 tysięcy koron miesięcznie. Guðjón zaśmiał się tylko i nazwał mnie Oldsmobile. W sieci znalazłam potem zdjęcie Oldsmobile Viking, model 1929. Naprawdę nie miałam pojęcia, że jestem już tak cholernie stara. Tamten pojazd wyglądał jak podrasowana dorożka konna. Nie mogę się ruszyć, żeby nie dostać zadyszki, jestem tylko ciężarem dla tych jeszcze nie pochowanych, jak się mówiło w dawnych czasach. Moje płuca są tak słabe po wielu latach palenia papierosów. Zaproponowali mi maskę tlenową z dołączoną sondą nosową, ale żeby dostać taką butlę ze sprężonym powietrzem, musiałabym porzucić boga nikotyny z powodu zagrożenia pożarowego! Tylko że on przeważnie pomagał mi bardziej niż większość ludzi, już wolę ducha wyzionąć, niż się go wyrzec. Dlatego sapię jak stara lokomotywa i każda wyprawa do kibla jest moją codzienną drogą pokuty. W domu, na wyspach Svefneyjar, była jaskinia nad samym morzem, nazywana Kącikiem Chłopców; przez stulecia nie była niczym innym jak tylko sraczem dla mężczyzn. Och, przechodzę od jednego do drugiego, a czasem jedno czy drugie nachodzi mnie. Kiedy człowiek ma za sobą cały internet przeżyć, wielki fracht pełen dni, wtedy trudno jest
coś wysortować i oddzielić jedno od drugiego. Albo przypominam sobie wszystko naraz, albo zupełnie nic. No właśnie, moim kochanieńkim rodakom ostatnio chyba padł system; jakoś rok już będzie. Pielęgniarki i Dora twierdzą, że miasto jeszcze stoi. W Reykjavíku załamania nie widać, w przeciwieństwie do Berlina, gdzie jako młode i głupie stworzenie brykałam pod koniec wojny. Sama już nie wiem, co jest lepsze, pogrążyć się realnie czy na kredyt. Wiem tylko, że z mojego Dundiego powietrze uszło jak z balonu, a przecież i tak wiele już się u niego nie działo. Pracował w banku KB, uzależniał swój kurs od migotania na monitorze jakiejś czerwonej linii, którą mi pokazywał z wielką dumą. Za to ja miałam wielką radochę z tej zapaści. Przez te wszystkie lata cudu gospodarczego byłam przykuta do łóżka. Chciwość wokół mnie pożarła w końcu moje oszczędności, dlatego nie było mi żal, kiedy ta cała kasa przepadła. Pieniądze już dawno nie mają dla mnie znaczenia. Harujemy całe życie, żeby odłożyć coś na starość. A potem starość nadchodzi i okazuje się, że z pieniędzmi nie ma nic wspólnego. Choć właściwie nie powinnam tak mówić; oczywiście, że byłoby miło, gdybym mogła sobie kupić jakieś niemieckie chłopię, które mnie, starej łóżkowej hienie, mogłoby półnago przy świecach deklamować Schillera. Ale obawiam się, że handel młodym ciałem jest teraz zakazany w tym kraju. Z pewnością mam nie więcej niż parę tygodni życia przed sobą, dwa kartony pall malli, komputer i granat ręczny, a jednak nigdy nie żyło mi się lepiej. http://woblink.com/kbf/index?id=10211»