Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia.



Podobne dokumenty
o d ro z m ia r u /p o w y ż e j 1 0 c m d ł c m śr e d n ic y 5 a ) o ś r e d n ic y 2,5 5 c m 5 b ) o śr e d n ic y 5 c m 1 0 c m 8

Echa Przeszłości 11,

O bjaśn ien ia. do in form acji o przeb iegu w yk on an ia plan u finansow ego za I -sze półrocze 2018r.

HTML/OA.jsp?page=/dm/oracle/apps/xxext/rep/xxre

p. a y o o L f,.! r \ ' V. ' ' l s>, ; :... BIULETYN

H a lina S o b c z y ń ska 3


WNIOSEK O PONOWNE USTALENIE PRAWA DO RENTY Z TYTUŁU NIEZDOLNOŚCI DO PRACY

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.


W N IO SEK O PR Z EN IESIEN IE R A C H U N K U PŁ A T N IC Z EG O PR Z EZ K O N SU M EN T A

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )


Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyński Ośrodek Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa Rozdział 2.

PROJEKT DOCELOWEJ ORGANIZACJI RUCHU DLA ZADANIA: PRZEBUDOWA UL PIASTÓW ŚLĄSKICH (OD UL. DZIERŻONIA DO UL. KOPALNIANEJ) W MYSŁOWICACH

Zasady Byłoby bardzo pomocne, gdyby kwestionariusz został wypełniony przed 3 czerwca 2011 roku.

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyński Ośrodek Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa Rozdział 2.

Katedra Teorii Literatury Uniwersytetu Warszawskiego. Biuletyn Polonistyczny 8/22-23,


Gdyńskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa

Gdyńskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa

UMOWA ZLECENIA. M inisterstw em Pracy i Polityki Społecznej w W arszaw ie przy ul. Now ogrodzkiej 1/3/5

I n f o r m a c j e n a t e m a t p o d m i o t u k t ó r e m u z a m a w i a j» c y p o w i e r z y łk p o w i e r z y l i p r o w a d z e p o s t p

Dziennik Urzędowy. Województwa B iałostockiego. Uchwały rad. Porozumienia. Uchwała N r I I /10/94 Rady Gminy w Gródku. z dnia 8 lipca 1994 r.

zdrowia Zaangażuj się

Wydanie specjalne gazetki szkolnej Na szóstkę. z okazji. Ogólnopolskiego Dnia Praw Dziecka. obchodzonego 20 listopada

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyńskie Centrum Sportu jednostka budżetowa w Gdyni Rozdział 2. Informacja o trybie i stosowaniu przepisów


Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyńskie Centrum Sportu jednostka budżetowa Rozdział 2. Informacja o trybie i stosowaniu przepisów

Twoje prawa obywatelskie

MINISTER W arszawa, dnia 3 w rześnia 2018 r. Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej

OPORNIKI DEKADOWE Typ DR-16

Egzamin do gimnazjum. Tekst 1

P r o j e k t P l a n u f i n a n s o w e g o n a r o k

ZARZĄDZENIE NR 63/2018 WÓJTA GMINY CZERNIKOWO z dnia 28 września 2018 r.

SPECYFIKACJA ISTOTNYCH WARUNKÓW ZAMÓWIENIA

LITERACY ASSESSMENT READING Benchmark III-IV

Zrób sobie najlepszy prezent

S.A RAPORT ROCZNY Za 2013 rok


Gra Polskie Parki Narodowe. Witamy Zapraszamy do wzięcia udziału w grze. Życzymy dobrej zabawy

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyński Ośrodek Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa Rozdział 2.

IN ST Y T U T TECHNOLOGII E LEK T R O N O W E

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyńskie Centrum Sportu jednostka budżetowa w Gdyni Rozdział 2. Informacja o trybie i stosowaniu przepisów

WYNIKI BADANIA ILOŚCIOWEGO DOTYCZĄCEGO DEPRESJI DLA

mnw.org.pl/orientujsie

z dnia 1 marca 2019 r. zarządza się co następuje:

n ó g, S t r o n a 2 z 1 9

Władza i Wpływ cz.3. Mapa władzy i wpływu Jak określić skuteczność tych relacji, od których zależy nasz sukces i powodzenie zawodowe.

[ m ] > 0, 1. K l a s y f i k a c j a G 3, E 2, S 1, V 1, W 2, A 0, C 0. S t r o n a 1 z 1 5


R O Z D Z IA Ł 1. P R Z E S T R Z E N IE I F O R M Y...

Polska Ludowa, t. VII, 1968 Ż O Ł N IE R Z Y P O L S K IC H ZE S Z W A JC A R II

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyńskie Centrum Sportu jednostka budżetowa Rozdział 2. Informacja o trybie i stosowaniu przepisów


Darmowy artykuł, opublikowany na:

Bóg a prawda... ustanawiana czy odkrywana?

, 4 m 2 ), S t r o n a 1 z 1 1


"Żył w świecie, który nie był gotowy na jego pomysły". T estament Kościuszki

BIULETYN BIBLIOTEKI UMCS

W dniu 30 czerw ca 2012 roku w Lesznie została Szybow cow a Poczta Specjalna z okazji 60-lecia Centralnej Szkoły Szybow cow ej w Lesznie.

7 Złotych Zasad Uczestnictwa

W imieniu Polski Walczącej

Pouczenie o przysługujących prawach

W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

[ m ] > 0, 1. K l a s y f i k a c j a G 3, E 2, S 1, V 1, W 2, A 0, C 0. S t r o n a 1 z 1 7

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

OŚWIADCZENIE MAJĄTKOWE

9 H i ' P lastykaliowy konkurs na grafikę pn. SZTUKA I PRZYRODA Już dawno przebrzmiał, Irwa już kolejny tegoroczny. Niemniej, korzystając z podwójnej,


) ' 'L. ' "...? / > OŚWIADCZENIE M AJĄTKOW E ' -Aji,Aj ' radnego gm iny

5. Wykonanie gazetki pod hasłem: Zanim zostali znanymi twórcami r.

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyński Ośrodek Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa Rozdział 2.

GRAŻYNA KOWALCZYK. Zadanie finansowane ze środków Narodowego Programu Zdrowia na lata

Rozdział 1. Nazwa i adres Zamawiającego Gdyński Ośrodek Sportu i Rekreacji jednostka budżetowa Rozdział 2.

Skala Postaw Twórczych i Odtwórczych dla gimnazjum

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

PRZYJĘCIE DO SZPITALA NA PODSTAWIE SZPITALNEGO NAKAZU BEZ OGRANICZENIA PRAW

Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie?

Opinie Polaków na temat medycyny estetycznej


Rodzaje argumentów za istnieniem Boga


Opis i zakres czynności sprzątania obiektów Gdyńskiego Centrum Sportu

Twoje prawa obywatelskie

Zebrana w ten sposób baza może zapewnić stałe źródło dochodów i uniezależni Cię od płatnych reklam i portali zakupów grupowych.

promującego zdrowy i bezpieczny styl życia.

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

Albert Camus ( ) urodził się w Algierii w rodzinie robotniczej, zginął w wypadku samochodowym pod Paryżem w 1960 roku;

Zawód: monter instalacji i urządzeń sanitarnych I. Etap teoretyczny (część pisemna i ustna) egzaminu obejmuje: Z ak res w iadomoś ci i umieję tnoś ci

/z kim, jak często, osobiście, telefonicznie, w innej formie/

STATUT. Wojskowej Specjalistycznej Przychodni Lekarskiej w Rzeszowie. Samodzielnego Publicznego Z akładu O pieki Zdrowotnej

Ekonomiczne Problemy Usług nr 74,

Hektor i tajemnice zycia

Jak bezpiecznie zwiedzać cyfrowy świat?

Transkrypt:

Teksty Drugie 2004, 3, s. 193-208 Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia. Beata Dorosz

Beata DOROSZ Nowojorskie tajemnice życia i śmierci ana Lechonia Kiedy przed kilkoma laty podjęłam myśl opracowania K roniki życia i twórczości Ja n a Lechonia, oczywiste było, że bez spenetrowania amerykańskich źródeł archiwalnych wykonanie tego zadania nie będzie możliwe. Wydawało się to wręcz konieczne, bow iem -jeśli przyjąć, że pierwszy etap biografii poety, tj. debiut i rozwój aktywności literackiej i publicystycznej oraz politycznej i towarzyskiej w dwudziestoleciu międzywojennym w kraju i podczas jego pobytu w Paryżu jest stosunkowo dobrze znany - o tyle emigracyjny okres jego życia był stosunkowo najmniej rozpoznany i najsłabiej opisany. Dwukrotne stypendium Fundacji Kościuszkowskiej (1998 i 2000) oraz kilka innych wyjazdów do USA, wykorzystywanych skrzętnie dla nieustannego gromadzenia materiałów, miały przynieść odpowiedzi na różne pytania i wypełnić luki w dotychczasowej wiedzy polonistycznej^. W dużej mierze tak właśnie się stało. Za sprawą materiałów zachowanych głównie w Polskim Instytucie Naukowym w Nowym Jorku udało się wyjaśnić wiele zagadek. Ale też nieoczekiwanie dla mnie archiwalia te ujawniły zagadki nowe, których do tej pory nie udało się rozwiązać. Niniejszy tekst jest pierwszą próbą ich wyartykułowania, zmierzającą do pewnego rodzaju uporządkowania tych kwestii z myślą o dalszych działaniach badawczych. Pierwszą intrygującą tajemnicę stanowią nowojorskie adresy poety. Istnieje przekonanie, że po przyjeżdzie w sierpniu 1942 z Brazylii do Stanów mieszkał Lechoń przez dłuższy czas w Sea Cliff, w pensjonacie prowadzonym przez dwie Jani * R e zu lta ty tych badań i poszukiw ań relacjonow ałam m.in. w artykułach: Archiwum Jana Lechonia w Polskim bislylucie Naukowym zv Now ym Jorku. Relacja z badań, P am iętnik L ite ra c k i 1999 z. 3, s. 167-193 oraz Polonijne zbioty archiwalne w U SA w badaniach nad biografią Jana Lechonia, Teksty D rugie 2001 n r 5, s. 116-124. 193

ny - Strzetelską i Czermańską^. Tymczasem sprawa nie jest wcale tak oczywista. Po pierwsze, zachowała się karta identyfikacyjna Lechonia, wystawiona przez U.S. D epartment o f Justice, Immigration & N aturalisation Service, która podaje miejsce zamieszkania poety: Hotel Shelton, 48 Str./Lexington Ave., ważna od grudnia 1942 do czerwca 1943. Tu wyjaśnienie wydaje się być stosunkowo proste: zapewne przyjeżdżając z Sea Cliff do Nowego Jorku w sprawach zawodowych - np. redagowania Tygodniowego Serwisu Literackiego Kola Pisarzy z Polski (wydawanego w 1941-1942, także pod tytułem Tygodniowy Przegląd Literacki Kola Pisarzy z Polski, przekształconego później w Tygodnik Polski, wychodzący w 1943-1947), czy spotkań w Polskim Instytucie Naukowym, potrzebował Lechoń miejsca, gdzie mógłby zatrzymać się na kilka dni. Użyczał też w tym samym celu pokoju przyjaciołom - o czym świadczy wpis Kazimierza Wierzyńskiego w Księdze Gości^ Lechonia: 1 marca 1943 w Nowym Jorku w hotelu Shelton (Lexington Ave & 49th St.) Kazimierz Wierzyński sam jeden przespawszy się po południu - Kochnitzky"^ czeka w «Tygodniku Polskim». Jednak chciałoby się zacytować znane polskie porzekadło: im dalej w las, tym więcej drzew, co w tym wypadku oznaczałoby, że - im dalej Lechoń zanurzał się w amerykańskość czy nowojorskość, tym sprawy bardziej się komplikują. We wspomnianej Księdze Gości widnieje bowiem poczyniony ręką Lechonia wpis: New York, 10 East 67 Street, 16 1/44, pod nim zaś podpisani są: Irena Popielska i Władysław Besterman, Zygmunt Modzelewski, Sława Krańcowa, Aubrey Johnston i Karin Tiche^ Dziś już tylko pani Falencka (Karin Tiche) mogłaby opowie- 5 / Ja n in a Strzetelską, z dom u M ękarska, żona Stanisław a Strzetelskiego (1895-1969), d ziennikarza, w spółzałożyciela i sekretarza generalnego Polskiego In sty tu tu N aukow ego w Now ym Jorku, w 1951-1955 szefa Polskiej Sekcji R adia W olna E u ro p a w N ow ym Jorku. Janina C zerm ańska, żona Zdzisław a C zerm ańskiego (1901-1970), prozaika, m alarza i karykaturzysty. Prow adzony przez obie panie pensjonat w Sea C liff na Long Island odgrywał w kręgu ówczesnej em igracji polskiej rolę w ażnego c e n tru m spotkań i integracji. O ryginał Księgi Gości znajduje się w archiw um Jana Lechonia w Polskim Insty tu cie N aukow ym w Nowym Jorku. Fototypiczne w ydanie, zaw ierające rozszyfrow anie w pisów i om ów ienie postaci (w opracow aniu piszącej te słowa) ukazało się n akładem W ydawnictwa ALGO, Toruń 1999. Leon K ochnitzky, krytyk muzyczny, znany Lechoniow i z Paryża, gdzie był redaktorem La R evue M usicale, po w ojnie zam ieszkały w Nowym Jorku. Irena Popielska (1905-1990), tancerka i aktorka scen polskich i francuskich; w czasie w ojny była w Nowym Jorku członkiem zespołu Polskiego T eatru Artystów. W ładysław B esterm an (1903-1974), dyplom ata; w czasie wojny attaché prasow y A m basady RP w W aszyngtonie; po wojnie pracow ał w Committee on Immigration and Naturalization przy Izbie R eprezentantów oraz byl stałym radcą Kom isji Praw niczej, a także (w 1951) głównym doradcą Komisji Izby R eprezentantów do Badania Spraw Uchodźców. Z ygm unt M odzelewski (1907-1983), aktor, reżyser teatralny; w 1942-1945 grat i reżyserował w Polskim Teatrze Artystów Nowym Jorku. Stawa (Stanisław a) Krańcow a, 194

Dorosz Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia dzieć o tym spotkaniu, które mogio być inauguracją nowego salonu wśród emigracji nowojorskiej, skoro w kilka dni później Ryszard Ordyński^ odnotował 'fi Księdze Gości w następujący sposób swoją wizytę: Że znowu otwierasz podwoje, będziemy tu chodzić, 26 styczeń 1944. Właścicielem domu byl Vincent Sorey, według Lechonia skrzypek, kapelmistrz, właściciel teatrów, pełna koloru zawsze spocona i niezbyt domyta figura - Włoch robiący tu od lat pieniądze na sztuce, domach, statkach ^, ukrywający swoją wynajemczą działalność pod szumnie brzmiącą nazwą The Sponsors o f A n s Association. Z notatki D zienniku^ wnioskujemy, że Lechoń był jego klientem już w 1943. A z zachowanych czeków i rachunków wynika, że ten samodzielny apartament w jednym z najbardziej eleganckich miejsc na M anhattanie wynajmował poeta przynajmniej jeszcze do maja 1953 za niebagatelną wówczas sumę 115 $ miesięcznie. Wszakże nie sam chyba ponosił ten ciężar, bo odnotował w Dzienrn'few fakt, że posiada tam lokatora^. Jakie było jednak przeznaczenie tego locum} - to jedna z Lechoniowych nowojorskich zagadek. Za salonem przemawiałby fakt, że wśród licznych archiwaliów osobistych, zachowanych w PIN, odnaleźć można bilety wizytowe Lechonia z adresem właśnie z 67 ulicy. A może po prostu elegancka garsoniera? - bo chyba jednak nie salon towarzyski, skoro inne osoby z kręgu najbliższych przyjaciół poety, indagowane na ten temat, dopiero ode mnie dowiadywały się o istnieniu tego miejsca. Garsoniera byłaby prawdopodobnie wyjaśnieniem najprostszym - wobec faktu, że mniej więcej od sierpnia 1949 równocześnie wynajmował Lechoń pokój w mieszkaniu dwóch Amerykanek przy 514 West 114 Street, z oknem na wprost wejścia na dziedziniec Columbia University. Zrozumiałe, że wspólne mieszkanie w niektórych okolicznościach życia osobistego poety mogło być krępujące, jednak o obu paniach wyrażał się poeta niezwykle ciepło, m.in.: M oje g o spodynie, starsze p a n ie n au czycielki, od k tó ry ch w y n ajm u ję m ój ciem ny p o k ó j, są A m ery k an k am i z u ro d z e n ia, ale byty zam ężn e za N ie m c a m i i spędziły zn aczną część życia w E u ro p ie. W śród w szystkich sw oich b a rd z o d o k u czliw y ch kłopotów - byle to żona M ichała K rańca, przem ysłow ca, właściciela fabryki m etalurgicznej (zlikw idow anej po wojnie). Aubrey Johnston - będzie o nim osobno mowa w dalszej części artykułu. K arin T iche, żona W ładysław a Falenckiego (zm. 1990), aktorka grająca w Polskim T eatrze A rtystów w N ow ym Jorku; później aktyw nie zaangażow ana w życie now ojorskiego polskiego środow iska em igracyjnego, do dziś zam ieszkała w Nowym Jorku. R yszard O rdyński (1878-1953), reżyser teatralny; w 1941 w spólnie z Jadw igą Sm osarską założył K om itet Pom ocy Polskim A ktorom na W ygnaniu, w 1942-1945 w spółpracow ał z Polskim Teatrem A rtystów Nowym Jorku; w 1947 powrócił do kraju. Dziennik, 24 sierpnia 1950, t. 1, s. 387. W szystkie cytaty z Dziennika Jana Lechonia pochodzą z w ydania: W arszaw a, t. 1-2 1992, t. 3 1993. D ziennik, s. 387. Rozmowa z Palacim (psychoanalityk, maj lokator na 67 ulicy [...]. Dziennik, 2 w rześnia 1949, t. 1, s. 28. 195

praw ie szczęście, żem na nie trafii. Są one zaprzeczeniem am erykańskiej, a raczej hollyw oodzkiej n ied y sk recji, m ają sta ro m o d n y k u lt m uzyki, sta rą suczkę jam n iczk ę, b ard zo p ocieszną, i są szczęśliw e, jeśli poproszę o filiżankę h erb aty, któ ra m i się b y n ajm n iej nie należy. C zuję się w śród n ich jak w salo n ach w najlepszym przed w o jen n y m życiu. T e p a n ie nazyw ają się M rs. C ora L eh m an i M rs. E stella M a rb u rg. G dybym kiedyś zasłużył na o b szerną biografię, proszę jej autora, aby o tych p an iach nie zapom niał. Problem komplikuje się jednak jeszcze bardziej z chwilą, gdy w październiku 1951 Irena Cittadini, wieloletnia mecenaska poety, wynajęła mu samodzielne mieszkanie przy 505 East 82 Street, za które zobowiązała się w ciągu pierwszego roku płacić miesięczny czynsz w wysokości 110$. Wyjątkową radością z przeprowadzki do nowego mieszkania dzielił się Lechoń np. w listach do Mieczysława Grydzewskiego w Londynie i dawał jej wyraz wielokrotnie na kartach D ziennika - widząc w nim pierwszą po wielu latach tułaczki własną ostoję; doszukiwał się też innych jej uroków, nostalgiczno-sentymentalnych, pisząc: T ak jak P ark A venue koło 68-ej przy p o m in a m i okolice p a rk u M onceau i Bid de C o u r celles, ta k 86-a kolo E ast E n d u m a coś z dzieln icy Ł azien ek w W arszaw ie, nie w iem czy przez drzew a, czy przez w idok na jakiś dom za rzeką, podobny do k o rdegardy czy k oszar z czasów nocy listopadow ej. Ł azien k i, p oprzez N oc W yspiań sk ieg o, była to n ajb liższa m i, najb ard ziej w zruszająca m nie au ra. - D latego doznaw szy tej asocjacji - p o czu łem się od razu dobrze w tej dzielnicy, w której będę m ieszkał, poza tym b rud n ej i pełnej sm u t nych dom ów. *2 Kiedy ustal sponsoring księżnej Cittadini, w następnych latach opłata czynszu była już sprawą samego Lechonia-widać jednak radził sobie z nią z powodzeniem, bo mieszkanie to służyło mu do końca życia. Dlaczego - lub może; dla kogo - przynajmniej jeszcze do maja 1953 (według zachowanych rachunków) wynajmował apartament przy 67 ulicy? Tu wchodzimy w obszar kolejnej nowojorskiej tajemnicy Lechonia - ze świadomością wszakże, że dotykamy sfery niezwykle delikatnej, bo najbardziej osobistej. Trzeba by bowiem znaleźć odpowiedź na pytanie o partnerów intymnego życia poety. O jednym z nich pisywał Lechoń bardzo często w D zienniku, używając zwykle określenia najdroższa osoba i zaledwie parę razy tylko nazywając go po imieniu - Aubrey. Mężczyzna ten pojawia się już w styczniu 1944 na kartach Księgi Gości, '0 / Dziennik, 22 listopada 1949, t. 1 s. 128. * Listy te nie były dotychczas publikow ane. O ryginały (245 listów) odnalazłam w iosną 2000 w H oughlon L ibrary na H arvard U niversity w C am bridge. W połączeniu z listam i (233) Grydzew skiego do Lechonia, przechow yw anym i w Polskim Instytucie N aukow ym w N ow ym Jorku, stanow ią bogaty (acz niekom pletny) zbiór korespondencji poety z przyjacielem -redaktorem z lat 1923-1956. O becnie zajm uję się przygotow aniem całości do wydania w edycji krytycznej (praw dopodobnie na przełom ie 2005/2006). ^2/ Dziennik, 22 października 1951, t. 2, s. 270. 196

Dorosz Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia a z notatki w D zienniku wynika, że poznali się tuż po przyjeździe Lechonia do USA: «Najdroższa osoba», tak droga jak nigdy od czternastu lat [...] *^ - byio to więc uczucie trwające przez wiele lat. Nie byl to związek banalny, bo w takim przypadku nie znajdowalibyśmy w Dzienni^«m.in. takich wyznań: N ajdroższa osoba - oto określenie, w którym zaw iera się istota m ojego do niej stosu n k u. Je st to u czu cie w eszle m i już w krew, w ysublim ow ane do szczytów id ealizm u i pośw ię cen ia, a u kryw ające na d n ie p iekio m iłości. U czucie m ające w szelkie pozory przyzw y c z a je n ia, ale to przyzw yczajenie m a potęgę nam iętn o ści. Są d n ie i tygodnie, naw et m iesiące, kied y uciek am od niego przek o n an y, że p o ch łan ia m n ie ono, że g u b ię się w nim. A p ó źn iej d o zn aję jasnow idzenia - że żyję n ajb ard ziej w tedy, gdy żyję nim w ła ś n ie ' * albo: Ja k żeż daw no już n ie p isałem o n ajd ro ższej osobie. P oprzez ile przy p ad k ó w i u p a d ków, i n ajgorszego ze w szystkiego n iech lu jstw a jest ona n ajd ro ższ ą, w ciąż n a jd ro ż sz a p rzez cierp ien ie, którego dzięki niej d oznałem, przez to, że czuję zawsze jej sm utek, sam o tn o ść i zn a m w szystko d obre, co jest w n iej, a czego się w stydzi. O bym m ógł n igdy nie być pow odem tych jej sm utków, obym m ógł, co jest od początku treścią tego m ego uczucia, d ać jej coś trw ałego, na zaw sze, co by pozo stało w niej jako oparcie i siła, naw et gdy m n ie ju ż n ie b ę d z ie ^ lub też: B ezm ierna pobłażliw ość dla przyw ar i do płaczu rozczulenie nad zaletam i, w spółczucie b e z g ra n ic d la kłopotów najdroższej osoby. B yłem w niej kiedyś zakochany. T eraz ją k o ch am. To znaczy w ięcej.'^ Kim byl? Niewiadomo. Poeta wspomniał Dzienniku o pracy zawodowej przyjaciela, nie ujawniając jednak żadnych szczegółów*^. Natomiast w zachowanej korespondencji odnaleźć można adresowaną do niego kopertę z adresem firmy Am erican Broadcasting Corporation, wówczas mającej siedzibę przy West 42 Street. Dziś stacja telewizyjna ABC mieści się tuż obok Lincoln Center. Stoi przede mną zadanie dotarcia do archiwów tej instytucji, aczkolwiek jego powodzenie już dziś wydaje się raczej wątpliwe - jeśli nawet potwierdzi się fakt, że ów Aubrey Johnston istotnie był tam wówczas zatrudniony, nie sądzę, bym uzyskała informację, czy przyjaciel poety nadal żyje i gdzie go szukać. D ziennik, 10 grudnia 1955, t. 3, s. 745. D ziennik, 2 m aja 1951, t. 2, s. 116. D ziennik, 17 m arca 1952, t. 2, s. 391. D ziennik, 14 września 1950, t. 1, s. 405-406. A ubrey w raca z pracy o 6-tej, a nieraz, gdy m a overtime, naw et o 7-ej, w ychodzi zaś na d ziew iątą. Dziennik, 2 lutego 1951, t. 2, s. 37. 197

A wiaśnie próby odszukania go wydają mi się dziś problemem tyleż karkołomnym, co zupełnie niezrozumiałym. Aubrey nie byi bowiem postacią nieznaną polskim przyjaciołom Lechonia, razem z nimi jeszcze kilkakrotnie podpisał się Księdze Gości - raz nawet żartobliwe spolszczając formę swojego nazwiska na Johnston-ski. Ale też polskie otoczenie Lechonia zachowuje na jego temat wyjątkową powściągliwość lub znamienne wręcz milczenie. Karin Falencka w filmie Wspomnienia o Janie Lechoniu^^ oceniała, że byl to człowiek bardzo przystojny, inteligentny, wykształcony i wyczulony na sztukę - była to jednak, jak się okazuje, opinia z tzw. drugiej ręki, bowiem w innym wywiadzie przyznała, że osobiście nie znała Aubreya, ale Ja n k a [C zerm ańska - B.D.] zn ała go b ardzo dobrze. L eszek z Ja n k ą by! b ard zo szczery, o w szystkich spraw ach jej o pow iada!, u w ażał ją za sw oją pow iernicę.*^ Z kart Dziennika wynika jednak, że osobą najbardziej zaprzyjaźnioną i wprowadzoną w tajemnicę związku Aubreya z poetą była Gabriela Wielgosińska. Potwierdzają to też liczne jej listy do Lechonia zachowane w jego archiwum. Wydaje się, że i ona sama nie odgrywała przypadkowej roli w życiu poety, który np. na niespełna dwa miesiące przed śmiercią notował: N oc bezsenna, dzień k o szm arn y - gdyby nie opieka G a b rie li, n ie w iem, jak bym go wytrzym a!.2 Kim była? I gdzie szukać jej śladów, skoro w tzw. środowisku nikt jej nie pamięta i nie umie o niej nic powiedzieć. A może właśnie rozmowa z nią byłaby kluczem do niektórych osobistych zagadek życia Lechonia? Ale przecież była nie tylko Gabriela! Dziennika bywał Lechoń z Aubreyem także u Sławy i Michała Krańców, z lisiów wynika, że wspólnie odwiedzali też Jadwigę Smosarską i jej męża, Zygmunta Protassewicza. Nie mógł być Aubrey postacią anonimową i dla wielu innych osób, -w archiwum poety w PIN zachowała się bowiem fotografia Lechonia siedzącego przy zastawionym stole w towarzystwie Aubreya i Janiny Czermańskiej. Przyjęcie (zapewne gromadzące licznych gości) odbywało się w Ambasadzie RP, o czym świadczy ozdobna okładka fotografii z nadrukiem: The Polish Embassy. 151 E ast 57 Street, N ew York. Zdjęcie pochodzi więc najpóźniej z pierwszej połowy 1945 - bo z chwilą cofnięcia uznania rządowi londyńskiemu i uznania rządu PRL ambasada II Rzeczypospolitej przestała istnieć. Inny klucz do sprawy Aubreya wydaje si^ posiadać Janina Czermańska właśnie. Ta jednak w rozmowie telefonicznej ze mną w kwietniu 1998 - jakkolwiek z całym przekonaniem twierdziła, że Aubrey żyje, a ona sama jest w posiadaniu jego adresu - nie zechciała go udostępnić, powołując się na uzasadnienia natury bardzo osobistej, i kategorycznie odmówiła jakichkolwiek dalszych rozmów na ten temat. Scenariusz i realizacja; T, K am iński, Telewizja Polska, Oddzia! K rakow ski 1995, Skamandiyci w Nowym Jorku, rozm. E.R. Nowakowska, Przekrój 1990 n r 2342. D ziennik, 15 kwietnia 1956, t, 3, s. 824. 198

Dorosz Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia Czy wraz ze śmiercią Lechonia Aubrey zniknąi z kręgu jego polskich przyjaciół? Czy któryś z nich - i który z nich - opowiedział mu o tym tragicznym wydarzeniu? Aubrey był bowiem od 31 marca 1956 w podróży po Europie, z której pisywał do przyjaciela długie, relacjonujące listy. Korespondencja prowadzona była po angielsku - Aubrey nie znał polskiego. W podróży nie czytał więc polskojęzycznej prasy, a dla prasy amerykańskiej samobójcza śmierć polskiego poety na emigracji w Nowym Jorku nie była wiadomością wartą odnotowania^*. Ostatni list Aubreya z podróży jest więc datowany 30 sierpnia 1956 - przeszło dwa i pół miesiąca [!] od śmierci (8 czerwca) i pogrzebu (12 czerwca) Lechonia. Zanim jeszcze w archiwum poety odkryłam ten przejmujący fakt, zetknęłam się w Warszawie z opowieścią, jakoby Aubrey Johnston, już jako starszy pan, pod koniec lat 80. lub na początku 90., odbyt podróż do Polski, by tropić w niej ślady Lechonia jako wybitnego polskiego twórcy. Sądzę jednak, że jest to część stale żyjącej i rozwijającej się legendy samego Lechonia. Trudno przecież wyobrazić sobie, by w takiej - w gruncie rzeczy sentymentalnej - podróży, ów rzekomy Johnston nie zechciał szukać pomocy specjalistów- lechoniologów - n p. w M uzeum Literatury w Warszawie, na uniwersytecie lub w IBL PAN. Nikt go nie spotkał, mimo to ta swoista plotka od czasu do czasu bywa w różnych okolicznościach przypominana. Aubrey jest bez wątpienia postacią kluczową dla rozumienia i opisania nowojorskiej biografii Lechonia. Ale badacze stają wobec tej tajemnicy bezradni. Nawet najnowsze bowiem zdobycze techniki, jak np. wykorzystanie internetu do przeglądania amerykańskich adresów, prowadzą donikąd i przypominają szukanie igły w stogu siana. Mecenas Ludwik Seidenman^^, pytany przeze mnie wiosną 2*/ Jedyna inform acja, Polish Poet Killed in Fall from Hotel, ukazała się w N ew York T im es dn. 9 czerwca 1956 na 40 stronie [catość gazety liczyła wówczas 42 strony; notatka o L echoniu zam ieszczona została na szarym k o ńcu, po w szystkich w iadom ościach krajow ych i zagranicznych, sporcie, finansach i reklam ach]. O to jej treść: J a «Lechoń Serafinawicz, 57-year-old Polish poet in exile, was killed yesterday afternoon in a fall from the roof o f the Henry Hudson Hotel, 351 West Fifty-seventh Street. H e fell into a rear court o f the hotel and was pronounced dead at 2 P.M. The police said they did not know i f he had jum ped or fallen. Mr. Seraftnowicz, former cultural attaché o f the Polish Embassy in Paris, came to this countiy from Brazil in 1941. With another poet, K. Wierzyński, author o f The Life and Death o f Chopin", he established a Polish-language weekly in this city devoted to literacy and political matters. More recently, he had worked fo r Radio Free Europe, participating in broadcasts to his homeland. Mr. Seraftnowicz, whose works were signed Ja n Lechon, gained a reputation as a poet in his homeland when he was 18years old. He wrote short poems in classical form, usually on Polish histojy. H e had been living in a room at SOS East Eighty-second Street. Friends said that he was subject to terms o f deep depression. L udw ik S eidenm an (1906-2003), adw okat; czynnie zaangażow any w działalność polskich organizacji em igracyjnych w USA; slużyl poecie pom ocą praw ną w spraw ach zw iązanych z uzyskaniem obyw atelstw a am erykańskiego; po latach zajm ow ał się od strony form alnopraw nej ek shum acją szczątków L echonia z 1 C alvary C em entary w dzielnicy Q ueens w Nowym Jorku i przeniesieniem ich do Lasek pod W arszawą. 199

1998, jak pokonać tę przeszkodę, pól żartem pól serio sugerował np. odpowiedniej treści ogłoszenie w New York Times, ale jednocześnie wyraził sceptycy z,in dla tej idei, niezależnie od związanych z tym horrendalnych kosztów, uznając - nie bez dania racji - że nikt nie powinien czuć się uprawniony do analizowania najbardziej intymnych sfer życia Lechonia. Przypuszczam jednak, że nie tylko ja, ale i wszyscy zajmujący się zawodowo badaniami literackimi, ośmieliliby się co najmniej polemizować z mec. Seidenmanem - szanując jego poglądy oraz autorytet moralny, jakim cieszył się wśród polskiej emigracji w USA - czym innym bowiem byłoby dążenie do zaspokojenia ciekawości w duchu taniej sensacji, czym innym zaś są powodowane potrzebami nauki poszukiwania badawcze. O postaci Aubreya wspominał też Kazimierz Wierzyński w liście do M ieczysława Grydzewskiego, pisanym w tydzień po śmierci Lechonia, w którym sobie samemu i przyjacielowi w Londynie usiłował wyjaśnić przyczyny tej tragedii. T ie m istotnym byl n iew ątp liw ie hom oseksualizm. L eszek m ial dw u przyjaciół. Je d n e go od 10-ciu lat, d ru g ieg o od niedaw na. A ubrey - ten sta rszy - p ojechał do E uropy, gdzie m ieli obaj się spotkać. Była to z pew nością nieszczęśliw a okoliczność, bo A ubrey m ógłby m u pom óc. L eszek m ów ił m i, że A ubrey jest dla niego jak syn, że zrobił z niego człow ieka jak P igm alion - ale co m i z syna, pow iedział do m n ie raz, m uszę m ieć kogoś dla zm ysłów. A u b rey ego znałem i n ie lu b iłe m go, byw ał u nas na p ro śb ę L eszka, kto byl ten d ru g i nie w iem, co do tego je d n a k m am jak najgorsze przy p u szczen ia, o których nie będę C i pisał. W każdym razie tu jest źródło niew iarygodnych zabiegów pieniężnych Leszka. O tych innych postaciach napomykał w D zienniku wielokrotnie sam Lechoń, pisząc np. o przypadkowych romansach, awanturkach i przygodach - dla których używał tych i innych eufemistycznych określeń. W kwietniu 1952 po raz pierwszy pojawia się wyznanie o kimś innym: Nagłe jasnowidzenie, że tylko «najdroższa osoba» coś naprawdę dla mnie znaczy, mimo tej historii ukrytej, ale już przecież od dwóch lat ukrywanej ^'*. Czy to ta sama historia, która na dobre zagościła na kartach Dziennika od marca 1955 do kwietnia 1956 i związana jest z postacią nazywaną Libra? Kto kryje się pod tym imieniem? Nikt z żyjących do dziś przyjaciół Lechonia nie umie rozwiązać tej zagadki. Wolno jednak przypuszczać, że to nie o niej jako o tym drugim pisał Wierzyński. A zatem: ktoś trzeci? Poeta uwikłany był więc w związki, których intensywność i stopień komplikacji przekraczały próg jego wysublimowanej wrażliwości i odporności emocjonalnej, czego ślady znajdujemy w zapiskach Dziennika niemal dzień po dniu. Założenie, że to one właśnie były źródłem narastających przez lata stanów depresyjnych, które ostatecznie doprowadziły Lechonia do samobójczej decyzji, byłoby zbyt dużym uproszczeniem i wyborem może najbardziej narzucającego się, ale nie do końca prawdziwego rozwiązania tajemnicy śmierci poety. List z dn. 16 czerwca 1956, w: Z listów do Mieczysława Grydzewskiego, Londyn 1990, s. 75-78. D ziennik, 11 kwietnia 1952, t. 2, s. 412. 200

Dorosz Nowojorskie tajemnice żyda i śmierci Jana Lechonia Nie będzie jednak nadużyciem przypuszczenie, że nie mogąc uporać się samodzielnie ze swymi problemami uciekat się Lechoń do pomocy czy pod opiekę innych osób, w tym także lekarzy. Uprawniona też wydaje się sugestia, że wobec przerastających go problemów szukał czasem ucieczki w chorobę, w ten sposób koncentrując na sobie uwagę przyjaciół. Zdzisław Czermański wspomina! m.in.: P otrzebow ał opieki. Tę troskę o niego potrafi! naw et w ym usić albo tą czy in n ą sztuczką zdobyć. C zując, że nie m oże już przedłużyć swojej rekonw alescencji (po operacji w r. 1946) i że będzie m usiał pow rócić do sam otnego życia w m ieście, któregoś w ieczoru p o tarł w ręku term o m etr, uzyskując w jednej chw ili około 40 gorączki. Stanisław Strzetelski [...] spojrzaw szy na term o m e tr w ykrzyknął: - Co?! A leż to niem ożliw e! L eszku - w tej chw ili do łóżka! L eszek wyskoczył z jad aln i. W kilka m in u t później zajrzałem do jego pokoju. Byl już w łóżku i nie taił u śm iechu zadow olenia. W iem, że długo to nie potrw a - m yślał zapew ne - ale znow u będą d n i z pierw szym śn iadan iem podanym do łóżka, a w ciągu d n ia kaszki, soki, kom poty i co chwila troskliw e pytania ozdrow ie!.^^ Powszechnie znana wśród przyjaciół jego skłonność do hipochondrii być może uśpiła ich czujność w najtrudniejszym etapie jego życia - poddawał się bowiem wielokrotnie histerii związanej a to z cukrzycą, a to z chorobą serca lub nerek, podczas gdy wszystkie wyniki badań lekarskich nie przekraczały granic normy (niektóre z nich, np. z 25 kwietnia 1956 - półtora miesiąca przed śmiercią - odnaleźć można w archiwum w PIN). Jaką rolę pełniły zatem przepisywane poecie medykamenty, znane z nazwy na wielu zachowanych receptach? Po ich analizie historycy medycyny lub farmacji mogliby ewentualnie wyjaśnić: czy ordynowane mu lekarstwa były jedyniep/aceto, czy też slużyty określonej terapii - a jeśli tak, to z jakimi dolegliwościami związanej? Wiadomo z D ziennika, że z polecenia dra Jana Jachimowicza wspomagał się Lechoń przez długi czas lekami o charakterze antydepresantów lub wręcz o działaniu narkotycznym. Początkowo wzbraniał się przed ich używaniem, bojąc się uzależnienia: P ółtorej stronicy pow ieści, płynące jak p arę m iesięcy tem u. To na pew no sk u te k jakichś e lik siró w i p ig u łek, k tó re m i Jachim ow icz p rzep isał. M am n ad z ie ję, że to tylko paliatyw, d o p o k ą d m nie in n e zastrzy k i n ie w zm ocnią - bo jak d o tąd ta k i do końca nie b ęd ę sobie p o m ag ał żadnym i sztu czn y m i p o d n iecen iam i, raz na zaw sze postanow iw szy sobie n ie być ich n iew o ln ik iem czy d łu ż n ik ie m. Jednak w miarę upływu czasu - jak sam wyznawał - zasiadał nad kartką papieru po zażyciu dexamylu lub innych zielonych tabletek : P rz ep isałem, p rz e ra b ia ją c d u ż ą część tego Ż erom skiego d la radia. M oże i nie n ajg o rzej, ale to rezu ltat jak iejś benzedrynow ej p ig u łk i, k tó rą za recep tą Jachim ow icza Z. C zerm ański O Leszku, w: Pamięci Jana. Lechonia, L ondyn, W iadom ości 1958 s. 53, przedr. w tegoż Kolorowi ludzie, L ondyn 1966, s. 317-318. D ziennik, 21 m arca 1950, t. 1, s. 246. 201

zażyłem. D obre i to, że coś m ogłem robić po tym okro p n y m w czoraj, ale to n ie lekarstw o, to, oby nie bardzo szkodliw y, narkotyk.^^ Dr Jachimowicz, według samego Lechonia doskonały diagnosta ^*, specjalizował się - jak sądzę-w internie, jednak wobec poety odgrywał czasami samorzutnie rolę psychoterapeuty, którą realizował w jemu tylko właściwy sposób. Jachimowicz ma swój bardzo mi odpowiadający i doskonale pocieszający mnie dowcip. Wczoraj pytałem go: «No i cóż moja analiza krwi. Czego mi brak?» - «Dolarów» ^^. Innym razem panaceum na rzeczywiste i wyimaginowane dolegliwości miała być zmiana powietrza lub np. wyjazd do Paryża. Prawdziwym psychoterapeutą był natomiast Jacques Palaci (próbę zdefiniowania jego relacji z poetą może komplikować fakt, że to właśnie on byi podnajemcą owego tajemniczego apartamentu na 67 ulicy). Prowadził z nim poeta rozmowy, odnotowywane w D zienniku ze względu na ich interesującą treść (m.in. na temat istoty homoseksualizmu, rozwoju psychoanalizy, zjawisk metapsychicznych, znaczenia snów, poezji w ogóle)^, ale byiy one chyba bardziej dysputami towarzyskimi niż wyznaniami w relacji lekarz-pacjent. W Dzienniku pojawia się też inny psychoterapeuta, Gustaw Bychowski^*, z którym Lechoń utrzymywał stosunki także raczej o charakterze towarzyskim, nie do końca wierząc, ale też i nie mając odwagi lekceważyć skuteczności metod psychoanalitycznych. Nie ma bowiem żadnych dowodów na to, by Lechoń korzystał z fachowej pomocy wspomnianych panów. To przyjaciele poety szukali dla niego do ostatniej chwili ratunku właśnie u dra Bychowskiego - według relacji Wierzyńskiego we wspomnianym liście do Grydzewskiego: na trzy dni przed śmiercią Lechonia Wincenty Kowalski^^, roztaczający wtedy nad nim opiekę non-stop, sam zawiózł go na seans psychoanalityczny, drugi miał się odbyć za parę dni. Wiele obiecywałam sobie po kontakcie z rodzinami nieżyjących już dwóch polskich medyków w nadziei odszukania dalszych informacji w być może pozostawio D ziennik, 7 grudnia 1950, t. 1, s. 485. Dziennik, 4 listopada 1950, t. 1, s. 453. D ziennik, 15 sierpnia 1950, t. 1, s. 379. Zob. Dziennik, 2 w rześnia 1949, t. 1, s. 28-29; 1 października 1949, t. 1, s. 67; 24 w rześnia 1950, t. 1, s. 414; 25 czerwca 1952, t. 2, s. 473; 27 stycznia 1953, t. 3, s. 28. ^ ''G ustaw Bychowski (1895-1972), po w ojnie na em igracji pracow nik now ojorskich uczelni m edycznych (m.in. Alberl Einstein College o/medicine, Bellevue Médical Cerner, Mount Sinai School o f Medicine); psychoanalityk, zajm ujący się głównie p sychoterapią psychoz i hum an ista, którego zainteresow ania skupiały się m.in. na twórczości artystycznej, w ykorzystaniu psychoanalizy do b adania działalności w ybitnych postaci ze św iata sztuki, polityk; autor m.in. m onografii Słowacki i jego dusza (1930). W incenty Kowalski (1892-1984), generał; żołnierz Legionów Polskich, uczestnik kam panii wrześniowej 1939, w 1940-1945 w niewoli niem ieckiej, w 1945 w Polskich Sitach Zbrojnych na Zachodzie, po dem obilizacji od 1946 na em igracji w USA. 202

Dorosz Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia nych przez nich kartotekach lub innych dokumentach medycznych, czy o charakterze osobistym. Córka dra Bychowskiego, Monica Bychowska Holmes, mieszkająca dziś na M anhattanie, z którą w grudniu 2002 nawiązałam korespondencję, pozbawiła mnie jednak złudzeń, pisząc: I am so sorry that I cannot help you because when my father died all o f his patient files were destroyed. M y mother consulted w ith the psychoanalytic institute in N Y as to w hat should be done w ith patient files and the decision was reached that in order to preserve confidentiality, all files should be destroyed. A n d they were immediately after his death^^. Obawiam się, że podobny los mógł spotkać medyczne archiwalia dra Jachimowicza, niemniej nie zamierzam zaniechać prób odnalezienia i dotarcia do jego prywatnych spadkobierców, nie sądzę bowiem, by jakiekolwiek stowarzyszenie medyczne, polonijne lub amerykańskie, mogło posiadać takie materiały. Zaskakujące i zastanawiające jest natomiast konsekwentne i absolutne przemilczenie przez D zienniku lekarzy amerykańskich, z którymi się kontaktował. Kim byli dr William Lewis i dr Eugene de Savitsch? - obaj z Waszyngtonu. Rachunki, jakie płacił im Lechoń, początkowo sporadycznie w 1950 i 1951, później w 1952 i 1953 zdumiewają niezwykłą regularnością, niemal co miesiąc. W idniejące na nich daty wizyt nie pokrywa ją się z odnotowywanymi skrzętnie w D zienniku wizytami składanymi przez Lechonia w waszyngtońskim domu Jana i Marii Wszelakich, serdecznie z nim zaprzyjaźnionych i po części sprawujących nad nim opiekę. Czyżby więc podróżował poeta do Waszyngtonu znacznie częściej, ukrywając ten fakt przed przyjaciółmi? Rachunki też nie odpowiedzą, w jakim celu to czynił, tajemnica kryje się bowiem za określeniem fo r professional service. Jaki rodzaj fachowej pomocy medycznej deprymował poetę do tego stopnia, że trzeba było przemilczeć go nawet przed samym sobą? A waga tych problemów musiała być istotnie bardzo znaczna. Wolno snuć takie przypuszczenia, skoro sam poeta poczynił następującą uwagę na temat szczerości swoich dziennikowych zapisków: Pisać w tym dzienniczku wszystko? Nie mówić o pewnych rzeczach - to nie zawsze hipokryzja, czasami to także przezwyciężanie ich - naprawdę. Jeśli naprawdę będzie potrzeba tych zwierzeń - potrzeba dla rachunku z sobą lub dla oswobodzenia się - myślę, że potrafię pisać wszystko ^"^. (Nowojorskie dzieje tragicznego emigranta pokazują, że jednak nie potrafił. I dlatego w samym D zienniku tkwi mnóstwo zagadek i niewiadomych). Ten zaskakujący zabieg omijania ważnych wydarzeń zastosował też Lechoń w innym przypadku. Ten neurastenik, analizujący najdrobniejsze nawet podwyższenie gorączki, ból głowy lub zęba, nie wrócił nigdy ani słowem do dramatycznego wypadku, jaki mial miejsce 6 sierpnia 1947 na Pennsylvania Station w Nowym Jorku. Tylko z zachowanych dokumentów wiadomo, że w rok później prawnik Serge Jarvis prowadził w imieniu Lechonia sprawę przeciwko The Long Island R a ilroad o odszkodowanie, w wyniku wypadku bowiem poeta byl ranny m.in. L ist z dn. 16 g ru d n ia 2002, w m oim archiw um. Dziennik, 7 w rześnia 1949, t. 1 s. 34-35. 203

w giowę. Nic nie wyjaśnia jednak okoliczności, w jakich doszio do tego, że Lechoń wpadi w lukę między pociągiem a platformą peronu. Zdarzenia takie nieczęsto mają miejsce, my zaś nic nie wiemy o ówczesnej kondycji psychonerwowej poety i można snuć dość swobodne, ale jednak do pewnego stopnia uprawnione spekulacje, czy nie była to nieudana próba samobójcza, o której nie chciał pamiętać. Podobnie jak nigdzie nie pisa! o pierwszej próbie odebrania sobie życia wiosną 1921, choć często wspominał późniejszą rekonwalescencję w krakowskiej klinice św. Łazarza, prowadzonej przez dra Jana Piltza^^. Byl-że więc Lechoń od najwcześniejszych lat skazany na ten rodzaj śmierci? - a nieudane próby były kolejnymi odsłonami nękającej go niemal od zawsze depresji czy heroiczną ucieczką od grozy istnienia i od czyhających wciąż na niego nieokreślonych, pozazmysłowych sił, które upostaciował ostatecznie w tragicznym wierszu Erynie? Tę zadziwiającą metodę p rzem ilcza n iz vj D zienniku spraw najtrudniejszych zastosował Lechoń raz jeszcze - w przypadku starań o obywatelstwo amerykańskie. Według materiałów archiwalnych można ustalić, że pierwszy wniosek w tej sprawie złożył w 1952, ale dopiero 24 lutego 1956 zanotował w Dzienniku: P rzytapatem się na czym ś niepraw dopodobnym. Poniew aż ukryw ałem przed ro d ak a m i, że m iatem heańng przed n a tu ra liz a c ją, w ięc i w tym d z ie n n ik u to u k ry tem. O tó ż m iatem ten p rzesłu ch i w ypad! fataln ie, tak bytem stra szn ie zm ęczony, a zresztą m oja z n a jom ość angielskiego n ie zaw iera w sobie zro2u m ie n ia szybkiej mowy. N ie ro z u m ia łe m połowy pytań i jeżeli puszczono m nie (jak m am nadzieję), to dzięki w ysokim p ro te k cjom.^* Protektorami Lechonia - jak wiadomo - byli Janusz Iliński^^ i Władysław Besterman, wysoko ustosunkowani wśród urzędników administracji amerykańskiej. Wbrew dość powszechnemu przekonaniu, mec. Seidenman, nie posiadający jeszcze wówczas amerykańskich uprawnień do wykonywania zawodu adwokata^^, służył poecie - jak sam mi wyznał - tylko nieformalnie radą i pomocą. Jan P iltz (1870-1930), lekarz neurolog i psychiatra, profesor UJ, założyciel Towarzystwa N eurologiczno-psychiatrycznego; kierow ana przez niego klinika św. Łazarza, pow stała w 1919, była wówczas najnow ocześniejszą kliniką psychiatryczną w E uropie Środkow ej. Po raz pierwszy L echoń przebyw ał tam na leczeniu w iosną 1921, po pierwszym zam achu sam obójczym, i następ n ie - w zw iązku z pow racającym i stanam i depresji nerwowej - także wiosną 1923. D ziennik, 24 lutego 1956, t. 3, s. 792. Janusz Iliński (1896-1961), pułkow nik W ojska Polskiego, d yplom ata; po wojnie w yem igrow ał do USA, gdzie w krótce przyjął obiw atelstw o am erykańskie; początkowo mieszka! w W aszyngtonie i współpracował z arm ią am erykańską. Zgodną z am erykańskim i przepisam i praktykę adw okacką mec. Seidenm an mógł p odjąć w 1957, a zatem w rok po śm ierci poety. 204

Dorosz Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia Problemem jednak okazał się nie ów opisany przez Lechonia egzamin, ale ujawnienie wobec wiadz amerykańskich jego homoseksualizmu. Przebieg tej sprawy relacjonował Wierzyński Grydzewskiemu w cytowanym już liście^^. Natomiast red. Bolesław Wierzbiański^*' (we wspomnianym już wcześniej filmie telewizyjnym o poecie) powiedział po latach wprost, o czym polski Nowy Jork szeptał z trwogą po cichu, że w administracji amerykańskiej złożono donos - twierdził nawet, że już po śmierci poety widział ten swoisty dokument i że zna osobiście jego autora, Polaka-emigranta. Potwierdził tym samym, dotyczące tych szokujących okoliczności, przypuszczenia Haliny Wittlinowej"*'. O agentach FBI, którzy wcze W ierzyński pisał m.in.: O d dw óch trzech m iesięcy byl w depresji. Stara! się o obyw atelstw o am erykańskie, «sponsoram i» byli Iliński i Seidenm an, przeszedł «egzam in», ale go nie w yzw ano do przysięgi, co jest zwykłym następstw em w tej procedurze. Zaczęto go to niepokoić, zwrócił się do B esterm ana o interw encję i w tedy o kazało się, że dalszy bieg spraw y zatrzym any został z pow odu daw nych o nim zeznań 0 w iadom ym C i ch arakterze. L eszek oddai spraw ę adw okatow i am erykańskiem u, specjaliście od «kom plikacji» zw iązanych z obyw atelstw em, który podjąt się załatw ić rzecz w ciągu kilku m iesięcy. Byi to rozum ny krok ze strony L eszka, bo spraw a dostała się we właściwe ręce i przestała obijać się po przedpokojach przyjaciół i życzliwców. A dw okat K anarek, który był w stałym kontakcie z owym specjalistą tw ierdzi, że pom yślny rezultat nie ulegał najm niejszej w ątpliw ości. U rząd n atu ralizacji podjął nowe b a d a n ia, o ich przebiegu i treści w iedział adw okat i uw ażai, że w szystko jest w porządku, ale inwestygacja bardzo Leszka deprym ow ała. B olesław W ierzbiański (1913-2003), dziennikarz; w 1939 w spółorganizator Światowego Z w iązku Polaków z Z agranicy; w czasie wojny w spółzałożyciel Polskiego R uchu W olnościow ego N iepodległość i D em okracja w Londynie; od 1956 w USA, w 1971 założyciel i red ak to r N ow ego D zien n ik a, najw iększej polskiej gazety w ydaw anej poza krajem. H a lin a W ittlinow a (1900-1994), żona poety Józefa W ittlina; d o k to r nau k hum anistycznych; na em igracji w N ow ym Jork u uczyła litera tu ry i języka polskiego w N ew York U niversity o raz pracow ała w L iceum F rancuskim. W w yw iadzie pt. Skamandryci w N ow ym Jorku, udzielonym A nnie F rajlich ( W ięź 1990 n r 11-12), w spom inała w zw iązku ze śm iercią Lechonia: Co m nie było w iadom e? O n m iał jechać do M aroka. Zdaje się, że tam jechał M oraw ski na jakąś placów kę dyplom atyczną rządu londyńskiego. O n chciał koniecznie pojechać za granicę, a obyw atelstw a nie m iał, poniew aż - jak m ów iono, ja tego nie spraw dzałam - a d m in istra to r pism a, które on w ydaw ał, tego d ziennika, zadenuncjow ał go w Im igracji. N iby to, co dzisiaj m ożna krzyczeć na ulicy, na pochodach, w tedy było bardzo źle w idziane w U rzędzie Im igracyjnym. Jego wzyw ali na przesłuchania w spraw ach hom oseksualnych. O n m iał chłopca, którego bardzo kochał, ta «najdroższa osoba» w «Pam iętniku» - A udry [sic!]. 1 w szystko przez tego, który doniósł. Jego tak w ym ęczyły te przesłu ch ania, a poza tym m iałam w rażenie, że byi szantażow any. Bo on jednego dnia w ziął we Free Europe 400 dolarów, w iem, że m u w ypłacono. To wtedy była duża sum a. A tego dnia, kiedy poszedł i o d eb rał sobie życie, pożyczył od kogoś dwa dolary. To znaczy, że już w szystko w ydal, w ięc pew no ktoś go szantażow ał. Z tego sam ego pow odu. To zu p ełn ie w ystarczyło. W ittlinow a zapew ne nieśw iadom ie pom yliła dzien n ik z faktycznie redagow anym przez L echonia w 1943-1947 Tygodnikiem Polskim. W stopce redakcyjnej w 1945-1947 jako 205

śniej już przepytywali o Lechonia, wspominai też wcześniej Wierzyński, ale kojarzono to wówczas raczej z faktem podjęcia przez poetę pracy dla Radia Wolna Europa. Wydaje się, że istotne komplikacje i zatrzymanie dalszego biegu procesu naturalizacji nastąpiło 7 kwietnia 1956. D zisiaj w ielkie zm artw ienie, nie kłopot - ale raczej nieszczęście. N iby zupełnie nieoczekiw anie, bo w brew przew idyw aniom w szystkicłi ekspertów, ale ja sam w szystko czułem przez skórę czy przez nerw y w brew tym w szystkim ek spertom, i do sam ego nieszczęścia dochodzi teraz poczucie czegoś, co jest poza rozsądkiem, św iadom ość, że p rzeczucie i w różby są w ażniejsze niż logika i oczy«'istość. Boże, dobry Boże, nie opuszczaj mnie!.'*^ Ten pełen dramatyzmu zaxtis'n D zienniku wydaje się świadczyć, że piętrzące się nowe trudności były już ponad siły udręczonego poety, który rozumiał je jako nieodwracalnie ciążące na nim fatum. Na podstawie obowiązującej obecnie w USA ustawy o powszechnej dostępności informacji {Freedom Information A ct) podjęłam starania w Immigration and N atu ralization Service w Nowym Jorku i Waszyngtonie o udostępnienie dla celów naukowych akt Jana Lechonia (Leszka Serafinowicza). Konieczne procedury są w toku, a w analizie tych źródeł archiwalnych pokładam ogromne nadzieje na wyjaśnienie choć części tajemnic Lechonia. Powody i okoliczności samobójczej decyzji poety były interpretowane po wielekroć i na najrozmaitsze sposoby. Symptomatyczne wydaje się, że ci, którzy towarzyszyli mu niemal do końca (gen. Wincenty Kowalski, Zofia Rajchmanowa'*^ ks. Franciszek Tyczkowski'*'*) lub ci, których ta śmierć dotknęła najboleśniej (Wierzyńscy, Czermańscy, Wittlinowie) zachowywali pełne dyskrecji i godności milczenie. Własne wersje wydarzeń, niekiedy zupełnie fantastyczne, snuli wszyscy inni. Efektem takiej właśnie rozbujałej fantazji byl m.in. głośny swego czasu, bo w zasadzie po raz pierwszy expressis verbis ujawniający fakt homoseksualizmu Lechonia, artykuł Henryka Szletyńskiego Tajemnica śmierci Jana Leckonia^^ Czytamy w nim: N asza daw na koleżanka K arin T iche k ilk a k ro tn ie odw ied ziła W arszaw ę. P o d aję jej opow ieść o tym, co ona io so b y z jej kręgu u znały za b ezp o śre d n ią p rzyczynę d ecyzji sa m o bójczej. Administrator and Business Manager figuruje d r Leopold O bierek. Je d n ak ani W ittlinow a, ani W ierzbiański w oczywisty sposób nie przytaczają nazwiska rzekom ego denuncjatora. Dziennik, 1 kw ietnia 1956, t. 3, s. 821. Zofia R ajchm anow a, z dom u M ałecka,pnm o new B agniew ska, żona H enryka F loyar-r ajchm ana (1893-1951), polityka obozu piłsudczykow skiego; po śm ierci m ęża w ieloletnia p artn erk a życia gen. W incentego Kowalskiego. To w m ieszkaniu jej i gen. Kowalskiego Lechoń przebywał w ostatnich dniach. Franciszek Tyczkowski, kapelan Polskich Sil Z brojnych na Z achodzie, uczestn ik bitw y pod M onte Cassino; po wojnie na em igracji w Mowym Jorku; o p iek u n duchow y polskiego środowiska em igracyjnego, w ieloletni spow iednik Lechonia. 4 5 / Życie L iterackie 1984 n r 14, 206

Dorosz Nowojorskie tajemnice życia i śmierci Jana Lechonia K a rin p o tw ierd zita, że L echoń kochai się w uro d ziw y m, acz m aio sym patycznym m ło d zień cu. K tóregoś d n ia L eszek ośw iadczy! m u, że nabyi dw a b ilety na w ieczo rn y k o n c ert i prosi, aby się razem w ybrali. M ło d z ie n ie c o d m ó w ił, albow iem m ial w ieczór już zaplanow any. L echoń udaje się na koncert sam. Jest przerw a i wów czas natyka się na swego przyjaciela pod ram ię z osobą ptci niew ieściej. N ie p o h am o w u je gw ałtow ności i grom i sp o tk a n e go, że nie n ależało go okłam yw ać, ż e... etc. I oto człow iek, który na k artach D ziennika istn ie je w e m gle n ied o p o w iad an y ch w zm ian k o w ań, tu ta j istn iejący z krw i i kości, w ym ierza p oliczek Janow i Lechoniow i. N a z a ju trz u g an iający się za zaro b k iem e m ig ra n t, um ów iony w k aw iarn i hotelow ej z m en ad żerem film ow ym, p o trzeb u jący m ja k iś tekstów, spożyw a z n im w czesny obiad. P rz ep ra sza, m ów iąc, że w róci za chw ilę,-w kracza do w indy unoszącej go b ard zo wysoko. S ta m tą d dosięga ziem i. Ileż tu barwnej fikcji, najdalszej od rzeczywistych faktów i boleśnie krzywdzącej pamięć poety! Nie ma tu miejsca na przejmującą relację Stachy Nowickiej, u której Lechoń w stanie skrajnego wyczerpania nerwowego spędził swój ostatni weekend'*^; nie pasuje do tej konwencji wstrząsające wspomnienie Mariana Hemara o ostatnim spotkaniu z Lechoniem podczas nagrywania audycji dla Radia Wolna Europa ^^; pominięte zostają ofiarność i poświęcenie gen. Kowalskiego, który spotkawszy Lechonia błąkającego się niczym w obłędzie gdzieś w okolicach Times Squere zabrał go na ostatnie dni do swego domu - po to, by zawieźć go do dra Bychowskiego i sprowadzić mu spowiednika, ks. Franciszka Tyczkowskiego. Nieopisana ludzka tragedia przegrywa z sensacją, a fatalnie zawikłany splot różnorodnych dramatycznych okoliczności interpretowany jest w najbardziej uproszczony sposób. Jedynym na pewno prawdziwym elementem w tej sensacyjnej relacji jest menadżer filmowy. Był nim Wincenty Bejtman, z którym Lechoń związany byl zawodowo od 1949 ^^, później także sponsor amerykańskiej wersji wydania Poezji zebra Stanisław a (Stacha) N ow icka-c hylińska, w dw udziestoleciu m iędzyw ojennym tancerka w arszaw skich teatrów kabaretow ych; obdarzona parapsychicznym i zdolnościam i, prow adziła po w ojnie na em igracji rodzaj g a b in e tu psychoterapii; w ielokrotnie opiekow ała się L echoniem. A rtykuł w spom nieniow y, o którym mowa, to Ostam i weekend Lechonia, Zycie L iterackie 1982 nr 21. 4'^/M a rian H em ar (1901-1972), poeta i satyr^ k; po w ojnie na em igracji w L ondynie; w czasie poprzedzającym śm ierć Lechonia odbyw ał sw oją pierw szą podróż artystyczną do A m eryki - serdecznie zaprzyjaźnieni w kraju, sp o tk a li się po raz pierw szy po w ielu latach i snuli naw et plany w yjazdu Lechonia do L ondynu. O pisał to w Liście o Lechoniu w książce Aw antuiy w rodzinie, Londyn 1957, s. 73-82. B ejtm an byl pro d u cen tem lub dystrybutorem film ow ym, zw iązanym z instytucją o nazw ie PIC F IL M S Inc., Producers and Distributors o f Motion Pictures, m ieszczącą się wówczas przy 117 W est 48 Street w Nowym Jo rk u. W 1949-50 L echoń odbył z jego film am i (według zachow anych archiw aliów były to m.in.: Poland now. Blind Children o Z akładzie O pieki nad N iew idom ym i w L askach pod W arszawą, Warsaw Uprising 207

nych 1916-1953, przygotowanych w 1954 w Londynie przez Mieczysława Grydzewskiego. Prawdopodobnie po tym tragicznym wydarzeniu byl przesłuchiwany przez policję, ale w Criminal Record Section w Police Headquarters nie zachowały się żadne akta (oficer udzielająca mi informacji wyjaśniła, że najprawdopodobniej nie prowadzono wówczas żadnego szeroko zakrojonego śledztwa, uznając że przyczyną śmierci było samobójstwo, jakich wiele codziennie w Nowym Jorku). Może jednak jego relacja rzuciłaby jakieś nowe światło, które pozwoliłoby uchylić choćby rąbka tragicznej tajemnicy? Trudno mi zatem zrozumieć fakt, że Bejtman pozostał dla polskiego środowiska osobą w zasadzie nieznaną, że nikt z kręgu bliskich Lechonia nie usiłował poznać jego relacji, że dziś nikt nie umie powiedzieć, gdzie można by szukać tego ostatniego rozmówcy tragicznego poety. Zagadki i tajemnice nowojorskiej biografii Lechonia, w tym tak dramatycznie złożona tajemnica śmierci - prawdopodobnie, mimo usilnych starań badaczy, nie zostaną nigdy do końca wyjaśnione. Bo barwne spekulacje skażone wszechobecną dziś żądzą sensacji nie mogą zastąpić rzetelnej wiedzy. Paradoksalnie prawdziwe w tym kontekście wydaje się jednak zdanie kończące bulwersujący artykuł Szletyńskiego: Badacze powikłań w życiu jednostek wiedzą o tym, iż są takie lęki, gdy człowiek wybiera śmierć nie tylko przed dalszym istnieniem, nie przez to, że żyć nie potrafi, ale dlatego, że nie może zwalczyć lęku przed nią. Przed śmiercią. o P ow staniu W arszaw skim ), szereg podróży d o różnych m iast W schodniego W ybrzeża Stanów Zjednoczonych. Projekcje tych niem ych obrazów, do których poeta wygłaszał k om entarz na bieżąco, odbywały się w dom ach k u ltu ry zw iązanych z Polonią lub w parafiach zdom inow anych przez Polonię. W tym sam ym czasie i w latach następnych L echoń w ielokrotnie na zlecenie B ejtm ana pisat k o m entarze do film ów, czasem też scenariusze film ow e (m.in. o J.l. Paderew skim oraz pełnom etrażow a fabuła o Brazylii; brak danych o ich realizacji), czego potw ierdzenie znajdujem y w w ielu zapiskach Dziennika. 208