11 stycznia 2016 Walka z samym sobą Dlaczego poszedł Pan do wojska? Zostałem żołnierzem pod wpływem małżonki, która wychowała się w środowisku wojskowym. Aczkolwiek wojsko zawsze mnie pociągało. Chciałem zostać żołnierzem zaraz po zasadniczej służbie wojskowej. Lata młodzieńcze pokrzyżowały trochę moje plany. Człowiek miał wtedy inne podejście do życia. Później jednak zrealizowałem to co zawsze mnie pociągało. Co Panem kierowało, że pojechał Pan na misję? Na pierwszą misję pojechałem z ciekawości, z chęci poznania czegoś nowego, zdobycia doświadczenia, zobaczenia jak tam jest i jak to wszystko wygląda. Na drugą wyjechałem w zastępstwie i przyznam szczerze, że pociągała mnie adrenalina. Strona 1
Jakie najważniejsze działania wykonywał Pan podczas misji? Byłem kierowcą, więc moim głównym i najważniejszym zadaniem było przewiezienie mojej drużyny bezpiecznie i w całości z jednego punktu do drugiego, tak aby nic im się nie stało w moim pojeździe. Cieszę się, że mojej drużynie, ludziom z którymi żyłem bliżej - mojej załodze Rosomaka, udało się szczęśliwie, bez żadnego uszczerbku, dotrwać do końca jednej i drugiej zmiany. Nie da się określić co o danej godzinie robiłbym w Afganistanie, ponieważ tam każdy dzień i każda godzina była zupełnie inna. Nie było czegoś takiego jak jest w normalnej służbie. Tam nie przychodzi się na 7.30 i nie wychodzi o 15.30. Codziennie dostawaliśmy nowe, zupełnie inne zadania. Nie było rutyny. Strona 2
Jak wyglądało robienie zakupów w Afganistanie? Na pierwszej zmianie, w bazie Warrior nie mieliśmy możliwości zrobienia większych zakupów. Wprawdzie był tam sklepik, jednak nie dysponował zbyt szerokim asortymentem. Chodzono tam głównie po papierosy, oczywiście mówię tutaj o tych, którzy palili. W Ghazni mieliśmy dostęp do niewielkiego ryneczku, który nazywał się Hadżi. Można tam było zrobić zakupy, kupić prezenty, upominki. Dla Afgańczyków największą oznaką szacunku było to jak się z nimi targowało. Obrazą natomiast było to jak przystawało się na cenę, którą oni proponowali. Często było tak, że jak się odchodziło, ponieważ cena była zbyt wygórowana, sprzedawca gonił klienta i proponował niższą cenę. Społeczność afgańska, przynajmniej ta, która miała kontakt z polskimi żołnierzami, bardzo szybko uczyła się języka. Od prostych zdań typu,,ile to kosztuje do bardziej złożonych zwrotów. Kiedyś, gdy rozmawiałem z kolegą o tym, że jest zbyt drogo, obsługujący kram Afgańczyk powiedział,,no bo to nie jest Biedronka. Na targach można było znaleźć prawie wszystko. Żonie kupiłem strój typowo arabski zwiewny, dwuczęściowy z koralikami, ozdoby na rękę, wisiorki. To co żona lubi. Strona 3
Czy dostrzegły Pan jakieś różnice kulturowe? Kobiety w Afganistanie robią praktycznie wszystko. Kobieta zajmuje się dziećmi wokół niej zawsze gromadka, pracuje, sprząta, gotuje. Mężczyzna nie robi nic. W Afganistanie zaskoczył mnie sposób przemieszczania się Afgańczyków. Można było zobaczyć takie sceny - jedzie autokar pełen ludzi, na nim dwa osobowe samochody, a w nich jakieś plastikowe konewki. Ustawiają wszystko piętrowo. Jechali tym autobusem po drodze na której wszędzie były dziury po ajdikach. Myślałem, że nie przejadą, jednak oni omijali jedną dziurę po drugiej i bez szwanku pojechali dalej. W Afganistanie nie ma żadnych mostów i wiaduktów, dlatego też mogą sobie pozwolić na takie obciążenia. U nas raczej by to nie przeszło. Innym ciekawym zjawiskiem były sklepy mięsne, o ile tak je można nazwać. Były to zwyczajne stragany, wielkości naszych kiosków, przypominające namioty. W nich na hakach wisiało mięso, a wszędzie dookoła latały muchy. Czasem rano jak wracaliśmy z patrolu, widzieliśmy jak to mięso jest przygotowywane. Najpierw Afgańczycy wieźli kozę na taczce, następnie podcinali jej gardło i wieszali na haczyku. Rano gdy wyjeżdżaliśmy z bazy, mięso było świeże. Gdy wracaliśmy było to mało prawdopodobne. Strona 4
Czy łatwo było wrócić do życia rodzinnego po powrocie z misji? Po powrocie z misji nie było łatwo wrócić do normalnego życia. Przystosowanie na nowo jest bardzo trudne. Gdy wróciłem z pierwszej misji było mi łatwiej, ponieważ czas, który musiałem spędzić w domy był dużo krótszy. Wróciłem na początku listopada, a praktycznie od stycznia przygotowywałem się do kolejnego wyjazdu. Nie było czasu pomyśleć o tym co przeżyłem. Gdy wróciłem z drugiego wyjazdu, po dwóch-trzech miesiącach zacząłem mieć wybuchy agresji. Żeby było jasne, nie robiłem nikomu żadnej krzywdy fizycznej, jednak sam po sobie widziałem, że byłem dużo bardziej wybuchowy i kłótliwy. Czułem sam, że się gubię. Jestem na ogół spokojny, a tu nagle stałem się agresywny. Na szczęście potrafiłem to zwalczyć sam w sobie. Oczywiście nie bez pomocy, ale jednak udało mi się. Potrafiłem się wyciszyć i uspokoić. Odkrywam w sobie zupełnie nowe rzeczy. Bardzo się zmieniłem. Wróciłem do swojego,,ja i pomagam żonie, ponieważ ona również ma problem. Teraz przeżywa to wszystko bardziej niż ja. To znaczy wcześniej też przeżywała, tylko ja wtedy jeszcze tego nie dostrzegałem. Teraz widzę jej problem i wiem, że muszę ją wspierać i jej pomóc przejść przez to wszystko. Rodzina to jest to co potrafi człowieka zmienić. Walka o nią, o jej istnienie. U mnie na pierwszym miejscu zawsze będzie rodzina. Czy spotkał się Pan z negatywnymi opiniami po powrocie z misji? Nie spotkałem się z negatywnymi komentarzami odnośnie mojego udziału w misjach. Znajomi reagowali pozytywnie. Budziło to ich podziw, jednak nie mogli zrozumieć jak silną osobą trzeba być, aby to wytrzymać. Aby przetrwać. Znali mnie, wiedzieli jaki mam charakter. Wiedzieli, że jestem łagodny i nie mogli pojąć jak sobie dałem radę. Mimo wszystko dałem radę, jednak najtrudniejsza walka przyszła później walka z samym sobą. Tekst: st. szer. Paweł Siewiaszczyk Strona 5
Strona 6