Magister praw Bożysław Kurowski przyjmujący protokół asystent Instytutu Dädesjö, dnia 12/I. 1946 r. 84 przepisany Protokół przesłuchania świadka 99 Staje Pani Grodzka Maria urodzona 13/8.1906 r. w Warszawie, zawód krawcowa wyznanie rzymsko-katol., imiona rodziców Paweł i Felicja ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Warszawa plac Zamkowy nr 3. obecne miejsce zamieszkania Dädesjö. pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałem w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück w czasie od września 1944 do [brak] jako więzień polityczny pod numerem 64 001 i nosiłem trójkąt koloru czerwonego z literą P następnie przebywałem w Bendorfie od 15/X.1944 r. do 1/V.1945 r. w fabryce samolotów w podziemiach kopalni soli. Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: Zeznania zawierają 6 stron ręcznego pisma i w treści swej obejmują, co następuje: 1. Przyjęcie w Ravensbrück transportu z ewakuowanej Warszawy. 2. W obozie w Bendorfie: Dane ogólne Trudności z wodą Bezwzględność więźniarek Niemek W podziemnej fabryce części samolotowych Kłęby kurzu i pyłu z soli, żrącego oczy Warunki pracy Bicie przy pracy i w bloku T.zw. dziesiątkowanie Utrzymywanie więźniarek w stałym napięciu nerwowym i terorze [sic]. 3. Ewakuacja z Bendorfu do Ochsenzoll w kwietniu 1945 r. Rozstrzeliwanie kobiet (około 500) i mężczyzn w czasie drogi Głód w Ochsenzoll Oswobodzenie. B. Kurowski as. Instytutu [stempel] [/stempel] Maria Grodzka świadek BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
[stempel] [/stempel] Polski Instytut Źródłowy w Lund 1. Dädesjö 12/I.1946 r. Protokół zeznań świadka Grodzkiej Marji [sic], urodzonej dnia 13/8.1906. w Warszawie, krawcowej. W Ravensbrück. Przybyłam do Ravensbrück we wrześniu 1944 r. z transportem ewakuowanej Warszawy. Umieszczono nas pod gołym niebem, gdzie spędziliśmy dwie nocy [sic]. Następnie przebrano nas w łachy, cywilne letnie rzeczy, naznaczone krzyżami. Poprzednio jednak odbyła się kąpiel, obcinano włosy tym, które miały szczególnie piękne albo zanieczyszczone. Jeżeli znaleziono jakieś kosztowności, to sobie przeważnie przywłaszczały więźniarki-niemki. Następnie rozrzucono nas po blokach. Życie było nieznośne, blokowe, sztubowe o byle drobiazgi dokuczały nam. Po pewnym czasie zabrano nas do pracy, a mianowicie do wyładowywania wagonów z baraków. Praca była ciężka, bo części gotowe do budowy baraków były ciężkie. Praca ta trwała jeden tydzień. Około 15/X.1944 r. wyjechałam w grupie 200 osób transportem kolejowym do Bendorfu. Gdzie to dokładnie leżał ten Bendorf nie wiem, mówiono, że w Saksonji [sic]. W obozie w Bendorfie. Był to obóz, który skupiał w tym czasie kiedy przyjechałam 150 200 kobiet, przeważnie Niemki z zielonym trójkątem. Razem więc było nas 400 kobiet, które to liczba stale się powiększała i doszła aż do około 2000 kobiet. Z zwiększaniem się liczby warunki nasze pogarszały się stale. Mieszkałyśmy w barakach drewnianych, spałyśmy po jednej lub dwie w łóżku. Łóżka były 3-piętrowe. Baraki jednak zaciekały i górne piętra łóżek były mokre, w sali panowała wilgoć. Umywalnie miałyśmy w barakach [dopisek nad tekstem] ale [/dopisek] nie do użycia. Żałowano nam strasznie wody. Umywalnia była piękna ale właściwie tylko na po-
kaz. Mycie odbywało się w ten sposób, że baseny napełniano wodą, potem wodę zamykano, Niemki miały pierwszeństwo w myciu, nie dopuściły nikogo i po umyciu się ich wszystkie inne narodowości miały dopiero możliwość umycia się i to w tej brudnej wodzie, w której one się umyły. Zaznaczam, że Niemki te były przeważnie chore, miały wyrzuty na tle chorób wenerycznych. W ciągu dnia woda była naogół [sic] zamknięta. Czasami dokradałyśmy się do wody, która była w beczkach przygotowana do użytku dla rewiru. Wtedy najczęściej dostawało się po głowie, ale jeżeli udało się wodę zdobyć, można było wtedy oczy choćby przemyć. Również w fabryce miałyśmy czasami możność zdobycia wody, co jednakże spotykało się także z biciem po twarzy, lub chluśnięciem wody w twarz. To chluśnięcie wody w twarz, traktowane jako karę, sprawiało nam jednak pewne zadowolenie, skoro dawało możliwość choć w tej formie odświeżenia się. Pić wody nie było wolno, chociaż nadawała ona się do picia i Aufseherki same tę wodę piły. Wodę w fabryce również Aufseherki piły, ale nam tłumaczyły, że jesteśmy źle odżywione i woda ta może nam zaszkodzić. W wypadku schwytania na piciu wody, otrzymywało się normalnie [nieczytelne skreślenie] bicie. Ustępy były drewniane poza barakiem, a na noc były w barakach t.zw. Küble. Nie wolno było bowiem w nocy z bloku wychodzić. Miałyśmy po dwa koce zasadniczo, jeżeli jednak Niemki zabierały dla siebie, to one miały po trzy i cztery koce, a my względnie niektóre z nas po jednym kocu. Byłyśmy wobec bezwzględności Niemek bezbronne i te kriminalne [sic] kobiety znęcały się i poniewierały nami stale. Okradały one nas również z lichego jedzenia, jakiego nam przydzielano. Aufseherki również pastwiły się nad nami i to tak przy pracy jak i na bloku za byle drobiazgi. W czasie
3. pracy i na terenie fabryki bicie nie odbywało się publicznie, a jedynie Aufseherki wywoływały do toalety albo gdzieś w kącie delikwentkę obijały. Światło w blokach było elektryczne, jednakże często wieczorem światło gaszono, nieraz tylko aby nam dokuczyć w czasie spożywania kolacji. Okna bowiem były zasłonięte czarnymi, drewnianymi okiennicami i światło nawet w razie nalotu mogło się śmiało palić. Wówczas wobec zgaszonego światła robił się harmider i zamieszanie, Niemki z tego korzystały i kradły przeznaczone dla nas. Wynik był taki, że część pewna chodziła spać głodna. Blokowe, stubowe i cały personel zarządzający bloku były Niemki, nie dopuszczały nikogo, tak że zdane byłyśmy na łaskę i niełaskę ich występków i nierządu. Osobiście nie spotkałam żadnej, ale mówiono o tym i wiedziano dokładnie, które dopuszczały się względnie uprawiały nierząd w sensie seksualnym. Procentowo najwięcej było Rosjanek, potem Polki, Francuzki, Belgijki i żydówki [sic], których było może nawet więcej jak Rosjanek. Rosjanki były nieznośne w stosunku do nas, żydówki również były niesforne, nahalne [sic], zaborcze. Polki miały jakieś skrupuły i niezdolne były posunąć się tak daleko. Polki żyły ze sobą w zgodzie naogół i starały się pomagać wzajemnie o ile to było możliwe. W fabryce w podziemiach. W fabryce samolotowych części do maszyn, która mieściła się w podziemiach kopalni soli na 550 metrów w głąb ziemi przeżywało się istny koszmar. Praca sama była różna mniej lub więcej ciężka, często nawet lekka ale żmudna. Pracowało się na dwie zmiany, dzienną i nocną. Ja pracowałam przeważnie na noc, a siostra moja po części na dzień. Do pracy szło się długim tunelem 6-cio kilometrowym. Kopalnia ciągnęła się podobno na 45 km.
4. Widywałyśmy się z siostrą w przejściu tunelu. Droga tunelem była niesłychanie uciążliwa. Unosiły się kłęby kurzu i pyłu z soli, która wygryzała nam niesłychanie bezsennością i ze zmęczenia wyczerpane oczy. Usta były stale spieczone z pragnienia. Dziwnym zbiegiem okoliczności gasło bardzo często światło, w czasie kiedyśmy szły tunelem. Wówczas droga po omacku stawała się bardziej uciążliwa. Posty poganiali nas niczem bydło, Aufseherki popychały i poszturchiwały, nawet i biły w czasie tej drogi. Były wśród nas chore na Durchfall i inne dolegliwości jak serce, anginę, grypę, i pracowały w gorączce nieraz 40, a do rewiru trudno było się dostać. Na rewir przeznaczone były dwie duże sale, a lekarstw nie można było dostać. Jeżeli lekarz przepisał lekarstwo to Niemki nie dały. Buty nasze były wielkie, drewniaki, często nie było pończoch lub nawet szmat do owinięcia nóg. Na skutek tego częste były otarcia i obrzęki nóg. Naogół wszystkie miałyśmy nogi popuchnięte jak balony. W nocy podczas pracy słaniałyśmy się z głodu, gdyż jedzenia na noc nie dawano. Chleb dawano na osiem części, zupy pół albo 3/4 litra. Zupa była brudna, czasami istne błoto, marchiew [sic] nieobrana, kartofle nieobierane i niedomyte, brukiew; bardzo często rzadka zbliżona do wody, przeważnie bez tłuszczu. Majstrowie nasi byli źli lub możliwi. Ten lepszy bał się tego gorszego. Siostra moja straciła palec i to dlatego, że miała złego majstra. Popędzał on ją zbytnio do pracy i dawał zbyt krótki czas do oczyszczenia i sprzątnięcia dużej maszyny, przy której pracowała. Przeczytano, podpisano, przyjęto: B. Kurowski asystent Instytutu Maria Grodzka
[stempel] [/stempel] Polski Instytut Źródłowy w Lund 5. Dädesjö 12/I.1946 r. Ciąg dalszy zeznań świadka Grodzkiej Marji, urodzonej 13/8.1906 r. w Warszawie. W obozie Bendorfie. Im bardziej sytuacja zaostrzała się na niekorzyść Niemców, tym bardziej odczuwałyśmy to na naszych skórach. Bicia odbywały się w końcu tak często, że przy byle okazji brano z szeregów co dziesiątą i wybrane bito publicznie na stołku bez sukienki z głową uwięzioną między kolanami oprawczyń. Działo się to na bloku, po powrocie z pracy. Kazano nieraz to bicie wykonywać Polkom na Polkach, ale odmówiłyśmy temu. Aufseherki wówczas popadały w pasję i biły jeszcze więcej gumami. Było zdarzenie, że dwie Polki matka z synową uciekły i zostały schwytane, gdyż matka nie zdążyła w drodze. Wówczas mocno je skatowano i skopano, ciągniono [sic] po ziemi za włosy, aż do utraty przytomności. Zabrano je później do umywalni, zlano zimną wodą i na nowo w zmoczonym ubiorze doprowadzone do przytomności bito. Widziałam to na własne oczy, działo się to wobec nas wszystkich. Bito kijami, trzepaczką i gumą, dokonywały tego Aufseherki, blokowa, oraz Niemki z kamery. My wszystkie starałyśmy się już je ukryć między sobą w tłumie w czasie bicia, ale nie udało [nieczytelne skreślenie] się tego bicia wstrzymać, ani też bite uchronić. Takie wypadki ucieczki i związanego z tym bicia były kilkakrotne. Czasami miałyśmy wrażenie, że powarjujemy. Zwarjowała jedna Polka nazwiskiem Felicja Adamska na tle ciężkich warunków obozowych. Wszystkie wolne chwile w niedziele i święta mieliśmy zawsze zatrute
6. rewizjami, krzykiem, apelami, karami, postrachem, porządkowaniem i całym szeregiem innych tym podobnych zjawisk. O wypoczynku należnym po pracy mowy być nie mogło. Żyłyśmy nadzieją, że to się niedługo skończy. W kwietniu wywieziono nas wszystkie z Bendorfu w nieznane. Podróż ta w wagonach towarowych zakrytych trwała 12 dni i 12 nocy. W wagonach tych bywało nieraz więcej jak 120 osób, prawie [dopisek nad tekstem] że [/dopisek] bez jedzenia i bez picia. Umierały z pragnienia, a z tego trochę przydziału jedzenia okradały nas niemki i cyganki niemieckie, które pośredniczyły w wydawaniu. W wagonie słychać było często jęki i narzekania i z powodu wielkiej ciasnoty także utarczki. Wówczas bito nas kolbami i kijami po głowach, a nawet wyprowadzano z wagonu i zdarzało się, że bito i kopano na śmierć. Masę kobiet rozstrzelano w czasie postoju wagonów. Sama widziałam leżące ciała kobiet z sińcami od skopania. SS-mani wyciągali w nocy z wagonów, słyszałyśmy następnie strzały, a o świcie widziałyśmy trupy tych kobiet, nieraz jeszcze ciała drgające w agonji przedśmiertnej. W czasie całej drogi padło podobno około 500 kobiet. Stan kobiet w obozie w Bendorfie wynosił przeciętnie około 2000, czasami mniej, czasami więcej. Widziałyśmy też transporty mężczyzn i w związku z tym na przystankach i wzdłuż drogi widziało się masy trupów. Zajechałyśmy do Ochsenzoll pod Hamburgiem. Odpoczęłyśmy 9 dni w niesamowitym głodzie. Mieli nas zamiar wykończyć, ale widocznie nie było nam to pisane. Powieziono nas do duńskiej granicy i tam odebrał nas Czerwony Krzyż. Przeczytano, podpisano, przyjęto: Świadek robi wrażenie człowieka sumiennego i zeznania co do wiarygodności nie nasuwają zastrzeżeń. B. Kurowski asystent Instytutu Maria Grodzka świadek
Uwagi przyjmującego protokół: Świadek robi wrażenie człowieka sumiennego i zeznania co do wiarygodności nie nasuwają zastrzeżeń. B. Kurowski asystent Instytutu [stempel] [/stempel]