WEJDŹ NA WWW.SERIAJUTRO.PL WYGRAJ WYCIECZKĘ I INNE NAGRODY JUTRO2 W PUŁAPCE NOCY
JOHN MARSDEN JUTRO 2 W pułapce nocy tłumaczenie Anna Gralak Kraków 2011
Nie było lekko. Kilka miesięcy temu, kiedy wyruszaliśmy na biwak, nie mieliśmy pojęcia, że rozpoczyna się największa i najsmutniejsza przygoda naszego życia. Nie wiedzieliśmy, że będziemy razem nie przez tydzień, lecz znacznie dłużej. Wylegiwaliśmy się w lesie, objadaliśmy się, spaliśmy i rozmawialiśmy, a pod naszą nieobecność wroga armia zajęła kraj. Inwazja była tak dobrze zorganizowana, że zakończyła się, zanim ktokolwiek zdążył się połapać. Kiedy zaskoczenie jest duże, kiedy kraj jest tak bardzo nieprzygotowany jak nasz, taka inwazja to chyba łatwizna. Dlatego z łatwością nas pokonali. Wyszliśmy z lasu i zastaliśmy wielką pustkę. Nasi rodzice zniknęli, podobnie jak bracia i siostry. Psy i koty umarły albo zaginęły, bydło skonało w zagrodach. Całymi dniami, całymi tygodniami nie mogliśmy się otrząsnąć. Próbowaliśmy zrozumieć, co się stało, i jakoś na to zareagować. Jak już wspomniałam, udało nam się to i owo zrobić: przede wszystkim wysadziliśmy w powietrze most Wirrawee. Zapłaciliśmy za to. Zapłaciliśmy wysoką cenę. Właśnie dlatego byliśmy tak bardzo przybici, kiedy Homer zwołał naradę. W zasadzie nie wiem, dlaczego nazywaliśmy te spotkania naradami. Nie były aż tak oficjalne. Przeważnie prowadził je Homer, ale wszyscy byliśmy sobie równi i każde z nas mówiło to, co chciało. Narada rozkręcała się bardzo powoli. Od razu było widać, że tylko Homer ma coś do powiedzenia. Był zdenerwowany. Dopiero po jakimś czasie zdołał cokolwiek z siebie wydusić. Raczej mu nie pomagaliśmy: kiedy mówił, gapiliśmy się na strumień, Lee nadal odłamywał kawałki patyka, a Chris pisał w notesie. Ja drapałam kamień kawałkiem kości, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Słuchajcie, najwyższy czas, żebyśmy wrócili do gry. Możemy dalej siedzieć i czekać, aż coś się stanie, albo wreszcie stąd wyjść i coś zrobić. Możemy być tacy jak patyk Lee: dać się złamać, wyrzucić i utopić w strumieniu, albo możemy wejść do wody 14
i zmienić jej bieg, wyrzucić kamienie, zlikwidować wiry. Im dłużej czekamy, tym trudniej będzie potem i tym większe stanie się niebezpieczeństwo. Wiem, że chwilami działaliśmy chaotycznie. To nie nasza liga. Ale i tak spisaliśmy się całkiem nieźle. Załatwiliśmy paru żołnierzy, wydostaliśmy rannego Lee z miasta, a potem wysadziliśmy w powietrze cały cholerny most. Jak na zgraję amatorów poradziliśmy sobie nie najgorzej. Nie wiem jak wy, ale ja ostatnio bez przerwy się dołuję. Tyle tylko, że nic mi to nie daje. Myślę, że wszystkiemu jest winien szok po stracie Corrie i Kevina dokładnie w chwili, kiedy nasza czwórka wracała uradowana, dumna i szczęśliwa po udanej akcji. Wysadzenie mostu było przyjemne, a tragedia, która nastąpiła bezpośrednio po nim, mocno nami wstrząsnęła. Nic dziwnego, że wszyscy jesteśmy zrezygnowani, nieszczęśliwi i źli. Nic dziwnego, że skaczemy sobie do oczu, chociaż nie ma ku temu żadnego konkretnego powodu. Tak naprawdę nikt z nas nie popełnił poważnego błędu. Zdarzały nam się pomyłki, ale nie aż tak wielkie, żebyśmy musieli rwać włosy z głowy. Nikt nie był w stanie zapobiec temu, co spotkało Corrie. Nigdy nie zdołamy uniknąć wszystkich zagrożeń. Z tego, co mówił Kevin, ci frajerzy pojawili się znikąd. Nie jesteśmy w stanie się obronić przed wszystkimi ewentualnymi atakami przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mniejsza o to. Homer pokręcił głową, wydawał się zmęczony i smutny. Nie o tym chciałem mówić. Już i tak wystarczająco często roztrząsamy te sprawy. Wolę porozmawiać o przyszłości. Nie chcę powiedzieć, że powinniśmy zapomnieć o przeszłości. O nie. Jedna ze spraw, które chcę poruszyć, będzie najlepszym dowodem na to, jak ważna jest dla mnie przeszłość, ale o tym później. Najpierw chciałbym wam powiedzieć, o czym myślę najczęściej. O odwadze. Właśnie o niej. Przykucnął, podniósł starą, suchą gałązkę i zaczął żuć jej koniuszek. Wpatrywał się w ziemię i chociaż było widać, że jest speszony, mówił dalej. Ciszej, ale z wielkim zaangażowaniem. 15
Może to dla was oczywiste. Może wiecie o tym od dziecka, a ja zostałem w tyle i próbuję za wami nadążyć. Ale wiecie co? Dopiero jakiś tydzień temu zdałem sobie sprawę, o co chodzi z tą całą odwagą. Ona jest w naszych głowach. Nie rodzimy się z nią, nie uczymy się jej w szkole, nie czerpiemy jej z książek. To sposób myślenia, i tyle. To coś, w czym ćwiczymy umysł. Właśnie to do mnie dotarło. Kiedy pojawia się jakieś potencjalne zagrożenie, wasze umysły mogą oszaleć ze strachu. Mogą uciec w las. Widzą węże, krokodyle i facetów z karabinami. Tak działa wyobraźnia. A w tych okolicznościach wyobraźnia nie jest waszym sprzymierzeńcem. Trzeba ją powściągnąć, okiełznać. To taka gra umysłowa. Trzeba być surowym dla własnego umysłu. Odwaga to wybór, którego dokonujemy. Musimy sobie powiedzieć: będziemy odważni. Nie zamierzamy się bać ani panikować. Homer był blady, skupiony na tym, żeby nas przekonać. Mówił z powagą, wbił wzrok w ziemię i tylko od czasu do czasu podnosił głowę. Od tygodni drepczemy w miejscu. Jesteśmy smutni i wystraszeni. Najwyższy czas, żebyśmy odzyskali kontrolę nad naszymi umysłami, żebyśmy byli odważni i robili to, co należy. Tylko w ten sposób możemy stać z podniesioną głową i być z siebie dumni. Musimy pozbyć się myśli o kulach, krwi i bólu. Co będzie, to będzie. Każdy atak paniki osłabia nas jeszcze bardziej. A kiedy myślimy odważnie, stajemy się silniejsi. Jest kilka spraw, którymi powinniśmy się zająć. Zaczęła się jesień. Dni robią się coraz krótsze, a noce cholernie zimne. Musimy zgromadzić zapasy na zimę. Wiosną będziemy mogli zasadzić więcej warzyw i tak dalej. Potrzebujemy więcej zwierząt i musimy się zastanowić, jak to zorganizować, skoro nie mamy tu pastwiska. Zgromadziliśmy wystarczająco dużo ciepłych ubrań i nie zabraknie nam drewna na opał, chociaż czasami trudno je tu przywlec. Ale to tylko podstawowe rzeczy, które pozwolą nam przetrwać. Nie powinniśmy jednak chować 16
się tutaj jak węże w pniu. Powinniśmy stąd wyjść i wykazać się odwagą. Moim zdaniem należy się skupić na dwóch sprawach. Po pierwsze, poszukać innych ludzi. W okolicy na pewno jest więcej takich grup jak nasza. W radiu ciągle mówią o partyzantach i o ruchu oporu na okupowanych ziemiach. Powinniśmy spróbować do nich dołączyć i działać razem. Na razie tkwimy w całkowitej niewiedzy: nie mamy pojęcia, gdzie co jest, co się dzieje i co robić. Ale zanim się tym wszystkim zajmiemy, chciałbym poszukać kogoś innego. Myślę, że trzeba znaleźć Kevina i Corrie. Każdemu, kto by nas obserwował (miałam nadzieję, że nikt tego nie robił), skojarzylibyśmy się z lekcją baletu na świeżym powietrzu. Powoli zaczęliśmy się prostować i odwracać w stronę Homera. Lee wyrzucił patyk. Chris odłożył notes i długopis, a potem się przeciągnął. Ja wstałam i weszłam na wyższy głaz. Mamy odnaleźć Kevina i Corrie. No jasne. Ten pomysł napełnił nas nadzieją, energią i odwagą. Wcześniej nikt o tym nie myślał, bo plan wydawał się nierealny. Słowa Homera przemieniły go jednak w możliwość, która nagle ukazała nam się jako jedyne wyjście. W zasadzie po tych słowach plan był tak realny, jakbyśmy już go wykonali. Słowa mają wielką moc. Homer postawił nas na nogi i sprawił, że znowu zaczęliśmy tańczyć. Znowu z sobą rozmawialiśmy. Nikt nie miał wątpliwości, że powinniśmy to zrobić. O dziwo nie wybuchła żadna sprzeczka i nie odbyła się żadna debata na temat moralnych aspektów takiego przedsięwzięcia. Skupiliśmy się na tym, jak, a nie czy to zrobić. Nagle zapomnieliśmy o jedzeniu, zwierzętach i drewnie na opał. Potrafi liśmy myśleć wyłącznie o Corrie i Kevinie. Zdaliśmy sobie sprawę, że faktycznie możemy coś dla nich zrobić. Było mi głupio, że nie wpadliśmy na to wcześniej.