Sprawozdanie. z miesięcznej praktyki w Sewilli Hiszpania (14.05.2012 08.06.2012)



Podobne dokumenty
Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Newsy z Saragossy. Aleksandra Jodko. Filip Olszewski. Nikola Najder

Sprawozdanie z wyjazdu HORSENS DANIA

SPRAWOZDANIE Z POBYTU W HISZPANII (PROGRAMU ERASMUS+)

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Hektor i tajemnice zycia

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

Partnerski Projekt Szkół Comenius: Pilzno i Praga, Podsumowanie ewaluacji - wszystkie szkoły partnerskie

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Nowy projekt Leonardo da Vinci w ZSZ Nr 3. "Perspektywy twojej przyszłej kariery zawodowej"

Podsumowanie projektu. Dobry zawód otwiera drzwi do Europy PL01-KA

Kurs języka angielskiego w Londynie, Wielka Brytania (WBL 16) Wielka Brytania - idealne miejsce na zagraniczne kursy językowe

Hotel Am Brunnenberg odpoczynek wśród zieleni

Autor: Małgorzata Osica

Sprawozdanie z przebiegu praktyk realizowanych w ramach projektu

WYJAZD DO TURCJI W RAMACH PROJEKTU COMENIUS EURO VILLAGES

Podsumowanie projektu

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013

SPRAWOZDANIE Z POBYTU NA WYMIANIE STUDENCKIEJ W RAMACH PROGRAMU ERASMUS UNIVERSIDAD DE MURCIA 2013/2014 Maria Malec

ANKIETA EWALUACYJNA UCZESTNIKA

A2Z ACCESSORIES - LOGISTYCZNE WYZWANIA

LONDYN. Projekt Erasmus Nowoczesny nauczyciel świadomy Europejczyk

Pod hiszpańskim niebem

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Rok Szkolny 2016/2017. ( Protokół nr 10 z r.)

Nasza wielka katalońska przygoda, czyli wizyta w szkole Joan Sanpera i Torras w Les Franquesses.

Podsumowanie projektu

STAŻ ZAGRANICZNY MÓJ UDZIAŁ I KORZYŚCI PŁYNĄCE Z UCZESTNICTWA W PROJEKCIE. Autor :Karolina Suda

Kurs metodyczny we Florencji, maj Katarzyna Konik, Iwona Mochocka

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Leśnicka Łucja Kołodziej Alicja Kościelniak Stefania Bryniarski Wojciech

W ramach projektu Kulinarna Francja - początkiem drogi zawodowej

SPRAWOZDANIE Z WYJAZDU W RAMACH PROGRAMU ERASMUS +

"ROZWÓJ OSOBISTY I ZAWODOWY - LEPSZY START W PRZYSZŁOŚĆ" NR PL01-KA

Poniższe pytania dotyczą różnych spraw związanych z korzystaniem z mediów i urządzeń cyfrowych, w tym komputerów stacjonarnych, laptopów, notebooków,

Podsumowanie projektu

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

PL01-KA

NATALIA STRZELCZYK MARCELINA BURCHARD. Projekt realizowany według programu Erasmus+ Dobry zawód otwiera drzwi do Europy PL01-KA

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

SPRAWOZDANIE Z POBYTU NA PRAKTYKACH ZAGRANICZNYCH W FIRMIE RAMBOLL W HELSINKACH W RAMACH PROGRAMU ERASMUS

5. To, jak Ci idzie w szkole jest dla Twoich rodziców (opiekunów): A niezbyt ważne B ważne C bardzo ważne 1 ANKIETA DLA UCZNIÓW GIMNAZJUM

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Stipje Ltd - The European Marketing Force

TRENER MARIUSZ MRÓZ - JEDZ TO, CO LUBISZ I WYGLĄDAJ JAK CHCESZ!

LOGISTYK W MARKECIE BUDOWLANYM

SPRAWOZDANIE Z KURSU METODYCZNO- JĘZYKOWEGO W WIELKIEJ BRYTANII

Wymiana uczniów w ramach projektu unijnego COMENIUS Część 2 wyjazd do Finlandii

Poniższe pytania dotyczą różnych spraw związanych z korzystaniem z mediów i urządzeń cyfrowych, w tym komputerów stacjonarnych, laptopów, notebooków,

Ankieta dla ucznia kandydata na beneficjentów projektu. Europraktyki autostradą do zawodowego sukcesu młodzieży POWERVET PL01-KA

Sprawozdanie z praktyk

W krainie włoskich smaków praktyki w Restauracji La Taverna Digli Artisti

Imię i nazwisko studenta: Aleksandra Lejeń Kierunek: Inżynieria Biomedyczna Semestr: II st. 2 sem.

AKADEMIA DLA MŁODYCH PRZEWODNIK TRENERA. PRACA ŻYCIE UMIEJĘTNOŚCI

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

HOTEL COMFORT BERNAU 3* gościnność po niemiecku

Dobry nocleg w Iławie Villa Port

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

RAPORT Z WYJAZDU NA STUDIA Z PROGRAMU ERASMUS+

Praca dla fizjoterapeutów we Francji

Jutro też się przejedziemy? Noc Muzeów po ursynowsku

1. Co cię skłoniło do wzięcia udziału w wymianie młodzieży? 2. Czy jesteś zadowolona/y z udziału w wymianie młodzieży i pobytu w Altötting?

Przed podróŝą na Litwę

Pierwszym elementem wprowadzonym w naszej grupie była obecność. Wszystkie dzieci bardzo chętnie zaznaczały swoje przybycie do przedszkola, ale

Filip idzie do dentysty. 1 Proszę aapisać pytania do tekstu Samir jest przeziębiony.

Wywiady z pracownikami Poczty Polskiej w Kleczewie

REFERENCJE. Instruktor Soul Fitness DAWID CICHOSZ

"Dwójeczka 14" Numer 15 04/17 PROJEKTU

RELACJA z praktyki odbytej NA STYPNDIUM ERASMUS+

mnw.org.pl/orientujsie

Wyjazd na Erasmusa polecam każdemu. Moim zdaniem wynikają z niego same korzyści zaczynając od udowodnienia samemu sobie na ile nas stać, nauczenia

PL1-LEO ,

Pielgrzymka, Kochana Mamo!

W dniach r. w Sankt Petersburgu odbył się I Światowy

WYNIKI ANKIETY EWALUCYJNEJ DLA UCZNIÓW NA TEMAT REALIZACJI PROJEKTU COMENIUS W ZESPOLE SZKÓŁ IM. PIOTRA WYSOCKIEGO

Piaski, r. Witajcie!

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Załącznik nr 1 do Szkolnego Programu Profilaktyczno Wychowawczego DIAGNOZA POTRZEB, CZYNNIKI RYZYKA

4. Rozmawiasz z pracodawcą odnośnie Twojej pracy wakacyjnej. Omów: - wynagrodzenie - obowiązki - godziny pracy - umiejętności

ERASMUS+ W UNIVERSIDADE DA CORUÑA 2016/2017 WSEIZ CZYLI JAK PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO WYJAZDU I NIE ZWARIOWAĆ

Tak prezentują się laurki i duży obrazek z życzeniami. Juz jesteśmy bardzo blisko.

Praktyki w zagranicznych przedsiębiorstwach przyszłością kwidzyńskiej młodzieży Job Shadowing w ramach programu Erasmus+

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Wypowiedzi chórzystów Gaudeamus, z anonimowej Ankiety przeprowadzonej w lutym 2017 roku ZACHĘCAM CIĘ

Katarzyna Ziętek Program Erasmus w Saragossa (Hiszpania) Sprawozdanie z pobytu r.

Letnie warsztaty językowe

ANKIETA EWALUACYJNA UCZESTNIKA. Hiszpania Buenos Tiempos Traducciones

RAPORT Z WYJAZDU NA STUDIA Z PROGRAMU ERASMUS+

Oferta. Niezale ne wyjazdy. Nie marnuj czasu. Podró uj tak, jak chcesz.

W trzy godziny dookoła świata

Wystartowało Oksywskie Poruszenie

RELACJA Z POBYTU NA KURSIE JĘZYKOWYM ORGANIZOWANYM PRZEZ SZKOŁĘ ActiLingua Academy W WIEDNIU ( r.)

TRZECIOKLASIŚCI W WARSZAWIE!!!

Wszystko to zostało razem zapakowane i przygotowane do wysłania.

Portfolio Plan daltoński Gr I

Nasze wrażenia z Finlandii

Transkrypt:

ZESPÓŁ SZKÓŁ TECHNICZNYCH I OGÓLNOKSZTAŁCĄCYCH W BYTOMIU Sprawozdanie z miesięcznej praktyki w Sewilli Hiszpania (14.05.2012 08.06.2012) DOŚWIADCZENIE ZDOBYTE NA EUROPEJSKIM RYNKU PRACY W SEKTORZE IT - NAJLEPSZA INWESTYCJA Projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej w ramach programu Uczenie się przez całe życie

Spis treści Rozdział I Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Rozdział V Rozdział VI Rozdział VII Rozdział VIII Rozdział IX Podróż Zakwaterowanie i życie w Sewilli Zapoznanie z Sewillą Praktyki w Sewilli Wyjazd do Cordoby Wyjazd do Granady Czas wolny w Sewilli Powrót do Polski Sprawozdania uczestników

Rozdział I. Podróż. Relacja Anety Peterek 13.05.2012 - Niedziela, godz. 2.00. Właśnie o takiej mniej więcej porze grupa 15 młodych uczniów Zespołu Szkół Technicznych wraz z opiekunem musiała wstać, aby udać się w podróż przez wielu pewnie zapamiętaną na dłuugi dłuuuugi czas. Przez wiele miesięcy oczekiwaliśmy tego momentu z wielkim utęsknieniem, jednak teraz sytuacja wydawała się dziwna. Nagle musimy opuścić kraj rodzinny i przenieść się na cztery tygodnie do zupełnie innego kraju. W powietrzu dało się czuć atmosferę niepewności, obaw, zadumy.po raz pierwszy w życiu rozstajemy się z rodziną na tak długo. Czy podołamy? Większość uczestników na lotnisko pojechało specjalnie zamówionym na tą okazję minibusem, jednak niektórzy postanowili dotrzeć tam samodzielnie. Już około godziny 5.00 bagaże zostały nadane i cała grupa z radością udała się stamtąd na "strefę bezcłową". Niektórzy musieli się mocno napocić, żeby udowodnić obsłudze, że nie chcą wnieść niczego zakazanego na pokład samolotu, gdyż detektor metalu ciągle wykrywał jakieś detale. Udało się jednak, wszyscy zostali sklasyfikowani jako osoby niezagrażające bezpieczeństwu lotu. Punktualnie o godz. 6.10 szybowaliśmy już wysoko w chmurach. Sama podróż przebiegała bez większych zakłóceń. Właściwie nie spaliśmy w nocy, tak więc wielu z nas szybko usnęło. Być może start samolotu dla niektórych był nowym doznaniem, nie obyło się zatem bez komentarzy. O godzinie 7.50 wylądowaliśmy w Rzymie na bardzo malutkim (rządowym) lotnisku "Ciampino", gdzie spędziliśmy sporo godzin oczekując na lot do miejsca praktyk. Czas na szczęście mijał nam bardzo szybko, siedząc, jedząc, śpiąc i poznając bardziej siebie nawzajem. Gdy wybiła godzina 16.00 wszyscy z wielką uciechą udali się na kolejną odprawę na lot do Sewilli. Po pewnym czasie oczekiwania i niecałych dwóch godzinach lotu wylądowaliśmy w miejscu docelowym. Nareszcie!! Warto wspomnieć o momencie wyjścia z

samolotu i fali uderzeniowej naprawdę gorącego powietrza. Uff, jak gorąco :-) Około godziny 19.00, po odebraniu bagaży i wyjściu z terminala czekał już na nas bardzo sympatyczny człowiek, którego zadaniem było "porozwożenie" wszystkich do domów. W czasie podróży z lotniska mogliśmy odkrywać pierwsze różnice dzielące nasze kraje. Dostaliśmy też teczki z ważnymi informacjami, mapą czy harmonogramem. Wysiadaliśmy w ustalonej kolejności. Pan zaprowadzał nas do rodzin, przedstawiając domownikom. W większości przypadków początek nie był prosty, gdyż powitano nas używając języka hiszpańskiego. Daliśmy jednak radę :-) Relacja Mariusza Wota W nocy z soboty 12 maja na niedzielę 13 maja 2012r. rozpoczęła się nasza przygoda. Wspólnie z rodzicami i naszym opiekunem Grzegorzem Postrzechem spotkaliśmy się o godzinie 3:30 w nocy przed ZST. Dobrze pamiętam tą noc, Mariusz Pudzianowski odniósł kolejne zwycięstwo w KSW! Po pożegnaniu z rodzicami ruszyliśmy w nieznane. Droga na lotnisko przebiegła bez problemów, wszyscy pomyślnie przeszliśmy odprawę i oczekiwaliśmy na pierwszy, dla większości, lot samolotem linii lotniczych Wizzair. Gdy wszyscy w zwartej grupie zajęliśmy swoje miejsca, przyszedł czas na wzbicie się w powietrze. Samolotem leciałem pierwszy raz więc miałem przed tym duże obawy. Nie przebiłem jednak Daniela Dozy, z którym postanowiłem komentować każdy podejrzany wstrząs samolotem. Na szczęście udało się. W okolicach godziny 8.00 rano dotarliśmy do Rzymu. Na lotnisku i w jego okolicach spędziliśmy 7 godzin. Było to trudne lecz ostatecznie daliśmy radę. Kolejna odprawa i kolejny lot samolotem nie stresował mnie już tak bardzo, jednak nadal czułem lekkie obawy. Tam na górze, ponad chmurami, wkroczyliśmy w strefę turbulencji. Chciałem wyciągać różaniec i z Danielem Dozą odprawić modły ale wierzyliśmy, że ksiądz Andrzej zrobił to za nas. Po chwilach grozy dotarliśmy cali i zdrowi do Sewilli. Gdy wysiedliśmy z samolotu poczuliśmy gorące, hiszpańskie powietrze. Niektórym podobało się to bardziej, niektórym mniej. Na lotnisku, po odebraniu bagażu i omówieniu kwestii organizacyjnych, zostaliśmy zabrani przez starszego Hiszpana do autokaru. Ja i Robert Gabor mieszkaliśmy najbliżej lotniska, toteż właśnie dlatego wysiedliśmy jako pierwsi. Cieszyliśmy się, ponieważ byliśmy bardzo głodni :)

Rozdział II. Zakwaterowanie i życie w Sewilli Każdy z nas został przydzielony do wcześniej ustalonych rodzin hiszpańskich. Zwykle mieszkaliśmy w parach, tylko dziewczyny mieszkały razem w trójkę. Oto krótkie sprawozdania opisujące nasze zakwaterowania. Adam Babin i Wojciech Erd Wraz z Wojtkiem Erdem trafiliśmy do bardzo miłej i gościnnej rodziny. Mieszkamy w 8 piętrowym bloku, przy ulicy Esperanza de Triana. Nasze mieszkanko znajduję się na 5 piętrze. Nasza gospodyni nazywa się Alejandra Tinoco i jest bardzo sympatyczna. Mimo dzielących nas niewielkich barier językowych, świetnie dajemy sobie radę i potrafimy się z nią dogadać. Oprócz Alejandry, mieszka z nami jej partner(nigdy nie zapamiętam imienia, za trudne ;) ), również bardzo miły i sympatyczny człowiek. Świetnie gotuje ;). Jeśli chodzi o jedzenie jakim nas tutaj karmią to nie mogę narzekać. Wszystko smakuję bardzo dobrze, zawsze po posiłku jesteśmy najedzeni i zadowoleni ;). Nawet zjedzenie ślimaków nie sprawiło nam większych trudności :D Wraz ze mną i Wojtkiem trafiła tutaj pewna dziewczyna również za pośrednictwem ONECO, nazywa się Canuella. Przyjaźnie nastawiona, znająca język hiszpański lepiej od nas;). Nasz pokoik nie jest za duży, ale w zupełności wystarczy. Na gorące dni otrzymaliśmy wentylator, który pomaga nam przetrwać upały ;). Jeśli miałbym mieszkać tutaj dłużej, to wystarczyłby tylko szybszy Internet i nie widzę problemu ;D Mateusz Ciochoń i Daniel Doza Mieszkamy razem z Mateuszem na Jupiter calle w bardzo charakterystycznym miejscu dla tej okolicy. Niewielki 5 piętrowy budynek w kolorach bieli i beżu. Jak z pocztówki. Okolica jest cicha i spokojna na całe szczęście. Lecz jeśli chce się poszaleć wystarczy wybrać się dwie ulice dalej, gdzie znajduję się wiele restauracji pubów czy innych rozrywek. Mieszkamy na drugim piętrze. Pokoik posiadamy niewielki lecz gustowny. Ale przecież nikt nie przyjeżdża tutaj żeby siedzieć w domu J. Mieszkamy razem u dwuosobowej rodziny hiszpańskiej. Jest to señora Maria i jej chica Valle. Zostaliśmy ciepło powitani i załapaliśmy się jeszcze na kolację. Jak i w pracy tak i tutaj wszyscy są chętni do rozmowy jak i pomocy. Jedzenie jest dobre choć całkowicie inna dieta niż u nas. Na szczęście nie mieliśmy do jedzenia żadnych gambas ani caracoles. Mieszka się przyjemnie i gdyby mieć ze sobą tutaj bliskie osoby chętnie bym tu został! Filip Czerniak i Adrian Kurzeja Mieszkamy wraz z Adrianem w dzielnicy Triana. Jest to dzielnica patrząc na mapę znajdująca się pod rzeką. Raczej spokojnie jest tutaj, brak dyskotek czy imprez do późna. Od naszego miejsca zamieszkania dzieli nas około 10-15 minut pieszo do centrum, wiec nie jest to daleko. Budynek, w którym mieszkamy jest 4-pietrowy. My mieszkamy na 1 w mieszkaniu B. Sąsiedzi (jak wszyscy ludzie tutaj) są uprzejmi, za każdym razem nas witają i obdarowywują uśmiechem. Mieszkanie, w którym mieszkamy jest skromne. Nasz pokój nie jest zbyt duży, ale we dwójkę się mieścimy. W pokoju mamy 2 łóżka, szafę, stoliczek, dwa krzesła i biurko. Gospodarze nazywają się Humberto i Macarena Cassetta. Są to starsi ludzie, którzy przyjechali tutaj paręnaście lat temu z Argentyny. Są naprawdę mili i starają się wolno mówić, tak żebyśmy ich mogli zrozumieć. Mieszka z nami tez praktykant z Francji o imieniu Aleksander. Jedzenie jest naprawdę (choć czasem mogłoby go być więcej :) ) dobre. Nie ma takich rzeczy, które by nam nie smakowały. Jedynie co, to nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że codziennie na śniadanie dostajemy tosty z dżemem. Zaczyna nam brakować sera i szynki :). Pierwszy dzień był straszny. Ciężko było nam się porozumieć, a do tego to zmęczenie po podróży. Aktualnie jesteśmy bardzo zadowoleni i już teraz wiemy, że nie będziemy chcieli wyjeżdżać!!!!! Robert Gabor i Mariusz Po przyjeździe autokarem z lotniska w Sevilli na ulicę Ronda de Capuchinos, wraz z miłym, starszym Hiszpanem udałem się z Robertem Gaborem w stronę naszego nowego domu. Mieszkaliśmy dokładnie na ulicy Moravia 10, 2ª A. Zamieniliśmy parę zdań z nowo poznanymi ludźmi, wręczyliśmy im prezent z Polski, jako dowód wdzięczności i poszliśmy zobaczyć nasz pokój. Mieszkaliśmy z Panią Carmen Jimenez-Diaz, jej córką Aidą oraz psem Drajem. Następnie zostaliśmy zapoznani z godzinami posiłków. Na brak jedzenia nie mogliśmy narzekać. Nowi rodzice od początku byli bardzo mili. Z pewnością będzie tak aż do wyjazdu. Bardzo ich polubiliśmy. W wolnym czasie spotykaliśmy się z resztą naszej grupy lub z Danielem Dozą i Mateuszem Ciochoniem, gdyż mieszkaliśmy najbliżej siebie. Bardzo pozytywnie zaskoczyły nas wspaniałe ścieżki rowerowe, umożliwiające prowadzenie aktywnego trybu życia oraz łatwiejszy sposób dostania się do pracy lub szkoły. Wszyscy tutaj dbają o swoją kondycje, sylwetkę i zdrowie. Regularnie biegają, jeżdżą na rolkach oraz uprawiają gimnastykę. Wraz z upływem czasu zaczęliśmy przyzwyczajać się do panującej tutaj kultury. Udzieliło się nam nocne życie i popołudniowa siesta.

Harald Gawron i Wojciech Grott Mieszkamy na ulicy Fernando IV, 19, mieszkanie 1 B. Jest to kamienica ulokowana na rogu skrzyżowania. Pod sobą mamy kawiarnie, naprzeciwko bar, a wokół mnóstwo sklepów, gdzie by tylko się nie ruszyć są sklepy, od spożywczych po markowe z ubraniami czy obuwiem. Mieszkamy z ludźmi z innych projektów, innych państw, mamy dwie murzynki z Egiptu, mówiące płynnie po francusku i dobrze po hiszpańsku, jedna z nich zna trochę j. angielski, więc można się dowiedzieć wielu rzeczy. Za drugą ścianą mieszkają dwie Hiszpanki i Brazylijka, z czego na oczy je widzimy może raz na tydzień, jak zajmują toaletę i nie można się do niej dobić przez 3h, bo idą na dyskotekę, mimo że Hiszpanki mają z 14-16 lat, jedna jest córką Mari naszej gospodyni. Maria jest wesołą osobą lubiącą żartować, świetnie gotuje i wypełnia swoje obowiązki. Na dzień dobry jak przyjechaliśmy z lotniska dostaliśmy gazpacho, nie było złe, możemy powiedzieć, że nawet dobre. W późniejszych dniach dostawaliśmy dziwnie wyglądające posiłki, lecz były całkiem smaczne (np. krewetki, przeróżne ryby). Maria do każdego dania dodaje chleb co dla Polaka jest dosyć dziwne. Najdziwniejszą rzeczą jaką jedliśmy w Hiszpanii są parówki z chipsami. Tutejsza dzielnica jest spokojna w dzień, w nocy zaczyna się tutaj zabawa, pod naszym oknem zbiera się tłum ludzi na spotkaniach w okolicznych barach, jest to również często młodzież, piją piwo i jedzą hiszpańskie przysmaki. Bardzo fajne jest to, że nie mamy ograniczeń odnośnie godzin powrotu do domu, mamy w tej sprawie wolną rękę ponieważ dostaliśmy klucze do mieszkania. Dominika Orzeszyna, Aneta Peterek i Aleksandra Pępiak Sevilla, Virgen de Valle, budynek położony tuż obok sklepu hiszpańskiej sieci supermarketów, takich jak w Polsce "biedronka" - "Día". Wchodząc do naszego trzypiętrowego budynku, widzimy odnowiony korytarz. Po ciężkim dniu, na drugie piętro na którym mieszkamy możemy wjechać windą (przez którą Ola nie śpi, bo musi ją ciągnąć, biedna Ola). Po wyjściu z windy kierujemy się w stronę lewych drzwi, gdzie już czeka na nas Iness. Mieszkanie w którym mieszkamy posiada 2 pokoje dwuosobowe oraz jeden trzyosobowy, które są przygotowane do przyjmowania gości takich jak my, 2 łazienki, kuchnia, pokój Iness. Oprócz tego znajduje się tu też jadalnie gdzie jadamy przygotowane przez Iness posiłki, które smakują nam czasem trochę mniej, a czasami są naprawdę dobre (co nie zmienia faktu, że hiszpańska tortilla nam nie zasmakowała). Do każdego posiłku podawany mamy chleb oraz wodę z kranu, do której już przywykłyśmy. Bardzo często do posiłków podawana jest sałata z pomidorem. Śniadania jednak zawsze są takie same (chyba, że zdarza się, że ich nie jemy) - tost, rogalik/babeczka, oraz kawałek spieczonej bagietki, do tego mamy przeterminowaną margarynę, krem czekoladowy albo dżem truskawkowy do wyboru. Iness ma około 57 lat, jest artystką, rozmawia z nami tylko w języku hiszpańskim lub też gdy jej nie rozumiemy - na migi. Do wczoraj mogłyśmy prosić o pomoc naszego "tłumacza" którym był Matt - 23 letni Amerykanin studiujący francuski oraz hiszpański, tak jak my mieszkający tymczasowo w jej mieszkaniu. Jednakże wczoraj nas opuścił, jesteśmy jednak dobrej nadziei, ponieważ 3 czerwca ma dołączyć do nas 53 letni student z Ameryki. W wolnym czasie zwiedzamy Sewillę i poznajemy jej kulturę, co sprawia, że polubiłyśmy to miasto i gdyby jeszcze mama Oli nam gotowała, to możemy zostać na dłużej. Krzysztof Pawlik i Michał Skupień Ja (Michał) wraz z Krzyśkiem trafiliśmy do domu Pani Manueli Jarre del Balle. Zakwaterowanie znajdowało się na ulicy C/ Levies 22, 2º A. Jest to skromne, ale prosto urządzone mieszkanie, które znajdowało się na drugim piętrze w biało-żółtej kamienicy. Już na samym początku zostaliśmy przywitani przez samą właścicielkę, a zaraz potem mieliśmy okazję zapoznać się z Ru (kobieta bliżej nieokreślonego germańskiego pochodzenia, pewnie też miała jakieś praktyki w Sewilli), Hugo (syn Manueli) oraz Jungi przemiła Azjatka, która była żoną Huga. Tych dwóch ostatnich mieszkało naprzeciwko nas i na nasze szczęście potrafili mówić po angielsku:) Jeżeli chodzi o nasz pokój to można go określić jako wystarczający łóżko, szafa, lustro, stolik, krzesła i kontakt do podłączenia laptopa. Jedzenie przygotowywane przez Manuelę i Jungi (która gotowała nam obiady kiedy właścicielka domu była w pracy) były bardzo dobre z wyjątkiem zup, które można było zjeść, ale nic poza tym. Jedynymi niedogodnościami związanymi z zakwaterowaniem były ograniczenia czasowe do godziny 22:00 musieliśmy zjeść kolację i się umyć, a najpóźniej mogliśmy wrócić (oczywiście w tygodniu) o godzinie 00:30 oraz (z początku) straszna lokalizacja przez pierwsze półtorej tygodnia potrafiliśmy błądzić 45 minut znajdując drogę z jak i do domu.

Rozdział III. Zapoznanie z Sewillą Pierwszego dnia, niedługo po przydzieleniu nas do naszych rodzin, spotkaliśmy się z naszym koordynatorem Grzegorzem Postrzechem. Po kilkuminutowej rozmowie o naszym zakwaterowaniu ruszyliśmy do miasta. Na początku ciężko było nam przyzwyczaić się do gorącego klimatu, jaki panował w Hiszpanii. Jednak nie poddaliśmy się i zwiedzaliśmy najciekawsze miejsca w Sewilli. Jednym z ciekawszych miejsc w Sewilli była Plaza Mayor. Ogromne nowoczesne rzeźby nazywane Las Setas (grzyb) sprawiają wielkie wrażenie i nie pozwalają oderwać od nich oczu. Zostały wzniesione na początku 2011 roku. Najczęstszym miejscem naszych spotkań była fontanna obok katedry De Santa Maria. Było to wymarzone miejsce do dyskutowania. Podczas ciepłych hiszpańskich dni woda z fontanny zapewniała nam odrobinę przyjemnego chłodu.

Rozdział IV. Praktyki w Sewilli Każdy z nas został przydzielony do różnych firm oraz na różne stanowiska. Oto nasze relacje : Adam Babin Moje praktyki odbywają się w firmie Red y Comercio, która oferuje komercyjne rozwiązania sieciowe. Siedziba firmy znajduję na obrzeżach miasta Sevilla. Do pracy dojeżdżam autobusem linii B5. Przejazd zajmuje ok. 30-40 min. Następnie udaję się do wielkiego biurowca i jadę na 8 piętro, gdzie znajduje się Red y Comercio. Zajmuję się tam przerabianiem stron www z języka PHP4 do PHP5 i łączenia ich z bazą MYSQL. Nie jest to trudne zajęcie, ale pochłania dużo czasu i wymaga dużego skupienia. Brak jednego średnika i strona się wysypie. Zaczynam pracę zawsze od 9.00, a kończę o 14.00. Od 11.00 do 12.00 jest przerwa, którą zawsze wykorzystuję na kawę i ciastko z pracownikami ;). Tylko kilku pracowników zna język angielski, więc to najczęściej z nimi rozmawiam. Szefem firmy jest Fabio Castañeda, którego, ku mojemu zdziwieniu rodzinnym miastem jest Gdańsk. Osobą pomagającą mi, wyznaczającą projekty i pracującą stanowisko obok mnie jest Marcos Aguilera Moreno. Ogólnie razem ze mną pracuję w firmie 8 osób. Wszyscy są bardzo przyjaźnie nastawieni i chętni do pomocy. Bardzo przyjemnie mi się tam pracuję. Ogromnie zdziwiło mnie, gdy dostałem zaproszenie w pracy do bardzo ciekawego kursu SMO wartego 150 euro! Certyfikat z tego kursu bardzo mi się przyda jak również nabyta wiedza. Mateusz Ciochoń Pracuję w firmie H2E - Agencia de Publicidad, czyli agencji reklamowej. Jest to obszerna firma w willi usytuowana niedaleko Sewilli, w małym miasteczku San Juan. Firma liczy sobie prawie 30 osób, których stanowiska podzielone są na piętra, w zależności od wykonywanych zadań. Wchodząc do firmy, na wprost są schody, po lewej znajduje się kuchnia, obok kuchni - pomieszczenie przypominające sekretariat. Na prawo znajdują się stanowiska osób zajmujących się reklamą w czystej formie. Tworzą logotypy, loga, slogany, itd. Z tego pomieszczenia da się przejść do "ogródka". Jest on kolejnym zabudowanym pomieszczeniem, do którego wpada światło dzienne przez półprzeźroczysty dach. Jest tam także stół do piłkarzyków i wielka plazma. Tutaj tworzy się strony internetowe w programie Dreamweaver oraz inne ciekawe pomysły w Photoshopie, Illustratorze, czy Flashu. Wchodząc na drugie piętro, od razu po prawej znajduje się gabinet szefa. Po lewej pomieszczenie dla osób zajmujących się tworzeniem outfit'ów dla stron oraz administracją stroną internetową firmy, jak innymi mediami, np. Facebook, czy Twitter. Na lewo od tego pomieszczenia znajdują się schody na trzecie piętro - poddasze. Wchodząc, pierwsze co się czuje to powiew klimatyzacji utrzymującej w pomieszczeniu stale 17-20 stopni Celsjusza. Zaraz później można zauważyć wielkie malowidło na ścianie przedstawiające obraz miasta. Wszystko oczywiście w tonacji barw firmy - błękit i biel. To jest miejsce pracy praktykantów, a także kolejnych twórców stron. W firmie pracuje się bardzo przyjemnie. Jest luźna, oraz pogodna atmosfera. Czasami przyjdzie szef porozmawiać jak idzie nauka hiszpańskiego i jak się czuję. Mimo, że wszyscy tutaj bardzo szybko mówią, każdy poświęci chwilkę czasu, aby powtórzyć wolniej, lub wysłuchać moich niepoukładanych słów w języku hiszpańskim. To jest właśnie H2E. Filip Czerniak Pracuje w firmie SUELOS HIDRAULICOS DEMOSAICA, S.L. Jest to firma produkująca cementowe płytki. Aktualnie zajmuję się tworzeniem strony po polsku, ponieważ planują wprowadzenie płytek na polski rynek. W pracy wykorzystuję język HTML, PHP, MySQL, których nauczyłem się w szkole. W firmie pracuje 6 osób. Szef nazywa się Jaime. Pracuje tam także Marina, Bellatrix i Ines. Wszyscy są naprawdę mili i na szczęście znają język angielski. Zawsze można liczyć na ich pomoc. Poza pracownikami pracują tam też dwie praktykantki z Francji. Do firmy mam około 20 minut pieszo. Firma znajduje się w centrum. Hiszpanie są ludźmi dosyć leniwymi i spóźnialskimi, w pracy też się to objawia. U mnie w firmie pracownicy często przychodzą spóźnieni, a w czasie swojej pracy robią sobie długie przerwy. Nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że praca na stałe w takiej firmie mogłaby się okazać ciekawa, oczywiście znając bardzo dobrze język hiszpański :)

Daniel Doza Ja pracuję w firmie o bardzo przyjaznej nazwie Yumitel, oddalonej od mojego miejsca zamieszkania jakieś 40 minut piechotką. Jednak taka odległość to prawdziwa przyjemność w tak pięknym mieście. Generalnie firma ta zajmuję się wsparciem informatycznym innych przedsiębiorstw. Czyli wszelkiego typu usługi jak naprawy sprzętu, sieci, instalacje oprogramowania itp. Duża wszechstronność, nie boją się szaleńcy nawet rozłożyć drogiego sprzętu. Cała gwardia firmy składa się z 10 osób. Generalnie w firmie przyszło mi współpracować z sympatycznym Hiszpanem o imieniu Sergio. Bardzo miłym zaskoczeniem dla mnie to że tak szybko nawiązała się nić porozumienia, jakbyśmy się znali z dobrych paręnaście lat. W pracy dotychczas nauczyłem się wiele przydatnych rzeczy z dziedziny informatyki, jak i wiele przydatnych lub śmiesznych zwrotów w języku hiszpańskim. W końcu pracuję z młodymi ludźmi. Wielu ludziom Hiszpanie kojarzą się z leniwymi imprezowiczami. Jednak rzadko można znaleźć kogoś takiego. Ludzie są tu strasznie pracowici. Przez co i my mamy wiele pracy na praktykach. Generalnie do moich zadań należy naprawa, tworzenie i modyfikowanie komputerów jak również instalacje przeróżnego oprogramowania. Wydaję się proste? Zachęcam do zainstalowania sobie Windowsa w języku hiszpańskim, całkiem dobre wyzwanie J. Myślę że taki wyjazd to dobra okazja do nauczenia się nie tylko nowinek technicznych, ale również pozytywnego podejścia do życia jakie mają tutaj ludzie. To dobra okazja do przełamania wielu barier i nawiązania wielu nowych znajomości. Robert Gabor Moje miejsce pracy znajduje się na obrzeżach Sewilli. Jest to spokojna dzielnica z jednorodzinnymi domkami. Droga do firmy składa się z 20 minutowego spaceru i 15 minutowej podróży autobusem. Moje praktyki odbywają się w firmie CECA. Współpracuje ona z TOCEMA EUROPE. Firmy te wdrażają w życie formułę TCM (Town Centre Management ) czyli zajmują się centralizacją miast i ich rozwojem kulturowym. Pracuję tam z 7 osobami. Wszyscy są pozytywnie nastawieni i chętni do pomocy, nawet gdy jej nie potrzebuję. Z każdym z nich potrafię się porozumieć, nawet jeśli nie rozumiem co do mnie mówią to są w stanie mi to perfekcyjnie pokazać (coś jak gra w kalambury). Codziennie mój szef Carlos pokazuje i tłumaczy mi co mam robić, np. mam tworzyć bazy danych z ich partnerami biznesowymi lub szukać i tworzyć listę potencjalnych miejsc na wdrożenie formuły TCM. W pracy przebywam 6 godzin i w tym jest 30 minutowa przerwa na śniadanie. Wygląda to tak, że wychodzimy do pobliskiej kawiarenki i wtedy wszyscy zapominają o pracy. W firmie atmosfera jest luźna. Nie ma chwili ciszy, co chwilę coś się dzieje: ktoś coś śpiewa inny znowu udaje, że gra na gitarze, itp. Ogółem nie można się tam nudzić. Harald Gawron Pracuję w serwisie komputerowym o nazwie Yumitel. Pracownicy są świetni, zawsze pomogą. Firma znajduje się na C/ Carlos Cañarl, 44, 41001, Sevilla. Jest to jakoś 2,5 km drogi od mojego zakwaterowania. W pracy pracujemy głównie z jednym pracownikiem Sergio Garcia, jest on przezabawnym człowiekiem, mówi łamaną angielszczyzną, ale da się z nim idealnie dogadać. Lubi robić sobie z nas jaja, często nas straszy że coś popsuliśmy albo ogólnie nas straszy jak coś robimy, że aż podskakujemy ze strachu. Jeszcze jest Lucia sekretarka, Jaime szef, i Paco technik przyjmujący zgłoszenia. Firma jest świetna, mimo iż lokacja trochę może przerazić, ale mają własne laboratorium w którym spędzamy 98% czasu pracy, składając kompy, instalując programy itp. W firmie jest kilku innych pracowników, którzy też służą pomocą. Yumitel ma świetny sposób na oszczędzenie czasu, wszystko naprawia zdalnie a jeśli jest już poważniejszy problem, wtedy wysyłają pracownika, często jednocześnie jedzie jeden z nas razem z nim.

Wojciech Grott Pracuję w firmie Yumitel która ma swoją siedzibę na ulicy Carlos Cañal 44. W firmie sporo osób włada językiem angielskim w stopniu umożliwiającym swobodną rozmowę. Podczas pierwszych dni pracy jeździłem z technikiem do klientów i naprawialiśmy komputery. Dzięki temu poznałem części Sewilli do których bez samochodu bym nie dotarł. Następnie zacząłem pracować z Sergio z którym instalujemy Windowsy, sterowniki, jak i składamy komputery w laboratorium. Idzie od niego nauczyć się wielu praktycznych rzeczy. Muszę przyznać, że właśnie tak wyobrażałem sobie praktykę w firmie informatycznej. Jeśli miałbym podjąć pracę jako informatyk to tego typu firm bym szukał. W Yumitelu panuje bardzo przyjazna atmosfera co bardzo ułatwiło mi zaklimatyzowanie się. Adrian Kurzeja Pracuję w firmie H2E Agencia de Comunicacion Integral która znajduje się na ulicy Victoria Kent 14. Jest to firma specjalizująca się w marketingu internetowym. H2E obejmuje różne obszary rynku pracy dla przedsiębiorstw prywatnych, jak i wszelkiego rodzaju instytucji, organizacji i agencji. Droga do firmy jest dosyć długa. Najpierw pieszo 25 min. Następnie jadę metrem 4 stacje w stronę "Ciudad EXPO", co zajmuje około 10 min. Na szczęście czas się tak bardzo nie dłuży, bo jadę do pracy z kolegą z projektu. Czasami w metrze spotykamy fajne dziewczyny z Erasmusa, które z nami pracują (Na Viid oraz Camila). W pracy jak to w pracy wszyscy siedzą i robią swoje, mało kiedy ktoś się odezwie (pewnie nie można :P). Zaczynam pracę o 9:00. O godzinie 11:00 jest godzinna przerwa, można wyjść w tym czasie np. na miasto. Niedaleko pracy jest sklep, w którym jest śniadanie za 1 Euro. Moim zadaniem w tej firmie jest konwertowanie stron internetowych z projektu np. w Photoshopie do HTML i CSS. W firmie wszyscy ludzie (w tym szef Eduardo) są do siebie nawzajem pozytywnie nastawieni. Mało kto mówi po angielsku ale na szczęście zadania dostajemy od Sergio który umie ten język. Zaraz w drugi dzień w pracy szef miał urodziny i zrobił dzień wolny i całą firmą poszliśmy na fitness i potem do restauracji. Jestem zadowolony że trafiłem do takiej firmy. Dominika Orzeszyna Firma w której pracuję zajmuje się przede wszystkim projektowaniem, marketingiem, reklamą - H2E. Przyjazna atmosfera, która tam panuje sprawia, że aż chce się przychodzić codziennie na godzinę 16 do pracy. Codziennie do pracy dojeżdżam metrem, a cała podróż nie zajmuje więcej niż 20 minut. Firma ta znajduje się w San Juan de Aznalfarache. Jest to małe miasteczko blisko Sewilli. Mój szef - Eduardo López Guimera, jest osobą bardzo otwartą i miłą, a jedyna barierą jest język, ponieważ Eduardo nie zna języka angielskiego. Osobą odpowiedzialną za rozdzielanie praktyk jest Miguel Angel Lopez Guimera, który podobnie nie zna języka angielskiego, jednakże powoli tłumaczy nam co mamy zrobić. W miarę upływu czasu zaczynamy coraz więcej rozumieć, a jeśli naprawdę nie wiemy o co chodzi, Miguel woła praktykantkę, która doskonale zna j. angielski i nam wszystko tłumaczy. Na początku praktyk miałam wrażenie, że cały czas będzie to samo - siądźcie, poszukajcie, zapiszcie. Jednakże odkąd pracujemy z Mateuszem Ciochoniem na osobnych komputerach, mamy przydzielone osobne zadania, które pozwalają mi rozwijać swoją wiedzę. Przerabiam gotowe projekty, tak aby pasowały do wystroju strony, czy też tworzę zupełnie nowe. Zaskoczył mnie fakt, że wszyscy ludzie są do siebie niesamowicie przyjemnie nastawieni, a z każdym nawet najmniejszym problemem można się zgłosić o pomoc. Podoba mi się również nastawienie Miguela, który uparcie dąży do tego, aby nauczyć nas hiszpańskiego.

Krzysztof Pawlik Moja praca znajdowuje się pod adresem Avenida María Luisa, 8. Jest to Biblioteka publiczna (Biblioteca Pública Provincial Infanta Elena de Sevilla). Droga do pracy zajmuje mi około 15 minut. Mimo, że mieszkanie położone jest wokół dużej ilości małych, wąskich uliczek, udało mi się odnaleźć całkiem łatwe i proste dojście do pracy. Pierwszego dnia poznałem większość personelu. Pani dyrektor biblioteki oprowadzała mnie po budynku i przedstawiała pracowników. Każdy z nich przywitał mnie z uśmiechem na twarzy. W pierwsze dni, zadanie które zostało mi zlecone było banalnie proste, lecz jak się potem okazało miało ono pewien cel. Zacząłem od ściągania e-booków. Zajęcie trochę nużące, lecz dowiedziałem się, że biblioteka zainwestowała w czytniki e-booków, dzięki czemu ludzie odwiedzający placówkę będą mogli z nich korzystać, mając do wyboru szeroką gamę elektronicznych wersji przeróżnych powieści. Drugim z zadań nad którym dane mi było pracować, było przygotowanie prezentacji na temat Polski, jej literatury oraz najbardziej znanych i rozpoznawalnych polskich autorów. Szukając informacji w Internecie, dowiadywałem się czasem bardzo ciekawych informacji na tematy powiązane z autorami i historią Polski. Czasem przypadkowo trafiałem na ciekawostki, o których nie usłyszałbym pewnie nigdy, gdyby nie przygotowywanie takiej prezentacji. Praca tworzona była w języku angielskim, która później zostanie przetłumaczona na język hiszpański. Oprócz prac przy komputerze, od czasu do czasu opiekę nade mną sprawował Sergio informatyk, który zajmuje się przeróżnymi sprawami związanymi ze sprzętem i oprogramowaniem w bibliotece, a także w muzeum i kilku innych miejscach poświęconych kulturze. Drugiego dnia pokazał mi serwer biblioteki, a także pomagałem w naprawie myszki oraz wymiany routera i ponownego udostępnienia sieci publicznej. Podczas kolejnych dni poszedłem z Sergio naprawić drukarkę w muzeum oraz zasilacz komputerowy w jakimś budynku związanym z kulturą. W tych nowych miejscach, jak i w samej bibliotece poznałem sporo miłych i zabawnych ludzi. Często pomagałem im, gdy coś nie działało, coś trzeba było napisać w HTLM-u oraz gdy coś sprawiało im trudności. Chociaż wszyscy woleliby porozumiewać się w języku hiszpańskim, ludzie widząc, że nie wychodziło mi to zbyt dobrze albo pomagali mi ucząc mnie jakichś słów, zwrotów itp. lub porozumiewali się ze mną w języku angielskim (na szczęście było kilka osób, które potrafiły angielski przynajmniej w stopniu, w którym da się porozumieć ). Generalnie jestem zadowolony z mojej pracy, atmosfery tam panującej oraz ludzi, dzięki którym praca nie jest nudnym obowiązkiem, a przyjemnym zadaniem wykonywanym w dobrym klimacie. Ludzie są uśmiechnięci i dobroduszni. Cieszę się, że miałem okazję ich poznać :) Aneta Peterek EUROCOPA i kibicować polskiej drużynie!! :D Pracuje w maleńkiej (z wyglądu) firmie Nextpyme, servicios informáticos, która znajduje się na obrzeżach miasta Sevilla. Pracuje w niej pięciu przyjaznych panów. Firma ta zajmuje się tworzeniem wizerunku firm w świecie internetowym (jedną z takich firm jest Telepizza czy CRUZCAMPO ;-)), ale także serwisem komputerów. Dojazd do mojej pracy zajmuje mi około godziny. Ogromnym zaskoczeniem dla mnie była możliwość spożywania napojów przy stanowisku pracy, ale także nadmiernie przyjacielski kontakt na stopie SZEF-PRACOWNIK (wcale nie widać różnicy :)). Pomimo braku zaawansowanej znajomości języka - dogadujemy się bez większego problemu. Ludzie są mili, uprzejmi i bardzo pomocni, a co najważniejsze na pewno będą oglądać Aleksandra Pępiak Do pracy wstaję rano i ruszam zaraz na przystanek, by autobusem C2 ruszyć w prawie godzinną podróż do mej pracy. Jest to szkoła Al Andalus, znajdująca się na ulicy Arroyo. Choć niestety muszę wysiadać na przystanku na innej ulicy, dalsza podróż jest już tylko kwestią kilku minut. Wykonuję wiele robót - usprawniam komputery, wgrywam nowe systemy operacyjne, a gdy mam czas, oglądam jak tamtejsi nauczyciele prowadzą lekcje. Niektórzy są bardzo mili, choć czasem trudno się z nimi porozumieć. Wracam z pracy autobusem C1 i wysiadam na tej samej ulicy, na której stoi przystanek do pracy. Trochę inaczej wyobrażałam sobie pracę podczas praktyk w Hiszpanii. Miałam nadzieję, że trafię jaki inni, do dużej firmy informatycznej. Cóż, technik informatyk musi jednak radzić sobie wszędzie.

Michał Skupień Już od pierwszej rozmowy z szefem wiedziałem, że praca w firmie WATS, TÉCNICAS DE INGENIERÍA, S.L. będzie przebiegać spokojnie, w przyjacielskiej atmosferze. Firma ta zajmuje się inżynierią wodną oraz wszystkim z tym związanym (przynajmniej tak zostało mi to wytłumaczone). Na samym początku została mi przydzielona osoba (Félix), która nadzorowała moją pracę i w razie jakichkolwiek problemów była skora do pomocy. Moimi głównymi zadaniami są: - stworzenie bazy danych klientów firmy (ponad 1500 rekordów), - stworzenie profilu firmy na portalach społecznościowych Facebook oraz Twitter, - zainstalowanie na wszystkich komputerach nowego antywirusa, dokładne skanowanie dysków, - skrypt, który pobiera dane pracowników i przesyła je do bazy danych, która następnie może następnie zostać zapisana w pliku Excela tutaj przydała mi się bardzo wiedza nabyta na lekcjach baz danych. Do pracy nie mam specjalnie daleko. Mimo kupionego biletu upoważniającego do poruszania się komunikacją miejską codziennie chodzę pieszo. Zajmuje mi to ok. 25-30 minut (w zależności od tego, na ilu światłach muszę stać). Jeżeli mam być szczery praca w tej firmie mogłaby być tym, na co liczę po zakończeniu nauki. Świetna ekipa wyspecjalizowanych ludzi oraz genialna atmosfera panująca w biurze wszystko, co potrzebne do szczęścia. No, może jeszcze szersza znajomość języka hiszpańskiego. :))))) Mariusz Wota Pracuję w firmie MarketingPublicidad. Jest to firma specjalizująca się w marketingu online. Wykorzystują do tego różne nośniki reklamowe (Google, Yahoo, MSN, Facebook itp.). Ponadto zajmują się tworzeniem i projektowaniem stron internetowych. Pierwszy dzień praktyk polegał na rozmowie kwalifikacyjnej. Mój szef Eliseo Alcuña Caballero przedstawił mi zasady praktyk oraz godziny pracy. Od samego początku wydawał się on być sympatyczną osobą i mimo bariery językowej (nie mówił w ogóle po angielsku) potrafiliśmy się dogadać i porozumieć. Ponadto w firmie nawiązałem kontakt z Elsą, która mówiła po angielsku i tłumaczyła mi co mam robić. MarketingPublicidad było strzałem w dziesiątkę, ponieważ firma ta zajmuje się wszystkim co lubię robić najbardziej, tj. promocja, tworzenie filmów, projektów graficznych itp. Moje pierwsze zadanie polegało na zrobieniu kilkudziesięciu sekundowych filmików, promujących strony internetowe klientów MarketingPublicidad. Świetnie się w tym odnalazłem i w ciągu tygodnia wykonałem 10 takowych filmów. W drugim tygodniu praktyk czekało na mnie kolejne wyzwanie. Musiałem ustalić datę utworzenia ponad 300 stron internetowych. Nie sprawiło mi to największego problemu i po uporaniu się z powierzonym mi zadaniem kontynuowałem tworzenie filmów. Nie zapomnę mojego pierwszego dnia w pracy. Najpierw musiałem odkryć w jaki sposób należy skasować bilet, następnie z mapą w ręce śledziłem każdy przystanek, a gdy przyszło mi wysiadać, to wysiadłem zbyt wcześnie. Musiałem pokonać spory kawałek drogi. W pewnym momencie zauważyłem stacje benzynową. Wtedy już wiedziałem gdzie jestem, jednak obawiając się spóźnienie biegłem do budynku, w którym mieści się firma. Zmęczony wsiadłem do windy i udałem się na 6 piętro. Gdy wszedłem do firmy, zaopiekowała się już mną Elsa. W trakcie praktyk zaskoczyła mnie otwartość, życzliwość oraz brak pociągu do pracy u Hiszpanów. Pomagali w każdej sytuacji, odpowiadali na każde zadane przeze mnie pytanie, ale nie byli skłonni pracować. Odkładają wszystko na potem, z niczym się nie spieszą, żyją z dnia na dzień i nie martwią się jutrem. Jestem zadowolony z moich praktyk. Dzięki nim zyskałem większą pewność siebie używając języka angielskiego i kalecząc język hiszpański. Do perfekcji opanowałem także język migowy i poczułem klimat pracy w dużej, zorganizowanej firmie.

Certyfikaty Każdy z nas otrzymał stosowne zaświadczenia dokumentujące nabytą wiedzę. Były to: Europass Mobilność podpisany przez naszą szkołę oraz firmą goszczącą, zaświadczenie wystawione przez firmę goszczącą, zaświadczenie wydane przez szkołę o odbyciu praktyki zagranicznej, zaświadczenie wydane przez firmę pośredniczącą o zrealizowaniu mobilności. Niewątpliwie przydadzą się one po zakończeniu edukacji i poszukiwaniu pracy.

Rozdział V. Wyjazd do Cordoby Relacja 26 maja okazał się być kolejnym pamiętnym dniem dla nieustraszonych, głodnych przygód i ciekawskich śmiałków z grupy o jak wdzięcznej nazwie "Leonardo Da Vinci". Z wielkim podnieceniem wstaliśmy wcześnie rano, by udać się na stację kolejową Santa Justa. Z utęsknieniem czekaliśmy na naszą przewodniczkę Inmę, bardzo miłą Hiszpankę, którą choć rozumieliśmy trzy po trzy, polubiliśmy jak swoją. Gdy Inma zjawiła się, ruszyliśmy na pociąg do Cordoby. Pociąg przybył równo z czasem, co ucieszyło nas bardzo, gdyż takich sytuacji w Polsce raczej nie spotkamy. Zasiedliśmy wygodnie w pociągu, w wagonie obok skautów i gdy pociąg ruszył, skauci zaraz zasypali nas swoimi ofertami sprzedaży jakże potrzebnych rzeczy, by tylko zarobić na następne wycieczki. Podróż minęła nam bardzo szybko, wysiedliśmy w Cordobie, dostaliśmy mapy od Inmy i ruszyliśmy w miasto. jako kierunek obraliśmy Torre de la Calahorra, potężną twierdzę. Tam zrobiliśmy sobie pamiętne zdjęcie, a potem wyruszyliśmy na Plaza de la Corredera. Po drodze zahaczyliśmy o Plaza de Potra i o muzeum sztuki. Obejrzeliśmy bardzo ciekawe dzieła o tematyce - oczywiście - hiszpańskiej. Na Plaza de la Corredera podziwialiśmy ciekawy układ budynków, które nas otaczały. Potem ruszyliśmy prosto na Mezquitę - islamski meczet przebudowany na katedrę. Gdy weszliśmy do środka, urzekło nas piękno i unikalność tego budynku. Ogromne kolumny, zbudowane z białych i czerwonych cegieł podpierały zadziwiająco piękny sufit. Każdy szczegół tej katedry potwierdzał jej wspaniałość i wielkość, patrząc na nią gubiliśmy się w czasie. Gdy pani Inma skończyła nas oprowadzać, dostaliśmy sporo czasu na zwiedzenie całego miasta i dokonania konsumpcji obiadu. Udaliśmy się do "kebabowni". Podczas spożywania wyśmienitego kebabu, przygotowanego przez tutejszych kebabodawców, doznaliśmy uczucia błogiej radości, gdy głębokim uniesieniom naszych podniebień wtórowały najznakomitsze sceny z bollywoodzkich filmów. Inni wykorzystali ten czas na. opalanie. W parku w Cordobie postanowili ochłodzić się w fontannie i skorzystać z uroków hiszpańskiego słońca. Jeszcze inni postanowili zwiedzić La Feria de Córdoba, odkrywając tradycje i zwyczaje panujące od wieków w tym regionie Hiszpanii. O 18:15 spotkaliśmy się wszyscy na stacji kolejowej i znowu zgodnie z czasem wyruszyliśmy do naszego miasta- Sewilli. Około godziny 20.00 dotarliśmy do domów.

Rozdział VI. Wyjazd do Granady. Relacja Daniela Dozy Po 3 tygodniach naszej grupie udzielił się już iście Hiszpański styl życia. Po małym spóźnieniu wszyscy szczęśliwie odnaleźliśmy się przy Avenida de Chile, skąd wszyscy wyruszyliśmy do pięknego miasta jakim jest Grenada. Podróż trwała niecałe 3 godziny, jednak ten czas upłynął wszystkim szybko przy rozmowie i dobrych humorach. Część postanowiła nabrać jeszcze trochę sił do zwiedzania udając się na drzemkę. Mieliśmy pewne obawy co do miejsca zakwaterowania, lecz okazało się że wszystko było przygotowane w jak najlepszym porządku. Pokoiki były trzy osobowe, przytulne i dobrze wyposażone (Była Klima! Zaraz po słowniku nasz drugi najlepszy przyjaciel). Po kilku chwilach wszyscy znów znaleźliśmy się w autokarze by zwiedzić najważniejszy punkt wyprawy jakim była Alhambra. Jest to warowny zespół pałacowy zbudowany w XIII w. Na pierwszy rzut oka można by rzec łeee Panie co to znowu za starocie! Jednak było zupełnie inaczej! Po kilku. Kilkunastu minutach :) spędzonych w kolejce otrzymaliśmy bilety i dostaliśmy wolną rękę. Każdy zwiedzał to co chciał. Był to bardzo dobry ruch! Pomimo wolnej ręki każdy zwiedził Alhambrę od piwnicy aż po strych! To miejsce miało w sobie tyle uroku, że każdy mógł znaleźć tu coś ciekawego dla siebie. Wszystko co dobre się szybko kończy i nawet nie spostrzegliśmy kiedy już musieliśmy wracać. Po powrocie do domu zameldowaliśmy się u głównodowodzącego i udaliśmy się do swoich pokoi. Na drugi dzień udaliśmy się na śniadanie, a zaraz po tym szczęśliwi (bo najedzeni) udaliśmy się zwiedzać kolejne zabytki. Jednak przytrafiło się nam coś czego w sekretnym planie nie było czyli maraton! Znalazła się chwila by dopingować biegających w stylu KALI BIEC, KALI DAĆ RADE! Zwiedziliśmy wiele ciekawych zabytków: Katedra Santa María de la Encarnación, Plaza Nueva, Capilla Real, Plaza de Bib Rambla, Corral del Carbón, Carrera del Darro, Albaycín (Mirador de San Nicolás), calle Elvira. Po zwiedzeniu otrzymaliśmy wolną rękę gdzie cała grupa udała się do naszej ulubionej świątyni Czyli kebabowi! Znowu szczęśliwi (bo najedzeni), udaliśmy się do autobusu, by potem skierować się do Sevilli. Powrotu nie będę opisywać, zapraszam do galerii gdzie widać jak wiele było do zobaczenia i jak wyglądał nasz powrót. Ogólnie całość grupy wspomina dobrze wyjazd do Grenady i zapewne to miasto każdemu utkwi na długo w pamięci! Saludo!

Rozdział VII. Czas wolny w Sewilli. Po pracy, mieliśmy dużo czasu dla siebie. Spędzaliśmy go spotykając się, zwiedzając miasto lub odpoczywając w naszych domach. Oto przykłady najciekawszych form spędzania naszego wolnego czasu: Mecz Hiszpania Chiny Relacja W niedzielę 3 czerwca 2012 roku nasz opiekun-grzegorz Postrzech, Mariusz Wota oraz Robert Gabor udali się na mecz piłki nożnej. Reprezentacja Hiszpanii rozgrywała ostatni mecz przed wyjazdem na Mistrzostwa Europy do Polski. Ich przeciwnikiem byli Chińczycy, którzy niejednokrotnie już pokazali, że w piłkę grać potrafią. Po powrocie z dwudniowej wycieczki do Granady udaliśmy się do domów, aby zebrać siły, wypocząć i pożywić się. Nie mieliśmy na to zbyt dużo czasu, lecz nikt nie narzekał. O godzinie 20:20 spotkaliśmy się w umówionym wcześniej miejscu i autobusem C2 pojechaliśmy na Estadio Olímpico zwany też Estadio La Cartuja, mogący pomieścić prawie 60 tys. widzów. W powietrzu było czuć narastające napięcie i oczekiwanie na zwycięstwo Hiszpanów. Na ulicach widać było mnóstwo przebranych i pomalowanych w narodowe barwy kibiców. Gdy wysiedliśmy z autobusu, naszym oczom ukazał się ogromny tłum ludzi bawiących się, tańczących i motywujących się wzajemnie do dopingu. Udzieliło się to również i nam. Zakupiliśmy u nieugiętego sprzedawcy flagi narodowe i ruszyliśmy do wejścia G. Podczas wchodzenia nie obyło się bez zabawnych sytuacji. Po skonfiskowaniu przez ochroniarzy wody, postanowiliśmy napić się coli, która również zostaa skonfiskowana pomimo tego, że nie była wcześniej otwarta. Po uzupełnieniu płynów rozpoczęliśmy poszukiwania naszych miejsc. Nie było to łatwe, wręcz bardzo trudne. Na szczęście pierwszy gwizdek i rozpoczęcie meczu widzieliśmy już z pozycji siedzącej. Pierwsza połowa nie była zbyt porywająca w wykonaniu zarówno jednej jak i drugiej drużyny. Zrekompensowała nam to jednak świetna atmosfera na widowni, śpiewy, "meksykańska fala" i ogólnie panująca atmosfera. Wszyscy całym sercem kibicowali swoim ukochanym piłkarzom i przeżywali każde nieudane oraz udane zagrania. Warto też wspomnieć, iż Hiszpania mogła przegrywać 0:1, jednak Iker Casillas wybronił piłkę niemożliwą i zdjął kamień z serca tysięcy kibiców. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem remisowym 0:0, lecz wiadomym było, że trener La Furia Roja Vicente del Bosque, dokona kilku roszad w składzie. Tak też się stało. W drugiej połowie na boisko wszedł Valdez, Navas, Mata, Pique, Torres oraz Iniesta. Ten ostatni sprawił najwięcej problemów drużynie gości. Zaczęło się prawdziwe ostrzeliwanie chińskiej bramki. Dwie poprzeczki i minimum 5 niewykorzystanych sytuacji "1 na 1" z bramkarzem wywoływały zdumienie i zawód na twarzach kibiców. Jednak - co się odwlecze to nie uciecze. W 84 minucie, po znakomitej szarży Iniesty, dograł on piłkę w pole karne do Davida Silvy, który ze stoickim spokojem umieścił ją w siatce. Na stadionie zapanowała euforia, wszyscy zaczęli śpiewać oraz skandować nazwisko Iniesty i Silvy. My również bardzo się ucieszyliśmy, gdyż chcieliśmy zobaczyć bramki. 3, 2, 1 KONIEC MECZU! Wszyscy pełni radości zaczęli opuszczać stadion. Wraz z tłumem wiwatujących kibiców wracaliśmy do domu. My również włączaliśmy się do śpiewania. Największą niespodzianką była piosenka dla naszego Padrino, Pana Postrzecha. Około godziny 1 w nocy wróciliśmy do domów. Ten mecz, jak i całą wyprawę do Hiszpanii zapamiętamy na baaaaardzo długo.

Corrida Relacja Dominiki Orzeszyny Jedną z charakterystycznych rzeczy w kulturze hiszpańskiej jest tzw. "corrida" czyli walka torreadora z bykiem. Podczas naszego pobytu w Sewilli mieliśmy okazję uczestniczyć w takowej walce. Nie wszyscy jednak byli przekonani co do tego pomysłu. Podczas kupowania biletów przeszedł mnie dreszcz, że będę świadkiem, jak dla mnie, brutalnego i krwawego wydarzenia. Gdy mieliśmy już owe bilety wraz z Adrianem zasiedliśmy w wyznaczonych dla nas miejscach. Arena zrobiła na mnie wrażenie ponieważ nigdy wcześniej nie widziałam niczego podobnego. Arena wysypana piaskiem a na środku 2 czerwone okręgi (do tej pory nie wiem w jakim celu one tam były), mnóstwo ludzi czekających na rozpoczęcie pierwszej walki. Rozpoczęło się tym, że torreadorzy w towarzystwie innych bliżej nieokreślonych ludzi oraz koni pojawili się na arenie aby przywitać przybyłych widzów. Następnie rozpoczęła się pierwsza walka, która dla mnie była strasznym wydarzeniem. Na arenę wbiegł niczego nieświadomy byk, który zdezorientowany nie wiedział co ma robić. Mężczyźni z różowymi płachtami podpuszczali go aby ten poczuł się zmęczony i podczas tego miałam wrażenie, że chcą pokazać widzom byka w całej okazałości. Podczas pierwszej "fazy", jak ja to nazywam, odczucia miałam dość mieszane, ponieważ myślałam, że będzie to zupełnie inaczej wyglądało. jednak następne etapy walki przeszły moje oczekiwania. Nagle na arenie pojawiło się dwóch mężczyzn na koniach (te miały specjalne "ubranie" dzięki któremu byk nie miał jak zrobić koniom krzywdy oraz zasłonięte oczy, aby nie widziały co się dzieje) z długimi kijami zakończonymi ostrzem. Okazało się, że wbijają oni ten kij w bardzo unerwiony kark byka, dzięki czemu walka staje się bardziej drastyczna a byk ma coraz mniej sił aby poruszać się po arenie. Gdy panowie zrobili swoje w ich miejsce pojawili się następni dwaj tym razem bez koni, tylko ze specjalnymi kolorowymi "pałkami" zakończonymi haczykami, które bezlitośnie wbijali w kark byka. Wyglądało to mniej więcej tak, że biegli wprost na niego a gdy byli już bardzo blisko z wyskoku wbijali kolejne narzędzie tortur. był ich dwóch, i każdy z nich miał w sumie około 5 pałek do wbicia. Kolejną fazą i już ostatnią było pojawienie się właściwego torreadora na arenie, i drażnienie osłabionego już byka czerwoną płachtą. Po tym jak ten przebiegł kilka razy pod płachtą a torreador pokazał jaki to on nie jest waleczny i śmiały, wyciągnął szablę, przygotował się do ostatniego uderzenia, i w momencie gdy byk przebiegał przez płachtę, ten podjął nieudaną próbę wbicia szabli w jego kark. Niestety następna próba była skuteczna. Podczas gdy byk konał ludzie bili brawo torreadorowi. Gdy natomiast ten już skonał na arenie pojawił się powóz z trzech koni do którego martwy już byk został przywiązany i zwleczony z areny. Podczas tego "rytuału" orkiestra grała wyznaczoną melodię. Kiedy ktoś pyta mnie jak mi się podobało odpowiadam -najgorszy był pierwszy byk. Pierwszą walkę przepłakałam i bez zrozumienia patrzyłam na ludzi którzy cieszyli się ze śmierci niewinnego zwierzaka. Walk było 6 (było 3 torreadorów każdy miał do zabicia po 2 byki). Z każdą następną walką było we mnie coraz mniej emocji. Jednak gdy pod koniec kolejnej ludzi wyciągnęli białe chusteczki którymi zaczęli machać, a torreador znajdujący się na arenie coś dostał, zaczęło mnie zastanawiać o co chodzi. Okazało się że jeżeli przy zabiciu byka wypływa bardzo dużo krwi, to zabójca dostaje specjalną nagrodę, a publiczność tak właśnie wyraża swój podziw w stosunku do niego. Ogólnie po wyjściu stamtąd moje odczucia były mieszane, ponieważ poznałam kawałek hiszpańskiej kultury która nie przypadła mi do gustu, jednakże po tym co zobaczyłam doskonale wiem, że nie chciałabym kolejny raz być świadkiem takich zdarzeń. Niektórym osobom podobało się nawet bardzo, jednak wszyscy doszliśmy do wniosku, że gdyby to byk zabił torreadora walka była by ciekawsza i bardziej emocjonująca.

Rozdział VIII. Powrót do Polski. Relacja Aleksandry Pępiak Czerwiec dziewiątego - jak bardzo ten dzień zapadł w naszą pamięć. Otóż nasza jakże dzielna piętnastka (choć razem z nauczycielem było nas szesnastu) ruszyła w drogę powrotną z ukochanej przez nas Hiszpanii. Bardzo ciężko było nam wszystkim pożegnać się z tym pięknym krajem i gościnnymi mieszkańcami, ale niestety taki los. Wczesnym rankiem spotkaliśmy się na przystanku San Sebastian, by ruszyć specjalnym autobusem w stronę lotniska. Gdy dotarliśmy na miejsce, zaraz mieliśmy odlot do Dublina. Lot nie trwał zbyt długo, nim zdążyliśmy zacząć się nudzić, wylądowaliśmy na lotnisku w Dublinie. Wychodząc z samolotu poczuliśmy pierwsze uderzenie chłodnego powietrza - wszyscy musieliśmy się grubo ubrać, po miesiącu przebywania w tak ciepłym kraju było to dla nas ogromnym szokiem. Na lotnisku w Dublinie czekaliśmy cztery godziny, jednak nie nudziliśmy się, czas minął bardzo szybko, ponieważ lotnisko to było ogromne. Niektórzy przyglądali się jakże wspaniale ubranym kibicom Irlandii, którzy mieli ruszyć do Polski razem z nami, inni buszowali po strefie bezcłowej, jeszcze inni rozmawiali z przypadkowo napotkanymi Polakami. Gdy nadszedł czas odlotu do Polski, nasze serca przepełniła radość z powrotu do kraju, podsycana kibicami Irlandii, którzy utrzymywali wesoła atmosferę. Lot z Irlandii trwał trzy godziny, w tym czasie zdążyliśmy zjeść resztkę naszych zapasów, i znaleźć chwilę czasu na uronienie łzy za miłymi chwilami w Hiszpanii. Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy, skończył się nasz pobyt w Hiszpanii, skończył się także lot do Polski. Gdy samolot wylądował na polskiej ziemi, uśmiechy zagościły na naszych twarzach, wtórowane śpiewem Irlandzkich kibiców. Trafiliśmy na polskie lotnisko, gdzie z ulgą mogliśmy w końcu porozumieć się po polsku. Przed lotniskiem czekał na nas bus, by odwieźć nas pod szkołę, gdzie czekali na nas już nasi rodzice bądź bliskie osoby. Tak nasza podróż zakończyła się.

Rozdział IX. Sprawozdania uczestników. Adam Babin Pomimo obaw związanych z pierwszym w życiu lotem i odbyciem praktyk za granicą, wszystko przebiegło jak najbardziej pomyślnie. Przygotowania do wyjazdu, mimo iż krótkie, były intensywne i pomogły mi przygotować się do spotkania z Hiszpanami i jako tako dogadania się. Początki zawsze są ciężkie. Nie tylko temperatura panująca w Sevilli (która przekraczała nawet 45 stopni ), ale również szybkie wypowiadanie się Hiszpanów, trochę zniechęcały do pracy. Ale nie poddałem się i już po kilku dniach przyzwyczaiłem się do tego miasta. Zwiedziłem wiele zakątków Sevilli, zarówno w dzień jak i w nocy miasto jest piękne. Na jedzenie i zakwaterowanie nie mogę narzekać. Trafiłem bardzo dobrze, mili ludzie, dobre jedzenie. W pracy również nie było problemów. Komunikowaliśmy się głównie w języku angielskim, ale mieliśmy mały układ Oni uczyli mnie hiszpańskiego, ja uczyłem ich polskiego. Zajmowałem się PHP, MYSQL i HTML, czyli tym co lubię. Jednak miesiąc minął, praktyki skończyły się Miło wspominam tamten czas i chętnie wrócę tam na wakacje. Mateusz Ciochoń Będąc w Hiszpanii uzyskałem wiele doświadczenia oraz nowych możliwości. Poznałem wielu miłych ludzi, oraz zwiedziłem nowe miejsca. Gdybym mógł, chętnie bym tam wrócił. Miejsce zamieszkania było dobre, rodzina przyjazna. Co do pracy? Nic dodać, nic ująć. Szef w tej firmie jest jak zwykły pracownik. Nie wywyższa się, chętnie pomaga i rozmawia. Inni pracownicy wcale gorsi nie byli. Takie rzeczy to tylko w Hiszpanii. Best regards. Filip Czerniak Po trudnej drodze rekrutacji znalazłem się w gronie 15 szczęśliwców. Okres przygotowań był bardzo intensywny ale przydatny. Bez zajęć z języka hiszpańskiego byłoby trudno odnaleźć się w Hiszpanii, choć poziom naszych umiejętności nie był rewelacyjny. Praktyki, które tam odbyłem oraz czas wolny spędzony w Sewilli na pewno zostanie na długo w mojej pamięci. Uważam, że zarówno praktyki zawodowe jak i cały pobyt był dla mnie dużym doświadczeniem. Przekonałem się jak bardzo ważna jest nauka języka obcego oraz zobaczyłem realia dorosłego życia i pracy w firmie informatycznej. Całość wyjazdu była dobrze zorganizowana, bez większych problemów. Naprawdę jestem zadowolony i każdemu polecam udział w takim projekcie. Jest to ogromna przygoda :)

Daniel Doza Byłem jednym z szczęśliwców którzy dostali się do finałowej 15 programu Leonardo da Vinci. Przed wyjazdem odbyła się cała masa zajęć przygotowawczych takich jak język angielski, język hiszpański, wiedza o kulturze i geografii Hiszpanii, zajęcia z informatyki. Mocnym atutem były również dwie wycieczki do COIG oraz Wilk Elektronik. Wszystkie te zajęcia dały nam solidny zastrzyk wiedzy, niezbędny do odbycia praktyki. Sama praktyka przebiegła szybko i w miarę bezproblemowo. Ludzie byli przyjaźnie nastawieni, a cała grupa dobrze się zintegrowała. Podczas pobytu w Hiszpanii nabyliśmy ogrom wiedzy technicznej, zawodowej oraz przekonaliśmy się jak to jest tam za granicą. Również samo przygotowanie już pozwoliło nam zdobyć sporo nowej i użytecznej wiedzy. Myślę że praktyki zagranicą to świetna okazja do nauki nowych rzeczy, zmierzenia się z swoimi słabościami i sprawdzenia swoich sił. Cały pobyt i przygotowania wspominam mega pozytywnie, a całe to ogromne przedsięwzięcie uważam za przygotowane ze szwajcarską precyzją! Wojciech Erd Praktyki w Hiszpanii przyniosły mi wiele korzyści. Zdobyłem spore doświadczenie w zawodzie informatyka, a także bardzo poprawiłem komunikatywność zarówno w języku angielskim, jak i hiszpańskim. Poznałem także wiele wspaniałych ludzi, nową kulturę oraz zwiedziłem wiele ciekawych miejsc. Bardzo ciężko było pogodzić się z faktem, że już musimy wracać do Polski, z chęcią wrócę do Hiszpanii Robert Gabor Cały projekt praktyk w Hiszpanii zaczął się już w szkole od kursu języka hiszpańskiego i zajęć z języka angielskiego oraz uczenia się kultury hiszpańskiej. Całość była dobrze zorganizowana. W końcu przyszedł czas na praktyki. Większość z nas miała obawy co do wyjazdu jednak na miejscu stwierdziliśmy, że nie jest tak źle jak sobie wyobrażaliśmy. Po przylocie do Sewilli przyjechał po nas autokar i zawiózł wszystkich do wcześniej przydzielonych rodzin. Rodziny u których mieszkaliśmy były bardzo miłe i pozytywnie nastawione, zresztą jak wszyscy ludzie w Sevilli. Co do samych praktyk, pracowaliśmy w różnych firmach. Nasi współpracownicy czy szefowie byli zawsze chętni do pomocy. Przez ten czas nauczyłem się w praktyce używać wiedzy którą wcześniej zdobyłem w szkole. W weekendy mieliśmy organizowane zwiedzanie Sevilli, wycieczkę do Cordoby i dwudniową wycieczkę do Granady. W czasie naszego pobytu w Sevilli odbyły się dwa ważne tam wydarzenia. Jednym z nich była Korrida czyli walki torreadorów z bykami, a drugim mecz reprezentacji Hiszpanii z reprezentacją Chin, czyli ostatni mecz towarzyski przed mistrzostwami Europy. Jak już wcześniej wspomniałem wszyscy na początku byli zszokowani wyjazdem, a gdy trzeba było wracać to nikomu się nie chciało. Ogółem mówiąc ten wyjazd do Hiszpanii był dla nas wielkim przeżyciem i niezapomnianą przygodą.

Harald Gawron Pomimo moich obaw jeszcze przed samym wylotem do Rzymu a potem do Sewilli, praktyki okazały się jedną z najciekawszych przygód. Na pewno był to najbardziej interesujący miesiąc w całej ścieżce mojego kształcenia do tej pory. Przygotowania, transport, zakwaterowanie, miejsca stażu, zaplanowane wycieczki - wszystko było dopięte na ostatni guzik (no prawie). Zarówno szef w firmie w której pracowałem (Yumitel) jak i rodzina u której mieszkałem okazali się bardzo serdecznymi ludźmi. Żałuję, że ten miesiąc tak szybko się skończył, chętnie powróciłbym tam jeszcze raz i spędził minimum 2 miesiące więcej. W szczególności tęsknie za atmosferą jaka panowała w tamtejszej pracy. Wojciech Grott Praktykę w Hiszpanii mogę określić jako pozytywne zaskoczenie, zaczęło się od samego zakwalifikowanie do projektu i nie opuszczało mnie do końca. Przed wyjazdem mieliśmy dużo zajęć które miały na zadaniu przygotować nas do pracy w firmach hiszpańskich, i muszę przyznać, że poradziły sobie z tym całkiem nieźle. Gdy dotarliśmy na miejsce rodzina w której się znalazłem okazało się bardzo życzliwa (jednak bardzo niski poziom znajomości języka angielskiego bardzo utrudniał komunikację). Firma Yumitel bardzo ciepło nas przyjęła. Naszym opiekunem w firmie został Sergio który nauczył nas bardzo wiele przydatnych rzeczy związanych z naprawą komputerów. Podsumowując muszę przyznać, że praktyka w Hiszpanii zorganizowana przez ZST nauczyła mnie bardzo dużo (nie tylko wiedzy informatycznej, ale również umiejętności odnajdywania się w obcym środowisku) i była również po prostu dobrze spędzonym czasem. Adrian Kurzeja Jestem bardzo zadowolony z praktyk w Hiszpanii. Dały mi one bardzo dużo doświadczenia i wyniosłem z nich wiele cennych informacji. Wiem teraz czego mogę spodziewać się w pracy, rozumiem tą atmosferę. Podczas pobytu poprawiłem swoją umiejętność posługiwania się językiem angielskim i hiszpańskim. Nauczyłem się pozycjonować strony oraz robić prawdziwą bazę danych w Excelu. Uważam że każdy uczeń powinien odbyć taką praktykę. Dominika Orzeszyna Ze stażu w Hiszpanii jestem bardzo zadowolona. Miałam świetną okazję poszerzyć swoje umiejętności zawodowe jak i również językowe. Poznałam system pracy zagranicznej firmy, która przypadła mi do gustu. Mimo niewielkiej znajomości hiszpańskiego, dzięki ludziom i świetnej atmosferze, potrafiłam się porozumieć. Było to miłe doświadczenie, do którego będę wracać.

Krzysztof Pawlik Po miesiącu pobytu w Sevilli, żałuję tylko jednego że nie mogliśmy być tam dłużej. Chciałbym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do naszego przygotowania, organizacji tamtejszej pracy i mieszkań, opieki nad nami i ogarniania wszystkich spraw. Praktyki za granicą, nowe znajomości i mnóstwo przeżyć spowodowały, że czuję się bardziej pewny siebie, mam mnóstwo wspomnień i doświadczeń oraz wyciągnąłem wiele nauk i rad na przyszłość. Jestem bardzo zadowolony z decyzji skorzystania z programu Leonardo da Vinci i jeśli miałbym komuś polecać taką formę praktyk, to mogę to zrobić bez zawahania. Aneta Peterek Po wielu różnych etapach rekrutacji w końcu są! Są wyniki! Tak! Jestem jedną z piętnastu szczęśliwców, która pojedzie do słonecznej Hiszpanii, do stolicy Andaluzji!" - właśnie tak sobie pomyślałam, zaraz po ogłoszeniu wyników. Pełna radości nie wiedziałam co będzie mnie czekać, a czekało naprawdę wiele nauki i przygód. Począwszy od nauki zupełnie nowego języka! (bez języka hiszpańskiego w Hiszpanii nie ma czego szukać :)). Następnie zajęcia z geografii - również bardzo przydatne, do poznania hiszpańskiej kultury, zachowań, poglądów etc. no i język angielski - niezbyt intensywny, aczkolwiek bardzo mało przydatny (naprawdę niewielu Hiszpanów rozmawia w języku angielskim). Chciałam również wspomnieć o przygotowujących wycieczkach, które odbyły się w COIGu oraz WILK ELEKTRONIK. Były to firmy, dzięki którym przynajmniej w małym stopniu poznaliśmy pracę informatyków od zaplecza, oraz etapy powstawania np. pamięci RAM. Nie obyło się również bez rozrywek - hiszpańskich filmów "Amador" oraz "La chispa de la vida". Przechodząc do samego odbycia praktyk: - podróż do Hiszpanii i z powrotem dobrze zaplanowana; - pomysł z zamieszkaniem u rodzin hiszpańskich WSPANIAŁY! Mieliśmy okazje zobaczyć co jedzą, oraz co na co dzień robią Hiszpanie; - praca w większości przypadkach była idealnie dopasowana do zainteresowania praktykantów; Naprawdę polecam branie udziału w takich przedsięwzięciach to jest szansa na rozwój nie tylko w zakresie zawodowym, ale także językowym! Aleksandra Pępiak Uważam że praktyki przyniosły mi niezapomniane wspomnienia, jak również i wzbogaciły mnie w doświadczenie w kierunku nie tylko informatycznym. Poznałam wspaniałych ludzi, poznałam nowy język, co może mi kiedyś pomóc w przyszłości. Szkoda, że przebywaliśmy w Sewilli tylko jeden miesiąc, ponieważ zdążyłam już zżyć się z tym miastem i krajem i trudno mi było wrócić do Polski. Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę

Michał Skupień Praktyki w Hiszpanii są najlepszą przygodą, jaką dotychczas przeżyłem. Dzięki ciężkiej pracy i wielu wyrzeczeniom jakie napotkałem na drodze udało mi się dostać do finałowej piętnastki, która reprezentowała ZST w Hiszpanii. Pomimo ogromu wysiłku włożonego w przygotowania do wyjazdu mogę powiedzieć tylko jedno opłacało się. Praktyki odbyte w małym biurze w Sewilli dały mi nowe doświadczenie w dziedzinie informatyki. Wszystko to, czego kiedyś nauczyłem się w szkole, mogłem wykorzystać w sposób praktyczny, a moja praca została doceniona przez współpracowników. Miałem okazję poznać bliżej kulturę hiszpańską i zasmakować tamtejszych specjałów, o których tyle się mówiło na zajęciach kulturowych. Wyjazd ten również zintegrował ludzi wyjeżdżaliśmy jako dwie, sceptycznie podchodzące do siebie grupki osób, wróciliśmy jako zgrana paczka przyjaciół. ;) Mariusz Wota Miałem zaszczyt znaleźć się w gronie osób, którym udało się zakwalifikować na wyjazd do Sewilli. Przed praktykami odbywały się zajęcia przygotowawcze z historii, geografii i kultury Sevilli oraz regionu Andaluzji, języka angielskiego, języka hiszpańskiego oraz dziedziny informatyki. 13 maja rozpoczęła się moja przygoda. Przez 4 tygodnie mieszkałem u hiszpańskiej rodziny, odbywałem praktyki zawodowe oraz poznawałem nieznaną mi wcześniej kulturę. Zawodu uczyłem się w firmie MarketingPublicidad. Pracowałem jako grafik, pomagałem przy promowaniu stron oraz tworzyłem projekty graficzne w programie Photoshop. Na moim laptopie zainstalowany był Windows w języku hiszpańskim, co pozwoliło mi na jego podszlifowanie. W firmie wszyscy byli miło nastawienie do mojej osoby, pomagali mi w problemach oraz nie pozwolili mi poczuć się tam zagubionym. Nabyłem nowe umiejętności i podszlifowałem te, które posiadałem przed praktyką. Przeżyłem również podróż samolotem co jest dla mnie ogromnym wyczynem :) Jestem zadowolony z przygotowania, praktyki oraz wyjazdu.

Tak kończy się nasza historia. Każdy z chęcią przeżyłby to jeszcze raz. To była wspaniała przygoda. Projekt został zrealizowany przy wsparciu finansowym Komisji Europejskiej w ramach programu Uczenie się przez całe życie ZESPÓŁ SZKÓŁ TECHNICZNYCH I OGÓLNOKSZTAŁCĄCYCH W BYTOMIU