Postanowienia noworoczne, co z nimi? Większość ludzi, których znam chętnie robi postanowienia na rozpoczynający się Nowy Rok. W ten sposób mój tata nie pali papierosów już od 20 lat. Właśnie w Sylwestra tuż przed godziną 24.00 paląc papierosa, powiedział, że to jego ostatni i już nigdy nie zapali. Nie uwierzyliśmy mu oczywiście, parsknęliśmy śmiechem i dziś raczej nam wstyd. Mimo, słyszanej krytyki, że postanowienia noworoczne to bzdury, stres i po co łapać kolejnego doła jeśli coś nie wyjdzie, to uważam, że to świetny sposób i moment, aby zmienić coś w swoim życiu. Nasze myślenie i charakter kształtują się w ciągu wielu lat (pomijając geny) i w zależności od otoczenia, w którym żyjemy. Mamy swoje priorytety życiowe, które z wiekiem dojrzewają i z roku na rok się zmieniają. Najważniejsze, aby chcieć pracować nad sobą! Stawiając sobie cele i podwyższając sobie poprzeczkę możemy tylko się rozwijać, osiągać sukcesy, nawiązywać nowe kontakty, pomagać potrzebującym, poznawać świat i cieszyć się życiem. Najlepiej, kiedy stawiamy sobie realne cele i mamy do nich dystans, czyli nic na siłę. Nie wyobrażam sobie biegania w stresie cały rok lub w grudniu i realizowania na siłę punków z kartki, którą sporządziłam rok wcześniej. Nie wyobrażam sobie siedzenia w fotelu, albo zajmowania się polityką, której wszędzie pełno, która coraz bardziej dzieli ludzi niż jednoczy. Nie wyobrażam sobie siedzenia i narzekania. Każdy może wziąć swoje życie w swoje ręce i po prostu żyć po swojemu! Ktoś może pomyśleć, że jestem w czepku urodzona, ale to nieprawda. Wszystko co robię, robię z przyjemnością, rozwagą i sumiennie brnę do celu, czasem przy wiejącym wietrze w oczy. Od 7 lat samotnie wychowuję Maksa, pracuje czasem na półtorej etatu, utrzymuje i spłacam mieszkanie, pomagam w lekcjach, ogarniam obowiązki domowe i żyjemy w swoim realnym świecie
marząc i działając. Mam na głowie sporo przedsięwzięć, mam wiele złych wspomnień, chwil bezsilności, wylanych łez, spotkań z toksycznymi ludźmi ale to wszystko bardzo mnie wzmocniło. Przewartościowałam swoje życie i już wiem, że liczę się JA. Liczy się mój syn, rodzina i bezcenne chwile spędzane z nią. Cieszy mnie dziś każdy drobiazg, ten niematerialny. Słońce, stukot deszczu o szyby, spotkanie życzliwych ludzi, piękny widok, dobry nastrój, uścisk dłoni, kubek gorącej kawy, marzenia Nie potrzebuje góry pieniędzy, złotej biżuterii skóry, fury i komóry aby być szczęśliwą. Moje ubiegłoroczne postanowienia w 70% zostały zrealizowane. Jestem z tego dumna, kilku spraw nie zrobiłam ale w kolejnych latach bardziej się na nich skupię. Poczyniłam niewielkie postępy w nauce języka angielskiego, czyli punkt 3 z mojej listy niezaliczony, ale szlifuję mój język niemiecki. Co za tym idzie marzy mi się od kilku lat zagraniczny wyjazd na kurs językowy dla zaawansowanych. Niestety kompletnie olałam punkt 4 i 5 moich poprzednich postanowień noworocznych, czyli ćwiczyć rano i wieczorem oraz wrócić na Zumbę, nie wróciłam ani razu. W 2015 roku nie byłam na Zumbie!!! O zmoro!!! Mimo, że ruchu mi nie brakuje, zaczęłam nawet biegać, pływać to chciałam potańczyć troszkę, niestety. Z punktu 2 mogę również być dumna, potrafię przyrządzić sporo pyszności i są naprawdę pyszne. Może to żenujące ale kilka z nich wymienię: pyszna potrawka wcześniej kłopotem był sos. Gotuję wspaniałą zupę buraczkową, brokułową i cebulową, rosół jest zawsze numer jeden, ale już dawno potrafiłam go ugotować i doprawić. Smażę mistrzowskie naleśniki i robię pyszne pieczarkowo- serowe krokiety. Do perfekcji opanowałam dania włoskie, kilka hiszpańskich. Wyrabiam sama ciasto na pizze, robię sama tortillę. Gotuję gulasze mięsne i warzywne. Piekę ciasta drożdżowe, czekoladowe, jabłeczniki, serniki, babki, pierniczki i ciasteczka. Nie wspomnę o sałatkach. Ostatnio moja kuchnia pełna jest egzotycznych owoców i zdrowej żywności. Przyrządzamy z Maksem zielone koktajle na bazie
szpinaku, jarmużu, owoców i nasion chia. Do naszej kuchni wprowadziłam oleje kokosowy, lniany, rzepakowy. Dorzuciłabym w tym miejscu punkt 7, nad którym ciężko pracuję a słabo mi wychodzi. Jeść mniej słodyczy zostawiam to na przyszły rok! Nadwagi jeszcze nie mam! Punkt 1 i 11 można połączyć. Brzmiały one tak: wyjeżdżać kiedy się da oraz więcej konsekwencji w działaniu, oczywiście miałam na myśli prace na blogu. Wiele wyjazdów nam się udało od Karkonoszy po Trójmiasto dwukrotnie, Hel, Częstochowę, Poznań, Wrocław, i Licheń aż po wyjazd do Niemiec do Stuttgartu, do Konstancji nad Jeziorem Bodeńskim oraz na chwilę do Szwajcarii. Wszystkie wyjazdy były udane i fascynujące, niestety trudniej było usiąść przy komputerze, zebrać to wszystko i opisać. Punkt 6 i 9 to 100% realizacji, obiektyw kupiony i kurs w Studio Pozytyw zrealizowany. Kurs zakończony zdobyciem certyfikatu i ogromną ilością wskazówek dotyczących fotografii oraz mojego sprzętu. Kontakt z profesjonalistami to skarbnica wiedzy, informacji przekazanych wprost oraz przećwiczonych. Punkt 8 oczywiście zrealizowany w upalne wakacje, ja to mam szczęście do remontów. Zawsze w wakacje, w ponad 30 stopniowym upale przeprowadzam remont w mieszkaniu, czyli malowanie pomieszczeń, które wcześniej nie zostały odświeżone i tak salon oraz korytarz zakończone! zrobiony! Uff Remonty oficjalnie Dzięki super znajomym byłam również na koncercie wspaniałego, amerykańskiego, rokowego zespołu Thirty Seconds To Mars. Bardzo mnie ucieszyła propozycja wyjazdu na ten koncert. Słucham ich od ponad roku. Ich muzyka daje moc i siłę. Wspaniałe przeżycie widzieć charyzmatycznego Jareda Leto, zdobywcę Oskara na żywo z kilkudziesięciu metrów. Ubranego w tajemniczy strój i w czapce kozła. Jego dziwny wizerunek wynikał z nowej roli filmowej, w której ma ufarbowane na zielono włosy i zgolone brwi. Aktor, piosenkarz, reżyser równolegle kręcił film i koncertował. Od pierwszej piosenki
Up In the Air po ostatnią wszyscy byli w powietrzu. Cała hala śpiewała, skakała, nikt nie ustał w miejscu. Super brzmienie i atmosfera na koncercie. Dodatkowo zrealizowałam rzeczy, których nie planowałam, bo wyszły spontanicznie. Zepsutą lodówkę zastąpiłam nową. Przeczytałam całą trylogie Greya, wtedy nie gotowałam i nie jadłam, prawie nie spałam. Uczestniczyłam w kursach (ponad 120 godzin) weekendowych, wieczorowych oraz na platformach edukacyjnych dla podniesienia kwalifikacji zawodowych. A podczas spotkań z koleżankami profesjonalistkami udało mi się uczestniczyć w 2 sesjach zdjęciowych, bez tematu, tak po prostu.
W 2015 roku nawiązałam współpracę z PTTK i National Geographic, to priorytet na kolejny rok. Chciałabym publikować zdjęcia, z których jestem dumna. Niech cieszą oko innych! Jak zwykle we wszystkich moich działaniach wspiera mnie mój syn, jest on największym moim recenzentem, podporą i uznał, iż sam musi zostać moim osobistym trenerem. Na tą współprace liczę najbardziej! Uważam, że warto mieć plany, stawiać sobie nowe cele, nawet jeśli nie są one jednoroczne tylko kilkuletnie. Razem z Maksem mamy już kolejną listę tych większych
postanowień noworocznych na 2016 rok. 1. Wyjeżdżać kiedy tylko się da! 2. Trenować z synem (ćwiczyć rano i wieczorem, biegać, jeździć na rowerze, pływać, opanować podstawy jogi) 3. Zdobyć z Maksem odznakę turystyki kwalifikowanej (PTTK) 4. Wyjechać na koncert JUSTINA BIEBERA 5. Wakacyjny wyjazd małe plany mamy, wszystko zależy od syt.w Europie. 6. Szlifowanie języków obcych PRIORYTET! 7. Jeść mniej słodyczy! Zdrowo się odżywiać i nadal czerpać naukę i przyjemność z gotowania. 8. Rozwijać współpracę na kilku płaszczyznach. 9. Rozbudować blog Odkryć piękno 10. Iść na Zumba! Dość tańca z odkurzaczem! ŻYCZĘ WSZYSTKIM SPEŁNIENIA WSZELKICH NOWOROCZNYCH POSTANOWIEŃ ORAZ ZDROWIA I SZCZĘŚCIA!!! Karolina z Maksem:-) Świąteczny Wielkopolski Ostrów Tegoroczny Jarmark Bożonarodzeniowy w Ostrowie Wielkopolskim był wyjątkowo ciekawy, kolorowy i magiczny. Trwał od niedzieli 13 grudnia, dnia w którym odbyła się Gwiazdka na Rynku do dnia 20 grudnia 2015 roku. Przyciągnął o wiele więcej odwiedzających niż w ubiegłych latach. Wszystko to za sprawą całej gamy atrakcji: występów dzieci, koncertów, stoisk
handlowych, Szopki z żywymi zwierzętami, świątecznego placu zabaw dla dzieci, stacji Świętego Mikołaja, przejażdżek saniami z reniferami, zamku Królowej Śniegu, przedstawień teatralnych, pokazów laserowych. Wszystko to przy świątecznej muzyce, zapachach świątecznych przysmaków i w blasku lampek choinkowych oraz biegających nad Rynkiem wiązek laserów. Mimo, iż raczej pogoda nie dopisała, dopisali mali artyści, którzy codziennie występowali na scenie pod Ratuszem. Uczniowie z ostrowskich szkół, dzieci z przedszkoli oraz Młodzieżowego Domu Kultury prezentowali Jasełka, śpiewali kolędy i pastorałki. Stoiska handlowe oferowały rękodzieła, wędliny, miody, pieczywo, słodkości, upominki i ozdoby świąteczne.
Szczególnie zachwyciło mnie stoisko starszej pani z miejscowości Biadki, niedaleko Ostrowa, która sama wytwarza ozdoby choinkowe i dekoracje świąteczne. Znalazłam wśród nich bombki oparte na technice robienia kul Temari, pochodzącej z Japoni i Chin. Początkowo w Japoni Temari było zabawką lub piłką, ale szybko stało się sztuką i często prezentem noworocznym symbolizującym przyjaźń. Nie wiem, czy te kule bombki wykonane były od maleńkiego skrawka materiału, którego owija się na idealną kulę a potem kręcąc coraz cieńszymi nićmi
uzyskuje się skomplikowane wzory, czy to bombki styropianowe, wykończone ręcznie cienkimi nićmi ale wyglądały okazale. Godne podziwu są produkty tworzone z pasją, poświęceniem i niezwykłą dokładnością, dlatego są wyjątkowe i unikalne. Na zdjęciu Temari to te trzy wielkie kule od prawej strony.
Kolejnym ciekawym i nowym elementem jarmarku było widowisko plenerowe pt; Jasełka z dużymi 5 metrowymi marionetkami oraz szczudlarzami Kompanii Teatru Ulicznego Prawdziwy-Kot z Wrocławia. Marionetki przemaszerowały przed Ratuszem przy dźwiękach pięknej i wzruszającej aranżacji słowno-muzycznej aby przedstawić nam biblijną opowieść przedstawiającą historię narodzin Dzieciątka Jezus. To długie i przepiękne widowisko, w którym miałam okazję uczestniczyć.
Pierniki mojej mamy Od kilku lat piekę samodzielnie pierniczki przed świętami. Oczywiście starałam się tego unikać jak najdłużej, bo zawsze piekła je moja mama. Ale cóż, z moim synem pomagierem to czysta przyjemność. Bez pierników nie ma świąt i świątecznego klimatu. Klimatu podjadania między daniami głównymi, serwowanymi średnio co 2 godziny. Uff!!! Święta, święta i po świętach. przepis przyda się za rok! Ta propozycja jest dość łagodną wersją. Piernikowy przepis mojej mamy jest w smaku delikatny i rozpływa się w ustach. Zajadają się nimi dzieci. Dlatego wszystkie składniki są najlepszej jakości. Naturalny miód zamiast sztucznego, masło zamiast margaryny, jajka wiejskie zamiast marketowych i jak najmniej sztucznych elementów dekoracyjnych, choć uniknąć ich nie idzie. Czekam, aż moje dziecko doceni smak przesmażonej skórki od pomarańczy, własnej roboty. Składniki: 1 kg mąki 1 1/2 szklanki cukru 375g miodu- mały słoik 250 g tłuszczu -masła 4 całe jajka 2 żółtka 2 łyżeczki sody
3 łyżki kakao 3 łyżki kwaśnej śmietany 1 lub 1 1/2 paczki przyprawy do pierników Sposób przygotowania: Miód i tłuszcz rozpuścić, zostawić do ostygnięcia. Osobno ubić jajka z cukrem. W kolejnej misce przygotować składniki sypkie i dokładać przesiewając je do jajek. W międzyczasie dolewamy przestudzony tłuszcz z miodem. Wszystkie składniki dobrze musimy wymieszać i zostawić w misce na 1-2 dni. Ciasto najdzie aromatem. Kolejne popołudnie musimy zarezerwować na pieczenie i dekorowanie! To tygryski lubią najbardziej! Dlatego do tej pracy należy zagonić wszystkie chętne dzieci! Pieczemy w temp.180 stopni C, po 10 minut każda blaszka. PILNUJEMY CZASU! Ozdabiamy lukrem i polewą czekoladową (przepis na końcu wpisu)
oraz posypkami cukrowymi. Efekty:
Przepis na polewę czekoladową:
3 łyżki masła 1 łyżka cukru 1 łyżka kakao 1 i 1/2 łyżki śmietany 12% Składniki rozpuścić w małym garnuszku, ciągle mieszając. SMACZNEGO!