Wywiad z Gemmą Rosefield (Wielka Brytania) Dariusz Meclik (Uniwersytet Jagielloński, Instytut Muzykologii) Jakie są Pani wrażenia po pierwszym dniu w Krakowie? To bardzo piękne miasto. Ogromnie cieszę się, że mogłam przyjechać do Polski, ponieważ moi dziadkowie są z Nowego Sącza. Jestem więc po części Polką. Chociaż nie mam już bezpośredniego kontaktu, jest to dla mnie wyjątkowe przeżycie, bo tutaj odkrywam swoją przeszłość. Być może uda mi się pojechać do Nowego Sącza następnym razem. W tym roku ma miejsce 28. Międzynarodowy Festiwal Kompozytorów Krakowskich. Po raz pierwszy będzie Pani w nim uczestniczyła. Co Pani myśli o tym wydarzeniu? Wydaje mi się, że jest to niezwykła okazja do współpracy między kompozytorami muzyki współczesnej, a muzykami. Wszyscy zbieramy się w jednym miejscu, by uczcić muzykę współczesną. To dla mnie wyjątkowe. Festiwal jest również otwarty na publiczność. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć kto przyjdzie na koncert, a przez to sprawdzić jakie jest tutaj zainteresowanie nową muzyką w porównaniu do Wielkiej Brytanii. Festiwal to prawdziwe święto muzyki 1
współczesnej, która wiele dla mnie znaczy. Uwielbiam grać muzyką dawną, ale nowa muzyka jest dla mnie równie ważna. To jest szansa naszego pokolenia, na odkrycie nowego stylu, ale także na bardzo bliską współpracę z kompozytorami takimi jak Maciej Zieliński. To niecodzienne doświadczenie. Muzyka współczesna zajmuje ważne miejsce w Pani życiu? Oczywiście. Zawsze staram się jak mogę, nawet jeśli ciężko mi przekonać organizatorów, by pojawiła się w programie koncertu. Podczas moich recitali wykonuję jeden lub dwa współczesne utwory, ponieważ jest to ważne dla publiczności i dla mnie, nawet jeśli odradzają mi to organizatorzy. Myślą, że jeżeli w programie koncertu pojawi się współczesny utwór, to ludzie nie przyjdą. Ale często po takich koncertach, osoby z publiczności podchodzą do mnie i rozmawiają ze mną o utworach współczesnych. Takie zdarzenia pokazują, że warto grać nową muzykę. Ważne, żeby być w tych działaniach wytrwałym. Podczas koncertu inauguracyjnego wykona Pani Concello Macieja Zielińskiego. Będzie to drugi raz, kiedy zagra Pani ten utwór. Pierwszy raz zagrałam go na festiwalu w Walii, podczas którego wykonywaliśmy muzykę kompozytorów polskich, których wielu wtedy przyjechało. Zagraliśmy mnóstwo dzieł Panufnika, Pawła Łukaszewskiego. To było wielkie święto polskiej muzyki współczesnej. Wtedy też poznałam Macieja Zielińskiego. Niezwykłym doświadczeniem była nasza wspólna praca nad jego utworem. Maciek jest fascynującym człowiekiem i kompozytorem, który świetnie zna możliwości instrumentu. Concello jest bardzo intensywne emocjonalnie oraz psychicznie. Na samym końcu utworu, czuję jakbym nie mogła zagrać ani jednej nuty więcej. Ale oczywiście, mogłabym. Mam wrażenie, że jestem wtedy na skraju emocjonalnego wyczerpania. Jednak pięć minut później, znów mogę poczuć wszystko od nowa. Chciałbym zapytać o Pani wcześniejsze doświadczenia i początki nauki na wiolonczeli. Przeczytałem, że Pani nauczyciel pianina, gdy była Pani jeszcze dzieckiem powiedział do Pani rodziców Nie marnujcie waszych pieniędzy, ona nie ma słuchu muzycznego. Czy ta wypowiedź miała wpływ na Pani karierę? Z pewnością! Moim pierwszym instrumentem było pianino. Nie czułam się przy nim naturalnie, ale pokochałam muzykę. Moi rodzice nie zajmują się nią zawodowo, ale są jej wielkimi miłośnikami. Mój dziadek był lekarzem w Operze, także dorastałam 2
w muzycznym środowisku. I kiedy nauczyciel fortepianu powiedział to zdanie rodzicom byli oczywiście zdenerwowani. Z kolei mój szkolny nauczyciel stwierdził, że należy to zignorować. Kiedy miałam 8 lub 9 lat, zaczęłam grać na wiolonczeli. Zakochałam się w jej dźwięku i uczuciu, które dawał mi ten instrument. Dźwięk wiolonczeli jest dla mnie jak ludzki głos. W Concello istotnie muszę grać i śpiewać jednocześnie. Oczywiście nie jest to naturalne uczucie, ale kiedy czasem gram wydobywam z siebie różne dźwięki. W ostatnim miesiącu, kiedy nagrywałam w studio, producent powiedział, że muszę być trochę ciszej. Dla mnie jest to jednak naturalne, że robimy tak wyrazistą rzecz z wiolonczelą. Kiedy jesteś połączony emocjonalnie z instrumentem, twój głos również, z czasem zaczynasz go wydobywać. O to chodziło Maćkowi kiedy pisał partię wiolonczeli. Kiedy ją gram przez dwie minuty, nie muszę śpiewać perfekcyjnie, tylko to co czuję. Daje to niesamowity efekt. Rodzina wspierała Pani muzyczne wybory? Bardzo mocno. Zachęcali mnie i zmuszali do ćwiczeń, których nienawidzę. Uwielbiam dużo grać, ale nie ćwiczyć. Teraz jestem im za to wdzięczna. Jak wyglądały Pani dalsze studia? Miałam kilku nauczycieli, którzy byli dla mnie bardzo znaczący i wpłynęli na moją grę. Studiowałam u Dyrektora Katedry Skrzypiec w Królewskiej Akademii Muzyki David'a Strange'a. Następnie moimi mentorami byli Johannes Goritzki, Gary Hoffman, a także wielu innych. Potem uczyłam się u Ralpha Kirshbauma wspaniałego wiolonczelisty i człowieka. To był czas ciężkiej pracy i wtedy wiele zmieniłam w mojej technice i sposobie ćwiczenia. On miał na mnie ogromny wpływ. Mój styl gry zmieniał się przez lata. Właściwie nic nie jest stałe w muzyce. Każdego dnia odkrywam coś nowego. Nawet jeśli gram pewien utwór 40 razy, to za każdym razem jest to dla mnie nowe przeżycie. Czy ma Pani jakieś rady dla młodych muzyków odnośnie ich kariery? Najważniejszą rzeczą jest muzyka. Wiem, że brzmi to infantylnie i śmiesznie, ale muzyka musi pozostać w centrum. Wszystko to, co dzieje się dookoła jest wspaniałe, ale to na muzyce należy się skupić. Myślę, że w dzisiejszym świecie jest łatwo być rozpraszanym przez karierę fani, tweety, zdjęcia i inne rzeczy są ważne by zdobywać koncerty. Ale jeśli skupisz się na tym zbyt mocno, możesz stracić prawdziwy obraz tego, co robisz z instrumentem i muzyką. Właśnie to będzie trwać przez setki lat. Dlatego muzyka współczesna jest tak ważna, gdyż za 200 lat już nie 3
będzie współczesna. Będzie dla nas jak Beethoven. Kiedy muzyka jest w centrum twojego życia, nie chcesz i nie popełnisz błędu w swojej karierze. Obecnie ma Pani fantastycznie rozwijającą się karierę. Gra Pani w różnych krajach z różnymi orkiestrami. Występuje Pani także jako solistka. Uważa Pani, że sposób myślenia jest inny, kiedy jest się solistą, niż kiedy gra się recital z pianistą? Czy jednak jest to bardzo podobne? Mam szczęście, ponieważ robię różne rzeczy, dzięki którym moja gra pozostaje bardzo świeża. Występuję jako solistka, gram recitale i koncerty z większymi zespołami, ale także zajmuję się kameralistyką. Podejście do muzyki w tych przypadkach nie zmienia się. Jest takie samo podczas recitalu, koncertu, kwartetu smyczkowego, czy tria fortepianowego. Patrzę na muzykę w ten sam sposób. Ale technicznie jest to bardziej różnorodne. W zależności od rodzaju koncertu, zwracam uwagę na inne szczegóły i detale, słucham innych rzeczy. Gra Pani także w zespole The Leonore Piano trio. Zgadza się. Również w Ensamble 360 z instrumentami dętymi, kwartetem smyczkowym, fortepianem i basem. To wspaniały projekt, gdyż możemy zagrać każdy utwór z muzyki kameralnej. Z moim trio gramy mnóstwo koncertów i również nagrywamy płyty. Jestem szczęściarą, bo znalazłam dwie osoby, które mają to samo podejście do muzyki, i nasze próby są zawsze łatwe i przyjemne. Również koncerty są niezwykle ekscytujące. Ci ludzie dają mi mnóstwo dobrej energii. Z Ensamble 360, możemy stworzyć dowolną kombinację instrumentów, nawet oktet. Normalnie jest to duży problem, by znaleźć wszystkie potrzebne osoby. My możemy po prostu grać niesamowitą muzykę, dzięki różnym kombinacjom. Jakie ma Pani przemyślenia odnośnie muzyki kameralnej? Jak rozwija się w dzisiejszym świecie? Czy jest tak samo ważna jak w XIX wieku? Jej postrzeganie jest dzisiaj inne, ale jest ważna, może nawet szczególnie ważna. Wiem, że ludzie uważają, że muzyka klasyczna jest dla starszych ludzi. Chociaż ja tak nie myślę. Powtarzają również, że skoro jest dla starszych ludzi, to przez to umiera. To kompletne bzdury! Muzyka klasyczna jest obecna już od wielu setek lat. Duża grupa jej odbiorców to faktycznie starsza część społeczeństwa, ale pamiętajmy że następne pokolenia również się zestarzeją. Staram się przedstawiać muzykę klasyczną młodzieży, i nie uważam że traktują ją oni jako nudną. Myślę, że to zależy od sposobu zapoznania się z nią. Dla mnie najważniejszą rzeczą podczas koncertu jest 4
złamanie bariery pomiędzy muzykiem na scenie, a publicznością, złapanie z nią bliskiego kontaktu. Zawsze opowiadam o niej na swoich koncertach. Moi koledzy przedstawiają nasze utwory i instrumenty. Myślę, że młodsi ludzie nie mają ograniczeń, jak starsi odbiorcy i są bardzo otwarci również na muzykę współczesną. Nie są do niej przyzwyczajeni jak do muzyki Mozarta. Słuchają jej z otwartymi uszami. Kiedyś, po koncercie, zapytałam sześcioletnie dziecko o ulubiony utwór czy bardziej podobały mu się utwory Beethovena, Mozarta czy Szymanowskiego. Dziecko wybrało Szymanowskiego. Według mnie dlatego, że jest bardzo sugestywny i nie posiada klasycznej formy. Dla wykonawcy jest to ogromna radość. Dlatego nie zgadzam się, że muzyka klasyczna umiera. Kiedy gra się w orkiestrze, jest możliwość grania bardzo miękko, ale ogólnie rzecz biorąc, kiedy występuje się jako solista, konieczne jest by zawsze zdawać sobie sprawę z projekcji dźwięku. Oczywiście. Ale można też pokazywać ten dźwięk, grając w tym samym czasie bardzo miękko. Bardzo często ludzie popełniają tu błąd. Myślą, że zawsze trzeba grać rozległym, olbrzymim dźwiękiem. Kiedy muzyka tego wymaga jest to oczywiste, ale czasem można zmusić małym dźwiękiem publiczność i orkiestrę, żeby słuchali. To nawet jest ważniejsze dla muzyki, niż granie głośno cały czas. W Concello jest prawie stale forte, jednak są momenty bardzo ciche, i właśnie one są najważniejsze. Łatwiej jest grać głośno cały czas, ale jeśli potrafisz zmusić ludzi do słuchania, do wyczekiwania następnych dźwięków, to oni będą chcieli więcej. Gra Pani na wiolonczeli z 1704 roku, pochodzącej z Neapolu z pracowni Alessandra Gagliano. Może powiedzieć nam Pani więcej o jej historii? Bardzo kocham ten instrument i mam ogromne szczęście, że mogę na nim grać. Należał kiedyś do króla Hiszpanii, który przekazał go Jerzemu IV, królowi Anglii, który był wiolonczelistą. Tak bardzo lubił ten instrument, że podpisał go swoim imieniem z tytułu i udekorował je wkoło. Ten znak ciągle tam jest. Instrument jest we wspaniałym stanie, ponieważ nie był przekazywany z rąk do rąk, ale miał jednego właściciela przez dłuższy czas. To ciekawe, że gra Pani muzykę współczesną na instrumencie z XVIII wieku. To rzeczywiście niezwykłe. Powstało dużo świetnych instrumentów i byłabym bardzo szczęśliwa, gdybym mogła zagrać na jednym z nich. Ale moja wiolonczela jest niezwykła. Dla mnie nie ma znaczenia, na którym instrumencie gram. Oczywiście, 5
jeśli nadal jest to dobry instrument. Jeśli gra się Mozarta lub Bacha, na instrumencie zrobionym w ostatnim miesiącu, lub Zielińskiego na instrumencie z 1704 roku, to nie ma znaczenia. Liczy się muzyka i dźwięk jaki wydobywasz z instrumentu twój dźwięk. Z czasem on się trochę zmienia, ale nie w dużym stopniu. Twój się przecież nie zmienia. Czego powinienem Pani życzyć na przyszłość? Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybym przez resztę mojego życia mogła podążać obecną ścieżką. Chciałabym zachować równowagę między występami solowymi, a muzyką kameralną. Te dwie rzeczy razem są idealne, ponieważ gdybym grała tylko koncerty, byłoby to bardzo trudne dla mojej duszy. Być może czułabym się momentami samotna. Czuję, że w tym momencie mam więcej, niż mogłabym prosić, gdyż kameralistyka jest również moją pasją, tak jak gra solowa. 6