Było pięknie! Autor: Administrator 03.10.2010. Zmieniony 03.10.2010. 30 lat razem- co tu wymyślić, przecież nie pierścionek z brylantem bo to banalne. Kiedyś byłam ze znajomi we Włoszech- może zabrać męża. Decyzja zapadła, przynajmniej w mojej głowie, mąż do końca nie dowierzał. Oszczędzam, trochę boli jak nie można kupić kremu na zmarszczki ha, ale cóż. Z pomocą przyjaciółki w Niemczech doprowadzam sprawę do końca. 9.09.2010 wyruszamy, ja z werwą mąż z pewną nieśmiałością mimo że kierowca zawodowy. Jedziemy przez Czechy - brak przyzwoitych parkingów, Austria - parkingi super, Włochy- parkingów brak. Pierwszy widok-alpy, dla mnie jak zwykle piękne dla męża super, pierwszy raz słyszę "warto było", myślę sobie no to się zaraził. Z uśmiechem patrzę w mapy i szczęśliwie dojeżdżamy na miejsce. Parking jak parking, idziemy zobaczyć jak na miejscu wszystko wygląda- a wygląda super. Czekamy na znajomych którzy mają do nas dołączyć z Niemiec. Rejestracja i już jesteśmy w naszym malutkim raju. Miejscowość nazywa się Lido di Pomposa leży niedaleko Comanchio -mała Wenecja oraz 100km od Bolonii. Pierwszy spacer.
Wieczorem na dobranoc włoskie wino i czekamy,jutro ma dojechać córka z zięciem i kochanym wnukiem. Dnia następnego pokazujemy mojemu 10 miesięcznemu wnuczkowi Adriatyk - jego uśmiech jest dla mnie bezcenny. Przez dwa dni nie robimy nic oprócz tego że opalamy się, kąpiemy w morzu i jemy. No ale dość trzeba coś zobaczyć oprócz piasku. Jedziemy do Comachio. Muszę napisać że miasteczko jest dobrze zareklamowane ale do Wenecji mu daleko oj bardzo daleko, za to kanały naprawdę brzydko pachną. Parę zdjęć udało się jednak zrobić.
Dnia następnego płyniemy do delty Padu. Pogoda piękna, trochę stateczek się buja ale to nic,humory dopisują. Delta Padu jest ścisłym rezerwatem przyrody. Warto to wszystko zobaczyć. Trzech członków załogi pilnuje abyśmy czuli się wspaniale, gotują nawet dla nas obiad z miejscowych przysmaków- krewetki, ośmiornice,kalmary do tego młode włoskie wino, wszystko smakuje wybornie. Zdjęcia jednak nie oddają uroku tej okolicy. Energetyk-Elektronik-Bytom.net
Następne dni to jeszcze trochę lenistwa. Energetyk-Elektronik-Bytom.net
Dzieciaki dzisiaj odlatują a my jutro udajemy się w dalszą podróż. Na 30-lecie małżeństwa zaplanowałam Wenecję (a miało nie być banalnie). Ja jestem niezmiennie zachwycona tym miastem chociaż tłum turystów mnie przeraża. Nie wierzcie opiniom że kanały śmierdzą, co prawda nie pachną fiołkami ale nie ma tragedii. Zawsze staram się dostać od strony zatoki Weneckiej statkiem,tak też zrobiłam tym razem ponieważ chciałam aby mój mąż zobaczył to miasto tak jak ja za pierwszym razem. Udało się,od razu zakochał się w Wenecji. Zamieszczam zdjęcia panoramy miasta ponieważ most Rialto jest ogólnie znany.
Około godziny 18 opuszczamy to śliczne miasto przesycone historią. Już mam w zanadrzu następną niespodziankę dla męża jedziemy prosto w serce Dolomitów do miejscowości San Vito di Cadore- 12 km od Cortina d'ampezzo będziemy na miejscu nocą. Rankiem zaplanowałam zaskoczyć męża widokiem cudownych Dolomitów a tu deszcz i mgła zaledwie słabiutko Alpy było widać, siedziałam na balkonie i dmuchałam w mgłę by ją przegonić. Nazajutrz moje modły zostały wysłuchane i ukazały się szczyty Dolomitów, ich widok zapiera dech w piersiach. Od rana czekałam aż będzie coś widać ale było warto. Po dwóch dniach podziwiania Dolomitów ruszamy dalej, postanowiłam znowu zaskoczyć męża. Przed nami Grossglockner- najwyższy szczyt Austrii w Wysokich Taurach (Alpy),wysokość 3798m, otoczony lodowcami. Nasza Nexia zadziwiająco dobrze radzi sobie z podjazdem na wysokość 2500m ciekawe co będzie na zjeździe. Nasze oczy nie ogarniają ogromu tych gór a ich piękno wręcz przytłacza.
Powietrze kryształ, bajkowe widoki,kolejne ochy i achy mojego męża. Energetyk-Elektronik-Bytom.net
No a teraz z górki na pazurki zjazd. Grzeją się hamulce na dole zauważamy brak jednego kołpaka drugi odpada podczas postoju. Hamulce stygną- można jechać dalej. Myślę co by tu jeszcze zobaczyć i nagle olśnienie przecież po drodze jest miasto Mozarta- Salzburg. Decyzja podjęta, jedziemy. Dojeżdżamy ok. godziny 17,szybciutko do kolejki aby zobaczyć twierdzę. Więcej zdjęć niestety nie zrobiłam ponieważ było zbyt ciemno, ale musicie uwierzyć mi na słowo że miasto jest warte zobaczenia i ma niesamowity klimat. Teraz trzeba poszukać noclegu, jednak ceny trochę wysokie więc wpadam na kolejny pomysł o którym na razie nic nie mówię. Uzgadniamy że jedziemy dalej i przenocujemy tym razem w samochodzie. Trochę było niewygodnie ale za zaoszczędzone pieniądze zmierzamy wprost do Kudowy Zdroju aby napić się leczniczej wody oraz wynająć na dwie noce nocleg. Wynajmujemy camping u przemiłej gospodyni a po ogrodzie biegają nam pawie. Piękne zakończenie podróży.
Jolanta Mikołajczyk-Nierobiś 5a 1978 Koniec Energetyk-Elektronik-Bytom.net