Zygmunt Skibicki Szko³a turystyki górskiej
Zygmunt Skibicki Szko³a turystyki górskiej czyli jak z radoœci¹ wdrapywaæ siê na góry i bezpiecznie z nich schodziæ, a tak e o tym jak to robiæ, by ju ten pierwszym raz odby³ siê bez bólu Dystrybucja BeR Wydawnictwo Skibicki Pelplin 2004
Pomys³ wydawniczy serii, treœæ, ok³adka, zdjêcia: Zygmunt Skibicki Zdjêcie autora: Jakub Skibicki Zdjêcia w tekœcie: Stanis³aw Skibicki Korekta: Jadwiga Skibicka Sk³ad i ³amanie: Anna Skibicka (maka) Recenzent: prof. dr hab. Janusz Zdebski Zygmunt Skibicki 2004 Dystrybucja BeR Wydawnictwo Skibicki 83 130 Pelplin, ul. Dworcowa 21 przy wspó³udziale miesiêcznika Poznaj Œwiat Dystrybucja: faks +48 58 536 18 80 mail dystrybucja.ber@wp.pl ISBN: 83 920923 0 9
Idê w góry, cieszyæ siê yciem...
Podziêkowania Dziêkujê Wszystkim, którzy dawno temu uczyli mnie górskiego i turystycznego rzemios³a. Wielu z nich taszczy ju swoje plecaki po Górnych Piêtrach Doliny Cieni, ale zawsze wspominam ich z najg³êbszym szacunkiem. To oni nauczyli mnie jak w sposób bezpieczny dla mnie i mo liwie nieszkodliwy dla Przyrody korzystaæ z zasobów Matki Ziemi czerpi¹c ca³ymi garœciami radoœæ dla zmys³ów i tê yznê dla cia³a. Wielokrotnie zawdziêczam im zachowanie zdrowia i ycia. W³aœnie w górach dowiedzia³em siê jak w¹t³e i kruche jest istnienie cz³owieka w zetkniêciu z si³ami Natury. Dziêkujê Wszystkim, z którymi rozmowy pozwoli³y mi lepiej rozumieæ siebie w obliczu Œwiata. Dziêkujê Wszystkim, z którymi kiedykolwiek by³em na szlaku. Wiele ich praktycznych rad, sposobów i chwytów zawar³em w poni szym tekœcie. Wszyscy Oni s¹ zatem bezspornie jego wspó³autorami. Dziêkujê Ka demu, kto konstruktywnie uzupe³ni³ moje myœli zawarte w tej ksi¹ ce umo liwiaj¹c wniesienie poprawek. Szczególne podziêkowania kierujê do Czytelników miesiêcznika Poznaj Œwiat, na ³amach którego ukaza³y siê pierwsze wersje poszczególnych rozdzia³ów. Nadzwyczaj cenne, bo trafne ich uwagi pozwoli³y zamieœciæ fragmenty, których potrzeby napisania nie zauwa y³bym sam. Wszystkim im yczê z ca³ego serca, aby kiedyœ odczuli radoœæ m¹drego wprowadzania w góry nastêpnych pokoleñ m³odych mi³oœników podniebnych szlaków. Osobne wyrazy wdziêcznoœci nale ¹ siê redakcji Poznaj Œwiatza za usilne naleganie na napisanie tej ksi¹ ki. Sam nie wiem, czy ktokolwiek inny potrafi³by namówiæ mnie do wykonania takiej pracy. Zygmunt Skibicki 7
Przedmowa Mi³oœæ do gór jest mi³oœci¹ najlepsz¹ powiedzia³ kiedyœ grecki poeta Pindar i ta sentencja mo e byæ uznana jako trafne motto dla ksi¹ ki Zygmunta Skibickiego. Fascynacja œwiatem gór, stanowi¹cego Ÿród³o g³êbokich prze yæ i doœwiadczeñ sk³oni³a Autora do podzielenia siê z Czytelnikami sw¹ wiedz¹ o turystyce górskiej i zachêcenia ich do wêdrówek. Szko³a turystyki górskiej to podrêcznik napisany niekonwencjonalnie, dowcipnie, okraszony wspomnieniami Autora z górskich wypraw odbywanych w ró nych czasach i ró nych górach. Przeznaczony jest zarówno dla pocz¹tkuj¹cych turystów, jak i dla tych, którzy maj¹ ju za sob¹ pierwszy stopieñ górskiego wtajemniczenia. W systematyczny i konsekwentny sposób Autor wprowadza Czytelników w arkana turystyki uwzglêdniaj¹c ³atwe wycieczki jednodniowe, jak równie wyprawy biwakowe. Nie zapomina o poradach dotycz¹cych przygotowania kondycyjnego do wycieczek czy konserwacji sprzêtu turystycznego. Popieram intencjê Autora dotycz¹ce edukacji turystycznej spo³eczeñstwa, jest to zreszt¹ jednym z celów mojej organizacji, Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Aktywny styl ycia, poszukiwanie silnych emocjonalnych wra eñ, to trendy wspó³czesnoœci. Ludzkie prze ycia i doznania w górach odbiegaj¹ zdecydowanie od œwiata codziennoœci. Racjonalnie uprawiana turystyka górska mo e s³u yæ potêgowaniu zdrowia, psychicznemu odprê eniu, wzbogacaniu osobowoœci, wzbudzaniu uczuæ przyjaÿni miedzy ludÿmi, opartych na wspólnocie zainteresowañ i pasji. Górskie wêdrówki to nadawanie kolorytu ludzkiej egzystencji. Warunkiem tego jest jednak wiedza i doœwiadczenie. Do doœwiadczenia górskiego ka dy z Czytelników musi dojœæ samodzielnie, w zdobywaniu wiedzy, w rozbudzaniu ciekawoœci œwiatem gór mo e znakomicie pomóc ksi¹ ka Zygmunta Skibickiego. Prof. dr hab. Janusz Zdebski Prezes Zarz¹du G³ównego PTTK 9
Od Autora Co jakiœ czas nastêpuj¹ w górach tragiczne w skutkach wypadki. Ulegaj¹ nim ludzie, którzy mogliby dalej yæ wœród nas gdyby umieli przygotowaæ siê do tak bezpoœredniego kontaktu z Przyrod¹ jaki stanowi ka da wêdrówka po górach. Szczegó³y ich tragedii s¹ za ka dym razem inne, ale w przygniataj¹cej wiêkszoœci ³¹czy je jedna cecha ogólna przera aj¹cy brak wiedzy i przygotowania. Dlatego w³aœnie opowiadanie zamieszczone na nastêpnych stronach stanowi wstêp do poradnika ukazuj¹cego: jak przygotowaæ siê do wycieczek górskich, jakie zabraæ wyposa enie koniecznie na takie eskapady a co bêdzie tylko zbêdnym balastem, jaki prowiant bêdzie dobry a jaki nieodpowiedni oraz jak to zrobiæ, by nie katowaæ siê nadmiernym ciê arem plecaka. Opowiem tak e jak wycieczkê zaplanowaæ, jak j¹ realizowaæ, jak postêpowaæ na szlaku, aby zachowaæ maksimum bezpieczeñstwa oraz jak zdecydowanie zmniejszyæ gwa³townie narastaj¹ce zagro enie, gdy dopadnie nas w górach za³amanie pogody. W dalszych rozdzia³ach zamieszczam rady dla tych, którzy zasmakowali ju w górach i wybieraj¹ siê na kilka dni do górskich schronisk albo na rajd górski. Przyjdzie te kolej na uwagi jak zaplanowaæ i zrealizowaæ wielodniow¹ wêdrówkê po górach z namiotem na plecach. Na koniec podzielê siê swoimi sposobami prostej lecz niezbêdnej konserwacji górskiego ekwipunku. Wszystkim chêtnym do spróbowania atrakcji turystyki górskiej nale y jednak od razu i jednoznacznie wyjaœniæ, e w ogóle nie ma mo liwoœci zagwarantowania absolutnego bezpieczeñstwa poruszania siê w takim terenie. Ka dy turysta jednak mo e sam kolosalnie zmniejszyæ ryzyko tragedii. Autor Czytelnik mo e podzieliæ siê swoimi uwagami na stronie: www.turystyka.skibicki.pl 11
Od redakcji Poznaj Œwiat Redakcja Poznaj Œwiat od d³u szego czasu widzia³a potrzebê wydania takiej ksi¹ ki. Nie my jedni bolejemy nad fatalnym stanem wiedzy na temat zasad uprawiania turystyki górskiej, a co za tym idzie g³upimi wypadkami w górach. Decyzja o przywróceniu naszemu miesiêcznikowi funkcji edukacyjnej sta³a siê dodatkowym bodÿcem mobilizuj¹cym do dzia³ania. Prace nad tekstem trwa³y od dawna. Kolejne rozdzia³y przechodzi³y próby na ³amach naszego miesiêcznika i spotyka³y siê z dobrym odbiorem œrodowisk zwi¹zanych z upowszechnianiem turystyki oraz, co wa niejsze dla nas, wzbudza³y spore zainteresowanie Æzytelników g³ównie m³odzie y. Autor na podstawie listów, opinii i powa nych recenzji mudnie wnosi³ kolejne poprawki i uzupe³nienia. Ca³e rozdzia³y powstawa³y na skutek wywo³ania do tablicy. Có, tak w³aœnie powstaj¹ ksi¹ ki nie wydumane przez Twórców, ale pisane na ywo a wychodz¹ce naprzeciw potrzebom Czytelników. Kiedy tekst by³ prawie gotowy nast¹pi³a absolutnie wyj¹tkowa tragedia górska. W Karkonoszach zginêli pod lawin¹ ratownicy górscy i to wcale nie w czasie akcji ratowniczej, a podczas zaplanowanych, dobrze przygotowywanych æwiczeñ! Jeœli w górach gin¹ tak doœwiadczeni, wyposa eni i wyszkoleni profesjonaliœci, to turyœci z pewnoœci¹ bêd¹ ginêli te. Przerazi³o to zapewne nie tylko nas. W nieca³y miesi¹c po tym wypadku nast¹pi³a kolejna turystyczna tragedia pod Rysami pod lawin¹ œnie n¹ wywo³an¹ przez m³odych turystów id¹cych z instruktorami zginê³o osiem osób. Ostatnie cia³o ofiary wydobyto dopiero w po³owie czerwca. To przypieczêtowa³o nasz¹ decyzjê o mo liwie szybkim ukoñczeniu i wydaniu ksi¹ ki. Jej lektura z pewnoœci¹ nie zakoñczy pasma nieszczêœæ górskich, ale mo e zmniejszy iloœæ tych wypadków, które powoduje zwyk³a, ludzka niewiedza i brak rozs¹dku. 13
Nie czekaliœmy a fotograficy w kilka miesiêcy uzupe³ni¹ tekst piêknymi ilustracjami. Wspólnie z Autorem i wydawc¹ w jednej osobie oddajemy zatem do r¹k Czytelników ksi¹ kê w jej wy³¹cznie tekstowej formie, ale z publikacj¹ jej nie mo emy ju czekaæ. Wierzymy, e jest potrzebna natychmiast. Bêdziemy aktywnie wspó³uczestniczyæ w przygotowaniu podobnych poradników dla mi³oœników innych form turystki aktywnej. Tadeusz Serocki Redaktor Naczelny Poznaj Œwiat
Ten pierwszy raz (czêœæ pierwsza)
Zamiast wstêpu Samosierra pod Giewontem Wczesnym, wrzeœniowym popo³udniem zszed³em z prze³êczy Kondrackiej do schroniska na Hali Kondratowej. Ma³a jadalnia zwolna pustosza³a. Zbli a³ siê wieczór. Ostatni turyœci szybko dopijali ze stygn¹cych kubków i chy³kiem znikali w mg³awej przestrzeni na zewn¹trz. Odg³osy ich nawo³ywañ stawa³y siê g³uche i szybko cich³y. Ten Samosierra Czêsty pierwszy opod tej razgiewontem porze mokry i brejowaty œnieg le a³ dopiero od kilku dni. By³o go ma³o i nie zd¹ y³ zniechêciæ zakopiañskich letników do spacerów po szczytach. Jeszcze mieli nadziejê, e ca³kiem stopnieje i powróci letnia pogoda. O tej porze zdarza siê przecie legendarna Piêkna Polska Z³ota Jesieñ w Tatrach. Ja jednak w³aœnie ze wzglêdu na ten œnieg przyjecha³em tu na kilka dni. Turystów pieszych powinno byæ coraz mniej a narciarzy jeszcze d³ugo nie bêdzie. Wykalkulowa³em dobrze. W tym maleñkim schronisku, gdzie w sezonie z powodu permanentnego t³oku sypia³em bywa³o na pod³odze, na ³awie, pod ³aw¹ a raz nawet na schodach, tego dnia okaza³em siê jedynym goœciem. W kominku, niegdyœ za czasów mojej m³odoœci jedynym poza kuchni¹ Ÿródle ciep³a, b³yska³a teraz przykryta szczapkami arówka. Obydwie zatrudnione tu dziewczyny pod czujnym okiem szefowej my³y zaklejon¹ lakierem boazeriê. Kominek te dosta³ nale n¹ mu porcjê mydlin. Wieczorny kubek herbaty dopija³em przy ostatniej zapalonej w jadalni arówce. Chyba zatrzymywa³em personel przy pracy, bo gdy tylko poszed³em do sypialni, ca³a dwuosobowa za³oga cicho przedrepta³a do swojej izdebki. Zawiniêty w koce nas³uchiwa³em. Pocz¹tkowo w oddali, póÿniej coraz bli ej schroniska jelenie odbywa³y coroczny rytua³ rykowisk. 17
Ten pierwszy raz Œciany z solidnych bali zdawa³y siê w ogóle nie t³umiæ dÿwiêków. Niektóre podniecone samce przebiega³y z szurgotem kamieni przez szerokie przy schronisku, ogo³ocone z trawy œcie ki i wtedy ca³kiem zatraca³em poczucie jakiegokolwiek oddzielenia od nich. W pewnym momencie, kiedy wszystko prawie ucich³o, a ja ju prawie zapada³em w sen, doszed³ mnie odg³os blisko wal¹cej siê konstrukcji drewnianej i rumor chyba sporych, przetaczaj¹cych siê g³azów. Nie odczu³em jednak adnego drgniêcia budynku. Historia tego schroniska pamiêta tak e wielk¹ lawinê kamienn¹. Potê ny g³az tej lawiny, który le y o metr od naro nika 1 jadalni jest niew¹tpliwym dowodem nieprzewidywalnej potêgi si³ przyrody i niebywa³ego szczêœcia mieszkañców. Poprzedni¹ noc spêdzi³em w poci¹gu i ca³y, choæ krótki dzieñ ³azi³em z plecakiem po dolinach. Spektakl za œcian¹ d³ugo nie pozwala³ zasn¹æ, ale przecie spodziewa³em siê go planuj¹c ten nocleg. Obudzi³em siê nieprzyzwoicie póÿno. W³aœciwie to obudzi³y mnie pokrzykiwania obu pracownic ustawiaj¹cych wielki drogowskaz szlakowy obok schroniska. To on run¹³ noc¹ pod naporem jelenich chuci. G³azy wielkoœci sporych wiader, które go przytrzymywa³y, le a³y teraz porozrzucane w promieniu dobrych kilku metrów. Tu nad dachem schroniska zaczyna³a siê dolna granica gêstej mg³y. Nie widzia³em nawet skrawka skalistego stoku. Na ziemi bia³o, w górze bia³o, na wprost zamglone i oœnie one stoki a na nich drzewa Mazury zim¹ cholera! W nocy spad³ œwie y œnieg. Niedu o, ale kolejnych kilka centymetrów skutecznie zniechêca³o do wy szych eskapad. No... przynajmniej natychmiast. Z pozoru obrzydliwie d³ugie celebrowanie œniadania w dniach psiej pogody jest umiejêtnoœci¹, której nabywa siê po wielu latach górskich 1 Obecnie g³az ten jest w po³owie wkopany w ziemiê i nie robi ju tak du ego jak dawniej wra enia. Rozpêdzony wspomnian¹ lawin¹ trzepn¹³ on w naro nik schroniska, rozbi³ go i wtoczy³ siê na fundament. Na szczêœcie nikt nie ucierpia³. 18
Samosierra pod Giewontem wêdrówek. Znam starszego góro³aza, który uparcie dowodzi, e jest to nawet sztuka. Kiedyœ obserwowa³em go w takiej sytuacji rzeczywiœcie, wk³ada³ w to ca³¹ duszê, choæ zaiste nie by³a to twórczoœæ przez du e Twu... Kiepska pogoda zdarza siê w górach czêsto, a we wzglêdnie ma³ych obszarowo Tatrach zw³aszcza. W ka dym bez wyj¹tku miesi¹cu jest tu co najmniej jeden opad œniegu. Kiedy taka kicha pogodowa trafia³a mi siê trzydzieœci lat temu, wœcieka³em siê na wszystko bez wyj¹tku co siê na myœl nawinê³o a nawija³o siê sporo. Koñczy³o siê ró nie: od pe³nej rejterady w doliny poprzez wszystkie mo liwe pomys³y z obwinianiem towarzyszy niedoli w³¹cznie, a do desperackich prób wejœcia mimo wszystko na cokolwiek, byle nie czuæ siê pokonanym przez los, a w³aœciwie byle uczciwie poczuæ w³asne dokonanie. Kolejnoœæ jest tu niew³aœciwa, te rejterady nastêpowa³y du o póÿniej. Na pocz¹tku by³a oczywiœcie fanfaronada. Potem przychodzi³y etapy pe³nokrwistych niemal nerwic z relanium w³¹cznie. Kiedy wreszcie poczyta³em nieco o kulturach Wschodu, medytacjach, akupresurze i w ogóle nauczy³em siê powa nie myœleæ o sobie samym, zacz¹³em widzieæ to inaczej. Po prostu kiedyœ tam dojrza³em. Skoro mo na bez wiêkszego trudu samemu oddzia³ywaæ na w³asny ból g³owy, odczuwanie g³odu czy nawet g³êbok¹ depresjê, to zapewne mo na skutecznie przeciwstawiæ siê górskim, deszczowym nastrojom. I to dzia³a! Proste zajêcie, które mo na wykonywaæ nieskoñczenie d³ugo jest wtedy niezast¹pione. To tak jak strajk w³oski na samym sobie, jakby zwolniony metabolizm taka pó³hibernacja czynnoœciowa. Kiedy siê to umiejêtnie zastosuje, brakuje czasu na d³ug¹ wycieczkê. Jest go za ma³o na œredni¹, wystarcza tylko na ma³y spacer przy schronisku, a przy du ej wprawie wrêcz na krótkie przewietrzenie siê przy otwartym oknie. No i nie drêczy nurtuj¹ce poczucie winy, e zmarnowa³o siê dzieñ albo nawet ca³y urlop. W czasie tak s¹cz¹cego siê œniadania postanowi³em odbêbniæ obowi¹zkow¹ urlopow¹ korespondencjê. Ileœ razy trzeba napisaæ te same 19
Ten pierwszy raz co roku Serdeczne pozdrowienia z... Na szczêœcie dla upartego tatro³aza co roku s¹ inne obrazki na widokówkach. Kiedy w poczuciu dobrze spe³nionego obowi¹zku nakleja³em znaczki, postanowi³em znieœæ te kartki do KuŸnic. W³aœciwie to mia³em ochotê na piwo. Na Kondratowej panuje przecie od zawsze ortodoksyjna prohibicja. W bufecie da siê kupiæ, lub skutecznie poprosiæ o kupienie na dole prawie wszystkiego poza jakimkolwiek alkoholem i papierosami. Do samych KuŸnic szed³em po zupe³nie dziewiczym nocnym œniegu, ale wracaj¹c dogania³em liczne grupki pracowicie pchaj¹cych siê w górê. Có, pogoda pozwala³a na spacer do Kondratowej, ale z g³oœnych rozmów wynika³o, e celem wiêkszoœci by³ Giewont. Wyprzedzi³em ponad setkê osób z czego tylko cztery (liczy³em!) osoby porusza³y siê sprawnie, co niekoniecznie znaczy szybko i by³y wystarczaj¹co, choæ skromnie wyposa one. Szczytow¹ pomys³owoœci¹ wykaza³a siê jejmoœæ, na oko póÿny Balzak ubrana w cienkie, szerokie spodnie i tandetne, chiñskie ale za to nowiutkie tenisówki. Ubra³a te tenisówki na skarpetki zawiniête w woreczki foliowe. W tej sytuacji jej foliowa peleryna na spacerowej wiatrówce rozczarowywa³a brakiem dowcipnego konceptu. Zdziwi³em siê mocno kiedy póÿniej wesz³a do jadalni schroniska. S¹dzi³em, e zawróci du o wczeœniej. W jadalni wrza³o. T³um k³êbi³ siê wokó³ maleñkiego baru. Okna zaparowa³y zupe³nie i nie straszy³y ju widokiem na kiepsk¹ aurê. Na pod³odze breja wniesiona na butach tworzy³a wielkie, b³otniste ka³u e. Sto³y pozastawiane by³y nie odniesionymi naczyniami. Co chwila sprz¹ta³a to któraœ z dziewczyn, bo w kuchni brakowa³o naczyñ i sztuæców. Ktoœ w³¹czy³ g³oœno charcz¹cy tranzystor. Horror! Wyszed³em na pustawy taras. Lekki wiatr spycha³ mg³ê w dolinê. Termometr wskazywa³ jeden stopieñ powy ej zera. Postawny przewodnik zgarnia³ zgrabn¹ grupkê i z powag¹ przekonywa³ ich do zmiany planów. Przy takim zaœnie eniu i zamgleniu wejœcie na Giewont jest zwyczajnym dopominaniem siê o du e k³opoty, albo nawet o œmieræ argumentowa³ s³usznie. 20
Samosierra pod Giewontem Zamiast na Giewont proponowa³ wycieczkê na Kopê Kondrack¹. Na szczêœcie poskutkowa³ argument wysokoœci. Kopa Kondracka jest sporo wy sza od Giewontu. Prawdê mówi¹c, to prawie wszystko w Tatrach jest od niego wy sze. Najbardziej oponowa³a owa paniusia w chiñskich tekstyliach. Wreszcie ktoœ zauwa y³, e ona nie nale y do ich grupy. To jej tak e nie speszy³o. Zrezygnowa³a dopiero gdy zapad³a decyzja o zmianie celu wycieczki na bardziej bezpieczny, a mo e tylko mniej ryzykowny. Widzia³em j¹ jeszcze jak doczepi³a siê do jakiegoœ towarzystwa zdecydowanie kieruj¹cego siê na Giewont. W ka dym b¹dÿ razie posz³a szlakiem na Prze³êcz Kondrack¹. Gêstniej¹ca m awka zeszkli³a œnieg w gruby ry. Chlapa na ca³ego. Nawet nie da³o siê usi¹œæ na mokrych ³awkach. Sta³em tak i patrzy³em na kolejne grupy odchodz¹ce w górê. Naprawdê, tylko kilka osób skierowa³o siê w dó³. Obrazki by³y ma³o œmieszne, a chwilami przera aj¹ce. Trudno dok³adnie oceniaæ umiejêtnoœci i kondycjê cz³owieka, który przechodzi obok i widzi siê go tylko przez chwilê, ale jego ubiór, wyposa enie i sposób poruszania siê w tych niemal ekstremalnych dla mieszczucha warunkach wiele mów¹ o rozs¹dku delikwenta. Królowa³a go³a g³owa, lub co najwy ej cienki kaptur we³nianej czapki nie widzia³em. Letnia wiatrówka zapinana na guziki a w najlepszym wypadku krótka skórzana kurtka by³y najliczniej reprezentowane. Najlepsze spodnie na tak¹ wyprawê zdaniem wiêkszoœci to oczywiœcie d insy. Spódnica i cienkie rajstopy mia³y kilka reprezentantek. Buty g³ównie typu bazarowy adidas, kilkunastu elegantów w miejskich pó³butach, kilka zaledwie osób w czymœ wy szym na bie niku u nikogo nie zauwa y³em rêkawiczek. Modny w tym roku fioletowy kolor foliowych peleryn by³ oczywiœcie dominuj¹cy. To, e nieodpowiednio ubrani rodzice ci¹gnêli ze sob¹ tak e Ÿle wyposa one dzieci, nie dziwi³o mnie nigdy. Wreszcie zacz¹³em wy³uskiwaæ z ca³ej kawalkady osoby wygl¹daj¹ce na dobrze przygotowane do wycieczki w eksponowane i oœnie one, a wiêc koszmarnie œliskie ska³y wapienne na wysokoœci 1900 metrów, w czasie utrzymuj¹cego siê od kilku dni za³amania pogody. Meteo 21
Ten pierwszy raz z Kasprowego potwierdza³o silny zachodni wiatr w porywach ponad 25 metrów na sekundê, czyli 90 kilometrów na godzinê. Nie licz¹c kilku przewodników wycieczek, z ponad trzech setek osób naliczy³em tylko kilkunastu turystów. Reszta w wiêkszoœci nie powinna w tak¹ pogodê nawet dochodziæ do tego schroniska, a dla ponad po³owy KuŸnice winny byæ zdecydowanie nieprzekraczaln¹ górn¹ granic¹ spacerów. Wszed³em do buzuj¹cej jadalni. By³em za ma³o g³odny eby w takim ha³asie coœ zjeœæ, ale nawinê³a siê dziewczyna ze stert¹ brudnych naczyñ. Po chwili przynios³a mi na górê ca³y obiad. Herbatê zalan¹ schroniskowym wrz¹tkiem pi³em znowu na tarasie. Mg³a jakby ustêpowa³a. Grani jeszcze nie by³o widaæ, ale stoki owszem. W miejsce m awki pojawi³a siê drobniuteñka œnie na kaszka. Z ka d¹ minut¹ robi³o siê coraz jaœniej. Wreszcie pokaza³ siê kawa³ek b³êkitu. Co chwila dziury w mgle ods³ania³y niebo, kawa³ki stoków a nawet odcinki grani na tle czystego b³êkitu. Kierunek wiatru zmieni³ siê na pó³nocno zachodni, ale w g³êbi doliny nie œwiadczy³o to o niczym. Najwa niejsze, e ponad mg³¹ nie by³o chmur. S³oñce docieraj¹ce do tarasu szybko osusza³o deski. W pewnej chwili dostrzeg³em oœnie on¹ grañ w pe³nym s³oñcu od Suchego Kondrackiego a po Kopê Kondrack¹. Odczeka³em jeszcze dobre pó³ godziny pogoda nie pogarsza³a siê. Wskazania termometru wolno spada³y. Ma³y plecak spakowa³em w minutê: aparat fotograficzny, kijki, stuptuty, skafander, opaska, okulary s³oneczne, komórka resztê mia³em na sobie. Wszelkie inne drobiazgi zawsze trzyma³em w kieszeniach plecaka i kurtki. Wrz¹tek do termosu z kaw¹ i dwie bu³ki z wêdlin¹ dosta³em w bufecie. Podszed³em tak zdecydowanie, e zasapana kolejka nie zd¹ y³a zaprotestowaæ. Ostrym krokiem przemierza³em w skos dno doliny. Le ¹cy œnieg by³ tak nawodniony, e grubo rzeÿbione podeszwy przy ka dym st¹pniêciu dochodzi³y do ska³y. Kiedy œcie ka zaczyna³a ostrzej siê wznosiæ rozpi¹³em polar pod szyj¹. Drobno padaj¹cy, suchy œnieg osypywa³ siê z bluzy nawet jej nie mocz¹c. Zapewne, tam gdzie œnie ynki zamarza³y, by³ solidny mróz. Niebo na przemian przejaœnia³o siê i zasnuwa³o na nowo. 22
Samosierra pod Giewontem W po³owie stoku przystan¹³em uwa nie siê rozgl¹daj¹c. Œcie ka szlaku by³a dobrze widoczna i nie mia³em adnych w¹tpliwoœci co do terenu. Niepokoi³a mnie aura. To co do tej pory bra³em za mg³ê, to by³y chmury. Przewala³y siê przez Prze³êcz Kondrack¹ i obni aj¹c siê szybko pêdzi³y w stronê Goryczkowych. W ci¹gu paru minut widocznoœæ znów spad³a do kilkunastu metrów. Musia³em siê liczyæ z koniecznoœci¹ nag³ego odwrotu to zawsze jest przykre. Mo e choæ do grani da siê dojœæ? Spora grupa musia³a wchodziæ przede mn¹. Nikt siê jeszcze nie wycofywa³. Tak przynajmniej wskazywa³y œlady. Tam, gdzie sta³em robi³o siê ch³odno. Nagle z waciatej przestrzeni wy³oni³a siê postaæ. Dobrze ubrany i pewnie st¹paj¹cy m³odzian schodzi³ szybko. Mocno wyd³u one kijki stawia³ szybko i pewnie. Nie by³ nowicjuszem. Widocznie ucieszony spotkaniem odpowiedzia³ na pozdrowienie, zatrzyma³ siê i szybko informowa³: Na grani wieje opêtañczo, co chwila widocznoœæ gaœnie do zera... By³ na Kopie, ale nie mia³ pewnoœci czy dotar³ do szczytu; doszed³ do miejsca, sk¹d w ka d¹ stronê by³o w dó³ s³upka granicznego jednak nie odnalaz³. Nie nastraja³o to pozytywnie, ale ka dy ma swoj¹ drogê. On poszed³ w dó³... Wiatr narasta³ z ka d¹ chwil¹. Szczelnie zapi¹³em dopiero co w³o ony skafander. Pod sam¹ grani¹ dotychczasowy szum wiatru przechodzi³ w jednostajne wycie. Sta³a tam grupka turystów wyraÿnie szykuj¹ca siê do zejœcia. Jeœli oni w takim miejscu odpoczywali, to tam gdzie siê zmêczyli musia³o byæ jeszcze ciekawiej. Nawet nie da³o siê porozmawiaæ. Pozdrowi³em ich tylko podniesieniem rêki i skrêci³em ku Kopie. Ku mojemu zdziwieniu po krótkim czasie wiatr jakby os³ab³. Nad g³ow¹ zrobi³o siê znacznie jaœniej. Wreszcie da³o siê coœ zobaczyæ. Widoczny chwilami szczyt Kopy kopci³ pióropuszem œniegu wprost w moj¹ stronê. Teraz dopiero ca³kiem zrozumia³em co siê dzieje. Odchodz¹c od prze³êczy wszed³em na zawietrzn¹ szczytu i dlatego wiatr wydawa³ siê s³abszy. W dalszym ci¹gu planuj¹c powrót t¹ sam¹ drog¹ uporczywie pi¹³em siê do góry. Wpatrzony w strugê œniegu porywanego z wierzcho³ka spodziewa³em siê strasznej tam wichury. 23
Ten pierwszy raz Warstwa bia³ego puchu pod nogami by³a tak gruba, e nigdzie nie widzia³em ju go³ej ska³y. Nawet nie zauwa y³em kiedy zgubi³em œlady poprzedników. Zreszt¹, przy takim wietrze œlady s¹ zawiewane i nikn¹ w kilka minut. Przygotowany na uderzenia wiatru wszed³em na szczyt uzbrojony w kijki. Tu wreszcie mog³em odwróciæ siê ty³em do wiatru. Ca³kowicie zaskoczony zobaczy³em wspania³y widok. Wszystko by³o widoczne od Giewontu przez Goryczkowe, Kasprowy, Granaty, Œwinicê a po oddzielone ogromem Doliny Cichej pasma s³owackie z dumn¹ kop¹ Krywania. Dno Doliny Kondratowej z jej maleñkim schroniskiem by³o jak na bardzo wyci¹gniêtej d³oni. Przez moment widzia³em nawet odleg³e o kilkanaœcie kilometrów, dobrze znane mi Murzasichle. Wszêdzie dooko³a na niebie by³y wielkie, k³êbiaste chmury. Tylko nad samymi Tatrami przemyka³y nieliczne, drobne k³aczki, ale za to pêdzi³y z wielk¹ szybkoœci¹. Zaskakuj¹co wspania³a widocznoœæ mog³a skoñczyæ siê w ci¹gu paru minut. Zrobi³em szybko kilka zdjêæ. Te wspania³e widoki na tyle poprawi³y mi nastrój, e postanowi³em schodziæ na Prze³êcz Kondrack¹ dalej niemal na wprost napieraj¹cemu wiatrowi. Œnieg po tej stronie stoku by³ bardzo mocno zbity. Jeszcze nie wymaga³ raków, ale bez kijków nie mia³bym szans na bezpieczn¹ drogê. Bardzo obawia³em siê silnego zwê enia grzbietu, gdzie móg³ byæ przy aktualnym wietrze du y i trudny do obejœcia nawis. Obawy by³y uzasadnione tylko czêœciowo. Nawis by³ rzeczywiœcie du y i wyprowadza³ wprost nad olbrzymie urwisko, ale po zachodniej stronie da³o siê go obejœæ. Trzeba by³o wyjœæ na znaczn¹ boczn¹ stromiznê i ostro nie posuwaæ siê trawersem nad Dolin¹ Ma³ej ¹ki. Ten odcinek nie mia³ wiêcej ni piêædziesi¹t metrów, ale po jego przejœciu czu³em pot na plecach. Potu powodowanego strachem nie zdo³a odprowadziæ od cia³a aden polar i adna membrana. Dalej, a do prze³êczy by³o szeroko, lekko w dó³ i s³onecznie oraz co najwa niejsze ju znacznie ciszej. Na góruj¹cy nad Kondrackimi Giewont nawet nie spojrza³em. Zejœcie z zaœmieconej prze³êczy dawa³o obraz ciê kich zmagañ adidasowych trampkarzy ze œliskoœci¹ mokrego wapienia. adnych stopni, wszystko wyœlizgane. Moje ciê ko wibramiaste buty te parê razy pojecha³y. Nawet 24
Samosierra pod Giewontem kijkami trudno siê by³o asekurowaæ w krêtych zawijasach miêdzy g³azami. W kilku miejscach na œniegu by³y ma³e plamy krwi. Ktoœ zostawi³ na szlaku zwiniêt¹ w k³êbek foliow¹ pelerynê. Od mojego wyjœcia ze schroniska minê³y ponad trzy godziny wiêc chêtnie na tej folii przysiad³em. Kubek gor¹cej kawy i po ywna bu³ka pozwoli³y na moment odpocz¹æ od pe³nej koncentracji nad ka dym kolejnym krokiem. Jeœli tutaj by³a taka œlizgawka, to co musia³o siê dziaæ na ³añcuchach pod Giewontem. Dolinê zaczyna³a dok³adnie wype³niaæ przedwieczorna mg³a, zatem poszed³em dalej. Nikogo nie spotka³em do samego schroniska. Pora ju by³a póÿna i kiedy wszed³em do jadalni zasta³em tam tylko dwoje turystów pakuj¹cych resztê prowiantu po posi³ku. Podobnie jak ja poprzedniego dnia przyszli od Ma³ej ¹ki i zajê³o im to ca³e popo³udnie. Postanowili zanocowaæ w schronisku. Ju po kilku zdaniach okaza³o siê, e pochodzimy od tej samej ma³py. Ucieszy³em siê. Nie lubiê t³oku, ale drugi z kolei samotny wieczór w schronisku to by³aby przesada. Schroniskowe dziewczyny star³y pod³ogê i zabra³y siê do mycia boazerii. Za kilka godzin rozpocznie siê przecie kolejny dzieñ obs³ugi ruchu turystycznego w Dolinie Kondratowej. Gdy po skoñczonej kolacji dopijaliœmy herbatê, schroniskowa radiostacja rozszczeka³a siê licznymi g³osami. Szukali kogoœ na G¹sienicowej facet podobno wyszed³ z grup¹ przez Zawrat do Pi¹tki, ale ju przed Czarnym Stawem os³ab³, zosta³ sam i nie pojawi³ siê wieczorem w umówionym miejscu. Sprawdzili ju ca³y szlak, ale nic nie znaleÿli. Robi³o siê ciemno i kolejne patrole ratowników zg³asza³y raporty oraz odbiera³y kolejne dyspozycje. Bez trudu rozpoznawaliœmy znajomy g³os prowadz¹cego akcjê. W opustosza³ym schronisku drewniane œciany tylko nieco t³umi³y mocne s³owa zmêczonych toprowców. Wzywali posi³ki do nocnych poszykiwañ. Mieli do spenetrowania drogê Pod Fajki i ca³¹ Dolinê Kozi¹ oraz Zawrat. Grupa z Piêciu Stawów wychodzi³a do Doliny Pustej i Doliny pod Ko³em. Ustalali kto ma sprawdziæ Roztokê, Jaworzynkê i Skupniowy Up³az. 25
Ten pierwszy raz Owiniêci w koce siedzieliœmy na pryczach przerywaj¹c ciche rozmowy, gdy tylko dobiega³y g³osy z g³oœników. Ogarnia³o nas przera enie na jak ogromnym terenie trwaj¹ dzia³ania. Gdybyœmy byli w tamtych schroniskach pewnie zg³osilibyœmy akces do pomocy w akcji, ale z tej odleg³oœci mogliœmy tylko nas³uchiwaæ. P³ynê³a nocna Polaków rozmowa o górach, wêdrówkach, ale te o samobójcach na górskich œcie kach. No bo jakie myœli mog¹ przychodziæ do g³owy doœwiadczonym turystom górskim, gdy ogl¹daj¹ to co sami widzieliœmy tego dnia na Kondratowej. Nie by³y to wcale odosobnione wypadki. Ja i moi rozmówcy od wielu lat obserwujemy przecie tysi¹ce przyk³adów ignorancji u uczestników górskich wycieczek.... Jak to siê dzieje, e na progu trzeciego tysi¹clecia, w œrodku Europy tylu ludzi w tak idiotyczny sposób ulega wypadkom lub ginie w ma³ych w koñcu górach o œredniej co najwy ej wysokoœci? Zacz¹æ trzeba od przyczyn. Kim s¹ okazjonalni szczytodrapacze? Najliczniej na tatrzañskich szlakach reprezentowany jest osobnik odziany urlopowo, co wcale nie oznacza turystycznie. Grupki rodzinne, w których m³odzie ubrana jest wycieczkowo, a starsze pokolenie raczej spacerowo wskazuj¹ na wczasowe ich pochodzenie. Zachowuj¹ siê spokojnie ale rozmawiaj¹ w czasie drogi raczej g³oœno. Po akcencie i nalecia³oœciach ³atwo dociec z jakiego regionu kraju przyjechali. Podniesione g³osy wskazuj¹ na doœæ wysoki poziom adrenaliny. W czasie odpoczynków mówi¹ mniej, ka dy w grupie ma tradycj¹ ustalon¹ rolê. Tata staje w kolejce, mama rozdaje papu, dzieci maj¹ na uszach s³uchawki albo nudz¹ siê i marudz¹. Ich podnieca g³ównie to e... gdzieœ id¹! To, e s¹ w okreœlonym miejscu ma³o ich obchodzi. Nastêpna grupa to ludzie starsi, mniej wiêcej w zbli onym wieku. Poruszaj¹ siê w dwu, trzyosobowych zespo³ach. S¹ cisi i znacznie mniej rozmowni w czasie drogi. Na ka dym popasie musz¹ siê najpierw 26
Samosierra pod Giewontem zorganizowaæ i wtedy zachowuj¹ siê nieco g³oœniej. Ich podnieca g³ównie to, e gdzieœ doszli. Bez trudu rozpoznaje siê, e zawarli znajomoœæ w jakimœ sanatorium. M³odzie owe grupy zorganizowane podzieliæ mo na na dwie czêœci: w czasie wakacji kolonijn¹, oraz w czasie roku szkolnego wycieczkow¹. Rozpoznaje siê je bez adnych problemów. Id¹ mocno rozci¹gniêt¹ grup¹, czêsto siê nawo³uj¹c. Przy schroniskach ka da dzieli siê niezmiennie na dwie grupki: jedna, g³oœna ustawia siê w kolejce do baru kupuj¹c raczej pami¹tki i ³akocie ni posi³ki, druga zbita w kupkê jest jakby wyciszona i siada na zewn¹trz. Ten podzia³ wynika z zasobnoœci kieszeni. S¹ grupami raczej administrowanymi (i to kiepsko) ni zorganizowanymi choæby prowiantem, którego zwykle nie maj¹. Coraz czêœciej prowadz¹cymi grupy m³odzie owe s¹ osoby w habitach. Ich nieudolnoœæ w kierowaniu grupami wycieczkowymi jest zdumiewaj¹ca. Oni po prostu id¹ gdzieœ w grupie. Wydaj¹ siê byæ przekonani, e ju sama ich obecnoœæ jest wystarczaj¹c¹ opiek¹ nad m³odzie ¹. Zadziwiaj¹ca indolencja u osób z wy szym przygotowaniem zawodowym do nomen omen duchowego przywództwa. Natomiast grozê wrêcz budzi, mimo oczywistoœci obowi¹zuj¹cych przepisów, we wszystkich grupach m³odzie owych nagminny brak kwalifikowanych przewodników 2. Id¹ce z przewodnikami najczêœciej spotyka siê ma³e grupki obcokrajowców, i to nie tylko zza zachodniej granicy. Odwiedzaj¹cy 2 Ju nied³ugo ma ponoæ zacz¹æ obowi¹zywaæ jakiœ dodatkowy przepis pozwalaj¹cy stra nikom Parków Narodowych karaæ organizatorów takich grup. Bzdura! To ju by³o i nic nie da³o. Ka dy organizator ustala³ z m³odzie ¹, e jakby co, to... ka dy idzie indywidualnie! I pokazywali figê filancowi albo innej Mundurowoœci. Ka dy tak podpuszczony dzieciak woli zjeœæ loda ni s³uchaæ przewodnika. A i dla organizatora zostaje jakaœ kasa na wieczorne koszta integracyjne. Tajemnica tkwi jak zwykle w pieni¹dzach. Dopóki obni ka w cenie biletu do Parku dla grupy wycieczkowej nie pokryje kosztu przewodnika nic z tego nie bêdzie Szanowny Ustawodawco! 27