Odkrywamy PAŹDZIERNIK 2014 EGZEMPLARZ BEZPŁATNY Grodzieckie dzieci w okresie międzywojennym i w czasie okupacji hitlerowskiej Ze wspomnień Janiny Kozłowskiej /str. 3 / Demokracja bezpośrednia i jej formy w samorządzie terytorialnym /str. 6 / nr 6 Będzin-Grodziec www.odkrywamygrodziec.pl ISSN: 2353-7868
2 Grodzieckie dzieci w okresie międzywojennym i w czasie okupacji hitlerowskiej Ze wspomnień Grodźczanki, Pani Janiny Kozłowskiej Na świat przyszłam w niedzielę o godzinie 10.10. Akurat w tym samym czasie na Jasnej Górze mszą świętą rozpoczynał się Pierwszy Kongres Eucharystyczny. Na uroczystość tę wraz z delegacją górników z Kopalni Grodziec pojechał mój ojciec. Wśród zaproszonych gości znalazł się 90-letni litewski arcybiskup Edward von Ropp, którego ojciec bardzo chciał poznać, jako, że był on bratem babci mojej mamy, Weroniki Markiewiczowej. Matka moja była Litwinką pochodzenia polskiego. Urodziła się w Kownie, dorastała w Rydze, wyszła za mąż w Petersburgu. Do ślubu, późniejszy wieloletni grodziecki organista pan Zajkowski śpiewał rodzicom Pod Twą obronę. Mama z racji tych przeprowadzek mówiła, czytała i pisała, zarówno po polsku, jak i po litewsku, łotewsku i rosyjsku. Do Grodźca przyjechała za mężem Polakiem i tam już została do końca życia. Ojciec mój już w bardzo młodym wieku związał się z ruchem patriotycznym. W wieku 18 lat został przez wojska kozackie postrzelony i aresztowany. Wyrokiem Rządu Carskiego skazano go na 11 lat katorgi i dożywotnie zesłanie na Syberię. Wyrok odsiadywał w twierdzy Szlisselburg, gdzie przez pierwszy rok przebywał w izolatce, skuty ważącymi 15 kilogramów kajdanami. Żeby nie oszaleć z samotności na głos, z pamięci recytował fragmenty Pana Tadeusza. W roku 1917, po 9 latach tej katorgi został na skutek zmian politycznych oswobodzony. Z sercem przepełnionym radością, wraz z żoną i państwem Zajkowskimi pierwszym transportem wrócił do Ojczyzny. Za pracę na rzecz odzyskania niepodległości Prezydent Ignacy Mościcki odznaczył go Krzyżem Niepodległości z Mieczami (jednym z najważniejszych państwowych medali okresu międzywojennego). Rodziców mojego ojca, którym za szerzenie polskości groziło aresztowanie, a może i zsyłka na Syberię dziedziczka Maria Ciechanowska ściągnęła z kielecczyzny do Grodźca. Dziadka Tomasza zatrudniła w swoim majątku. Wzrastając w tak patriotycznym domu od dziecka uczyłam się miłości do ojczyzny i szacunku do ludzi. Dzieciom wpajano, że z najbardziej potrzebującymi należy dzielić się nawet ostatnią kromką chleba. W okresie międzywojennym bezrobocie i niskie zarobki powodowały, że ludziom żyło się bardzo ciężko, nierzadko, w skrajnej nędzy. Niedożywione dzieci zapadały na ciężkie choroby. Suchoty i gruźlica były częstą przyczyną śmierci najmłodszych. Krzywica objawiała się garbami na plecach lub wykrzywionymi w kabłąk nogami. Dzieci wiecznie były obsypane ropiejącymi i bolesnymi wrzodami. Za namową doktora Karsza, lekarza pracowników Kopalni Grodziec i ich rodzin Dyrektor Stanisław Skarbiński wyasygnował fundusze na zakup tranu. Otrzymywali go codziennie uczniowie szkoły nr 2. Mieszkańcy domów kopalnianych na tzw. Pekinie w znajdujących się na podwórkach komórkach chowali zwierzęta i różne ptactwo. Były to kury, gołębie, króliki, a nawet świnki. Najpotrzebniejsze były jednak kozy, bo dawały niezbędne dzieciom mleko. Po powrocie ze szkoły, dzieci wypędzały kozy na miedzę lub na nie obsadzane pola kopalniane. Kozy skubały trawę, a dzieci rwały tę trawę i przynosiły do domu na tzw. wysuszenie. Chłopcy grali w klipę, a dziewczynki ze stokrotek lub innych polnych kwiatów plotły wianuszki. Pamiętam, że kobiety, i te, z Pekiniu, i ze wsi grodzieckiej nie miały ani płaszczy, ani kurtek.
Okrywały się długimi chustami i nosiły długie spódnice przepasane fartuchem. Dopiero z czasem, moja mama wprowadziła szyte przez siebie krótsze sukienki z kretonu, tzw. chłopki. Pokazywała też dziewczynkom jak posługiwać się drutami i szydełkiem, aby te mogły sobie zrobić skarpetki, rękawiczki, szaliki czy chusty na głowę, a dla swoich mężczyzn nauszniki lub nawet swetry. Mama uczyła też grodzieckie dzieci pływać. Znała różne style, bo wychowywała do różnych instytucji, a nawet z nimi jeździł załatwiać jakieś sprawy. Do rodziców ludzie przychodzili nie tylko po wsparcie, ale też po rozmaite porady. W dowód szacunku, jaki mieszkańcy Grodźca żywili do mojego taty wybrany został na pierwszego po wojnie przewodniczącego Rady Gminnej. Jestem z rodziców bardzo dumna i szczęśliwa, że wreszcie mogę o nich opowiedzieć. 3 Szkolna fotografia z archiwum Pani Janiny Kozłowskiej, z czerwca 1939 roku. Widać na niej bosych kolegów i koleżanki z klasy. repr. Jerzy Sz. Wieczorek się nad Dźwiną i pływała znakomicie. Nauki te odbywały się w nieuregulowanej jeszcze wtedy Brynicy. Większość mieszkańców ul. Konopnickiej w tamtych czasach nie umiała ani czytać, ani pisać. Pamiętam dni, kiedy na ławce na naszym podwórku zasiadał mój ojciec, komendant policji pan Adam Adamowski i pan Franciszek Wrzeszcz i na głos czytali sąsiadom wyrywki z gazety. Tym niepiszącym mój tato pisywał prośby i odwołania Obaj moi bracia byli nieprzeciętnie zdolnymi chłopcami. Starszy, Tadeusz grał na skrzypcach, malował i rzeźbił. Już w wieku 16-17 lat pisał przemyślane eseje. Młodszy, Rudolf grał na każdym instrumencie, który wpadł mu w ręce. Najbardziej kochał gitarę, bo przy niej mógł też śpiewać. Pod koniec życia namalował na płótnie poczet królów polskich. Mimo tych uzdolnień, mój starszy brat zamiast na dalszą naukę trafił (i to za protekcją) do pracy w Kopalni Grodziec. W tym czasie ojca nie było stać bowiem na edu-
4 CZY WIESZ, ŻE... Przedszkola zwane ochronkami istniały w Grodźcu już przed 1900 rokiem. Pierwsza ochronka z prawdziwego zdarzenia, mieściła się w mieszkalnym budynku kopalnianym przy ul. Konopnickiej, przebywały tam dzieci pracowników kopalni Grodziec. Druga, powstała z inicjatywy Marii Ciechanowskiej w 1927 roku i była zlokalizowana w budynku Juliana Orpycha przy ul. Chopina. Uczęszczały do niej m. in. dzieci pracowników cementowni Grodziec. Przetrwała do 1956 roku, a ponieważ wówczas akurat oddano do użytku przedszkole zbudowane na osiedlu Cementowni, dzieci przeszły do nowego budynku. Stary budynek dotrwał do naszych czasów rozebrany został kilka lat temu. Przez pewien czas grodzieckie ochronki wspomagała finansowo Maria Ciechanowska. Dziećmi w obydwu miejscach opiekowały się siostry zakonne Pasjonistki. Maria Ciechanowska (siedzi trzecia z prawej) w otoczeniu sióstr Pasjonistek przy nowo otwartej ochronce przy ul. Chopina w 1927 roku. "Kurier Zachodni nr 34/1927 r" kację syna, gdyż utrzymywał pięcioosobową rodzinę. Tadeusz w wieku 18 lat, w następstwie tragicznego wypadku, zginął. To samo spotkało niedługo potem jego szkolnego kolegę. Takie to były czasy. Wracając do losów dzieci międzywojennych, to te z najbiedniejszych rodzin przez całe lato, zarówno do szkoły, jak i do kościoła (co było wtedy obowiązkowe) chodziły na bosaka. Ich rodziców nie stać było na zakup sandałów. Na szkolnej fotografii z czerwca 1939 roku widać to doskonale. Dzieci te, po ukończeniu Szkoły Powszechnej nie miały szans na dalszą naukę. Dziewczęta podejmowały pracę jako służące u kopalnianych urzędników, a chłopcy łapali się prac dorywczych, marząc o zatrudnieniu w Kopalni lub Cementowni. Czasem uczyli się jakiegoś zawodu. Okupacja hitlerowska w czasie II wojny światowej stała się piekłem na ziemi. Już na początku września 1939 przeprowadzono rewizje w mieszkaniach, komórkach i piwnicach byłego grodzieckiego wójta pana Stanisława Kempy, pana Stanisława Pasternaka (czyli u nas) i u Bolesława Muchy. Obyło się bez aresztowań, bo wówczas jeszcze wermachtem dowodził oficer austriacki. Gdy dowództwo przejęło gestapo i SS nie było już tak łagodnie. Mieszkając w domu przy ulicy Konopnickiej 2, gdzie na parterze pomieszczenia po przedwojennej policji przejęła żandarmeria byłam naocznym świadkiem tego, co się tam rozgrywało. Wciąż słychać było krzyki torturowanych aresztantów, a podest klatki schodowej bywał zalany krwią. W pierwszym roku okupacji dzieci nie chodziły do szkoły. Te, które ukończyły 10. rok życia przymuszano do wykonywania różnych prac. Najczęściej było to wyładowywanie kamieni przy robotach drogowych. Rok później szkołę otwarto, ale
Kolega z klasy Pani Janiny Kozłowskiej - Aleksander Słomiany z literą P przypiętą do ubrania / repr. Jerzy Sz. Wieczorek 5 Budynek ochronki przy ul. Chopina / foto J. Sz. Wieczorek program edukacyjny został okrojony: nie uczono historii i geografii, a do polskiego zamiast książek używano skryptów. Dwa razy w tygodniu, zamiast do szkoły dzieci chodziły na roboty do pobliskiego dworu, przejętego przez SS od dziedziczki Marii Ciechanowskiej. Pracowały tam po dziesięć godzin dziennie przy plewieniu chwastów, a jesienią przy zbieraniu wykopanych przez traktor ziemniaków. Chłopca, który schował do kieszeni parę kartofli, aby zanieść je rodzeństwu na kolację, esesman tak dotkliwie pobił, że z nosa i uszu płynęła mu krew. Po ukończeniu 14. roku życia, każde dziecko było wzywane do będzińskiego arbeitsamtu i przydzielane do przymusowej pracy. Szczęściem było otrzymanie skierowania do fabryki lub szwalni. Aby na godzinę 6.00 być na miejscu, trzeba było wychodzić z domu ok. 5.00. Panowały ciemności, bo nawet nie wolno było zaświecić latarki. Droga od Browaru do Gzichowa była mało zabudowana dzieci idąc, trzęsły się ze strachu. Dziewczynki kierowano do niemieckich mieszkań jako służące. Od rana do nocy dźwigały ciężkie wiadra z węglem i wodą, myły okna, prały, sprzątały i zajmowały się dziećmi, ale przynajmniej dostawały coś do zjedzenia. Żywność otrzymywana w zamian za kartki, nigdy nie wystarczała, aby zaspokoić głód. Najgorszy los spotkał te dzieci, które oderwano od rodziców i wywieziono na roboty do Niemiec, najczęściej do bauerów. Pracowały w polu, doiły Janina Kozłowska z córką Ewą przy brzozach zasadzonych kilkadziesiąt lat temu, w czynie społecznym na Rozkówce. krowy i opatrywały trzodę chlewną, a ponadto bardzo tęskniły za rodzinnym domem. Aby odróżniać się od dzieci niemieckich, miały obowiązek przypinać do ubrania literkę P. Zdjęcie z takim oznakowaniem przysłał mi kolega z klasy Olek Słomiany. Moja przyjaciółka Ada W. nie zgłosiła się do arbeitsamtu w wyznaczonym terminie. Przyszedł więc po nią żandarm Zigiel. Przywiązał jej sznurek do ręki, wsiadł na rower i tę drobną, chudą dziewczynkę ciągnął za sobą ponad pięć kilometrów, aż do arbeitsamtu w Będzinie. Jednak najokropniejszy los spotkał inną moją koleżankę Daśkę Wańryb. Jako, że pochodziła z rodziny żydowskiej, wraz z bratem i rodzicami zginęła w Oświęcimiu. W czasie okupacji, pod wpływem dziecięcej rozpaczy zaczęłam pisać moje pierwsze wiersze. W wigilię 1944 roku napisałam wiersz pt. Nadzieja. Cytuję go poniżej: W koło smutno i przerażająco, Ale w sercach nadzieja. Bo gdyby nie ona, Nie byłoby żadnego sensu istnienia. Więcej od chleba, mleka, żywności, Brak nam wolności. Niechaj nareszcie pękną kajdany, Niech zazielenią się wolnością łany. Niech Polska wolną ojczyzną się stanie, Daj nam tak Panie!
INFORMATOR Demokracja bezpośrednia i jej formy w samorządzie terytorialnym: referendum lokalne i konsultacje społeczne 6 Termin demokracja pochodzi z połączenia dwóch greckich słów: demos (lud) i kratos (władza, rządy). Został wprowadzony przez sofistów na oznaczenie ustroju przeciwstawnego arystokracji, natomiast jego spopularyzowanie to zasługa starożytnych filozofów: Demokryta, Platona i Arystotelesa. Klasyczna demokracja jaka narodziła się w Atenach miała charakter bezpośredni. Wszystkim wolnym obywatelom płci męskiej gwarantowano prawo uczestniczenia w odbywających się na forum zgromadzenia dyskusjach o sprawach publicznych i podejmowania decyzji dotyczących państwa oraz stanowienia prawa. Obecnie, (m. in. ze względów technicznych) najczęściej mamy do czynienia z demokracją pośrednią, tzw. przedstawicielską, która sprowawadza się do wybierania przez obywateli radnych, posłów, senatorów którzy to dopiero w ich imieniu podejmują ważne dla całego społeczeństwa decyzje. Współcześnie demokracja bezpośrednia możliwa jest jedynie w małych społecznościach (np. zebrania wiejskie na wsiach), jednak należy pamiętać, że demokratyczne systemy sprawowania rządów wykorzystują niektóre jej elementy w procesie decyzyjnym. Formy demokracji bezpośredniej, które funkcjonują w Polsce i Europie to m. in.: referendum, inicjatywa ludowa, weto ludowe i konsultacje społeczne. REFERENDUM Instytucja referendum ukształtowała się w XVI wieku w Szwajcarii. Polega ono na powszechnym głosowaniu obywateli posiadających czynne prawo wyborcze. Mieszkańcy udzielają pozytywnej lub negatywnej odpowiedzi na zadane pytania. Referendum może mieć charakter obligatoryjny (gdy prawo nakazuje przeprowadzenie głosowania w konkretnej sprawie) lub fakultatywny (gdy decyzja o przeprowadzeniu referendum leży w gestii władz). Referendum może mieć zarówno zasięg lokalny, jak i ogólnokrajowy, a ponadto, rozstrzygnięcie wynikające z głosowania może być dla władz wiążące lub nie wiążące (stanowi wówczas tylko formę wyrażenia opinii mieszkańców). W referendum lokalnym mieszkańcy miasta wyrażają w drodze głosowania swoją wolę jak wskazuje ustawa o samorządzie gminnym: w sprawie odwołania organu stanowiącego tej jednostki; co do sposobu rozstrzygania sprawy dotyczącej ich wspólnoty mieszczącej się w zakresie zadań i kompetencji organów danej jednostki; w innych istotnych sprawach, dotyczących społecznych, gospodarczych lub kulturowych więzi łączących tę wspólnotę; w sprawie odwołania prezydenta miasta; w sprawie samoopodatkowania się mieszkańców na cele publiczne. Referendum jest ważne, jeżeli wzięło w nim udział co najmniej 30% uprawnionych do głosowania, jednak należy zaznaczyć, że referendum w sprawie odwołania rady miejskiej lub prezydenta jest ważne tylko w przypadku, gdy udział w nim wzięło nie mniej niż 3/5 liczby biorących udział w wyborze odwoływanego organu. KONSULTACJE SPOŁECZNE Konsultacje społeczne to proces, w którym przedstawiciele władz (każdego szczebla) przedstawiają obywatelom swoje plany dotyczące nowych aktów prawnych, inwestycji lub też innych ważnych przedsięwzięć, które będą miały wpływ na życie codzienne i pracę mieszkańców. Najczęściej konsultuje się kwestie dotyczące planów zagospodarowania przestrzennego i nowych inwestycji, ale może chodzić także o modernizację ulicy, zagospodarowanie skweru lub dyskusję o ofercie domów kultury. Konsultacje nie ograniczają się tylko do przedstawienia planów, ale głównie mają na celu stworzenie przestrzeni współpracy lokalnej, w której przedstawiciele
PODSTAWA PRAWNA: Ustawa z dnia 15 września 2000 r. o referendum lokalnym (Dz.U. 2000 nr 88 poz. 985) Ustawa z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (Dz.U. 1990 nr 16 poz. 95) Ustawa z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz.U. 2003 nr 96 poz. 873) 7 społeczeństwa będą mogli wyrazić swoją opinię, zaproponować alternatywne rozwiązania lub wpłynąć na ostateczną decyzję. Konsultacje są więc jednym ze sposobów uzyskiwania opinii, stanowisk, propozycji od instytucji i osób, których w pewien sposób dotkną, bezpośrednio lub pośrednio, skutki podejmowanych przez administrację działań. Dlatego też istotne jest, aby konsultować plany na jak najwcześniejszym etapie ich przygotowania, a jeśli nie jest to możliwe to chociaż przed podjęciem ostatecznej decyzji. W przeciwnym razie skutek będzie odwrotny od zamierzonego, a mieszkańcy poczują się (słusznie) oszukani, gdyż ich głos nie będzie w ogóle wzięty pod uwagę. Do etapów procesu konsultacji społecznych należy zaliczyć: informowanie o zamierzenia i planach władz, prezentacja poglądów obu stron (zarówno władz, jak i mieszkańców) na sposoby rozwiązania problemu, wymiana opinii i dyskusja, znajdowanie wspólnych i satysfakcjonujących wszystkich uczestników rozwiązań, informowanie o finalnej decyzji. Tak rozumiane konsultacje społeczne są jednym z narzędzi, które nie tylko gwarantują przejrzystość i transparentność życia publicznego, ale także zwiększają trafność podejmowanych przez rządzących rozstrzygnięć. Zasady i tryb przeprowadzania konsultacji z mieszkańcami określają radni w uchwale Rady Miejskiej. Konsultacje społeczne coraz częściej przybierają formę spotkań dyskusyjnych lub warsztatów, w trakcie których można wyrazić swoją opinię, poznać potrzeby innych, zadawać pytania urzędnikom i ekspertom, po to, aby rozeznać dogłębnie sytuację i wyrobić sobie zdanie na dany temat. Podczas konsultacji ważna jest wymiana zdań i możliwość usłyszenia propozycji innych osób. Konsultacje różnią się od badań społecznych tym, że w trakcie ich trwania uczestnicy, słuchając innych i rozumiejąc ich potrzeby, czasem zmieniają swoje opinie. Celem nadrzędnym jest wypracowanie konsensusu. Po przeprowadzeniu konsultacji organizatorzy przygotowują i publikują ich podsumowanie. Warto pamiętać, że konsultacje w odróżnieniu od referendum nigdy nie mają charakteru wiążącego. Oznacza to, że ich wyniki są wyłącznie głosem doradczym, pomagającym tak zmienić projekty urzędu, aby odpowiadały na potrzeby mieszkańców. Ostateczną decyzję podejmują jednak rządzący i to oni biorą za nią pełną odpowiedzialność. Przejście od modelu demokracji bezpośredniej do demokracji pośredniej, czyli niejako odsunięcie szerokich rzesz ludności od władzy na rzecz wąskiej grupy reprezentantów spowodowało społeczny zanik zainteresowania i poczucia wpływu na politykę. Dotyczy to nie tylko kwestii ogólnokrajowych, ale także lokalnych. Mieszkańcy nie są zapraszani do współpracy, a często nawet traktowani przez urzędników jak zło konieczne. A przecież to my jesteśmy dla nich niejako pracodawcami. Na szczęście od jakiegoś czasu sytuacja zaczyna się zmieniać na lepsze i coraz więcej samorządów podejmuje trud prowadzenia uczciwych i otwartych konsultacji społecznych. Również instytucja referendum lokalnego przeżywa renesans. W wielu miastach włodarze pytają za pomocą tego narzędzia swoich mieszkańców na przykład o to, czy rozwiązać straż miejską (takie próby podjęto już w Zakopanym, Elblągu, Ząbkach, Augustowie, Suwałkach)? Równie często wyborcy starają się odwołać prezydentów lub radnych w trakcie kadencji (Czeladź, Warszawa, Włocławek). Zabiegi te nie kończą się w większości sukcesem ze względu na brak wymaganej frekwencji. Bez względu jednak na to, co jest dla nas ważne i w jakim temacie zabieramy głos oraz po której jesteśmy stronie warto być aktywnym i włączać się w zarządzanie sprawami lokalnymi, a więc korzystać z dobrodziejstw demokracji, z której jesteśmy przecież tacy dumni.
Dawniej i dziś fot. Jerzy Sz. Wieczorek Dawniej tzw. okraglak w Parku Rozkówka pełnił funkcję kawiarni z tarasem (zdjęcie z lat 60. XX wieku, okraglak w budowie). Potem (zdjęcie z 2004 r.) dobuduwano ściany, aby przystosować obiekt do całoroczengo użytkowania. Na górze był bar, kawiarnia i zaplecze, a na dole piłkarze mieli szatnię. Obecnie jest to dom mieszkalny. Agnieszka Tytko Mój Grodziec z dzieciństwa Spacerkiem przemierzam Grodźca ulice, co się zmieniło? Tego nie zliczę. Czas nieustannie zabiera dawne mienia, Pozostały już tylko wspomnienia. Zamknięto kopalnię,szyby zalano, Większość budynków z ziemią zrównano. Niszczeją biurowce, przychodnia, stołówka, jest nowy właściciel Parku Rozkówka. Tory skradziono, bocznicę rozebrano, korty zarastają, a Gwarka sprzedano. Przez równe sto lat życie jej trwało, był węgiel, praca i tyle się działo. Nieczynna jest także cementownia, jej dawna przychodnia i przesypownia. Od lat podziwiam jej ruiny, ogromne silosy, wysokie kominy. Jak długo pozwoli im przetrwać czas? Jak długo wspomnienia przeżyją w nas? Mostu na Górniczej i torów już nie ma, a wąwóz pod mostem przykrył gruz i ziemia. Zabrano nam tramwaj 25, na tory złomiarze powzięli chęć. Choć było tyle rozmów, sporów i emocji, to jednak zabrano nam ten środek lokomocji. Nie ma już przedszkola na Różyckiego, dawnego fotografa Kwietniewskiego, wyburzono budynek Sądu i Ochronki, zmienia się krajobraz pobliskiej kamionki. Kino Polonia odeszło w zapomnienie, a Praktyczna Pani to prywatne pomieszczenie. Niedawno runęła szybu Zygmunt maszynownia, w której działała także przepompownia. Mój obecny Grodziec nie przypomina tego co było. Czy to nasza wina? ZAPROSZENIE NA WYSTAWĘ ZDJĘĆ Odkrywamy Grodziec na starych fotografiach Serdecznie zapraszamy wszystkich mieszkańców i sympatyków Grodźca na organizowaną przez nas, wraz z Restauracją Rozkówka wystawę fotograficzną Pana Jerzego Sz. Wieczorka, członka naszego zespołu redakcyjnego. Wystawa odbędzie się w Restauracji Rozkówka (mieszczącej się w Parku Rozkówka) dnia 11 października 2014 r. (sobota) o godzinie 16.00. W programie: unikatowe zdjęcia, niekończące się rozmowy i słodki poczęstunek, czego więcej potrzeba, aby miło spędzić sobotnie popołudnie? Redaktor naczelna Joanna Podgórska-Rykała: absolwentka studiów politologicznych i administracyjnych. Słuchaczka studiów doktoranckich na Uniwersytecie Śląskim, obecnie pisze pracę doktorską z tematyki samorządu terytorialnego. Nauczycielka akademicka. Współpracuje z wieloma lokalnymi stowarzyszeniami, angażując się w rozmaite projekty społeczne. Odkrywamy Wydawca i redakcja: Joanna Podgórska-Rykała Jerzy Sz. Wieczorek (współpracownik redakcji) ul. Barlickiego 22/10 42-506 Będzin-Grodziec Nr 6 / Październik 2014 / ISSN: 2353-7868 Nakład: 1000 egz.