O WŁASNĄ PORCJĘ BUDYNIU [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI; Rys. Hanna Pyrzyńska Gazeta Wyborcza nr 49, wydanie z dnia 28/02/1994, str. 12 Poprzedni minister przekształceń własnościowych zgodził się na [spółki pracownicze], obecny - socjaldemokrata - chce rzucić zakład na giełdę. Wszystko było zapięte na ostatni guzik - znaleźli inwestora strategicznego, zebrali kapitał, zarejestrowali spółkę, a Janusz Lewandowski, ówczesny szef Ministerstwa Przekształceń Własnościowych, nie mówił "nie". Ale pomysł załogi Kaliskich Zakładów Koncentratów Spożywczych Winiary na prywatyzację firmy nie wypalił. - Do władzy doszli postkomuniści i zamiast popierać pracowników, którzy biorą sprawy w swoje ręce, chcą rzucić Winiary na giełdę - mówi Marian Olejnik, sekretarz komisji zakładowej "Solidarności". Lepiej zachować ciszę Gdy tylko słyszą o prywatyzacji Winiar, spontanicznie deklarują niechęć do rozmowy: - Wiesław Kaczmarek, minister przekształceń własnościowych, - Ewa Dobas, p.o. dyrektora departamentu prywatyzacji kapitałowej, - Marian Szymczak, wicewojewoda kaliski, - Stanisław Napierała, biskup, - Karol Mądrowski, dyrektor KZKS Winiary. Różnie uzasadniają swoją niechęć - wojewoda mówi o tajemnicy handlowej, dyrektor Mądrowski nie chce zaszkodzić zakładowi, a dyrektor Ewa Dobas nie widzi tematu do rozmowy. Sprawca zamieszania minister Wiesław Kaczmarek wielokrotnie odmawia wypowiedzi. Swojej decyzji nie motywuje. - Lepiej zachować ciszę - mówi Marek Witecki, zakładowy specjalista od reklamy - hałas wokół sprawy nie ułatwia negocjacji. Półtora tysiąca właścicieli Rada Pracownicza w Winiarach wpadła na pomysł sprywatyzowania fabryki prawie dwa lata temu. Dokładnie przejrzeli ustawę i doszli do wniosku, że akcjonariat pracowniczy będzie dla nich najlepszym rozwiązaniem. - Chcieliśmy wziąć Winiary w leasing - mówi Andrzej Nowacki, elektryk, do niedawna członek Rady Pracowniczej - tak było rozsądniej: giełda była niemrawa, a nasi pracownicy zgodzili się zainwestować pieniądze, wiedząc, że zaczną zarabiać dopiero, gdy spłacimy fabrykę, czyli za jakieś siedem, dziesięć lat. Na liście członków założycieli znalazło się prawie 1500 pracowników spośród 1607 zatrudnionych w fabryce. Prezesem został Karol Mądrowski, dotychczasowy dyrektor Winiar. Marek Witecki, szef promocji: - Akcjonariat pracowniczy pozwalał na samodzielny wybór inwestora strategicznego. Rozesłali oferty. Najlepsze warunki zaproponował [Bank Handlowy SA] z Warszawy i on w akcie notarialnym z września ubiegłego roku widnieje jako jeden z założycieli spółki KZKS Winiary SA. Tak to wygląda ze strony Kalisza. Minister na stu frontach
Mówi Janusz Lewandowski, były minister prywatyzacji: - Ja tej formy prywatyzacji nie popierałem. To duża i dobra fabryka; zasługuje by być na giełdzie. Myślę, że wobec rosnącej w Polsce międzynarodowej konkurencji zebrany przez spółkę kapitał nie wystarczyłby zakładowi na utrzymanie się na rynku. Ale determinacja załogi i władz lokalnych była olbrzymia. To był okres kampanii wyborczej: walczyłem na stu frontach, nie chciałem sto pierwszego. Jestem realistą, więc musiałem się ułożyć. Ale postawiłem kilka warunków. Między innymi chciałem, by do spółki przystąpiła instytucja finansowa. Ten warunek spełniono. Tylko, że ja proponowałem Łódzki Bank Rozwoju, a Winiary zastąpiły go Bank Handlowy SA. Innym warunkiem było wejście do Winiar polskiego prywatnego inwestora z tej samej branży i z międzynarodowym doświadczeniem. Proponowałem Kazimierza [Grabek] (Żelatyna SA) lub [Jerzy] Staraka (Comindex, Alfa Romeo), ale tu trafiłem na ogromny opór. Więc uznałem, że proponowana przez załogę forma prywatyzacji jest lepsza niż żadna. Potem Janusz Lewandowski przestał być ministrem. Przynosili po milionie - Układ był optymalny - twierdzi Marian Szymczak, wicewojewoda kaliski - bank plus grupa menedżerska dysponowali ponad 50 proc. głosów w zarządzie, więc gwarantowała sprawne funkcjonowanie zakładu. Natomiast pracownicy i bank mieli 91 proc. akcji i mogli bez zbędnych korowodów odwołać zarząd, gdyby okazało się, że uprawia prywatę. Pierwszą ratę za przejęcie Winiar obliczono na 66 mld. Marek Witecki, szef reklamy w Winiarach: - Rezygnowaliśmy z trzynastek, premii, ludzie przynieśli swoje oszczędności: jedni trzy miliony, inni sto. W czerwcu zeszłego roku mieliśmy już wymagany wkład. Jeśli doliczyć do tego 12 mld Banku Handlowego, spółka dysponowała 80 mld. - Decyzję o inwestowaniu w Winiary opieraliśmy na mocnym przekonaniu zakładu i wojewody kaliskiego w sens spółki pracowniczej - mówi Piotr Majchrzak, dyrektor Biura Inwestycji Kapitałowych Banku Handlowego. - Wojewoda, jako organ założycielski fabryki, gorąco poparł tę formę prywatyzacji, bo po pierwsze była to zgodna z ustawą prywatyzacyjną inicjatywa załogi - mówi Andrzej Zakrzewski, rzecznik prasowy wojewody - po drugie mógł proces kontrolować, bo do czasu spłacenia wartości fabryki w Radzie Nadzorczej zasiadało dwóch przedstawicieli Urzędu Wojewódzkiego. Po trzecie spółka gwarantowała zatrudnienie wszystkim pracownikom. To ważne, bo w Kaliskiem jest 61 tys. bezrobotnych - ponad 17 proc. ludzi aktywnych zawodowo [bezrobocie, dane liczbowe]. Województwo ma tylko 348 ofert pracy, głównie dla mężczyzn, a Winiary to babska firma - grubo ponad połowa załogi to kobiety. - W styczniu projekt zakwestionował minister [Wiesław] Kaczmarek - dodaje rzecznik. - Jak będą nowe ustalenia, będą informacje. Powiem szczerze - na razie nie zaśmiecam sobie tym głowy. Dyr. Piotr Majchrzak: - Decyzję ministra Kaczmarka przyjęliśmy spokojnie; nadal chcemy inwestować, bo Winiary mają duży udział w krajowym rynku. Dyr. Majchrzak nie zgadza się z opinią Janusza Lewandowskiego: - Sądzę, że poziom dochodów firmy pozwala na modernizację fabryki, a my przez pierwsze lata także jesteśmy w stanie finansować jej rozwój. Ścieżka na folwark W skrócie - są dwie ścieżki przekształceń własnościowych. Prywatyzacja likwidacyjna - zakład przestaje istnieć na papierze. Robi się wycenę, zbiera chętnych i kto da więcej, ten bierze. To dobre dla niewielkich przedsiębiorstw, gdzie nie potrzeba dużych inwestycji. Tą ścieżką kroczyły Winiary [przedsiębiorstwa, likwidacja]. Drugi sposób to prywatyzacja kapitałowa. Zakład przekształca się w
jednoosobową spółkę skarbu państwa i wtedy albo ogłasza się ofertę publiczną (każdy może sobie kupić akcje na giełdzie), albo sprzedaje zakład inwestorowi strategicznemu. Po przetargu inwestor kupuje do 80 proc. udziałów; resztę przeznacza się dla załogi. Czasem można oba sposoby połączyć. W przypadku Winiar minister Kaczmarek zamienił ścieżkę. Powodów jest kilka, ale min. Kaczmarek odmawia rozmowy i kieruje do Władysława Bartoszewicza, dyrektora generalnego MPW. Dyrektor zaś jest przez wiele dni nieuchwytny. Urzędnik [Min. Przekształceń Własnościowych] zastrzegający sobie anonimowość: - Z analiz wynika, że z uzbieranym kapitałem Winiary, choć w dobrej kondycji, nie podołałyby inwestycjom. Nie wystarczy się sprywatyzować, trzeba mieć jeszcze pomysł na przyszłość. Jeśli Winiary trafią na giełdę, do budżetu wpadnie ładny grosz, przedsiębiorstwo będzie miało pieniądze na rozwój od inwestora strategicznego, a pół Polski będzie bawić się akcjami. Prywatnie mówiąc - spółka pracownicza ma sens w przypadku małych zakładów. W dużych załoga i tak nie ma wpływu na zarządzanie, a kierownictwo powolutku robi sobie prywatny folwark. Spadek po jedwabiu Gustownie wydany kalog firmy przypomina jej historię: "Tereny należące przed wojną do Leona Jedwabia przejmuje okupant. W 1941 r. powstaje na nich fabryka, której właścicielem jest Alfred Nowacki, Niemiec polskiego pochodzenia. Wytwarzano różne formy skoncentrowanej żywności." Po wojnie produkcja zup w proszku i płynnych przypraw zostaje rozszerzona o sosy, budynie, kisiele, napoje. Powstaje suszarnia warzyw, kotłownia, stacja zmiękczania wody, laboratorium [historia]. Krzysztof Kazimierczak, pracownik administracji: - Ta fabryka to ewenement w skali światowej. Inni potentaci są specjalistami w produkcji jednego typu koncentratów albo mają fabryki porozrzucane w kilku krajach. U nas wszystko robimy w jednym miejscu. Ciągnie palcem po kartce z ofertą handlową. Liczy: - 176 pozycji. - Ludzie widzą w Winiarach szansę na życie - mówi Marian Olejnik, sekretarz zakładowej "Solidarności". Bo Winiary to poważna rzecz - dają godziwie zarobić ("proszę spojrzeć na parking - tylko kilka małych fiatów"), zwolnień grupowych nie było, podatki płacą na bieżąco. Delikatna kwestia wartości W 1993 r. obroty firmy wyniosły grubo ponad bilion złotych, a zysk ponad sto miliardów. Fachowcy mówią, że to dużo. Henryk Kujawa, dyrektor Wydziału Rozwoju Gospodarczego Urzędu Wojewódzkiego: - Wartość Winiar to jest delikatna sprawa. W leasingu pracownikom zależało na najniższej cenie, dziś, gdy w grę wchodzi prywatyzacja kapitałowa, zależeć im będzie na sumie jak najwyższej. Bądźmy szczerzy - w kapitałówce wygrają więcej niż w leasingu. Ci z pięter biorą Krzysztof Kazimierczak, pracownik administracji: - Dyrektor usamodzielnił Winiary od Zjednoczenia Przemysłu Spożywczego już w 1981 roku. Przez lata pracowaliśmy na swoje konto. Pani Maria, dziewięć lat stażu przy przyprawach do zup w płynie: - Nam się nie wciśnie kitu, że dobra sytuacja zakładu to zasługa państwa. Dostawaliśmy pieniądze za naszą pracę, za to, co sprzedaliśmy, a nie z rozdzielnika. I to my mamy prawo wziąć Winiary, a nie jakiś inżynierek znad morza. Andrzej Nowacki, elektryk: - Czujemy się oszukani i zawiedzeni. Przez dwa lata trzymano nas w niepewności, mówiono: "zbierajcie, zbierajcie". I co? My się wywiązaliśmy. A ministerstwo nie.
Teraz ktoś inny spije śmietankę. Dyrektor się boi, że oszukał załogę i że nie przyjmiemy rozwiązań z góry. Pani Krystyna od kisieli: - Co nasze, to nasze. Nikt nie wspomina, że w latach 1958-1960 państwo zainwestowało w rozwój Winiar astronomiczną wówczas sumę 85 mln zł. Z kilkunastu pytanych robotnic tylko jedna, z suszarni warzyw, powiedziała: - Wpłaciłam, ale wszystko mi jedno, czy Winiary pójdą na giełdę czy gdzieś. Ten budyń nie wiadomo o co. Tak czy owak - biurowiec się nachapie. Taki już świat, że ci z pięter biorą. Wola w Lipsku Gabinet dyrektora na drugim piętrze biurowca typu Lipsk, wyłożonego bordowym szkłem. Karol Mądrowicz przyszedł do zakładu ćwierć wieku temu tuż po studiach na Politechnice Poznańskiej. Był młodym specjalistą od maszyn spożywczych. Od 1981 r. jest szefem. Od kilku tygodni jest zdenerwowany. Ubrany w szary garnitur w szerokie bordowe pasy. Mówi krótkimi, ogólnymi zdaniami: - Jak dojdzie do uzgodnień, będą decyzje. - Myśmy dokumenty już złożyli... - Chętni do inwestowania to tajemnica. - Jest wola, żeby to się szybko skończyło. - Adresatem wszystkich pytań jest pan minister. Największa porażka w karierze: - Nie odzyskaliśmy wschodniego rynku. Największy sukces: - Widać nas na sklepowych półkach. Marzenia: - Żeby kobiety nie pracowały na trzy zmiany. Dyrektor Karol Mądrowicz nie chce nawet powiedzieć, z jakich wydziałów składa się fabryka. Bez wizji Były b. wysoki urzędnik MPW: - Mam wrażenie, że Mądrowicz to urzędnik starej daty, nie rozumie nowych układów, zmian. Zarządza firmą dobrze, ale bez wizji długofalowego rozwoju. Czuję, że likwidacyjna ścieżka prywatyzacji to był sposób na usamodzielnienie się managementu. Potem wpuściliby inwestora, ale już będąc na prywatnym. W sosie własnym [Marek] Witeckiemu, szefowi marketingu, płoną oczy. Nie zgadza się z artykułem "W sosie własnym" w "Polityce". Drażliwe miejsca zakreśla kółkami. - To bzdura, co piszą, że popierały nas wysoko postawione osoby. Posłowie i senatorowie, owszem, jeździli z nami do Warszawy, zabierali głos, ale raczej, żeby budować swój image. Janusz Lewandowski: - Naciski szły z wielu stron. Ale najsilniej zareagowała Ewa Spychalska, szefowa OPZZ - w liście odsądzała mnie od czci i wiary. Marek Witecki: - To zdjęcie w "Polityce" to pewno fotomontaż, bo dyrektor sobie tego zdarzenia nie przypomina. Na zdjęciu Karol Mądrowski i biskup Stanisław Napierała. Biskup telefonicznie: - Dość tego! "Gazeta" tyle już krzywdy wyrządziła! Rzuca słuchawką.
W liście do załogi pisał: "Najważniejszy jest człowiek, reszta ma sens, jeśli służy człowiekowi". Bo Kościół lubi Winiary. - Kościół jest mediatorem między nami a okolicznymi mieszkańcami. My dajemy pieniądze na budowę pobliskiej świątyni; za to Kościół łagodzi pretensje mieszkańców, że wokoło śmierdzi - mówi Andrzej Nowacki, elektryk. Pięć minut w skarbie państwa Winiary nie boją się konkurencji. Są potentatem na polskim rynku. - Oczywiście przydałby się bogaty inwestor, zmiany byłyby szybsze. Zarobki by wreszcie wzrosły. Na moim stanowisku w Wedlu-PepsiCo zarabia się dwadzieścia razy więcej. Ale i bez inwestora poradzimy sobie - mówi Krzysztof Kazimierczak, pracownik administracji: - Knorr, Ovita i inne są rosnącą konkurencją tylko w poszczególnych asortymentach, ale to Winiary dyktują ceny. Zakładowa Komisja "S" przy współpracy z OPZZ i Radą Pracowniczą ustaliła, że załoga zgodzi się sprywatyzować na drodze kapitałowej [prywatyzacja kapitałowa, związki zawodowe], jeśli: - każdy pracownik otrzyma akcje po cenie preferencyjnej, - cały zebrany kapitał spółki pracowniczej KZKS Winiary SA zostanie wprowadzony jako kapitał inwestycyjny w przyszłej spółce akcyjnej, - zostaną zachowane osłony socjalne, czyli gwarancje zatrudnienia, odprawy emerytalne, rewaloryzacja płac, - załoga określi inwestora strategicznego. Marian Olejnik, sekretarz zakładowej "S": - Nie chcemy nikogo w teczce, a jednoosobową spółką skarbu państwa zgodzimy się być najwyżej 5 minut, bo nie chcemy zarządu spoza Winiar. Co oni o nas wiedzą, nawet listy adresowali na Kielce. Inny członek "S" zastanawia się: - Co zrobimy, jak ministerstwo się nie zgodzi? Za wcześnie o tym mówić, ale wystarczy, że nie zapłacimy podatku. Jesteśmy największym płatnikiem w województwie. Woda w ustach Piotr Majchrzak, dyrektor Biura Inwestycji Kapitałowych [Bank Handlowy SA]: - Zaproszenia do rokowań nie było, ale wysłaliśmy do ministerstwa list, w którym potwierdzamy nasze zainteresowanie każdą formą prywatyzacji. Na razie wszystkie strony nabrały wody w usta. Ja nie poganiam, ale to przedsiębiorstwo nie ma czasu. Przy ulicy Kruczej 36 w [Warszawa] pani Ewa Dobas, dyrektor departamentu prywatyzacji kapitałowej, mówi ustami sekretarki: - Nie widzę tematu do rozmowy: ja nie mam w sprawie Winiar ani jednego dokumentu. Paweł KWAŚNIEWSKI; Rys. Hanna Pyrzyńska RP-DGW Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione. Archiwum GW 1998,2002,2004