Sowieckie deportacje, przesiedlenia i wysiedlenia obywateli polskich w latach II wojny światowej dr Sławomir Kalbarczyk Organizowane przez państwo przymusowe przesiedlanie ludności z zajmowanego przez nią terytorium nie jest ani sowieckim, ani nawet XX-wiecznym jeśli można tak powiedzieć wynalazkiem. By nie zagłębiać się w czasy zbyt odległe, w prahistorię tego zjawiska, przypomnijmy tylko deportacje stosowane w czasach starożytnych wobec podbitych ludów przez Asyrię, także, w sposób szczególnie bolesny zapisane w świadomości Polaków, popowstaniowe, rosyjskie wywózki naszych rodaków na Sybir. Tak więc sowieckie wysiedlenia, przesiedlenia i deportacje obywateli polskich w dwudziestym wieku, o których będziemy dziś szerzej mówić, tkwiły korzeniami w barbarzyńskich metodach sprawowania władzy przez rozmaite despotie w przeszłości. Fakt, iż Rosja Sowiecka, państwo rzekomo nowego typu odwoływało się do tego rodzaju metod, dowodzi prawdziwości tezy, że zerwanie z przeszłością może mieć i ma najczęściej li tylko charakter deklaratywny. Od przeszłości uciec nie sposób, a próba jej wymazania, czy też używając nowocześniejszego słownictwa skasowania, kończy się niemal zawsze przysłowiowym chichotem historii. O tym, że dramat dziejowy ma wciąż tę samą treść, a ciągłe przemiany dotyczą jedynie dekoracji, wiedział już nasz znany historyk, a i polityk w jednej osobie, Jan Kucharzewski, kiedy rzecz jasna nieco upraszczając sprawę nazwał system bolszewicki czerwonym caratem. Jednym z takich stałych elementów procesu dziejowego było parcie Rosji, czy to carskiej, czy to bolszewickiej, na zachód. To groźne dla naszego bytu państwowego, a i narodowego dążenie udało się powstrzymać w 1920 r. Kiedy jednak we wrześniu r. 1939 sprzymierzyło się ono z równie odwiecznym niemieckim Drang nach Osten Polska nie była w stanie mu się oprzeć. Zajęcie ziem polskich oznaczało dla władz sowieckich konieczność zaprowadzenia na nich nowych porządków. Ziemie te musiały być wszak poddane przebudowie ustrojowej, zintegrowane z państwem jedynym w swoim rodzaju. Trafnie ten proces wykorzeniania starego ustroju i implantowania sowieckiego nazwano rewolucją z zewnątrz, choć przypuszczalnie prościej, a i może trafniej bo bez zapożyczania zwodniczej terminologii byłoby mówić o podboju i jego odwiecznych następstwach, tj. prześladowaniach dokonywanych przez zwycięskiego agresora. Każdy podbój, a zatem i jego szczególna postać nazywana rewolucją z zewnątrz, zwraca się przeciwko komuś, kogo uważa za swego wroga jednostkom, grupom, warstwom społecznym, a bywa, że i całym narodom. A im bardziej skrajne hasła towarzyszą podbojowi, czyli im bardziej specjalne jego wydanie, nazwane rewolucją z zewnątrz, jest radykalne, im bardziej hołduje hasłu kto nie z nami, ten przeciwko nam, tym więcej ma wrogów. Nie ulega wątpliwości, że sowiecki zaborca w znacznej części ludności podbitych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej widział element wrogi, nastawiony przeciw zaborcy, czyli używając jego nomenklatury antysowiecko. Rozmaite były metody zwalczania odłamów ludności uznanych za wrogie. Jako że Rosja Sowiecka była państwem totalitarnym, pierwsze skrzypce odgrywały tu metody policyjne, takie jak rozstrzeliwania, aresztowania, osadzanie w obozach pracy przymusowej i wreszcie, szczególnie nas tu interesujące, deportacje. Zanim powiemy coś więcej na ich temat, krótko o znaczeniu tego pojęcia. Otóż pod terminem deportacja będziemy rozumieć przymusowe, masowe przesiedlanie ludności, które ma charakter represji politycznej, narodowościowej lub religijnej. Element represyjny odróżnia zatem deportację od przesiedlenia, które również posiada charakter przymusowy, ale nie ma charakteru represji czy kary. Z kolei za wysiedlenie (wypędzenie) uważać będziemy usunięcie ludności z danego terenu bez organizowania jej przeniesienia w określone miejsce. Cel wysiedlenia ogranicza się zatem do oczyszczenia danego terenu z niepożądanej, z różnych względów, ludności, nie ma ona natomiast przebywać w jakimś nowym, ściśle określonym miejscu. Jak niemal aforystycznie ujęła różnicę Krystyna Kersten: Wysiedla się z miejsca A, przesiedla się z miejsca A do B. Skoro już mowa o kwestiach, nazwijmy to, metodologicznych, pozwólcie Państwo na jeszcze jedną uwagę. Otóż pisanie o masowych ruchach migracyjnych rodzi, przynajmniej w moim osobistym przekonaniu, niebezpieczeństwo swoistej dehumanizacji tej problematyki. Nie sposób bowiem uniknąć przy tym posługiwania się liczbami, operowania wyliczeniami procentowymi, nie można, jednym słowem, uciec od statystyki. Trzeba zatem zdawać sobie sprawę, że wyłącznie, a nawet przesadnie kwantytatywne ujęcie tematu a takie właśnie podejście narzucają wyprane z emocji źródła sowieckie, które obecnie nadają ton badaniom może prowadzić do swego rodzaju amnezji, czyli zapomnienia, że oto mówimy o ludziach, których poddano straszliwemu doświadczeniu wyrwania z własnych domostw, rzucenia w nieznane, wreszcie wywłaszczenia z dorobku całego życia, że mówimy o doświadczeniu egzystencjalnym, którego omawiane źródła są tylko bladym odbiciem. Stąd postulat, aby głos ofiar był w opracowaniach historyków także słyszalny, by nie zapominano o nim, klasyfikując, a w istocie deprecjonując relacje deportowanych jako subiektywne, a przez to właściwie nie warte uwagi.
Jak już wspomniano, w bogatym instrumentarium sowieckiej polityki represyjnej deportacje stanowiły tylko jeden element. Powstaje zatem pytanie, na czym polegała specyfika deportacji, co odróżniało tę formę represji od innych? Na pytanie to nie damy odpowiedzi wprost. Poniekąd wyłoni się ona sama, kiedy prześledzimy poszczególne akcje deportacyjne, przeprowadzone przez sowieckiego okupanta na Kresach. Pierwsza i zarazem największa akcja deportacyjna na ziemiach kresowych, wcielonych do ZSRR jako tzw. Zachodnia Ukraina i Zachodnia Białoruś, została przeprowadzona 10 lutego 1940 r. Teoretycznie rzecz biorąc, objęła ona osadników wojskowych, tzn. zasłużonych weteranów wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., którzy zgodnie z ustawą z 17 grudnia 1920 r. otrzymali nadziały ziemi na Kresach wraz z rodzinami, a także pracowników służby leśnej (leśniczych, gajowych) też z rodzinami. Mówimy o teoretycznym jedynie ograniczeniu deportowanych w lutym 1940 r. do dwóch, wspomnianych kategorii, albowiem w istocie opisywana akcja objęła także ludność napływową, która zakupiła ziemię na Kresach. Przykładem jest los posła Andrzeja Witosa, który nabył gospodarstwo rolne w Krasnem koło Złoczowa i także został, oczywiście wraz z rodziną, wywieziony. O dość swobodnym posługiwaniu się przez lokalne władze terminem osadnik wojskowy świadczy też interwencyjny list Wandy Wasilewskiej do lwowskiego NKWD z 8 maja 1940 r., w którym świeżo upieczona deputowana do Rady Najwyższej ZSRR pisała: 10 kwietnia 1940 r. w zachodnich obwodach Ukrainy dokonano przesiedlenia osadników, których zesłano następnie w głąb ZSSR. Obecnie już od pewnego czasu zwracają się do mnie chłopi z kilku miejscowości, przynosząc listy od krewnych zamieszkałych na Uralu i niezmiennie zapewniając, że tamtych omyłkowo wzięto za osadników i przesiedlono, choć są to chłopi biedniacy, którzy nigdy nie byli osadnikami i do Związku Osadników nie należeli. To samo pisze wielu przesiedleńców, którzy przy tym zarzucają radom wiejskim fałszywe informowanie władz sowieckich. Choć zabrzmi to jak paradoks, ale władze sowieckie nigdzie nie wyłożyły expressis verbis, dlaczego właściwie deportują osadników i leśników z rodzinami. Jedyną właściwie wskazówką w tym względzie jest nagonka propagandowa, rozpętana jesienią 1939 r., w trakcie której o osadnikach mówiono jako o pachołkach i służalcach państwa polskiego znęcających się nad białoruskimi i ukraińskimi chłopami, albo też o polskich żandarmach, tzn. zarzucano im, że pełnili na Kresach funkcje policyjne wobec mniejszości narodowych. Biorąc za dobrą monetę te oskarżenia należałoby uznać, że osadnicy zostali wywiezieni jako patriotyczny, związany z państwem polskim element, na dodatek stanowiący instrument wrogiej mniejszościom narodowym polityki II Rzeczypospolitej na Kresach Wschodnich (domniemanie to zdaje się potwierdzać rozkaz Berii z 14 X 1939 r., nakazujący organom NKWD sporządzenie ewidencji osadników, których w rozkazie tym określa się mianem wojskowo-policyjnej agentury rządu polskiego, stanowiących nadal bazę dla działalności kontrrewolucyjnej ). Leśnicy z kolei mieli być rzekomo szkoleni jako dywersanci na wypadek ewentualnej wojny z ZSRR. W żadnych dokumentach sowieckich nie znajdziemy informacji, jaką winę przypisano członkom rodzin osadników i leśników. Rzecz nie bez znaczenia, jeśli zważyć, że chodziło najczęściej o rodziny wielodzietne. Pozostaje zatem uznać, że władze sowieckie zastosowały wobec nich odpowiedzialność zbiorową, rzecz właściwie normalna w stalinowskiej Rosji. Zbrodnicza deportacja osadników i leśników obciąża Związek Sowiecki jako państwo, albowiem decyzję o ich wywiezieniu podjęły najwyższe organy państwowe i partyjne 4 grudnia 1939 r. zapadła w tej sprawie decyzja Biura Politycznego WKP (b), następnego dnia odpowiednią uchwałę przyjęła Rada Komisarzy Ludowych ZSRR. Jak więc widzimy, decyzja o wywiezieniu miała charakter administracyjny. Nie było mowy o winie indywidualnej wina miała charakter zbiorowy i polegała na samym fakcie przynależności do jednej z kategorii, która podlegała wywózce. Tym m.in. różnili się deportowani od osób aresztowanych, które wywożono na wschód wskutek indywidualnie wydanych wyroków, podlegali oni zatem represji sądowej. Przygotowaniami do operacji kierował osobiście Stalin, w terenie nad jej sprawnym przeprowadzeniem czuwali osławiony, choć jego zła sława pochodzi raczej z późniejszego okresu, Iwan Sierow od niedawna Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych Ukraińskiej SRR oraz Ławrentij Canawa, jego odpowiednik na Białorusi. Bilans lutowej akcji, trzeba przyznać sprawnie przeprowadzonej przez formacje NKWD, milicję, aktyw partyjny i żołnierzy Armii Czerwonej, to blisko 140 tys. wywiezionych osadników, leśników i członków ich rodzin (z czego 90 tys. przypadło na tzw. Zachodnią Ukrainę, pozostałe 50 tys. na tzw. Zachodnią Białoruś). Z górą 50 tysięcy deportowanych to były dzieci w różnym wieku. Ponad 80 % wywiezionych stanowili Polacy. Transporty deportacyjne trafiły do 21 krajów i obwodów ZSRR, przede wszystkim do obwodu archangielskiego, Komi ASRR i na Syberię. Z uwagi na znaczny udział dzieci wśród deportowanych śmiertelność w miejscach zesłania, tzw. specposiołkach, była bardzo wysoka. Do chwili amnestii, tj. do sierpnia 1941 r., zmarło blisko 11 tys. deportowanych osadników, leśników i członków ich rodzin.
Za pierwszą falą deportacyjną szybko poszły następne. 13 kwietnia 1940 r. wywieziono do Kazachstanu 61 tys. ludzi rodziny jeńców wojennych przebywających w specjalnych obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz rodziny osób aresztowanych przetrzymywanych w więzieniach na tzw. Zachodniej Ukrainie i Zachodniej Białorusi. Decyzję o przeprowadzeniu tej wywózki Biuro Polityczne WKP (b) podjęło 2 marca 1940 r. W tym przypadku zadziałała charakterystyczna dla systemów totalitarnych zasada odpowiedzialności zbiorowej: jedyną winą deportowanych w kwietniu był fakt przynależności do rodziny osadzonego w więzieniu, lub przebywającego w obozie jenieckim wroga władzy sowieckiej. Pojęcie rodziny rozumiano zresztą szeroko, nie ograniczając go do żony i dzieci, ale obejmując nim także rodziców, braci i siostry, o ile zamieszkiwali oni pod jednym dachem z najbliższymi krewnymi represjonowanego. Z natury rzeczy wśród wywożonych dominowały kobiety z dziećmi, najczęściej nie rozumiejące, dlaczego dotknęła ich represja. Jedna z wywiezionych skierowała do sowieckiej prokuratury dramatyczne i odzwierciedlające tę niewiedzę pytanie: Za co nas tak straszliwie ukarano zesłaniem bez wszelkich środków do życia? Nie trzeba dodawać, że pytanie to pozostało bez odpowiedzi. Również i ta deportacja objęła głównie element polski ponad 80 % deportowanych w kwietniu 1940 r. było Polakami. Teoretycznie czas zesłania był ograniczony do 10 lat. Trzecia i ostatnia w tym roku deportacja, nastąpiła 29 czerwca. Aby zrozumieć przyczyny tej wywózki należy cofnąć się w czasie, do napaści Niemiec na Polskę. Otóż kiedy wojna stała się faktem, jako uboczny efekt działań wojennych pojawiło się zjawisko ucieczki przed frontem, w szybkim tempie przesuwającym się z zachodu na wschód. Ucieczką ratowała się przede wszystkim ludność żydowska, obawiając się okrucieństw i gwałtów niemieckich. W rezultacie na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej znalazło się ok. 300 tys. uchodźców z zachodniej i centralnej Polski. W grudniu 1939 r. władze III Rzeszy i ZSRR zawarły porozumienie o wymianie ludności, przewidujące m.in. powrót uchodźców wojennych, jednak tylko tych, których władze niemieckie zgodzą się przyjąć. Niemcy w procesie selekcji odrzucili znaczną część chętnych do powrotu uchodźców, m.in. ze względu na żydowskie pochodzenie. Władze sowieckie natychmiast przypisały winę odrzuconym uchodźcom uznały, że zgłoszona przez nich chęć opuszczenia terytorium ZSRR dowodzi ich antysowieckiego nastawienia. Skoro stwierdzono winę, znaleziono i karę, którą miała być deportacja uchodźców w głąb ZSRR. Decyzja w tej sprawie zapadła również na posiedzeniu Biura Politycznego WKP (b) 2 marca 1940 r. Ofiarą deportacji czerwcowej padło 76 77 tysięcy ludzi. Tym razem przeważała ludność żydowska, która stanowiła 84 % ogółu wywiezionych. Polaków w tej deportacji było ok. 10%. Deportowanych bieżeńców rozmieszczono w tych samych obwodach i krajach, co wywiezionych wcześniej osadników i leśników. Trzy sowieckie deportacje przeprowadzone na Kresach w 1940 r. objęły w zasadzie wielkie, homogeniczne grupy: pierwsza osadników i leśników z rodzinami, druga rodziny represjonowanych i trzecia uciekinierów, tzw. bieżeńców, którzy zgłosili chęć powrotu do miejsc zamieszkania znajdujących się pod okupacją niemiecką, nie otrzymali jednak na to zgody władz III Rzeszy. Tym bardziej zdumiewa swoisty fenomen czwartej deportacji, którą władze ZSRR przeprowadziły w maju i czerwcu 1941 r. Novum tej akcji stanowiło nie tylko to, że nie przebiegała ona w sposób jednolity, ale w różnych miejscach inaczej, lecz także i to, że na niektórych terenach polegała na połączeniu deportowania określonych kategorii osób z aresztowaniami innych. W ogromnym uproszczeniu jej przebieg na poszczególnych terenach przedstawiał się następująco: Wileńszczyzna: wcześniej nie była objęta deportacjami. W granicach ZSRR znalazła się w czerwcu 1940 r. notabene wraz z całą Litwą i została wcielona w skład państwa sowieckiego jako część Litewskiej SRR. Akcja deportacyjna na tym terenie ruszyła 14 maja 1941 r. i trwała aż do 22 czerwca tegoż r., kiedy to została przerwana przez inwazję III Rzeszy na ZSRR. Tryb wywózki, który z konieczności przedstawiamy tu w znacznym uproszczeniu, polegał na zabieraniu całych rodzin na stację załadowania, gdzie formowano odrębne transporty: głowy rodzin, tj. różnego rodzaju kontrrewolucjonistów ładowano do składów, które wysyłano do obozów pracy poprawczej, tzw. łagrów. Eszelony z ich rodzinami kierowano natomiast na zsyłkę, która teoretycznie miała trwać 20 lat. Nie posiadamy dokładnych danych co do liczby obywateli polskich wywiezionych z Wileńszczyzny, albowiem terenu tego nie wyodrębniano, prowadząc akcję w odniesieniu do całej Litwy. Tak więc łącznie z terenu Litewskiej SRR deportowano ponad 12 tys. osób, z czego nie mniej niż ok. 2 500 z terenu Ziemi Wileńskiej. Tzw. Zachodnia Ukraina: transporty z deportowanymi wyruszyły stąd 22 maja 1941 r. Wywózka objęła tu ponad 11 tys. osób, głównie rodziny członków ukraińskich, w mniejszym stopniu polskich kontrrewolucyjnych organizacji nacjonalistycznych.
Tzw. Zachodnia Białoruś: na tym terenie akcja rozpoczęła się dopiero 19 czerwca 1941 r., a więc niemal z miesięcznym opóźnieniem. W jej trakcie aresztowano i osadzono w więzieniach ponad 2 tys. kontrrewolucjonistów, natomiast ok. 22 tys. osób deportowano. Bilans sowieckich deportacji w latach 1939 1941 to 315 330 tys. obywateli polskich, wywiezionych na wschód (200 tys. Polaków, 70 tys. Żydów, 25 tys. Ukraińców i kilkanaście tys. Białorusinów). Trzeba powiedzieć na marginesie, że nawet po amnestii, ogłoszonej12 sierpnia 1941 r. w następstwie zawarcia układu Sikorski Majski Sowieci nie dawali deportowanym spokoju i nękali kolejnymi przesiedleniami. I tak w listopadzie i grudniu 1941 r. przesiedlili 36 tys. amnestionowanych obywateli polskich z Uzbekistaniu do Kazachstanu, a z Kazachstanu do Kirgizji kolejnych 21 tys. A skoro już mowa o przesiedleniach na terytorium sowieckim, to wybiegając nieco w przyszłość trzeba jeszcze wspomnieć o tych, które zostały dokonane w 1944 r. na prośbę Związku Patriotów Polskich. Ich celem było przeniesienie obywateli polskich z północnych, charakteryzujących się zabójczym klimatem rejonów ZSRR (m. in. obwody: archangielski, irkucki, Komi ASRR) oraz południowych (m. in. Kazachstan), gdzie z kolei cierpieli głód, na teren Ukraińskiej SRR. Od maja do grudnia 1944 r. na teren tej republiki przesiedlono łącznie około 55 tys. obywateli polskich. Obok deportacji władze sowieckie dokonywały na podbitych Kresach Wschodnich innych, przymusowych przemieszczeń ludności, o których należy, choćby krótko, wspomnieć. Po wkroczeniu na ziemie polskie zaniepokojenie władz okupacyjnych zaczęli budzić uchodźcy wojenni, którzy napłynęli przede wszystkim do miast. W znacznej mierze żydowskiego pochodzenia, rzadko kiedy podejmowali pracę, traktując swoją sytuację jako tymczasową. Tylko na terenie tzw. Zachodniej Białorusi liczbę uciekinierów szacowano na około 45 tys. osób. Tysiące bieżeńców, bezproduktywnie tkwiących w takich miastach jak Białystok, Brześć nad Bugiem, Pińsk, Grodno czy Lida, władze ZSRR postanowiły przesiedlić do 5 wschodnich obwodów Białoruskiej SRR i zatrudnić przy wydobyciu torfu, wyrębie lasów i w sowchozach. 14 października 1939 r. zapadła decyzja Biura Politycznego WKP (b), przewidująca rozmieszczenie w obwodach: mińskim, poleskim, witebskim, mohylewskim i homelskim 20 tys. uchodźców z tzw. Zachodniej Białorusi. Przesiedlenie przeprowadzono w październiku i listopadzie 1939 r. Akcja objęła ponad 22 tys. osób, przy czym właściwy Sowietom niedowład organizacyjny sprawił, że z ich rozmieszczeniem i zatrudnieniem były olbrzymie kłopoty. Niektórzy historycy skłonni są uważać to przesiedlenie za pierwszą deportację ludności polskiej, jednak trudno się z tym zgodzić, a to z uwagi na brak elementu represji i wyraźne ukierunkowanie przesiedlenia na produktywizację uchodźczej ludności. Kolejne przesiedlenie było rezultatem sowieckiej aneksji Besarabii i północnej Bukowiny, dokonanej w czerwcu 1940 r. Zajęcie tych terenów przez ZSRR skutkowało exodusem zamieszkującej je ludności niemieckiej: wyjechało 130 tys. osób, pozostawiając swoje gospodarstwa rolne. Powstałą lukę demograficzną władze ZSRR postanowiły, choćby częściowo, wypełnić, przymusowo przesiedlając na przełomie 1940 i 1941 r. do Besarabii 13 16 tys. chłopów z Małopolski Wschodniej i Wołynia. Przesiedleńcom pozwolono zabrać ze sobą dobytek ruchomy, i to stosunkowo znaczny na dwie rodziny przypadał jeden wagon kolejowy. Ostatnie wielkie przesiedlenie, o którym chcemy tu wspomnieć, wiązało się z praktykowanymi w Sowietach drastycznymi metodami ochrony granicy państwowej. 2 III 1940 r. Rada Komisarzy Ludowych ZSRR podjęła uchwałę O ochronie granicy państwowej w zachodnich obwodach USRR i BSRR, przewidującą wysiedlenie mieszkańców z 800 metrowej strefy nadgranicznej (wyjątek zrobiono dla 9 miast, w tym Przemyśla) i usunięcie z niej (czyli zrównanie z ziemią) wszystkich zabudowań. Ogółem wysiedlono ludność z ponad 30 tys. gospodarstw, tj. ok. ponad 138 tys. osób. Jeżeli zsumujemy poszczególne kategorie osób, które padły ofiarą deportacji, przesiedleń i wysiedleń w okresie sowieckiej okupacji Kresów Wschodnich w latach 1939 1941 otrzymamy blisko pół miliona ludzi, którzy zostali zmuszeni do zmiany miejsca pobytu. Kolejne sowieckie przesiedlenia obywateli polskich przypadły na schyłkowy okres wojny. Zostały dokonane w zmienionej sytuacji międzynarodowej, posiadały też w znacznej mierze inny charakter, aniżeli te, które miały miejsce w latach 1939 1941. Co doprowadziło do tych nowych przesiedleń? Kapitalne znaczenie miało tu przede wszystkim uparte, i niebudzące sprzeciwu zachodnich aliantów, dążenie Stalina do przesunięcia wschodniej granicy Polski na tzw. linię Curzona, czyli inaczej mówiąc do zagarnięcia Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. Dążenie to uzyskało placet Churchilla i Roosevelta na konferencji tzw. Wielkiej Trójki w Teheranie, gdzie ustalono, iż wschodnia granica państwa polskiego będzie przebiegać wzdłuż linii Curzona. Z kolei utworzenie w lipcu 1944 r. Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego konkurencyjnego dla legalnego rządu polskiego ośrodka władzy dało sowieckiemu dyktatorowi upragnionego kontrahenta do załatwienia sprawy zmiany granicy poprzez układy o charakterze qasi-międzynarodowym (qasi bo PKWN nie miał uznania międzynarodowego, a za
rząd nie uznawał go nawet Stalin). Już 27 lipca 1944 r. wasalny wobec ZSRR PKWN podpisał z rządem sowieckim umowę o polsko-radzieckiej granicy państwowej, w której za jej podstawę przyjęto linię Curzona. Po tym pierwszym kroku szybko poczyniono następne. 9 i 22 września 1944 r. PKWN zawarł układy z rządami Ukraińskiej SSR, Białoruskiej SRR oraz Litewskiej SRR, przewidujące jak to ujęto ewakuację do Polski z wymienionych republik Polaków i Żydów, którzy we wrześniu 1939 r. posiadali polskie obywatelstwo. W umowach podkreślono dobrowolny charakter przesiedlenia. Gwarantowana swoboda przeniesienia się za linię Curzona miała w znacznej mierze papierowy charakter. Działał wszak przymus sytuacyjny: pozostanie na miejscu oznaczało życie w ustroju sowieckim, który ludności kresowej dał się poznać od najgorszej strony. Ale nie tylko; w istocie władze ZSRR starały się zmusić Polaków do opuszczenia swych siedzib i nie cofnęły się przed najostrzejszymi środkami, by osiągnąć ten cel. Przykładem niech będzie Lwów, gdzie ociągającą się z ewakuacją ludność polską popędzono masowymi aresztowaniami opornych (uwięziono ponad 2 tys. osób, w tym wiele znaczących postaci ze świata nauki i polityki). Także w innych miejscach aresztowano wszystkich tych, których posądzano o sabotowanie przesiedlenia: np. w Wilnie pod tym zarzutem został uwięziony Główny Pełnomocnik Rządu Tymczasowego do spraw Ewakuacji Ludności Polskiej z Litewskiej SRR Stanisław Ochocki. W obliczu tej presji trudno nie uznać, że władze ZSRR, jeśli nie całkowicie, to w znacznym stopniu, nadały umowom z września 1944 r. charakter swego rodzaju czystki etnicznej, której celem miała być gruntowna depolonizacja ziem na wschód od linii Curzona. Mówimy o tylko częściowo przymusowym charakterze tego procesu, bo jednak na niektórych działał wspomniany przymus sytuacyjny skłaniający do przesiedlenia, ponadto nie wolno też zapominać, że przymus ewakuacyjny nie wszędzie występował w tym samym natężeniu największe rozmiary, jak się zdaje, przybrał na terenie tzw. Zachodniej Ukrainy. Bilans przesiedlenia, według danych Państwowego Urzędu Repatriacyjnego z 1 stycznia 1947 r., to ponad 1 mln 227 osób, ewakuowanych do Polski: blisko 171 tys. z Litewskiej SSR, ponad 272 tys. z Białoruskiej SSR i niemal 785 tys. z Ukraińskiej SRR. Na zakończenie warto zapytać, czym były przesiedlenia Polaków w końcowym okresie wojny. Z bliższej perspektywy dostrzeżemy w nich przede wszystkim zapewnienie interesów państwowych ZSRR, tak jak je ówcześnie rozumiano, polegające na scaleniu ziem uważanych za białoruskie, ukraińskie i litewskie w granicach Związku Sowieckiego z jednoczesnym usunięciem z nich obcej, by nie powiedzieć wrogiej ludności do od dawna postulowanej przez Sowiety etnograficznej Polski. Jeżeli jednak spojrzeć na te przesiedlenia z dalszej perspektywy historycznej, można w nich dostrzec destrukcyjne przedsięwzięcie, wymierzone oczywiście nie intencjonalnie, ale de facto, w dziedzictwo unii polsko-litewskiej. Żywioł polski został pod przymusem odepchnięty na zachód, a i cała Polska w sensie geograficznym znalazła się jak gdyby w okresie przedunijnym. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że okres masowych przesiedleń ludności polskiej u schyłku wojny i zaraz po wojnie przyniósł ostateczny kres istnienia Rzeczpospolitej Obojga Narodów, której Druga Rzeczpospolita była w jakimś sensie kontynuacją. Relacja ze spotkania w Warszawie, podczas którego został wygłoszony referat