aut. Maksymilian Dura 12.07.2017 GROMY I PIORUNY PRZECIWKO KALIBROM Rosja od kilku lat próbuje szantażować Europę rakietami manewrującymi systemu Kalibr. Tymczasem Polska, wykorzystując przenośne, przeciwlotnicze zestawy rakietowe Grom lub Piorun jest w stanie zbudować szczelną barierę przeciwko tym nowym, rosyjskim pociskom. Stworzony w ten sposób system obrony mógłby potem zostać rozwinięty również w innych państwach. Wizja lansowana przez Kreml: Możemy zaatakować Kalibrami wszędzie i każdego O rakietach manewrujących 3M14 systemu Kalibr i Iskander-K wiadomo jedynie tyle, ile chcą ujawnić rosyjskie władze. W ten sposób znane są jedynie zalety tych pocisków, co skutecznie podsyca zaniepokojenie w całej Europie w tym w Polsce. Rosjanie wskazują przede wszystkim na zasięg rakiet 3M14 przekraczający 2000 km. Dają w ten sposób wyraźnie do zrozumienia, że mogą oni teoretycznie, bezkarnie atakować obszar praktycznie całej Europy i to wykorzystując do tego tylko wyrzutnie lądowe (Iskander-K) rozmieszczonych w Rosji, na Krymie i w Białorusi. Wyrzutnie Iskander-K są już prawdopodobnie na Krymie i w Obwodzie Kaliningradzkim. Fot.mil.ru A przecież cały czas zwiększana jest też liczba rosyjskich okrętów nawodnych i podwodnych uzbrojonych w system Kalibr. Nawet jeżeli część z nich to jednostki jednorazowego użytku, skazane na zniszczenie po wystrzeleniu rakiet (ze względu na przewagę Zachodu w powietrzu), to i tak stanowią poważne zagrożenie. Dla Rosjan znaczenie ma bowiem możliwość zaatakowania różnych państw Europy (i nie tylko) nawet za cenę strat. By spotęgować to zagrożenie strona rosyjska kilka lat temu zademonstrowała wyrzutnie rakiet Kalibr zamontowane w cywilnie pomalowanych kontenerach. Ich pociski manewrujące mogą więc wystartować nie tylko z okrętów, ale również z cywilnych statków handlowych, samochodów ciężarowych czy z wagonów normalnego transportu kolejowego. Rosjanie straszą, że rakiety systemu Kalibr mogą być montowane w cywilnych kontenerach. Fot. Morinformsistem-AGAT Niewątpliwie utrudnia to przeciwdziałanie samym atakom (wykrycie wyrzutni przed startem będzie często niemożliwe), ale wcale nie oznacza, że rosyjskie rakiety muszą dolecieć do celu. Wystarczy je wcześniej wykryć i zniszczyć wykorzystując przy tym ich słabe strony: prędkość poddźwiękową, wymuszony zmiennym terenem stosunkowo wysoki pułap lotu oraz tylko teoretyczną manewrowość. Do obrony przed Kalibrami mogą być wykorzystane stosunkowo proste środki, w tym przede wszystkim przez przenośne, przeciwlotnicze zestawy rakietowe (PPZR). Przenośne, przeciwlotnicze zestawy rakietowe mogą się okazać bardzo skutecznym środkiem zwalczania rakiet manewrujących Kalibr. Fot. M.Dura
Jak wykorzystać słabe strony rakiet manewrujących 3M14? Wykorzystanie słabych stron rakiet 3M14 może nawet spowodować, że systemy Kalibr i Iskander-K staną się praktycznie bezużyteczne, albo co najmniej mało skuteczne. Rosjanie chcąc zaatakować jakieś strategiczne cele będą musieli bowiem założyć, że przy silnym systemie obrony większa część ich rakiet po prostu nie doleci do miejsca przeznaczenia. Wysiłek finansowy wkładany w rozwój i wprowadzanie tego uzbrojenia przez Federację Rosyjską może więc pójść na marne. Cała ta sytuacja bardzo przypomina historię znaną już z czasów II wojny światowej. Niemieckie ataki prowadzone rakietami V-1 (Fiesler Fi 103) na Wielką Brytanię były początkowo bardzo mocno odczuwalne ze względu na zaskoczenie. Ale w momencie, gdy stworzono wielowarstwowy system obronny ta skuteczność nalotów stała się już niewielka i kolejny mit cudownej broni (Wunderwaffe) upadł. A przecież należy pamiętać, że Brytyjczycy działali wykorzystując środki doraźne, z założenia słabo przygotowane do przechwytywania latających bomb: artylerię lufową z amunicją niekierowaną, samoloty myśliwskie naprowadzane wzrokowo oraz balony. Przy zwalczaniu bomb V-1 Brytyjczycy stosowali środki tylko doraźnie przystosowane do tego rodzaju działań. Fot. Wikipedia W przypadku rakiet manewrujących 3M14 można jednak już stosować nowoczesne i specjalizowane środki przeciwdziałania, przy odpowiedniej organizacji i strukturze. Jest to tym łatwiejsze, że rakiety manewrujące 3M14 różnią się od V-1 pod względem parametrów, ale niekoniecznie pod względem założeń. Kalibry są oczywiście lepsze, ponieważ mogą wykonywać manewry nad wyznaczonymi punktami, teoretycznie lecą niżej (20 m nad morzem i od 50 m do 150 m nad lądem), mają nieporównanie bardziej precyzyjny system naprowadzania na cel (prawdopodobnie z wykorzystaniem systemu nawigacji satelitarnej GŁONASS lub GPS), mają większy zasięg i prędkość. Dodatkowo niemieckie i rosyjskie rakiety różniły się nieco rozmiarami. Pocisk V-1 był bowiem dłuższy (7,9 m) od 3M14 (6,20 m), miał większą średnicę (0,84 m w porównaniu do 0,53 m) i większą rozpiętość skrzydeł (5,3 m w porównaniu do 3,1 m). Ta różnica w wielkości wynikała m.in. z zastosowania odmiennych systemów napędowych oraz z faktu, że niemieckie rozwiązanie przenosiło ładunek bojowy o wadze 850 kg, podczas, gdy rosyjskie - 450 kg. Rakiety manewrujące 3M14 Kalibr różnią się od latających bomb V-1 parametrami, ale niekoniecznie założeniami. Fot. Wikipedia Rakieta 3M14 nie jest jednak wcale mała, co przekłada się na możliwość jej wykrycia. Dlatego przy obecnie stosowanych systemach obserwacji technicznej szanse wykrycia mniejszych, rosyjskich pocisków są o wiele większe niż w czasie II wojny światowej mieli alianci, w odniesieniu do większych latających bomb V-1, pomimo że w rzeczywistości były one niewielkimi, bezzałogowymi samolotami. Dodatkowo obecnie istnieje możliwość odszukiwania 3M14 zarówno za pomocą radarów, jak i systemów obserwacji w podczerwieni, których w czasie II wojny światowej alianci nie mieli. Jak wykrywać rakiety manewrujące 3M14? Paradoksalnie dużym ograniczeniem możliwości bojowych w odniesieniu do rosyjskich rakiet może być ich pułap lotu. Nie jest wykluczone, że Rosjanie nie zdecydują się na lot poniżej 150 m ze względu na nierównomierność terenów w Europie i dużą ilość występującej tam, wysokiej infrastruktury technicznej. Zresztą nawet w przypadku ataku na Syrię filmy nagrane przez świadków wyraźnie
pokazują rosyjskie rakiety manewrujące lecące na kilkakrotnie większej wysokości prawdopodobnie około 400 m. Taki pułap lotu (przy wyniesieniu środka obserwacji na wysokość tylko 4 m) zapewnia teoretycznie wykrywanie optyczne z odległości około 82 km, a radiolokacyjne z około 90 km. Przy wysokości lotu 150 m ten zasięg wykrycia zmniejsza się do 52 km (obserwacja optyczna) oraz 57 km (dla radarów). Należy jednak pamiętać, że rzeczywiste możliwości systemów optycznych są o wiele mniejsze i wynoszą najczęściej około 10-20 km. I z taką gęstością trzeba by rozstawiać posterunki obserwacji wzorkowo-technicznej (POWT) chcąc zapewnić szczelność systemu obserwacji. Źródłem informacji o rakietach manewrujących mogą być też punkty obserwacyjne Marynarki Wojennej. Fot. M.Dura W przypadku Polski jest to wykonalne na razie tylko w odniesieniu do wybrzeża. Są tam bowiem bardzo gęsto rozstawione posterunki obserwacji należące do Marynarki Wojennej, Straży Granicznej i Urzędów Morskich. Większość z nich posiada na swoim wyposażeniu kamery obserwacji dziennej i nocnej oraz radary (w tym do wykrywania celów powietrznych), dlatego można na tej podstawie zbudować stosunkowo szczelny system wykrycia nadlatujących rakiet. W przypadku lądowej granicy z Białorusią oraz Obwodem Kaliningradzkim sprawa wydaje się być trudniejsza, ale również rozwiązywalna. Zbudowana na Mierzei Wiślanej przez Straż Graniczną wieża obserwacyjna z radarem i kamerą należąca do Zintegrowanego Systemu Radiolokacyjnego Nadzoru Polskich Obszarów Morskich może być wykorzystana do wykrywania rakiet manewrujących. Fot. M.Dura Przykładowo można gęsto rozstawić tylko posterunki obserwacji optycznej, które do jednego, określonego miejsca przekazywałyby meldunki o przelatujących pociskach. Te meldunki mogłyby być bardzo krótkie: wskazując jedynie pozycję obserwatora, kierunek lotu i jeżeli to możliwe, to również wysokość lotu pocisków (można by było do tego wykorzystać nawet prostą aplikację telefoniczną). Jak pokazały wydarzenia w Iraku, takie wykrycie wzrokowe rakiet jest bardzo łatwe nawet dla obserwatorów z niewielkim wyszkoleniem, a czas przelotu pozwalał nawet na ich nagranie na telefonie komórkowym. Jest to więc bardzo tani system ostrzegania. Jego stworzenie wymagałoby zakupienia jedynie odpowiednich urządzeń łączności i obserwacji (np. lornetek do obserwacji dziennej i nocnej). Zbierając meldunki z poszczególnych posterunków można bardzo łatwo wykreślić trasę lotu, jaką przebyły rakiety manewrujące, jak również określić przypuszczalny obszar, gdzie one się pojawią i po jakim okresie. Dodatkowo można to zrobić, nawet jeżeli śledzenie nie było prowadzone w sposób ciągły, ponieważ w odróżnieniu od załogowych statków powietrznych, rakiety manewrujące nie stosują cały czas uników. Lecą ze stałą prędkością i po zadanej marszrucie, która zmienia się tylko kilkakrotnie. Na taką aproksymację trasy będzie się miało stosunkowo dużo czasu, ze względu na prędkość rakiety 3M14 nie przekraczającą 0,8 Mach (180-240 m/s). Przy maksymalnym zasięgu (2000 km) system obronny ma więc od 2,3 do 3 godzin od momentu startu rakiety, na przygotowanie obrony i zestrzelenie pocisków przed dolotem do celu. Ujawnione materiały wskazują, że rakiety systemu Kalibr mogą być mniej manewrowe niż wskazuje się oficjalnie. Fot. mil.ru Dysponując stosunkowo długim czasem na reakcję można odpowiednio przygotować na wskazanej
trasie środki pozwalające strącić przelatujące pociski, oczywiście, o ile się ma je na wyposażeniu w odpowiedniej ilości. W tym przypadku skutecznym rozwiązaniem wydają się być przenośne, przeciwlotnicze zestawy rakietowe. Polska dysponuje dobrymi rozwiązaniami w tym zakresie. Jak niszczyć rakiety manewrujące 3M14? Z powodu niskiego pułapu lotu rakiet manewrujących (ograniczającego do horyzontu promień wykrycia dla systemów detekcji oraz promień rażenia dla systemów ogniowych) nie ma szans by, tak gęsto rozstawić baterie zestawów przeciwlotniczych, aby zabezpieczyć wszystkie możliwe kierunki przemieszczania się pocisków. Nie będzie to również możliwe nawet wtedy, gdy oszacujemy przypuszczalną trasę ich lotu na podstawie meldunków z punktów obserwacji wzrokowo-technicznej. Koszty baterii przeciwlotniczych nie pozwolą na stworzenie takiego systemu obrony nawet najbogatszym państwom. Jak się jednak okazuje praktycznie taki sam promień rzeczywistego rażenia w odniesieniu do niskolecących rakiet manewrujących mają przenośne, przeciwlotnicze zestawy przeciwlotnicze klasy MANPADS. Zestawy takie są o wiele tańsze od baterii przeciwlotniczych, operatorzy PPZR działają samodzielnie bez konieczności stosowania dodatkowych środków obserwacji technicznej (np. radarów) i można ich rozstawić praktycznie wszędzie np. na przeciwpożarowych wieżach obserwacyjnych w lasach, masztach radiowych, wysokich dźwigach, czy nawet na niedostępnych dla pojazdów wzniesieniach. Prace nad takim rozwiązaniem już podjęto, m.in.: w Stanach Zjednoczonych i w Polsce. Jeżeli chodzi o Amerykanów to badają oni możliwość wykorzystania do zwalczania niskolecących rakiet manewrujących - przenośnych, rakietowych zestawów przeciwlotniczych typy Stinger. Prace realizowane w Stanach Zjednoczonych mają określić sposoby zwiększenia skuteczności wykrycia tego rodzaju obiektów powietrznych oraz wskazać, jak zmodernizować głowicę samonaprowadzającą PPZR, która obecnie pozwala jedynie na atakowanie prostych źródeł promieniowania podczerwonego. Prace koncepcyjne w tej dziedzinie prowadzili również polscy specjaliści z Instytutu Optoelektroniki oraz Wydział Mechatroniki i Lotnictwa Wojskowej Akademii Technicznej (WAT). Badali oni m.in. możliwość skutecznego zwalczania nisko lecących, szybkich celów o słabej sygnaturze widmowej z wykorzystaniem pocisków rakietowych bardzo krótkiego zasięgu PPZR Grom. W pracach tych przeanalizowano m.in.: zasięg rażenia dla różnych modyfikacji parametrów balistycznych napędu rakietowego pocisku Grom. Naukowcy z Wojskowej Akademii Technicznej opracowali koncepcję modernizacji pocisku rakietowego Grom, której efektem jest zwiększenie jego możliwości bojowych pod kątem przechwytywania i niszczenia poddźwiękowych pocisków manewrujących. Przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy Grom. Fot. M.Dura W pracach zajęto się dwoma problemami. Po pierwsze zastanawiano się, co zrobić by głowica naprowadzająca przechwyciła rakietę manewrującą na jak największej odległości (co jest pochodną czułości głowicy). Po drugie analizowano, jak uzyskać wysoką prędkość średnią na drodze do celu zmieniając parametry balistyczne silnika rakietowego pocisku Grom. Tak postawione cele badawcze nie były przypadkowe, ponieważ podstawowymi parametrami decydującymi o skuteczności walki z celem powietrznym samonaprowadzającego się pocisku przeciw-lotniczego jest jego zdolność przechwycenia celu na możliwie dużej odległości oraz wysoka prędkość średnia na drodze do celu. Naukowcy z WAT wiedzieli, że konstrukcja rakiety PPZR Grom pozwala na regulację prędkości
maksymalnej pocisku przy obecnie stosowanym ładunku napędowym. Dlatego przeprowadzili analizę dotyczącą wpływu zwiększenia prędkości maksymalnej tego pocisku na jego parametry zasięgowe. Ostatecznie okazało się, że Grom może być bardzo dobrym środkiem do zwalczania rakiet manewrujących. Na Kalibry najlepsze Pioruny i Gromy Badanie prowadzone przez specjalistów Wojskowej Akademii Technicznej wykazały bezspornie, że rakiety Grom dobrze sprawdziłyby się w zwalczaniu poddźwiękowych rakiet manewrujących. Wszystko wskazuje bowiem na to, że polskim specjalistom (m.in. z WAT, MESKO S.A. i Telesystem-MESKO) udało się opracować czulszą głowicę naprowadzającą, automatycznie zwiększając zasięg przechwycenia rakiet manewrujących. Przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy Piorun. Fot. M.Dura Badania symulacyjne wykazały dodatkowo, że odpowiednio zarządzając ciągiem silnika rakietowego pocisku Grom można zauważalnie zmienić jego własności kinematyczne. Jeżeli więc dokona się optymalizacji podziału impulsu ciągu silnika na: fazę pierwszą (rozpędzającą) i fazę drugą (podtrzymującą) to istnieje możliwość zwiększenia zasięgu nawet do 10%. Zwiększając natomiast prędkość maksymalną, zmniejsza się zasięg (poniżej 4 km), ale uzyskuje się efektywny środek do zwalczania szybkich celów powietrznych. Pozostaje problem najskuteczniejszego sposobu użycia PPZR. Ale i tutaj naukowcy WAT już przedstawili pewne wnioski: odpalenie rakiety Grom będzie możliwe najwcześniej w momencie, gdy operator PPZR znajdzie się na trawersie rakiety manewrującej (ze względu na niski lot rakiety manewrującej oraz jej prawdopodobnie zminimalizowane charakterystyki termalne); operator PPZR będzie musiał być wspomagany przez inne elementy detekcji tworzące cały system ostrzegania i naprowadzania (np. sieć posterunków obserwacji wzrokowo-technicznych); optymalne wyniki uzyska się, gdy stanowisko operatora PPZR będzie się znajdować w odległości od 2 do 5 km od przelatującej rakiety manewrującej; przy odległościach przelotu celu mniejszych niż 2 km wysoka prędkość kątowa celu staje się utrudnieniem w obserwacji i jego przechwyceniu przez głowicę samonaprowadzającą pocisku Grom. Proponowane przez specjalistów rozwiązanie powinno być tym bardziej atrakcyjne dla wojska, że w międzyczasie podpisano kontrakt w sprawie dostaw i wprowadzenia na uzbrojenie nowej generacji przenośnych, przeciwlotniczych zestawów rakietowych Piorun. Zostały one specjalnie opracowane do zwalczania celów o znacznie zredukowanej sygnaturze termicznej, a więc mogą służyć do niszczenia niewielkich rakiet manewrujących. O skuteczności Piorunów może świadczyć np. fakt, że w czasie testów uzyskiwano bezpośrednie trafienia na maksymalnym zasięgu w ruchome cele o długości 1 m i średnicy 0,06 m. Było to możliwe, ponieważ w nowym PPZR zwiększono czułość układu detekcyjnego (wprowadzając nowo opracowane fotodiody), zastosowano laserowy zapalnik zbliżeniowy. opracowano nowy mechanizm startowy oraz zintegrowano celowniki dzienne i nocne (dostarczone przez spółkę PCO). Dzięki tym rozwiązaniom udało się zwiększyć: zasięg wykrycia obiektu powietrznego - co najmniej dwukrotnie zasięg lotu sterownego - do ponad 6 km
Przenośny przeciwlotniczy zestaw rakietowy Piorun w odróżnieniu od Groma ma m.in. laserowy zapalnik zbliżeniowy. Fot. M.Dura Specjaliści wskazują, że takie zmiany są jednoznaczne ze znacznym zwiększeniem efektywności bojowej całego zestawu. Dodatkowo ułatwieniem w zwalczaniu niewielkich celów (np. rakiet manewrujących) jest wprowadzenie zapalnika zbliżeniowego oraz cyfrowego, programowalnego mechanizmu startowego. Ten nowy mechanizm pozwala m.in. na wcześniejsze zapisanie parametrów naprowadzania realizowanych przez głowice samonaprowadzającą, dając możliwość wyboru np. specjalnej sekwencji strzelania optymalnej w zwalczaniu rakiet manewrujących. Rozwiązanie jest proste i dostępne w Polsce W dyskusji o Kalibrach często zapomina się, że rakiety manewrujące podobnego typu są łatwiejszym celem dla rakietowych zestawów przeciwlotniczych dowolnej klasy od załogowych samolotów myśliwskich nowej generacji. Nie są bowiem w stanie manewrować z dużymi przeciążeniami, nie mogą gwałtownie i samodzielnie zmieniać parametrów lotu (wysokości i kierunku) w reakcji na zagrożenie oraz nie mają możliwości pasywnego lub aktywnego przeciwdziałania. Jeżeli się więc rakiety manewrujące się tylko wykryje i w jakiś sposób będzie się śledziło, to będzie je można zestrzelić w czasie kilkugodzinnego lotu nawet tak prostymi środkami, jak np. PPZR. Duże znaczenie dla nas ma fakt, że Polska jest jednym z kilku krajów na świecie, które są w stanie samodzielnie realizować programy związane z rozwojem systemów klasy MANPADS i równorzędnym partnerem w tej dziedzinie dla Stanów Zjednoczonych i Rosji. Rakiety Mistral (Francja) i RBS-70 (Szwecja) nie zalicza się do kategorii PPZR. Dlatego zestaw Piorun okazał się rozwiązaniem unikalnym jeżeli chodzi o europejskie kraje NATO. Operatorzy PPZR Grom mogą być rozstawieni praktycznie wszędzie. Fot. M.Dura Dodatkowym plusem jest fakt, że w Polsce istnieje obecnie szereg placówek naukowo-badawczych, które mogłyby pomóc w stworzeniu prostej i taniej bariery przeciwko Kalibrom (np. Wojskowa Akademia Techniczna, Instytut Technologii Materiałów Elektronicznych z Warszawy i Instytut Technologii Elektronowej z Warszawy). Istnieje również przemysł, który może później zrealizować te projekty: w tym przede wszystkim zakłady MESKO S.A. ze Skarżyska-Kamiennej oraz spółka Telesystem-MESKO Centrum Rozwojowo - Wdrożeniowe z Lubiczowa. Po co Rosjanom są rzeczywiście Kalibry? Warto wskazać, że w przypadku rakiet 3M14 Kalibr Rosjanie postąpili zupełnie inaczej niż zgodnie z logiką nakazywałaby zasady ochrony tajemnicy wojskowej. Użyli bowiem tego uzbrojenia bez wyraźnej potrzeby operacyjnej. W Syrii dysponują oni przecież samolotami bojowymi wyposażonymi w o wiele tańsze i skuteczniejsze systemy bojowe. Kalibry zostały jednak wielokrotnie wykorzystane, dzięki czemu ujawniono część ich możliwości taktyczno-technicznych. Zgodzono się też z niebezpieczeństwem ich przechwycenia przez potencjalnego przeciwnika np. w sytuacji, gdyby jedna z rakiet doznała uszkodzeń i spadła nie wybuchając. Takie działanie wynikało jednak prawdopodobnie z doraźnych potrzeb politycznych, związanych m.in. z sankcjami nałożonymi na Rosję za zajęcie Krymu i udział w konflikcie na wschodniej Ukrainie. Świadczy o tym chociażby wypowiedź jednego z rosyjskich specjalistów wojskowych Anatolija Cyganoka (szefa Centrum Wojennego Prognozowania), który wyraźnie wskazywał, że po wystrzeleniu rakiet 3M14 Kalibr z okrętu podwodnego na Morzu Śródziemnym: świat musi się zmienić. Trzeba
uwzględniać możliwości Rosji. Trzeba się dogadywać. I Amerykanie, i Europejczycy. W ten sposób Rosja próbuje więc szantażować kraje zachodnie cały czas pokazując filmy, na których rosyjskie rakiety są umieszczane w cywilnych kontenerach i odpalane z cywilnych platform kolejowych, samochodów ciężarowych lub z kontenerowców płynących na pełnym morzu. Rzeczywiste możliwości rosyjskich rakiet nie są jednak znane i mogą nie być wcale tak rewelacyjne jak np. wskazują półoficjalne dane. Zresztą tak samo było w przypadku systemu P-700 Granit, który miał bez problemów przełamywać obronę przeciwlotniczą zachodnich okrętów, a pomimo tego zaczęto go wycofywać bez modernizacji. Pewne wątpliwości nasuwają się już po analizie materiałów ujawnionych w czasie strzelań systemów Kalibr. Zdjęcia ujawniane np. z ataku rakietowego przeprowadzonego w 2016 r. z Morza Kaspijskiego wyraźnie pokazują, że podczas lotu w kierunku Syrii, rakiety 3M14 wykonały jedynie od pięciu do sześciu poważnych zmian kierunku. Dodatkowo start pocisków z wyrzutni okrętowych za każdym razem odbywał się z wyraźnym wykonaniem kilkusetmetrowej górki, która ułatwia przeciwnikowi wykrycie rakiety i zlokalizowanie miejsca startu, szczególnie dlatego, że jest ona wtedy zwrócona do systemów wykrycia pionowo. Ma więc największą skuteczna powierzchnię odbicia odsłaniając całą swoją powierzchnię boczną, powiększoną dodatkowo przez silnik startowy (który jest później odrzucany zmniejszając jej długość). Przypomnijmy, że w przypadku systemu Tomahawk, rakiety tuż po starcie wyraźnie łamią pionowy kierunek lotu, by bardzo szybko zejść na jak najniższą wysokość. Najważniejszy w tym wszystkim jest fakt, że wprowadzenie sieci operatorów PPZR na przypuszczalnych trasach przelotu rakiet manewrujących nie będzie niepotrzebną inwestycją nawet w przypadku, gdyby Rosjanie tych rakiet w ogóle nie użyli. Zestawy MANPADS stanowić będą przecież również system odstraszania dla załogowych statków powietrznych. Ich załogi będą musiały uwzględnić, że na trasie ich przelotu jest wielu rozrzuconych w terenie przeciwlotniczych stanowisk ogniowych. Te stanowiska będą bardzo trudne do wykrycia, ponieważ nie otaczają ich radary, czy silne źródła promieniowania termicznego. Dlatego statki powietrzne albo będą działy na pułapach wyższych niż 5000 m, albo narażą się na takie niebezpieczeństwo ze strony polskich rakiet, jakie napotkali rosyjscy piloci w czasie wojny w Gruzji w 2008 r. Po zestrzeleniu przez gruziński zestaw rakietowy Buk-M1 lecącego na średniej wysokości samolotu Tu-22MR, żaden inny system przeciwlotniczy naprowadzany radarem nie został użyty przeciwko Rosjanom. Natomiast wszystkie pozostałe straty zadane rosyjskiemu lotnictwu, były wynikiem użycia przez Gruzinów kupionych od Polski PPZR Grom. Analiza rejestratorów umieszczonych w mechanizmach startowych (według danych Mesko) wykazała bowiem, że na dwanaście badanych, prawidłowych przypadków użycia PPZR aż dziewięć zakończyło się przechwyceniem, odpaleniem rakiety i trafieniem w cel. Z uwagi na zastosowanie zestawów Grom Rosjanie musieli operować na wyższych pułapach, co w Gruzji było bezpieczne (po obezwładnieniu gruzińskiego systemu przeciwlotniczego), ale w przypadku przestrzeni powietrznej krajów NATO nie zapewniałoby swobody operacji z uwagi na obecność sojuszniczego lotnictwa. A przecież do polskich sił zbrojnych wprowadzane są obecnie PPZR Piorun, które znacznie przewyższają Gromy pod względem zdolności rażenia celów. A wszystko to przy zachowaniu rozmiarów i ciężaru charakterystycznych dla zestawów MANPADS.
Urządzenia szkolno-treningowe mogą ułatwić przygotowanie operatorów PPZR zapewniając ich odpowiednią ilość. Fot. M.Dura Rozmieszczenie sieci operatorów PPZR w Polsce może bardzo mocno zmniejszyć zagrożenie, ze strony niskolecących samolotów bojowych, desantu spadochronowego oraz wszelkiego rodzaju śmigłowców (w tym bojowych i działających dla potrzeb Specnazu). Tutaj może się przydać prostota obsługi przenośnych, przeciwlotniczych zestawów rakietowych Grom i Piorun oraz już opracowany sposób szkolenia ich operatorów z odpowiednimi urządzeniami szkolno-treningowymi (dzięki nim proces szkolenia można prowadzić bez potrzeby odpalania drogich rakiet). Może to zapewnić odpowiednią liczbę żołnierzy potrafiących obsługiwać PPZR dla zabezpieczenia najważniejszych obszarów w Polsce. Źródłem operatorów mogłyby być np. Wojska Obrony Terytorialnej równomiernie rozmieszczone w całym kraju i znające dobrze teren działań.