Redakcja: Adam Traczyk Dominika Gmerek. Korekta i opracowanie językowe: Alicja Głombińska. Opracowanie graficzne i skład: Bartłomiej Mortas

Podobne dokumenty
Progresywna polityka zagranczna. Progresywna polityka zagranczna Wartości i interesy

Bezpieczeństwo ' polityczne i wojskowe

Środkowoeuropejskie debaty o rozszerzeniu UE o Turcję i Ukrainę. Piotr Kaźmierkiewicz 5 grudnia 2005

problemy polityczne współczesnego świata

STRATEGICZNE FORUM BEZPIECZEŃSTWA STRATEGIA BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO RP

Załącznik nr 2 do Olimpiady Wiedzy o Unii Europejskiej pn. "GWIEZDNY KRĄG" Zagadnienia VII Olimpiada GWIEZDNY KRĄG

Ocena dążeń Rosji i konfliktu rosyjsko-gruzińskiego

Problemy polityczne współczesnego świata

TŁUMACZENIE Unia i NATO powinny się wzajemnie uzupełniać

VII Konferencja Naukowa: Bezpieczeństwo a rozwój gospodarczy i jakość życia w świetle zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych

Konferencja Europa Karpat w Krynicy. Wpisany przez Administrator2 poniedziałek, 19 września :43

KOMUNIKAT KOMISJI. Zwiększone zaangażowanie na rzecz równości między kobietami i mężczyznami Karta Kobiet

WYBORY EUROPEJSKIE W 2009 R. Eurobarometr Standard (EB 69.2) Parlament Europejski - Wiosna 2008 Podsumowanie analityczne

Pojęcie myśli politycznej

B8-0146/2016 } B8-0169/2016 } B8-0170/2016 } B8-0177/2016 } B8-0178/2016 } RC1/Am. 2

Wystąpienie Szefa Służby Celnej w trakcie Konferencji i-granica z okazji Święta Służby Celnej w 2013 roku.

EUROPEJSKIE FORUM NOWYCH IDEI 2013

Warszawa, lipiec 2009 BS/108/2009 ŚWIATOWA OPINIA PUBLICZNA O POLITYCE STANÓW ZJEDNOCZONYCH I OPERACJI NATO W AFGANISTANIE

Współpraca ze wschodnimi partnerami Polski jak działać pomimo trudnej sytuacji politycznej

Delegacje otrzymują w załączeniu dokument Komisji DEC 20/2016.

Wystąpienie Pana Cezarego Grabarczyka, Ministra Infrastruktury Inauguracja EDM maja 2011 r. Gdańsk, Sala Filharmonii Bałtyckiej

Opis kierunkowych efektów kształcenia

TRANSATLANTIC TRENDS POLAND

Polacy myślą o uchodźcach podobnie jak reszta Europy

Andrzej Zapałowski "Następna Dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy", George Friedman, Kraków 2012 : [recenzja]

BIULETYN 11/2015. Punkt Informacji Europejskiej EUROPE DIRECT - POZNAŃ. Podsumowanie Milenijnych Celów Rozwoju

Deklaracja z Bratysławy

Tylko w pełni zjednoczona opozycja ma szanse w konfrontacji z PiS

Rada Unii Europejskiej Bruksela, 14 listopada 2014 r. (OR. en)

12671/17 ako/pas/ur 1 DGD 2C

Copyright by Wydawnictwo Naukowe Scholar Spółka z o.o., Warszawa 2016

Opracował: Rafał Górniak Gra symulacyjna Budujemy wiatraki

Składa się on z czterech elementów:

Panel 1. Zagrożenia dla polskiej gospodarki w czasach niepewności. Moderator

NOWA TOŻSAMOŚĆ NIEMIEC I ROSJI W STOSUNKACH MIĘDZYNARODOWYCH

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0048/160

Powrót do Europy Opinia społeczna po 20 latach demokracji

Prof. Bolesław Rok Centrum Etyki Biznesu i Innowacji Społecznych ALK

Gratuluję wszystkim absolwentom! Dzięki wytężonej pracy i. wielu poświęceniom otrzymujecie dziś dyplom Master of

Wstęp. CZĘŚĆ I. Bezpieczeństwo militarne

VIII FORUM ENERGETYCZNE

Stanisław Koziej EWOLUCJA ŚRODOWISKA BEZPIECZEŃSTWA W WARUNKACH NOWEJ ZIMNEJ WOJNY

PARLAMENT EUROPEJSKI

Polski sukces Tytuł prezentacji Dokonania i perspektywy

TERRORYZM MIĘDZYNARODOWY JAKO ZAGROŻENIE DLA WSPÓŁCZESNYCH PAŃSTW

Obietnice wyborcze wobec krajów Partnerstwa Wschodniego i Rosji: Kampania wyborcza do Sejmu i Senatu przed wyborami 9 października 2011

Przedmowa. Część 1 TEORIE POLITYCZNE. 1. Co to jest polityka? 2. Rządy, systemy i ustroje. 3. Ideologie polityczne XIII

Dlaczego Cele Zrównoważonego Rozwoju są ważne dla młodych ludzi?

Roczny plan pracy z wiedzy o społeczeństwie dla III klasy gimnazjum zintegrowany z serią Dziś i jutro część 2 - wymagania na poszczególne oceny

CO, GDZIE, KIEDY I Z KIM JEM? NA CO I JAKI MAM WPŁYW?

Polityka zagraniczna Unii Europejskiej opinie Polaków i Niemców

Szefowa MSW: Działamy solidarnie i odpowiedzialnie

Kierunek Stosunki Międzynarodowe. Studia I stopnia. Profil ogólnoakademicki. Efekty kształcenia:

Samorząd lokalny a Unia Europejska konferencja w Golubiu-Dobrzyniu

Newsletter TFI Allianz

Współpraca międzynarodowa miast województwa łódzkiego

Wstęp 9. Rozdział 2 [Roman Kuźniar]

Europejska gra o łupki

PROJEKT ZALECENIA DLA RADY

Warszawa, sierpień 2014 ISSN NR 119/2014 KONFLIKT UKRAIŃSKI I WOJNA HANDLOWA Z ROSJĄ

Wykaz przedmiotów i modułów, które umożliwiają studentom powracającym z programów ERASMUS i MOST realizację kierunkowych efektów kształcenia

POLSKA EUROPA Opinia ĆWTAT publiczna O V I A 1 w okresie integracji

BIAŁA KSIĘGA BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO RP

Tematy i zagadnienia programu nauczania wiedzy o społeczeństwie w klasie IV TE1, IV TE2, IV TK1, IV TK2, IV TR, IV TI zakres podstawowy.

11294/09 TRANS 257 AVIATION 96 MAR 96 ENV 457 ENER 234 IND 76

Reforma polityki spójności po 2013 r.

I Seminarium Migracyjne EUMIGRO pt. Migracje, uchodźstwo i azyl w Europie wczoraj, dziś, jutro, 5 kwietnia 2017 r. Szkoła Główna Handlowa w Warszawie

Spis treści. Wstęp. 3. Konkurencyjne perspektywy. Jak myśleć teoretycznie o stosunkach międzynarodowych

KLASA II GIMNAZJUM. Rozdział I Ustrój Rzeczpospolitej Polskiej. Wymagania na poszczególne oceny dopuszczająca dostateczna dobra bardzo dobra celująca

Polacy zdecydowanie za dalszym członkostwem w UE

Erasmus + Projekt Młody Europejczyk - Świadomy i bezpieczny obywatel świata. Zrozum problem uchodźców i konfliktów wojennych współczesnego świata

Doktryna Energetyczna Polski- Racja stanu czy tylko narzędzie polityczne? IV Kongres Energetyczny Dolnoślaski Instytut Studiów Energetycznych

Copyright 2012 by Wydawnictwo Naukowe Scholar Spółka z o.o., Warszawa

ZEWNĘTRZNE I WEWNĘTRZNE WARUNKI BEZPIECZEŃSTWA RP. Opracował: Krzysztof KACZMAR

MATRYCA EFEKTÓW KSZTAŁCENIA (Przedmioty podstawowe)

KIERUNEK: BEZPIECZEŃSTWO MIĘDZYNARODOWE Studia niestacjonarne. Semestr I. Globalizacja i regionalizacja. Studia nad bezpieczeństwem

WEBINARIUM O PROGRAMIE GLOBALNIE W BIBLIOTEKACH 10/09/2018. PREZENTUJE: Wioleta Hutniczak, PAH PROWADZI: Katarzyna Morawska, FRSI

OTWARTE KONSULTACJE PUBLICZNE

KIERUNEK: BEZPIECZEŃSTWO MIĘDZYNARODOWE Studia stacjonarne. Semestr I. Globalizacja i regionalizacja. Metodologia badań. Studia nad bezpieczeństwem

PROGRAM V BALTIC BUSINESS FORUM 2013 Gość Honorowy: Federacja Rosyjska października 2013 Świnoujście Heringsdorf

PREZENTACJA SYLWETEK PROMOTORÓW

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0249/1. Poprawka. Marco Valli, Rosa D Amato w imieniu grupy EFDD

Ruch komitetów obywatelskich

KOMUNIKATzBADAŃ. Opinie o Donaldzie Tusku jako przewodniczącym Rady Europejskiej NR 23/2017 ISSN

, , REKLAMA W GOSPODARCE OKRESU TRANSFORMACJI WARSZAWA, SIERPIEŃ 1993

System programowania strategicznego w Polsce

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0060/19. Poprawka. Raymond Finch w imieniu grupy EFDD

Dyrektor szkoły, a naciski zewnętrzne

Spis treści. Wstęp Rozdział I Systemy polityczne problemy ogólne Rozdział II Historyczne systemy polityczne. Rewolucje demokratyczne..

Spis treści. Wprowadzenie. I. KSZTAŁCENIE OBRONNE MŁODZIEśY W POLSCE (TRADYCJE I WSPÓŁCZESNOŚĆ)

Regiony powinny się przygotować na różne opcje Brexitu

Pierwsza polska prezydencja w Unii Europejskiej

BEZPIECZEŃSTWO POLSKI W OBLICZU WYZWAŃ XXI WIEKU

Polsko-Niemieckie Forum Związków Zawodowych. 7. Polsko-Niemieckie Forum Związków Zawodowych w Gdańsku

Na Zachodzie lepiej niż u nas w Rosji - Rosjanie o Rosji, Polsce i Niemczech

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0037/1. Poprawka

PL Zjednoczona w różnorodności PL A8-0341/1. Poprawka. Gianluca Buonanno w imieniu grupy ENF

Na czym polega odpowiedzialność firmy farmaceutycznej? Raport Społeczny. GlaxoSmithKline Pharmaceuticals

Transkrypt:

Warszawa 2017

Redakcja: Adam Traczyk Dominika Gmerek Korekta i opracowanie językowe: Alicja Głombińska Opracowanie graficzne i skład: Bartłomiej Mortas Wydawca: Fundacja Global.Lab ul. 1 Sierpnia 34A/27, 02-134 Warszawa biuro@globallab.org.pl facebook.com/globallabpl @GlobalLabPL www.globallab.org.pl Publikacja powstała przy finansowym wsparciu Fundacji im. Friedricha Eberta Przedstawicielstwo w Polsce ul. Podwale 11, 00-252 Warszawa www.feswar.org.pl ISBN: 978-83-65285-06-5 Utwór udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Tezy i opinie zawarte w publikacjach nie muszą w całości odpowiadać stanowisku Fundacji Global.Lab oraz Fundacji im. Friedricha Eberta.

SPIS TREŚCI 1 WPROWADZENIE... 6 I. WARTOŚCI I INTERESY... 8 Adrian Zandberg... 10 Małgorzata Tracz... 16 Józef Pinior... 22 II. EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE?... 28 Przemysław Wielgosz... 30 Agnieszka Lichnerowicz... 35 III. BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE!... 42 Piotr Łukasiewicz... 44 Filip Ilkowski... 48 Witold Jurasz... 52 Anna Wojciuk... 57 IV. W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ... 62 Paweł Kowal... 64 Michał Sutowski... 69 Kai-Olaf Lang... 72 V. POLSKA GLOBALNIE... 76 Adam Leszczyński... 78 Iwo Łoś... 81 Patrycja Grzebyk... 86 Jan Sowa... 90 VI. LEKCJE Z ALEPPO... 94 Michał Syska... 96 Grażyna Baranowska... 100 Bartłomiej Nowak... 104 VII. EURO W CZASACH EUROSCEPTYKÓW... 112 Rafał Woś... 114 Anna Gromada... 120 FUNDACJA GLOBAL.LAB... 128 FUNDACJA IM. FRIEDRICHA EBERTA... 130

WPROWADZENIE PROGRESYWNA POLITYKA ZAGRANICZNA 2016/2017 Polsce służyć, Europę tworzyć, Świat rozumieć - tak do niedawna brzmiało motto Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Wezwanie, z którym nie sposób się nie zgodzić, wymaga jednak wypełnienia go konkretną, polityczną treścią, u której podstaw leży coś, co powszechnie określa się mianem racji stanu. Do niedawna wśród polskich elit politycznych panował daleko idący konsensus dotyczący strategicz - nych celów polityki zagranicznej. Były nimi powrót do Europy, czyli integracja z zachodnioeuropejskimi strukturami politycznymi i gospodarczymi, zakotwiczenie w transatlantyckim systemie bezpieczeństwa w 1999 roku Polska wstąpiła do NATO, w 2004 roku stała się członkiem Unii Europejskiej a następnie umocnienie pozycji w ramach tych struktur, czego wyrazem było choćby dążenie do płynięcia w głównym nurcie integracji europejskiej. Jednakże dziś, w obliczu nowych wyzwań o charakterze regionalnym i globalnym polska polityka zagraniczna zdaje się nie nadążać za radykalnie zmieniającą się sytuacją międzynarodową. Tymczasem kryzys i propozycje reformy Unii Europejskiej, zagrożenia bezpieczeństwa na wschodzie Europy i w jej bezpośrednim otoczeniu, zmiany klimatu i kwestie surowcowe, nierówności gospodarcze, masowe migracje czy last but not least przesunięcia w globalnym układzie sił mają coraz większy wpływ na życie każdego z nas. Ze względu na te procesy konieczne jest poszukiwanie i formułowanie progresywnych rozwiązań, a więc takich, które nie tylko dadzą adekwatną odpowiedź na dzisiejsze, lecz także pozwolą przygotować się na przyszłe wyzwania. Niekiedy będzie to wymagać nowego spojrzenia na pojęcie interesu narodowego, a także otwarcia się na tematy dziś świadomie lub przez zaniechanie w dużej mierze ignorowane w polskiej debacie publicznej, jak choćby zmiany klimatu i ich konsekwencje. Wiele współczesnych wyzwań nie zna granic państwowych i stawienie im czoła wykracza poza możliwości pojedynczych państw. Wydaje się nieuniknione, że w globalnym

systemie naczyń połączonych nieodzowne będzie odejście od wąsko pojmowanych i krótkowzrocznych interesów narodowych w kierunku bardziej holistycznego podejścia. Projektując politykę zagraniczną nie można również zapominać o kompasie wartości, którego strzałka powinna wskazywać kierunek i metody naszych działań. Jednocześnie w imię skuteczności politycznej należy unikać moralnego zadufania, które może utrudniać krytyczną analizę sytuacji i zdolność reakcji. Niniejsza publikacją jest efektem cyklu seminariów, który odbył się w latach 2016 i 2017 w ramach projektu Progresywna polityka zagraniczna realizowanego przez Fundację Global.Lab oraz Fundację im. Friedricha Eberta. Do udziału w nim zaprosiliśmy wybitne przedstawicielki i przedstawicieli świata nauki, publicystyki, think tanków, społeczeństwa obywatelskiego oraz dyplomacji. Wszystkim im serdecznie dziękujemy za przyjęcie zaproszenia do wspólnej dyskusji i chęć podzielenia się swoimi doświadczeniami i refleksjami. Choć uczestnicy debat reprezentują różne środowiska, łączy ich jedna kluczowa cecha wszyscy patrzą na politykę szerzej niż przez pryzmat partykularnych interesów i stale poszukują pozytywnych celów i sposobów ich realizacji. Mamy nadzieję, że lektura stanie się inspiracją do dalszych pogłębionych dyskusji, a w konsekwencji do formułowania progresywnych rozwiązań, które pozwolą sprostać czekającym nas wyzwaniom międzynarodowym. Szczególne podziękowania należą się Rolandowi Feichtowi, dyrektorowi przedstawicielstwa Fundacji Eberta w Polsce, bez którego życzliwego wsparcia projekt nie mógłby się odbyć, a także wszystkim osobom, które swoja obecnością, pytaniami i komentarzami wzbogaciły nasze seminaria. Życzymy przyjemnej lektury! Adam Traczyk Prezes Fundacji Global.Lab Dominika Gmerek Wiceprezeska Fundacji Global.Lab

CZĘŚĆ I WARTOŚCI I INTERESY 30 MARCA 2016 W dobie integracji europejskiej, globalizacji, ale także zmian w porządku międzynarodowym i wyzwań o charakterze ogólnoświatowym jak zmiany klimatyczne, zużycie surowców, migracje, powiększające się różnice miedzy bogatymi a biednymi oraz rosnących zagrożeń bezpieczeństwa w naszej najbliższej zagranicy sprawy międzynarodowe mają coraz większy wpływ na życie każdego z nas. Z wielu stron słychać głosy o zacieraniu się granicy między sprawami wewnętrznymi a zagranicznymi. Tymczasem kwestie związane z polityką zagraniczną rzadko znajdują się w centrum zainteresowania polskich sił politycznych reprezentujących idee progresywne. Jakie powinny być priorytety polskiej polityki zagranicznej? Jakimi wartościami należy się kierować? Jakich odpowiedzi potrzebujemy w obliczu aktualnych wyzwań międzynarodowych?

ADRIAN ZANDBERG członek Zarządu Krajowego Partii Razem MAŁGORZATA TRACZ przewodnicząca Partii Zieloni JÓZEF PINIOR były Senator RP i poseł do Parlamentu Europejskiego, w czasach PRL działacz opozycji demokratycznej

10 ADRIAN ZANDBERG WARTOŚCI I INTERESY Pytanie, które trzeba postawić, gdy rozmawia się o pakiecie wartości europejskich, polityki pokojowej, demokracji i zrównoważonego rozwoju, a także poważnym traktowaniu praw człowieka, brzmi następująco: jak to się stało, że ten pakiet utracił tak dramatycznie na atrakcyjności w ciągu ostatnich kilkunastu lat? Gdyby cofnąć się o kilkanaście lat do krajów Europy Środkowo-Wschodniej, to okazałoby się, że obietnica integracji europejskiej i modernizacji, którą wyobrażano sobie w dużym stopniu jako praktyczne wdrożenie tych wartości miała dosyć potężną bazę społecznego poparcia. Natomiast gdy dziś spogląda się na kraje Grupy Wyszehradzkiej, to widać, że dominujące w nich nastroje bardzo często są biegunowo różne od tych sprzed kilkunastu lat. Kryzys wartości europejskich dotknął także serca Unii Europejskiej, czyli państw, które wspólnotę zakładały i przez lata były jej fundamentem i opoką. T rzeba zadać także kolejne pytanie, jeżeli chce się nie tylko odtworzyć mechanicznie historię tego, jak lewicowe wartości wolność, równość, solidarność od czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej, z marginesu debaty publicznej stopniowo wchodziły do mainstreamu i zaczynały zdobywać wpływy, a potem po hekatombie, tragedii i wielkim szoku II wojny światowej zostały wbudowane w dokumenty założycielskie ws p ó l n o t y europejskiej. To pytanie o to, w jaki sposób można odwrócić ten trend, który dzisiaj jest tak wyraźny. I skąd się bierze siła tych demokracji nieliberalnych i ich demokratycznej legitymizacji, którą zdobywają w wyborach? Dlaczego ten pakiet stracił na atrakcyjności? Prawdopodobnie dlatego, że przynajmniej od 20 lat się raczej z niego wycofujemy niż dążymy do tego, żeby go skutecznie realizować. I winę za to ponoszą głównie środowiska mainstreamowej europejskiej lewicy. Te, które za porzucenie ambicji zmiany porządku społecznego na bardziej sprawiedliwy i demokratyczny płacą cenę powolnej utraty bazy elektoratu, z którą weszły w projekt europejski po II wojnie światowej. Trzeba pamiętać, że w wielu krajach lewica

WARTOŚCI I INTERESY ADRIAN ZANDBERG 11 wstępowała do wspólnoty z dobrodziejstwem inwentarza, którym były zorganizowana klasa pracownicza i potężna struktura związków zawodowych z silną społecznie pozycją negocjacyjną pozwalającą włożyć te wartości do projektu europejskiego. Lewica dysponowała potencjałem, który osłabł po części w wyniku różnych procesów modernizacyjnych, ale także na skutek prowadzonej polityki. Teraz w miejscach, które dotąd były zagłębiami socjaldemokracji wpływy zyskuje skrajna prawica. W środowiskach społecznych, które dotychczas były fundamentem i zapleczem socjaldemokracji lub ruchów radykalnie lewicowych buszują takie formacje jak Alternatywa dla Niemiec czy skrajna prawica holenderska i brytyjska. To dowodzi tego, jak głęboki jest ten kryzys. Nie jest to wielkim zaskoczeniem, ale trzeba jednak o tym wspomnieć, że znaczna część tych partii socjaldemokratycznych, które w okresie złotego trzydziestolecia po II wojnie światowej praktycznie pchnęły świat europejski w lewo, faktycznie stały się bardziej elitarne i demokratyczne, a od połowy lat 80. czy od lat 90. zintegrowały się świetnie z neoliberalnym status quo. I socjaldemokracja została inną odmianą zarządców tego samego, która też liberalizowała gospodarki, ironicznie podchodziła do społecznej odpowiedzialności i zobowiązań państwa wobec tych, którzy przegrywają w wyniku procesów modernizacyjnych. Ta grupa zarządców postrzegała siebie jako progresywną alternatywę, ale progresywizm sprowadzał się w dużym stopniu tylko do wyrobu światopoglądowego i bycia atrakcyjniejszym obliczem modernizacji. Nie dociekano, skąd przez lata lewica czerpała siłę, by faktycznie wpływać na kształt projektu europejskiego, więc tę bazę po prostu stopniowo wytraciła. Analiza katalogu partii europejskich zrzeszonych w międzynarodówce socjaldemokratycznej wypada raczej pesymistycznie, widać wiele miejsc, gdzie ten graf jest dojmujący. PvdA w Holandii niegdyś potężna partia, silnie zakorzeniona społecznie, dzisiaj notuje kilka procent poparcia i jest tak naprawdę na marginesie sceny politycznej. PASOK w Grecji rozpad i kompletna marginalizacja. Takie przykłady można mnożyć, wiele silnych partii socjaldemokratycznych zapłaciło także wysoką cenę, choćby dołująca od długiego czasu niemiecka socjaldemokracja, ale nie tylko ona. Teraz należy poszukać odpowiedzi na pytanie, czy pojawienie się w Europie po prawej stronie dotychczasowej sceny politycznej silnych ruchów kontestujących wartości europejskie jest procesem odwracalnym. I to jest wyzwanie, z którym trzeba się zmierzyć. Czy lewica jest w stanie przedstawić propozycje, które przemówią do ludzi żyjących w poczuciu, że to, co ich otacza nie pozwala na zaspokojenie ich aspiracji życiowych? Z frustracji i w desperacji szukają więc alternatywy politycznej wśród prawicowych populistów, którzy podważają europejskie wartości. Czy jest to możliwe w politycznej ramie dzisiejszej Unii Europejskiej? Problem nie tylko dotyczy politycznej odpowiedzialności wielu europejskich ruchów i wzmożonego rozwoju skrajnie prawicowych sił, które kwestionują zestaw wspólnotowych wartości, lecz także dotyka instytucji. Unia Europejska obiecująca demokratyzację jest pozbawionym demokratycznej kontroli zbiurokratyzowanym molochem, na który realnie dużo większy wpływ niż wyborcy mają

12 WARTOŚCI I INTERESY ADRIAN ZANDBERG lobbyści. Podejmowanie fundamentalnych i zasadniczych decyzji, które określą przyszłość społeczeństw, jak choćby w przypadku TTIP i CETA, rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami. Mimo, że dużo mówi się o transparentności, w praktyce, gdy Janis Warufakis proponuje, by nagrywać posiedzenia Komisji Europejskiej i publikować je w internecie, okazuje się to po prostu niemożliwe do zrealizowania. Takich przykładów jest wiele. Przede wszystkim problem polega na tym, że relacje władzy i struktury władzy, teoretycznie często bardzo ładnie opisane w dokumentach unijnych, w rzeczywistości wyglądają tak jak te nieszczęsne negocjacje między Grekami a europejskim establishmentem. Podstawy prawne podejmowania pewnych decyzji były, delikatnie rzecz biorąc, niejasne, a to, co się liczyło, to czysta ekonomiczna siła. Nagle okazywało się, że potężne wpływy gospodarcze i interesy są ważniejsze niż budowanie projektu europejskiego naprawdę w oparciu o solidarność. Solidarność jest kierowana w tym przypadku do wewnątrz Unii Europejskiej, ale są też aspekty solidarności zwróconej na zewnątrz i atrakcyjności europejskich wartości w świecie pozaeuropejskim. Na kwestie bezpieczeństwa, jakże dzisiaj istotne, miał w dużej mierze wpływ ten pakiet europejskich wartości, który europeizował świat pozaeuropejski stworzył bezpiecznego sojusznika, ale zaczął dosyć dramatycznie tracić na atrakcyjności. Dlaczego? Głównie dlatego, że kraje europejskie w mizernym stopniu wypełniały obietnicę, którą same złożyły. Trudno przekonywać, że europejskie wartości są czymś naprawdę korzystnym i że Europa serio prowadzi politykę pokojową, kiedy na głowę spadają europejskie bomby. Równie niełatwo przyjąć poważnie obietnice stabilizacji i partnerskiego traktowania, kiedy kraje europejskie trzymają się uporczywie nierównych traktatów handlowych, które ustawiają świat pozaeuropejski na pozycji trwale podporządkowanej. Nie sposób uwierzyć w opowieść o sprawiedliwym rozwoju, jeżeli powszechną praktyką, którą obserwują sąsiedzi wspólnoty jest polityka eksploatacji. Zatem teraz przyszło zapłacić cenę za beztroskie zrzucanie bomb na Irak, które było pierwszą kostką domina, od której posypał się Bliski Wschód, a bez tego nie byłoby dzisiaj władz Państwa Islamskiego. To jest konsekwencja potraktowania obszarów na południe od Morza Śródziemnego tylko jako pola, na którym zaprzyjaźnione reżimy w myśl zasady: bandyta, ale nasz bandyta rozwiązywały problem fali migrantów, gdyż po prostu najzwyczajniej w świecie zatrzymywały ją przy pomocy rozwiązań siłowych. A w tych warunkach można oczywiście śmiało poopowiadać światu o szacunku do praw człowieka, o demokratycznych wartościach i o tym, jak bliska jest nam społeczna odpowiedzialność. Kontynuację tego rodzaju hipokryzji w stosunkach międzynarodowych najlepiej dzisiaj widać w postawie krajów europejskich wobec Turcji Erdoğana. Jeśli jest dzisiaj jakiś promień nadziei dla europejskich wartości poza Europą, to tym światłem jest Kurdystan. Kurdowie usiłują organizować swoje społeczeństwo demokratycznie, przestrzegają praw człowieka i praw kobiet, a są w dość brutalny sposób zwalczani przez Erdoğana. Europa milczy, załatwia swoje doraźne sprawy i przymyka oko na to, co działo się w Kobane i na niepokojące relacje pomiędzy tajnymi służbami w Turcji a fundamentalistami islamskimi na terenie Syrii. Europa nie reaguje, kiedy

WARTOŚCI I INTERESY ADRIAN ZANDBERG 13 dochodzi do rzezi Kurdów we wschodniej Turcji, bo ma interesy do zrobienia. Niestety tylko takie postępowanie na dłuższą metę kończy się źle, bo zwyczajnie traci się wiarygodność. I kluczową sprawą w dyskusji o europejskich wartościach i o ich przyszłości jest to, czy potrafimy przekonać większość społeczeństw europejskich i pozaeuropejskich, że te wartości należy traktować pryncypialnie i uczciwie. Hasła poszanowania praw człowieka nie mogą zostać znów użyte przez Europę do prowadzenia polityki imperialnej, a zapewnienia o wolności i o transparentności w praktyce przekształcić się w traktaty handlowe służące interesom wielkich korporacji. Wówczas okazałyby się korzyściami tylko dla prowadzących działalność gospodarczą, a niekoniecznie dla wyzyskiwanych pracowników w uboższych krajach. Trzeba wreszcie zacząć poważnie i bez hipokryzji podchodzić do wartości europejskich, gdyż w przeciwnym wypadku nikt nie uwierzy nam, że faktycznie chcemy je realizować. I niestety potwierdza to historia ostatnich dwudziestu paru lat integracji, która zatrzymała się w miejscu i przestała sobie stawiać ambitne cele harmonizacji socjalnej i podatkowej, uniezależnienia się, prowadzenia europejskiej polityki obronnej, która byłaby wolna od ambicji imperialnych. Polityka europejska stała się po prostu jeszcze jednym elementem w wielkim neoliberalnym konsensusie waszyngtońskim i konsekwencje jej porażki odczuwalne są właśnie teraz. Europa jest niezdolna do reagowania na kryzys uchodźczy i ułomna w okazywaniu solidarności wykraczającej poza to, co już zapisano w perspektywie budżetowej. To są tylko symptomy, a problem jest dużo głębszy. Otóż znaczna część sił politycznych, które wspólnotę budowały i wprowadziły ten pakiet wartości do main streamu straciła zaufanie współczesnych wyborców, a przez to projekt europejski w dużym stopniu stracił na atrakcyjności w oczach świata. I żeby to zmienić, prawdopodobnie trzeba będzie znaleźć sposób, by zrobić coś, co się już kiedyś przed wielu laty udało socjaldemokratom, kiedy weszli na scenę polityczną zdominowaną przez establishmentowe partie niezdolne do tego, żeby zapewnić choćby pokój w Europie. Wówczas tę scenę polityczną po prostu zdemolowali, bo gdyby tego nie uczynili, to takiej Europy, do której wszyscy wzdychamy, tej Europy z okresu złotego trzydziestolecia po II wojnie światowej nigdy by nie było. Być może droga do tego, żeby wartości europejskie na powrót miały szanse być czymś innym niż tylko pustymi słowami, uzasadniającymi trwanie Unii Europejskiej, jako wydrążonego bytu prawnego, który traci realną polityczną moc sprawczą, wiedzie przez kryzys. A kryzys i rozchwianie są faktem i raczej nie ulega wątpliwości, że jest to sytuacja dla Unii jaką dotąd znaliśmy graniczna. To, co należy w tych okolicznościach zrobić, jest banalne i proste. Trzeba sukcesywnie odzyskiwać kulturę masowej mobilizacji i musi się to dokonać wielu szczeblach od drobnego samoorganizowania się w obronie praw pracowniczych, przez poziom, na którym stawia się opór rasistom czy ludziom, którzy chcą zamykać granice, aż po struktury władne upominać się o to, żeby demokracja nie była pustym słowem. Można tu przywołać formułę, którą postuluje DiEM demokracji w Europie. Czy ona jest najfortunniejsza, czy wyjdzie w ogóle? Nikt tego nie wie, ale trzeba próbować i sprawdzić, czy się uda.

14 WARTOŚCI I INTERESY ADRIAN ZANDBERG Było małe okienko historii, kiedy działania lewicy nie ograniczały się tylko do stawiania oporu i wprowadzania pomysłów do debaty publicznej, ale lewica miała realny wpływ na przekształcenia rzeczywistości. Oczywiście nie można tak po prostu powielać tych samych rozwiązań, wiadomo, że środowisko naturalne jest dzisiaj dużo bardziej zdewastowane co więcej, gros ówczesnych posunięć także się do tego przyczyniło. Jasne jest, że nie ma mowy o prostej powtórce i trzeba być świadomym również tego, że nie da się zastosować rozwiązań uniwersalnych, globalnych. Warto to zaznaczyć dlatego, że zaczęliśmy od opowieści, że istnieje zestaw europejskich wartości, które przyczyniły się do zwycięstwa lewicy. Czy zatem wystarczy po prostu przy nim stać i wiernie trwać, żeby było dobrze? Kiedy się to słyszy, to brzmi to jak puste hasło. Jak z lat 60., a to przecież już nie te czasy i inne okoliczności. Musimy odzyskać pozycję, w której skutecznie można zmieniać rzeczywistość, ale to nie znaczy, że trzeba wrócić do tych samych narzędzi. Wpływ zamierzonych działań na środowisko jest tutaj najbardziej oczywistą różnicą. Nie do przecenienia jest kwestia wody. Trzeba znaleźć odpowiedzi na wiele pytań o stabilność geopolityczną i bezpieczeństwo, o to, co dzieje się i będzie działo się na Bliskim Wschodzie. Bez świadomości, jaką rolę w tym odgrywa woda oczywiście problem jest trudny do wytłumaczenia. Wskoczyliśmy do jadącego pociągu, który wykoleił się w 2008 roku, natomiast problemem jest to, że znaczna część centrowych elit politycznych w Europie tego do końca nie rozumie. Kolejną niedogodność stanowi fakt, że wśród nich znalazł się rząd Republiki Federalnej Niemiec, który stał się redutą takiego myślenia o gospodarce, jakby kryzys w 2008 roku w ogóle się nie wydarzył. Pozostaje więc ten kryzys jakoś przepracować, ale to oczywiście nie stanie się z dnia na dzień, także dlatego, że dwie strategie są testowane. Pierwsza nazywa się Podemos i zakłada budowanie takiej lewicy, za którą nie trzeba się wstydzić. Symbol strategii numer dwa to Jeremy Corbyn bierze się truchło partii, która niegdyś była fajną partią socjaldemokratyczną (gdy przyszedł Blair zrobił z niej jakieś ordynarne, neoliberalne narzędzie na potrzeby ówczesnej polityki), próbuje ją odczarować i pobudzić z powrotem do życia, tak by dało się zrobić z niej instrument zmiany politycznej. Oczywiście te strategie są uwarunkowane też różnymi systemami wyborczymi. W Wielkiej Brytanii dzielne działania partii Zielonych i bardzo sympatyczne lewicowe formacje, napotykały trudności spowodowane konstrukcją systemu politycznego. Pewnie z tego względu strategia wejścia do środka ma tam większy sens. Można zaryzykować stwierdzenie, że oni w innym świecie rozbijali się prawie o to samo, o co przed laty rozbijała się niezależna lewica w Polsce, która nie mogła sforsować progu tych nieszczęsnych trzech procent. Zawsze trzeba się będzie liczyć z lokalnym kompleksem prawa wyborczego determinanty, od której nie można odstępować. Wypada rozstrzygnąć, jak iść dalej i czy iść dalej. Hiszpanie czy Grecy nie rzucają się w radosny federalizm,

WARTOŚCI I INTERESY ADRIAN ZANDBERG 15 więc to nawet dobrze. Przez wiele lat ten radosny federalizm utożsamiano z likwidacją deficytu demokratycznego na poziomie takim, że po prostu dojdzie do zmian instytucjonalnych, a efektem tego ma być świat, w którym wszyscy ludzie będą braćmi i będą śpiewali hymn Unii Europejskiej. Problem polega na tym, że niestety tak nie jest, integracja europejska to gra bardzo zróżnicowanych interesów. Jednym z elementów tej gry jest relacja pomiędzy centrum a peryferiami. Zatem federalizm sprowadzający się wyłącznie do integracji politycznej, ale nieuwzględniający, że dzisiejsza Unia Europejska jest wehikułem utrwalania przewagi krajów centrum nad krajami półperyferii, jest oszustwem wobec tych populacji. Jednak nie jest też przypadkiem, że w dyskusji o bardziej ambitnych planach federalistycznych wyraźnie przebija się głos, nie kogo innego, tylko byłego ministra finansów Grecji. Warto przypomnieć o jeszcze jednej rzeczy że to idzie w parze, że integracja polityczna ma sens dla półperyferii tylko wtedy, gdy jest realizowana w myśl zasady: tyle integracji, ile rzeczywistej, a nie tylko deklarowanej, demokracji i solidarności ekonomicznej. To jest kwestia europejskiej polityki inwestycyjnej i tworzenia mechanizmów, które sprawią, że źle skonstruowana waluta euro nie będzie już szkodzić półperyferiom i przestanie być narzędziem koncentracji bogactwa, siły, władzy w centrum ekonomicznym Unii. To wymaga obudowania mechanizmami redystrybucji trochę podobnymi do tych działających na wielką skalę po II wojnie światowej dzięki globalnemu minotaurowi, którym były Stany Zjednoczone. Teraz po prostu należy zrekonstruować coś podobnego w płaszczyźnie ekonomicznej, żeby ten model polityczny miał szansę faktycznie zadziałać, by nie był kolejną zabawką intelektualną elit i żeby był w stanie zgromadzić siłę społeczną. Aby to było możliwe musi znaleźć się skuteczny sposób pogodzenia tego z realną, a nie tylko deklarowaną, społeczną odpowiedzialnością i solidarnością. I to jest podstawowe przesłanie.

16 MAŁGORZATA TRACZ WARTOŚCI I INTERESY Niezwykłym wyróżnieniem jest zaproszenie na seminarium otwierające cykl spotkań o progresywnej polityce zagranicznej organizowany przez Fundację Global.Lab oraz Fundację im. Friedricha Eberta. Temat polityki zagranicznej jest niezmiernie ważny, szczególnie w obecnych czasach, i nie może być pomijany w dyskursie prowadzonym przez lewicowe siły polityczne. Dziękuję za zaproszenie do udziału w seminarium w szacownym gronie progresywnych polityków. Na wstępie zaznaczam, że odwołam się szerzej do zielonych założeń polityki zagranicznej, wypracowanych przez Europejską Partię Zielonych, w skład której wchodzi 36 partii członkowskich z różnych części Europy w tym Zieloni z Polski. EPZ ściśle współpracuje z czwartą co do wielkości w Parlamencie Europejskim frakcją Zieloni Wolny Sojusz Europejski (55 mandatów). Europarlamentarzyści mają narzędzia choć ograniczone, jak to w PE dzięki którym mogą kształtować unijną politykę zagraniczną, i aktywnie uczestniczą w debacie na tematy międzynarodowe. Wszystkie partie Zielonych europejskie i te z innych części świata kierują się tymi samymi wartościami zebranymi w tzw. kanon Green foreign policy, który wkrótce przedstawię. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że polityka także polityka zagraniczna nigdy nie jest grą zero-jedynkową i bardzo często występuje w niej konflikt pomiędzy politycznymi wartościami a sposobami ich zastosowania w praktyce. Gdy politycy nie mają realnej władzy, to łatwiej im głosić idee i stawiać radykalne tezy. Inaczej jest w przypadku, gdy ma się wpływ na podejmowanie konkretnych decyzji, wtedy często trzeba szukać kompromisu między etyką a działaniem dostosowanym do bieżących potrzeb. Z tym dylematem niejednokrotnie zmagali się europejscy Zieloni którzy współrządzili w niektórych krajach np. w przypadku zaangażowania państwa w konflikty zbrojne. Największą niedogodnością w takich sytuacjach był zawsze dysonans pomiędzy postawą pacyfistyczną a obroną praw człowieka. Zieloni wyciągnęli wnioski z tych doświadczeń i stwierdzili przede wszystkim, że progresywna polityka zagraniczna musi

WARTOŚCI I INTERESY MAŁGORZATA TRACZ 17 być odpowiedzialna i realistyczna, lecz nie może być pozbawiona podstawowych wartości. ĖĖ WARTOŚCI ZIELONEJ POLITYKI ZAGRANICZNEJ Cała zielona orientacja, nie tylko w aspekcie spraw zagranicznych, opiera się na czterech głównych filarach: ekologii, sprawiedliwości społecznej ( solidarności), demokracji oraz polityce bez przemocy (pacyfizmie). W oparciu o te dewizy podejmuje się decyzje, tworzy program partii, i również na nich opiera się wizja zielonej polityki zagranicznej. Warto podkreślić, że wśród narodowych obozów partii Zielonych jest spora rozpiętość interpretacyjna kanonicznych wartości, która przejawia się w zróżnicowanych poglądach także w kwestii polityki zagranicznej. Najlepszym tego przykładem jest stosunek do NATO od apeli o likwidację sojuszu, poprzez postulaty utrzymania jego obecnej funkcji, aż po lobbing na rzecz wzmocnienia jego uprawnień, jako siły zapewniającej stabilność i bezpieczeństwo w regionach, gdzie trwają wojny. Połączenie ideologii z pragmatycznym aspektem działań politycznych jest dość częstym problemem. Wymusza na Zielonych kierowanie się także w polityce zagranicznej realizmem, zgodnym jednak z zasadami moralnymi. Jako przykład takiego sporu niech posłuży bardzo burzliwa dyskusja niemieckich Zielonych w 1999 roku w sprawie interwencji w Kosowie doszło wówczas do zderzenia idei polityki bez przemocy (zielony filar: pacyfizm) i konieczności obrony praw człowieka (zielony filar: demokracja). W tamtej sytuacji zwyciężyło podejście demokratyczne nad pacyfistycznym: przeważył argument za poparciem interwencji NATO, ponieważ nie było innego sposobu na powstrzymanie ludobójstwa i łamania praw człowieka. Z powodu częstych konfliktów wartości jedną z głównych metod postępowania Zielonych w polityce zagranicznej jest dążenie do konsensusu. Ponadto wiara, że zawarcie porozumienia na potrzeby sprawnego i szybkiego podjęcia decyzji, pozwala uniknąć niejednokrotnie skrajnie ideologicznych posunięć, które mogą okazać się szkodliwe. Jest to przejaw typowej dla zielonej polityki ostrożności. Zaangażowanie Zielonych w sprawy międzynarodowe cechuje zatem dążenie do zgody, realizm i poszanowanie zasad etycznych. ĖĖ ZIELONA WIZJA A PRAKTYCZNE DZIAŁANIA Warto się przyjrzeć, jak zielone idee wypadają w praktyce na przykładzie kilku zagadnień, tych najbardziej aktualnych i ważnych z perspektywy zielonych wartości. Oczywiście to tylko przyczynek do dalszej dyskusji w ramach tego seminarium, swoisty wykaz kluczowych spraw progresywnej polityki zagranicznej. Na początek kwestie mocno zakorzenione w zielonej tożsamości, czyli zmiany klimatu i bezpieczeństwo energetyczne. Te zagadnienia należą do kluczowych założeń polityki zagranicznej, gdyż właśnie globalne zmiany klimatyczne i ich skutki odpowiadają za większość współczesnych wyzwań oraz są iskrami zapalnymi nowych konfliktów. Oto przykład: fenomen arabskiej wiosny, której przyczyną był wzrost cen żywności spowodowany długotrwała suszą. Susza ta z kolei to skutek zmian klimatu.

18 WARTOŚCI I INTERESY MAŁGORZATA TRACZ A w czasie arabskiej wiosny rozpoczęła się w Syrii wojna domowa, z której wyłoniło się Państwo Islamskie. Zmiany klimatyczne są także głównym powodem masowego kryzysu migracyjnego. Jakie rozwiązania proponują Zieloni w tej dziedzinie? Przede wszystkim potrzebne jest tu globalne porozumienie w sprawie natychmiastowej, rzeczywistej i sprawiedliwej transformacji globalnej gospodarki w stronę modelu opartego na wspólnotowości i na technologiach pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych. Wymaga to szybkiej i skutecznej redukcji emisji gazów cieplarnianych i restrukturyzacji energetycznej narodowych gospodarek. W znacznej mierze odpowiedzialność za przeprowadzenie i sfinansowanie tej ewolucji powinna spoczywać na krajach bogatej Północy. Trzeba radykalnie zmienić wzorzec gospodarki, a zarazem zapewnić finansowanie równomiernego rozwoju krajów Południa. Bardzo ważne w tym kontekście jest zapewnienie swobodnego transferu najnowocześniejszych, ekologicznych technologii z Północy na Południe. Powinien zostać ustanowiony również międzynarodowy fundusz zielonej transformacji. Tylko w ten sposób można powstrzymać zmiany klimatyczne, poprawić życie miliardów ludzi i skutecznej walczyć z globalnymi wyzwaniami. Dzięki temu uda się może przygotować świat na, prawdopodobnie rychły, deficyt paliw kopalnych i eskalację wojen o surowce, o te strategiczne, jak np. ropa, a także o niby zwyczajne a jednak najbardziej potrzebne jak woda. ĖĖ FALA MIGRACJI I TERRORYZM Kryzys migracyjny jest to teraz kluczowe wyzwanie stojące nie tylko przed UE, lecz także przed całym światem. Bez wątpienia w Europie do rozwiązania problemu migracyjnego potrzebna jest solidarność z uchodźcami oraz z innymi państwami UE. Natomiast dyskusyjna jest kwestia działania zgodnego z kodeksem moralnym, którą przedstawiciele zielonych partii muszą rozstrzygnąć. Czy należy wysyłać broń do walczących Kurdów, czy skoncentrować się tylko na pomocy humanitarnej. Czy interweniować zbrojnie przeciwko ISIS, czy też nie? Na te pytania jeszcze nie padły odpowiedzi, wciąż trwa dyskusja w gronie zwolenników Europejskiej Partii Zielonych. Terroryści, jak można zauważyć, w większości rekrutują się z urodzonych już w Europie potomków imigrantów. Pokazuje to, że dotychczasowy model integracji i funkcjonowania społeczeństwa w Europie się nie sprawdził. Był oparty na założeniu, że imigranci mają się dostosować do społeczności w wybranym kraju lub żyć po prostu samodzielnie, bez budowania relacji w nowym środowisku. To doprowadziło do wielu napięć oraz do gettoizacji. Europie potrzebne są nowe narzędzia integracji, a podstawą procesu harmonizacji społecznej musi być twierdzenie, że integracja zachodzi wtedy, kiedy siada się razem do jednego, wielonarodowego stołu i ustala nowe dla wszystkich zasady wspólnego życia. W tej sytuacji jedno jest pewne terroryzm nie może być pretekstem do ograniczania wolności na rzecz bezpieczeństwa, i wynika to też wprost z zielonych wartości. Nie można także dopuścić, by działania terrorystów wpływały na niechęć obywateli do uchodźców, więc wciąż trzeba

WARTOŚCI I INTERESY MAŁGORZATA TRACZ 19 podkreślać, co naprawdę jest źródłem kryzysu. A są to w dużej mierze zmiany klimatyczne i walka o szybko topniejące, nieodnawialne zasoby naturalne. Bez rozwiązania tych problemów, sytuacja na Bliskim Wschodzie nie ma szans na poprawę. ĖĖ BREXIT I KRYZYS UE Kolejny problem, z którym boryka się zielona polityka zagraniczna, jest ściśle związany z UE, to referendum w sprawie opuszczenia przez Wielką Brytanię struktur unijnych oraz zatrzymanie, a wręcz cofnięcie, procesu integracji. Unia doświadcza kolejnych kryzysów. Strefa Schengen jest zagrożona, Brytyjczycy mogą opuścić wspólnotę. Realna staje się wizja Europy dwóch prędkości lub po prostu rozpad UE i powołanie w jej miejsce mocno sfederalizowanej struktury pięciu lub sześciu głównych europejskich graczy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie ma powrotu do Europy krajów narodowych, więc należy dążyć do dalszej, ściślejszej integracji w ramach UE, lecz to jednoczenie musi się odbywać na innych zasadach niż dotychczas. Diagnozy eurosceptyków często są trafne: w Unii brakuje praworządności i przejrzystości działań, np. w negocjacjach w sprawie TTIP instytucje podejmujące najważniejsze decyzje albo nie mają demokratycznego mandatu KE, Trojka albo mają ograniczoną moc decyzyjną. Korporacje wywierają znaczny wpływ na rozstrzygnięcia polityczne, a integracja jest przeprowadzana głównie z różnie postrzeganą korzyścią dla gospodarki, a nie dla ludzi i środowiska. UE staje się policjantem globalnego kapitału, narzuca państwom w kryzysie neoliberalną drogę reform. To powoduje, że solidarność europejska zaczyna się kruszyć, a Europejczycy przestają widzieć w UE schillerowską wspólnotę ludzi, lecz dostrzegają dyktat. W Unii konieczne są reformy i integracja oparta na dążeniu do wysokich standardów socjalnych i pracowniczych. Europa ma odpowiedzialnie ponosić wysiłek ekologicznej transformacji. Dlatego tak potrzebny jest proponowany przez EPZ Zielony Nowy Ład nie tylko w gospodarce, lecz także w sprawach społecznych i środowiskowych. Trzeba wzmocnić rolę Parlamentu Europejskiego, zapewnić demokratyczną kontrolę nad wszystkimi instytucjami unijnymi oraz na nowo obudzić poczucie solidarności między wszystkimi krajami UE. ĖĖ UKRAINA, ROSJA I NATO W obliczu coraz to nowych konfliktów międzynarodowych kwestia Ukrainy zniknęła debaty publicznej zarówno w poszczególnych państwach członkowskich, jak i na poziomie wspólnoty. Nie można jednak zapominać, że Ukraińcy potrzebują realnego wsparcia UE w restrukturyzacji gospodarki oraz przy przemianach społecznych. Lecz nie może być to transformacja pod dyktando MFW, czyli kolejna terapia szokowa. Trzeba również zabiegać o dalsze łagodzenie konfliktu zbrojnego na wschodniej Ukrainie. Nie da się przy tej okazji nie poruszyć kwestii NATO i rosyjskiej wojny hybrydowej. Polscy Zieloni opowiadają się za pozostaniem w pakcie jako sojuszu obronnym (i tylko obronnym), zarazem sprzeciwiają się obecności baz wojskowych i budowie tarczy antyrakietowej w Polsce. Te dwie inwestycje mogą przynieść tylko pozorne bezpieczeństwo, a de facto stworzą w Polsce

20 WARTOŚCI I INTERESY MAŁGORZATA TRACZ dodatkowe strategiczne cele ataku dla potencjalnych agresorów. Konieczne jest jednak zrewidowanie zasad funkcjonowania sojuszu: NATO nie może być nadal globalnym narzędziem realizacji interesów USA, a powinno stać się demokratyczną instytucją, której nadrzędnym celem są nie militarne działania ofensywne, lecz obronne. ĖĖ TTIP I CETA TTIP i CETA to sztandarowe przykłady braku demokratycznej kontroli w UE. Negocjacje za zamkniętymi drzwiami i ogromne naciski lobbystów, a pod hasłami wolnego handlu kryje się powszechne łamanie wszystkich możliwych reguł i pomijanie standardów. Posłowie europarlamentarnej frakcji Zieloni Wolny Sojusz Europejski jako pierwsi dostrzegli i ujawnili zagrożenia związane z niby gospodarczymi umowami transatlantyckimi, które tak naprawdę miały wykreować nowy, międzynarodowy układ korporacyjny. Zieloni we wszystkich krajach europejskich jednym głosem mówią nie wprowadzeniu TTIP i CETA. ĖĖ PROGRESYWNA POLITYKA ZAGRANICZNA A INTERESY POLSKI Dla Polski korzystne jest dalsze istnienie UE jako strefy wolnego przepływu ludzi i towarów, również w interesie Polaków leży podniesienie i ujednolicenie europejskich standardów socjalnych i pracowniczych. Polska musi być solidarnym partnerem dla innych członków Unii, gdyż tylko w ten sposób wspólnota może się wzmocnić. Dzięki temu poprawi się także nasza pozycja na arenie europejskiej, co ułatwi skuteczniejszą realizację narodowych interesów. Strategia szukania konfliktu z innymi państwami członkowskimi jest drogą donikąd. Unia jest również pewnym zabezpieczeniem zwiększającym szeroko pojęte bezpieczeństwo. Polityka klimatyczna UE nie stanowi zagrożenia, jest raczej szansą na uniknięcie w przyszłości kolejnych wstrząsów i gigantycznego kryzysu. Polska musi się stać jednym z liderów polityki klimatycznej, gdyż tylko z takiego poziomu będzie można wynegocjować więcej czasu i funduszy na transformacje energetyczną i gospodarczą. Modernizacja w energetyce to zarówno inwestycja w bezpieczeństwo energetyczne, jak i krok w stronę uniezależnienia się od rosyjskich dostaw. Dobrodziejstwem także dla Polski byłoby zażegnanie kryzysu migracyjnego, ponieważ jego eskalacja i ciągłe perturbacje wzmacniają skrajną prorosyjską prawicę często nawet finansowaną przez Moskwę pokroju Le Pen lub AfD (Alternative für Deutschland). Jeśli nie będziemy solidarni i nadal będziemy negować wspólną politykę migracyjną, to w każdym z możliwych scenariuszy zostaniemy wkrótce sami. Tym bardziej, że reszta krajów wyszehradzkich jawnie flirtuje z Rosją, a państwa bałtyckie nie są silnymi sojusznikami już teraz NATO chroni ich przestrzeń powietrzną. Zwiększenie bezpieczeństwa oraz korzyści gospodarczych Polski jest możliwe tylko pod warunkiem, że będziemy mieli obok stabilną i demokratyczną Ukrainę idąca prostą drogą ku UE. W naszym interesie jest wspieranie Ukraińców oraz nagłaśnianie spraw sąsiadów na forum unijnym. Natomiast na TTIP i CETA Polska może tylko stracić, więc najracjonalniejsze wydaje się ich odrzucenie.

WARTOŚCI I INTERESY MAŁGORZATA TRACZ 21 Ciężko jest pogodzić z polityką zagraniczną Zielonych dobro polskiego przemysłu zbrojeniowego, który jest dobrze rozwinięty i wciąż budzi emocje choćby przetarg na helikoptery. W ogóle rozwój polskiego wojska jest kłopotliwy. Jestem zdania, że trzeba jasno powiedzieć nie dronom i podobnemu sprzętowi oraz absurdalnym pomysłom w stylu polskiej bomby jądrowej. Jednak sama doktryna armii, która w skrócie jest taka, że i tak przegramy, ale jak będziemy się bronić, to zaboli atakujących oraz koncepcja ostrych zębów, które mają odstraszać i ostrzegać przed wysokimi stratami nie są do końca złe. Zawodowa armia powinna dysponować nowoczesnym sprzętem, wszak ludzie tłumnie garną się do wojska. Priorytetem jest jednak, by polscy żołnierze bronili polskiej ziemi i jeśli mają przelewać krew, to w kraju. Zero wojen z terroryzmem, interwencji na wzór tych w Iraku czy Afganistanie. Polski przemysł powinien kierować eksport do krajów UE, lecz nie na tereny objęte konfliktami zbrojnymi (kwestia sporna to wysyłanie Kurdom broni). Natomiast bazy NATO są tylko iluzją poprawy bezpieczeństwa. Nie potrzeba stałej obecności Amerykanów w Polsce, bo to i tak nic nie pomoże w razie zagrożenia. W naszym interesie jest zachowanie NATO jako sojuszu wyłącznie obronnego.

22 JÓZEF PINIOR WARTOŚCI I INTERESY Z perspektywy polityki globalnej doktryna rządów demokratycznych stoi przed zupełnie nowymi wyzwaniami, które są pokłosiem ostatnich wydarzeń w Europie i w świecie. Na gruncie krajowym mamy do czynienia z precedensem w historii nowoczesnego państwa polskiego, otóż po raz pierwszy od 1918 roku lewica nie ma swojej reprezentacji parlamentarnej. Jest to sytuacja szczególna, więc tym bardziej pomysł spotkania i przeprowadzenia dyskusji w sprawie polityki postępowej jest godny uznania. Przede wszystkim ważna jest linia polskiej polityki zagranicznej. Warto przyjrzeć się kronice wartości powiązanych z polityką postępową, którą lewica europejska prowadziła w ciągu ostatnich 100 lat. Dzisiejsza lewica europejska ma przede wszystkim korzenie antywojenne. Frakcje lewicowe w Europie próbowały przeciwstawić się konfliktowi i reagować na symptomy rozpadu cywilizacji europejskiej w związku z I wojną światową. To był bardzo dramatyczny i skomplikowany proces, ponieważ jednocześnie głosowania lewicy w parlamentach narodowych umożliwiły zaciąganie kredytów wojennych. Natomiast bez wątpienia polityka powinna być antywojenna, polegać nie na prowadzeniu wojny, lecz na dążeniu do pokoju, gdyż to było fundamentem postępowej polityki europejskiej reprezentowanej przez lewicę. Drugą istotną kwestią, która łączy się z walorami polityki progresywnej, była taka adaptacja gospodarki wolnorynkowej, żeby kapitalizm, jeśli to tylko było możliwe, był systemem demokratycznym. Z tym się wiąże fundamentalna dyskusja na lewicy, czy w ogóle kapitalizm może być demokratyczny, czy jednak nie. Jakkolwiek by było szczególnie po II wojnie światowej to lewicy w Europie udało się taki kapitalizm zakorzenić w społeczeństwie, to znaczy wpłynąć na to, by przestrzeń społeczno- gospodarcza była bardziej sprawiedliwa i odpowiadała interesom całego społeczeństwa. Dzięki solidarności to się wyjątkowo udało, doprowadziło do ukształtowania się specyficznej formy europejskiej gospodarki.

WARTOŚCI I INTERESY JÓZEF PINIOR 23 I wreszcie trzeci, podstawowy element polityki postępowej, z perspektywy ostatnich 100 lat historii nowoczesnej, to silny związek z kształtowaniem się rządów prawa, czyli państwa prawa, praw człowieka, praw obywatelskich oraz emancypacji kobiet i mniejszości. Bez tych trzech składowych nie ma polityki postępowej, a więc bez nastawienia antywojennego, sprawiedliwości społecznej i praworządności z poszanowaniem praw człowieka. One stanowią fundament liberalno-demokratyczny nowoczesnej polityki, ale we współczesnym świecie bywają kwestionowane. Z jednej strony mamy do czynienia z nową rzeczywistością gospodarczą, z tym wszystkim, co się wiąże z siłą kapitału finansowego i rynkiem globalnym, czyli z sytuacją, że polityka europejska sprowadza się głównie go obsługi długu. Kraje europejskie, które są skupione na obsłudze długu, właściwie nic więcej nie są w stanie zrobić. Przełamanie tego impasu to pierwsze wyzwanie dla polityki postępowej we współczesnej gospodarce światowej i europejskiej. Coraz bardziej widoczne jest odstępowanie od fundamentu pokojowego polityki wspólnotowej. Działania decydentów stają się agresywne, skoncentrowane na konflikcie, i to zarówno w odniesieniu do spraw wewnętrznych, jak i przede wszystkim ze względu na sytuację na zewnątrz Unii Europejskiej. Ostatnie przykłady to choćby agresywna polityka Rosji czy sytuacja na Bliskim Wschodzie, ale także swoisty regres demokratyzacji. Minione 50 lat obfitowało w kolejne fale demokratyzacji, w istocie polityka współczesna w głównej mierze była oparta na powtarzających się przesileniach demokratycznych. Czwarta fala demokratyzacji wiąże się z arabską wiosną na Bliskim Wschodzie. Od jej upadku w Egipcie, od zainstalowania dyktatury generała Sisi można mówić o odwrocie wielkiego procesu historycznego, a to jest bardzo niebezpieczne, nowe doświadczenie. Odwrót od ewolucji demokratyzacyjnej ostatnich 50 lat następuje w bardzo różnych częściach świata. Także w samej Europie ma to związek z kształtowaniem się nowych demokracji liberalnych, to znaczy ze zmianami klasycznej demokracji liberalnej na rzecz modelu opartego przede wszystkim na populistycznej, nacjonalistyczno-ksenofobicznej demokracji elektoralnej. Towarzyszy temu kruszenie się rządów prawa, pojawienie się nowych reżimów hybrydowego autorytaryzmu. To jest proces najbardziej widoczny na obrzeżach Unii Europejskiej w takich państwach, jak Rosja i Turcja, ale także w samej Unii Europejskiej na Węgrzech i oczywiście w Polsce. Jest to kompletnie nowe zjawisko, które stawia pod znakiem zapytania cały cykl demokratyzacyjny, który ukształtował polityczną teraźniejszość. On jest właśnie teraz kwestionowany. I wreszcie jest jeszcze czwarte wyzwanie, które się wiąże z wartościami polityki europejskiej. Niedawne wydarzenia w Europie paraliżowanej przez problem uchodźczy, które ponownie wywołały zupełnie fundamentalną kwestię jaka powinna być Europa. Czy Unia Europejska będzie zbudowana na fundamencie politycznym, czy będzie przestrzenią wieloetniczną, wieloreligijną i wielokulturową, gdzie o tym, czy się jest Europejczykiem decyduje tożsamość polityczna czy prawno-polityczna? Czy też UE ma być wspólnotą opartą na etniczności i religijności. To jest problem, który drąży

24 WARTOŚCI I INTERESY JÓZEF PINIOR teraz Europę i w dużej mierze wychodzi poza dotychczasowe podziały polityczne, także poza to klasyczne rozróżnienie na lewicę i prawicę. I z tego wynika jeszcze jedna trudność jak reagować na dzisiejsze zagrożenia terrorystyczne na gruncie rządów prawa. Czy można skutecznie walczyć z terroryzmem? Czy uda się to dzięki umacnianiu praworządności i państw prawa oraz dzięki przestrzeganiu praw człowieka i praw obywatelskich? A może odpowiedzią będzie utworzenie nowego typu państwa policyjnego, tak jak to się dzieje obecnie w Polsce? To jest wielkie, fundamentalne pytanie naszych czasów. Polska polityka zagraniczna powinna być oparta na wartościach zaczerpniętych z najlepszych czasów w historii lewicy, także lewicy polskiej. Warto zwrócić uwagę na to, że w niemal zupełne zapomnienie popadła tradycja Polskiej Partii Socjalistycznej, a która najpełniej prezentuje wzorce lewicowe polityki w Polsce. Dziedzictwo to jest nie tylko ukształtowaną konwencją, lecz także jest wyjątkowo wartościowe, a dziś właściwie nie funkcjonuje. Doszło do pewnego rozbicia, do fragmentaryzacji, więc nie ma nawet jednego strategicznego miejsca, w którym polityka lewicowa mogłaby się tworzyć, choćby dlatego, że wszyscy lewicowcy są poza parlamentem. To jest trudny sprawdzian dla społeczeństwa obywatelskiego, próba sił polityki demokratycznej w Polsce. I z tego powinna wynikać następująca lekcja dla wszystkich: przede wszystkim polityka polskiej lewicy musi być oparta na klasycznych 100-letnich założeniach socjaldemokratycznych, czyli jest to program antymilitarystyczny, budujący sprawiedliwy system społeczno- gospodarczy, i stojący na gruncie praw człowieka i rządów prawa. To są trzy warunki brzegowe, od których nie można odstąpić. Popularność w społeczeństwie lub jej brak to są oczywiście zagadnienia wyborcze. Jeśli wypowiada się niepopularne poglądy, to ludzie mogą nie zagłosować; pokazują to doświadczenia sprzed paru miesięcy. Jest pewna granica, którą trudno przejść. Bezsprzeczna jest konieczność skuteczności elektoralnej, bo bez niej nie ma polityki demokratycznej. Nie ma natomiast tutaj miejsca na kompromis, trzeba coś zrobić z tym obłąkanym militaryzmem polskiej polityki, ona jest w sposób lunatyczny militarystyczna, nastawiona w gruncie rzeczy na wojnę. Również należy bezwzględnie zadbać o przestrzeganie praw człowieka, nie może być ambiwalencji w stosunku do przypadków prześladowań i tortur. Na koniec jeszcze refleksja na temat sprawiedliwości społecznej system gospodarczy i kwestia socjalna nie mogą być monopolem prawicy nacjonalistycznej. To oznacza, że jeżeli w Polsce sprawy socjalne będą wciąż leżeć wyłącznie w gestii prawicy populistycznej, to lewica będzie poza parlamentem jeszcze przez 15 lat. Na tym też osadzone są główne wytyczne nowej strategii dla różnych podmiotów, które teraz tworzą politykę lewicową w Polsce i współdziałają na szczeblu europejskim. Nie ma innej drogi odnowy postępowej polityki lewicowej w Polsce. To pierwsze takie spotkanie po wyborach, na którym się udało zrobić burzę mózgów dla lewicy w Polsce. Gratulacje należą się Global.Lab i Fundacji

WARTOŚCI I INTERESY JÓZEF PINIOR 25 Eberta, bo to była wartościowa narada. Muszę przyznać, że nie zgadzam się z diagnozą Adriana Zandberga dotyczącą Unii. To nie UE zbombardowała Irak. Pomimo wszystkich słabości to nie Unia jest odpowiedzialna za to, co się stało na Bliskim Wschodzie, tylko w głównej mierze określona polityka amerykańska. Ponadto, trochę przerysowany wydaje się kryzys atrakcyjności systemu europejskiego. Czy Państwo wyobrażają sobie takie spotkanie teraz w Ankarze albo w Moskwie? W Kairze czy w Teheranie ogóle by nie było możliwe. Prawda, że mamy do czynienia z kryzysem europejskiego marzenia. Jak Polska weszła do Unii Europejskiej chodziło się w Brukseli z książką Europejskie marzenie napisaną przez Amerykanina Jeremy`ego Rifkina. Oczywiście, jesteśmy dziś w innym miejscu, okazało się, że to marzenie się nie przełożyło na rzeczywistość, ale nie jest tak, że ten koncept jest bez wartości. Myślę, że to jest nieprawdziwe rozpoznanie współczesnej sytuacji europejskiej i międzynarodowej, bo to nieprawda, że w Europie ostatnio tylko skrajna prawica ma dobre wyniki wyborcze. W Niemczech w wyborach w landach przecież zwyciężali także Zieloni, jak w Badenii-Wirtembergii. Lewica wcale nie jest bezbronna wobec tego, co się w Europie dzieje. Nie sposób nie wspomnieć tu o Labour Party wszak nie od czasów Blaira, a od 100 lat mówi się, że to jest partia imperialistyczna, od samego początku lewica radykalna traktowała Labour Party jako drugą odnogę brytyjskiego imperializmu. Zatem to naprawdę nie jest nic nowego. Nie jestem pacyfistą, nie twierdzę, że istotą polityki europejskiej ma być ideologia pacyfistyczna, tylko jestem za taktyką antymilitarystyczną, a to jest różnica. W przypadku Polski problemem nie było samo zaangażowanie się konflikt w Iraku, które było decyzją rządu socjaldemokratycznego, bo da się to nawet zrozumieć i być może usprawiedliwiać nowością polityki demokratycznej. Problemem jest coś innego bezrefleksyjność, która całej operacji towarzyszyła, czy nawet krótkowzroczność tej polityki. Skoro już zaangażowano się w Iraku, to trzeba było jednak myśleć, pokusić się o pewną refleksję. Tego zabrakło i dla formacji politycznej odpowiedzialnej za kierunek ówczesnych działań skutkiem jest całkowite wykluczenie z gremiów parlamentarnych w ciągu 10 lat. Nie ma co robić wyrzutów, kruszyć kopii teraz, ponieważ decyzji o zaangażowaniu militarnym wówczas, nie jesteśmy w stanie dziś zracjonalizować. Nie uruchomiono myślenia strategicznego, ani nie przeanalizowano takiego posunięcia. I to jest ciągle wyzwanie dla lewicy w Polsce. Na pytanie o to, czy polityka lewicowa jest lokalna, czy międzynarodowa, lewica odpowiada od samego początku, że istotą socjaldemokracji jest przecież działanie w obrębie państw narodowych, ale w nierozerwalnym połączeniu z uniwersalizmem, z polityką internacjonalistyczną. W tym znaczeniu polityka może być lokalna, ale jednocześnie jest zdecydowanie antynacjonalistyczna. A różnica pomiędzy postawą początkową, kiedy lewica zimmerwaldzka wyszła z Międzynarodówki w 1914 roku i poszła w kierunku formowania ruchu komunistycznego, a współczesną socjaldemokracją, polega na tym, że socjaldemokracja jest osadzona w poszczególnych

26 WARTOŚCI I INTERESY JÓZEF PINIOR społeczeństwach, w swoich krajach na dobre i na złe. Lecz wciąż jest przeciwna nacjonalizmowi i dyktaturze oraz robi wszystko, żeby tę politykę narodową łączyć z solidarnością międzynarodową. I to jest możliwe, socjaldemokracja o to zabiegała przez cały XX wiek. A skoro jesteśmy w siedzibie fundacji Eberta, to warto przypomnieć, że socjaldemokracja niemiecka dała tego najlepszy dowód, nie uległa amokowi nacjonalizmu, stała na gruncie solidarności międzynarodowej, była symbolem heroizmu i poświęcenia. Zatem dziś dla lewicy w Polsce kluczowe jest poszukiwanie odpowiedzi lokalnych, zakorzenionych w krajowej polityce i społeczeństwie, i jednocześnie przetwarzanie ich na politykę europejską. Obecnie orientacja lewicowa w kraju jest, par excellence, polityką europejską, socjaldemokracja jest najważniejszą siłą w tej chwili w Polsce, która stoi na straży polityki europejskiej. W tym sensie tu nie ma ambiwalencji jak w innych krajach pomiędzy lewicowością a europejskością. Polityka lewicowa dzisiaj w Polsce jest najbardziej konsekwentną strategią europejską, natomiast oczywiście wciąż trzeba szukać nowych rozwiązań. Jeżeli my nie przełamiemy prawicowego monopolu na kwestię socjalną, to prawica nacjonalistyczna będzie rządziła przez kolejne dwie, trzy kadencje. Wypada odnieść się również do sprawy ruchu robotniczego, w Polsce jest on nawet w miarę dobrze zorganizowany działają związki zawodowe, wiele central związkowych i to nieprawda, że jest zupełnie pasywny. Problem polega tylko na tym, że najsilniejsza część ruchu robotniczego jest w rękach prawicy Solidarności. Ruchowi robotniczemu w Polsce nie towarzyszy strategia polityki postępowej. I to nie jest nic nowego, ponieważ właściwie już od 1989 roku, od tego pierwszego, pamiętnego momentu, bunt przeciwko planowi Balcerowicza był wykorzystywany przez prawicę populistyczną. To jest zjawisko, z którym się tu cały czas się mierzymy. Trzeba robić dokładnie to, co robimy w tej chwili w Polsce. Organizować partię polityczną, działać w obronie rządów prawa przeciwko tworzeniu w Polsce państwa policyjnego. Należy pracować w lokalnych środowiskach, bo wybory nadchodzą wielkimi krokami, więc wymuszają przygotowanie i zaproponowanie jakiejś strategii. W przeciwnym razie historia Polski nam nie wybaczy, jeżeli po następnych wyborach dalej lewicy nie będzie w parlamencie. To jest wyzwanie historyczne, a z nas, jeśli nie przezwyciężymy niemocy wyborczej, będą drwili jeszcze za 100 lat, z tych wszystkich partii, które dzisiaj reprezentują lewicę w Polsce. A ta indolencja wynika między innymi z kwestii organizacyjnych.

28 CZĘŚĆ II EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? 8 CZERWCA 2016 Jaka jest przyszłości projektu europejskiego i jak wygląda alternatywa wobec konserwatywnej wizji Europy państw narodowych połączonych jedynie unią gospodarczą, proponowanej często w obliczu aktualnego kryzysu Unii Europejskiej? Czy możliwe jest kontynuowanie business as usual? Czy zgodnie z radą Janisa Warufakisa należałoby przeprowadzić radykalną demokratyzację struktur unijnych? A może pora pochylić się nad projektem europejskiej republiki, jak postuluje Ulrike Guérot? Co właściwie znaczy więcej Europy? I wreszcie, jaką rolę powinna odgrywać w Europie Polska?

29 PRZEMYSŁAW WIELGOSZ redaktor naczelny Le Monde Diplomatique edycja polska AGNIESZKA LICHNEROWICZ dziennikarka i reporterka radia TOK FM

30 PRZEMYSŁAW WIELGOSZ EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? Minione lata zasnuły niebo nad Europą ciemnymi chmurami pesymizmu. Ten okres naznaczyły trzy wydarzenia o kluczowym znaczeniu walka o Grecję, załamanie unijnej polityki granicznej (tzw. kryzys uchodźczy) i brexit. Wraz ze zwycięstwem antyimigranckiej prawicy w Polsce, wzlotem skrajnej prawicy na całym kontynencie i wygraną Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich za oceanem wydarzenia te uświadomiły nam trzy rzeczy. Po pierwsze, że kryzys w Europie to coś więcej niż zwykły, koniunkturalny cykl gospodarki kapitalistycznej. Po drugie, że realnie zagrożone jest samo istnienie Unii Europejskiej, niebezpieczeństwo zaś nie pochodzi z zewnątrz, ale płynie wprost z serca realizowanego projektu integracji. Po trzecie wreszcie, że europejskie klasy polityczne (unijna i poszczególnych krajów członkowskich) spełniają wszystkie warunki, które Einstein przypisywał obłędowi robią wciąż to samo, a spodziewają się innych skutków. Dominująca interpretacja kluczowych dla obecnej sytuacji w Europie wydarzeń z lat 2015 2016 odwraca porządek przyczyn i skutków, i stanowi część, a nie wyjaśnienie kryzysu. W centrum zdarzeń stawia kryzys uchodźczy, który miał jakoby obudzić demony ksenofobii i utorować drogę pochodowi antyunijnej prawicy. Tymczasem było dokładnie odwrotnie. To wzrost wpływów sił prawicowych, który zaczął się tuż po wielkim krachu finansowym lat 2007 2009 oraz wywołanym przez niego kryzysie zadłużenia, przygotował teren pod brunatną lawinę, która właśnie zapoczątkowała rozpad UE. Ė Ė PANIKA MORALNA PRZESŁANIA KRYZYS Latem roku 2015 na stary kontynent nie zwaliła się wielka fala uciekinierów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, choć ich liczba zwiększyła się wówczas o ok. 30% w stosunku do roku 2014. Mały strumień uchodźców przepływający od lat przez Bałkany stał się problemem w chwili, gdy władze Węgier postanowiły rozniecić antymigracyjną histerię, by wykorzystać ją

EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? PRZEMYSŁAW WIELGOSZ 31 w wewnętrznych rozgrywkach politycznych. Zamknięcie granicy spiętrzyło potok uchodźców, wywołało zainteresowanie mediów, przekształciło się w źródło niepokoju łatwo poddające się politycznej instrumentalizacji, i wreszcie stało się aktem założycielskim tzw. kryzysu uchodźczego. Wykreowana w ten sposób panika wywołała eskalację nastrojów rasistowskich, a język nienawiści zalał media i dyskurs publiczny w naszej części Europy. Było to tym łatwiejsze, że już wcześniej ksenofobia pojawiła się w retoryce elit europejskich. Jej ofiarą padła Grecja, pogrążona w kryzysie zadłużenia od roku 2010 i cierpiąca wskutek neoliberalnej polityki zaciskania pasa realizowanej pod auspicjami Trojki (Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy). Pięć lat cięć, prywatyzacji i kolejnych publicznych pakietów pomocowych, które zasilały konta prywatnych wierzycieli Aten przyniosło temu krajowi recesję, dramatyczną pauperyzację dużych grup społecznych oraz wzrost zadłużenia (ze 130% PKB w 2010 do 175% w 2015). Sytuacja Grecji stanowiła najcięższy przypadek klęski neoliberalnego zarządzania kryzysem w strefie euro. Podobny bilans przyniosło ono w Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, Irlandii i innych krajach. Z tego powodu właśnie zwycięstwo greckiej lewicy w styczniu 2015 roku i przedstawienie przez rząd Syrizy alternatywnego programu przezwyciężenia kryzysu rozwiązania, które stawiało na rozruszanie inwestycji, pobudzenie wzrostu i ożywienie popytu zyskało wymiar uniwersalny. Sukces Syrizy byłby przykładem dla innych i mógłby przynieść zasadniczy zwrot w dotychczasowej polityce UE. Dlatego konfrontacja z Grecją była tak brutalna. Gdy Trojka i eurogrupa zaatakowały Ateny, pogardliwie zdeptały demokratyczne standardy i sięgnęły do zwykłego szantażu. Negocjacjom prowadzonym w tym stylu towarzyszyła antygrecka nagonka w mediach głównego nurtu. To właśnie wtedy w dyskusjach na wysokim szczeblu zapanował język nienawiści. Oskarżenia o obcość cywilizacyjną, przyrodzone lenistwo, wyciąganie ręki po europejski socjal, kulturę nieodpowiedzialności, korupcji i życia na cudzy koszt zanim padły pod adresem uchodźców skierowano do Greków. Różnica jest taka, że o ile Greków obrzucano rasistowskimi obelgami w głównym nurcie opinii publicznej, to uchodźców początkowo atakowała skrajna prawica. ĖĖ PACYFIKACJA GRECJI I PRZEGRANA EUROPY Nie chodzi tu tylko o retorykę. Bardzo symptomatyczna jest odmienność europejskiej odpowiedzi, z jednej strony, na Syrizę oraz na działania prawicowych rządów Węgier i Polski z drugiej. Determinacja i skala wrogiej reakcji elit unijnych na próbę przestawienia lewicowej i demokratycznej alternatywy w obliczu kompromitacji polityk oszczędnościowych jaskrawo kontrastuje ze względną pobłażliwością tychże elit wobec rządów autorytarnej prawicy. Ani Orbán, ani Kaczyński nie muszą się obawiać gniewu UE. Dlaczego? Przecież w odróżnieniu od projektu Syrizy ich polityka nie zagraża interesom finansjery i kapitału korporacyjnego. Urzędnikom KE ciągle nie mieści się w głowach, że europejscy kapitaliści mieliby zapłacić za kryzys, który wywołali. Dlatego właśnie brunatna alternatywa jest dla nich bardziej zjadliwa niż alternatywa czerwona. Rzeczywistość

32 EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? PRZEMYSŁAW WIELGOSZ szybko potwierdziła tę tezę. Zdeptanie programu lewicowej reformy polityki ekonomicznej Unii otworzyło szeroko drzwi przed nacjonalistyczną reakcją na kryzys, która karmi się kanalizowaniem społecznych frustracji w nienawiść do obcych i do mniejszości. Pacyfikacja Grecji to w istocie punkt zwrotny w najnowszej historii UE. W ten sposób unijnym notablom udało się przerwać cykl polityczny zapoczątkowany przez organizowane z inicjatywy Indignados i oburzonych masowe protesty, które w roku 2011 opanowały ulice i place wielu europejskich miast. Rozpoczęta wówczas kilkuletnia passa lewicy przyniosła nie tylko zwycięstwo radykalnej Syrizy w Grecji, rządy koalicji Partii Socjalistycznej i Bloku Lewicy w Portugalii oraz efektowny wzlot hiszpańskiego Podemos, lecz także coraz głośniejszą krytykę neoliberalnego zarządzania kryzysem i koncepcji neoklasycznej ortodoksji ekonomicznej w głównym nucie debaty publicznej. Teraz sytuacja uległa zasadniczej zmianie. Lewica znalazła się w odwrocie, a przykład Grecji posłużył do straszenia wyborców rzekomymi katastrofami rządów, np. podczas wyborów w Hiszpanii w latach 2015 i 2016. Od tego momentu zmieniły się także ramy debaty europejskiej, a jej skala uległa przesunięciu na prawo. Kontestacja neoliberalizmu, a także próby wywalczenia innej, socjalnej Europy zostały wyparte przez nacjonalistyczny dyskurs przychylny odrzuceniu integracji i występowaniu kolejnych krajów z Unii. ĖĖ AUTORYTARNA SKAZA NEOLIBERALNEJ UNII Wiadomo, że irracjonalna wrogość przywódców UE wobec polityk lewicowych nie wynika jedynie z preferencji ideologicznych i charakterów panów Schäublego (ministra finansów Niemiec), Dijsselbloema (szefa eurogrupy) czy Junckera (szefa Komisji Europejskiej). Problem ma charakter strukturalny. Antydemokratyczne tendencje decydentów unijnych wynikają z ułomności europejskiej konstrukcji kontroli władz, z aspiracji samostanowienia obywateli, a także z presji lobbingu wielkiego kapitału na instytucje takie jak Komisja Europejska oraz z ideologii usprawiedliwiającej ten stan rzeczy. Ubrany w szaty merytokracji, wynoszący pewną, wybraną politykę ekonomiczną do rangi nienaruszalnego ustroju gospodarczego, neoliberalny autorytaryzm UE sprzyja skrajnie prawicowym ruchom hegemonistycznym. Polityki neoliberalne są antydemokratyczne, wrogie zdobyczom społecznym i demokratycznym oraz organizacjom klas podporządkowanych, dążą do wyjęcia polityki ekonomicznej spod kontroli społecznej, i w tym sensie są zbieżne z ideologiami neokonserwatywnymi i ich skrajnymi skrzydłami. Neoliberałowie usiłują rozbroić opór klas ludowych i często przekładają konflikt klasowy na kategorie tożsamościowe, a źródeł problemów społecznych upatrują nie w niesprawiedliwości systemu, ale w niedostatecznej integracji jednostek obarczonych skazą niedostosowania, złego pochodzenia i nieredukowalnej inności. Ponadto tzw. klasizm czy kulturalizm odkrywa imigrantów tam, gdzie jeszcze 10 czy 20 lat temu widziano pracowników, islam widzi tam, gdzie analiza klasowa dostrzega prekaryzację i skutki cięć, a problem asymilacji dostrzega tam, gdzie organizacje społeczne wskazują na wykluczenie.

EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? PRZEMYSŁAW WIELGOSZ 33 W istocie zatem źródłem problemów Unii jest jednak nie żądza bankierów czy krótkowzroczność przywódców (choć nie można ich nie doceniać), ale sam projekt europejski w kształcie, który przyjął od początku lat 90. XX wieku. Traktaty z Maastricht, Pakt stabilności i wzrostu, traktat lizboński i wiele aktów je uzupełniających stworzyło konstrukcję instytucjonalną i porządek prawny, które okazały się brzemienne w skutkach. Do tego dochodzi unia gospodarcza i walutowa (strefa euro) skonstruowana w taki sposób, że pogłębiła nierówności między tworzącymi ją krajami. Problemy systemowe UE sprowadzą się, z jednej strony, do deficytu demokracji w architekturze politycznego zarządzania Unią, a z drugiej do prymatu, uświęconej traktatami, zasady konkurencyjności nad potrzebami społecznymi. Oba czynniki stanowią wyraz dostosowania logiki integracji europejskiej do ram neoliberalnego reżimu akumulacji kapitału, którego ekspansja naznaczyła trzy ostatnie dziesięciolecia. Te cechy Unii wyszły na jaw wraz z globalnym załamaniem gospodarczym, ale, co istotne, należały do najważniejszych przesłanek kryzysu. Gdyby nie one, problemy ekonomiczne UE nie byłyby tak głębokie i długotrwałe, nie miałyby też tak dramatycznych konsekwencji politycznych. Brak demokracji i neoliberalny dogmatyzm mylący skuteczność społeczną ze skutecznością ekonomiczną, zredukowaną do skuteczności finansowej sprawiły, że kryzys naruszył kręgosłup Unii, jaką znamy. Podważył jej wiarygodność, ujawnił alienację władzy wykonawczej i iluzoryczność legislatury, obnażył krótkowzroczność elit, a wreszcie obudził demony nacjonalizmu. Brak zdolności do reform projektu europejskiego sprawił, że dziś zagrożone są nie tylko neoliberalny model integracji, lecz także sama jej idea. ĖĖ CZY WARTO JESZCZE MYŚLEĆ O WSPÓLNEJ EUROPIE? Podejmowane obecnie przez Unię środki naprawcze można podsumować słowami: za mało i za późno. Ograniczone luzowanie ilościowe, na które EBC zdecydował się po pięciu latach biernego przyglądania się, jak jego polityka nie działa, nie przyniesie teraz takich efektów, jakie dałoby w roku 2010 czy 2012. To samo można powiedzieć o planie inwestycyjnym Junckera. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z pomysłami euroobligacji, które w dalszym ciągu pozostają jedynie dobrym postulatem. O zerwaniu z górnym pułapem 3% deficytu i 60% długu publicznego, o zwiększeniu budżetu UE, reformie eurostrefy i EBC czy europejskim kodeksie pracy w ogóle mało słychać, podobnie jak o poddaniu KE demokratycznej kontroli czy przyznaniu Parlamentowi Europejskiemu władzy ustawodawczej. Z manifestowaną w ten sposób niemożnością samonaprawy Unii kontrastuje skala spustoszeń dokonywanych przez szalejący nacjonalizm. Czy w tej sytuacji w ogóle można kreślić perspektywy Europy po kryzysie? Może lepiej zarysować warunki wyjścia z obecnej zapaści projektu europejskiego i obłędnej niemocy naszych klas politycznych. Zadanie na dziś to pokonać nie tylko nacjonalistyczną prawicę zagrażającą poszanowaniu praw człowieka i zasad demokracji, lecz także neoliberalny establishment stawiający partykularne interesy kapitału ponad potrzebami społecznymi, z potrzebą demokratycznego samostanowienia włącznie. Najgorszym wariantem byłoby zamknięcie politycznego spektrum w alternatywie:

34 EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? PRZEMYSŁAW WIELGOSZ neoliberalizm albo faszyzm, która objawiła się podczas drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji. Obywatelom Europy potrzeba teraz wiary w to, że nie są skazani na dokonywanie takich wyborów. Dlatego potrzebują radykalnej demokratyzacji. Unii, która odrzuci neoliberalny kaganiec krępujący politykę ekonomiczną w UE i w poszczególnych krajach. Tylko Unia, która stanie się przestrzenią i narzędziem realizacji aspiracji klas ludowych może wlać w serca ludzi nadzieję i przekonać ich o sensie swojego istnienia. Dziś lepiej niż kiedykolwiek dotąd widać, że stoimy przed wyborem: albo Europa zostanie zwrócona Europejczykom, albo nie będzie jej wcale.

35 AGNIESZKA LICHNEROWICZ EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? Rok 2007 nie był oczywiście faktycznym początkiem wszystkich problemów, ale na pewno symboliczną cezurą i okresem przełomowym. Coraz wyraźniej było widać, że Unia Europejska zmaga się nie z jednym kryzysem, a raczej z kilkoma. Można mówić o kryzysie finansowo-ekonomicznym, który wstrząsnął światową gospodarką, zachwiał rynkami, a nad Unię ściągnął widmo bankructw i dezintegracji. Równolegle wyeksponował boleśnie nierównowagę, nierówność i niesprawiedliwość, które charakteryzują współczesny system kapitalistyczny. Zatem można też brać pod uwagę kryzys głębszy, bo trawiący cały system. Wolnorynkowy model kapitalistyczny boryka się deficytem zaufania i musi znosić krytykę. Bezrobocie wśród młodych, pogłębiające się nierówności społeczne i raje podatkowe dla bogatych wywołują u Europejczyków frustrację. Także można wyróżnić kryzys strukturalny, czyli słabości konstrukcji Unii Europejskiej, które unaocznił kryzys finansowy. Nie da się zaprzeczyć, że szczególnie strefa euro reaguje powolnie, jest zbyt mało elastyczna, ograniczona sprzecznymi interesami narodowymi i sparaliżowana strachem przed rynkami finansowymi a nie zatroskana o los bankrutujących obywateli. Kolejny problem to kryzys polityczno-demokratyczny, który objawia się frustracją obywateli i rosnącą nieufnością wobec instytucji demokratycznych. Kryzys finansowy wyczulił Europejczyków na arogancję i hipokryzję elit. Osłabienie mandatu rządzących dotyczy już całego Zachodu, ale w stosunku do Unii Europejskiej jest największe, ponieważ jej legitymizacja w znacznej mierze uzależniona jest od skuteczności działań. Rządy krajów członkowskich mają przecież mity narodowe oraz bezpośrednią, silniejszą legitymację z wyborów demokratycznych. W związku z tym poczucie, że Unia Europejska staje się obciążeniem, a nie panaceum na kryzys, jest dla wspólnoty znacznie bardziej destrukcyjne niż dla państwa narodowego. Zatem argumenty

36 EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? AGNIESZKA LICHNEROWICZ wizerunkowe czy emocjonalne mają zasadniczo większy wpływ na opinie Europejczyków na temat Unii w porównaniu z oddziaływaniem na ocenę państwa narodowego. Oczywiście te kryzysy się przenikają i wynikają z siebie nawzajem, więc nie można rozpatrywać ich niezależnie, pojedynczo. Tytułem wyjaśnienia określenie kryzys nie oznacza końca czy upadku, ale ma zobrazować napięcia, które stały się widoczne i dotkliwe. Spór dotyczy tego, czy są to trudności przejściowe, które wymagają jedynie niedużych nakładów, czy też jednak stanowią zagrożenie dla egzystencji wspólnoty i wynikają z przynajmniej częściowego zużycia się dotychczasowych modeli. Wiele wskazuje na to, że w grę wchodzi raczej ten drugi scenariusz. Działania naprawcze powinny być znacznie bardziej nowatorskie i dalekosiężne, a na pewno nieschematyczne. Wielopoziomowość tego kryzysu, czy też raczej sumy kryzysów, dowodzi, że Unię Europejską czeka znacznie poważniejsze wyzwanie niż te, które już podejmowała. Zbagatelizowanie go, może oznaczać jedynie odroczenie problemów. I z pewnością nie będzie przekonujące dla dużej części społeczeństwa. Poza tym każdy kryzys oprócz tego, że bywa bolesny czy nawet dramatyczny, jest szansą na korektę i naprawę sytuacji. Wielkim błędem byłoby niewykorzystywanie tej szansy. Determinacji nie powinny osłabić ostatnie lepsze wiadomości, np. wyniki wyborów (i przegrana skrajnej prawicy), sondaże opinii publicznej czy notowania kondycji gospodarki. Z wypowiedzi ekspertów, urzędników czy polityków, którzy bronią status quo jasno wynika, że jest taka pokusa. Opinię, że kryzys wizerunkowy Unia ma już za sobą można było znaleźć w rozlicznych komentarzach do czerwcowego badania Eurobarometru, które wskazywało na rosnący optymizm Europejczyków. Takie wnioski wyciągnięto na podstawie trwającego zaledwie rok lub dwa lata trendu! Te uspokajające i entuzjastyczne komentarze ignorowały również fakt, że na niektóre pytania o kondycję i przyszłość Unii Europejskiej 20 czy 30%, a nawet ponad połowa obywateli udzieliła pesymistycznych odpowiedzi. Bezrobocie wśród młodych, nierówności społeczne, raje podatkowe nadal są nierozwiązanymi problemami! Jeśli zaś prezydentowi Emanuelowi Macronowi się nie powiedzie, to Marine Le Pen cały czas czeka na triumf. Widmo skrajnego nacjonalizmu i szowinizmu nie zniknęło! Wiek XX skutecznie zniechęcił większość Europejczyków do wielkich ideologii. Socjologowie wskazują, że to nie czasy dużych kwantyfikatorów czy masowych ruchów. Mimo to, żniwo tak wielu kryzysów powinno zmusić Europejczyków do zastanowienia się nad wartościami, które są rzeczywiście ważne, czyli zredefiniowania celów, a może nawet spisania europejskiej opowieści. Hasło pokoju dla młodszych pokoleń nie jest już wystarczająco nośne, a technokratyczne obietnice lepszej przyszłości nie są wiarygodne. W dużej części społeczeństw pokutuje przekonanie, że w Brukseli pamięta się tylko o bankach, korporacjach oraz bogatych, i ich się z determinacją ratuje. Gdy się zbyt swobodnie szafuje etykietami łatwo o interpretację, że liberałowie występują w roli konserwatystów, którzy bronią status quo.

EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? AGNIESZKA LICHNEROWICZ 37 Konserwatyści i prawicowe ekstrema uważają, że należy wzmacniać twierdze państwowe, a progresywni myśliciele z dużymi trudnościami szukają nowych ścieżek. Udział w progresywnej debacie na temat przyszłości wspólnoty, dziś w Polsce może wydawać się fanaberią, a to dlatego, że pod coraz większym znakiem zapytania jest status Polski w Unii Europejskiej. Nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć, czy jest to ukrytym celem rządzących, czy też jest jedynie skutkiem ubocznym polityki nastawionej przede wszystkim na przejęcie pełnej kontroli nad państwem polskim. A może naprawdę rząd wierzy, że buduje grunt pod forsowane przez siebie zmiany traktatowe? Jakkolwiek by nie było, polski rząd jest coraz bardziej skonfliktowany z unijnymi instytucjami i ma coraz mniej sojuszników. Obrona Unii przed dezintegracyjnymi pomysłami obozu rządzącego oraz zachowanie pozycji Polski we wspólnocie zużywa całą energię polskiej opozycji parlamentarnej. Sprowadza się więc do prób utrzymania dotychczasowego porządku. Rozważania na temat przyszłości UE i refleksja pokryzysowa schodzą na dalszy plan. Progresywne myślenie w debacie publicznej niemal nie występuje, więc prawdopodobnie nie tylko polscy decydenci mają coraz słabszy głos na forum unijnym, lecz także Polacy (obywatele i intelektualiści) coraz mniej rozumieją dyskusje, które toczą się w Unii. I coraz mniej się z nimi utożsamiają. Oczywiście zapaść polityczno-demokratyczna czy kryzys systemu gospodarczego mają znacznie szerszy zakres ich objawy są widoczne w wielu krajach zachodnich. W pewnej mierze źródeł tych wszystkich trudności można upatrywać w globalizacji. O beneficjach globalizacji powiedziano w ostatnich dekadach wiele, natomiast teraz również Zachód boleśnie przekonuje się o zagrożeniach niekontrolowanego i narzuconego przez kapitał obalania granic. Stąd u części Europejczyków rosnące pragnienie bezpieczeństwa i mniejsze przywiązanie do poczucia wolności. Rozwiązań problemów czy nowych pomysłów, można szukać na różnych poziomach: globalnym, unijnym, narodowym czy regionalnym. W każdym przypadku poszukiwania wiążą się z trudnościami i ograniczeniami, dlatego nie można oczekiwać, że refleksja będzie obejmowała wszystkie zagadnienia. Jednakże warto zwrócić uwagę na kilka subiektywnie wybranych aspektów, które szczególnie wiążą się z pytaniem o progresywne scenariusze przyszłości Europy. W debacie publicystycznej, politycznej czy naukowej pojawiło się kilka interesujących tropów. Pierwszy z nich to tzw. Europa socjalna. Z czerwcowego badania Eurobarometru wynika, że większości Europejczyków marzy się Europa bardziej socjalna. Aż 78% badanych chciałoby, aby Unia była bardziej zaangażowana w walkę z bezrobociem, 70% chciałoby większej aktywności UE w sferze polityki społecznej i zdrowia, a 84% uważa, że nierówności są w ich krajach ważnym wyzwaniem, natomiast 64% respondentów spodziewa się, że ten temat tylko zyska na znaczeniu. Unia w ostatnich latach podjęła kilka inicjatyw wspierających walkę z bezrobociem, m.in. filar praw socjalnych zaproponowany przez Komisję Europejską. Wzmacnianie tego filaru w zintegrowanej Europie ma oczywiście

38 EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? AGNIESZKA LICHNEROWICZ na celu zapewnienie sprawiedliwości na rynku pracy, a dzięki temu zwiększenie poczucia bezpieczeństwa obywateli i poziomu satysfakcji. Realne działanie byłoby też sygnałem dla sceptyków, że Unia Europejska jest nie tylko integracyjnym projektem gospodarczym, lecz także dba o interesy obywateli i pracowników, czyli jest zarówno platformą rozwoju dla bogatych i świetnie wykształconych, jak i dla mniej zglobalizowanych mieszkańców wsi i miasteczek. To stałoby się elementem nowego sposobu myślenia i narracji o UE. W efekcie dałoby wspólnocie większą legitymację. Oczywiście przełożenie tej idei na konkretne, efektywne akcje i obrona ich przed narodowymi egoizmami będzie sporym wyzwaniem. Co zapowiada choćby przykład nieefektywnej dyskusji w Polsce na temat pracowników delegowanych. Po pierwsze dyskusja toczy się niemrawo, a po drugie szybko została zdominowana przez argumenty narodowe. Nie można zaprzeczyć, że ich nie ma, natomiast większość uczestników tej debaty nie jest gotowa spojrzeć na temat szerzej niż jedynie z punku widzenia krótkookresowych korzyści Polski. Co więcej, interes narodowy został jednoznacznie zidentyfikowany jako interes polskich pracodawców. Nie oznacza to, że krytyka pomysłów Komisji i prezydenta Francji nie jest właściwa, ale trudno o rozstrzygającą ocenę, gdyż debata na ten temat w Polsce jest tak płytka i jednostronna. Co pokazuje, jak trudne jest wyjście poza schematy narodowe. Szczególnie w Polsce Unia Europejska jest postrzegana przez rządzących wyłącznie jako arena walki interesów narodowych, a myślenie w innych kategoriach uważane jest za naiwne i niebezpieczne. Odbywa się to wedle sprawdzonego scenariusza, w którym interes narodowy jest najważniejszy, więc degraduje różne potrzeby klasowe, a w efekcie również słabsi gracze zmuszeni są do przyjęcia perspektywy pracodawców. Solidarność pracowników z różnych krajów unieważniania jest przez żądania nacjonalistów niemal odruchowo, bez pogłębionej dyskusji. Wiele wskazuje na to, że dyskusja nad Europą socjalną mogłaby być problemem dla partii rządzącej w Polsce. Głównie dlatego, że wymaga wiedzy i kompetencji, a aktywność polskiego rządu w Unii Europejskiej sprowadza się do propagandowych wystąpień i ataków. Z unijnego forum na temat pracowników delegowanych rząd właściwie się wycofał (choć stoi po stronie pracobiorców). Ponadto rzeczowa debata o sprawach socjalnych byłaby trudna dlatego, że rząd przekonuje, że Polska musi odzyskać (rozumianą dosyć arogancko) suwerenność i kompetencje, które przekazała Unii Europejskiej oczywiście prerogatywy mają trafić w ręce polityków partii rządzącej, którzy są przeciwni pogłębianiu integracji. Krytyka integracji socjalnej na poziomie wspólnoty mogłaby postawić w niezręcznej sytuacji rząd, który deklaruje przede wszystkim nastawienie prosocjalne. Idea Europy socjalnej, czy socjalnego filaru Unii Europejskiej byłaby też ważnym elementem w dyskusji o kapitalizmie, jakiego chce wspólnota i wsparciem w poszukiwaniach mechanizmów korygujących narastające nierówności. W tak rozgorączkowanej Unii trudno sobie wyobrazić dużą reformą instytucjonalną, która np. wzmocniłaby parlament, czy taką, która na rzecz demokratyzacji doprowadziłaby nawet do bezpośrednich wyborów przewodniczącego Rady Europejskiej tzw. prezydenckich. Problemy

EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? AGNIESZKA LICHNEROWICZ 39 frekwencyjne, z którymi zmaga się Janis Warufakis po zawiązaniu ogólnoeuropejskiego ruchu z ambitnym i radykalnym programem, pokazują jak trudno dziś się przebić. Warto kibicować takim inicjatywom, jednak z pełną świadomością, że odnowa w duchu demokratyzacyjnym będzie trwała dłużej i musi zostać wzmocniona również od dołu. Jakkolwiek brzmi to naiwnie, potrzeba większej partycypacji obywateli i wielości ruchów oraz silnych osobowości. Zwykle transformacja ma źródła w lokalnych eksperymentach (choćby z budżetami partycypacyjnymi, panelami obywatelskimi, dochodem podstawowym itd) i na tym poziomie powstają rozliczne grupy (od ruchów miejskich po bardziej rozproszone przedsięwzięcia, np. czarny protest). To dopiero początki, nie wiadomo dokąd te procesy zmierzają, ale należy mieć nadzieję, że to nie tylko laboratoria nowej wielkiej ideologii, lecz także inkubatory wielu pomysłów, które usprawnią demokrację i uczynią ją bardziej obywatelską. Z poziomu lokalnego rozleją się na narodowy i unijny. Oczywiście są to bardzo ogólnikowe stwierdzenia, ale to przecież nie jest wiek wielkich ideologii, a reformom instytucjonalnym muszą towarzyszyć rozwiązania obywatelskie. Nie sposób nie oddać sprawiedliwości prof. Janowi Zielonce, który zwraca uwagę, że w przyszłości proces decyzyjny w Unii Europejskiej powinien uwzględniać wielu aktorów. Już dziś, choć nieformalnie, ogromny wpływ na decyzje mają rynki finansowe i korporacje, a to dlatego, że z ich siłą decydenci polityczni muszą się liczyć. Nie są oficjalnie zaangażowane, ale ich udział jest rzeczywisty i nadmierny. Wielkie uznanie należy się natomiast metropoliom, które rosną i często są swoistymi wyspami w państwach narodowych. Po kolejnym zamachu terrorystycznym w Barcelonie, burmistrz zaatakowanej wcześniej Nicei zapowiedział spotkanie prezydentów miast europejskich z komisarzami unijnymi. To właśnie miasta są najczęściej celem ataków i należy się zastanowić, co jeszcze trzeba zrobić, by poprawić bezpieczeństwo mieszkańców. To tylko przykład jeden z wielu, ponieważ miasta są coraz aktywniejsze w różnych innych dziedzinach, choćby w kwestiach socjalnych, transportowych, ekologicznych czy migracyjnych. Według prof. Zielonki rośnie rola organizacji pozarządowych i podobnych im podmiotów. Wzmacnianie takich jednostek może nastąpić kosztem osłabienia roli państw narodowych; choć nie zupełnego ich wyeliminowania. Jest wiele powodów, by uznać, że państwa narodowe w zglobalizowanym świecie są zbyt słabe, aby bronić obywateli przed zagrożeniami z zewnątrz, natomiast w polityce wewnętrznej częściej dzielą niż jednoczą społeczeństwa. Dwa powyższe przykłady wskazują, że dylemat więcej czy mniej integracji nie ujmuje wszystkich możliwości. Pewne jest, że oznacza mniej władzy ośrodków centralnych. Co najwyżej wpisuje się w cele utopii Ulrike Guérot o republice europejskiej, i w założenie, że podmiotami mają być obywatele, a nie państwa narodowe. Unia Europejska nie ma przyszłości, jeśli nie potrafi zmierzyć się z kryzysem migracyjnym być może największym wyzwaniem na kolejne dekady. Dotychczasowa aktywność instytucji unijnych i państw narodowych

40 EUROPA W KRYZYSIE / JAKA EUROPA PO KRYZYSIE? AGNIESZKA LICHNEROWICZ nie napawa optymizmem, ale też trzeba przyznać, że to ogromne przedsięwzięcie. Bezpieczeństwo i spokój na granicach, poczucie bezpieczeństwa obywateli, efektywna polityka integracyjna i kulturalna, która będzie platformą do dyskusji nad zmieniającą się Europą i definicją Europejczyka. Ważne jest, by w debatach uwzględniać wszystkie te elementy. Kryzys migracyjny będzie miał ogromny wpływ na przyszłość Unii: symbole i wartość, tożsamość, polityki socjalne i głębokość integracji. To tylko oczywiście wybrane kwestie, ale w długookresowej perspektywie strategicznej są chyba fundamentalne.

42 CZĘŚĆ III BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! 28 CZERWCA 2016 Jakiej polityki bezpieczeństwa potrzebuje Polska? Czy w obliczu agresywnej polityki Rosji planowane wzmocnienie wschodniej flanki NATO jest adekwatną odpowiedzią? Czy potrzebujemy w Polsce obecności wojsk sojuszu? Jaki powinien być charakter stosunków polsko-amerykańskich w kontekście bezpieczeństwa? A może NATO jest reliktem zimnej wojny i potrzebujemy w Europie całkiem nowej architektury bezpieczeństwa? Jaki wpływ na bezpieczeństwo mają niemilitarne, miękkie czynniki?

43 PIOTR ŁUKASIEWICZ były ambasador RP w Afganistanie, ekspert Global.Lab FILIP ILKOWSKI politolog, Inicjatywa Stop Wojnie WITOLD JURASZ prezes Ośrodka Analiz Strategicznych, były dyplomata ANNA WOJCIUK Instytut Stosunków Międzynarodowych UW

44 PIOTR ŁUKASIEWICZ BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! Współcześnie istnieją trzy odmiany polityki zagranicznej, które można określić jako progresywne, tzn. proponujące działania, których celem jest ruszenie z posad porządku międzynarodowego. Warianty różnią się pod względem zarówno śmiałości postulatów, jak i czasu występowania. Przedstawiona niżej kwalifikacja tych postępowych propozycji ma cechę wspólną, którą jest trudność we wprowadzaniu i dostosowaniu założeń progresywnej polityki zagranicznej do sytuacji międzynarodowej. Pierwszym przejawem progresywizmu w polityce zagranicznej były działania Zachodu prowadzone na arenie międzynarodowej po zakończeniu zimnej wojny lansowano wówczas liberalną demokrację jako rozwiązanie wielu problemów. Za zakończenie tego okresu można uznać lata 2012 2014, kiedy Zachód wygaszał wielkie interwencje zbrojne. Drugim rodzajem progresywizmu jest polityka zagraniczna oparta na kontrze do fali populizmu i nacjonalizmu wzbierającej obecnie na świecie. Rezultaty takich działań progresywnych jeszcze nie są znane, ponieważ zmagania z tendencjami izolacji od problemów wciąż trwają. Za trzeci wariant progresywizmu w polityce zagranicznej należy uznać progresywizm utopijny, bazujący na niektórych dawnych postulatach lewicowych, obecnie niewytrzymujących konfrontacji z realiami. Ė Ė PROGRESYWIZM OBRONY LIBERALNEJ DEMOKRACJI Progresywna polityka zagraniczna w latach 90. XX w. znalazła dla siebie dogodną niszę i zaczęła promować liberalną demokrację jako ustrój, który wówczas nie był narażony na prawie żadne wyzwania ideowe lub polityczne. Kierowano się wtedy na Zachodzie przekonaniem, że w wielu miejscach świata możliwe jest zastosowanie modelu państwa znanego w Europie Zachodniej lub w Ameryce Północnej. Wydawało się, się, że historia dowodzi słuszności idei wyznawanych przez Zachód, który właśnie wychodził zwycięsko z konfrontacji ze Związkiem Radzieckim. Prawa człowieka, wolność słowa, swobody gospodarcze, wolny rynek i integracja oraz globalizm zostały wciągnięte na sztandary zachodniej

BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! PIOTR ŁUKASIEWICZ 45 dyplomacji, wspieranej przez siły zbrojne, gdyż te wartości uznawano właśnie za podstawy dobrobytu wielu krajów i za zwycięski oręż Zachodu w walce przeciwko komunizmowi. Zastosowanie ich w polityce zagranicznej było naturalną konsekwencją tego zwycięstwa. Eksport tych wzorców do zacofanych lub nierozwiniętych państw wydawał się słuszny, postępowy i sprawiedliwy. Fukuyama pisał w 1989 roku, że historia znalazła się w punkcie końcowym rozwoju ideologicznego i uniwersalizacji zachodniej liberalnej demokracji jako docelowej formy ludzkich rządów. W tych latach polityka zagraniczna, choć nie nosiła takiego przymiotnika, stawiała na budowanie narodów i organizowanie dla nich państw. Taka działalność miała być powinnością, a wręcz obowiązkiem Zachodu, który rósł w siłę i miał się dzielić z innymi społecznościami. Amerykanie głosili nawet potrzebę nowego imperializmu dobra. Michael Ignatieff wzywał wówczas do szerzenia imperializmu epoki praw człowieka, w której wielkie potęgi wierzą w prawa narodów do samostanowienia i w swoje własne prawa do rządzenia światem. Lata 90. były poligonem nomen omen progresywnej polityki realizowanej również środkami militarnymi podczas zagranicznych interwencji. Przeświadczeniu, że nie ma alternatywy dla takiego modelu rozwoju społeczeństw towarzyszyły operacje wojskowe na Bałkanach, na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Azji. Zmodyfikowano nawet doktrynę wojskową. W nowym typie wojny nie chodziło już o zniszczenie przeciwnika i zagarnięcie terenu, a raczej o stworzenie warunków do bezpiecznego zakończenia konfliktu i ochrony ludności cywilnej. Liberalny Zachód stał się arbitrem, pacyfikatorem i promotorem nowych dla wielu społeczeństw typów państwowości. Ten progresywizm nie przetrwał próby czasu i nie utrzymał ciężaru wojen. Poniósł klęskę z dwóch powodów. Środki przeznaczane przez Zachód na głęboką transformację społeczeństw okazały się jednak za małe i nieadekwatnie rozmieszczone. Interwencje na Bałkanach, w Iraku czy Afganistanie, mimo skali oraz kosztów, wciąż były niedostatecznie wsparte zasobami ludzkimi, finansowymi i materialnymi. Ponadto postępowy eksperyment zaszczepienia liberalnych demokracji nie powiódł się z powodu wzrostu ideologicznej konkurencji Rosji i Chin. Te dwa państwa uznały rozprzestrzenianie się liberalizmu za zagrożenie dla własnych pozycji i podjęły próby ograniczania postępu. Efekty ówczesnego progresywizmu okazały się nietrwałe, co wyraźnie widać w wielu miejscach, gdzie Zachód usiłował interweniować. W Afganistanie nie utworzono państwa wystarczająco silnego, by powstrzymało rebelię. W Libii armie europejskie nie umiały prowadzić operacji wojskowej bez pomocy USA. Słabość tej idei można było obserwować również na Ukrainie, gdzie Rosja zbrojnie powstrzymała rozszerzenie zachodnich wpływów. Ostatnim akordem i przypieczętowaniem przegranej tego progresywizmu było powstanie Państwa Islamskiego i fala terroryzmu dżihadystów w Europie. Przykłady z Ukrainy i ISIS wyznaczają granice zachodnich aspiracji w transformowaniu społeczeństw. ĖĖ POSTĘP UMIARKOWANY Drugi typ progresywizmu w polityce zagranicznej można zarysować po zbadaniu współczesnej dynamiki stosunków międzynarodowych. To

46 BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! PIOTR ŁUKASIEWICZ próba umiarkowanego postępu w ramach określonych przez nieliberalnych populistów, nacjonalistów i antydemokratów. Jest to realistyczny program funkcjonujący współcześnie, skromny i pozbawiony wielkich ambicji w polityce zagranicznej. Skoncentrowany raczej na ratowaniu liberalnego świata przed nacjonalistyczną i populistyczną falą, która jest pochodną światowej zapaści ekonomicznej i politycznej pierwszej dekady tego stulecia. Taki progresywizm dopiero się kształtuje i można stwierdzić, że stawia na integrację międzynarodową, standardy sprawowania rządów prawa i przestrzeganie norm międzynarodowych. Zakłada oddziaływanie raczej sankcjami niż siłą militarną oraz rozwiązywanie kryzysów międzynarodowych na drodze negocjacji. Jego wyrazem są obecnie próby zacieśnienia integracji europejskiej i tworzenia wspólnot dyplomatycznych, obronnych i ekonomiczno-fiskalnych. Integracja ta jest skutkiem zarówno kryzysu, jak i nastania w Ameryce ery Donalda Trumpa, człowieka obojętnego na wartości, który tę obojętność próbuje przekuć w amerykańską politykę zagraniczną. Zaledwie po sześciu miesiącach rządów można go już ogłosić heroldem nacjonalizmu i izolacji, zarzucić mu zerwanie ciągłości i aliansów w stosunkach międzynarodowych, a także z czystym sumieniem nazwać zwolennikiem realizmu politycznego w dość wulgarnej odmianie. Mimo że wiele z działań jego administracji nie odbiega od modus operandi poprzedników dość wspomnieć stosunek do interwencji w Afganistanie to publicznie Donald Trump jednak prezentuje postawę antypostępową. Zamyka granice, likwiduje zagraniczne programy pomocowe, wycofuje się z polityki klimatycznej, deklaruje przesadną wojowniczość i umniejsza znaczenie dyplomacji. Nawet jeśli za jego deklaracjami nie idą na razie akty zbrojne, to i tak nawet ta uproszczona charakterystyka pozwala łatwo zdefiniować nowy progresywizm: wystarczy proponować i realizować politykę o odwróconych w stosunku do strategii Trumpa wektorach i poszukiwać sojuszników, również w Ameryce, do utrzymywania liberalno-demokratycznej wizji świata. Za współczesny postęp w granicach rozsądku można więc uznać podtrzymanie paryskiego porozumienia klimatycznego, kontynuację porozumienia nuklearnego z Iranem czy przestrzeganie sankcji nałożonych na Rosję. Specyficzne, praktyczne podejście wyraża się zatem w zabiegach o utrzymanie osiągnięć demokracji liberalnych również w polityce zagranicznej pomimo naporu sił nacjonalistycznych, populistycznych czy rewizjonistycznych. W ramach tego progresywizmu powinno mieścić się utrzymanie postawy promującej prawa człowieka (zwłaszcza prawa kobiet), ochronę ofiar wojen i konfliktów, ponadto stanowisko preferencji pomocy rozwojowej nad innymi rodzajami pomocy dla krajów ubogich czy pogrążonych w kryzysie, a także postulat globalnej odpowiedzialności klimatycznej. Warto jednak przyznać, że te wartości obecnie sprawiają wrażenie progresywnych, choć w innych okolicznościach należałoby je uznać po prostu za standardy polityki zagranicznej. ĖĖ PROGRESYWIZM BAJKOWY Ostatnim typem progresywizmu, który zasługuje jedynie na skrótowy opis jest ten, którego zwolennicy wyznają utopijne idee np. globalnego rozbrojenia, demilitaryzacji, nieograniczonego samostanowienia i zgody

BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! PIOTR ŁUKASIEWICZ 47 na separatyzm w imię wolności narodów, a także likwidacji kompleksu zbrojeniowego. Jakkolwiek są to postulaty moralnie piękne, to słabną pod naporem współczesnych wyzwań, a właściwie każdego systemu międzynarodowego, niezależnie od epoki. Samostanowienie Kurdów, Katalończyków czy Szkotów i związane z tym dążenia do zmiany granic, choć w pełni etyczne i uzasadnione, wyłącznie pogłębiają komplikacje i nakładają się na inne kryzysy. Pacyfizm i apele o ograniczenie handlu bronią niestety nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością, w której państwa agresywne czy twory parapaństwowe (jak ISIS czy talibowie) są sprawcami konfliktów, na które społeczność międzynarodowa musi od powiadać również środkami militarnymi. Z tradycyjnych lewicowych wytycznych w polityce zagranicznej jedynie przestrzeganie praw człowieka i postulaty klimatyczne przechodzą test realiów. ĖĖ NĘDZA FUTURYZMU U źródeł powstania nauki o stosunkach międzynarodowych po II wojnie światowej leżało przekonanie, że zaaplikowanie metody naukowej do badania postaw uczestników globalnych rozgrywek politycznych pozwoli przewidzieć rozwój wypadków oraz przedstawić decydentom scenariusze konfrontacji między potęgami światowymi. Jak nigdy dotąd jednak stosunki międzynarodowe stały się nieprzewidywalne, zależne od przypadkowych bodźców. Trudno wiarygodnie prognozować w sprawie porządku na świecie, dlatego również określenie kierunku polityki zagranicznej w zgodzie z lewicowym, postępowym światopoglądem jest trudne. Aby realizować progresywne postulaty, trzeba sięgać do trendów, obok których jeszcze kilka lat temu lewica przechodziła obojętnie. Integracja polityczna i ekonomiczna, obronność i bezpieczeństwo obywateli, ochrona porządku i prawa to hasła, które w dzisiejszych relacjach międzynarodowych niosą zagrożenie eskalacji nacjonalizmów, tendencji separatystycznych, populizmu i izolacjonizmu. Ład międzynarodowy jest kwestionowany zbrojnie, a terroryzm zmusza liberalne demokracje do stosowania nieliberalnych i niedemokratycznych metod. Znacząco zatem przesunęła się definicja tego, co postępowe. Lewica musi znaleźć nowe idee również w sferze polityki zagranicznej.

48 FILIP ILKOWSKI BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! Serdecznie dziękuję za zaproszenie i pozwolę sobie zacząć od tego, że mój przedmówca Piotr Łukasiewicz kiedyś dość optymistycznie stwierdził, że rządy w pierwszej kolejności przeznaczają pieniądze na pokrycie kosztów w sferze socjalnej, a nie na zbrojenia. Tymczasem w Polsce realizowany jest gigantyczny program zbrojeń przyjęty jeszcze przez poprzednie władze, który ma się zakończyć w 2022 roku opiewa nawet na 140 miliardów, co stanowi blisko połowę rocznych wpływów do budżetu państwa. Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem przedstawia corocznie bardzo interesujące raporty dotyczące wydatków militarnych, i według zeszłorocznych opracowań Polska jest na drugim miejscu w Unii Europejskiej pod względem udziału nakładów na zbrojenia w PKB. Tak naprawdę to jedyny wskaźnik, który Polskę plasuje w czołówce rankingu wielkości poszczególnych wydatków. To drugie, po Grecji, miejsce w Unii Europejskiej oczywiście nie dotyczy liczb bezwzględnych, jednak jest znaczące, ponieważ wskazuje na istotną tendencję, że udział nakładów wyraźnie rośnie. Dla porównania, jeżeli chodzi o wielkość finansowania np. ochrony zdrowia, to Polska zajmuje miejsce 25. czy 26. na 28 państw UE, a pod względem kwot przeznaczanych na badania i rozwój, to oscyluje wokół 20. pozycji. N atomiast teraz warto skoncentrować się na problemie współczesnego imperializmu. To pojęcie należy rozumieć jako ekspansjonizm państw, prowadzony formalnymi i nieformalnymi metodami, kosztem innych jednostek politycznych nie tylko państw, gdyż choćby w dobie kolonializmu mieliśmy również do czynienia z podbojami jednostek niebędących państwami. Ponadhistorycznie rozumiany imperializm jest więc dużo starszy niż sam kapitalizm, czyli system oparty na niekończącej się akumulacji kapitału wskutek wyzysku pracy najemnej. Jednak współczesny imperializm jest ukształtowany właśnie przez ten system. Od ostatnich dekad XIX wieku można mówić o nowoczesnym imperializmie zakorzenionym w kapitalizmie. Kapitalizm

BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! FILIP ILKOWSKI 49 zwykle kojarzy się tylko z rywalizującymi firmami, które stają się coraz większe, potężniejsze, a największe z nich działają dziś w skali światowej. Jednak kapitalizm to także określona postać państw, z którymi te firmy na różne sposoby pozostają związane. W ogromnym skrócie celem każdego państwa kapitalistycznego jest zapewnienie maksymalnie skutecznej akumulacji kapitału we własnych granicach. Akumulacja kapitału w najprostszy sposób mierzona jest produktem krajowym brutto, stąd powszechna obsesja na punkcie jak najwyższych wskaźników PKB. Wyraźnie to widać jeżeli jest plus dziesięć, to fantastycznie. Plus pięć dobrze. Zero źle. Minus jest fatalnie, i trzeba coś z tym zrobić. Każdy kraj kapitalistyczny stara się oczywiście, żeby ten parametr był wyższy w konkurencji z innymi. Czyli globalny kapitalizm to nie tylko konkurencja korporacji, ale także państw kapitalistycznych. Państwo to specyficzna instytucja, która posiada zarówno narzędzia bezpośrednio ekonomiczne, jak i pozaekonomiczne, choćby monopol na używanie siły nie tylko na własnym terytorium, lecz także na zewnątrz. Państwa mogą stosować wiele rodzajów środków pozaekonomicznych, również tzw. miękkich, czyli różnych form oddziaływania w przestrzeni symbolicznej. Jednak ostatecznym, ale i jednym z najważniejszych rozwiązań, jest możliwość używania siły militarnej. Konkurencja ekonomiczna, która przeplata się z rywalizacją geopolityczną czy militarną jest więc istotną cechą globalnego kapitalizmu. Główną siłą militarną współczesnego świata są Stany Zjednoczone. Mimo że ich przewaga nad innymi krajami nie jest już tak duża, jak była po II wojnie światowej, a nawet po zakończeniu zimnej wojny, to jednak nadal jest gigantyczna. Warto przypomnieć, że po II wojnie światowej do USA należała mniej więcej połowa globalnej gospodarki, a także światowych wydatków na zbrojenia. Już w okresie zimnej wojny Stany Zjednoczone stopniowo słabły gospodarczo, lecz wciąż pozostawały niekwestionowanym hegemonem militarnym, któremu starał się dorównać tylko państwowokapitalistyczny ZSRR, posiadający znacznie mniejszą gospodarkę i kierujący się tą samą logiką imperializmu. Na początku lat 90. udział Stanów Zjednoczonych w globalnej gospodarce stanowił około 25%, wciąż bardzo dużo, ale zaledwie połowa w porównaniu z okresem powojennym. Sojusznicy USA RFN i Japonia gospodarczo rozwijali się znacznie szybciej. Jednak po upadku ZSRR nadal ok. 50% wydatków zbrojeniowych należało do USA. I łatwo wyobrazić sobie, jak wielka może być pokusa, by dzięki sile militarnej podreperować wskaźniki ekonomiczne, zahamować spadek w światowej lidze gospodarczej i zdeklasować konkurentów. Właśnie ten mechanizm jest podstawą polityki Stanów Zjednoczonych prowadzonej w ramach hasła walki z terroryzmem, które było 10 lat temu motywem najważniejszych wydarzeń politycznych na świecie wojen w Iraku i w Afganistanie. Próba jednostronnego, agresywnego użycia siły w celu przejęcia kontroli nad kluczowymi obszarami, przede wszystkim na Bliskim Wschodzie, nie była tylko wojną o ropę naftową dla Stanów Zjednoczonych. Rzecz jasna też miała taki wymiar, ale to nie była główna sprawa. Europa i Chiny są dużo bardziej zależne od ropy bliskowschodniej niż Stany Zjednoczone. W pewnym sensie chodziło o zapanowanie nad globalnym rynkiem, o kontrolę surowców dla konkurentów, którzy szczególnie Chiny

50 BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! FILIP ILKOWSKI rozwijali się niepomiernie szybciej niż USA w tym czasie. Proces stopniowego kruszenia się amerykańskiej hegemonii która wciąż istnieje, ale jest ewidentnie w kryzysie pozostaje kluczowym elementem pełnego sprzeczności obrazu dzisiejszego globalnego kapitalizmu. Zwłaszcza po kryzysie gospodarczym Stany Zjednoczone podejmowały próby ograniczenia budżetu wojskowego. Ten zwrot w amerykańskiej polityce zagranicznej, dążenie do minimalizacji strat, był wynikiem klęski karkołomnego projektu siłowego przeobrażenia świata, którego symbolem są wojna iracka i wojna afgańska. Zabiegi na rzecz zażegnania kryzysu można było tak naprawdę obserwować już w czasie drugiej kadencji Busha, a ich kontynuację także za administracji Obamy głównie wyrażało się to w cięciach wydatków militarnych, które były ogromnym balastem dla amerykańskiej gospodarki. Niemniej jednak Stany Zjednoczone pozostają dominującym graczem na tym polu. Choć należy pamiętać, że są jeszcze inni gracze, także istotni. Obsesja amerykańskich rządzących na punkcie Chin jest oczywiście spowodowana dynamicznym rozwojem chińskiej gospodarki. W systemie globalnym strategia amerykańskiego imperializmu w dużej mierze, już od ponad 100 lat, polegała na utrzymywaniu strefy wolnego handlu pod policyjną kontrolą USA. Państwa, które się spod tej kontroli wyłamują szczególnie, kiedy rosną gospodarczo dość szybko stają się problemem dla tej konstrukcji. Chińczycy są teraz, nie bez przyczyny, głównym powodem niepokoju czy wręcz fiksacji amerykańskich strategów. Do tego dochodzi również kwestia Rosji, która jest gospodarczo dużo słabsza, ale odbudowuje się stopniowo (także militarnie) od początku lat dwutysięcznych i stara się wyjść z głębokiego kryzysu, w który popadła w latach 90., skutkującego także drastycznym ograniczeniem wydatków zbrojeniowych. A to tylko część globalnej układanki dość wspomnieć o Unii Europejskiej, ze specyficzną rolą Niemiec, o Japonii czy szeregu regionalnych podimperializmów. Jak w tym wszystkim odnajduje się Polska? Nie jest przecież graczem na skalę światową, ani nawet z aspiracjami do takiej roli. Jednak imperializm w polskim wydaniu, chociaż ma charakter podimperializmu, jest bardzo ambitny, zwłaszcza jeżeli chodzi o cele i wizje zmieniania otoczenia w interesie kapitalizmu widzianego oczami rządzących. Strategia bezpieczeństwa narodowego RP, przyjęta jeszcze w czasie prezydentury Bronisława Komorowskiego, to bardzo ofensywny dokument, który otwarcie zakłada wstępowanie w struktury UE i NATO byłych poradzieckich republik, konkretnie państw będących teraz częścią Partnerstwa Wschodniego. Wszystkie te kraje, od Białorusi po Azerbejdżan, mają zgodnie z oficjalnie głoszonym polskim stanowiskiem być częścią NATO. Przy tym Polska deklaruje własną rolę jako forpoczty Zachodu i aktywnego gracza politycznego i gospodarczego na tych terenach. Czy można sobie wyobrazić, jaka byłaby reakcja, gdyby to Rosja oficjalnie wyraziła pomysł włączenia Węgier, Czech, itd. w struktury jakiejś unii euroazjatyckiej, czy czegoś podobnego? Ponadto Polska na tle innych państw byłego Układu Warszawskiego jest też bardzo ambitna pod względem własnej militaryzacji, która teraz jeszcze się nasila, przebiega na wszystkich możliwych frontach z programem

BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! FILIP ILKOWSKI 51 obrony terytorialnej i innymi inicjatywami obecnej władzy. Pod względem całości wydatków militarnych w latach 1992 2013, Polska jest jedynym państwem byłego Układu Warszawskiego, spoza ZSRR, które znacznie zwiększyło nakłady na obronność. Węgry wydawały w roku 2013 połowę tego, co w roku 1992, natomiast Polska w tym czasie wydawała 86% więcej, czyli niemalże podwoiła fundusze, i to jeszcze przed wielkim programem modernizacji armii za 130 czy 140 miliardów. Nie zmienia to faktu, że polski imperializm jest w pewnym sensie żebraczy bardzo lubię pojęcie imperializmu żebraczego, które ukułem po przeczytaniu dokumentów wikileaks ujawniających, jak wyglądały negocjacje w sprawie lokalizacji systemu BMD, tarczy antyrakietowej. Polscy rządzący błagali i robili wszystko, żeby ściągnąć do Polski możliwie najwięcej amerykańskiego sprzętu wojskowego i żołnierzy. Jednakże nie jest tak, że polski imperializm jest zupełnie zależny od Stanów Zjednoczonych, że polskie władze po prostu wykonują polecenia USA. To błędna analiza. Pozycja Polski jest oczywiście uzależniona od USA w tym sensie, że bez sojuszu z wielkim bratem zza oceanu i bez widocznej obecności żołnierzy amerykańskich na polskim terytorium, trudno byłoby realizować jej własne cele i ambicje bycia regionalnym liderem. Natomiast jest to ewidentnie polityka polskiej klasy rządzącej niezależnie od zmian ekip politycznych u władzy być najbardziej lojalnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w regionie i rezerwować sobie pozycję najbardziej asertywnego gracza. W Europie Środkowej i Wschodniej gdzie wrogiem jasno zdefiniowanym jest Rosja by rywalizacja Polski z Rosją mogła się powieść, kluczowe jest zaplecze wielkiego sojusznika na polskim terytorium. Oczywiście ma to swoją cenę, jak choćby ostatnio zapowiedziany powrót polskich kontyngentów do Iraku. I trzeba przekonać się, jak sytuacja się będzie rozwijać, ponieważ nie przypadkiem zostało to ogłoszone niedługo przed szczytem NATO. To podwójne zamanifestowanie lojalności służy temu, by możliwie jak największą liczbę natowskich, czyli głównie amerykańskich, żołnierzy i jak najwięcej sprzętu wojskowego ulokować w Polsce. Progresywna polityka zagraniczna powinna opierać się na ograniczeniu militaryzmu we wszystkich państwach czyli na współpracy, solidarności z ruchami antywojennymi i antymilitarystycznymi we wszystkich państwach. Skoro imperializm jest dziś związany z kapitalizmem, progresywizm wymaga także solidarności z ruchami antykapitalistycznymi i pracowniczymi. Mieszkamy akurat w Polsce, więc naszym głównym celem powinni być zarówno polscy rządzący dążący do militaryzacji i do ekspansjonizmu, jak i ich potężni sojusznicy, z USA na czele. Tylko jeśli się z tym uporamy, możemy uzyskać bardziej pokojowy świat.

52 WITOLD JURASZ BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie. Zanim przejdę do właściwej części mojego wystąpienia pozwolę sobie odnieść się do tytułu naszego spotkania oraz do kilku wypowiedzi, które zwróciły moją uwagę. Przede wszystkim nie mam pojęcia, co to jest progresywna polityka zagraniczna. Jedyne, co mi się kojarzy z progresywnością w sprawie bezpieczeństwa, to pragnienie, by mieć precyzyjną broń, dzięki której w czasie walki z wrogiem, jeżeli wtargnąłby na polskie terytorium, można byłoby przy okazji do minimum ograniczyć liczbę ofiar wśród cywilów to będzie mnie cieszyć. Jeśli jednak będą straty wśród ludności cywilnej, to trudno. Jak się broni kraju, to nie można uniknąć zabijania ludzi. Higieniczna wizja wojny to iluzja. Wojna jest zawsze straszna i nawet Stanów Zjednoczonych nie stać na używanie wyłącznie precyzyjnej amunicji, która też przecież tylko zmniejsza liczbę ofiar, a nie wyklucza straty wśród cywilów. Powiem brutalnie jeśli mamy wydać miliard na broń precyzyjną, która zabije 10 tysięcy żołnierzy wroga albo za tą samą kwotę możemy mniej precyzyjną bronią zabić 20 tysięcy, ale za cenę np. 100 ofiar cywilnych, to pewnie lepsza jest opcja druga. I nie miejmy złudzeń, że takiego właśnie wyboru dokona każdy rząd. T eraz ad vocem: całkowicie zgadzam się z wyrażanymi opiniami, że mamy niewydolny system ochrony zdrowia, że państwo polskie działa bardzo kiepsko, a elity rządzące podniosły własny egoizm do rangi ideologii państwowej. To wszystko prawda, ale nie rozumiem, dlaczego w związku z tym mamy pomagać Władimirowi Putinowi. Pomysł, że skoro jest za mało pieniędzy na opiekę zdrowotną, to nie należy inwestować w zbrojenia uznaję właśnie za pomaganie Putinowi. Skoro mamy rozmawiać szczerze a taka idea przyświeca temu seminarium, żebyśmy mówili otwarcie, co myślimy to trzeba przyznać, że mamy we własnym kraju bałagan, który trzeba opanować. Ale to nijak nie równa się, jak chcą niektórzy, rezygnacji ze zbrojeń. Jak pieniędzy jest za mało, to trzeba pobudzać gospodarkę, oszczędzać

BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! WITOLD JURASZ 53 tam, gdzie można i nie dawać się okradać. Z Polski wycieka rocznie z VAT-u, CIT-u i na oszustwach paliwowych kilkadziesiąt, jeśli wręcz nie nawet 100 miliardów złotych. I te bez mała 100 miliardów to jest ta kwota, o której proponuję pamiętać, gdy ktoś mówi, że nie stać nas na 150 miliardów na obronę Polski. To jest mniej więcej tyle, ile w półtora roku lub dwa lata się z Polski wykrada, a jakoś z tym żyjemy i elitom to nie przeszkadza. Nie ulegajmy więc demagogii, że nas nie stać, bo po pierwsze stać nas, a po drugie niezależnie od kosztów i tak trzeba się zbroić, bo bezpieczeństwo jest pierwszorzędną, a nie trzecio- czy czwartorzędną potrzebą każdego państwa. Ja akurat jestem nietypowym jak na standardy światowe prawicowcem, bo mam wrażliwość społeczną. Ale od tego do bycia pacyfistą bo nas nie stać droga daleka. A skoro już mowa o moim światopoglądzie, to reprezentuję, jak żartobliwie ujmuję, bardzo nietypowy wariant mianowicie liberalną, laicką i kawiorową prawicą, więc będę wyrażał się niestereotypowo, gdyż nadmiernie poprawny politycznie nie jestem. Otóż mój przedmówca bardzo interesująco zarysował obraz rzeczywistości, która nas otacza. Rzecz w tym, że mnie interesuje głównie interes narodowy RP, który ma oczywiście pewien kontekst. Można rzec, że ten kontekst jest zupełnie kluczowy, gdyż tak się składa, że nasz interes jest sprzeczny z interesem rosyjskim. Proszę wybaczyć, ale uproszczę rzecz, jak tylko się da. Moralnie Guantanamo mi się nie podoba, ale ja się moralnością nie zajmuję, bo nie jestem księdzem. A Guantanamo politycznie nic mnie nie obchodzi. Gdybym był Arabem albo Latynosem, to raczej też bym nie przepadał za USA, a może nawet byłbym antyamerykański. Jestem jednak Polakiem, więc lubię USA i NATO, chcę armii amerykańskiej w Polsce i czołgów NATO, które wzmocnią wschodnią flankę. Rosjan lubię jako ludzi, ale Rosję lubię cokolwiek mniej niż Stany Zjednoczone i NATO. I żadne Guantanamo tego nie zmieni. Co do meritum na początku trzeba odpowiedzieć na pytanie, czym jest Rosja. Dlaczego przeciwnicy NATO w Polsce, z tej lewej strony sceny politycznej, oskarżają sojusz o imperializm i agresję? Zgoda, państwa NATO zbombardowały Libię, kraj jest rozłożony. Ale tamtejsza dyktatura też nadmiernie miła nie była. I to jest w ogóle istota problemu, że nawet jak NATO robi coś, co ma potem fatalne skutki, to jakimś dziwnym trafem bombarduje nie demokracje, a dyktatury. Zastanawiam się również, dlaczego odpowiedzią na imperializm, np. Włochów, ma być brak naszej obrony przed rosyjskimi zakusami. Niechaj Włosi poradzą sobie ewentualnie z własnym imperializmem. Tylko czemu mieliby to robić kosztem naszego bezpieczeństwa? Ja często słyszę, że Włosi i Francuzi zbombardowali biedną Libię, niech więc Polska będzie bezbronna wobec Rosji. A Rosja, jak wiadomo, miłuje pokój. Przyjrzyjmy się więc Rosji. Jakim jest państwem? Otóż jest państwem agresywnym, wywołującym wojny, nacjonalistycznym i wreszcie turbokapitalistycznym, co szczególnie podkreślam, bo to czyni słabość części lewicy do Rosji już zupełną aberracją, bo w Rosji jak jest się biednym,

54 BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! WITOLD JURASZ to jest się nikim, a bogaci mają status bogów. To kraj, gdzie prawa kobiet w takim bliskim lewicy rozumieniu nie istnieją i panuje instytucjonalny rasizm. W Moskwie można dostać od policjanta pałką po plecach za to, że jest się Czeczenem, Inguszem lub Dagestańczykiem. Trudno zatem pojąć, z jakiego powodu słabość do Rosji ma akurat europejska lewica może mniej Puszkina i Turgieniewa należy czytać, a zamiast tego wnikliwiej się przyjrzeć współczesnej Rosji. A Rosja romansuje ze skrajną prawicą, więc tak już złośliwie tym mniej racjonalne wydaje się zapatrzenie unijnych środowisk lewicowych. Do tego, jest krajem całkowicie skorumpowanym, w którym polityka podporządkowana jest interesom. Różnica pomiędzy epoką Jelcyna a rządami Putina polega na tym, że za Jelcyna kradli wszyscy, a teraz tylko ci, którym wolno kraść. W pewnym sensie demokratyczniej było za Jelcyna wówczas chociaż kradzież była mniej reglamentowana. Jedno się tylko nie zmieniło wciąż się kradnie, a naród nie ma dostępu do zysków z ropy i z gazu. Zdaje się, że ze znajomością rosyjskiej specyfiki zarówno europejska, jak i polska lewica niestety ma pewien problem. Apeluję ponownie: czytać mniej Puszkina! Rosja się zbroi i grozi innym państwom. To przecież nie NATO przeprowadza manewry, w których uczestniczy nawet 100 tysięcy żołnierzy i to nie nasze siły zbrojne są na Ukrainie, tylko rosyjskie. I nie my zaatakowaliśmy Ukrainę. To Rosja napadła i to Rosjanie zabijają Ukraińców. Nie my, a Rosjanie wynajmują bandytów na Ukrainie do mordowania swoich przeciwników. Nie NATO okrąża Rosję, tylko Rosja zbroi się na potęgę, a NATO od lat niczego innego nie robi, tylko się rozbraja. Swoją drogą ciekawe, kiedy to w końcu zirytuje Waszyngton. Jest to może trochę przerysowana charakterystyka, że Rosja jest rougue state państwem bandyckim. Jeśli ktoś jednak napada na sąsiedni kraj, posuwa się do nuklearyzacji języka, wygraża bronią jądrową (co rzadziej robili nawet Sowieci), to czy takie określenie, choć brutalne, jest naprawdę przesadne? Rosja jest przy tym bardzo sprawna medialnie ja np. w kółko słyszę o tym, jak to NATO przybliża się do granic Rosji. I tylko tych amerykańskich czołgów od 20 lat w Polsce nie było. A jak jest po drugiej stronie? Wystarczy spojrzeć na obwód kaliningradzki, a o rosyjskich bazach lotniczych na Białorusi było już głośno zanim w ogóle powstało hasło missile defense, i warto o tym pamiętać. Powiedzmy też jasno, że skala wzmocnienia naszej wschodniej flanki nie stanowi dla Rosji żadnego zagrożenia. Wypada zadać bardzo proste pytanie: czy NATO jest zdolne, nawet po wszystkich planowanych wzmocnieniach, uderzyć na Rosję? Nie, nie jest. Czy Rosja jest w stanie zaatakować państwa bałtyckie? Jest. Czy ćwiczy to, czy tworzy jednostki i bazy, i czy w sposób ostentacyjny informuje o swoich zamiarach? Tak. A czy my to robimy? Nie. I to jest ta różnica, a jeśli ktoś tego nie przyjmuje do wiadomości, to nie mamy o czym rozmawiać. Na dodatek strach przed tym, że jeżeli nie Putin, to nacjonaliści dojdą do władzy, jest absurdalny. Otóż nacjonaliści już rządzą, i to jest po prostu fakt, Rosją rządzą skrajni nacjonaliści lub nawet szowiniści.

BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! WITOLD JURASZ 55 Tyle o Rosji. A teraz o Polsce. Jakiej polityki bezpieczeństwa potrzebuje Polska? Takiej, która uczyni Polskę rzeczywiście bezpieczną 2% PKB na cele związane z szeroko rozumianymi siłami zbrojnymi, to jest mało, ponieważ w praktyce tyle pochłania administracja, a na modernizację, czy raczej odbudowę potencjału naszych sił zbrojnych ledwo wystarcza. Należałoby podnieść nakłady na armię do około 3% PKB mówię i piszę o tym od dawna. Skoro Rosja ćwiczy ataki jądrowe na Polskę, koniecznie trzeba wyposażyć naszą armię w pociski, które pozwolą uderzyć w rosyjskie instalacje, a dokładnie rzecz ujmując w elektrownie atomowe. Po prostu elektrownia jądrowa ma tę cechę, że poza tym, że dostarcza prądu, jest także taką stacjonarną bombą. Pewnie dla wielu jest to pomysł szokujący, ale cóż, na tym polega bezpieczeństwo. Gdy mieszka się w sąsiedztwie kogoś, kto może zaatakować, to łagodną perswazją albo inną postępową, progresywną narracją można sobie co najwyżej poprawić nastrój. Jest jeszcze drugie pytanie: czy w obliczu agresywnej polityki Rosji przewidywane wzmocnienie wschodniej flanki jest adekwatną odpowiedzią? Są dwa warianty: i tak, i nie. Jeżeli Rosja faktycznie planuje wojnę, taką полномасштабную, czy all-out war, to odpowiedź jest negatywna. Wzmocnienie nie jest dostateczne, dlatego że cztery bataliony nie obronią Polski i trzech państw bałtyckich. Przy założeniu, że Rosja tylko straszy i żadnej wojny nie planuje wówczas to wzmocnienie wschodniej flanki jest wystarczające. Innymi słowy te siły NATO to politycznie dużo, a militarnie mało. To wszystko zależy od oceny zagrożenia, pamiętajmy, że w czasach zimniej wojny prowadzono ćwiczenia REFORGER, czyli return of forces to Germany. Według analiz przerzucenie sił amerykańskich zajęłoby minimum trzy czy cztery tygodnie, z zastrzeżeniem jednak, że nie jest pewne, czy desant trafi przez Bałtyk na nasze wybrzeże lub do państw bałtyckich, dlatego że Rosjanie mają spore zaplecze A2/AD (Anti-Access/Area Denial). Zatem być może w ogóle nie bylibyśmy w stanie skutecznie przerzucić tych wojsk, oczywiście można próbować drogą lotniczą, ale to jest przy ciężkim sprzęcie trudne. I dlatego jakieś siły muszą tu i w państwach bałtyckich być na stałe. Czy potrzebujemy w Polsce obecności wojsk sojuszu? Tak, bardzo! I im więcej, tym lepiej. Lipcowy szczyt NATO może przynieść dwojakie rozstrzygnięcie ma szansę w pewnym sensie przyczynić się do poprawy naszego bezpieczeństwa, jednak druga ewentualność jest taka, że tego celu nie uda się osiągnąć. Zakładam, że wszystko jest na dobrej drodze. Czy sojusz jest reliktem zimnej wojny? Może i jest, tylko co z tego? To nie NATO zagraża Rosji, a Rosja członkom NATO. Inna sprawa, że błędem jest założenie, że Rosja chce powrotu do konfrontacji z NATO jak za zimnej wojny. Moskwa realistycznie ocenia swój potencjał i rozumie, że jest słaba, więc dlatego pozwala sobie na konfrontacje, ale tylko z wybranymi państwami i tylko do tego punktu, gdy Bruksela (tzn. NATO), Berlin (bo nie Bruksela jako UE) lub Waszyngton nie stracą cierpliwości. Kreml nie chce więc zimnej wojny, ale czegoś zupełnie innego, mianowicie stworzenia systemu na kształt koncertu mocarstw. Zresztą Moskwa poinformowała o tym cały świat proponując plan Miedwiediewa, który to plan jest skądinąd nową wersją planu Andrieja Gromyki sprzed wielu, wielu lat.

56 BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! WITOLD JURASZ Niemilitarne, tzw. miękkie czynniki polityki bezpieczeństwa mają na Rosję bardzo znikomy wpływ. I tu kłaniają się fałszywe analogie z niemiecką Ostpolitik. Fałszywe, bo trzeba pamiętać, że w parze z Ostpolitik szła strategia deterrence i dopiero połączenie obu elementów dawało jakiekolwiek efekty. Trudno doprawdy zrozumieć sprzeciw w stosunku do NATO w Polsce. Z prawej strony sceny politycznej obserwujemy istną obsesję na tle antyhomoseksualnym, antygenderowym, która jest absurdalna. Jest to w mojej ocenie równie niemądre jak słabość części lewicy do Rosji. Co ciekawe więcej tej słabości ma nowa młoda lewica niż stara. W tym sensie wolę SLD od nowej lewicy. Proszę wybaczyć, jeśli się gdzieś retorycznie zagalopowałem, rusofobia nie jest cechą dobrą ja jestem o nią dość regularnie oskarżany. Tyle, że ze mnie jest taki rusofob jak lekkoatleta. W Polsce jak się głosi niepopularne poglądy, to zostaje się od razu banderowcem albo rusofobem. Zdecydowanie trzeba budować relacje z Rosją, nie zapominać o jej kulturze, wspaniałej inteligencji, tylko zawsze należy pamiętać, że inteligencja rosyjska nie rządzi i rządzić nie będzie, i niestety nie ma również rządu dusz. I że nie duch Puszkina, a duch Łubianki rządzi dziś w Rosji. Niezmiernie szanuję rosyjską inteligencję, cenię rosyjską kulturę i uwielbiam Moskwę jako miasto, a jadąc na to spotkanie słuchałem rosyjskiego rocka w samochodzie, ale mam wrażenie, że strasznie samotnie musi się chyba dzisiaj czuć rosyjski inteligent, w dodatku jeśli ma liberalne, wolnościowe, prodemokratyczne poglądy. Ale z samotnością to inteligent rosyjski jakoś sobie psychologicznie radzi, bo żyje z nią już od mniej więcej 200 lat. Nie daje sobie natomiast rady z tym, że zachodni inteligent zakochany w Rosji nie rozumie tej jego samotności.

57 ANNA WOJCIUK BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! Podczas rozmów o polityce zagranicznej i stosunkach międzynarodowych bardzo często nie zastanawiamy się, czy znaleźliśmy się na pozycji tancerza, czy jesteśmy na balkonie i tyko patrzymy, co dzieje się na parkiecie. To jest bardzo ciekawe podejście analityczne: czy jesteśmy na parkiecie czy na balkonie. Niezwykle często w dyskusjach o stosunkach międzynarodowych i polityce zagranicznej mieszają się te dwa poziomy, raz jesteśmy parkiecie i mówimy: teraz Polska ma robić to. A za chwilę niepostrzeżenie przenosimy się na balkon i twierdzimy, że sytuacja ma się inaczej. To tak niestety działa, wszyscy to robią, wiec warto mieć tego świadomość. Postaram się stać raczej na balkonie, ale będę również schodzić na parkiet. W zasadzie nie można być na balkonie, jak się piastuje jakąkolwiek funkcję publiczną, wtedy jest się zawsze na parkiecie niezależnie od tego, co się powie. Jeżeli nawet się udaje, że jest się na balkonie, to w praktyce jest się i tak zawsze na parkiecie. Nie mam żadnej funkcji publicznej, więc wolno mi być tylko na balkonie jednakże nie w wieży z kości słoniowej. Będzie to zatem spojrzenie na tę sytuację na zachowania państw z perspektywy badaczki i przez pryzmat długiej historii procesów, które mają dziesiątki, a nawet setki lat. Być może będę niekiedy mówić rzeczy niepopularne, ale to dlatego, że będę na miejscu obserwatora, więc stamtąd widzę coś innego, niż gdybym znalazła się wśród tańczących. Nie mam ambicji wywierania wpływu na politykę zagraniczną, to nie jest zupełnie moim celem. Jeżeli się zastanowić, na czym polega polityka progresywna w dziedzinie bezpieczeństwa będąc na balkonie, a nie na parkiecie to wychodzi na to, że powinna ją cechować świadomość zagrożeń i politycznej roli tychże zagrożeń w kategoriach wroga i przyjaciela. To jest bardzo pomocna analiza, kiedy jest się akurat na balkonie. A to dlatego, że wydzielenie polityki zagranicznej wobec wroga i przyjaciela jest bardzo cenne również w polityce wewnętrznej. Musimy się nauczyć rozpoznawać, czy poczucie zagrożenia jest uzasadnione. Jak alarmy, o których wiemy

58 BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! ANNA WOJCIUK od decydentów politycznych i analityków, mają się do stanu faktycznego. A do jakiego stopnia są tylko elementem supertańca, ponieważ do tego tańca można porwać zarówno obywateli, jak i przynajmniej część klasy politycznej oraz pewnie analityków i dziennikarzy. Zatem odróżnienie, czy wzniecanie niepokoju w kwestii bezpieczeństwa jest adekwatne do rzeczywistych zagrożeń, czy jest w istocie figurą jakże w tańcu przydatną, i o tym zawsze warto wiedzieć. Różnie można sklasyfikować wrogów, np. na krajowych i zagranicznych. Balansowanie pomiędzy polityką wewnętrzną i zagraniczną w desygnowaniu tego nieprzyjaciela jest typowe. Tak robią praktycznie wszyscy i Putin, i Amerykanie, i my to robimy, ponieważ dla widowni na balkonie jest to uniwersalny mechanizm. Nie ma powodu, by Polacy mieli postępować odmiennie jesteśmy w ramach tych mechanizmów tacy jak inni zobaczmy to wreszcie u siebie. Jeżeli się spojrzy z balkonu na nasz region, to można powiedzieć, że globalny układ sił za bardzo się nie zmienił. Faktycznie mamy Rosję, która zachowała się dwa razy agresywnie i wysyła rozmaite wojownicze sygnały, natomiast z perspektywy historycznej w kategorii długości trwania Rosja jest mocarstwem w fazie schyłku. Wskaźniki z obszaru wojskowości są sztucznie napompowane kosztem wszystkich innych gałęzi gospodarki, jest to po prostu dramatyczna ekstrakcja wszelkich zasobów, żeby wywindować ten aspekt militarny. Lecz cały ten kompleks ledwo się trzyma, choć wygląda na pancerny i ma świetne zabawki. Czy ten organizm jest w stanie długookresowo udźwignąć ogromny wysiłek? Bywa różnie, przyszłość jest zawsze niewiadoma, wszystko może się zdarzyć. Jednakowoż niezmiernie mało prawdopodobne jest, żeby w długiej perspektywie, doszło do czegoś takiego. Coraz bardziej widoczne będą rozmaite oznaki zapaści Rosji, które już dzisiaj są zauważalne. Czy to znaczy, że jesteśmy w związku z tym zupełnie bezpieczni? Oczywiście, że nie, ponieważ historia dowodzi, że mocarstwa w stadium dekadencji bywają konfrontacyjne i zaborcze. I według tego wzorca postępuje Rosja stanowi bardzo typowy przykład mocarstwa chylącego się ku upadkowi, podejmuje działania ofensywne w celu zahamowania trendu regresywnego. Niestety to nie jest skuteczna metoda powstrzymania tendencji spadkowej, ponieważ co nie jest tajemnicą podbój na ogół bywa trudny i rzadko się udaje. Po 1989 roku przećwiczyliśmy to zarówno na przykładzie Zachodu, jak i w przypadku Rosji, widzimy na Ukrainie. Z całą pewnością wszyscy się wystraszyli, jedni bardziej, drudzy mniej, a my, Polacy bardzo. Z drugiej strony okazuje się, że pokój wcale nie jest łatwy. Nie jest prosto utrzymać tereny, które separatyści rosyjscy zagarnęli (i prawdopodobnie Krym), jest to kosztowne przedsięwzięcie, a po takim doświadczeniu trudno jest pójść dalej. Czy więc to oznacza, że nie będzie jakiegoś nowego konfliktu? Oczywiście nie wiadomo. Proszę pozwolić, że posłużę się teraz anegdotą. Byłam we wrześniu 2001 roku na stażu w ambasadzie polskiej w Pekinie, i tam był wtedy Zbigniew Brzeziński, to było po pierwszym roku studiów, więc byłam bardzo podekscytowana, że jestem w ambasadzie. Podeszłam do Brzezińskiego po

BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! ANNA WOJCIUK 59 spotkaniu, które tam miał i zapytałam: Panie Profesorze, co teraz będzie? (To było dokładnie 12 albo 13 września 2001.) Spojrzał na mnie wtedy, jak na dziecko i powiedział: A co to ja, wróżka jestem? W prognozach należy być bardzo ostrożnym, nie ma co przepowiadać, co zrobi Rosja, być może spowoduje gdzieś jeszcze jakiś konflikt, ale nie wydaje się jednak, by atak na Polskę był możliwy. Z balkonu. W globalnym układzie sił mamy oczywiście element rise of China, a Rosja przejawia wszystkie symptomy wyparcia tego faktu. Według wielu ten temat jest omijany szerokim łukiem. Czołowi analitycy amerykańscy uważają, że Rosjanie się de facto bardzo boją chińskiego wzrostu gospodarczego. Ze znajomości stosunków międzynarodowych, jasno wynika, że dwa mocarstwa lądowe sąsiadujące ze sobą, nie żyją dobrze. Dla nas jest to okoliczność korzystna. Czas pokaże, na ile rozwój Chin osłabi Stany Zjednoczone, które są naszym naturalnym sojusznikiem. Można przypuszczać, że nastąpi ograniczenie tempa wzrostu, już widać, że ta gospodarka się krztusi. Do tego dochodzi fala niezadowolenia społecznego, skierowana również do chińskich elit, więc być może nastąpi wkrótce spowolnienie, lecz to wszystko się dopiero okaże. W długiej perspektywie, liczonej w dziesięcioleciach, dominacja Stanów Zjednoczonych w zasadzie nie jest w jakikolwiek sposób zagrożona. Nawet wielce prawdopodobna wygrana Trumpa nie doprowadzi raczej do wycofania wojsk amerykańskich z Europy. Odwrót Amerykanów byłoby dla Polski faktycznym zagrożeniem i to z balkonu, nie z parkietu. Byłoby to także bardzo destabilizujące dla Europy, ponieważ obecność żołnierzy sojuszu skutecznie pacyfikuje różne antagonizmy europejskie, co jest dla nas rzeczą najważniejszą. Pozostaje nam się modlić się, żeby Amerykanie się nie wycofali, bo niestety nie mamy żadnej mocy sprawczej w tej dziedzinie, nie możemy nic zdziałać naszą polityką zagraniczną. Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że w ogóle w polityce zagranicznej, na parkiecie, przeceniamy swoją sprawczość, z balkonu widać, że często niewiele możemy. W sprawach bezpieczeństwa widać po prostu tylko kontynuację linii politycznej, z rządu na rząd. Poszczególne rządy starają się czymś wyróżnić, każdy chce coś zrobić inaczej, ale w tych zabiegach jest dużo więcej elementów powtarzalnych niż zmian, czasami różnicę stanowi tylko rozłożenie akcentów. Do polskiej polityki w dziedzinie bezpieczeństwa jak ulał pasuje nieco sparafrazowane stare powiedzenie: keep Americans in, Russians out Ale co teraz zrobić właściwie z Germans, skoro dalej było: Germans down? Polskie elity mają różne koncepcje, frakcje liberalne uważają, że z Niemcami w tej kwestii trzeba sobie radzić poprzez tworzenie kompleksowych relacji i powiązań. To jest typowa liberalna recepta na poczucie zagrożenia, zbudowanie współzależności sprawi, że potencjalna wojna okaże się tak kosztowna, że nie będzie się opłacać żadnej ze stron. A z drugiej strony mamy bardziej surrealistyczny koncept autorstwa PiS równoważenie. W obecnej sytuacji politycznej po prostu za bardzo nie mamy z kim tego równoważenia wykonać. Z Grupą Wyszehradzką zupełnie to nie wychodziło i raczej już nie wyjdzie. A pomysł, że oto będziemy się równoważyć z Wielką Brytanią, pozostawiam bez komentarza.

60 BEZPIECZEŃSTWO, GŁUPCZE! ANNA WOJCIUK Jestem zdania, że pytanie o to, co zrobić z Germans, jest też niezwykle ważne. Wielu Polaków jednak się boi Niemiec, częściej jest mowa o Rosji, ale jednak ostatnio ten temat odżywa, szczególnie w debacie publicznej. Wystarczyło kilka tygodni i natychmiast problem powrócił to jest fascynujące, przynajmniej, kiedy jestem na balkonie. Na parkiecie czasami ogarnia mnie przerażenie, ponieważ polska pozycja w sojuszu północnoatlantyckim względem państw Zachodu jest w dużej mierze oparta na wartościach, zatem ryzykowne posunięcia obecnej władzy negującej zachodnie wartości i podważającej kompetencje Trybunału Konstytucyjnego, są ze wszech miar nierozsądne. Czy mamy jakiś wpływ na rozlokowanie sił NATO w Europie Środkowej? Wydaje mi się, możemy próbować wpływać na jakieś szczegóły, ale kluczowe decyzje zapadają ponad naszymi głowami. Paradoksalnie bardziej podmiotową politykę możemy toczyć wtedy, kiedy jesteśmy uznawani za część wspólnoty, niż w sytuacji, gdy nasz rząd postrzegany jest przez Zachód jako rozczarowujący. Bez względu na to, jak paternalistycznie to zabrzmi, takie podejście wydaje się sprytniejsze, bardziej machiaweliczne. Bycie razem i deklarowanie wspólnych wartości przyniesie więcej korzyści, niż robienie na złość wszystkiego po swojemu, co i tak nie wyjdzie. Z balkonu widać, że niezależnie od obsady stanowisk, w żywotnym interesie naszej polityki zagranicznej, której moc sprawcza jest znikoma, jest zabieganie w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi o to, żeby było u nas jak najwięcej Amerykanów, i żeby byli jak najsilniej zaangażowani oraz żeby nas chronili. Warto jeszcze wrócić do progresywnej polityki zagranicznej, której kluczową cechą ma właśnie być zrozumienie i potrzeba desekurytyzacji. Nie chodzi tu o wezwanie do rozbrojenia się i biernego czekania na potencjalny atak. Istotne jest zrozumienie, w jaki sposób to funkcjonuje, i poznanie skali zagrożeń. Jeszcze żaden sojusznik Stanów Zjednoczonych nie wyłamał się w historii sojuszu od 1945 roku, jedyni, którzy się wycofali, i to z powodów wewnętrznych, to Kuba i Iran. Zatem jeżeli my się sami nie wyłamiemy, to raczej Amerykanie nie dadzą nikomu wyrwać nas ze swojej strefy wpływów. Progresywizm w polityce zagranicznej polega na dostrzeganiu autentycznych zagrożeń, których nie unikniemy i o nich powinniśmy naprawdę poważnie rozmawiać. Dość wymienić globalne ocieplenie i jego efekty np. na Biskim Wschodzie wiele terenów staje się niezdatnych do zamieszkania, więc ludzie stamtąd będą gdzieś musieli migrować. Stąd wprost wynika kolejny problem, czyli migracja. Polska nie może stać na stanowisku, że globalne ocieplenie pomaga roślinom szybciej rosnąć, a ponadto twierdzić, że migranci są niebezpieczni, i w związku z tym trzeba uchodźców trzymać z daleka nie możemy przyjąć w zasadzie nikogo, bo się boimy. Zdecydowanie powinniśmy poważnie zaangażować się w to, co będzie w przyszłości przyczyną masowych migracji do Europy.

62 CZĘŚĆ IV W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ 18 PAŹDZIERNIKA 2016 Jak powinna wyglądać polska polityka wschodnia? Jakie role powinny odgrywać Ukraina i Polska dla siebie nawzajem? Jaki wpływ na obustronne relacje ma trudna historia? Czy założenia doktryny Giedroycia są ciągle aktualne? Jeśli tak, to jak wypełnić je życiem? Jak odpowiedzieć na agresywną politykę Władimira Putina i zagrożenie dla bezpieczeństwa ze strony Rosji? Czy istnieją realistyczne alternatywy wobec długotrwałego ochłodzenia relacji z Rosją? Co Polska może zaoferować Europie w dziedzinie polityki wschodniej?

63 PAWEŁ KOWAL Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, College of Europe (Natolin), były wiceminister spraw zagranicznych RP MICHAŁ SUTOWSKI Krytyka Polityczna, koordynator Instytut Studiów Zaawansowanych KAI-OLAF LANG ekspert German Institute for International and Security Affairs, SWP

64 PAWEŁ KOWAL W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ Polski program polityczny w zakresie polityki wschodniej był, patrząc z perspektywy historycznej, chyba najbardziej progresywny, ponieważ był reakcją na takie same obrazy, które znamy z polskiej literatury w XIX wieku. Patronem progresywnej frakcji tamtych czasów był Prometeusz, z którym w Polsce wiąże się pewien paradoks polegający na tym, że w procesie formowania się polskiej myśli politycznej Prometeusz stał się w dużym stopniu patronem prawicy. Lecz kiedy zastanowić się nad istotą działania i konceptem Prometeusza pod koniec XIX wieku, to przecież okazuje się, że to jest ideologia par excellence lewicowa, niemająca wiele wspólnego z poglądami konserwatywnymi. Idea uwolnienia narodów i zapewnienia im możliwości działania, wreszcie idea nauczenia ludzi gotowania mięsa, żeby mogli się dobrze odżywiać koncepcja mitologiczna, a tak naprawdę pod tą figurą kryła się po prostu wolność i możliwość swobodnego rozwoju. I to była w gruncie rzeczy filozofia, od której zaczęła się polska polityka wschodnia, czyli krótko mówiąc, postępowe było to, co antyimperialne. I nstynkt konserwatysty podpowiada, żeby w imperializmie znajdować pozytywne elementy, żeby jednak dostrzegać cechy dobrej organizacji, widzieć szansę na rozwój dla wszystkich i na stabilizację elit. Instynkt polskich prometeistów przejawiał się natomiast w chęci walki z imperium, czy to z pierwszym, czyli Romanowów (bo tak to się zaczęło), czy to z drugim sowieckim. Warto pamiętać, że najlepszy czas polskich prometeistów to był okres tuż po zawarciu traktatu ryskiego, i wówczas był to prometeizm rodzący się z wyrzutów sumienia środowiska piłsudczyków, którzy porozumieli się z Sowietami i w pewnym sensie zdradzili ideę federacyjną. Zatem tym bardziej byli gotowi na działania prometejskie na poziomie koncepcyjnym, i to w sposób zorganizowany, bo mowa tu o bardzo potężnym ruchu politycznym w Polsce. Przybierało to również formę działań stricte praktycznych, rozpisanych na różne partytury, choćby służb specjalnych (słynnej dwójki ), czy wielkich polskich dyplomatów, (np. Knoll), ale także

W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ PAWEŁ KOWAL 65 polityków, którzy starali się ideały przekładać na praktykę, jak Henryk Józewski. Teraz na moment przenieśmy się w lata 50., do roku 1953, kiedy Henryka Józewskiego przesłuchiwał m.in. Ryszard Nazarewicz, przyszły historyk związany później z generałem Jaruzelskim. Henryk Józewski usłyszał podczas tego przesłuchania coś niesłychanie dramatycznego od Nazarewicza my cię tu raz zabijemy, a drugi raz zawieziemy do Moskwy, żeby cię tam jeszcze raz zabili. Z tego przesłuchania zachował się dokument, i wynika z niego, że chodziło o Prometeusza, właśnie o ideę wolności narodów, która była niezmiernie niechętnie widziana przez Sowiety i przez imperatora niezależnie od tego, który to był imperator. Po II wojnie światowej prometeizm jako nurt postępowy w polskiej polityce zagranicznej staje się najbardziej kłopotliwy niechciany i niebezpieczny. Za bycie prometeistą można było zginąć w ubeckim więzieniu. A Józewski choć byli także i inni, ale niech on posłuży za modelowy przykład w tej dyskusji unika śmierci, tylko dlatego, że ma szczęście. Słabo zorientowani ubecy początkowo nie mogą go rozpoznać i nie wiedzą, że to jest on. To trwa kilka dni, a w międzyczasie umiera Stalin i sytuacja się zmienia. Kiedy służby się orientują, kogo mają, postępują już z nim nieco inaczej. Józewski wierzy, że imperium się rozpadnie i nie chce korzystać z żadnych złagodzeń kary, decyduje się wyjść z więzienia jako jeden z ostatnich, i to dopiero na osobiste interwencje kardynała Wyszyńskiego i Marii Dąbrowskiej, pod koniec 1956 czy na początku 1957 roku. Bardzo długo odmawia, nieugięcie broni ideału prometejskiego w polityce, służby innym i walki o wolność, walki przeciwko imperium. Kiedy się później analizuje, jak się kształtowała się polska polityka zagraniczna kręgów niezależnych po 1976 roku, to chociażby w pierwszym słynnym, kultowym tekście o stosunku do Rosji Jacka Kuronia, Adama Michnika i Antoniego Macierewicza sprawa prometejska jest absolutnie jasna. Tak samo rzecz się ma, kiedy przeczytamy jakiekolwiek inne opracowanie np. katolickich lubelskich spotkań, czy treść Posłania I Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność do Ludzi Pracy Europy Wschodniej wszędzie pobrzmiewa tam idea prometejska. W historii polskiego karnawału Solidarności jeden z najniebezpieczniejszych momentów przypada na początek września 1981 roku, kiedy znowu prometeizm, najbardziej irytujący dla imperium, przejawia się w nawoływaniu, by zakładać związki zawodowe, jak polscy związkowcy. Timothy Garton Ash napisze później, że to było przekroczenie pewnej granicy bezpieczeństwa. Jan Lityński, który formułował bardzo niewinnie napisane kilka zdań posłania, został oskarżony o prowokację. Nawet Tygodnik Solidarność zamieścił to posłanie, schowane gdzieś wśród dokumentów zjazdowych na siódmej czy ósmej stronie, żeby się nie rzucało w oczy. Prometeizm zrobił się się znowu niebezpieczny, mógł wywołać reakcje w imperium, mógł być w jakiś sposób groźny. Oczywiście ta idea prometejska została przeformowana w 1974 roku, umownie przyjmuje się, że stało się to, kiedy powstał tekst Juliusza

66 W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ PAWEŁ KOWAL Mieroszewskiego pt. Rosyjski kompleks Polski i obszar ULB. Rzecz jasna, były również inne głosy w podobnym tonie, a ten tekst można uznać za najlepiej oddający istotę polskiego prometeizmu. Tam jest jeszcze w trochę innym wydaniu, ale mieści się w tej samej linii sukcesji prometeistów, co idea Giedroycia, która została najwyraźniej zasygnalizowana właśnie u Mieroszewskiego. Oczywiście jest to wszystko pełne paradoksów, jest tam wszystko inaczej niż powinno być. Trudno mówić o doktrynie w sensie takim, jak to się przyjęło w politologii, trudno mówić o Giedroyciu, bo tekst jest napisany przez Mieroszewskiego. A skoro wszystko jest na odwrót, to jest historia, którą najzabawniej jest tłumaczyć studentom. I znowu wracamy do sprawy imperium przecież ten program nie dotyczy pomocy Ukrainie, dziś często ludzie mówią, że idea Giedroycia zbankrutowała, bo już nie ma sensu pomagać Ukrainie. W żaden sposób to, co nazywamy ideą czy doktryną Giedroycia, nie dotyczy pomocy Ukrainie, i w ogóle pomagania komukolwiek. To jest bardzo realistyczny tekst, który mówi o relacjach z imperium rosyjskim i o warunkach, w których to imperium nie byłoby groźne. Jednym warunków koniecznych odgroźnienia imperium, jest trwała niepodległość sąsiednich państw. Zresztą tamta nuta prometejska pobrzmiewa jeszcze tak, jak dzisiaj by już pobrzmiewać nie mogła, nie pasowałaby do polskiej polityki historycznej. W tekście Macierewicza i Michnika, ale także wcześniej u Mieroszewskiego, jest coś, czego dzisiaj nikt by, ze względu na pewną poprawność polityczną, nie powiedział, otóż to, że również Polska miała imperialne ambicje, i że niektóre nieszczęścia w naszej części Europy wynikały też z polskiego myślenia imperialnego. Lecz nie mocarstwowego, tego nie należy mylić, bo słowo mocarstwowy, z okresu dwudziestolecia trzeba czytać w trochę innym kontekście. A jednak element samokrytyki tkwi głęboko tych w tekstach Mieroszewskiego oraz Macierewicza, Michnika i Kuronia. Dlaczego ta idea zwyciężyła? W mojej opinii dlatego, że została poświęcona. W Polsce, żeby zwyciężyć, trzeba być poświęconym. I ona trafiła na bardzo dobrą koniunkturę, zyskała wielkiego sojusznika, o którym oczywiście bardzo dobrze wiemy, ale kulisy wielu działań są jednak nieznane. Pomagają je nam odkryć źródła SB, ponieważ SB tego sojusznika inwigilowała od rana do wieczora, czyli od szóstej rano, kiedy szedł na basen, aż do ostatniej modlitwy wieczorem. Raporty codziennie trafiały do centrali i to wszystko się zachowało jest mało nazwisk, więc nie można tak łatwo wytropić agentów, ale można przecież tropić politykę. Mam na myśli akta z zespołu Baszta, polskiego wywiadu usadowionego przy Watykanie. Dzięki tym aktom wiadomo, co uważał Jan Paweł II, i nie był to tylko jakiś ogólny pogląd. Jana Pawła II wręcz można uznać za ostatniego polskiego romantyka czy ostatniego polskiego propagatora idei jagiellońskiej. Ale możemy też w nim widzieć katolickiego prometeistę, jeżeli te dwie idee dadzą się połączyć. Współczesna dyskusja o relacjach polsko-ukraińskich jest szczególnie nieuczciwa wobec papieża, bo teraz się mówi, że wcześniej nikt nie zabierał głosu w sprawie stosunków polsko-ukraińskich, a to nieprawda. W taki sposób faktycznie nikt nie mówił, ponieważ to nie jest europejskie i nie odnosi się do wolności narodów. Natomiast Jan Paweł II wracał do tego

W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ PAWEŁ KOWAL 67 bardzo często, tylko mówił co innego, dokładnie na odwrót. Stąd zatem założenie, że nikt dotąd nie mówił. I na tym opiera się sukces tej idei, która zawsze w Polsce, w kraju z odłożonym popytem na endecję, była nie do końca większościowa. To jest pewne złudzenie, bo ona stała się większościowa, w moim przekonaniu, dzięki ochrzczeniu. Zablokowała pewne ruchy, które mogły się wydarzyć w polskiej przestrzeni publicznej po 1989 roku. Warto zwrócić uwagę np. na kościelną politykę na Wschodzie, która miała wszelkie cechy odłamu rewizjonistycznego, o czym się zapomina, bo w Polsce na ten temat nie napisano nawet jednego artykułu. Gwoli przypomnienia na Wschodzie jeszcze w 1990 roku nie były uregulowane granice diecezji. Sprawa została załatwiona tak, że w ogóle nikt nie zauważył, że to zostało zrobione były dwa ogłoszenia papieża o zmianie granic diecezji. Czy wiadomo, jak wyglądało w 1984 roku kuszenie Jana Pawła II, żeby pojechał na Litwę? Mało znana sprawa. Natomiast już w 1988 warunkiem wizyty w Moskwie jest nieuznanie kościoła ukraińskiego, czyli tak naprawdę odebranie Ukraińcom prawa do swobodnego rozwoju własnego narodu. Jan Paweł II Sowietom mówi: nie. W związku z tym początkowo nie może pojechać nigdzie, rok później słyszy od Gorbaczowa, że nie pojedzie do ZSRR. Lecz później oczywiście na Ukrainie mówi rzeczy, które kompletnie nie pasują do współczesnej retoryki. Dalsza historia myśli prometejskiej w Polsce jest przecież bardzo dobrze znana, wyznaczają ją kluczowe punkty. Pierwszy to uznanie niepodległości Ukrainy w 1991 roku. Po niepowodzeniach z uznaniem państwa litewskiego Mieczysław Franciszek Rakowski o ówczesnym szefie dyplomacji Krzysztofie Skubiszewskim napisał, że to endek w ministerstwie spraw zagranicznych. Saudargas składał wizytę w Polsce jako minister wolnej Litwy w warunkach, gdy Litwa była zablokowana przez Sowiety, i zapytał Skubiszewskiego z nadzieją: Panie Ministrze, a moglibyśmy uznać, że obowiązuje umowa Litwy Kowieńskiej z II Rzeczpospolitą w sprawie transportu? A Skubiszewski odpowiedział wtedy, że można tak uznać, jak Litwa rozpocznie rozmowy z Sowietami. Z punktu widzenia paradygmatu polskiego myślenia prometejskiego trudno sobie wyobrazić brutalniejszą odpowiedź wobec ministra, który szuka w Polsce wsparcia i występuje w warunkach blokady sowieckiej. Honor Prometeusza ratują członkowie OKP, w tym Adam Michnik, którzy jadą pod wieżę telewizyjną. To jest pierwszy moment, kiedy polska polityka staje się integralna w tej myśli to 2 grudnia 1991 roku, kiedy Krzysztof Skubiszewski jednak, pod wpływem Jana Krzysztofa Bieleckiego, uznaje niepodległość Ukrainy. Pozytywne efekty tego posunięcia widzimy do dzisiaj. Kolejne elementy prometejskie to lata 2004 i 2005, czyli Kwaśniewski na Ukrainie i pewna możliwość użycia instrumentu unijnego do realizacji wolnościowego celu w imieniu narodu ukraińskiego, który stoi na majdanie. Później był taki bardzo dobry rok prometejski 2008, ze względu na Gruzję, ale też Partnerstwo Wschodnie. Jak wynika z lektury notatek ministerstwa

68 W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ PAWEŁ KOWAL spraw zagranicznych argumentacja Polaków wobec Niemców, czy wobec innych partnerów na Zachodzie, była dwuczłonowa w połowie prometejska, czyli nawołująca do wolności i do tworzenia społeczeństwa obywatelskiego, a w drugiej połowie pragmatyczna, czyli odnosząca się do kwestii energii. Pojęcie, które w polskiej debacie występuje konsensus w polityce zagranicznej, należy stosować historycznie, a dotyczyło Wschodu w bardzo małym stopniu, ono odnosi się do sytuacji w 1993, 1995 roku, perspektywy przede wszystkim wejścia Polski do Unii i do NATO. Po deklaracjach rządów Olszewskiego i Suchockiej, i Bieleckiego, przyszły do władzy PSL i SLD, które miały wszelkie narzędzia, by się z tego wycofać, a jednak tego nie zrobiły. Nawet kiedy Kwaśniewski został prezydentem w 1995 roku, uznał, że tego nie odkręca, i moim zdaniem, tak jak to już występuje literaturze, to jest początek kompromisu w sprawach polityki zagranicznej. Ten kompromis ma też datę końcową, zamyka się wraz z aferą Rywina, zmianą całego paradygmatu po wyborach w 2005 roku. Spór o politykę zagraniczną toczy się już w takim normalnym demokratycznym trybie, w latach 2005 2007.

69 MICHAŁ SUTOWSKI W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ Mam kilka różnych pomysłów na temat tego, co mogłoby oznaczać pojęcie progresywnej polityki zagranicznej w wymiarze wschodnim. Jednak zacznę od nawiązania do postaci Henryka Józewskiego, o którym mówił Paweł Kowal. Warto uzupełnić tę historię o jeden komponent, to znaczy opis jego postawy, bo kluczowym czy zasadniczym elementem ideologii prometejskiej Józewskiego, (którą opisał Timothy Snyder we wspaniałej książce Tajna wojna. Henryk Józewski i polsko-sowiecka rozgrywka o Ukrainę ) była polityka wewnętrzna. Polsko-sowiecka rozgrywka o Ukrainę polegała m.in. na tym, że Józewski jako wojewoda wołyński w latach 20., a potem pod koniec 1938 roku prowadził postępową politykę narodowościową, bardzo serio traktującą polityczno-państwową koncepcję narodu, znaczy taką, w której obywateli traktuje się podług ich lojalności wobec instytucji państwa, a nie podług kryteriów etnicznych, językowych czy religijnych. I takie podejście przynosiło dość istotne korzyści, chociaż nie był to sukces pełny ze względu choćby na to, co wydarzyło się później w 1943 roku, ale przecież nie z winy Józewskiego. L ewica jest w o tyle ciekawej sytuacji w obszarze polityki wschodniej, że to, co korzystne dla realistycznie postrzeganych interesów narodowych, zarazem jest dość słuszne z punktu widzenia kryteriów postępowości, czy szerzej rozumianych wartości lewicy. Z historii wiadomo, że pewne sytuacje lubią się powtarzać. W 1863 roku papież Pius IX potępił wybuch powstania styczniowego, a inny bardzo ważny aktor sceny politycznej w Europie XIX wieku, Karol Marks, powstanie styczniowe opiewał. Dlaczego, skąd ta różnica? Otóż Ci dwaj wybitni aktorzy polityki europejskiej hołdowali całkowicie przeciwstawnym wartościom i ideałom, w związku z tym prezentowali zupełnie odmienne postawy polityczne wobec takiego zjawiska jak powstanie styczniowe. Zarazem jednak postawili chyba podobną diagnozę sytuacji i ocenę Rosji w ogóle znaczy postrzegali Rosję jako ostoję reakcji w Europie, i jako reżim, którego obalenie było w tamtym czasie warunkiem popchnięcia pewnych procesów historycznych do przodu, co oczywiście nie znaczyło,

70 W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ MICHAŁ SUTOWSKI że rewolucja ma wybuchnąć w Rosji. Tym niemniej potraktowanie reżimu carskiego jako ekstremalnie prawicowego, wydaje mi się w dużej mierze adekwatne. (Z Pawłem Kowalem spierałem się o to, czy Putin jest konserwatystą, lecz zgodziliśmy się, że jest raczej prawicowym populistą). To, co reżim rosyjski obecnie sobą reprezentuje w kwestii równouprawnienia, traktowania mniejszości, praw kobiet, a także szeroko rozumianych wolności obywatelskich, powinno być lewicy głęboko obce. Niestety często tych elementów czy praktyk reżimu lewica, zwłaszcza zachodnio-europejska, zdaje się nie zauważać. Są spychane na margines, traktowane jako kwestie drugorzędne wobec spraw naprawdę wielkich, czyli pozornego antyimperializmu czy rzekomego równoważenia mocarstwowości amerykańskiej przez Rosję jako osobny podmiot siły. Kolejnym istotnym elementem postawy lewicy wobec Wschodu jest stosunek do Ukrainy. Społeczeństwo ukraińskie jest teraz na politycznym rozdrożu, to znaczy nie sposób przewidzieć, w jakim kierunku potoczą się wypadki i dokąd będzie zmierzać podstawowa, dominująca koncepcja narodu czy ukraińskiej tożsamości narodowej, która teraz dopiero się wykuwa. Ukraińcy mają wciąż szanse zbudować swoją tożsamość narodową na micie rewolucji demokratycznej. Pod pojęciem mitu należy tutaj rozumieć coś takiego, czym np. dla narodu francuskiego było zburzenie Bastylii, czyli nie opowieść nieprawdziwą. Mam na myśli całościowe wyobrażenie o wydarzeniu politycznym, które ma wyrażać kluczowe dla społeczeństwa wartości. Nie jest obecnie przesądzone, czy faktycznie Ukrainie uda się taką demokratyczną, inkluzywną, otwartą tożsamość zbudować i wypromować. Mogą przecież zwyciężyć tam również tendencje etnonacjonalistyczne lub wręcz odwrotnie, skłonności separatystyczne, to znaczy nie wiadomo, czy nie nasilą się procesy rozpadowe i pogłębią podział wspólnoty narodowej, być może całego kraju, w kontekście geopolitycznym. Zadaniem lewicy jest działanie na dwóch poziomach po pierwsze oczywiście wspieranie budowy tożsamości nieopartej na micie etnicznym czy na tradycjach etnokulturowych, także nacjonalistycznych. To podstawowe kierunki działania w imię wartości, na poziomie mikro, który jest dla Polski osiągalny co prof. Czapliński w swojej książce o stosunkach nie tylko z Niemcami, nazwał infrastrukturą życia codziennego. Jest to wspieranie jak najszerszych, jak najbardziej intensywnych kontaktów polsko-ukraińskich oddolnie, ale przede wszystkim w skali masowej, co jest też konieczne, ze względu na to, że ruchy ludnościowe w ostatnich są intersywne. Ważne, jak będę zbudowane stosunki polsko-ukraińskie na poziomie życia codziennego np. relacje między pracownikami i pracodawcami w Polsce, ale również to jak będą Ukraińcy traktowani w konsulacie we Lwowie i na granicy polskiej. To jest kluczowy aspekt polskiej soft power, a zarazem może mieć fundamentalne znaczenie, jak Ukraińcy widzą Zachód i Polskę, i jak będą kształtować swoje aspiracje. Na drugi kierunek, czyli zabiegi na poziomie makro, trzeba przyznać uczciwie, Polska ma wpływ stosunkowo niewielki. Zarówno politycy

W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ MICHAŁ SUTOWSKI 71 oraz intelektualiści, jak i działacze, zwłaszcza międzynarodowych organizacji pozarządowych, powinni stanowczo zabiegać o stworzenie dla Ukrainy warunków pozwalających na zredukowanie kosztów społecznych czy rozmaitych transformacji gospodarczych i politycznych. Jest to chociażby kwestia zadłużenia zagranicznego denominowanego w walutach obcych, które wzrasta skokowo właściwie od roku 2011 i stanowi gigantyczne obciążenie dla kraju. Wkrótce może skutkować tym, że koszty transformacji w sposób nieproporcjonalny ponosić będzie tylko społeczeństwo, a nie grupy czy środowiska uprzywilejowane. W moim przekonaniu, grozi to wywołaniem reakcji antytransformacyjnej, prawdopodobnie o zabarwieniu nacjonalistycznym, nieporównywalnie silniejszej niż ta, która była pacyfikowana, czy neutralizowana w warunkach polskich. Po prostu w Polsce były po 1989 roku warunki i okoliczności, które powodowały, że pewne procesy zachodziły w sposób bardziej stabilny i pokojowy. Podstawowym czynnikiem oczywiście była perspektywa integracji europejskiej, która w tym momencie wydaje się dla Ukrainy abstrakcyjna i szalenie odległa. Jednak utrzymywanie tej wizji, a przynajmniej niezamykanie drzwi dla tego procesu, gdy Unia Europejska jest w fazie wielkich przemian, które nie wiadomo do czego doprowadzą, jest nie do przecenienia. To są działania, na rzecz których powinni pracować wszyscy, którzy się jakoś z lewicą utożsamiają. W sprawie samej Rosji podzielam pogląd, że należy wspierać siły demokratyczne i opozycyjne, tam gdzie to jest tylko możliwe. Niestety z doświadczenia rozmaitych organizacji, także międzynarodowych, wiadomo, że w Rosji jest to szalenie trudne ze względu na wyjątkową sprawność służb specjalnych i także okoliczności generalnie utrudniające działalność opozycyjną oraz zagłuszające głosy oporu nie tylko już w wymiarze prawno-policyjnym, lecz także na poziomie racji społecznych. Przejawy oporu bardzo często są traktowane zarówno przez instytucje państwa, jak i przez większość społeczną jako akty niemalże zdrady narodowej. Dlatego udzielenie wsparcia może się okazać bardzo trudne, niemniej w miarę możliwości należy oddziaływać tam, gdzie się tylko da. Niewątpliwie Ukraina jest krajem, w którym pozytywny bądź negatywny wpływ Zachodu będzie odczuwalny już w najbliższym czasie, dlatego warto tam skoncentrować wysiłki.

72 KAI-OLAF LANG W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ Cenię sobie bardzo odwołania do korzeni historycznych polskiej myśli o Wschodzie a na tle takich refleksji widać, że w Niemczech brakuje Giedroycia, nie mamy też niemieckiego Prometeusza, więc trudno nam tak głęboko sięgnąć do przeszłości. Chciałbym podzielić się paroma obserwacjami i postawić kilka tez odnośnie do stanu relacji unijno-rosyjskich, stanu Partnerstwa Wschodniego, a także Polski i Niemiec w tej całej grze. relacjach Unii z Rosją ważne są takie dwa zderzenia, które da się obserwować od pewnego czasu. Pierwsze nazwałbym zderzeniem W dwóch bezkoncepcyjności, to znaczy, że obecnie wzajemne stosunki są w takiej fazie, że ani Unia Europejska, ani Rosja nie są w stanie sformułować programu, jaka będzie funkcja i pozytywna rola drugiego partnera. Rosja w pewnym momencie przynajmniej zadeklarowała, że Unia Europejska naprawdę jest dla niej nieodzownym partnerem przy rozumianej raczej w wąskim sensie modernizacji kraju i gospodarki przede wszystkim. W założeniu to miała być pewna wspólnota interesów, więc było to sformułowanie, które padło w odpowiedzi na tzw. PFM, czyli partnerstwo na rzecz modernizacji. Teraz Rosja raczej pokazuje, że UE nie jest tym decydującym i nieodzownym sojusznikiem przy takich przemianach. Natomiast Unia po tym, co się wydarzyło na Ukrainie, nie wie, co pozytywnego mogłaby zrobić z Rosją. Tak naprawdę obie strony teraz mniej więcej wiedzą, czego nie chcą od siebie nawzajem. Rosja ma nie łamać reguł w sposób ofensywny ani nie ograniczać prawa suwerennych krajów, jak Ukraina, do decydowania o ustroju wewnętrznym i stosunkach międzynarodowych. Rosja oczywiście też wie, czego nie chce żeby Unia Europejska w jakiś sposób się aktywnie wyprofilowała w części Europy, która Rosja uważa za swoją strefę wpływów. To jest związane z tym drugim zderzeniem dwóch logik. Wiadomo to już od pewnego czasu, ale trzeba to szczególnie wziąć pod uwagę, że logika unijna oparta jest na podejściu

W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ KAI-OLAF LANG 73 technokratyczno-reformistycznym. Zakłada, że przemiany na Ukrainie i w krajach tzw. bliskiego sąsiedztwa zbliżające te kraje do Unii są dobre i pozytywne dla wszystkich stron dla Ukrainy, dla Unii Europejskiej, ale też dla samej Rosji w końcu. Jednak Rosja patrzy przez pryzmat stricte geopolityczny w kategoriach stref wpływu, więc zaryzykuję trochę prowokacyjną tezę: tak, Rosja ma rację, wskutek zbliżenia tych krajów do Unii Europejskiej i szeroko pojętego Zachodu Rosja traci wpływy. Jeżeli rozpatrujemy to kategoriach siłowych, to oznacza, że Unia Europejska jest mocarstwem regionalnym, które za pośrednictwem soft power chce zmienić status quo albo żeby było precyzyjniej musi mieć świadomość, że jej działania mają efekty geostrategiczne. Niektóre kraje członkowskie zdawały sobie z tego sprawę, ale sama wspólnota i inne państwa unijne negowały to, że UE jest czynnikiem geostrategicznym w obszarze poradzieckim, i że zmienia status quo. Rosja jest zainteresowana utrzymaniem właśnie tego porządku, który jednak jest do końca niezdefiniowany i trudny. Gdy porusza się temat Partnerstwa Wschodniego, należy wziąć pod uwagę trzy elementy i trzy fakty. Po pierwsze w Unii Europejskiej brakuje politycznego momentu, żeby zdynamizować tzw. wymiar wschodni, ponieważ brexit, kwestie emigracyjne, problemy wewnętrzne doprowadziły do tego, że Unia zasadniczo raczej pragnie ograniczyć kłopoty, niż transformować sąsiednie kraje. Po prostu nie chce dodatkowych kłopotów na Wschodzie, bo ma dosyć własnych, więc musi najpierw zadbać o siebie. Drugi czynnik to pewne niedomaganie czy słabość Unii Europejskiej, co sprawia, że nie jest i nie będzie w stanie odegrać roli tzw. security provider, nie zdoła zapewnić stabilnego bezpieczeństwa tym krajom i ochrony. Natomiast, od razu trzeba dodać, że Unia Europejska jest w stanie wesprzeć te państwa i osiągnąć w ten sposób częściowo pozytywny rezultat, czyli miękkie bezpieczeństwo, określane także modnym słowem: resilience. Trzeci fakt trochę wynika z tego, co powiedziałem o Partnerstwie Wschodnim, teraz w czasie konsolidacji Unia odżegnuje się od modelu even closer eastern partnership, coraz bliższego modelu Partnerstwa Wschodniego. I pod modnym hasłem differentiation zróżnicowanie wykrystalizowały się dwa klastry: kraje, które mają wyższy poziom ambicji i umowę stowarzyszeniową oraz kraje, z którymi Unia chce znaleźć inne formy współpracy. To jest takie Partnerstwo Wschodnie geometrii zmiennej. Unia odchodzi od dyspozycji transformacyjnej i tak naprawdę coraz częściej wobec sąsiedztwa na Wschodzie stosuje politykę stabilizacyjną. Zwłaszcza w stosunku do takich państw jak Białoruś, Azerbejdżan, Armenia, ale może częściowo też innych, polityka UE dąży do modelu, który niestety nie udał się z Rosją, więc do partnerstwa na rzecz modernizacji, bezwarunkowości i udziału tylko w konkretnych projektach. Na zakończenie wypada wspomnieć trochę o Niemczech i o Polsce. Z perspektywy Berlina bardzo ciekawie prezentuje się polska dyskusja o polityce wschodniej. Być może mylę się głęboko, i zaraz ktoś mnie tu poprawi, ale obserwuję pewne przesunięcie cząstkowe od paradygmatu Ukraine First

74 W POSZUKIWANIU NOWEJ POLITYKI WSCHODNIEJ KAI-OLAF LANG trochę w kierunku History First. To jeszcze nie jest tendencja dominująca, ale na pewno mamy do czynienia z sytuacją inna niż parę lat temu. Sprawy związane z historią są częścią stosunków bilateralnych, które nie są tylko funkcją pewnych uwag strategicznych albo europejskich. Doskonale wiemy to też ze stosunków polsko-niemieckich, że np. tzw. leftovers, czyli pozostałości historyczne mają potencjał bardzo negatywny, mogą prowadzić do powstania spillovers, niekorzystnych odprysków, więc trzeba się z tym ostrożnie obchodzić. Niedawno poseł Dworczyk powiedział ciekawą rzecz, że Platforma Obywatelska w swojej polityce wschodniej się opierała głównie na Unii Europejskiej mit prysł. Oczywiście wiadomo to, że Unia jest bardzo ważna, ale my bardziej podkreślamy znaczenie stosunków dwustronnych. Mnie to przypomniało klasyczne podejście niemieckie. Lecz to podejście wcale nie musi oznaczać czegoś negatywnego, może na tym polega nowy realizm otrzeźwienie związane z Ukrainą oraz bardzo nienormatywny sposób współpracy z Białorusią, gdzie się mówi wręcz o normalizacji. Może więc to są właśnie warunki, żeby Niemcy i Polska rzeczowo dyskutowały o tych krajach, pomimo zdecydowanej różnicy poglądów na temat Rosji. Stare powiedzenie, że efektywność polskich działań na Wschodzie zależy od polskiej pozycji na Zachodzie, jest niewątpliwie w dalszym ciągu prawdziwe. Jednak trzeba chyba dodać, zależy też od stanu Zachodu, od tego, w jakiej formie jest Unia Europejska albo też stosunki transatlantyckie. W Niemczech duża część klasy politycznej jest w stanie Verwunderung zdziwienia albo wręcz szoku po tym, jak się zachowuje Rosja, również te środowiska, które przez długi czas prezentowały bardzo pragmatyczne podejście. Nawet jeśli nie wiadomo, co z tego dalej wyniknie, to na tle wydarzeń takich jak w Syrii, Rosja nie jest już postrzegana jako partner, ale jednak jako gracz o skłonnościach mocarstwowych, którego nie można unikać. Dlatego niezależnie od wszystkich konfliktów musimy jeszcze zadbać o kooperację z Rosją. Funkcjonujemy w układzie nieco schizofrenicznym, stoimy twardo na stanowisku, że gotowi jesteśmy nałożyć sankcje itd., ale jednocześnie dążymy do ograniczenia współpracy w dziedzinach, w których działania nie mają wymiaru pragmatycznego. Dopiero niedawno po raz pierwszy od dwóch lat się spotkała tzw. Strategische Arbeitsgruppe, strategiczna grupa robocza, w skład której wchodzą stowarzyszenia przemysłowe i przedstawiciele różnych ministerstw zatem po przerwie coś się jednak trochę ruszyło, ale wciąż widoczny jest niestety brak pragmatyzmu.

76 CZĘŚĆ V POLSKA GLOBALNIE 22 LISTOPADA 2016 Solidarność, odpowiedzialność, zaangażowanie - tak brzmiało motto kampanii na rzecz niestałego członkostwa Polski w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Kandydatura i ostateczny wybór Polski do RB ONZ, debaty wokół umów CETA i TTIP, a także kryzysu uchodźczego są doskonałą okazją do refleksji, jaką taktykę powinna obrać Polska na globalnej szachownicy. Wyzwania, z którymi przychodzi nam się zmierzyć są ogromne: zmiany klimatyczne, wojny, migracje, kryzys demokracji, przemiany politycznego i gospodarczego układu sił, globalne nierówności, umowy handlowe nowej generacji. Czy Polska ma dalekowzroczną wizję, strategię i możliwości, aby odgrywać istotną rolę w zglobalizowanym świecie i skutecznie zaangażować się na rzecz bardziej sprawiedliwego, pokojowego i zrównoważonego świata? Jaka funkcja w tym procesie przypadnie instytucjom międzynarodowym, w szczególności Unii Europejskiej?

77 ADAM LESZCZYŃSKI Polska Akademia Nauk, OKO.press IWO ŁOŚ Greenpeace Polska, Instyt Stosowanych Nauk Społecznych UW PATRYCJA GRZEBYK Zakład Studiów Strategicznych Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW JAN SOWA socjolog i kulturoznawca

78 ADAM LESZCZYŃSKI POLSKA GLOBALNIE Na czym może polegać progresywna polityka zagraniczna w polskim wydaniu? Podczas przygotowań do tego seminarium próbowałem w sposób dość arbitralny wybrać kilka głównych tematów, aby omówić, co w tej sprawie zrobiono wcześniej, a co może najprawdopodobniej zrobić rząd Prawa i Sprawiedliwości. I by na zakończenie móc powiedzieć, jakie są perspektywy na przyszłość, czy jest w Polsce podłoże do prowadzenia progresywnej polityki zagranicznej. Można się oczywiście spierać o definicje, ale progresywną politykę zagraniczną cechuje przede wszystkim uniwersalizm, w opozycji do wąskiego, nacjonalistycznego punktu widzenia. Jednak nie oznacza to zaniedbywania polskich interesów, ale postrzeganie ich przez pryzmat tego, że jesteśmy częścią większej całości. Z tego wynikają już precyzyjne i konkretne stanowiska w bardzo różnych sprawach choćby w kwestiach środowiskowych, pomocy rozwojowej czy wobec uchodźców i ogólnie stosowanych norm humanitarnych w relacjach międzynarodowych, ale także w sprawie przestrzegania praw pracowniczych w krajach, z których importujemy. Wszystkie te kwestie są obecnie bardzo głęboko zaniedbane. Polska polityka zagraniczna nie nosi znamion progresywizmu w żadnym sensie, a nawet pod wieloma względami jest raczej klasycznie reakcyjna. Nie jest to wcale domena rządu PiS, tylko stuprocentowa kontynuacja tego, co już było, natomiast w wielu aspektach o których za chwilę strategia rządu PiS jest tylko pogłębieniem, pójściem dalej w stosunku do tego, co wcześniej robiły rządy Platformy Obywatelskiej, i dotyczy to zarówno spraw klimatycznych oraz postawy wobec kryzysu uchodźczego, jak i pomocy rozwojowej. T o, co różni polityków PiS od decydentów z PO to brak pewnej hipokryzji. O ile Platforma Obywatelska np. w kwestii pomocy rozwojowej twierdziła, że szanuje globalne zobowiązania Polski (cytat z rozmowy z ministrem Sikorskim), i potem najczęściej nie robiła tego, co zapowiadała, to o tyle w przypadku polityków teraz sprawujących władzę sprawa jest

POLSKA GLOBALNIE ADAM LESZCZYŃSKI 79 jasna oni tego nie udają. Mówią wprost, że różne tego typu konwenanse ich nie interesują albo uważają je za lewacką propagandę. Nie słyszy się tego może od samych polityków, ale wynika to z ich medialnych postaw. Można się zastanawiać, czy ten brak hipokryzji jest dobry, czy zły. A może hipokryzja zdradza pewien szacunek dla wartości, które się ignoruje, więc w tym sensie jest czymś lepszym niż ignorancja. W praktyce natomiast decyzje polityczne podejmowane przez obie ekipy aż tak bardzo się nie różnią. Warto więc pokrótce omówić te główne zagadnienia. Na pierwszy plan wysuwają się zagadnienia klimatyczne, jak wiadomo rządy Platformy Obywatelskiej bardzo konsekwentnie broniły polskiego lobby węglowego, i to się za kadencji PiS-u nie zmieniło. Inna jest teraz retoryka, ale nie zmieniły się cele ani scenariusz odejścia Polski od węgla. Jest chyba jasne, że po pierwsze program zmian był przygotowywany powoli i wdrażany niechętnie, a rządy ustępowały pod rozmaitymi naciskami. Teraz oczywiście nawet o tym nie ma mowy i Polska odgrywa oficjalnie rolę hamulcowego w polityce klimatycznej Unii Europejskiej. Druga rzecz to kryzys uchodźczy; ustępujący rząd Platformy Obywatelskiej starał się przyjąć jak najmniej uchodźców, zrobić to jak najwolniej, i generalnie stosował daleko posuniętą obstrukcję w stosunku do planów Unii Europejskiej. Zgodził się pod presją i niezmiernie niechętnie na przyjęcie bardzo niewielkiej liczby migrantów, po czym tak naprawdę nawet nie zaczął tego procesu wdrażać. Dziś w zasadzie rząd PiS też zajmuje niejednoznaczne stanowisko, z jednej strony deklaruje, że Polska szanuje swoje zobowiązania, z drugiej strony słyszymy z ust ministra spraw wewnętrznych, Mariusza Błaszczaka, że Polska nie będzie przyjmowała muzułmanów, ponieważ stanowią zagrożenie terrorystyczne. Mamy też absolutnie bezprecedensową kampanię medialną, prowadzoną również w mediach publicznych, która pokazuje uchodźców i cały ten problem w sposób sprzyjający postawom ksenofobicznym. W zasadzie stawia polityków pod ścianą, to znaczy, że nawet jeżeli rząd się zmieni w jakimś dającym się przewidzieć terminie, to opinia publiczna sprawi, że tę politykę trudno będzie nowej ekipie zmienić. Pomoc rozwojowa to chyba najbardziej zawstydzający, lecz mało znany, epizod rządów Platformy Obywatelskiej. Nie wszyscy wiedzą, że Polska w rankingach wydatków na pomoc rozwojową i pod względem jakości tej pomocy zawsze zajmowała jedno z najsłabszych miejsc w krajach OECD, a w ostatnim roku rządów Platformy Obywatelskiej spadała na sam dół, i raczej zapowiada się na to, że na tej pozycji twardo pozostanie. Polska zawsze wydawała mało, a na dodatek prowadziła kreatywną księgowość, która polegała np. na wliczaniu rozmaitych wydatków ponoszonych chociażby na kształcenie stypendystów zagranicznych w Polsce, na własne wydatki rozwojowe. Stosowała jeszcze szereg innych wybiegów, które nie są zgodne z dobrymi praktykami w tej dziedzinie. Natomiast rząd i ówczesny minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wprost powiedział chyba w 2008, że uważa pomoc rozwojową za narzędzie realizowania polskiego interesu narodowego, zatem ta pomoc powinna być skierowana przede wszystkim na wschód do zabezpieczania polskich celów politycznych. Jak wiadomo to jest zupełnie sprzeczne z ideą pomocy rozwojowej. Nie tak wyglądają

80 POLSKA GLOBALNIE ADAM LESZCZYŃSKI i nie na tym polegają właściwe działania pomocowe, to jest coś innego. Prowadzenie polityki, pewnie nawet słusznej, nie jest pomocą rozwojową. Zatem polityka zagraniczna rządów Platformy była wsteczna, a polityka PiS będzie reakcyjna, czyli o jeden odcień emocjonalny bardziej posunięta w złą stronę. Na zakończenie proponuję wykonanie pewnego ćwiczenia, proszę wyobrazić sobie, że mamy nagle rząd lewicowy, który chce wdrożyć progresywną politykę zagraniczną. Czy istnieje podłoże społeczne w Polsce, żeby taką politykę prowadzić? By odpowiedzieć na to pytanie warto choćby rzucić okiem na badania opinii publicznej, np. prowadzone przez ministerstwo spraw zagranicznych, a dotyczące postaw Polaków wobec pomocy rozwojowej albo sondujące stosunek do kwestii migracji. Wyniki pokazują, że okienko do takiej polityki się zmniejsza. Co interesujące, nastawienie wobec imigrantów uległo bardzo radykalnemu pogorszeniu w ciągu ostatniego roku. To jest o tyle ciekawe, że tych uchodźców w Polsce wcale nie było, się nie pojawili, więc zmiana nastrojów społecznych jest efektem wyłącznie debaty politycznej i wpływu mediów, a nie wynika z faktycznych polskich doświadczeń. Tytułem podsumowania z publicystycznej perspektywy w prowadzeniu dyskusji o progresywnej polityce zagranicznej przeszkadzają pewne cechy polskiej debaty publicznej, za które ogólnie rzecz biorąc odpowiedzialne są media. Jednak media są bardzo różnorodną kategorią, np. osobiście nie czuję się odpowiedzialny za to i nie uważam, że te, w których pracuję były za to akurat odpowiedzialne. Kolejną przeszkodą jest przekonanie o tym, że Polacy generalnie są biedni. W jednym z badań dotyczących pomocy rozwojowej, przeprowadzonym na reprezentatywnej próbie Polaków dla ministerstwa spraw zagranicznych, zapytano o miejsce Polski wśród innych 200 krajów świata. Pytanie brzmiało: ile krajów jest biedniejszych, a ile bogatszych od Polski? Najczęściej podawana odpowiedź to: 140 krajów jest bogatszych, a 60 jest biedniejszych od Polski. Odsyłam do tych jakże ciekawych badań, raport jest dostępny na stronie MSZ. Jeżeli ludzie mają takie wyobrażenie swojego statusu czy statusu swojego kraju, to nie ma mowy o tym, żeby prowadzić politykę bardziej otwartą, mniej skoncentrowaną na braniu od innych, a bardziej ukierunkowaną na dzielenie się i dawanie innym czegoś od siebie. Szanse na taki zwrot są bardzo, bardzo niewielkie. Nietrudno więc odnieść wrażenie, że polską debatę polityczną cechuje wsobność i brak pogłębionej wiedzy na temat stosunków międzynarodowych, mizerne zainteresowanie tym, co się dzieje na świecie, poza oczywiście wielkimi problemami globalnymi i najbliższym otoczeniem Polski. Paradoksalnie koncepcji otwartości i tolerancyjności niesłychanie zaszkodziło wejście Polski do Unii Europejskiej, ponieważ dyskusja wewnątrz wspólnoty sprowadza się głównie do tego, ile dostaniemy pieniędzy, a to bardziej sprzyja nastawieniu egoistycznemu niż altruistycznemu. To prosta droga do traktowania świata zewnętrznego jako źródła zasobów, które do Polski powinny płynąć. Obawiam się niestety, że stanowisko opinii publicznej jest już ugruntowane i okaże się niezwykle trwałe.

81 IWO ŁOŚ POLSKA GLOBALNIE Tak się złożyło, że moje wystąpienie będzie rozwinięciem tezy Adama Leszczyńskiego w odniesieniu do polityki klimatycznej czy też klimatyczno-energetycznej. Chodzi tu zwłaszcza o kwestię ciągłości i kolejnych stadiów tej polityki w wydaniu różnych rządów w Polsce. Jedno z fundamentalnych pytań w tym zakresie brzmi: jakie są możliwe kierunki oraz warunki rozwoju tego, co dałoby się nazwać progresywną polityką zagraniczną Polski, właśnie w kontekście zmian klimatu i kwestii środowiskowych? Pewnym wyzwaniem, a może i nawet sztuką, byłoby znalezienie takiej odpowiedzi, dzięki której warunki możliwości realizacji takiej polityki będą się przybliżać, a jednocześnie nie okaże się ona całkowicie życzeniowa, szczególnie w kontekście strategii, która jest od lat w Polsce realizowana. N a początku należy się przez chwilę przyjrzeć tej polityce energetycznej, by przejść do zasadniczego pytania o jej możliwe progresywne kierunki. Polskie rządy odgrywały rolę hamulcowych w procesach negocjacyjnych polityki klimatyczno-energetycznej na arenie europejskiej oraz globalnej. Widać to zarówno w dominującym dyskursie politycznym, jak i w faktycznie zajmowanych stanowiskach negocjacyjnych istotnych przy podejmowaniu formalnych decyzji politycznych kolejnych delegatów w negocjacjach unijnych lub ONZ. Proszę sobie przypomnieć relacjonowane w telewizji kilka lat temu konwencje PiS i PO, jeden lider partii zarzucał drugiemu podpisanie pakietu klimatyczno-energetycznego, czy też dopuszczenie do przyjęcia tegoż pakietu, i vice versa, przewodniczący drugiego ugrupowania oskarżał o to samo swojego oponenta. Znamienne było to, że oba te wystąpienia można było śledzić niemalże w tym samym czasie. Na paskach telewizji informacyjnych raz po raz przesuwała się informacja, kto znów komu zarzuca zdradę polskiej racji stanu w związku z podpisaniem pakietu klimatyczno- energetycznego, który zwiastował redukcję eksploatacji krajowych zasobów węgla zarówno kamiennego, jak i brunatnego, na których to właśnie polska racja stanu w tym zakresie miała być oparta.

82 POLSKA GLOBALNIE IWO ŁOŚ Kolejna kwestia, co do której dominujące obozy polityczne w Polsce nie miały wątpliwości, zawarta jest w rządowych opracowaniach choćby w sporządzonym niegdyś przez ministerstwo gospodarki i przyjętym na przełomie 2009 i 2010 roku dokumencie zatytułowanym Polityka energetyczna Polski do 2030 roku. By wyjść naprzeciw unijnym wymogom opracowanie to zakłada np. zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii do 15% w miksie energetycznym do 2020 roku; taki jest właściwie cel unijny dla Polski w tym zakresie. Natomiast warto zwrócić uwagę, że ten sam dokument przewiduje powiększenie do 16% tegoż udziału do 2030 roku, czyli zakłada wzrost tylko o jeden punkt procentowy wykorzystania OZE w ciągu dekady po 2020 roku. Z kolei partie takie jak SLD czy PSL, które akurat przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi wpisały do swoich programów znaczący rozwój czy intensyfikację eksploatacji odnawialnych źródeł energii, nie odniosły sukcesu wyborczego także z innych powodów. Od kilku lat dyskutowane są kolejne wersje polityki energetycznej Polski do 2050 roku, ale nowo powstające projekty zakładają właściwie ten sam kierunek działań, czyli wciąż dominującą rolę węgla, i przy okazji dosyć nierealistyczny plan budowy elektrowni jądrowej. Nierealistyczny głównie ze względu na koszty, ale także know-how, a właściwie jego brak w Polsce. Można spojrzeć na plany budowy elektrowni jądrowej jako na swoistą emanację paradygmatu modernizacyjnego, obecnego w Polsce po 1989 roku, w ramach którego właśnie polityka energetyczna jest rozwijana. Należy pamiętać, że elektrownia atomowa w istocie miałaby się nijak do wymogów klimatyczno-energetycznych, ponieważ jeśli w ogóle by powstała, nastąpiłoby to dopiero po 2030 roku, tak więc nie przyczyniłaby się do redukcji emisji gazów cieplarnianych wtedy, kiedy jest to naprawdę potrzebne, czyli w najbliższych kilku i kilkunastu latach. Polityka energetyczna Polski, również w odniesieniu do węgla, rozgrywa się pomiędzy tym, co można nazwać paradygmatem modernizacyjnym w wersji anachronicznej (stawiającym na wielkie, scentralizowane inwestycje jak elektrownie węglowe czy atomowe) a romantyzującym czy tradycyjnym, bliższym temu, co Maria Janion nazwała tzw. paradygmatem suwerennościowym opartym o eksploatację krajowych zasobów energii, czyli głównie węgla. W takim spektrum, rozpiętym pomiędzy anachronicznym paradygmatem modernizacyjnym a suwerennościowym, z jednej strony nie ma miejsca na rozproszone inwestycje w odnawialne źródła energii, a z drugiej na uznanie faktu, że wiatr, woda i energia słońca to także krajowe źródła odnawialne. Nie sposób zapomnieć, że obecne, skrajnie konserwatywne pozycje negocjacyjne Polski w polityce unijnej i międzynarodowej są spójne z wetem zgłaszanym przez Polskę na szczeblu unijnym w 2011 i 2012 roku. Za sprawą tak obranej taktyki ostatecznie udało się uzyskać głównie izolację, zarówno w debacie na poziomie UE, jak i w Grupie Wyszehradzkiej, w której ostatecznie polscy dyplomaci nie byli w stanie sformować frontu, który miałby wewnętrznie solidaryzować się na rzecz obrony węgla. Okazało się, że to nie leży w interesie dotychczasowych węglowych sojuszników z grupy W4. Co interesujące siła polityczna (PO), która kilka lat wcześniej zawetowała proklimatyczne rozwiązanie na poziomie unijnym, to ta sama

POLSKA GLOBALNIE IWO ŁOŚ 83 orientacja, która znaczną część swojej ideologii opiera na paradygmacie modernizacyjnym. Okazuje się, że w krajowym wydaniu wzorzec modernizacyjny nie idzie w parze z działaniem proklimatycznym czy z ochroną środowiska. Być może neoliberalna proweniencja tegoż paradygmatu w Polsce wyjaśnia ten impas. Tym niemniej w świetle nadchodzącego bankructwa wielu nierentownych kopalń Ewa Kopacz, zaraz po objęciu stanowiska premiera zdecydowała się wbrew dotychczas neoliberalnej agendzie na skądinąd chaotyczne działania w celu utrzymania węglowego status quo, i skierowała jeszcze dodatkowe środki na wsparcie nierentownych zakładów. Nieczęsto się wspomina o tym, że regulacje w zakresie pomocy publicznej dla nierentownych przedsiębiorstw umożliwiają wsparcie niewydolnych kopalń, ale wyłącznie w celu ich definitywnego zamknięcia do 2018 roku, a nie po to, żeby je wciąż utrzymywać. Poszedł ogromny zastrzyk pieniędzy (niemal 8 mld zł), który tylko nieco przedłuża agonię. Natomiast planu dla górników, który byłby z nimi uzgodniony, a nie narzucony wciąż brak. Tak samo jak brak planu rozwoju sektora odnawialnych źródeł energii w Polsce. Wśród wydarzeń ostatnich kilku lat istotnych dla polityki energetycznej był także konflikt na Ukrainie. Otworzył on szansę dla Polski do odegrania bardziej znaczącej roli w międzynarodowej polityce klimatyczno-energetycznej. To wówczas sformułowano propozycję rozwoju unii energetycznej (de facto głównie gazowej), która miała być geopolityczną odpowiedzią na zachwianie sił i na obawy związane z sytuacją za polską wschodnią granicą. Pomysł ten właściwie upadł, rozmył się i wytracił polityczny impet po objęciu stanowiska w Brukseli przez Donalda Tuska, który był jednym z głównych autorów tej koncepcji. Problem tkwił w tym, że gaz nie był tym, co mogłoby takie przymierze scalić. Unia energetyczna rozumiana jako unia wyłącznie lub przede wszystkim gazowa nie leżała w interesie istotnych graczy Unii Europejskiej. Choć wspólna polityka energetyczna na poziomie unijnym nie jest przewidziana w traktatach, tym niemniej konflikt na Ukrainie otworzył polityczne okno, by politykę tę skonsolidować. Jednak stawianie na gaz (i węgiel) z pominięciem OZE i efektywności energetycznej musiało się skończyć impasem. By przejść do sedna debaty o procesach politycznych związanych z międzynarodową oraz unijną polityką klimatyczno-energetyczną, przypomnę, że Polska już dwukrotnie była gospodarzem szczytu klimatycznego, w 2008 (Poznań) i w 2013 roku (Warszawa). Całkiem niedawno ogłoszono, że w 2018 roku COP 24 odbędzie się także w Polsce. Zostało to zapowiedziane przy okazji niedawnego zamknięcia COP-u w Marrakeszu. Tego typu konferencje i związane z nimi procesy negocjacyjne będą tak długo okazją do rozgrywania regresywnej polityki zagranicznej w zakresie spraw klimatycznych, jak długo będziemy zarówno ekonomicznie, jak i tożsamościowo oraz ideologicznie przywiązani do patrzenia na węgiel jako fundament polskiej racji stanu. I tak długo też nie zostanie opracowana recepta, systemowe rozwiązanie dla tego sektora gospodarki, który przeżywa obecnie kryzys, niezwykle groźny z ekonomicznego punktu widzenia. Przede wszystkim kryzys jest dotkliwy dla tysięcy pracowników zatrudnionych

84 POLSKA GLOBALNIE IWO ŁOŚ w górnictwie oraz dla regionów, które wciąż mimo wszystko od niego zależą. Natomiast właściwie każdy kolejny rząd wraz ze swoimi politycznymi doradcami, jak mantrę, powtarza nośne hasła o tym, że Polska stoi węglem. Trzeba się poważnie zastanowić nad iście mitycznym charakterem tego typu sformułowania, bo choć wciąż blisko 80% energii pozyskiwane jest właśnie ze spalania węgla, to jeśli spojrzy się na wieloletnie statystyki, łatwo o konkluzję, że mamy nieustający od 25 lat spadek wydobycia krajowych zasobów węgla, zarówno brunatnego, jak i kamiennego. To samo dotyczy wskaźników zatrudnienia w tym sektorze, które systematycznie maleje od ćwierćwiecza. Około 1990 roku wydobycie węgla było na poziomie 152 milionów ton rocznie, a dzisiaj wydobywa się o połowę mniej. Nie jest to wiedza tajemna, wskazuje na to mnóstwo raportów, które lądowały na stołach poszczególnych ministrów gospodarki (obecnie energii) i ministrów spraw zagranicznych, a także ministra środowiska, który jako prezydent COP był jednym z głównych aktorów w debacie klimatyczno-energetycznej. Trzeba podkreślić, że polityka klimatyczno-energetyczna jest obszarem polityki zagranicznej szczególnie uzależnionym od sytuacji krajowej, a tym, co mogłoby odblokować szansę na jej większą progresywność na arenie międzynarodowej jest odrobienie lekcji właśnie w ramach polityki krajowej. Bez tego polscy delegaci skazani będą na ciągłe maskowanie braków i formułowanie kuriozalnych wypowiedzi o redukcji emisji gazów cieplarnianych za pomocą technologii CCS lub dzięki elektrowni atomowej. Czy też za sprawą czystego węgla lub wskutek tzw. negatywnych emisji związanych z zalesianiem, które nie mają tak dużego potencjału, jak chciałby wierzyć minister środowiska Jan Szyszko, który, skądinąd, raczej lasy wycina szczególnie Puszczę Białowieską. (Gwoli wyjaśnienia, CCS Carbon Capture and Storage to jest technologia wychwytywania i składowania gazów cieplarnianych pod ziemią.) Rok temu odbyła się konferencja klimatyczna w Paryżu, kolejna z serii wielu sympozjów, na której przyjęto szereg ustaleń klimatycznych oraz przełomowe porozumienie paryskie. Przez wiele państw zostało już ono ratyfikowane. Polska zrobiła to dosyć szybko prezydent Duda złożył swój podpis znacznie wcześniej niż wiele krajów, które prowadzą bardziej progresywną politykę w zakresie ochrony klimatu. Gdy delegacja rządowa wracała ze szczytu klimatycznego w Paryżu, dominująca narracja rządu już była inna niż ta, do której można się było już przyzwyczaić. Nie było słychać oskarżeń o zdradę polskiej racji stanu, wskazywano zaś na pewne sukcesy, np. że udało się zablokować użycie sformułowania dekarbonizacja w samym porozumieniu (chociaż ono de facto dekarbonizację implikuje). Nowa tendencja zakłada, że szansą dla Polski miałoby być zalesianie czy kompensacja emisji gazów cieplarnianych w ramach tzw. negatywnych emisji związanych utrzymaniem i rozwojem terenów leśnych. Progres i rezultaty międzynarodowych procesów negocjacyjnych związanych z klimatem (jak np. porozumienie paryskie) pokazywane są jakkolwiek w sposób wybiórczy i błędnie rozkładający akcenty jako sukces polskiej delegacji. Paradoksalnie może to służyć rozwojowi międzynarodowej polityki klimatycznej, bo osłabia konserwatywną pozycję negocjacyjną lub możliwość kolejnego

POLSKA GLOBALNIE IWO ŁOŚ 85 weta. Być może globalna polityka klimatyczna przyspieszyła na tyle, że jest już niezależna od optyki jednego kraju, więc nawet Polska, po raz kolejny jako gospodarz COP-u, będzie miała bardziej ograniczony wpływ na decyzje niż dotychczas. Szczególnie istotne jest, żebyśmy jak najszybciej zaczęli dostosowywać się do wymogów ochrony klimatu na poziomie krajowym, odchodzili od subsydiowania energetyki węglowej, budowania kolejnych kopalń i elektrowni węglowych, bo to pozwoli zajmować polskim negocjatorom stanowiska, które nie będą skazywałyby nas na polityczną izolację, bądź nieadekwatność.

86 PATRYCJA GRZEBYK POLSKA GLOBALNIE Dla Polski realną możliwością prowadzenia polityki o globalnym zasięgu jest udział w pracach Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych jako jej niestały członek, którym będzie w latach 2018 2019. Polska była już członkiem Rady Bezpieczeństwa pięciokrotnie (w latach 1946 1947, 1960 dzieliła kadencję z Turcją, 1970 1971, 1982 1983, 1996 1997), jednak w większości przypadków, jako przedstawiciel bloku wschodniego, bez realnej możliwości prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Obecnie ma rzeczywiście szansę na wykorzystanie członkostwa w celu osiągnięcia konkretnych celów politycznych, pytanie jednak, czy takie cele są wyznaczone i czy członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ organizacji z ponad siedemdziesięcioletnim stażem, której głównym celem zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych jest utrzymanie pokoju i bezpieczeństwa na świecie, można traktować jako element progresywnej polityki zagranicznej jakkolwiek dyskusyjny jest to termin. Polska prowadziła swoją kampanię w Radzie Bezpieczeństwa pod hasłem: solidarność, odpowiedzialność i zaangażowanie. Hasło solidarności jest podnoszone przez Polskę w niemal każdej kampanii, by wykorzystać dziedzictwo NSZZ Solidarności, które jest pozytywnie postrzegane na świecie jako symbol pokojowej transformacji reżimu autorytarnego w demokratyczny, a ponadto terminy solidarność, obowiązek solidarności pojawiają się w dyskusji na temat rozwoju, rozwiązywania problemów globalnych itp. Jednak Polsce można wypomnieć brak solidarności w podejściu do problemu uchodźczego czy imigranckiego, z którym boryka się Europa i tym samym hipokryzję działania. Przecież w latach 80. XX wieku to właśnie Polacy oczekiwali solidarności ze strony świata i niejednokrotnie w powojennej historii fale imigrantów i uchodźców z Polski były przyjmowane przez szereg państw. Obecnie solidarność oznacza również gotowość do niesienia pomocy w sytuacjach kryzysowych jak klęski żywiołowe czy katastrofy spowodowane przez człowieka. Niestety nakłady Polski w tym zakresie nie są imponujące.

POLSKA GLOBALNIE PATRYCJA GRZEBYK 87 Trzeba też zauważyć, że pomoc rozwojowa jest instrumentem polityki zagranicznej, więc zrozumiałe jest kierowanie jej do tych państw, gdzie np. znajduje się duża mniejszość polska albo mamy konkretne interesy. Jednak w przypadku pomocy humanitarnej, której rolą jest ratowanie życia ludzkiego, uzależnianie jej udzielania od sympatii politycznych, narodowości, wyznania itp. jest niedopuszczalne. Biorąc pod uwagę zwiększającą się liczbę katastrof oraz gęstość zaludnienia w regionach szczególnie narażonych należy wypracować model współpracy na rzecz niesienia pomocy, bo oczekiwania wobec Polski będą rosły. W kwestii odpowiedzialności, którą można rozważać w różnych kontekstach, to Polsce jako państwu średniemu, niedysponującemu ogromnym potencjałem militarnym i mającemu niekorzystne położenie geograficzne (ukształtowanie granic i potężni sąsiedzi) powinno zależeć na przestrzeganiu prawa międzynarodowego i egzekwowaniu odpowiedzialności za jego łamanie. Niestety Polska nie była konsekwentna w promowaniu praworządności. Z jednej strony można przypomnieć zarówno zaangażowanie Polski w interwencję w Iraku, którą należałoby określić jako agresję, czyli najpoważniejsze naruszenie zakazu użycia siły, jak i uznanie Kosowa, mimo wątpliwości co do efektywności tamtejszego rządu i przestrzegania ustaleń w sprawie statusu tego terytorium i jego związku z Serbią. Z drugiej jednak strony można wskazać słuszny pryncypializm w potępieniu aneksji Krymu jako przykładu agresji, podobnie jak w przypadku działań zbrojnych prowadzonych przez Rosję we wschodniej Ukrainie. Państwo, które bierze udział w łamaniu prawa międzynarodowego (dodajmy jeszcze niechlubny epizod zaangażowania w system tajnych więzień CIA), nie jest wiarygodne, gdy potępia naruszenia prawa dokonywane przez innych. Wydarzenia na Ukrainie pokazały jednak, jak krótkowzroczne jest popieranie potężnych sojuszników w łamaniu podstawowych zasad prawa międzynarodowego. Te nadużycia (ustanawiane na ich skutek groźne precedensy) nie uderzają bowiem w potężne mocarstwa, lecz właśnie w małe i średnie państwa. Wyrazem progresywnej polityki zagranicznej byłoby umacnianie prawa międzynarodowego dzięki jego doprecyzowaniu. Tu warto wspomnieć o słusznej inicjatywie Polski na forum VI Komitetu Zgromadzenia Ogólnego, aby Komisja Prawa Międzynarodowego sprecyzowała, na czym ma polegać obowiązek nieuznawania skutków działań niezgodnych z prawem. Oczywiście państwa preferują przyjmowanie dokumentów, zawieranie umów, posługujących się ogólnymi, nieprecyzyjnymi terminami, dającymi im ogromne możliwości interpretacyjne. Jednak nie oznacza to, że nie należy walczyć o doprecyzowanie obowiązków, co pomoże w ich egzekucji. Polska mogłaby skoncentrować się również na innych aspektach odpowiedzialności prawnomiędzynarodowej, a mianowicie rozliczeniu zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludzkości czy ludobójstwa. Możemy się szczycić ogromnym wkładem polskich naukowców w rozwój międzynarodowego prawa karnego (wystarczy wspomnieć takich tuzów jak Emil S. Rappaport, Stefan Glaser czy Rafał Lemkin twórca pojęcia ludobójstwa i współtwórca konwencji o zapobieganiu i karaniu tej zbrodni) i dużym zaangażowaniem polskiej delegacji w postępowanie przed Trybunałem Norymberskim,

88 POLSKA GLOBALNIE PATRYCJA GRZEBYK mimo braku formalnego umocowania. Ponadto Polska po II wojnie światowej przeprowadziła szereg postępowań karnych dotyczących zbrodni nazistowskich, m.in. przed Najwyższym Trybunałem Narodowym, których wnioski są obecnie przywoływane w orzecznictwie choćby Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii. Jeśli obecnie toczy się debata, czy Międzynarodowy Trybunał Karny rzeczywiście powinien wykonywać swą jurysdykcję w stosunku do zbrodni agresji (Polska ratyfikowała odpowiednie poprawki do statutu określające definicję i warunki wykonywania jurysdykcji nad zbrodnią agresji), to właśnie doświadczenia Polski w sądzeniu tejże zbrodni, jej definiowaniu, mogą być przydatne. Warto też zwrócić uwagę, że wiceprezesem Międzynarodowej Komisji ds. Ustalania Faktów jest Polka dr Elżbieta Mikos-Skuza, co warto zaakcentować jako nasz wkład w wyjaśnianie mechanizmów popełniania zbrodni wojennych. Z kolei inna Polka Agnieszka Klonowiecka-Milart przez wiele lat sądziła w ramach Nadzwyczajnych Izb w Sądach Kambodży, a prof. Piotr Hoffmański jest obecnie jednym z sędziów Międzynarodowego Trybunału Karnego. Jeśli pojawiają się wątpliwości, czy rozliczanie przeszłości można postrzegać jako ideę progresywną, to trzeba zauważyć, że właśnie rozliczenie zbrodni, co wiąże się z przypisaniem odpowiedzialności konkretnym osobom, ustaleniem faktów itp., jest warunkiem trwałego pokoju (nie bez powodu trybunały jugosłowiański i rwandyjski były utworzone przez Radę Bezpieczeństwa jako instrumenty zapewnienia pokoju i bezpieczeństwa). Polska ma szansę wskazać na swoje doświadczenia, dorobek orzeczniczy i naukowy oraz trudny proces rekoncyliacji z sąsiadami, jako dowody na to, że kluczem do przyszłości jest uporanie się z przeszłością, że wymierzenie sprawiedliwości winnym może uchronić świat przed kolejnymi zbrodniami. Co do zaangażowania, to trzeba zaznaczyć, że żadne państwo nie jest w stanie prowadzić w pełni globalnej polityki zagranicznej, gdyż wymagałoby to nieograniczonych zasobów pieniężnych i ludzkich. Państwa muszą wyznaczać priorytety i główne kierunki polityki. W przypadku Polski zaangażowanie w sprawy międzynarodowe nie jest imponujące, jeśli spojrzymy na znikomy w ostatnich czasach udział polskich sił wojskowych i policyjnych w misjach pokojowych ONZ (obecnie stan na 31.03.2017 7 osób, co daje nam dopiero 106. miejsce w rankingu dostarczycieli personelu mundurowego).na szczęście dla Polski, choć formalnie przy wyborze niestałych członków RB, Zgromadzenie Ogólne ONZ powinno kierować się nie tylko podziałem geograficznym, lecz także wkładem danego państwa w utrzymanie pokoju i bezpieczeństwa, to de facto rozdział geograficzny miejsc ma największe znaczenie. Dla Polski bezpieczeństwo ma wymiar przede wszystkim regionalny, w związku z tym przywiązuje dużo większą wagę do obecności NATO w Europie niż do działalności Rady Bezpieczeństwa ONZ. To stanowisko jest zrozumiałe, jednak jego konsekwencją jest obojętność reszty świata na wydarzenia w Europie Wschodniej. Ponadto, obecny kryzys migracyjny pokazuje, że lekceważenie sytuacji kryzysowych choćby w odległych regionach może się przełożyć na problemy gospodarcze, migracyjne, które już nas mogą bezpośrednio dotknąć. Być może więc działalność w RB pomoże Polsce to zrozumieć i odpowiednio dostosować politykę.

POLSKA GLOBALNIE PATRYCJA GRZEBYK 89 Sceptycy podkreślają po pierwsze nieefektywność Rady Bezpieczeństwa, po drugie brak wpływu niestałych członków na decyzje tego organu. Tym samym trzeba odpowiedzieć na zadane we wstępie pytanie, czy udział w RB jest skutecznym narzędziem do prowadzenia polityki zagranicznej. To prawda, że Rada nie jest w stanie zareagować na przypadki łamania prawa przez stałych członków ze względu na możliwość zawetowania przez nich odpowiedniej decyzji. Jednak to Rada Bezpieczeństwa jest miejscem, w którym można swoje stanowisko zaprezentować i wywrzeć pewien wpływ na inne państwa. W Radzie można zwrócić uwagę na poważne problemy, a przynajmniej zadbać, by nie zniknęły one z harmonogramu prac tegoż organu. To prawda, że główne decyzje są opracowywane przez stałych członków, ale wartość RB wyraża się również w tym, że każdy z jej członków ma dostęp do dokumentów, dyskusji, których nie da się efektywnie śledzić, gdy jest się poza tym gronem. Z pewnością RB nie powstrzyma kolejnych aktów agresji, ale obecność w Radzie pozwala nagłośnić problem i zdobyć poparcie dla sankcji nakładanych przez państwa indywidualnie lub w ramach innych organizacji. I wreszcie to Rada Bezpieczeństwa niejednokrotnie przyczyniła się do tworzenia, zmiany obowiązującego prawa międzynarodowego, a w takim procesie warto uczestniczyć i wyrażać swoje zdanie. Oczywiście patrząc na realne możliwości niestałych członków, nie można snuć zbyt ambitnych planów działalności w RB, jednak pewne cele należy postawić. A do tej pory, polska dyplomacja ich wyraźnie nie wyartykułowała (choć pamiętajmy, że kampania wymaga podnoszenia wielu zagadnień, na których niekoniecznie dyplomacja będzie się skupiać, gdy już stanowisko w RB uzyska). Z pewnością samo uczestnictwo w posiedzeniach nie jest miarą sukcesu, zwłaszcza gdy Polska tak wiele poświęciła, by to miejsce zdobyć (np. wycofała kandydata do Komisji Prawa Międzynarodowego, co uważam za krótkowzroczne i obnażające brak orientacji co do wagi tego organu). Dwa lata kadencji to bardzo krótko, tym większy wysiłek trzeba włożyć, by ten czas w RB przyniósł jakikolwiek postęp w realizacji celów polskiej polityki zagranicznej.

90 JAN SOWA POLSKA GLOBALNIE Skorzystam z przywileju ostatniego prelegenta, bo nie sposób nie odnieść się choćby krótko do niektórych tematów już poruszonych. Adam Leszczyński stwierdził, że zmiana postaw społecznych wobec uchodźców nie jest wynikiem doświadczenia, tylko debaty medialnej. Akurat to jest chyba nie najgorszą okolicznością, bo oznacza być może, że poprzez zmianę samej debaty, sprawa jest do odkręcenia. Skoro to nie jest kwestia tego, że ludzie coś przeżyli i już absolutnie się zabetonowali, tylko być może poprzez progresywną debatę publiczną można wpływać na nastawienie do migracji. Natomiast jeżeli chodzi o badania dotyczące bogactwa Polski, to niestety nie znam metodologii, lecz obawiam się, że tam pytano o PKB per capita, bo to jest najbardziej powszechna definicja bogactwa, jednak w Polce ma słabe zastosowanie, ponieważ 75% ludzi zarabia poniżej średniej krajowej. To jest zupełnie coś innego niż podawanie PKB per capita dla krajów, które są społeczeństwami klasy średniej, gdzie większość zarabia średnio. Być może respondenci odnosili się do czegoś innego niż zakładali badacze, więc prawdopodobnie tu nie jest tak źle, aczkolwiek całkowicie się zgadzam z ogólną oceną sytuacji. N ajwiększe wątpliwości budzi jednak ONZ. Mam nieodparte wrażenie że, ta organizacja działa co najmniej nonszalancko, choćby dlatego, że Komisji Praw Człowieka szefuje Arabia Saudyjska. Ponadto jeśli chodzi o Radę Bezpieczeństwa, to wielokrotnie można było obserwować, jak potężne państwa robią, co chcą, niezależnie od tego, co Rada uchwali. Słabsi nie są w stanie wyegzekwować swoich racji, nawet przy wsparciu Rady Bezpieczeństwa, ilustruje to los wszystkich rezolucji dotyczących Palestyny, które nie są w żaden sposób stosowane, ponieważ dla większości krajów Palestyna nie jest liczącym się partnerem, gdyż nie została uznana za państwo. Trudno wobec tego dostrzec jakikolwiek wymiar progresywności w poczynaniach Organizacji Narodów Zjednoczonych, raczej na pierwszy plan wysuwają się te wszystkie problemy, które referowała moja przedmówczyni

POLSKA GLOBALNIE JAN SOWA 91 Patrycja Grzebyk. Wygląda na to, że już nawet w main streamie się już nie bardzo mieścimy, że jesteśmy coraz bardziej regresywni, powiększa się rozdźwięk w głównym nurcie polityki progresywnej. Całkowicie się zgadzam z poglądami, że kwestie środowiskowe są absolutnie priorytetowe, lecz obawiam się, czy już nie przeszliśmy jakiegoś punktu, z którego nie ma już powrotu. Teraz temperatura w rejonie arktycznym jest o 20 C wyższa niż była kiedykolwiek w historii pomiarów. Naprawdę doświadczamy chaosu klimatycznego; jest to też najgorszy moment na takie rządy, jak PiS-u w Polsce, czy Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest pewna ironia w tym, że Szyszko i PiS usiłują sprzedawać swoją politykę klimatyczną jako progresywną, opowiadają o wychwytywaniu zanieczyszczeń przez lasy, o carbon storage, itd. W taki sposób pojmowana progresywność to fantazmat, wyobrażeniowy scenariusz, w którym mają się spełnić pragnienia rządzących o tym, by czegoś dokonać. Otóż taka polityka absolutnie nie jest progresywna. Adam Leszczyński chyba trafnie określił warunek progresywności jako odniesienie do kwestii uniwersalnych, natomiast technologie spalania czy wykorzystywania węgla, jakkolwiek byłyby zaawansowane, to nie dotyczą krajów, które nie mają dostępu do węgla, nie posiadają złóż lub nie chcą ich eksploatować. Ważne, a być może dotąd dostatecznie nieomówione, są jeszcze trzy tematy: sąsiedztwo, bezpieczeństwo i rozwój. Stosunki sąsiedzkie wydają się raczej mało globalną sprawą, jednak nie wolno zapomnieć, że Polska jest w bardzo specyficznej sytuacji, graniczy ze swoją dawną wielką byłą kolonią, czyli z Ukrainą przede wszystkim, ale również z Białorusią i Litwą. W latach 80. świat patrzył na Polskę jak na wzór do naśladowania. Przeczytałem ostatnio książkę o rewolucji molekularnej w Brazylii napisaną wspólnie przez Félixa Guattariego, jednego z najważniejszych filozofów XX wieku i Suely Rolnik (jego tłumaczkę na portugalski). Co niezmiernie ciekawe, Guattari pojechał do Brazylii na początku lat 80. zaraz po pobycie w Polsce i tę książkę wypełnia fascynacja tym, co u nas zobaczył: mobilizacją, progresywnością i solidarnością, a także odwagą i brawurą polskiego społeczeństwa. Gdybyśmy byli w stanie ułożyć poprawne relacje z Ukrainą, to moglibyśmy stworzyć coś na kształt globalnego patentu na przezwyciężenie problemów postkolonialnych, które cały czas są niesłychanie istotne dla polityki światowej. Głęboko u podstaw brexitu leży nostalgia i poczucie nieszczęścia Brytyjczyków z powodu utraty wpływów, upadku potęgi imperialnej. Wielce prawdopodobne jest, że kraj, który pokazałby światu, jak można przepracować utratę silnej pozycji w regionie, mógłby stać się wzorem progresywizmu. Z tego punktu widzenia sukces Polski w negocjacjach z sąsiadami z Ukrainy miałby również wymiar globalny. Niestety tak się nie dzieje, idziemy dokładnie w przeciwnym kierunku. UPA to są oczywiście ukraińscy żołnierze wyklęci i od razu wiadomo, dlaczego kurs polityki obrany przez Polskę nie doprowadzi do żadnego porozumienia z Ukrainą. Druga sprawa jest dla Polski kluczowa bezpieczeństwo. Jasne, że nie jesteśmy krajem, który byłby w stanie się samodzielnie obronić. Jeżeli Polska ma się liczyć z jakimś zagrożeniem międzynarodowym, to raczej nie ze strony

92 POLSKA GLOBALNIE JAN SOWA Niemiec, ale niestety z Rosji, która jest potęgą nuklearną. Lecz nawet na poziomie konwencjonalnym Polska nie miałaby żadnych szans w konfrontacji z Rosją. Szczerze mówiąc, jak słuchałem tych wynurzeń znad ośmiorniczek, na nagraniach z restauracji Sowa i Przyjaciele (nomen omen, moja rodzina nie ma z tym nic wspólnego), to uderzyła mnie trzeźwość i prawdziwość sądów, które Sikorski wygłaszał, więc zdecydowanie wolałbym, żeby mówił właśnie to w parlamencie, wówczas miałoby to sens przede wszystkim. Sojusz transatlantycki jest złudzeniem gwarancji bezpieczeństwa, chociażby z tego powodu, że USA wchodzi w fazę dekadencji, jeśli chodzi o pozycję międzynarodową o tym od dwóch dekad przekonuje amerykański socjolog Immanuel Wallerstein. Widać już wyraźnie, jakie są priorytety Trumpa więc Ameryka to jest kraj, który w najbliższym czasie będzie skupiony na wewnętrznych problemach, a te będą coraz większe. Rządy Trumpa niczego nie rozwiążą, raczej stworzą dalsze komplikacje. Egoizm Stanów Zjednoczonych nie ma tu nic do rzeczy, bo teraz znalazły się na trajektorii schodzącej w kwestii zaangażowania w sprawy międzynarodowe, więc nam nie pomogą. Na czym miałby w tej sytuacji polegać progresywizm polskiej polityki? Europa musi być zdolna do samodzielnej obrony, powinny powstać europejskie siły zbrojne, i to jak najbardziej leży w interesie Polski. To, że Brytyjczycy narzekają i Corbyn mówi: dlaczego mamy tyle płacić? Dla Brytyjczyków jest nawet zrozumiałe, że nie wszystkie kraje Unii poradzą sobie same. Wielka Brytania da sobie radę, Francja też, Niemcy pewnie poradzą sobie trochę gorzej, będą mieli problemy, ale podołają. Polska pozostawiona bez wsparcia nie ma szans, lecz właśnie dlatego powinna połączyć zabezpieczenie własnych interesów z progresywnością w polityce europejskiej, ponieważ w polityce zagranicznej kontekst europejski jest oczywisty i najbardziej bezpośredni dla Polski. I wreszcie trzecia sprawa, czyli rozwój według wskaźnika PKB nie jesteśmy aż tak biedni, jak by się Polakom wydawało (według badań przytoczonych przez Adama Leszczyńskiego). Natomiast ewidentnie Polska jest krajem co najwyżej półperyferyjnym znowu odwołam się tu do koncepcji systemów Wallersteina, czy gospodarki kapitalistycznej. Polska z peryferii awansowała do półperyferii. Jeżeli przeanalizować strukturalnie, co tak naprawdę dajemy światowej gospodarce, to okazuje się, że do łańcuchów produkcji dostarczamy przede wszystkim taniej siły roboczej na dwa sposoby. Albo poprzez emigrację na ogromną skalę, prawie 10% obywateli, czyli trzy miliony osób (a może więcej) wyjechały w ciągu ostatnich 10 lat. To jest gigantyczna fala uchodźstwa, która w dużej mierze przekłada się na tanią siłę roboczą. Wielka Emigracja z XIX wieku, która dotyczyła tylko elit szlacheckich, to było kilka, kilkadziesiąt tysięcy osób. Drugi sposób to wykorzystanie potencjału pracowników w Polsce, nawet nie w fabrykach, tylko w montowniach międzynarodowych koncernów. To wszystko jest przez PiS sprowadzane do płytkiej animozji: Niemcy chcą nas zajechać, bo jesteśmy Polakami; a to w ogóle nie o to chodzi. Niemcy są przecież krajem centralnym, ośrodkiem akumulacji kapitału, a my jesteśmy państwem peryferyjnym, dlatego mamy do czynienia ze strukturalnym konfliktem między

POLSKA GLOBALNIE JAN SOWA 93 tego rodzaju pozycjami. Polska mogłaby to jednak przekuć w atut, czyli tak wykorzystać swoje położenie, by spróbować skonstruować jakiś sojusz peryferii czy też półperyferii, dzięki któremu skończyłoby się konkurowanie na rynkach międzynarodowych tanią siłą roboczą. Ponieważ to jest ostatecznie zgubne, to jest wyścig na dno. Wydaje się nawet, że już politycy w Polsce o tym wiedzą: pułapka średniego rozwoju, różne fantazmaty Morawieckiego dotyczące miejsca Polski. Ponadto, najlepiej to obrazuje (choć w mniejszej skali) praktyka związków zawodowych, walka pracy z kapitałem pokazuje, że jest tylko jeden sposób na przełamanie bariery niskich płac. Trzeba się zorganizować i stworzyć silny front przeciwko wyzyskowi, bo w przeciwnym razie, niezależnie od pierwotnie przyjętych założeń, potężny inwestor szukający lokalizacji dla fabryk i taniej siły roboczej znajdzie zawsze jakiś sposób, by jedno państwo podburzyć przeciwko drugiemu. W okresie lat 80. Polska przecież była dla wielu inspiracją, także obecnie solidarność mogłaby na tym się opierać, ale również należy zadbać o wymianę różnych pomysłów rozwojowych. To, że np. 500+ jest podobne do programu Bolsa Família, który był od dłuższego czasu prowadzony w Brazylii, nie jest przypadkiem, i to jest dobry kierunek myślenia. Jesteśmy w zasadniczo innej sytuacji niż wysokorozwinięte kraje rdzenia kapitalistycznego, ze względu na niski poziom akumulacji różnych kapitałów nie tylko materialnego, lecz także kulturowego i społecznego. A kapitał społeczny przez prawie 30 lat istnienia III RP roztrwoniliśmy, to pokazują badania Ingleharta na początku lat 90. notowaliśmy zaufanie społeczne na poziomie 30%, teraz mamy 20%. Nie da się już tego spadku złożyć na karb komuny, zaborów, Niemców, itd. Model modernizacji neoliberalnej, który przyjęliśmy doprowadził do dalszego osłabienia potencjału społecznego, więc jesteśmy w innej sytuacji niż kraje zachodnie, które kapitału społecznego, kulturalnego i materialnego mają dużo. Zatem powinniśmy szukać inspiracji, sojuszów, możliwych wspólnych frontów i płaszczyzn wymiany doświadczeń, jak choćby programy pomocy, mikrokredyty, różnego rodzaju spółdzielcza organizacja produkcji. W różnych miejscach na świecie takie eksperymenty są prowadzone, w Ameryce Łacińskiej, również w Indiach. Wymaga to jednak przełamania pewnego tabu i zmiany autodefinicji, bo pech i ironia polegają na tym, że jesteśmy krajem półperyferyjnym, a graniczymy z Niemcami, które są absolutnie weltführende Nation, czyli państwem awangardy. Cały czas się Niemcami porównujemy jeśli chodzi o pensje, to mamy cztery razy gorzej, a jeżeli popatrzymy na akumulację bogactwa, to jesteśmy 10 razy biedniejsi niż oni, więc mamy tylko 10% tego, co Niemcy w przeliczeniu na obywatela. W tej sytuacji powinniśmy przede wszystkim szukać porozumienia ze społeczeństwami, które są w podobnym położeniu, a nie wciąż porównywać nieprzystające kategorie.

94 CZĘŚĆ VI LEKCJE Z ALEPPO 7 LUTEGO 2017 Dramat Aleppo i związane z nim masakry uznano za hańbę Zachodu, który nie był w stanie powstrzymać tragedii Syryjczyków. Czy przypadek wojny w Syrii był kolejnym przykładem na to, że społeczność międzynarodowa, do której można się zwrócić w przypadku aktów łamania praw człowieka, w rzeczywistości nie istnieje? Czy odwoływanie się do zasady odpowiedzialności za ochronę było raczej wyjątkiem niż regułą, a do tego nie przyniosło spodziewanych efektów? Czy żyjemy w świecie post-r2p? Jakie w wielobiegunowym świecie są szanse na przetrwanie porządku opartego na prawach człowieka? Wreszcie jakie wnioski możemy wyciągnąć dla Polski, która w latach 2018 2019 będzie niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ?

95 MICHAŁ SYSKA dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle a GRAŻYNA BARANOWSKA Poznańskie Centrum Praw Człowieka PAN, ekspertka Global.Lab BARTŁOMIEJ NOWAK sekretarz ds. międzynarodowych partii Nowoczesna, Akademia Biznesu i Finansów Vistula

96 MICHAŁ SYSKA LEKCJE Z ALEPPO Przede wszystkim chciałem podziękować za zaproszenie i w pewnym sensie też usprawiedliwić swoją obecność, ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych uczestników, na co dzień nie zajmuję się stosunkami międzynarodowymi, choć zagadnienia praw człowieka są mi bliskie ze względu na moje wykształcenie. Nie będę więc analizować sytuacji, raczej postaram się przedstawić własny pogląd, zakotwiczony w temacie dyskusji zaproponowanym przez organizatorów spotkania. Wydaje mi się, że to jest bardzo symptomatyczne, że mówimy o kryzysie interwencji humanitarnych, czy interwencji zbrojnych motywowanych obroną praw człowieka i o ochroną ludności cywilnej, w momencie kiedy obserwujemy globalny kryzys demokracji liberalnej. Niewątpliwie kwestia praw człowieka i wrażliwość związana z prawami człowieka wywodzą się z doktryny liberalnej. Dostrzegam bardzo silny związek pomiędzy kryzysem demokracji liberalnej a wyczerpaniem się politycznego potencjału interwencji humanitarnych. 1989 roku można było obserwować operacje humanitarne po okresie zimniej wojny i wychodzi na to, że bilans ćwierćwiecza inter- Od wencji państw Zachodu na rzecz obrony praw człowieka miał wpływ na delegitymizację demokracji liberalnej. Ten bilans jest bardzo dyskusyjny, a w wielu przypadkach jest po prostu niekorzystny. Motywacje towarzyszące podejmowaniu wielu akcji zbrojnych, ich przebieg i skutki, w dużej mierze zdyskredytowały dyskurs humanitarny nie tylko w społeczeństwach zachodnich, lecz także w państwach, w których toczyły się konflikty, i gdzie zwłaszcza ludność cywilna była bezpośrednio doświadczana skutkami działań zbrojnych. W opinii publicznej Zachodu, w społeczeństwie amerykańskim, w społeczeństwach zachodnioeuropejskich widać wyraźnie zdystansowanie od retoryki dotyczącej interwencji zbrojnych w imię praw człowieka. A wiąże się to właśnie z aspektami, które omówiłem. Po pierwsze, nieszczerość

LEKCJE Z ALEPPO MICHAŁ SYSKA 97 motywacji, otóż często przy interwencjach Zachodu mieliśmy do czynienia z dyferencjacją intencji, to znaczy często za deklarowanymi celami, wśród których była np. ochrona ludności cywilnej czy obrona praw człowieka kryły się inne zamiary. Nasuwa się przykład Libii prezydent Sarkozy zaangażował się w ten konflikt z powodu interesu wewnątrzpaństwowego, czyli wyniku wyborów we Francji. Przy konflikcie irackim także w Polsce politycy, którzy poparli zaangażowanie po stronie Stanów Zjednoczonych i sojuszu (NATO) wprost mówili, że celem jest także interes ekonomiczny. Nie jest przypadkiem, że administracja, która podjęła decyzję o ataku na Irak, była opanowana przez przedstawicieli lobby naftowego. Warto pamiętać przykład Iraku, dlatego że założenia interwencji nie opierały się tylko na ochronie ludności cywilnej, na zapobieganiu czy prewencji łamania praw człowieka, ale celem działań była po prostu zmiana systemu politycznego, to znaczy obalenie dyktatury i wprowadzenie zupełnie odmiennego ustroju wzorowanego na zachodniej tradycji liberalno-demokratycznej. Krytycy takich prób wskazują, że były to po prostu przejawy myślenia życzeniowego, nieuwzględniającego lokalnych uwarunkowań kulturowych. Także w Iraku, okazało się, że nation building, czyli budowa nowego państwa odbywała się przy całkowitym lekceważeniu zastanych warunków. Administracja Paula Bremera odsunęła znaczną część notabli dawnego reżimu, co spowodowało potem wymknięcie się konfliktu spod kontroli. Wreszcie czynnikiem kwestionującym interwencje Zachodu były ofiary wśród ludności cywilnej. Zresztą wielki problem stanowi oszacowanie kosztów ludzkich. Dosyć dobrze udokumentowane są straty po stronie wojsk Zachodu, które brały udział w tych operacjach, jednak niewiele wiadomo o ofiarach wśród ludności z krajów objętych konfliktem. To niestety też świadczy o podejściu do konfliktu interweniujący nie byli zainteresowani za bardzo losem cywilów. Należy zauważyć, że jeszcze jednym argumentem przemawiającym przeciwko misjom, jest ich nieskuteczność zarówno w wymiarze militarnym, jak i politycznym. Przytoczę opinię ekspertów do spraw międzynarodowych, zaprezentowaną w wydanej niedawno książce Wojny Zachodu. Podjęto tam próbę pewnej periodyzacji interwencji zbrojnych i wynika z niej, że działania militarne z lat 90., czyli pierwsza wojna iracka, operacja w Zatoce Perskiej oraz interwencję w Bośni i Hercegowinie, można uznać za w miarę skuteczne. Natomiast wszystkie pozostałe uchodzą raczej za nieskuteczne. Po pierwsze nie udało się lub częściowo udało się ochronić ludność, czyli tylko pobieżnie zrealizowano jeden z celów misji. Jednakże ani w Iraku, ani w Libii nie powiodła się budowa instytucji państwowych, fiasko pewnie częściowo dotyczy także Afganistanu. Skutki okazały się wręcz przeciwnie do zamierzonych próby przywrócenia ładu spowodowały eskalację kolejnych problemów, np. falę uchodźców. Po drugie, taka polityka wobec konfliktów miała niewątpliwie wpływ na kryzys uchodźczy. Wydaje się, że te czynniki choć nie wszystkie wymieniłem składają się na pewną formę delegitymizacji działań zbrojnych wspólnoty międzynarodowej motywowanych koniecznością obrony praw człowieka.

98 LEKCJE Z ALEPPO MICHAŁ SYSKA Pytanie jest jednak o przyszłość. Niewątpliwie progresywna polityka w ogóle, a także polityka lewicy osadzona jest aksjologicznie w ideologii praw człowieka, i na pewno to nie może zniknąć z naszego politycznego widnokręgu. Oczywiście to pytanie jest przede wszystkim o praktykę. Należy je zadać Państwu ekspertom zajmującym się tym na co dzień. Czy wypracowane są jakieś rozwiązania? Jest jeszcze jedna kompromitująca konsekwencja, otóż interwencje zbrojne Zachodu po 1989 roku podważyły także szereg założeń prawa międzynarodowego, to znaczy, że tak naprawdę nie do końca misje są ujęte w normy prawne. Pragnę podkreślić, że dla lewicy i ruchów progresywnych kwestie praw człowieka niewątpliwie nie mogą zniknąć z horyzontu. Natomiast lewica musi być krytyczna wszędzie tam, gdzie są te ukryte motywacje, tam gdzie widać, że tak naprawę nie chodzi o prawa człowieka, tylko o interesy lub o jakieś nowe formy imperializmu. To również może się przejawiać poprzez wytykanie niekonsekwencji bo przecież niekonsekwencją jest pomijanie pewnych aspektów jak choćby kwestie kurdyjska i palestyńska. Są to sprawy niezmiernie istotne. Zasadne jest zatem pytanie, czy wciąż taki model interwencji zbrojnych jest możliwy, i odpowiedź na nie jest raczej negatywna. Kryzys legitymizacji systemu demokratyczno-liberalnego ma także konsekwencje polityczne, których przykładem były wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych czy brexit, a mogą również być wybory w kilku krajach europejskich (np. we Francji, gdzie wynik wyborów prezydenckich jest jednak jeszcze niewiadomą). To oczywiście tworzy całkowicie nowy krajobraz. Ruchy, które teraz zyskują popularność na fali rosnącej nieufności wobec instytucji demokratycznych i liberalnej demokracji, raczej odrzucają uniwersalizm praw człowieka i opowiadają się za renacjonalizacją polityki, a jeśli w ogóle używają kwestii praw człowieka, to nie ukrywają, że robią to czysto instrumentalnie. W polskiej publicystyce prawicowej, z zaplecza Prawa i Sprawiedliwości, można znaleźć również artykuły, których autorzy wskazują, że prawa człowieka trzeba traktować z przymrużeniem oka, natomiast nośne hasła humanitarne warto wykorzystywać jako narzędzie (oczywiście używane cynicznie) w rozgrywaniu interesów międzynarodowych. Rzecz jasna tej wizji nie powinna podzielać lewica, jednak jest dylemat, ponieważ z jednej strony mamy pewne wartości i aksjologię, a z drugiej strony znamy praktyczny wymiar polityki. To jest na pewno kwestia, którą trzeba rozstrzygać w każdym przypadku inaczej, dlatego że takie ideologiczne zaślepienie w eksportowaniu pewnych modeli ustrojowych, które według nas są słuszne, może czasami przynieść jeszcze gorsze konsekwencje. Należy wytłumaczyć, skąd to powiedzenie o lewicy, która wysyłała wojska do Iraku. Po prostu ta partia była deklaratywnie lewicowa, natomiast rozumiem takie emocje, sam we Wrocławiu współorganizowałem w dniu wybuchu walk w Iraku protest antywojenny. Wiele kwestii, które podniosłem zostało rozwiniętych w tej dyskusji. Jedna sprawa, która ma znaczenie dla określonej percepcji przyczyn i kontrowersji związanych z interwencjami w imię praw człowieka, także wiąże się z postawionym pytaniem zabrakło ideowej progresywności i zapanował pragmatyzm.

LEKCJE Z ALEPPO MICHAŁ SYSKA 99 Właśnie mamy do czynienia napięciem między wartościami a realistycznym podejściem do polityki. Wypada zadać pytanie o skuteczność tej polityki, to znaczy, czy chodzi o minimalizowanie negatywnych skutków, czy gra toczy się o całą stawkę, przy założeniu, że sytuacja wymknie się spod kontroli. To jest ściśle związane tym aspektem odpowiedzialności za ochronę, który bierze się ze zmiany reżimu. W tym punkcie jest chyba główna kontrowersja. Zetknąłem się opiniami, że interwencje były krytykowane za to, że oficjalnie podawaną intencją interweniujących była ochrona ludności cywilnej, a ostatecznie dochodziło do zmiany reżimu, to znaczy do próby implementacji modelu demokratycznego w systemie niedemokratycznym i w otoczeniu pozbawionym takich tradycji i zakorzenienia. Wydaje mi się, że to jest ten dylemat to także widać w Syrii. Kolejne pytanie brzmi: jak można zapobiegać? np. nalotom, o które jest oskarżana Rosja. Co w razie eskalacji konfliktu zbrojnego? Bardzo się tego obawiam, ponieważ zgadzam się z opinią mojej przedmówczyni, że Syria to może być wstęp do konfliktu globalnego. Informacje są wysoce niepokojące. Kluczem do rozwiązania tej sytuacji mogą być negocjacje z Asadem, co oczywiście jest czymś nie do przyjęcia, jeśli chciałoby się dochować wierności etyce. Serwisy światowe, i także polskie, donoszą za wstrząsającym raportem Amnesty International o więzieniu, w którym powieszono 13 tysięcy osób przetrzymywanych w nieludzkich warunkach. Tego typu obiekcje będą się mnożyć jakie są następstwa nasilenia konfliktu, czy warto dążyć do obalenia reżimu, czy uda się zapanować nad biegiem wydarzeń, a może po operacji pozostanie państwo upadłe takie jak Libia. Wydaje mi się, że jest tarcie pomiędzy wzorcami a realną polityką, i w tym tkwi właśnie główny problem z legitymizacją zasady odpowiedzialności za ochronę. Faktycznie, bywa czasami tak, że nie da się wypełnić misji w obronie praw człowieka, polegającej na ochronie ludności cywilnej bez zmiany reżimu. Jednak często trzeba podjąć negocjacje z przedstawicielami reżimów, które są dalekie od liberalno-demokratycznego kanonu. W literaturze interwencje zbrojne Zachodu zostały skrytykowane głównie dlatego, że państwa interweniujące nie dawały totalitarnym decydentom marginesu do podjęcia negocjacji, tylko stawiały na rozwiązania zero-jedynkowe. Przekonanie, że przewaga militarna jest tak wielka, że nie ma potrzeby podejmowania negocjacji, stanowi główną barierę. Dlaczego w dyskusji o tym jest tak dużo pragmatyzmu, a tak mało liberalizmu? Usprawiedliwieniem jest stawka, czyli życie ludzi i stabilizacja całych kontynentów, a brak stabilizacji może skutkować takimi dramatami jak choćby kryzys uchodźczy, o którym była już mowa, i którego jesteśmy świadkami.

100 GRAŻYNA BARANOWSKA LEKCJE Z ALEPPO Społeczność międzynarodowa powinna nie dopuszczać do ciężkich naruszeń praw człowieka. Z prawnego punktu widzenia kwestią sporną jest jednak to, kiedy należy ingerować w sytuację wewnętrzną obcego kraju, a także jaką formę taka interwencja ma przybrać. W te rozważania wpisało się przyjęcie w 2005 roku doktryny responsibility to protect (R2P), zgodnie z którą na społeczności międzynarodowej spoczywa obowiązek ochrony ludności przed groźbą aktów ludobójstwa, zbrodni wojennych, czystek etnicznych i zbrodni przeciw ludzkości. Obowiązek ten nie ogranicza się do interwencji zbrojnych, doktryna R2P stawia bowiem przed wspólnotą trzy konkretne zobowiązania do prewencji, do reakcji i do odbudowy. Należy podkreślić, że wystąpienia militarne w obronie praw człowieka należały dotąd do rzadkości, dlatego postawa wielu gremiów wobec zbrodni popełnianych w Syrii nie jest wyjątkowa. Brak interwencji zbrojnej w tym konflikcie jest przedmiotem dyskusji i krytyki, ponieważ w Syrii doszło do niezwykle licznych, ciężkich naruszeń prawa. Wysoki komisarz ONZ ds. uchodźców ocenił, że jest to największy kryzys humanitarny i uchodźczy naszych czasów. Nie bez znaczenia jest również fakt, że ludzie szukający ratunku lawinowo uciekają do Europy. Niekontrolowany napływ ludności powoduje, że impas w Syrii jest częściej niż inne światowe konflikty tematem dyskusji politycznych i medialnych w krajach Unii Europejskiej. Mimo że wiedza na temat konfliktu, jego źródeł i przebiegu nie jest powszechna, to jednak informacje na temat ludzkich tragedii są obszernie relacjonowane, a oblężone przez wiele miesięcy Aleppo stało się symbolem. W tym kontekście podnoszona jest konieczność interwencji ze strony społeczności międzynarodowej. W celu ochrony obywateli, których prawa są łamane przez władze państwowe takich jak mieszkańcy Syrii nawiązano wiele umów międzynarodowych i przewidziano określone mechanizmy. Systemy ochrony praw człowieka zarówno uniwersalny, jak i regionalne składają się z licznych procedur,

LEKCJE Z ALEPPO GRAŻYNA BARANOWSKA 101 i w zależności od sytuacji mogą być w różnym stopniu skuteczne. Dla przykładu niektóre państwa wzmacniają ochronę praw człowieka i eliminują nieprawidłowości dzięki współpracy tzw. organami traktatowymi ONZ, natomiast inne kraje nie wchodzą w taki dialog, choć ciążą na nich zobowiązania wynikające z ratyfikowanych umów międzynarodowych. Zdarza się, że państwa, które nie składają obowiązkowych sprawozdań do organów traktatowych, współpracują na podstawie procedur specjalnych ONZ, więc i tak społeczność międzynarodowa ma wpływ na poziom ochrony praw człowieka w tych państwach. Skuteczność poszczególnych mechanizmów w dużej mierze zależy od woli politycznej władz państwa, którego mają one dotyczyć, a także od intencji innych krajów, które mogą wywierać nacisk. W wypadku bardzo ciężkich naruszeń praw człowieka, takich jak ludobójstwo czy zbrodnie wojenne, jednym z możliwych rozwiązań jest zastosowanie R2P również w tym przypadku konieczne jest podjęcie decyzji politycznych. Często w praktyce okazuje się, że podczas konfliktu zbrojnego żaden z międzynarodowych mechanizmów ochrony praw człowieka nie jest w pełni efektywny. Niemniej nie oznacza to, że procedury nie mają znaczenia. Po pierwsze, wymogi międzynarodowe wpływają na poziom ochrony osób wydostających się z terytorium ogarniętego wojną. W państwach należących do Rady Europy, rządy muszą stosować standardy procedur azylowych i traktowania uchodźców wypracowane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Ponadto światowa wspólnota jest zaangażowana w pomoc ludności z terytoriów objętych konfliktem również za pośrednictwem wyspecjalizowanych organizacji międzynarodowych, takich jak Agencja ONZ ds. Uchodźców (UNHCR), która na wielką skalę wspiera Syryjczyków zarówno w Syrii, jak i poza jej granicami. W ten sposób przynajmniej migranci, mogą skorzystać z ogólnoświatowych mechanizmów ochrony praw człowieka. Po drugie społeczność międzynarodowa zbiera i analizuje informacje o łamaniu praw człowieka z rejonu konfliktu, które w przyszłości mogą posłużyć za podstawę do osądzenia i skazania winnych. Niezależna komisja śledcza ds. Syrii powołana przez ONZ, posiada mandat do badania od marca 2011 roku wszystkich naruszeń prawa międzynarodowego dotyczących praw człowieka. Z licznych raportów i sprawozdań komisji, także w sprawie wydarzeń w Aleppo, wynika, że wszystkie strony popełniały zbrodnie wojenne w trakcie bitwy o miasto. Warte odnotowania są także inicjatywy innych podmiotów, choćby organizacji pozarządowych czy ośrodków akademickich, które relacjonują i dokumentują skalę zbrodni. Dla przykładu w londyńskim Goldsmiths College w ramach projektu finansowanego przez Amnesty International zespół badaczy zrekonstruował słynne więzienie Saydnaya (koło Damaszku), miejsce tortur i pozasądowych, masowych egzekucji. Replika może okazać się przydatna ofiarom reżimu, które starają się o wsparcie w państwach trzecich, a także może posłużyć w przyszłości do zgromadzenia dowodów koniecznych do skazania osób pracujących w tym więzieniu. Odpowiedzialność za podjęcie działań chroniących ludność cywilną obejmuje także udział społeczności międzynarodowej w negocjacjach pokojowych

102 LEKCJE Z ALEPPO GRAŻYNA BARANOWSKA zgodnie z art. VI Karty Narodów Zjednoczonych oraz opiekę nad ludnością uciekającą z kraju będącego w stanie wojny. Oznacza to, że wspólnota światowa może realizować zobowiązania wynikające z R2P przez czynne wspomaganie państw, które przyjmują syryjskich uchodźców oraz poprzez asystę w mediacjach pojednawczych, aby jak najszybciej zapewnić ochronę życia i zdrowia mieszkańców w Syrii. Należy podkreślić, że większość ciężaru za przyjęcie Syryjczyków spoczywa na krajach sąsiadujących, tj. Turcji, Libanie i Jordanii. Wiadomo, że również wewnątrz Unii Europejskiej nie nastąpiło równomierne rozłożenie obowiązków związanych z przyjęciem fali uchodźców. Co zatem mogą uczynić państwa, które chcą realizować misję odpowiedzialności za ochronę wobec ludności syryjskiej w tym Polska? Najbardziej oczywistym posunięciem jest po prostu przyjmowanie migrantów uciekających przed konfliktem zbrojnym. Oczywiście to rozwiązanie wymagałoby poparcia politycznego, lecz to obecnie nie jest prawdopodobne. Dlatego alternatywą jest aktywne i długotrwałe wspomaganie krajów, do których dociera większość uchodźców. Niezbędne są środki finansowe i pomoc rzeczowa lekarstwa czy żywność, ale wspieranie może przybierać również inne formy. Przykładem działania istotnie odciążającego państwa borykające się z lawinowym napływem cudzoziemców byłoby stworzenie transgranicznych korytarzy humanitarnych służących do transportowania osób szczególnie potrzebujących i pokrzywdzonych: ofiar prześladowań, tortur i przemocy, rodzin z dziećmi, osób starszych, chorych i niepełnosprawnych. Takie rozwiązanie było proponowane w Polsce m.in. przez Caritas i episkopat. Skoro do obsługi fali migrantów brakuje lekarzy, pielęgniarzy, nauczycieli i przedstawicieli innych jeszcze zawodów, należałoby zorganizować nabór i wysłanie kadr o pożądanych kwalifikacjach do państw goszczących duże grupy ludności z Syrii. Dodatkową formą pomocy jest na pewno ułatwienie krótko- i długoterminowych wolontariatów, w szczególności dla osób z wykształceniem, na które jest zapotrzebowanie, i przygotowaniem przydatnym do pracy z ludnością syryjską. Natomiast osobom pracującym już na miejscu warto także zaoferować szkolenia i warsztaty, które rozwijałyby ich wiedzę i umiejętności. Państwa przyjmujące obywateli Syrii borykają się również z innymi, specyficznymi problemami, np. wśród osób przebywających w Turcji niezwykle dużą grupę stanowią dzieci i młodzież, którym należy zapewnić dostęp do szkoły. Wsparcie państwa tureckiego w zorganizowaniu edukacji dla młodych uchodźców może polegać na finansowaniu programów edukacyjnych, dostarczaniu podręczników i innych materiałów dydaktycznych czy też przekazywaniu know-how. Skorzystaliby na tym nie tylko migranci, lecz także Turcy. Jeśli weźmie się pod uwagę zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich miesięcy w Turcji, to wszelkie przejawy dowartościowania demokracji i ochrony praw człowieka również wpłyną korzystnie na los pozostających tam Syryjczyków. W celu ochrony ludności uciekającej z Syrii należałoby także zadbać o to, aby uchodźcy nie ginęli w trakcie prób przedostania się do Europy. W 2016

LEKCJE Z ALEPPO GRAŻYNA BARANOWSKA 103 roku Unia Europejska zawarła porozumienie z Turcją, zgodnie z którym osoby przedostające się do UE nielegalnie mają być odsyłane do Turcji, a w zamian część migrantów relokowano by z Turcji do UE. Abstrahując od innych problematycznych aspektów tego porozumienia, nie jest ono dobrze realizowane w praktyce. Kraje UE nie udzielają wystarczającej pomocy Grecji, która przeprowadza konieczne procedury samodzielnie, więc są one zbyt powolne. Turcja została przez Unię Europejską uznana za bezpieczne państwo trzecie (podważają to greckie sądy, które rozpatrują pojedyncze podania). Jednak mimo wątpliwości nie udziela się jej wsparcia, aby rzeczywiście stała się takim państwem, co stawia pod znakiem zapytania cały proces. W efekcie od kwietnia 2016 do stycznia 2017 roku relokowano do krajów Unii Europejskiej jedynie trzy tysiące osób z Turcji. W założeniach ta inicjatywa miała doprowadzić do zmniejszenia liczby osób przeprawiających się nielegalnie przez Morze Egejskie z Turcji do Grecji, i jak wynika z danych European Stability Initative, cel udało się osiągnąć. W obecnej sytuacji konieczne jest jednak szukanie również alternatywach sposobów zapobiegania wysokiej śmiertelności wśród osób, które próbują się przedostać do Europy. Międzynarodowa interwencja w Syrii wydaje się teraz niezwykle mało prawdopodobna, niemniej w przypadku poparcia ewentualnego użycia siły lub też uczestnictwa w misji wojskowej państwa realizujące zobowiązania R2P powinny pamiętać, że ciąży na nich również obowiązek odbudowy państwa. Zatem podczas planowania akcji zbrojnych rządy zaangażowanych krajów muszą opracować strategię rekonstrukcji ustroju po zakończeniu konfliktu, a także zabezpieczyć na to środki. Liczne przykłady wystąpień zbrojnych z poprzednich dwóch dekad dowiodły, że niezaplanowanie w przemyślany sposób takich działań może spowodować długotrwałe problemy nie tylko na terytorium państwa ogarniętego konfliktem, lecz także w całym przyległym regionie.

104 BARTŁOMIEJ NOWAK LEKCJE Z ALEPPO Chciałem zacząć od dobitnego podkreślenia tego, że interwencja zbrojna to jest absolutna ostateczność, po angielsku last try to solve. W założeniach responsibility to protect, czyli odpowiedzialności za ochronę, interwencja zbrojna nie powinna się zdarzyć. Ma być czymś, co się dopuszcza w naprawdę krytycznych sytuacjach, takich jak przypadki ludobójstwa, zbrodnie wojenne na masową skalę czy zbrodnie przeciwko ludzkości. To są trzy wyjątki, na które wszyscy się zgadzają. Wypada tu uzupełnić, że na ideę R2P składa się przede wszystkim odpowiedzialność za prewencję to jest pierwszy i bardzo rozbudowany etap społeczność międzynarodowa powinna zapobiegać konfliktom. Dopiero drugim krokiem jest reakcja, czyli potencjalna interwencja, jednak interwencja nie kończy się wraz z obaleniem dyktatora czy uporządkowaniem sytuacji. Trzeci element responsibility to protect stanowi odpowiedzialność za odbudowę, czyli responsibility to rebuild. To są trzy filary. Znane są dwa określenia na odbudowę państwa state building oraz nation building. Tego drugiego używa Fukuyama, a ja nie jestem zwolennikiem takiego nazewnictwa nie da się zbudować narodu, można zbudować państwo. Kształtowanie narodu jest bardzo trudne, dlatego że naród jest pojęciem oddolnym, więc nie można stworzyć narodu poprzez działanie stabilizacyjne i interwencję. Należy również bardzo mocno podkreślić i wyjaśnić, dlaczego nie ma zależności między interwencjami, o których wypowiadali się moi przedmówcy, a responsibility to protect. Byłem krytyczny w ocenie książki Wojny Zachodu, ponieważ nie poświęca ani jednego rozdziału responsibility to protect. Ponadto sugeruje, że ta idea to de facto pomysł zachodni i ginie wraz z dezaktualizacją problemu interwencji w świecie, po Syrii. Muszę więc rozłożyć tę koncepcję na czynniki pierwsze i wytłumaczyć, dlaczego to chcę zrobić. Miałem przyjemność współpracować z dwiema osobami, które stały u źródeł tych koncepcji. Myślę w pierwszej kolejności o Gregu Austinie, który był

LEKCJE Z ALEPPO BARTŁOMIEJ NOWAK 105 autorem słynnego chicagowskiego speechu Tony ego Blaira z 1999 roku, wygłoszonego tuż przed zajściami w Kosowie. Wówczas premier Wielkiej Brytanii sformułował sześć kryteriów, które muszą być spełnione, by społeczność międzynarodowa mogła podjąć interwencję w obronie praw człowieka. I zapewniam, że pomimo późniejszych poczynań Blaira w Iraku, oczywiście negatywnych bo bezsprzecznie wojna w Iraku była agresywna i niezgodna z prawem międzynarodowym, trzeba pamiętać, że Tony Blair sformułował wtedy bardzo realistyczne warunki, które później znalazły odzwierciedlenie w raporcie grupy powołanej przez sekretarza generalnego ONZ, Kofiego Annana. A współprzewodniczącym tej grupy był Gareth Evans, twórca pojęcia responsibility to protect, czyli ta druga osoba, z którą współpracowałem. Muszę zaprotestować przeciwko idealistycznej tendencji publicystów do uśmiercania istoty odpowiedzialności za ochronę, po Syrii i po Libii. Komentatorzy często przekonują, że skutkiem braku interwencji było ludobójstwo i tragiczna sytuacja w Syrii, a to oznacza straszliwą porażkę. Patrzenie na R2P tylko z dziennikarskiego, publicystycznego punktu widzenia jest interpretacją zupełnie niewłaściwą. Responsibility to protect jest przede wszystkim zasadą normatywną normą, która jest niezwykle pragmatyczna. Są określone wymogi, które zostały sformułowane na potrzeby tej procedury dla interwencji z użyciem siły, dopuszczonych jako absolutna ostateczność. Najpierw trzeba ocenić, jak poważne będą szkody po operacji, interweniujący muszą mieć plan działania i bardzo dokładnie ocenić intencje, co do tego nie ma wątpliwości. Konieczny jest polityczny pomysł na zażegnanie konfliktu, i trzeba przewidzieć, jak będzie wyglądać docelowe rozwiązanie. Co nastąpi po konflikcie, jak będzie wyglądało dane państwo? Użyte środki muszą być proporcjonalne, i wreszcie nieodzowny jest bilans konsekwencji. Jeżeli pomyśli się o tych kilku kryteriach z perspektywy decyzji politycznej, to okażą się one bardzo pragmatyczne. To, że interwencje są częste, to nie jest dobry pomysł. Jest jeszcze jedna możliwość interpretacji, wielu twierdzi, że odpowiedzialność za ochronę to koncepcja, która fundamentalnie zmienia stosunki międzynarodowe. Wychodzi jednak na to, że z punktu widzenia prawa, nie zmienia nic. Różnica polega na tym, że inaczej definiuje się odpowiedzialność państwa. Co to oznacza? Suwerenność nie jest postrzegana tylko jako przywilej, ale jako odpowiedzialność wobec ludzi, więc na poziomie prawa międzynarodowego nic się nie zmienia. Bardzo często spotyka się taką tezę, że emerging five, czyli swego czasu BRICS Brazylia, Rosja, Indie, Chiny cały czas kontestowały odpowiedzialność za ochronę. To nie jest prawda. Odpowiedzialność za ochronę nie jest ideą Zachodu. Ukuła ją komisja, która była spectrum wybitnych ludzi z całego świata, i tę zasadę zaaprobowało w 2005 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ, czyli wszystkie państwa świata. Spór powstał dopiero w trakcie wdrażania responsibility to protect, o to, w jaki sposób można uzasadnić i legitymizować wystąpienie zbrojne oraz jakie mogą być jego faktyczne skutki. Warto wspomnieć, że pojawiły się w międzyczasie dwie bardzo ciekawe inicjatywy. Jedna ze strony Brazylii responsibility while protecting, dotyczyła

106 LEKCJE Z ALEPPO BARTŁOMIEJ NOWAK sposobu, w jaki należy chronić interwencję, jeśli już do niej dojdzie, a także zakresu odpowiedzialności interweniujących. I druga bardzo podobna propozycja Chin, która się nazywała: odpowiedzialna ochrona. Były to dwa projekty modyfikacji. Natomiast kazusy, które chciałbym porównać, to Libia i Syria. Do 2011 roku, do zajść w Libii, metoda responsibility to protect była wielokrotnie i skutecznie stosowana na poziomie prewencji. Rada Bezpieczeństwa daje legitymację R2P, czyli zgodę muszą wyrazić także Rosja i Chiny. I tak działo się nie raz, przede wszystkim w Afryce, ale również w Azji. W 2011 roku po raz pierwszy doszło do sytuacji, kiedy Rada Bezpieczeństwa, włącznie z Chinami i Rosją, zgadza się na użycie siły zbrojnej w celu ochrony ludności. I był taki mandat, choć trochę węższy, bo dotyczył kwestii utworzenia no-fly zone przestrzeni zamkniętej dla lotów. Jednak nastąpiła interwencja zbrojna w Libii, ponieważ nikt nie miał wątpliwości, włącznie Rosją i Chinami, a także Indiami i Brazylią, które wtedy jeszcze były w Radzie Bezpieczeństwa, że to jest przypadek masowych zbrodni wojennych z winy Kadafiego. Nastąpiło uderzenie zbrojne głównie ze strony trzech państw: Francji, Wielkiej Brytanii, wspartych przez Stany Zjednoczone, ale również włączyły się Włochy. Zawiązała się minikoalicja państw NATO, w ramach której doszło do rozszerzenia mandatu Rady Bezpieczeństwa. W przeciwnym razie Kadafi straciłby życie, a okazało się, że wąski mandat Rady Bezpieczeństwa spowodował zmianę reżimu, po angielsku nazywa się to regime change. I rzeczywiście po tym precedensie porozumienie w sprawie odpowiedzialności za ochronę zostało zburzone. Na czym polegał błąd? Stało się oczywiste, że aby efektywnie ochronić ludność cywilną w Libii przed Kadafim, trzeba było obalić reżim, nie było innej możliwości. To był wybór zero-jedynkowy. Jeżeli wystąpił błąd, to taki, że państwa Zachodu, nie zwróciły się o rozszerzenie mandatu do Rady Bezpieczeństwa, czyli Rosja, Chiny i Brazylia nie brały udziału w konsultacjach, tylko wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jakie wnioski wyciągnięto? Nie zdyskwalifikowano responsibility to protect, natomiast narodziła się potrzeba ustalenia odpowiedzialności w trakcie misji, czyli określenie, jakich zasad należy przestrzegać, aby w razie konieczności użycia siły, operacja zbrojna miała pełną legitymację Rady Bezpieczeństwa i pozostałych państw. To jest niezmiernie ważne. Ani Rosja, ani Chiny nie zakwestionowały istoty R2P. Co więcej, chyba nie wszyscy wiedzą, ile razy responsibility to protect przywołano rezolucjach Rady Bezpieczeństwa ONZ od czasu konfliktu w Libii. Bardzo dokładnie to policzyłem: 35 razy. O czym to świadczy? O tym, że to się stało normą, językiem, którego używa się w Radzie Bezpieczeństwa, gdy jest mowa o problemach ochrony ludności na świecie, zatem to nie koniec responsibility to protect, jak niektórzy myśleli. Syria, to według mnie to najlepszy przykład, w którym responsibility to protect nie ma zastosowania. Wydarzenia w Syrii nie są uzasadnianiem dla wprowadzenia procedur odpowiedzialności za ochronę, dlatego że połowa wspomnianych wcześniej kryteriów nie była spełniona. Syria

LEKCJE Z ALEPPO BARTŁOMIEJ NOWAK 107 jest znacznie bardziej skomplikowanym terenem niż Libia, więc w Libii można było interweniować, w Syrii nie. I chcę podkreślić, nie było żadnego poważnego głosu na świecie, który mówiłby o użyciu siły w Syrii. To były po prostu kompletnie inne warunki. Warto pokrótce przypomnieć rzeczywistość polityczną przed kryzysem w Syrii. Obama powiedział o czerwonej linii, Asad użył broni chemicznej. Kiedy Asad użył broni chemicznej, to więcej ofiar było wśród jego żołnierzy niż po stronie rebeliantów, okoliczności były bardzo niejasne, w dodatku, duża część opozycji, która walczyła z wojskami Asada, była już wtedy przejęta przez dżihadystów. Była to bardzo duża komplikacja. W tej sytuacji parlament Wielkiej Brytanii odmówił Davidowi Cameronowi legitymacji do działań. Prezydent Obama i cały jego zespół byli zszokowani. Obama o czerwonej linii mówił w piątek i potem kongresmeni rozjechali się do swoich okręgów wyborczych. Przez weekend wszyscy zrobili badania opinii publicznej w swoich okręgach i wrócili do Waszyngtonu w poniedziałek. Wtedy Obama nie miał nawet cienia wątpliwości, że ta interwencja nie nastąpi. Gdy zwrócił się do Kongresu, bo nawet wśród demokratów nie miał poparcia, nikt nie chciał interwencji. I to był bardzo jaskrawy przykład Obama obiecał wyjście z Iraku i Afganistanu, a nagle okazało się, że to nie jest takie proste. A na dodatek state building czy, co niektórzy mylnie nazywają nation building, jest niesłychanie skomplikowanym procesem, który zajmuje lata, jeśli nie dekady. Stany Zjednoczone po okresie, kiedy wycofywały się z Iraku i Afganistanu, musiały wrócić do Iraku i Afganistanu, w związku z tym jakiekolwiek zaangażowanie w Syrię byłoby czystym szaleństwem. A bez USA misja w takim terenie nie ma żadnych szans. Uważam, że kazus Syrii wpłynął na obecny stan rzeczy, jeszcze raz podkreślam, że nikt w Radzie Bezpieczeństwa nie kontestuje założeń odpowiedzialności za ochronę. Jednak sposób jej sprawowania to zupełnie inna materia. Odpowiedzialność za ochronę zawładnęła językiem i sposobem myślenia o pewnych normach międzynarodowych. Już teraz są trzy wyzwania, którym w przyszłości będzie musiała sprostać ta idea. Po pierwsze jest to konsolidacja normy, doprecyzowanie jej w wielu obszarach. Po drugie powinien powstać pewien katalizator działań instytucjonalnych, dotyczy to zarówno Rady Bezpieczeństwa, jak i przede wszystkim organizacji regionalnych. Dotychczas dało się zaobserwować niezwykłą wręcz regionalizację w rozwiązywaniu konfliktów. W Afryce numerem jeden nie jest ONZ, tylko Unia Afrykańska, i to jest bardzo widoczne przy łagodzeniu napięć w wielu krajach. Trzeba faktycznie zinstytucjonalizować te działania i wdrożyć responsibility to protect jako normę w organizacjach międzynarodowych. A trzecie wyzwanie to ramy dla działań prewencyjnych niezmiernie ważne bo historia Syrii pokazała, że w zakresie zapobiegania konfliktom trzeba robić dużo więcej. Pragnę dodać, że jeżeli.nowoczesna kiedykolwiek będzie odpowiedzialna za politykę zagraniczną, to zaproszę reprezentacje wszystkich stron sceny politycznej do utworzenia centrum do spraw odpowiedzialności za ochronę. Istnieje przecież sieć międzynarodowa, centrum, a Polska w nich

108 LEKCJE Z ALEPPO BARTŁOMIEJ NOWAK nie uczestniczy, i na forum ONZ-u Polska nie występuję niestety w grupie przyjaciół responsibility to protect, co uważam za poważny błąd. Chciałbym jeszcze odnieść się do jednego wątku, międzynarodowej odpowiedzialności karnej, bo jest bardzo ciekawy. Sądownictwo międzynarodowe czy też Międzynarodowy Trybunał Karny. Jestem wielkim zwolennikiem Trybunału, jednak działalność w obszarze responsibility to protect dowodzi, że że idee muszą być pragmatyczne pokazują to też przykłady Libii i Syrii. Wydanie listu gończego za Kadafim sprawiło, że dyktator miał wybór zero-jedynkowy. Musiałby albo wybić ludzi, albo trafiłby do Hagi. To jest bardzo poważny problem w którym momencie Międzynarodowy Trybunał Karny powinien działać. Z jednej strony jest chęć osądzenia zbrodniarzy wojennych, jakim niewątpliwie był Kadafi, a z drugiej świadomość, że to może wcale nie pomóc w przezwyciężeniu kryzysu. Kolejny dylemat moralny dotyczy rozważań o przyszłości politycznej Syrii i możliwych scenariuszy. Grozi nam de facto rozpad Syrii, i to będzie mieć olbrzymie konsekwencje dla całego regionu. A jakie są alternatywy? Prawdopodobnie będzie trzeba w jakiś sposób legitymizować mordercę, czyli Asada. W żadnym momencie tego konfliktu jego pozycja nie była poważnie zagrożona, nie było realnej perspektywy, że Asad straci władzę, chociaż w opinii Stanów Zjednoczonych powinien. Kiedy Stany upierały się przy Asad out, to zagrały źle, bo wtedy Rosja oczywiście musiała zawetować i obstawać, że Asad zostaje, bo to grozi zmianą reżimu, regime change, ale prawdopodobnie Rosja wyciągnęła jednak wnioski z Libii. Są to sprawy, które na poziomie koncepcyjnym wymagają bardzo głębokiego przemyślenia i daleko posuniętego pragmatyzmu. Nowe normy i chęć ich zaaplikowania zderzają się boleśnie z rzeczywistością. Zanim powstał ONZ koncepcją Winstona Churchilla było utworzenie rad regionalnych, i w taki sposób funkcjonował też ONZ. Problem dotyczy reprezentatywności w regionie. W Europie wschodniej Rosja czy Ukraina? Jakie państwo ma być reprezentatywne dla regionu Azji, Indie czy Chiny, Chiny czy Japonia? Sytuacja się komplikuje. Paradoksalnie jednym z najbardziej perspektywicznych obszarów pod względem regionalizacji jest Afryka, która w zaskakujący sposób kopiuje dobre wzorce Unii Europejskiej. Niestety to nie jest eksponowane w prasie, ale to, co się tam dzieje jest bardzo ciekawe nawet w niektórych obszarach można mówić o unii walutowej. Nie ma co liczyć, że Rada Bezpieczeństwa ONZ się zreformuje, tym bardziej w obliczu brexitu już nikt nie nakłoni Wielkiej Brytanii do pozbycia się statusu, który teraz ma. Nie wiadomo dokładnie, jaki będzie wpływ Donalda Trumpa na przyszłość ONZ-etu, pewnie zły, podobnie jak fatalny był dla ONZ kazus George a W. Busha. Doszło do sytuacji, w której Kofi Annan jako urzędujący sekretarz generalny wskazał najważniejsze państwo członkowskie, czyli Stany Zjednoczone, które podjęły interwencje w niezgodzie z prawem międzynarodowym. To był krytyczny moment dla ONZ-etu, bo jeżeli główne państwo członkowskie kwestionuje celowość Organizacji Narodów Zjednoczonych, to niestety jest gigantyczny problem. Pierwsze sygnały ze strony Trumpa

LEKCJE Z ALEPPO BARTŁOMIEJ NOWAK 109 w sprawie ONZ-etu nie były zbyt optymistyczne, zapowiadał znaczną redukcję składki, więc w tym wątku są same znaki zapytania. Czy Unia Europejska będzie w tej sytuacji odgrywać większą rolę? Nie wiadomo. Jeżeli spojrzeć na realne możliwości wspólnoty w dziedzinie polityki bezpieczeństwa i obronności, to owszem, UE wysyła misje cywilne, w tym jest dosyć mocna. Czy potrafi wziąć rzeczywiście odpowiedzialność za bezpieczeństwo? To by wymagało wprowadzenia strategicznej autonomii Europy, czyli rozwiązania, które zostało zapisane w EU Global Strategy Federiki Mogherini. Już samo sformułowanie: autonomia strategiczna wymaga podstawowego, fundamentalnego warunku, o którym mówi się od lat 90. tożsamości. Tożsamość potrzebuje wspólnej percepcji zagrożeń, a tego nie ma w Europie. Zadano mi pytanie o społeczność międzynarodową, odpowiem jako człowiek, który wciąż widzi racjonalne przesłanki do działania, choć rzeczywistość polityczna ostatnio się zmienia. Natura problemów międzynarodowych jest taka, że jeżeli wszystkie państwa wspólnie w wielu dziedzinach nie będą znajdować porozumienia, to odbije się to na ich polityce wewnętrznej. Bardzo dobrze określili to teoretycy globalnych dóbr publicznych przykład: Chiny. Chińczycy nie rozwiążą problemu wyłącznie poprzez zabiegi na poziomie polityki krajowej, bo potrzeba także działań na szerszą skalę. Sprawy bezpieczeństwa stają się coraz trudniejsze, i w bardzo wielu obszarach to widać. Wniosek z tego, że tylko dzięki współpracy międzynarodowej można uniknąć kolejnych kryzysów finansowych. Zdecydowanie potrzeba więcej współpracy międzynarodowej, a nie mniej. To jest bardzo racjonalna przesłanka i oby jeszcze była aktualna. Natura dóbr publicznych, sposób dochodzenia do rozwiązań jest taki, że polityk krajowy tego nie udźwignie. Po to właśnie powstała Unia Europejska, z problemami migracji możemy sobie poradzić tylko wspólnie, z terroryzmem też trzeba walczyć wspólnie. Żadne państwo się nie odgrodzi. Mam nadzieje, że ten racjonalizm myślenia wróci. Zostałem jednak posądzony o zbytni pragmatyzm, a uważam, że to jest moja pozytywna cecha: odpowiedzialność za słowa i za myślenie. W momencie kiedy Rosja bombarduje konwoje i idzie na całość w Syrii, żaden odpowiedzialny polityk nie wprowadzi strefy ochrony lotów przez NATO. Wszyscy wiedzą, że to wymaga politycznego rozstrzygnięcia z Rosją, że demokracje nie są skłonne do takiego hazardu. Przykro mi, jeśli kogoś rozczarowałem, ale jeszcze zdefiniuję, co to znaczy być progresywnym. Jeżeli 90% ludzi skazuje responsibility to protect na wymarcie, to ja widzę 10% szans na przeżycie, z których w przyszłości chciałbym zrobić 20, a później 30. To jest bycie progresywnym i potrzeba do tego dużo pracy. Tak właśnie postrzegam politykę. Polityka to nie jest tylko sztuka robienia tego, co możliwe, ale tego, co pozornie wydaje się niemożliwe. Zgodzę się, że problemem Międzynarodowego Trybunału Karnego jest selektywność, że nie dotyczy wszystkich. Przytoczę ciekawy przykład interpretacji aktualnej dyskusji, co by było, gdyby MTK do tej pory zajmował się wyłącznie praktyką. Owszem, wielkie poruszenie panuje od dawna,

110 LEKCJE Z ALEPPO BARTŁOMIEJ NOWAK bo Afryka wypisuje się w odwecie za nadmierną wybiórczość Trybunału. Jednak należy pamiętać, że wszystkie procesy, które się toczyły, były wszczynane na wniosek regionalnych organizacji afrykańskich. Chcę przez to powiedzieć, że wystarczająco długo żyję, aby wiedzieć, że nie ma czarno-białych sytuacji. Odpowiedzialność polityków polega na podejmowaniu mądrych decyzji w sytuacjach, z których nie ma dobrego wyjścia. Prawa człowieka są niezmiernie ważne. Jak potoczy się debata i czy jako Zachód jesteśmy w stanie przedstawiać progresywną agendę na rzecz praw człowieka? Sądzę, że inne regiony niezachodnie na świecie zakwestionują trzecią deklarację, czyli prawa mniejszości. Uważam, że tu debata się otwiera i przybiera niekorzystny obrót, również ze względu na nasze własne grzechy. A tym, co zredefiniuje wcześniejsze ustalenia w odniesieniu do praw człowieka w ogóle, począwszy od Zachodu, będzie problem: bezpieczeństwo versus prawa człowieka. To jest jedno z najbardziej fundamentalnych wyzwań, i chciałbym, abyśmy jako ludzie progresywni podjęli je wspólnie. Wiadomo, że to będzie niespotykanie ciężkie zadanie dla wszystkich, zarówno dla polityków, jak i dla organizacji pozarządowych. Proszę zwrócić uwagę, że Rosja nie przyznaje się do swoich zbrodni, na forum publicznym zaprzecza, że robi to, co robi. A to oznacza, że doskonale wie, że to nie jest akceptowalna norma, więc nie chce się przyznawać. Jeszcze odnośnie do konfliktu między ideami a praktyką polityczną mogę podać przykład mojej wykładowczyni z Kennedy School, Samanthy Power, która do niedawna była ambasadorem Stanów Zjednoczonych przy ONZ-ecie, i która była klasyczną interwencjonistką. Napisała fenomenalne książki, za jedną dostała nagrodę Pulitzera. Myślę, że dzisiaj jest w kompletnie innym miejscu. Trzeba podchodzić z pokorą do rzeczywistości, a to jest jedna z największych wartości, jakich mogą nauczyć się akademicy i politycy. Do polityki wnosi się zestaw koncepcji, które później podlegają modyfikacjom, ale cały czas myśli się kategoriami szerszymi, niż myślą tradycyjni politycy, i tego nam wszystkim życzę.

112 CZĘŚĆ VII EURO W CZASACH EUROSCEPTYKÓW 12 CZERWCA 2017 W obliczu możliwych reform Unii Europejskiej do polskiej debaty publicznej wraca pytanie o przyjęcie przez Polskę wspólnej waluty euro. Mimo powszechnego zadowolenia z członkostwa w UE, niewielu Polaków wykazuje wolę głębszej integracji ze strukturami europejskimi, dotyczy to także zastąpienia złotówki przez euro. Tymczasem coraz wyraźniej rysuje się scenariusz, w którym państwa należące do strefy euro stanowić będą jądro, w którym przyśpieszą procesy integracyjne, pozostawiając pozostałych członków UE na marginesie. Sytuacja ta stanowi wyzwanie dla wszystkich sił politycznych chcących utrzymać Polskę blisko europejskiego centrum. Jak w takiej sytuacji wyglądają perspektywy przystąpienia Polski do strefy euro? Jakie są argumenty za i przeciw euro? Czy argumenty polityczne będą dominować nad ekonomicznym rachunkiem zysków i strat? Jaką strategię powinna obrać w ciągu najbliższych lat Polska, aby zminimalizować zarówno ekonomiczne ryzyko przyjęcia euro, jak i polityczne konsekwencje pozostawania (przynajmniej na razie) poza strefą? A może powinniśmy jak najdłużej trzymać się złotówki?

113 RAFAŁ WOŚ dziennikarz i publicysta ekonomiczny, od 2015 roku związany z tygodnikiem Polityka ANNA GROMADA ekonomistka i socjolożka, członkini Zarządu Fundacji Kaleckiego

114 RAFAŁ WOŚ EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW Lewica w Polsce, a szczególnie frakcja progresywna, powinna zniegrzecznieć. Jest taka książka dla dzieci o Strusi i Łysolu, napisana przez Marcina Wichę, i tam grzecznej Strusi, prymusce założono grzecznościomierz. Gdy dziewczynka coś niegrzecznego powie albo pomyśli, tamto urządzenie pika i nalicza karne punkty. Na szczęście pojawia się w jej życiu okropny pies Łysol, który sam się przedstawia jako trener niegrzeczności i jakoś tę biedną Strusię wyprowadza na ludzi. właśnie coś takiego czeka lewicę w Polsce, tak naprawdę obóz progresywny, który musi przejść z punktu A do punktu B, a jednocześnie zmierzyć I się czyhającymi po obu stronach drogi strasznymi potworami konkurentami politycznymi które usiłują dosięgnąć go swoimi mackami. Jak obóz progresywny za bardzo zbliży się do któregoś z tych dużych ugrupowań z jednej strony są liberałowie, a z drugiej prawica to go zjedzą. I zawsze było do tej pory tak, że lewica szła za blisko obozu liberalnego, który zjadał ją na przystawkę. Oczywiście oficjalnie obowiązywała wersja, że tak naprawdę specjalistą od smażenia przystaweczek jest kto inny, a lewica jest naturalną przybudówką frakcji liberalnej. W polityce zagranicznej i w wymiarze europejskim to też musi nastąpić, tzn. lewica musi zhardzieć, bo to sprawi, że będzie w stanie znaleźć bezpieczny korytarz, by pomiędzy tymi dwoma obozami dojść do swojego celu, którym jest po prostu polityczne zaistnienie. Na razie obóz progresywny istnieje tylko teoretycznie w dyskusjach, żyje w naszych sercach, ale nie funkcjonuje w praktyce, i to musi się zmienić. W polityce zagranicznej tupet musi się przejawiać w tym, że lewica się nauczy stanowczości w sprawach dotyczących Europy. Dotychczas lewica w wielu sytuacjach, w tym w dyplomacji zachowywała się jak ta prymuska, która zawsze była proeuropejska, właściwie nie zadawała pytań, odrzucała wszelkie wątpliwości i dosyć łatwowiernie przyjmowała argumenty. Generalnie nie tylko w Polsce, lecz także na Zachodzie Europy, lewica w epoce neoliberalnej często dawała się uwieść tej pięknej, ale nieprawdziwej

EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW RAFAŁ WOŚ 115 historii o tym, że już teraz społeczeństwo jest bezklasowe i można mówić, że Polakom się udało i dobrze się powodzi. Jednak to nie jest do końca takie proste, ponieważ jednym się udało, innym się nie udało na tym właśnie polega zdolność do analizy, choćby w kategoriach klasowych wyposażenia w różnego rodzaju kapitały. Trzeba wiedzieć, jakie warunki sprzyjają temu, że się niektórym się dobrze układa, a innym się nie udaje. Bardzo podobna z tej serii była opowieść o Unii Europejskiej, której dotyczą aż dwa mity. Pierwszy z nich jest o społeczeństwie bezklasowym mówiono my, Europejczycy, co miało sugerować, że nie ma już walk klasowych, nie występuje konflikt interesów. Drugi mit żyjemy w postnarodowym kraju. Oba okazały się nieprawdziwe, choć obozowi progresywnemu bardzo często przyświecały szczytne idee Unia Europejska jako pragmatyczne rozwiązanie wewnątrzeuropejskich konfliktów. Tygiel kultur czy współpraca młodzieży to są koncepcje piękne i godne poparcia. Niestety zbyt często na tym kończyła się analiza, tzn. nie dostrzegano albo ignorowano, że przyjęty sposób integracji europejskiej przynajmniej od początku lat 90., odkąd funkcjonuje Unia Europejska, był mocno sprzężony z myśleniem neoliberalnym i to jest bardzo trudno rozdzielić. Na szczęście w Polsce w ostatnich latach rozpoczęto debatę o transformacji, o jej dorobku, a lewica przestała się dawać zamykać w tej klatce i utwierdzać w przekonaniu, że przemiany świetnie wyszły. Lecz potrafiła wyczuć i znaleźć odpowiedni język, by wyrazić, że transformacja była zjawiskiem bardziej ambiwalentnym. Także integracja europejska musi być przedmiotem krytycznej analizy, co oczywiście nie znaczy, że obóz lewicowy po przepracowaniu tego tematu musi koniecznie wylądować na pozycjach jednoznacznie eurosceptycznych. Tak samo jak reinterpretacja transformacji nie spowodowała, że nagle lewica stała się PiS-em bis. Należy się skoncentrować na szukaniu, mówieniu odpowiednim językiem, znajdowaniu własnych argumentów, aby właściwie różne zjawiska skrytykować. Jest to w pewnym sensie świadectwo dojrzałości. Trzeba się za to zabrać w kwestiach europejskich, bez tego nie da się ruszyć z miejsca. Konkretnie w rzeczywistości ta śmiałość będzie bardzo zależała od dynamiki politycznej i od kierunku dyskusji, ponieważ przyszłość strefy euro i Unii Europejskiej następnej dekadzie jest wciąż sprawą otwartą. Inaczej wyglądałaby ta debata, gdyby wybory we Francji wygrała Marine Le Pen albo kandydat skrajnej lewicy Mélenchon. A jak będzie wyglądała z prezydentem Macronem? Różne czynniki zewnętrzne będą wyznaczać priorytety, i od nich zależy, jak to będzie przebiegało w praktyce. Ważna jest również kwestia naszego statusu i podejście lewicy do zagadnień związanych ze strefą euro, więc chyba najkorzystniej byłoby prowadzić działania na wielu poziomach. Trzeba zacząć rzeczywiście od krytycznego przepracowania integracji, żeby się nie bać mówić o niedoskonałościach projektu europejskiego, często o jego wadach, niesprawiedliwości i o tym, że wielokrotnie był to proces chaotyczny. To jest podstawa, i z tą świadomością trzeba iść dalej i nie tracić tego kompasu w drodze do celu, do którego chce się dążyć. Trzeba śmiało podejmować wyzwania, które się będą pojawiać. Temat polskiego członkostwa w strefie euro może się ewoluować w najróżniejszy sposób. Przy założeniu, że nadal będzie aktualny scenariusz, taki jak

116 EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW RAFAŁ WOŚ w ostatnich ośmiu latach, to nie ulega raczej wątpliwości, że w Polsce rośnie obóz przeciwników wejścia do strefy euro. Na tę niechęć składa się wiele przyczyn kryzys w unii walutowej, słabość europejskich instytucji itd. Spadające zaufanie do strefy euro w Polsce sprawiało, że nie podejmowano dyskusji, tylko poszerzała się grupa ludzi wyborców, polityków, komentatorów którzy uważali, że generalnie przyjęcie wspólnej waluty byłoby posunięciem praktycznym, ale nie w tym momencie albo nie w ten sposób. Najcelniej wyraził to Marek Belka w odpowiedzi na pytanie, czy Polska powinna wejść do strefy euro niech najpierw strefa euro poradzi sobie ze swoimi problemami. I to była wykładnia przejęta przez przeważającą część polskiej klasy politycznej, oprócz pewnej wąskiej grupy zwolenników, najzagorzalszych entuzjastów wprowadzenia euro. Oczywiście ta sytuacja zmienia się, gdy nadchodzą sygnały z zachodnich stolic, że utrzymanie tego status quo nie będzie możliwe, tzn. prawdopodobnie pojawi się presja formalna lub nieformalna ze strony dużych krajów Zachodu Europy, żeby Polska przyjęła wspólną walutę. To wcale nie jest nieprawdopodobne nawet logiczne po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Polska jest największym państwem członkowskim, które nie posługuje się wspólną walutą. Jest to duży obszar ekonomiczny, też w znaczeniu symbolicznym, który nie może tak po prostu uciec w jakiś opt-out oparty na zasadzie my nie pytamy, wy nie mówicie. Model szwedzki chyba się nigdy w polskich warunkach nie przyjmie. W Szwecji czy Danii takie podejście jest możliwe, jednak w Polsce się nie sprawdza. I prawdopodobnie elity polityczne staną przed tym problemem, jak sobie poradzić, z coraz mocniejszymi naciskami, które będą oczywiście połączone z łagodnym szantażem. Trzeba się liczyć z nagabywaniami, że jest wreszcie okazja, żeby pokazać, że faktycznie jesteśmy prawdziwymi Europejczykami, ale decyzja należy do nas. Ta okoliczność sprawi, że obóz polityczny będzie musiał zająć określone stanowisko, nie tylko frakcja progresywna, ale wszystkie siły. Lecz argumentacja, sposób myślenia czy pomysły obozu lewicowego są teraz najbardziej interesujące. Dwie odpowiedzi będą możliwe, jedna zachowawcza nie, dziękujemy, my postoimy z boku i poczekamy, co się wydarzy to prawdopodobnie wariant rządu PiS-u, dla którego Unia Europejska nie jest jednak wrogiem ani pierwszoplanowym zmartwieniem, które zaprząta umysł Jarosława Kaczyńskiego. Zatem nie należy się spodziewać, że pod rządami PiS-u w sposób skoordynowany nastąpi próba sprowadzenia Polski ze ścieżki ku euro. Raczej może być odwrotnie, tzn. pod wpływem nacisku UE na Polskę, żeby dołączyła do strefy, może dojść do kolizji i wykolejenia, jeśli rząd zostanie wciągnięty do gry, i liczący się zawodnicy będą stawiać ultimatum (wchodzicie albo jesteście skończonymi durniami), a rząd polski będzie brawurowo licytował. I nastąpi to atmosferze co jest znaczące w obozie prawicowym braku zainteresowania sprawami europejskimi. Jest w tej frakcji kilkoro ludzi, którzy jakoś tę Europę czują, zajmują się nią i mają rozeznanie. Jednak większość traktuje Unię jako poboczny temat, drobne, marginalne zmartwienie, i wiele wskazuje na to, że taki właśnie będzie kierunek dalszych działań oraz będzie dominować postawa skoro inni podjęli decyzję, to już nie jest nasz cyrk

EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW RAFAŁ WOŚ 117 i nie nasze małpy. Tę drogę obierze część polskiej opinii publicznej, a debata będzie się toczyła również w ten sposób. Dla lewicy raczej nie jest to szansa, aby się przebić, ze względu na ryzyko zbyt dużego przechyłu w prawo i wówczas konserwatyści zdominowaliby lewicę. Raczej należałoby spróbować zagrać w tę grę o nazwie Euro, ale trzeba odwrócić kolejność, czyli nie dopiero po wejściu do strefy dynamicznie reagować na sytuację, tylko przygotowania i przystąpienie do unii walutowej muszą zostać poprzedzone eksplicytnym udziałem Polski w dyskusji o przyszłości strefy euro. W związku z tym dla lewicy naturalnym postulatem jest wyłożony w książce Warufakisa model wmontowania do systemu strefy euro tzw. mechanizmów recyklingu nadwyżek handlowych. To jest kamień filozoficzny coś, co mogłoby rozładować wiele napięć, które narosły w Unii, i które będą narastać z powodu konstrukcji strefy euro. Brak tego mechanizmu generuje dalszy rozłam, kraje silniejsze będą kumulować nadwyżki, a państwa biedniejsze będą się zadłużać. Wskutek tego pogłębi się kryzys polityczny i socjalny oraz zwiększy deficyt zaufania do strefy euro jako wielkiej idei. Jak było wszystko w porządku, jak niebo było jasne, to wydawało się, że wszyscy zmierzają w określonym kierunku i obowiązuje zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Oczywiście każdy kraj miał także własne, drobne interesy, ale generalnie nikt we wspólnocie nie był zdany tylko na siebie you will never walk alone. Niestety wydarzenia lat 2012 2016 pokazały, że jednak rama strefy euro słabnie i Grecy mogą być zmuszeni radzić sobie sami, muszą ulegać jak głosi tytuł książki Warufakisa. To bardzo realny problem, który obecnie trawi Unię Europejską, więc każda progresywna siła i to niezależnie od pochodzenia jest ważna. Polsce przecież bliżej mimo wszystko do znalezienia się w sytuacji takiej jak Grecja niż na miejscu Niemiec, lecz nawet gdy pominie się aspekt proweniencji, to w naszym interesie są działania progresywne. Nazywanie Polski krajem Północy Europy było zdecydowanie na wyrost. I jeżeli Unia Europejska ma być progresywna, to po prostu mechanizm braku solidarności trzeba usunąć i zastrzec. Podczas negocjacji należy bardzo wyraźnie podkreślać, że to jest warunkiem kolejnych kroków. Zatem po wyłożeniu kart na stół to powinno być osią strategii polskiej lewicy wobec strefy euro na najbliższe lata i też sposobem odróżnienia się od obozu prawicy, który będzie operował trochę innymi argumentami. Czy to zostanie przyjęte, zależy od dalszych losów polskiej lewicy. Polityka zagraniczna nie jest przecież kluczową kwestią w kreowaniu samoświadomości czy samoprezentacji obozu progresywnego. Nigdy zagadnienia związane z polityką zagraniczną nie są pierwszoplanowymi elementami kampanii wyborczej, więc walka o władzę będzie się odbywać na innych polach. Poruszanie się naprzód pomiędzy dwoma potworami, które usiłują zarzucić macki konkurencyjnymi blokami politycznymi jest uwarunkowane przez wiele czynników i obszarów politycznych. Niemniej taktyka dyplomacji też będzie częścią tego procesu, więc oby się lewicy i obozowi progresywnemu udało. Lewica, która pozwala sobie narzucić określone rozwiązania, jest właśnie taką grzeczną dziewczynką, która mimo że ma zastrzeżenia ulega,

118 EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW RAFAŁ WOŚ bo chce być europejską prymuską. To nie jest dobra opcja, choć zawsze się w Polsce znajdą tacy, który będą chcieli tak robić z najróżniejszych przyczyn. Jeśli siła lewicowa ma kiedykolwiek mieć coś do powiedzenia, to musi zhardzieć. I to się już sprawdziło dopiero jak Donald Trump przestraszył Europę, to establishment się zmitygował, przyznał do błędów i wyłączył się do dyskusji. Ponadto jest to kolejny dowód, że trzeba porządnie potrząsnąć elitami, by dojrzały do oczywistych spraw. Już Keynes przekonywał, że wspólny obszar walutowy nie będzie funkcjonował bez mechanizmu recyklingu nadwyżek, bez dzielenia się przez bogatych z biednymi. W większości cywilizowanych państw są systemy redystrybucji i predystrybucji progresywnych podatków, np. gdy w USA jest kryzys i sprawia, że bezrobocie w jakimś stanie rośnie powyżej pewnego poziomu, to choć poszczególne stany są niezależne w bardzo wielu dziedzinach (częściowo pod względem podatkowym) bezrobotni dostają pieniądze z funduszu federalnego, a nie jest tak, że dotknięty recesją stan musi sam się z nią uporać. W Unii okazało się, że niby wszyscy należą do wspólnoty, ale jednak można zostawić jakiś kraj z jego problemami. Cóż, to jest cena za to, że w czasach dobrej koniunktury Unii Europejskiej i strefy euro bogaci mogli robić interesy i po prostu się dorabiać. I Niemcy się dorobili na istnieniu unii walutowej. Z wielu analiz wynika, że euro było w ich żywotnym interesie, więc ta nadwyżka handlowa jest skorelowana z istnieniem strefy euro. Niemcy zawsze byli mocni z eksporcie, ale odkąd istnieje unia walutowa, stali się po prostu krezusami eksportowymi. Zatem skoro zbili fortunę, to niech się podzielą z tymi, którym jest trudno. Jak było dobrze, to czerpali profity, a jak jest źle, to nagle niestety odmówili solidarności. Natomiast deal Macron Merkel, wskutek którego Francja się zeszrederyzuje i dopiero potem będzie można reformować Europę, jest tylko potwierdzeniem, że niemieckie elity niczego nie zrozumiały. A model wzrostu oparty o nadwyżki eksportowe, i to jeszcze w ramach obszaru wspólnej waluty, nie jest możliwy do utrzymania się przez długi czas. Jest to model grabieżczy, a niektórzy twierdzą, że taka jest nowoczesna doktryna zubożania sąsiada, bo jeśli na tej zasadzie będzie się funkcjonować przez najbliższe pięć lat, to potem z Europy najprawdopodobniej zostaną zgliszcza. Niestety na tym była oparta gospodarka w ostatnich latach i to porozumienie dowodzi, że nie dokonała się mentalna przemiana największego rozgrywającego polityki europejskiej. Nie przebiła się świadomość, że jeżeli chce się mieć Unię, to trzeba się podzielić wypracowanymi nadwyżkami. Nie sposób pozostać obojętnym wobec zarzutów, że analiza Warufakisa jest jednostronna i że prezentuje tylko specyficzny grecki punkt widzenia. Wcześniej Keynes i Stiglitz mówili o słuszności tego modelu, a Warufakis jako minister finansów wpisał go w aktualny problem, ale argumenty, które podnosił wcale nie dotyczyły tylko Grecji. Jeżeli chce się postawić znak równości a często Warufakis sam się porównuje do Keynesa to jednak trzeba przyznać, że to nie jest tak bardzo jednostronna narracja. Także trzeba uważać, by z drugiej strony nie ograniczać się tylko do perspektywy silniejszego.

EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW RAFAŁ WOŚ 119 Od początku kryzysu upłynęło już 10 lat, a kryzys się jeszcze nie skończył i to z wielu powodów, chociaż wzrost gospodarczy rzekomo wrócił. Po takich doświadczeniach już wiadomo, że wzrostu nie należy fetyszyzować sam wzrost jest pustym hasłem. Historia polskiej transformacji najlepiej to obrazuje mamy świetny wzrost i problem ze spójnością polityczną i integralnością społeczną, bo naród jest podzielony między zwycięzców a przegranych. Wyniki wyborcze też to potwierdzają, a z nimi trudno jest dyskutować. W pewnym sensie te podziały się pokrywają, a optymistycznych wskaźników nie można przeceniać, gdyż model eksportowy w dłuższym okresie jest nie do utrzymania. Bezrobocie spadło, lecz kosztem prekaryzacji rynku pracy i osłabienia wartości pracy względem kapitału. Nie można nie zauważyć, że prekaryzacja jest realnym problemem współczesnej Europy. Powstaje pytanie, skąd brać impuls do popytu wewnętrznego, skoro jednocześnie dąży się do reform. Ogólna konkluzja jest taka definicją obłędu według Einsteina jest powtarzanie wciąż tego samego w nadziei uzyskania innego rezultatu jeżeli dla Europy wyjściem z kryzysu ma być deal Merkel Macron, a neoliberalny wzorzec ekonomiczny, który był przyczyną wybuchu kryzysu zostanie jeszcze narzucony drugiej największej gospodarce Europy, to jest to chyba obłęd.

120 ANNA GROMADA EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW Czy naprawdę jesteśmy eurosceptykami? Skąd to wiadomo? Jak to zmierzyć. Z czego może to potencjalnie wynikać? Zacznijmy od badań opinii. ĖĖ RYS 1. STOSUNEK DO INTEGRACJI WŚRÓD OGÓŁU BADANYCH 100% 90% ZWOLENNICY 80% 70% 60% 50% 40% 30% 20% PRZECIWNICY 10% 0% NIEZDECYDOWANI VI 1994 V 1995 V 1996 IV 1997 V 1998 V 1999 II 2000 III 2001 I 2002 I 2003 I VI 2004 II 2005 I 2006 I 2007 IV 2008 I 2009 IV 2010 IV 2011 I 2012 II V 2013 I 2014 X IV 2015 X II 2016 Źródło: CBOS jednej strony widać (Rys. 1), że Polacy są entuzjastycznie nastawieni do Z integracji europejskiej. W historii badań poparcie w najgorszym razie spadło do pięćdziesięciu kilku procent, zaś najlepsze notowania dochodziły do 90%, i pozostają takie do dzisiaj. Stosunek do Unii Europejskiej jest widoczny w zadowoleniu z pracy Parlamentu Europejskiego, który jest dobrze oceniany przez 50 60% Polaków. Podobnie dobrze oceniana jest Komisja

EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW ANNA GROMADA 121 Europejska. Co ciekawe o Brukseli Polacy mają zdecydowanie lepszą opinię niż o Wiejskiej. Aż 80% respondentów jest nastawionych negatywnie do krajowego parlamentu. Jednak do prostych porównań takich jak oceny obu parlamentów, trzeba podchodzić z ostrożnością. Trawa często wydaje się zieleńsza u sąsiadów, a najzieleńsza jest w ONZ-ecie. Z europejskich sondaży społecznych wynika niemalże liniowa zależność: im dalej znajduje się jakaś instytucja, tym lepsze badani mają o niej mniemanie, tak długo jak mowa jest o rozwiniętym świecie zachodnim. Najgorszą opinię mamy o nas samych, lepszą o Brukseli, a najlepszą o ONZ-ecie. Prawdopodobnie wynika to ze znikomej wiedzy respondentów o tym, co się dzieje poza najbliższym sąsiedztwem: ONZ może się kojarzyć z karmieniem głodnych dzieci, podczas gdy Unia Europejska z oddaloną instytucją dającą pieniądze. Czy dobra opinia o Unii Europejskiej przekłada się na chęć dalszej integracji? Prawie połowa Polaków chce pogłębienia integracji, a odsetek ten jest największy od 2009 roku. Trudno jest zatem mówić, że Polacy odwracają się od Unii albo chcą utrzymania status quo. Grupa, która opowiada się za kontynuowaniem integracji (48%) zdecydowanie przeważa nad tymi, którzy przyjmują postawę ambiwalentną (20%) lub uważają, że integracja już zaszła za daleko (24%). Jednak na tle tych danych odmiennie wygląda stosunek Polaków do euro (Rys. 2). Naszemu wielkiemu euroentuzjazmowi towarzyszy skrajnie negatywne nastawienie do wspólnej waluty, mającej obecnie 72% przeciwników. Negatywne nastawienie zaczyna rosnąć od czasu kryzysu finansowego i pogłębia się wraz z kryzysem w strefie euro. Obecnie trudno jest znaleźć zwolenników przyjęcia euro są skupieni w środowisku wyborców.nowoczesnej, w mniejszym stopniu wśród wyborców Platformy Obywatelskiej. ĖĖ RYS 2. CZY ZGODZIŁ(A)BY SIĘ PAN(I) NA ZASTĄPIENIE POLSKIEGO PIENIĄDZA (ZŁOTEGO) WSPÓLNYM DLA WIELU PAŃSTW UE PIENIĄDZEM EURO? (DANE W PROCENTACH) Zdecydowanie tak Raczej tak Raczej nie Zdecydowanie nie Trudno powiedzieć I 2002 35 35 35 35 35 I 2007 19 25 26 20 10 XI 2008 19 28 21 24 8 I 2009 24 28 18 20 10 III 2009 24 29 21 17 9 IV 2010 15 26 24 25 10 III 2011 11 21 29 31 8 I 2012 9 23 25 35 8 VII 2012 10 15 28 40 7 II 2013 10 19 26 38 7 X 2014 9 15 27 41 8 IV 2017 6 16 27 45 6 Źródło: CBOS

122 EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW ANNA GROMADA Wyniki badań opinii warto jednak przefiltrować przez założenia co do wiedzy respondentów na temat, na który wyrażają opinię. Wiedzę ekonomiczną Polaków co trzy lata sprawdza Narodowy Bank Polski, który równocześnie bada jej subiektywne i obiektywne aspekty. W subiektywnej części NBP pyta Polaków, jak sami postrzegają swoją wiedzę ekonomiczną: jedynie 5% ocenia ją dobrze. Obok inflacji, euro wymieniane jest jako jeden z najtrudniejszych do rozumienia tematów. Praktyka socjologiczna pokazuje, że w naszym kręgu kulturowym autokrytycyzm jest rzadki w badaniach sondażowych. W psychologii społecznej zjawisko to nazywa się złudzeniem ponadprzeciętności, a jego najbardziej znanym przykładem są badania Svensona, w których 80% posiadaczy prawa jazdy uznało się za ponadprzeciętnych kierowców. Sytuacje, w których respondenci są krytyczni wobec swoich umiejętności są na tyle rzadkie, że wymagają wyjaśnienia. W tym przypadku nasuwają się mi dwie interpretacje. Jedna z nich zakłada, że ogólnie na świecie, a szczególnie w Polsce, ekonomia prezentowana jest jako umatematyczniona magia, której nikt oprócz kilku profesorów w NBP tak naprawdę nie rozumie. Buduje to dystans do tej dziedziny życia. Druga hipoteza wiąże się z tym, że ludziom łatwiej przyznać się do niewiedzy w dziedzinach, które nie są dla nich ważne i do których nie aspirują. Druga część badania NBP jest to sprawdzian wiedzy. Warto przytoczyć kilka wyników uzyskanych na reprezentatywnej próbie Polaków. Większość z nas uważa, że w Polsce jest podatek liniowy. Na pytanie, czy na sytuację na warszawskiej giełdzie wpływa wyłącznie to, co się dzieje w Polsce, czy może również to, co się dzieje na świecie 52% odpowiedziało, że tylko to, co się dzieje w Polsce. Ponadto 60% jest zdania, że posiadanie karty kredytowej jest równoznaczne z zaciągnięciem kredytu w banku, a 83% ankietowanych nie wie, ile firm obejmuje WIG 20. Jedyne pytanie o euro dotyczyło tego, czy monety w każdym z krajów strefy wyglądają dokładnie tak samo 71% respondentów odpowiedziało błędnie. Podczas debaty o sceptycyzmie wobec przyjmowania euro trzeba się zastanowić w pierwszej kolejności, z czego to nastawienie wynika, skoro sami mówimy, że nie rozumiemy tego zagadnienia, a badania NBP potwierdzają niewiedzę panującą w społeczeństwie. Znajdą się co najmniej trzy wyjaśnienia. Pierwsze dotyczy poziomu symbolicznego. Pieniądz może mieć w języku lewicy wspólnototwórczy, w języku prawicy narodowotwórczy walor. Amerykanie chwalą się ojcami założycielami, Wielka Brytania szczyci się monarchią, Polska jest dumna z Mieszka i Bolesława. A przed chwilą ustaliliśmy, że 71% Polaków nie wie, że wcale nie trzeba pozbywać się tych symboli. Euro jest tak skonstruowane, że rewers monet jest jednolity w całej wspólnocie, natomiast wygląd awersu, tzw. strony narodowej, uzależniony jest od wyboru emitenta, czyli każdy kraj ma prawo umieścić na monetach to, co jest dla niego ważne. Na tym chyba polega istota wartości symbolicznej waluty narodowej. Drugie wyjaśnienie dotyczy wymiaru praktycznego, który zależy od stopnia przywiązania ludzi do waluty narodowej i łatwości przeliczania. Polacy

EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW ANNA GROMADA 123 zapytani o spodziewane skutki przystąpienia do euro mówią o kwestiach łatwo wyobrażalnych z ich punktu widzenia, czyli np. o udogodnieniach podczas podróżowania a nie o zjawiskach makroekonomicznych, takich jak wpływ kursów walutowych na eksport. Jest też poziom trzeci, czyli to, jaką prasę ma w danym momencie waluta obecnie są to skojarzenia z kłopotami. Z analizy dynamiki przyrostu grupy bardzo sceptycznej wobec wspólnej waluty wynika, że ten proces współwystępuje w czasie z kryzysem strefy euro. Skojarzenia z kłopotami występują w dwóch wariantach kryzys strefy euro na przykładzie Grecji oraz niebezpieczeństwo wzrostu cen. Niech za przykład posłuży tu Teuro. W Niemczech od lat odbywa się konkurs na słowo roku i po przystąpieniu RFN do strefy euro plebiscyt wygrała właśnie hybryda Teuro (od teuer drogi). Można dyskutować, czy założenie wzrostu cen jest uzasadnione. Jest ono jednak silne i podzielane również w Polsce, gdzie 80% respondentów uważa, że po przystąpieniu do unii walutowej wzrosną ceny podstawowych produktów. Tak zagadnienie przedstawia się z punktu widzenia respondentów. Natomiast należy się mu również przyjrzeć na poziomie partii. Wśród ugrupowań, które opowiadają się za zostaniem w UE najbardziej euroentuzjastyczna wydaje się.nowoczesna, która wręcz anonsuje przyjęcie euro w 2020 roku. Wydaje się to abstrakcyjne, bo przecież przez dwa lata przed przystąpieniem do strefy trzeba przejść na sztywny kurs wymiany złotówki do euro. W Platformie Obywatelskiej ostatnio doszło do zmiany przywództwa, więc nastąpiła zmiana orientacji. Jednak przez większość czasu politycy tej partii postulowali jeśli nie dążenie do natychmiastowego przyjęcia euro to przynajmniej osiągnięcie stanu gotowości do tego procesu. W tym przypadku gotowość oznacza przede wszystkim spełnianie kryteriów konwergencyjnych z Maastricht, a ponadto teoretyczny rozwój gospodarki i uczynienie jej bardziej konkurencyjną. Wtedy rzekomo euro będzie dla Polski bardziej korzystne. W opozycji do Platformy i.nowoczesnej są PiS, Kukiz 15 oraz Partia Razem. Jednak każda z tych trzech partii inaczej motywuje swój sceptycyzm do wspólnej waluty. Partia Razem podkreśla opozycję wobec przyjęcia euro po pierwsze z powodu konieczności obrony interesów pracowników, a po drugie z powodu braku demokratycznej legitymacji i mechanizmów chroniących mniej konkurencyjne gospodarki. Nie neguje unii monetarnej jako idei, sprzeciw dotyczy strefy w jej obecnym kształcie. Jednocześnie deklaruje, że jeśli unia walutowa stanie się bardziej solidarna, ugrupowanie będzie gotowe ją poprzeć. Tymczasem PiS przeciwstawia się euro z pozycji obrony suwerenności, co jest interesujące choćby w świetle niedawnych wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego o wspólnej armii europejskiej. Natomiast Kukiz 15 postuluje kontrolowany demontaż strefy euro i przekonuje, że nie da się prowadzić wspólnej polityki monetarnej dla takich krajów jak Niemcy i Grecja. Jest

124 EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW ANNA GROMADA to bardzo krugmanowski argument. Paul Krugman wciąż optuje za tzw. optymalną strefą walutową, i oczywiście nie sposób się z tym argumentem nie zgodzić. Można posłużyć się jednak analogią jak Polska może prowadzić jedną politykę walki z bezrobociem, gdy w powiecie bartoszyckim, bezrobocie bywa 9 razy większe niż w Warszawie. Obnaża to mankamenty tego argumentu można go użyć w stosunku do bardzo wielu sytuacji i w niemal każdym kraju. Jeśli pomyśli się o Stanach Zjednoczonych, choć to jest państwo federacyjne, można dowodzić, że różnice pomiędzy np. Connecticut a Kentucky są większe niż te pomiędzy różnymi obszarami strefy euro, więc nasuwa się pytanie, od jakiego poziomu należy indywidualizować politykę. W tych rozważaniach można dojść do punktu, w którym jednostką analizy będzie województwo tak jak w przypadku postulowanej reformy regionalizacji płacy minimalnej w Polsce. Kolejna kwestia to konieczność zabezpieczenia przed spekulacjami: silna waluta musi mieć określony wolumen. Te zagadnienia należy rozważać w szerszym kontekście, który jest wspólny dla wielu współczesnych problemów, np. dla nierównomierności integracji politycznej i gospodarczej. Spójrzmy na problem rajów podatkowych. Oxfam szacuje, że znajduje się w nich więcej pieniędzy niż wynosi PKB Unii Europejskiej. Zatem jest kapitał, który tam dociera, lecz nie ma państwa bądź instytucji ponadpaństwowych, które miałyby możliwość kontrolowania tych środków. Być może ta perspektywa jest też pomocna w myśleniu o strefie euro jako o pewnej hybrydzie. Jest centralny bank bez rządu i rządy bez centralnego banku, które razem jakoś mają sobie radzić z kryzysem finansowym i jego aktorami, takimi jak banki i międzynarodowe korporacje, które są zbyt duże by upaść. Nadszedł czas, by zapytać, co robić dalej. Teoretycznych opcji jest mnóstwo, przywołam tylko kilka. Przy założeniu, że poziomy integracji są niespójne, a integracja polityczna i gospodarcza są nieskoordynowane i wymagają uporządkowania, nasuwa się pytanie: czy lepiej uspójnić w górę czy w dół? W górę, czyli w stronę większej integracji tak, aby integracja polityczna dorównywała integracji gospodarczej. Czy w dół czyli uspójnić integrację na niższym poziomie. W Polsce zwolennikiem uspójniania w dół jest np. konserwatywne środowisko Klubu Jagiellońskiego, które deklaruje postawą proeuropejską, ale nawołuje do rozwiązania strefy euro, aby ratować Unię Europejską. Ponadto przedstawiciele tego środowiska są zdania, że trzeba zlikwidować Parlament Europejski, bo za bardzo promuje ideę tożsamości ponadnarodowej. Znane są też pomysły, żeby wspólnotę bardziej udemokratycznić. Nie wiadomo w jaki sposób i co by miało być podmiotem tego procesu. Niektórzy sądzą, że podmiotem ma być państwo i postulują dążenie do równości krajów. Miejsca w Parlamencie Europejskim są ważone wielkością populacji, ale są grupy, które uważają, że każdy kraj członkowski powinien mieć taką samą liczbę reprezentantów. Oznaczałoby to np. że Niemcy, które są 80 razy większe od Estonii, miałby by tyle samo europosłów. Są też tacy, którzy uważają, że w ogóle nie należy myśleć w kategoriach państwowych, tylko obywatelskich. Obywatel powinien być jednostką analizy, i warto

EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW ANNA GROMADA 125 się zastanowić, jak go słuchać albo w sposób bezpośredni, czyli przez referenda, albo w sposób pośredni, czyli przez nadanie większych prerogatyw tym, którzy są wybierani przez obywateli, np. Parlamentowi Europejskiemu. Jest cała seria pomysłów, jak reformować strefę euro. Jednym z najskromniejszych jest wprowadzenie minimalnej transparentności. Ten temat można było śledzić choćby przy okazji debaty o TTIP-ie, czyli porozumieniu handlowym pomiędzy USA i UE, podczas której jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii był brak wiedzy o tym, co jest negocjowane. Nie sposób zdecydować, czy być za czy przeciw, gdy niejasne jest, o co toczy się gra. A im coś jest bardziej niedostępne, tym bardziej pogłębia się przepaść między dużym biznesem a resztą społeczeństwa. Nie inaczej było w tym przypadku, kiedy 92% konsultacji treści TTIP prowadzili korporacyjni lobbyści, a tylko 4% organizacje obywatelskie. Należy mieć nadzieję, że te kilka bardzo prostych pomysłów pozwoli ożywić dyskusję nad tym, co zrobić dalej. Trzeba się również zastanowić, jaka powinna być komunikacja. Zawsze zależy to od celu, więc należy go określić. Warto jest organizować euroentuzjastów na rzecz projektu europejskiego, którym jest Unia. W idealnym, teoretycznym świecie dobrze jest wyobrażać sobie w samym sercu Europy Polskę, która jeszcze przez dosyć długi okres zachowałaby złotówkę. Natomiast w praktyce trzeba się przygotować na wybór między dwiema opcjami. Zachowanie złotówki wydaje się korzystne ze względu na pewien konflikt pomiędzy inflacją a bezrobociem strefa euro jest skonstruowana w sposób, który wykazuje silniejszą awersję do inflacji. Być może wynika to z doświadczeń niemieckiej traumy hiperinflacyjnej z międzywojnia, która była uważana za jeden z czynników wynoszących nazistów do władzy. A może jest to zwyczajna różnica interesów, tzn. ten, kto ma duży kapitał, się boi inflacji, bo ona spala kapitał. Można zaryzykować stwierdzenie, że przez ostatnie 28 lat III RP, z wyjątkiem pierwszych kilku lat, to bezrobocie było ważniejszym problemem niż inflacja. W 2017 roku wygląda to trochę inaczej, mamy rekordowe 16 milionów ludzi na rynku pracy, ale trzeba pamiętać, jak niezwykła jest to sytuacja z perspektywy ostatniego ćwierćwiecza. Istotny jest jeszcze jeden argument: inflacja i bezrobocie nie mają takiego samego wpływu na kwestie społeczne. W ekonomii prezentowane są jako alternatywy, natomiast z punktu widzenia społeczeństwa te problemy nie są równomierne bezrobocie jest najsilniejszym korelatem samobójstw u mężczyzn w wieku produkcyjnym. To jest coś, co ma olbrzymi wpływ na erozję poczucia własnej wartości, coś co może być generatorem długofalowych problemów społecznych i dlatego przeciwdziałanie bezrobociu jest ważniejsze niż walka z inflacją, a strefa euro temu nie służy, ponieważ jest nakierowana na to drugie. Ponadto Polska nie jest krajem kapitału i dlatego może mieć inne interesy niż kraje o wysokim nasyceniu kapitałem. Nadal bez wiążącej odpowiedzi pozostaje pytanie, co zrobić, kiedy będzie trzeba wybierać. Nawet jeśli żywi się głębokie przekonanie, że trzeba jak

126 EUROPA W CZASACH EUROSCEPTYKÓW ANNA GROMADA najdłużej trzymać się złotówki, należy też dążyć do zreformowania strefy euro dlatego, że jeżeli przyjdzie wybierać z dwóch opcji, to lepiej być w centrum unii walutowej i jej przemian niż pozostać na obrzeżach. Przemawia za tym co najmniej kilka powodów kwestie strategiczne, gospodarcze, społeczno-kulturowe, ale także tzw. gwarancje utrzymania praworządności, a obecność w głównym nurcie Unii Europejskiej może temu sprzyjać. Widzieliśmy mizerny poziom wiedzy ekonomicznej Polaków, ale można by spodziewać się, że sprawdzian wiedzy obywatelskiej z pytaniami o to, czemu służą różne instytucje, czym jest trójpodział władzy wypadłby jeszcze gorzej. W związku z tym wątek praworządności może spokojnie funkcjonować jako dodatkowa linia argumentacyjna obok linii gospodarczej, kulturowej i strategicznej.

FUNDACJA GLOBAL.LAB Fundacja Global.Lab powstała w 2015 roku w Warszawie i jest niezależnym think -and-do tankiem zajmującym się sprawami międzynarodowymi. Celem naszej działalności jest poszerzanie wiedzy na temat globalnych problemów politycznych, społecznych, ekonomicznych i ekologicznych oraz tworzenie progresywnych propozycji dla polskiej polityki zagranicznej. Szczególną wagę przywiązujemy do promowania takich rozwiązań w polityce międzynarodowej, które charakteryzują się poszanowaniem demokracji, solidarności, praw i godności każdego człowieka oraz idei zrównoważonego rozwoju. Swoją działalnością chcemy wspierać rozwój społeczeństwa obywatelskiego oraz poprzez formułowanie krytycznych refleksji wpływać na kierunek debaty o polityce międzynarodowej w Polsce.

FUNDACJA IM. FRIEDRICHA EBERTA Fundacja im. Friedricha Eberta (FES) została założona w 1925 roku na mocy politycznego testamentu pierwszego demokratycznie wybranego prezydenta Niemiec Friedricha Eberta. Fundacja, której działalność w roku 1933 została zakazana przez narodowych socjalistów, a w roku 1947 wznowiona, jest największą i najstarszą wśród istniejących obecnie fundacji politycznych w Niemczech. FES wspiera idee i główne wartości socjaldemokracji, a jej działania mają na celu zwiększenie partycypacji obywateli w życiu politycznym, wzmocnienie spójności społecznej, sprawiedliwe kształtowanie systemu społeczno- ekonomicznego, pogłębienie dialogu między związkami zawodowymi a światem polityki oraz nadanie globalizacji ludzkiej twarzy. Ponadto Fundacja przyznaje stypendia szczególnie uzdolnionym studentom i doktorantom wyróżniającym się dużym zaangażowaniem społeczno- politycznym. Fundacja co roku wspiera ok. 2700 studentów i doktorantów, zwłaszcza z rodzin niezamożnych lub ze środowisk imigrantów. Obok głównych siedzib w Bonn i Berlinie FES utrzymuje przedstawicielstwa w ponad 100 krajach na całym świecie. Biuro w Warszawie, istniejące od roku 1990, należy do największych.