POLSKI INSTYTUT ŹRÓDŁOWY W LUND Malmö, dnia 6/III 1946 r. Helena Dziedzicka przyjmujący protokół asystent Instytutu Protokół przesłuchania świadka 216 Staje Pan [sic] Nowowiejska Irena urodzon [sic] 3/2 1911 r. w Warszawie, zawód przy mężu wyznanie rzyms.-katol., imiona rodziców Wiktor Wiktorja ostatnie miejsce zamieszkania w Polsce Warszawa obecne miejsce zamieszkania Warszawa pouczony o ważności prawdziwych zeznań, oraz o odpowiedzialności i skutkach fałszywych zeznań, oświadcza, co następuje: przebywałem w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück w czasie od 3/9 1944 do 22/9 44 jako więzień polityczny pod numerem nie pamięta i nosiłem trójkąt koloru czerwonego z literą P następnie przebywałem w Bendorf od 23/9 44 do 10/4 45 Bergstedt 22/4 45 do 1/V 45 Na pytanie, czy w związku z pobytem, względnie pracą moją w obozie koncentracyjnym mam jakieś szczególne wiadomości w przedmiocie organizacji obozu koncentracyjnego, trybu życia i warunków pracy więźniów, postępowania z więźniami, pomocy lekarskiej i duchowej oraz warunków hygienicznych w obozie, oraz szczególnych wydarzeń, tudzież wszelkiego rodzaju przejawów życia więźniów w obozie, podaję, co następuje: Nowowiejska Irena zeznania opisują: 1) Droga do Ravensbrück. Przyjazd do obozu pobyt w celcie. Tłok, brud, wszy, brak wody. Kąpiel. Zabranie rzeczy. Przebranie w lekkie suknie krzyżowane, bez majtek i pończoch. Tak lekko ubrane [dopisek nad tekstem] więźniarki [/dopisek] stały długie godziny na apelach (jesień). Praca przy piasku. 2) Wyjazd do Bendorf. Złe warunki na blokach, traktowanie przez blokowe. Fabryka znajdowała się 650 m. pod ziemią. Brud, brak wody i opału. Zimno. Ciężka praca przy maszynie. Znęcanie się majstrów i dozorczyń nad więźniarkami. Incydent z płaszczem; co 10-ta Polka dostała 25 batów; opis tej egzekucji. Ucieczka 2-ch Polek. 3) Ewakuacja obozu. Podróż 12 dniowa bez jedzenia. Straszne warunki w drodze. Dobijanie ludzi chorych; jeszcze żywych BLOMS BOKTRYCKERI, LUND 1945
zwalano do dołów. 4) Przyjazd do Berkstedt [sic]. Przejęcie więźniarek przez Wermacht. Krótki pobyt w obozie. Lepsze warunki. Ostatni Apel. Wyeliminowanie Polek i Francuzek. Wyjazd do Danji [sic] pod opieką Niem. Czerw. Krzyża.
Zeznania p. Nowowiejskiej Ireny ur. 3/2 1911 r. 1 września 44 wyprowadzono nas z W-wy i wywieziono do Pruszkowa. Nazajutrz zabrano nas do Ravensbrück. Dano nam bochenek chleba, bydlęcymi wagonami po 60 osób jechałyśmy dwa dni. W drodze nie dano nam nic ciepłego do jedzenia. W Ravensbrück wprowadzono nas do celtu. Był tłok, nie było gdzie usiąść. Spałyśmy 5 osób na jednym łóżku. Wszy były straszne, nie miałyśmy gdzie usiąść. Na trzeci dzień dzień, po jednej nocy spędzonej na dworze, zabrano nas do kąpieli. Kąpiel była gorąca, zabrano nam wszystkie rzeczy. Miałam medalik na szyji [sic], aufsejerka zerwała mi go z szyji ze złością pomimo mojej prośby. Dano mi okropną cienką [dopisek nad tekstem] (krzyżowaną) [/dopisek] spodniczkę i bluzkę ażurową i koszulę, bez majtek, buciki moje zorganizowałam sama pończochy mi zabrano. Dostawałyśmy po kawałeczku chleba i garnuszek zupy. Apele ranne trwały po 2 3 godziny. Było nam strasznie zimno. Dwa dni byłam na robotach przy piasku była to bardzo ciężka praca. 22 września w nocy nas obudzili. 2 godz. stałyśmy na zimnie i wykąpano nas, zabrano nasze ostatnie drobiazgi. Kąpiel była zimna. Dano nam wełniane sukienki i letnie majtki, bez pończoch. Dano nam 1/4 chleba. Wagonami towarowymi nawet bez słomy, z mokrymi głowami pojechałyśmy w drogę. W wagonie było nas 75 osób. Pojechałyśmy do Bendorf. Wysiadłyśmy z wagonów, ustawiono nas w piątki, wyszedł komendant lagru, każdą obejrzał oddzielnie i uderzył gumą i kazał wracać na miejsce. Poszłyśmy na bloki. Blokowe były Niemki kryminalistki. One odrazu [sic] rewidowały nas, zabierały lepsze sukienki, zabrano mi moje buciki dostałam drewniaki wielkie, nie mogłam w nich chodzić. Dostałyśmy jeść, chleb na 4 cz. i pół litra zupy.
W jednej sztubie było nas 120 osób, łóżka były 4-ro piętrowe. Nazajutrz sortowano nas, która się nadaje do pracy stojącej. Prosiłam o pracę siedzącą ale nawet mowy nie było o tym. Poprowadzono nas do fabryki. Zjechałyśmy windą 650 m. pod ziemię. Na głowę kapała nam brudna woda z rdzą. Winda szybko spadała w dół, było zupełnie ciemno, było nas 13 osób. Była to fabryka części samolotowych. Lager był o 5 klm. od fabryki. Szłyśmy tunelami, przechodziłyśmy przez szyny i weksle, było ciemno, gdzieniegdzie żarówki. Potykałyśmy się o szyny, [nieczytelne skreślenie] upadłam raz i skaleczyłam sobie kolano, rana, zabrudzona pyłem i solą (była tam kopania soli) po nie chciała się goić, chodziłam ze spuchniętą nogą. Z tunelu wychodziłyśmy całe białe od pyłu i soli. Nie wolno się było myć nie było mydła i wody. Praca trwała od 6 r. 6 w. tydzień na noc, tydzień na dzień. Apele były raz dziennie, wstawałyśmy o 3 r. Kawa była ale najczęściej nie dostawałyśmy jej, często dostawałyśmy łyżką po głowie, gdy szłyśmy po kawę, a resztę wylewano na podłogę. Lager był na powierzchni baraki z cegiełek. Opału nie było gdy zbierałyśmy po drodze kawałki drzewa, auzjerka i blokowe biły i zabierały drzewo. Apel trwał b. długo, często padał deszcz, czekałyśmy na auzjerki żeby nas prowadziły do pracy. Tunele były wąskie, szłyśmy po dwie, pędzono nas batami, żebyśmy szły prędzej. Pracowałam przy maszynie, miałam dosyć precyzyjną robotę i trzeba było robić dobrze bo inaczej posądzano o sabotaż. Miałam precyzyjną robotę, pensum było wysokie, nie mogłam go wykonać (650 śrubek dziennie) było niemożliwem wykonać to. Grożono mi bunkrem za niewykonanie. Przyszedł kalkulator z zegarkiem sprawdzał ile robię i zmniejszono mi do 360 dziennie. Ile przeżyłam
zanim mi zmniejszono pensum nie umiem powiedzieć, ciągle mnie straszono bunkrem [dopisek nad tekstem] i batami [/dopisek]. Wieczorem byłam zmęczona że się ruszać nie mogłam. 2000 osób trzeba było przewozić windą po 13 osób. Winda się psuła, kiedyś stanęła w drodze. Zrobił się krzyk. Kobiety bały się jeździć. W grudniu dostałam letni płaszcz męski, i skarpetki krótkie. Majstrowie byli niedobrzy. Maszyny często się psuły, myśmy się tak bały, że ze strachu same reperowałyśmy maszyny. Auzjerki wyprowadzały nas do tualety 2 razy dziennie, ledwo siadłyśmy na sedesach spędzała nas, byłyśmy tak podenerwowane, że nie mogłyśmy się załatwić. Rozchorowałam się z tego na nerki, nogi mi puchły i miałam temperaturę, do rewiru nie chciano mnie dopuścić. Wieczorami były ciągłe alarmy, gaszono wszystkie światła, po ciemku musiałyśmy się kłaść do łóżek. Kiedyś byłam tak chora, że nie mogłam pracować, zgłosiłam się do majstra że jestem chora. Auzjerka miała mnie zaprowadzić do rewiru. Szłam przed nią po schodach ona szła za mną i kopała mnie, przewracałam się nosem na schody. Kiedy weszłam do doktora, zmierzono mi temperaturę, miałam 40 % [sic]. Doktór, Francuz kazał mu auzjerce położyć mnie na noszach, auzjerka tego nie wykonała i położono mnie na deskach. Trzęsłam się w dreszczach, rano musiałam znowu iść do lagru. Upadłam w drodze, straciłam przytomność, kiedy się obudziłam, stał nademną [sic] żołnierz z karabinem. Miałam straszne bóle, prosiłam, żeby mnie zabił. Znowu straciłam przytomność. Obudziłam się w rewirze na łóżku. W rewirze leżałam 3 tyg. Nie było lekarstw ani dyjety [sic]. Po 3-ch tyg. kazano mi znowu iść do pracy. Początkowo nie mogłam jeść tych zup obozowych, potem byłam tak głodna, że jadłam wszystko.
Pewnego dnia po powrocie z pracy dowiedziałyśmy się, że każda co dziesiąta polka [sic] dostanie 25 batów za [nieczytelne skreślenie] płaszcz zostawiony w ubikacji, wrzucony do muszli z literą P. Kazano nam się ustawić po 10. Co dziesiątą odstawiano na bok. Na mnie padł los, na środku sali stał stołek, ka musiałyśmy patrzeć jak bito moje poprzedniczki. Stało 4 auzjerki i blokowe. Trzeba było zdjąć płaszcz, uklęknąć, głowę spuścić na dół, blokowa trzymała za ręce, tylna część ciała wypięta na stołku, oberka biła wymierzając razy w odstępach czasu. Dostałam 25 batów, miałam grube pręgi na tylnej części ciała nie mogłam się położyć ani usiąść. Nie dano nam wszystkim polkom kolacji. Musiałam nazajutrz iść do pracy. W fabryce były różne narodowości, ogółem 2200 ludzi. Mężczyźni pracowali w kopalni soli. Z mężczyznami komunikować się nie było wolno. Raz 2 polki uciekły. Całą noc stały wszystkie Polki na apelu całą noc [sic] i potem do pracy. Za sabotaże wysyłano do Ravensbrück. Trwało to do 10 kwietnia. Rano kazano nam zejść z łóżek. Nie poszłyśmy do pracy. Przebrano nas w pasiaki i czystą bieliznę. Na 8 miesięcy 2 razy zmieniono nam bieliznę. Załadowano nas po 120 osób do jednego wagonu. Mieli nas wieźć do Neuengamme. Ale nie dowieźli nas. Podróżowałyśmy 12 dni bez jedzenia, przez 4 dni nie dostałyśmy nic, potem dano nam trochę zupy, innego dnia po 4 kartofle. Jeździłyśmy tam i z powrotem. Kiedy dojeżdżałyśmy do Berkstedt, dano nam po garstce surowego makaronu i cukru. W drodze (było nas 4 000 osób z mężczyznami) dużo się podusiło bito nas, w drodze były ciągłe naloty, było dużo chorych, tych dobijali Niemcy. Trupy zwalano do dołów, wykopanych koło pociągu. Pociąg stał w lesie trzy dni. Widziałam jak żywych jeszcze Nowowiejska Irena
dalszy ciąg zeznań Nowowiejskiej Ireny ur. 3/2 1911 r. ludzi zwalano do dołów. Dojechało nas 2 000. Wreszcie dojechałyśmy do Berkstedt, w drodze dużo słabych padało, kazano nam je nieść, ale myśmy też sił nie miały, bito nas za to. Drog po drodze dużo jeszcze padło. Nie wiem co się z niemi stało. W obozie przekazano nas w ręce Wermachtu. Tam już obchodzono się z nami lepiej. Sam komendant wydał nam po 1/4 chleba z margaryną. Umieszczono nas po 2 na łóżkach. Wody było dosyć, mogłyśmy się myć. Nie pracowałyśmy tam już wcale. 30 kwietnia 45 wywołano wszystkie na apel. Komendant kazał wystąpić Francuzkom i Polkom i oświadczył, że przejmuje nas Czerwony Krzyż, i nazajutrz miałyśmy jechać, ale nie powiedział jaki Cz. Krz. i dokąd jedziemy. Była straszna radość i krzyk i płacz. Zmieniono nam ubranie i drewniaki na lepsze pozwolił wziąść [sic] po jednym kocu. Nazajutrz dostałyśmy chleb i gulasz na pożegnanie. Komendant życzył nam szczęścia. Ostawiono [sic] nas pieszo na dworzec do Hamburga. Czerwony Krzyż niemiecki odwiózł nas do Danji. Było nas po 60 osób w wagonie bydlęcym. Nie było słomy, ale miałyśmy koce. Post powiedział nam, że jedziemy do Danji. Przyjechałyśmy do Danji, tam nas przejął Czerw. Krzyż duński. Zaśpiewałyśmy Jeszcze Polska nie zginęła powiedziano nam że jesteśmy wolne, możemy zdjąć winkle i numery. Post zdjął czapkę i popłakał się. Duńczycy przynieśli nam jedzenie i zaopiekowali się nami. przeczytano podpisano przyjęto Nowowiejska Irena Uwagi asystenta instytutu Heleny Dziedzickiej Zeznania świadka Nowowiejskiej Ireny są całkowicie wiarygodne. Helena Dziedzicka