Jak miewa się fotoreportaż?



Podobne dokumenty
W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

DLACZEGO WARTO WSPÓŁPRACOWAĆ Z DUŻE PODRÓŻE?

2A. Który z tych wzorów jest dla P. najważniejszy? [ANKIETER : zapytać tylko o te kategorie, na które

mnw.org.pl/orientujsie

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

E-450. Jak wybrać aparat cyfrowy? 20 lat fotografii Gazety Wyborczej OLYMPUS. lustrzanka na miarę GUY GANGON WADEMEKUM KUPUJĄCEGO

Rok Nowa grupa śledcza wznawia przesłuchania profesorów Unii.

Koncentracja w Akcji. CZĘŚĆ 4 Zasada Relewantności Działania

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie


Hektor i tajemnice zycia

autorska KLASA MEDIALNA Liceum Ogólnokształcące Nr I im. Danuty Siedzikówy Inki we Wrocławiu

AKADEMIA DLA MŁODYCH PRZEWODNIK TRENERA. PRACA ŻYCIE UMIEJĘTNOŚCI

Test mocny stron. 1. Lubię myśleć o tym, jak można coś zmienić, ulepszyć. Ani pasuje, ani nie pasuje

LearnIT project PL/08/LLP-LdV/TOI/140001

Pomagam mojemu dziecku wybrać szkołę i zawód

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

to jest właśnie to, co nazywamy procesem życia, doświadczenie, mądrość, wyciąganie konsekwencji, wyciąganie wniosków.

Zwycięstwo Pawła Babicza

Strona 1 z 7

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

O międzyszkolnym projekcie artystycznym współfinansowanym ze środków Ministerstwa Edukacji Narodowej w ramach zadania ŻyjMy z Pasją.

Found in Motion to grupa doświadczonych freelancerów łączących swoje siły i warsztat, aby spełniać się w nowych, kreatywnych projektach.

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

PERSONA. PRZEWIDYWANY CZAS PRACY: minut

Moja Pasja: Anna Pecka

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

PIOTR KUCIA FOTOGRAF MODY / ASP

Bóg a prawda... ustanawiana czy odkrywana?

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Słońce nie zawsze jest Twoim sprzymierzeńcem przy robieniu zdjęć

Poradnik opracowany przez Julitę Dąbrowską.

3. Uczelnia, kierunek, rok, tryb: Państwowa Wyższa Uczelnia Techniczno-Ekonomiczna w Jarosławiu, tryb dzienny

Piotr Elsner odebrał nagrody w Pałacu Prezydenckim

Z Gdyni do Cannes przez Warszawę

Zakochana Warszawa. Projekt z zakresu animacji kultury dla młodzieŝy niepełnosprawnej intelektualnie. Scenariusz warsztatów fotograficznych

Nikt nigdy nie był ze mnie dumny... Klaudia Zielińska z Iławy szczerze o swoim udziale w programie TVN Projekt Lady [ZDJĘCIA]

Copyright 2015 Monika Górska

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Twój Salon Kosmetyczny na. Twój doradca w internecie

Kwestionariusz stylu komunikacji

Program Coachingu dla młodych osób

TEST TKK TWÓJ KAPITAŁ KARIERY

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

potrzebuje do szczęścia

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Jak zwabić dziewczynę na fotka.tv

Copyright 2015 Monika Górska

PERSONA. PRZEWIDYWANY CZAS PRACY: minut

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni

Rolnik - szachista: wywiad z Panem Piotrem Ptaszyńskim

Dla klas 4-7 przed warsztatami

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

WZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH

AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI.

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

ANKIETY (ZESTAWIENIE): Z MŁODZIEŻĄ O KOMUNIKACJI I WIELOZADANIOWOŚCI NA CO TO MA WPŁYW?

METODA KARTECZEK ROWIŃSKIEJ

OFERTA 2018/2019 FOTOGRAF ŚLUBNY - MARCIN GARUCKI

Nazwijmy go Siedem B (prezentujemy bowiem siedem punktów, jakim BYĆ ) :)

DZIEŃ DOBRY! Bierzecie ślub! Wspaniale, gratuluję! I bardzo się cieszę, że zainteresowały Was moje zdjęcia.

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

Internauci a kultura obrazków. Warszawa, 24. lipca 2008

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

OFERTA MERYTORYCZNA SZCZĘŚLIWA MAMA OFERTA MERYTORYCZNA SZCZĘŚLIWA KORPOMAMA KAROLINA CWALINA KAROLINA RYBUS-PRZENIOSŁO

Indywidualny Zawodowy Plan

1. Czy uważasz się za osobę tolerancyjną?

FOTOGRAF PROJEKT EDUKACYJNY

Informacje o fotografie:

Trzy kroki do e-biznesu

Sprawdzonych., angażujących pomysłów na posty na Facebooka

BUCKIACADEMY FISZKI JAK ZDOBYĆ NOWE KOMPETENCJE? (KOD NA PRZEDOSTATNIEJ KARCIE) TEORIA ĆWICZENIA

Są rodziny, w których życie kwitnie.

Finansuj misjonarza w programie misja_pl. 1 Tymoteusza 5,18

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

ATRAKCYJNE PREZENTACJE

Spotkanie z Jaśkiem Melą

Iławskie VIP-y świątecznie. Zobacz, czy rozpoznasz ich na archiwalnych zdjęciach z Bożego Narodzenia! [AKTUALIZACJA]

SPOŁECZNOŚCI INTERNETOWE

Cena 24,90 zł. K U R S DZIENNIKARSTWA DLA SAMOUKÓW Małgorzata Karolina Piekarska

Zebrana w ten sposób baza może zapewnić stałe źródło dochodów i uniezależni Cię od płatnych reklam i portali zakupów grupowych.

LearnIT project PL/08/LLP-LdV/TOI/140001

REFERENCJE. Instruktor Soul Fitness DAWID CICHOSZ

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Witaj, Odważ się i podejmij wyzwanie- zbuduj wizję kariery, która będzie odzwierciedleniem Twoim unikalnych umiejętności, talentów i pragnień.

Transkrypt:

druga Publikacja o projekcie Warszawskie spotkania z fotografią dokumentalną fsd.edu.pl Jak miewa się fotoreportaż? Wszyscy tłumaczą swe decyzje cięciem kosztów, a czas kryzysu, rozlewającego się podobno coraz szerzej, daje doskonałe wytłumaczenie takiego kroku. Redakcje zatrudniające fotografów na etatach muszą zapewnić swoim pracownikom sprzęt do wykonywania zdjęć, ich przesyłania i obrabiania, a obok wypłacania pensji regulować także składki ZUS. To wszystko kosztuje, a dodatkowo doświadczony fotograf będzie walczył o wybór dobrych zdjęć i właściwe ich użycie w gazecie. W dobie coraz niższych nakładów prasy drukowanej szuka się oszczędności, a zarządzający tytułami to dziennikarze piszący, i jest naturalne, że szybciej oszczędzą na fotografach niż na sobie. Prasa nie dla fotoreportażu Mamy rzeczywisty regres dobrego fotoreportażu w polskiej prasie, rzecz jasna, nie dlatego, że zwolniono całą rzeszę fotografów. Bo to bezprecedensowe działanie jest tylko krokiem ostatnim w całym ciągu zdarzeń związanych z obniżeniem rangi fotografii w publikacjach. Od czasu, gdy prasa stała się zwykłym towarem rynkowym, gazety i czasopisma zaczęły konkurować nie tylko ze sobą, ale także z innymi towarami leżącymi na półkach sklepowych, z lodami, cukierkami, rajstopami i całą resztą obiektów konsumpcji. By sprostać konkurencji, prasa musiała się zmienić, być tak atrakcyjna jak i inne towary, musiała jak one zawalczyć o masowego klienta. Jeśli taka jest jej nowa rola, to musi być efektowna i krzykliwa jak opakowanie batonów, gorących kubków czy kosmetyków. Prawdziwy fotoreportaż jest dość wyrafinowaną formą fotodziennikarstwa, o treści widocznej w kadrze, ale także do wyobrażenia sobie jej poza kadrami; o rozbudowanym, wieloplanowym rozkładzie akcentów, dopełniających podstawowy przekaz informacyjny. Dzisiejsza kultura nastawiona jest na przekaz szybki i nieskomplikowany w odbiorze. Fotoreportaż, tak jak reportaż pisany, wymaga refleksji i wrażliwości odbiorcy, a na dokładkę, by go w pełni zobaczyć, wymaga pewnej przestrzeni na stronie gazety i właściwej aranżacji graficzno-edycyjnej, pozwalającej zaakcentować główne kadry i wzmocnić je obrazami dopełniającymi. Dziś żaden wydawca nie odda takiej powierzchni na fotoreportaż, jak miało to miejsce dziesiątki lat temu w tygodnikach Świat czy itd. Ta forma jest dziś zbyt skomplikowana i w związku z tym niesprzedawalna i nie ma dla niej miejsca w nowej, urynkowionej prasie drukowanej. Redakcja Gazety Wyborczej / fot. Mirek Kaźmierczak Po co objaśniać Warto pamiętać, że głównym dzisiejszym źródłem informacji są media elektroniczne - internet i telewizja. Na ekranach pojawiają się najświeższe wiadomości i dzieje się to niemal na bieżąco. Dzienniki, nie mówiąc o tygodnikach, nie mogą z nimi konkurować. To kolejny powód, by nie publikować obrazów zawierających informacje, które dzień wcześniej dotarły już do odbiorców. Wyjątkiem są ludzkie dramaty i skandale, najlepiej z udziałem znanych osób. Media dawno temu wytworzyły wielkie zainteresowanie nieszczęściami i potknięciami ludzkimi. Wojny, wypadki, powodzie, trzęsienia ziemi, porachunki gangsterskie, sceny z życia polityków i gwiazd to są aktualne tematy fotograficzne dla prasy. Redakcje wykorzystują sytuację, że fotografia to medium gorące, nieznikające sprzed naszych oczu w przeciwieństwie do filmowych migawek z wiadomości telewizyjnych. Zdjęcie zawsze odnajdziemy na tym samym miejscu na stronie gazety, zawsze możemy do niego powrócić i zobaczyć jak prezydent Stanów Zjednoczonych potknął się i przewrócił. Z jeszcze większym zaciekawieniem oglądane są zdjęcia powykręcanych wraków pociągów po katastrofie, rozjechanego na miazgę samochodu osobowego czy statku, który za sprawą fali tsunami osiadł na dachu dwupiętrowego budynku. Nie wierzymy, że to możliwe, a jednocześnie cieszymy się, że nas tam nie było. Czy w tym potoku zdjęć sensacyjnych i skandalizujących jest jeszcze miejsce na objaśnianie życia zwykłych ludzi, ich codzienności, czasem męczącej i doskwierającej swoją powtarzalnością, ale czasem dającej mnóstwo radości z każdego kolejnego przeżytego dnia, w którym nic złego się nie przytrafiło. Czy codzienność przeżywana przez większość z nas w podobny sposób mogłaby zainteresować dzisiejsze media? Niestety nie ma ona w sobie nic skandalizującego. Traktorzysta musi przejechać sam siebie, a samotna matka zamknąć syna w pokoiku i nigdy nie wypuścić go między ludzi, by takimi zwykłymi ludźmi media zechciały zainteresować się. Ale to dziwność ich zachowań przyciągnie uwagę, a nie oni sami. Skandal i dramat są codzienną strawą prasy i programów informacyjnych, bez tego pokarmu są skazane na całkowitą porażkę. Codzienność, po przegonieniu jej z prasy, przeniosła się do seriali i na łamy prasy już nie powróci, bo lepiej jej w bajkowym świecie niekończącej się opowieści o nierealnym, w miarę pogodnym życiu. Pytanie jak miewa się dzisiaj fotoreportaż zadawane jest przez coraz większy krąg fotografujących i oglądających fotografię. Patrząc na polski rynek fotografii prasowej ma on się wręcz fatalnie. Właśnie wyrzucono fotografów z Gazety Wyborczej i Rzeczpospolitej. W wielu innych tytułach operację czyszczenia działów foto wykonano już wcześniej. Kancelaria Premiera też wyrzuciła fotografa. W poszukiwaniu nowego miejsca Czy brak fotoreportażu w gazetach oznacza jego koniec? Okazuje się, że im gorzej z nim w prasie tym lepiej na konkursach fotografii prasowej, więc może jest jeszcze przed nim przyszłość? Oglądając corocznie wystawy i publikacje pokazujące prace nagrodzone na konkursach World Press Photo, Pictures of the Year International czy naszym krajowym Grand Press Photo widać, że fotoreportaż żyje. Ciągle odkrywa nowe tematy, a czasem nowe środki wyrazu. Estetyka współczesności ma inny wymiar i nie kontynuuje pomysłów z poprzednich okresów. Zmiany nie mają rewolucyjnego charakteru, ale daje się je zauważyć. Jeśli fotoreportaż opuścił prasę drukowaną, to gdzie możemy go znaleźć? Dziś podobno wszystko jest w internecie, a jeśli nie, to najwyraźniej nie istnieje. Zaglądając do świata wirtualnego widać, że fotoreportaż usadowił się tu całkiem dobrze, ale by mógł dobrze wpasować się w tę niematerialną przestrzeń przemienia się, by był widoczny i wzbudzający zainteresowanie. Na internetowych stronach gazet odnajdziemy znane z prasy klasyczne ciągi zdjęć opowiadających o rzeczywistości. Ciągle są tytuły mające powodzenie u czytelników, ale niespiesznie sięgające po nowinki warsztatowe i estetyczne. Wykorzystują dawno wypracowane formy opowiadania kadrami o świecie i jego mieszkańcach. Więcej niż fotoreportaż Obok klasycznych form daje się zauważyć nowe propozycje, które znajdziemy także wśród kategorii konkursowych na WPP czy POYi. To fotokast i wypowiedź rozbudowana do kilkudziesięciu zdjęć, co w klasycznym reportażu nie zdarzało się. Fotokast jest ciągle na początku swojej drogi. Niektórzy twierdzą, że to ślepa uliczka, prowadząca donikąd. Dla innych to prawdziwa przyszłość fotografii o reporterskim charakterze. Oglądając rozmaite realizacje widać, jak materię fotokastu przeciągają między sobą radiowcy, filmowcy i fotografowie. To jednak nie jest ani film ani radio. Fotokast w dużej mierze bazuje na gorącym medium fotografii, zatrzymując na dłuższy czas oko patrzącego na jednym obrazie. Mało tego, korzystając z techniki zbliżonej do filmowej, dokonuje zbliżeń na poszczególne fragmenty kadru i wzmacnia ich działanie. Odzwyczajeni od fotoreportażu w prasie mamy pewne problemy przy percepcji wieloelementowego i wieloplanowego zdjęcia, nowe narzędzia pokonują ten kłopot. Dźwięk ożywia ciąg obrazów, ale nie może być zwykłym gadaniem, jak w telewizorze zza kadru. Ma podobnie jak obraz wywoływać wrażenie, wzmacniać przekaz, a w szczególnych sytuacjach konieczne jest sięgnięcie po narrację dźwiękową, toczącą się równolegle z obrazową, by komplet informacji dotarł do odbiorcy. Kadry filmowe dynamizują opowieść i pozwalają szybciej przejść od jednego mocnego kadru do następnego. Przed fotokastem jest przyszłość o ile pozostanie w rękach fotografów, jeśli stanie się inaczej, to utonie wśród krótkich filmów dokumentalnych. Obok fotokastu zauważalną nowością są obszerne cykle zdjęciowe. Na konkursie POYi poświęcono im kilka kategorii. Takie wielozdjęciowe opowieści dość łatwo zamieniają się w autorskie publikacje albumowe (taka kategoria także pojawiła się na POYi), prezentacje wystawowe i internetowe. Stefan żądzi Jak widać fotografia rzeczywistości żyje, choć powoli przesuwa się na inne miejsce. Coraz bardziej zaczyna być sztuką, bo jest coraz trudniejsza w odbiorze, ale wcale nie dlatego, że fotografowie nagle stali się niesłychanie wyrafinowani, to odbiorca radykalnie opuścił się intelektualnie i ma poważne kłopoty w zrozumieniu, co do niego mówią fotoreporterskie kadry. Wydawcy prasy, wsłuchani w gusta odbiorców, wolą pogonić ambitnych fotografów niż zrezygnować z Pana Stefana stale kupującego gazetę dla ładnych i prostych obrazków. Andrzej Zygmuntowicz 1

Prasy już nie ma Liczą się dla mnie emocje, a nie tylko przypięcie orderu mówi Wojciech Grzędziński, który od roku fotografuje dla Kancelarii Prezydenta. Codziennie towarzyszy prezydentowi w jego pracy i podróżach zagranicznych. Jakie są Pana obowiązki w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej? Codziennie fotografuję prezydenta, jednak najwięcej zdjęć robię podczas podróży. Wtedy mam najbliższy kontakt z fotografowaną osobą. Poza zadaniami czysto fotograficznymi, mam jeszcze obowiązki wynikające z prowadzenia zespołu, sporo pracy papierkowej. Poza tym dochodzi obsługa fotograficzna ministrów. Sesje ze światłami i aranżacją to też Pana zadania? Tak, wszystko od A do Z. W jaki sposób trafił Pan do Kancelarii Prezydenta? To był naprawdę przypadek. Kancelaria potrzebowała zmiany, oddechu i gdzieś w rozmowie padło moje nazwisko. Spotkałem się z Joanną Trzaską-Wieczorek, dyrektorem Biura Prasowego KPRP, której wcześniej nie znałem. Spotkaliśmy się, przedstawiłem co można zrobić, ona dodała swoje pomysły i z tego wyszła ciekawa koncepcja dokumentowania pracy głowy państwa. W Kancelarii była potrzeba zmian w podejściu do fotografowania prezydenta. Zmiana jakości zdjęć, ale też przeprojektowania strony internetowej, która została w dużo większym stopniu oparta o fotografie. Obecnie ta strona żyje zdjęciami. Wcześniej wykonywałem różne serwisy prasowe, chociażby dla Festiwalu Chopinowskiego. Technicznie wygląda to tak samo, merytorycznie trochę się zmieniło. Jest Pan zadowolony ze swojej pracy? Cieszę się z miejsca, gdzie pracuję, bo daje mi to sporo doświadczeń. Kiedy nowe doświadczenia się skończą i znudzę się tą pracą albo praca mną, to znajdę następną, pójdę dalej. Obecnie w Polsce można robić wiele rzeczy w fotografii. Fotografia to nie tylko aparat cyfrowy i fotografowanie dla gazet. Fotografia to jest coś wspaniałego, nieskończonego. Wcześniej to była praca w prasie. Skąd zmiana? Prasy już nie ma. Półtora roku przed przyjściem do Kancelarii Prezydenta odszedłem z prasy, bo prasa zaczęła się kończyć dawno temu. To co wiele lat temu robiłem w prasie, dziś nie ma miejsca. W jednej z ogólnopolskich gazet zatrudniono bardzo młodych chłopców i dziewczynki, którzy dostali aparat w prezencie od rodziców i to jest ich cały kapitał, bo umiejętności nie mają praktycznie żadnych. W innej pracuje tylko dwóch fotografów. Miejscem pracy dla fotoreportera są biura prasowe, a nie gazety? Każde miejsce jest dobre. Biura prasowe są jednym z nich. Tych miejsc pracy paradoksalnie jest bardzo dużo, tylko trzeba je znaleźć. Nie widzę nic złego w tym, że fotografuję dla Biura Prasowego KPRP, robię portrety fot. Wojciech Grzędziński/prezydent.pl czy fotografuję ślub. Ważne, by się rozwijać, realizować i w pewien sposób czuć, że dobrze się wykonuje zadanie. Staram się po prostu wykonywać dobre zdjęcia. Wydaje mi się, że zmienia się docenianie pracy fotografa przez instytucje państwowe. Wynika to również z tego, że fotografia prasowa przestaje istnieć. Schodzi do takiego poziomu, który nie jest akceptowalny dla biur prasowych i nie mogą opierać swoich serwisów na agencjach zewnętrznych. Muszą zatrudniać swoich fotografów, a to dla fotografów sytuacja bardzo dobra. Czym praca w Kancelarii Prezydenta różni się od tej w prasie? Kiedyś znacznie się różniła i to był powód, dlaczego wprowadzono zmiany. Staramy się, żeby serwis prezydenta był serwisem aktualnym, a nie mocno post factum. Zsyłamy zdjęcia równie szybko jak redakcja online. To jest kwestia dobrej organizacji pracy i sprzętu. Możemy przygotowywać materiały nawet szybciej niż niejedna redakcja. Mam więcej sytuacji do sfotografowania, więcej obowiązków. Jeśli w jednym dniu są trzy wydarzenia medialne, które fotografuje prasa, to ja w przerwach mam dodatkowo pięć, które później można zobaczyć na stronie prezydent.pl. To są czasem spotkania prywatne, półprywatne czy w wąskim gronie, gdzie prasa nie ma wstępu, jak chociażby podczas spotkania w Trybunale Konstytucyjnym. Muszę fotografować ileś sytuacji przed i po w czasie, które fotograf pracujący dla gazety czy agencji normalnie może poświęcić na wysyłkę i opis zdjęć. Więcej pracy jest w biurze prasowym? Dużo więcej pracy niż w prasie. Standardy, które wprowadziliśmy w ubiegłym roku powodują, że ten serwis jest rzeczywiście aktualny i na tyle dobry, na ile pozwalają nam warunki, w których pracujemy. Mam wrażenie, że jest to jeden z ciekawszych serwisów Pałaców Prezydenckich w Europie. Myślę, że nie mamy się czego wstydzić porównując się np. do fotografii Baracka Obamy robionych przez zespół Pete a Souzy. Od czego zależy dostęp fotografa prezydenta do jego osoby? Od polityki medialnej i samej fotografowanej osoby. Na przykład w Niemczech jest zupełnie inny dostęp, znacznie mniejszy. Tam robią bardzo fajne materiały, ale dużo mniej publikują. Po prostu mają założenie, że to ma być taki bardzo oficjalny wizerunek i tego się trzymają. To kwestia celów, które fotografia ma realizować. Poza celem informacyjnym to także tworzenie dobrego wizerunku głowy państwa. Czy wzorujecie się na zachodnich fotografach? Kierujemy się prostymi zasadami reportażu. Staramy się, żeby te zdjęcia nie odbiegały poziomem od zdjęć reporterskich, takich, jakie powinny być publikowane w prasie. Nie robimy niczego, co by wychodziło poza standard dobrej reporterki. Są media tradycyjne i media społecznościowe, gdzie aktywność medialna wszystkich prezydentów była i jest wysoka. Bardzo zmienia się rynek medialny. Media społecznościowe odgrywają porównywalną lub nawet większą rolę niż tradycyjne środki przekazu. Przegapienie tego momentu byłoby po prostu karygodnym błędem. To są zmiany wymuszone czasem. Stany są zupełnie na innym poziomie rozwoju infrastruktury telekomunikacyjnej. Facebook w telefonie ma praktycznie każdy. Tam naprawdę media społecznościowe odgrywają większą rolę niż tradycyjne. Poza tym docierają do zupełnie innej grupy odbiorców. W Stanach Zjednoczonych wybory prezydenckie to spektakl, który jest bardzo długo pompowany. Od lat było to wielkie wydarzenie. Wybory w USA są ważniejsze, bo jest to jedno z największych mocarstw na scenie międzynarodowej. Amerykańskie społeczeństwo jest bardziej otwarte od innych mocarstwowych społeczeństw. Gdy rok temu zaczynał Pan tę pracę, stwierdził, że chce fotografować prezydenta jako normalnego człowieka, który piastuje ważne stanowisko. Udało się? Chcę pokazać człowieka na urzędzie, to jest cel, który mi przyświeca. Liczą się dla mnie emocje, a nie tylko przypięcie orderu. Nie chcę przełamywać bariery między nami. Nie chcę się zbliżać zanadto do osoby, którą fotografuję. Robię swoją pracę i staram się to robić jak najlepiej. Nie spoufalam się z osobą fotografowaną. Jestem wyłącznie od tego, by fotografować, ale mam wrażenie, że taka cienka nić zaufania między nami musi być. Jeśli ufa mi, to tego zaufania staram się nie nadużywać. To wszystko idzie w dobrą stronę. To jest zresztą cała tajemnica tej pracy. Czasami wydaje mi się, że łapię te momenty, w których Bronisław Komorowski przestaje być postrzegany jako osoba-instytucja. Jak Pan współpracuje z ochroniarzami prezydenta? Nie przeszkadzamy sobie, żyjemy bardzo dobrze. To są zresztą świetne chłopaki. Oni są od tego, żeby zapewnić prezydentowi bezpieczeństwo. Nie od nich zależy, kiedy ja fotografuję i co fotografuję. Potocznie uważa się, że funkcjonariusze przeszkadzają w fotografowaniu, a tak nie jest. Mają swoje procedury i starają się nimi nie zasłaniać w miarę możliwości. Natomiast jeśli w tłumie dziennikarzy są osoby, które mogą stanowić potencjalne zagrożenie, to oni skupiają się przede wszystkim na tym, by wykonać swoją pracę. Nie mogą doprowadzić do sytuacji, w której prezydent może być zagrożony. Prasa zwykle krytykuje urzędników państwowych. Nie czuje się Pan, jakby fotografował z drugiej strony barykady? Nie. Jestem wychowany na starej szkole dziennikarskiej, czyli szkole największego obiektywizmu. Jestem od tego, żeby fotografować, a nie piętnować czy pochwalać. Moja praca nie zmieniła się. To potoczne myślenie, że jestem po drugiej stronie barykady. Dla mnie barykady nie ma. Robię tą samą robotę. Jedyna różnica w mojej pracy jest taka, że teraz mam swobodę w poruszaniu się po miejscu wydarzenia. Zawsze staram się zachować obiektywność. Dalej czuję się fotoreporterem, czyli człowiekiem, który opowiada historię poprzez zdjęcia. Jest to pewna forma dziennikarstwa, być może niszowa, ale nadal jest to część dziennikarstwa. To, że pracuję dla kancelarii nie zmienia moich poglądów. Czy realizuje Pan jeszcze inne projekty? Ślub, jest ostatnim projektem, który realizuję. Natomiast fotograficznie mam jeszcze jeden rozgrzebany projekt, który w tym roku ciągnę, ale zajmę się nim jak ogarnę ten chaos związany z projektem ślub. rozmawiał Mateusz Grochocki Wojciech Grzędziński fotoreporter, pracował w Super Expressie, Rzeczpospolitej, Dzienniku i jako freelancer dla agencji informacyjnych (Reuters, AFP). W fotografii interesuje się człowiekiem zanurzonym w codzienności oraz w sytuacjach ekstremalnych. Uczestniczył w warsztatach fotograficznych organizowanych VII Photo. Współzałożyciel Napo Images. Jego prace były wielokrotnie nagradzane w konkursach fotograficznych (World Press Photo, Grand Press Photo, Newsreportaż, BZ WBK Press Photo). Od 2011 roku pracuje w Kancelarii Prezydenta RP. Najnowsze zdjęcia można zobaczyć na stronie www.prezydent.pl. 7 maja 2012, spotkanie z Wojciechem Grzędzińskim Między prawdą a propagandą Przechodzimy i nie zauważamy Rytuały przejścia to może być projekt realizowany przez całe życie. Jak powstaje opowiada Przemysław Pokrycki. Fotografował Pan swoją rodzinną miejscowość. Te prace były pokazane na wystawie Moja ojczyzna. Był Pan fotoreporterem Przekroju, teraz realizuje projekt Rytuały przejścia. Które z tych zajęć daje najwięcej satysfakcji? Moja ojczyzna była dla mnie ważna, gdyż to powrót do miejsc z dzieciństwa. Teraz zajmuję się Rytuałami przejścia, które dokumentują najważniejsze momenty w życiu człowieka - chrzest, pierwszą komunię świętą, ślub i pogrzeb. Ten projekt też jest częściowo o mnie. Sfotografowałem własny ślub, chrzciny córki, pogrzeb dziadka. Z czasem wyszedł on poza krąg znajomych, tworząc szeroki przekrój społeczeństwa. Mam sfotografowane śluby rolników, arystokracji, pogrzeby ofiar katastrofy smoleńskiej. Chciałbym mieć jeszcze np. zdjęcie pogrzebu starego górnika ubranego w mundur. Skąd wziął się pomysł na cykl? Dostałem zlecenie z Przekroju na zdjęcie komunii. Przebieg tych uroczystości był podobny, ale dostrzegłem też pewną różnorodność, którą chciałem pokazać. Dlatego fotografowałem tym samym aparatem i obiektywem, w jednakowym świetle, ustawiając najważniejsze osoby w środku kadru. Osoby będące z boku często nie były świadome, że jest robione zdjęcie. Dzięki nim fotografie są tak różne, ciekawe. Fotografując śluby i komunie zauważyłem podobieństwa w obu wydarzeniach. Uczestnicy są pięknie ubrani, na stole jest najlepsze jedzenie. Do pełnego obrazu życia człowieka brakowało mi jeszcze zdjęć chrztów i pogrzebów. Odwołując się do definicji Arnolda van Gennepa nazywam te wszystkie uroczystości rytuałami przejścia. To moment, w którym kończy się jeden etap życia i zaczyna drugi, świętowanie podkreśla jego ważność. Jest obecny w różnych religiach i kulturach. Dlatego fotografuję katolików, prawosławnych, niewierzących. Jaki jest cel tworzenia cyklu Rytuały przejścia? Zdjęcia do cyklu wykonuję od ośmiu lat i nie zamierzam go na razie kończyć, może się więc okazać, że będzie tworzony przez dwadzieścia lat lub dłużej. Udokumentowanie tego, co dzisiaj widzimy jest ważne dla socjologów, antropologów kultury, ekonomistów. Będą oni w stanie zaobserwować np. jak się Zespół redakcyjny: Dominika Kucner, Mateusz Grochocki, Mirek Kaźmierczak, Kamila Leśniak, Beata Mielcarz, Paweł H. Olek (redaktor prowadzący), Maria Wachowiak. Felieton: Andrzej Zygmuntowicz Korekta: Aneta Grabska Wydawca: Fundacja na rzecz Rozwoju Szkolnictwa Dziennikarskiego ul. Nowy Świat 69 p. 307, 00-046 Warszawa tel. (22) 55 20 293 e-mail: akademia@fotoreportaz.org.pl Nakład: 6 tys. egzemplarzy Druk: Presspublica Spółka z o.o. Sfinansowano ze środków m. st. Warszawy Dłuższa wersja rozmów z fotografami dostępna jest na stronie www.fotoreportaz.org.pl oraz www.pdf.edu.pl fot. Przemysław Pokrycki zmieniała moda czy zamożność ludzi. Zebrane fotografie zostaną przeze mnie również wydane w formie książki. W tym projekcie niektóre fotografie wydają się być do siebie podobne, np. te ze ślubów. Jak bardzo ingeruje Pan w powstawanie zdjęć? Mam wcześniej zaplanowany wygląd zdjęcia. Ustawiam osoby fotografowane za stołem i robię zdjęcie na wprost. Czasami ustawiam się z boku, tak pod kątem 45 stopni w stosunku do nich, ważne jest, aby główni bohaterowie byli w centrum. Jeżeli jest mało miejsca i nie można zrobić zdjęcia za stołem, wykonuję je w charakterystycznym miejscu, które mówiłoby coś o tych ludziach. Czy inspiruje się Pan jakimś fotografem tworząc cykl, np. Zofią Rydet? Jest często przywoływana w kontekście moich zdjęć i faktycznie to moja inspiracja. A jeśli chodzi o kolor, to istotny jest dla mnie Martin Parr. Nie wszystkie moje prace są śmiertelnie poważne, czasami kryje się w nich żart. Planuje Pan kolejne projekty? Przede wszystkim będę zajmować się Rytuałami.... W ciągu roku powstaje 30 lub 40 zdjęć, więc nie jest to absorbujące. Mam czas na inne projekty. Interesuje mnie socjologia. Mieszkam w blokach w brzydkiej miejscowości i postanowiłem ją ładnie sfotografować. A zdjęcia wychodzą... ciekawe. Chcę pokazać to, co jest niesamowicie blisko każdego z nas. Przechodzimy obok tego, ale nie zauważamy. rozmawiała Beata Mielcarz Przemysław Pokrycki Od 1999 roku zawodowo zajmuje się fotografią. Od 2005 roku skupiony jest na dokumentacji rytuałów przejścia: chrztów, komunii, wesel i pogrzebów. Właściciel firmy zajmującej się fotografią okolicznościową - Mamel Pictures. Współzałożyciel Fundacji.DOC. 18 czerwca 2012, spotkanie z Przemysławem Pokryckim Społeczne aspekty rytuałów Zadanie Warszawskie Spotkania z Fotografią Dokumentalną - od informacji do uwodzenia odbiorcy jest realizowane dzięki dofinansowaniu ze środków m. st. Warszawy Ciąg dalszy nastąpił Fundacja Szkolnictwo Dziennikarskie dzięki dofinansowaniu m.st. Warszawa przez siedem miesięcy będzie realizować cykl spotkań z fotoreporterami i fotografami dokumentalnymi. Jest to kontynuacja ubiegłorocznego projektu Warszawskie Spotkania z Fotografią Dokumentalną. Przez ostatnie lata obserwujemy szybki rozwój fotografii w Polsce, pojawiły się nowe znaczące nazwiska autorów nagradzanych na najważniejszych konkursach fotografii dokumentalnej i prasowej jak Wojciech Grzędziński, Anna Bedyńska, Dorota Awiorko-Klimek i wielu innych. Spotkania te mają na celu wprowadzenie w społeczny obieg sztuki wysokiej, uczenie wrażliwości na sztukę. Projekt zakłada zorganizowanie pięciu dwugodzinnych spotkań z wybitnymi współczesnymi fotografami, tworzącymi pejzaż nowej polskiej i światowej fotografii dokumentalnej. Są to dwugodzinne spotkania z autorem i dotyczyć będą m. in. takich zagadnień: 7 maja, Wojciech Grzędziński - Między prawdą a propagandą, sposoby fotografowania przywódców politycznych. Wizje świata i człowieka. 18 czerwca, Przemysław Pokrycki - Społeczne aspekty rytuałów, rytuały przejścia, rytualne zwyczaje Polaków. 3 września, Dorota Awiorko-Klimek - Współczesny polski wschód, czar czy smutek prowincji. Na Lubelszczyźnie, gdzie pracuje, nie ma wielkiej polityki, ani wydarzeń, którymi żył świat. Zazwyczaj jej fotografie pokazują mozaikę ludzkich losów, wydarzeń tragicznych lub zabawnych. 8 października, Cezary Sokołowski - Polska dla zagranic, o zdjęciach robionych przez członka światowych agencji fotograficznych Czarka Sokołowskiego, jak można i jak chcą zobaczyć Polskę wydawcy prasy zagranicznej. 19 listopada, Anna Bedyńska - Czy fotografia jest kobietą, wpływ osobowości, charakteru oraz wiedzy fotografa na temat, który fotografuje rozważania teoretyczne. Czy istnieje fotografia kobieca wybór bohatera i tematu, na przykładach współczesnych fotografek i fotografów. Kobieta w centrum uwagi. Czy jest prawdą, że mężczyźni widzą inaczej? Dyskusja na przykładzie projektu autorki Jedna ciąża dwudziestu.... Dlaczego fotografce mogłoby być łatwiej - anegdoty z życia autorki. Wszystkie spotkania odbędą się w klubokawiarni Chłodna 25 znanym miejscu spotkań ludzi sztuki i kultury. Wstęp na spotkania jest wolny. Moderatorem spotkań będzie wybitny teoretyk fotografii fotoreportażowej i dokumentalnej Andrzej Zygmuntowicz, przewodniczący Rady Artystycznej Związku Polskich Artystów Fotografików i kierownik Akademii fotoreportażu. 2 fotoreportaz.org.pl 3 fot.m.kaźmierczak

Za kulisami, tuż przed rozpoczęciem dożynek/fot.dorota Awiorko-Klimek mnie tak samo jak w Lublinie. W życiu chodzi o to, żeby znaleźć swoje miejsce, być z bliskimi sobie ludźmi. To jest najważniejsze. Jakie tematy Panią interesują? Lubię fotografować życie codzienne, takie tematy są dla mnie prawdziwe i różnorodne. Nie chcę przeżyć życia robiąc ciągle to samo. Polityka, krawaty, marynarki - to jest nudne. Nie lubię też sportu, ale staram się przełamywać. Będę niedługo robić fotoreportaż o sportsmence. fotografie i znajdzie się miejsce na nowe tytuły prezentujące dokonania fotoreporterów. Fotoreportaż znowu przenosi się w obszar sztuki, do galerii? Od dłuższego czasu można zauważyć zacieranie się granicy pomiędzy dobrą fotografią prasową a niektórymi rodzajami fotografii artystycznej. Ta tendencja będzie się pogłębiać, bo jest coraz więcej zdolnych, ambitnych fotoreporterów chcących pokazać swoje prace. Nie mając innych możliwości szturmują galerie i inne miejsca, gdzie ten gatunek twórczości był dotąd nieobecny. Oglądając zdjęcia zrobione podczas demontażu pomnika Lenina w Kozłówce można odnieść wrażenie, że fotografowany przedmiot w tym przypadku pomnik jest jak żywy człowiek. Nasuwa się porównanie z ciałem zmarłego składanego do trumny. Widać w tych zdjęciach subiektywne podejście do tematu. Czy uważa Pani, że możliwe jest zrobienie fotografii obiektywnej? Internauta jest lepszy ode mnie Jak zaczęła się Pani przygoda z fotografią? W podstawówce, gdy bawiłam się z koleżankami, one się przebierały, były fryzjerkami, a ja chciałam je fotografować. Bardzo chciałam robić zdjęcia i dlatego zapisałam się na kurs dla młodzieży na Starym Mieście, do Ani Chowaniec. Tam nauczyłam się fotografować camerą obscura. Pakowałam do plecaka pięć zrobionych przez mnie aparatów, czyli takich kartonowych pudełek i jechałam z nimi do centrum miasta robić zdjęcia. Potem próbowałam się dostać na studia na UMCS. Zaniosłam swoje prace i pan, który był w komisji, powiedział, że te zdjęcia zrobił profesjonalista, że go nie oszukam, bo on się na tym zna. Próbowałam go przekonać, że to moje, że mam już kilka nagród, ale bezskutecznie. Poszłam więc na studia zaoczne do Warszawy, w międzyczasie odbyłam praktyki w lubelskiej Gazecie Wyborczej, w której zostałam na kilka lat. Była Pani konsekwentna w dążeniu do zajmowania się fotografią. Tak, od początku wiedziałam, że chcę fotografować, ale już na studiach musiałam pracować. Pamiętam, że była w Lublinie ważna konferencja, z której miałam zrobić zdjęcia dla GW. I był problem, bo o godz. 17.00 miałam być w drugiej pracy, w barze na Starym Mieście. Mogłam do niej nie zdążyć. Konferencja się opóźniła i pamiętam jak biegłam do redakcji z filmem w ręce. A potem szybko do drugiej pracy. Do baru weszli ci sami ludzie, których wcześniej fotografowałam jako fotoreporter. Trochę się zdziwili widząc mnie jako barmankę. Studia w Warszawie, ale wybór padł na Lublin jako miejsce do życia. Dlaczego? Wakacje w mieście/fot.dorota Awiorko-Klimek W dużym mieście też może być prowincja, to ludzie tworzą charakter miejsca wyjaśnia Dorotą Awiorko-Klimek, która z wyboru została w Lublinie. Warszawa jest piękna i ma coś w sobie, jednak nie jest to miejsce, w którym chciałabym żyć. Dobrze jest tam pojechać na koncert czy wystawę. Jednak brakuje mi tam tlenu, potrzebuję przestrzeni. Gdy zdarza mi się tam stać w korku przez dwie godziny, to myślę sobie wówczas, że to jest czas wyjęty z życia. A mogłabym go przecież spędzić inaczej, przyjemniej. Czym jest prowincja? I w mieście i na wsi można znaleźć prowincję. Prowincja może być i w większych miastach, chętnie bym jej poszukała. Lublin jest prowincją? Pewnie dla niektórych tak, dla mnie nie. To zależy, z jakimi ludźmi obcuje, bo to oni tworzą charakter miejsca. Prywatnie i zawodowo jest Pani związana z Lublinem. Nie ciągnęło, by wyjechać? Miałam pęd do innego miasta, czy zagranicę, szczególnie na początku studiów. Brałam wtedy udział w konkursie Gazety Wyborczej, Dużego Formatu, w którym w jury był Tadeusz Rolke. Nagrodą był etat fotoreportera. Wysłałam zdjęcia i zapomniałam o tym. Zadzwonił do mnie Rolke i zaprosił do Warszawy, miał prowadzić mnie dalej w tym konkursie. Nie mogłam uwierzyć. Miałam zrobić kolorowe fotografie za pomocą camera obscura, pracowałam, więc nie miałam czasu ani też, jako, że sama się utrzymywałam, wystarczających funduszy na to, żeby je wykonać. Ostatecznie nie wysłałam zdjęć do następnego etapu. Jeździłam też stopem po Europie, postanowiłam nawet zostać we Francji, w Cannes. Byłam tam od wakacji, a wróciłam na Boże Narodzenie. Myślałam, że zostanę dłużej. Nie wytrzymałam, tęskniłam za Lublinem po dłuższym czasie w Cannes było dla W fotografii prasowej jest miejsce na walor artystyczny? Oczywiście, im jest go więcej - tym lepiej. Nie wiem tylko czy ludzie go potrzebują w fotografii prasowej. Przy fotografii artystycznej pojawia się już inny odbiorca. Pracując w Dzienniku Wschodnim dostałam kiedyś zadanie sfotografowania muru. Zrobiłam to bardziej artystycznie. Wydawcy podobało się to zdjęcie, ale na pierwszą stronę dał inne. Gdy zapytałam go, odpowiedział, że w gazecie nie ma miejsca na zdjęcia artystyczne. Nie rozumiałam tego, bo gazeta ma również edukować odbiorcę. Dlaczego z góry zakładamy, że ludzie tego nie kupią. Potem nauczyłam się oddzielać te dwa rodzaje zdjęć. Pracuję w gazecie i staram się dawać to, czego się ode mnie oczekuje. Po prostu szkoda nerwów. Dawniej zawód fotoreportera był kojarzony z misją. Jak to obecnie wygląda? Czasami żartuję, że niedługo będzie można zobaczyć prawdziwego fotoreportera tylko w muzeum. Fotoreporterzy są zwalniani. Ludzie, którzy czytają gazety sami wysyłają do nich zdjęcia. Jeszcze trzy lata temu, gdy pracowałam w dziale foto ludzie oferowali swoje zdjęcie w zamian za pieniądze. Dziś chcą zaistnieć, nie chcą już pieniędzy. Kolega Jacek Mirosław, który pracował dla Sztandaru Ludu zaczynał w czasie, gdy był to zawód szanowany. Gdy fotoreporter wchodził do urzędu, to otwierano przed nim drzwi, w redakcji miał swojego kierowcę. Robiąc kiedyś zdjęcia spotkałam chłopaka z plecakiem załadowanym sprzętem fotograficznym. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że on nie pracuje zawodowo jako fotoreporter. Robi zdjęcia, bo lubi i wysyła je potem do różnych redakcji. Po powrocie do dziennika okazało się, że internauta przysłał zdjęcia i że moje nie będą publikowane. Zdjęcia internauty są najważniejsze, mają pierwszeństwo nawet, jeśli moje są lepsze. On powie o zdjęciu cioci, mamie i to zwiększy liczbę wejść na stronę. I o to chodzi gazetom (portalom). Odbiorca gazety staje się jej twórcą. Internauta chce uczestniczyć w budowaniu gazety. Dąży się do tego, żebyśmy wszyscy ją tworzyli za darmo. Cierpi na tym jakość. Jak może wyglądać przyszłość fotoreportażu i zawodu fotoreportera, kiedy papierowa prasa powoli przechodzi do historii? Faktycznie zapotrzebowanie na wydania papierowe maleje, natomiast internet przez to, że potrzebuje dużo zdjęć, nasyca się amatorskimi fotografiami, niekiedy niskiej jakości. Odwrócenie spadkowego trendu jakości może nastąpić wskutek wprowadzenia opłat za korzystanie z treści portali informacyjnych, o czym coraz częściej się słyszy. Wynikiem tego kontrowersyjnego rozwiązania będzie wzrost wymagań internautów. Jednocześnie mam nadzieję, że umocni się pozycja magazynów prezentujących świetne Wydaje mi się, że nie ma fotoreportera, który nie robiłby zdjęć z subiektywnego punktu widzenia. Każdy z profesjonalnych fotografów ma swój styl, chociaż oczywiście może on być bardziej lub mniej wyrazisty. Każdy fotoreporter bardziej lub mniej wchodzi w temat. Czasami jednak fotoreporter robi zwykłe, informacyjne zdjęcie, bo tego wymaga od niego redakcja. Mimo to uważam, że nie da się uniknąć własnej interpretacji wydarzenia. Fotografując nie raz widzi się coś, czego nie dostrzega nikt inny. Dobrze jest, gdy zdjęcia fotoreporterów różnią się między sobą, są rozpoznawalne, charakterystyczne, wpadające w oko wtedy odbiorca je zapamiętuje. Na przestrzeni lat fotografia Doroty Awiorko-Klimek się zmieniała. Fotografia otworkowa, fotoreportaż. W jakim kierunku teraz Pani zmierza? Chcę robić coś nowego. Po urodzeniu dziecka, jestem inna. Czuję, że uwolniłam się od pewnych nawyków zawodu fotoreportera. Może za długo pracowałam na etacie, zresztą uważam, że typowy zawód fotoreportera kończy się i trzeba zwrócić się ku nowym wyzwaniom. Nie lubię stać w miejscu, bo się nudzę. Szkoda życia. rozmawiały Kamila Leśniak i Beata Mielcarz Dorota Awiorko-Klimek fotografuje od zawsze. Zdobywczyni Zdjęcia Roku Grand Press Photo 2006, II i III nagroda w kategorii wydarzenia BZWBK Press Photo 2010, III nagroda w kategorii wydarzenia Grand Press Photo 2010, I nagroda za fotoreportaż w kategorii wydarzenie Grand Press Photo 2011. Współpracowała jako fotoreporterka z Gazetą Wyborczą w Lublinie. Od roku 2002 pracuje dla Dziennika Wschodniego, zaś od sześciu lat kieruje działem foto tej gazety. Fotografuje także dla Rzeczpospolitej i Agencji Forum. Jej zdjęcia publikowane są również na łamach czasopism ogólnopolskich. 3 września 2012, spotkanie z Dorotą Awiorko-Klimek Współczesny polski wschód Najciekawiej na ulicy Jak pracuje się dla jednej z największych agencji prasowych na świecie, opowiada Cezary Sokołowski, od 30 lat współpracujący z AP. Możliwe jest pokazanie prawdy, a nie opinii o wydarzeniu? W fotografii prasowej prawda to podstawa. Funkcjonuje stara zasada przeniesiona na dzisiejszy warsztat to, co jesteśmy w stanie zrobić w ciemni fotograficznej, możemy wykonać za pomocą komputera. Przyciemniać, rozjaśniać, podostrzyć. W ciemni nie istnieją nożyczki, nie ma możliwości wycięcia człowieka. Liczy się autentyczne przedstawienie wydarzenia, możemy pokazać je z innej płaszczyzny zachowując realia. Od ponad trzydziestu lat pracuje Pan dla zagranicznej agencji Associated Press. Jak każdy fotograf, poniekąd będąc od niej zależny. Czy zmieniło się Pana myślenie o fotografii? Agencja daje możliwość robienia codziennie czegoś innego, a więc ustawiania się do tematu w odmienny sposób. Pozwala rano fotografować politykę, wieczorem modę. Dzięki temu po latach podchodzę do zadań z innym spojrzeniem. Agencja posiada swój profil i określa oczekiwania wobec zdjęć, ale od pierwszego dnia pracy starałem się, oprócz tradycyjnych fotografii, robić parę odmiennych, żeby poszerzyć ofertę. Wysyłałem zdjęcia z zachowanymi zasadami i moje wariacje: twarze, kolory ulicy. To uczy, że nie można podejść, zrobić trzech zdjęć i powiedzieć: a, już mam!, trzeba czekać. Sytuacja nie trwa trzech minut tylko trzy sekundy. Czyli poniekąd filozofia decydującego momentu? i szczęście. Byłem we właściwym momencie, wyczekałem. Pamiętam zdjęcie Lecha Wałęsy, bardzo niestandardowe, idzie po pasach, za nim świta, ale on trochę wcześniej, nagle kogoś zobaczył i wita się gestem radości. Wyglądało to jak słynne zdjęcie Beatlesów na przejściu dla pieszych. Trzeba proponować niestandardowe ujęcia, by gazety mogły je publikować. Wprowadzenie stanu wojennego, życie w PRL-u, ruch Solidarności obserwował Pan również przez obiektyw aparatu. Czy spojrzenie jako obywatela, rodaka różniło się od spojrzenia Polaka-fotografa? Pracując dla imperialistycznej agencji, jednej z największych na świecie, po pewnym czasie zorientowałem się, że poprzez: Czarek, a zrób tak zdjęcie, a może tak byś to zrobił?, zaczęto w pewien sposób mną sterować, uczyć, jak zaspokajać potrzeby fotograficzne. Dawano delikatne wskazówki, więc w pewien sposób zwracałem uwagę na konkretne osoby i wydarzenia. Czyli agencja kierowała myślami fotoreporterów? Nie dostawałem wypisanych wytycznych, ale delikatne sygnały, jak ma wyglądać materiał. Dopiero później, po analizie pewnych rzeczy zauważyłem, że służyły zacieśnieniu moich zadań. Dostawałem informacje, że nie mogę bratać się z politykami, na przykład ogłaszać, że utożsamiam się tylko z Solidarnością. Jeśli masz tam kolegów w porządku, ale musisz mieć do wszystkiego dystans. To była polityczna szkoła życia. Pana fotografie ukazują się w międzynarodowych publikacjach. Jak chcą widzieć Polskę zagraniczni wydawcy prasy? Jeżeli zrobię dobrą fotografię ze zwykłą ulicą i Mercedesem albo wozem drabiniastym, pokazuję rzeczywistość. Inna sprawa, w jaki sposób zostanie odebrana. Przedstawiam coś nowoczesnego, ktoś może pomyśleć o tym negatywnie. Jeżeli robimy dobry materiał o Polsce, który zostaje opublikowany, mamy nadzieję, że będzie rzetelnie wykorzystany przez prasę, bez słownych przekrętów, pomyłek. Pewnym jest, że nikogo nie interesuje zdjęcie do dowodu, musi być interesujące, coś musi się dziać. Powiedział Pan również, że w fotografii chodzi nie tylko o to, żeby zdjęcie było mocne. Co ponadto decyduje o sile oddziaływania? Kwestia psychiki, niedopowiedzenia. W doktrynach mojej firmy nie ma epatowania śmiercią. Wszystko może być delikatnie ukryte, pozostawione wyobraźni. Duża grupa fotoreporterów myśli, że jeśli zrobi zdjęcie z krwią na pierwszym planie, zdobędzie wszystkie nagrody świata na wszystkich konkursach. Zdaje się, że również Pan Faktycznie kiedyś myślałem: o rany, chciałbym zrobić mocne zdjęcie, ale podejście zmieniało się podczas rozmów z moimi szefami. Agencja nauczyła Pana subtelności? Wiedziałem, że pewne rzeczy nie przejdą. Jeśli przekażę mocne zdjęcie, na miejsce zdarzenia zostanie wysłanych pięć dodatkowych karetek. Dziś wygląda to jak autocenzura, ale myślę, że w pewien sposób przemyślana, inaczej fotografie nie zostałyby opublikowane. Bardziej marzycielsko: gdyby miał Pan nieograniczone fundusze i mnóstwo czasu, o jakim wydarzeniu lub miejscu zrobiłby Pan reportaż? Najbardziej chciałbym wsiąść do samochodu, zabrać sprzęt, który jest mi potrzebny i po prostu jechać. Zatrzymać się, porozmawiać z ludźmi, może powiedzą, że za 3 kilometry w prawo jest coś ciekawego. Wolno, spokojnie. Jako agencja skupiamy się na głównej ulicy, a przecież interesujące rzeczy dzieją się również obok. rozmawiała Dominika Kucner Cezary Sokołowski Pracuje dla Associated Press od 2 lutego 1981 roku. W 1991 roku wraz z czterema innymi fotografami z AP otrzymał Nagrodę Pulitzera. Fotografował przemiany demokratyczne w Polsce, Rumunii, Rosji, Albanii, b. Jugosławii. Fotografował wszystkie wizyty Jana Pawła II w Polsce. 8 października 2012, spotkanie z Cezarym Sokołowskim Polska dla zagranic 4 fotoreportaz.org.pl 5 fot. Cezary Sokołowski/Associated Press

Powiedziała Pani kiedyś, że 70 procent zdjęć to pokora i cierpliwość, a reszta to wrażliwość i umiejętność przewidywania. Czy w swojej pracy zdarza się Pani kierować metodą decydującego momentu Henry ego Cartiera Bressona? Tak, sposób fotografowania Bressona jest dla nas fotoreporterów niedoścignionym wzorcem pracy. Złapanie decydującego momentu, czyli znalezienie takiej chwili, gdy kilka planów, na których coś ciekawego się dzieje, nałoży się na siebie, jest nie lada sztuką. Taka praca wymaga pokory, by odszukać właściwe miejsce i dać sobie czas na wyczekanie odpowiedniej chwili. Z Pani fotografii wypływa wrażliwość na drugiego człowieka. Często to historie ludzi, których skrzywdził los. Chore dzieci, niepełnosprawni, narkomani - to nie są łatwe tematy. Mimo to, Pani fotografiajest intymna, ma się wrażenie jakby się było blisko bohaterów. To prawda, zawsze staram się być jak najbliżej człowieka. Ideą reportażu jest wniknięcie w temat jak najgłębiej. Najważniejsze jest dać sobie czas, aby jak najlepiej poznać bohatera. Trudne tematy są dla mnie wyzwaniem, dają dużą satysfakcję, lecz nigdy nie pozostawiają mnie obojętną. Jeden ze swoich pierwszych reportaży, zrealizowany w dziecięcym szpitalu odchorowałam fizycznie. Ludzie, których tam spotykałam chcieli podzielić się swoim nieszczęściem. Traktowali mnie jak spowiednika. Należy liczyć się z tym, że w takiej pracy, poza sferą czysto fotograficzną, jest dużo elementów socjologii i psychologii. Oczywiście cieszę się, gdy obok trudnych tematów mogę realizować te lżejsze. Staram się tak wyważyć tematykę moich prac, aby móc zachować równowagę psychiczną. Poprzez projekt Jedna ciąża - dwudziestu stara się Pani podjąć dyskusję z odmiennością fotografii kobiecej od męskiej. Czy według Pani mężczyźni faktycznie patrzą inaczej niż kobiety? Czy taki podział ze względu na płeć jest uzasadniony? Ten projekt został zainspirowany takimi pytaniami. Pewnego razu uznałam, że aby móc na nie odpowiedzieć, należy przeprowadzić eksperyment. Oddałam się w ręce dwudziestu fotografów, w tym jedenastu mężczyzn i dziewięciu kobiet. Wbrew stereotypowym wyobrażeniom, że faceci patrzą bardziej dramatycznie, najmocniejsze zdjęcie na wystawie zrobiła kobieta. Eksponowane fotografie nie były podpisane, co miało zachęcić widza do próby odgadnięcia płci autorów. Przeważnie strzały nie były trafione. Ta realizacja dowodzi, że nie powinno dzielić się fotografii na męską czy kobiecą. Zdecydowanie większy wpływ na sposób patrzenia ma stopień wrażliwości fotografa, a przede wszystkim doświadczenie, jakie nosi w sobie. Kobieta, która miała traumatyczne przeżycia podczas porodu oddała cały towarzyszący jej dramatyzm w swoim projekcie. Z kolei facet, który ma bardzo dobry kontakt z dzieciakami i świetnie czuje się w roli ojca wykreował zupełnie bajkowy świat. Inny, który w ogóle nie ma dzieci, więc uczucia związane z ich pojawieniem są dla niego abstrakcją, stworzył podobną baśniową scenografię. Oglądając te fotografie zaskakująca jest niemożnośćodniesienia się do płci autora. Wydaje się, że kobieta inaczej postrzega ciążę niż mężczyzna, który nigdy takiego stanu ciała nie doświadczy. Rzeczywiście kobieta podchodzi do ciąży inaczej, tylko że nie na tyle, aby w takiej fotografii obnażyć swoją płeć. Wielu ludzi uważa, że zawód fotografa jest męskim zajęciem. Twierdzą, że jest to praca, której trzeba się w pełni poświęcić rezygnując z życia osobistego. Pani, będąc matką, jest przykładem, że można odnosić sukcesy na polu zawodowym, jednocześnie Żeńsko-męskie Czy istnieje płeć fotografii? Nie ma podziału na żeńskie czy męskie zdjęcia mówi Anna Bedyńska. fot. Anna Bedyńska łącząc je z życiem rodzinnym. Byłabym wstanie wymienić wiele takich kobiet, które odnoszą sukcesy w fotografii. Nie jestem pewna czy dla mnie samej starczyłoby miejsca na liście. Zawód fotoreportera jest ciężki ze względu na trudności związane z wyjazdami czy nienormowanym czasem pracy. Patrząc z perspektywy matki, którą jestem bardzo trudno mi żyć takim trybem. Pojawienie się dzieci przewartościowuje twój świat. Odkąd urodziłam moje, powstały takie tematy jak tata sam w domu, czy z dzieckiem pod biurkiem. Wygląda na to, że to co dzieje się wewnątrz mnie rzutuje na to, jakimi tematami się zajmuję. Wcześniej fotografowałam w ośrodkach pomocy, hospicjach, szpitalach, jak również w burdelach, robiłam zdjęcia homoseksualistom, fotografowałam w Sudanie, zajmowałam się tematami niekoniecznie dzieciatymi. Jak nie ma się takich obciążeń rodzinnych to łatwiej wyjechać na wojnę. Czy w pracy fotoreportera bycie kobietą pomaga? Nie wiem, to ciężkie pytanie. dyś realizowałam reportaż o wieczorach panieńskich, mężczyzna nigdy nie mógłby się tam znaleźć. Czym teraz się Pani zajmuje? Bardzo podoba mi się temat, którym zajmuję się już od pewnego czasu. Ubrania śmiertelne to materiał dotyczący odchodzącej tradycji przygotowywania za życia ubrania na drogę do krainy Hadesu. Jest to opowieść o ludziach, którzy nie boją się rozmowy o przemijaniu, gdyż oswajają się ze śmiercią już za życia. Interesują mnie historie ludzi, którym obiektywnie nie jest z górki, a mimo to potrafią przenosić góry: rodzina niewidomych wychowująca dziecko, albo dziewczyna bez rąk, zarazem matka, która nigdy nie przytuliła swojego dziecka. Chcę poznać takich ludzi, spotkać się z nimi aby zadać im naiwne, dziecięce pytanie: Jak widzi niewidomy? Jak czuje ktoś kto nigdy nie dotykał? Pozostaje Pani wierna człowiekowi. Tak, człowiek jest mi najbliższy i nawet wtedy, gdy nie ma go na fotografiach (jak w przypadku zdjęć z burdeli) to nadal jest głównym bohaterem mojej opowieści. rozmawiała Maria Wachowiak Anna Bedyńska Od 2003 roku fotoreporterka Gazety Wyborczej. Ma na koncie wiele prestiżowych nagród - m.in. główną nagrodę Grand Press Photo 2005, nagrodę National Geographic czy nagrodę specjalną Warto być razem w konkursie BZ WBK Foto. Jej domeną są reportaże społeczne często odwołujące się do tematów tabu. Fotografowała homoseksualistów, świat klubów nocnych i domów publicznych, striptizerów i męskie prostytutki. Była z aparatem przy porodach, jak również przy umierających. Tworzyła cykle: Rodzić po ludzku, Umierać po ludzku, czy Dzieciaki do domu, które w ramach akcji społecznych Gazety rozpoczynały dyskusje i przełamywały temat tabu śmierci i narodzin. Trudne tematy to jej specjalność. Od kilku lat szczególną uwagę poświęca sytuacji kobiety we współczesnym świecie, stad projekty tj: Z dzieckiem pod biurkiem - o kobietach powracających do pracy po urlopie macierzyńskim, Tata w akcji - o ojcach, którzy zostają w domu z dziećmi, podczas gdy ich zony pną się po szczeblach kariery, Matkopolko - kobiecie mierzącej się z ideałem Matki Polki. W 2009 roku zrealizowała projekt Jedna ciąża - dwudziestu, do udziału w którym zaprosiła 20 fotografów, a sama stanęła po drugiej stronie obiektywu. Fotografowała m.in. w Kosowie, Sudanie, Kazachstanie i na Białorusi, ale zawsze powtarza, że ważne tematy można realizować na własnym podwórku. Jej zdjęcia publikowane są na łamach m.in.: Gazety Wyborczej, Twojego Stylu, Przekroju, Tygodnika Powszechnego. 19 listopada 2012, spotkanie z Anną Bedyńską Czy fotografia jest kobietą Życie codzienne nie jest fajne Jak fotografować życie codzienne? Najlepiej wyczekać na moment. O swoich zdjęciach mówi Andrzej Mitura, uczestnik Akademii fotoreportażu. Fotografuje Pan dla miesięcznika Policja 997. To musi być ciekawa praca. Dokumentuję pracę policji, czasem jeżdżę w patrolach, chodzę na konferencje prasowe, niekiedy robiąc zdjęcia bywam w ciekawych miejscach. Podczas jednego z wyjazdów służbowych trafiłem do Bondar. Od razu to miejsce wydało mi się interesujące. Jak się okazało w Bondarach znajduje się osiedle dziewięciu bloków, wybudowanych dla ludzi wysiedlonych z kilku różnych wsi. Na zamieszkiwanym przez nich wcześniej terenie władze PRL wybudowały Zalew Siemianówka. Już wtedy zaczął Pan tam robić zdjęcia? Nie, ale po jakimś czasie spakowałem plecak i wróciłem tam. Miałem informacje jak ci ludzie się tam znaleźli i dlaczego. Po prostu wszedłem na osiedle i chciałem zobaczyć jak żyją. Miałem kłopoty ze zdobyciem ich zaufania. Przez dwa dni siedziałem przed osiedlowym sklepem pijąc piwo i próbując nawiązać pierwsze znajomości. Tam poznałem pana Eugeniusza, jednego z wysiedlonych. To on podał mi pierwsze adresy. Od początku byłem z aparatem, stawiałem sprawę jasno, ludzie wiedzieli, po co tu jestem. Czyli nie znając nikogo chodził Pan i pukał do drzwi? Trochę tak to wyglądało. Wielu mnie nie wpuściło do domu, ale dużo się dowiedziałem. Na początku chciałem robić tym ludziom portrety, bo to pewnego rodzaju wymówka, aby wejść do mieszkania, porozmawiać z nimi, a później znowu do nich wrócić z odbitką. W ten sposób budowałem pewną więź, zaprzyjaźniałem się i to była też szansa zrobienia zdjęć życia codziennego. Wszystkie Pana materiały dotyczą życia codziennego. Trudno opowiada się w ciekawy sposób o czymś, co na pozór ciekawe nie jest. Jak to się udaje? Żeby mieć kilka fajnych zdjęć, potrzebuję dużo czasu, nie tylko po to, aby ludzie mnie zaakceptowali, ale też, żeby się coś wydarzyło. Życie codzienne nie jest fajne to znaczy zdarzają się ciekawe sytuacje, ale trzeba je wyczekać i ograniczyć materiał do kilkunastu zdjęć, a to wymaga czasu - tak jak mój projekt Ojciec i syn. Życie Władysławów (imiona bohaterów fotoreportażu Ojciec i syn ) jest zwyczajne. Wstają rano, karmią kury, wyprowadzają konia, gotują zupę, idą do sklepu, karmią kury jeszcze raz, wracają i tyle. Codziennie dzieje się to samo. Od święta jadą na odpust do siostry i to dla nich jest wydarzenie. Jednak jest coś w ich życiu, jakaś tajemnica, która mnie wciągnęła. Jak trafił Pan na temat Ojciec i syn? Było w tym trochę przypadku. Kiedyś pojechałem na plener fotograficzny w okolice Białowieży. Spotkałem tam pana Władysława. Po krótkiej rozmowie zaprosił mnie do domu. Zrobiłem kilka zdjęć, również jego żonie. Nie planowałem, że tam jeszcze wrócę, jednak nie dawało mi to spokoju. Pojechałem tam jakiś czas później i postanowiłem spróbować opowiedzieć o ich życiu. Podczas pracy nad materiałem dowiedziałem się, że zmarła pani Aleksandra, a zrobione przeze mnie zdjęcia były jedynymi jej fotografiami. W ten sposób zaczęła się opowieść o samotności ojca i jego relacji z dorosłym, niepełnosprawnym umysłowo synem. Ludzie chcą oglądać takie zdjęcia? Nie wiem czy ciekawi to zwykłych ludzi, być może. Zainteresowane są na pewno osoby związane z fotografią, fotoreportażem. Fotografii nie można się nauczyć Jak się rozwijać, gdy dojdzie się do twórczej ściany opowiada Daniel Frymark, absolwent Akademii fotoreportażu. I miejsce za fotoreportaż Żołnierze w Wielkim Konkursie National Geographic to wielkie wyróżnienie. Jak wyglądała praca nad tym projektem? Żołnierze to właśnie bardzo dobry przykład tego, jak udaje mi się łączyć pracę z pasją. Razem z redakcyjnym kolegą, Arkiem Jażdżejewskim, pojechaliśmy na poligon do Drawska Pomorskiego. Zostaliśmy tam zaproszeni przez żołnierzy z jednostki w Czarnem, które leży ok. 40 km od Chojnic. Na poligonie spędziliśmy cały dzień. Początkowo żołnierze podchodzili do nas trochę z dystansem. Całe szczęście szybko udało się nawiązać kontakt do tego stopnia, że mogłem zrobić im zdjęcie, gdy leżeli z laptopami na pryczach. Wydaje mi się, że to zdjęcie łamie stereotyp żołnierza bohatera i macho. Łącznie z całego dnia fotografowania na poligonie przywiozłem ponad 70 zdjęć. Na konkurs można było wysłać tylko sześć. Większość Pana projektów jest smutna. Tak, chociaż całkiem niedawno zrobiłem fotoreportaż o Mistrzostwach Świata Kurierów Rowerowych. Te zdjęcia nie są smutne, raczej neutralne. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale dobrze czuję się w smutnych projektach. rozmawiał Mirek Kaźmierczak Andrzej Mitura Fotografuje dla miesięcznika Policja 997. Interesuje go dokument społeczny. Skupia się na tym, co go otacza, co jest blisko i nie wymaga dalekich podróży, co daje możliwość wielokrotnego powrotu. W 2009 roku ukończył warsztaty Akademii Fotoreportażu Fundacji Szkolnictwo Dziennikarskie, działającej przy Uniwersytecie Warszawskim. Jego największymi osiągnięciami są: II miejsce w konkursie BZ WBK Press Foto w kategorii cywilizacja za reportaż Przyjaciele, III miejsce w VII Ogólnopolskim Biennale Fotografii Kochać Człowieka za fotoreportaż Ojciec i Syn, wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Fotografii Młodych w Jarosławiu za materiał Osiedle, nominacja do Prasowego Zdjęcia roku 2009 za fotoreportaż Klinika. Więcej: andrzejmitura.com. Może to, że kobieta szybciej wzbudza zaufanie. Możliwe, ale nie potrafię obiektywnie tego stwierdzić. Chyba nie umiałabym się zadeklarować, że kiedykolwiek było mi łatwiej właśnie dzięki płci. Prawdopodobnie w tematach takich jak te o męskich prostytutkach czy o homoseksualistach, dzięki temu, że jestem kobietą zostałam łatwiej wpuszczona w ich hermetyczny świat. Jeszcze kie- 6 fotoreportaz.org.pl 7 Jest Pan absolwentem pierwszej edycji warsztatów Akademii Fotoreportażu. Co spowodowało, że zdecydował się Pan akurat na taki kurs, tym bardziej, że zaczynając zajęcia był już doświadczonym fotoreporterem? Doszedłem do ściany. Czułem, że muszę coś zrobić, żeby się rozwijać, a samo czytanie o fotografii to nie wszystko. Akademia Fotoreportażu startowała jesienią. Wcześniej w wakacje miałem okazję brać udział w króciutkich warsztatach z Agencją NAPO. Po trzech spotkaniach z fotoreporterami wiedziałem, że właśnie tego mi trzeba. Akademia Fotoreportażu trwała zdecydowanie dłużej, spotkań z fotoreporterami było więcej. Zajęcia kończyły się plenerem i edycją albumu fotograficznego. Sporo się na nich nauczyłem. Podczas warsztatów powstawało kilka projektów Miałem kilka materiałów, ale moim głównym tematem było Chojnickie Schronisko dla Zwierząt. Robiłem tam zdjęcia w miarę regularnie przez całe warsztaty. Potem przywoziłem je na zajęcia i wspólnie je oglądaliśmy. Wtedy też był czas na wstępne edycje materiałów. Co ciekawe, często zdarzało się tak, że zdjęcia, które sam bym wyrzucił, trafiały do materiału. Dobrze, gdy ktoś fachowym okiem spojrzy na twoje fotografie i pomoże Ci wybrać te najlepsze. Z serii Ojcien i syn / fot. Andrzej Mitura Z serii Żołnierze / fot. Daniel Frymark Czy fotografii w ogóle da się uczyć na tego typu zajęciach? Nie wiem, czy fotografii w ogóle da się nauczyć. To jest chyba tak, że albo ma się dobre oko i widzi się różne sytuacje, albo nie. Można za to trenować swoje patrzenie. Akademia Fotoreportażu to był bardzo dobry trening. Oprócz tego warsztaty pomogły mi poznać kilku zapaleńców, którzy też zajmują się fotoreportażem. Po warsztatach założyliśmy wspólnego bloga www.manualphotos.com W kolektywie Manual Photos powstał pomysł, aby zrealizować wspólny projekt pt. Dom. Co do Manual Photos, to rzeczywiście jest projekt Dom. To, czy uda się nam go sfinalizować, to już zupełnie inna sprawa. Do tej pory powstały dwa materiały związane z Domem. Jeden Andrzeja Mitury i drugi mój. Andrzej fotografował starszego pana mieszkającego na wsi razem z niepełnosprawnym synem i żoną. Mój Dom to trochę inna historia. Pomieszkiwałem ze strażakami z jednej zmiany Państwowej Straży Pożarnej. Fotografowałem ich podczas codziennych zajęć, ale niekoniecznie przy gaszeniu pożarów. Okazuje się, że na co dzień strażacy mają sporo sprzątania i czyszczenia sprzętu. Jest też czas na zrobienie obiadu, zagranie w tenisa stołowego czy obejrzenie filmu. Tego materiału jeszcze nigdzie nie pokazywałem. rozmawiał Mirek Kaźmierczak Daniel Frymark Fotoreporter freelancer. Obecnie na stałe współpracuje z radiem oraz Polską Agencją Fotografów FORUM. Publikował m. in. w Dzienniku, Przekroju i tygodniku Newsweek Polska. W 2009 roku ukończył warsztaty fotoreportażu organizowane przez agencję NAPO Images oraz Akademię Fotoreportażu na Uniwersytecie Warszawskim. Laureat konkursów polskiej fotografii prasowej m.in. Newsreportaż, BZWBK Press Photo, Gdańsk Press Photo. Zdobywca I miejsca za fotoreportaż w Wielkim Konkursie National Geographic. Więcej: www.danielfrymark.com i blog.danielfrymark.com