102 minuty - fragment. Przedmowa autorów



Podobne dokumenty
Psychologia gracza giełdowego

OFERTA WYNAJMU LOKALI Zapraszamy do wynajęcia lokali w znanej kaŝdemu łodzianinowi nieruchomości, połoŝonej w centrum miasta przy ulicy Kopernika 22.

ZARZĄDZENIE NR 42/2012 BURMISTRZA GMINY I MIASTA JASTROWIE. z dnia 22 maja 2012r.

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

Trzy kroki do e-biznesu

FILM - BANK (A2 / B1)

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

POŻAR Supermarketu Ycuá Bolaños Botánico, Paragwaj STUDIUM PRZYPADKU. Opracował: ADRIAN CISZEWSKI KAMIL CISZEWSKI. Inspektor Ochrony Przeciwpożarowej

Ewakuacja w trybie alarmowym. z budynku. Wydziału Oceanotechniki i Okrętownictwa

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

Copyright 2015 Monika Górska

Streszczenie. Streszczenie MIKOŁAJEK I JEGO KOLEDZY

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

INFORMACJE DOTYCZĄCE ZACHOWAŃ W PRZYPADKU ZAMACHU TERRORYSTYCZNEGO

SMOKING GIVING UP DURING PREGNANCY

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Hektor i tajemnice zycia

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

Mówię po polsku Waldemar Szyngwelski

Temat: Czujny jak Tygrys. Metody pracy: podająca działań praktycznych

Anioł Nakręcany. - Dla Blanki - Tekst: Maciej Trawnicki Rysunki: Róża Trawnicka

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

Dziś Francja-elegancja, a kiedyś... baraki! Jak to z ratuszem na Ursynowie było...

I się zaczęło! Mapka "Dusiołka Górskiego" 19 Maja 2012 oraz zdjęcie grupowe uczestników.

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Pan Bóg poprzez niemoc i słabość osób niepełnosprawnych jakby paradoksalnie sprawia, Ŝe mają one ogromną moc przemieniania ludzkich serc.

ZESPÓŁ SZKÓŁ EKONOMICZNO- TURYSTYCZNYCH

ZARZĄDZENIE NR 3/06/2012 DYREKTORA PRYWATNEGO GIMNAZJUM NR 2, PRYWATNEJ SZKOŁY PODSTAWOWEJ NR 72 SZKOŁY MARZEŃ W PIASECZNIE

Copyright 2017 Monika Górska

Poradnik stworzony z myślą o uŝytkownikach samochodu Citroen Xsara, którzy nie chcą niczego zepsuć

LP JA - autoprezentacja JA - autoidentyfikacja MY ONI 1. SZKOŁA: nie było jakiejś fajnej paczki, było ze Ŝeśmy się spotykali w bramie rano i palili

Świadectwa pracy po 21 marca 2013 r.


Zwiększ swoją produktywność

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

ANALIZA SPÓŁEK Witam.

Nieoficjalny polski poradnik GRY-OnLine do gry. Gemini Rue. autor: Michał Wolfen Basta. (c) 2011 GRY-OnLine S.A.

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Friedrichshafen Wjazd pełen miłych niespodzianek

Atak szybki kompleks ćwiczeń, gier i zabaw

Kontrola ryzyka. Katedra Mikroekonomii WNEiZ US

Przyjazne dziecku prawodawstwo: Kluczowe pojęcia

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

Powojenna historia mojej miejscowości. W dniu 31 maja 2010 r. przeprowadziłam wywiad z Panem Władysławem.

Ł AZIENKI K RÓLEWSKIE

DZIENNIK BUDOWY... TROCHĘ Z PRZYMRUśENIEM. czyli o tym, jak powstawało nasze nowe boisko

w X Liceum Ogólnokształcącym W Gdańsku

Uprzejmie prosimy o podanie źródła i autorów w razie cytowania.

Dowód osobisty. Dowód osobisty mówi, kim jesteś, jakie masz imię i nazwisko, gdzie mieszkasz. Dowód osobisty mówi, że jesteś obywatelem Polski.

The Moment of Silence

MOJE MIEJSCE PRACY BAROMETR BIUROWY

INSTRUKCJA EWAKUACJI ZSO 2 w NOWYM SĄCZU

TYTUŁ Legenda Ile Babia Góra ma wierzchołków?.

International Social Survey Programme, 1999: "Social Inequality III"

Na tropach astronomii

MOJŻESZ WCHODZI NA GÓRĘ SYNAJ

Procedura ewakuacji uczniów i personelu Zespołu Szkół im. św. Jana Kantego w Makowie Podhalańskim

mnw.org.pl/orientujsie

Nieoficjalny poradnik GRY-OnLine do gry. Scratches. autor: Karolina Krooliq Talaga

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Tak wygląda 5 październik w jesiennym blasku słońca. Zostały wymienione wszystkie okna i odnowiona elewacja.

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Bogaty albo Biedny. T. Harv Eker a

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. W szpitalu

Konfiguracja programu pocztowego Outlook Express i toŝsamości.

Warszawa, czerwiec 2015 ISSN NR 84/2015 O KONFLIKCIE NA UKRAINIE I SANKCJACH GOSPODARCZYCH WOBEC ROSJI

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Jak wytresować swojego psa? Częs ć 7. Zostawanie na miejscu

Kto chce niech wierzy

Załącznik nr 2 do Instrukcji Bezpieczeństwa Pożarowego

WYPADKI I KOLIZJE DROGOWE

WYBUCHAJĄCE KROPKI ROZDZIAŁ 1 MASZYNY

Zadania z fizyki. Promień rażenia ładunku wybuchowego wynosi 100 m. Pewien saper pokonuje taką odległość z. cm. s

Nieoficjalny opis przejścia GRY-OnLine do gry. Myst III: Exile. autor: Bolesław Void Wójtowicz

Obowiązki nauczyciela w czasie zagrożenia (pożarowego, chemicznego lub innego):

Copyright 2015 Monika Górska

PONIEDZIAŁEK, 11 marca 2013

Nasza edukacja nie skończyła się wraz z otrzymaniem dyplomu ze studiów czy szkoły średniej Uczymy

Spacer? uśmiechnął się zając. Mógłbyś używać nóg do bardziej pożytecznych rzeczy.

O BEZPIECZEŃSTWIE W PIERWSZY DZIEŃ WIOSNY

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

I Nie Było Już Nikogo

Nieoficjalny poradnik GRY-OnLine do gry. Close Combat. First to Fight. autor: Michał Wolfen Basta

MOJŻESZ WCHODZI NA GÓRĘ SYNAJ

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

3 największe błędy inwestorów, które uniemożliwiają osiągnięcie sukcesu na giełdzie

PROJEKT EDUKACYJNY "Krokus" w GM16

Trening INTEGRA Dodatkowe dialogi

Magia komunikacji. - Arkusz ćwiczeń - Mapa nie jest terenem. Magia prostego przekazu

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

Bajkę zilustrowały dzieci z Przedszkola Samorządowego POD DĘBEM w Karolewie. z grupy Leśne Ludki. wychowawca: mgr Katarzyna Leopold

Transkrypt:

102 minuty - fragment Przedmowa autorów Pamiętnego ranka 11 września 2001 roku 14 000 osób przez 102 minuty walczyło o Ŝycie w World Trade Center. W ksiąŝce tej chcemy opowiedzieć o tym wydarzeniu, ale wyłącznie z punktu widzenia ludzi znajdujących się w wieŝach pracowników biur, gości tam przebywających i ratowników, którzy śpieszyli z pomocą. Przytoczone relacje pochodzą z 200 rozmów przeprowadzonych z tymi, którzy ocaleli, oraz ze świadkami, a takŝe z tysięcy stron zarejestrowanych przekazów radiowych, rozmów telefonicznych, poczty elektronicznej oraz informacji ustnych. Wszystkie źródła zostały wymienione w przypisach. Jeden świadek nie zdołałby opisać tych scen, które następowały z przeraŝającą szybkością i to w tak wielu miejscach. Suma relacji opowieści świadków i krewnych oraz zarejestrowane dokumenty zapewnia nie tylko dokładny i przeraŝający obraz zniszczenia, ale takŝe wyjątkowo dokładny opis aktów poświęcenia w tej strasznej godzinie. Wyzwania, wobec których stanęli ci ludzie, nie miały charakteru geopolitycznego, lecz ściśle lokalny: na przykład, jak wywaŝyć zaklinowane drzwi, przedostać się przez ogarnięty płomieniami korytarz czy wejść po schodach kilkadziesiąt pięter w górę. Śpieszące z pomocą osoby cywilne i funkcjonariusze zorganizowanych słuŝb musieli takŝe myśleć o bezpieczeństwie własnym i ludzi z najbliŝszej okolicy. Zrozumiałe, Ŝe przewaŝają opisy potwornych scen, ale ludzie opowiadali takŝe o najprostszych nawet zachowaniach i nieoczekiwanych zastosowaniach zwykłych sprzętów: jeden męŝczyzna wyrył dziury w ścianie gumową ściągaczką do mycia okien, komuś innemu uściśnięto rękę, inni donośnie wołali o pomoc w zamkniętym pomieszczeniu, ktoś rozbił ścianę łomem. Relacje te mają ogromne znaczenie, poniewaŝ są częścią historii ludzkiego męstwa, słabości i walki. Właśnie z tego powodu postanowiliśmy napisać tę ksiąŝkę. Wydarzenia w obu wieŝach miały taki sam początek i koniec samobójczy atak terrorystów pilotujących samoloty, poŝar i zawalenie się budynku. Przebieg wydarzeń, zdeterminowany takim samym kształtem i wielkością wieŝ, przypomina jeszcze raz o ich bliźniaczym charakterze. A jednak w kaŝdej wieŝy tempo i przebieg wydarzeń były nieco inne, co umoŝliwia wyciągnięcie pewnych wniosków. Pierwsza została zaatakowana wieŝa północna; uderzenie nastąpiło o 8.46.31, szesnaście minut i dwadzieścia osiem sekund przed atakiem na wieŝę południową, który nastąpił o 9.02.59. Ta róŝnica w czasie umoŝliwiła rozpoczęcie ewakuacji wieŝy południowej, nim jeszcze została staranowana. WieŜa południowa, choć zaatakowana później, zawaliła się pierwsza, o godzinie 9.58.59, dwadzieścia dziewięć minut i dwadzieścia sześć sekund przed wieŝą północną, która runęła o 10.28.25. Zawalenie się wieŝy południowej uświadomiło ludziom, Ŝe katastrofa wieŝy północnej nie tylko jest prawdopodobna, ale takŝe bardzo bliska, co dało ratownikom szansę wycofania się z budynku. Niestety, choć świadomość tego jest tak bolesna, wielu ludzi nie zdołało skorzystać z szansy ucieczki. W krótkim czasie, a takŝe w ciągu całych 102 minut, tragicznie zakończyły się dziesiątki lat walki o zapewnienie bezpieczeństwa w wieŝowcach i o sprawne działanie nowojorskich słuŝb pomocy w nagłych wypadkach. Nic nie umniejsza winy porywaczy samolotów i ich przywódców, którzy ponoszą odpowiedzialność za śmierć ludzi 11 września 2001 roku. Zamach jest faktem i Ŝadnych okoliczności łagodzących nie ma. Okrucieństwo tych ataków polega na tym, Ŝe niewinni

ludzie przeŝyli lub zginęli tylko dlatego, Ŝe przekroczyli próg drzwi albo weszli do windy, albo po prostu przestąpili z nogi na nogę. Powiedzieliśmy to wyraźnie, nie moŝemy jednak twierdzić, Ŝe wyłącznie porywacze spowodowali śmierć wszystkich tych ludzi, gdyŝ wówczas uznalibyśmy ich za duŝo lepszych taktyków. To same wieŝe stały się bronią terrorystów liczba ofiar przekroczyła plany, a nawet nadzieje zamachowców do katastrofy przyczynił się jednak takŝe nowojorski skostniały system działań w sytuacjach kryzysowych, który opierał się wszelkim próbom reform, choć jego kierownictwo wielokrotnie się przekonało, czym grozi rutyna. Co najmniej 1500 osób w centrum handlu a prawdopodobnie znacznie więcej przeŝyło uderzenie samolotów, a zginęło dopiero potem, gdyŝ nie zdołało uciec ze swych pięter lub wind, gdy wieŝe jeszcze stały. To nie samoloty zabiły tych ludzi, tak samo jak pasaŝerów Titanica nie zabiła góra lodowa. Sto dwie minuty w wieŝy północnej i 57 minut w wieŝy południowej wystarczyły do ewakuacji tysięcy ludzi i ludzie się ewakuowali. Ci, co nie zdołali się wydostać, zginęli z powodów, które były tematem dyskusji, jaka rozpoczęła się jeszcze przed wykopaniem pierwszej szufli ziemi pod budowę centrum i nigdy się nie zakończyła. Czy wieŝe mogły wytrzymać uderzenie samolotów? Czy budynki były wystarczająco odporne na ogień? Czy było dość wyjść ewakuacyjnych? Poświęcenie straŝaków, policjantów i pracowników słuŝby zdrowia w niesieniu pomocy innym, którego i przedtem nikt nigdy nie kwestionował, znalazło trwałe potwierdzenie 11 września. Jakkolwiek ich straty są ogromne, nie są w historii czymś wyjątkowym. Znamy jednak obecnie wiele dokumentów odnoszących się do działań w tej kryzysowej sytuacji, które władze miasta Nowy Jork oraz Zarząd Portu Nowego Jorku i New Jersey (Port Authority of New York and New Jersey) starały się zachować w tajemnicy. Dowodzą one, Ŝe mimo prowadzenia energicznej akcji ratunkowej szwankowała łączność, koordynacja i dowodzenie, tak samo jak 26 lutego 1993 roku, kiedy terroryści pierwszy raz dokonali zamachu na WTC. Tym razem koszty tych niedociągnięć były przeraŝające. W istocie w ciągu 102 minut sukcesy i niepowodzenia, Ŝycie i śmierć występowały obok siebie podobnie jak wysiłki i bezinteresowność, konflikty wewnętrzne i krótkowzroczność. I na koniec, w ciągu tych 102 minut los wszystkich ludzi znajdujących się w wieŝach zaleŝał zdecydowanie i bezpośrednio od przyjętych rozwiązań projektowych i budowlanych tych niezwykle wysokich budynków, a takŝe od zaufania do ich konstrukcji. Wydostało się około 12 000 ludzi prawie wszyscy z pięter poniŝej strefy uderzenia. Ich ocalenie stworzyło swoistą encyklopedię przetrwania: wieŝe stały wystarczająco długo, pracujący w nich ludzie zachowali spokój, a pomoc ratowników polegała na kierowaniu tym tłumem ludzi i powstrzymywaniu paniki. Sporządzono przeraŝającą listę ofiar. Biuro Naczelnego Lekarza miasta Nowy Jork (Office of the Chief Medical Examiner of New York City) informuje, Ŝe w ataku na nowojorskie wieŝe zginęło 2749 osób. Wśród nich było stu czterdziestu siedmiu pasaŝerów i członków załogi obu uprowadzonych samolotów. Na piętrach, w które uderzyły samoloty, znajdowało się nie więcej niŝ 600 osób, które mogły zginąć natychmiast. 412 ofiar stanowili niosący pomoc ludzie ze słuŝb ratunkowych. Ponad 1500 ludzi przeŝyło chwilę staranowania budynku, ale zostali oni uwięzieni na prawie dwudziestu piętrach, licząc od miejsca uderzenia. Podobnie jak pasaŝerowie rzekomo niezatapialnego Titanica wielu ludzi w World Trade Center po prostu nie miało moŝliwości ucieczki z wieŝowców, które powinny przetrzymać nawet zderzenie z samolotem. W walce o Ŝycie ci, co ocaleli i ci, którzy zginęli, przekazali setki wiadomości, które złoŝyły się na historię tych 102 minut. Jim Dwyer i Kevin Flynn Wrzesień 2004 Nowy Jork

Prolog 8.30 WieŜa północna Dianne DeFontes jak zawsze pierwsza pojawiła się w biurze na osiemdziesiątym dziewiątym piętrze w World Trade Center 1. Zamknęła za sobą drzwi, a następnie zaryglowała je zasuwami wchodzącymi w sufit i w podłogę. Prawnicy przychodzili do biura Drinker Biddle & Reath pół godziny później. Przez ten czas DeFontes, pięćdziesięciojednoletnia recepcjonistka, była jedynym pracownikiem w gwarnej kancelarii adwokackiej zajmującej się spornymi problemami światowego handlu. Siedząc w swym biurze ponad światem a w kaŝdym razie ponad 300 metrów nad nowojorskim portem Dianne zabrała się w spokoju do codziennych spraw. Wypiła kawę, zjadła łyŝeczką jogurt, przyjmowała telefony. Nie ma go akurat w biurze, czy mogę przekazać mu, by do pana zadzwonił?. Ściągnęła wygodne buty, w których dojeŝdŝała do pracy, i włoŝyła ładne, eleganckie pantofle, które przechowywała w szufladzie biurka. Za jej miejscem pracy znajdowała się sala konferencyjna; o tej porze nie było tam nikogo. WzdłuŜ ścian korytarza ciągnęły się regały; była to biblioteka prawnicza kancelarii, będącej filią firmy z Filadelfii. Z osiemdziesiątego dziewiątego piętra w północnej wieŝy World Trade Center prawnicy biura mogli oglądać panoramę rozciągającą się na wiele kilometrów, sami teŝ byli dobrze widoczni. DeFontes długo przyzwyczajała się do pracy w centrum handlu, ale teraz, po trzynastu latach, czuła wreszcie, Ŝe jest tu u siebie. Miała na tym samym piętrze kilkoro przyjaciół Tirsę Moyę z towarzystwa ubezpieczeniowego znajdującego się dalej w holu, i Raffaele a Cavę, starszego pana ze spółki spedycyjnej, który zawsze, bez względu na pogodę, chodził w kapeluszu. Wprawdzie DeFontes pierwsza przychodziła do biura, ale osiemdziesięcioletni Cava pojawiał się w pracy najwcześniej ze wszystkich pracowników osiemdziesiątego dziewiątego piętra; juŝ o 6.30 był zawsze przy swoim biurku. Dla DeFontes zarówno Tirsa, jak i Raffaelle byli stałymi elementami piętra. Codziennie w drodze do pracy, gdy poranny pociąg pędził przez Brooklyn, patrzyła na wieŝe górujące nad horyzontem, widoczne dopóty, dopóki pociąg nie wjechał w tunel przecinający port. Z daleka widok ten budził w niej trudne do określenia uczucie. Czegoś bliskiego. MoŜe rozpierała ją duma, czy teŝ miała poczucie, Ŝe choć w mikroskopijnej części te wieŝe naleŝą i do niej, a moŝe po prostu było to takie przyjemne zaskoczenie, jakiego doznaje się, oglądając świeŝym okiem znany widok. Coś podobnego do uczucia towarzyszącego spoglądaniu w dół z samolotu, gdy rozpoznaje się jakiś dom czy park. Oczywiście, cały świat znał głównie taki właśnie widok bliźniaczych wieŝ, jaki moŝna było zobaczyć z okien pociągu dwie srebrne wieŝe strzelające w niebo. DeFontes teŝ je właśnie tak widziała. WieŜe były jednak takŝe miejscem, w którym pracowała, jadła i spędzała połowę dnia. Poprzedniej zimy zarząd WTC urządził na wewnętrznym placu ślizgawkę i Dianne nareszcie nauczyła się jeździć na łyŝwach. Latem jadała lunch na tym samym placu i słuchała bezpłatnych koncertów. Właśnie tego dnia po południu miał się odbyć koncert i gdy DeFontes szła do pracy, zobaczyła przygotowane krzesła. WieŜe stanowiły charakterystyczny element miasta, widać je było z odległości wielu kilometrów, ale rytm pracy ludzi odczuwało się tylko w ich wnętrzach. Dla DeFontes geografia World Trade Center zaczynała się od szuflady jej biurka w pokoju 8961, w której trzymała eleganckie pantofle do pracy.

Po zamknięciu drzwi na zasuwę Dianne DeFontes, mimo Ŝe była sama, czuła się w tym kolosie zupełnie bezpieczna. O 8.30 we wtorek, 11 września 2001 roku, była jedną z 14 154 osób, które w godzinach między północą i 8.47 przybyły do studziesięciopiętrowych wieŝ znanych jako World Trade Center 1 i 2. Ponadto 940 ludzi znajdowało się w hotelu Marriott, w World Trade Center 3 mieszczącym się między wieŝami 1 i 2. To małe miasto zajmowało ponad 90 hektarów, tyle Ŝe podzielonych na wiele poziomów. KaŜde ze 110 pięter wieŝowca miało powierzchnię około 0,4 hektara, a do tego dochodziły powierzchnie hotelowe i podziemie pod ulicą, którego powierzchnia była większa niŝ całkowita powierzchnia zabudowy olbrzymiego wieŝowca Empire State Building nad ziemią. Wprawdzie z daleka cały ten zespół gmachów zadziwiał wielkością, ale dla ludzi przebywających wewnątrz jego skala była zupełnie normalna. KaŜde piętro miało powierzchnię nieco tylko większą od boiska do gry w piłkę noŝną. Z 14 154 pracujących tam ludzi na kaŝde piętro przypadały sześćdziesiąt cztery osoby, czyli sześćdziesiąt cztery osoby na boisku piłki noŝnej, wliczając jeszcze strefy końcowe. Na osiemdziesiątym dziewiątym piętrze, gdzie pracowała Dianne DeFontes, tego dnia do pracy przyszło juŝ dwadzieścia pięć osób, jej samotność była zatem po prostu złudzeniem, którego przyczyną była niewielka liczba ludzi przebywających na tej powierzchni. Dzięki przestronności kaŝde piętro sprawiało wraŝenie wyspy będącej częścią archipelagu na oceanie nieba. Osoba przebywająca w wieŝy południowej w odległości 40 metrów od DeFontes równie dobrze mogła znajdować się w Bronksie. Kogoś, kto był piętro niŝej, jedynie 3,6 metra pod nią, nie tylko nie było widać, ale nawet nie słychać. Dianne DeFontes oczywiście nie widziała wszystkich ludzi znajdujących się dookoła jej własnego kąta, ale i oni rozpoczynali dzień pracy. Na osiemdziesiątym ósmym piętrze Frank i Nicole De Martini popijali kawę i gawędzili z pracownikami i kolegami Franka. Oboje nieco wcześniej przyjechali tego ranka z Brooklynu, gdzie zostawili dzieci w nowej szkole, poniewaŝ ruch na ulicy był nieduŝy. Nicole pracowała w wieŝy południowej, ale miała jeszcze kilka wolnych chwil, postanowiła więc powiedzieć dzień dobry znajomym z biura Franka. Frank pracował w Zarządzie Portu Nowego Jorku i New Jersey (Port Authority of New York and New Jersey), instytucji, która zbudowała centrum handlowe i była jego właścicielem. Zarząd właśnie zawarł porozumienie, na mocy którego miał wydzierŝawić cały kompleks firmie Larry ego Silversteina, Silverstein Properties, prywatnej agencji nieruchomości mieszczącej się w tym samym holu za biurem Franka. Kolega Franka, Jim Connors, pracownik wydziału nieruchomości Zarządu Portu, czekał na posłańca, który miał przywieźć cały wózek spisów inwentarza i innych dokumentów ze szczegółowym opisem przedmiotu transakcji. Ta transakcja niepokoiła oczywiście pracowników Zarządu Portu, którzy faktycznie byli burmistrzami kompleksu, dyktowali reguły Ŝycia i strzegli tradycji. Większość miała pracować w nowych wydziałach Zarządu Portu. Alan Reiss, który do tej pory kierował wydziałem światowego handlu łącznie z centrum handlu, był w ten wtorkowy ranek na dole, w delikatesach na poziomie ulicy, po części właśnie z powodu zmiany pracy. Przechodził na stanowisko zastępcy dyrektora wydziału lotniczego Zarządu Portu; jadł teraz śniadanie kawę i angielską droŝdŝówkę z zastępcami dyrektorów niektórych innych wydziałów zarządu. Dziewięćdziesiąte piętro, bezpośrednio nad Dianne DeFontes, było niemal puste, ale właśnie w tym momencie Anne Prosser przyszła do Clearstream, międzynarodowego banku, w którym pracowała. Za miesiąc miała wyjść za mąŝ. Na tym piętrze kilku artystów miało swoje pracownie; wcześniej pomieszczenia te były wolne i Zarząd Portu udostępnił je artystom. Artyści pracowali w róŝnych godzinach, tego ranka Ŝadnen jeszcze nie przyszedł. Większa część dziewięćdziesiątego pierwszego piętra takŝe była pusta, w pokojach, które niebawem mieli zajmować pracownicy nowego zarządcy centrum handlu, firmy Silverstein Properties,

pracował Mike McQuaid, elektryk, który montował tam alarmy. McQuaid wstąpił do biura American Bureau of Shipping, jedynego dotąd przedsiębiorstwa na tym piętrze, by porozmawiać ze znajomym. Nad nim, w spokojnym kącie na dziewięćdziesiątym drugim piętrze, rzeźbiarz Michael Richards przez całą noc pracował w swojej pracowni, co mu się często zdarzało. Na pozostałych pomieszczeniach na piętrze panował niezwykły ruch, wyczuwało się pewne napięcie. Carr Futures, oddział francuskiej spółki Cre dit Agricole Indosuez, zwołał około czterdziestu swoich maklerów na zebranie w sprawie wielkości prowizji. Maklerzy, przewaŝnie męŝczyźni, walczyli codziennie na parkietach giełd surowców; wielu z nich nie zaliczyło studiów na renomowanych uniwersytetach, niektórzy w ogóle nie mieli wyŝszego wykształcenia, a mimo to zdobyli znaczny majątek dzięki połączeniu przebiegłości, uroku i silnych nerwów. Tom McGinnis, który zwykle zawierał w imieniu Carr transakcje handlowe na gaz ziemny na Giełdzie Handlowej, powiedział Ŝonie, Ŝe zebranie pewnie potrwa od 8.00 do 8.30, bo później jego szef, Jim Paul, musiał wziąć udział w telekonferencji. Zebranie miano wznowić o czwartej, po zamknięciu giełd. Tymczasem zebranie się przeciągnęło, w czym nie było nic dziwnego, gdyŝ temat prowizje miał niewątpliwie duŝe znaczenie dla ludzi, którzy zarabiali na Ŝycie szybkim myśleniem i działaniem. Carr Futures nie było bynajmniej jedynym przedsiębiorstwem w centrum handlu, w którym ludzie przychodzili do pracy i nie wiedzieli, ile tego dnia zarobią. Mało spółek w centrum handlu zatrudniało ludzi, którzy ryzykowali większe pieniądze niŝ obracająca papierami wartościowymi słynąca z odwaŝnych posunięć spółka Cantor Fitzgerald. Spółka ta zachęcała swych pracowników, by rekomendowali do pracy członków rodzin, dlatego nikogo nie dziwił widok ojca pracującego kilka kroków od syna albo brata mającego biuro piętro niŝej lub wyŝej niŝ siostra. ZałoŜyciele firmy byli kolekcjonerami dzieł sztuki, stąd w całym biurze w dobrze oświetlonych miejscach stały rzeźby Rodina. Cantor zajmował cztery górne piętra wieŝowca sto pierwsze, sto trzecie, sto czwarte i sto piąte. Ruch o tej porze panował tu znacznie większy niŝ gdzie indziej; pracowało juŝ sześćset pięćdziesiąt dziewięć osób. Dyrektor naczelny firmy David Kravette stał przy biurku i rozmawiał z Ŝoną przez telefon. Chciała zrezygnować z dostawy gazet do domu, bo prasę zostawiano na podjeździe i dzieci musiały wybiegać po nią na ulicę, postanowiła więc z tym skończyć. Kravette słuchał niecierpliwie. W holu czekali na niego klienci, prawie czterysta metrów poniŝej jego biura. Właśnie dzwonili z dołu, ponad pół godziny później, niŝ byli umówieni. I w dodatku, mimo przypomnień Krevette a, jeden z nich zapomniał wziąć dowód toŝsamości z fotografią i ktoś musiał go przeprowadzić przez punkt kontroli w holu. Asystentka Krevette a, w zaawansowanej ciąŝy, była bardzo zajęta, musiał więc zrobić to sam. Właśnie gdy miał wyjść, by załatwić tę irytującą sprawę, zadzwoniła jego Ŝona i opowiadała mu o kłopotach z prasą na podjeździe. Janice, mam ludzi na dole powiedział Kravette porozmawiamy o tym później. Porozmawiajmy teraz odparła bo wychodzę na cały dzień. Tak działo się na sto pierwszym piętrze i na wszystkich innych piętrach całego kompleksu. śycie kipiało w 14 154 róŝnych temperaturach, ludzie włączali pocztę elektroniczną, przystępowali do codziennych zajęć lub załatwiali jakieś domowe sprawy, które przenikały do świata pracy. Jakaś kobieta zadzwoniła do męŝa, by powiedzieć, Ŝe wstąpiła do apteki i kupiła inny test ciąŝowy, bo nie mogła się pogodzić z wynikiem testu, który zastosowała wcześniej. Człowiek, który mył okna, przegryzł co nieco na śniadanie w bufecie Zarządu Portu na czterdziestym trzecim piętrze, a teraz, z wiszącym na ramieniu wiadrem, czekał na czterdziestym czwartym piętrze północnej wieŝy. W klubie sportowym na górze hotelu Marriott katolicki ksiądz cierpiący na arteriosklerozę właśnie zsiadł ze stacjonarnego roweru i zastanawiał się, czy nie zakończyć treningu przepłynięciem kilku długości basenu. W holu północnej wieŝy Judith Martin, sekretarka firmy Marsh & McLennan, skończyła na dworze

ostatniego papierosa przed pracą i wskoczyła do ekspresowej windy. Na dwudziestym siódmym piętrze północnej wieŝy niepełnosprawny Ed Beyea, z firmy Empire Blue Cross and Blue Shield, podjechał na swym fotelu na kółkach do biurka, a jego asystentka wkładała mu na głowę specjalne urządzenie do obsługi komputera bez pomocy rąk. Na samej górze Christine Olender dzwoniła do domu z restauracji Windows on the World na sto szóstym i sto siódmym piętrze północnej wieŝy, w której pracowała jako asystentka naczelnego dyrektora. Od dwudziestu lat mieszkała w Nowym Jorku, ale nadal bardzo często telefonowała rano do swoich rodziców w Chicago. Christine planowała z matką wizytę rodziców w Nowym Jorku, a odwiedziny w restauracji Windows on the World były z pewnością jednym z punktów tego programu. Czekało ją duŝo pracy; oprócz stałych gości jedzących śniadanie w jadalni zwanej Wild Blue zaraz w sali balowej miała się zacząć konferencja sponsorowana przez Risk Waters, duŝą firmę wydawnictw finansowych. Obie matka i córka uzgodniły, Ŝe dokończą rozmowę później. Gdy Dianne DeFontes przygotowywała się do codziennej pracy, pasaŝerowie lotu numer 11 American Airlines siedzieli w samolocie lecącym z Bostonu do Kalifornii. Kierownik obsługi poinstruował pasaŝerów, co robić w razie niebezpieczeństwa gdzie są światła na podłodze, drzwi awaryjne i Ŝe pod kaŝdym siedzeniem znajduje się kamizelka ratunkowa. Wśród tych, którzy go słuchali, a moŝe nawet powtarzali te zalecenia, była Linda George, zaopatrzeniowiec hurtowni odzieŝy TJX, która leciała do Los Angeles w sprawach zawodowych. W końcu października miała wyjść za mąŝ za człowieka, którego poznała, grając w siatkówkę. Pierwszą randkę spędzili w kinie wybrali się na Titanica. Tak się złoŝyło, Ŝe rytuały bezpieczeństwa odprawiane we współczesnych samolotach pasaŝerskich informacje o drzwiach, kamizelki ratunkowe, maski są pozostałością po morskich przepisach wprowadzonych po katastrofie Titanica, który zderzył się z górą lodową i zatonął na północnym Atlantyku w 1912 roku. Śledztwo w sprawie tej katastrofy było chyba najsłynniejszym dochodzeniem w sprawie przestrzegania warunków bezpieczeństwa w XX wieku. Chodziło o wyjaśnienie, jak to się stało, Ŝe taki potęŝny i rzekomo niezatapialny statek mógł pójść na dno. Dlaczego zginęło 1522 spośród 2227 pasaŝerów, choć statek utrzymał się na wodzie prawie przez trzy godziny po zderzeniu? Okazało się w końcu, Ŝe przyczyna śmierci tylu ludzi nie była aŝ tak bardzo tajemnicza. Wynikała ze złego przygotowania statku, niesprawnej łączności, zamieszania i niedostatecznej liczby łodzi ratunkowych. Przesłuchania w sprawie katastrofy Titanica nie dały precyzyjnej odpowiedzi na pytanie, dlaczego ten niezatapialny statek jednak zatonął, ale wyjaśniły dokładnie przyczynę śmierci tylu ludzi i stały się podstawą programu reform. Kilka chwil po tym, jak załoga zapoznała pasaŝerów z przepisami dotyczącymi ewakuacji, samolot niespodziewanie skręcił na południe, w kierunku World Trade Center. Ten bieg wydarzeń jednakŝe zaczął się znacznie wcześniej, mniej więcej dwanaście lat wstecz. Latem 1989 roku, wkrótce po triumfie nad sowieckimi najeźdźcami w Afganistanie, do Stanów Zjednoczonych przyjechała grupa mudŝahedinów z Azji Środkowej i Bliskiego Wschodu. Powoli zaczęto organizować nowe pole walki. Jedno ugrupowanie mudŝahedinów opanowało meczet w Brooklynie i obwołało swym duchowym przywódcą szejka Omara Abdel Rahmana, niewidomego duchownego, fundamentalistę z Egiptu. W listopadzie 1990 roku grupa ta przeprowadziła w Stanach Zjednoczonych swój pierwszy zamach; celem był Meir Kahane, radykalny rabin i polityk izraelski, który wszędzie sławił potęgę Izraela i głosił nienawiść do Arabów. Kahane został zamordowany po przemówieniu, jakie wygłosił w hotelu w centrum Manhattanu. Udało się ująć zamachowca, gdy z dymiącą jeszcze bronią w ręku uciekał z hotelu. Policja znalazła w szafce w jego miejscu pracy, a takŝe w domu amunicję i odezwy w języku arabskim nawołujące do zburzenia gmachów kapitalizmu.

Znaleziono równieŝ zdjęcia symboli Ameryki, między innymi Statuy Wolności i World Trade Center. Zamachowca szybko uznano za samotnie działającego maniaka. Funkcjonariusze słuŝb miejskich i federalnych przeoczyli wyraźne dowody świadczące o tym, Ŝe był powiązany z całkiem sporą grupą ludzi o podobnych poglądach ideologicznych. Faktem jest, Ŝe większość ze znalezionych u niego pism została przetłumaczona duŝo później. Wspólników sprawcy zabójstwa Meira Kahane zwolenników szejka Rahmana aresztowano dopiero trzy lata później, po tym, jak wjechali Ŝółtą cięŝarówką Ford Ecoline do podziemia jednego z gmachów kapitaliz-mu World Trade Center. W piątek w południe 26 lutego 1993 roku bomba znajdująca się w cięŝarówce zabiła sześć osób: Wilfreda Mercada, Boba Kirkpatricka, Steve a Knappa, Billa Macka, Johna DiGiovanniego i Monicę Rodriguez Smith. W momencie wybuchu bomby wszyscy byli w podziemiu, kilka metrów dalej. Sieć elektryczna została uszkodzona, a potem woda zalała generatory rezerwowe. Kilkadziesiąt samochodów stanęło w płomieniach, z palących się opon powstawały chmury dławiącego dymu. Na skutek braku energii elektrycznej tysiące ludzi w wieŝowcach musiało się ewakuować w ciemnościach, pełnymi dymu klatkami schodowymi, bez Ŝadnych wskazówek, których nie moŝna było przekazać przez nieczynny układ nagłaśniania. Ewakuacja trwała dziesięć godzin. Yasyuka Shibata przyleciał tego dnia rano z Japonii; gdy usiadł do lunchu w restauracji Windows on the World, nastąpił taki wybuch, Ŝe zatrzęsło się nakrycie na stole. Schodził po schodach w gęstym dymie sto sześć pięter w dół. Wycierając twarz chusteczką, powiedział reporterowi: Z «Windows on the World» przeszedłem do okna wychodzącego na piekło. Pościg za zamachowcami, okoliczności niczym z farsy, które doprowadziły do ich ujęcia jeden ze sprawców poszedł do firmy wypoŝyczającej cięŝarówki i domagał się zwrotu kaucji za wóz, który dopiero co wysadził w powietrze wszystko przysłoniło powaŝniejsze i bardziej niepokojące sprawy, które wyszły na jaw później, gdy społeczeństwo przestało interesować się tą zbrodnią. Okazało się, Ŝe FBI miało swego informatora w grupie, która dokonała zamachu bombowego, ale zwolniło go osiem miesięcy przed zamachem w wyniku nieporozumień związanych z jego wynagrodzeniem wynoszącym 500 dolarów tygodniowo. Później Biuro po cichu przyjęło go ponownie za 1,5 miliona dolarów do szpiegowania innych grup muzułmańskich radykałów. Karę poniósł tylko agent, który bronił informatora. W opinii wysokich rangą komendantów miejskiej straŝy poŝarnej atak z 1993 roku był waŝną lekcją, która wskazała na nieskoordynowane działanie róŝnych słuŝb w sytuacji kryzysowej. Naczelnicy straŝy poŝarnej byli dumni z pomocy, jakiej udzielili tysiącom ewakuowanych, ale oceniali przy tym, Ŝe podejmowane przez nich próby skoordynowania działań z policją po prostu nic nie dały. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo publiczne, następne osiem lat moŝna uznać za złoty okres w historii Nowego Jorku; w tym czasie spadła liczba przestępstw i poŝarów. Niestety nasilił się rozdźwięk między policją i straŝą poŝarną. W 1996 roku straŝ poŝarna przejęła odpowiedzialność za medyczne pogotowie ratunkowe i natychmiast pozbawiła personel pogotowia moŝliwości włączania się do sieci łączności policyjnej. W 1997 i 1998 roku miasto wydało tysiące dolarów na nowoczesne radia, które umoŝliwiały wzajemną komunikację naczelników policji i straŝy poŝarnej, ale te najnowsze aparaty stały bezuŝyteczne na półkach w policyjnych biurach i leŝały w bagaŝnikach samochodów naczelników straŝy poŝarnej. Obie słuŝby nie współpracowały 26 lutego 1993 roku, a później nigdy nie przeprowadziły wspólnych ćwiczeń w centrum handlu. Atak terrorystów w 1993 roku spowodował wręcz rewolucyjne zmiany w Zarządzie Portu, przynajmniej w porównaniu z odzewem w innych słuŝbach. Zamach przesądził trwający od początku istnienia WTC spór, w którym dąŝenia do zwiększenia powierzchni uŝytkowej ścierały się z wymogami bezpieczeństwa. Schody były ciasne i ciemne; oczywiście w istniejących budynkach trudno byłoby wcisnąć dodatkowe klatki schodowe, ale przynajmniej oznaczono istniejące klatki farbą fotoluminescencyjną i załoŝono oświetlenie awaryjne

zasilane z rezerwowych akumulatorów. śaden z najemców lokali nie wiedział przedtem, czy i dokąd pójść w razie wypadku, wobec tego zainstalowano nowy układ głośników do podawania komunikatów i zwrócono baczną uwagę na program ochrony przeciwpoŝarowej, do którego wcześniej nikt nie przykładał wagi. W ośrodku handlowym pod kompleksem centrum handlu, na miejscu usuniętych sześciu sklepów zrobiono korytarze, dostosowując w ten sposób wyjścia do przepisów miejskich. Jedna z największych tajemnic WTC dotyczyła nowoczesnej, lekkiej stalowej konstrukcji wieŝ, która nigdy nie została zabezpieczona przed poŝarem tak, by spełniała kryteria bezpieczeństwa poŝarowego zakładane przez inŝynierów i architektów centrum handlu. Nikt nigdy nie sprawdził skuteczności osłony ognioodpornej stalowej konstrukcji dwóch najwyŝszych budynków w świecie. W rzeczywistości w wielu miejscach osłona odpadała. Nie zwlekając długo, po zamachu Zarząd Portu rozpoczął wymianę osłony. Do 11 września zakończono wymianę na 30 z 220 pięter w obu wieŝach. A jednak w pamięci świadków zamachu w lutym 1993 roku pozostał obraz wieŝ, które oglądane z zewnątrz wydawały się zupełnie nienaruszone. WieŜe udowodniły swą herkulesową potęgę wybuch olbrzymiej bomby nie spowodował widocznych skutków. Konstruktor wieŝ twierdził, Ŝe nawet boeing 707, największy samolot produkowany w czasie budowy wieŝowców, nie mógłby spowodować ich zawalenia. Pochowano ofiary zamachu, przebudowano podziemie, wzniesiono pomnik i ponownie otwarto wieŝe. Z czasem wszyscy sprawcy zamachu z 1993 roku zostali ujęci i zamknięci w więzieniu. Zarząd Portu zamknął podziemny garaŝ dla postronnych kierowców. Na podjazdach do bram garaŝu ustawiono groźnie wyglądające przeszkody dla cięŝarówek. Nikt w przyszłości nie mógłby wwieźć bomby do podziemi, a wszyscy wchodzący teraz do budynków musieli w holu wylegitymować się zastępowi straŝników w niebieskich mundurach i dopiero wtedy mogli wejść do windy. Do wysokości sześciu metrów wieŝe były równie bezpieczne jak kaŝde miejsce publiczne w świecie. Codziennie rano Dianne DeFontes przesuwała swoją legitymację przed czytelnikiem na bramce. Brak wymaganych dowodów identyfikacyjnych uniemoŝliwił wejście do budynku klientom Davida Kravette a, którego przy telefonie w biurze spółki Cantor Fitzgerald zatrzymała Ŝona opowiadająca mu o kłopotach z doręczaniem gazet. Do rannych godzin 11 września 2001 roku zamach bombowy z 1993 roku traktowano jak wydarzenie z innej epoki. WieŜe usiłowano wysadzić za pomocą czegoś, co FBI oceniło w tym czasie jako największe zaimprowizowane urządzenie wybuchowe w historii amerykańskiej przestępczości. A jednak szkielet budynków przetrwał bez widocznych uszkodzeń. Mimo to w ludzkiej pamięci zachowały się wspomnienia o zamachu. Z róŝną siłą nawiedzały archipelag centrum handlu, gdzie ludzie przychodzili i odchodzili, w miarę jak biznes kwitł lub kulał. Pod wpływem gorączkowego Ŝycia pamięć o piątku z 1993 roku została niemal wyparta, a uwolnieni od niej ludzie z centrum handlu mogli rozkoszować się pięknem poranka 11 września 2001 roku. Niebo było czyste i wiał łagodny wiatr; zapowiadał się piękny dzień. Gdy we wtorek rano Liz Thompson dotarła na szczyt najwyŝszego budynku w Nowym Jorku na śniadanie, zwróciła uwagę, Ŝe powitanie Doris Eng, choć sformułowane w zwykły sposób, zabrzmiało szczególnie pogodnie. W restauracji Windows on the World ceniono nie tylko piękny widok, ale takŝe uprzejmość obsługi. Dzień dobry, pani Thompson powiedziała Eng. Pogodna jak ten dzień, pomyślała Thompson. Wspaniała aura: przez okna widać było wrześniowe niebo w całej okazałości.

W Wild Blue, przyległej do Windows on the World zacisznej sali, którą zarządzała Eng, Liz dostrzegła przy stolikach znajome twarze. Podobnie jak wszędzie i w tej sali spotykał się krąg ludzi, którzy pracowali, a takŝe bawili się w centrum handlu. Thompson, prezes Lower Manhattan Cultural Council (Rady Kulturalnej Dolnego Manhattanu), jadła śniadanie z Geoffreyem Whartonem z kierownictwa Silverstein Properties. Przy stoliku obok siedział Michael Nestor, zastępca inspektora generalnego Zarządu Portu i jeden z jego detektywów, Richard Tierney. Prawie codziennie jedli tu śniadanie. Przy trzecim stoliku siedziało sześciu maklerów giełdowych, niektórzy przychodzili tu w kaŝdy wtorek. Dla jednego z nich, Emerica Harveya, Eng miała coś wyjątkowego. Poprzedniego wieczoru jeden z kierowników restauracji dał jej dwa bilety na Producentów naprawdę z trudem zdoby-te i prosił, by je przekazała Harveyowi. Neil Levin, który siedział samotnie przy stoliku pod oknem wychodzącym na Statuę Wolności, pracował w centrum handlu stosunkowo krótko w kwietniu został naczelnym dyrektorem Zarządu Portu. Nikt nie przypominał sobie, by jadł tu kiedyś śniadanie. Jego sekretarka zamówiła stolik kilka dni wcześniej, a teraz czekał na towarzysza, przyjaciela z banku. Co chwila pojawiał się na sali kelner, Jan Maciejewski; dolewał kawy i przyjmował zamówienia. Maciejewski był jednym z niezbyt licznych w tym dniu pracowników restauracji na sto siódmym piętrze. Większość z siedemdziesięciu dziewięciu zatrudnionych obsługiwała konferencję Risk Waters na sto szóstym piętrze. Na konferencję przybyło juŝ osiemdziesiąt siedem osób, w tym członkowie ścisłego kierownictwa z Merrill Lynch i UBS Warburg. Siedzieli w restauracyjnej sali balowej z widokiem na East River. Popijali kawę, jedli ciastka lub plastry wędzonego łososia. W małej sali Horizon Suite, naprzeciwko sali balowej, dwaj wystawcy z firmy Bloomberg L.P., Peter Alderman i William Kelly, ustawili swoje stoisko i gawędzili z kolegą. Fotograf Bloomberga zrobił im zdjęcie, gdy stali obok stoiska z licznymi monitorami komputerowymi. Po drugiej stronie Stuart Lee i Garth Feeney, wiceprezesi firmy Data Synapse, teŝ zorganizowali wystawę programów komputerowych swojej spółki. W holu sto pięć pięter niŝej asystent Levina czekał na zaproszonego na śniadanie gościa swojego szefa. Gdy ten się zjawił, wsiedli obaj do windy, Ŝeby pojechać do restauracji. Wybrali jednak złą windę, toteŝ musieli wrócić do holu i wjechać jeszcze raz. Na górze Levin spokojnie czytał gazetę. Nestor i Tierney cały czas mieli go na oku; zastanawiali się, z kim to ich szef ma zjeść śniadanie. W Zarządzie Portu plotkowano równie zawzięcie, jak we wszystkich biurach i urzędach. Niestety, Nestor i Tierney nie mogli dłuŝej zostać, by zaspokoić swoją ciekawość, poniewaŝ Nestor miał jakieś spotkanie na dole. Przechodząc, zatrzymali się na chwilę przy stoliku Levina, by się poŝegnać. Wyszli z restauracji i w holu złapali wolną windę. Idący za nimi kilka kroków z tyłu Liz Thompson i Geoffrey Wharton przyśpieszyli, by zabrać się tą samą windą. Nestor przytrzymał otwarte drzwi. Nadbiegający szybko wskoczyli do windy. Potem drzwi się zamknęły i ostatni, jak się okazało, goście, którzy opuścili Windows of the World, zaczęli zjeŝdŝać w dół. Była 8.44. 1 To bomba, uciekajmy stąd 8.46

WieŜa północna Bomba, pomyślała Dianne DeFontes, gdy odzyskała przytomność umysłu. O 8.46.30 była w biurze prawnym na osiemdziesiątym dziewiątym piętrze w wieŝy północnej World Trade Center 1. Wstrząs był tak silny, Ŝe spadła z krzesła. Drzwi się otworzyły, mimo Ŝe były zamknięte na zasuwę. W innej części tego piętra Walter Pilipiak, prezes Cosmos International, maklerskiej firmy ubezpieczeniowej, właśnie otworzył drzwi do swego biura. Akane Ito podniosła głowę znad biurka i pozdrowiła go. Pilipiak nie zdąŝył nawet otworzyć ust, by powiedzieć dzień dobry ; poczuł uderzenie w tył głowy i zatoczył się w kierunku ściany. Na Ito posypały się płytki z sufitu. Gdy doszli do siebie, pomyśleli, Ŝe eksplodowała bomba. Towarzystwo ubezpieczeniowe MetLife zajmowało powierzchnię liczącą ponad 900 metrów kwadratowych w południowo-zachodnim rogu osiemdziesiątego dziewiątego piętra. Po pierwszym wstrząsie Rob Sibarium czuł, jak kaŝdy z tych metrów kwadratowych przesuwa się razem z wieŝą, która wychyliła się tak daleko na południe, Ŝe wydawało się, iŝ nigdy juŝ nie wróci do normalnego połoŝenia. Jednak powoli wróciła. Coś się stało w drugim budynku, pomyślał Sibarium. Wybuch. Mike McQuaid, elektryk instalujący alarmy, był przekonany, Ŝe zna przyczynę wstrząsu: wybuchł transformator w maszynowni gdzieś poniŝej dziewięćdziesiątego pierwszego piętra. Nic innego nie mogło tak silnie zakołysać budynkiem. Dave Kravette skończył wreszcie rozmawiać z Ŝoną o kłopotach z dostarczaniem gazet i właśnie zjechał windą do holu na spotkanie ze swoimi gośćmi. Wyszedł z windy, zrobił kilka kroków i usłyszał przeraźliwy trzask, zupełnie jakby spadła kabina windy. Potem zobaczył, Ŝe z szybu windy strzela kula ognia. Stojący ludzie padli na posadzkę. Kravette zamarł, później zauwaŝył, Ŝe kula ognia znika. Upuściła telefon pamięta swoją myśl Louis Massari. Jego Ŝona, Patricia, informowała go wcześniej, Ŝe kupiła drugi test ciąŝowy. Rano z zaskoczeniem stwierdziła, Ŝe pierwszy dał wynik dodatni. Patricia pracowała jako analityk finansowy w firmie Marsh & McLennan, świadczącej usługi ubezpieczeniowe i finansowe, której biura mieściły się na dziewięćdziesiątym ósmym piętrze północnej wieŝy. Wieczorami studiowała. WciąŜ myślała o teście; dodatni wynik sprawił, Ŝe zapomniała nawet o czekającym ją wieczorem egzaminie. Mieli więc o czym mówić. O BoŜe powiedziała, a potem zapadła cisza. Louis był pewny, Ŝe się poślizgnęła i wyciągnęła przewód z gniazdka. Jeszcze wyŝej, na sto szóstym piętrze, Howard Kane, kontroler pracujący w restauracji Windows on the World, rozmawiał przez telefon z Ŝoną Lori. Kane upuścił słuchawkę, tak jej się przynajmniej zdawało, poniewaŝ słyszała wołania i krzyki. Do jej ucha dochodziły głośne dźwięki wyraŝające niepokój, ale nie mogła odróŝnić słów. MoŜe dostał ataku serca. Nagle usłyszała krzyk jakiejś kobiety: O BoŜe, jesteśmy uwięzieni, a jej mąŝ zawołał: Lori!. Potem jakiś męŝczyzna odebrał mu słuchawkę i powiedział: Pali się, musimy zadzwonić pod 911. Caleb Arron Dack, konsultant komputerowy, biorący udział w konferencji Risk Waters w sali Windows on the World, zadzwonił przez komórkę do Ŝony Abigail Carter. Jesteśmy w «Windows on the World» powiedział wybuchła bomba. Nie mógł połączyć się z policyjnym numerem alarmowym. Chciał, aby Abigail zadzwoniła w jego imieniu pod 911. Prawdopodobnie bombę podłoŝono w toalecie. Czterysta metrów poniŝej Windows on the World Alan Reiss, były dyrektor wydziału handlu światowego, jadł śniadanie w barze i niczego nie słyszał, nie poczuł ani nie widział.

Siedział tyłem do okna, które wychodziło na plac kompleksu. Nagle Vickie Cross Kelly, z kadry kierowniczej Zarządu Portu, patrząc nad ramieniem Reissa w okno, krzyknęła. Coś się musiało stać powiedziała. Ludzie biegają po ośrodku handlowym. Reiss odwrócił się. Zobaczył przeraŝonych ludzi, rozbiegających się we wszystkich kierunkach. Przypuszczał, Ŝe całe to zamieszanie wywołał ktoś z bronią. Muszę iść powiedział Reiss, rzucając pięciodolarowy banknot na stół. Ruszył do biura policji centrum handlu, znajdującego się piętro wyŝej, w niskim budynku znanym jako World Trade Center 5. Przez duŝe okna wychodzące na wschód, na Church Street, zobaczył tumany palących się konfetti. To musiało być coś powaŝniejszego niŝ uzbrojony człowiek. Następna bomba? W 1993 roku ledwie Reiss otworzył drzwi do swego biura w podziemiu, wybuchła bomba w cięŝarówce zostawionej przez terrorystów niespełna 50 metrów dalej. Później był członkiem zespołu, który wprowadzał zmia-ny w wieŝach, mające ułatwić ewakuację. Według przekonania panującego w centrum handlu bomby stanowiły zagroŝenie, które wprawdzie moŝe spowodować szkody, ale na ograniczonym obszarze. Nie sądzono, aby mogły doprowadzić do katastrofy. Po ataku w 1993 roku Zarząd Portu i jego doradcy do spraw bezpieczeństwa przez wiele tygodni i miesięcy zastanawiali się nad moŝliwymi konsekwencjami wybuchu duŝej bomby. Większość specjalistów uwaŝała, Ŝe bomba moŝe w jakimś stopniu uszkodzić wieŝe, ale ich nie zniszczy. Teoretycznie kaŝdy mógł przemycić bombę na jakieś piętro, ale wybuch spowodowałby szkody tylko na jednym piętrze, a nie na stu dziesięciu; inaczej mówiąc zniszczeniu uległyby pomieszczenia o powierzchni 0,4 hektara z całkowitej powierzchni wynoszącej około 45 hektarów. Ogólnie biorąc, im większa bomba, tym większy wybuch i tym powaŝniejsze zniszczenia. W 1993 roku terroryści wwieźli do podziemia 550 kg materiału wybuchowego, a jednak podstawa wieŝowców, najmocniejsza część konstrukcji budynków, dobrze zniosła wybuch. W porównaniu z olbrzymią siłą wiatru stale uderzającego w fasadę budynków, bomba wwieziona na cięŝarówce do podziemia była drobiazgiem. Co więcej, nie było Ŝadnego łatwego sposobu, Ŝeby przetransportować 550 kilogramów materiału wybuchowego na górne piętra, których konstrukcja nie była tak mocna jak podziemia. Wprawdzie z racji monumentalnej wielkości wieŝe stanowiły oczywisty cel zamachu, jednak ich wysokość przyczyniała się do poprawy bezpieczeństwa. Siła ciąŝenia była jednym z czynników chroniących je przed zniszczeniem za pomocą duŝej bomby. Na podstawie tego, co zobaczył, Reiss był pewien, Ŝe ktoś zdetonował duŝą bombę. To prawda, Ŝe małe bomby materiały wybuchowe ukryte w magnetofonie lub w walizce mogą spowodować rozerwanie samolotu w powietrzu, ale niszczące działanie zaleŝy w tym wypadku w mniejszym stopniu od bomby, a w większym od wysokości. To nie wielkość bomby decyduje o rozerwaniu samolotu, lecz uszkodzenie kadłuba na pułapie ponad 10 tysięcy metrów, poniewaŝ działa wówczas niszczycielska siła wynikająca z róŝnicy ciśnienia wewnątrz i na zewnątrz samolotu. Taka róŝnica ciśnień nie powstaje na górze nawet tak wysokich wieŝowców jak wieŝe centrum handlu, dlatego niszczycielska energia bomby zaleŝy w tym wypadku wyłącznie od jej wielkości. Biegnąc po ruchomych schodach, Reiss doszedł do wniosku, Ŝe gdzieś obok centrum handlu musiała wybuchnąć bomba w cięŝarówce. Reiss juŝ nie pracował w podziemiu jak w 1993 roku. Zastanawiał się przez chwilę, kto w jego dawnym wydziale mieszczącym się na osiemdziesiątym ósmym piętrze północnej wieŝy przyszedł juŝ do pracy. Na górze nikt nie miał wątpliwości, Ŝe nie była to bomba w cięŝarówce. To, co się stało, podobne było do gigantycznego uderzenia pięścią, od którego zakołysał się cały budynek. Po chwili oszołomienia Gerry Gaeta, członek zespołu, który nadzorował projekty przebudów w centrum handlu, krzyknął na całe gardło: To bomba, uciekajmy stąd!. I był pewien, Ŝe wie, jak została przeszmuglowana. Kilka chwil wcześniej

przybył goniec z wózkiem dokumentów dla Jima Connorsa z wydziału nieruchomości. Na pewno tak wwieźli bombę, myślał Gaeta; pudła z dokumentami były koniem trojańskim. Dalej w holu Nicole De Martini właśnie przełknęła ostatni łyk kawy i wstała, by poŝegnać się z męŝem i pójść do swojego biura w wieŝy południowej. Wtedy oboje usłyszeli głośny huk gdzieś wyŝej i poczuli, Ŝe budynek się zakołysał. Nicole zobaczyła rzekę ognia rozlewającą się za oknem pokoju Franka. To bomba, pomyśleli oboje. Albo wybuchła maszynownia, w której stosowano olej jako paliwo. Nic innego nie mogło działać z taką siłą, jaką oboje poczuli. Mieli wraŝenie, Ŝe wybuch nastąpił bezpośrednio nad nimi. Windy kiwały się jak wahadła. Pasquale Buzzelli, inŝynier z Zarządu Portu, jechał do biura na sześćdziesiątym czwartym piętrze. Poczuł, Ŝe kabina windy uspokaja się, a potem powoli zjeŝdŝa. Zatrzymała się na czterdziestym czwartym piętrze, z którego Buzzelli wyruszył. Szybem windy zaczął napływać dym. Nikt nie wiedział, co się stało, więc Buzzelli znowu wsiadł do windy, która teraz działała doskonale, i pojechał na sześćdziesiąte czwarte piętro. Tam spotkał szefa, Patricka Hoeya, inŝyniera zajmującego się mostami i tunelami Zarządu Portu, który takŝe był tym wszystkim zaskoczony. Co się stało, Pat? zapytał Buzzelli. Nie wiem, ale o mało co nie zwaliło mnie z krzesła odparł Hoey. Szyby wind wieŝy ciągnęły się całymi kilometrami. W jednej z wind kursujących w środkowej części wieŝy znajdowało się sześciu męŝczyzn jadących w górę. Poczuli szarpnięcie, a potem winda poleciała w dół. Jan Demczur, który w centrum handlu zajmował się myciem okien, nacisnął przycisk alarmowy. Po chwili do kabiny zaczęły przenikać smugi dymu, dochodziły na wysokość rąk obecnych w windzie, wdzierały się przez sufit kabiny. Zadzwonili przez telefon wewnętrzny nie było odpowiedzi. W windzie właśnie ruszającej z holu znajdowała się Judith Martin, sekretarka, która zatrzymała się przez kilka chwil na dworze, by wypalić papierosa. Teraz utknęła w windzie razem z sześciorgiem ludzi; wszyscy naciskali guzik alarmu i wzywali pomocy. We wtłoczonym między dwie wieŝe hotelu Marriott wielebny Paul Engel, całkiem goły, jeŝeli nie liczyć krzyŝa na łańcuszku na szyi, idąc do szafki po zakończonych ćwiczeniach, usłyszał nieprawdopodobnie głośny zgrzyt metalu o metal, niczym pisk hamulców zatrzymywanego pociągu. Engel, katolicki ksiądz, codziennie rano przychodził do siłowni klubu sportowego znajdującego się na górze hotelu. Zwykle na zakończenie ćwiczeń przepływał parę długości basenu, ale dziś zrezygnował z pływania. Teraz szybko wciągał spodenki kąpielowe, które miał pod ręką, i zerknął na basen. Był w ogniu. Ezra Aviles z okna na sześćdziesiątym pierwszym piętrze północnej wieŝy wszystko widział. Wiedział, Ŝe to nie była bomba. Okno wychodziło na północ; zobaczył samolot przecinający niebo i lecący wprost na wieŝę. Uderzył w budynek nad głową Ezry jak wysoko, Ezra nie wiedział. W rzeczywistości niŝej pochylone lewe skrzydło samolotu przecięło sufit dziewięćdziesiątego trzeciego piętra, a prawe skrzydło przebiło dziewięćdziesiąte ósme piętro akurat wtedy, gdy Patricia Massari rozmawiała z męŝem o teście ciąŝowym. Aviles pracował w Zarządzie Portu. Zadzwonił pod pięć numerów telefonów, przekazał identyczne wiadomości opisał, co zobaczył, i kaŝdemu z kierownictwa powiedział, Ŝe naleŝy rozpocząć ewakuację. Zadzwonił takŝe do swego kolegi, Johna Paczkowskiego, ale odezwała się sekretarka automatyczna. Sądzę, Ŝe to był samolot American Airlines, leciał z północy w kierunku od Empire State Building w naszym kierunku powiedział. Odhaczył pozycje na wykazie waŝnych numerów zatelefonował juŝ na policję i do Urzędu Spraw Publicznych, a potem do naczelnika słuŝb operacyjnych Zarządu Portu. Człowieku, zaczyna napływać dym, więc chyba zacznę się stąd zbierać... Nie podchodź do budynku, jeŝeli jesteś na dworze. Człowieku, spadają części budynku. Cześć. Potem zadzwonił do Ŝony, Mildred, która była w domu z dwojgiem z trójki ich dzieci. Millie, samolot uderzył w budynek powiedział. To będzie sensacja dnia.

Zamieszanie rosło, choć przyczyny jeszcze nie dla wszystkich były jasne. W biurze policji na parterze Alan Reiss słyszał, jak mówiono o pocisku rakietowym wystrzelonym z dachu budynku Woolwortha, kilka przecznic na wschód od centrum handlu. Gdy Reiss przysłuchiwał się rozmowie, wszedł detektyw Zarządu Portu, Richie Paugh. Wychodzimy na plac, Ŝeby się dowiedzieć, co się dzieje powiedział Reiss dyŝurnemu. Razem z Paughem poszli korytarzem prowadzącym na plac, obok stoiska z biletami lotniczymi. Przez drzwi obrotowe wyszli przed hotel, pod wiszący daszek osłaniający wejście do budynku. Rozejrzeli się. Na plac spadał grad róŝnych odłamków kawałki stali i betonu, szczątki mebli biurowych i szkło. Nad nimi wznosiła się wschodnia ściana północnej wieŝy, a takŝe ściana północna. Zamiast podobnej do gofra płyty fasady zobaczyli ścianę ognia obejmującego dziesięć lub piętnaście pięter. Potem ujrzeli ludzi wychodzących przez okna, wyrzucanych na zewnątrz i lecących w powietrzu. Samolot uderzył przed niespełna dwiema minutami. Zobaczyli na ziemi jakąś dziwną część. Reiss przyjrzał się jej z bliska. Było to przednie koło samolotu, brakowało opony, ale koło nadal jeszcze łączyło się z hydraulicznym ramieniem, które chowało podwozie. Paugh zaczął robić notatki opisywał kształt znalezionej części i miejsce, gdzie ją znaleźli. Reiss zaprotestował. To całe gówno leci nam na głowę powiedział. Nie mam kasku ani niczego innego, wciągnijmy to do środka. Razem z Paughem zataszczyli koło do biura policji. To dowód, wpisz go do ewidencji powiedział Reiss. W budynek uderzył samolot oznajmił Paugh. DuŜy samolot dodał Reiss Ŝaden piper cub. To jest cholernie wie-e-elkie koło. Setki ludzi na górnych piętrach północnej wieŝy zginęło natychmiast, w tej samej chwili, w której rozległ się grzmot uderzenia. Szczątki pewnego człowieka, który pracował w firmie Marsh & McLennan mieszczącej się na piętrach od dziewięćdziesiątego trzeciego do setnego, znaleziono później pięć przecznic dalej. Samolot American Airlines, lot numer 11, uderzył prosto w biura tej firmy. W wyniku uderzenia zginęli ludzie, którzy nawet nie znali przyczyny swej śmierci. Samolot, który uderzył w World Trade Center 1 z prędkością 725 kilometrów na godzinę, przeleciał wzdłuŝ całej wyspy Manhattan, 22,5 kilometra z północy na południe, w ciągu niespełna dwóch minut. Gdy wbił się w północną ścianę budynku, stracił prędkość i rozpadł się. Część samolotu przebiła wieŝę i wyleciała przez południową ścianę, naprzeciwko miejsca uderzenia. Kawałek podwozia wylądował pięć przecznic dalej w kierunku południowym. Paliwo, hucząc, płonęło na tle nieba, jak gdyby kontynuowało planowy lot juŝ bez samolotu. DuŜa część energii kinetycznej pędzącego samolotu zmieniła się w fale wstrząsające konstrukcją wieŝy. Fale docierały w dół, rozchodziły się dalej w skalistym podłoŝu i docierały do Atlantyku wzdłuŝ koryta rzeki Hudson. Uderzenie zarejestrowały nawet przyrządy naleŝącego do Uniwersytetu Columbia Obserwatorium Ziemi imienia Lamonta-Doherty ego, które znajduje się w Palisades, trzydzieści pięć kilometrów na północ od Nowego Jorku. Fale uderzeniowe rejestrowano przez dwadzieścia sekund. Trzęsła się ziemia.