www.kinga.bochenek.nets.pl Kinga Bochenek CZY ŻYCZY PAN SOBIE ZBITOWAĆ?



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Pokochaj i przytul dziecko z ADHD. ADHD to zespół zaburzeń polegający na występowaniu wzmożonej pobudliwości i problemów z koncentracją uwagi.

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Przygody Jacka- Część 1 Sen o przyszłości

Przedstawienie. Kochany Tato, za tydzień Dzień Ojca. W szkole wystawiamy przedstawienie. Pani dała mi główną rolę. Będą występowa-

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

Koncentracja w Akcji. CZĘŚĆ 4 Zasada Relewantności Działania

Hektor i tajemnice zycia

Copyright 2015 Monika Górska

Utrzymać formę w ciąży Skuteczna gimnastyka żył

BURSZTYNOWY SEN. ALEKSANDRA ADAMCZYK, 12 lat

Tytuł ebooka Przyjmowanie nowego wpisujesz i zadajesz styl

Część 9. Jak się relaksować.

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

Ankieta. Instrukcja i Pytania Ankiety dla młodzieży.

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Część 4. Wyrażanie uczuć.

NASTOLETNIA DEPRESJA PORADNIK

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

Olaf Tumski: Tomkowe historie 3. Copyright by Olaf Tumski & e-bookowo Grafika i projekt okładki: Zbigniew Borusiewicz ISBN

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Człowiek biznesu, nie sługa. (fragmenty rozmów na FB) Cz. I. że wszyscy, którzy pracowali dla kasy prędzej czy później odpadli.

Karta pracy 2. Przed wyjściem

Nieoficjalny poradnik GRY-OnLine do gry. Scratches. autor: Karolina Krooliq Talaga

Kto chce niech wierzy

Zaimki wskazujące - ćwiczenia

SCENARIUSZ ZAJĘĆ DLA UCZNIÓW KL III SZKOŁY PODSTAWOWEJ KULTURALNY UCZEŃ

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

N-LA N-l mówi: -Dziś powitamy się piosenka: Witam Cię, jak się masz, machnij prawą ręką, miło mi widzieć Cię, witam Cię piosenką x 2

Rodzicu! Czy wiesz jak chronić dziecko w Internecie?

Pan Toti i urodzinowa wycieczka

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

ZARZĄDZANIE CZASEM JAK DZIAŁAĆ EFEKTYWNIEJ I CZUĆ SIĘ BARDZIEJ SPEŁNIONYM

Część 11. Rozwiązywanie problemów.

Chłopcy i dziewczynki

Nazwijmy go Siedem B (prezentujemy bowiem siedem punktów, jakim BYĆ ) :)

Konspekt zajęcia przeprowadzonego w grupie 3-4 latków w dniu r. przez Joannę Słowińską

Dzień 2: Czy można przygotować dziecko do przedszkola?

Polska poetka noblistka napisała wiele wierszy, które są znane szerszemu kręgowi odbiorców. Wśród nich jest także wiersz pt. Kot w pustym mieszkaniu.

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Dowód osobisty. Dowód osobisty mówi, kim jesteś, jakie masz imię i nazwisko, gdzie mieszkasz. Dowód osobisty mówi, że jesteś obywatelem Polski.

PRACA Z DZIECKIEM NADPOBUDLIWYM PSYCHORUCHOWO

POŚLADKI NA PIĄTKĘ ZESTAW 5 ĆWICZEŃ, KTÓRE SPRAWIĄ, ŻE TWOJE POŚLADKI STANĄ SIĘ SILNE, SPRĘŻYSTE I BĘDĄ WYGLĄDAŁY PIĘKNIE

Indywidualny Zawodowy Plan

Scenariusz nr 2 zajęć edukacji wczesnoszkolnej

Copyright 2017 Monika Górska

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Co to jest niewiadoma? Co to są liczby ujemne?

Witajcie dzieci! Powodzenia! Czekam na Was na końcu trasy!

WYWIAD Z VIDASEM BLEKAITISEM

Dzień dobry, panie Piotrze.

POMOC W REALIZACJI CELÓW FINANSOWYCH

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Oficjalny polski poradnik GRY-OnLine do gry. Portal 2. autor: Michał Kwiść Chwistek

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

WYBUCHAJĄCE KROPKI ROZDZIAŁ 1 MASZYNY

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Najlepsza Pozycja Seksualna. oswieconykochanek.pl pozycjeseksualne.pl autor: Brunet

Ryszard Sadaj. O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii. Ilustrował Piotr Olszówka. Wydawnictwo Skrzat

Zasady Byłoby bardzo pomocne, gdyby kwestionariusz został wypełniony przed 3 czerwca 2011 roku.

1 Informacja zwrotna. IZ jest dialogiem nauczyciela z uczniem mającym pomóc uczniowi w uczeniu się

Magdalena Bladocha. Marzenie... Gimnazjum im. Jana Pawła II w Mochach

Jak skutecznie podnieść sprzedaż w 97 dni? WARSZTATY

Konspekt szkółki niedzielnej propozycja Niedziela przedpostna Estomihi

UCZ SIĘ, ŻYJ I GRAJ Z MŁODZIEŻĄ IHF

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

Na skraju nocy & Jarosław Bloch Rok udostępnienia: 1994

91-piętrowy. na drzewie. Andy Griffiths. Terry denton

mnw.org.pl/orientujsie

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

The Mind. Wolfgang Warsch. Gracze: 2-4 osób Wiek: od 8 lat Czas trwania: ok. 15 minut

Kocham Cię 70 sekund na minutę, 100 minut na godzinę, 40 godzin na dobę, 500 dni w roku...

Stereogramy. Rysunki w 3D

"PRZYGODA Z POTĘGĄ KOSMICZNA POTĘGA"

Ilustracje Elżbieta Wasiuczyńska

Świat bez Klamek opowiadanie surrealistyczno erotyczne cz. 2/3

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

VIII Międzyświetlicowy Konkurs Literacki Mały Pisarz

Spersonalizowany Plan Biznesowy

FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 )

WAŻNE Kiedy widzisz, że ktoś się przewrócił i nie wstaje, powinieneś zawsze zapytać, czy możesz jakoś pomóc. WAŻNE

Kurs online JAK ZOSTAĆ MAMĄ MOCY

Najczęstsze pytanie, jakie słyszę z ust właścicieli firm usługowych brzmi: Gdzie szukać nowych klientów?

to myśli o tym co teraz robisz i co ja z Tobą

Copyright 2015 Monika Górska

Przyjaciele Zippiego Ćwiczenia Domowe

Samoobrona. mężczyzny. Głowa Oczy Nos Szyja. Głos. Zęby. Łokieć. Dłoń Jądra Palce. Kolana. Golenie. Pięta. Stopa

Najciekawsze gry i zabawy podczas przerw w szkole - opis zapomnianych gier

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Nowa Era 2011 Young Digital Planet SA

Jak używać poziomów wsparcia i oporu w handlu

Transkrypt:

Kinga Bochenek CZY ŻYCZY PAN SOBIE ZBITOWAĆ?

Arturowi

1. www.kinga.bochenek.nets.pl Budynek był zaniedbany. Łuszcząca się farba na parapetach i ściany z zaciekami od deszczu nie zachęcały. Na chodniku przed wejściem błyskał dużych rozmiarów hologram, reklamujący najnowszą grę. Ferment mózgu odczytał Bogdan z wybuchających złotych liter. Cudownie mruknął. Jego wzrok powędrował w lewo. Nie, z pewnością nie była to reprezentacyjna dzielnica miasta. Domy niskie, pięcio- i sześciopiętrowe, a każdy inny. Wąski pas trawnika z samotnym, rachitycznym drzewkiem pośrodku rozdzielał oba ciągi komunikacyjne. Garść liści wirowała ponad studzienką ściekową. Widocznie pompa była zepsuta. Na ławce przed sklepem spożywczym siedziało dwoje nastolatków i popijało z oznakowanych na czerwono puszek. Nawet się z tym nie kryli. Gdzieś daleko w tle wznosiły się ku niebu szklane wieżowce. Jak dekoracja z innej bajki. Bogdan po raz kolejny spojrzał na wciśniętą między inne kamienicę. Reklama zdążyła się zmienić: Empire of Undertakens. Najnowsza rozwalanka. Hologram cyklicznie pokazywał reprezentacyjnego truposza, jak rozbryzgiwał się od pocisku z ręcznej wyrzutni rakiet, która w normalnym świecie służyła pewnie eliminowaniu myśliwców. Specjalistyczne media wróżyły grze duży sukces. Podobno już miała swój fanklub. Pomijając jednak stylistykę programu, algorytm wyglądał na pomysłowy. Nie było jeszcze tak źle. Firma mała i wypuszczali wyłącznie gry, ale wciąż chodziło o zwykłą pracę. Wciąż jeszcze nie szukał po miejscach, gdzie jedyne, czego wymagano od programistów, to sklejanie kodu z wygenerowanych wcześniej przez automat fragmentów. Ostatni raz Bogdan spojrzał na błękitne kominy wieżowców i przeszedł na drugą stronę ulicy. Ogarnął go cień. Wnętrze kamienicy urządzono surowo. Jedyne wyposarzenie obszernej sali stanowił długi kontuar. Spoza masywnej lady wystawała łysiejąca głowa. Po lewej stronie niedomknięte drzwi pozwalały zerknąć w głąb ciemnego korytarza. Z mrocznych czeluści dochodził szum pracujących urządzeń. Po kątach błyskały zapowiedzi nowych i reklamówki starych gier. Witam, czym mogę służyć? odezwał się schowany za kontuarem mężczyzna. Tonem zdradzającym lata w zawodzie zaczął wymieniać tytuły: Empire of Undertakens, Blow Neighbours Brains Out, Sick Kick 4. A może woli pan coś bardziej dla dorosłych? Ryczące czterdziestki, Murderous Pace... Jestem umówiony Bogdan przerwał wyliczankę. A. 1

Mężczyzna nie wydawał się być dotknięty faktem, że ktoś zlekceważył jego gry. Zaczął energicznie szperać pod ladą. Pan... Bogdan Sabocki. Kilka kolejnych ruchów palcami i znalazł widać to, czego szukał. O! Spotkanie z samą szefową. To coś niezwykłego? Mężczyzna uśmiechnął się jowialnie i opuścił kontuar. Sam pan ocenisz. Proszę za mną. Minęli korytarz po lewej stronie i skierowali się wprost ku zajmującym całą ścianę hologramom. Najwyraźniej były to reklamy maskujące. Przeszli przez ruchomy obraz i po kilku krokach znaleźli się na tyłach budynku, gdzie mężczyzna otworzył stalowe, podwójnie wzmacniane drzwi. Bogdan zawahał się. Kto normalny umieszcza biura w piwnicy? Tymczasem przewodnik był już w połowie schodów i znikał za zakrętem. Pokonując wątpliwości, Bogdan zszedł po stromych stopniach. Znalazł się w wąskim tunelu. Tu zrezygnowano nawet z wyścielenia podłogi. Goły beton. Pod sufitem ciągnęły się zakurzone rury i grube warkocze kabli. Koniec korytarza ginął w mroku. Przewodnik zatrzymał się przy trzecich z kolei drzwiach z niewielkim okienkiem na wysokości twarzy. Ma pan przy sobie coś cennego? spytał. Słucham? Czy ma pan przy sobie coś, co chciałby pan zdeponować w sejfie? Nie. Proszę tutaj powiedział mężczyzna i wskazał wejście. Pomieszczenie nie miało nawet imitacji okna. Pojedyncza lampa ledwie pozwalała zobaczyć stojącą pośrodku leżankę i sieć kabli. Rozumiem, że się pan na tym zna powiedział mężczyzna, podkręcając potencjometr oświetlenia. Tak odparł Bogdan. Rozpoznawszy sprzęt, wcale nie poczuł się pewniej, zwłaszcza, że od dawna już nie korzystał z biołącza. Kładł się na kozetce tłumiąc lęki. Chce pan coś zabrać ze sobą? Ma pan jakieś kostki z danymi? spytał mężczyzna, uruchamiając pierwszy moduł aparatury. Jego ruchy zdradzały rytunę, ale i pewne zamiłowanie do tej pracy. Nie. W porządku. Kolejne uważne spojrzenie na wskazania urządzeń. Trochę za późno pan przyszedł, żeby zrobić stosowny interfejs. Dam panu coś gotowego, proszę się nie wystraszyć przechodząc obok lustra. Ostatnie przełączniki. Wezmę jeszcze tylko próbkę głosu. Szefowa wyjątkowo nie lubi tych symulatorów. 2

Zgodnie z poleceniem Bogdan powtórzył, co mu kazano. W porządku. Pan na długo? Nie sądzę. Podłączę więc tylko respirator. Tam się zapomina o oddychaniu. Z maską na twarzy Bogdan zerknął na tego niskiego, tęgawego człowieka, który był teraz panem jego życia i śmierci; co go najwyraźniej nie stresowało. Gdy wszystko zostało podłączone, mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha. Proszę się nie bać powiedział i mrugnął jednym okiem. Jakby serce stanęło, mamy tu pokój reanimacyjny. I niech się pan nie martwi. Choćby panu jaja mieli obciąć, warto. W tym momencie ukłucia z tyłu czaszki stały się wyczuwalne i Bogdan poczuł, że się zapada. Zniknął łysiejący mężczyzna. Skąpo oświetlona cela rozpłynęła się jak sen. Wszystko ucichło. Ostrożnie otworzył oczy. Tkwił zanurzony w czymś, co wygladało jak gęsta, błotnista maź, jednak nie wykazywało najmniejszego oporu i nie utrudniało ruchów. Czekał. Zdażył się już zniecierpliwić, gdy poprzez opary zaczęły prześwitywać pierwsze, niewyraźne linie. Przed oczami Bogdana stopniowo powstawał zarys samotnego budynku. Po dwóch lub trzech minutach obraz wyklarował się na tyle, że można było ocenić czyjś wysiłek. Kamienica miała trzy kondygnacje i prezentowała się wyjat- kowo elegancko. Dopracowano ja w najdrobniejszych szczegółach. Gzymsy rzucały cień, a dyskretna faktura elewacji dawała wprost idealne złudzenie otynkowanego muru. Niewiele w swoim życiu Bogdan zajmował się grafika komputerowa, ale i tego wystarczyło, by wzbudzić w nim szczery szacunek dla twórców. Ktoś się przyłożył. Miło było rozpoznać własny głos. Choć wyraźnie brzmiał jak odtworzony przez automat. Ciekawe, czy ktoś próbował z tym powalczyć... I naraz Bogdan uzmysłowił sobie, że nie słyszy muzyki. Zwykle w programach pod systemy neurotyczne odtwarzano muzykę; jako najprostrze i najskuteczniejsze lekarstwo na brak zwykłych, codziennych odgłosów. Żadne pojedyncze dźwięki - echo kroków, słowa - nie sprawdzały się, i ludzie po godzinie czy dwóch korzystania z biołacza nierzadko potrzebowali wizyty u psychologa. Tymczasem tutaj nie odtwarzano muzyki. Nie było też ciszy. W powietrzu roznosił się szum... wiatru. Tak. To był wiatr. Choć się go nie czuło na twarzy. Wygladało, że obraz budynku i zasięg burej mgły ustabilizowały się. Bogdan zrobił krok w przód i znalazł się na jasnym chodniku ułożonym z niewiel- 3

kich kostek, wśród których dało się dostrzec nieistotne nieregularności. Zupełnie jakby czyjaś zmęczona ręka tu i ówdzie nieopatrznie przesunęła kamień o milimetr... Do wejścia prowadziły schody. Pokonał tę skromna przeszkodę i stanał przed drzwiami. Pozostały zamknięte. Wiedziony dziwnym impulsem i mglistym wspomnieniem, sięgnał ręka ku ozdobnej gałce. Po jej przekręceniu i pchnięciu, drzwi ustapiły. Znalazł się w budynku. Zaraz za progiem napotkał... schody. Chyba ktoś tu bardzo lubił ten przeżytek architektury. Obramione poręcza, wyścielone czerwonym dywanem, zdawały się pochodzić z bajki. Tak, coś takiego widywało się jeszcze w bajkach dla dzieci. Szedł po stopniach czujac jak stopy zapadaja się w miękki dywan. Każdy kto choć raz korzystał z neurotycznej gry wiedział, że najtrudniejsze na poczatek jest przyzwyczaić się do sztywnych kończyn i twardego podłoża. Tutaj ktoś najwyraźniej popracował nad amortyzacja. Gdy znalazł się w korytarzu, czyjaś postać błysnęła tuż obok. Opanował odruchy. To było lustro. Spojrzał na swoje odbicie i jęknał w duchu. Ona mnie wyrzuci, zanim przekroczę próg. Z kryształowej tafli zerkały na niego przekrwione oczy, narysowane na kanciastej, za dużej głowie. Szpetna szrama przecinała twarz od skroni do ucha. Podarty podkoszulek z trudem osłaniał muskuły wystarczajace by podtrzymać firmament. Główna postać z Imperium. Mogę w czymś pomóc? Drgnał. Wchodzac, był przekonany, że siedzaca na wprost wejścia dziewczyna jest atrapa. Jestem umówiony z Mewa Ragocka powiedział. Do końca korytarza, drzwi na lewo odparła dziewczyna i pochyliła głowę, wracajac do przerwanych czynności. Dziękuję odpowiedział i udał się we wskazanym kierunku. Drzwi do gabinetu wykonano bardzo starannie, jak wszystko tutaj. Ciemna plama odcinały się od jasnej ściany. Przez chwilę Bogdan szukał w pamięci nazwy na ten kolor. Braz, ciemny braz. Albo mahoń. Nie był w modzie. Rozgladn ał się za dzwonkiem, ale nigdzie nie dostrzegł nic, co by dzwonek choć sugerowało. Wejdę tam w tej postaci i ona mnie zastrzeli. Ostrożnie przekręcił gałkę. Po doświadczeniach z holu i korytarza pokoik nie zaskoczył Bogdana. Ale też nie poświęcił mu więcej jak jedno spojrzenie. Przy oknie bowiem stała kobieta, która całkowicie pochłonęła jego uwagę. Trwała bez ruchu z pochylona 4

głowa, zapatrzona w plik trzymanych w ręce... kartek. To też spotykało się już tylko w bajkach. Przepraszam, nie było dzwonka, więc... zaczał i urwał, bo kobieta uniosła twarz i zobaczył szmaragdowo zielone oczy. Przełknał ślinę. Nie, stanowczo nie chciał, by mu obcięto jaja. Zwłaszcza teraz. Witam odezwała się. Proszę usiaść. Zamknał za soba drzwi i skorzystał ze wskazanego fotela. Niestety nie wiedziałem, że spotkanie odbędzie się poprzez łacze i nie mam ze soba... Nie szkodzi odparła. Położyła na biurku papiery, w których ze zdumieniem rozpoznał własne podanie. Przesłał to przecież tradycyjnie. Musiała sama stworzyć plik, który dało się wykorzystać w tym komputerowym świecie. I nadała temu postać papieru. Ale korzystał już pan kedyś z biołacza? Tak, oczywiście. Poczuł się urażony. Chyba nie myślała, że tak łatwo przyłapie go na kłamstwie. Zreszta nic nieprawdziwego w podaniu nie zawarł. Przegladnęłam uważnie to, co nam pan przysłał. Studiował pan automatykę, zajmował się pan systemami neurotycznymi i programowaniem biołacz. Przez jakiś czas pisał pan gry. Przytaknał tylko. W jaki sposób cyfrowy obrazek mógł mieć tak przenikliwe spojrzenie? To musiał być jakiś trick. Pana dotychczasowa kariera wyglada imponujaco. Rozmawiałam z pana ostatnim pracodawca, mówił, że starał się pana zatrzymać. To ładne referencje. Dlaczego pan odszedł? To pytanie padało za każdym razem. Z powodów osobistych powiedział. Rozumiem odparła. Zanotowała coś na kartce. Ręcznie! Nie dał rady przeczytać. Rzecz w tym, że my nie szukamy obecnie programistów gier. Zaczęło się. Po co go więc zaprosili? Tyle że on potrzebował tej pracy. Stanowisko, o którym mówimy ciagnęła Ragocka jest, że tak powiem, specjalne. Wyraźnie zaznaczyłam w ogłoszeniu, że poszukujemy kogoś ze znajomościa biologii. Nic pan o tym w podaniu nie wspomniał. Nie. Bo właściwie... się na tym nie znam... nie ukończyłem żadnego kursu, nie mogę więc tego żadnym dokumentem potwierdzić. Więc prawnie wyglada to tak, jakbym nic nie wiedział... Interesowałem się biologia jako 5

dziecko... Potem wybrałem automatykę. Zorientował się, że patrzy na swoje ręce. Zmusił się, by unieść wzrok. Gdybym wiedział, że kiedyś będzie możliwość połaczenia tego, to na pewno bym tych zainteresowań nie porzucił, ale... Nie było łatwo patrzeć wprost w te zielone oczy. Czy to dlatego, że myśli uciekały wtedy w całkiem innym kierunku? Wydawało mi się, że przyszedł czas na poważne rzeczy, że trzeba zostawić za soba dziecinne fantazje... Nie całkiem już wiedział, co mówi. Nie było sposobu, by nie poznała kłamstwa. Nie miał nic na swoja obronę. Był strona słabsza i dlatego musiał się uciec do oszustwa. Jak pan obecnie ocenia swoja znajomość fizjologii? spytała naraz. Fiz... czego? Na pewno nie tak, bym nie mógł nauczyć się czegoś więcej. Co takiego było w tych oczach? Na czym polegał ten trick? Wiele by dał, żeby poznać odpowiedź. Ktoś tu wiedział o biołaczach więcej niż... Mógłby pan zaczać jutro? Tak! Oczywiście! zawołał i natychmiast pożałował pośpiechu. To znaczy... Jeśli mógłbym pojutrze. Zapomniałem... W porzadku. Więc pojutrze. Trzy dni panu wystarcza na zaaklimatyzowanie się? Zaaklimatyzowanie? Nie każdy łatwo znosi biołacza. Biołacza? Wszyscy tu pracuja? Nie wymagam, by był pan cały czas podpięty, ale spotykamy się tutaj. Wstała. Gdyby nie to, wciaż siedziałby w fotelu, nie mogac uwierzyć, że się udało, nie mogac uwierzyć w jej baśniowa postać. Śnił. Tak, to jedyne wytłumaczenie. Już jak wchodzili do podziemi, powinien był się zorientować. Wyciagnęła rękę: pięknie ukształtowana, smukła dłoń o długich palcach. Dotyk popsuł wszystko. To było jak uścisk dłoni manekina, no może w tym przypadku porcelanowej laleczki. W jednej chwili Bogdan przypomniał sobie, gdzie jest i co tu robi. Dziękuję pani powiedział. Mewa. Wystarczy Mewa. Witamy w firmie. Uśmiechnęła się i był to najpiękniejszy uśmiech, jaki miał szczęście ogladać. Sam nie wiedział, kiedy i jak opuścił baśniowa kamienicę. Cierpliwie czekał, aż spod powiek znikną bure kłęby. Wiedział, że podstawowa zasada programowania biołącz głosi, żeby unikać skokowych zmian, ale ta mgła budziła dziwny niepokój, jakby naprawdę przechodził ze świata do świata, a nie tylko zastępował jedne 6

bodźce innymi. W pomieszczeniu był sam. Szare, obskurne ściany sprawiły jeszcze bardziej przygnębiające wrażenie niż z początku. Wciąż miał w pamięci czerwień dywanu i zieleń oczu. Krzyknął, ale odpowiedziała mu cisza. Wyobraził sobie własny głos dudniący pod ziemią w pustym, betonowym korytarzu, oświetlonym mętnym światłem, i to wcale nie poprawiło mu nastroju. Krzyknął ponownie. Wszystko było takie nieruchome. Martwe. Ciasne. Metalowe drzwi z okienkiem... Hej!!! I w końcu usłyszał szuranie kroków i niemrawy głos: Idę, idę. W drzwiach pojawił się znajomy krępy mężczyzna. Wcale nie bardziej zainteresowany sprawą niż poprzednio. Musiał pan korzystać ostatnio ze starego łącza stwierdził. Po prostu się wstaje. Zawsze tak traktujecie klientów? burknął Bogdan, zły, że nie umiał ukryć lęku. Mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha. Jakich klientów powiedział. Pan już jest w rodzinie. Mewa przysłała wytyczne. Jestem Stef. Bogdan. Uścisnęli sobie dłonie, po czym Stef zaczął porządkować sprzęt. I jak szefowa? zapytał. Niezła, nie? Bogdan nie skomentował, ale z określeniem niezła się nie zgadzał. Nie umiał sobie wyobrazić piękniejszej kobiety. Wyłączona aparatura umilkła i zgasła. Opuścili piwnice, które naraz straciły wiele ze swego więziennego wyglądu. W holu Stef skrył się za kontuarem, zerkając na częściowo schowany pod ladą aktywny wyświetlacz. Zagłębie gra z Rymerem Niedobczyce objaśnił znaczenie poruszających się na zielonym tle postaci. Jeszcze raz zerknął na wyświetlacz i wrócił do obowiązków. Gratuluję powiedział, grzebiąc pod ladą. Od ponad roku Mewa szukała kogoś na to stanowisko. Nikt nie wierzył, że znajdzie. Dużo osób tu pracuje? spytał Bogdan. Było coś w tym człowieku, co nie pozwalało mieć mu za złe tego mówienia do kogoś i zajmowania się równocześnie czymś własnym. Kilkanaście. Nie, z tobą to już dwadzieścia powiedział Stef i uniósł wzrok. Jego uśmiech zniknął. Hej! Robi! Wypierdalać stamtąd! ryknął. Stef, no co ty! odpowiedział mu stłumiony głos. Już! Trzech nastolatków zatrzymało się w wejściu do ciemnego korytarza. 7

Umowa była? zagrzmiał Stef głosem, który umarłego mógłby w grobie poruszyć. Stef, ale on przecież już za tydzień skończy szesnastkę! To niech się za tydzień pojawi. Zobaczę kartę, to wpuszczę. A jak przyłapię któregoś na udostępnianiu koledze własnego karnetu, to będziecie mieli Imperium w realu. Argument był nie do zbicia. Chłopcy pomruczeli między sobą i wycofali się. Przez otwarte drzwi widać było, jak dowlekli się do najbliższej ławki. Mewa zatrudniła mnie ze względu na podejście do dzieci powiedział Stef, zwracając się na powrót do Bogdana. Tak właśnie pomyślałem. Masz łącze w domu? Nie. Dostaniesz służbowe. Są lepsze, zapewniam. Przyjechalibyśmy za tydzień zamontować. Będzie dobrze? Bogdan kiwnął głową. Do tego czasu możesz korzystać z tutejszych. Dużo ich macie? Kilka. Służą tylko awaryjnie. Stef przerwał naraz wszystkie swoje czynności. Jego pracowite dłonie spoczęły nieruchomo na pulpicie. Mogę ci coś doradzić? spytał. Jasne. Nie wolałbyś się przeprowadzić w pobliże firmy? A w czym miałoby mi to pomóc? Tobie w niczym, ale inaczej my nie dostarczymy łącza w tydzień. Właśnie przeczytałem, że mieszkasz na drugim końcu miasta. Ciągnięcie kabli jest czasochłonne, bo wymaga zezwoleń, a w tym wypadku musielibyśmy przechodzić aż przez jedenaście dzielnic. Sprawa do zrobienia, ale nie wiem, czy w tym roku. A pewnie i nie w przyszłym. Prościej by było, jakbyś się przeprowadził. Szczerość tego człowieka była rozbrajająca. Jest tu w pobliżu mieszkanie do wynajęcia dodał Stef, spokojnie oczekując na odpowiedź. Właściwie... Dlaczego nie? Tu gdzie mieszkał obecnie też znalazł się przez przypadek. A posiadanie łącza w domu miało swoje zalety. Daj mi namiary powiedział. Gdy opuszczał zaniedbaną kamienicę, było wciąż przed południem. Przeszedł przez kolorowy hologram z reklamą Imperium, ledwie ją zauważywszy. Stopniowo dochodziło do niego znaczenie minionego poranka. A więc dostał tę pracę. Jednak. Poczucie sukcesu napływało wraz z każdą mijaną witryną, w których dostrzegał swoje odbicie. A i dzielnica 8

nie wydawała się już taka ponura. To było nawet ciekawe, taka różnorodność. Nawet jeśli czasem w złym guście. Zamiast do domu, udał się pod wskazany adres. Minął róg, gdy usłyszał głośniejsze: Mógłbyś... Odwrócił głowę i zobaczył pochylonego nad czymś staruszka. O, przepraszam. Myślałem, że to sąsiad. Uśmiechnął się tylko i poszedł dalej. Dwukrotnie skręcił nie w tę przecznicę co trzeba, ale ostatecznie trafił. Rzeczywiście nie było to daleko. Bez błądzenia pewnie z pięć minut piechotą. Nigdy jeszcze nie miał tak blisko do pracy. Tyle zwykle zajmowało mu oczekiwanie na pociąg. Odszukał na domofonie stosowny numer i nacisnął guzik. Po chwili ciche zgrzytanie dało znać, że ktoś uruchomił połączenie. Dzień dobry odezwał się. Ja w sprawie mieszkania. Po drugiej stronie rozległ się chrapliwy oddech. Dzień dobry. Ja w sprawie mieszkania powtórzył. Podobno jest tu mieszkanie do wynajęcia. Nikt się nie odezwał. Bogdan zerknął w notes, czy dobrze wybrał numer, gdy zabrzmiał brzęczyk i drzwi się otworzyły. Wszedł do środka. Wnętrze sprawiło miłe wrażenie. Przestronna klatka schodowa była obficie oświetlona i to naturalnym światłem. Nie czekał długo, gdy w głębi budynku usłyszał kroki i ukazała się nastoletnia dziewczyna w kusej spódniczce. Taty nie ma powiedziała a babci już się trochę miesza. Ale jak pan chce zobaczyć mieszkanie, to możemy podjechać na górę. Uśmiechnęła się i beztrosko zamachała kluczem. Winda zatrzymała się na piątym piętrze. Znaleźli się w niedużym korytarzu, z którego były wejścia jedynie do trzech mieszkań. Dziewczyna przystanęła przy ostatnich i uruchomiła zamek. Weszła pierwsza. Tu jest sypialnia, a tu salon... Głos dziewczyny to narastał to słabł, w miarę jak znikała w pomieszczeniach i powracała do przedpokoju. Szedł za nią, ledwie zaglądając do pokoi. Wszędzie było pusto, podłogę pokrywała nieznaczna warstwa kurzu. Zatrzymał się w kuchni. Przez okno zobaczył dach sąsiedniego budynku. Może pan otworzyć i zobaczyć jak tu cicho odezwała się dziewczyna. Stała w progu, stopą w cienkim pantofelku kopiąc nieznacznie framugę. Pan mieszka w centrum, prawda? Tak potwierdził. To może być ostatnia szansa zamieszkania nie w wieżowcu. Takich mieszkań jest coraz mniej. 9

Starała się wyglądać i zachowywać jak dorosła, ale nie dało się ukryć, że liczyła nie więcej jak szesnaście lat. Przez chwilę się zastanawiał do jakiej szkoły mogła chodzić. Uczyła się na akwizytora? Miała świetną figurę. Więc jak? Decyduje się pan? Bo muszę wrócić do babci, podać jej obiad. Tak, odpowiada mi. Nie umiała ukryć radości. Powiem ojcu, że ktoś pytał o mieszkanie. Niech pan zadzwoni o piątej. Nie musi pan wspominać, że już pan je widział. Chyba nie miała pozwolenia na ruszanie kluczy. Zadzwonię. Poproszę tylko o numer. Dostał numer komunikatora i opuścił kamienicę. Zerknął na zegarek. Było ledwie siedem po jedenastej. Na ten dzień miał zaplanowaną tylko tę jedną rozmowę, i ewentualnie przeczesywanie portali ogłoszeń, zostawało mu więc mnóstwo czasu. Pobłądził szukając metra. Zdążył się zirytować, zanim znalazł żółte barierki. Mijał pierwszą bramkę komentując w myślach pracę służb porządkowych tej dzielnicy. I naraz zatrzymał się w pół kroku. Nigdy jeszcze nie zwiedzał swojego rodzinnego miasta. O takiej dzielnicy jak ta, którą właśnie opuszczał, nawet mu się nie śniło. Stał akurat u wylotu prowadzącego pod ziemię tunelu. Odwrócił się, by napotkać napierający tłum. Przepraszam odezwał się, próbując wyminąć pierwszą stojącą mu na drodze osobę. Przepraszam! Musiał wysłuchać kilku uwag o swoim braku zdecydowania, ale ostatecznie wydostał się z powrotem na chodnik. Za jego plecami strumień ludzi znikał pod ziemią. Podobny strumień wyłaniał się z drugiej strony deptaka. Przystanął pośrodku ulicy i rozglądnął się. Uzmysłowił sobie, że zupełnie nie zna topografii miasta. Po krótkiej chwili wahania skierował się tam, skąd docierało odbite w szybach drapaczy chmur słońce. W sumie były to wcale niezłe drogowskazy. Niskie kamienice skończyły się jak nożem uciął. Minął wąski park zakończony betonową ścianą i gdy przeszedł pasażem na drugą jej stronę, znalazł się u stóp wieżowca. Jak daleko od centrum mógł się teraz znajdować? Wydało mu się oczywiste, że taka dzielnica niskich domów musi leżeć na obrzeżach. Kopuła miasta, nawet jeśli gigantyczna w zwykłej ludzkiej skali, gdzieś musiała dotykać ziemi i nie trzeba było geniusza, żeby zgadnąć, że nie znajdą tam miejsca drapacze chmur. Cośtam pamiętał ze szkoły, że na krańcach lokowano dzielnice przemysłowe. Ale czy tylko? Naszła go ochota, by sprawdzić, czy gdzieś jeszcze została taka dzielnica starych domów. A może ta już była ostatnia? Oglądnął się na tunel z którego właśnie wyszedł. Czy tam powyżej znajdowała się jedna z tych nielicznych naziemnych estakad szybkiego ruchu? Ostatecznie wsiadł w kolejkę i po kilku minutach wchodził do domu. Choć nie wiedział, czy zważywszy na niedługą przeprowadzkę, wciąż powinien swoje mieszkanie tak 10

nazywać. Nie będzie miał stąd wspomnień, ani złych, ani dobrych. Zamknął za sobą drzwi i pobieżnie potoczył spojrzeniem po swoim dobytku. Nie zmęczy się pakowaniem... Przeprowadzka przypomniała mu o całym dniu, który się jeszcze nie skończył. Ba, o wszystkim, co się dopiero zaczęło. Zjadł coś pospiesznie, wypił kawę i zasiadł przed komputerem. Zignorował rachunki, których czerwone nagłówki zabłysnęły niemal natychmiast po uaktywnieniu sprzętu. Po kilku nieudanych próbach uzyskał połączenie z najbliższą biblioteką. Serwer był jednak tak obciążony, że ściągnięcie pojedynczego pliku zajęłoby wieki. Sięgnął po kurtkę i wyszedł z domu. Ponownie znalazł się na ulicy. Zmierzchało już. Na dno miasta zakradł się cień i chłód. Jeszcze tylko najwyżej umieszczone ekrany chwytały trochę słońca i posyłały w wąwozy ulic. W niektórych miejscach zapalały się pierwsze lampy. Bogdan zapiął kurtkę i przyspieszył. Do pociągu zdążył wskoczyć w ostatniej chwili. Następny byłby dopiero za trzy minuty. Nie gościł w bibliotece chyba od czasu studiów, kiedy to bywał w okolicy regularnie. Jednak pierwszy raz naszła go refleksja, że olbrzymi gmach z oszkloną kopułą pamiętał pewnie czasy papierowych książek. Tchnął spokojem, chłodem i ciszą. Ubrana w mundurek kobieta uniosła głowę, by spytać, w czym może pomóc. Sprawdził, jaki ma status. Mógł pożyczyć dwadzieścia siedem pozycji. Wziął pierwszych dwadzieścia siedem kostek z katalogu, które miały w tytule fizjologia. Budynek firmy nie zmienił się od pierwszej wizyty. Ani ten rzeczywisty, gdzie Bogdan kilka minut czekał na Stefa, by go poprosić o pomoc w uruchomieniu łacza, ani ten komputerowy, przed którym Bogdan znów zatrzymał się na chwilę. Druga i trzecia kondygnacja wygladały identycznie. Te same zdobienia. Taki sam rzad sześciu wysokich okien. I tylko parter się wyróżniał. Masywne dwuskrzydłowe drzwi prowadziły w głab tego cudu. Ledwie Bogdan pokonał wewnętrzne schody, gdy zaczepił go młody, blondwłosy chłopak. Bogdan Sabocki? Zgadza się. Witam, jestem Daniel. Mam pokazać ci firmę. Pierwsze kroki skierowali wprost do biurka, za którym tak jak poprzednio siedziała kobieta. Ta sama. To jest Regina i jej królestwo wyjaśnił Daniel. Cześć. Cześć odparła, ledwie unoszac głowę. Za dziewczyna znajdowała się niewielka wnęka pełna kolorowych pudełek. Zajmuje się sprawami organizacyjnymi i jako jedyna nie ma pojęcia o 11

programowaniu. Przy jakichkolwiek problemach zgłaszaj się do niej. Ona ci nie pomoże, ale skieruje, gdzie trzeba. A tak w ogóle cała firma to ten budynek. Jest skonstruowany na planie klasycznej podkowy. Gmach główny, lewe i prawe skrzydło. Na każdym piętrze jest po osiem pokoi, wykaz kto jest gdzie ma Regina. Ta wiedza jest potrzebna? spytał Bogdan. Widzisz, panuja tu pewne zasady. Poruszamy się po firmie, jak po zwykłym budynku, żadnych teleportowań ani objawień znienacka. Nie wolno też tu przebywać bez uruchomienia interfejsu, czyli że tak powiem: bezcieleśnie. Jakiś szczególny powód? Zarzadzenie szefowej. A jak chcesz z kimś pogadać nie ruszajac się z pokoju, możesz używać interkomu. Czyli? Jak chcesz. Niektórzy korzystaja z odpowiedniej modulacji głosu, inni wola antyczny komunikator stojacy na biurku, gdzie palcem można wcisnać przycisk. Sam sobie napiszesz odpowiedni program, albo poprosisz kogoś. Rozkład pokoi na każdym piętrze jest taki sam. O, jest Joggy. Joggy! Bogdan odwrócił się, by zobaczyć za soba kędzierzawego mężczynę o dość mocnej budowie ciała. Witaj, Danielu. To jest Bogdan. A to Joggy Daniel dokonał prezentacji. Pierwszy dzień w pracy? Joggy uśmiechnał się. To widać. Zostawili za soba kacik Reginy, która ledwie zaszczyciła ich spojrzeniem. Przyzwyczaiła się już do kolegów z pracy, którzy zawsze maja coś do powiedzenia, niekoniecznie madrego. Joggy udał się w swoja stronę, a Daniel z Bogdanem skręcili w prawe skrzydło budynku. Przy pierwszych drzwiach Daniel się zatrzymał. A to jest twój gabinet powiedział. Urzadzisz go sobie sam, my poprzestaliśmy na standardzie. Jest tylko jedna reguła, każda rzecz, która tworzysz, ma mieć opcje dźwiękowe i ciężar. Opcje dźwiękowe? Czemu? Zarzadzenie szefowej. To masa roboty Bogdan się skrzywił. Zwykle wszystko w programach neurotycznych milczało, co przy stale odtwarzanej muzyce nie raziło. Sygnały dźwiękowe ustawiało się ekstra, tylko jeśli to było do czegoś potrzebne. Jak dzwonki u drzwi, czy klaksony u samochodów. Przymusu nie ma. Możesz poprzestać na tym, co jest. Bogdan popatrzył na ciemne drzwi i połyskujac a tabliczkę. 12

To Mewa, ona lubi takie rzeczy wyjaśnił Daniel. Własny pokój z własnym nazwiskiem na drzwiach... Nie widzę dzwonka. Daniel zachichotał, potem niedbale zastukał palcami w gładka powierzchnię. Rozległ się melodyjny stukot. Mówiłem zaintonował melodyjnie, po czym zastukał raz jeszcze. Ładnie brzmi, nie? Drewno z dwustuletniego dębu, ze ścinki zimowej, dobrze wysuszone. To znaczy? spytał Bogdan, podejrzewajac dowcip. Też nie wiem. Mewa robiła. Moje sa mosiężne tabliczki. Mosiadz? Hm. Patrzac Danielowi prosto w oczy, Bogdan wyciagn ał dłoń i zamiast stuknać, przesunał paznokciem po metalowej powierzchni. Zazgrzytało. Daniel uśmiechnał się tryumfalnie. Witamy w firmie powiedział. A jak będziesz wchodził, zwróć uwagę na szelest przesuwanego po dywanie krzesła i trzaśnięcie zamka. Żartujesz...? Nie. Mówiłem, że Mewa lubi takie rzeczy mrugnał jednym okiem i weszli do środka. W pierwszej chwili Bogdan poczuł się zawiedziony. Proste biurko, dwa krzesła, lampa. Pod ściana rzad pustych półek. Mało, jak na standardy tej firmy. I szafa. Pytajacy wzrok skierował na Daniela. Mewa twierdzi, że to żeby zaspokoić naturalna chęć człowieka do linienia i sezonowej zmiany umaszczenia. Zapełnisz ja sobie sam. Jakbyś miał problemy, zgłoś się do Radka, wyjaśni ci, jak skroić garnitur. Tylko nie idź z tym do Raffiego. Specjalizuje się w strojach historycznych, zrobi ci dwurzędowa marynarkę i spodnie z kantka. Szafa była pusta, jeśli nie liczyć rzędu wieszaków. W standardzie sa dwie opcje ciagn ał Daniel. Prostsza i bardziej wyrafinowana powiedział, a w czasie gdy mówił, kiwnał palcem i prosta bryła została zastapiona przez rzeźbiona. Nie, niech zostanie, co było zaoponował Bogdan. Zniknęła nowa i powróciła stara szafa. Po tej prezentacji Daniel usunał się na bok, jakby to było już wszystko, co miał do pokazania i powiedzenia. Bogdan wciaż stał pośrodku, rozgladaj ac się po pomieszczeniu. Ale ty masz szczęście, chłopie westchnał Daniel. Będziesz pracował bezpośrednio z Mewa i tylko jej podlegasz. 13

Bogdan nie skomentował. Drzwi skrzypnięły cicho. A, jeszcze jedno Daniel zatrzymał się w progu. Nie zapomnij po pracy zgłosić się do Stefa, żeby ci zrobił stosowny interfejs. Trochę się wyróżniasz w tym... ciele. Drzwi się zamknęły i Bogdan został w pokoju sam. Podszedł do biurka, do ściany, ale szybko zrezygnował z dotykania. Póki się jedynie patrzyło, wszystko wydawało się idealne: drewno, dywan, tynk, ale wystarczyło musnać coś palcem by poczuć twardy, śliski plastik. Obrzydliwość. Stanał w oknie, skad mógł zobaczyć otaczajac a budynek pustkę. Przypomniał sobie, że Mewa miała widok na góry. Trzeba będzie przegladn ać katalog i wybrać tapetę. Podziwiasz widoki? nowy głos od drzwi kazał mu się odwrócić. W progu stał wysoki, jasnowłosy mężczyzna o nieco pociagłej twarzy i oczach, które wygladały jak zmrużone. Tak jakby odparł Bogdan. Witamy w firmie. Jestem Mat. Widzę, że cię odziali w Rumperta. Grałeś już? Nie. Spróbuj, dla pracowników gry sa darmowe. Możesz też wpaść kiedyś do piwnicy, testujemy właśnie pierwszy scenariusz dwójki. To twoje dzieło? Mat uśmiechnał się szeroko. Moje, Radka i Mewy. Mewy? Mewa współtworzyła tę grę? Opracowała system labiryntów. Niektórzy twierdza, że to dlatego nie da się ich opuścić. Jest nagroda dla tego, komu się uda pierwszemu. Wpadnij do nas, poważnie mówię. Przetesujemy razem poziom. Przyszedłeś, by mnie zaprosić? Nie. To przy okazji. Mam dla ciebie dokumentację firmy. To znaczy tego środowiska. Mat wszedł do pokoju. W rękach trzymał pokaźny plik kartek. Chyba jeszcze nikt nie przeczytał tego w całości. Zreszta to jest jedyny egzemplarz. Dzięki. Przegladnę w wolnej chwili. Wygladało, że Mat nie zamierza opuścić pokoju. Wiesz już, do czego jesteś przydzielony? spytał. Nie. Dziś jestem pierwszy dzień w pracy. Mam czas na zapoznanie się ze wszystkim. Daniel mówił, że dostałeś ta specjalna posadę, co to od roku Mewa szukała kogoś. 14

Wspominano mi, że miejsce długo wakowało. I Mewa nie powiedziała ci jeszcze, czym masz się zajmować? Nie. Jeszcze nie. I nie dziwi cię to? Wiele mnie tu dziwi. Na przykład to, że ty nie wiesz, w czym rzecz, a myślisz, że ja ci powiem. Tak tylko pytam. A jak będziesz miał czas, to zagladnij. Siedzimy z Radkiem w piwnicy. Mat wyszedł. Zamek w drzwiach szczęknał. Bogdan spojrzał na grube tomiszcze zawierajace dokumentację. Potem na szafę. Ostrożnie poruszył małym palcem, naśladujac ruchy Daniela. Nic się nie stało. Szafa, jak stała, tak stała. Uff! Na szczęście środowisko tak skonstruowano, że do wprowadzania zmian nie wystarczał sam gest. Nawet nie chciał myśleć, jak by to wygladało, gdyby wszystko uaktywniało się za pomoca ruchu - jak wtedy trzeba by uważać na to, co się robi! Do jakiego stopnia siebie kontrolować! Gorzej niż w balecie. Spojrzenie Bogdana ponownie spoczęło na pliku kartek. No to spróbujemy... mruknał godzinę później, gdy uruchamiał swój pierwszy program w nowym systemie. Nie był trudny i nikomu do niczego nie potrzebny. W wyniku jego działania na ścianie pojawiło się kolorowe graffiti: Hello World. Kompilator nie zwrócił nawet jednego ostrzeżenia i zachęcony tym sukcesem, Bogdan zabrał się za poważniejsze rzeczy. Tu jednak szybko jego zapał został ostudzony. Brakowało mu wprawy. Wieki już minęły od kiedy ostatni raz programował w systemie neurotycznym, a do tego nigdy nie będac samemu podpiętym. Dotad robił to uczciwie, siedzac przed sprzętem i tworzac kolejne fragmenty kodu, a nie tkwiac w tym samym systemie, do którego wprowadzał nowe elementy! Wystarczy na pierwszy dzień. Po odpięciu czuł lekki zawrót głowy. Od dawna nie korzystał tak długo z biołącza, a i miał za sobą sporo wrażeń. Zgodnie z zaleceniem Daniela napomknął Stefowi o interfejsie. Wiem. Pamiętam. Pomieszczenie do którego Stef zaprowadził go tym razem było niewiele większe od celi z kozetką. Całe wyłożone granatowym aksamitem. Stef pogmerał coś przy wejściu i zapłonęły reflektory, a ulokowane na wysięgnikach kamery drgnęły. Rozbieraj się padło polecenie, do którego Bogdan niechętnie się zastosował. Całkiem, całkiem. Chyba że chcesz być między nogami jak lalka. Tutaj każdy ma szcze- 15

gółowy interfejs. Mewa też? Stef zachichotał. Chciałbyś zobaczyć jej pliki, co? Nic z tego. Szukaliśmy. Jest tak pewna swego, że jak nas przyłapała, nawet się nie zdenerwowała. Powiedziała, że zachowujemy się jak dzieci, i upomniała nas na przyszłość. Stef zakończył ustawianie aparatury, a Bogdan zgodnie z instrukcją stanął pośrodku pomieszczenia w niewielkim rozkroku z rękami złączonymi za głową. Poszły w ruch kamery. Całość trwała nie dłużej niż minutę. Wrócił do holu, gdzie zastał Stefa kompletującego zdjęcia. Chwilę stał za jego plecami i przyglądał się poczynaniom kolegi. Jak to robicie? spytał. Z początku myślał, że postacie kreowane były ręcznie, co budziło podziw dla czyjejś mrówczej pracy. Trochę jak hologram odparł Stef. Seria zdjęć, transformata Fouriera. Tak jest najprościej i najszybciej. Mogę zobaczyć? Co? Swoją transformatę Fouriera. Z rozbawieniem Bogdan przyglądał się świetlistym plamom, których układ po lewej z grubsza odpowiadał układowi po prawej stronie. Ale jakaś oś symetrii jest stwierdził. Jutro jak się podepniesz, będzie gotowe odparł Stef. Możesz sobie zaszyfrować swoje dane, jeśli chcesz. Tylko Mewa będzie miała wtedy do nich dostęp. Mewa ma dostęp do tego? To jej firma. A co do interfejsu, reguły są takie: możesz zmienić, co ci się żywnie podoba, ale jak raz się pokażesz na korytarzu, każda następna zmiana musi być zgłoszona. Zarządzenie szefowej? Nie inaczej. Po co? Ponoć abyśmy się rozpoznawali na korytarzach, ale ja myślę, że Mewa po prostu nie chce mieć tu stajni ogierów. To znaczy? Pomyśl, na początek każdy wprowadza zmiany ostrożnie. Fantazja rośnie w miarę jedzenia, a wiedząc, że to się znajdzie u niej na biurku, trzy razy się zastanowisz, zanim wprowadzisz jakąś zmianę. Pożegnał się ze Stefem i poszedł do domu. Zawrócił przy końcu ulicy, przypomniawszy sobie, że od dwóch dni nie mieszka w wieżowcu przy Rewolucji Przemysłowej. 16

Uliczka tchnęła ciszą. Kolorowa jak wszystkie inne, ale pozbawiona huku i świateł centrum. Można było spokojnie unieść wzrok i obserwować niebo. Przynajmniej póki człowiek sobie nie przypomniał, że spogląda na miraż. Złudzenie jednak było doskonałe. W dzieciństwie często opuszczał kopułę, choćby przy okazji obowiązkowych wycieczek do rezerwatu, i miał okazję widzieć prawdziwe niebo. To sztuczne niczym się nie różniło. A pewnie nawet gdyby, to po tylu latach zdawałoby się bardziej prawdziwe niż tamto. Człowiek tak szybko się przyzwyczaja. Przeskoczył pojedynczy schodek prowadzący do budynku i znalazł się w korytarzu. Przywołał windę. Zanim jednak nadjechała, porzucił pierwotny zamiar. Odszukał wzrokiem najbardziej schowany w cieniu zaułek holu i skierował się w tamtą stronę. Po chwili stał przed ciągiem prowadzących w górę stopni. A więc jednak. Tę kamienicę budowano jeszcze w czasach, gdy z powodów bezpieczeństwa każdy budynek musiał mieć schody. Ruszył pod górę i kilka minut później, nieco zasapany, uaktywniał zamek w drzwiach. Przesunął na bok stertę rzeczy, których nie zdążył rozpakować, i poszedł do kuchni. Z przyjemnością dotknął chłodnego, chropowatego blatu. Gdy następnego dnia przekroczył próg swojego gabinetu, stanał oko w oko z samym soba. Na piersi miał przyczepiona karteczkę z dużym napisem: Instrukcja Obsługi. Bardzo śmieszne mruknał, zrywajac świstek. Kilka istotnych informacji jednak tam znalazł. Nie minęło pięć minut, a stał przy biurku przyodziany w swoje własne ciało. Z satysfakcja odesłał w niebyt postać Rumperta, która - miał przeczucie, że złośliwie - przydzielano mu za każdym podpięciem do łacza. Wygenerował lustro i spojrzał na siebie. Właściwie nigdy nie myślał, czy chciałby wygladać inaczej. I pierwszy raz miał okazję zrobić ze soba, co mu się żywnie podobało, całkowicie za darmo Na poczatek każdy wprowadza zmiany ostrożnie... przypomniał sobie słowa kolegi. Sporo kłopotu sprawiło mu wyrzeźbienie nowego podbródka. Efekt mu się nie spodobał. Skasował poprawki. Postanowił wpierw poćwiczyć na otoczeniu. Z pomoca wskazujacego palca zmienił kolor dywanu na czerwony. Tak, zmiana koloru była prosta. I zabawna. Przemalował ściany na delikatny beż, biurko zostawił mahoniowe. Czujac, że ten element opanował już dostatecznie dobrze, wrócił do swojej postaci. Zmienił kolor włosów na czarny. Poszło dobrze. Trzeba poćwiczyć zmianę kształtu. Wybór padł na lampkę. Niczym rzeźbiarz zabrał się za tworzenie wymyślonej formy. Zorientował się naraz, że robi się późno. Zostawił niedokończona pracę i 17

opuścił gabinet. Był właśnie czwarty dzień. Zupełnie nie wiedział, jak się przygotować do czekajacej go rozmowy, więc szedł nieprzygotowany. Stanał przed drzwiami z nazwiskiem Mewa Ragocka i zapukał. Proszę! Ubrana w obcisłe spodnie i zielony sweterek, wygladała jeszcze bardziej dziewczęco, niż za pierwszym razem. Zmrużyła oczy na widok wchodzacego. Miałem się dziś zjawić... Bogdan, jak zgaduję? uśmiechnęła się. Wejdź. Czekałam już. Poczęstuj się dłonia wskazała talerzyk, na którym leżały brazowe patyczki. Zawahał się. Patrzac na tę kobietę można było łatwo zapomnieć, że jest się w programie komputerowym, ale ona chyba nie... Tak czy inaczej, to nie on był tu szefem. Ostrożnie wział w palce patyczek i ugryzł. I jak? spytała. Jak ci smakuje? Przełknał z trudem. Jak papier odparł cicho. Właśnie. To jest czekolada. Ma być słodka. Zajmiesz się tym. A jak ci się podoba w firmie? No cóż wydukał sporo mnie tu zaskoczyło. Spodziewałeś się czegoś innego? Nie... właściwie... Chyba niczego się nie spodziewałem. Wychodził z pokoju szefowej z czekoladowym patyczkiem w palcach. Ma być słodka mruknał. Oczywiście. Jak sobie jaśnie pani życzy. Nic prostrzego. Doda się cukru i gotowe! Spojrzał przed siebie z poczuciem, że wdepnał w niezłe gówno. Cudownie jęknał. Wrócił do biura i po chwili wahania odpiał się od łacza. Czy ta kobieta wiedziała, że już wieki temu zrezygnowano z pomysłu wprowadzenia smaku i węchu do biołącz? BO NIKOMU SIE TO NIE UDAŁO?! Co to w ogóle jest smak? Na czym to polega? Jak można to sformalizować skoro jedna i ta sama rzecz raz smakuje, a raz nie; raz jest dobra, a za chwilę za słodka? Wrócił do mieszkania i poszedł do kuchni. Włączył ekspres i po chwili nalewał sobie kawy. Upił łyk. Tym razem wyjątkowo długo trzymał go w ustach przed połknięciem. 18

2. www.kinga.bochenek.nets.pl W domu tradycyjnie już kopnął pudło z nierozpakowanymi rzeczami, by nie plątało się pod nogami, i poszedł do kuchni zaparzyć kawy. Jadł właśnie coś, co znalazł w lodówce, gdy zadzwonił dzwonek. Przełykając naprędce, uruchomił domofon. Na chodniku przed wejściem nikogo nie dostrzegł. Sygnał się powtórzył. Kilka sekund zajęło Bogdanowi rozszyfrowanie przycisków funkcyjnych, ale ostatecznie udało mu się przełączyć urządzenie na wejście podziemne. Przed wjazdem stał niewielki transporter. Pan Sabocki? odezwał się głos w domofonie. Tak. Mamy przesyłkę z firmy... mężczyzna zerknął do organizera Epynion. Enypnion poprawił kuriera. Proszę, piąte piętro, drzwi po lewej. Jeszcze oglądnął sobie, jak samochód wjeżdża na rampę i jak pracownicy zaczynają wyładunek, po czym wyłączył domofon, czekając na sygnał od drzwi. Kilka minut później dwóch mężczyzn wnosiło skrzynki do mieszkania. Gdzie mamy postawić? Gdziekolwiek. Pokwitowywał odbiór, gdy odezwał się komunikator: Bogdan? Mówi Stef. Przywiozą ci tam dziś aparaturę. Będę za godzinę, by podłączyć. Miałem przyjechać z nimi, ale się nie wyrobiłem. Jesteś w domu? Tak, przyjeżdzaj. Spokojnie zdążył zjeść i wziąć prysznic. W chwili, gdy sprzątał po posiłku, pojawił się Stef i bez zwłoki przeszedł do sprawy: Gdzie chcesz mieć łącze? Bogdan rozglądnął się po mieszkaniu. W kuchni się nie zmieści stwierdził, wzruszając ramionami pokój mam zawalony. Zostaje sypialnia. Będziesz miał blisko z łóżka do pracy. Usunęli skrzynie z przejścia i Stef zabrał się za rozpakowywanie sprzętu. Nie miał wiele roboty. Całość była nieźle przygotowana. Złożenie aparatury zajęło nie więcej niż pół godziny. Sporo dłużej trwało przeprowadzenie wszystkich wymaganych prawem testów. Wreszcie Stef uzyskał certyfikat bezpieczeństwa, mruknął coś niezrozumiałego, raczej nie adresowanego do nikogo, i wziął w ręce notes. Musisz jeszcze tylko to podpisać powiedział. Co to jest? Zgoda na dokonywane przez nas zmiany. 19

Mam podpisać z góry zgodę na wszelkie zmiany w sprzęcie, do którego się podpinam? Tego nie było w umowie. A jeśli nie podpiszę? Zabierzemy łącze i będziesz musiał korzystać z firmowych, o których i tak nic nie wiesz. Albo zrezygnuj z pracy. To nie jest uczciwe. A co dzisiaj jest uczciwe? odparł Stef. Pracowałeś kiedyś w biurowcu? Tak. I wiedziałeś, jakie powietrze rozprowadzają po budynku? Bogdan nie odpowiedział. Stef miał rację. Mogli mu kazać oddychać metanem i dowiedziałby się tego w zaświatach. Każdy to podpisał? Każdy. Wziął od Stefa terminal, wprowadził podpis i potwierdził hasłem. Stef schował notes. Zgodnie z instrukcją Mewy, masz dostęp do wszelkich danych technicznych, ale obowiązuje cię tajemnica służbowa. Tego nie musisz ekstra podpisywać. To masz w kontrakcie. Stef ruszył w stronę wyjścia. A to? spytał Bogdan kiwając głową w stronę nierozpakowanego pudła, które zostało na środku pokoju. To sobie sam zamontujesz. A co to jest? Materac antyodleżynowy. Co?! Po co mi to? Jeśli będziesz się podłączał tylko na chwilę każdego dnia, nie będzie ci potrzebny. A jak ci się nie podoba, to zamów sobie stymulator mięśni. Po raz kolejny Bogdan nie znalazł kontrargumentu. Stymulator mięśni to była wyjątkowo droga impreza i obaj o tym wiedzieli. Stef wyszedł, zostawiwszy aparaturę włączoną. Po chwili wahania Bogdan położył się na kozetce. Nawet nie zerknął w stronę pudła z emblematem firmy medycznej. Znalazł się przed budynkiem firmy, z trzech stron otoczony bura mgła. Trzeba by pomyśleć o jakimś własnym wejściu i wyjściu. Zadarł głowę do góry. Coś urokliwego tkwiło w tej kamienicy. Może rynny, których się już nie spotykało. Od dawna systemy odprowadzania nadmiaru wody chowano w pokryciu dachu. Czy tu w ogóle padał czasem deszcz? Czy można było, siedzac przy biurku, odwrócić głowę i śledzić przez chwilę spływajace po szybie krople? A jakby same rynny nie wystarczyły, każda kończyła się 20

czymś w rodzaju maski. Nigdy nie widział nic takiego. W życiu niczego podobnego by nie wymyślił. Czy to Mewa? Zleciła to komuś? Że pomysł uzyskał jej akceptację, nie miał najmniejszych watpliwości. A może to - pozamykane teraz - okiennice? Przygladał się budynkowi, gdy sobie uświadomił, że coś się zmieniło, coś czego nie potrafił sprecyzować, ale co czuł. Kolor. Tak, zmieniły się barwy. Zdawały się ciemniejsze, cieplejsze, bardziej żółte, jak... Ogladane w popołudniowym słońcu! Wraz z ta myśla wszystko stało się jasne. Zbliżał się wieczór. Bogdan rozgladn ał się, ale słońca nigdzie nie dostrzegł. A jednak miał przed soba oświetlona popołudniowym słońcem kamienicę. Dotad widział ja tylko rankiem i nie zwrócił uwagi na zmiany oświetlenia. Jeśli słońce (choć go nie było) wędrowało tu po nieboskłonie (którego też trudno by szukać), to może i zachodziło. Czekał na zmrok, ale nuda w końcu wzięła górę. Zerknał na zegarek. Nadgarstek miał pusty. Przecież nie masz tu zegarka, idioto. Lekko zirytowany, wszedł do środka. Z zaskoczeniem odkrył, że budynek wcale nie jest pusty. Jeszcze przed chwila czuł się jedynym użytkownikiem tego cyfrowego świata, a okazało się, że w kamienicy pala się światła i rozbrzmiewaja głosy. Pierwsza napotkana osoba okazał się Daniel. O, cześć Bogdan. Cześć. Co wy tu robicie? A ty? Sprawdzam łacze. Daniel uśmiechnał się, jak ktoś dla kogo wszystko jest jasne i zrozumiałe. Chodź. Mamy właśnie zawody. Strzelałeś kiedyś z karabinka Px3TS? Nie. To będziesz miał okazję. Poznał więc także piwnice. Gdy wchodził, Regina właśnie odkładała broń. Mamy gościa! zawołał Daniel od drzwi, zwracajac powszechna uwagę. Zaczęły się prezentacje. Reginę i Mata już znasz, a to jest Kid. Cześć. Nie patrz tak, to jego ksywka, ma świra na punkcie tej postaci. Pomimo taktownego napomnienia, nie mógł oderwać wzroku od mężczyzny w 21

kowbojskim stroju. A to współtwórca tych lochów. Z trudem Bogdan przerzucił wzrok na kolejna osobę. Cześć, Radek. Bogdan. A to... I tak nie zapamiętał wszystkich imion. W międzyczasie zjawiły się kolejne dwie osoby. Wygladało, że reguły zawodów sa z dawien dawna ustalone. Nikt o nic nie pytał, nikt niczego nie wyjaśniał, rozmowy toczyły się wokół całkiem innych tematów. Bogdan usunał się z centrum i przystanał z boku. Pomieszczenie tonęło w ciemności. Pojedyncza lampa ledwie wystarczała, by oświetlić środek. Powstrzymał chęć, żeby sprawdzić, jak duża była ta sala. Nie słyszał echa, ale nie czuł także przestrzeni wokół siebie. I sam już nie wiedział, co mogło wynikać z sytuacji, a co z programu. Raz za razem suchy odgłos strzału przerywał rozmowy. Każdy miał trzy próby. Wyniki były podejrzanie podobne. Oddawszy broń, zawodnik podchodził do stojacej z boku tablicy i czymś białym notował liczbę zdobytych punktów. Twoja kolej usłyszał naraz Bogdan. Słowa zabrzmiały zbyt głośno, aby mogły być adresowane do kogoś innego. Daniel zakręcił dłonia i po chwili trzymał w rękach karabin, identyczny jak ten Joggiego. Ile tu macie pamięci operacyjnej? spytał Bogdan, przygladaj ac się broni. Wystarczajaco. No już, odwagi. Nie znam się na tym. To proste, odbezpieczasz... zaczał Mat, ale ktoś o gęstych, rudych włosach mu przerwał: Grałes kiedyś w któraś wersję Jaomi? W trójkę. No, to strzelba była robiona na wzór tego karabinka. Ok odparł Bogdan i niechętnie stanał w wyznaczonym miejscu. Nie docenił kolegów. Karabinek był dobrze zrobiony. Po każdym strzale wbijał się w bark i nie tak prosto było utrzymać go bez ruchu. Celne strzały wynikały z wprawy, a nie z prymitywnego programu. Niezbyt zachwycony swoim rezultatem, Bogdan podszedł do tablicy i wział w ręce biały patyczek. Niepewnie przytknał go do czarnej, lekko błyszczacej powierzchni. Czuł się jak pierwszego dnia w szkole, gdy kazano mu rysować litery ołówkiem, podczas gdy biegle już wtedy pisał na klawiaturze. Tamte lekcje trwały tylko cztery tygodnie, teraz był wdzięczny ministerstwu i za to. Spojrzenia kolegów paliły 22

go w plecy i bardzo nie chciał okazać się tym, który nie zna alfabetu. Bez względu na to, jak powszechna była tu ta umiejętność, i gdzie jej nabywali. Kreślił pierwsza linię, gdy patyk się złamał. Bogdan zaklał w myślach, podniósł ułamany kawałek. Ostatecznie z trudem i koślawo napisał swoje imię i liczbę punktów. Białe coś wymykało się z palców i łamało przy każdej literze. Szczęśliwy, że jego kolej minęła, odsunał się na bok, gdy od strony wejścia dały się słyszeć kroki. Na schodach ukazała się Mewa. Ubrana w obcisłe spodnie i krótki żakiecik, w ręce trzymała łuk. Widział kiedyś elfa w ksiażce dla dzieci i miał wrażenie déjà vu. Tu i ówdzie rozległy się gwizdy. Zmiana konkurencji powiedziała Mewa z uśmiechem. Nikt nawet nie drgnał, ale tarcza się zmieniła. W odległości kilkunastu metrów stał teraz słomiany wiecheć pokryty biała płachta, na której widniały czerwono-niebieskie, koncentryczne kręgi. Mewa stanęła wyprostowana i powoli naciagnęła łuk. Zmrużyła oczy i znieruchomiała niczym spiżowa statuetka. Zwolniła cięciwę. Strzała pomknęła ku tarczy, trafiajac dokładnie w sam środek celu. Rozległ się goracy aplauz. Kto następny odważny? spytała Mewa i potoczyła spojrzeniem po zebranych. Nikt się nie zgłaszał. Co, nie ma? Bogdan? Dlaczego, kurwa, ja? Ale takiej szefowej się nie odmawia. Zwłaszcza, że stała z wyciagnięt a ręka, oczekujac jawnej odpowiedzi. Podszedł i odebrał łuk. Ułożył palce lewej dłoni na majdanie. Czujac znów, jak wszyscy patrza na niego, wycelował. Trafił w wiecheć, tuż przy tarczy. Poskapili mu aplauzu. I jak? odezwała się Mewa. Jak oceniasz łuk? Nie wiem odparł. Za sztywny. Nie miał zamiaru obsypywać jej komplementami. Wygina się prawidłowo, ale... nie drży po strzale, końce nie drgaja. Więc wraca do poprawki skwitowała Mewa i łuk zniknał, jakby nigdy nie istniał. Dostała do ręki karabin i zawody wznowiono. Bogdan usunał się w cień. No to zarobiłeś dziś ładnych parę punktów szepnał Daniel. Niby to takie proste, a mało kto umie jej powiedzieć wprost, że coś źle zrobiła. No i trzeba by jeszcze wiedzieć wiecej niż ona. Mewa oddała broń i nie notujac wyniku, podeszła. Oparła się o biurko, które nagle pojawiło się w pustej przestrzeni. Przygladali się wspólnie zawodom, póki Daniel nie został zawołany, że to jego kolej. Po nim przejęła karabin Regina. 23

Strzelałeś kiedyś w Rzeczywistości? odezwała się Mewa. Nie odparł Bogdan, trafnie odgadujac niewypowiedziane słowa. Mam kolegę, który się tym interesował. Strzelał? Też nie. Chciał zrozumieć dlaczego drewno cisowe najlepiej nadawało się na łuki i odpowiedź, że z powodów własności sprężystych, go nie zadowalała. Znalazł? Skończyliśmy szkołę odparł Bogdan z lekkim uśmiechem. Mewa stała tuż obok. Mógł bez przeszkód podziwiać jej profil. A ten łuk to tak dla zabawy, czy z konkretnego powodu? Wiesz, co jest najtrudniejsze przy strzelaniu? To znaczy przy napisaniu tego pod biołacze? Hm? My tu nie oddychamy. Odruchowo spojrzał na jej biust. Kształtem był doskonały, ale miała rację: klatka piersiowa się nie poruszała. Że też dotad nie zwrócił na to uwagi. Odkrył, że brakuje mu tego falowania. A to takie ważne? Spróbuj kiedyś strzelić w Rzeczywistości powiedziała Mewa i uśmiechnęła się. Idę to dopracować. Miłego wieczoru. Mewa wyszła, rzuciwszy jeszcze wszystkim: cześć. Nie zdażyły ucichnać jej delikatne stapnięcia, gdy Mat niby przypadkiem pojawił się w pobliżu. Niech cię nie zwioda te śliczne oczy powiedział. To pułapka. Stad można bardzo szybko wylecieć. Mam to w pamięci odparł Bogdan i wstał z biurka, które Mewa zostawiła po sobie. Idziesz już? Tak, mam trochę pracy. Opuściwszy piwnice, Bogdan ogladn ał się za siebie. Wejście do podziemnych kondygnacji znajdowało się tuż obok kacika Reginy, choć dotad żadnych drzwi tam nie zauważył. Z myśla, że nazajutrz trzeba będzie zwrócić na to uwagę wrócił do mieszkania. Wstał z kozetki. Napiął i rozluźnił mięśnie. Rozmasował kark. Brakowało kwadransa do północy. Z niechęcią usiadł do lektury.... projektuje na pole... 24