NR 6 (listopad 2009) ISSN: 1899-4679 STUDENCI W KOSZARACH, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują EGZEMPLARZ BEZPŁATNY. COŚ nowego listopad 2009



Podobne dokumenty
Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

FILM - BANK (A2 / B1)

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

Sytuacja zawodowa pracujących osób niepełnosprawnych

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 )

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

KATARZYNA POPICIU WYDAWNICTWO WAM

Chwila medytacji na szlaku do Santiago.

Mimo, że wszyscy oczekują, że przestanę pić i źle się czuję z tą presją to całkowicie akceptuje siebie i swoje decyzje

Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

Joanna Charms. Domek Niespodzianka

EKONOMIA SŁUCHANIE (A2)

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

Moja Pasja: Anna Pecka

Test mocny stron. 1. Lubię myśleć o tym, jak można coś zmienić, ulepszyć. Ani pasuje, ani nie pasuje

Rok Nowa grupa śledcza wznawia przesłuchania profesorów Unii.

POMOC W REALIZACJI CELÓW FINANSOWYCH

Szczęść Boże, wujku! odpowiedział weselszy już Marcin, a wujek serdecznie uściskał chłopca.

SZTUKA SŁUCHANIA I ZADAWANIA PYTAŃ W COACHINGU. A n n a K o w a l

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

10 SEKRETÓW NAJLEPSZYCH OJCÓW 1. OKAZUJ SZACUNEK MATCE SWOICH DZIECI 2. DAJ DZIECIOM SWÓJ CZAS

Piaski, r. Witajcie!

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

WERSJA: C NKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

5. W jaki sposób dostałaś/eś się na studia? (Sposób rekrutacji) 6. Czy studia odpowiadają twoim wyobrażeniom o nich? (zadowolenie czy rozczarowanie?

To My! W numerze: Wydanie majowe! Redakcja gazetki: Lektury - czy warto je czytać Wiosna - czas na zabawę Strona patrona Dzień MAMY Święta Krzyżówka

Jak pomóc w rozwoju swojemu dziecku? I NIE POPEŁNIAĆ BŁĘDÓW WIĘKSZOŚCI RODZICÓW

Zarządzanie zmianą. Czyli jak skutecznie minimalizować opór pracowników wobec zmian

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

WERSJA: A ANKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

WERSJA: B ANKIETER: JEŚLI RESPONDENT JEST MĘŻCZYZNĄ, ZADAĆ GF1. JEŚLI RESPONDENT JEST KOBIETĄ, ZADAĆ GF2.

Czy klientów stać na dobry produkt?

Izabella Mastalerz siostra, III kl. S.P. Nr. 156 BAJKA O WARTOŚCIACH. Dawno, dawno temu, w dalekim kraju istniały następujące osady,

Kielce, Drogi Mikołaju!

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Najczęstsze pytanie, jakie słyszę z ust właścicieli firm usługowych brzmi: Gdzie szukać nowych klientów?

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

Program MDM - co to jest i które banki udzielają takiego kredytu mieszkaniowego

Tytuł ebooka Przyjmowanie nowego wpisujesz i zadajesz styl

Strona 1 z 7

ASERTYWNOŚĆ W RODZINIE JAK ODMAWIAĆ RODZICOM?

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

Akademia Marketingu Internetowego Embrace Your Life Sp. z o.o.

Indywidualny Zawodowy Plan

Rozmowa ze sklepem przez telefon

Sprawić aby każdy mógł generować korzyści finansowe na rzeczach, za które normalnie trzeba płacić...

a przez to sprawimy dużo radości naszym rodzicom. Oprócz dobrych ocen, chcemy dbać o zdrowie: uprawiać ulubione dziedziny sportu,

Komunikacja i media. Komunikacja jest częścią każdego działania, w zależności od ich rodzaju, można mówić o różnych jej poziomach.

Mój biznes Etap II. Analiza strategiczna

O międzyszkolnym projekcie artystycznym współfinansowanym ze środków Ministerstwa Edukacji Narodowej w ramach zadania ŻyjMy z Pasją.

Paulina Szawioło. Moim nauczycielem był Jarek Adamowicz, był i jest bardzo dobrym nauczycielem, z którym dobrze się dogadywałam.

BAJKA O PRÓCHNOLUDKACH I RADOSNYCH ZĘBACH

Wywiady z pracownikami Poczty Polskiej w Kleczewie

Poradnik opracowany przez Julitę Dąbrowską.

MIKOŁAJ HERBST, ANETA SOBOTKA AWANS PRZEZ WYKSZTAŁCENIE? WYBORY I ŚCIEŻKI EDUKACYJNE ASPIRUJĄCYCH DO WYŻSZEGO STATUSU SPOŁECZNEGO

Przewodnik fundraisingowy

Zatem może wyjaśnijmy sobie na czym polega różnica między człowiekiem świadomym, a Świadomym.

AKADEMIA DLA MŁODYCH PRZEWODNIK TRENERA. PRACA ŻYCIE UMIEJĘTNOŚCI

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

Skala Postaw Twórczych i Odtwórczych dla gimnazjum

Wyznaczanie kierunku. Krzysztof Markowski

7 Złotych Zasad Uczestnictwa

Boże spojrzenie na człowieka 1

Odpowiedzialna Przedsiębiorczość


JAK BYĆ SELF - ADWOKATEM

to jest właśnie to, co nazywamy procesem życia, doświadczenie, mądrość, wyciąganie konsekwencji, wyciąganie wniosków.

Copyright 2015 Monika Górska

CZYTANIE B1/B2 W małym europejskim domku (wersja dla studenta) Wywiad z Moniką Richardson ( Świat kobiety nr????, rozmawia Monika Gołąb)

Polskie kino w opinii Internautów. wyniki badań bezpośrednich

2A. Który z tych wzorów jest dla P. najważniejszy? [ANKIETER : zapytać tylko o te kategorie, na które

Zawsze wydaje się, że coś jest niemożliwe, dopóki nie zostanie to zrobione. Nelson Mandela. Te słowa są idealnym poparciem mojej kandydatury na

JAK POMÓC DZIECKU KORZYSTAĆ Z KSIĄŻKI

Moje dziecko. idzie do. przedszkola

Z wizytą u Lary koleżanki z wymiany międzyszkolnej r r. Dzień I r.

Warsztaty grupowe z zakresu kluczowych umiejętności społeczno - zawodowych istotnych z punktu widzenia rynku pracy

WYZWANIE POZNAJ SIEBIE NA NOWO KROK 2

ŻYWIOŁ POWIETRZA - ĆWICZENIA

Spotkanie z Jaśkiem Melą

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

Przeżyjmy to jeszcze raz! Zabawa była przednia [FOTO]

Paweł Kowalski ZJEDZ KONKURENCJĘ. Jak maksymalizować zyski i pisać skuteczne teksty sprzedażowe

INSTRUKCJA Krok po kroku

SCENARIUSZ SPOTKANIA Z UCZNIAMI WOLSKICH SZKÓŁ PONADGIMNAZJALNYCH NA TEMAT PROBLEMÓW MŁODZIEŻY I KOMUNIKACJI

Proszę bardzo! ...książka z przesłaniem!

Opinie o polskim filmie

Zestaw 1. Za chwilę przystąpisz do egzaminu ustnego. Zestaw pytań składa się z trzech części:

Zaplanuj Twój najlepszy rok w życiu!

Kazanie na uroczystość ustanowienia nowych animatorów. i przyjęcia kandydatów do tej posługi.

Pytania (zagadnienia) pomocnicze do scenariusza rozmowy nr 3

Ekonomiczny Uniwersytet Dziecięcy Przedsiębiorczość dla najmłodszych

Dla klas 4-7 przed warsztatami

REFERENCJE. Instruktor Soul Fitness DAWID CICHOSZ

Transkrypt:

INSTYTUT DZIENNIKARSTWA I KOMUNIKACJI SPOŁECZNEJ NR 6 (listopad 2009) ISSN: 1899-4679 STUDENCI W KOSZARACH, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują EGZEMPLARZ BEZPŁATNY 1

LUBLIN 11 listopada 2009 Narodowe Święto Niepodległości fot. K. Furmanek, AF TERRA

W numerze: STUDENT Miejsca i instytucje na KUL-u, których jeszcze nie znacie HERBACIARNIA 4 Z dalekiego kraju na studia. Opowieść o pewnej studentce 6 Konto dla studenta 7 TEMAT NUMERU Studenci w koszarach, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują 8 KULTURA Bo przecież zawsze chodzi o koniec. Studencka premiera Boga w Teatrze im. J. Osterwy 13 PROROCK 17 Wywiad z kierownikiem teatru ITP 18 Recenzje: Solista 19 Dwunastu gniewnych ludzi 20 SPOŁECZNE 11 listopada historia od kuchni 21 Życie się nie kończy, lecz zmienia 22 Zawód na tapecie Kontroler biletów 23 Zgadnij, jak się mam 24 HYDEPARK Przyszłość z dłoni 25 Drodzy Czytelnicy, oddajemy w Wasze ręce nowy numer gazety studenckiej COŚ nowego. Po wielu zawirowaniach i trudnych decyzjach nastąpiła zmiana całego składu redakcji. Zdajemy sobie sprawę, że to wielki zaszczyt, ale także i obowiązek zwłaszcza, że tak naprawdę dopiero uczymy się dziennikarskiego rzemiosła. Dziękujemy z tego miejsca naszym poprzednikom i postaramy się, również w oparciu o ich doświadczenia, stale podnosić jakość naszej gazety. Mówiąc o COŚ nowego nie sposób nie wspomnieć o Dyrektorze Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej prof. dr. hab. Karolu Klauzie. Jego cenne rady, doświadczenie i życzliwość sprawiła, że możecie dziś czytać te słowa. Profesorze- z całego serca dziękujemy! Rafał Górka - redaktor naczelny SPORT Siatkówka 27 Koszykówka 27 Wydawca: Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej KUL Redaktor naczelny: Rafał Górka Z-ca red. nacz.: Edyta Kowalczyk Grzegorz Maciążek Skład redakcji: Ewa Jaszczyk Natalia Słupek, Przemysław Klekot, Kazimierz Kmiecik, Michał Ruczyński, Paweł Zuń Korekta: Koło Edytorów KUL Skład, szata graficzna: Rafał Górka Kurator: mgr Grzegorz Winnicki E-mail: redakcjacosnowego@gmail.com Teksty: tekstycosnowego@gmail.com Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmian tytułów, nie zwraca także nadesłanych materiałów 3

STUDENT Miejsca i instytucje na KUL-u, których jeszcze nie znacie HERBACIARNIA Artykułem tym rozpoczynamy cykl poświęcony miejscom i instytucjom na KUL-u, które nie zostały jeszcze do końca odkryte i zbadane przez wielu studentów naszej uczelni. Jako pierwsze pod lupę wzięliśmy naszą uczelnianą herbaciarnię prowadzoną przez Duszpasterstwo Akademickie. Jeśli masz dość herbaty w styropianowym kubku i czarnego płynu z automatu, mamy dla Ciebie coś idealnego. Między Gmachem Głównym a Kościołem Akademickim znajdują się brązowe drzwi, po których przekroczeniu, zaraz po prawej stronie, ujrzysz schody prowadzące do znajdującej się w podziemiach herbaciarni. To tam, w klimatycznym miejscu, dostaniesz kawę lub herbatę podaną w porcelanowych dzbanuszkach i filiżankach. Więcej o tym miejscu opowiedział nam Ojciec Rafał Huzarski, opiekun herbaciarni Duszpasterstwa Akademickiego KUL. Jak zrodził się pomysł założenia Herbaciarni na KUL-u? Różne pomieszczenia Duszpasterstwa są dość rozbite, jedne znajdują się w piwnicy, kolejne na pierwszym piętrze w innym budynku. Przez to studenci będący w różnych wspólnotach Duszpasterstwa nie bardzo się znali. Potrzebne było więc jakieś pomieszczenie, przestrzeń, gdzie mogliby się swobodnie spotykać, poznawać, rozmawiać. Herbaciarnia powstała więc najpierw po to, żeby z odrębnych grupek stworzyć pewną społeczność. Nie chodziło o żadną gastronomię, ale o zawsze otwarte miejsce wspólnych spotkań. Potem okazało się, że chętnie przychodzą tu osoby zupełnie niezwiązane z Duszpasterstwem. Przychodzą, rozmawiają, piją herbatę albo czytają czasopisma. Jeżeli ktoś potrzebuje ciszy, to może iść z herbatą do czytelni za ścianą. Rozumiem przez to, że każdy osoba student czy pracownik jeśli ma ochotę chwilkę odpocząć, napić się dobrej herbaty, może odwiedzić herbaciarnię. To miejsce jest i ma być dla wszystkich otwarte. Także dla tych, którzy mają niewiele pieniędzy. Z tego między innymi względu herbaciarnia nie zarabia pieniądze za kawę czy herbatę przeznaczane są wyłącznie na utrzymanie tego miejsca. Co w takim razie ma do zaoferowania nasza KUL-owska herbaciarnia? 4 fot. redakcja Standardowo duży wybór herbat, kawa (sypana, rozpuszczalna i z ekspresu) oraz cappuccino. Mamy także słodycze czekoladę, batoniki i ciastka. Z rana herbaciarki chodzą do pobliskiej piekarni, kupują słodkie bułki i drożdżówki, żeby można było zjeść coś słodkiego do kawy lub herbaty. W herbaciarni stoi też stolik z czasopismami. Staram się o to, aby były tutaj dobre pisma, szczególnie te droższe, typu Fron-

da, Znak, a także tygodniki, jak Newsweek czy Charaktery. Myślę, że to ważne aby studenci mieli dostęp do tego typu czasopism, żeby stykali się nie tylko z gazetowymi newsami, ale też z dobrą publicystyką. To też jest dodatkowa funkcja herbaciarni. Herbaciarnia, poza swoją główna funkcją może więc być wykorzystywana przez studentów do inny celów. Niegdyś na korytarzach można było spotkać zaproszenia na wieczorki poezji, które odbywały się w tym miejscu. Czy jesteście otwarci na tego typu inicjatywy? fot. redakcja STUDENT Oczywiście, moim marzeniem jest, żeby herbaciarnia była takim miejscem. Spotkanie jest to komunikacja, jest to wymiana. Niekoniecznie musimy się wymieniać np. wynikami meczów czy cenami sweterków w Plazie. Możemy wymieniać się bardzo wartościowymi rzeczami. Jak ktoś pisze wiersze, niech te wiersze tu czyta, niech je nawet porozkłada na ławce. Jeśli ktoś by chciał robić jakiś mały kameralny koncert, to uważam, że jest to wspaniałe miejsce. Gdy ktoś chciałby tu powiesić na jakiś czas swoje obrazy czy zdjęcia, to jak najbardziej, byleby to pasowało do wnętrza. Herbaciarnia się do tego doskonale nadaje, a dodatkowo jest miejscem neutralnym, nie narzucającym od razu jakiś ram, że dana twórczość musi być religijna, liberalna, konserwatywna czy jakaś inna. To sami ludzie nadają temu miejscu charakter. Jeśli ktoś będzie zainteresowany, to wszelkich informacji udzielają Ojcowie Duszpasterze, sekretariat Duszpasterstwa Akademickiego a także tzw. herbaciarze, czyli pracujący tu wolontariusze. Czyli herbaciarze i herbaciarki pracują tu bezpłatnie. Tak jest, są to wolontariusze. Jedyny ich zysk jest taki, że na własnym dyżurze mogą bezpłatnie napić się herbaty czy kawy, a na inne produkty mają zniżkę. Plusem herbaciarni jest to, że przychodzą tu pracować ludzie, którym zależy na tym miejscu, którym zależy na atmosferze. To nie są najemnicy, to ludzie którzy zdecydowali się poświęcić troszeczkę swojego życia, żeby tworzyć taką przestrzeń dla innych. W jakich godzinach otwarta jest herbaciarnia? Generalnie założenie jest takie, żeby herbaciarnia była czynna od poniedziałku do piątku od godziny 9.00 do 18.00. Wiadomo jednak, że jest to instytucja prowadzona przez wolontariuszy, więc wszystko zależy od tego, czy nazbiera się odpowiednia liczba osób. W tej chwili, jak patrzę w grafik dyżurów, to widzę, że brakuje osób na poniedziałek rano czy piątek po południu. Jeszcze mamy troszkę okienek w ciągu tygodnia, dlatego chętni są mile widziani. Kto w takim razie może zostać herbaciarzem? Herbaciarzem może zostać każdy, komu pasuje taki styl pracy, kto lubi miłą atmosferę i chce ją tworzyć. Zapraszamy wszystkich, którzy chcieliby, żeby to miejsce żyło. Niezależnie od tego, czy macie ochotę posiedzieć po jednej, czy po drugiej stronie baru. Rozmawiał: Michał Ruczyński fot. redakcja 5

STUDENT Z dalekiego kraju na studia. Opowieść o pewnej studentce Daria Głowacka przyjechała do Lublina z Uzbekistanu. Pokonała drogę, której przebycie w zależności od środka transportu może trwać od kilkunastu godzin (samolot) do kilku dni (samochód). Jest absolwentką koledżu z uprawnieniami pielęgniarki. Wyjechała z upalnego Taszkientu, by wskoczyć w sam środek polskiej jesieni. Do domu wróci dopiero po zakończeniu roku akademickiego. O możliwości studiowania w Polsce Daria dowiedziała się od koleżanki, studentki III roku INOR-u na KUL-u, która opowiedziała jej o Fundacji Jana Pawła II i programie stypendialnym w naszym kraju. Daria przygotowała odpowiednie dokumenty, przez półtora rok uczyła się języka i pilnowała poziomu ocen. Udało się. Komisja przyznała jej stypendium, które umożliwia mieszkanie i wyżywienie w Lublinie. Istnieje kilka zasad, których musi teraz przestrzegać m.in. mieć odpowiednią średnią - 3,8 na I roku i 4,0 w kolejnych latach, oraz brać udział w spotkaniach organizowanych przez Fundację. Nie może też opuścić Lublina na dłużej niż tydzień bez zgody dyrekcji Domu Fundacji. Podróż do Lublina była wyzwaniem- najpierw droga do Kijowa, potem do Lwowa, stamtąd do przejścia granicznego w Przemyślu, a następnie studenckim środkiem transportu, czyli busem, aż do samego celu. Musiała spakować rzeczy na cały rok, resztę zamierza kupić na miejscu. Opowiada mi o domu, centrum stolicy, w którym mieszka z mamą (z wykształcenia biologiem). Mieście, choć ponad dwumilionowym, to pełnym spokoju, zupełnie innym niż gwarny Lublin. Bowiem Lublin, to miasto ludzi młodych, którzy się śmieją, lubią imprezy, ale pamiętają także o lokalnych tradycjach. O dojazdach na Majdanek, które jej nie przeszkadzają, bo w Taszkiencie takie odległości pokonywała codziennie. O polskim klimacie, który jest dla niej chłodny w porównaniu z uzbeckimi upałami sięgającymi 40-50 stopni. Wspomina, że nawet podczas letniego kursu języka polskiego ubierała długie bluzki z długim rękawem. Daria ma polskie korzenie, ale nie posiada prawa do dokumentów. W tym miesiącu otrzyma Kartę Polaka wydawaną na dziesięć lat. Aby ją dostać, musiała stawić czoło rzeszy urzędników pytających m.in. co czytała po polsku, od kiedy uczyła się języka. Konieczne było też przetłumaczenie różnych papierów na polski, oraz podróże między konsulatami. Daria nie ma matury, bo w Uzbekistanie szkołę (dziewięć klas) kończy się z dyplomem. Potem przychodzi czas na trzyletni koledż, medyczny w jej wypadku, którego ukończenie pozwala na pracę w zawodzie lub dalsze studia. Uzbekistan kojarzy jej się z ciepłem, pięknem, wyjątkową atmosferą spokoju. Najlepsze wspomnienia z domu są związane z koledżem, gdzie miała bardzo dużo koleżanek, z którymi lubiła spędzać czas. Chodziły razem do: kawiarni, parku, jeździły na wycieczki w góry i nad jeziora. Oprócz tego chętnie spacerowała ze swoją suczką Chantall, czytała książki i oglądała filmy. Bardzo ważna jest dla nie rodzina. Chciałaby założyć własną i mieć dużo dzieci. W Polsce zadziwił ją pozytywnie porządek na ulicach i ład w sprawach fot. redakcja organizacyjnych. Studenci przyjęli ją dobrze i są bardzo ciekawi jak to jest mieszkać w kraju oddalonym 5 tys. km od Lublina. Sądzi, że uczelnia mogłaby trochę bardziej pomóc obcokrajowcom, może przez utworzenie specjalnego biura. Mimo tego nie narzeka, ma wszystko, czego potrzebuje. Znajomi i przyjaciele często dzwonią, smsują i rozmawiają przez Skype a. Daria poznała już kilka osób ze swojego roku i ludzi z Fundacji. Niezbyt lubi imprezy, idzie na te, które są obowiązkowe. Tęskni, ale stara się żyć każdym kolejnym dniem i nie martwić się zbytnio o przyszłość. Natalia Słupek 6

STUDENT Konto dla studenta Rozpoczęcie studiów to dobry moment na otworzenie konta bankowego. Produkt ten ułatwi nam zarządzanie finansami, a także pomoże wyrobić w sobie pożyteczny i niezwykle modny dobie kryzysu nawyk oszczędzania. Każdy szanujący się bank posiada w swej ofercie konto dla żaka. Wbrew pozorom brać studencka jest dla tych instytucji niezwykle pożądanym i perspektywicznym klientem. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że po zakończeniu studiów w dalszym ciągu będziemy korzystać z usług danego banku, jako dobrze zarabiający profesjonaliści. Jak wybrać idealnie skrojone dla siebie konto? Warto przed podjęciem tej decyzji przeanalizować następujące kwestie: Konto studenckie czy uniwersalne? Czy pobierana jest opłata za założenie konta? Czy pobierana jest opłata za prowadzenie konta internetowego? Czy pobierana jest opłata za wydanie karty bankomatowej bądź jej duplikatu? Czy pobierane są opłaty za przelewy? Jaka jest opłata za wybieranie pieniędzy w bankomacie innego banku? Czy są dodatkowe opłaty za miesięczną obsługę karty, jeśli przykładowo nie wydamy określonej kwoty pieniędzy? Czy system zabezpieczeń transakcji internetowych jest dla nas satysfakcjonujący? Ważnym aspektem jest dostępność bankomatów. Cóż z tego, że nasze wybrane konto będzie wolne Bank Konto Opłata za prowadzenie konta od opłat, jeśli każde podjęcie pieniędzy będzie równoznaczne z wędrówką na drugi koniec miasta. Warto też się zastanowić jak będziemy z konta korzystać. Okazać się może, że jeśli często dokonujemy przelewów przez Internet, lepszym wyborem będzie konto droższe, ale wolne od opłat za tę operację. Reasumując, jeśli już zdecydujemy się na założenie konta bankowego, niech będzie to wybór świadomy. Przeanalizujmy wszelkie oferty i wybierzmy produkt, który będzie dla nas narzędziem pożytecznym i wygodnym, a nie dodatkowym obciążeniem studenckiej kieszeni. Poniżej zamieszczamy małą ściągę, która pomoże szybko przeanalizować wybrane oferty. Opłata za kartę do rachunku Przelew zewnętrzny przez internet Wypłata gotówki z obcego bankomatu BGŻ Plan Student 0 zł do 2 zł m-c 0 zł 2,5% (min. 5 zł) BPH Sezam <26 0 zł do 5,5 zł m-c 0 zł 6 zł BankPekao SA Eurokonto Intro 0 zł do 1,98 zł m-c 0,5 zł 2,5% (min. 5 zł) BZ WBK Konto <30 0 zł do 3 zł m-c 0,5 zł 5 zł (1zł Millenium) ING Bank Śląski Konto z Lwem 2 zł do 3 zł m-c 0 zł 3% (min. 5 zł) Student Kredyt Bank Ekstrakonto 2 zł do 2 zł m-c 0,4 zł 2% (min. 4zł) Student LUKAS Bank E-KONTO 0 zł do 1 zł m-c 0 zł 1,5% (min. 2 zł) dla studentów Multibank MultiKonto jestem 0 zł do 1 zł m-c 0 zł 5 zł PKO BP źródło: www.bankier.pl Superkonto Student fot. redakcja 3,5 zł 20 zł rocznie 0,5 zł 5,5 zł (pierwsze trzy wypłaty w m-cu 0 zł) Rafał Górka 7

8 TEMAT NUMERU Studenci w koszarach, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują W połowie sierpnia na oficjalnej stronie internetowej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II pojawiła się informacja, która spowodowała ogólne poruszenie wśród naszej społeczności studenckiej. Decyzją władz uczelni 4 kierunki: Dziennikarstwo, Kulturoznawstwo, Pedagogika i Politologia od roku akademickiego 2009/2010 zostały przeniesione do dwóch nowych gmachów KUL-u, znajdujących się na terenie byłej jednostki wojskowej przy ul. Droga Męczenników Majdanka. Dodatkowo nota informacyjna zawierała cenną radę dla studentów, aby szukali stancji możliwie jak najbliżej nowych budynków, co jeszcze bardziej ich zirytowało. Bowiem wielu z nich jeszcze przed wakacjami znalazło swoje stancje w obrębie miasteczka akademickiego. Od ukazania się tej wiadomości, mimo wakacji, ożywiły się wszystkie studenckie fora internetowe, rozpoczęło się masowe pisanie petycji i zgłaszanie stanowczych sprzeciwów. Studenci swoimi przenosinami na Majdanek zainteresowali nawet lokalne media. Jednak władze uczelnie nieustępliwie broniły swojej decyzji. Była ona nieodwołalna. Wizja obdartych murów, zgrzybiałych ścian i strasznych warunków sanitarnych nie napawała optymizmem, budziła bardziej lęk i przerażenie. A że nadzieja umiera ostania, więc studenci wierzyli, że swoją edukacje rozpoczną w gmachu przy Alejach Racławickich. Nic bardziej mylnego. 1 października 2009 studenci dziennikarstwa, kulturoznawstwa, pedagogiki i politologii spotkali się w nowych budynkach dydaktycznych KUL-u na Majdanku. My jako studenci, których także przeniesiono na Majdanek kroczyliśmy do nowego gmachu pełni obaw. Na forach internetowych wyczytaliśmy, że wejście jest podobno przez dach, a tu miłe zaskoczenie były drzwi i nawet klamki. Strop nie walił się na głowę, a w łazienkach znajdowały się wszystkie urządzenia sanitarne. Woda leciała z kranów, a nie przez przeciekający dach. W tłum studentów z gracją wkomponowywali się panowie w budowlanych uniformach, którzy jak wynika z naszych informacji, dniem i nocą pracowali na warunki, które zastaliśmy. Z dnia na dzień zapach kleju i farby wietrzał a w salach przybywało krzeseł. Wśród studentów pierwszego roku pojawiało się coraz więcej pozytywnych opinii o nowej bazie dydaktycznej; Majdanek jest dla nas szansą rozwoju i zarówno wyzwaniem do stworzenia atmosfery studenckiej w tym nowym miejscu, powiedziała studentka pedagogiki. Całkiem odmienne opinie słychać było z ust starszych roczników, które zgodnie przyznawały, że przenosiny nie były najlepszym pomysłem.: Najgorsza jest ta odległość od centrum i cywilizacji, dodatkowo nie czuje się tu takiej studenckiej atmosfery. Korytarze przypominają bardziej podstawówkę niż uniwersytet, skomentował student II roku pedagogiki. Może zatem bardziej doświadczeni żacy powinni brać przykład ze swoich młodszych kolegów pierwszaków, którzy bardziej optymistycznie patrzą w przyszłość i chcą na Majdanku zaszczepić studenckiego ducha. O skomentowanie przyczyny przenosin na Majdanek i nakreślenie wizji jego rozwoju poprosiliśmy dziekana Wydziału Nauk Społecznych prof. dr. hab. Andrzeja Sękowskiego, który udzielił naszej gazecie wywiadu. Postanowiliśmy wysłuchać także opinii pani prof. dr hab. Aliny Rynio - dyrektor Instytutu Pedagogiki oraz pana prof. dr hab. Karola Klauzy - dyrektora Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej, którzy wraz ze swoimi instytutami trafili na Majdanek. fot. K. Furmanek, AF TERRA

Czym była podyktowana decyzja przeniesienia studentów na teren campusu na Majdanku? Jak wiecie uniwersytet bardzo się rozrasta, jest o wiele większy niż kilkanaście lat temu, nie mówiąc już o tym, co było kilkadziesiąt lat wstecz. Wówczas był tylko Gmach Główny, potem Collegium Jana Pawła II, a następnie budynki na Poczekajce. Uniwersytet liczy 20 tys. studentów, plus studia podyplomowe i zaoczne. Teraz uczelnie muszą walczyć o studentów, ale z drugiej strony, są kierunki które mimo niżu demograficznego cieszą się dużym zainteresowaniem. Dlatego też przy gmachach na Alejach Racławickich, wszyscy się po prostu nie mieszczą. Dotyczy to w szczególności Wydziału Nauk Społecznych, który jest bardzo duży, ze względu na: popularność oferowanych kierunków, poziom kształcenia i renomę. Sami zresztą widzicie, że na Majdanku otrzymaliście pomieszczenia dla redakcji pisma czy kół naukowych, co byłoby niemożliwe w budynkach centralnych uczelni. Można by wprowadzać doraźne rozwiązania, ale woleliśmy spojrzeć perspektywicznie. Od dłuższego czasu istniała taka potrzeba zmiany- zapewnienia lepszych warunków pracy i rozwoju. Osobiście zabiegałem o to od dawna, kierując prośby do władz uczelni. W grudniu zeszłego roku, rozmawiając z Wielkim Kanclerzem KUL JE abp. Józefem Życińskim, rektorem ks. prof. dr hab. Stanisławem Wilkiem oraz prorektorem ks. prof. dr hab. Stanisławem Ziębą, podkreślałem, że mamy bardzo trudne warunki. To były moje zdecydowane apele i udało się je zrealizować, za co w tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować wyżej wymienionym osobom. Nowe pomieszczenia i budynki stwarzają możliwości do pracy zarówno dla studentów, jak i pracowników naukowych, co pozwala na tworzenie szerokiej gamy projektów naukowych. Podsumowując, była to szybka decyzja, wymagająca od władz wiele odwagi i jak każda odważna decyzja, wiąże się z ryzykiem i oporem. Jakimi kryteriami kierowano się przy wyborze kierunków kwalifikujących się do przeniesienia na Majdanek? Głównym kryterium było to, że instytuty są nowe, wydzielone z innych instytutów i nie posiadają swojej bazy lokalowej, dlatego pomyśleliśmy o nich w pierwszej kolejności. Należało dać im szansę roz- TEMAT NUMERU Wywiad z dziekanem WNS prof. dr. hab. Andrzejem Sękowskim woju, który w początkowej fazie przebiega bardzo dynamicznie. Jeśli istnieje okazja, żeby je w tym momencie wzmocnić, to trzeba to wykorzystać. Pedagogika ma bardzo długą tradycję, ale ze względu na duże zainteresowanie i potrzeby lokalowe zdecydowano, że ten źródło: www.kul.pl instytut także się tam przeniesie. Choć były dylematy: jak nie teraz, to kiedy?. Czy potem będzie ku temu okazja?, bo taka decyzja wiąże się z ryzykiem, podjął je Instytut Pedagogiki i myślę, że słusznie. Jakie były pierwsze reakcje nie tylko studentów, ale przede wszystkim dyrektorów instytutów i kadry profesorskiej na wiadomość o przenosinach? Pierwsze odczucia, na ogół na bazie emocjonalnej, były ambiwalentne. Konieczność przeprowadzenia wiązała się z uzyskaniem nowych pomieszczeń, których tu nie było. Dla nowych instytutów było to czymś naturalnym, jedyną szansą do dalszego rozwoju, i to wspaniałą szansą. Dyrektorzy mieli trudne zadanie, żeby przekonać swoich współpracowników o słuszności przenosin. Wszyscy mieli obawy. Od sierpnia były czynione remonty, nie wszyscy wierzyli, że w tak krótkim czasie uda się stworzyć dogodne warunki do pracy i nauki. Po dwóch miesiącach od rozpoczęcia prac, budynki były nie do poznania. Istniały obawy także co do odległości od centrum, ale okazało się że nie jest to wcale tak daleko. Nie tylko w naszym mieście, ale także w: Warszawie, Krakowie, większości państw europejskich i Ameryce, jest to naturalna tendencja do tworzenia campusów na obrzeżach miasta, z dala od centrum, gdzie już nie ma miejsca i jest ciasno. Stąd powstała idea stworzenia nowoczesnego i przestrzennego campusu. Jaka jest wizja rozwoju na najbliższy rok? Prosimy o konkrety, ponieważ przed studentami roztaczane były świetlane wizje, a z naszych doświadczeń wynika, że wciąż w wielu salach brakuje krzeseł i ławek. Nie mogliśmy się nawet spotkać z panem dziekanem w jego gabinecie na 9

Majdanku, ponieważ i tam nie ma dogodnych warunków. TEMAT NUMERU Struktura silnego wydziału jest ważna, potrzebna i ma również znaczenie dla wizerunku całej uczelni. To bardzo ważne i konkretne pytanie. W rozmowach z rektorami uczelni, te sprawy są poruszane. Istnieje obietnica bazy w postaci mebli, sprzętu komputerowego, umiejscowienia się w sieci ogólnouniwersyteckiej i kwestie te są cały czas stopniowo uzupełniane. Ciągle monitujemy osoby za to odpowiedzialne. Nie mogę na chwilę obecną podać konkretnego terminu, natomiast mamy obietnice, że te najbardziej palące problemy zostaną jak najszybciej rozwiązane. Dlatego jeżeli teraz cierpliwie poczekamy, dostaniemy nowoczesny sprzęt. Póki co nie ma także przyłącza sieciowego, dlatego nie można jeszcze przenieść dziekanatów, by swobodnie obsługiwać studentów. Dobrze, że studenci mają konkretne sugestie, choć ten początek jest trudny i nie wszystkie mogą być od razu spełnione. Zdaję sobie sprawę z tych braków, dlatego codziennie staram się inicjować działania prowadzące do zmiany na lepsze. Zawsze jest cena, którą trzeba zapłacić, jeśli chcemy żeby w przyszłości było lepiej. Początki bywają trudne. Jakich rad mógłby pan profesor udzielić tym, którzy tworzą KUL na Majdanku? Czy przeniesienie kierunków na Majdanek nie jest odizolowaniem studentów od uczelni? Czy studiując na Majdanku, nie zapomnimy o uczelni, a uczelnia o nas? Na pewno nie. Jesteście tak samo ważni jak studenci innych kierunków. Każdy student może korzystać ze wszystkich udogodnień jakie są w centrum i nie ma mowy o tym, aby traktować to w kategoriach instytutów lepszych i gorszych. Nie ma o tym mowy. Wręcz mówi się o was znacznie więcej niż o studentach studiujących w centrum. Wspomina się głównie o waszych problemach, mimo że problemy są wszędzie. Cała prawie uwaga jest kierowana na was i na waszą sytuacje, jest to przykład, że się o tym myśli. Będziemy starali się, abyście nie odczuli odizolowania. fot. redakcja Czy inne kierunki trafią na teren campusu na Majdanku? Nie ma w tym momencie podjętych decyzji, dlatego nie chcę mówić teraz o kolejnych rozwiązaniach. Wydział z prawdziwego zdarzenia to taki, który ma prawa doktoryzowania i habilitowania. Nasz wydział posiada prawo habilitowania na kierunkach psychologia i socjologia, zaś doktoryzowania z psychologii, socjologii i pedagogiki. Liczymy, że w przyszłości także inne instytuty będą miały takie możliwości. 10 Ważne jest to, aby patrząc i oceniając być otwartym na zmiany. Młodzi ludzie są odważni. Myślę, że szybko sobie z tym poradzicie, przetrzecie szlaki. Lubicie zmiany i będzie to dla Was nowa przygoda. Ważne, żebyście współpracowali z instytutami będącymi na Majdanku i wspólnie stworzyli tam dobrą atmosferę. Także abyście ciągle utrzymywali kontakt z samorządem studentów i organizacjami studenckimi. Pamiętajcie, że jesteście częścią uczelni, bardzo ważną częścią. Zgłaszajcie swoje potrzeby. Potraktujcie tą sytuację jako wyzwanie i angażujcie się w życie uniwersytetu. Moim zdaniem zmiany, które zachodzą na terenie campusu są naprawdę szybkie i obserwuję to z ogromnym zainteresowaniem. Jestem pełen uznania dla pracujących tam ekip, że tak szybko udało się stworzyć coś nowego.

TEMAT NUMERU Rozmowa z panią prof. dr hab. Aliną Rynio dyrektorem Instytutu Pedagogiki KUL Jak ocenia pani przeprowadzkę swojego instytutu na Majdanek? Tym bardziej, że jest pani dyrektorem instytutu, który ma bardzo bogatą tradycje funkcjonowania w budynkach przy Alejach Racławickich. wróciłam z krótkiego urlopu najpierw pojechałam zobaczyć budynki dawnych koszar na Majdanku. To jest niezwykłe, bo ciągle dokonuje się w moim życiu coś takiego co mnie zaskakuje. Rok temu zostałam dyrektorem instytutu. Cały miniony rok dyrektorstwa zmagałam się z kwadraturą koła, z trudnościami w pełnieniu tej funkcji bez gabinetu, bo w moim gabinecie notoryczne odbywały się zajęcia. Moje funkcjonowanie przy Alejach Racławickich było delikatnie mówiąc niekomfortowe. Przyjmowałam studentów czasem na korytarzu, a czasem w biurze Solidarności ponieważ jestem szefem Związku Zawodowego Solidarność. Stale upominałam się o przestrzeń dydaktyczną dla mojego kierunku, moich studentów, moich pracowników. Mieliśmy tak naprawdę do dyspozycji jedną salę wykładową (i to w dodatku nie naszą) i trzy sale ćwiczeniowe. Proces boloński wymusił na nas podział studiów na 3+2 co zaowocowało licznymi specjalizacjami. Kiedy w minionym roku układałam program, widząc ilość specjalności, grup i seminariów, zastanawiałam się jak to będzie możliwe do zrealizowania w Collegium Jana Pawła II i nie widziałam szans. Przyznam, że wielokrotnie rozmawiałam z władzami uczelni, co z tym zrobić. Wiedziałam, że nie jestem w stanie wdrożyć procesu bolońskiego, jeżeli nie dostanę przestrzeni dydaktycznej. Mówiono mi, że w budynku na Al. Racławickich nie dostanę ani jednego pomieszczenia więcej. Przyznam, że decyzja o Majdanku najpierw mnie przerażała, napawała lękiem tak jak każdego, bo Majdanek ma w mojej świadomości bardzo pejoratywne znaczenie. Kojarzył się z jednym z największych cmentarzy w Lublinie i tym, że jest to ziemia męczenników, i z takim uprzedzeniem czy mogą na tych polach, na tej ziemi męczenników wyrosnąć owoce i czy cokolwiek może się tu urodzić dobrego? Dla mnie najtrudniejsze było to kiedy sondowano mnie czy jestem w stanie przejść na Majdanek z instytutem. Przed wakacjami pytałam moich pracowników i wiedziałam że ich zdanie jest na nie. Zapytani o to czy przechodzimy, radzili mi aby bronić się maksymalnie dopóki jest to możliwe. Był to trudna decyzja. Powiem szczerze, kiedy prorektor ks. prof. dr. hab. Stanisław Zięba pierwszy raz zapytał mnie czy pójdziemy na Majdanek, to ja odpowiedziałam bardzo obcesowo: czym pedagogika zasłużyła sobie na ten los?. Dziś wstydzę się tej spontanicznej wypowiedzi i myślę, że powinnam przeprosić księdza prorektora. Ciężar całej decyzji o przejściu na Majdanek spadł na moją głowę. W wakacyjnych dniach sierpnia, gdy Jakie były pierwsze wrażenia? Przyznam szczerze mieszane. Przy- źródło: www.kul.pl witali mnie strażnicy, dwa psy, przez okna parterowe widać było że to wszystko wymaga dużego nakładu sił. Nie wierzyłam, że od października może rozpocząć się tu proces dydaktyczny. Dodać należy, że jako instytut w tym roku akademickim obsługujemy 1452 studentów (tylu mamy wszystkich studentów na 14 trybach studiów), dla których potrzebujemy specjalnych warunków, laboratoriów, sprzętu i naprawdę mamy wolę rozwijać się i mamy taki zespół, który wierzy w niemożliwe. Moim pragnieniem jest żeby pedagogika była kierunkiem wiodącym na KUL-u, stąd Majdanek wyszedł naprzeciw moim oczekiwaniom, ażeby instytut mógł wzrastać i się rozwijać. W żaden sposób nie satysfakcjonowała mnie przestrzeń na Al. Racławickich. Z całym szacunkiem dla głównego gmachu, tych marmurów, wind i bliskości wszystkiego. Osobiście nie traktuję przejścia na Majdanek jako kary za grzechy. Dla mnie jest to szansa i wyzwanie. Moim pragnieniem jest nadanie nowego doświadczenia słowu Majdanek. Pedagogika chce tu być, mamy wiele do nadrobienia, musimy szanować przeszłość, tkwić w teraźniejszości, ale być wychylonym ku przyszłości. Jakie szanse daje Majdanek pedagogice i jakie są najbliższe plany? Pytani przez nas studenci narzekają w dalszym ciągu na warunki i brak pełnego wyposażenia sal dydaktycznych. Jest to czas przejściowy. To jest jak z remontem domu, ktoś kto już przeżył takie doświadczenie wie, co to znaczy i wie, że ten okres przejściowy jest trudny, tak samo tu trzeba ponieść pewna ofiarę przenosin. Jesteśmy na Majdanku od niedawna, jak przyszliśmy nie było wody, nie było światła, często tu bywałam kiedy trwał remont, więc wiem jak wielki wysiłek włożyli ludzie, którzy pracowali tu dniem i nocą. Teraz jesteśmy im winni szacunek, a narzekanie jest temu przeciwne. Proszę wszystkich, dajmy sobie czas wszak chcielibyśmy, aby studiowanie pedagogiki było atrakcyjne. Przestrzeń dydaktyczna jest wreszcie adekwatna w stosunku do liczby studentów. Chcemy postawić na jakość tego co robimy w tej chwili, dlatego też także 11

tą drogą dziękuje władzom za pomoc i zrozumienie. Prosiłbym jeszcze o skomentowanie sondy, którą przeprowadziliśmy wśród studentów pedagogiki. Poprosiliśmy o ocenę przenosin na Majdanek studentów pedagogiki z I roku, a także starszych roczników. Wyniki pokazują, że pierwszaki są na ogół zadowolone, narzekają jedynie, że nie czują w pełni klimatu uniwersyteckiego z kolei starsze roczniki niemal w 100% wyrażają negatywne opinie o Majdanku. Rozumiem starszych studentów. Znam ten resentyment. Nam, pracownikom też trudno jest rozstać się z budynkami przy Alejach Racławickich. Jednakże wszystko to kwestia zorganizowania i czasu. Trzeba uruchomić swoją kreatywność. Rozumiem też niezadowolenie dziewcząt, które dominują na pedagogice. Muszą znaleźć przecież swoje drugie połówki i jest 12 TEMAT NUMERU to jakoś przedmiotem ich niepokoju i pytań w stylu: Pani dyrektor, to gdzie ja mam znaleźć swoja sympatię, na przystanku czy w trolejbusie?. To są takie trudne pytania, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie robić imprezy integracyjne. Rozumiem też resentyment pracowników, szanuje ich uczucia takimi jakie one są, ale myślę że pozostając tylko na płaszczenie uczuć i resentymentów nie idzie się do przodu. Nie można tkwić w przeszłości, trzeba być tu i teraz. Najważniejsze abyśmy nie zgubili naszych wielkich pragnień i oczekiwań, warto być człowiekiem, który ma swoje marzenia i pragnienia. Przejście jest związane z pewną ofiarą i wyrzeczeniem, ale jeśli się zna cel to warto jest je podjąć. Darzę wielkim szacunkiem władze uczelni za śmiałe i odważne decyzje. To nie jest tak, jak mniemają niektórzy, że ja szukałam Majdanka, to Majdanek mnie znalazł. Na mnie i na nas czekał, był tu od zawsze. Stąd jest to ziemia do zagospodarowania i wyzwanie do podjęcia. Opinia dyrektora Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej prof. dr. hab. Karola Klauzy Powołanie Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na WNS KUL wyznaczyło szczególny etap rozwoju uczelni ze społeczeństwem. Instytut ten stanowi wspólnotę wykładowców i uczących się. Dla praktycznego kształcenia studentów w ramach różnych specjalizacji, niezbędne jest uzyskanie pomieszczeń do stworzenia bazy naukowo dydaktycznej, w tym też audiowizualnych, podnoszących jakość kształcenia. Niebagatelne znaczenia dla rozwoju instytutu ma jego lokalizacja na Majdanku. Traktujemy ją jako praktyczną realizacje wskazań, które zostawił Jan Paweł II podczas swoje wizyty na terenie byłego obozu w 1991 r. Przemawiając wówczas powiedział, że: w tym miejscu gdzie człowiek człowiekowi był wilkiem, trzeba by istniała formacja człowieka do ideału, czyli dokładnie takiego samego ideału, który czyni z człowieka człowiekowi przyjaciela, brata, czyli dokładnie takiego samego ideału, który wypływa z Ewangelii. I fakt, że KUL znalazł się w pobliżu tego szczególnego miejsca, z którego popłynęły imperatywy Jana Pawła II, odczytujemy zwłaszcza dla dziennikarzy jako wyzwanie i zachętę do budowania przyjacielskich, braterskich relacji. Musimy działać na rzecz poznania wspólnoty naszego Instytutu, następnie wspólnoty całej uczelni, potem dialogu z miejscową ludnością, zlokalizowaną tutaj infrastrukturą miasta, a w przyszłości także całym środowiskiem, które dostrzegając nasze zaangażowanie będzie chciało korzystać z tego fenomenu majdanowskiego dziennikarstwa KUL. Już dziś wydaję mi się, że studenci dostrzegają pewną perspektywę rozwoju. Może nawet większą niż w budynkach centralnych uniwersytetu, ponieważ uzyskano tutaj pomieszczenia do realizacji indywidualnych oczekiwań. Tu także istnieje zaplecze do źródło: album prywatny rozwoju drugiego poziomu kształcenia studiów magisterskich. Które mamy nadzieję, uda nam się uruchomić w najbliższej przyszłości, za zgodą ministerstwa. Najbliższe miesiące będą oznaczały przygotowania do Międzynarodowego Kongresu Informacji Globalnej, który będziemy realizowali wspólnie z placówkami dydaktycznymi dziennikarstwa w Krakowie, USA i innymi środowiskami, które zgłosiły akces do tej inicjatywy. Mam także nadzieję ze koło naukowe studentów w tym roku akademickim pod nowy zarządem będzie miało program przewidujący organizację zamkniętych konferencji naukowych na wybrane tematy. Spodziewamy się także, że zwiększy się ilość publikacji pracowników instytutu a także samych studentów z zakresu medioznastwa. Liczę również iż kreatywność I i II roku zaowocuje w tym roku akademickim nowymi inicjatywami, które będą służyły dobru uniwersytetu, Majdanka, miasta Lublina, a także środowisku dziennikarzy polskich. Edyta Kowalczyk i Michał Ruczyński

KULTURA Bo przecież zawsze chodzi o koniec Studencka premiera Boga w Teatrze im. J. Osterwy źródło: www.google.pl O czym opowiada fabuła spektaklu Bóg? Zdecydowanie jest czymś więcej niż tylko półtoragodzinną obserwacją nudnych lub śmiesznych wydarzeń. To gra pozorów, przenikanie światów zarówno scenicznego, który oddaje naszą rzeczywistość, jak również i innych jej wariantów czasoprzestrzennych (Polski i starożytnej Grecji). To śmiech podszyty absurdem a także tekst, który zawiera wielkie pytanie skierowane w stronę każdego uczestnika wydarzeń scenicznych - jak zachowywalibyśmy się, gdybyśmy mieli świadomość, bycia jedynie marionetkami losu i przypadku? Kto uznałby, że przedstawienie musi trwać i grałby dalej, a kto sprzeciwiłby się przypisywanej mu roli? Czy walczylibyśmy ze schematami postrzegania nas jako ludzi? Osią spektaklu są zmagania pisarza Schizokratesa ze sztuką, której nie może ukończyć, a ma na to bardzo mało czasu, bowiem chce wziąć udział w konkursie dramaturgicznym w Atenach. Od początku spektaklu wyraźnie podkreśla się funkcję, pojawiających się na scenie bohaterów, którzy kreowani są przez lubelskich aktorów, mających duże problemy z dyscypliną sceniczną i ogarnięciem przestrzeni. Potem dowiadujemy się, że wystawiana zostanie sztuka Niewolnik, grana przez Greków w starożytności, którzy wiedzą jednak, że są Teresami, Krzysiami, Łukaszami, czy Wojtkami z Teatru Osterwy. Dzięki temu zabiegowi mamy do czynienia z prawdziwym pudełkiem niespodzianką, sztuką w sztuce. Jednocześnie intryguje on i wprowadza spore zamieszanie wśród widzów, ale też i aktorów, którzy przygotowując spektakl, niejednokrotnie nie wiedzieli, w jakiej rzeczywistości w danym momencie się znajdują. Do początkowo dwóch głównych bohaterówaktorów i ich suflerki, dziewczyny od wszystkiego Karoli, dołączają kolejni aktorzy i wprowadzają nowe wątki do jednej z rzeczywistości. Lorenzo Miller (Artur Kocięcki) twierdzi na przykład, że wszystko co dzieje się na scenie wraz z publicznością jest zmyślone. Gest i słowo każdego człowieka zostały wcześniej wymyślone i przewidziane w umyśle geniusza. Skoro wszystko jest fikcją, dlaczego nie możemy zachowywać się wbrew sensowi, logice naszego charakteru, tak jak próbował to Kretynik (Wojciech Dobrowolski)? Tchórz, chciał grać bohatera, na co nie zgadzał się jego kolega i szef Schizokrates, dowodząc, że w sztuce postaci muszą działać zgodnie z tym kim są. Kretynik buntuje się przeciwko takiemu traktowaniu, jednak zostaje zmuszony do zagrania w dziele, które wreszcie zostaje ukończone. Opowiada ono o niewolniku wysłanym przez pana do króla z poleceniem przekazania ważnej wiadomości. Droga jest długa i niebezpieczna, na końcu czekać może zarówno wiktoria, jak i śmierć. Król otrzymuje wiadomość, tylko jedno słowo Tak. Kretynik dowiaduje się, że pytaniem do niego skierowanym była fraza Czy istnieje Bóg?, sądzi więc, że przyniósł dobrą nowinę i oczekuje nagrody. Myli się jednak, bowiem dla władcy nie ma gorszej prawdy niż ta, że za swoje niecne czyny poniesie surowe konsekwencje. Każe zabić przerażonego Kretynika, który w przypływie paniki zwraca się do Idiotosa-Boga, błagając o łaskę. Bóg pojawia się, jednak umiera jako postać i jako aktor grający Boga. Mimo to Kretynik triumfuje, zabijając wszystkich, którzy nakłonili go do wyprawy, ginie: antyczny chór, król, a nawet hebrajską niewolnica, którą kochał i która chciała mieć pożytek z tej miłości. Pragnęła wolności, która miała być jej zwrócona w zamian za powodzenie misji. Kempinsky jest odpowiedzialny nie tylko za adaptację tekstu, lecz i jego oprawę wizualną. Pozwala aktorom na dodawanie własnych elementów, które przyczyniają się do powstawania kontrolowanych improwizacji - najbardziej wymagających popisów sztuki scenicznej. Odbierane jako bardzo naturalne, są w rzeczywistości wyćwiczone i weryfikowane przez 13

publiczność. Parafrazując słowa reżysera, nadaje się wszystko, co pasuje do konwencji Allena, niebędące publicystyką ani kabaretem, z zachowaniem sensu i niuansów tekstu. Zmiany, które mogą być powodowane reakcją publiczności lub jej brakiem ( na jednym przedstawieniu śmieją się tu, a na innym nie W. Dobrowolski), sprawiają, że ten sam spektakl za każdym razem ma większe lub mniejsze zaskakujące elementy. Stwarza to sytuację, w której każdy aktor pamięta jak rozwija się dana scena i gdzie są jej nieprzekraczalne ramy, a jednocześnie idzie inną niż uprzednio drogą, prowadzącą jednak zawsze do tego samego celu. Publiczność obserwuje aktorów, którzy pod wpływem płynącego ze sceny wezwania nagle wstają ze swoich miejsc. Niespodziewanie okazuje się, że siedzisz obok pisarza Lorenzo Millera, która uparcie twierdzi, że cała ta fikcja to jego autorstwo, Doroty Lewińskiej, instruktorki fitness alias aktorki udającej hebrajską niewolnicę z Lubartowa (lub może odwrotnie?) czy kolesia-który-chce-seksu-z-dorotką-ajest-aktorem-łaknącym-akceptacji. Nagle słyszysz, że syna pani, upierającej się, że jest prawdziwa, studiuje zarządzanie na KUL-u. Lub że Lewińska ukończyła Wyższą Szkołę w Rykach A aktorzy tak naprawdę wcale nie chcą grać, woleliby wrócić do domów w Świdniku, Biłgoraju. Za każdym razem, gdy grany jest spektakl, włączane są do niego elementy czytelne w danej kulturze i lokalne nazwy, tak by sztuka pozostała zrozumiałą dla danej widowni, a allenowski duch zachowany. Z tego powodu w Osterwie pojawia się Chochoł z Wesela, który uciekł z własnej sztuki, bo chciał spotkać Boga nie jako takiego, lecz Boga radosnego. Jak twierdzą artyści, z utęsknieniem oczekują wieczoru, gdy widownia weźmie aktywny udział KULTURA w tym co dzieje się na scenie, a oni z przyjemnością zareagują, podejmą rzuconą rękawicę. Wydaje mi się, że doskonale bawią się, gdy z każdym zdaniem wprowadzają większy zamęt w naszych głowach, zdają się wewnętrznie uśmiechać i mówić: uważajcie, myślicie, że wiecie o co chodzi, jakie jest przesłanie, ale to błąd, to nie sztuka z gotową odpowiedzią. Każdy musi odnaleźć ją sam. Woody Allen ma problem z seksualnością, jako mężczyzna będący pod wpływem kobiet, jako artysta żyjący w czasach gdzie seks sprzedaje wszystko, jako człowiek patrzący na świat z dystansem, doświadczeniem swego wieku. Relacje oparte na pożądaniu ciekawią go i drażnią jednocześnie, daje temu wyraz w tym, co tworzy. Różni jego bohaterowie są uwikłani w dramaty związków, zmuszeni do dziwnych wyborów i wykazywania się nieustanną przebiegłością. W Bogu możemy oglądać Dorotę Lewińską, której główne zadanie ogranicza się do wyglądu i prowokacji. Pragnie seksu na scenie z kimkolwiek kto by tego chciał, przyznaje, że nigdy nie miała prawdziwego orgazmu, flirtuje z aktorami, zmusza do działania Kretynika, a wreszcie i tak kieruje się własną wygodą i wybiera to, co przynosi największe korzyści. Jej obecność to jeszcze jedna ciekawa gra, jaką prowadzi autor tekstu z widzem. Jerzy Rogalski jako Schizokrates, zmęczony pisarz niemogący dokończyć dzieła, odrzucający kolejne pomysły, jest postacią jakby zaklętą. Pierwsza i ostatnia scena, w której występuje tylko sama, skarga, na brak dobrego zakończenia stwarzanej przez siebie sztuki. Mimo prób jego wymyślenia, zagranego finału Niewolnika, gdy umiera Bóg, koniec końca jest identyczny z początkiem, życie zatoczyło koło. Świetnie zostało to ujęte w sekwencji zatrzymania i powtórzenia dialogu Kretynika i Schizokratesa, jakby nagranych na taśmę video, zmuszonych do powtarzania po raz kolejny tego samego schematu. Gdy Kretynik mówi kilkakrotnie koniec zawsze jest beznadziejny, brzmi to tak jakbyśmy słyszeli ze sceny samego Allena. Może to wskazówka, żeby bardziej niż o końcu myśleć o możliwościach, jakie mamy do wykorzystania, aby mu zapobiec? Schizokrates jest tym, który porusza kwestie dotyczące Boga, fikcji, tego kim są uczestnicy wydarzeń. Jego głos bywa przekrzykiwany, ignorowany, a on uparcie powraca do problemów. Pragnie konkursowych laurów, bowiem pozwolą mu na pozostanie w pamięci ludzi na wieczność, nawet gdy jego zabraknie. Jak słusznie w moim przekonaniu ujął to Grzegorz Kempinsky:,, czy nie każdy z nas pragnie, aby pozostał po nim jakiś owoc? Nie chcę wierzyć, że jestem wytworem jakiegokolwiek, choćby najbardziej genialnego twórcy. Nie lubię również myśli, że wszechwładna istota wkłada w moje usta gotowe zdania, a do umysłu wszczepia określone idee. Wolę mieć się za człowieka wolnego w podejmowaniu decyzji, który zna ich wagę i ma świadomość możliwych skutków. Wolę przy tym myśleć, że nie jestem w swej wolności samotna, pozbawiona opieki. Cokolwiek się przydarzy, ktoś będzie. Każdemu, kto chciałby zmierzyć się z kwestiami dręczącymi zarówno autora tej historii, jak i zwyczajnych współczesnych ludzi, a jednocześnie doświadczyć wyjątkowej terapii śmiechem polecam Boga w Teatrze Osterwy. Teatr im. J. Osterwy, Bóg reż. i oprac. plastyczne Grzegorz Kempinsky, premiera 5 V, premiera studencka 22 X 2009. Natalia Słupek MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ redakcjacosnowego@gmail.com 14

KULTURA Rozmowa z Grzegorzem Kempinsky reżyserem spektaklu Bóg W. Allena Nie chcę być kimś w stylu piłkarza, którego pytają o politykę, czy aktora który wypowiada się o piłce nożnej. Żyjcie własnym życiem. A jeśli mam coś komuś radzić to tylko tyle: Wyrzućcie telewizory przez okno i chodźcie do teatru. Czym jest dla Pana teatr? Oprócz tego, że jest miejscem pracy? Ostatnio zadałem sobie nawet takie pytanie: Co by było gdyby nie teatr, nie reżyseria? Nie doszedłem do żadnego sensownego wniosku. Teatr w porównaniu z filmem czy telewizją, gdzie też dużo pracowałem, to dla mnie ogromny luksus. Tu próby są próbami, jak sama nazwa wskazuje. Teatr to nie fabryka gwoździ, możesz pójść w złym kierunku i wrócić, a nawet poeksperymentować, można się pomylić, można próbować czegoś, z czego później się nie skorzysta. To całe moje życie tak naprawdę. Tym jest teatr. Wspomniał Pan o doświadczeniach filmowych i telewizyjnych. Dotarłem do informacji, że z pracy przy Czego się boją faceci, czyli seks w mniejszym mieście zwyczajnie Pan zrezygnował. Co było przyczyną? Zrezygnowałem właśnie z tego powodu, że gdybym chciał zostać i robić to co robiłem, za duże pieniądze zresztą, to musiałbym wszczepić sobie silikonowy implant mózgu, krótko mówiąc. Ta praca była pozbawiona treści. Towarzyszyło jej poczucie bezsensu i głupoty, którą robiłem. Bo w telewizji dominuje jedno motto: Im głupiej, tym lepiej. W pewnym momencie nie byłem już w stanie tego dłużej znieść. Tyle, że to nie było tak, że postanowiłem sobie pójść robić do teatru, tylko uznałem, że nie chcę dalej pracować w telewizji. Nie miałem pomysłu na to co będzie później. To co robię teraz dzieje się przypadkiem, ale dlatego, że dałem sobie szansę, bo po czterech odcinkach, zrezygnowałem. Czyli telewizyjne spłaszczenie programowe i dominująca głupota były tutaj bodźcem? fot. redakcja Dokładnie tak, dominuje dziś totalna głupota. Ale jak widać teatr przyjął Pana. Wyróżniono Pana Złotą Maską za reżyserię Boga w Teatrze Zagłębie w Sosnowcu. Do tej pory realizowano tę sztukę w Polsce 15 razy. Pomysł Krystyny Jandy na przykład nie spodobał się krytyce. Jak Pan się ustosunkował do tej nagrody? No tak, ale ja nie będę grubszy z powodu czyjegoś niepowodzenia. Złota Maska jest bardzo miłym wyróżnieniem za najlepszą reżyserię. Tę Maskę otrzymałem już dwukrotnie i to za kilka różnych spektakli. Oczywiście z tego wyróżnienia bardzo się cieszę. To miły skutek uboczny tego co uprawiam, to przyjemne, że jest się docenionym i dostrzeganym. Ale nie można się dać temu zwariować. Tu nie chodzi o nagrody. Najpierw Bóg w Sosnowcu, teraz w Lublinie. Jak doszło do wystawienia spektaklu Allena w Teatrze im. Juliusza Osterwy? Bóg to moja druga realizacja w Lublinie w tym teatrze. Wcześniej zdaje się był to Legoland? Dokładnie. Legoland przetarł szlaki i kolejna propozycje współpracy wyszła od dyrekcji teatru, za co jestem bardzo wdzięczny. Dzięki Legolandowi poznałem tutejszy zespół (z którym wspaniale mi się współpracuje), oni poznali mnie i naprawdę z wielką przyjemnością przyjechałem do Lublina, który jest znakomitym miastem z miłą atmosferą i klimatem. Później była seria rozmów z dyrekcją, ale i rozmów z samym sobą, żeby dobrać odpowiedni tekst do odpowiednich realiów, miejsca, sceny i zespołu. W Lublinie zrobiłem Boga w zupełnie innej adaptacji niż w Sosnowcu. Tam zespół składał się z 10 osób, tutaj poszerzyłem skład do 18, więc jest spora różnica. A oprócz realiów lubelskich i liczniejszej obsady, są jakieś różnice między tymi spektaklami? Przede wszystkim właśnie to, że tamten Bóg odgrywał się w Sosnowcu, a ten w Lublinie. Poza tym 15

dopisałem kilka postaci, których nie było w oryginalnym tekście i szedłem nie za literą Woody ego Allena tylko za jego duchem. Szkielet na pewno jest ten sam, natomiast ciało zupełnie inne. Tu są inni aktorzy, dlatego postaci również są odmienne. Pomysł w obu przypadkach jest ten sam, natomiast lubię pracować wprowadzając improwizację na próbach. Zderzam tekst z aktorami i sytuacje są wymyślane na miejscu. Oczywiście niektóre sceny się powtarzają, ale większość nie. Dlatego lubelskie przedstawienie jest zupełnie nowe. A co właściwie pociągnęło Pana w twórczości Allena? Czy miał Pan okazję pracować nad innym jego tekstem? Przed Bogiem nie. Natomiast tak się składa, że teraz jestem w trakcie realizacji następnego tekstu: Sam zagraj to jeszcze raz. Ten typ humoru, który Allen proponuje, jest mi bardzo bliski. W dodatku przyciąga mnie to żonglowanie rzeczywistościami, czyli: snem, retrospekcją, fabułą. Nie wiadomo co jest grą a co nie? Co jest światem wyimaginowanym, a co realnym? On bardzo lubi balansować na pograniczu rzeczywistości i to mnie najbardziej pociąga w tych tekstach. Nie obawia się Pan, że młody odbiorca, który nie zetknął się jeszcze z humorem Woody ego Allena nie dobrnie do wymowy filozoficznej, przytłoczony absurdem i nonsensem? To się okaże. Nie mam formuły na stworzenie dobrego spektaklu. A jeśli chodzi o przesłanie, to nawet w Bogu pada taka kwestia: Jeśli masz coś do przesłania, wyślij telegram.. Teatr jest dla rozrywki. Oczywiście jest tam przesłanie i Bóg jest doskonałym przykładem tego, że nie wszystko co śmieszne jest głupie. Ale czy wychwycą to młodzi ludzie, studenci? Nie mam pojęcia. Myślę, że jeśli coś podoba się mnie, to przecież może się spodobać innym, bo uważam się 16 KULTURA za przeciętnego odbiorcę żyjącego w tym kraju. A jeśli chodzi o poczucie humoru, to jest go tyle, ile jest ludzi na świecie. Tu nie ma recepty. Wiem, że spektakl nie tylko dostał świetne recenzje, ale bilety na październik zostały już sprzedane i zdaje się, że to samo dzieje się już z biletami na listopad. Skoro frekwencja publiczności idzie w parze ze świetnymi recenzjami, to chyba o to chodzi. Mam nadzieję, że spektakl spodoba się również dzisiejszej widowni, ale gwarancji nie mam. To jest ryzyko jakie podejmujemy, decydując się na jakikolwiek akt twórczy. Przysłuchajmy się zatem głosom dojrzałej widowni. Po obejrzeniu Boga w czerwcu widzowie relacjonowali: Jesteśmy za siebie odpowiedzialni, Allen nie tylko bawi, ale również uczy myślenia. A czy nauczył czegoś Pana? To trudne pytanie. Nie wiem czego się nauczyłem, bo nie traktuję tego w takich kategoriach. Uczę się za każdym razem gdy coś robię i mam nadzieję, że cały czas się rozwijam. Można powiedzieć, że Allen postawił przede mną kilka przeszkód w obliczu których musiałem odejść od tego co już znałem i zebrać się na odwagę, żeby pójść w nieznane. Absolutnie nie traktuję Woody ego Allena jako Słowa Nadrzędnego i Jedynego. Myślę, że mamy poprostu podobne poczucie humoru. Wiem, że nie byłbym w stanie napisać takiej sztuki, ale chyba udało mi się ją wyreżyserować. I to jest chyba tu najważniejsze. A tytułowy Bóg, jaki on jest? Hm, w tym spektaklu to nie wiem czy do końca jest. Nie jest to jasno powiedziane. Czyli kwestię Boga kończy założenie: Jeśli istnieje, to odpowiadamy za swoje grzechy, tak? Cała sztuka to dyskurs z Panem Bogiem. Skoro dyskurs, to chyba jest... No tak, skoro dyskutujemy, to On już jest. Wiem, że tekst powstał w momencie gdy Allen był w bardzo ciężkiej depresji i zrobił to co jest typowe dla niego wszczął kłótnię z Panem Bogiem. Allen powiedział kiedyś: Nie jestem ateistą, tylko konstruktywną opozycją Pana Boga. Jak jest w Pana przypadku? Wiesz, chciałbym być opozycją albo czymkolwiek w stosunku do Pana Boga. Zazdroszczę mu, że ma taką pewność, że On istnieje. O wiele trudniej żyje się, gdy nie ma się takiej pewności. To jaka jest jej wymowa według reżysera? Czy może Pan krótko sformułować sens tej sztuki? Nie jestem moralizatorem. Jeżeli ktoś wychodzi z teatru i jeszcze przez chwilę myśli o danym spektaklu, to ja już jestem zadowolony. Jeżeli chciałbym zmieniać świat to zostałbym jakimś socjopatycznym politykiem. Ja jestem reżyserem i daleko mi do narzucania interpretacji. Widownia doceniła również grę lubelskich aktorów. Może Pan zdradzić co działo się za kulisami? Jak reagowali po zderzeniu się z tekstem i jak poradzili sobie ze swobodą związaną z możliwością improwizacji? Na początku byli kompletnie przerażeni. Improwizacja wymaga ogromnego przygotowania. Poza tym to tylko się tak wydaje, że to co jest śmieszne na spektaklach jest śmieszne na próbach. To na próbach szuka się tematów i kontekstów. I zanim znaleźliśmy wspólny język było dosyć ciężko. Wydaje mi się, że gdy już zatrybiło mieli z tego ogromną radochę i mają

ją do tej pory, grając w Bogu. Czyli nie znudziło im się poczucie humoru Woody ego Allena? Myślę, że nie. Chciałby Pan kogoś wyróżnić? Absolutnie nie. To była praca zespołowa. Wszyscy pracowali znakomicie, zaczynając od Kretynika, a kończąc na Loży Szyderców, którą dopisałem i stanowi pewien epizod w wymowie całej sztuki. Dlatego wyróżnienie owszem, ale dla całego zespołu. A jakim cudem na scenę wtargnął Chochoł? Szymon Sendrowski doprowadza publiczność do obezwładniającego śmiechu tańcem chocholim i w KULTURA każdej prawie opinii wspomina się o tym z fanatycznym wręcz uwielbieniem dla tej postaci. Ale skąd ten pomysł? Chochoł ucieka z Wesela? Dokładnie tak. Pomysł o tym miałem wcześniej. W oryginalnym tekście Boga ta postać to Blanche DuBois ikona dramaturgiczna Stanów Zjednoczonych, jednak uznałem, że może ona być nieczytelna dla polskiego widza dlatego nazwałem go Chochoł, bo to postać którą ludzie znają i kojarzą dość dobrze. Nie ukrywam, że bardzo długo szukaliśmy sposobu na jego przedstawienie. Pamiętam taką próbę, gdzie cały czas nie byłem zadowolony z tego co proponował mi Szymon. I wtedy chyba żartem do kolegi zaciągnął po góralsku. O! To jest to!, krzyknąłem. I od tej pory nasz Chochoł mówił w ten a nie inny sposób. Szymon na tej zasadzie zbudował całą postać co dało naprawdę rewelacyjny efekt. Czy jest coś, co chciałby Pan przekazać studentom? Miłej zabawy. A jakieś rady? Nie chcę być kimś w stylu piłkarza, którego pytają o politykę, czy aktora który wypowiada się o piłce nożnej. Żyjcie własnym życiem! A jeśli mam coś komuś radzić to tylko tyle: Wyrzućcie telewizory przez okno i chodźcie do teatru! Rozmawiał Paweł Zuń Grzegorz Kempinsky- Absolwent PWSFTViT w Łodzi, były wykładowca tej uczelni. Twórca filmów fabularnych ( Rób swoje, ryzyko jest twoje ), spektakli Teatru Telewizji ( Historia o ptaku Cis ), seriali ( Czego się boją facecie, czyli seks w mniejszym mieście ), teledysków (m. inn. dla zespołu Lombard). Współpracuje z TVP, dla której zrealizował wiele programów publicystycznych (wśród nich Europejczycy ). PROROCK Szanowni Państwo, Chcielibyśmy przedstawić się jako teatr ITP z Lublina. Jesteśmy grupą studentów działających od ponad ośmiu lat. Nazwa teatru łączy się bezpośrednio z historią powstania zespołu, kiedy to grupa przyjaciół - ówczesnych studentów polonistyki, pod przewodnictwem salezjanina - ks. Mariusza Lacha postanowiła stworzyć swój pierwszy spektakl. Perłę. Od tego momentu rozpoczęła się przygoda z teatrem, która trwa do dzisiaj ITP jest największym studenckim teatrem muzycznym w Polsce. Swoje inspiracje czerpie przede wszystkim z motywów biblijnych, ale opiera się również na wielkich dziełach literatury pięknej (Wilder, Milton, Ibsen, anonimowe teksty średniowieczne, mitologia). Specyfiką naszego teatru jest chóralny śpiew oraz plastyczna choreografia, które wprowadzają widza za każdym razem w wyjątkowy klimat. Prorock jest opowieścią o ludziach, którzy w dzisiejszym świecie zagubili trochę pojęcie wierności. O tym, że trzeba być wiernym sobie i słowu, które się komuś daje zwłaszcza w tych najtrudniejszych momentach. Jak sam tytuł podpowiada, spektakl został stworzony w klimacie ostrej muzyki, skomponowanej przez Maćka Kuliberdę. Mocne, gitarowe brzmienia, połączone z perkusja i drobnymi dodatkami tworzą wyjątkową atmosferę buntu. Buntu z którym muszą borykać się bohaterowie naszego musicalu. Pochylając się nad tekstem Prorocka, którego autorem jest ks. Mariusz Lach kierownik ITP, dwudziestoosobowa grupa aktorów skupiła się nie tylko na wokalu i choreografii, ale przede wszystkim na emocjach, które chcą przekazać odbiorcy. Wciąż trwają intensywne przygotowania do jesiennej premiery, prace nad kostiumami, scenografią i nad nagraniem płyty z tegoż musicalu. Przedstawienia dla publiczności odbędą się w dniach 18 i 19 listopada, o godzinie 18.00, w Auli im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego (bilet wstępu 12zł do nabycia w Sklepie promocyjnym KUL). Aleksandra Ciemierkiewicz 17

KULTURA Wywiad z kierownikiem teatru ITP ks. Mariuszem Lachem Jesień to wyjątkowy czas dla KULowskiego teatru muzycznego ITP. Zgodnie ze zwyczajem, jak niemal każdego roku, teatr wystawia kolejny spektakl. Tak też będzie i tym razem, ponieważ 14. listopada odbyła się premiera Prorocka najnowszego musicalu tej grupy. O wciąż trwających przygotowaniach, pracy z aktorami ITP i samym Prorocku opowie kierownik teatru ks. Mariusz Lach. Podobno w ITP zaszły spore zmiany. Odeszła dość duża grupa wieloletnich aktorów, przekazując tym samym pałeczkę młodszym. Jak ta sytuacja wpłynęła na pracę nad nowym projektem? Zmiany, które zaszły w ITP nie były najbardziej znaczące. Kolejny spektakl nie jest wcale rewolucyjny w porównaniu z poprzednim. Jest zapewne inny, ponieważ chciałem, aby czymś się różnił od pozostałych. ITP to ciągle praca z młodymi ludźmi i nadal jest to teatr muzyczny. O czym mówi Wasz najnowszy musical? Jakich tematów dotyka Prorock? Prorock jest opowieścią o ludziach, którzy w dzisiejszym świecie zagubili trochę pojęcie wierności. O tym, że trzeba być wiernym sobie i słowu, które komuś się daje nie tylko gdy jest dobrze, ale zwłaszcza w momentach, kiedy się różnych spraw nie czuje. Jak ma się tytuł spektaklu do treści, którą chcecie przekazać widzom? Tytuł z jednej strony mówi o proroku, który ma wykonać (co wcale nie znaczy, że chce) zadanie nadane mu przez Boga. Z drugiej strony, poprzez świadomą zmianę pisowni, pragniemy zaznaczyć stylistykę musicalu głównie brzmienia gitarowe, perkusja z małymi dodatkami. Nie ma wielkich aranżacji technicznych i teatralnych. Rock to kwestia buntu i nie tylko. Prorock mówi o ludziach, którzy muszą się czemuś przeciwstawić, nawet jeśli oznaczałoby to walkę z samym sobą. Czy tytułowy Prorok jest jakąś konkretną postacią znaną nam z Biblii? Miałem już okazję współpracować z Maćkiem. Jest on świetnym gitarzystą, który nie boi się nowych brzmień. Skomponował m.in. utwór do Opowieści papieskich. Przez te kilka lat bardzo się rozwinął, dlatego zdecydowałem, że to on napisze muzykę do Prorocka. Po drugie, pierwszy raz miałem okazję nawiązać do muzyki, w której tak naprawdę się wychowałem, dzięki czemu jest mi tak bardzo bliźródło: ITP Pierwotna idea była taka, aby skupić się na jednym proroku Starego Testamentu. W rezultacie powstał scenariusz oparty na fragmentach z wielu ksiąg Pisma Świętego, min.: Księgi Rodzaju, Izajasza Jeremiasza, Daniela czy Apokalipsy. Dzięki temu z wielu różnych postaci narodził się nasz bohater. Jest Ksiądz autorem scenariusza do Prorocka. Czy istnieje postać, z którą się ksiądz w jakiś sposób utożsamia? Jestem autorem scenariusza. To ja zbudowałem historię, jednak ogromną pracę włożył Marcin Wąsowski, który ułożył świetne dialogi. Miał on o tyle trudną sytuację, że musiał wejść do czyjegoś projektu. Znamy się od wielu lat, ufam mu, stąd nie bałem się powierzyć mu swoich poglądów i swojego myślenia. Marcin podobnie jak ja czuje treści, dzięki czemu powstał Prorock. Dlatego cieszę się z tej współpracy. Wracając do pytania- nie ma jednej postaci, z którą się utożsamiam. Wydaje mi się jednak, że trzy główne postaci mogą być w jakiś sposób ze mną związane. Trzy główne postaci? Kto zatem jest najważniejszym bohaterem w Prorocku, jeśli nie sam prorok!? Prorok jest tylko postacią tytułową. Głównym bohaterem jest sam lud. Udało nam się stworzyć coś naprawdę wyjątkowego, ponieważ problemy, które są tu poruszane, dotykają nas wszystkich. Prorock jest historią o nas samych. Przygotowując nowy musical, poprosił Ksiądz o pomoc Maćka Kuliberdę, który stworzył muzykę do całego spektaklu. Nie miał Ksiądz żadnych obaw, aby powierzyć tak ważne zadanie jednej osobie? 18

ska. Cieszę się, że mogłem ją włączyć do naszego nowego projektu. W sierpniu teatr ITP spotkał się w Górecku Kościelnym na dwutygodniowych warsztatach. Jak wyglądała praca z aktorami nad Prorockiem? Praca z nowymi ludźmi jest dla mnie zawsze fascynująca. To na warsztatach mam okazję bliżej ich poznać i odkrywać kto co potrafi. W ciągu roku, na próbach mogę tylko przypuszczać. co w nich drzemie. Nie ma różnicy nowy a stary skład. Nowi musieli nauczyć się tylko kodu porozumiewania się. Starsi o tyle mają lepiej, że wiedzą, jak się ze mną pracuje. Nowi dopiero się tego uczą. Niemniej jednak nasza współpraca układała się naprawdę dobrze. Jak Ksiądz ocenia dotychczasowe efekty warsztatów? To, co stworzyliśmy na warsztatach jest w pewnym stopniu realizacją tego, co zamierzyłem. Sceny dotknięte. Wiemy, jak ma się historia rozwijać. Teraz musimy KULTURA trochę od spektaklu odpocząć, a potem pozwolić, żeby żył on w nas. Jak Ksiądz sądzi, czy Prorock podniósł poprzeczkę, jeśli chodzi o poprzednie spektakle? W teatrze ITP ciągle szukamy nowych form i rozwiązań. Tym razem postawiliśmy bardziej na emocje niż na tekściarstwo. Poprzeczka postawiona jest bardzo wysoko nie wokalnie, choreograficznie, ale emocjonalnie. Jest to spektakl, nad którym trzeba się zatrzymać i postarać się odszukać prawdę. Jeśli nie teraz, to trudno. Widocznie trzeba poczekać, aby ta prawda w nas dojrzała. Jak wyglądają dalsze plany teatru ITP? Chcemy kontynuować współpracę z Archidiecezją Lubelską, szukać nowych pomysłów, aby ubogacić Koncert Chwały, który stał się już tradycją w Lublinie. Myślę już konkretnie o małej etiudzie wigilijnej, którą przygotowujemy na opłatek KUL, i która staje się dla nas coraz większym wyzwaniem. Przymierzamy się do nagrania płyty z Prorocka. Za półtora roku będziemy obchodzić 10- lecie ITP i już powstają pierwsze propozycje, aby napisać książkę, nagrać kolejną płytę, stworzyć wyjątkowy koncert połączony z pokazem mody ITP. A co do spektakli Mam dwa, trzy pomysły i czekam, żeby je zrealizować. Jednak na razie niech to będzie moją miłą niespodzianką, słodką tajemnicą Czego chciałby Ksiądz życzyć sobie i całemu ITP? Prawdziwych relacji, trudnych, ale prawdziwych. Żeby ludzie w ITP się mnie nie bali, ale to chyba nie do końca możliwe. Żeby to trwało tak jak trwa. Chciałbym, żeby więcej ludzi o nas usłyszało, gdyż mamy z tym problem. Szkoda, bo to naprawdę bardzo dobry kawałek sztuki, zagrany przez młodych ludzi i myślę, ze wielu patrząc na to, mogłoby zapragnąć, aby też coś takiego robić. A o to w tym wszystkim chodzi. Rozmawiała Aleksandra Ciemierkiwicz Recenzje Solista Mówi się, że najciekawsze historie pisze samo życie. Jednak w Hollywood zasada ta nie często ma rację bytu. Odwrotnie jest w przypadku filmu Solista, który przedstawia wydarzenia z życia Nathaniela Ayersa- utalentowanego, bezdomnego muzyka, chorego na schizofrenię, który jest zakochany w twórczości Beethovena. Film jest wartościowy, stara się poruszyć ważne problemy społeczne, takie jak: bezdomność, odmienność, próbuje również pokazać, jak istotną rolę w życiu może odgrywać przyjaźń. Steven Lopez (Robert Downey Jr.) jest dziennikarzem gazety LA Times. Szukając nowego materiału na ciekawą historię, spotyka bezdomnego Nathaniela Ayers a (Jamie Foxx). Nathaniel przyciąga uwagę dziennikarza piękną grą na skrzypcach, które mają jedynie dwie struny. Zbiera informacje na temat tajemniczego muzyka. źródło: www.google.pl Okazuje się, że jego nowy znajomy, zanim stał się bezdomnym, uczęszczał do prestiżowej szkoły muzycznej Juilliard School of Music w Nowym Jorku. Niestety, Nathaniel cierpi na schizofrenię, co utrudnia z nim kontakt. Spędzając coraz więcej czasu z muzykiem, Lopez postanawia, oprócz opisania jego poruszającej historii i talentu, pomóc mu odbić się od dna. Oglądając film trudno uwierzyć, że osoba z tak wielkim talentem muzycznym staje się bezdomna, a jej dar marnuje się i ginie na ulicach wielkiego miasta, które zagłusza piękno muzyki jaką gra bohater. Przy produkcji filmu obecny był sam Steve Lopez, który oprócz udzielania rad Robertowi Downeyowi Jr., czuwał, aby obraz był jak najbardziej zgodny z prawdziwymi zdarzeniami. Efekt jest naprawdę 19

bardzo dobry. Film mnie nie nudził. Kolejne zdarzenia śledziłem z uwagą, a przede wszystkim poruszyła mnie sama historia pana Ayersa. Oczywiście wpływ na to miała w dużej mierze gra aktorska Downeya i Foxxa. Robert Downey Jr. niestety dopiero teraz, po sukcesie Iron Mana, staje się prawdziwą gwiazdą i dostaje ciekawe propozycje ról. W Soliście jego kreacja nie zostawia wiele do życzenia. Jest po prostu bardzo dobra. Aktor stara się jak najbardziej zidentyfikować z dziennikarzem, który próbuje chociaż w małym stopniu uczynić wielkie miasto lepszym. Natomiast Jamie Foxx kolejny raz ma okazję wcielić się w rolę genialnego muzyka, po filmie Ray, w którym zagrał Raya Charles a. Za kreację w Ray aktor otrzymał Oscara. W Soliście przyszło zmierzyć mu się z równie trudnym zadaniem. Role osób chorych psychicznie są bardzo trudne do zagrania i stanowią nie małe wyzwanie dla aktora. Jako przykład można podać kreację Dustina Hoffmana w filmie KULTURA Rain Man czy też Russela Crowe a w Pięknym umyśle. Jamie Foxx poradził sobie jednak z tym znakomicie. Prawdziwość z jaką zagrał Nathaniela Ayersa jest poruszająca. Widać to wewnętrzne rozdarcie i walkę z chorobą oraz kontrastującą z tym uprzejmość, skromność i prostoduszność. Zdziwiłbym się, gdyby za tę rolę Foxx nie został nominowany do Oscara. W fabule filmu najważniejsze były dla mnie trzy główne wątki. Pierwszym jest piękno muzyki klasycznej, która przewija się przez cały film. Drugim wątkiem jest przyjaźń obecnie niedoceniana, podobnie jak muzyka klasyczna. Na przykładzie Stevea Lopeza i Nathaniela Ayersa widać, że prawdziwa przyjaźń może być najlepszym lekarstwem, jakie można sobie wyobrazić. Trzeci wątek, który mnie poruszył, to problem bezdomności. Jest to jedna z chorób nękających społeczeństwo. Solista i historia Nathaniela pokazuje, jak często wśród osób bezdomnych znajdują się utalentowani i dobrzy ludzie, których nie Dwunastu gniewnych ludzi spotkało tyle szczęścia w życiu co nas. Mam nadzieję, że po obejrzeniu tego filmu będziemy trochę inaczej patrzeć na osoby bezdomne. Nie każda z nich jest pijakiem, złodziejem i zakałą społeczeństwa. Niektórym czasem może wystarczyć niewielka pomoc, aby dalej mogli radzić już sobie sami i wrócić do normalnego życia. Solista jest filmem, który jak najbardziej warto obejrzeć. Powodów jest wiele: prawdziwa historia, nasuwające się refleksje po filmie, czy kreacje aktorskie Roberta Downeya Jr. i Jamiego Foxxa. Warto też obejrzeć ten film choćby po to, aby odpocząć od kolejnych superprodukcji z efektami specjalnymi, akcją w tle i wymyśloną, nierealną fabułą. Lopez w filmie mówi, że: każdy ma jakąś historię i to jest interesujące. Więc może nie zaszkodzi czasem rozejrzeć się dookoła i porozmawiać nawet z nieznajomą osobą. Dawid Janocha Czarno biały film, 12 mężczyzn przez ponad półtorej godziny zamkniętych w jednym pokoju, dialog, dialog i jeszcze raz dialog, a na dodatek film wyprodukowano niemal 55 lat temu. Jakie może być nasze pierwsze wrażenie kiedy słyszymy taką charakterystykę danego obrazu? Niezbyt zachęcający do obejrzenia, nieinteresujący czy po prostu nudny. Jak mówi znane stwierdzenie: pozory mylą, a Dwunastu gniewnych ludzi - film wyreżyserowany przez Sidneya Lumeta w 1957 roku, idealnie potwierdza jego słuszność. Bohaterami filmu są ławnicy, którzy po skończonej rozprawie zbierają się w specjalnie wyznaczonym pokoju, aby wydać wyrok. Wyrok w sprawie młodego chłopaka, podejrzanego o morderstwo własnego ojca. Dowody wskazują jednoznacznie winę oskarżonego, i niemal wszyscy członkowie ławy przysięgłych chcą dla niego kary śmierci. Wszystko wydaje się oczywiste, aż do momentu kiedy jeden z ławników wyłamuje się podczas głosowania, po czym przedstawia reszcie swoje wątpliwości. W tej chwili wszystko staje się ciągiem emocji, niepewności i przede wszystkim ogromnego napięcia, które nie opuszcza nas do samego końca. Zwroty 20 akcji przewyższające pod względem ilościowym i jakościowym niejeden film sensacyjny, a wszystko to osiągnięte tylko i wyłącznie za pomocą rozmowy, kłótni, ostrej wymiany zdań. źródło: www.google.pl Warto obejrzeć ten film z jeszcze jednego powodu: jest nim Henry Fonda. To wybitna postać amerykańskiego kina, jak również sceny teatralnej (która była dla niego bramą do kariery w Hollywood). Wystąpił w ponad 100 filmach, co biorąc pod uwagę czas w jakim te filmy nagrywał jest dorobkiem wielce imponującym. W dziele Lumeta (którego z resztą był producentem) stworzył świetną kreację i myślę, że ta rola da niektórym impuls, aby zagłębić się w twórczość tego wspaniałego aktora. Do tych, do których przemawiają osiągnięcia i nagrody dodam, że film Dwunastu gniewnych ludzi w 1958 roku był nominowany do Oscara w kategorii: najlepszy film, natomiast Henry Fonda otrzymał w tym samym roku nagrodę Brytyjskiej Akademii Sztuk Filmowych i Telewizyjnych za rolę Przysięgłego nr 8 ( Dwunastu gniewnych ludzi ). Scenariusz oparto na dialogu, który w połączeniu z jednopłaszczyznowością, daje nam wrażenie jakbyśmy byli świadkami przedstawienia teatralnego zarejestrowanego na taśmę. Od początku do końca film ogląda się z wielka uwagą, identyfikujemy się z bohaterami, razem z nimi angażujemy się myślowo, wiążemy fakty i staramy się poskładać wszystko w całość. Doświadczamy przy tym ogromnej dawki emocji. Gorąco polecam! Bartosz Grygoruk