Ryszard Turczyn Wydawca-tłumacz, tłumacz-wydawca razem, czy osobno?



Podobne dokumenty
Rozmowa ze sklepem przez telefon

WZAJEMNY SZACUNEK DLA WSZYSTKICH CZŁONKÓW RODZINY JAKO FUNDAMENT TOLERANCJI WOBEC INNYCH

Jesper Juul. Zamiast wychowania O sile relacji z dzieckiem

Z Małgorzatą Strzałkowską rozmawia Wojciech Widłak,

znak firmowy wydawcy

ROZPACZLIWIE SZUKAJĄC COPYWRITERA. autor Maciej Wojtas

mnw.org.pl/orientujsie

Marcin Budnicki. Do jakiej szkoły uczęszczasz? Na jakim profilu jesteś?

NAUKA JAK UCZYĆ SIĘ SKUTECZNIE (A2 / B1)

Punkt 2: Stwórz listę Twoich celów finansowych na kolejne 12 miesięcy

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

30-dniowe #FajneWyzwanie Naucz się prowadzić Dziennik!

8 sposobów na więcej czasu w ciągu dnia

Damian Gastół. MAGIA 5zł. Tytuł: Magia 5zł. Autor: Damian Gastół. Wydawnictwo: Gastół Consulting. Miejsce wydania: Darłowo

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Co warto mierzyć? (I w co warto wierzyć? z tego co zmierzone)

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

Tytuł ebooka Przyjmowanie nowego wpisujesz i zadajesz styl

1.1 Czy uczestniczy Pani / Pan po raz pierwszy w kursie organizowanym na naszym Uniwersytecie Ludowym VHS?

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

w 3 krokach Jak sprzedawać coś, co trudno wytłumaczyć INFORMATOR-EPRZEDSIEBIORCY.PL

Organizacja czasu 1

PAUL WALKER FOREX. KODY DOSTĘPU. Wersja Demonstracyjna

Czym właściwie jest CV?

W badaniach 2008 trzecioklasiści mieli kilkakrotnie za zadanie wyjaśnić wymyśloną przez siebie strategię postępowania.

Nauczyciele o swojej pracy i relacje w gronie pedagogicznym

BĄDŹ SOBĄ, SZUKAJ WŁASNEJ DROGI - JANUSZ KORCZAK

1) filmy / seriale 2) muzykę 3) książki 4) gry 5) inne (jakie?)...

projekt biznesowy Mini-podręcznik z ćwiczeniami

Laureat: Nagrody Nobla 80 Nagrody NIKE 98

zdecydowanie tak do większości zajęć do wszystkich zajęć zdecydowanie tak do większości do wszystkich do wszystkich do większości zdecydowanie tak

Wyznaczenie celów. Rozdział I. - Wyznaczanie celów - Cel SMART - Przykłady dobrze i źle wyznaczonych celów

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

Dzień 2: Czy można przygotować dziecko do przedszkola?

MOCNE STRONY OSOBOWE:

Wykorzystajmy potencjał lokalnych bibliotek

FILM - BANK (A2 / B1)

Wymaganie nr 2 - Procesy edukacyjne są zorganizowane w sposób sprzyjający uczeniu się

Dziennikarstwo obywatelskie. Czym jest?

Copyright 2015 Monika Górska

Moja Pasja: Anna Pecka

TEST TKK TWÓJ KAPITAŁ KARIERY

Akademia Marketingu Internetowego Embrace Your Life Sp. z o.o.

W Warszawie ruszyła pierwsza w Polsce kawiarnia dla dzieci z drukiem 3D. Od maja rozpo

POMOC W REALIZACJI CELÓW FINANSOWYCH

Darmowy artykuł, opublikowany na:

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

Jak zawsze wyjdziemy od terminologii. While oznacza dopóki, podczas gdy. Pętla while jest

Paweł Kowalski ZJEDZ KONKURENCJĘ. Jak maksymalizować zyski i pisać skuteczne teksty sprzedażowe

Podziękowania naszych podopiecznych:

Z Jarosławem Lipszycem, prezesem fundacji Nowoczesna Polska prowadzącej projekt Wolne Lektury, rozmawia Agata Czarnacka.

Witaj, Odważ się i podejmij wyzwanie- zbuduj wizję kariery, która będzie odzwierciedleniem Twoim unikalnych umiejętności, talentów i pragnień.

Grupa Wydawnicza Gazet Lokalnych

Ryszard Sadaj. O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii. Ilustrował Piotr Olszówka. Wydawnictwo Skrzat

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

J. J. : Spotykam rodziców czternasto- i siedemnastolatków,

Wzór na rozwój. Karty pracy. Kurs internetowy. Nauki ścisłe odpowiadają na wyzwania współczesności. Moduł 3. Data rozpoczęcia kursu

Jak ustalać cele dla poziomu braków w procesach produkcyjnych?

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

ASERTYWNOŚĆ W ZWIĄZKU JAK DBAĆ O SIEBIE BĘDĄC RAZEM

Składa się on z czterech elementów:

Agnieszka Frączek Siano w głowie, by Agnieszka Frączek by Wydawnictwo Literatura. Okładka i ilustracje: Iwona Cała. Korekta: Lidia Kowalczyk

Sprawdzian kompetencji trzecioklasisty 2014

Podstawy balonowych kreacji

Podsumowanie ankiet rekolekcyjnych. (w sumie ankietę wypełniło 110 oso b)

SP 20 I GIM 14 WSPARŁY AKCJĘ DZIĘKUJEMY ZA WASZE WIELKIE SERCA!!!

TANIE ZAKUPY NA CAŁYM ŚWIECIE. PORADNIK SUPERKUPCA

ODKRYWCZE STUDIUM BIBLIJNE

TRENER MARIUSZ MRÓZ - JEDZ TO, CO LUBISZ I WYGLĄDAJ JAK CHCESZ!

Regulamin świadczenia usług tłumaczeń

Dyrektor szkoły, a naciski zewnętrzne

Przykładowe zadanie z unikania blokad.

Jeśli chcesz pracować w Holandii :49:32

Friedrichshafen Wjazd pełen miłych niespodzianek

METODA MEDYTACJI IGNACJAŃSKIEJ

Witajcie! Trening metapoznawczy dla osób z depresją (D-MCT) 02/15 Jelinek, Hauschildt, Moritz & Kowalski;

Autor: Przemysław Jóskowiak. Wydawca: Stratego24 Przemysław Jóskowiak ul. Piękna 20, Warszawa. Kontakt:

Projekt Pilotaż sukcesem zmian realizowany przez Powiatowy Ośrodek Rozwoju Edukacji w Nowym Targu Priorytet: III Wysoka jakość systemu oświaty,

10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

1 Ojcostwo na co dzień. Czyli czego dziecko potrzebuje od ojca Krzysztof Pilch

ĆWICZENIE: MAPA DZIENNYCH PRIORYTETÓW

Ile "zarobiłem" przez 3 miesiące prowadzenia bloga? (case study + 4 porady)

7-dniowy mini-kurs. Prowadząca: Marta Jagodzińska Doradca Rozwoju Kobiet, certyfikowany Coach (ICF ACC), z wykształcenia psycholog

91-piętrowy. na drzewie. Andy Griffiths. Terry denton

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie

ROZDZIAŁ 7. Nie tylko miłość, czyli związek nasz powszedni

Program Coachingu dla młodych osób

Ty i Google. Niezbędnik dla początkującego

Szybki rozwój biznesu online. Czyli jak wystrzelić w biznesie GVO

Zrób sobie najlepszy prezent

MIT nr. 1 Niesłyszący czytają z ust i wszystko rozumieją.

DOBRA WSPÓŁPRACA I WZAJEMNE

O NAŚLADOWANIU CHRYSTUSA

Wielkopolska Konferencja dla Nauczycieli pt.: Akcja KŁADKA

Dr hab. Krzysztof Walczak Wydział Zarządzania UW. Tezy do dyskusji nt. Prawo do sprawiedliwego wynagrodzenia

Organizacja informacji

Kontakty rodziców dzieci 6 i 7-letnich z przedszkolem/szkołą 1

Transkrypt:

Ryszard Turczyn Wydawca-tłumacz, tłumacz-wydawca razem, czy osobno? Witam serdecznie wszystkich zgromadzonych z okazji miłej uroczystości wręczenia Nagrody im. Karla Dedeciusa naszemu znakomitemu koledze, Jakubowi Ekierowi, któremu z tego miejsca raz jeszcze serdecznie gratuluję! Poproszono mnie, abym spróbował przy tej miłej okazji powiedzieć parę słów na temat obecnej sytuacji tłumaczy literatury w naszym kraju. Cóż... to już takie miłe, jak sama okazja naszego spotkania, chyba niestety nie będzie... Z wiadomych względów ograniczę się do sytuacji tłumaczy literatury niemieckiej, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że sytuacja tłumaczy innych literatur w niczym się od naszej nie różni. Ponieważ wykonuję wolny zawód tłumacza literatury niemieckiej i niderlandzkiej od lat ponad trzydziestu, a ponadto przypadek zrządził, że od lat ponad dwudziestu param się działalnością para... para... paraagenturalną, tzn. współpracuję na zasadzie konsultanta z jedną z agencji literackich (czytaj: agencji sprzedaży praw do przekładu na język polski) jestem pewnie osobą jak najbardziej uprawnioną do podjęcia takiej próby, choćby ze względu na szerszą perspektywę. Zarazem jednak sprawia to, że moja sytuacja w tej roli jest trudniejsza niż sytuacja tylko tłumacza, ponieważ z racji wspomnianego parania się paraagenturalnością, mam bardzo bliskie, często przyjacielskie kontakty z wieloma wydawcami, a jak tu zaprzyjaźnionym mówić rzeczy przykre? W dodatku wiedząc, że wydawca jest o niewiele oczek wyżej od końca w łańcuchu pokarmowym niż tłumacz? Bo na końcu to jest chyba tylko nieszczęsny drukarz... Zrobię oczywiście wszystko, nie przelęknę się nawet najbardziej karkołomnej konstrukcji myślowej, by pokazać piękną stronę zawodu tłumacza i aby to moje wystąpienie nie było jednym wielkim lamentem nad ciężką dolą tłumaczy literatury w naszym pięknym nadwiślańskim kraju. Chociaż przecież z drugiej strony trudno przymknąć oczy na fakt, że kto wie, czy gdyby nie nagroda im. Karla Dedeciusa, to dzisiejszy szanowny laureat Jakub Ekier, nie zostałby wkrótce zmuszony do zmiany orientacji... zawodowej, oczywiście, zawodowej, i nie stracilibyśmy Go na rzecz gildii tłumaczy przysięgłych. Takie to właśnie rzeczy przychodzą w rozpaczy do głowy tłumaczom literatury. Tłumacz literatury powinien lubić atmosferę ciszy i spokoju, powinien lubić widok z drugiego rzędu, powinien lubić pozostawać w cieniu, powinien lubić swoją anonimowość, od której wolne są tylko największe tuzy, zajmujące się oprócz przekładów także twórczością własną (na przykład eseistyką na tematy przekładowe), by wymienić choćby Macieja Słomczyńskiego, Roberta

Stillera, Stanisława Barańczaka, Adama Pomorskiego czy Wielkiego z Wielkich: Karla Dedeciusa. Seite 2 Któż bowiem sięgając po książkę interesuje się nazwiskiem tłumacza, chociaż to dzięki jego wysiłkowi książka ogląda światło dzienne w naszym rodzimym języku? Nawet wydawca często nie kwapi się przecież z umieszczeniem jego nazwiska w swoich materiałach reklamowych, w zajawkach książek wieszanych w internecie, czy w materiałach przekazywanych sklepom internetowym, stronom branżowym i innym mediom. Niejeden recenzent, rozpływając się nad językiem... autora, nad wspaniałym opanowaniem przez niego arkanów języka polskiego, co sprawia, że książkę wspaniale się czyta, że napisana jest porażająco pięknym stylem i wznosi się na wyżyny poetyckiej wyobraźni zapomina napomknąć, że tych wszystkich zachwytów mógł doznać jedynie dzięki wysiłkowi i talentowi pani XY albo pana XY, bo jednak książka w żaden sposób nie mogła napisać się po polsku sama. Tak więc nasze ego musi z konieczności zadowolić się słowami pochwały płynącymi od koleżanek i kolegów po fachu, wdzięcznością osób redagujących, kiedy mówią, że praca nad naszym tekstem to czysta przyjemność i rosnącym z czasem uznaniem środowiska przekładającym się negatywnie na nasze notowania u Wydawców, którym takie uznanie kojarzy się wyłącznie z ponurą wizją płacenia wyższych stawek. No i są jeszcze nagrody wśród nich najbardziej prestiżowa dla nas, tłumaczy literatury niemieckiej, nagroda im. Karla Dedeciusa czyli jedyna okazja, kiedy mrużąc oczy stajemy w świetle jupiterów i nagle okazuje się, że wykonywane przez nas z takim mozołem zajęcie jest ważne i zostaje docenione, że mamy jakieś imię i nazwisko, że jesteśmy kojarzeni z konkretnymi dokonaniami i w ogóle grzejemy się przez pięć minut w blasku skromnej, ale jednak, nie ukrywajmy tego... sławy. Z tego wszystkiego widać, że absolutnie nie należy ukrywać przed pretendującymi do zawodu tłumacza literatury oczywistego faktu, iż zawód nasz to domena ludzi skromnych, pozbawionych próżności, gardzących błyskiem fleszy, obdarzonych benedyktyńską cierpliwością i wyrozumiałością wobec przejawów niedoceniania. No ale wróćmy do świetlanej strony tego zawodu. Otóż jako jedyny (poza pisarskim i pewnie poniekąd aktorskim) pozwala on nam na przykład bez przymusowego leczenia psychiatrycznego i konieczności przyjęcia serii bolesnych zastrzyków: - żyć przez czas jego uprawiania życiem tysięcy osób najróżniejszej płci, wykształcenia, pochodzenia, zapatrywań, charakterów i poglądów - dotykać wzniosłości, choćbyśmy sami byli wstrętnymi kreaturami

- tarzać się w błocie rozpusty, choćbyśmy sami byli z natury niewinni jak baranki - świadomie lub nieświadomie kształtować język, którym posługują się nasi współobywatele - tworzyć i wprowadzać do obiegu nowe słowa - tworzyć nowe style i sposoby narracji - pokazywać czytelnikom nieznane im światy i zakamarki życia, do których bez naszego pośrednictwa nigdy by nie dotarli - wpływać na kształt kultury we własnym kraju - decydować w pewnym sensie o tym, który pisarz z obsługiwanego przez nas kręgu językowego będzie obecny w naszym obiegu kulturalnym - i tak dalej - i tak dalej - i tak dalej Seite 3 Jest tylko jeden drobiazg: otóż, jak nietrudno zauważyć, wszystkie piękne aspekty naszej pracy sytuują się jednoznacznie w sferze duchowoemocjonalno-abstrakcyjnej. Faktem bowiem bezspornym jest coraz bardziej widoczna pauperyzacja tłumaczy w Polsce, którzy niepowstrzymanie spychani są do roli wynajmowanych za grosze wyrobników, mających dostarczyć zamówiony tekst i najlepiej zniknąć z horyzontu do następnego zlecenia. Zaczęło się to całkiem niewinnie, i wydawałoby się, ze znamionami logiki. Otóż pierwszym bastionem, który po 1989 roku padł w wyniku komputeryzacji, była pierwotna definicja tzw. strony znormalizowanej 30 linijek po 60 znaków w linijce (łącznie ze spacjami). Na potrzeby młodszych koleżanek i kolegów przypomnę, że w dawnych czasach, czyli przed rokiem 1989, definicja stanowiła, iż strona zawierająca na 30 linijkach tekst w rodzaju - Halo? - Taaak! - Kuuba? - Tak. - To ty? - Tak. - Muszę z tobą porozmawiać. - Am o czym? - Zaraz ci powiem. - Dobrze, słucham. - No, więc... - Ale zaraz, zaraz... - Tak? - Najpierw ja muszę o coś zapytać. - Tak, słucham? - No więc...

- Tak? - Nie bardzo wiem... - Tak? - Trochę mi niezręcznie... - Ależ słucham, słucham. - No więc... - Wal śmiało, Kuba! - No tak, tak, więc... - No mów, mów. - Yyyy... - No, nie krępuj się! - Tak, tak, no więc, chciałbym... - Tak? -... chciałbym wiedzieć z kim właściwie rozmawiam... Seite 4 otóż definicja strony obliczeniowej stanowiła, że taką stronę liczono jako pełnowymiarową stronę 1800 znaków (chociaż ta ma znaków ledwie 518), ponieważ logika książkowego dialogu wymagała takiego właśnie zapisu i... i już. To było wystarczające kryterium. Dzisiaj edytor tekstu w komuterze sam zlicza skrupulatnie znaki w całym tekście z przypisami lub bez, jak sobie życzymy i wydawca dzieli uzyskany wynik przez 40 tysięcy (by uzyskać liczbę arkuszy autorskich), lub przez 1800 (by uzyskać liczbę stron znormalizowanych). Dla nas oznacza to automatycznie obcięcie honorarium o 20-30% w zależności od stopnia dialogizacji tekstu. No, ale takie podejście ma jeszcze w sobie jakąś logikę i trzeba je było przełknąć. Drugi zamach w erze komputerowej, na szczęcie nieudany, to była próba wyrugowania ze strony obliczeniowej spacji, jako płatnego znaku, ale to się jakoś szybko rozeszło po kościach, bo jak głosi legenda któryś tłumacz przesłał wydawcy, który zmusił go do zawarcia takiej umowy, cały tekst w formacie pozbawionym spacji, jako jeden zwarty blok... Wystarczyło. Kolejny zamach, to jednorazowe wynagrodzenie za wszelkie istniejące i nieistniejące jeszcze pola eksploatacji (umieszczenie tej ostatniej klauzuli o czym Wydawcy zdają się zapominać, a tłumacze nie wiedzieć jest wystarczającą podstawą do automatycznego unieważnienia umowy, jak stanowi Ustawa o Prawie Autorskim). W dawnych czasach (definicję dawnych czasów przedstawiłem przed chwilą) w umowie standardowo ustalone były progi nakładowe, powyżej których tłumacz otrzymywał kolejne honoraria. I tu oczywiście też nas oskubywano, wymierzając karę za sukces książki, ponieważ z każdym kolejnym progiem stawka była liczona z degresją, czyli przykładowo za I nakład od zera do 10 tysięcy (tak, tak, 10 tys. to był kiedyś nakład startowy...), było honorarium 100% czyli liczba arkuszy razy stawka, za nakład od 10 do powiedzmy 20 tys. 80% honorarium, od 20 do 30 70%, od 40 do 40 60% i powyżej 50 tysięcy 50 procent. 50 procent zostawało już do końca.

Dzisiaj niewielu tłumaczy podejmuje walkę o honorarium procentowe powyżej pewnego nakładu, i niewielu też Wydawców się na to zgadza. Warto by w tym miejscu zastanowić się, czy w naszym kraju uczestniczą w sukcesie wydawniczym tłumacze takiego Pachnidła, cyklu o Harrym Potterze, książek Grishama, Dana Browna, Zafona czy ostatnio trylogii o niejakim Gray u o bardzo wielu twarzach (chociaż nie jestem do końca pewien, czy akurat to o twarzach tam mowa). Seite 5 Odrębną i najboleśniejszą sprawą jest generalnie kwestia stawek za stronę znormalizowaną lub arkusz autorski. W tej chwili doszło już do tego, że Wydawcy proponują stawki od 250-650 zł za arkusz, a poza Warszawą 460 zł/aa ma uchodzić za szczyt marzeń i dowód łaskawości. Oczywiście są jeszcze Wydawcy, którzy nie myślą w ten sposób, ale dałoby się ich chyba policzyć na palcach jednej ręki. U wszystkich innych panuje tendencja do przerzucania rosnących kosztów na słabszych partnerów, jakimi niewątpliwie są Tłumacze. Jako środowisko Tłumacze nie mają możliwości obrony przed eskalacją tej sytuacji, ponieważ z jednej strony brakuje nam zwartości (jesteśmy środowiskiem indywidualistów) a z drugiej strony Wydawcy masowo zaczynają wprowadzać do umów klauzule poufności, odbierające formalnie możliwość informowania się nawzajem o proponowanych stawkach i warunkach. Wobec takiej sytuacji Stowarzyszenie Tłumaczy Polskich (STP) podjęło nawet swego czasu szczytny wysiłek określenia jakiegoś wzorca stawki, który mógłby być przynajmniej wytyczną dla Wydawców i punktem odniesienia w negocjacjach, ale po kilku miesiącach okazało się, że samo opublikowanie takiej informacji w postaci oficjalnego zalecenia może skutkować wielomilionową karą ze strony Urzędu Ochrony Konkurencji za praktyki monopolistyczne i czym prędzej musiano podjąć specjalną uchwałę kasującą tę opublikowaną w wewnętrznym biuletynie taryfę. Nie mają jakoś tych trudności nasi koledzy w Niemczech czy Holandii, gdzie rokrocznie publikowane są także w ogólnodostępnym medium, jakim jest internet minimalne stawki za obliczeniową linijkę poezji oraz znormalizowaną stronę maszynopisu prozy. Dla przykładu Holendrzy na rok 2013 za dopuszczalną i godziwą stawkę za przełożone słowo (taką przyjmuje się tam jednostkę przeliczeniową) uznają 6,3 eurocenta (w przeliczeniu 0,32 zł). Na stronie polskiego tekstu prozatorskiego mamy średnio od 250 do 280 słów, no, chyba, że co drugie słowo byłby w rodzaju Konstantynopolitańczykowianeczka, co daje odpowiednio 80 do 90 zł za stronę. Za godziwą stawkę w przypadku poezji uznaje się 2,22 euro (11,10 PLN) za wers, z tym że nie mniej niż 38,78 euro (193,90 PLN) za wiersz/utwór. Dodatkowo funkcjonują też bonusy za co rzadsze języki, jak np.

- rosyjski 20% ekstra - turecki 33% - hebrajski do 60% ekstra w zależności od trudności tekstu - węgierski 20-30% Seite 6 Nie słyszałem, żeby u nas były jakieś sztywne dodatki za rzadkie języki, co najwyżej, jeśli Tłumacz sam wpadnie na ten pomysł, może użyć argumentu o małej popularności swojego języka do poprawienia własnej sytuacji w negocjacjach. Przytaczam powyższe liczby tylko dla porządku, ale nie chciałbym, żeby powstało jakieś mylne wyobrażenie, że te stawki równie dobrze wyglądają w euro, jak w złotówkach. Wyjaśniam więc, że 17 euro za stronę przekładu w Niemczech czy Holandii, to też nie jest szczególna rozpusta, szału nie ma, bo przy powiedzmy pięciu stronach dziennie i pracy w piątek, świątek, daje to 2600 euro, przy średniej krajowej, wynoszącej dzisiaj w tych krajach przeważnie 3-3,5 tys. euro i to za pracę przez 22-23 dni w miesiącu, a nie 30-31. Ponadto w Niemczech i w Holandii istnieje coś takiego, jak wzór umowy z tłumaczem, wypracowany wspólnie przez Stowarzyszenie Wydawców i Stowarzyszenie Tłumaczy, w którym jest również klauzula, mówiąca o finansowym partycypowaniu tłumacza w sukcesie finansowym wydawcy, w przypadku książek przekraczających określone nakłady. Jak więc można polepszyć finansową dolę Tłumaczy w obecnej rzeczywistości? Otóż jest mała furtka w postaci dofinansowań, udzielanych przez kraj pochodzenia oryginału, są różne szacowne instytucje, jak choćby Fundacja im. Roberta Boscha, fundująca nagrodę im. Karla Dedeciusa, Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej z nieodżałowanym, zmarłym w zeszłym roku Albrechtem Lemppem, Fundacja Wydawnictwa S. Fischer Kroki/Schritte, Instytut Goethego i wiele innych, które odciążają finansowo Wydawców w zakresie kosztów tłumaczenia, pozwalając Tłumaczowi bodaj przy niektórych tytułach poczuć komfort pracy za zbliżone do idealnych stawki. Żeby nie było tak, że tłumacze to ludzie bez wyjątku święci i bez przywar, a jedyni źli, to Wydawcy czas uderzyć się też w piersi i powiedzieć co nieco o problemach, jakie wydawcy mają z nami, Tłumaczami. Podstawowa zmora Wydawcy we współpracy z tłumaczami, to niewątpliwie niedotrzymywanie terminów przez tych ostatnich. Niestety, wiem coś o tym z własnego doświadczenia... Drastyczne niedotrzymanie terminu oddania przekładu często powoduje niemałe i często bardzo groźne zawirowania w procesie wydawania książki, zwłaszcza, jeśli sprawa związana jest z konkretnymi działaniami promocyjnymi, które zawsze są związane z kosztami. Po

zapłaceniu np. za miejsce w EMPiKu nie ma już odwrotu i jeśli książka nie pojawi się w umówionym terminie, Wydawca zmuszony jest zapłacić... karę. Dlatego Tłumaczom doradzam trzymanie się klauzuli zawartej w większości umów i nakładającej na Tłumacza obowiązek uprzedzenia Wydawcy o możliwości spóźnienia się z przekładem, Wydawcom zaś zagwarantowanie sobie jakiegoś rodzaju kontroli nad rzeczywistym postępem prac, a nie opieranie się wyłącznie na solennych zapewnieniach Tłumacza, że na pewno zdąży. Jakiego typu miałyby to być narzędzia pozostaje do przedyskutowania. Seite 7 W większości przypadków tego rodzaju opóźnienia są zresztą wynikiem podpisywania zbyt wielu umów o zbliżonych terminach realizacji, co z kolei bierze się z haniebnych stawek, wymuszających zwiększone ponad miarę tempo pracy i koło się zamyka. Chcę być dobrze zrozumiany: to nie jest usprawiedliwianie zjawiska, bo każdy tłumacz powinien mało romantycznie mierzyć zamiary na siły, tylko pokazanie mechanizmu jego powstawania. Drugim zgrzytem na linii Wydawca-Tłumacz może być niezadowalająca jakość tłumaczenia, ale w przypadku osób profesjonalnie wykonujących zawód tłumacza literatury, praktycznie nie powinno być na to miejsca. Natomiast jeśli idzie o twórczość osób przypadkowych, które w tym zawodzie znaleźć się nie powinny, a ich jedyną przepustką jest zgoda na pracę za stawki wręcz kryminalnie niskie za to środowisko tłumaczy odpowiedzialności nie ponosi. Co do zakwestionowanej jakości tłumaczy z prawdziwego zdarzenia, wiele razy okazywało się a dostatecznie długo jestem w zawodzie by bezpośrednio zetknąć się z mnóstwem takich przypadków, przy najróżniejszych tekstach z najróżniejszych języków, tłumaczonych przez moje koleżanki i kolegów że po prostu tekst trafiał do redaktora, który kompletnie go nie wyczuwał i zaczynał uprawiać jakieś sążniste komentarze na marginesach, niepozostawiające suchej nitki na tłumaczu, a w samym tekście dokonywał ingerencji służących mówiąc obrazowo - przerobieniu Białoszewskiego na Zapolską, bo na przykład tylko taki styl był dla niego zrozumiały i do przyjęcia. Tu przypomina mi się anegdota opowiadana przez nieżyjącego już Józefa Waczkowa, tłumacza z czeskiego, który czytając pierwsze teksty Białoszewskiego, utrzymane w konwencji języka mówionego, był przekonany, że ma do czynienia z jakimś karykaturalnie nieudolnym przekładem z literatury czeskiej, tak bardzo nie pasowała mu łamana składnia i nieliterackość dialogów, niespotykana dotąd w literaturze polskiej. Co więc mówić, jeśli jakiś nowatorski tekst trafi do skostniałego redaktora, nieznającego w dodatku języka oryginału? Tak właśnie pokrótce wygląda obecna sytuacja na linii Tłumacz-Wydawca- Wydawca-Tłumacz, będąca wynikiem niezbyt zrównoważonego przystosowywania się obydwu stron do nowej rzeczywistości po roku 1989.

Podsumujmy, z czym mamy nagminnie do czynienia: Seite 8 - z narzucaniem przez wielu Wydawców coraz bardziej nieprawdopodobnych terminów wykonania przekładu - ze stałym obniżaniem stawek za jednostkę przeliczeniową (arkusz autorski, strona znormalizowana), bez liczenia się z inflacją, wzrostem kosztów utrzymania itd., co sprawia, że realna wartość honorariów utrzymuje się nieprzerwanie na poziomie sprzed 15-20 lat - z coraz rzadszym zlecaniem opracowywania przekładów przez kompetentnych redaktorów, przez co tłumacz musi oddawać książkę niemalże gotową do druku, żeby się potem nie wstydzić - z coraz bardziej powszechnym niedopuszczaniem przez Wydawców nawet cienia myśli o tym, że tłumacz powinien w jakikolwiek sposób uczestniczyć w ewentualnym ponadnormatywnym sukcesie książki - niewypłacanie honorariów w umówionych terminach, nieskończone przesuwanie terminów płatności z najróżniejszych powodów, które nie powinny być w ogóle podnoszone Powtarzam: są jeszcze wydawcy, u których te niedobre zwyczaje występują w okrojonej gamie, ale jest to nieliczna garstka, a i tam dostrzec można już próby coraz bardziej komercyjnego myślenia. W tej sytuacji wydaje się oczywiste, że należy coś tutaj zmienić, aby tłumacze nadal mogli tłumaczyć z pasją, ale żeby nie była to koniecznie pasja szewska. I w ten sposób doszliśmy do perspektyw na przyszłość. Zastanawiałem się nawet, czy warto się o przyszłości wypowiadać, ale... skoro już z końcem świata tak jakoś nie za bardzo wyszło, to pewnie jednak trzeba... Powiem zatem tak: Może dałoby się skorzystać z doświadczeń zagranicznych i spróbować uregulować pewne kwestie na poziomie ponadindywidualnym, czyli w toku negocjacji między organizacjami reprezentującymi obie strony? W tym celu musiałyby się uaktywnić i stworzyć wspólny front do rozmów z przedstawicielami Wydawców Stowarzyszenie Tłumaczy Polskich i Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury, albo jeszcze jakaś organizacja, która być może dopiero powstanie? A kim byłby przedstawiciel Wydawców? Polska Izba Książki? Pozwoliłoby to wypracować np. zasady tworzenia umów, uwzględniających w bardziej równomierny sposób interesy obu stron. Może jakimś pomysłem byłoby też znalezienie sposobu na powiązanie stawki arkuszowej ze średnią płacą krajową, co pozwoliłoby urealniać ją automatycznie z chwilą opublikowania corocznego komunikatu GUS? Może znajdzie się jakaś trzecia droga? Kto wie? Do tego jednak niezbędne są rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy.

Generalnie warto podkreślić, że jak na razie Wydawca nie obejdzie się bez Tłumacza, a Tłumacz nie obejdzie się bez Wydawcy, choć uwaga - to ostatnie może już wkrótce nie być takie oczywiste... Mam na myśli nieuchronną elektronizację książki i coraz śmielej wprowadzane choćby przez giganta takiego jak AMAZON praktyk zawierana umów bezpośrednio z twórcami i publikowania ich dzieł wyłącznie w sieci, gdzie rządzi żelazna zasada liczby pobrań i gdzie istnieje możliwość indywidualnego druku na życzenie. Dlatego warto rozmawiać, warto poszukiwać mainstreamowych, kompromisowych rozwiązań, które pozwolą obydwu stronom wykonywać należycie swoją pracę a wszystko w myśl zasady, że zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Seite 9 Niech więc dyskusja w ramach dzisiejszego sympozjum będzie zaczynem takiego właśnie kompleksowego podejścia w duchu kompromisu. Życzę Wydawcom i życzę Tłumaczom jak najszybszych sukcesów na niwie docierania wzajemnych relacji i znajdowania rozwiązań, w jednakowym stopniu gwarantujących poszanowanie interesów obydwu stron. Dziękuję za uwagę :-) Referat wprowadzający podczas sympozjum tłumaczy z okazji wręczenia Nagrody im. Karla Dedeciusa 2013, Instytut Goethego, Kraków 24.05.2013