Iluzja wolności słowa Piotr Pogorzelski Piątkowy wieczór, miliony Ukraińców zasiadają przed telewizorami, aby obejrzeć ulubione polityczne show. Na ekranach ikony poradzieckiego dziennikarstwa: Sawik Szuster i Jewhenij Kisieliow, ich młodsi koledzy z ukraińskich mediów, politolodzy i najbardziej znani politycy. Widzowie nie wiedzą, że większość tych ludzi nie przedstawia własnych myśli, a reprezentuje zleceniodawców. Ukraińscy politycy opozycyjni skarżą się, że rzadko są zapraszani do programu Szuster LIVE Sawika Szustera czy do Wielkiej polityki z Jewhenijem Kisieliowem. Obydwaj prowadzący przyznają, że konsultują się z doradcą Wiktora Janukowycza Rosjaninem Igorem Szuwałowem. Lista gości według nieoficjalnych informacji ustalana jest z Administracją Prezydenta. Nie dziwi zatem, że najczęściej są to przedstawiciele władz, pomijane są ważne społecznie tematy, a z opozycji chętnie zapraszani są tylko politycy nacjonalistycznej Swobody, która ma stanowić straszak dla mieszkańców wschodniej Ukrainy, obawiających się dojścia do władzy faszystów. Również z nieoficjalnych źródeł, ponieważ mało kto chce się wypowiadać na ten temat pod nazwiskiem, wiadomo, że jeszcze przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku za udział w programie Sawika Szustera politycy musieli płacić. Jeden z politologów, który chciał pozostać anonimowy, powiedział, że płaci się nie tylko za udział, ale także za dobre miejsce w studiu: aby być widocznym przez cały czas trwania programu. Były także przypadki, gdy główny gość miał prawo wybrać ekspertów, którzy mieli być zapraszani do studia. Mógł także nie zgodzić się na czyjąś obecność. Złote żniwa, czyli idą wybory Zarabiają jednak nie tylko gwiazdy, ale także wielu zwykłych pracowników mediów. Jeden z nich zgodził się porozmawiać na ten temat. Oczywiście nieoficjalnie i anonimowo. Nazwijmy go Wiktorem. Pracuje w jednym z większych portali informacyjnych. Nie zarabia, jak na ukraińskie warunki, mało. Może jednak zarobić więcej, szczególnie przed wyborami, a te odbędą się już w październiku. Jednak Wiktor odczuwa teraz pewien niepokój. Na przykład przed marcowymi wyborami w 2006 roku dziennikarze pracowali w sztabach wyborczych już od maja 2005 roku. Teraz jest koniec marca, do
Piotr Pogorzelski, Iluzja wolności słowa Publicystyka i analizy 75 wyborów siedem miesięcy, a żaden sztab nie zaoferował jeszcze pracy. A jest ona wyjątkowo atrakcyjna: można zarobić od 1200 do 1500 dolarów za miesiąc pisania artykułów bądź krótkich depesz informacyjnych dotyczących oczywiście zatrudniającego kandydata. Pisałem o posiedzeniach rządu [w czasie poprzednich kampanii Wiktor pracował między innymi dla Julii Tymoszenko przyp. aut.], jego inicjatywach, do prasy ogólnokrajowej pisałem raczej obiektywnie i mądrzej, zaś do prasy lokalnej w sposób prostszy i mniej obiektywnie podkreśla Wiktor, który oczywiście publikował pod pseudonimem. Nie wykluczał i nie wyklucza w przyszłości pracy dla kilku sztabów jednocześnie. W trakcie poprzednich W dwa obfite wyborów były na przykład osoby, które pracowały i dla Julii w wydarzenia Tymoszenko, i dla jej konkurenta Wiktora Janukowycza. Czy polityczne lata był wśród nich Wiktor, tego nie wiem. dziennikarz zdążył W ostatnim czasie pojawiła się też armia botów. Chociaż wybudować dom pod nazwa pochodzi z języka angielskiego, gdzie oznacza automatyczne programy działające w internecie, to na Ukrainie, Kijowem i kupić nowy samochód. mówiąc bot, mamy na myśli raczej grupy ludzi pracujące na rzecz sztabu i zajmujące się wpisywaniem komentarzy pod artykułami. Według Serhija Leszczenki z Ukraińskiej Prawdy, najczęściej korzystają z nich Blok Julii Tymoszenko i wicepremier do spraw Euro 2012 i minister infrastruktury w jednej osobie Borys Kołesnikow. W ciągu przykładowo trzech godzin artykuł autorstwa Leszczenki w jego macierzystym portalu może zebrać 500 komentarzy. Większość z nich to albo krytyka mojej osoby, albo hasła poparcia dla Julii Tymoszenko. Nie wierzę w taką popularność mojej twórczości mówi Leszczenko. Stawki za pracę w charakterze bota czy za pisanie artykułów w sztabie są jednak śmieszne w porównaniu z tym, co można zarobić na dżinsie, czyli umieszczaniu kryptoreklamy jakiegoś polityka w zwykłym wydaniu gazety lub wiadomości telewizyjnych. Za samo niezadawanie niezręcznych pytań można zarobić od 300 do 500 dolarów. Ten proces odbywa się bez wiedzy redaktora naczelnego. Za to za wiedzą redaktora publikowane są artykuły o konkretnym polityku. Tutaj stawka może sięgać nawet 1500 dolarów do podziału między dziennikarzem i redakcją. Można także zamówić kompleks usług: okładka plus artykuł plus reklama na billboardach i mniejszych tablicach reklamowych. Ostatnio na przykład Kijów zapełniła reklama byłej już członkini Bloku Julii Tymoszenko, zwanej także królową dżinsy, Natalii Korolewskiej, z którą wywiad opublikował, wydawałoby się szanujący się, tygodnik Kommentari. Jedynym magazynem, który otwarcie i uczciwie przyznaje się do takiej kompleksowej sprzedaży jest miesięcznik Publicznyje Ludi. Stawka wynosi od 30 do 60 tysięcy dolarów, choć niektórzy mówią nawet o 100 tysiącach. Co ciekawe, polityk tych pieniędzy nie musi uznawać za zainwestowane w kampanię wyborczą, uliczna reklama bowiem formalnie nie promuje jego osoby, a magazyn.
76 Publicystyka i analizy Piotr Pogorzelski, Iluzja wolności słowa Gdzie tu miejsce na moralność? Przy takich pieniądzach wielu dziennikarzy chowa jakiekolwiek zasady i szuka uzasadnień gdzie indziej. Wszyscy politycy są tacy sami, tak samo kłamią, nie wypełniają obietnic. To jest po prostu praca na zlecenie, niezbyt przyjemna tłumaczy Wiktor, który dzięki szalonym stawkom z poprzednich kampanii wyborczych, szczególnie w latach 2006-2007, kiedy politycy nie wiedzieli, gdzie podziać pieniądze, wybudował dom pod Kijowem i kupił nowy samochód. Dziennikarze bardziej przypominają Redaktor naczelny portalu Lewyj Bierieg Ołeh Bazar pracowników sztabów przyznaje, że dziennikarze są pozbawieni zasad moralnych. politycznych niż Wśród nich jest wiele młodych dziewcząt, które widzą, jak żyją politycy: nie liczą się z pieniędzmi i otwarcie wydają pracowników mediów. więcej, niż zarabiają. One też chcą pięknego życia, dlatego chętnie biorą łapówki za materiały mówi dziennikarz. Z własnego doświadczenia może powiedzieć, że nie jest w stanie skontrolować, czy wszyscy jego podwładni nie biorą pieniędzy. Jest to po prostu technicznie niemożliwe. Nie wiadomo, na przykład, dlaczego dziennikarz wziął komentarz od jednego polityka, a nie od innego. Mógł za to otrzymać pieniądze, ale i mógł ich nie otrzymać. A stawki za taki komentarz są naprawdę wysokie. Natalia Sokolenko, dziennikarka jednego z najpopularniejszych kanałów, telewizji STB, i działaczka ruchu Stop Cenzurze!, który walczy także z dżinsą, twierdzi, że w telewizji wahają się one od 200 do 1000 dolarów. I chodzi tu o krótkie, piętnasto- czy trzydziestosekundowe wypowiedzi. Są deputowani, którzy na pewien czas zniknęli z ekranów, wtedy ich asystenci zwracają się do dziennikarzy, żeby zrobili jakikolwiek materiał, na jakikolwiek temat, tylko, aby pojawił się w nim konkretny parlamentarzysta. Taki materiał kosztuje dwa tysiące dolarów mówi Sokolenko. Jeżeli Sokolenko wie o jakiejkolwiek ofercie ze strony któregoś deputowanego, wtedy może powiedzieć kolegom z redakcji, że gdy ten parlamentarzysta pojawi się w ich materiale, wtedy będzie wiadomo, iż za to zapłacił, a dziennikarz wziął pieniądze. Kosiarze umysłów, czyli gwiazdy estrady politycznej Wybory to złote żniwa nie tylko dla dziennikarzy, ale także dla politologów. To osobna kasta uczestników ukraińskiego życia politycznego. Przed dojściem do władzy Janukowycza królowali na ekranach telewizorów prawie na równi z samymi politykami. Teraz ich rola zmalała, niemniej często pojawiają się w piątkowych talk-show. Dla osób niepracujących w mediach ani niezajmujących się polityką na co dzień są to niezależni eksperci. Tak naprawdę każdy z nich pracuje dla jakiegoś polityka. Rozmawiałem z trzema z nich, z tego dwóch można uznać za prawdziwe gwiazdy politycznej estrady. Są to ludzie rozpoznawani na ulicy. Rozmowy były oczywiście
Piotr Pogorzelski, Iluzja wolności słowa Publicystyka i analizy 77 przeprowadzane anonimowo. Niestety, nie chwalili się stawkami tak otwarcie jak dziennikarze, choć sądząc po sposobie ubierania, a także po wystroju i położeniu ich biur, nie należą do ludzi biednych. Ukraiński politolog wywodzi się najczęściej ze środowiska naukowego. Scenariusz jest zwykle taki: wcześniej był pracownikiem jednej z uczelni. Zrezygnował. Można się domyślić, że głównie z przyczyn finansowych. Zdaniem jednego z nich, nazwijmy go Karpowem, trudno być niezależnym politologiem, ponieważ nie ma żadnych niezależnych źródeł finansowania. Jak przekonuje, zajął się doradztwem politycznym także z powodu niskiego poziomu środowiska naukowego. Na uczelniach nie ma politologii, po prostu czyta się jedną książkę. Młodzi są zainteresowani tylko zarabianiem pieniędzy, nie ma żadnych głębokich analiz, brak jest wiedzy politologicznej, filozoficznej, jakoś jeszcze broni się socjologia mówi Karpow. Na moje pytanie, dlaczego nie założy własnej uczelni, odpowiedział, że na to potrzeba dużych pieniędzy, a on takich nie ma. Wyjście z obecnej sytuacji Karpow widzi raczej w zajęciu się polityką. Jego zdaniem, tam naprawdę można coś zmienić. Do tej pory jest on członkiem jednej z marginalnych partii, która posiada ministra w rządzie Mykoły Azarowa. Jest mi za ciasno w środowisku politologów, osiągnąłem już wszystko. Co to za przyjemność być starzejącym się mistrzem? podkreśla nieskromnie Karpow i dodaje, że życie politologa jest rutynowe: mała grupa składająca się z tych samych ludzi, którzy ciągle mówią to samo. Przykładów osób, które zajmowały się doradztwem politycznym i przeszły otwarcie w politykę, jest wiele. Można tu wymienić chociażby Mykołę Tomenko z Bloku Julii Tymoszenko czy Kosta Bondarenkę z Silnej Ukrainy. Ten ostatni odszedł z ugrupowania, nie zgadzając się jakoby na jego wchłonięcie przez rządzącą Partię Regionów. Sam Kost Bondarenko pracuje obecnie w Fundacji Ukraińska Polityka, która według nieoficjalnych informacji, jest finansowana przez powiązanego z obecnymi władzami biznesmena Dmytra Firtasza. Jak już wspomnieliśmy, życie ukraińskiego politologa jest dość nudne. Na co dzień uczestniczy w konferencjach prasowych, a w piątek w talk-show w telewizji Inter lub w pierwszym programie telewizji państwowej. Udział w nich traktowany jest jak reklama, a także okazja do zaprezentowania odpowiednich poglądów. Podstawowa zasada, która obowiązuje w studiu telewizyjnym: o swoim kliencie mówi się dobrze albo w ogóle. Jeżeli nie mogę jej zrealizować, po prostu odmawiam odpowiedzi na pytanie podkreśla politolog, którego nazwijmy Piątkiem. Jak zaznacza, klient jest zawsze jeden, jest to konkretny polityk lub siła polityczna. Stara się z nią jednak nie identyfikować, stąd Piątek jest uznawany za jednego z najbardziej niezależnych politologów, a na podstawie jego wypowiedzi ciężko określić, dla kogo pracuje.
78 Publicystyka i analizy Piotr Pogorzelski, Iluzja wolności słowa Właściwie żaden z moich rozmówców nie mówił o jakimś dyskomforcie psychicznym, który można by odczuwać, pracując dla osoby, której poglądów się nie popiera. Podobnie jak w przypadku dziennikarzy najczęściej stosuje się racjonalizację. Jest to znany mechanizm psychologiczny, w którym Podstawowa zasada tłumaczymy sobie własne działania argumentami uznawanymi za rozsądne. w studiu telewizyjnym: o swoim kliencie mówi Kolejny mój rozmówca to Kościelny. Jest doradcą politycznym znanym od lat na rynkach ukraińskim i rosyj- się dobrze albo w ogóle. skim. Pracuje obecnie dla władzy, mimo że zdecydowanie się z jej polityką nie zgadza. Tłumaczy jednak, że jego agencja działa na zasadzie biura prasowego członka rządu, dla którego pracuje, a zatem de facto pełni ważną rolę społeczną. Część dziennikarzy ignoruje jednak politologów. I to nie z nakazu Administracji Prezydenta, a po prostu dlatego, że wie, iż osoby określające siebie mianem politologów z politologią mają mało wspólnego. Staramy się unikać ich nagrywania. Są to raczej doradcy polityczni, a my nie chcemy wprowadzać w błąd ludzi, naszych widzów, którzy myślą, że to niezależni eksperci mówi Natalia Sokolenko. Te słowa potwierdza Mustafa Najem z portalu Ukraińska Prawda, który wcześniej pracował jednocześnie u Sawika Szustera. Politolodzy korzystają z tego, że ludzie nie wiedzą, dla kogo oni pracują. I to jest niemoralne i nienormalne zaznacza Najem. Stop! Stop! Stop! Dziennikarze mają nie tylko dosyć pseudopolitologów, ale także swoich kolegów, którzy bardziej przypominają pracowników sztabów politycznych niż pracowników mediów. Dziennikarze ruchu Stop Cenzurze! opublikowali list, w którym zaapelowali do polityków, aby zrezygnowali z dżinsy. Wśród liderów wymieniają Natalię Korolewską oraz opozycjonistę Arsenija Jaceniuka. Wciąż tłumaczą też kolegom, że nie można brać pieniędzy za artykuły i materiały w telewizji. Natalia Sokolenko podkreśla, że dziennikarze, szczególnie pracujący w najpopularniejszych kanałach telewizyjnych, zarabiają wystarczająco dużo, aby nie korzystać z pomocy polityków. W telewizji można zarobić tysiąc, dwa, a czasem nawet trzy tysiące dolarów. Ja mam zasady moralne, przekazane przez dziadków mówi dziennikarka. Autor wielu artykułów śledczych Mustafa Najem woli nie mieszać w to spraw moralnych. Jego zdaniem, w każdym zawodzie są jakieś standardy, a branie pieniędzy od polityków je narusza.
Piotr Pogorzelski, Iluzja wolności słowa Publicystyka i analizy 79 Jeżeli weźmiesz pieniądze raz, to jesteś zależny. I wtedy już nie jesteś dziennikarzem, a pracownikiem jakiegoś sztabu, jakiegoś polityka. Stracisz też zaufanie, także swoich kolegów, bo i tak ktoś się o tym dowie zaznacza Najem. Powstaje jednak pytanie, czy dziennikarze nie stają się narzędziem w rękach polityków. Przekazywane są im materiały mające skompromitować wroga z innej grupy politycznej. Leszczenko, inny dziennikarz śledczy Ukraińskiej Prawdy, zaznacza, że mniej więcej 10 procent jego materiałów opiera się na takich informacjach. Najważniejsze jest nie to, czy ja jestem narzędziem w czyichś rękach, czy nie, a to, czy te dokumenty są prawdziwe. Poza tym, to najczęściej dopiero początek dziennikarskiego śledztwa mówi Leszczenko. Jego kolega Najem zaznacza, że media nigdy nie poznają całej prawdy, ale przynajmniej dzięki takim dokumentom poznają jej część. Politycy zarzucają nam, że publikując takie materiały, działamy na rzecz jakiejś siły politycznej. Ich propozycja polega na tym, żebyśmy w ogóle o tym nie pisali, czyli de facto ograniczali naszym czytelnikom dostęp do prawdy podkreśla Najem. Na Ukrainie zaczynają się przygotowania do październikowych wyborów parlamentarnych. Jedni dziennikarze czekają na kolejne łapówki, a inni organizują się przed następną bitwą o wolność słowa. Według Natalii Sokolenko, kampania wyborcza nie będzie łatwa. Nadal istnieje cenzura, oczywiście, nie we wszystkich kanałach telewizyjnych, ale są pewne tematy, które nie są poruszane, na przykład rezydencja Janukowycza w Międzygórzu czy zawrotna kariera biznesowa jego syna Ołeksandra. Dziennikarstwo jednak w większym stopniu niszczy korupcja zaznacza Sokolenko. Leszczenko z Ukraińskiej Prawdy nie zgadza się z tym stanowiskiem. Jego zdaniem, o wiele większym problemem jest cenzura. Istnieją tylko niewielkie wyspy wolności słowa. Według Leszczenki opozycja może krytykować rządzących w programie Szustera. Mimo że jest to produkt działań politologów i doradców prezydenta, to chociaż tam dają jej głos. Dla Ukraińców podjęcie decyzji przed październikowymi wyborami parlamentarnymi nie będzie zatem łatwe. Choć podobnie było w czasie poprzednich głosowań. Teraz jednak do tradycyjnej już dżinsy dołączyła także (w pewnym stopniu) cenzura, nie oficjalna, a raczej wewnątrzredakcyjna, która każe dziennikarzom przemilczać niektóre tematy w obawie przed reakcją władz. Na szczęście z czasów radzieckich Ukraińcom pozostał dość duży dystans do tego, o czym mówi telewizja i pisze prasa. Młodzi wierzą jednak w to, co napisano w internecie. Politycy niestety oswajają także to medium, a to oznacza, że pojawia się tam coraz więcej zamówionych informacji. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł. Piotr Pogorzelski jest korespondentem Polskiego Radia w Kijowie.