Na tropie cząstek elementarnych, czyli relacja z wyjazdu do Genewy
No i co ja mam z tym fantem zrobić?- pytanie to powstało w mojej głowie dwudziestego trzeciego grudnia i uparcie nie chciało zniknąć. Po zobaczeniu swojego nazwiska na liście uczestników warsztatów CERN III moje uczucia były bliższe przerażeniu niż radości. Jak tu się cieszyć z wyjazdu do Genewy, gdy Szwajcaria kojarzy ci się co najwyżej z zegarkami i czekoladą, a twój paszport od trzech miesięcy jest tylko nic nieznaczącą makulaturą? Na szczęście przypomniałam sobie, że przecież w programie wyjazdu jest zwiedzanie największego laboratorium cząstek elementarnych w Europie, co znacznie poprawiło mi humor. W ten oto sposób, już pozytywnie nastawiona, wkroczyłam do autobusu relacji Wrocław-Szwajcaria. Pierwszy dzień zaczęłam od zjedzenia ogromnych rozmiarów kanapki popitej gorącą herbatą. Następnym przystankiem była stolica Szwajcarii - Berno. Jest to przepiękne miasto położone nad rzeką Aare, które zachwyciło mnie już od pierwszej chwili, oczywiście na tyle, na ile można zachwycać się czymkolwiek po bezsennej (naprawdę podziwiam osoby, które potrafią drzemać w autobusie) nocy. Szczęśliwym trafem nasz przewodnik nie miał ambicji zrobić z nikogo kulturoznawcy, dlatego po krótkim opisaniu poszczególnych części zabudowy miasta, mieliśmy czas dla siebie. Nie wyobrażam sobie powrotu do Polski bez kilku tabliczek słynnej, szwajcarskiej czekolady, dlatego od razu wybrałam się na wycieczkę po wszystkich dostępnych mi straganach i sklepikach. Niestety, musiałam obejść się smakiem - jedyny znaleziony sklep cukierniczy był zamknięty. Za to mogłam liczyć na to, że w drodze powrotnej mamy w planie zwiedzić dom, w którym Albert Einstein stworzył teorię względności. Jednak i tym razem się zawiodłam - przewodnik ograniczył się tylko do pokazania nam czerwonego napisu EINSTEIN-HOUSE, który co prawda prezentował się całkiem okazale, ale wyobrażałam sobie to troszkę inaczej. Nie chcę tu umniejszyć uroku reszty zabytków, których zwiedzenie sprawiło mi dużą przyjemność.
To miasto, do którego zdecydowanie chce się wrócić. (Berno)
Wieża Zegarowa (bo przecież jakiś zegarek musi być) (Berno)
W tym miejscu zapadają najważniejsze decyzje dla Szwajcarii. (Berno)
Katedra św. Wincentego i najwyższa wieża Szwajcarii (Berno)
Portal, przedstawiający Sąd Ostateczny (Berno)
Rzędy kamieniczek w dawnej dzielnicy rzemieślników (Berno)
Drodzy Państwo, a teraz przed Wami dom Einsteina! (Berno)
Po zwiedzeniu Berna, zmęczeni i głodni, wsiedliśmy do autobusu, by pojechać do naszego hotelu. Budynek okazał się być bardzo miłym i ładnym miejscem. Po zakwaterowaniu się dostaliśmy trochę czasu na odpoczynek i rozpakowanie się. Następnie odbyło się spotkanie integracyjne, na którym każdy został zmuszony do przedstawienia się i wydukania kilku słów o sobie. W nagrodę dostaliśmy identyfikatory oraz koszulki. Poinformowani o potrzebie odpowiedniego zachowania się udaliśmy się do swoich pokoi. Strój ucze stnik a wars ztató w Dru gieg o dnia, gdy udał o nam się wre szci e wstać i zejść na śniadanie, poszliśmy zwiedzić Annecy, miasto, w którym znajdował się nasz hotel. Nie jest ono zbyt wielkie, chociaż i tak pod koniec dnia czułam każdy mięsień w nogach. To jedno z najpiękniejszych miast Francji,
składające się głównie z urokliwych kamieniczek i krętych ulic. Znajduje się tu także dużo wody, gdyż przez całe miasto przepływa sieć kanałów. Nie można zapomnieć o licznych kościołach - wieżę z krzyżem spotyka się prawie co krok. Duże wrażenie zrobiło na mnie Jezioro Genewskie. Górskie szczyty wyłaniające się zza zasłony mgieł zapierają dech w piersi. Po zwiedzaniu zjedliśmy obiad- jedzenie było bardzo dobre, ale było go zdecydowanie za dużo. Wieczorem w hotelu odbył się wykład na temat magnetyzmu, po którym, z głową wypełnioną remanencją, koercją i temperaturą Curie, położyłam się spać. Annecyalpejska Wenecja
Notre Dame (bez Quasimodo) - nie tylko w Paryżu nazywają tak kościoły. (Annency)
Jedno z najpiękniej położonych więzień świata. (Annency)
Jezioro Genewskie (Annency)
Następnego dnia przyszedł czas na gwóźdź programu' - wizytę w CERN-ie. Zaczęliśmy ją od uczestnictwa w wykładzie połączonym z prezentacją. Prowadził go pracownik instytutu. Opowiedział krótko o rozmieszczeniu akceleratorów i detektorów na mapie Francji oraz Szwajcarii, a także nakreślił nam obraz badań, jakie prowadzi się w tym miejscu. Dowiedzieliśmy się, że rozpędzanie i zderzanie najmniejszych elementów materii nie służy tylko zabawie, ale może przyczynić się do odtworzenia przebiegu Wielkiego Wybuchu lub odnalezienia bozonu Higgsa - legendarnej boskiej cząstki. Następnie zostaliśmy oddani pod skrzydła kolejnego naukowca, który miał za zadanie opowiedzieć nam o budowie wszystkich tych tajemniczych urządzeń. W ten oto sposób, przygotowani na kolejną porcję elektronów, protonów i kwarków, wkroczyliśmy do ogromnej hali wypełnionej po brzegi najróżniejszymi rodzajami rur, a tam... magnetyzm. Okazało się, że za przewodnika mamy teraz panią inżynier, która jest odpowiedzialna za konserwację magnesów w akceleratorach. Spodziewaliśmy się raczej opowieści o poszukiwaniu neutrin (pamiętacie o przekroczeniu światła? - tak, to ich sprawka), a nie poznawania kolejnych warstw magnetycznych LHC. Okazuje się jednak, że elektromagnetyzm to dziedzina fizyki, bez której w CERN-ie nie można się obyć. Wyjaśniono nam, że to właśnie dzięki swoim ładunkom elektrycznym cząstki mogą być skupiane, a następnie, dzięki przyciąganiu ich i odpychaniu - rozpędzane. Uświadomiono nam także, jak trudno zachować sto metrów pod ziemią odpowiednie warunki do eksperymentu i ile różnego rodzaju sprzętu trzeba do tego zużyć. To była bardzo ciekawa, ale też wymagająca wielkiego skupienia lekcja, dlatego z radością przywitaliśmy obiad w pobliskiej stołówce. Po posiłku czekała na nas kolejna miła niespodzianka- interaktywna wystawa, poświęcona historii CERN-u i fizyki cząstek elementarnych. Dzięki masie guzików i pokręteł, którymi można było się bezkarnie bawić, polubiliśmy to miejsce jeszcze bardziej.
Herzlich Willkommen! w wersji CERN-owskiej
Wykład czas zacząć (CERN)
Model akceleratora (CERN)
Niezbędnik pracownika CERN-u (kask i maska gazowa)
Akcelerator od kuchni (CERN)
Nieważne co, ważne że się świeci! (CERN)
Następny dzień zaczęliśmy od kolejnego wykładu w CERN-ie. Dzisiaj jednak skupiliśmy się na samych cząstkach elementarnych. Pani przewodnik opowiedziała nam o rodzajach kwarków i leptonów, a także wyjaśniła, w jaki sposób się je bada. Detektor jest jak cebula- ma warstwy. Każda warstwa rejestruje cząstki z innymi właściwościami, takimi jak masa czy ładunek. Dzięki temu naukowcy mogą stwierdzić, jakie nowe elementy powstały przy zderzeniu. Następnie zostaliśmy przygarnięci przez pracującego tam informatyka, który opowiedział nam o sposobach przechowywania informacji w CERN-ie. Okazuje się, że nie korzysta się tam z płyt, tylko z kaset, ponieważ są one pewniejsze i trwalsze. Dowiedzieliśmy się także, czym jest Grid. To superszybka sieć o światowym zasięgu, którą można porównać do wielkiej biblioteki danych. Na koniec porozmawialiśmy także o Timie Berners-Lee twórcy WWW. Później musieliśmy już pożegnać się z CERN-em. Na resztę dnia mieliśmy zaplanowane zwiedzanie Genewy - miasta pokoju. To miejsce wielu paradoksów. Pomimo wielkiego bogactwa w architekturze dominuje ascetyzm. Za przykład może posłużyć Katedra Saint Pierre - potężna, ale surowa i minimalistyczna budowla. Na początku najlepiej powiedzieć, o czym się będzie mówić. (CERN)
A tutaj cząstka robi bum.(cern) (CERN) Przekrój detektora
Tak się kiedyś podbijało (mikro)świat.(cern)
Przedostatniego dnia naszej wycieczki postanowiliśmy poczuć się jak w klimatycznej powieści obyczajowej i zwiedzić Chamonix - urokliwe miasteczko położone u stóp wielkich lodowców. Po raz pierwszy w tym tygodniu zobaczyliśmy śnieg. Dzień ten składał się głównie z czasu wolnego, który przeznaczyliśmy na spacery ośnieżonymi uliczkami i próby odszukania Mont Blanc (wszystkie te szczyty wyglądają identycznie!). Następnie wróciliśmy do hotelu, by po spakowaniu swoich rzeczy uczestniczyć w warsztatach dotyczących różnych przedsięwzięć związanych z fizyką, a także iluzji optycznych, dowodzących niedoskonałości naszego wzroku. Czas wolny START! (Chamonix)
Tyle słońca w całym mieście... (Chamonix)
Strumień zawsze dodaje uroku (Chamonix)
Ostatni dzień, jak to przeważnie z ostatnimi dniami bywa, był bardzo smutny. Uświadomiłam sobie, że to już naprawdę koniec. Ze smętną miną oddałam swoją walizkę kierowcy i zajęłam miejsce w autobusie. Na szczęście po drodze czekała nas jeszcze Bazylea - trzecie co do wielkości miasto w Szwajcarii, a pierwsze w moim rankingu miast dla dużych dzieci. Nigdy jeszcze nie widziałam takiego ogromu figurek, pozytywek i nakręcanych samochodzików. Duże wrażenie zrobił na mnie sklep z wyposażaniem dla lalek. Nie mogłam napatrzeć się na maluteńkie, ale niezwykle starannie wykonane kieliszki i miniaturowe kreacje balowe. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że wszystko to jest zupełnie nie na moją kieszeń. Miałam także okazję zwiedzić piękny, stary ratusz z dziedzińcem w całości pokrytym malowidłami. Pochłonięta planowaniem napadu na sklep z zabawkami wsiadłam do autobusu. W hotelu
Widok na Ren (Bazylea)
Ratusz(Bazylea)