stare i nowe texty mazeniakowe Autor: mazeno - 2013/02/22 16:59



Podobne dokumenty
============================================================================

============================================================================

============================================================================

PIZZA FIESTA. CO MOŻNA ZOBACZYĆ NA KOSTCE? Składniki ( ryba, papryka, pieczarki, salami, ser)

Termin wyprawy: 1 października 15 października 2017 Grupa maksymalnie 10 osobowa. Wyprawa do Parku Narodowego Langtang

Nepal zobaczyć Mount Everest

Rozdział 6. Magiczna moc

instrukcja obs³ugi EPI NO Libra Zestaw do æwiczeñ przepony miednicy skutecznoœæ potwierdzona klinicznie Dziêkujemy za wybór naszego produktu

VI Liceum Ogólnokszta³c±ce w Katowicach

Wróżki Pani Wiosny. Występują: WRÓŻKA I WRÓŻKA II WRÓŻKA III WRÓŻKA IV WRÓŻKA V. Pacynki: MIŚ PTASZEK ZAJĄCZEK. (wbiega wróżka) PIOSENKA: Wróżka

To z tego poematu, co teraz piszesz? Nadal nie odpowiada. Bo e, on chyba naprawdê obrazi³ siê o tego obcego.

Kozubova i Kamienite Przemysław Borys, :10-15:40

============================================================================

KRAKÓW ZNANY I MNIEJ ZNANY AUDIO A2/B1 (wersja dla studenta) - Halo! Mówi Melisa. Paweł, to ty? - Cześć! Miło cię słyszeć! Co u ciebie dobrego?

Wycieczka krajobrazowokulturowa. najciekawszych miejscach Nepalu.

Trekking u stóp Mount Everestu spacer wśród ośmiotysięczników

Jak korzystać z Group Tracks w programie Cubase na przykładzie EWQLSO Platinum (Pro)

Druhno druŝynowa! Druhu druŝynowy!

Bajka o dobrym je yku 1

Nepal zobaczyć Mount Everest

Górskie Ochocze Tuptanie

Polish Everest Expedition 2018

TAJEMNICZY OGRÓD AZIENKOWSKI

po.tk.krakow.pl Sprawd¼ oddech próbuj±c wyczuæ go na policzku i obserwuj±c ruchy klatki piersiowej poszkodowanego.

ostatni dzień miesiąca (yyyy-mm-dd) miejsce zam. - ulica nr miejscowość wypełnienia oświadczenia

Wycieczka krajobrazowokulturowa. najciekawszych miejscach Nepalu.

Scenariusz Zbiórka w kręgu. Rozmowa z dziećmi na temat przeprowadzonych zabaw.

Programuj±c PLU tworzycie szczegó³owe opisy czy ogólnie? na zasadzie np. porada lekarska, us³uga medyczna itd.?

Gimnazjum w Sadownem- Konkurs Mistrz Dobrego Stylu. (czas pisania:45 minut)

WSTÊP. S³uchaj i mów poznaj praktyczne zwroty; szlifuj gramatykê i doskonal wymowê. Opanuj podstawy angielskiego.

Nepal trekking do bazy pod Mount Everest

Warszawa, 30 listopada 2013 r. Zarz d Dzielnicy Białoł ka m.st. Warszawy INTERPELACJA NR 436

Rodzinko poznaj nasz region

NEPAL I PÓŁNOCNE INDIE Z KALKUTĄ

Rowerowy zestaw do ³adowania firmy Nokia. Wydanie 3.0

O żorskiej młodzieży w Wielkim Mieście

Vademecum selekcji, czyli jak przeglądać i oceniać swoje fotografie

Wychowanie komunikacyjne

Postrzeganie reklamy zewnętrznej - badania

Jak wytresować swojego psa? Częs ć 1. Niezbędny sprzęt przy szkoleniu psa oraz procesy uczenia

NIEZBÊDNIK PRAKTYKANTA SPIS TREŒCI

Badania naukowe potwierdzają, że wierność w związku została uznana jako jedna z najważniejszych cech naszej drugiej połówki. Jednym z większych

GREECE- UNIVERSITY OF PATRAS

KOMUNIKATY. Anita Wojtaœ* Pracownicy z internetu. Kandydat w sieci

Im ladniej sobie poscielesz tym lepiej sie wyspisz!

Kwestionariusz AQ. Imię i nazwisko:... Płeć:... Data urodzenia:... Dzisiejsza data:...

============================================================================

RYSUNEK: WALENTYNA RYBAK

Metoda LBL (ang. Layer by Layer, pol. Warstwa Po Warstwie). Jest ona metodą najprostszą.

Himalaje Nepal

Scenariusz zajęć dla dzieci przedszkolnych I. Temat: DBAMY O NASZE ŚRODOWISKO!

Angielski bezpłatne ćwiczenia - gramatyka i słownictwo. Ćwiczenie 7

Planowany termin wyprawy to 20 kwietnia 4 maja 2016 r.!

Rower w pociągach regionalnych

: Szko³a dla dziewcz±t w Mohmandan

PODSUMOWANIE TWOJEGO WYBORU RODZINY Rodzina o kodzie SLA

ARAMIS* Dojazd samochodem do hotelu

Jak postawić tablicę informacyjną? Plan działania dla animatorów przyrodniczych

a) 1, 3, 6 b) 1, 3, 4 c) 2, 3, 4

Przedmowa. Nauczyciele mog¹ stosowaæ ró ne gry i zabawy matematyczne:

KARTA PRACY UCZNIA NR 1.

Ustawienie wózka w pojeździe komunikacji miejskiej - badania. Prawidłowe ustawienie

Ref. Chwyć tę dłoń chwyć Jego dłoń Bóg jest z tobą w ziemi tej Jego dłoń, Jego dłoń

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA

Regionalny Fundusz Gospodarczy S.A. oferuje na sprzedaż nieruchomość gruntową zabudowaną położoną w Łebie. (powiat lęborski, województwo pomorskie)

Ptaki Toruńskiej Strugi Wiosna 2012

1 Nepal z Akademią Asan 2012, jesień, ramowy program wyjazdu wersja 21 dniowa. Ramowy plan wyjazdu Nepal z Akademią Asan 21 dni (jesień 2012)

Finansujący: Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie

Jakub B. B czek. Animacja w pigułce. Co musisz wiedzieć przed wylotem do pracy? Wydawnictwo: STAGEMAN POLSKA. Copyright: Jakub B.

Angielski bezpłatne ćwiczenia - gramatyka i słownictwo. Ćwiczenie 6

Poradnik, jak zamontować kompletny cylinder z głowicą 50, 60, 80ccm.

Pobrano ze strony CZERWONY KAPTUREK

Ramowy plan wyjazdu Indie & Nepal 15 dni. Trasa: Delhi, Agra, Kathmandu, Bhaktapur, Pokhara, Chitwan NP., Lumbini, Varanasi, Sarnath, Delhi

Instalacja. Zawartość. Wyszukiwarka. Instalacja Konfiguracja Uruchomienie i praca z raportem Metody wyszukiwania...

Pomysł na weekend: Success Trip we Lwowie

============================================================================

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Scenariusz nr 18 zajęć edukacji wczesnoszkolnej. Metryczka zajęć edukacyjnych. Cele operacyjne. Środki dydaktyczne

Reguła Życia. spotkanie rejonu C Domowego Kościoła w Chicago JOM

Wybrane znaki drogowe

INSTRUKCJA DO INTERNETOWEGO ROZKŁADU JAZDY

Rozdzia³ 1 ROZPOZNANIE

Na dzisiejszych warsztatach Animacji dokończyliśmy nasze filmy.

DROGA KRZYŻOWA TY, KTÓRY CIERPISZ, PODĄŻAJ ZA CHRYSTUSEM

Słoń. (w języku angielskim: elephant; niemieckim: die Elefanten; francuskim: l'éléphant;)

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

Zmiany pozycji techniki

Angielski bezpłatne ćwiczenia - gramatyka i słownictwo. Ćwiczenie 4

Rozdział II. Wraz z jego pojawieniem się w moim życiu coś umarło, radość i poczucie, że idę naprzód.

Norma Krajów Rady Współpracy Zatoki Perskiej GS 993/1998 SASO 630 (GS 993) WYMOGI DOTYCZĄCE UBOJU ZWIERZĄT ZGODNIE Z ZASADAMI PRAWA ISLAMU

POMOC PSYCHOLOGICZNO-PEDAGOGICZNA Z OPERONEM. Vademecum doradztwa edukacyjno-zawodowego. Akademia

Irena Sidor-Rangełow. Mnożenie i dzielenie do 100: Tabliczka mnożenia w jednym palcu

ZAGUBIONY CZAS. Adam Szafraniec. Scenariusz przedstawienia. Pomoc dydaktyczna dla nauczycieli przedszkolnych i szkół podstawowych KRAKÓW 2010

Pawe Karpi ski. Zdj cie Ratusza

Zadania do planszy ZABAWY I GRY W LESIE. 1. Ułóż zdanie z rozsypanych słów i zapisz je w miejscu kropek. w nim w lesie

Lekcja 1: Ludzie, których spotka³ Pan Jezus - Chora kobieta. 2. Teœciowa Szymona mia³a wysok¹. 3. Poproszono Jezusa, aby j¹.


Strategia rozwoju kariery zawodowej - Twój scenariusz (program nagrania).

Rozdział 6. Pakowanie plecaka. 6.1 Postawienie problemu

Transkrypt:

stare i nowe texty mazeniakowe Autor: mazeno - 2013/02/22 16:59 tak mnie natchnal spaslak - wiec bede tu wrzucal, zeby mi nie poginelo, a wy se poczytajta. czesc bedzie wspinaczkowych, wiec mozecie nie kumac niektorych terminow, ale to chyba nie jest wazne. najstarszych nie mam, bo mi sie nie chce przepisywac, a nie mam w wersji elektronicznej. zaczne tak gdzies z przelomu wiekow. na poczatek z nepalu, przejazdzka po dzungli terajskiej. publikowalem go dawno temu w "wyprawy4x4". zdjecia (pomieszane z 4 roznych wyjazdow) z samego teraju zaczynaja sie tu (w trzech roznych seriach): https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_01#5709915207988122098 https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_02#5711364714793686946 https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_03#5711677167147167266 w miare mozliwosci bede dokladal do tekstow zdjecia w srodku, ale nie tak od razu, bo musze je przejrzec i linkowac. ub jatra!* eb nisko! https://lh5.googleusercontent.com/-ypyxms6iioc/tz2xp6ccvdi/aaaaaaaahh8/97yo8ggu0aq/s900/nepal_01_195.jpg Odruchowo wciskam g³owê w ramiona, choæ druty wisz± co najmniej metr nad dachem ciê arówki. Szczê ciem wielki "Tata"(*) jedzie przez wioski na tyle powoli, e mam du ± szansê ucieczki przed nag³± utrat± g³owy. Siedzê na pace nad kabin± kierowcy, wci niêty miêdzy oponê a jakie szparga³y. W dwuosobowej szoferce oprócz kierowcy siedzi jeszcze czteroosobowa magarska rodzina. Podró owanie na dachu, pomijaj±c jedyn± i w zasadzie niewielk± wadê nag³ej dekapitacji, ma niew±tpliwie wiele zalet. Ek(*): w kabinie nie da sie wytrzymaæ z gor±ca. Popo³udniowy upa³(*) powoduje, e cz³owiek pó³nocy w takich blaszankach najczê ciej czuje siê jak w piecu, a na dachu jest, choæby niewielki, przewiew. Dui: tutejsze samochody i autobusy z powodu ma³ych gabarytów cia³a azjatów (w szczególno ci mikrych Nepalczyków) nie proponuj± zbyt wiele miejsca do siedzenia i gdy przewa aj±ca wiêkszo æ bia³asów woli ze strachu przed wyl±dowaniem poza obrysem zakrêtu gnie æ siê w rodku, ja najczê ciej wybieram dach. Tin: w razie katastrofy mam mo liwo æ unikniêcia wyl±dowania razem z autobusem czy ciê arówk± trzysta metrów ni ej na dnie rzeki - zawsze jest szansa, e spadnê lub zeskoczê zanim pojazd zwali siê z hukiem w dó³. Przeje¼dzi³em parê kilometrów po highwayach Pakistanu, pó³nocnych Indii i Nepalu - tam widok wraku w rzece to adna sensacja. Chaar: st±d mam te lepsz± perspektywê do fotografowania. I na koniec, paanch - ta radocha, kiedy widzisz zdziwione gêby, gdy pó¼niej opowiadasz znajomym jak spêdzi³e du ± czê æ czasu podró y highwayem. https://lh5.googleusercontent.com/-sxdzdouow7w/tz2xtenx-oi/aaaaaaaahie/9dzfdcq0k74/s900/nepal_01_197.jpg A ten e nepalski highway to nie adna tam autostrada w europejskim czy amerykañskim tego s³owa znaczeniu. Highway najczê ciej znaczy tu "droga przez góry". I niekoniecznie przez góry typu alpejskiego - czêsto to droga przecinaj±ca zbocza przedhimalajskich "beskidów" czyli Mahabharatu, wzgórz Siwalik czy pasma Churia, dwu-, trzytysiêcznej wysoko ci "kopek" o stromych zboczach i czêstych landslide'ach czyli potê nych osuwiskach. Jedziemy trzydziestokilkukilometrowym odcinkiem takiego highwayu z Mugling do Narayangath, ³±cz±cym Pritvi Highway, wiod±c± z Kathmandu do Pokhary, z Mahendra Highway, przecinaj±c± Nepal prawie 1000-kilometrow± wstêg± z zachodu na wschód przez nizinne tereny Teraiu(*). Z Mugling wyjechali my dobr± godzinê temu, a przejechali my dopiero trzeci± czê æ drogi. Szlak znaczy pozostawiana w tyle æmaga - mieszanka spalin ogromnego diesla i wzniesionego z drogi kurzu. Na du ych odcinkach highwayu nie ma w ogóle asfaltu. Miejscami przekraczamy uprz±tniête ju i ubite kilkudziesiêciometrowej d³ugo ci odcinki b³otnych czy kamiennych lawinisk, wciskaj±cych trakt w p³yn±c± dnem doliny rzekê Narayani. Droga, choæ jeszcze nie ukoñczona, jest ju w ci±g³ym w remoncie. Mo na zaryzykowaæ twierdzenie, e du a czê æ podhimalajskich dróg dawno zwiedza Zatokê Bengalsk± i Morze Arabskie... https://lh6.googleusercontent.com/-spsstovbvk4/tz2xu7n9rni/aaaaaaaahhu/_ozpis_8ysy/s900/nepal_01_185.jpg "Tata", którym podró ujemy jest do æ skromny jak na azjatycki rodek lokomocji. Tendencja dekorowania autobusów, trucków, samochodów, riksz czy nawet dwuko³owych arb przysz³a z Afganistanu, gdzie islam zabrania oddawania czci wizerunkom, wiêc ca³a muzu³mañska sztuka od stuleci obiera drogê dekoracyjno ci. Kierowcy, dzisiejsi potomkowie odchodz±cych do historii nomadów i karnaków, obecnie dekoruj± stalowe wielb³±dy i s³onie. Wyznawcy hinduizmu maluj± na swoich "Tatach" wizerunki straszliwgo Shiwy, eby przeb³agaæ go od nieszczê liwego wypadku, buddy ci znacz± swoje pojazdy stoickim b³êkitem oczu O wieconego, muzu³manie kaligrafi± cytatów z Koranu czy elementami geometrycznymi. Najpiêkniejsze ciê arówki widzia³em na Karakoram Highway w pó³nocnym Pakistanie, niektóre mia³y ca³e szoferki rze¼bione w drewnie. Po trzech godzinach walki z zakrêtami, podjazdami, zjazdami, kurzem i gor±cem, wyj±cy diesel wje d a w koñcu na

równinê Terai. Granica krajobrazowa jest widoczna jak no em uci±³. Miejsce stromych zboczy zajmuj± roleg³e równiny poprzedzielane wielkimi po³aciami tropikalnego lasu. Kilkana cie kilometrów do celu. W koñcu energicznie walê w obudowê dachu, wysiadka! Tadi Bazaar, tutaj muszê odbiæ z g³ównej trasy do Saurahy. Zabieram swój plecak, zeskakujê, wrêczam kierowcy kilkadziesi±t rupii(*) za podwiezienie (mnie nie ubêdzie, a Nepal to biedny kraj). ub jatra, daai(*)! https://lh6.googleusercontent.com/-2h8kkryhlgg/tz2x5kyk1yi/aaaaaaaahiu/4xpju09neh0/s900/nepal_01_201.jpg apiê siê na jaki autobus pe³en westmanów, ledwo zipi±cych, wykoñczonych prawie dziesiêciogodzin± mordêg± trasy z Kathmandu. Guys, ja tu przyjecha³em na urlop po miesiêcznej wyprawie w Himalaje, wiêc oczywi cie wêdrujê odpocz±æ na dach, a wy mêczcie siê dalej. Bang, bang! Dwukrotne klepniêcie w blachê to sygna³ do odjazdu. *** Stoimy z Czarniawym przed dwuosobowym bungalowem. Nazwa³em go tak w my lach, bo ma tak d³ugie imiê, e za cholerê nie mogê spamiêtaæ, a nawet jak na lokalne plemiona ma do æ ciemn± karnacjê. Czarniawy ma nie wiêcej ni dwadzie cia lat i nie jest w³a cicielem loggi, jedynie zarz±dc±. Bungalow dzielê z jakim dwudziestokilkuletnim Angolem, który tu jest na wakacjach z matk±, mieszkaj±c± w budyneczku obok z inn± kobiet±. Du y kole, a zachowuje siê jakby trzeba mu by³o pieluchy zmieniaæ. Poza tym nawija jak najêty. Na szczê cie po jednostronnej wymianie zdañ na pocz±tku naszej znajomo ci chyba stwierdza, e jestem burak, bo niewiele siê odzywam i swój nieustaj±cy s³owotok kieruje do "Mamu ki" i do jej kole anki, które niemal mu w tym dorównuj±. Zreszt± kole spêdza prawie ca³y czas przyczepiony do mamusinej spódnicy. Sk±d siê tacy tutaj bior±? No tak, pieni±dze... A' propos: - Three hundred i ani paisa wiêcej! Co ty, my lisz, e jestem w Chitwanie(*) pierwszy raz? https://lh6.googleusercontent.com/-tzhqrg9grq4/tz2yktybfki/aaaaaaaahjg/495t_evttbo/s900/nepal_01_220.jpg I tak od kwadransa. Po przyje¼dzie targowa³em siê z Czarniawym o kimanie w bhatti(*), teraz ustalam cenê za jutrzejsze telepanie siê po d ungli na grzbiecie haati(*). To dobre miejsce na zdjêcia - trawa s³oniowa w Chitwanie siêga dwóch metrów i z wysoko ci ludzkich oczu niewiele widaæ. Obawiam siê tylko towarzystwa, z którym spêdzê czas, Angol z "Mamu k±" to straszne gadu³y, a w lesie potrzebna jest cisza. Na wynajêcie ca³ego s³onia z przewodnikiem mnie nie staæ, to oko³o 50 dolarów, na wyprawie kasa idzie jak woda, zosta³a mi jaka resztka, a chcê jeszcze wynaj±æ samochód na ca³y trzeci dzieñ i zaszyæ siê w po³udniowej czê ci Parku, gdzie jest rzeczywi cie dziko. - No, mister, two thousand, fixed price. This is government price. Nie roz mieszaj mnie, mój ty azjatycki kolego. Fixed price nie istnieje pod t± szeroko ci± geograficzn±, to dobre dla tych mierdz±cych dolarami têpaków z westu, których okazywany szacunek jest wprost proporcjonalny do grubo ci portfela rozmówcy. - Look, my friend, fixed prices are for Japaneese, but I'm not from Japan. I'm from Poland. - From Holland? Taaa, ci±gle to samo. Dopiero jak ju zrozumiej± ró nicê pierwszej litery, opuszczaj± ceny. Nepalczycy znaj± i lubi± Polaków, choæ ci czêsto niemi³osiernie siê targuj±. A mo e w³a nie dlatego - w koñcu kupowanie w Azji bez ca³ej otoczki targowania siê obra a handluj±cych. Kiedy w Kathmandu kupowa³em jaki album w ksiêgarnii poznanego rok wcze niej w jakiej podró y Kaszmirczyka. Choæ cena oscylowa³a w okolicy trzydziestu dolarów, targi trwa³y pó³tora dnia. W miêdzyczasie pewnie wiêcej wyda³ na herbatê i colê dla mnie ni zarobi³ na transakcji. A mo e to ja jestem frajer, bo mo e on ten album kupi³ za kilkana cie rupii. Ale tak naprawdê to nie jest wa ne. Ten Kaszmirczyk uwa a mnie za przyjaciela i ja jego te. W koñcu mog³em i æ gdzie indziej, ale wola³em spêdziæ ten czas gadaj±c, filozofuj±c i targuj±c siê w³a nie z nim. Rzecz w kontaktach miêdzyludzkich, takie targowanie zbli a ludzi. Tylko cz³owiek niewychowany wpada, p³aci i wybiega, traktuj±c sprzedawcê jak jeszcze jeden przedmiot w sklepie. Za miejsce na s³oniu skoñczy³o siê na 600 rupiach. To i tak du o, ale jest sezon. Jutro rano spêdzê dwie godziny bohatersko eksploruj±c ostêpy nieprzebytej nepalskiej d ungli na grzbiecie s³onia z moimi Angolami w towarzystwie dwóch innych ekip. "Mamu ka" jest wniebowziêta, m³ody za Angol lekko przera ony mo liwo ci± ekstremalnych prze yæ przy spotkaniu dzikiego nosoro ca czy jeszcze bardziej dzikiego tygrysa. *** Mia³em racjê. Ci westmani s± nie do wytrzymania. Jak oni chc± cokolwiek zobaczyæ, skoro gadaj± jak delhijscy przekupnie na Pahar Ganju(*). Swoim pytlowaniem wystraszyli pewnie nie tylko wszystkie chitwañskie nosoro ce, ale nawet i termity. Gówno zobaczymy, nie rhino. https://lh4.googleusercontent.com/-ksstjsfrerg/tz2ys_ojqyi/aaaaaaaahjw/lskwjxibkaq/s900/nepal_01_224.jpg *** Po powrocie z dwugodzinnej eskapady na s³oniach, w ciek³y na zachodnie towarzystwo, polaz³em na jungle-walk z

zapoznanym poprzedniego wieczora przewodnikiem. Mia³ wolne popo³udnie i chcia³ przejrzeæ swój rewir. Pozwoli³ mi sobie towarzyszyæ, pod warunkiem zachowania totalnej ciszy. No i w³a nie o to mi chodzi³o. Wczoraj przegadali my ca³y wieczór, dzisiaj bêdê milcza³ jak grób. https://lh6.googleusercontent.com/-orriao-35yw/tz2yaustazi/aaaaaaaahjq/3g_d27-wqi4/s900/nepal_01_216.jpg *** W niemal dwumetrowej wysoko ci trawie ju prawie go nie widzê, ale jeszcze od czasu do czasu w bezpiecznej dla mnie odleg³o ci, miga mi przed oczami jego wielki szary grzbiet. Wiêcej ni jakie pó³ godziny temu mój kumpelprzewodnik cichutko gwizdn±wszy pokaza³ mi, ebym w³az³ na drzewo i sam siê usadowi³ na wielkim pipalu, pod którym sta³. Ja wlaz³em na pochy³y konar niskiego, ale zdrowo wygl±daj±cego, jedynego w promieniu kilkudziesiêciu metrów drzewka i cicho siedzê dwa metry nad ziemi±, dok³adnie na linii horyzontu wielkiej trawy s³oniowej. W aparacie skoñczy³ mi siê w³a nie film, wiêc wymieni³em rolkê na now±. Kilkana cie zdjêæ szarego olbrzyma, zrobionych z do æ bliskiej, kilkunastometrowej odleg³o ci, usatysfakcjonowa³o mnie w zupe³no ci i teraz czekam, a zwierz sobie st±d pójdzie abym i ja móg³ sobie st±d pój æ. Jeszcze przed chwil± mia³em na niego dobry widok, ale teraz wszed³ w bardzo wysok± kêpê i ledwie widzê wygiêty ³uk jego grzbietu. Gdybym nie wiedzia³, e tam jest, móg³bym w ogóle go nie zauwa yæ w takim kamufla u. Zej æ teraz na pewno nie zejdê, bo chocia nosoro ce s± prawie lepe, za to maj± doskona³y s³uch, a zaniepokojone krokami mog± zaszar owaæ. I raczej nie chcia³bym siê wtedy znale¼æ na jego drodze, wiêc cichutko oczekujê na jego odej cie, z wolna zaczynaj±c siê w duchu niecierpliwiæ. A id¼ e sobie wreszcie, bo chêtnie bym zlaz³, ile mo na siedzieæ na tym samym drzewie! A ten nic, dalej co niucha, skubie, szura ciê kimi filarami nóg i nie zwracaj±c uwagi na moje znu enie powoli pocz³apuje i w dodatku zdaje siê w moj± stronê, co widzê ju tylko po kiwaj±cych siê wierzcho³kach wielkiej trawy. Nagle trawiasta ciana rozstêpuje siê przed potê nym stalowym pancerzem poprzedzanym dwoma antenami kosmatych uszu i zakrzywionym szpicem rogu. Dwa metry ode mnie kilkutonowy rhino z pochylonym ³bem skubie sobie zielone k³osy. No nie, takiej okazji szkoda by³oby przegapiæ. Ma³y, podnie nosek! Pstrykam cichutko palcami i to wystarczy, aby nosoro ec podniós³ ciekawie ³eb z trawy i nie przestaj±c uæ zapozowa³ do ujêcia. https://lh6.googleusercontent.com/-5k977eddvda/t0p0gf-ldzi/aaaaaaaahz0/hhxnwqewrsy/s900/271.jpg *** Zmêczony morderczym upa³em i ca³odniowym uganianiem siê z aparatem za nosoro cem po d ungli odpoczywam nad rzek± Rapti w samym rodku tropikalnego Królewskiego Parku Narodowego Chitwan s±cz±c w nadbrze nej prymitywnej knajpce niestety ciep³e piwo prosto z lodówki pamiêtaj±cej chyba jeszcze czasy króla Tribhuvana. Czekam ju tylko na koniec dnia, bo w tak makabrycznie gor±ce popo³udnie ju raczej nic godnego obiektywu siê nie zdarzy. W powietrzu rozchodzi siê jednostajny cichy szum powoli p³yn±cej rzeki i zg³uszone cykanie cyklad, czasem tylko jaka ryba wynurzywszy siê nad wodê w pogoni za komarem przerwie t± monotoniê nag³ym pluskiem. Wiêkszo æ turystów ju rano pochowa³a siê w cieniu swoich bungalowów i oprócz drzemi±cego hinduskiego barmana nie ma nikogo. Wydaje siê, e s³oñce, pomimo e dochodzi ju do horyzontu, za chwilê zagotuje powietrze, mnie i moje piwo. Dawno zamilk³ wiergot ezgotycznego ptactwa, nawet wszêdobylskie komary s± jakie ospa³e i nie tn± tak gwa³townie jak zwykle. Widocznie wyczu³y, e krew w moich y³ach niemal stoi w miejscu i na nic siê zda ich pobudzaj±cy jad. S³oñce leniwie opiera swoje odbicie na równie leniwej, pomarszczonej zaledwie, tafli rzeki. Powietrze drga. Przerywam ten mêcz±cy nastrój ciê kiego, milcz±cego i upalnego popo³udnia, niemal e w jednej sekundzie zrywaj±c siê z drewnianego sto³ka. Szybko siêgam po aparat i w milcz±cym napiêciu czekam kilka d³ugich sekund na t± jedn± chwilê. Id±ca gêsiego brzegiem rzeki grupka kilku kobiet z plemienia Tharu nie wiadomie pojawia siê na tle zachodz±cego s³oñca obitego w nurcie Rapti, jakby specjalnie nagradzaj±c wytrwa³o æ czekania. https://lh4.googleusercontent.com/-9cvup2cj2wu/tz2y1uecxki/aaaaaaaahke/pdz0tumj4tq/s640/nepal_01_229.jpg *** - Bolka-bolka! Nie, kolego, twoja bolka-bolka mnie nie interesuje. Wszystkie bolka nie maj± przedniego napêdu, to znaczy kiedy mia³y, ale teraz nie maj±. Przedni most z regu³y jest pusty, brak dyfra, brak wa³u. Bolka najczê ciej ma tylko jedynkê i dwójkê, przesuwki synchronizatora dawno rzek³y "da swidanja", reduktor... Reduktor? A co to takiego? Poza tym peda³ hamulca jest non-stop w pozycji "wci niety" i nic z tego nie wynika dla warunków jazdy. O blachach nie ma co wspominaæ. Powietrze do ga¼nika dociera prosto spod maski, ga¼nik widzia³ filtr powietrza ostatnio w radzieckiej fabryce. Bo bolka to nepalska nazwa UAZa i GAZika, prawdopodobnie od wo³gowskiego logo na niektórych uazowskich silnikach. Wystarczaj±co pozna³em tutejsze bolki doje d aj±c do Saurahy z drugiej storny rozlewiska Rapti. Wiêc bolka odpada, ja szukam czego, czym bêdzie mo na wróciæ ze stukilometrowej przeja d ki po terajskiej d ungli, niekoniecznie pchaj±c rodek transportu. Bracie, ja tu przyjecha³em odpocz±æ po prawie miesi±cu ciê kiej pracy w tych du ych, o nie onych ska³ach na pó³nocy kraju. Ot, taka ma³a Suzuka Gypsy wystarczy. Znowu popadam w trans targowania. ***

Umówili my siê, e mój guide-driver, je li siê bêdzie da³o, zawiezie mnie na drug± stronê wzgórz Siwalik, w okolice Bagaura, niemal pod indyjsk± granicê, gdzie ³atwiej ni po zaludnionej po³udniowej stronie, mo na natkn±æ siê na "wild tiger". Ano zobaczymy - z tego co wiem, szansa na "upolowanie" tygrysa jest minimalna, ale próbowaæ trzeba. W koñcu po to przyjecha³em do Chitwanu ju trzeci raz. Zdjêæ nosoro ców mam trochê, po ostatnim spotkaniu na drzewie nawet portretówki, ale dzikiego tygrysa na oczy nie widzia³em. atwiej by³o mi trafiæ w pakistañskiej Hunzie na wie e lady nie nej pantery. https://lh5.googleusercontent.com/-rxfn2-porkg/tz2yuhonmdi/aaaaaaaahj0/dcv-ftsbgrs/s900/nepal_01_225.jpg Stoimy na niewielkim urwisku nad w±sk±, ale rw±c± i do æ g³êbok± w tym miejscu, rzeczk±. Kara, mój m³ody przewodnik, twierdzi, e jeszcze tydzieñ temu by³ tu drewniany mostek, ale znios³y go gwa³towne ulewy. Fakt, kilka drzazg le y po drugiej stronie. T± Zuzi±, na ³ysych oponkach, nie bêdziemy ryzykowali przeprawy. Wyciagarkê widzia³em w Nepalu tylko raz. Tutaj nie znaj± takich cudów jak hi-lift, ta my, kotwice, szekle, trapy, ledwo ³opatê i dwie deski znalaz³em w Sauraha, tak na wszelki wypadek. Trudno, musimy nadrobiæ z powrotem kilkana cie kilometrów, eby znale¼æ bród. M³ody siada za kó³kiem, ja siê biorê za ma³o dok³adn±, bardzo schematyczn± mapê. *** Stajemy nad jakim rozlewiskiem rozprostowaæ ko ci. Kilka metrów poni ej traktu leniwie sunie rzeka, gdzie w szuwarach po drugiej stronie podrywaj± siê do lotu kormorany. ledz±c ptaki nagle s³yszê co jakby syk, co jakby warczenie. O, w mordê! Odskoczy³em za Suzukê. Kara równie przerazi³ siê nie na arty. Wysiad³szy z auta stan±³em nad niewielk± skarp±, pod któr± odpoczywa³... krokodyl. Niedu y, taki ze dwa, mo e trzy metry, ale zêbów mia³ du o i z pewno ci± ostre. Szczê ciem odwrócony by³ ty³em i niezbyt agresywny. Oszed³ kilka metrów, przyjmuj±c defensywn± postawê odwróci³ siê w stronê samochodu i wystawi³ pysk do aparatu. https://lh6.googleusercontent.com/-mtxogim7p90/tz2ypncstdi/aaaaaaaahi8/vwv1-x7oxvq/s900/nepal_01_211.jpg *** Doje d amy do poro niêtych lasem wzgórz. Kara nie radzi sobie z podjazdem, ga nie mu silnik, reduktor jest nie zapiêty, o sprzêgie³kach pewnie nawet nie s³ysza³. Mówi, e têdy jedzie pierwszy raz, z regu³y obje d a³ po zachodniej stronie, ale mamy obsuwê czasow± ze wzglêdu na szukanie brodu, ale inni przewodnicy mówili mu o skrócie. A ja mam nadziejê, e przynajmniej wie dok±d zmierza. - Kara, poka to cudo, trochê je¼dzi³em takimi samochodami, spróbujê, OK? O dziwo, choæ zagranicznym turystom nie wolno kierowaæ po Chitwanie, m³ody siê zgadza. Zapinam sprzêgie³ka, zapinam reduktor, zapinam jedynkê i heja. Powoli, bo dró kê przecina taka ilo æ korzeni i kamoli, jakby my wje d ali na Turbacz od Rdzawki. Widaæ, e tutaj oprócz rangersów chyba rzadko kto przeje d a, mo e tylko wycieczki wypasionymi Defenderami po 200 dolców osobodniówka. Ja wytargowa³em tylko ma³ego, ale dzielnego Gypsy za 45 dolców. Na twarzy m³odego widzê mieszankê uczuæ: lekkie przera enie o stan Suzuki, za któr± jest odpowiedzialny przed swoim szefem, a jednocze nie podziw dla moich poczynañ. OK, Kara, postaram siê, to tylko parê korzeni. Po drugiej stronie ³agodny zjazd doprowadza nas na olbrzymi± polanê, przy której stoi wie a obserwacyjna. Tutaj spêdzimy pó³ dnia z nadziej± ujrzenia "wild tiger". Podobno czasem tu podchodzi i zostawia k³ebki sier ci drapi±c siê o deski wie y. Sier ci jednak nie zauwa y³em. *** Dzikiego tygrysa jak nie by³o, tak nie ma. Za to napatoczy³ siê jaki Land Rover z par± Japoñców, kilkoma Amerykanami i chyba Duñczykiem. A tak chcia³em za yæ trochê samotno ci. Znowu mnie cholera bierze. Kara, wracamy. *** Wyje d amy zza zakrêtu i nasze Suzuki gwa³townie hamuje. Obaj z Kar± patrzymy zdziwieni na siebie. Stoi na rodku i nie chce siê ruszyæ. Rzek³bym nawet, e stoi dumnie jak paw, ale by³oby to zbyt oczywiste. W koñcu to paw. Wyci±gam aparat, wtedy ten z³o liwiec sk³ada ogon. https://lh3.googleusercontent.com/-tzsqdnx5lhm/tz2yif8a6ri/aaaaaaaahiw/dytlbnffph8/s900/nepal_01_208.jpg *** - Kara, tygrysa nie "upolowa³em", ale po drodze trochê fajnych zdjêæ narobi³em. W Sauraha stawiam ci piwo. https://lh5.googleusercontent.com/-dprsma0gkbs/tz2yij8dx7i/aaaaaaaahjc/_yosnyabkqs/s640/nepal_01_219.jpg

Choæ szybko nie jedziemy, jednak wznosimy niez³a chmurê za sob±. Droga jest piaszczysta, a niedawne ulewy dawno wyemigrowa³y nawet ze wspomnieñ. Tropikalny klimat pó³wyspu dekañskiego zatrzymuje siê dopiero na przedmurzu Himalajów, Terai nale y do krainy gor±ca. Nawet las nie daje och³ody przed upa³em. Chitwan czeka na przedwieczorn± burzê. Nad saurahañski brzeg Rapti docieramy w promieniach zachodz±cego s³oñca. (*) ub jatra - szczê liwej podró y. (*) Tata - indyjski trust rodziny Tata, jedno z najwiêkszych przedsiêbiorstw azjatyckich, produkuj±cych niemal wszystko, w tym samochody. (*) Ek, dui, tin, chaar, paanch - 1,2,3,4,5. (*) Kathmandu le y na szeroko ci geograficznej Kairu. (*) Terai - nizina w po³udniowej czê ci Nepalu bêd±ca naturalnym przed³u eniem niziny Gangesu. (*) daai - zwrot u ywany do mê czyzn niewiele ale wyra¼nie starszych, takie staropolskie "panie bracie". (*) 1 USD to ok.75 NRS (rupii nepalskich). 1 rupia nepalska to 100 paisa, jednak paisa prawie wysz³y z obiegu z powodu inflacji. (*) Chitwan - Royal Chitwan National Park - Królewski Park Narodowy Chitwanu znajduj±cy siê na nizinie Terai. Sauraha to jedna z czê ciej odwiedzanych przez turystów miejscowo ci w Chitwanie, z licznymi hotelikami i loggiami. (*) bhatti - bungalow, loggia. (*) haati - s³oñ. (*) Pahar Ganj - turystyczna ulica-dzielnica w Delhi, jej odpowiednikiem w Kathmandu jest Thamel. mala uwaga: z tym tytulem to nie jestem do konca pewien. byc moze znaczy to zupelnie co innego, byc moze zupelnie inaczej sie mowi, wtedy probowalem sie dogadac z jakims nepalcem jak to powiedziec, ale nie bylo to latwe, bo u nich po prostu wali sie w blache grata na odjazd (a afgancy na ten przyklad mowia: burubahajr!). musze zapytac dzieciaka (hindi zna, a nepali pachoze na hindi), ale chwilowo jej nie ma w polsce. mala uwaga do malej uwagi: dziecko mnie uswiadomilo. chcialem byc madry kiedys tam, ale nie wyszlo. poprawnie powinno byc tak jak jest teraz. ============================================================================ Odp:stare texty mazeniakowe Autor: mazeno - 2013/02/22 17:05 na drugi front krotki opowiadanko w klimacie dawnego thamelu - dzielnicy turystycznej w kathmandu z tanimi hotelikami itp. zdjecia z kathmandu znajdziecie tutaj, chociaz nie ma tam specjalnie duzo z samego thamelu (raptem moze kilka): https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_01 https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_02 https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_03 Thamel - Riksha, my friend? https://lh6.googleusercontent.com/- maevdmn6arg/tz2xfsms1wi/aaaaaaaahho/p8bxyxrhuc0/s900/nepal_01_190.jpg Riksiarze na Thamelu Mocno opalony bia³y mê czyzna mija obojêtnie riksiarza o sko nych oczach i tybetañskich rysach twarzy, znudzonego oczekiwaniem na klienta. Nawet nie chce mu siê nic mówiæ. Usta lepi± siê od coli i kurzu. Wyblak³a koszulka klei siê do spoconych pleców. W powietrzu unosz± siê pomielone popo³udniowym upa³em zapachy kadzide³ek, smród sterty mieci le ±cej na rodku rozkopanej uliczki, charakterystyczny sw±d palonego w jakim ciemnym zau³ku haszyszu. Ca³e Kathmandu od paru tygodni czeka z utêsknieniem na deszcz. W takie popo³udnie nawet karaluchy w najtañszym hoteliku nie wychodz± ze swoich tajemnych zakamarków, ale tu, na ulicach Thamelu, ycie kwitnie. Brudne dzieciaki biegaj± za ciekawskimi japoñczykami z drogimi aparatami fotograficznymi, próbuj±c naci±gn±æ ich na kupno cudownej ma ci tygrysiej. Very cheap, my friend, nepali price, two hundred rupees only. Not interested? Japaneese people not good... W cieniu dachu ma³ej pagody przy roz³o onych na sprzeda kilku marchewkach wyleguje siê stary Tamang z jaskrawo-czerwon± tik± na czole, po schodach wi±tyñki biega ma³pa. Wokó³ bia³ej, niewielkiej buddyjskiej stupy kr± y ³ysy mnich tybetañski w buraczkowo-pomarañczowych szatach,

cierpliwie krêc±c m³ynkiem modlitewnym w rytm mamrotanej modlitwy: om-mani-padme-hum-om-mani-padme-hum-ommani-padme-hum. Obok smêtnie przemyka jak cieñ wi±tobliwy hinduski sadhu, pielgrzymuj±cy od turysty do turysty w nadziei na szczodry bakszysz. W ma³ym sklepiku bez drzwi dwie amerykanki targuj± siê ze sprzedawc± o cenê ró owej sukni sari. Na czworakach podpe³za poskrêcany chorobami nêdzarz, tr±c szar± zniszczon± skór± o beton a ciarki przechodz±. Wyci±ga milcz±co rêkê w b³agalnym ge cie. Nie wzbudza zainteresowania; zaczyna ci±gn±æ jedn± z kobiet za ubranie. Sprzedawca krótkim lecz ostrym warkniêciem odgania natrêtnego ebraka, ktory nie zra ony niepowodzeniem czo³ga siê do nastêpnego stoiska. Jaki pies obw±chuje le ±ce w wysuszonym b³ocie papierowe chor±giewki z czerwon± gwiazd± i niebieskim s³oñcem, symbolami partii politycznych. "Nawet kampania wyborcza w takim upale schodzi na psy" - bia³y próbuje filozofowaæ w my lach. Wyci±ga zmiêtoszonego nepalskiego papierosa biri. "Jedyna rzecz, która w dusznym azjatyckim powietrzu smakuje jak w³a ciwa rzecz na w³a ciwym miejscu". https://lh4.googleusercontent.com/-opqnanqbga8/t0prsea0iqi/aaaaaaaahko/3vhklqadxoo/s900/028.jpg Ulice starego Kathmandu https://lh5.googleusercontent.com/-x4assa2tptk/tz2tx6qsuri/aaaaaaaag_4/3x5ko6ukfme/s900/nepal_01_066.jpg Odpoczynek bramina - spokój staro ci - Namaste, Ram, how is the business going? - przysiada na schodach ma³ego sklepiku, na których roz³o one jest niewielkie stoisko z pami±tkami. - Not good, my friend, tury ci nie kupuj±, stojê tu ca³y dzieñ i sprzeda³em tylko dwa kukhri od rana - narzeka m³ody Nepalczyk. - Hello, my friend, to co zwykle? - ze rodka sklepiku s³ychaæ g³os sprzedawcy. Skin±³ g³ow±, wstaje, k³adzie na blacie dziesiêæ rupii. Zawarto æ zimnej butelki coli z brudnej firmowej lodówki z trudno ci± przep³ywa przez zaschniête gard³o. Kucaj±c na schodkach podgl±da ruchliwe ycie ulicy. - Kolka-kolka - zrezygnowanym g³osem probuje artowaæ handluj±cy pami±tkami tubylec. Kolka czyli rosyjskie "skolko". Rosjanie handluj±cy z Nepalczykami, sami chc± zarobiæ. - Kolka-kolka - podchwytuje. - That's life. No business. Smoke? - wyciaga zawini±tko z papierosami. Siedz± tak razem ka dego popo³udnia, pal±, czasem rozmawiaj±c o niczym i o wszystkim, czasem nic nie mówi±c. Ka dy w swoich marzeniach, Nepalczyk o lepszym utargu, który nigdy nie bêdzie wystarczaj±cy, bia³y o lodowych himalajskich cianach, które nigdy nie bêd± do æ blisko domu. Obaj z zaciekawieniem obserwuj± przechodz±cych ludzi, razem siê miej± z japoñskich wycieczek w jednakowych czapeczkach, razem narzekaj± na upa³, unosz±cy siê w powietrzu smog i natrêtne klaksony samochodów. Sennie siê wlecze czas, popychaj±c leniwie niewielkie ob³oki bez nadziei na deszcz. Asfalt klei siê do opon nieustannie tr±bi±cych taksówek, pogwizduj± przeje d aj±cy riksiarze. Wydobywaj±cy siê z jakiego zakamarka nepalski love song Resampiriri próbuje przebiæ siê przez gwar uliczny. Mieni± siê kolorami wschodu sklepiki z tybetañskimi dywanami i poduszkami z odleg³ego Kaszmiru, z jaskrawymi proszkami u ywanymi do farbowania tkanin i obsypywania zw³ok przed kremacj± w wiêtym miejscu Pashupatinath, z widokówkami i panoramami himalajów, z drogimi kamieniami szlachetnymi i ich tanimi imitacjami, z gipsowymi malowanymi s³onikami i alabastrowymi buddami. Bramy tanich hotelików podpieraj± znudzeni naganiacze, w niektórych oknach dro szych hoteli cicho brzêcz± aparatury klimatyzacyjne. Z licznych restauracyjek, knajpek i barów uciekaj± zapachy przypraw, nepalskiego wina rakshi i rumu kukhri, kelnerzy uwijaj± siê pomiêdzy palmami od stolika do stolika. Z music-shopów dolatuj± d wiêki mieszanki muzycznej, jaka m³oda hippiska tañczy z kilkuletni± nepalsk± dziewczynk± w takt popularnej piosenki dyskotekowej przed mask± przeje d aj±cej wolno taksówki. Pokryte kurzem rze bione drewniane maski, pomalowane past± do butów, eby wygl±da³y jak starocie, gapi± siê dziurami oczodo³ów na g³owy przechodz±cych, wdziêcz± siê, jakby chcia³y byæ ich w³asno ci± za te kilka marnych rupii. Terkoc± maszyny do szycia w rytm wyszywanych na t-shirtach wzorków z jakami, yeti i oczami buddy, które potem bêd± zdobiæ dumne piersi westmanów. https://lh4.googleusercontent.com/-_hdtpl1vgb4/t0ltksfqlii/aaaaaaaahsu/lxvixsqf7rg/s640/nepal_02_065.jpg Plac Basantapur ze stoiskami z nepalsk± "cepeli±' Mê czyzna dla artu zaczepia mijaj±cych stoisko turystów, próbuj±c pomóc Nepalczykowi w interesie. - Hey, man, kup kukhri albo m³ynek modlitewny, very cheap, really - wyci±ga rekê z podróbk± no a wojowniczych Gurkhów. Po powrocie z gór ma tak opalon± skórê, e wygl±da na tubylca, nikt nie dziwi siê kto próbuje im wcisn±æ pami±tki. Rzadko przystaj± z chwilowym zainteresowaniem, ogl±daj± przez moment, eby odej æ bez kupienia czegokolwiek. "Przecie tu nawet nie chodzi o to, eby kto od razu kupi³, ale eby siê chocia popatrzy³, mo e przyjdzie pó niej jeszcze raz. Jak bêdzie siê tu wiêcej ludzi krêci³o, to z zaciekawienia podejd± nastêpni i w koñcu kto wyci±gnie te kilka rupii." - So long, young boy - pusta od kwadransa butelka po coli l±duje w kontenerze. - See you - odpowiada m³ody. https://lh4.googleusercontent.com/-uhq3282_jja/t0ltgptdbfi/aaaaaaaahsq/5kixe0z7mpi/s640/nepal_02_064.jpg Ulice starego Kathmandu

Mê czyzna rusza przez t³um umiejêtnie slalomuj±c miêdzy tr±bi±cymi samochodami. Przez jaki czas wa³êsa siê bez celu nie zwracaj±c uwagi na zapalaj±ce siê wiat³a na wystawach sklepowych, azjatycki wieczór zbli a siê nagle, niepostrze enie, nie ma tego d³ugiego zachodu s³oñca jaki jest w Europie. Pomiêdzy rzêdem sklepów ze wszystkim i niczym schowana jest ma³a ksiêgarnia. Pó³ki s± zawalone po sufit wszelkiego rodzaju literatur±, w wiêkszo ci angielskojêzyczn±. Przewodniki po ca³ym wiecie, albumy z Himalajami i erotyk±, ksi± ki o medytacji, krymina³y, poradniki m³odego adepta jogi, powie ci fantastyczno naukowe, relacje z wypraw himalajskich, bestsellery i kicze. Lepszy sort miesza siê z kolorowymi zachodnimi brukowcami sprzed kilku miesiêcy. Czêsto tu przychodzi, eby jeszcze raz popatrzeæ przed powrotem do domu na o nie one szczyty przez pryzmat obiektywu s³awnych fotografów, pogadaæ ze znajomym sprzedawc±. - Gor±co dzisiaj, chyba jeszcze nigdy nie by³o tak gor±co, a siê kartki klej± - artuje. O tej porze roku, zanim nadejdzie monsun, zawsze jest gor±co, ale ten rok jest wyj±tkowy. Susza daje siê we znaki wszystkim w dolinie Kathmandu. Sprzedawca jest fascynuj±co gadatliwy, robi to jednak z wdziêkiem. Bia³y ze markotn± min± trzyma w rêce album z sze ciotysiêcznikami nepalskimi. Koñcz± siê rupie a cena jest do æ wysoka - dwa trzysta. - My friend, ja wiem, e nie masz ju pieniêdzy, bo jutro wracasz do swojego piêknego kraju, do piêknej bia³ej pani. Ale ja widzê jak ty tu przychodzisz i jak patrzysz na te piêkne góry. Ja widzê w twoich oczach ten b³ysk i tê pewno æ, e ty znowu wrócisz do Nepalu. Zawsze wracasz. Mo e nie wrócisz ju wiêcej do mojej ksiêgarni, mo e do innej. A mo e do adnej, mo e wrócisz do Nepalu tylko po to, eby znowu byæ w Himalajach. Jak ja widzê jak ty patrzysz na te góry, to ja wiem, e ty je kochasz. Ja te je kocham. Ty my lisz, e ja tu prowadzê tylko interesy. e ja chcê tylko zarobiæ. Ja mogê dobrze zarobiæ na zachodnich turystach z wielkimi portfelami. A tobie sprzedam tê ksi± kê tanio. Nie patrz na tê cenê. Ja ci dam dobr± cenê, bo widzê, e nie przychodzisz tu tylko kupowaæ. Ty przychodzisz tu z mi³o ci. Ja to potrafiê zrozumieæ. Nineteen hundred only. - I don't have nineteen hundred. - Widzisz, nie jest wa ne ile masz. Jakby mia³ tylko dwadzie cia rupii to i tak bym ci tê ksi± kê sprzeda³. Bo widzê, e ty do niej têsknisz. Najwa niejsze w yciu s± marzenia i têsknota za nieosi±galnym. To tak jak z kobiet±, której nie mo esz mieæ przy sobie, bo jest daleko. Ale wrócisz do domu i bêdziecie razem. Dlatego ja ci jeszcze opuszczê cenê. eby tam daleko, u siebie w domu, móg³ byæ razem z Himalajami. Sixteen hundred. Mê czyzna wyci±ga pieni±dze z kieszeni. - I've only forteen twenty six. - OK, my friend, forteen. That's pleasure for me to make business with you. Masz tu jeszcze tak± ma³± ksi± eczkê, jako prezent od firmy. Jest stara, brzydka i ma niewyra ne zdjêcia, ale zapewne bêdziesz j± czêsto ogl±da³. Bo zapamiêtasz, bo bêdziesz têskni³ tam u siebie. Bo ona jest jak wierna kobieta, któr± siê kocha nawet jak ma osiemdziesi±t lat. Have a nice trip. https://lh3.googleusercontent.com/-vwgq3zpng6w/tz2s5rg3ei/aaaaaaaag_a/d8oyqv22pc0/s640/nepal_01_052.jpg Ulice starego Bhaktapuru Na ulicy nag³y podmuch wiatru obudzi³ pogr± one w letargu mieci, wieczór rozja ni³ siê b³yskawic±. Na zakurzony asfalt zaczê³y padaæ pierwsze od tygodni upragnione przez ca³e miasto krople deszczu. ============================================================================ Odp:stare texty mazeniakowe Autor: mazeno - 2013/02/22 17:10 trzeci text z nepalu. tym razem himalaje, wejscie na jeden z szesciotysiecznikow, dosc latwy imja tse. foty tu (czesciowo, bo to foty pomieszane z kilku wyjazdow, ale podpisy sa, wiec widac co i jak): https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_01 Cola za piêæ dolców. No i dobra. W za³o eniach mia³ to byæ tylko kolejny trek, ale na miesi±c przez odlotem z Polski stwierdzili my: trzeba wle¼æ na co ³atwego i niedu ego. Wybrali my nietrudny, bo w tabelkach ministerstwa turystyki Nepalu okre lany jako trekkingowy i w dodatku naj³atwiejszy z ca³ej taniej osiemnastki pik, ale zawsze to jaka lepsza zabawa ni zwyk³y spacerek po dolinach.

Samolotem hu ta, bo nad Kathmandu burza, odbite w skrzyd³ach b³yskawice, niez³e efekty. Na Tribhuvan International Airport l±dujemy w rodku nocy. Oczywi cie od razu wpada na nas t³um portersów, wiêc zanim podstêpnie i chytrze zabior± nam wory drê siê: - Gaaaaneeeesh! Nie ma Ganesha, starego kompana, zawsze mnie odbiera³ na lotnisku, pewnie zapi³ gdzie albo jara gandzihuanê z jakimi japonkami w my l jego nepalskiej zasady "four best things in the world: american life, chineese food, japaneese girl and nepali boy".(*) Pakujemy siê do jakiego wiêkszego vana, ustalam cenê i wio do hotelu. Nie musimy waliæ w bramê, bo jeszcze otwarta, chocia dawno po pierwszej. Na górê do pokojów i spaæ, spaæ, spaæ! Jeste my zmêczeni po kilkunastu godzinach lotu, zmianie stref czasowych i parugodzinnym odwiedzaniu starego, poczciwego, ale parnego Delhi. https://lh6.googleusercontent.com/-xwf0zzkykac/t0ls7ngfk7i/aaaaaaaahsa/zluahg73xmg/s900/nepal_02_060.jpg (Plac Durbar w Kathmandu) Rano wpadam na recepcjê, witam siê z ch³opakami: Tadeus-Mazino, nice to see you! Jest pi±tek, w soboty urzêdy nieczynne, w niedzielê rano mamy samolot do Lukli - imigrejszyn przenie li na Baneshwar, dzielnicê obok lotniska, a daleko od Thamelu, dzielnicy turystycznej, gdzie zawsze by³o pod rêk±; muszê zostawiæ wszystkie papiery Madanowi, szefowi obs³ugi hotelowej, oni to za³atwi± sprawnie w ci±gu paru godzin, a ja z Marcinem mo emy siê tymczasem pow³óczyæ po zabytkach i knajpach. https://lh3.googleusercontent.com/-nxycj1gkbp8/tz2rosyhqni/aaaaaaaag8a/gcujjhgr- WY/s900/nepal_01_005.jpg (Plac Durbar w Kathmandu, z prawej pa³ac królewski Hanuman Dhoka) Marcin jest pierwszy raz w Nepalu, co prawda wcze niej by³ w Chinach i Tad ykistanie, wiêc Azjê i jej obyczaje zna, ale i tak go tutejsze klimaty lekko szokuj±. Biorê go na Durbar, Plac Pa³acowy z Pa³acem Królewskim i zwiedzamy nepalski Wawel. Zaczepiaj± nas wszelkiej ma ci prawdziwi i fa³szywi Sadhu pielgrzymuj±cy od frajera do frajera z propozycjami typu kasa za fotki, ebracy odrzuceni przez spo³eczeñstwo, handlarze i zwykli mieszkañcy miasta. Niektórzy, eby zrobiæ na nas interes, a to proponuj± wynajêcie siê jako przewodnika, a to chc± nam opchn±æ "original Khukri, Ghorka knife, sir, very cheap, nepali price, two-thousand-rupies-only". Zawsze jest to "only", nawet na rachunkach. Inni tak po prostu, sympatycznie, chc± nas przywitaæ nepalskim "namaste". Po po³udniu jedziemy do Pashupatinath, gdzie odbywaj± siê ca³opalenia zw³ok. Kolejny raz tu jestem, odór okropny, mieræ wisi w powietrzu, jakie gnojki z Westu ³aduj± siê z aparatami wprost w rodzinê le ±cych na stosach zw³ok, jakby ich nie by³o staæ na odrobinê taktu albo przynajmniej na teleobiektyw. Pomimo odoru i ambiwalentnych uczuæ miejsce to zawsze bêdzie na mnie robi³o jakie niesamowite masochistyczno-sakralne wra enie i znowu tu przyjadê... W dodatku dobija nas upa³, jest grubo ponad trzydzie ci stopni, ca³a dolina Kathmandu cierpi z powodu suszy. Zima by³a sucha, w dodatku deszcz nie pada³ od ponad miesi±ca. https://lh5.googleusercontent.com/-0yrz7zcvzzc/t0prznknf5i/aaaaaaaahk0/rde2jlrskra/s900/031.jpg (Pashupatinath) https://lh3.googleusercontent.com/-zadhn51k9oi/tz2tu9yyhfi/aaaaaaaahag/29mdo7mqd3w/s900/nepal_01_076.jpg (Pashupatinath) W sobotê zwiedzamy z Marcinem wzgórze z buddyjsk± stup± Swayambu. Kadzide³ka, dzwonki, chor±giewki i m³ynki modlitewne. Marcina równie zauroczy³o cmentarne Pashupatinath, wiêc po po³udniu wybieramy siê tam ponownie. Poniewa jutro niedziela i lecimy do Lukli, robimy przepak. https://lh5.googleusercontent.com/-ywzdek8a428/tz2r-jsle0i/aaaaaaaag9y/dxgmpbt2x_s/s640/nepal_01_026.jpg (Wej cie do stupy Swayambunath) Na Thamelu spotykam Ganesha, umawiamy siê na wieczór na "roof top restaurant" na tarasie naszego hoteliku. Ch³opcy hotelowi nie mog±, bo zameldowa³ siê jaki Hindus i rz±dzi nimi jakby by³ maharad ±, szkoda, bo fajnie siê z nimi gada przy gorza³ce. Ganeshowi obieca³em ostatnio, e przywiozê typowo polski alkohol do spróbowania. Przyszed³ ju na bani, oczywi cie z kolejn± "japaneese girlfriend", przy szklankach opowiadam historiê o obsikanej przez ubra trawce znajduj±cej siê w butelce " ubrówki", wspominamy moje poprzednie pobyty w Nepalu, gadamy o Nepalu, Polsce, górach, turystach, z³odziejach, polityce, frajerach, dupie Mary ki... Filozofujemy, pijemy i klniemy na upa³. Rano trochê skacowani spotykamy maharad ê dr±cego siê na ch³opaków na frontdesku, a to e telewizora nie ma, a to e drogo, a to e co tam. Mam ochotê mu daæ, tak po polsku, jak to mawia³ pewnien krakowski aktor, "w ryj". adujemy siê z Marcinem z worami do samolotu, po godzinie jeste my ju w Lukli. L±dowisko robi wra enie: nie wiêcej ni sze csetmetrowej d³ugo ci pas startowy z ubitej ziemi, nachylony od poziomu o osiem stopni, awionetki l±duj± pod górê, startuj± w dó³. Trwa to kilka sekund, ale bardzo d³ugich sekund. Sir Edziu Hillary siê na ten cud wykosztowa³, podobnie jak na parê innych inwestycji w Khumbu. Obok pasa le ± szcz±tki jakiego samolotu. Nie

trafi³, ale podobno pasa erowie poobt³ukiwali tylko nosy. Nota bene gdzie s³ysza³em, e na nepalskich liniach lotniczych pilotuj± tylko Nepalczycy, Rosjanie i Polacy. W terminalu krajowym w Kathmandu wisi taki napis: "In Nepal we do not fly through the clouds, because they often have rocks in them."(*) https://lh6.googleusercontent.com/- qzqyukjpem8/tz2twaw0kci/aaaaaaaahak/54ujeacaqri/s900/nepal_01_077.jpg (L±dowisko w Lukli) https://lh3.googleusercontent.com/-jiz3l9hith4/tz2txltzvli/aaaaaaaahao/d4_9yyyyyyu/s900/nepal_01_078.jpg (L±dowisko w Lukli) Wynajmujemy tragarza, kupujemy mu doko, pleciony kosz do niesienia czê ci naszego szpeja, facet nie kuma po angielsku ani s³owa, ale za to jest tani. Dwa pierwsze dni do Namche Bazar to cie ka przez pseudod unglê, gór prawie nie widaæ, troche tylko cianê Kusum Kanguru. Na dwie godziny przed Namche pierwszy raz ukazuj± siê nam Everest i po³udniowa Lhotse, jeszcze z daleka i ledwo je widaæ, ale jednak. W Namche Marcina dopada skutek szybkiego osi±gniêcia du ej wysoko ci - zostajemy na dwie noce u sympatycznej rodziny szerpañskiej, mnie te trochê ³epetyna pobolewa. Siedzimy przy mierdz±cej dymem z jaczych gówien kozie postawionej na rodku wietlico-jadalni, gdzie s³ychaæ miarowe mruczenie "Om-Mani-Padme-Hum" dochodz±ce z pokoju modlitewnego. Lama przez ca³y dzieñ nic nie je, nie pije, wieczorem dopiero wychodzi siê przywitaæ. Ma facet siln± wolê. https://lh4.googleusercontent.com/-fhm55jhgphu/tz2t5ji2mvi/aaaaaaaaha4/vvabr9cnlkc/s900/nepal_01_082.jpg (Namche Bazar) https://lh3.googleusercontent.com/-7rcjy9yesi0/tz2ub0t6zii/aaaaaaaahbe/er6j9ubypv8/s900/nepal_01_085.jpg (Thamserku 6608m) Kilka minut za Namche widaæ ju ca³kiem dobrze masyw Everest-Lhotse, nad dolin± wznosi siê strzelista sylwetka Ama Dablam. Dzisiaj czeka nas zej cie w dó³ doliny a potem sze æsetmetrowy marsz pod górê do Tyangboche, gdzie mie ci siê tybetañski klasztor, najs³awniejszy w tych okolicach. Po po³udniu jeste my ju w Pangboche, na czterech tysi±cach. Decydujemy siê zostaæ znowu dwie noce w loggi, któr± nazwali my "U dziewczynek" - prowadz± j± dwie siostry. Po pierwszej nocy robimy dzienn± wycieczkê aklimatyzacyjn± na okoliczne pagóry i wracamy na nocleg. Wieczorem do loggi wparowa³a jaka para prowadzona przez nepalskiego przewodnika, po rysach widaæ, e kole z po³udnia kraju, nizinny. "Oni jutro musz± wcze nie wyj æ, bo maj± tylko dziewiêæ dni i chc± byæ jutro w Lobuche, a pojutrze w bazie Everestu". Bêd± k³opoty. Na nasze próby przekonania ich o beznadziejno ci takiego pomys³u odpowiedzi± by³o jedynie twierdzenie "My sobie damy radê, wyprzedzimy was, bo macie takie wielkie plecaki, a my tylko ma³e podrêczne". Nepalczyka-przewodnika nazwali my "Western Cwm 7000", bo chwali³ siê, e by³ w Kotle Zachodnim na siedmiu tysi±cach i twierdzi³, e po³udniowa Lhotse jest ³atwiejsza ni klasyczna na Everest. No, niez³y kole. Twardy byæ musi. Wieczorem wypijamy z Marcinem ca³± tutejsz± rakshi, czyli tak zwany lokaluajn (local wine). https://lh6.googleusercontent.com/-z2biwfba4zy/tz2urya7qii/aaaaaaaahby/hapjocdvtmw/s640/nepal_01_090.jpg (Klasztor w Tyangboche) Rano pytam Marcina, gdzie nasi bohaterowie. Okaza³o siê, e bohaterowie s± zmêczeni, ca³± noc wymiotowali, pewnie zatruli siê nie wie ym ry em, he, he, he, bo rakshi wypili my my... Spokojnie bez po piechu, jak spece od wysoko ci przykazali, powolutku pniemy siê dalej. W Dingboche jednak jeste my szybko, wiêc po po³udniu znowu wycieczka aklimatyzacyjna. Tym razem na punkt oznaczony kot± 5075 m, sk±d ju ca³kiem fajne widoki siê rozci±gaj±. Jeste my na zboczach Nanga Dzong, z daleka obserwujemy nasz cel, Imja Tse. Wokó³ góry, góry i góry. Wieczorem przy du ej ilo ci chhangu, smacznym tybetañskim alkoholu, jeszcze raz omawiamy taktykê aklimatyzacji i atakowania, co, my nie zaatakujemy? My?! A rano na razie dla aklimatyzacji i widoków - kierunek baza Everestu. https://lh3.googleusercontent.com/-pjuoupviqjs/tz2uvqkiwwi/aaaaaaaahbg/a4e3jwxe6y0/s900/nepal_01_092.jpg (Chorten nad Dingboche) https://lh6.googleusercontent.com/-zie- 1WRMCEU/Tz2usvzWCyI/AAAAAAAAHCM/AomPgoaHWoc/s900/nepal_01_103.jpg (Dolina Imja Khola, po lewej 3,5 kilometrowej wysoko ci po³udniowa ciana Lhotse) W kolejnej osadzie, Dughli, w³a ciwie to tylko jedna loggia, spotykamy Pepików, piêciu ch³opa i jedna baba, id± na Lhotse przez Cwm. W tamtym roku czê æ z nich by³a na Makalu, jeden ma za sob± sze æ pików o miotysiêcznych, ostra brygada, co my tam do nich, zwyk³e turysty, panie. Robimy wspólne zdjêcia i egnamy siê, ahoj, id± dalej, bo maj± du o lepsz± aklimatyzacjê ni my. Decyzja ju zapad³a rano: w Dughla zostajemy na dwie noce przedzielone wycieczk± aklimatyzacyjn± gdzie za Lobuche. Tam zjadamy wspólnie pizzê za cztery dolary, rozpusta jak na nasze mo liwo ci finansowe. Wracamy do Dughla, do sympatycznego Dorje Sherpa, który czêstuje nas chhangiem,

gotowanymi ziemniakami i piwem, najdro szym tutaj napojem i to wszystko za darmo. Uczestniczy³ w kilku wyprawach, teraz wraz z on± prowadz± loggiê i wychowuj± ma³e dziecko, pomaga mu siostra. "I'm very busy all the time, Tadeus, many trekkers, no time for the mountains, ke garne, Tadeus, have one more chhang..." Wieczorami siedzimy z Marcinem, Dorje, Lhakp±, naszym tragarzem (nazwali my go Chlapa) i jeszcze jednym zapoznanym po drodze Pemba Norbu Sherp± w kuchni, chlejemy chhang, Dorje gra na tybetañskiej mandolinie, Westmani tu nie maj± wstêpu, nie ma cocacolizmu, jest klimacik. https://lh5.googleusercontent.com/-t8ydvbcpk-i/tz2uvjm1ari/aaaaaaaahcq/4pfzllkdam0/s900/nepal_01_104.jpg (Ama Dablam od p³n.-zach.) Po trzech godzinach doj cia do osady Lobuche (w niesamowitym upale i zakurzonym, suchym powietrzu) wychodzê na jakie 5300 w kierunku po³udniowo-wschodniego filara Lobuche East, s± nawet jakie dwójkowo-trójkowe p³yty, powiewa wicherek, s³oneczko grzeje, a mimo to czuæ blisko æ lodowca. Marcin odpoczywa na dole, ma chwilowo do æ. Pewnie przez to "lokalne wino". Po powrocie do loggi kanadyjski pielegniarz mierzy mi elektronicznym cackiem za kilka tysiêcy dolców têtno i pobór tlenu przez krew. Wyniki ponoæ s± bardzo dobre, pomimo, a mo e w³a nie dlatego, e ca³y przez ca³y czas palê paczkê-dwie papierosów dziennie. No i dobrze, bo jutro idziemy na Kala Pattar. Kala Pattar, Czarny Kamieñ, to piêcioipó³tysiêczne wzgórze u stóp siedmiotysiêcznego Pumori, dok±d pielgrzymuj± trekkersi i sk±d rozpo ciera siê widok na Icefall, lodospad wyp³ywaj±cy z Kot³a Zachodniego, widaæ nawet wierzcho³ek i czê æ zachodniej ciany Lhotse. Najwiêksze jednak wra enie robi zachodnia ciana Nuptse i jej piramidalne zwieñczenie. Kusi mnie, eby powspinaæ siê na dolnej czê ci filara Pumori, wzi±³em z do³u nawet raki, skorupy i dziaby, ale tu widzê, e zanim dojdê pod cianê to minie pewnie pó³ dnia. W Gorak Shep wypijam cztery prawdziwie czarne herbaty, a nie jakie tam maczanki jak podczas reszty trasy. Marcin delektuje siê najdro sz± chyba na wiecie Col± - równe piêæ dolców za puszkê! A co! https://lh6.googleusercontent.com/-4lqlsjlkdoy/tz2vzdx07ci/aaaaaaaahdc/ph7skmu8bjs/s900/nepal_01_123.jpg (Pumori 7200m i czarne ska³y Kala Pattar na pierwszym planie) Po powrocie do Lobuche artujemy, e Kala Pattar wcale nie jest czarne, tylko niedotlenieni trekkersi maj± czarno przed oczami i st±d zapewne ta nazwa. Nastêpnego dnia niemal zbiegamy do Dingboche przez Dughla ("Namaste, Tadeus! Going back? No? Imja Tse? Good luck, Tadeus!"). W Dingboche znowu ta sama tania i biedna loggia, i znowu chhang, mlecznobia³e piwo tybetañskie. Fotografujê goni±ce siê nepalskie dzieciaki, maj± ubaw chowaj±c siê przed moim aparatem. Tu odpoczywamy resztê dnia, by rano wyruszyæ na ostatni etap treku - z Chhukhung ju tylko na pik i do domu. A nas zamurowa³o jak szybko dotarli my do Chhukhung - dochodzimy do jakich loggi, mysl±c, e to jeszcze ci±g dalszy Bibre, osady w po³owie drogi, a to ju tu! Uff, bo mieli my do æ tego upa³u... Rzucamy siê na Snickersy, drogie strasznie, dwa dolce za batona, a co tam, raz kozie wilk. Po nocy, podczas której przez piêæ minut pada³ pierwszy od pocz±tku naszego pobytu w Nepalu deszcz, postanawiamy zrobiæ rekonesans. Obieramy jednak cie kê po niew³a ciwej stronie lodowca Lhotse i zamiast pod Imja Tse, l±dujemy pod po³udniow± cian± Lhotse. Ale ogrom! Co za ska³a, jakie formacje! Fantastiko! Jooo... https://lh3.googleusercontent.com/-kfjpnoh0a4i/tz2u3zswx0i/aaaaaaaahcg/cuz76khboja/s900/nepal_01_108.jpg (Lodowiec) https://lh6.googleusercontent.com/-419q5vlpvq0/tz2uymu2wmi/aaaaaaaahcy/kinargjketi/s900/nepal_01_106.jpg (Ama Dablam od pó³nocy) eby zobaczyæ nasz± drogê na Imja Tse musimy niestety przej æ lodowiec i okr± yæ troche nasz± górkê. Przeprawa trwa pó³torej godziny, ciê kie, upalne pó³torej godziny po obsypuj±cych siê stromych, lodowych pagórkach, pokrytych wirem, kamieniami, poprzecinanych szczelinami i jeziorkami, ale warto. Krajobraz jak z Ksiê yca. Wydostanie siê na morenê boczn± lodowca to ju pestka. Podchodzimy pod Imja Tse, zbli a siê trzecia, trzeba wracaæ, nie zobaczyli my naszej drogi, trudno, mo e jutro, bêdzimy jako kombinowaæ. Ca³y nastêpny dzieñ leniuchujemy. Wpadli do loggi jacy W³osi, "Aaa, Polacco, Il Papa, Wojtyla, good skier, multo good alpinisti, Kukucka, Wielicki, Polacci bambini multo bene", strasznie weseli i towarzyscy, pomimo ich bardzo marnej znajomo ci angielskiego, a naszej w³oskiego dogadujemy siê pierwsza klasa. I tak a do pó¼nego wieczora, pakujemy szpej, wspólne zdjêcia, oni te na Imja. Maj± przewodnika Szerpê-himalaistê i dwóch tragarzy. "Phurba multo bene. Byli cie wcze niej w Himalajach? I w lodzie te siê wspinacie? Ooo, Polacco bene alpinisti, my tylko czworki, pi±tki, nie wspinali my siê w lodzie jeszcze, Phurba siê nami opiekuje, bêdzie zak³ada³ fixed rope, mo e damy radê. Phurba good Sherpa, very good." Rzeczywi cie bardzo fajny cz³owiek i bardzo rozs±dny, dobrze im rozplanowa³ aklimatyzacjê, dba o nich, nie tak jak tamten "Western Cwm 7000". Na Imja by³ sze æ lat temu, pytam go o szczegó³y. https://lh6.googleusercontent.com/-igoh_8scyq4/tz2u6wtvvei/aaaaaaaahco/97mcsqrzmrs/s900/nepal_01_110.jpg (Imja Tse 6189m)

Rano wyruszamy razem, od razu wyprzedzamy ich i dochodzimy pod nasz± górê o godzinê wcze niej, ni przewiduje czas przewodnikowy. Na Pereshaya Gyab, olbrzymim plateau, gdzie zak³ada siê basecamp, spotykamy trójkê Nowozelandczyków, którzy zeszli po trzydziestogodzinnym wspinaniu pó³nocn± grani±. Gratulujemy im, droga trochê trudniejsza od naszej i znacznie d³u sza. Warunki ponoæ kiepskie, nie ma niegu, tylko ca³y czas lodowe pipanty. Wskazuj± nam wej cie w nasz± drogê, najpierw mozolne podej cie po trawiastym zboczu, s± platformy namiotowe czyli jeste my na 5300 (High Camp) i jest problem, nie ma wody w pobli u. Odpoczywamy, doszli nasi W³osi i du a grupa Amerykanów. Z powodu braku wody decydujemy siê na wyj cie wy ej, reszta zostaje, portersi bêd± im nosiæ wodê w kanistrach. Szwajcaria. Podchodzimy ebrem na jego szczyt, dwie cie metrów pod granic± lodu zaczynaj±cego siê barier± seraków. Jeste my na 5700 i tu rozbijamy namiot. To nasz Attack Camp. Chlapa przyniós³ w mena ce wodê z pobliskiego strumyczka i delektujemy siê zupk± z proszku z mielonk±. Mamy ma³o jedzenia, wiêc planujemy na jutro tylko jedn± próbê. Chlapa ma zostaæ w namiocie i pilnowaæ, eby go krucy nie rozdziobali, lata ich tu ca³e mrowie, szukaj± resztek jedzenia. Poza tym nasz tragarz nie ma skorup ani innego szpeja, wiêc nie ma szans na wej cie w lód, choæ biega po okolicznych ska³kach jak kozica. Gêba mu siê u miecha od ucha do ucha, chyba pierwszy raz widzi takie krajobrazy, m³ody jest jeszcze. A jest co podziwiaæ: na wschodzie zza grani prawie siedmiotysiêcznego Cho Polu wystaje czubek Makalu, pi±tego szczytu wiata, z Cho Polu na po³udnie odchodzi kilkukilometrowej d³ugo ci grañ Num Ri, bardzo trudnego, niezdobytego jeszcze sze ciotyciêcznika. Resztê horyzontu na razie zas³ania masyw Imja Tse. https://lh4.googleusercontent.com/- Q20OR7sdh8w/Tz2vCmNY7LI/AAAAAAAAHC0/FvHAT_Rdy8s/s640/nepal_01_113.jpg (Na grani Imja Tse, z ty³u Ama Dablam) Wstajemy po czwartej rano, zimno, woda zamarz³a w mena ce. Papieros, herbatka, niadanko w piworkach, w miêdzyczasie nasz namiot mijaj± W³osi i Amerykanie. Wychodzimy wraz ze witem, ko³o szóstej. Przekraczamy leb, nad którym niebezpiecznie wisi ogromny serak, wchodzimy na dwójkowy filar skalny. Jankesi du o powy ej nas id± ³atw± cie k± obok filarka, a co, my nie pójdziemy filarkiem?! Na jego szczycie zaczyna siê granica lodu. Ubieramy raki, wi± emy siê, czeka nas kr± enie po labiryncie szczelin, seraków. Rzeczywi cie, Nowozelandczycy mieli racjê. Tu gdzie jest bardziej p³asko, na polach lodowych wytopi³ siê nieg i balansujemy teraz po lodowych ig³ach, pó³torametrowej wysoko ci pipantach, uwa aj±c, eby siê na który nie nabiæ. Po przej ciu szczelin Marcin ma do æ tachania przed sob± liny, która i tak jest niepotrzebna, rozwi±zujemy siê, zostawiamy jedn± po³ówkê z jego plecakiem i idziemy dalej osobno. Jest bezpiecznie, bo przed nami tylko du e pole lodowe bez wie ego niegu i szczelin a do samej ciany podszczytowej. Dochodzê do ciany, przekraczam mostek lodowy na szczelinie brze nej i krzyczê do Marcina, e Szerpowie Amerykanom rozwiesili porêczówki, bêdzie móg³ skorzystaæ, jak bêdzie chcia³. Sam nie mam na to ochoty, bo ciana nie jest strasznie stroma, wiêc wbijam dziaby w lód i lezê na ywca (w koñcu nie jest trudno) bardziej po prawej, eby im nie przeszkadzaæ w zjazdach. Dziwnie zje d aj±, jakby pierwszy raz byli w górach, ka dego prawie obs³uguje jaki Szerpa, ca³y tramwaj, jak z San Francisco. Ci Jankesi z daleka mierdz± komerch±. Po dwustu metrach siekania w ociekaj±cym wod± lodzie (znowu ten upa³!) wychodzê na grañ. Do szczytu kilkadziesi±t metrów w prawo, gdzie w kopu³ê wchodzi w³a nie ostatni z W³ochów. O jedenastej z minutami jestem na piku. https://lh3.googleusercontent.com/-zfshspcbifq/tz2vgi1505i/aaaaaaaahc4/73h-ljw2ou8/s640/nepal_01_114.jpg (Na szczycie Imja Tse) Na po³udniowym zachodzie iskrzy siê w s³oñcu piramida Ama Dablam. Widaæ Kang Taiga, Thamserku, Kusum Kanguru, Lobuche Shar i Nup, inne sze ciotysiêczniki. Dooko³a morze, morze gór, tylko od pó³nocy gro¼nie nachyla siê nad nami po³udniowa ciana Lhotse, zas³aniaj±c horyzont. https://lh4.googleusercontent.com/- Ku9ukGVDjXY/Tz2vOrs4NeI/AAAAAAAAHDE/GOKv74yNWP4/s640/nepal_01_117.jpg (Widok z Imja Tse na po³udniow± cianê Lhotse) Wzajemne mi ki gratulacyjne z W³ochami i Phurb± Sherp±, fotki i plotki. Zaczynaj± schodziæ, ja czekam na Marcina. Zostawili nam stanowisko zjazdowe z lin± i czekaj± ni ej. Marcin dochodzi po dwudziestu minutach: "Tadek, to ju? Ale mam do æ, ledwo yjê, piæ. Amerykanie wziêli porêczówkê, a ja zostawi³em drug± dziabê pod cian±, idê tylko z jedn±. Zrób mi zdjêcie." I w tym momencie jego aparat klêka. Klik, zaciê³o siê. A nu co wyjdzie? https://lh3.googleusercontent.com/-rlmnwpfjkjq/tz2vmplv-pi/aaaaaaaahda/ffe6bomvcha/s900/nepal_01_116.jpg (Panorama z Imja Tse na skaliste Makalu z ty³u, Cho Polu po lewej i Num Ri z prawej) Marcin zje d a, ja wyci±gam rubê i trochê schodzê. Zak³adam j± znowu na grani i ka ê zje d aæ po kolei Italiañcom, Marcinowi i Phurbie, bo mam z ca³ej tej grupy chyba najwiêksze do wiadczenie w lodzie, mo e oprócz Phurby, ale on idzie z jedn± dziab± i bez raków, ma ch³op fantazyjê! "I'm sorry, my friend, but I don't have crampons..." "Dobra, nie ma sprawy, zje d aj, tylko uwa aj, szkoda by Ciê by³o." Czemu agencja mu nie da³a sprzêtu?! Czemu W³osi siê nie zainteresowali?! Na cztery zjazdy robiê jeden, idê ostatni i wyci±gam prawie ca³y szpej ze stanowisk, zostawiam tylko jedn± rubê i jedn± szablê lodow±. To trochê taka polska oszczêdno æ (w koñcu centu krakowski

jestem), choæ z jednej strony szpej by³ po czê ci w³oski, to z drugiej strony, kto wie co siê bêdzie dzia³o na szczelinach, czy jaki serak nie zmieni³ konfiguracji na tyle, e trzeba bêdzie biæ to elastwo, a nie ma tego zbyt du o, bo po co tyle nosiæ... Jeste my z powrotem na tych cholernych polach lodowych. Piæ, piæ, piæ, co ja bym da³ za ³yk herbaty! Zosta³o parê kropel w termosie na dole, Marcin zostawi³ go nad serakami poni ej. Resztka czekolady smakuje w spêkanych ustach jak smo³a. Phurba Sherpa czêstuje mnie papierosem, moje skoñczy³y siê rano, ch³opie, na rêkach Ciê bêdê nosi³! Nepali Shikhar good! https://lh6.googleusercontent.com/-8qdhb36wij4/tz2u8qgxxti/aaaaaaaahcs/v2hrlqpadzi/s640/nepal_01_111.jpg (Nasz namiot) Do namiotu dochodzimy oko³o szesnastej, Chlapy nie widaæ. Drê siê za nim, odpowiada mi cisza. Zabra³ siê mato³ na dó³, do Chhukhung uciek³, szuja wredna! W dodatku zabra³ nasze lekkie buty i plecak! Na szcze cie naniós³ wody, napili my siê. Ustalamy, e Marcin odpoczywa, ja schodzê po Chlapê a do Chhukhung i pogoniê go rano na górê do namiotu z butami i po szpej, zejd± razem nazajutrz. Nogi mnie bol± od skorup, klnê w my lach i na g³os g³upotê naszego portera, do Chhukhung czeka mnie ³adnych kilka godzin po kamolach w plastikach, ale my l, e w nocy bêdê spa³ w wygodnej loggi, a nie gdzie na prawie sze ciu tysi±cach pod namiotem i persektywa dobrego jedzenia (i oczywi cie chhangu) s± nie do odparcia. Chlapê spotykam w ród innych Sherpów w dolnym obozie W³ochów i Jankesów, brakowa³o mu towarzystwa, w³a nie siê pakowali i wszyscy maj± schodziæ. Opieprzy³em go zdrowo za te buty, przebra³em skorupy na lekkie, kaza³em mu i æ w górê do Marcina z jego butami i zapytaniem czy schodzi. Chlapa wróci³, Phurba t³umaczy z nepalskiego, e Marcin zostaje na noc, jest bardzo zmêczony, ju pi. Trudno, nasz tragarz pójdzie do góry jutro rano. https://lh3.googleusercontent.com/-ltnsljujvye/tz2u5pdvtmi/aaaaaaaahck/ksfoywe2xdc/s900/nepal_01_109.jpg (Na lodowcu) Do Chhukhung dochodzimy ju po zmroku, ledwo co zjadam i walê siê ledwo ywy na pryczê. Marcin z Chlap± przyszli przed po³udniem, tragarz tak siê przej±³, e nie pozwoli³ Marcinowi nic nie æ, wszystko sam zniós³ na dó³. Duuu o picia, duuu y obiad i schodzimy, schodzimy, schodzimy! (*) - cztery najlepsze rzeczy na wiecie: amerykañski styl ycia, chiñskie arcie, japoñska dziewucha i nepalski ch³opak. (*) - W Nepalu nie latamy w chmurach, bo one czêsto maj± w sobie ska³y. ============================================================================ Odp:stare texty mazeniakowe Autor: mazeno - 2013/02/22 17:25 kolejny text z nepalu. tym razem przejscie kuluarem lowe/kendall na wschodniej scianie lobuche shar. foty z tego przejscia zaczynaja sie tu: https://picasaweb.google.com/mazeno.pl.01/1998_2000_nepal_01#5709913124572552498 opowiadanko jest przemieszane chronologicznie. Kuluar nafciarzy - Dobra, spróbujê wprost, ale zostawiê ci wór. Za nami pierwszy wyci±g, bardzo ³adny, twardy lód, miejscami lekko siê wywieszaj±cy, kilka progów naciekowych. Przed sob± powy ej stanu mam nieciekaw±, bo kruch± przewieszkê przechodz±c± w kominek z zaklinowanym kilkudziesiêciokilogramowym g³aziorem. Charatam rakami po skale, staram siê znale¼æ jak± szczelinê dla dziaby, iskry lec±. Dodrapa³em siê pod kamieñ, muszê siê pod nim przecisn±æ na tyle delikatnie, eby go nie spu ciæ partnerowi na g³owê. Danek wisi pode mn± cztery metry na dwóch s³abych rubach lodowych, a ja nie mam przelotu. Adrenalina wzrasta do poziomu gro ±cego wykipieniem. Parê chwil pó¼niej jestem nad g³azem, ale to nie koniec przyjemno ci. Znajdujê siê na stromej p³ycie pokrytej grub± ale ma³o stabiln± warstw± niegu, oby tylko nie wyjechaæ... Do koñca p³yty kilkadziesi±t metrów a nie zanosi siê na jakikolwiek przelot. Po kilkunastu minutach skrajnie wyczerpany fizycznie i psychicznie dochodzê do pod³u nej ny y. Na jej prawym krañcu widzê pocz±tek drugiej czê ci lodospadu - nareszcie jest miejsce na stanowisko. adujê trzy porz±dne ruby i drê siê na dó³: - Mam autooo!...

https://lh4.googleusercontent.com/-ycbijmz9swg/tz2v1knsfni/aaaaaaaahem/c7ydytpc1lc/s640/nepal_01_135.jpg Wschodnia ciana Lobuche Shar https://lh6.googleusercontent.com/-vf3wqmj5rr8/tz2v3coye2i/aaaaaaaaheq/hmalkjr9gaa/s640/nepal_01_136.jpg Kuluar Lowe/Kendall https://lh6.googleusercontent.com/-dv8nwrqneto/tz2v-pdi9ri/aaaaaaaaheg/q7n5xuro7ze/s640/nepal_01_140.jpg Wej cie w kuluar Danek do æ d³ugo siê mêczy z przewieszk± i zawieszon± nad pleami want±, zw³aszcza, e teraz targa oba nasze plecaki. Wisi tam chyba z godzinê, wory nie chc± przele¼æ. W ny y jest pieroñsko zimno, zaczynam nie¼le marzn±æ. Z zimna chyba siê zlejê w goreteksowe gacie. Siedzimy w cianie od ponad trzech godzin, a to dopiero koniec drugiego wyci±gu. A ile jeszcze przed nami... A mi siê tak chce. Popu ci³em trochê nawet. Danek po pó³torej godzinie wreszcie jest. Z niewys³owion± ulg± siêgam w koñcu do rozporka. Lód pod nami zabarwia siê charakterystycznie. https://lh4.googleusercontent.com/-rluvo1axes0/tz2wg09b2ji/aaaaaaaahes/5f7wdgc0brq/s640/nepal_01_143.jpg W kuluarze - trzeci wyci±g https://lh3.googleusercontent.com/-4-yudarqf1i/tz2wjacsysi/aaaaaaaahew/whaw_bc_pb0/s640/nepal_01_144.jpg Na pó³wisz±co na stanowisku - Kurna, z tymi worami to szlag by trafi³, to i tak dobrze, e idziemy na lekko... Co mamy dalej? - Za kancik po prawo i na tê kaskadê. Odpocznij sobie, a ja siê teraz rozgrzejê - widzê, e jest ledwo ywy, podobnie jak ja przed godzin±. Nad nami i cie podrêcznikowy odcinek lodospadu. Przepiêkny wyci±g! Ca³e piêædziesi±t metrów pionowego lodu. Tylko nie wiadomo sk±d leje siê po tym woda! Chyba to wytopiony na grani nieg, bo widaæ, e w dole upa³ musi byæ niemi³osierny, s³oñce pewnie grzeje jak w piecu, na niebie ani jednej chmurki, tylko my niestety nic z tego nie mamy, bo siedzimy w kuluarze i w dodatku na wschodniej, mrocznej cianie... Wspinanie idzie mi do æ szybko, zak³adam tylko dwa przeloty, ale tu ju siê nie bojê, e polecê. Dziabki siadaj± w lodzie idealnie. Wlaz³em na lodow± pó³ê, do koñca mam jeszcze trzymetrowy próg, ale Danek drze siê z do³u, e koniec liny. wienie, miejsce na stan jest wprost wymarzone. W porównaniu z poprzednim, pó³wisz±cym - niebo a ziemia. ci±gam partnera równie szybko, jak on mi podawa³. - Wyjd¼ od razu na ten próg, zrobiê ci fotkê. To pierwsze miejsce od pocz±tku drogi, w którym mogê wyci±gn±æ z plecaka aparat. - Goñ dalej, tam ju chyba jest ³atwiej. Krzyknij co widaæ. - Wiesz co, Mazeno, ci±gnê ciê tutaj, pójdziemy dalej z lotn±, teren siê k³adzie. - Dobra, likwidujê. Trzy ruchy czekanami i jestem nad progiem. Rzeczywi cie, kuluar z pionowego siê robi po³ogi, nad sob± mamy wiêcej niegu ni lodu. Teraz to jest tylko jakie sze dziesi±t, siedemdziesi±t stopni i co chwila kilkumetrowe progi, a nie wiszenie na czubkach raków i dziabek non stop. Po lewej stronie nad stromym zachodem odchodz±cym z kuluaru widaæ chyba nawet grañ. - Wydaje mi siê, e do gani niedaleko, patrz, najwy ej jakie dwa, trzy wyci±gi... Po kolejnych dwóch godzinach optymizm lekko zmala³. Progów jest coraz wiêcej i coraz trudniejsze, a koñca ciany nie widaæ. Du a czê æ liny ci±gnie siê za nami, bo idziemy niemal ³eb w ³eb. No i tak siê to musia³o skoñczyæ. - No, esz kurna! Przez moment odpoczywali my przy bocznej cianie kuluaru i tam w³a nie teraz zaklinowa³a siê lina. Próbujê zrobiæ falê, szarpiê, ani drgnie. Trudno, wracam wyci±gn±æ. Prawie czterdzie ci metrów w dó³. Nie chcia³o siê sklarowaæ to teraz masz. M±dry Polak po szkodzie. Dochodzê do Danka. - Gdzie ta cholerna grañ? Mia³a ju dawno byæ! Robi siê ciemno, zak³adamy czo³ówki, na szczê cie teren jest taki, e da siê zabiwakowaæ na pó³siedz±co w niektórych miejscach, ale decydujemy siê skoñczyæ drogê. Znowu zaczynamy siê normalnie asekurowaæ, bo progi s± coraz trudniejsze, a mo e to my jeste my coraz bardziej zmêczeni?... Po kolejnych dwóch wyci±gach, mimo ciemno ci w koñcu widzê ju chyba grañ. Jestem wykoñczony, rubê ledwo mi siê udaje wbiæ do po³owy. Lina jest tak oblepiona lodem, e nie chce przej æ przez ósemkê. Rezygnujê z przyrz±du i po prostu przek³adam przez karabinek, nawet bez wêz³a. Danek, eufemistycznie mówi±c, równie niezbyt pe³en energii dochodzi do mojego stanowiska, ale go przeganiam: - Do grani masz kilkana cie metrów, dokoñcz ju. Jedno uderzenie czekanem, chwila odpoczynku. I znowu. I znowu. W koñcu zakomunikowa³, e jest, ale stanowiska ju nie ma si³y zrobiæ. Nic to, idê, ³atwo ca³kiem, tylko to zmêczenie... W koñcu p³asko! Nigdzie nie idê dalej, tu kiblujemy! Rzucamy szpej na nieg, rozgl±damy sie w wietle czo³ówek i... okazuje siê, e jeste my na ma³ym seraku. Schodzimy grani± kilka minut i w koñcu trafiamy na pas ska³ek. Co nad nami, nie widaæ, wiêc pod ska³kami bedzie raczej bezpiecznie. Rozk³adamy enercetki, rozsznurowujemy tylko skorupy i

walimy siê spaæ. Bez jedzenia, picia, piworów, namiotu i karimat na sze ciu tysi±cach metrów. https://lh4.googleusercontent.com/-ogjr8gf_9x4/tz2wr1kvyii/aaaaaaaahfe/pihasi8vh_s/s900/nepal_01_149.jpg O poranku (***) Rozpycham siê ³okciami i worem przez oblegajacy nas t³um naganiaczy. Trekkersom nie dajê nawet sekundy na zastanowienie siê, w któr± stronê maj± i æ, bo zaraz ich plecaki rozejd± siê z naganiaczami po ró nych taksówkach i zaraz ich bêdê musia³ kolekcjonowaæ od nowa. Z daleka wybieram wzrokiem vana, bo jest nas osiem osób. Nie zwa aj±c na protesty pakujê plecaki w miêdzyczasie targuj±c cenê. Sadowiê siê z Dankiem ko³o kierowcy, reszta z ty³u, i za 160 rupii doje d amy w kilkana cie minut z lotniska do centrum. Pootwierane szyby, bo upa³ nieziemski. Na Thamelu okazuje siê, e w³a nie dzisiaj mamy Holi, wiêc przez okno samochodu l±duj± na mnie pierwsze litry kolorowej farby. Koszulka sponsora z granatowej robi siê hippisowska. Papieros nie nadaje siê do palenia. Twarz i w³osy mam czerwone. Elegancko. Welcome to Thamel, bia³asie. Jest dobrze. W hotelowym holu Madan (nazwijmy go kierownikiem zmiany) obejmuje mnie za ramiê poklepuj±c i ciesz±c siê z widoku mojej wrednej gêby jak ma³e dziecko. Ostatni raz mnie widzia³ rok temu. W oczekiwaniu na przygotowanie pokoi zamawiam dla wszystkich dwa du e dzbanki herbaty, które dostajemy po niemal pó³ godziny. Trekkersi siê trochê burz±, ale to lekcja dla tych, co tutaj pierwszy raz: nie jeste cie w swoim biurze, macie wakacje, a Azja siê nie spieszy, wiêc wy te siê nie spieszcie. https://lh6.googleusercontent.com/-v6ppubyadsm/tz2swo044ii/aaaaaaaag-s/qhz12e2g950/s900/nepal_01_047.jpg Bhaktapur - jedno z miast w dolinie Kathmandu Pó¼nym po³udniem siedzimy na obiadku w Brezel Bakery, bo moja ulubiona Feed And Reed dzi nieczynna. Z tarasu widaæ jak trzech m³odych Nepalczyków smaruje w³a nie jakiego protestuj±cego Westmana farb±. Niech wie i siê uczy! Popijamy kolorowymi gêbami zimne piwo i przez bambusowe rurki s±czymy gor±c± thongbê, tybetañskie piwo ze sfermentowanego prosa zalewanego wrz±tkiem. Pierwsze wstêpne rozmowy zapoznawcze w grupie, ja wiêkszo æ z nich ju dobrze znam. Potem w³óczymy siê trochê po mie cie i robimy sobie luz do wieczora. A wieczorem... ubrówka na stó³ i nocne Polaków rozmowy na dachu hotelu w ciep³± noc. Arek i Andrzej, kuzyni, bêd± w Nepalu krótko, tylko tydzieñ, wiêc zwiedz± miasto i jad± na trzy dni na po³udnie do Chitwanu na zorganizowany pobyt poogl±daæ nosoro ce. Szczegó³owo, niemal godzina po godzinie, obja niam im jak to ma wygl±daæ. A wiêc wcze nie rano takim a takim autobusem z Kantipath na rafting, tu wysi± æ, tu p³ynaæ, tu uwa aæ, eby nie wylecieæ za burtê, tu wios³owaæ ile wlezie jak ka e przewodnik pontonu, tu obiad na pla y, tu poopalaæ siê pod wisz±c± ska³±, tu wysi± æ i kazaæ obs³udze z³apaæ okazjê do Bharatpuru, tu uwa aæ na zielony ogród z reklam±, tu was zabior± autobusikiem albo jeepem do parku, dwa dni w Chitwan National Park, szwedzki stó³, jazda na s³oniach, p³ywanie ³ódk± po Narayani, pokazy tañców przy tharskiej muzyce, wieczorem prelekcja ze slajdami, pe³en wypas, full service, Szwajcaria po prostu, dzikie nosoro ce, dzikie krokodyle i dzikie tygrysy. Jak zwykle niezawodnie wpada Ganesh, znanymi sobie tylko kana³ami dowiaduj±c siê, e w³a nie wyl±dowa³em w Kathmandu, jak zwykle niezawodnie z japoñsk± dziewczyn± u boku. Ku utrapieniu m³odego kuchcika, który ju chyba dawno zrezygnowa³ z nadziei na spokojny sen, zamawiamy furê arcia. Polskie, nepalskie, angielskie i japoñskie pogaduszki mieszaj± siê w oparami ubrówki, rumu Khukri XXX, papierosów, Wyborowej, azjatyckiej mieszanki zapachowej kadzid³a, chili, kurzu, curry i trawki. Do drugiej w nocy jeszcze zd± ymy oblecieæ z Trybkiem ze trzy razy do tutejszego "supermarketu" po kolejne dostawy rumu Khukri XXX. Ma³y samolot l±duje na nied³ugim i stromym pasie startowym. Lukla. Pierwsze co robiê to w ród setki chêtnych tragarzy wynajdujê dobrego znajomego Pembê Norbu i po krótkich targach znajduje mi trzech m³odych ch³opaków. Tylko ja z Dankiem mamy ze sob± mnóstwo szpeja do wspinania, oprócz tego trekkersi, wiêc a trzech tragarzy i Pemba jako sirdar, ale te nios±cy. Na dzieñ dobry mamy zlewê, ale na szczê cie krótk± i po po³udniu docieramy spokojnie do Pakding. Na drugi dzieñ mijamy Jorsale, podpisuj±c siê w ksi± ce wej æ i wyj æ do Parku Narodowego Sagarmatha, przy podej ciu pod Namche dopada nas nieg. Niektórych g³owy zaczynaj± boleæ, wiêc zostajemy tu na dwie noce. Rano wychodzimy z loggi i... zaraz wracamy po okulary lodowcowe. wie o spad³y w nocy nieg i pal±ce s³oñce razi do bólu. Ju uzbrojeni w ciemne szk³a wszyscy wychodz± za za³amanie cie ki wiod±cej w stronê lodowca Khumbu na pierwsze zdjêcia Everestu i Lhotse. Zasypana niegiem dolina zakoñczona po³udniow± cian± Lhotse robi wra enie nawet na mnie, choæ widzê j± nie pierwszy raz. Ca³a grupka stoi i milczy, s³ychaæ tylko migawki. Stojê z ty³u i nie przeszkadzam im. https://lh4.googleusercontent.com/-tt_dkr9rtr8/tz2uaphywwi/aaaaaaaahba/_4jkpc29pmc/s640/nepal_01_084.jpg Widok na Everest i Lhotse oraz dolinê Imja Khola z okolic Namche Bazar - Niech zgadnê, Trybek studiuje menu! - pozostali ch³opcy w³a nie dochodz± do Dingboche. I rzeczywi cie, na otoczonym kamiennym murkiem "chautara" placyku Trybek walczy z wiatrem targaj±cym kartk± z ciapatami, eggsami, rajsami and curry, potatami z tomatami, itepe. Po byczej wy erce w postaci porid u i du ych ilo ci jajek na twardo

zalegamy na ³awach w kuchni malutkiej i stareñkiej loggi prowadzonej przez mi³a starsz± parê szerpañsk± i delektujemy siê chhangiem, mêtnym, bia³awym piwem o od wie aj±cym, ch³odnawo-kwa nawym smaku. Chhang jest pêdzony w jakim starym plastikowym barrelu pozostawionym przez któr± z wypraw, ale smakuje wybornie i pomimo ma³ej ilo ci zawartego w nim alkoholu szybko opanowuje dobrymi humorami nasze szare komórki. Nastêpnego dnia trekkersi lecz± kaca, a my z Dankiem robimy wycieczkê aklimatyzacyjn± na poblisk± ba³uchê oferuj±c± liczne widoki na okolice: z ty³u najbli sze Nanga Dzong i Pokalde, dalej Nuptse i wielka ciana Lhotse, po drugiej stronie doliny Ama Dablam, na zachód wisz±ce nad wiosk± Periche sze ciotysiêczniki Taboche i Cholatse, dalej na wschód Imja Tse, wielkie Baruntse i pi±ta góra wiata, Makalu. Dolina, jak codzieñ po po³udniu, zasnuwa siê mg³±, a raczej niskimi chmurami. Za po zmroku, ju wczesnym wieczorem, mamy codzienn± feeriê gwiazd na niebie. https://lh4.googleusercontent.com/-8fnfuaqi1pw/tz2vy0wppgi/aaaaaaaahei/gjb6l07na1e/s640/nepal_01_134.jpg To trzeba zabraæ w cianê Dughla-Thukla. Nie pytajcie, która nazwa jest w³a ciwa, w Nepalu wszystkie nazwy s± w³a ciwe, tylko siê je inaczej pisze. W³a ciciel jedynej tu loggi, Dorje, wita nas szczególnie mi³o, bo mnie zna. Opowiada mi co przez ostatni rok siê u niego wydarzy³o ciekawego, chwilowo nie ma jego ony, która zajmuje siê loggi± w niedalekiej osadce Dzonglha, pomaga mu za to jego siostra, dzieciak strasznie podrós³. Wieczorem, gdy wiêkszo æ zachodnich trekkersów umiera na migrenê (A gdzie oni siê tak spiesz± do góry?! Przecie im ten Everest nie ucieknie.), znowu jak przed rokiem, przy cichym pobrzdêkiwaniu szerpañskiej mandoliny rozmawiamy w kuchni, Dorje, Pemba i ja. Zza drzwi wy³ania siê g³owa Trybka i informuje, e w salce gdzie mamy spaæ na piêtrowych le ankach, rzyga jaka gruba Amerykanka. By³o tak w³aziæ na górne piêtro le anki? A aklimatyzacja? No? https://lh6.googleusercontent.com/-bku3e050fio/tz2wlz8bezi/aaaaaaaahfw/rj_t6x68vta/s900/nepal_01_160.jpg Dorje Sherpa z on± Tym razem my z Dankiem siê porzygali my. Bynajmniej nie z powodu wysoko ci, lecz z narodowego braku umiaru w piciu ró nych dziwnych mieszanek. Mówi±, e Polak wszystko wypije, hori³ka, arak, kumys, rakshi, a nawet brzozówka to dla niego nie dziwota. Ale zacznijmy od pocz±tku. Zostawiwszy czê ci trekkingowej naszej ekipy dzieñ drogi na Kala Pattar i opiekê w osobie Trybka, który odwiedza³ ju kiedy Nepal, rozbili my biwak pod wschodni± cian± Lobuche Shar (zwanym przez niektórych East) z zamiarem atakowania tej e nastêpnego dnia, a poniewa susza panowa³a w okolicy okrutna (granica niegu podnios³a siê przez ostatnie kilka lat o dobre kilkaset metrów) wziêli my ze sob± z poni ej po³o onej osady Lobuche kanister z wod±. O ile wieczorem jeszcze ciurka³ w okolicy namiotu maleñki strumyczek i korzystali my ze wie ej wody, o tyle pó¼nym wieczorem zamarz³. Wiêc haj e o poranku przed wspinaniem (tzn. o drugiej w nocy), robiæ na tej wodzie a to zupki, a to herbatki, a to inne smakowito ci w postaci bidonowo-termosowej. Dziwnie jako smakuje ten poranny grysik, herbata równie. W±cham kanister. O, ja durny! O, frajerstwo tego pado³u! Czemu nie sprawdzi³em, co by³o wcze niej w tym kanstrze zanim niczego nie podejrzewaj±cy tragarze wypo yczyli go z jednej z loggi, nape³nili wod± i przytargali razem z naszym szpejem pod cianê? Przecie aden koncern paliwowy nie jest naszym sponsorem! I tak w³a nie zostali my z Dankiem "nafciarzami". https://lh4.googleusercontent.com/-9fiskjulcda/tz2v5bsg3ki/aaaaaaaaheu/a1wl6vo_nz4/s900/nepal_01_137.jpg Nasz namiot pod cian± Po odchorowaniu w Lobuche (Danek pierwsze pó³ dnia rzyga³, drugie pó³ spa³, ja wypi³em na odtrutkê kanister jaczego mleka i tyle wyrzyga³em) wieczorem byli my na powrót pod cian±. Termos mierdzi, bidony mierdz±. Nic to Ba ka, jak mawia³ pewien ma³y rycerz do Oleñki. W nocy wychodzimy, eby zacz±æ ³oiæ ko³o pierwszego s³oñca. Ale jak mamy ³oiæ, skoro prowadz±cy (w mojej osobie) ma jeszcze sraczkê na podej ciu?! Ale Polak jak popije ró nych p³ynów to twardy, ma fantazjê i potrafi. Po przej ciu ciany, po mro nym biwaku na grani w samych polarach i goretach na wysoko ci oko³o 6000m, przy braku normalnych p³ynów, bekaj±c jeszcze naft±, odpuszczamy ³atw± ju dalsz± drogê na pik i schodzimy ³atw± drog± klasyczn± do Dughli, gdzie maj± czekaæ na nas trekkersi po powrocie z Kala Pattar. Ju niemal w dolinie spotykamy Pembê, który nios±c picie w termosie wyszed³ po nas i wzi±³ od nas plecaki ze szpejem. Kocham ciê za to, Pemba Norbu Sherpa! ============================================================================ Odp:stare texty mazeniakowe Autor: mazeno - 2013/02/22 17:29 tera pakistan. 2006 rok, proba z kuba hornowskim na gulmit tower, dziewiczej turni w karakoram. do dzisiaj dziewiczej. z powodu tego, ze w polowie sciany spadla nam jedyna puszka z gazem, a bez gazu nie ma wody i wspinania (chociaz jeszcze walczylismy przez prawie caly dzien), zabraklo nam jakies 250m do szczytu. najgorsze jednak bylo przejscie przez polamany serakami lodowiec ponizej turni. zdjecia z tej wycieczki tu:

https://picasaweb.google.com/mazeno.pl/200609_gulmit_tower male wytlumaczenie tytulu: dynema to potocznie rodzaj tasmy z bardzo wytrzymalego materialu. text (okrojony o polowe) ukazal sie w magazynie "gory" nr 150, 11/2006. zaczne od przedstawienia glownej bohaterki. gulmit tower, 5810m npm. wschodnia sciana, wysokosci ok. 1500m od podstawy. probowalem dwukrotnie lewym kuluarem lodowym do szerokiej snieznej przeleczy po lewej i dalej grania na tle nieba. najwyzszy osiagniety puknt to miejsce, gdzie wielka +/- trojkatna polac sniegu w 3/4 wysokosci "wiezy" styka sie z niebem, powyzej snieznej przeleczy nad kuluarem, pod drugim spietrzeniem lewej grani. https://lh4.googleusercontent.com/-pfur_yrfqt0/savoghv4hri/aaaaaaaadog/n0h9apoqhh4/s640/gulmit2007_234.jpg i tera texty: Dynema z pasmanterii czyli Polish Traktor Expedition - Kuba, a nie pojecha³by w jakie wysokie góry w tym roku? - A co trzeba zrobiæ? g-u-l-m-i-t t-o-w-e-r. Enter. Wyszukiwarka wypluwa... trzy zdjêcia! No, nie¼le siê zaczyna. Zbiegamy po schodach nowohuckiego bloku. Po trzygodzinnej wizycie u niekwestionowanego autorytetu w sprawach Hindukuszu i Karakoram, chodz±cej encyklopedii - Jerzego Wali, przynamniej ju wiemy, dok±d siê wybieramy. - Halo, s³ucham... - Stary, bardzo was przepraszam, e tak d³ugo, ale po prostu nie mog³em znale¼æ tej spitownicy, wiêc kupi³em drug±, to t± wam po yczê, jak obieca³em. Umówmy siê jako na mie cie... Ca³y Waldek! - Piêæ procent zni ki to dostaje byle cieæ z ulicy - przekonuje wspólnika Kaziu S. Za po³ówkow± sze ædziesi±tkê Edelrida, Gie-czternastki, Scarpy, czterdziestkê Karrimora i kupê drobiazgów p³acimy w "Wierchach" dwie trzecie ceny. Na wiêcej i tak nas nie staæ. Kuba w ostatniej chwili dostaje od swojego pracodawcy trzy tysiaki ekstra. Pójdzie na zwrot d³ugów zaci±gniêtych na konto wyprawy. - Zwa y³em osobno przed spakowaniem, w sumie 108 kilogramów - dopinany plecak a trzeszczy. - Kuba, ja jestem dziecko szczê cia, mnie siê zawsze udawa³o z nadbaga em, uda siê i tym razem. Walnijmy siê spaæ na te dwie godzinki jeszcze, w samolocie i tak siê ciê ko pi. - Mojemu kumplowi nie przepu cili nawet pó³ kilograma - w kolejce do odprawy Ciesio³ka pozbawia nas ostatnich z³udzeñ. - Dlatego nadali my wcze niej cargo, jakie piêædziesi±t kilo. W ci±gu czterdziestu minut robimy przepak gratów, które wczoraj pakowali my przez ca³y wieczór do pó¼nej nocy. Wywalamy 150 metrów lin, 7 kilogramów pieczo³owicie przez ostatnie tygodnie suszonej kie³basy i salami, trzydzie ci czekolad, znaczn± czê æ szpeja, moj± puchówkê, pieprzê to, nie raz spa³em na niegu w samych polarach i goretach. Piotrek, kumpel, który nas odwozi³ do Warszawy, we¼mie to do domu. Najbardziej mi szkoda kie³basy. - Dziewiêædziesi±t cztery - szepcê do Kuby, staraj±c siê nie patrzeæ na licznik wagi przy odprawie. Pani na szczê cie jest mi³a i te siê stara nañ nie patrzeæ. Dostajemy karty pok³adowe i oddychamy z ulg±. Z g³o ników trzeci raz p³ynie komunikat o pozostawionym baga u. - S³uchajcie, go æ mówi, e us³ysza³ przez radio, e podobno 10 minut po naszym odlocie zamknêli Okêcie, bo znale¼li jaki niezidentyfikowany baga. Mamy farta, nie? adnie by my siê mieli, gdyby my nie zd± yli na samolot do Islamabadu w Londynie z powodu opó¼nienia w Warszawie. - He, he, a nie mówi³em, e jestem dzieckiem szczê cia? - No, jak nie pojedziemy dzisiaj do Gilgit, to zdzwonimy siê z wami wieczorem w hotelu, a jak nie - to trzymajcie siê i powodzenia na Trango. - Wam równie, bawcie siê dobrze - egnamy siê z Siwym, Nied¼wiedziem, Ciesio³k±, Wawk± i Kub± R. Pakujemy swoje cztery wielkie plecaki na dach maleñkiej czarno-zó³tej taksówki patrz±c czy nie za bardzo siê ugina. Na Bank Road przypominamy sobie, e dzi jest pi±tek i wszystko pozamykane - zakupy zrobimy w takim razie w Gilgit, nie ma sensu spêdzaæ tu ca³ego dnia i nocy. Kierunek Pir Wadai, dworzec autobusowy w Pindi. Nie napijemy siê wieczorem z ch³opakami przemyconej gorza³ki.

Za dwa bilety p³acê 20 dolców i 200 rupii, bo nie wymienili my zbyt du o na lotnisku. Wyjazd mamy o piêtnastej, wiêc do tego czasu trochê po pimy, trochê siê pow³óczymy po okolicy, ale g³ównie bêdziemy siê sma yæ w pieroñskim upale i kurzu. Za to jechaæ bêdziemy g³ównie w nocy. Na szczê cie, choæ autobus ma klimê. Mo e nie tyle zwyk³±, syfiat± klimê na freonie, co dwudziestokilogramowy kawa³ lodu z specjalnym pojemniku z przewiewem, sk±d powietrze idzie na ca³y autobus. Fantastyczny pomys³, bo ch³odne powietrze jest przy okazji mi³o wilgotne. Kuba gdzie siê w³óczy, ja warujê przy naszych worach i obserwujê ebraka, który siedzi na rodku zakurzonego pasa u. Nie ebra nachalnie, nie wyci±ga rêki, wzrok ma utkwiony gdzie w nieskoñczono æ. Wygl±da bardziej na medytuj±cego ascetê, ni na ebraka, choæ to nie Nepal, tylko muzu³mañski Pakistan. Siêgam po 300 milimetrów i robiê mu kilka ujêæ. https://lh6.googleusercontent.com/- Fy3ngTd30rc/SavRbG267YI/AAAAAAAACM0/bpOKFrgbCUw/s900/gulmit2006_003.jpg ebrak na dworcu Pir Wadai w Rawalpindi - Ej, kole, bud¼ siê i wyci±gaj paszport - tr±cam Kubê. Wpisujemy swoje dane do tutejszej "ksi± ki wyj æ". Jeste my na Karakoram Highway, na punkcie kontrolnym w okolicach Chilas, za godzinê mo e zobaczmy s³oñce. https://lh5.googleusercontent.com/- kzzz0g_qbx8/savsdcf0esi/aaaaaaaacoi/uahezdsnid8/s900/gulmit2006_013.jpg Kuba wpisuje siê na punkcie kontrolnym https://lh6.googleusercontent.com/-rm_fgty_teo/savsko-emsi/aaaaaaaacoc/6lrygi5sp7m/s900/gulmit2006_015.jpg Diamir Police i nasz autobus Imponuj±ce tempo - piêæset siedemdziesi±t kilometrów w osiemna cie godzin. Jeszcze bardziej imponuj±ca jest sama KKH. Pakistañczycy twierdz±, e to ósmy cud wiata. Kuba twierdzi, e pierwszy, i tu siê z nim zgadzam, i jedyny. Tu ju mam odmienne zdanie, Kuba nie widzia³ Taj Mahalu. https://lh6.googleusercontent.com/- _mo2r11n_fk/savsrvtplmi/aaaaaaaacos/iz4_hoex30g/s900/gulmit2006_017.jpg KKH https://lh5.googleusercontent.com/- MbLcLwdBvv8/SavShHBZbZI/AAAAAAAACPM/qJAam5JgGfg/s900/gulmit2006_021.jpg Doje d amy do Gilgit - Seventy. - Eighty, last price! - Seventy five or we don't take it. - No, eighty - this is last price. Z ciê kim sercem p³acimy po 4 z³ote za metr liny. Nic nie utargowali my, a wykupili my ca³y zapas statyka w Gilgit. Czyli w sumie 150 metrów. Do tego jeszcze 10 puszek z gazem, kilka haków, szabli nie nych, marn± ale tani± (10 dolców) puchówkê oraz dwie lokalne karimaty, te za pó³darmo. S± tu tylko dwa sklepy ze szpejem i wiele w nich nie ma, to nie Skardu... Musimy jeszcze kupiæ garnki do kuchni do bazy, maszynkê do gotowania na naftê albo benzynê, paliwo do niej, no i arcie na prawie trzy tygodnie. Zdziercê ze sklepu, gdzie kupowali my liny, nazwali my "Zdzierc±". https://lh3.googleusercontent.com/-maogkl8- boe/savtbboqxqi/aaaaaaaacqc/havo5uoyvv8/s900/gulmit2006_031.jpg Na ulicach Gilgit W³ócz±c siê po Gilgit trafiamy na stare polo ground. Na trybunach jaka tutejsza gawied¼ (nota bene ciekawe typki), trochê dzieciarni, trzech kolesi wy ywa siê na bêbnach i piszcza³ce, klimat fantastyczny - okazuje siê, e za kilkana cie minut zaczyna siê mecz. Zd± ê jeszcze z³apaæ w obiektyw dzieciaki graj±ce na boisku w "kulki" i muszê uciekaæ na trybuny, choæ i tu do koñca nie jestem bezpieczny - pi³ka lata gdzie chce, a ja niekoniecznie jestem w stanie ledziæ jej ruchy. Jak te konie wytrzymuj± takie tempo... https://lh3.googleusercontent.com/-g9r5vix77xm/savtvs- WS3I/AAAAAAAACRQ/E5pZCvr9jpk/s900/gulmit2006_037.jpg

Gilgit jest stolic± wiatowego polo - tu ono powsta³o https://lh5.googleusercontent.com/- EX6ghD649u4/SavTRxhqtyI/AAAAAAAACRM/URz0Yo_KOMk/s900/gulmit2006_036.jpg Doping na trybunach Pakujemy nasze kilogramy (po zakupach jest ich trochê ponad 200) do osobowej Toyoty, na szczê cie z napêdem na cztery ko³a, bo warunki na KKH podobno nie s± najlepsze po ostatnich opadach. Wynajêli my samochód prywatnie (po d³ugich targach za 2200 rupii), bo chcemy zrobiæ trochê zdjêæ po drodze do Gulmit, a autobus, choæ kosztuje jakie piêtna cie razy taniej, niestety nie staje na ka de ±danie kapry nego bia³asa z aparatem. Nasz kierowca okazuje siê byæ bardzo mi³ym go ciem i bez najmniejszych oznak zniecierpliwienia zatrzymuje auto na ka de nasze "ochy" i "achy" zwi±zane z mijanym krajobrazem. Wykorzystujê to czê ciej, gdy "drajwer" zaczyna niekontrolowanie przyspieszaæ z powodu lekkiego przydymienia wiadomo ci, bêd±cego wynikiem wypalanej w trakcie jazdy ilo ci haszyszu. https://lh4.googleusercontent.com/-ddwgjcd6dhs/savtsulzyoi/aaaaaaaacsm/rukxenxnre/s900/gulmit2006_044.jpg Wyjazd z Gilgit https://lh6.googleusercontent.com/- 7yde5RGYbc4/SavUAzNzufI/AAAAAAAACS4/pgGrD4wdjGA/s900/gulmit2006_049.jpg Widoki z KKH https://lh3.googleusercontent.com/-ivqfticnm3g/savufdr-jpi/aaaaaaaacta/d4wsatntg5y/s900/gulmit2006_050.jpg Widoki z KKH https://lh6.googleusercontent.com/-xsrei6fob0o/savuwjzwnfi/aaaaaaaactk/allu9ipzuh8/s900/gulmit2006_054.jpg Weso³a kompania Pierwszy widok na Gulmit Tower - nasza wie a jest opatulona chmurami. I tak j± najczê ciej bêdziemy widzieæ. Poni ej odstraszaj±ce, potrzaskane zerwy lodospadu schodz±ce z lodowca Bulkish Yaz. Pod nim bardzo stroma dolina. Naprawdê stroma. Zrzucamy bety w Continental Hotel i idziemy pozwiedzaæ okolicê. Fort Andare w le ±cej powy ej Gulmit wiosce Kamaris równie wita nas nieciekaw± aur±. Wiatr wieje tak mocno, e wznosi tony py³u - ale jakim cudem przy zdrowo padaj±cym deszczu? W³a ciwie to nie fort, nawet nie ruiny - trochê zarysów murów zosta³o, ale fajnie jest. Mimo deszczu. https://lh5.googleusercontent.com/- RVYogrZ1QLs/SavUkDop_GI/AAAAAAAACT8/fWF85Geih0A/s640/gulmit2006_057.jpg Pierwszy widok na Gulmit Tower. Widok z KKH - jeste my na ok. 2200m npm, a wierzcho³ek Gulmit Tower odleg³y w linii prostej o ok. 6km ma wysoko æ 5810m. Niez³e nastromienie. Wracaj±c wieczorem po ciemku z wycieczki aklimatyzacyjnej wywalam siê na prostej drodze i rozbijam szk³o w okularach lodowcowych, które mam w kieszeni. Oszczêdno æ na bateriach czo³ówki nie pop³aca. Nazajutrz rano dokupujê w miejscowym sklepiku dwie pary "Gucci made in China" za 120 rupii sztuka i w miejsce rozbitego szk³a wklejam ta m± dwa szkie³ka od "Gucciego". Hej, Nied¼wied¼ - to siê dopiero nazywa lans! ;) Ibrahim - sirdar i kucharz w jednej osobie, kud³aty Sheh Hassan, Shah Gulam o tybetañskich rysach, przyg³uchawy ale wiecznie u miechniêty Barkat (w jêzyku wachañskim "szczê liwy"), Sher Dil Khan - "serce tygrysa", którego nazwali my "Tajgerem", równie z uwagi na jego podobieñstwo (z twarzy, bynajmniej nie z postury) do boksera Michalczewskiego - oto nasza karawana. Wszyscy bior± na plecy po co najmniej 35 kilogramów. Pomimo ciê aru przekraczaj±cego dopuszczalne przepisami 25 kilogramów traktuj± nas "ulgowo", bo - primo - widz±, e sami te niesiemy niewiele mniej, a secundo - do tej doliny przez ostatnie 20 lat zajrza³y dwie wyprawy i dwa trekkingi, a mo liwo æ uczestniczenia w wyprawie na dziewiczy szczyt to dla nich nobilitacja. Pozwalamy sobie na luskus - za 10 dolców wynajmujemy traktor. Z le ±cego przy samej Karakoram Highway Gulmit na szczyt mamy w linii prostej nie wiêcej ni jakie 10 kilometrów w poziomie i 3,5 kilometra w pionie. rednia wychodzi wiêc do æ stroma, wiêc na pierwsze 200 m w pionie bez oporów ³adujemy siê z worami na ci±gnik niczym sam Andrzej Zawada. Mo e nie do bazy, ale przynajmniej do Kamaris jeste my Polish Traktor Expedition. Polish Chicken Traktor Expedition, bo targamy dwa ywe kurczaki na obiadek. Do bazy dochodzimy na drugi dzieñ rano, cho to cztery "stages" - etapy. Ibrahim zostaje, reszta, po wyp³acie i premii za nadbaga (50 rupii wiêcej za etap nie pieni±dz, a dzia³a) oraz umówieniu siê na za oko³o trzy tygodnie, schodzi.

https://lh5.googleusercontent.com/-mrdnia5bwa8/savwh-zkmi/aaaaaaaacxw/yknr4yxhxju/s900/gulmit2006_086.jpg Ogólny widok na czo³o lodowca Bulkish Yaz, nasza Wie a oczywi cie w chmurach, a bazê ustawili my na najwy ej po³o onych trawkach po prawej stronie od czo³a lodowca. Zdjêcie wietnie oddaje nastromienie doliny. https://lh3.googleusercontent.com/-dkfwigkdqt8/savb-6xcuhi/aaaaaaaaclw/8-ujhz2diq0/s900/gulmit2006_196.jpg Nasi tragarze (tutaj ju w drodze powrotnej) https://lh6.googleusercontent.com/-lt-57ckot7y/savwrggk3oi/aaaaaaaacyi/7y67rfn5ejw/s900/gulmit2006_089.jpg W tak piêknych okoliczno ciach przyrody, i niepowtarzalnych, ustawili my "bazê". https://lh6.googleusercontent.com/- CCqkXaiJMpQ/SavX30KTK4I/AAAAAAAACb4/L7_Eep_GwgQ/s900/gulmit2006_119.jpg Naprawdê niepowtarzalnych. https://lh4.googleusercontent.com/- WRvCzmgUdxM/SavWosQmJVI/AAAAAAAACY8/MSeYz4TpucQ/s900/gulmit2006_096.jpg Widoki z naszego "domku". https://lh3.googleusercontent.com/- ap8_ptirdkq/savxqysi9qi/aaaaaaaacau/wkmorqbjr44/s900/gulmit2006_107.jpg Widoki z naszego "domku". https://lh3.googleusercontent.com/- K5oWPlRNq6k/SavXjsX5EpI/AAAAAAAACbE/r8U8YvhgVTc/s900/gulmit2006_113.jpg Przez pó³ dnia targamy kilkudziesiêciokilogramowe g³azy, eby zbudowaæ kuchniê. Kuchnia, owszem, powstaje, w dodatku zadaszona p³acht±, ale tak siê przyzwyczaili my do wcze niejszej, prowizorycznej, e przez ca³y czas trwania wyprawy ta nowa s³u y nam jedynie jako sk³ad suchych patyków. Z niewiadomych powodów (chyba nie wysoko æ, bo widzia³em takie kuchnie du o wy ej) kuchenka naftowa odmawia wspó³pracy (zapalniczki zreszt± te ), wiêc dopóki Ibrahim nie przyniesie z do³u butli gazowej musimy korzystaæ z tego, co znajdziemy wokó³ obozowiska. Po po³udniu wybieramy siê z Kub± w stronê lodospadu rzuciæ okiem co nas czeka. Nie wygl±da to zachêcaj±co - nie ma minuty, eby nie lecia³ jaki kamieñ, kwadransa - g³az, godziny - du y g³az, a i ma³e kamienice (tak, kamienice, to nie literówka) te siê dwa, trzy razy dziennie zwalaj± z seraków w dó³. Upa³ tylko zwiêksza natê enie kanonady. Stacatto s³ychaæ nawet w nocy, gdy chwyta mróz. Najwiêksze jednak z s±siedniej doliny lodowca Shatubar. Tam to musi byæ seraków! https://lh3.googleusercontent.com/- tcybsebur30/savwzayxasi/aaaaaaaacyy/v_r7uadbwto/s900/gulmit2006_091.jpg Problem numer 1 - lodowiec "Ju by³ w ogródku, ju wita³ siê z g±sk±, gdy skok robi±c wpad³ w beczkê wkopan±..." - pisa³ Adam Mickiewicz. Jeste my prawie na samej górze lodospadu i beznadziejnie gapimy siê w ciemn± czelu æ pod naszymi stopami. Co najmniej 50 m g³êboko ci (tyle widaæ), co najmniej 30 m szeroko ci i tak od brzegu do brzegu lodospadu. Praw± stron± lodospadu pod ska³ami nie ma szans na przej cie, chyba dla samobójców. Kamienie bombarduj± dos³ownie ka dy metr kwadratowy. Po lewej stronie szczelina zmienia siê w z³omowisko seraków. O skakaniu do beczki wkopanej nawet nie my limy. https://lh6.googleusercontent.com/-f-uc1kr1kxg/savw2pve_2i/aaaaaaaaczc/ulrqs0hbo30/s640/gulmit2006_100.jpg To trzeba jako przej æ Z góry widaæ lepiej. Z grani powy ej bazy obserwujemy nasz "problem numer jeden" - Bulkish Yaz. Pewne nadzieje daje przetrawersowanie lodospadu na lew± stronê i próba przej cia szczelinami brze nymi pod p³ytami skalnej, podobnej do Mnicha, turni po drugiej stronie. Jutro spróbujemy tamtêdy. I nieustannie s³ychaæ kanonadê. Po po³udniu wraca z do³u Ibra z 4-ma kilogramami gazu w butli i 30-ma pude³kami zapa³ek. Przynajmniej nie umrzemy z g³odu. https://lh6.googleusercontent.com/- edo2upkmmws/savxchhkbyi/aaaaaaaacz0/ytprthrc6jo/s900/gulmit2006_103.jpg Lodowiec Bulkish Yaz

"...dzisiaj bêdê pisa³ ma³o, bo mi zmarz³y palce. Zreszt± d³ugopis te zamarza. Wszystko zamarza. W nocy zaczê³o padaæ, najpierw deszcz, potem nieg, potem deszcz ze niegiem, potem znowu nieg i tak w kó³ko." Siedzimy w namiocie, mokniemy, czytamy i siê nudzimy. Acha, i latamy miêdzy kamienie. Dorwa³a nas jaka francowata robala i mamy prysznic z ty³ka. A by³o myæ suszone morele? Psycha siada. I-ha-ha! Po trzech godzinach od wyj cia z bazy stoimy na lo-do-wcu! Znaczy znale¼li my przej cie przez lodospad! A raczej Ona znalaz³a, a my po jej ladach. Du a bestia, nie my la³em, e taka du a jest. Krok ma na pó³ metra co najmniej, ³apkê wiêksz± ni ludzka d³oñ. Panthera uncia. Po naszemu nie na pantera. https://lh5.googleusercontent.com/- Q6wS_EN1MNY/SavYP8Ja3eI/AAAAAAAACco/FMkw9gSJHQU/s640/gulmit2006_125.jpg lady nie nej pantery poprowadzi³y nas przez lodowiec Bulkish Yaz Kanonada nie ustaje, zw³aszcza, e znowu jest upa³. Ale za to psycha jak siê polepszy³a! Zostawili my porêczówkê w najbardziej stromym i niebezpiecznym miejscu, a resztê statyków i pêtle w depozycie na lodowcu. Przez serak pod p³ytami Mnichowej Turni pod górê szli my na ywca. Wiêcej tego nie chcemy robiæ. Mamy swoje ulubione i nieulubione g³azy. Ulubiony jest "Polski Kamieñ", bo wskazuje koñcówkê drogi przez lodospad. Ma bia³o-rud± cianê, za to nieulubiony jest mrocznie szary i straszy nas na pocz±tku trawersu w poprzek lodospadu. Mam przeczucie, e zwali siê równo w po³udnie, wiêc staramy siê go mijaæ co najmniej parê minut przed lub po - dziwnym trafem jeste my w jego okolicach w³a nie ko³o po³udnia... Kuba czeka, a zwali siê potê ny serak na Atabad Peak nad lodowcem Shatubar. https://lh4.googleusercontent.com/-zqsuk600mpo/savyzadz5mi/aaaaaaaacde/9ve2wwtk8y/s900/gulmit2006_128.jpg Lodowiec Bulkish Yaz https://lh5.googleusercontent.com/- qgpqqjmnl7u/savyjo3bt0i/aaaaaaaacdc/qqnr9lzreuu/s900/gulmit2006_131.jpg Widok na nasz± Wie ê - Gulmit Tower, pó³tora kilometra ciany https://lh6.googleusercontent.com/- udghuz_vkdm/savxxfaoeci/aaaaaaaacbk/qfiivnear5y/s900/gulmit2006_117.jpg Serak na Attabad Peak, na którego zwalenie siê czeka³ Kuba Rano pakujemy wszystkie graty potrzebne na akcjê w górze - do 4 worów (ma³e na du e) wesz³o nam prawie wszystko to, co do samolotu, plus gaz i arcie kupione w Gilgit, czyli po oko³o 50 ked i (jak fonetycznie z angielska okre laj± kilogramy tubylcy) na g³owê. A raczej na plecy. Luzik, mamy ca³y dzieñ. Znowu mamy depresjê. Siedzimy w namiocie drug± dobê i drug± dobê zrzucamy z niego nieg. Od przyj cia na lodowiec mieli my zaledwie parê godzin przerwy w opadach, wykorzystali my to na wycieczkê na poblisk± grañ. Napada³o ju 20 cm. Zamiast kanonady teraz s³ychaæ lawiny. Wszystko mamy mokre. Czasem z nudów i eby siê rozgrzaæ wydeptujemy po okolicy w niegu cie ki. Albo opowiadam Kubie o Nepalu. Albo wspominamy naszych bliskich. Albo dokuczamy sobie pomys³ami, co to by my nie zjedli. Kuba mnie dobija: - Ruskie piero ki ze skwareczkami. Acha, i znów latamy miêdzy kamienie. Je li zd± ymy dolecieæ... https://lh6.googleusercontent.com/-l9bsha-4m9o/savy6f4atbi/aaaaaaaaceu/s- QRpU8tPhI/s640/gulmit2006_138.jpg Zasypuje nas... - Trzeba st±d spieprzaæ, jest ju pó³ metra. Jak tak dalej bêdzie waliæ tym niegiem, to nas odetnie do wieczora i nie damy radê przez ten serak. - No to spieprzajmy.