WIECZORY DYSKUSYJNE TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ NAUK NA ŚLĄSKU ODBITKA Z TOMU V ROCZNIKÓW TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ NAUK NA ŚLĄSKU % KATOWICE 1936 Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie
w&ł-
WIECZORY DYSKUSYJNE TOWARZYSTWA PRZYJACIÓŁ NAUK NA ŚLĄSKU ROK PIERWSZY: 1935-36 O kres w spółczesny w życiu k u ltu raln y m odznacza się m nogością przem ian i w zw iązku z ty m bogactw em nasuw ających się zagadnień. T ym, k tó rzy pracu ją na polu nauki i zajm ują się kw estiam i w iedzy, okres dzisiejszy staw ia specjalne zadania: w ym aga, by nau k a nie zam ykała się w granicach bad ań specjalnych, lecz by b yła zd o ln ą podchodzić do ży w ych zjaw isk k u ltu ry, ośw ietlać je, rozw ażać kry ty czn ie i w ydobyw ać z nich to, co w nich jest tw órcze i pozytyw ne. N a Śląsku w iele zagadnień życia w spółczesnego, chociażby na tle stosunków społeczno-ekonom icznych, w ystępuje z szczególną w yrazistością; m a też Śląsk swoje specyficzne problem y na tle życia k u ltu ry Polski, k tó re w ym agają osobnych rozw ażań. Z arząd T o w arzy stw a Przyjaciół N au k na Śląsku na kilk u sw oich posiedzeniach zastanaw iał się nad spraw ą utw orzenia ośrodka, w k tórym m ogłaby rozw inąć się i skoncentrow ać w ym iana m yśli i dyskusja pośw ięcona ty m ta k żyw otnym dzisiaj problem om. W ym agało to w yjścia poza sferę czysto regionalnych zain teresow ań i przełam an ia w ten sposób dotychczasow ej tradycji. N iem niej zdecydow ano się na to i postanow iono zainicjow ać w ieczory d y skusyjne, w k tó ry ch obok członków T o w arzy stw a m ogliby w ziąć ró w nież udział inni przedstaw iciele inteligencji i ludzie interesujący się życiem k u ltu raln y m. D yskusja m iała się zgrupow ać w dw u cyklach, w jednym pośw ięconym zagadnieniom k u ltu ry w spółczesnej, w drugim pośw ięconym specjalnie problem om regionalnym. W ro k u 1935-36 zrealizow ano część tego planu, m ianow icie u rządzono cykl czterech w ieczorów dyskusyjnych, pośw ięconych zagadnieniom ogólno-kulturalnym. W ieczór śląski był ty lk o jeden, bard zo jednak żyw y i żyw o d y skutow any. W szystkie w ieczory, k tó re odbyw ały się w gościnnie użyczonej T o w arzy stw u m iłej sali Polskiego S tow arzyszenia In ż y nierów i T echników w oj. śląskiego w K atow icach, skupiały liczne grono uczestników (zw ykle 50 100 osób) i w y tw o rzyły korzystniejszą, niż się spodziew ano, atm osferę dyskusyjną. n i i i P *i Chf Ute. D i nr./liu. 12011/
2 W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku C y k l pośw ięcony zagadnieniom k u ltu ry w spółczesnej, a z nim i w ieczory dyskusyjne w ogóle rozpoczęły się w dniu 29 listopada 1935 r. P o zagajeniu przez Prezesa T o w arzy stw a ks. d ra Em ila S z r a m k a, k tó ry w yjaśnił zebranym charak ter i cel w ieczorów, p rzy stąp io n o do pierw szych referatów i dyskusji. T em atem tego pierw szego, w stępnego, w ieczoru b yły: P o d s t a wy dyskusji o kulturze współczesnej. Z agaił rozw ażania referatem na ten tem at dr Paw eł Rybicki. O to w streszczeniu jego w yw ody: O d kilkunastu la t w intelektualnych kołach toczy się dyskusja n a tem at kryzysu w spółczesnej k u ltu ry zachodnio-europejskiej. D yskusja ta w ystępuje i pow raca pod rozm aitym i form am i; spotykam y ujęcia zag ad nienia różne i rozbieżne. W szystkie one w y rażają przecież jedno: w ielki niepokój k u ltu raln y. N iepokój o to, co dzieje się w ku ltu rze w spółczesnej, o to, co jej grozi i co m a się wr niej dokonać. U trzym ujące się szereg la t i rosnące raczej w sw ym natężeniu z ja w isko takiego niepokoju nie da się w ytłum aczyć ty lk o p rzez stosunek do jakichś specjalnych w y tw o ró w k u ltu raln y ch lub poszczególnych form życia. A żeby je zrozum ieć, m usim y sięgnąć do ogólniejszej koncepcji kierunków życia. Bo życie nie jest nigdy zbiorem niezw iązanych czynności i tw orów, ale tw o rzy raczej zespoły łączących się ze sobą zjaw isk, kcóre w ystępują na pew nych określonych to rach i posuw ają się po pew nych określonych liniach. T o są w łaśnie te ogólne kierunki życia, o k tó re nam chodzi. Dzisiejsze życie k u ltu raln e przeciw staw ia się życiu p rzedw ojennem u, które w sw ych cechach istotnych reprezentuje kończącą się epokę X IX stulecia. W zestaw ieniu też z okresem X IX w ieku najłatw iej m ożem y zrozum ieć pew ne przeobrażenia dzisiejszego m om entu dziejow ego. Życie X IX w ieku, bogate i różnorodne, skupia się w okół pew nych p u n któ w w idzenia i idei zasadniczych, rozeznać w nim m ożna dom inujące linie kierunkow e. D la w yznaczenia ich w ydają się nam najw ażniejsze następujące punkty : 1. racjonalizm w znaczeniu stanow iska, które uw aża rozum za zasadniczą dyspozycję życia psychicznego i przyjm uje teoretyczną i p ra k ty czn ą podległość św iata racjonalistycznem u ujęciu; 2. stosunek do techniki m aterialnej i przekształceń technicznogospodarczych, nacechow any w iarą w nieograniczone postępy św iata pod ty m w zględem i w bezw zględną korzystność tego postępu d la ludzkości; 3. indyw idualizm społeczny, polegający na w yodrębnianiu jednostki z ograniczających ją m ałych kręgów społecznych in d y w id u a lizm, pro w ad zący w rezu ltatach do zw ierania życia społecznego w jednostkach i w ielkich zbiorow ościach i ustaw icznej anty tezy tych czynników ; 4. stosunek do religii, zn an y najbardziej pod postacią t. zw. in d v - ferentyzm u religijnego, k tó ry całe życie k u lturalne staw ia poza sferą w artości i w pływ u religii.
W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku 3 Są to oczyw iście ty lk o pew ne p u n k ty zasadnicze, nie w yczerpujące całej treści k ulturalnej okresu. N ie są one żadną inow acją w ieku X IX, raczej są k ontynuacją w ielkich kierunków m yślow ych i ideow ych, k tó re rozw inęły się w E uropie od hum anizm u poprzez renesans i oświecenie. Z estaw iając z tym i liniam i kierunkow ym i m inionego w ieku życie w spółczesne, nie m ożem y pow iedzieć, ażeby te kierunki przynajm niej w p rak ty czn ej rzeczyw istości życia w spółczesnego skończyły się. Postęp y techniki, rozw ój o p artych o nie form gospodarczych, k o n flik ty jednostki i zbiorow ości posuw ają nas dalej po tych liniach ku zjaw iskom coraz skrajniejszym. In d y feren ty zm religijny znajduje k ontynuację w ateizm ie i św iadom ym bezbożnictw ie. W reszcie racjonalizm w ciska się w dziedziny życia, daw niej nie ujm ow ane, jak w sfery życia erotycznego, tw o rząc koncepcje człow ieka oderw anego od podłoża in stynktów i w y robionych nastaw ień psychicznych. U legło jednak i ulega zm ianie coś b ard zo istotnego nasz stosunek do tych w szystkich zjaw isk. N ie odczuw am y bow iem przejaw iających się kierunków życia jako n aturalnego i błogosław ionego biegu rzeczy, lecz 0 wiele częściej jako rodzaj ciążącego fataln ie uk ład u sił, które trzy m ają 1 uciskają życie; w iara w dobro tego u k ład u ustępuje niepokojow i i z w ą t pieniu. N ajłatw iej dostrzec to w stosunku do techniki m aterialnej i zw iązanych z nią przem ian gospodarczych. R ola m aszyny jest tu p rzy k ład em ; m aszyna zabiera ludziom chleb i środki do życia. In n y p rz y k ła d to techn ik a zbrojeń. O dpow iad a jej lęk p rzed p row adzącą do zniszczenia w y n a lazczością ludzką. W zakresie życia społecznego św iat, przesiąknięty ideam i o in d y w idualistycznym i kolektyw istycznym charakterze, nie m oże znaleźć rów now agi, a w zw iązku z ty m załam uje się w iara w d o k try n aln e p o d staw y uk ład u społecznego. N ajgłębiej jednak sięgają zjaw iska, które w iążą się ze sferą m o ralności. N ow oczesny pow ojenny św iat w pew nej m ierze w skutek w strząsów, k tó ry m podlegała trad y cy jn a obyczajow ość, stanął jakby w now ej sytuacji w obec zagadnień m oralnych. D yskusja około tych zagadnień b y ła żyw o p ro w ad zo n a i różne d aw ała w yniki. U jaw niła ona pew ne zjaw iska rozprzężenia m oralnego, pew ne ogólne obniżenie poziom u i stylu życia, ale najistotniejszym okazało się dośw iadczenie, że cała w ielka ew olucja nauk, techniki, form gospodarczych i społecznych odbyła się jakby poza człow iekiem, nie obejm ując jego in sty n k tó w i nie dając ani p o d trzym ania ani w y razu najgłębszym duchow ym, m oralnym i religijnym potrzebom osobow ości ludzkiej. W zw iązku z tym dośw iadczeniem, nieraz jeszcze słabo uśw iadam ianym, kształtuje się w m yśli w spółczesnej w zm ożone poczucie zależności od sił irracjonalnych. Jest rzeczą ciekaw ą, że rów nocześnie, gdy dokonyw ają się te procesy, zaszły i zachodzą ogrom nej doniosłości p rzeobrażenia w nauce teoretycznej, b ard zo odległej od w szystkich ty ch spraw m o ralno-kulturalnych, a m ianow icie w fizyce. C hodzi nam tu o d o konane w szczególności w zw iązku z teoriam i atom istycznym i zachw ianie poglądu determ inistycznego w fizyce i przypuszczenie m ożliw ości inde-
4 W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku term inistycznego ujęcia zjaw isk fizykalnych. Jeśli zdajem y sobie spraw ę, jak olbrzym ie znaczenie dla nauki, filozofii a pośrednio dla całego życia m yślow ego w ieku X IX posiadało stanow isko determ inistyczne nauk p rz y rodniczych, a zw łaszcza fizyki, m ożna dom niem yw ać się, iż przeobrażenia, jakim podlega fizy k a w spółczesna, niezależnie od ukształtow ania się ostatecznego ich w yników będą m iały d la m yśli now oczesnej praw d ziw ą doniosłość. W dziedzinie teorii m am y do czynienia z przezw yciężeniem pew nych p u n k tó w w idzenia. W życiu p rakty cznym nie tyle przezw yciężenie, ile przeciw ieństw a w ystępują z w ielką w yrazistością. T a k więc obok dalszej ew olucji techniki pojaw iają się idee reakcyjne, przeciw ko niej zw rócone. Postęp gospodarczy spotyka się coraz częściej z prak ty czn y m i ograniczeniam i i przeciw działającą m u norm alizacją. W sferze życia społecznego należy tu p rzytoczyć ideę korporacjonizm u ideę bezw zględnie obcą duchow i społecznem u X IX stulecia, w której też zaczy n a ją się pew ni myśliciele doszukiw ać m ożliw ości przezw yciężenia w y tw o rzonego p rzez poprzednie kierunki chaosu społecznego. I wreszcie jako najw ażniejsze zjaw isko: odrodzenie zainteresow ań religijnych. Postacie jego są różne; jedną np. jest ruch neopogański w N iem czech. A le obok niego w ystępują rozliczne inne przejaw y, w śród któ ry ch szczególniej w ydobyw a się w zrost i odnow ienie znaczenia katolicyzm u i jego ingerencji w życiu k u ltu raln y m. T y m w szystkim przem ianom to w arzy szą niektóre charakterystyczne zjaw iska, zw łaszcza w stosunku starszego i m łodszego pokolenia, jak zanik idei liberalnych w m łodym pokoleniu i objaw iający się w niektórych kołach m łodzieży surow y w form ach, lecz spontaniczny naw ró t do p rzeżyć i p rzek o n ań m oralnych. W obrazie św iata kulturalnego, z a z n a czonym tym i ogólnym i i z konieczności ogólnikow ym i rysam i, uw idaczn ia się coś, co m om entow i w spółczesnem u nadaje znam ię w yjątkow ości. Jeżeli bow iem pokrótce dana charak tery sty k a niektórych przeobrażeń życia w spółczesnego jest słuszna, to w tak im razie m am y dzisiaj przed sobą coś innego, aniżeli przejście z jednego okresu kulturalnego w drugi, tak ie jakie dokonyw a się praw ie zaw sze z pokolenia na pokolenie. N ie chodzi bow iem ty lk o o w prow adzenie pew nych inow acji do życia, o d o danie m u jakichś now ych w artości, chodzi przeciw nie o rew izję i zm ianę tych p u n k tó w w idzenia, tych podstaw duchow ych, z których w yrastało i k ształto w ało się życie europejskie p rz y w szystkich przejściach i p rzeobrażeniach w ciągu kilku m inionych stuleci. T o, co się dzisiaj d okonyw a w niespokojnej m yśli europejskiej, sięga do podstaw stosunku do życia. Z tego p u n k tu w idzenia teoria p o w ro tu do średniow iecza, o której słyszeliśm y niejednokrotnie w latach ostatnich, u jaw nia swoje istotne znaczenie. Idzie o dokonanie się zasadniczego zw ro tu w kierunku życia, takiego zw ro tu, jaki k u ltu ra jest zdolna przejść ty lk o w rzadkich, w iekam i dzielonych m om entach. Linie tego zw ro tu zaledw ie zarysow ują się, a przeciw d ziała im całą ciążącą siłą w yrobionych nastaw ień i instytucji k u ltu ra m iniona i kończąca się. Ż yjąc w epoce zm agania się daw nych i now ych czynników i uśw iadam iając je sobie, jesteśm y już jednak u progu w ielkiego zw rotu.
W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku 5 Z kolei zab rał głos korreferent d r W acław O 1 s z e w i c z. K o rreferent zazn aczy ł na w stępie, że zadaniem jego w yw odów będzie dać u zu pełnienie historyczne do referatu d ra R ybickiego. T rzeb a m ów ił korreferent sięgnąć do hum anizm u X V w ieku, żeby znaleźć jedno z głów nych źródeł m yśli w spółczesnej. H um aniści ów cześni, to ludzkość now a i interesująca, odkrycie św iata, odkrycie człow ieka (M ichelet); zm ienia się w ów czas zasadniczo kierunek zainteresow ań. H um aniści now ocześni, to szereg pisarzy, głów nie A nglosasów, jak M ore, M ercier, B abbitt, przed nim Schiller, przed nim A rnold, czy Ruskin czy Spencer. H istoryczne znaczenie posiada P lea fo r lib erty (1891) zbiorow e dzieło pod redakcją Spencera, zw rócone przeciw ko socjalizm ow i; w spółzaw odnictw o zostało tu podniesione do roli naczelnego hasła w życiu społecznym, zgodnie z d o k try n ą liberalizm u. W y ra sta idea p raw człow ieka, człow ieka w yolbrzym ionego w króla, w suw erena, którego zw ierzchnictw o nie zn a innych granic jak zw ierzchnictw o innych lu d zi (C lem enceau). U bóstw ianie człow ieka, jego w alki 0 b y t nie pozostaw ia miejsca dla pierw iastków irracjonalnych. G enealogia w ielu kierunków filozoficznych i społecznych w yw odzi się z h u m anizm u: w ym ienić tu m ożna natu ralizm, scientyzm, koncepcję człow ieka-m aszyny, lecz także idealizm w ro d zaju H egla, kierunek zap o czątk o w an y przez J. J. Rousseau, rom antyzm, pragm atyzm, bergsonizm. N ic to, że w raz z blaskiem w iedzy zdobytej płom ienia w m iarę, jak w idzeń k rąg się rozprzestrzenia, w ciąż obszar m roków nieprzebytych rośnie (A snyk). K u lt w iedzy, k u lt człow ieka rozprzestrzeniają się. Przeciw osam otnieniu człow ieka w życiu m aterialnym w ystępuje socjalizm, czerpiący obficie z pism D arw in a i S pencera(l). W życiu po lity cznym zw olennicy tego ku ltu niszczą resztki ów czesnego ustroju, tk w iącego jeszcze w średniow ieczu (rew olucja francuska 1789, deklaracja p raw człow ieka i obyw atela 1791). A le jak w górach potok kryje się pod kam ieniem i tw o rzy suchą w odę, ta k przez ostatnie w ieki p rzep ły w a drugi n u rt myśli. N ie bez w pływ u J. J. Rousseau daje m u w y raz C hateau b rian d (Le G énie du C hristianism e 1802). N u rto w i tem u odpow iad a ro m an ty zm p atety czn y, o dpow iada m u tw órczość M ickiew icza. P o d w pływ em tego n u rtu rośnie zam iłow anie do gotyku i wczesnego m alarstw a, zainteresow anie D antem 1 k u lt św. F ranciszka z A syżu. W A nglii m alarze stają na czele akcji nad podniesieniem rzem iosła (prerafaelici), o d rad za się sztuka stosow ana; w świecie rodzi się p rą d przeciw m aszynizm ow i, w ystępują idee socjalne, postępow e, ale z pierw iastkiem irracjonalnym. E n cy k lik a R erum N o v aru m jest niem al rów noczesna z ruchem ludzi n ajbardziej postępow ych, zw olenników ideifikacji człow ieka, ro zu m iejących p rz y tym niem ożność pozostaw ienia społeczeństw a w stanie atom izacji. Potom kow ie ideow i tych, k tó rz y zniszczyli pozostałości daw nego ustroju, w yw alczają w Francji p raw o zrzeszania się robotników (sy ndykaty robotnicze 1884). W w alce klas w spółzaw odnictw u coraz silniej i coraz z innej strony przeciw staw ia się w spółdziałanie. Sorel kładzie podw alin y syndykalizm u, G ide solidaryzm u. Spółdzielczość znajduje ideologów w rodzaju E d w ard a A bram ow skiego, k tó rzy w niej
6 Wieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku. w idzą nie ty lk o pierw iastki m aterialne, ale i duchow e, o dradzające ludzkość. P o w ielkiej w ojnie przejaw ia się silne poszukiw anie form zo rg a nizow anego w spółżycia: bolszew izm, faszyzm, hitleryzm, korporacjonizm. N aw racając do zasadniczej m yśli czasów przedrenesansow ych, do takiej czy innej organicznej w ięzi w życiu społecznym, nie um ieją tw ó rcy n o w ych ustrojów zachow ać zdobyczy rew olucji francuskiej, w olności i ró w ności, czy m oże po prostu rów nej w olności, której idea już przeniknęła do m as. A le ta k sam o w łasnością mas stała się m yśl A rystotelesa o człow ieku jako o stw orzeniu uspołecznionym. Znaczenie życia zbiorow ego ogrom nie po w ojnie w zrasta. W ielką w ychow aw czą rolę zaczyna o d g ry w ać k u ltu ra m uzyczna, już nie jednostek, ale zbiorow isk ludzkich, co tak pięknie w ytłum aczył w jednym odczycie K aro l Szym anow ski. P ięknym przejaw em dążenia m łodzieży do w spółżycia jest harcerstw o. T k w ią w nim idee dem okratyczne, ale rów nocześnie ustrój jego jest o p a rty na ścisłej hierarchii. T o jest przeciw staw ienie tej niw elacji, k tó ra jest n a stępstw em dem okratyzm u i ideału jednostki przeciętnej, a k tó rą referent d r R ybicki p rzedstaw ił w swej p racy D em okratyzm i k u ltu ra (1934). Podniesienie poziom u człow ieka-jednostki i rów noczesne znalezienie fo rm y organizacyjnej społeczeństw a, zbiorow ości oto problem at, dziś najbardziej istotny, najbardziej niepokojący św iat intelektualny. Życie zbiorow e, zorganizow ane w edług now ych zasad jeszcze nieznalezionych, stw o rzy w aru n k i w spółdziałania w olnych ludzi dla p racy pospólnej w jasności d n ia. W dyskusji, k tó ra rozw inęła się po referacie i korreferacie, zn alazły w y raz rozm aite poglądy i p u n k ty w idzenia. P ierw szy m ów ca d r Lach podkreśla znaczenie, jakie m ogłoby mieć stanow isko fenom ologiczne dla ustalenia podstaw dyskusji o k u ltu rze w spółczesnej. Podnosi też znaczenie pojęć trad y cji i m ody w rozw ażaniach n ad k u ltu rą i w skazuje ch arak terystyczną, szczególnie przez am erykańskich uczonych podkreślaną, cechę zm ienności życia w spółczesnego. Z kolei przedm iotem dyskusji stała się ch arak tery sty k a X IX w ieku, dana w referacie i korreferacie, oraz k w e stia słuszności pojm ow ania kryzysu kulturalnego w sposób, w jaki ujął go referent. D r Lutmanowa zaznacza, iż na terenie w ieku X IX istniały i ścierały się rozm aite p rąd y k u ltu raln e. C h arak tery sty k a, p o d an a przez d ra R ybickiego, m oże odnosi się jedynie do okresu p o zy tyw istycznego. N iem niej przeciw staw ienie chw ili obecnej okresow i poprzedniem u, k tó rego źródła tk w ią w renesansie, w ydaje się rzeczą trafn ą. Istnieje obecnie zw iększona potrzeba au to ry tetu, k tó ra zbliża nas do średniow iecza. D r Korowicz, zgadzając się z głów nym i liniam i w yw odów obu prelegentów, uzupełnia ich rozw ażania, podkreślając w charakterystyce X IX stulecia rozw ój i realizację idei liberalnych, dem okratycznych i hu m an i tarn y ch. W okresie obecnym zaznacza się o d w ró t od tych idei i w ydo byw a się biegunow a przeciw ność św iatopoglądów, p rz y czym now e tw orzące się św iaty idei nie szukają porozum ienia ze sobą, lecz dążą naw zajem do zniszczenia. D r L u t m a n przeczy tezie, jakoby kryzys
W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku 7 p rzeżyw an y obecnie m iał być zupełnie w yjątkow ym. K ażd a epoka p rz e żyła swój kryzys na tle antagonizm u pom iędzy generacjam i. D zięki ty m kryzysom, dzięki zm ianom nastaw ień kultu raln y ch istnieje rozw ój k u ltu ra ln y. M ów ca podkreśla dalej paralelizm zjaw isk kryzysow ych w ro zm aitych dziedzinach życia i zastan aw ia się wreszcie n ad tym, k to p rzeży w a kryzys w spółczesny. K ryzys ten, jego zdaniem, p rzeży w a specjalnie pokolenie przejściow e, w yczuw a go i rozum ie św iat intelektualny. D o zagadnienia, kto przeżyw a kryzys, naw iązuje jeden z późniejszych m ów ców dyskusji p. Marszałek, k tó ry określając stosunek m łodzieży d o kryzysu, stw ierdza, że m łodzież w yczuw a i przeżyw a kryzys k u ltu ra ln y i że cierpi na tym, iż nie znajduje w ty m przeżyciu i w sytuacji w spółczesnej dość jasnych i w y raźn y ch p u n k tó w orientacyjnych. D alszy ciąg dyskusji d ąży ł do rozszerzenia rozw ażań i znalezienia odpow iedzi n a w ysunięte zagadnienia. M gr Koraszewski, d o p a tru jąc się pew nej sprzeczności m iędzy w yw odam i referenta i k o rreferenta, pragnie rozw inąć poruszone w dyskusji zagadnienia, w ysuw a problem h arm onii czyli rów now agi treści i form y i w zakłóceniu tej harm onii w skazuje jedno ze źródeł kryzysu. T a k sam o prof. Piernikarc z y k m ów i, że kryzys k u ltu ry w spółczesnej łączy się z rozdźw iękiem m iędzy w ładzam i w duszy człow ieka i w skazuje potrzebę p o w ro tu do harm onii w ew nętrznej, podkreślając głębię zasad chrześcijańskich. S przeciw ia się ograniczeniu dyskusji n ad kryzysem do kręgu k u ltu ry z a chodnio-europejskiej. Ju ż wcześniej jeden z m ów ców p. H o j k a p o d nosi, że ty lk o p o w ró t do C hrystusow ej zasady miłości bliźniego m oże p rzezw yciężyć kryzys i ilustruje tę m yśl p rzy k ład am i z życia społecznego. K u końcow i dyskusji ks. dr K o m i n e k w skazuje na potrzebę o d w o łan ia się do pojęcia n atu ry ludzkiej, ażeby zagadnienie kryzysu k u ltu ry w spółczesnej w pełni zrozum ieć i m óc postąpić ku jego rozw iązaniu. W reszcie prezes ks. d r S z r a m e k, całą dyskusję prow adzący, p o d k reśla pew ne jej w yniki i w ykazuje konieczność pozostania w obrębie kręgu k u ltu ry zachodnio-europejskiej p rz y ro zw ażan iu teraźniejszego kryzysu. D alej określa, że kryzys, jak o k azu ją w szystkie rozw ażania, nie polega ty lk o na pew nych zaburzeniach w zew nętrznym układzie stosunków, ale w łaściw e początk i swoje m a w kierunkach m yśli ludzkiej. R eferenci d r O lszew icz i d r R ybicki w przem ów ieniach końcow ych w yjaśniają k ilk a p u n k tó w spornych i uzupełniają w oparciu o dyskusję poprzednie w yw ody. Jak k o lw iek nie w olna od rozbieżności i niezupełnie jednolita w sw ym poziom ie okazała dyskusja pierw szego w ieczoru w ym ow nie, jak ży w y oddźw ięk znajdują zagadnienia k u ltu ry w spółczesnej i jej p rzeobrażeń. D rugi z kolei w ieczór tego cyklu, k tó ry odbył się dnia 13 stycznia 1936 r., został pośw ięcony zagadnieniu nauki. O bradom przew odniczył d r T adeusz Dobrowolski. D yskusję zagaiła d r M aria L u t m a n-
8 W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku Kokoszyńska referatem na tem at: Rola nauki we współczesnym poglądzie na świat. O to referat ten w streszczeniu: N a p o czątk u X X w ieku człow iek stanął w obliczu w iększego może nasilenia różnych kierunków i zap atry w ań, niż kiedykolw iek indziej. M aterializm, spirytualizm, idealizm y i realizm y w szelkiego ro d zaju w alczyły ze sobą na dobre. S zukając w yjścia z chaosu kierunków filozoficznych, które n arzu cały się jako p u n k t w yjścia poglądu na św iat, człow iek m im ow oli zaczął zw racać coraz w iększą uw agę na dziedzinę, k tó ra w praw dzie rów nież m odyfikacjom podlega, ale w k tórej ry zy k o błędu jest jakby się w y daw ało najm niejsze a m ożliw ość k o n tro li p rzed każd y m się otw iera. T ą dziedziną była nauka, ogrom nie w zbogacona przez zdobycze końca w ieku X X, zw łaszcza na terenie w iedzy p rz y ro d niczej. W ten sposób zaczęła się budzić w yraźnie się zazn aczająca w d zisiejszym życiu k u ltu raln y m tendencja do oparcia poglądu na św iat na nauce jako n a najw ażniejszej, a naw et w m niem aniu niektórych jedynej podstaw ie. N ajrad y k aln iej reprezentuje dzisiaj tę tendencję t. zw. K oło W iedeńskie, m ające sym patyków na całym świecie, a hołdujące logicznem u em piryzm ow i. Schlick, C arn ap, N e u ra th oto nazw iska czołow ych przew ódców tego kierunku. K ierunek filozoficzny K oła W iedeńskiego m ożna scharakteryzow ać p rzy pom ocy czterech haseł: 1. jednolitość w iedzy, 2. w alka z m etafizyką, 3. em piryzm, 4. analiza logiczna. D ążność do stw orzenia jednolitej w iedzy pozostaje w K ole W iedeńskim w ścisłym zw iązk u z tendencją, by oprzeć pogląd na św iat na nauce. W iedza, k tó ra jest ro zb ita na różne dziedziny, różniące się z a rów no term inologią, jak założeniam i i m etodam i badań, nie nadaje się na p u n k t w yjścia d la poglądu na św iat. A by uczynić ją do tego celu p rzy d atn ą, K oło W iedeńskie pragnie przede w szystkim uzgodnić założenia, przyjm ow ane przez różne nauki na tem at ty ch sam ych przedm iotów (np. człow ieka), tak, by nie było różnicy pod ty m w zględem między psychologią a fizy k ą, biologią a chem ią, socjologią a ekonom ią. D o n a dania w iedzy jednolitej postaci m a się poza ty m p rzyczynić ustalanie zw iązków m iędzy różnym i dziedzinam i naukow ym i w sposób, k tó ry pozw oliłby w rozum ow aniach, jakie p rzep ro w ad zam y, korzystać z w szelkich tw ierdzeń, o d k ry ty ch przez naukę, zarazem, jak tego w ym aga życie codzienne i p ra k ty k a naukow a. W gm achu w iedzy, uzgodnionej w sw oich fragm entach i scementow anej w jedną całość, nie śmie zdaniem K oła W iedeńskiego być obecną ta część filozofii, k tó ra, zgodnie z trad y cją, nosi m iano m etafizyki. N ie m a dla niej miejsca ani w logice, ani też w dziedzinie m yśli, k tó ra rozszerza ludzkie poznanie. T w ierd zen ia m etafizyki, to w edle logicznych em pirystów tw ierdzenia, roszczące sobie pretensję do zdaw ania spraw y z rzeczyw istości, a niedostępne w eryfikacji. Ja k o p rzy k ład y tych tw ierdzeń p rzy tacza się takie enuncjacje, jak słynne Schopenhauerow - skie świat jest wolą lub też das N i c h t s n i c h t e t H eideggera. G dy p rz y p a trz y ć im się bliżej m ów ią zw olennicy K oła okazuje się, iż nie m ają zrozum iałego sensu, gdyż b ąd ź zaw ierają słowa,
W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku 9 k tó re pozbaw iono znaczenia potocznego, a k tó ry m nie nadano now ego (tak jest np. z term inem w o 1 a w przy to czo n y m tw ierdzeniu) lub też są nieupraw nionym zestaw ieniem w y razó w o znaczeniu potocznym ( nichts nie m oże np. być podm iotem w zdaniu). T w ierdzenia m etafizyczne, to zatem w edle K ola tw ierdzenia pozorne: w gruncie rzeczy niczego nie m ów ią i jako takie nie są tw ierdzeniam i, lecz w yrażeniami, w ręcz sensu pozbaw ionym i. E m piryzm K oła biegnie rów nolegle z jego niechęcią do m etafizyki. Polega on przede w szystkim na tendencji, by spośród tw ierdzeń, m ów iących coś o świecie, przyjm ow ać w yłącznie tw ierdzenia już spraw dzone, lub takie, o któ ry ch w iadom o, w jaki sposób będzie je m ożna kiedyś rozstrzygnąć. E m piryzm ten różni się od innych np. od em piryzm u J. S. M illa tym, że apriorycznej części naszej w iedzy, do której n a leży logika i m atem atyka, nie przypisuje ch arak teru uogólnień z d o św iadczenia, lecz skłania się raczej do tego, by w p raw ach ow ych nauk d o p atry w ać się um ów, dotyczących sposobu posługiw ania się pew nym i w yrazam i, a zatem um ów, określających znaczenie, jakie postanow iliśm y łączyć z w yrazam i. C ała w iedza form alna, to zdaniem K oła jeden w ielki system tautologii, w ydobyw ający ze znaczeń w y razó w jedynie to, co w te znaczenia przez odpow iednie skonstruow anie języka z góry w łożono. Jako zn ak o m ity środek, p ozw alający zdać sobie spraw ę, które tw ierd zen ia i pojęcia m ają charakter em piryczny, a które jako niedostępne w eryfikacji trzeba z naszej w iedzy o świecie w yelim inow ać, uchodzi w oczach logicznych em pirystów analiza logiczna. P olega ona w pierw szym rzędzie na w ysnuw aniu z tw ierdzeń, k tó re poddaje się badaniu, konsekw encji w sposób zgodny z przepisam i logiki form alnej, aż do chw ili, w k tórej dojdzie się do jakichś zdań elem entarnych, któ ry ch emp iryczny ch arak ter już w ątpliw ościom nie podlega, lub też do zdań, k tó re będzie m ożna p rz y pom ocy takich tw ierdzeń elem entarnych obalić. W zw iązk u z ty m K oło W iedeńskie ceni w ysoko znajom ość logiki form alnej: dostarczając w iedzy o praw ach, rząd zący ch naszym rozum o w aniem, logika u łatw ia przecież w dużym stopniu p rzeprow adzanie an a lizy logicznej w poszczególnych w ypadkach. L ogika w spółczesna cieszy się jednak m irem w śród zw olenników tego kieru n k u nie ty lk o jako środek do w y k ry w an ia sensu em pirycznego tw ierdzeń resp. jego braku. D zięki m atem atycznej szacie, jaką w ciągu ostatniego półw iecza p rz y brała, tw o rz y ona w zór języka ścisłego i przejrzystego, w k tórym w iadom o, co się tw ierdzi i jak należy to, co się tw ierdzi, uzasadniać. N a niej też p rag n ą logiczni em piryści po uw zględnieniu koniecznych odchyleń w zorow ać się p rzy budow aniu języka w iedzy jednolitej, do której dążą. K ierunek reprezentow any przez K oło W iedeńskie m a charakter p o zytyw istyczny, gdyż zm ierza poza p raw d am i m atem atycznym i i logicznym i w yłącznie do praw d, oparty ch na dośw iadczeniu, których by m ożna każdem u udzielić i które każd y m ógłby skontrolow ać. W tym dążeniu do intersubiektyw ności poznania przejaw ia się tendencja spo-
1 0 W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku łeczna i antyin d y w id u alisty czn a K o ła; znajduje o n a rów nież w y raz w zap atry w an iach z zakresu etyki, głoszonych p rzez niektórych zw olenników K oła, k tó re kulm inują w przekonaniu, że najw ięcej szczęścia zdolne jest człow iekow i zagw arantow ać działanie, o p arte na popędach społecznych. K oło W iedeńskie, w yrzekające się w szelkiej m etafizyki, nie m a w brew spotykanym czasem opiniom zabarw ienia m aterialistycznego: tezę m aterializm u, iż w szystko jest m aterią, u w aża za bezsens i elim inuje ją z rzędu sw oich przekonań. K ry ty czn y rz u t oka na przedstaw ione poglądy pozw ala stw ierdzić, iż brak im jest w niejednym punkcie oparcia. I ta k np. nie przekonuje stanow isko K oła, w m yśl którego w szelkie tw ierdzenia, które nie należą do logiki ani m atem atyki a nie m ają treści em pirycznej (zatem t. zw. m e tafizyka) w gruncie rzeczy zdaniam i nie są i jako takie nie w y rażają p raw d y ani fałszu. W ykluczając tego ro d zaju w y rażenia z zakresu zd ań, K oło W iedeńskie p o d ąża za szlachetną tendencją, by usunąć przyczyny rozlicznych, nie kończących się nigdy, a głęboko ludzi m iędzy sobą ró żniących sporów na tem aty, w ykraczające p o za sferę dośw iadczenia i niedostępne naukow em u rozstrzygnięciu. W y d aje się jednak, że sporów takich m ożnaby uniknąć, nie sięgając aż do ta k rad y k aln y ch środków, jakie p ro p o n u ją logiczni em piryści: przecież już sam a św iadom ość, że przekonań, w ykraczających poza granice logiki i dośw iadczenia, nie m ożna w sposób intersubiektyw ny uzasadnić i rodząca się z tej św iadomości w zajem na tolerancja m ogłaby zapobiec konfliktom. Jeżeli zatem naw et przyznalibyśm y słuszność zap atry w an iu, że w yłączną podstaw ą poglądu na św iat jest n auka, przynajm niej o ile idzie o podstaw ę dla w szystkich dostępną i w szystkich obow iązującą (intersubiektyw ną), to tru d n o byłoby odm ów ić człow iekow i p raw a d o uzupełniania naukow ych p u nktów w idzenia przekonaniam i, które już po za zakres nauki w ychodzą, a do k tó ry ch skłaniają jednostkę nie w zględy rozum ow e, ale em ocjonalne lub p o trzeb y charakteru. N ależało b y jednak podkreślić subiektyw ny ch arak ter ow ych przekonań oraz p o trzebę w zajem nej lojalności m iędzy ludźm i, k tó ry ch pozanaukow e p rzek o n an ia znacznie się różnią. N astępnie d r Stanisław K u b i s z w ygłosił korreferat, którego głów ne w y w o d y były następujące: D ążność do o parcia poglądu na św iat jedynie na poznaniu n au k o w ym, a zw łaszcza przyrodniczym, nie w ydaje się m ożliw a do u trzym ania. M ożliw e są bow iem i istnieją ty p y p oznania, jak np. estetyczne i religijne, w k tó ry ch m yślenie i czysty rozum nie m uszą bynajm niej odgryw ać tej zasadniczej roli, jak ą postuluje ta m ta szkoła. Istnieje wreszcie pierw o tn y w praw dzie, ale bardzo rozpow szechniony, m agiczny sposób ujm ow ania rzeczyw istości. Jest rzeczą oczyw istą, że ten ostatni nie m a w artości poznaw czej w ścisłym znaczeniu; p rzenika on jednak na tyle sposób m yślenia jednostki naw et kultu raln ej, a daje p rzy ty m pew ne naśw ietlenie naszego zagadnienia, że w arto m u w ty m zw iązku pośw ięcić kilka uw ag.
W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku. H S fery w iedzy, m agii i religii nie są w św iadom ości człow ieka pierw otnego w yodrębnione, nie m niej dziki m a zasób p rak ty czn ej w iedzy, ró żn y od św iata m agii i różny od zakresu religijnego kultu i w ierzeń. O to jaki jest stosunek jego w iedzy do m agii: B udując canoe tj. łódź, stosuje on w iedzę, o p artą n a dośw iadczeniu, zna i umie stosow ać p raw a w ytrzym ałości m ateriału, h y drodynam iki, dalej np. praw o dźw igni i rów now agi, oczyw iście w zakresie b ard zo elem entarnym. N iem niej z a bezpiecza on zbudow aną łódź czaram i p rzed w rogim i siłam i, k tó ry m nie jest w stanie sprostać. T o sam o odnosi się do rybołów stw a: tam, gdzie jest ono bezpieczne, nie m a m agii, ale na o tw arty m m orzu, gdzie może grozić niebezpieczeństw o, stosuje się obok dośw iadczenia także m agię. O czy wiście nie m a u dzikich m ow y o jakim kolw iek ogólnym zainteresow aniu naukow ym, w iedza ich w y tw arza się nieśw iadom ie, a w lw iej części jest dziedzictw em trad y cji. N iem niej w y trzy m u je ona próbę eksperym entu i k ry ty k i rozum u. W k ażdym razie m a ona ch arak ter w yraźnie świecki, p ro fa n e i n a tu ra ln y. N a tu ra ln a nie jest natom iast siła m agiczna. I ona jest dziedzictw em trad y cji i to skrajnie rygorystycznej, zaw sze b yła, a nie p o w stała. Istn iała zaw sze ty lk o u ludzi i odnosi się też zasadniczo do lu d z kich spraw jak polow anie, u p raw a roli, miłosne zabiegi, choroba. Siła m agiczna nie jest p roduktem p rzy ro d y ani znajom ością jej praw, lecz czym ś specyficznym, nadnaturalnym, jakkolw iek m ieszkającym w człow ieku i z nim zw iązanym. D ziała ona ty lk o p o d w arunkiem spełnienia ściśle określonego cerem oniału i w ypełnienia przez m aga pew nych w aru n k ó w. Jest jakby przedłużeniem n atu ra ln y c h ludzkich m ożliw o ści i służy ludzkim p rak ty czn y m celom jest zaw sze u ty litarn a. I ty m m. in. różni się obrzęd m agiczny od religijnego, k tó ry zaw sze jest celem w sobie. C el tk w i tu w sam ej cerem onii, ziszcza się w sam ym dopełnianiu ak tu. O brzędy i w ierzenia religijne naw iązują zaw sze do m om entów przełom ow ych w życiu jednostki czy społeczności, jak n aro d zin y, inicjacja, zaw arcie m ałżeństw a, śm ierć; służą do w yrażenia ich p a r excellence nadprzyrodzonego ch arak teru. Są po prostu w yrazem czci i uw ielbienia w obec cudow nego fa k tu żyzności i płodności przy ro d y i człow ieka, w obec świętości samego życia, sił, które stanow ią podstaw ę życia społecznego i kultu ry. T u należą o fiary pierw ocin, obrzędy żniw ow e, obrzędy, odnoszące się do pór roku. Idea daw ania, w ym iany d a rów jest tu b ard zo istotna, posiada jednak sens głębszy od jedynie u ty litarn eg o. D zieląc swój po k arm w akcie o fiary z bóstw am i, człow iek za zn a cza niejako przez to swoje z nim i pow inow actw o, sw ój udział w dobrodziejstw ie tajem niczych m ocy opatrzności, niejasno przeczuw anej. W p o staw ie duchow ej ofiarującego dom inują m otyw y w dzięczności i czci, tj. elem enty bezinteresow ności, znam ionujące w szelkie przeżycia religijne. N ie podobna tu pom inąć nieodłącznego od tej niskiej postaci religii oraz od w yższych form m agii zjaw iska, jakim jest ta b u. I ono m a ch arak ter w najw yższym stopniu n ad n atu raln y i bezw zględnie irracjo nalny. T a b u są w szelkie przedm ioty czci religijnej i zw iązane z nim i stany, o raz miejsca i czasy. B udzą one najgłębszą a nieokreśloną grozę,
1 2 W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku a ich naruszenie nieodw ołalnie sprow adza nieobliczalne, a straszliw e w swej tajem niczości klęski nie ty lk o n a ciało i duszę w innej jednostki, lecz na całe społeczeństw o i p rzyrodę, w śród której ono żyje. B ow iem naruszenie ta b u, jako naruszenie jakow ejś m ocy n ad p rzyrodzonej, au tom atycznie w p raw ia w ruch ślepą m achinę niw eczenia. T a k w ięc zarów no m agia jak religia pierw o tn a obok istotnych różnic, które je dzielą m ają jedną zasadniczą cechę w spólną: podstaw ą ich jest w iara w nadprzyrodzoność, a nie w iedza i dośw iadczenie, obie obracają się w sferze cudow ności, objaw ień sił cudotw órczych. Zaś ow a cudow ność jest w swej istocie postacią czegoś, co przyjm uje się jako w artość ostateczną i bezw zględną, absolutną. R eligijność człow ieka pierw otnego jest stosunkiem do tej w artości, przeżyciem, w yrażającym się w pew nych w ierzeniach, uczuciach i obrzędach i sit venia verbo pew nym poglądzie na św iat. O tó ż now oczesna psychologia religii w ykazuje, że przeżycie religijne jednostki kultu raln ej jest w swej istocie rów nież przeżyciem w artości i to w artości absolutnej. T reść tego przeżycia w e w szelkich jej aspektach w artościuje doznająca jednostka jako bezw zględnie p raw d ziw ą, przyśw iadcza jej z głębi w iary że użyję tu term inu k ard y n ała J. H. N ew m ana, a niezgodne z nią elem enty odrzuca. W artość, o której tu m ow a, jest czym ś żyw otnym i decydującym d la doznającego, staje się d la jego ja jedynie w łaściw ą w artością, stąd jej a u to raty w n y i n o r m aty w n y ch arak ter we w szelkich zakresach życia, a zatem i w poglądzie na św iat. O p a rty na tak im przeżyciu, w zgl. przeżyciach pogląd na św iat jest ze w zględów zasadniczych sprzeczny z ow ą racjonalistyczną filozofią, o p a rtą jedynie na nauce. T a ostatnia filozofia opiera się przede w szystkim na dośw iadczeniu i to ty p u przyrodniczego. Z arzuci ona tam tem u poglądow i na św iat niespraw dzalność jej tw ierdzeń i odm ów i doznaniu religijnem u w alo ru dośw iadczenia. Jak ież są jednak szanse tych dw óch kierunków w św ietle idealistycznej teorii poznania? A ngielski uczony i m yśliciel John Oman ro zp atru je to pytan ie (w swej książce p t. T h e N a tu ra l and the S u p ern atu ral i w innych rozpraw ach) w sposób następujący: W edług K an ta um ysł nasz jest niezdolny do bezpośredniego ujm ow ania rzeczy w sobie. R zeczyw istość ujm ujem y w edług niego jedynie za pom ocą kategorii naszego um ysłu, bezpośrednio nie jesteśm y w stanie jej uchw ycić. T en zasadniczy fa k t zapoznaje nauka, której stanow isko należy wobec tego w edług O m ana określić jako n aiw ny realizm, gdyż badaną rzeczyw istość przyjm uje jako rzecz w sobie, podczas gdy w szelkie jej fa k ty są jedynie fak tam i naszej św iadom ości. Jeden jest ty lk o rodzaj fak tó w, k tó re ujm ujem y w sobie, a m ianow icie treści naszej świadom ości. T ak im w łaśnie fak tem naszej św iadom ości jest m. i. treść przeżycia religijnego. Jeżeli zatem nau k a i o p arta na niej filozofia rości sobie pretensje do w yłączności w poznaw aniu rzeczyw istości, odm aw iając zarazem w szelkiej racji b y tu poznaniu religijnem u, to jest to ty lk o w ynikiem jej naiw nego realizm u w ujm ow aniu rzeczyw istości. N ie m a ona natom iast
W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku. 13 podstaw y do kw estionow ania fak tó w św iadom ości religijnej i opartego na niej p oglądu na św iat, k tó ry w łaśnie posiada w szelkie cechy bezpośrednio ujętej rzeczyw istości. W edług O m ana zatem w kontrow ersji tej silniejsze argum enty teoriopoznaw cze mieć będzie w ręku filozofia religii, a nie ta m ta filozofia, o p arta o nauki ścisłe. D yskusja, k tó ra w yw iązała się po referatach d r L utm anow ej i d ra K ubisza, b y ła zw ięźlejsza i bardziej zw a rta niż na pierw szym w ieczorze. Podajem y tu ty lk o jej w ażniejsze p u n k ty. P rzedm iotem zainteresow ania były przede w szystkim koncepcje K oła w iedeńskiego w zw iązku z z a gadnieniem naukow ego poglądu na św iat. D r Zieleniewski ro z w aża pierw szy k ry ty czn ie tendencję całkow itego w yelim inow ania m etafizyki i to rozgraniczenie m etafizyki i nauki, jakie proponuje grupa w iedeńskich uczonych. M ów ca w skazuje, że każdej nauce są w łaściw e pew ne założenia ogólne, które przyjm uje się i w oparciu o które m o żliw a jest dopiero budow a nauki em pirycznej. Ks. dr Szramek z uznaniem podkreśla p ostulat jedności w iedzy, w skazując, że p o stu lat ten realizo w ała filozofia i teologia w średniow ieczu. D zisiaj, po w iekach ew olucji m yślow ej, najw iększą przeszkodą d la uzyskania syntetycznej jednolitej w iedzy jest rozbicie nauk, rozbieżność stanow isk badaw czych, niem ożność uzyskania porozum ienia w ich obrębie. D r L u t m a n nie zgadza się z tą pesym istyczną oceną teraźniejszego stanu w iedzy, u w a żając, że w w ielości nauk w y raża się w zbogacenie naszego poznania. N a stępnie d r L utm an k ry ty k u je koncepcję K o ła w iedeńskiego, w edle której tw ierdzenia, nie dające się uzasadnić, należałoby odrzucać jako bezsensowne. D r Rybicki charakteryzuje przedstaw ione przez dr L utm anow ą kierunek jako schyłkow y p rą d racjonalistyczny. W rzeczyw i stości w śród przem ian kultu raln y ch i społecznych w zm aga się u ludzi poczucie znaczenia pierw iastka irracjonalnego; kierunki naukow e tego ty pu, o jakim m ów ił korreferent d r K ubisz, w y ró żn iają się przez uw zględnienie w łaśnie elem entu irracjonalnego. W reszcie inż. Michejda podnosi znaczenie tolerancji w spraw ie poglądu na św iat. W zakończeniu dyskusji dr Lutmanowa sprzeciw iła się ujęciu p rac K oła w iedeńskiego jako kieru nku schyłkow ego, uw ażając, że kierunek ten posiada dzisiaj w filozofii znaczną żyw otność; poza ty m podkreśliła ra z jeszcze, że nie pow inno się tem u kierunkow i przypisyw ać stanow iska m aterialistycznego. W ieczór trzeci odbył się dnia 17 lutego 1936 r. i był po św ięcony kry ty czn em u ośw ietleniu istniejących teorii na tem at u p ad ku cyw ilizacji zachodniej. P rzew odniczył d r Paw eł R y b i c k i. N a w stępie d r R om an Lutman w ygłosił referat pod tytułem : Współczesne poglądy na kryzys i upadek cywilizacji zachodniej. O to treść: G d y m ów im y o kryzysie lub u p ad k u cyw ilizacji zachodniej, m am y na m yśli p rzeży w an y przez w arstw y intelektualne stan przesilenia w uzn aw an y ch p rzez nie d o tąd poglądach na św iat, stan, k tó ry rodzi w nich subiektyw ne przekonanie, że społeczeństw a zachodnie zam knęły łub zam y k ają już jeden okres cyw ilizacyjny i w chodzą w in n y okres, różniący się jakim iś zasadniczym i cecham i od poprzedniego okresu. K o ń
1 4 W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku czący się okres cyw ilizacyjny n azy w a się zw ykle okresem cyw ilizacji X I X w ieku, jakkolw iek chronologicznie okres ten sięga poza w iek X IX i obejm uje rów nież pierw sze dw a dziesiątki w ieku X X aż do końca w ojn y św iatow ej. Z a najbardziej istotne cechy cyw ilizacji X IX w ieku u w aża się pow szechnie rozw ój nauki (zw łaszcza n au k przyrodniczych i filozofii), o raz techniki. Z tego pow odu H. S. C ham berlain n azw ał w iek X IX w iekiem m etody. R ozw ój nauki i techniki w yw ołał głębokie p rzeo b rażenia stru k tu ry społeczeństw zachodnich we w szystkich dziedzinach ży cia publicznego. W dziedzinie gospodarczej dom inującym poglądem był liberalizm, w ysuw ający na czoło zasadę sw obody jednostki w u k ład an iu w aru n k ó w życia gospodarczego. U k ład stosunków gospodarczych na z a sadzie liberalizm u w y tw o rzy ł w dziedzinie stosunków społecznych ustrój k ap italisty czn y, opierający się na zasadzie przyw ileju posiadania (w przeciw ieństw ie do ustroju przedkapitalistycznego, opierającego się n a zasadzie przyw ileju urodzenia). W dziedzinie politycznej w iek X IX b y ł okresem dem okracji p arlam entarnej, opartej na form alnej zasadzie rów ności w szystkich obyw ateli w obec p raw a. W y tw o rem pochodnym dem okracji jest nacjonalizm, k tó ry jednak w ty m okresie nie osiągnął swej pełni, jakkolw iek był w ażnym czy n n i kiem rozw oju ów czesnych stosunków. U podstaw św iatopoglądu X IX w ieku b y ła w iara w nieograniczony postęp techniki, k tó ra m a być w m o żności zapew nić człow iekow i d o brobyt, o raz w iara w człow ieka i jego siły intelektualne. Ideałem społecznym i politycznym była rów now aga społeczna i p o lityczna o raz osiągnięcie pow szechnego dobrobytu. W szystkie te czynniki, k tó re tw o rz y ły cyw ilizację X IX w ieku, nie b y ły jednak w stanie w y tw o rzy ć harm onii, gdyż zaw ierały w sobie z a ro d k i konflik tu, które m iały dopiero dojrzeć po kataklizm ie św iatow ej w ojny. Jeden zarodek k o n flik tu tk w ił u podstaw liberalizm u i dem okracji. L iberalizm głosił zasadę w olności indyw idualnej, nieograniczonej sw o body w u k ładaniu stosunków gospodarczych bez b ran ia w zględu na jednostki słabsze. W konsekw encji m usiał prow adzić do ucisku słabszych ekonom icznie przez silniejszych, czego w yrazem był ustrój k ap italisty czny. D em okracja zaś w ysuw ała hasło rów ności w szystkich jednostek. N a razie rów ność ta pojm ow ana b y ła form alnie jako rów ność w obec p raw a. A le w następstw ie m usiało się zrodzić żądanie rów ności w innych dziedzinach. W ten sposób zro d ził się k o n flik t społeczny, k tó ry m iał po w ojnie św iatow ej doprow adzić do ogólnego kryzysu dotychczasow ej stru k tu ry społeczno-politycznej. L iberalizm opierał się na kulcie jednostki indyw iduum, dem okracja żąd ała niw elacji p raw in d yw iduum na rzecz przeciętnej, szarej m asy społecznej. L iberalizm i dem okracja z n a lazły w spólny teren w parlam entaryzm ie. R ozw ój w ypadków m usiał jed n ak prow adzić i na ty m terenie do konflik tó w m iędzy nim i. P a rla m entaryzm, o p a rty na d o k trynie dem okratycznej, daw ał form alne u p ra w nienie masie społecznej, k tórej przeciw staw iały się interesy potężnych w arstw gospodarczych, czerpiących swe soki żyw otne w liberalizm ie. D em okracja dzięki tem u, że dopuściła do głosu najszersze w arstw y spo-
Wieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku 1 5 łeczeóstw, stała się m im ow olną rodzicielką nacjonalizm u jako szerokich ruchów społecznych, nadając k o n flik to m politycznym niezw ykłej ostrości. N acjonalizm ow i zaś przeciw staw iał się im perializm, zrodzony z liberalizm u. W reszcie liberalizm i k ap italizm, opierający się na przy w ileju posiadania, w y tw arzały k o n flik ty społeczne, znajdujące swe oparcie w dem okracji, k tó ra pow stała na tle w alki z przyw ilejam i urodzenia. Z ro d ziły się więc przeciw ieństw a klasow e. T y m k o nfliktom to w arzy szy ły rodzące się k o n flik ty w dziedzinie k u ltu raln ej. D em okracja w ysuw ała hasła hum anitaryzm u, k tó re m usiały w alczyć z zasadą siły i przem ocy, w y zn aw an ą przez in d y w idualistyczny liberalizm. R ozw ój nauk przy ro d n iczy ch i technicznych oraz ekonom iczne d o k try n y liberalizm u stw o rzy ły podstaw ę dla św iatopoglądów m aterialisty czn y ch i antyreligijnych. N ie brak więc było w cyw ilizacji X IX w ieku m ateriałów p alnych. Ja k długo jednak istniał okres m aterialnego dobrobytu, ta k długo konflik ty b y ły w stanie drzem iącym. G dy jed n ak w skutek w ojny św iatow ej, w yw ołanej nieopatrznie przez liberalne czynniki kapitalistyczne, d o brob y t został zru jnow any i społeczeństw a zachodnie stanęły w obliczu k a ta stro fy ekonom icznej, zrodziło się w św iadom ości intelektualnych w arstw społecznych zagadnienie kryzysu i u p ad k u cyw ilizacji zachodniej. Sam o określenie upadek E u ro p y jest wcześniejsze. Pierw szym, k tó ry u ży ł tego określenia, b ył zdaje się Stefan Buszczyńs k i w głośnej, swego czasu anonim ow o w ydanej książce p t. L a decadence de 1 E urope (1867, drugie w ydanie 1916). D la B uszczyńskiego jednak zagadnienie u p adku E uropy nie jest zagadnieniem cyw ilizacji czy k u ltu ry, lecz jedynie zagadnieniem p olitycznym, zagadnieniem dem okracji i w olności narodów. O kreślenie u p ad ek E u ro p y nie m a u Buszczyńskiego uzasadnienia w sam ych w yw odach. Bo d la ludzi X IX w ieku zagadnienie to nie istniało. Słynna książka H. S. Chamberlaina (D ie G ru n d lagen des X IX Jahrhunderts, 1898 r.) pełna jest w iary i o p ty m izm u w przyszłość E uropy. A le dopiero pogłębiające się w świecie pow ojennym k o n flik ty, n ap rzó d społeczne, następnie rów nież gospodarcze, zaktu alizo w ały to zagadnienie zarów no w literatu rze naukow ej, jak i w większej jeszcze m ierze w publicystyce. W om aw ianej tu literatu rze m ożna ro zró żn ić trz y grupy. D o pierw szej g ru p y zaliczyć należy autorów, dających w sw ych książkach pew ne oryginalne konstrukcje historiozoficzne, osnute na założeniach o upad k u w spółczesnej cyw ilizacji zachodniej. D o tych au to ró w należą Oskar Spengler i Mikołaj Bierdiajew. D o drugiej grupy zaliczym y pisarzy, zajm ujących się ro zw ażan iam i z pogranicza historiozofii i socjologii na tem at kryzysu w spółczesnej cyw ilizacji. Pośw ięcim y tu w ięc uw agę w łoskim pisarzom G. Ferrero i B. C r o c e, oraz polskiem u socjologow i F. Znanieckiemu. W reszcie w trzeciej grupie znajdą się pisarze, szukający ro zw iązania problem u k ry zy su naszej cyw ilizacji ze stanow iska pew nej z góry przyjętej do k try n y. T ak im i są G. d e R e y n o 1 d, o raz polscy pisarze: H. Romanowski, X. A. Krzesiński i ł. Spasowski.
1 6 W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku 1) Oskar Spengler dał w sw ym dziele D er U ntergang des  bendlandes (I tom 1917, II tom 1920) najbardziej konsekw entną k o n strukcję historiozoficzną. K onstrukcja ta zasadza się na pojm ow aniu k u ltu ry jako organizm u, obdarzonego w łasnym życiem od samego p o w stania p o p rzez rozw ój aż do upadku, zam arcia i ustąpienia miejsca innej kultu rze. K ażd a k u ltu ra posiada w łasny styl i w łasny cel (Schicksal) do spełnienia. K ażda k u ltu ra trw a około tysiąc lat. O statni jej okres okres upad k u jest okresem cyw ilizacji. Spengler rozróżnia cały szereg k u ltu r (egipska, hinduska, arabska, antyczna, n azw aną apollińską, arabska, n azw an ą m agiczną). W spółczesną k u ltu rę n azy w a k u ltu rą faustow ską. O becnie żyjem y w ostatnim okresie k u ltu ry faustow skiej, w okresie cyw ilizacji zachodniej, której cechą jest m aszynizm, upadek w olności człow ieka, rezygnacja ze sw obód obyw atelskich, cezaryzm. D la Spenglera więc upadek k u ltu ry zachodniej jest rzeczą nieuchronną, w ynika z założenia historiozoficznego, że k ażd a k u ltu ra podobnie jak k ażd y organizm musi um rzeć i ustąpić miejsca innej rodzącej się k ulturze. Mikołaj Bierdiajew w sw ym podstaw ow ym dziele (U n nouveau m oyen âge 1927) nie daje takiej ogólnoludzkiej syntezy historiozoficznej. Z ainteresow ania jego d otyczą w yłącznie w spółczesnego kręgu cyw ilizacyjnego. Isto tą jego poglądu jest zasada rytm icznej zm iany w rozw oju k u ltu r. Żyjem y w okresie zam ierania jednej epoki kultu raln ej, k tó ra korzeniam i sw ym i tkw i w renesansie i hum anizm ie, w ysuw ającym hasło w olności człow ieka. S topniow o jednak człow iek zachodni oddala się od pierw otnych żyw otnych założeń renesansu, k tó ry posiadał stru k tu rę o rganiczną życia, o p artą na hierarchii i w szedł w okres m echanizm u, negacji indyw idualizm u. Jest to o znaka dekadencji. R odzi się więc reak cja przeciw dekadencji. Społeczeństw a zachodnie w chodzą w now y okres, k tó ry B ierdiajew n azy w a now ym średniow ieczem. N o w y okres nie jest zw y k ły m ew olucyjnym przejściem z jednego okresu kulturalnego w drugi, lecz oderw aniem się od poprzedniego okresu i naw rotem rytm icznym do okresu, poprzedzającego okres m odernizm u, do daw nego średniow iecza. N ie znaczy to, że now y okres m a negow ać cały dorobek w spółczesnej cyw ilizacji. N ow e średniow iecze przejm ie dośw iadczenia w olności i pozy ty w n e dorobki nauki i sztuki. A le poza ty m oprze się na now ych zasadach, naw iązujących do zasad średniow iecza. Z asadam i tym i są: ro z w ój jednostki w zespole, przezw yciężenie narodow ej ekskluzyw ności, u n i w ersalizm i kolektyw izm, teonom ia, uznaw anie auto ry tetu i zasady w odzostw a, wreszcie n aw ró t do chrystianizm u. B ierdiajew uznaje więc zasadę ry tm ik i w dziejach ludzkości. O sta tecznym celem rozw oju historycznego jest spełnienie przez ludzkość swego losu, k tó ry m jest osiągnięcie w iecznego, absolutnego życia przez przejście ziem skiej historii w historię nieba. T rag izm historii polega na tym, że rozw iązanie jej znajduje się nie w ew n ątrz historii, lecz poza nią (D er Sinn der G eschichte 1925). 2) D o drugiej grupy zaliczyliśm y pisarzy, k tó rzy nie dają żadnej zw artej konstrukcji historiozoficznej, lecz rozw ażają niektóre zagadnienia, zw iązane z problem em kryzysu w spółczesnej epoki.
W ieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku 17 denedetto Croce (A ntyhistoryzm 1930, tłum aczenie p o l skie: M archot 1935) w idzi źródło w spółczesnego kryzysu in telek tu alnego w szerzącym się św iatopoglądzie, o p arty m na antyhistoryzm ie. Istnieją dw ie fo rm y antyhistoryzm u: pierw szą form ą jest fu tu ry zm, lekcew ażący w im ię nierozsądnego ak ty w izm u w szystko, co m a jakiś zw iązek z przeszłością; druga form a d ąży do absolutu, stałości, jedności i pew ności p rzez przezw yciężenie historyzm u. Form ę tę reprezentuje k a tolicyzm. T ym czasem k u ltu ra jest w ytw orem historii, podobnie jak i w szystkie w artości są w ytw orem procesu dziejow ego. R ozw ój ludzkości musi więc reprezentow ać ciągłość historyczną i opierać się o zdobyte w artości. P odstaw ą rozw oju bow iem jest w iara w człow ieka. Florian Znaniecki w swej pierw szej p racy (U padek cyw ilizacji zachodniej 1921) daje w yraz sw em u optym izm ow i w obec głosów o grożącym u p ad k u zachodniej cyw ilizacji. W id zi w praw dzie jej słabe strony, k tó re są p rzy czy n ą kryzysu. Są to : w zrost m aterializm u, ochlokracji, im perializm u rasow ego (żydow skiego), w reszcie bolszew izm. A le te p rzejaw y nie uspraw iedliw iają sądów o całkow itej dekadencji naszej k u ltu ry, k tórej istotne cechy są trw alsze. D o ty ch cech zaliczyć należy: obok nierów ności klas w ew nątrz społeczeństw p ozytyw ne ideały p an o w ania n ad p rzy ro d ą, bogactw a indyw idualnego i społecznego, ideał n a rodow y, ideał przezw yciężenia cierpień przez popraw ę m oralną. N ie bezpieczeństw o upad k u cyw ilizacji m oże być uchylone przez św iadom y, tw órczy, bezinteresow ny i solidarny w ysiłek całej w spółczesnej ary sto kracji ducha. D alszy sw ój pogląd na cyw ilizację rozw ija Z naniecki w późniejszej swej p racy (L udzie teraźniejszości a cyw ilizacja przyszłości, 1935). P rz y szła cyw ilizacja będzie w szechludzka i zaw ierać będzie w szystkie n a j cenniejsze pierw iastki cyw ilizacji n arodow ych, będzie hum anistyczna (w ty m znaczeniu, że k u ltu ra duchow a będzie mieć przew agę nad cyw i lizacją m aterialną), będzie dalej społecznie harm onijna, w olna od k o n flik tó w dzisiejszych, w reszcie płynna o rów now adze dynam icznej, t. zn. że tw órczość będzie norm alną funkcją k u ltu raln ą jednostek i grup lu d z kich. Stw orzenie przyszłej cyw ilizacji jest problem em w ychow ania ludzi. N o w a cyw ilizacja musi pow stać jako w ynik działalności konkretnego, realnego zespołu św iatow ego w szystkich ludzi m ądrych a dobrych. Z upełnie in n y ch arak ter m ają ro zw ażan ia Guglielmo Ferrera. W szeregu szkiców (po polsku u k azały się: M iędzy przeszłością a tym, co nas czeka, 1927, P rzem ow y do głuchych b. r.) rozw aża on zagadnienia kry zy su św iata zachodniego głów nie ze stanow iska p o lity czno-ekonom icznego. W iek X IX posiadał w iarę w złoto i w idział cel życia w zabaw ie. P racę trak to w ano jako tru d. W skutek tego św iat stracił spoistość. P rzero st w artości pieniądza d o p ro w ad ził do d y k tatu ry. N ie p aństw o silne w inno być celem, ale państw o rozum ne, spraw iedliw e, przezorne. Ideałem w inna być jedność i solidarność św iata. I n iew ątpliw ie św iat d ąży do tego ideału p o p rzez w ielkie cierpienia i kryzysy. Istnieją dw ie cyw ilizacje: ilościow a, opierająca się na postępie, i jak o ściowa, opierająca się na doskonałości. Ludzkość musi w yjść i w ychodzi na poszukiw anie tej doskonałości.
1 8 Wieczory dyskusyjne Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku W szyscy przytoczeni tu autorow ie mimo różne p u n k ty w yjścia dochodzą do tej sam ej konkluzji, k tó rą jest optym izm i w iara w człow ieka. 3) T rzecia grupa pisarzy ro zp atru je zagadnienie kry zy su i u padku cyw ilizacji z pew nego z góry przyjętego założenia. P ogląd ich na to zagadnienie jest uproszczony. P rzyczynę kryzysu w idzą w sprzeniew ierzeniu się ideałom, głoszonym przez w yznaw aną przez nich doktrynę, ratu n ek zaś w idzą w uznaniu tych ideałów. D o tej grupy należą pisarze kato liccy : G. d e Reynold (L E urope tragique, 1934) o raz polscy p i sarze: ks. A. Krzesiński (K u ltu ra now oczesna i jej tragizm, 1934) i H. Romanowski (F ilozofia cyw ilizacji, 1934). D o k try n ę zaś socjalistyczną reprezentuje W ł. Spasowski (W yzw olenie człow ieka, 1933). N ajciekaw szym pisarzem jest niew ątpliw ie de R eynold, k tó ry daje w nikliw ą analizę w spółczesnego kryzysu cyw ilizacji europejskiej. T rag ed ią w spółczesnego człow ieka jest antropocentryzm, k tó ry d o p ro w ad ził do u p adku ducha i zan ik u tw órczości człow ieka w relatyw izm ie i kolektyw izm ie. R atunkiem dla w spółczesnej cyw ilizacji jest n aw ró t do idei Boga jako jedności: Jeden Bóg, jedna ludzkość, jedna m oralność, jedno p raw o, jeden kościół, jedność duchow a oto w ynik ro zw ażań tego pisarza. D o podobnej koncepcji jedności ludzkości dochodzi rów nież Spasowski, ty lk o jedność tę u p atru je w realizacji zasad socjalistycznych, o p arty ch na zasadzie p rac y społecznej. U w spom nianych p isarzy katolickich spotykam y się z w yraźnie określonym pojęciem up ad k u cyw ilizacji zachodniej. R o zw ażan ia ich cechuje pesym izm w ocenie m ożliw ości rozw ojow ych człow ieka i ludzkości. W przeciw ieństw ie do Spasow skiego, którego poglądy o d znaczają się o p tym istyczną w iarą w człow ieka i przyszłość ludzkości, pisarze kato liccy nie w ierzą w m ożliw ość ratu n k u w łasnym i siłam i człow ieka, lecz w naw rocie do Boga i katolicyzm u. N ie m a u nich w iary w ciągłość h i storycznego rozw oju: są oni przedstaw icielam i an tyhistoryzm u, k tó ry zw alczał Croce. R ozw ażono tu poglądy pew nych pisarzy na tem at kry zy su i u p a d ku cyw ilizacji zachodniej. Jedni pisarze ujm ują zagadnienie kryzysu lub u padku cyw ilizacji w form ę pew nych konstrukcji filozoficznych (Spengler, B ierdiajew ). Inni oceniają to zagadnienie ze stanow iska pew nej d o k try n y religijnej czy społecznej (de R eynold, K rzesiński, R om a now ski Spasow ski). P oglądy pierw szych pojaw iły się jeszcze w czasie w ojny i w okresie pow ojennym, ale jeszcze przed św iatow ym kryzysem gospodarczym. D rugie p oglądy p o jaw iły się już po w ybuchu kryzysu. M ożna w ysunąć tw ierdzenie, że w łaśnie kryzys ekonom iczny, upadek pro sp erity, niem ożność znalezienia w yjścia z tego kryzysu, skłoniła ludzi do szukania ratu n k u w snuciu różnych poglądów m etafizycznych w oparciu o pew ne rozpow szechnione d o k try n y. W śród pisarzy okresu kryzysow ego znajdujem y pisarzy, których p oglądy nacechow ane są optym izm em i w iarą w człow ieka o raz p rz y szłość ludzkości (Ferrero, C roce, Z naniecki, Spasow ski), o raz p isarzy o nastaw ieniu pesym istycznym (pisarze katoliccy). Pierw si są niew ątpliw ie epigonam i daw nej epoki dem okratyczno-liberalnej. O statn i w łaśnie