Reklamy z Cyklisty z 1895 roku oraz pisma "Kolarz, Wioślarz, Łyżwiarz" z 1901 roku. 140 Zbiory BUW



Podobne dokumenty
Czy na pewno jesteś szczęśliwy?

AUDIO / VIDEO (A 2 / B1 ) (wersja dla studenta) ROZMOWY PANI DOMU ROBERT KUDELSKI ( Pani domu, nr )

Copyright 2015 Monika Górska

Igor Siódmiak. Moim wychowawcą był Pan Łukasz Kwiatkowski. Lekcji w-f uczył mnie Pan Jacek Lesiuk, więc chętnie uczęszczałem na te lekcje.

Chyba każdy z Was jeździł, jeździ lub zamierza jeździć na tym jakże wspaniałym wynalazku człowieka:)

Suknie historyczne. Mogą ważyć nawet kilkanaście kilogramów!

Wizyta w Gazecie Krakowskiej

REFERENCJE. Instruktor Soul Fitness DAWID CICHOSZ

Spotkanie z Jaśkiem Melą

POLITYKA SŁUCHANIE I PISANIE (A2) Oto opinie kilku osób na temat polityki i obecnej sytuacji politycznej:

W MOJEJ RODZINIE WYWIAD Z OPĄ!!!

1,3 mln przejazdów zarejestrowano w trakcie kampanii w 2016 roku

BEZPIECZNY MALUCH NA DRODZE Grażyna Małkowska

ERASMUS COVILHA, PORTUGALIA

PODRÓŻE - SŁUCHANIE A2

FILM - W INFORMACJI TURYSTYCZNEJ (A2 / B1)

To My! W numerze: Wydanie majowe! Redakcja gazetki: Lektury - czy warto je czytać Wiosna - czas na zabawę Strona patrona Dzień MAMY Święta Krzyżówka

Kolejny udany, rodzinny przeszczep w Klinice przy ulicy Grunwaldzkiej w Poznaniu. Mama męża oddała nerkę swojej synowej.

BEZPIECZNY PIERWSZAK

Smażalnia Wicher. Smażalnia Ryb Wicher

Czwórka z plusem PROJEKTU

Dzień z życia wytwórcy lamp w Ugandzie Wasswy Issa.

Friedrichshafen Wjazd pełen miłych niespodzianek

Rowery cargo już w akcji

Stołeczny klient kocha eko

Rowerowa lekcja historii z finałem w Gdyni

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Twórcze zajęcia w Sztukarni. Zapraszamy w ferie na warsztaty.

SZKOLNE KOŁO CARITAS. Gimnazjum nr 17 im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego Prymasa Tysiąclecia w Gdańsku- Zaspie

Jutro też się przejedziemy? Noc Muzeów po ursynowsku

EKONOMIA SŁUCHANIE (A2)

Moje pierwsze wrażenia z Wielkiej Brytanii

Liczą się proste rozwiązania wizyta w warsztacie


10 najlepszych zawodów właściciel szkoły tańca

Przewodnik po Muzeum nad Wisłą Muzeum Sztuki Nowoczesnej

LearnIT project PL/08/LLP-LdV/TOI/140001

IGŁA Metoda Projektów Badawczych Grupa III

Equity Point London JULITA JÓŹWIAK - RAJ DLA TURYSTY W SAMYM SERCU LONDYNU

Mieszkańcy testują Witomino-Radiostację

miasta dla rowerów Rower jest OK! Czyli dlaczego warto jeździć rowerem

Moja Pasja: Anna Pecka

WYBUCHAJĄCE KROPKI ROZDZIAŁ 1 MASZYNY

Technologie w Placówkach Oddziały przyszłości. Konferencja Naukowa Bankowość Przyszłości Prawo i Technologia

Jestem pewny, że Szymon i Jola. premię. (dostać) (ja) parasol, chyba będzie padać. (wziąć) Czy (ty).. mi pomalować mieszkanie?

Transkrypcja wideo: Czym są środki trwałe i jak je rozliczać? Q&A

AUTYZM DIAGNOZUJE SIĘ JUŻ U 1 NA 100 DZIECI.

Generacja Automotive. Dokąd jedzie Pan Y? Konferencja TNS Polska

JAK ŁATWO POLECAĆ FM INNYM? Prezentacja podstawowa

Jak rozważnie korzystać z telefonu podczas jazdy samochodem

TRENER MARIUSZ MRÓZ - JEDZ TO, CO LUBISZ I WYGLĄDAJ JAK CHCESZ!

Strona 1 z 7

Najczęstsze pytanie, jakie słyszę z ust właścicieli firm usługowych brzmi: Gdzie szukać nowych klientów?

" To jestem ja" " Moja grupa" Moja droga do przedszkola " Idzie jesień przez las, park"

FILM - SALON SPRZEDAŻY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH (A2 / B1 )

ŻYCIE BEZ PASJI JEST NIEWYBACZALNE

Tak prezentują się laurki i duży obrazek z życzeniami. Juz jesteśmy bardzo blisko.

11 stycznia Walka z samym sobą

Interesant. Doradca. Przykład krótkiego dialogu poradnictwa z pięcioma etapami 1

Podstawowe potrzeby psa

cisza i światło T O, C O L U B I M Y H I S T O R I A D O M U N A Ż O L I B O R Z U

W SALONIE OBUWNICZYM - CZYTANIE (A2 / B1) (wersja dla studenta) Kobieta i mężczyzna: Dzień dobry! Sprzedawczyni: Dzień dobry! (po chwili) Czy pomóc w

EASY RIDER aplikacja mobilna dla rowerzystów

Kamila Kobylarz. A oto wyróżnione prace i kilka ciekawych opracowań: Wesołych Świąt

MAŁGORZATA PAMUŁA-BEHRENS, MARTA SZYMAŃSKA. Kim będę?

Odkrywam Muzeum- Zamek w Łańcucie. Przewodnik dla osób ze spektrum autyzmu

Lekcja 1 WPROWADZENIE DO SKUTECZNEJ STRONY

Piaski, r. Witajcie!

Przedszkole Nr 407 w Warszawie. Metoda projektu Krawcowa

20 czerwca 2015 roku. Na czerwca zaplanowaliśmy rajd pieszy do Legionowa szlakiem Armii Krajowej.

Program lojalnościowy w Hufcu ZHP Katowice

Czy Kraków ma szansę zaistnieć na modowej mapie Polski?

Kielce, Drogi Mikołaju!

David Nicholas. Wytrwałość i determinacja

UBRANIE projekt badawczy. Dzieci czteroletnie Nauczyciel: Anna Podolak Czas trwania projektu: 1,5 tygodnia

Wizerunek. Sony Touch 'n Feel

Rozmowa z Maciejem Kuleszą, menedżerem w firmie Brento organizującej Men Expert Survival Race 1

Marry Poppins was here!? Wielu wystawców i wielu zainteresowanych...

Dzień z życia Marii, twórczyni martenic.

Temat: Jadąc samochodem klikamy w fotelikach.

uczą się / uczyli się / będą się uczyli + czasownik w 3 osobie liczby mnogiej ( ONI )

Dekoracje świąteczne: sztuczna choinka może być piękna

Dziecko jako pieszy uczestnik ruchu drogowego

Test wiedzy o ruchu drogowym dla klas I - III

Dzięki ćwiczeniom z panią Suzuki w szkole Hagukumi oraz z moją mamą nauczyłem się komunikować za pomocą pisma. Teraz umiem nawet pisać na komputerze.

Rozmowa ze sklepem przez telefon

RENAULT. PASSION FOR DESIGN & INNOVATION

Scenariusz 2. Źródło: H. Gutowska, B. Rybnik; Bezpieczna droga do szkoły, cz. 2. Wyd. Grupa Image, sp. z.o.o., Wydanie IV, Warszawa 2002r.

GSMONLINE.PL. Huawei Matebook pomoże Ci zaplanować świąteczne zakupy Sezon

Rozdział 8. Dekle, denka, wieczka, czyli o tym, co zasłania serce zegarka i co się na tym kryje?

Rozumiem, że prezentem dla pani miał być wspólny wyjazd, tak? Na to wychodzi. A zdarzały się takie wyjazdy?

Opowiedziałem wam już wiele o mnie i nie tylko. Zaczynam opowiadać. A było to tak...

Singapur. Singapur był końcowym portem naszego rejsu z Hongkongu, statkiem Sapphire Princess

potrzebuje do szczęścia

ROZKŁAD MATERIAŁU NAUCZANIA TECHNIKI W KLASACH IV - VI NA PODSTAWIE ZESZYTU ĆWICZEŃ LECHA ŁABECKIEGO WYD. M. ROŻAK

Temat: Jadąc samochodem klikamy w fotelikach.

Copyright 2015 Monika Górska

Kwestionariusz stylu komunikacji

SOCIAL STORIES HISTORYJKI Z ŻYCIA WZIĘTE

DZIEŃ BEZPIECZNEGO INTERNETU 6 LUTEGO. Opracowała: Joanna MAŃKOWSKA

Transkrypt:

Do firmy BLAHOL trafiłam trzy dni przed Wigilią. Przez Internet zamówiłam prezent dla syna, pasek z niewielką torbą i mocowaniem na u-lock. Teraz przez telefon słuchałam, gdzie mam przyjechać po odbiór. Klub Tysiąc Pięćset. Powiśle, Solec 18 mówił Błahol, czyli Marcin Błaszczyk. Wchodzisz w bramę, drzwi są po lewej, potem schodami do piwnicy. Długi korytarz. Tylko się nie przestrasz. Idziesz nim prosto aż do końca. Potem skręcasz w prawo. Tylko się nie przestrasz... No, rzeczywiście, pomyślałam sobie. Ja się byle czego nie boję. Na drzwiach do piwnicy wisiało logo CECHU. Korytarz był rzeczywiście długi, pokryty kolorowymi graffiti. Później dowiedziałam się, że groźnie wyglądających, nieogolonych kolarzy i olbrzymie zwierzęta namalowali Ola Żwan i Bruno Althamer. Na końcu, w niedużym pomieszczeniu bez okna, Błahol" szył torby kurierskie i rowerowe akcesoria. Z najlepszych materiałów, świetnie zaprojektowane i doskonale wykończone. Na maszynie do szycia miał kolekcję kolorowych wlepek. Ujął mnie od pierwszej chwili. Powiedział, że właśnie się zakochał i jest szczęśliwym człowiekiem. Wkrótce po świętach wróciłam tu, już nie po to, by robić zakupy, lecz żeby porozmawiać o firmie. Nie powstała z powodu mody rowerowej, ale ze zwykłej potrzeby tłumaczył Marcin. Kilka lat temu zacząłem pracować jako kurier i potrzebowałem specjalnej torby. W Polsce nie do kupienia, można było jedynie ściągnąć ją ze Stanów. W cenie zupełnie poza moim zasięgiem. Pomyślałem więc, że spróbuję uszyć. W hurtowni w Sulejówku znalazłem materiał, później się okazało, że nie najlepszy, i uszyłem swoją pierwszą torbę. Mama przez telefon tłumaczyła mi, jak mam się posługiwać maszyną. Oglądałem torby kolegów, by poznać szczegółowe rozwiązania, szukałem ich też w necie. Potem uszyłem torbę koledze, później drugiemu i kolejnym. Każda następna była doskonalsza, właściwie cały czas zmieniam szczegóły. Kieruję się uwagami użytkowników. Torby muszą być najwyższej jakości, ponieważ kurierzy pracują nie tylko przy dobrej pogodzie, ale też gdy pada deszcz lub śnieg, otwierają je codziennie po kilkadziesiąt razy. Nie ma mowy o kompromisach. Początkowo szyłem w domu. Do CECHU ściągnął mnie Grzesiek Piłat, który prowadzi tu warsztat rowerowy. Wiele pracy musieliśmy włożyć, żeby uzdatnić tę piwnicę. Teraz to świetna pracownia, a opłaty za lokal są niskie. Przewija się tu mnóstwo osób, na górze mamy dobrą restaurację, która ratuje nas, gdy praca się przeciąga. Marcin Błaszczyk studiował architekturę, ale zniechęcił się, obserwując polskie realia. Zrezygnował, bo latami nie mógłby się usamodzielnić. Bardzo trudno byłoby mi założyć własną pracownię wyjaśniał. Zapewne przez połowę zawodowego życia, a być może jeszcze dłużej, byłbym zależny od pracodawcy. To mi zupełnie nie odpowiadało. Jako kurier pracowałem niecały rok, ale na ostrym kole jeżdżę do dziś, przemawia do mnie ten rodzaj napędu, jest prosty i niezawodny. Udało mi się połączyć trzy rzeczy w jedno: pracę, pasję i hobby. Zaczynałem od jednej Reklamy z Cyklisty z 1895 roku oraz pisma "Kolarz, Wioślarz, Łyżwiarz" z 1901 roku. 140 Zbiory BUW 141

Marcin Błaszczyk, właściciel marki BLAHOL, w swojej pracowni przy Solcu torby, a teraz mam od dziesięciu do dwudziestu klientów w miesiącu. Ich liczba cały czas rośnie. Właśnie podjąłem decyzję o zakupie nowej maszyny do szycia. Młodszy brat, który pomagał mi, robiąc wykroje, teraz będzie zszywał prostsze fragmenty. Nowi klienci przychodzą głównie z polecenia kolegów. Widzieli torbę u kogoś i też chcą mieć taką. Poznaję w ten sposób mnóstwo ludzi. Cieszą się z mojej pracy i kibicują mi mówił z entuzjazmem. Piszą na forach internetowych, polecają. Opowiadają mi, kogo widzieli z moją torbą, czasem nawet w innym mieście! To czysta radość! Pracuję we własnym środowisku i blisko domu. Okazało się, że mogę obudzić się rano, wstać i nie mieć żadnych złych myśli. Jestem totalnie szczęśliwym człowiekiem. Zdjęcie na stronach 144 145 Karol Popławski, właściciel firmy Wygodny Rower Zainspirowana historią Marcina, postanowiłam porozmawiać z innymi właścicielami firm powiązanych z rowerowym stylem życia. Ciekawa byłam, jakie tworzą miejsca pracy. Poprosiłam o spotkanie Karola Popławskiego. Wygodny Rower to marka, pod którą działają już cztery sklepy oraz kawiarnia połączona z butikiem. Tempo rozwoju przedsiębiorstwa jest imponujące. Jego historia rozpoczęła się bowiem zaledwie sześć lat temu, kapitał zakładowy wynosił niespełna dziesięć tysięcy. Dziś pracuje tam, oprócz właściciela, jedenaście osób. Zaczęło się od garażu na Nowym Mieście, przy Nowiniarskiej. Z pomocą Sławka Olszewskiego naprawiałem tam i sprzedawałem używane miejskie rowery przywożone z Holandii. Byłem jeszcze na studiach, początkowo sprowadzałem po dwie, trzy sztuki opowiadał Karol Popławski. Pamiętam jak na samym początku odwiedził nas Marek Utkin. Nie znałem go wcześniej, ale wiedziałem, że to słynny projektant i propagator rowerów, człowiek legenda. Rozglądał się, szukał skórzanego siodła. Następnego dnia przyjechał ponownie, tym razem w towarzystwie ówczesnego pełnomocnika prezydenta miasta do spraw transportu rowerowego. Nasz spartański garaż był wówczas ciekawostką na mapie rowerowych miejsc w Warszawie, mieliśmy zupełnie inny sprzęt. W tamtym czasie panowała moda na rowery górskie, miejskich, w starym stylu, prawie się nie spotykało. A mnie one bardzo odpowiadały, lubię rzeczy oldskulowe. Dzieciństwo spędzałem na Kole, gdzie mój tata handlował antykami. Po nim odziedziczyłem zamiłowanie do przedmiotów retro, z historią. Miałem też smykałkę techniczną. Połączyłem jedno z drugim i tak narodził się Wygodny Rower. Do modeli sportowych i górskich nie miałem serca. A do miejskich tak. I okazało się, że trafiłem świetnie! Wkrótce nadeszła na nie moda, firma rozkwita. Swoje zainteresowania Karol Popławski rozwijał też podczas studiów. Rower jako gadżet pop-kultury to temat jego pracy magisterskiej na Wydziale Socjologii UW. Badania przeprowadzał między innymi wśród uczestników Masy Krytycznej. Interesowało mnie zjawisko mody rowerowej tłumaczył. Ciekaw byłem, jakie wartości, cenne dla użytkowników, odzwierciedlają wybierane przez nich modele. Analizowałem też, jak konsumpcyjny styl życia wpływa na ten wybór. Z moich badań wynika, że rower jest coraz częściej traktowany jako atrakcyjny, modny dodatek do ubioru. Jego aspekt techniczny i funkcjonalny schodzi na dalszy plan, najważniejszy jest wygląd. Właśnie to pociąga za sobą drugą, wyraźną tendencję. Użytkownicy chcą nadawać swoim rowerom indywidualny, niepowtarzalny styl. Niezależnie od tego, czy 142 143

144 145

jeżdżą na amsterdamce, czy na ostrym kole. Rower jest też strojony. Pojawia się, niewyobrażalna nawet dla mnie, choć zajmuję się tym zawodowo, liczba rowerowych gadżetów. Czerwona sukienka, więc czerwone dodatki w rowerze. A następnego dnia w innym kolorze. W ofercie największych producentów są nasadki śrub i nakrętki na wentyle, które można dopasować kolorem do stroju. Rozmawialiśmy w butiku przy kawiarni. Wokół nas samych dzwonków było ponad dwieście rodzajów. A do tego koszyki, torby, pokrowce na siodełka, kolorowe zapinki, osłony na koła, wymyślne lampki. Na szczęście nie wszystko rodem z Chin. Kosze wiklinowe powstają w Rzeszowie, skórzane torby w Tarnowie, a pokrowce na siodełka są szyte na Lubelszczyźnie. Czy takie gadżeciarstwo nie jest pewną formą infantylizmu? zapytałam, nieco przytłoczona liczbą dodatków. Przyjemnością, którą ludzie sprawiają sobie zastępczo, po prostu zwykłym konsumpcjonizmem? Do pewnego stopnia tak, ale nie przesadzajmy też w drugą stronę. Jest w tym pewien element zabawy, nie trzeba przecież obwieszać sobie roweru tym wszystkim na raz. A jeden kolorowy, śmieszny dzwonek nikomu nie zaszkodzi. Gdy spytałam Karola o jego powiązania ze środowiskiem rowerowym, opowiedział mi o słynnym, zablokowanym przez policję, przejeździe Masy Krytycznej przez most Świętokrzyski w 2004 roku. Byłem tam. Widziałem kordony z dwóch stron. Policja była agresywna, ci, którzy chcieli przedrzeć się przez blokadę, dostawali pałką. To były wydarzenia przełomowe dla historii Masy, cieszę się, że brałem w nich udział. Będę mógł opowiadać wnukom, że żyłem w czasach, kiedy za jazdę po mieście na rowerze można było dostać pałką śmiał się głośno. Mieliśmy wówczas poczucie walki w imię wolności rowerzystów, w imię innego, niesamochodowego stylu życia. Dzisiejsza Masa ma charakter piknikowy. Nie chcę przez to powiedzieć, że zły, ale na pewno inny. Raczej się na niej nie pojawiam. Po pierwsze dlatego, że jedzie teraz wolno, po drugie godzina jest dla mnie za wczesna, zazwyczaj jestem jeszcze w pracy. Chętnie biorę natomiast udział w innych przejazdach, na przykład Nocnego Roweru. Spotykamy się po zmroku na dziedzińcu biurowca Metropolitan. Grupa jest oczywiście znacznie bardziej kameralna, ale za to tempo od dwudziestu do trzydziestu kilometrów na godzinę. Lubię jeździć po Warszawie. Interesuje mnie to miasto. Karol Popławski chciałby za dziesięć lat zobaczyć Warszawę z większą liczbą ulic zamkniętych dla samochodów osobowych, jak teraz Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście. Podkreślił, że nie jest rowerowym fanatykiem i używa auta, ale uważa, że ciąg pieszy i droga dla rowerów powinny prowadzić nie tylko od kolumny Zygmunta do Alej Jerozolimskich, ale też od Dworca Centralnego w stronę placu Politechniki. Tamte okolice: Nowowiejska, Emilii Plater, Lwowska to część miasta, która nie została zburzona. Zachowało się tam sporo atrakcyjnej architektury, powstały świetne kawiarenki, takie z klimatem, księgarnie mówił z entuzjazmem. Tylko, że charakter tej części Warszawy nie jest w żaden sposób wyeksponowany. Chodniki nadal niewyremontowane, brakuje ścieżki rowerowej. Z Dworca Centralnego powinien prowadzić efektowny ciąg pieszy właśnie w tym kierunku oraz drugi Emilii Plater i Świętokrzyską Zdjęcie na stronach 148 149 Mobilna kawiarnia Bike Café pojawiła się w Warszawie w 2013 roku w stronę Traktu Królewskiego. Bo na razie turysta, który przyjeżdża do Warszawy, z trudem dociera do traktu, jeśli oczywiście nie rozjadą go po drodze. Dwa razy przebiegnie się po Krakowskim i koniec. Heya! To już wszystko, nie ma tu nic więcej, wyjeżdżam. A to przecież nieprawda! Marzę też o tym, żeby ruch na rondach wyglądał inaczej. Bo na razie nie tylko rowerem, ale również samochodem nie można się przez nie przebić. Przecież to, co się dzieje przy rondzie Dmowskiego, to istny Armagedon! Od wiosny 2013 roku można na ulicach Warszawy spotkać Bike Café, czyli mobilną kawiarnię. Towarowy rower, na którym umieszczono lśniący, stalowy ekspres codziennie przemierza miasto. Najczęściej można go spotkać pod Pałacem Kultury, w okolicach stacji metra Centrum, placu Bankowego, a w weekendy na żoliborskim Targu Śniadaniowym. Jego właścicielami są dwaj bracia, Marcin i Michał Łojewscy. Obaj pochodzą z Poznania, tam uruchomili pierwszą Bike Café, tuż przed Euro 2012. Drugą, w Warszawie, rok później. Dwudziestosiedmioletni Marcin Łojewski studiował turystykę i rekreację, dużo żeglował i nigdy nie dał się zagonić do korporacji. Inną drogą szedł jego starszy brat Michał, który skończył studia ekonomiczne, potem wyjechał z Poznania i zatrudnił się w Warszawie w firmie doradczej. Obu łączyło jednak zamiłowanie do jazdy na rowerze, zwłaszcza turystycznej. Bike Café jest wynikiem podróży Marcina, podobne rozwiązanie wypatrzył w Kopenhadze, i jego pasji konstruktorskiej wyjaśniał Michał Łojewski, gdy spotkaliśmy się w sobotę na Targu Śniadaniowym. W pobliżu Cytadeli, przy alei Wojska Polskiego, stał szereg stoisk ze zdrową żywnością i regionalnymi wyrobami. Brat pierwszy model zbudował w garażu, samodzielnie zaprojektował skomplikowany mechanizm. Jego doświadczenie połączyliśmy z moją wiedzą ekonomiczną. Przyglądałam się z podziwem efektownemu pojazdowi. Masywna czarna rama i błotniki lśniły, widać, że właściciele przywiązują do czystości bardzo dużą wagę. Przed kierownicą umieszczono drewnianą skrzynię, na której znajduje się stalowy ekspres oraz tekturowe kubeczki, całość przesłania czarny płócienny daszek z adresem strony internetowej firmy. Tego oczywiście nie widać, ale konstrukcja waży aż czterysta pięćdziesiąt kilogramów opowiadał Michał Łojewski. Wersja towarowa powstała wkrótce po wynalezieniu roweru, nie jest zbyt złożona, w przeciwieństwie do wewnętrznego mechanizmu Bike Café. Dzięki niemu kawiarnia jest całkowicie autonomiczna, może pracować nawet szesnaście godzin bez podłączenia do źródła prądu i wody. Oczywiście nie korzystamy z żadnych agregatów ani silników spalinowych. Rozwiązanie jest całkowicie ekologiczne. Możemy serwować kawę wszędzie, gdybyśmy chcieli, to nawet na pustyni Michał Łojewski tłumaczył, śmiejąc się. Wszystko będzie działać także przy dziesięciostopniowym mrozie. Szczegółów konstrukcji nie mogę jednak zdradzać, to tajemnica naszej spółki. W planach mamy uruchamianie kolejnych modeli w innych miastach oraz zawarcie umów franczyzowych z zagranicznymi firmami. Bike Café ma ogromny potencjał. Pierwsze pytania przyszły z Norwegii i Stanów. Podczas naszej rozmowy kolejka, i tak już spora, jeszcze bardziej się wydłużyła. Barista podawał aromatyczną, delikatnie paloną arabikę, wyjaśniając, że to mieszanka Mundo Novo z ziaren przywożonych z Meksyku i Nikaragui. Wszyscy klienci, którzy 146 147

148 149

podjeżdżali na rowerach, mieli zniżkę, płacili o złotówkę mniej. W razie potrzeby mogli też wypożyczyć pompkę lub zestaw podstawowych narzędzi. W Warszawie działa kilka kawiarni założonych przez rowerzystów. OSiR, najbardziej znana, mieści się przy Tamce. Powstała w 2009 roku, powołana do życia przez Antka Górskiego i Bartosza Stroińskiego. Obaj bardzo dużo jeździli na rowerze i pracowali w różnych knajpach opowiadał mi Jakub Ciecierski, który do OSiR-u dołączył półtora roku później. Gdy w końcu dojrzeli do tego, żeby założyć własną, jej charakter był przesądzony. I jest wyraźny od samego wejścia. Już na drzwiach zobaczyłam galerię rowerowych wlepek. Wewnątrz wszędzie leżały rowerowe części, kierownica, łańcuch, wnęka była wyklejona tapetą ułożoną z dziesiątek zdjęć włoskiej fotografki, która uwieczniła jednoślady w Mediolanie. Obok stała, oparta o ścianę, zgrabna szosówka z napisem na sprzedaż. Pod sufitem wisiało kilka rowerów: ostre koło, kolarzówka i stara zielona ukraina. Ta ostatnia przypomniała mi od razu lata osiemdziesiąte i moją własną, w identycznym kolorze. Cudem udało mi się ją kupić. Toporny pojazd, ale i tak byłam szczęśliwa. To oczywiście nie jest miejsce tylko dla miłośników jednośladów, oni jednak przeważają wśród naszych gości wyjaśniał Jakub, nalewając kawę. Są rozmaici, nie ma jednego typu, od zawodowców po kolarzy weekendowych. Zdarza się, że startuje tu lub finiszuje alleycat, czyli wyścig kurierów. Wygląda to bardzo efektownie, bo podjeżdża na raz trzydziestu, czterdziestu rowerzystów. Na co dzień jest jednak znacznie spokojniej. Antek Górski i Jakub Ciecierski w OSiR-ze przy Tamce 150 151

Siedliśmy przy trójkątnym stoliku o zaokrąglonych narożnikach. Kolorowe plastikowe fotele miały zabawne, obłe kształty. Wyprodukowano je w Czechach w latach pięćdziesiątych. Barwny był również bar, obity tkaniną w paski, podobnie dwukolorowe wysokie stołki. Nad tym wesołym światem czuwała zawieszona pod sufitem, podświetlana jak w podwórkowych kapliczkach, figurka Matki Boskiej. Długo zastanawialiśmy się nad menu mówił Jakub. Chcieliśmy, żeby było zdrowe, fajne i inne niż gdzie indziej. Stworzyliśmy slow dogi. W bułkach, które sami wypiekamy, podajemy parówki, ale z prawdziwego mięsa, a nie ze ścięgien, szaszłyki lub kaszankę. Kupujemy mięso w małej masarni, źródło jest pewne. Są też slow dogi wegetariańskie, na bazie koziego sera sprowadzanego z Podlasia. I każdego dnia inna zupa, dziś na przykład krem z buraków z tymiankiem. W OSiR-ze narodziło się wiele głośnych miejskich inicjatyw. Za 5-10-15, klub zaaranżowany w opuszczonej od lat kamienicy przy Wilczej, organizatorzy dostali wszystkie możliwe nagrody: Wdechy od Gazety Wyborczej w 2010 roku, Nocne Marki od Activista i Super Hiro od magazynu Hiro. Rok później powstał drugi projekt Dolina Muminków. Na skwerze przy Książęcej przygotowano wokół jeziorka czystą plażę, udostępniono leżaki, zorganizowano nawet wypożyczalnię książek i audiobooków. Wieczory wypełniały koncerty i projekcje filmów. Kolejny pomysł zrealizowany został wspólnie z fundacją Wlepnet, w 2011 roku, na placu Na Rozdrożu. Konstrukcja w kształcie UFO była połączeniem bezalkoholowego klubu, miejsca relaksu, hostelu i artystycznej instalacji. Jeśli w OSiR-ze mają jakieś bolączki, to chyba jedynie związane z tym, że klienci przypinają swoje rowery, gdzie popadnie, do znaku drogowego, do ogrodzenia. Na szczęście zmieni się to niedługo, bo właśnie dostaliśmy zgodę na stojaki wyjaśniał Jakub. Załatwieniu tej, wydawałoby się prostej, sprawy towarzyszyła nieprawdopodobna biurokracja. Pod marką Cheesy Kinga szyje kilka produktów. Pokazała mi kolorowe frame pady, rodzaj miękkiej osłony chroniącej ramę przed podrapaniem i ułatwiającej noszenie roweru, gdy ramę opiera się na ramieniu. Poza tym strapy, szerokie pasy do montowania na pedałach, czyli coś na kształt strzemienia, które pozwala nie tylko naciskać stopą pedał, ale też go ciągnąć. Były również chroniące spodnie opaski na nogawkę oraz mocowania do u-locków. W Cheesy wkładam dużo serca, ale na razie nie zamierzam z tego żyć. Pracuję dla dużych firm jako project manager, Cheesy robię dla przyjemności, hobbystycznie. Choć niewykluczone, że z czasem rozwinę działalność. Na razie moje produkty były nagrodami dla zwycięzców Kurierskich Mistrzostw Polski i Kurierskich Mistrzostw Świata, które odbywały się w Warszawie w 2011 roku. Korzysta z nich też wielu przyjaciół. Pod koniec spotkania Kinga pokazała mi uszyte przez siebie pięciopanelówki, czyli klasyczne czapeczki kolarskie. Tłumaczyła, że ich daszek jest dość krótki, dzięki czemu podczas jazdy wiatr nie zrywa czapki. Można go też łatwo odgiąć do góry. Przyglądając się szytym przez Kingę modelom, przypomniałam sobie reklamy czapek na stronach dziewiętnastowiecznego Cyklisty. Zaskakujące były zwłaszcza, polecane w pierwszym numerze z 1895 roku, czapki z zasłaniającym pół twarzy, długim daszkiem, w którym dwa otwory wycięte na oczy przesłonięto celuloidem. Takie rozwiązanie miało podobno chronić cyklistów nie tylko przed słońcem, ale też pyłem i drobnym robactwem bujającym w powietrzu. Widać, że historia rowerowych akcesoriów jest równie długa jak historia samego roweru. Kolorowy bar i stołki w OSiR-ze zaprojektowała Ola Andrychowicz, właścicielka kameralnej firmy Royal with Cheese. Założyła ją wspólnie z Kingą Lusińską. Po kilku latach dziewczyny rozdzieliły działalność, Ola szyje dziś torby i ubrania, a Kinga akcesoria rowerowe pod własną marką Cheesy. Swoje wyroby sprzedaje przez stronę internetową i w kilku lubianych przez warszawskich rowerzystów miejscach, między innymi w OSiR-ze i Relaksie. Pojechały też do czeskiej Pragi, gdzie Kinga w ramach programu Erasmus studiowała w szkole filmowej, a później jeszcze dalej, do Barcelony i Madrytu. Niewątpliwie w rowery wkręcił mnie tata powiedziała ze śmiechem. Jest zapalonym sportowcem amatorem, trenował kolarstwo, nadal bierze udział w triatlonach i duatlonach. Już w latach osiemdziesiątych jeździł na ostrym kole. Dużo wspólnie podróżowaliśmy na rowerach. Po Krymie, po Białorusi. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie komunistyczne pomniki, które nadal tam stoją. Kilka lat później przejechaliśmy przez Pireneje. Muszę przyznać, że ta trasa dała mi w kość. To był naprawdę niezły wycisk. Dziś jeżdżę na ostrym kole, pierwszy model złożyłam razem z kolegą, mając dwadzieścia lat, i kolarce, którą przerobiłam na rower miejski. Dzięki miejskiej kierownicy mam na niej bardziej wyprostowaną sylwetkę, a wąskie koła pozwalają jechać naprawdę szybko. Zdjęcie na stronach 154 155 Kinga Lusińska ze swoim tatą Cezarym Lusińskim na nieczynnym od lat torze przy ulicy Podskarbińskiej Czapki dla rowerzystów. Ilustracja z pierwszego numeru Cyklisty z 1895 roku. Zbiory BUW 152 153

154 155