INTERDYSCYPLINARNY ZESPÓŁ BADANIA WSI ZESZYTY WIEJSKIE XXIV ŁÓDŹ 2018
RADA NAUKOWA: dr hab. Andrzej Lech, prof. UŁ Przewodniczący Rady (Łódź), prof. dr hab. Iskra Baeva (Sofia), prof. dr hab. Wiesław Caban (Kielce), dr Janusz Gmitruk (Warszawa), dr hab. Tadeusz Grabarczyk prof. UŁ (Łódź), dr Nicolas Masłowski (Praga), prof. dr hab. Giennadij F. Matwiejew (Moskwa), dr hab. Leszek Olejnik prof. UŁ (Łódź), prof. dr hab. Marek Przeniosło (Kielce), dr Michal Rak (Pilzno), mgr Henryk Siemiński (Łódź), dr Janina Tobera (Łódź), prof. dr hab. Maria Wieruszewska-Adamczyk (Warszawa), prof. dr hab. Leonid Zashkilnyak (Lwów) REDAKCJA: Damian Kasprzyk redaktor naczelny, redaktor termatyczny etnologia Jarosław Kita zastępca redaktora naczelnego / redaktor tematyczny historia Ewa Koralewska sekretarz redakcji / korekta Tomasz Lech redaktor techniczny / skład komputerowy Katarzyna Walińska redaktor językowy / język angielski Wojciech Ziomek redaktor strony www Na liście B czasopism punktowanych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, opublikowanej 23 grudnia 2015 r., Zeszytom Wiejskim przyznano 5 punktów Zasady recenzowania i lista recenzentów dostępne na stronie http://www.zw.uni.lodz.pl/ Pierwotną wersją Zeszytów Wiejskich jest wersja papierowa Marian Jagodziński projekt okładki Szymon Swoboda frontyspis ISSN 1506-6541 Druk: Adres Redakcji: Interdyscyplinarny Zespół Badania Wsi UŁ 90-131 Łódź, ul. Lindleya 3/5, tel. 42 635 61 55
SPIS TREŚCI STUDIA Maria Wieruszewska-Adamczyk Wieś polska w perspektywie stulecia. Refleksje rocznicowe... 9 Romuald Turkowski Samorząd terytorialny szczebla powiatowo-gminnego w II Rzeczypospolitej wobec funkcjonowania oświaty i szkół powszechnych na wsi (1918-1939)... 21 Aleksandra Kozłowska Bolesław Roja. Legionowym szlakiem dowódcy czwartaków... 69 Anna Figiel Status kobiety w polskiej kulturze ludowej... 93 Marcin Kępiński Etos chłopski i ludzie pracy. Nauczyciele z awansu społecznego o pracy w badaniach nad pamięcią Polski Ludowej 2009-2012... 109 Monika Cepil, Tomasz Figlus Wiejskie szkoły ewangelickie w okolicach Łodzi w XIX wieku ujęcie geograficzno-historyczne... 125 MATERIAŁY Elżbieta Ciborska Młodowiejska biografistyka i co z niej wynika... 139 Ryszard Miazek Jubileusz dr. Janusza Gmitruka... 149 Leszek Orłowski Pamięć o wojnie ciągle żywa... 161 5
AUTOREFERATY Karolina Wanda Rutkowska Regionalizm łowicki w Polsce Ludowej... 193 RECENZJE [Rec.:] Barbara Chlebowska: W Grabowie Wielkanoc trwa trzy dni. Historia i dzień dzisiejszy Święta Palanta, Łódź 2018, ss. 132 (Andrzej Lech)... 199 [Rec.:] Leszek Orłowski: Lisowski ślad, Łódź 2018, ss. 228 (Andrzej Lech)... 203 [Rec.:] My, regionaliści. W stronę autowizerunku, red. Damian Kasprzyk, Fundacja Ważka, Wrocław 2018, ss. 198 (Andrzej Lech)... 209 [Rec.:] Paweł Perzyna: Błażej Stolarski. 1880-1939. Biografia społecznika, działacza gospodarczego i polityka, Łódź Warszawa 2017, ss. 479 + fot. (Andrzej Lech)... 215 Epilog życia Błażeja Stolarskiego. Suplement do biografii (Paweł Perzyna)... 221 Contents (Katarzyna Walińska)... 227 6
STUDIA
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.01 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Maria Wieruszewska-Adamczyk Instytut Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk Wieś polska w perspektywie stulecia. Refleksje rocznicowe 1918-2018 Rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości sto lat temu tworzy sprzyjającą okoliczność, aby posłużyć się obecnymi w narracji etnograficznej kategoriami trwania i zmiany. Przez to samo nadaje się rozważaniom cechy brane pod uwagę także przez socjologów, a dotyczące przebiegu procesów społecznych. Szczególnie dwa stanowiska zasługują na przypomnienie. Pierwsze, iż jednostronne zafascynowanie zmianami odcina refleksję od namysłu nad trwałością i względną niezmiennością form 1. Drugie, że ludzie tworzą społeczeństwo i historię w ramach konkretnych, przejętych z przeszłości warunków, wobec których w taki lub inny sposób się odnoszą 2. Na początku warto zwrócić uwagę na to, kto ten tekst pisze, jak pisze i dlaczego pisze? Przyjęta perspektywa, zakreślona horyzontem humanistycznych zainteresowań, w celu zmierzenia się z tytułowym zagadnieniem, jako optymalny styl narracji podpowiada wybór eseju. Przemawiają za tym następujące względy: treść tekstu odnosi się do kontekstu kultury i społeczeństwa w Polsce w minionym stuleciu, a to skłania do ujęcia bardziej syntetycznego niż analitycznego. Głównym zamiarem jest ukazanie procesu integracji i dezintegracji wsi w relacji do uwarunkowań ustrojowych. Esej lepiej niż jakikolwiek inny styl narracji nie gubi z pola widzenia człowieka, jako twórcy i nosiciela kultury, a zarazem nie kładzie tamy inspiracjom, które płyną z nowego paradygmatu kultury historycznej. Chodzi o uprawomocnienie interwencji etycznej, estetycznej i moralnej w autorskiej interpretacji zjawisk. Wybór takiego stylu z konieczności osłabia, trudne do spełnienia, oczekiwanie, aby dopełnione zostały warunki kompletności źródeł. W zamian jednak pozwala na, cenniejszą moim zdaniem, możliwość dystansowania się wobec pojawiających się ujęć badawczych, stanowisk i ocen wsi w okresie minionego stulecia 3. 1 Socjolog Jan Szczepański pisał, że badanie samych zmian nie jest dobrą podstawą poznania stanu przyszłego, choćby z tej racji, iż nie może istnieć społeczeństwo złożone z samych nowatorów ani też wyłącznie z samych konserwatystów. J. Szczepański. O trwałości porządku życia społeczeństwa, [w:] Studia z zakresu socjologii, etnografii i historii ofiarowane Kazimierzowi Dobrowolskiemu, Kraków 1972. 2 P. Sztompka. Socjologia. Analiza społeczeństwa, Kraków 2002. 3 Zwłaszcza tych ujęć badawczych, które z rozmaitych względów upraszczały, marginalizowały, a niekiedy wręcz fałszowały obraz społeczności wiejskich w Polsce. 9
1. Przejawy integracji (1918-1939) Warto na początku postawić tezę, że w odrodzonym państwie polskim, które z niemałym trudem dźwigało się do niepodległego bytu, po roku 1918 na czoło procesów społecznych wysunęła się integracja. Najogólniej mówiąc, chodziło o scalenie kresów trzech państw zaborczych w jeden organizm państwowy 4. Zacieranie pozostałości porozbiorowych owocowało reformami w istotnych dla funkcjonowania państwa dziedzinach. Dla przykładu wprowadzona w tamtym okresie reforma administracji kraju przetrwała aż do wybuchu II wojny światowej 5. Na tle późniejszych po II wojnie światowej tendencji mnożenia liczby województw oraz zwiększania gromad przy mniejszej powierzchni kraju, wspomniana reforma administracyjna wynikała z woli wzmocnienia spójności terytorialnej 6. Niełatwa sytuacja ekonomiczna wsi, szczególnie w czasie wielkiego kryzysu lat 30. XX w., stwarzała potrzebę szeroko zakrojonych działań reformatorskich. Warto odnotować, że do powszechnej nędzy, głodu oraz zniszczeń po I wojnie światowej jak Polska długa i szeroka doszły masowe epidemie. Ogólnej miserii dopełniała trudna sytuacja mieszkaniowa wsi. Jak podaje Ignacy Tłoczek 7 w 1931 roku około 11 mln osób, czyli połowa ludności wiejskiej gnieździła się w mieszkaniach jednoizbowych. W wielu miejscach kraju gospodarstwa poniżej 2 ha stanowiły 60% ogółu, a osławiona szachownica pól stawała się impulsem do powiedzeń, że pies, jak przysiadł na miedzy, to ogonem zamiatał zagon gospodarza. Andrzej Mencwel tak tę sytuację opisuje po latach: miedze u nas zostawiano wąskie, bo szkoda było ziemi na próżnowanie, a zagony tak małe, że siać trzeba było z płachty na ręce, gdyż siewnik na nich się nie mieścił 8. Kondycję materialną ludności w pierwszym okresie tworzenia niepodległej państwowości Melchior Wańkowicz ujął dosadnie: zaprawdę po trupach szliśmy do odbudowy. Dodawał przy tym: dzieje jednak od początku poczęły nas pouczać (...), że skazani jesteśmy na własne wysiłki już od pierwszych lat istnienia nowego 4 Nie wnikając w szczegóły dobrze znane historykom, niwelowanie pozostałości porozbiorowych obejmowało wszystkie dziedziny życia, poczynając od wzmocnienia spójności terytorialnej, przez sferę gospodarki i kultury, po przejawy aktywności politycznej i społecznej. Niepodległa Rzeczpospolita po 1918 r. stworzyła chłopom warunki do stania się poważną siłą polityczną i społeczną C. Leszczyńska, O etosie chłopskim i jego znaczeniu we współczesnej Polsce, https://www.kongresobywatelski.pl/idee-dla-polski-kategoria/oetosie-chlopskim-i-jego-znaczeniu-we-wspolczesnej-polsce/ [dostęp: 30 I 2019]. 5 A. Śliz, G. Rippel, Nowe stare województwo opolskie,, [w:] R. Geisler, B. Pawlica, M.S. Szczepański (red.), Razem i osobno. Społeczności regionalne wobec skutków reformy administracyjnej w 1999 roku. Przypadek Bielska-Białej, Częstochowy, Katowic, Opola, Tychy-Częstochowa 2004. 6 Po 1945 r. ponad dwukrotnie w stosunku do stanu sprzed II wojny wzrosła liczba województw (16 województw i 3.005 gmin wiejskich), podczas gdy II RP podzielona była na 7 województw i 3.195 gmin wiejskich. 7 I. Tłoczek, Dom mieszkalny na polskiej wsi, Warszawa 1985. 8 A. Mencwel, Toast na progu, Kraków 2017, s. 89. 10
państwa 9. W związku z tym popularność zyskiwały idee uobywatelnienia chłopów, wspierane myślą agrarystyczną i umocowane w założeniach solidaryzmu społecznego. Chodziło o takie przekształcenie struktury agrarnej, aby zmniejszyć trudności gospodarcze i zniwelować zarzewie konfliktów społecznych na wsi. Panujące wówczas przekonanie, podzielane przez samych chłopów, że tylko ziemia cię nie zdradzi, tworzyło esencję chłopskiego doświadczenia i etosu pracy. Stąd front pracy społecznej i politycznej skierowany do wsi wynikał z tego, by uświadomiony chłop nie dawał się wyzyskać i nie popadał w takie położenie aby musiał się ratować sprzedawaniem gruntu, bo zawsze radę dać sobie potrafi nawet w biedzie 10. Stąd też uzasadniona okazała się uchwała Kongresu Stronnictwa Ludowego z grudnia 1935 roku, że podstawą przyszłego samodzielnego ustroju rolnego winien być indywidualny, samodzielny warsztat rolny oparty na prywatnej własności. Samowystarczalne gospodarstwa chłopskie, w oparciu o spółdzielczość, skutecznie pomagały w podtrzymaniu przekonania o wyjątkowej roli chłopów w tworzeniu ustroju niepodległego państwa. To rolnicy grupa słabsza ekonomicznie urzeczywistniała w życiu codziennym zasady spółdzielcze, nie bez powodu nazywane córkami biedy. Nawiązując do solidaryzmu chrześcijańskiego i szeroko praktykowanych form pomocy wzajemnej w ramach wspólnego terytorium wsi kolonii rodzin powiązanych różnymi formami działalności gospodarczej, chłopi łatwo akceptowali zasady spółdzielczości. Potwierdza to pomyślny rozwój spółdzielni kredytowych, mleczarskich, zaopatrzenia i zbytu na całym terytorium kraju. Dodać wypada, iż podwójny charakter spółdzielni jako stowarzyszenia i jednocześnie przedsiębiorstwa łączyły nadrzędne wartości obecne w kulturze wiejskich społeczności, takie jak: samopomoc, demokracja, równość, sprawiedliwość, solidarność, uczciwość, otwartość, odpowiedzialność 11. Warte namysłu jest przypomnienie opinii Władysława Grabskiego, który kwestionując jednostronne podkreślanie konfliktu klasowego na wsi, w tym sądów o oligarchii bogatych chłopów, pisał: wieś polska to demokracja chłopska, 9 M. Wańkowicz, Sztafeta. Książka o polskim pochodzie gospodarczym, Warszawa 1939, s. XIII. 10 W. Witos, Reforma rolna, Piast nr 40, 2 X 1921, [w:] Wincenty Witos 1874-1945, tekst i dobór ilustracji T. Bereza, M. Bukała, M. Kalisz, Rzeszów 2010. Troska o pełnoprawny udział wsi, w tym chłopów, w odbudowie niepodległego bytu państwa ilustrują słowa Witosa: Niech milionowy olbrzym chłopski wyprostuje wreszcie zgięty kark. Niech się poczuje panem u siebie, biorąc na ramiona to ciężkie zadanie. Niech potarga krępujące go kajdany niewoli i służalstwa. Niech nie słowem, ale czynem przystąpi do budowania Polski nowej, tamże, s. 43. 11 W. Boguta, Spółdzielczość wiejska jako jedna z głównych form wspólnego gospodarczego działania ludzi, Warszawa 2011. Wartości te tworzyły korpus chłopskiego etosu. Znamienne, że pojęcie chłopskiego etosu włączono w idee dla Polski, nad którymi debatował XIII Kongres Obywatelski (2018). Pomijając chwalebne intencje, wypada polemicznie odnieść się do zawartości merytorycznej prezentowanych tam materiałów, które nie dotyczą etosu w ścisłym sensie tego pojęcia, natomiast posługują się tym określeniem jako łatwym zwrotem językowym. Por. C. Leszczyńska, dz. cyt. 11
demokracja tych, co sami żyją z pracy rąk na własnym gruncie 12. Była to praca nieodrodnie twórcza, ponieważ będąc cyklicznie ponawiana, musiała też być nieustannie odnawiana, jako mężna odpowiedź na wyzwania kapryśnej przyrody i zaskakujących dziejów 13. Z pracą nierozłącznie związana była współpraca i współdziałanie. Zbiorowy tryb gospodarowania obwarowany zwyczajowymi zobowiązaniami w kręgu rodzinnym i sąsiedzkim, dotyczył jak wspomina Mencwel sieci kuzynów i szwagrów. Niekiedy też włączał we wspólny rytm pracy całą wieś, co ze względu na przymus niwowy na skutek podziału obszaru wsi na trzy niwy w ramach tzw. trójpolówki praktykowano do ostatnich czasów (dla przykładu we wsi Jurgów na polskiej Orawie) 14. Nie sposób wymienić, a tym bardziej opisać całości działań, które w odniesieniu do różnych poziomów mikro-, mezo- i makrostruktury, zmierzały do scalenia zerwanej przez okres zaborów tkanki społecznej wsi w II RP. Skupienie uwagi na tym, co ludzi łączy, spaja i trzyma razem konstytutywne dla podtrzymania więzi społecznej prawdziwie silnej, bo wspartej o wspólne wartości i organizację upoważnia do postrzegania wsi w tamtym czasie jako zintegrowanych społeczności. Wspomnieć warto o szeroko zakrojonych działaniach ludzi, którzy trzymali ster odpowiedzialności za II RP i w tym duchu pojmowali własną rolę pro publico bono. Jedne z takich aktywności, jako rezultat akcji scaleniowych połączonych 12 12 Cyt. za W. Adamski, Chłopi i przyszłość wsi. Postawy, dążenia, aspiracje, Warszawa 1974, s. 231. Stanowisko W. Grabskiego jest warte przytoczenia z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, iż dostrzegł on wpływ doktryny marksistowskiej obciążający w sposób jednostronny poglądy badaczy na temat sytuacji społecznej wsi. Z perspektywy stulecia mogę dodać, że mniej czy bardziej uświadamiane echa wspomnianych założeń są widoczne w znamiennym rozłożeniu akcentów. Wewnętrzny potencjał wsi przysłaniały głównie wpływy zewnętrzne wpisane w proces emancypacji. W tej optyce wszystkie dobrodziejstwa polscy chłopi otrzymali z rąk obcych: wolność osobistą od Napoleona, prawa obywatelskie i własność ziemi od monarchów państw zaborczych. C. Leszczyńska, dz. cyt. Koncentracja na antagonistycznej strukturze społecznej z kolei marginalizowała reguły ładu społecznego i współdziałania na rzecz eksponowania konfliktów. Konflikt wysuwano na czoło relacji wewnątrzwiejskich pomiędzy różnymi grupami ludności. Konflikt przysłaniał relacje z dworem, konflikt utrudniał budowanie nowoczesnego narodu. Na tym tle nie dziwi stanowisko socjologów, którzy w oparciu o materiały historyczne kładą nacisk na napięcia i konflikty pomiędzy różnymi segmentami struktury społecznej i państwowej, by odwołać się do dychotomii kultury chłopskiej i pańskiej, szlachecko-inteligenckiej. Po drugie, pogląd Grabskiego równoważy wspomniane nachylenie. Stąd bierze się też moje świadome nawiązanie do jego ustaleń, poparte zresztą osobistym doświadczeniem badawczym. To ułatwia odparcie zarzutu, że celowe podkreślanie procesu integracji społeczności wiejskich w II RP, jakoby grzeszyło skłonnością do ujmowania wsi w kategoriach wysoce zintegrowanych wspólnot. Perspektywa antropologiczna dotycząca systemu kulturowego osłabia ten zarzut. 13 A. Mencwel, dz. cyt., s. 296. 14 M. Dobrowolska. Struktury osadnicze i ich regionalne zróżnicowanie, [w:] Studia z zakresu, s. 97.
z kolonizacja wsi, wynikały z troski o przeciwdziałanie procesom niekontrolowanego rozpraszania osadnictwa 15. Inne głównie za sprawą księży przyczyniały się, na ziemiach dawnych zaborów, do powstawania wzorcowych wsi. Jeszcze inne dotyczyły redagowania pism dla wsi. Siły pobudzające wspomnianą aktywność miały przede wszystkim źródła wewnętrzne endogenne. Kierowały nimi idee demokratyzacji, samoorganizacji i uobywatelnienia chłopów, znajdując w tamtym czasie oparcie w ustaleniach profesora Władysława Grabskiego, ojca socjologii wsi w Polsce. To on zwracał uwagę na podstawowo-wyjściowy charakter wsi dla tworzenia innych grup społecznych. To on podkreślał, że wieś ma w sobie siły dynamiczne. Tym samym zaprzeczał ocenom o rzekomej bierności wsi, która jakoby tylko przeżywa i przeżuwa, a nie tworzy i nie dąży 16. Nie skupiał uwagi, jak to czynili późniejsi badacze, na izolacji świadomościowej wsi, jej autarkii i homogeniczności. Nie kwestionował wprawdzie tego, iż wieś stanowi lokalną społeczność z u p e ł n ą, czyli zamkniętą w sobie, obejmującą wszystkie prawie funkcje życia zbiorowego swoich członków 17, lecz owa jedność i samoistność przesądzała w sposób zasadniczy o funkcjonalności całego systemu. Nie koncentrował się na katalogu cech stygmatyzujących wieś, a wypływających z przesłanek, które celowo programowo i propagandowo negatywnie to środowisko naznaczały. Te ostatnie założenia motywowane ideologicznie i doktrynalnie mniej czy bardziej świadomie utrwaliły się zresztą w myśli socjologicznej na długie dziesiątki lat minionego wieku. Przyjmowały obraz separacji kultury pańskiej i chłopskiej, jak u Józefa Chałasińskiego, nawiązując do socjalistycznej idei walki klasowej. Stygmatyzowały wieś jako rzekomy balast niedopasowania systemowego, szczególnie w praktykach i ideologiach: modernizacji, industrializacji, urbanizacji, które jak wiadomo wyznaczały azymuty rozwoju społeczeństwa w II połowie XX w. Władysław Grabski polegał na własnym, wywiedzionym z empirii, rozeznaniu wiejsko-rolniczej rzeczywistości w Polsce. Wskazywał, że pomimo faktycznego zróżnicowania majątkowego gospodarstw, jakie łatwo było zinterpretować przez pryzmat konfliktu klasowego, trwały wciąż elementy funkcjonalnej całości wsi w sensie układania swych wewnętrznych stosunków społecznych według określonego typu 18. Na koniec tej części warto przypomnieć, że w okresie międzywojennym tradycyjne zintegrowane społeczności 15 Nota bene plaga chaosu i bezładu przestrzennego na tzw. obszarach wiejskich z jakim mamy do czynienia obecnie jest efektem zaniedbań także badawczych w sferze integracji wsi w wymiarze wspólnego terytorium, osobowych interakcji i wartości, jako koniecznych sprzężeń zwrotnych dla ożywienia motywacji do działania dla wspólnego dobra i aktywności dla zaspokojenia wspólnych potrzeb. 16 W. Grabski, System socjologii wsi, Roczniki Socjologii Wsi, t. 1, 1936, s. 71. 17 Por. S. Czarnowski, Podłoże ruchu chłopskiego, [w:] Dzieła, t. 2. Warszawa 1995 oraz K. Zawistowicz-Adamska, Przemiany więzi społecznej w społeczności lokalnej, Roczniki Socjologii Wsi, t. IV, 1965, s. 41. 18 Zdaniem W. Grabskiego te cechy były źródłem dynamiki w kierunku tworzenia przyszłości nie tylko swojej, ale i całego społeczeństwa, W. Grabski, dz. cyt., s. 74. 13
wiejskie, które tworzyły całościowe układy społeczno-gospodarcze, były w Polsce silne. 2. Trauma II wojny światowej i anomia czasów powojennych Procesy rozpadu, dezintegracji, dezorganizacji społeczności wiejskich w czasie wojny to efekt ogólnej brutalizacji życia. Wsie padały ofiarą bezpośrednich działań wojennych: bombardowań, podpaleń, rozmaitego rodzaju traumy wskutek przechodzenia linii frontów, ale też bolesnych doświadczeń stałej okupacyjnej represji. Odwet za pomoc udzielaną oddziałom partyzanckim skazywał mieszkańców całych wsi na brutalną eksterminację. Masowe mordy, przymusowe wysiedlenia, ciągłe obowiązkowe kontyngenty, sekwestracja majątku trwałego i nietrwałego odciskały się na życiu rodzin i funkcjonowaniu gospodarstw nie tylko chłopskich 19. Ciągła przemoc, stałe narażenie utraty życia i podleganie nieustannemu terrorowi w sumie powodowało rozluźnienie obowiązujących przed wojną norm współżycia. Ludzie bali się ze sobą spotykać (...) bo ważniejsze [było przyp. M.W.] zapewnienie sobie bezpieczeństwa 20. Na skutek gwałtownej dezorganizacji lokalnych społeczności dochodziło do załamania norm moralnych i zaniku w nich społecznej kontroli. Stan duchowy wsi zaczął się przeobrażać w dwie charakterystyczne odmiany a to życie dla siebie i życie wobec wroga. Ta dwulicowość stała się koniecznością w utrzymaniu swojej pozycji i stanowiła samoobronę przez fizycznymi i biologicznym wyniszczeniem ludności 21. Celnie komentuje to cytowana autorka, kiedy pisze: społeczność nie była już taka sama jak zaledwie kilka lat wcześniej, ale ludziom tej zmiany doświadczającym trudno było zrozumieć, z czego owo poczucie obcości wynika 22. Okres powojenny pozostawił po sobie moralnie naganne skutki okupacji. Ogólne przyzwolenie na kradzieże, rabunek, dewastację, usprawiedliwiano okolicznościami odwetu za doznane wcześniej krzywdy. Tłumaczono to biedą, niepewnością i powszechnym chaosem. Gdy ktoś im przypominał dlaczego tak niszczą, to odpowiadali, że to nie nasze, że ich to nie obchodzi, bo oni tu nie będą, 19 Oto wspomnienia losów ostatnich właścicieli majątku Walewice pomiędzy Łowiczem a Kutnem. Jak większość polskich ziemian rodzina Grabińskich herbu Pomian doświadczyła skutków reformy rolnej. Zostali wywłaszczeni bez odszkodowania i bez prawa zbliżania się do swoich posiadłości na mniej niż 30 km. Jednym posunięciem został starty z powierzchni świat ziemiański, pomimo rozlicznych zasług pro publico bono. Nie od rzeczy będzie przypomnienie, że podczas kampanii wrześniowej 1939, a zwłaszcza w trakcie ciężkich walk nad pobliską Bzurą (9/10 września), rodzina Grabińskich w patriotycznym odruchu oddała wojsku polskiemu 20 koni z własnej hodowli. Informacja pozyskana od aktualnego kierownika zarządzającego stadniną koni w Walewicach, w maju 2017. 20 A. Wylegała, Krajobraz po wojnie: anatomia rozpadu świata społecznego na przykładzie Polski w okresie II wojny światowej, Studia Socjologiczne, 3/2016, s. 142. 21 Tamże, s. 143. 22 Tamże, s. 138. 14
tylko na wiosnę pojadą do domu 23. Konsekwencji takich postaw nie dało się usunąć przez długie lata powojenne. Dotyczyły one zarówno niszczenia dworów i pałaców, dużej i małej architektury, jak i infrastruktury wsi: młynów, wiatraków, spichlerzy, studni. Spajające wspólnotę lokalną podobne odniesienia do terytorium wsi, wcześniej składające się na całościowy układ ekonomiczny 24, poddane anomii w rezultacie wojny i okupacji, pogłębiały ogólny chaos i dezorganizację więzi społecznej. To z kolei przekładało się na zerwanie ciągłości kulturowego przekazu w wymiarach: materialnym, społecznym i duchowym. Przejawy anomii szczególnie silnie dotykały ludność wysiedloną i przesiedloną. Trudności odbudowania siedlisk w zupełnie innym terenie, bez odpowiednich materiałów, wiedzy i troski o to, by zachować regionalny styl architektury, ale też niemożność kultywowania własnych tradycji, zakłócały możliwości kontynuowania dotychczasowych wzorów życia. Wyobcowanie i wykorzenienie, pogłębiane na skutek wzajemnych uprzedzeń i stereotypów, które dotykały zarówno ludność napływową, jak i autochtoniczną, na przykład na Ziemiach Zachodnich, z biegiem lat ulegały osłabieniu. Przeradzały się z czasem w próby budowania tożsamości nowych wspólnot wiejskich. Nie był to jednak proces ani powszechny, ani nie przebiegał bezkonfliktowo. Skutki przeobrażeń ustrojowych i zmiana granic po II wojnie światowej przekładały się na długi proces adaptacji, szczególnie na Ziemiach Zachodnich i na północy kraju. Krzysztof Kwaśniewski, na podstawie swoich badań na Śląsku Opolskim w okresie powojennym, tak opisywał ten problem: Nowo zasiedlone miejscowości są na ogół lepiej wyposażone, a przejęte budynki i urządzenia stoją na wyższym poziomie technicznym niż te, do których przywykła ludność napływowa. Wywołuje to często niezamierzoną konieczność przenoszenia się ludności wiejskiej do miast oraz gwałtowną rewizję dotychczasowych nawyków 25. Dystans gospodarczy okazał się najważniejszym czynnikiem wpływającym na trudności integracyjne społeczności wiejskich. Rekapitulując. Anomia rozumiana jako załamanie podstawowych wartości i norm społecznych 26 naznaczyła wieś szczególnie dramatycznie podczas II wojny światowej. Okupacja, przesiedlenia i eksterminacja całych wsi skutkowały dezorganizacją, osłabieniem społecznej kontroli, prowadząc do rozpadu konstytutywnych cech wielu polskich wsi jako społeczności lokalnych. Polegało to na przerwaniu tradycji, załamaniu zwyczajowych relacji, jakie łączyły ludzi z terytorium wsi, zarazem miejscem pracy i życia rodzin rolniczych, które w zgodzie ze zwyczajowymi zobowiązaniami, w żywotny sposób podtrzymywały układ społecznogospodarczy wsi. 23 Tamże, s. 153. 24 Z. Sokolewicz, Niektóre sposoby opisu i tłumaczenia społeczności lokalnej, Roczniki Socjologii Wsi, t. IV, 1965, s. 54. 25 K. Kwaśniewski, Niektóre zagadnienia specyfiki i hierarchii problemów w badaniach problemów społeczności wiejskiej na Śląsku, Roczniki Socjologii Wsi, t. IV, 1965, s. 185. 26 K. Szafraniec, Anomia, [w:] Encyklopedia Socjologii, t. 1, Warszawa 1998, s. 32. 15
3. Wieś w kręgu socjalistycznej industrializacji i urbanizacji W interpretacji zmian, jakie dokonały się w Polsce w okresie PRL podkreśla się dwuznaczny stosunek władzy państwowej do wsi. Ilustruje to stanowisko Włodzimierza Sokorskiego, ówczesnego ministra kultury, nawiązujące do słusznej tezy, że w historii Polski trwale obecna jest idea budowania tożsamości narodowej w oparciu o kulturę ludową. Z jednej strony wspomniany minister pisał, że kultura chłopska to bijące serce narodu. Z drugiej zaś zachęcał chłopów, aby stawali się proletariuszami 27, co wpisywało się w plany socjalistycznej industrializacji i urbanizacji. Ludowy mandat legitymizował nową władzę, ale czyniono to wybiórczo, starając się zneutralizować sakralny kontekst ludowej kultury. Symboliczna przemoc, ideologiczne dyskryminowanie wsi, w której wciąż żywy był silny etos chłopski, prowadziły do dezintegracji społeczności wiejskich. Mimo że proces dezintegracji obejmował wszystkie konstytutywne dla wsi dziedziny życia, to nie był to ani proces całkowity, ani też nie zachodził w jednakowym tempie i zakresie we wszystkich wsiach 28. W rezultacie różnicowania zawodowego ludności, pojawienia się w strukturze społecznej wsi tak zwanych chłopów-robotników, ograniczeniu ulegały kontakty wewnątrz społeczności, osłabiała się sieć wzajemnych zobowiązań w ramach sąsiedzkiej przysługi. W to miejsce wkraczała kalkulacja, prowadząca do rozerwania dwóch komplementarnych składników więzi prawdziwie silnej, a mianowicie opartej o wspólnotę wartości i organizację. Wsie nasycały się wyspecjalizowanymi związkami i zrzeszeniami opartymi o przemysłową organizację pracy. Gospodarstwa rolne zmieniały reguły działania, odchodząc od uprawy zwyczajowej na zawodową warsztatową (...) przedsiębiorstwo wprzęgało się w systemowe mechanizmy rynkowo-pieniężne, które swobodę gospodarowania limitowały, a [gospodarza przyp. M.W.] zniewalały 29. Ideologia awansu społecznego, profesjonalizacji pracy, emancypacji jako azymuty aspiracji życiowych młodych mieszkańców wsi oznaczały opuszczenie wsi i przeniesienia się do miast, na budowy i do fabryk. To miały być miejsca narodzin nowego człowieka, który zrywał ze środowiskiem wsi, którą w oficjalnym przekazie uznawano za anachroniczne miejsce życia, gdzie zabobon, analfabetyzm, brak higieny, ogólne zacofanie odbiegały od wizji kultury socjalistycznej. Wieś w sensie propagandowym jawiła się jako wylęgarnia bogatych gospodarzy, kułaków, wrogów klasowych przyszłej przodującej, bojowej inteligencji 30. Ten typ postaw ilustruje jeden z bohaterów książki Andrzeja Mencwela. Nienawidziłem tego wszystkiego syczał przez zęby nienawidziłem 27 W. Sokorski, O sztukę realizmu socjalistycznego, [w:] Sztuka w walce o socjalizm, Warszawa 1959, s. 145-153, cyt. za B. Brzostek, Czy folklor wszedł do śródmieścia? O motywach ludowych w PRL-u, [w:] J. Kordjak, Polska kraj folkloru? Warszawa 2016, s. 72. 28 J. Turowski, Przemiany tradycyjnej wiejskiej społeczność lokalnej w Polsce,, Roczniki Socjologii Wsi, t. IV, 1965, s. 33. 29 A. Mencwel, dz. cyt., s. 293. Industrializacja okazała się odpowiedzialna za kolonizację wsi w wymiarze społeczno-kulturowym. G. Foryś, Gospodarstwa i stowarzyszenia agroturystyczne w Polsce, Warszawa 2016, s. 148. 30 W. Sokorski, dz. cyt. za D. Crowley, Chłop w mieście, [w:] J. Kordjak, dz. cyt., s.71. 16
orki, wykopków, sianokosów, żniw, zwózki i wszystkiego innego, od wyrzucania gnoju w krzyżu mnie rąbało i w głowie ćmiło (...) tylko przy pasionce mogłem się uczyć i wtedy się wszystkiego nauczyłem 31. Ideologiczne dyskryminowanie wsi, a w efekcie dezintegracja społeczności wiejskich, były powodem pogłębiania się poczucia niższości, wstydu, a w konsekwencji przyjmowania przez mieszkańców wsi wzorów imitujących życie w mieście. Przejawy tych zachowań to osłabienie etosu chłopskiego, zanik wartości budujących tożsamość miejsca w wymiarach materialnych i duchowych 32, niekorzystne zmiany w przestrzeni wsi odejście od regionalizmu w architekturze. Ignacy Tłoczek pisał, że w przestrzeni wsi zapanowała szpetota i wyobcowanie z narodowej kultury 33. Późniejsze konsekwencje tych zmian to zachwianie struktur demograficznych, wyludnianie wsi, kryzys rolnictwa, ubytek ziemi rolnej, niekontrolowana suburbanizacja, bezład i chaos przestrzenny, o czym dalej. 4. Transformacja ustrojowa po 1989 r. Blisko trzy dekady, jakie upłynęły od roku 1989, w którym rozpoczynała się transformacja ustrojowa, to wystarczający okres dla zbilansowania oczekiwań i realnych dokonań. Nie odbiegając od głównego wątku a mianowicie wsi w procesie zmian warto szerzej przyjrzeć się temu, jakie nadzieje wiązano z przejściem do gospodarki rynkowej, ustroju demokratycznego i państwa prawa na tle spełnionych i niespełnionych nadziei. Początkowa euforia budowy nowego ustroju nie pozostawiała miejsca dla głębszego intelektualnego namysłu nad rzeczywistymi szansami jego wprowadzenia. Naiwne traktowanie nowego ustroju, jako proste przeciwieństwo realnego socjalizmu, dopiero stopniowo odsłaniało swój prawdziwy charakter. Jerzy Szacki nazwał to utopijnym projektem implementacji liberalizmu po komunizmie 34. Na początku transformacji z ust doradców z Zachodu dało się słyszeć opinię, że wieś jest naszą szansą, ale rolnictwo mamy złe. Skąd brała się nadzieja dotycząca wsi? Nie można wykluczyć, że na tle zindywidualizowanego, odhumanizowanego, zdepersonalizowanego i przepełnionego konsumpcją stylu życia wielkich 31 A. Mencwel, dz. cyt., s. 290. 32 M. Wójcik (red.), Tożsamość i miejsce. Budzenie uśpionego potencjału wsi, Łódź 2017, s. 8. 33 I. Tłoczek, dz. cyt., s. 11. 34 J. Szacki, Liberalizm po komunizmie, Warszawa 1994, s. 261. Dylematy i koszty transformacji z czasem ujmowano w sformułowania takie jak: imitacyjna zmiana, narzucona retoryka, odgórna modernizacja. A. Giza-Poleszczuk pisze samokrytycznie: nie przewidzieliśmy żadnej z ważnych zmian ostatnich 30 lat, bo straciliśmy zdolność prawdziwej analizy socjologicznej. Prawdziwej czyli całościowej, uwzględniającej szerszy kontekst, a nie tylko posługującej się kalkami z Zachodu. A. Giza-Poleszczuk, Jako socjologowie straciliśmy zdolność prawdziwej analizy, https://klubjagiellonski.pl/2018/05/20/giza-poleszczuk-jakosocjologowie-stracilismy-zdolnosc-prawdziwej-analizy-rozmowa/ [dostęp: 30 I 2019]. 17
miast (...) na Zachodzie wieś polska jawiła się jako odkryta na nowo oaza starych zasobów 35. Rolnictwo natomiast na tle obowiązującej produktywistycznej jego funkcji, wspieranej analizami ekonomicznymi, które odnosiły się do wydajności pracy, kosztów produkcji było przeważnie traktowane jako nienowoczesne, bo nietowarowe. Te rozbieżności istotnie mogły pogłębiać przestrzeń dyskusji i sporów, odkrywać coraz liczniejsze dylematy transformacji, a w efekcie utrudniać wizję harmonijnego zrównoważonego rozwoju. Główna oś aktualnych sporów, które dotyczą wsi, sprowadza się do dwóch stanowisk. Jedno wykorzystuje argument, iż skoro nie ma samej wsi jako względnie jednolitego przedmiotu opisu, to nie ma przeciwwskazań, aby promocją aktywności na tak zwanych terenach wiejskich zajmowały się profesjonalne organizacje znane głównie z dużych ośrodków miejskich 36. Przeciwny pogląd, który bierze pod uwagę historyczny sens istnienia wsi jako miejsca życia i pracy rodzin rolniczych, dostrzega na wsi walory miejsca i potencjał tożsamości wpisane w kontekst kultury 37. Można powiedzieć, iż na dnie upadku rodzi się nadzieja. Ta fraza przychodzi mi na myśl na tle coraz bardziej dotkliwych przejawów kryzysu wsi i rolnictwa, nie tylko w Europie. Objawy nadprodukcji, szkód ekologicznych, bezładu przestrzennego, przyczyniają się siłą rzeczy do głębszej refleksji nad optymalnym modelem rozwoju. Do głosu także w Polsce zaczęło dochodzić przekonanie o potrzebie takiej polityki gospodarczej, która by prowadziła do ożywienia wiejskości (odnowy, rewitalizacji wsi) przez pobudzanie lokalnych zasobów i byłaby bardziej niż w przeszłości zorientowana na kontekst lokalny. Pomysłodawcy strategii dla wiejskiej Europy jeszcze na początku transformacji kierowali się ideą równowagi między ludźmi a środowiskiem, opowiadali się za utrzymaniem gospodarki rolnej we wszystkich krajach europejskich. Wtórowały im opinie, że pozostawienie na ziemi rolników w ramach gospodarstw rodzinnych jest jedynym sposobem utrzymania walorów środowiska przyrodniczego i zachowania żywotności wsi. Na tle wspomnianej reorientacji, zarówno w dyskursie o wsi, jak też w programach jej aktywizacji, stopniowo i nie bez oporów także w świadomości badaczy, ożywała kategoria społeczności lokalnej. Konstytutywne dla społeczności wiejskiej składowe więzi prawdziwie silnej, bo opartej o wspólnotę i organizację, z przeniesieniem w ocenach akcentu z ilości na jakość, ponownie zaczynają tworzyć oś narracji o wsi. Mamy do czynienia z odwróceniem wektora dezintegracji w stronę re-integracji społeczności wiejskich. 35 G. Foryś, dz. cyt., s. 145. 36 K. Murawska, P. Sadura, Z. Włodarczyk, Wieś w Polsce 2017. Diagnoza i prognoza. Raport z badania, Warszawa 2017, s. 7. 37 Dlatego społeczności wiejskiej nie da się zredukować do funkcji dopełnienia miasta, M. Wójcik, dz. cyt., s. 11. 18
Zakończenie Najmocniej, w sposób najsilniej widoczny w minionym stuleciu 1918-2018, w Polsce dawał o sobie znać proces dezintegracji społeczności wiejskich. Nie przebiegał on jednak ani liniowo, ani jednokierunkowo. Nie miał też charakteru powszechnego. Cechowało go własne tempo zmian i specyficzny zakres relacji wewnątrz społeczności i z otoczeniem zewnętrznym, które było określane przez zmieniające się warunki ustrojowe państwa w poszczególnych okresach. Najsłabiej dezintegracja widoczna była w dwudziestoleciu międzywojennym (1918-1939). Ustępowała wyraźnie nadrzędnym procesom scalania, łączenia, integracji, co było efektem działań państwa dźwigającego się do niepodległego bytu po okresie zaborów. Okres traumy związany z II wojną światową to czas chaosu, skutków wszechobecnej anomii, a także etap wyraźnego odwrócenia procesu integracji w stronę rozkładu, rozpadu, zerwania ciągłości na wszystkich poziomach życia wsi. Czas PRL-u przyspiesza radykalne zmiany wsi. Socjalistyczna industrializacja i urbanizacja przyczyniają się do radykalnych zmian w strukturze społecznej wsi i pogłębiają proces dezintegracji społeczności wiejskich. Reguły transformacji po roku 1989 okazały się odgórnie przyjętym ładem społeczno-gospodarczym. Utopia programów implementacji liberalizmu po komunizmie, dylematy i koszty transformacji dopiero po 30 latach, nie bez sporów, doprowadzają do nowej narracji o wsi. Pojawiają się próby reintegracji społeczności wiejskich. Summary Polish Village in the Perspective of the Century. Anniversary Reflections Disintegration of villages was the important process of social change in Poland during the Century of 1918-2018 years. It run nor in the linear nor in the one directed manner however. The process of disintegration of rural community was not universal one on the territory of Poland. It also has no unilateral effects during the period of 1918-2018. The consolidation, connection, affiliation of economic, social and cultural domain of the State were the most characteristic trends of the period of the twenty years before of the Second World War. The rapid changes in the earlier process of integration of rural social community took over during The Second World War and next years implemented by new policy in Poland after 1945 year. The new rules of transformation intensify the discussion connected with problems of village and agriculture after 1989 year. Slowly, step by step, there 19
were come into sight the new symptoms of the re-integration process of local village community after 30 years of transformation. Key words: essay, integration, disintegration, re-integration, village, rural community 20
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.02 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Romuald Turkowski Uniwersytet Warszawski Samorząd terytorialny szczebla powiatowo-gminnego w II Rzeczypospolitej wobec funkcjonowania oświaty i szkół powszechnych na wsi (1918-1939) 1. Zasady funkcjonowania samorządu terytorialnego Samorząd terytorialny w II RP był jednym z ważnych komponentów scalenia rozdartego przez zaborców organizmu państwowego. Początkowo samorządy w niepodległej Polsce oparte były na prawach zaborców 1. Wkrótce jednak, bo już na przełomie 1918 i 1919 r., doszło do uchwalenia i wydania dekretów Tymczasowego Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego dotyczących samorządu terytorialnego dla obszarów byłego Królestwa Polskiego. W ich myśl do rad gminnych w wyborach powszechnych z zachowaniem zasad demokratycznych wybierani mogli być wszyscy, którzy ukończyli 21. rok życia. Natomiast sejmiki powiatowe były wybierane w sposób demokratyczny, ale w wyborach pośrednich, przez rady gminne. Aby być wyborcą, mieć prawa czynne i bierne, należało mieszkać w gminie co najmniej 6 miesięcy (w prawach państw zaborczych było to zróżnicowane). Zgodnie z dekretem Naczelnika Państwa z 1919 r. rada Gginy wybierała spośród siebie wójta. Musiał on mieć ukończony 21. rok życia oraz umieć czytać, pisać i rachować 2. Samorząd gminny otrzymał bardzo szerokie kompetencje. Zgodnie z artykułem 11 dekretu Naczelnika Państwa o samorządzie terytorialnym, należały do jego zadań: wszystkie sprawy, które dotyczą dobrobytu materialnego, rozwoju duchowego i zdrowia jego mieszkańców, a w szczególności: 1. zarządzania majątkiem gminy oraz jego dochodami i wydatkami; 2. zakładanie i utrzymanie miejskich dróg, mostów, ulic, placów, ogrodów, skwerów itd.; 3. zakładanie i utrzymanie miejskich środków komunikacji; 4. piecza nad urządzeniami, służącymi do utrzymania porządku i bezpieczeństwa publicznego; 5. zakładanie 1 A. Warzoch, Samorząd terytorialny w II RP w drodze ku własnemu państwu, [w:] Prace naukowe Akademii im. J. Długosza w Częstochowie, seria Res Politicae, Częstochowa 2012, s. 351-352; A. Wojtas, Społeczne i polityczne uwarunkowania rozwoju idei samorządowych w Polsce, [w:] Samorząd w polskiej myśli politycznej XX wieku, red. G. Radomski, Toruń 2006, s. 23-31. 2 Dekret o samorządzie miejskim, Dziennik Praw Państwa Polskiego 1919, nr 13, poz. 140. 21
i utrzymanie urządzeń wodociągowych, kanalizacyjnych oraz służących do zaopatrzenia miasta w światło i siłę elektryczną; 6. opieka nad ubogimi, tworzenie i utrzymanie zakładów dobroczynnych; 7. ochrona zdrowia publicznego, zakładanie i utrzymanie szpitali i urządzeń sanitarnych; 8. zakładanie i utrzymanie rzeźni, hal i targowisk; 9. aprowizacja i dostarczanie ludności zdrowych i tanich mieszkań; 10. popieranie miejscowego handlu, przemysłu i rzemiosł oraz zakładanie instytucji kredytowych; 11. piecza nad oświatą publiczną, zakładanie i utrzymanie szkół, bibliotek, muzeów, teatrów itd.; 12. piecza nad obyczajnością publiczną 3. Zgodnie z duchem tego aktu nadano gminie status samorządowej jednostki terytorialnej. Gminy otrzymały osobowość prawną. Ustawodawca wyposażył samorząd w szerokie i ważne dla społeczności lokalnych kompetencje. Oświata publiczna była szczególnie ważne dla wsi polskiej 4. Samorząd powiatowy wybierano natomiast pośrednio przez delegatów gminnych z danego powiatu. Starosta był nominatem rządowym. Na szczeblu powiatu, obok urzędu starosty, funkcjonował sejmik powiatowy zwoływany periodycznie na swoje zwyczajne lub nadzwyczajne posiedzenia. Sejmik ten podejmował najważniejsze uchwały dotyczące powiatu. Władzą wykonawczą, obok starosty, był wydział powiatowy. Samorząd wykonywał zadania własne lub delegowane na mocy dekretu powiatowi lub gminie. Od początku samorząd był hierarchiczny, gminy podlegały powiatom. W 1921 r. na mocy konstytucji marcowej ustanowiono, że Rzeczpospolita Polska, opierając swój ustrój na zasadzie szerokiego samorządu terytorialnego, przekaże przedstawicielstwom samorządu właściwy zakres ustawodawstwa, zwłaszcza z dziedziny administracji, kultury i gospodarstwa 5. W II RP nie wprowadzono samorządu wojewódzkiego. Wprowadzono go jedynie w województwie śląskim, gdzie działał Sejm Śląski oraz w woj. poznańskim i pomorskim 6. Sejmik Śląski i rady wojewódzkie poznańska i pomorska miały kompetencje w zakresie oświaty i kultury 7. 3 T. Maciejewski, Samorząd terytorialny II Rzeczpospolitej (1918-1939), [w:] Z problemów administracji. Administracja publiczna, red. nauk. T. Maciejewski, J. Gierszewski, Zeszyty Naukowe nr 2/1a/2010, Chojnice 2010, s. 18-14; A. Łuczak, Samorząd terytorialny w programach i działalności stronnictw ludowych 1918-1939, Warszawa 1973, s. 17-53. 4 R. Stawicki, Samorząd terytorialny w II Rzeczpospolitej zarys prawno-historyczny, [w:] Samorząd terytorialny w II Rzeczpospolitej zarys prawno-historyczny, Kancelaria Senatu, Warszawa 2015, s. 9-10, https://www.senat.gov.pl/gfx/senat/pl/senatopracowania/ 134/plik/ot-638_internet_2.pdf [dostęp: 30 I 2019]. 5 Ustawa z dnia 17 marca 1921 r., Dziennik Ustaw 1921, nr 44, poz. 267, art. 3. 6 M. Strzelecki, Samorząd jako instytucja wychowania społecznego w polskiej myśli politycznej II Rzeczypospolitej, [w:] Samorząd w polskiej myśli, s. 101-116; H. Rechowicz, Sejm Śląski 1922-1939, Katowice 1971, s. 56-75; J. Ciągwa, Autonomia Śląska 1922-1939, Katowice 1988, s. 15-45; M. Czapliński, Historia Śląska, Wrocław 2007, s. 220-221. 7 H. Czajka, Samorząd terytorialny w latach 1919-1939, Archiwariusz Zamojski, 2003, 22 s. 71-72.
Niestety, od 1926 r. rola samorządu była przez władze RP ograniczana na rzecz władz wykonawczych, opanowanych przez obóz marszałka Józefa Piłsudskiego 8. W 1928 r. ujednolicono prawa wyborcze, wpisując do aktów prawodawczych konieczność posiadania obywatelstwa polskiego. Prawo bierne przysługiwało wówczas dopiero od 30. roku życia, a czynne od 24. roku. Zgodnie z tymi aktami wybory były równe, tajne, bezpośrednie i powszechne. W całej RP, by móc uczestniczyć w wyborach lokalnych, obowiązywała konieczność zamieszkania przez okres co najmniej jednego roku na terenie danej gminy lub zamiennie posiadania na jej terenie majątku, gospodarstwa 9. W dniu 23 marca 1933 r. uchwalono ustawę o zmianie ustroju samorządu terytorialnego w II RP. Zgodnie z nią gmina wiejska stała się organem stanowiącym i kontrolującym obszar, którym zawiadywała. Organem zarządzającym i wykonawczym był w gminie zarząd gminny. Mieszkańcy gminy wybierali radę gminną. W zależności od liczby mieszkańców zróżnicowana była liczba radnych: w gminach do 5 tys. ludzi było ich 12, w gminach od 5 do 10 tys. 16, a w gminach powyżej 10 tys. 20. W skład zarządu gminy wchodzili: wójt i podwójci, wybierani przez radę gminy z jej składu. Wójt był zatwierdzany przez starostę. Radny, który zostawał wójtem tracił mandat. Kadencja rad gminnych trwała lat 5. Wszystkie uchwały były podejmowane w obecności ½ ustawowej liczby członków. W gminach, gdzie nie było gromad ani samorządu wsi, wybory były bezpośrednie. Natomiast tam, gdzie były gromady, powoływano przedstawicieli do samorządu tzw. gmin zbiorowych. W celu likwidacji obszarów dworskich wyłaniane były rady gromadzkie, których skład wybierany był w wyborach jawnych przez wszystkich mieszkańców wsi. Wybrani w gromadach przedstawiciele wchodzili wówczas do rady gminnej. Na terenie gromad obejmujących kilka wsi członkowie rad gromadzkich wybierali sołtysa. Wójt na wsi był kierownikiem całej administracji i gospodarki gminnej. Podobną rolę pełnił burmistrz lub prezydent w mieście 10. Zgodnie z ustawą samorządową z 1933 r. wprowadzono gminy miejskie. Gminą taką zarządzała rada miejska i wyłoniony przez nią zarząd miejski. Wybory do rad miejskich także były bezpośrednie. Urzędnicy wchodzący w ich skład byli zatwierdzani przez starostów lub wojewodów 11. 8 A. Tarnowska, Uwarunkowania polityczne reformy samorządu terytorialnego w II Rzeczpospolitej, [w:] Samorząd terytorialny i rozwój lokalny. Studium monograficzne, red. H. Szczechowicz, Włocławek 2015, s. 22-24; A. Łuczak, Samorząd terytorialny w programach, s. 78-103. 9 J. Behr, Ewolucja gminy w Rzeczpospolitej zarys problematyki, [w:] Folia Iuridica Universitatis Wratislaviensis nr 1, Wrocław 2015, s. 288-290, 292-294. 10 Ustawa z dnia 23 marca 1933 r. o częściowej zmianie ustroju samorządu terytorialnego, Dziennik Ustaw 1933, nr 35, poz. 294; A. Tarnowska, Uwarunkowania polityczne, s. 24-27. 11 T. Maciejewski, Samorząd terytorialny II Rzeczpospolitej, s. 22-23. 23
Na szczeblu powiatu wprowadzono, jako jednostki zarządzające, powiatowe związki samorządowe. W ich skład wchodziły rady powiatowe i wydział powiatowy ze starostą na czele, który był organem administracji rządowej. Zgodnie z ustawą wybory do rad powiatowych były pośrednie, brały w nich udział rady wiejskie i miejskie. Począwszy od 1928 r. miasta, które miały od 25 tys. do 75 tys. mieszkańców, zostały powiatami grodzkimi. Tego typu jednostką kierował starosta grodzki (jako organ rządowy) oraz prezydent miasta (jako, zgodnie z ustawą, przełożony tych gmin) 12. W myśl ustawy samorządowej z 1933 r. nadzór nad działalnością samorządu odbywał się dwutorowo. Z jednej strony miał charakter samorządowy i sprawowany był przez przełożonego gminy, czyli wójta, burmistrza, prezydenta; z drugiej natomiast miał charakter administracyjny i był sprawowany przez starostę, wojewodę, izby obrachunkowe, komisje rewizyjne 13. W ten sposób uporządkowano samorząd, pozwalając mu na bardziej sprawne działanie. Jednak obóz rządzący zaczął ograniczać rolę samorządu na rzecz władz wykonawczych. Podczas wyborów w 1933 r., a potem w 1938 r., dopuszczono się licznych fałszerstw, aby utrzymać władzę także na szczeblu lokalnym. Szczególnie ostro dotykało to ruchu ludowego, obóz rządowy zwalczał go bowiem przy użyciu środków administracyjnych 14. Reforma samorządowa z 1933 r. okazała się zdaniem ludowców wielce nieudaną. Po kilku latach funkcjonowania doprowadziła do zbiurokratyzowania samorządu terytorialnego w Polsce. Na łamach prasy ludowej dokonano jej krytyki. Jeden z samorządowców pisał, że: Wprowadzenie w życie nowej ustawy samorządowej, przeciw której w swoim czasie energicznie występowało Stronnictwo Ludowe, przeprowadzone przez sanację znane wybory samorządowe [w 1933 r. przyp. R.T.], w czasie których roiło się od»cudów wyborczych«doprowadziły do zupełnego zbiurokratyzowania samorządu. W rękach sanacji samorząd właściwie przestał istnieć. Wkrótce na stanowiska kierownicze w samorządzie dostali się różni karierowicze i agenci sanacyjni, do rad przybocznych, czyli rad gminnych zaś weszli w większości dzięki znanym praktykom, ludzie zależni i słabi, niezdolni do żadnej samodzielnej pracy i nadający się jedynie do kiwania głowami. W ten sposób samorząd zamiast opierać się na szerokich masach oparł się na wszechwładnym biurokracie dygnitarzu, nie liczącym się z potrzebami i interesami ludności. Masy chłopskie zostały odsunięte od wpływu na gospodarkę gminną i powiatową pozostała im jedynie rola płatników podatków samorządowych 15. 12 Tamże, s. 22-23; A. Tarnowska, Uwarunkowania polityczne, s. 27-28. 13 Ustawa z dnia 23 marca 1933 14 M.K., Jak uzdrowić samorząd, Zielony Sztandar nr 55, 6 XII 1935; J. Borkowski, Postawy polityczne chłopów polskich w latach 1930-1935, Warszawa 1970, s. 195-206; W. Paruch, Samorządy w autorytaryzmie. Piłsudczykowska koncepcja samorządności (1926-1939), [w:] Samorząd w polskiej myśli, s. 151-178. 15 M.K., Jak uzdrowić ; M. Podkowski, Nadzór nad samorządem gminnym w świetle ustawy scaleniowej z 1933 roku, [w:] Acta Univeristatis Wratislaviensis, Prawo, t. CCCXI, Wrocław 2010, s. 343-344, 350-351. 24
Zgodnie z tą reformą wprowadzono na terenie całego państwa, wzorem byłej Kongresówki, gminy zbiorowe. W ocenie działaczy SL gminy te stały się dla wsi w Małopolsce istną plagą. Zamiast bowiem taniego i wygodnego systemu wójtów i pisarzy gminnych, rekrutujących się spośród gospodarzy danej wsi, stworzono kosztowne urzędy z wysokimi pensjami wójtów, sekretarzy i urzędników oraz wielce kosztowną administrację. Dawni wójtowie małych gmin gospodarowali majątkiem gminnym za kilkunastozłotowe wynagrodzenie i urzędowali nieraz we własnej chałupie, jak nie było urzędu gminnego. Natomiast w nowych gminach trzeba wynajmować większe lokale, płacić wielkie pensje, zakupić biurka, maszyny, księgi, szafy i inne urządzenia, z których ludność nic nie ma, a które kosztują. Zamiast poświęcić trochę pieniędzy na budowę szkół, uznano, że ważniejsze było urządzanie nowych budynków i kupowanie nowych biurek. Przy okazji tej reformy powiększenia gmin wprowadzono nowoczesne systemy kancelaryjne, co wymagało zatrudniania fachowych i wykształconych urzędników. Wszystko to oczywiście kosztowało i obciążało mieszkańców gminy. Wydaje się jednak, że było to konieczne, aby podnieść poziom funkcjonowania gminy. Krytyka ustawy przez ludowców była w wielu punktach dowiedziona, ale w tej konkretnej sprawie wydaje się nie do końca zasadna 16. Jednak negatywne następstwa reformy wkrótce stały się widoczne w każdej wsi: utrzymanie administracji w samorządzie gminnym zaczęło pochłaniać połowę, a często nawet więcej niż połowę dochodów gminy. Samorządy przestały wykonywać tak ważne obowiązki, jak budowa sal szkolnych, budowa dróg, jak popieranie rolnictwa, gdyż na te potrzeby brakło pieniędzy, natomiast stały się samorządy przede wszystkim źródłem utrzymania administracji. Jak pisano wówczas: chłop odsunięty od głosu milczał i płacił. Gmina załatwiała»papierki«, sporządzała wykazy. Gmina urzędowała administracyjnie, ale na tym się kończyła jej działalność. Nikt w gminach o tym, co się dzieje w terenie, nie myśli, bo nie ma na to czasu i ochoty. Między samorządem a ludnością wytworzyła się przepaść oceniali ludowcy ówczesną sytuację. Opowiadali się oni bowiem, jak pisali Henryk Czajka i Aleksander Łuczak, za oparciem administracji na szerokim samorządzie terytorialnym wybranym w wolnych i demokratycznych wyborach 17. Stronnictwo Ludowe krytykowało też kierunki działalności samorządów na wsi. Publicysta Zielonego Sztandaru, oceniając funkcjonowanie gmin, pisał, że odbija się na niej sanacyjna radosna twórczość, bo za ciężko zapracowane pieniądze podatników budowano różne wspaniałe urządzenia, pomniki, stadiony i boiska sportowe itp., nie bacząc na to, że urządzenia i wydatki te są dla głodującej wsi za kosztowne, niecelowe, a więc zmarnowane. W konkluzji: cóż bowiem może przyjść wsi z»wychowania fizycznego«, kiedy ona głoduje, kiedy 16 M.K., Jak uzdrowić ; R. Turkowski, M. Witkowski, Ludowcy wobec samorządu terytorialnego i spraw ustrojowych w Polsce 1918-1949. Zarys problemu, [w:] Samorząd w polskiej myśli, s. 260-265. Historyk, przeglądając akta gmin z tego okresu, widzi wyraźnie poprawę funkcjonowania ich kancelarii. Wydane pieniądze podniosły poziom pracy gmin. 17 H. Czajka, Samorząd terytorialny w latach 1919-1939, s. 63, 71-72; A. Łuczak, Samorząd terytorialny w programach, s. 104-135. 25
komisje poborcze stwierdzają coraz większe cherlactwo synów chłopskich i kiedy w zastraszający sposób wzrosła śmiertelność i podatność wsi na choroby epidemiczne? Tu sport nie pomoże! Potrzeba innych środków! Niestety, nie rozumie tego biurokracja, a obywatele nie mają głosu. W dodatku przykład szedł z»góry«18. W opinii tego publicysty ludowego gospodarka taka doprowadziła w samorządach do ruiny finansowej. Pod koniec lat 30. XX w. niemal wszystkie gminy były deficytowe i istniały jak gdyby po to jedynie, aby utrzymywać administrację. W tej sytuacji, by uniknąć zupełnej klęski samorządów, zaciskano pasa. Oszczędności dotyczyły przede wszystkim wydatków na kulturę wsi, na popieranie szkolnictwa, najmniej zaś wydatków na administrację 19. Cytowany publicysta Zielonego Sztandaru oceniał, że to tylko plasterki, które nie mogły uzdrowić sytuacji. W szeregach samorządowców z SL panowało przekonanie, że pierwszym bowiem warunkiem, bez którego żadna reforma gospodarki samorządowej się nie uda, jest przeprowadzenie nowych uczciwych wyborów i zmiana ludzi rządzących wówczas samorządem. Drugim warunkiem było doprowadzenie do takiej sytuacji, w której samorząd przestałby być woźnym do spełniania posług administracji państwowej, jak jest w tej chwili, gdyż inaczej żadne oddłużenia nie pomogą zło będzie narastać i trzeba będzie znowu sięgać po»plasterki«. Robert Stawicki zwrócił uwagę, że ludowcy byli tak krytycznie ustosunkowani do reformy samorządowej z 1933 r., gdyż w koncepcjach tych ugrupowań [a od 1931 r. Stronnictwa Ludowego przyp. R.T.] samorząd terytorialny, obok znaczenia politycznego, miał być również środkiem realizacji programu społeczno-wychowawczego. Samorząd o charakterze w pełni demokratycznym miał służyć do przygotowania chłopów do roli gospodarza kraju. Chłopi, działając w samorządzie, mieli nabywać praktyczną wiedzę umożliwiającą im branie odpowiedzialności za losy społeczeństwa 20. Wyjściem z sytuacji, zdaniem ludowców, było rozpisanie nowych wyborów i dopuszczenie do pracy w samorządzie ludzi zaprawionych do pracy społecznej. W samorządzie nie wystarczyło rządzić, ale trzeba było gospodarować. Tego nie potrafiła biurokracja, lecz mogli to zrobić tylko niezależni obywatele, którzy będą baczyć, by groszem publicznym nie szastać, by ciężko zapracowane pieniądze podatkowe nie były przejadane, lecz obracane celowo i oszczędnie. Tak jak wszyscy obywatele muszą płacić podatki, tak wszyscy muszą być dopuszczeni do decydowania o swoich sprawach. Jeżeli chłop potrafił w 1920 roku stanąć w szeregu przeciw nawale bolszewickiej i potrafił Polskę obronić, to potrafi też gospodarować w samorządzie 21. Niestety do wyborów doszło dopiero w listopadzie 1938 r. SL odniosło w nich wyraźne zwycięstwo, wypierając dotychczasowych nieudolnych i skompromitowanych samorządowców. Jednak na naprawę sytuacji w samorządach zabrakło czasu, 18 M.K., Jak uzdrowić 19 Tamże. 20 R. Stawicki, Samorząd terytorialny II Rzeczpospolitej, s. 16. 21 M.K., Jak uzdrowić ; J. Borkowski, Chłopi polscy w dobie kapitalizmu, Warszawa 1981, 26 s. 261-272.
w 1939 r. wybuchła wojna, która zniszczyła państwo i uniemożliwiła przeprowadzenie reformy systemu samorządowego 22. 2. Kultywowanie pamięci o losach oświaty polskiej podczas zaborów W prasie samorządowej dość często przypominano, jakim dobrodziejstwem było odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 r. Zwracano uwagę, że dzięki temu można było na wielką skalę rozwijać polskie szkolnictwo powszechne, szczególnie na wsi. W wydawanej przez sejmik powiatowy lipnowski gazecie przypomniano historię walki o szkołę polską z zaborcami rosyjskim i niemieckim. Nauczyciel z Lipna, W. Winnicki, pisał, że po powstaniu styczniowym rząd najeźdźcy z furią bestii dzikiej rzucał się na szkołę polską i likwidował ją doszczętnie. Zaczęto wówczas zakładać osławione seminaria nauczycielskie po wsiach, osadach z daleka od ośrodków kulturalnych. Zamknięto uczniów w internatach i zupełnie izolowano od reszty świata. Do seminariów najchętniej przyjmowano kandydatów pochodzenia włościańskiego, a to w tym przeświadczeniu, że surowy chłopski materiał łatwiej da się urobić na narzędzie polityki rusyfikacyjnej. Jedno z takich seminariów nauczycielskich zorganizowano w Siennicy, koło Mińska Mazowieckiego. Wbrew założeniom władz zaborczych odegrało ono niezwykle pozytywną rolę w wychowaniu setek patriotycznie i niepodległościowo nastawionych nauczycieli. Czyniono to konspiracyjnie, krzyżując skutecznie zamiary przygotowania nauczycieli-rusyfikatorów 23. Winnicki przypomniał, że wówczas społeczeństwo zrozumiało konieczność podjęcia bezwzględnej walki z rządem rosyjskim o duszę naszego ludu o nauczycielstwo ludowe, które trzeba było wrogom Ojczyzny wydrzeć i Ojczyźnie zwrócić. W roku 1897 zwołano Pierwszy Zjazd Nauczycieli Ludowych do Warszawy. Wszystkim uczestnikom zjazdu rozdano biblioteki specjalnie na ten cel przygotowane. Odtąd zaczęto periodycznie urządzać kursy dla nauczycieli. W ich wyniku jak pisał wyłom został dokonany, a odtąd ideowy ferment wśród nauczycielstwa szerzył się samorzutnie. Stosunek nauczycieli do rządowych władz szkolnych zaczął się radykalnie zmieniać. Wszelkie rozporządzenia i instrukcje starano się omijać, spełniać je tylko pozornie. W szkołach wykładano po kryjomu historię Polski i budzono w dzieciach miłość do ziemi i mowy ojczystej. Rok 1905-6 zastał już nauczycieli w dużym stopniu przygotowanych do podjęcia jawnej walki o całkowite spolszczenie szkół ludowych. Wkrótce 22 M.K., Jak uzdrowić...; A. Łuczak, Samorząd terytorialny w programach, s. 310-345, 347-352. 23 W. Winnicki, 25 lat walki o szkołę polską na terenie seminarium i szkoły początkowej, Gazeta Lipnowska nr 25, 30 VI 1930 (w zasobach Archiwum Akt Nowych, zespół Związek Powiatów Rzeczpospolitej Polskiej, sygn. 640 dalej: AAN ZP RP); S. Jagodziński, Działalność Seminarium Nauczycielskiego w Siennicy w latach 1867-1905, [w:] W służbie wsi i kraju. W setną rocznicę powstania Seminarium Nauczycielskiego w Siennicy, Warszawa 1966, s. 98-104; tenże, Rewolucyjne lata 1905-1906, [w:] W służbie wsi, s. 108-159; tenże, Po 1906 roku, [w:] W służbie wsi, s. 159-167. 27
dwa wielkie zjazdy jeden w Pilaszkowie pod Łowiczem, drugi w Warszawie powzięły jednakowe uchwały znoszące w szkołach elementarnych język rosyjski jako wykładowy i jako przedmiot oraz postanowiono nie uznawać rosyjskich władz szkolnych. Cały szereg nauczycieli i nauczycielek dostał się do więzienia. Wielu wypędzono za granicę. Nauczycielstwo złożyło Ojczyźnie pierwszą ofiarę 24. Przed I wojną światową jeden z działaczy nauczycielskich, Jan Koziara, zaczął wydawać w 1912 r. Przegląd Wychowawczy, adresowany do nauczycieli ludowych. Wkrótce powstał też Głos Nauczycielski, wydawany w kilkudziesięciu tysiącach egzemplarzy. Pismo to budziło nauczycieli do pracy wychowawczej, społecznej i państwowej. Władze zaborcze poniosły pełną klęskę, nie zdołały zgermanizować ani zrusyfikować nauczycieli ludowych. Postawa taka oddziaływała na młodych nauczycieli w seminariach (np. w Wymyślinie), walczyli oni o polską szkołę, o dostęp dzieci wiejskich do nauki. W 1905 r. protestowali przeciwko znienawidzonej szkole rosyjskiej. Powstała Polska Macierz Szkolna, szkoły prywatne, które wychowały nauczycieli uspołecznionych, narodowo uświadomionych, prowadzących w wolnej Polsce naukę na wsi 25. Samorządowcy w powiatach i gminach przywiązywali wielką wagę do tego, aby dzieci wiejskie jak najliczniej chodziły do szkoły. Na terenach dawnego zaboru rosyjskiego, Kongresówki, władze samorządowe asygnowały wsparcie finansowe na rzecz funkcjonujących na wsi szkół powszechnych. Szczególnie widać było to zaangażowanie na przełomie lat 20. i 30. XX w. 3. Przejawy wsparcia finansowo-organizacyjnego dla szkół powszechnych na wsi w zakresie realizacji programu nauczania Samorząd terytorialny w II RP odgrywał istotną rolę w życiu lokalnym społeczności. Nie sposób przeanalizować jego wkładu w podnoszenie oświaty powszechnej na terenie całej Rzeczypospolitej. Dokonano oceny wsparcia udzielanego oświacie na wsi odnośnie do najaktywniejszych samorządów gminnych i powiatowych. Kierując się takim wyborem, zajęto się najpierw wymiarami wsparcia finansowego. Na przełomie lat 20. i 30. XX w. dzieci polskie, w tym wiejskie, objęte obowiązkiem szkolnym (7-13 lat) uczęszczały do ok. 40 tys. szkół. W 70% były one szkołami wiejskimi, z których ok. 50% mieściło się izbach wynajmowanych w domach chłopskich. W latach 30. XX w. obowiązkiem szkolnym objętych było ok. 5,2 mln dzieci, w tym ok. 70% to były dzieci wiejskie. Taki stan szkolnictwa wymuszał na samorządzie terytorialnym zajęcie się 24 W. Winnicki, 25 lat walki ; Dzieje szkolnictwa i oświaty na wsi polskiej, t. 1, Do 1918, red. S. Michalski, Warszawa 1982, s. 174. 25 W. Winnicki, 25 lat walki ; J. Góralski, Polska Macierz Szkolna jako instytucja wychowania obywatelskiego, Toruń 1999 s. 59-72; Dzieło samopomocy narodowej. Polska Macierz Szkolna 1905-1935, zeb. J. Stemler, Warszawa 1935, s. 72-78. 28
poprawą funkcjonowania szkół. Ustawa o samorządzie z lat 20. XX w., jak i znowelizowana ustawa z lat 30., nakładały na ten segment władzy państwowej pieczę nad oświatą publiczną. W województwie warszawskim szczególnie aktywnymi były powiaty o bardziej rozwiniętej gospodarce rolnej, bogatsze finansowo, a także aktywniejsze społecznie i politycznie. Istniało tu w latach 30. XX w. ok. 2 tys. szkół podstawowych, w których uczyło się ok. 400 tys. dzieci, w tym ok. 84% dzieci w wieku od 7 do 13 lat. W skali kraju procent ten był nieco wyższy i wynosił ok 86% ogółu uczniów w wieku 7 do 13 lat, których dotyczył obowiązek nauki. Sejmik powiatowy lipnowski podczas posiedzenia w dniu 1 marca 1929 r. uwzględniał w szerokim zakresie sprawy oświaty powiatu. Jak zapisano w protokole z posiedzenia, dr Górnicki omówił sprawę budowy szkół powszechnych. Zaznaczył on, że Rada Szkolna, zgodnie z art. 8 ustawy z dnia 17 lutego 1922 r. (opublikowanej w Dzienniku Ustaw nr 18, poz. 144) ustanowiła kolejność budowy gmachów szkolnych w powiecie lipnowskim na okres trzyletni. Postanowiono zbudować 15 szkół powszechnych. W dziewięciu miejscowościach miały być to szkoły 7-klasowe (w: Bobrownikach, Dobrzejowicach, Bogucinie, Wielgiem, Tłuchowie, Zadusznikach, Marcinkowie, Czernikowie, Mokowie), pięć szkół 5-klasowych (w: Lachycie, Mysłakowie, Radomicach, Jastrzębi) oraz jedną 4-klasową szkołę w Działyni. Sejmik zaakceptował te plany jednomyślnie. Dodatkowo przydzielił sumę 1000 zł dla szkoły dokształcającej w Dobrzyniu nad Wisłą, 2000 zł otrzymało Seminarium w Wymyślinie, w tym 1000 zł na dożywianie dzieci w Szkole Ćwiczeń i 1000 zł dla biblioteki uczniowskiej. Przyznano również 500 zł subwencji na przedszkole w Bogucinie 26. Tabela nr 1 pokazuje skalę wysiłku finansowego sejmiku powiatowego w Lipnie. Budżet ten przyjęto w obecności starosty powiatowego Wacława Krzyżanowskiego, jako przewodniczącego sejmiku, oraz 36 radnych. W związku z akcją budowy szkół w roku szkolnym 1929/30 zaciągnięcie pożyczki ze Skarbu Państwa w myśl przepisów rozporządzenia Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, zamieszczonego w Dzienniku Ustaw 1922, nr 56 poz. 512 było konieczne. 26 J. Sałkowski, Oblicze społeczno-polityczne wsi mazowieckiej w latach 1930-1939, praca doktorska, Warszawa 1978, s. 70-73, (zdeponowana w Lektorium w Instytucie Historycznym UW); Protokół z szóstego z kolei II Lipnowskiego Sejmiku Powiatowego odbytego dnia 1 marca 1929 w sali posiedzeń Rady Miejskiej Magistratu m. Lipna, Gazeta Lipnowska nr 6, 6 IV 1939 (AAN ZP RP, sygn. 639); H. Szczechowicz, Administracja ziemi dobrzyńskiej w latach 1918-1939, Włocławek 2012, s. 253-255. 29
Tabela 1. Rozdział środków finansowych na szkolnictwo powszechne i wyższe ponadpowszechne w pow. lipnowskim 1929 r. Pozycje Rodzaje szkół budżetowe Przyznane środki w zł Szkolnictwo powszechne Par. 11 dla Rady Szkolnej Powiatowej 4000,00 zasiłek szkole dokształcającej w Lipnie 2000,00 zasiłek szkole dokształcającej w Dobrzyniu n. Wisłą 1000,00 zasiłek dla przedszkola w Dobrzyniu n. Wisłą 1000,00 zasiłek dla przedszkola w Bogucinie 500,00 zasiłek dla szkoły handlowej w Lipnie 500,00 zasiłek dla szkoły polskiej w Niemczech 500,00 subsydium dla Macierzy Szkolnej w Czechosłowacji 300,00 Szkolnictwo średnie Par. 12 zasiłek dla Gimnazjum w Lipnie 2105,26 na spłatę rat i procentów długu hipotecznego 700,00 na gmachu Gimnazjum w Lipnie zasiłek dla Seminarium w Wymyślinie 2000,00 Par. 13 zasiłek Młodzieży Akademickiej Koło Lipnowian 1000,00 ogólna suma działu 17605,26 Źródło: Protokół szóstego z kolei II Lipnowskiego Sejmiku Powiatowego, odbytego dnia 1 marca 1929 r. w sali posiedzeń Rady Miejskiej Magistratu m. Lipna, Gazeta Lipnowska nr 6, 6 IV 1939 (AAN ZP RP, sygn. 639). Sejmik jednomyślnie podjął uchwałę dotyczącą zaciągnięcia pożyczki długoterminowej (150 tys. zł) na budowę gmachów szkolnych w powiecie, gwarantując spłatę pożyczki oraz należnych odsetek całym swoim tak nieruchomym, jak i ruchomym majątkiem, oraz wszystkimi dochodami Powiatowego Związku Komunalnego. Zobowiązał się również wstawiać do budżetu Lipnowskiego Powiatowego Związku Komunalnego corocznie do całkowitej spłaty pożyczki odpowiednią kwotę na spłatę przypadających rat wraz z odsetkami. Zgodnie z procedurami wówczas obwiązującymi sejmik upoważnił wydział powiatowy do załatwiania wszelkich formalności i czynności, związanych z udzieleniem powyższej pożyczki, w szczególności zaś do podpisania skryptu dłużnego, podjęcia gotówki oraz jej pokwitowania 27. Wyrazem wielkiego wsparcia dla idei budowy szkół przez sejmik powiatowy lipnowski była jego decyzja o przekazaniu gruntów z zasobów gminy Szpetal pod budowę szkoły w miejscowości Bogucin 28. Zaciągnięcie aż 150 tys. złotych pożyczki było ogromnym obciążeniem budżetu powiatu. Świadczyło jednak o tym, że samorządowcy lipnowscy przywiązywali 27 Protokół z szóstego z kolei II Lipnowskiego Sejmiku Powiatowego 28 Tamże. 30
wielką wagę do rozwoju oświaty na wsi. Z powodu kryzysu te wielkie zamierzenia nie zostały w pełni w powiecie lipnowskim, tak jak w wielu innych, zrealizowane 29. W Bobrownikach (powiat lipnowski) władze gminy w demokratycznych wyborach wyłoniono już 9 lutego 1919 r. W gminie mieszkało ok. 5,1 tys. ludzi. Istniało tam (ok. 8,5 tys. ha obszaru) 691 gospodarstw, których właściciele zajmowali się tylko pracą na roli. Istniały też kolonie niemieckie głównie ogrodnicze, produkujące śliwki i zbywające je jako suszone do wielkich miast, a nawet za granicę 30. Na przełomie lat 20. i 30. XX w. budżet gminy Bobrowniki zamykał się kwotą przeszło 30 tys. złotych rocznie. Budżet tej gminy pokrywany był w 75% podatkami samoistnymi i dodatkami do podatków państwowych z gruntu, natomiast 15% zasiłku udzielał gminie, jako niezamożnej, sejmik powiatu lipnowskiego, pozostałe 10% pokrywane było z innych źródeł. W gminie tej 55% jej mieszkańców było katolikami, a ewangelikami aż 45%. W większości byli nimi osiedleni tam od wielu lat Niemcy. W gminie Bobrowniki były dwa kościoły rzymskokatolickie w Bobrownikach i we wsi Brzeźno. Na jej terenie były też świątynie ewangelickie 31. Na terenie gminy Bobrowniki, przez 10 lat istnienia niepodległej Polski, powstało 6 nowych szkół powszechnych. Do roku 1918 było ich 5 (w tym jedna polska). Począwszy od 1923 r. wszystkie dzieci w gminie otrzymywały naukę. W siedzibie gminy Bobrowniki założono 7-io klasową szkołę, która mieściła się w budynku nowo pobudowanym przy pomocy Sejmiku Powiatowego. Do tej szkoły uczęszczały dzieci nieomal z całej gminy, po ukończeniu czterech oddziałów szkół jednoklasowych. Władze gminne szkoły nowo założone, jak i dawniej istniejące, zaopatrzyły w odpowiednie umeblowanie, pomoce naukowe i biblioteczki. Natomiast szkoła siedmioklasowa w Bobrownikach posiadała przepisowe pomoce naukowe, a nawet gabinet fizyczno-chemiczny. W gminie tej, jak wynikało z jej sprawozdań rocznych, około 35% każdorocznego budżetu wydawano na oświatę. Wielkie zasługi miał w tej sprawie Dozór Szkolny. W jego skład wchodziło 6 osób wyłonionych spośród radnych gminy nauczycieli. Wyrazem dbałości o sprawy oświatowe w gminie Bobrowniki było szybkie wybudowanie siedmioklasowej szkoły w tej miejscowości. Jeden z miejscowych nauczycieli, korespondent gazety samorządowej, Zygmunt Michalski, stwierdził, że odnośnie wyżej wspomnianego nowego budynku szkolnego w osadzie Bobrowniki nadmienić wypada, że gmina od dawna dążyła do pomieszczania wszystkich szkół w budynkach własnych, których obecnie posiada cztery. W tej sytuacji pisał on korzystając ze środków własnych i wsparcia sejmiku powiatowego w roku 1928 rozpoczęto budowę gmachu na pomieszczenie 7-klasowej 29 Z. Michalski, Dziesięć lat pracy Samorządu Gminnego gminy Bobrowniki pow. lipnowski w odrodzonej Ojczyźnie, Gazeta Lipnowska nr 32, 6 X 1929 (AAN ZP RP, sygn. 639). 30 Tamże. 31 Tamże; L. Zugaj, Historia administracji w gminie Lipno, Lublin 2016, s. 19, 27; H. Szczechowicz, Administracja ziemi dobrzyńskiej, s. 121-127. 31
szkoły. Michalski pisał, że budowę tej szkoły ukończono w 1929 r. i obecnie gmina posiada gmach szkolny, o jakim nawet nie marzyła. Gmach ten posiada 7 sal szkolnych wykładowych, jedną salę dużą rekreacyjną, jedną salę do robót ręcznych, oraz szereg pokoi pomocniczych. Nadto w tym gmachu mieści się mieszkanie wygodne dla kierownika oraz dla woźnego. Gmina nie przestaje w wysiłkach w kierunku budowy szkół i żywi nadzieję, że w najbliższej przyszłości istniejące szkoły posiadać będą wzorowe budynki szkolne. W gminie tej dla podniesienia oświaty starszych w poszczególnych szkołach urządzone były Kursa Wieczorowe. W kancelarii gminnej mieściła się wypożyczalnia książek z ruchomej biblioteki. Książki były rozchwytywane przez ludność, co świadczyło dostatecznie o pożytku, jaki dobra książka przynosi 32. Już na tym przykładzie widać, jakie dobrodziejstwa dla ludności polskiej przyniosła odzyskana wolność. W gminie Bobrowniki zdołano zaspokoić prawie wszystkie potrzeby oświatowe dzieci i to na poziomie dość wysokim jak na owe czasy. Niestety w latach 30. XX w., w okresie trwania wielkiego kryzysu gospodarczego, szkolnictwo powszechne na wsi dotkliwie ucierpiało 33. Kolejnym powiatem, w którym władze lokalne troszczyły się o sprawy oświaty na wsi, był powiat Mińsk Mazowiecki. Na przełomie lat 20. i 30. XX w. władze samorządowe w tym powiecie z ogólnej sumy budżetu wynoszącego aż 1,3 mln zł w roku 1928/1929 wydały na oświatę szkolną ok. 40 tys. zł. Miński sejmik powiatowy postanowił nabyć od właścicieli Zborowskich w Siennicy nieruchomość i przenieść do niej Urząd Gminy, natomiast dom, w którym obecnie mieścił się Urząd Gminy, oddać na użytek 7-klasowej szkoły powszechnej 34. Sejmik powiatowy, dysponujący budżetem ok. 1 mln zł, ok. 4% jego ogólnej sumy wyasygnował na oświatę 35. Przedstawiciele tego samorządu, wobec słabej frekwencji w szkołach na wsi, często zwoływali Zjazdy Przedstawicieli Dozorów Szkolnych, czyli ciała społeczno-samorządowego kontrolującego tok nauczania na terenie gminy. W jednym z takich zjazdów (12 czerwca 1929 r.) brali udział: przewodniczący Rady Szkół Powszechnych S. Dłużewski, starosta W. Kowalski, inspektor szkolny Z. Szydłowski, zastępca inspektora szkolnego W. Bochniak, inspektor samorządu gminnego Z. Lewandowski oraz członkowie 16 Dozorów Szkolnych z terenu powiatu. Po zagajeniu posiedzenia przez przewodniczącego Dłużewskiego, prezesi, względnie sekretarze Dozorów poszczególnych gmin, 32 Z. Michalski, Dziesięć lat... 33 Tamże; R. Specjalski, Lipno i okolice. Materiały do monografii. VI, Lipno-Włocławek 1987, s. 38-40; A. Cieśla, Z przeszłości w przyszłość. Związek Nauczycielstwa Polskiego na Kujawach i Pomorzu 1905-1920-2000, Bydgoszcz 2005, s. 37-38. 34 Plenarne zebranie Sejmiku Powiatowego w dn. 22 i 23 III 1929, Gazeta Mińsko- Mazowiecka nr 67, 15 VI 1929 (AAN ZP RP, sygn. 1063); L.M. Kłos, Mińsk Mazowiecki miasto i powiat w II Rzeczpospolitej, praca doktorska, Pułtusk 2007, s. 145-150, (zdeponowana w Bibliotece Akademii Humanistycznej w Pułtusku). 35 Zjazd przedstawicieli Dozorów Szkolnych pow. mińsko-mazowieckiego, Gazeta Mińsko- Mazowiecka nr 11, 15 VI 1929 (AAN ZP RP, sygn. 1063); Gazeta Mińsko-Mazowiecka nr 67, 15 VI 1929 (AAN ZP RP, sygn. 1063). 32
przedstawili krótkie sprawozdania o frekwencji dzieci, zebraniach Opieki z Dozorami, odbytych posiedzeniach karnych, o wykonaniu budżetu, przygotowywaniu nowych sal na rok szkolny 1929/30. W sprawozdaniach powtarzało się narzekanie na nieściąganie kar za niedopełnienie obowiązków. Po ogólnym omówieniu sprawy prowadzenia rachunkowości, przewodniczący Rady Szkół Powszechnych zapoznał obecnych z prowadzeniem tejże rachunkowości; wypowiedział swe spostrzeżenia i uwagi o budżetach przysyłanych przez Dozory do zatwierdzania oraz o wykonywaniu tychże; zapoznał zebranych z przepisami dotyczącymi budżetu szkolnego; stwierdził z ubolewaniem, że nie ma kontaktu między Dozorami Szkolnymi a organami samorządu gminnego; wypowiedział swój pogląd na rolę i zadania nauczyciela na wsi itp. W kwestii spraw biurowych zaznaczono, że należy prowadzić księgę protokołów, przesyłać odpisy tychże protokołów RSP, odbywać posiedzenia karne co miesiąc i przysyłać zaopiniowane przez Dozory rekursy do RSP oraz nie zalegać w korespondencji z RSP 36. W czasie tego zjazdu inspektor szkolny Z. Szydłowski mówił na temat konieczności utrzymania poziomu nauczania w szkole, w świetle dekretu o obowiązku szkolnym. W referacie tym inspektor uwydatnił straty, jakie ponoszą dzieci przez niedopełnienie obowiązku szkolnego; położył nacisk na konieczność odbywania co miesiąc posiedzeń karnych; nadsyłania przez kierowników szkół wykazów imiennych do Dozorów; nakładania kar nie wysokich a częstych, wytwarzając w ten sposób atmosferę czuwania oraz utrzymywania ścisłego kontaktu z rodzicami. Przewodniczący Rady Szkól Powszechnych S. Dłużewski, zamykając posiedzenie apelował do zebranych urzędników, nauczycieli i samorządowców o możliwie ścisłe zastosowanie się do otrzymanych na dzisiejszym posiedzeniu wskazówek i zaleceń. Po zakończeniu tego zebrania inspektor szkolny Z. Szydłowski odbył jeszcze krótką konferencję tylko z sekretarzami Dozorów nauczycielami, instruując ich szczegółowo o procedurach postępowania w przypadku notorycznych zaniedbań w realizacji nauczania powodowanych wówczas przez rodziców na wsi poprzez nieposyłanie dzieci do szkoły. Najpierw zalecał im prowadzenie akcji wyjaśniającej szkodliwość takiego postępowania, a potem dopiero karanie. Inspektor zalecał także zwrócenie uwagi na sprawy higieny wśród dzieci 37. Władze oświatowe i samorządowe próbowały zaradzać sprawie nieposyłania do szkół dzieci oraz ich czystości. Dawało to niezbyt zadawalające rezultaty, bo ok. 25% uczniów nie chodziło regularnie lub w ogóle. Stan higieny też poprawiał się zbyt wolno. Z podobnymi problemami stykały się i pozostałe samorządy powiatowe. Jak wynikało z licznych zebrań poświęconych tym zagadnieniom, władze samorządowe w pow. łowickim (woj. łódzkie) zachęcały także członków tamtejszych 36 Tamże; S. Kuligowski, Powiat miński (rys historyczny), Rocznik Mińsko-Mazowiecki 2014, z. 12, s. 10-11. 37 Zjazd przedstawicieli Dozorów ; L.M. Kłos, Zdrowie i opieka społeczna w powiecie mińskim w międzywojniu, Rocznik Mińsko-Mazowiecki 2005, z. 13, s. 18-19; T. Kowalski, Szkolnictwo i oświata, [w:] Dzieje Mazowsza lata 1918-1939, t. IV, red. J. Szczepańskiego, Pułtusk 2010, s. 449-452. 33
Dozorów Szkolnych do tego, aby objąć nauką szkolną wszystkie dzieci. Jak pisano, wśród społeczeństwa pojawia się niepokojące pytanie, czy dla wszystkich dzieci będzie miejsce w izbie szkolnej, zwłaszcza na wsiach, gdzie bardzo wiele szkół znajduje się w nieodpowiednich i zbyt małych izbach. Już w ubiegłym roku szkolnym pozostały w różnych wioskach duże gromady dzieci poza szkołą z braku miejsca. Dzieci te ponoszą niczym niezasłużoną krzywdę. Wychodząc za wcześnie ze szkoły, z wiadomościami niedostatecznie utrwalonymi i pogłębionymi, stają się one po kilku latach wtórnymi analfabetami. Najlepszym rozwiązaniem sprawy umieszczenia wszystkich dzieci byłoby wybudowanie odpowiednich budynków szkolnych. W tej dziedzinie jest u nas prawie wszystko do odrobienia, a przykład Przemysłowa i Zdun dowodzi, że tam gdzie istnieje zrozumienie dla tej palącej sprawy, da się dużo zrobić, mimo kryzysu gospodarczego 38. Z tych też powodów, licząc się z koniecznością umieszczenia wszystkich dzieci w wieku szkolnym w szkołach, Rada Szkolna Powiatowa w Łowiczu wydała na podstawie zarządzenia Kuratorium Okręgu Szkolnego w Warszawie okólnik do wszystkich Dozorów Szkolnych na terenie powiatu, wzywający je do zamiany wszystkich sal szkolnych o powierzchni mniejszej niż 30 m 2 na większe, posiadające co najmniej 30 m 2. Sprawa jest bardzo pilna, zwłaszcza wobec krótkiego czasu jaki pozostał do wykonania tego zarządzenia. Dozory muszą się zdobyć na duży wysiłek i mimo trudności z jakimi się niewątpliwie spotkają, znaleźć przy współudziale Opiek odpowiednie lokale 39. Władze samorządowe uważały, że nie będzie można poprzestać w żadnym wypadku na skonstatowaniu, że we wsi nie ma odpowiedniej izby do wynajęcia. Trzeba będzie użyć wszelkich wpływów i argumentów, żeby przekonać kogo należy, że izba pod szkołę musi się znaleźć. Niejednokrotnie niewielka przeróbka izby, ewentualnie na koszt Dozoru, jak usunięcie ściany między izbą i komorą, stworzy możliwą do użytku szkolnego izbę. Wobec kryzysu jaki przeżywa także wieś, możliwość otrzymania kilkuset złotych za wynajętą izbę będzie także często zachęcała do oddania izby na cele szkolne. Trudno podać szczegółowe sposoby rozwiązania tej sprawy, gdyż jest to zależne od warunków lokalnych. Społeczeństwo ówczesne oczekiwało od Dozorów Szkolnych, wykazania, że sprawa zapewnienia wszystkim dzieciom możności uczenia się jest ich naczelnym zadaniem, które spełniają umiejętnie i z poczuciem obowiązku społecznego, jaki ciąży na samorządzie szkolnym. W pow. łowickim w akcji zamiany nieodpowiednich lokali na większe wykaże niewątpliwie dużo inicjatywy i pracy nauczycielstwo w ogóle, jako zainteresowane w stworzeniu sobie lepszych warunków do pracy, a przedstawiciele nauczycielstwa w Dozorach w szczególności z tytułu swych mandatów 40. 38 E.F., Pod adresem Dozorów Szkolnych, Życie Łowickie nr 26, 5 VIII 1932 (AAN ZP RP, sygn. 457). 39 Tamże; Łowicz. Dzieje miasta, red. R. Kołodziejczyk, Warszawa 1986, s. 222-232. 40 E.F., Pod adresem 34
Zachęty władz samorządowych w powiecie łowickim spowodowały, że wielu rodziców na wsi zaczęło posyłać dzieci do szkół. Jak zauważył jeden z działaczy nauczycielskich a zarazem dziennikarz Życia Łowickiego (organu prasowego samorządów łowickich, kutnowskich i sochaczewskich) zaczęto dostrzegać na wsi wśród chłopów i ich dzieci chęć do pobierania nauki. Informował on czytelników, że był w posiadaniu ciekawego dokumentu. Podczas zebrania dotyczącego budowy szkoły i opodatkowania się na ten cel, jeden z hojnych obywateli przysłał deklarację, w której zobowiązał się wpłacić 200 zł oraz zawiadomił, że obecnie gotówką składa 50 zł, a na resztę wystawił weksle. Natomiast inny spośród mieszkańców znów w parę dni już po zebraniu przychodził i ofiarowuje na budowę 100 zł i krótko oświadcza:»przecież nie chcę być ostatni, a jak się moja wieś opodatkuje, to też z morgi swoje zapłacę«. W innej części powiatu łowickiego, w Bąkowie, społecznym wysiłkiem zgromadzono aż 100 tys. cegły, zaoferowano robociznę, aby tylko mieć jak najszybciej wybudowaną szkołę. W wyniku akcji Dozorów Szkolnych zachęcających do posyłania dzieci do szkoły można było zaobserwować w pow. łowickim, że już dziś rodzice zapisują do starszych oddziałów dzieci z dalszych wiosek w obawie braku miejsca w przyszłym roku szkolnym. W latach 30. XX w. na terenie tego powiatu zainteresowanie wśród szerokich mas wywołało uchwalenie nowej ustawy o reorganizacji szkolnictwa. We wsi Łaźniki rodzice zorganizowali dowożenie dzieci, bo do szkoły ze starszymi oddziałami jest 6 km, a dzieci ośmioro. Dla tańszego skalkulowania tej komunikacji chcą dokooptować jeszcze dwoje dzieci. Na wsi łowickiej rozbudzona została potrzeba zdobywania wykształcenia na poziomie podstawowym. Widać było zaangażowanie wsi w uroczystości państwowe organizowane przez samorząd gminny i powiatowy, szczególnie 3 Maja, 11 Listopada. Cytowany nauczyciel podawał kolejne przykłady zaangażowania: oto w ośrodku gminy organizuje się uroczysty obchód rocznicy odzyskania niepodległości. Szkoła bierze czynny udział, a śpiewy i deklamacje zbiorowe i pojedyncze dziatwy szkolnej stanowią najważniejszą część. Na kolejne uroczystości państwowe ściągały już tłumy. Obserwator ten skonstatował, że nastąpiło przełamanie na wsi łowickiej w sprawie oświaty. W latach 30. XX w. przykładów takich można by przytoczyć dziesiątki. Niewątpliwym było, że wiele zmieniło się w poglądach szerokich warstw obywateli na rolę i znaczenie szkoły powszechnej w życiu wsi. Szkoła powszechna polska, która ma za sobą już trzynaście lat pracy, zaczęła wydawać owoce, którymi są kadry młodego pokolenia. Nie uszło to uwagi społeczeństwa i dlatego dziś stwierdzamy z radością zmianę opinii ogółu, nawet najniżej pod względem umysłowym stojącego 41. W 1932 r. władze przeprowadziły gruntowną reformę szkolnictwa powszechnego. Reforma ta wywołała zaniepokojenie także wśród nauczycieli szkół powszechnych w powiecie łowickim. Wspomniany już nauczyciel pisał, że: 41 K.J., Opinia na przełomie, Życie Łowickie nr 8, 1 IV 1932 (AAN ZP RP, sygn. 457); T. Kowalski, Szkolnictwo i oświata, s. 445-446, 448-449. 35
szkolnictwo powszechne znajduje się w przededniu zmian. W najbliższej przyszłości ma być zorganizowane w duchu nowej ustawy szkolnej. Spodziewać się należy, że władze szkolne utrzymają w pewnych ośrodkach szkoły wyżej zorganizowane, a tam, gdzie tego zajdzie potrzeba, stworzą pełne typy szkół powszechnych, przewidzianych nową ustawą. Postulował on, aby w związku z tym zbudować nowy budynek i zorganizować siedmioklasową szkołę we wsi Zduny, gdzie już w tym roku uczy się 295 dzieci przy czterech siłach nauczycielskich. Gdzie na jednego nauczyciela wypada 74-ro dzieci, przy tym szkoła ta realizuje program siedmioklasowej szkoły powszechnej. W miejscowości tej, jak pisał, społeczeństwo doceniało należycie wartość i znaczenie tego ośrodka i dlatego władze szkolne winny nań zwrócić baczniejszą uwagę. Zachęcał on władze, mimo istniejących ciężkich warunków gospodarczych, do podnoszenia poziomu oświaty, bowiem w takich warunkach znajduje się dziesiątki szkół w naszym powiecie i trzeba im pomóc. W powiecie tym, przy dotychczas pozytywnym stosunku do szerzenia oświaty, szkoła powszechna zdołała już sobie wywalczyć należyte uznanie i rozbudza wielkie zainteresowanie, a nawet zapał i entuzjazm. Baczmy, ażeby ten cenny ogień nie został zmarnowany 42. Mimo zachęt i gotowości do wspierania budowy szkół ze strony społeczeństwa i samorządów, wielu projektów nie udało się wcielić w życie. Na przeszkodzie stanęła sytuacja gospodarcza, jak i walka polityczna, której ofiarą padli m.in. ludowcy, najbardziej zaangażowani we wspieranie oświaty powszechnej na wsi. Zostali oni wyeliminowani w dużym stopniu przez rządzący obóz marszałka J. Piłsudskiego, jako przeciwnicy jego dyktatorskich, antydemokratycznych i antychłopskich rządów. Z tej wypowiedzi widać było, że nauczyciele nie byli zadowoleni z owej reformy. Wieś, która mimo biedy chciała mieć u siebie szkoły, i to siedmioklasowe, właśnie została ich pozbawiona. Nauczyciele, bojąc się o pracę, nie atakowali reformy, która tak dotykała wieś. W samorządach też zabrakło ludowców, którzy jako jedyni bronili interesów wsi 43. Mimo takiej sytuacji politycznej, nie zważając na zaistniałe uwarunkowania, samorządowcy łowiccy i ich najbliżsi sąsiedzi z pow. kutnowskiego i sochaczewskiego, wspierali inicjatywy oświatowe jak tylko mogli. Przy całkowitym poparciu sejmiku łowickiego Rada Szkolna Powiatowa wspierała logistycznie i materialnie działalność Dozorów Szkolnych i powstających wówczas spontanicznie Opiek Szkolnych. Rada Szkolna Powiatowa, pragnąc zapewnić Dozorom jak najlepsze warunki pracy, rozpatrywała ze szczególną starannością sprawy uzupełnienia składu Dozorów Szkolnych. Ogółem zamianowano 15 nowych członków Dozoru i zatwierdzono 4 członków Dozoru z wyborów. Dokonana została kontrola działalności Dozorów Szkolnych w gminach: Bąków, Bielawy, Bolimów Dąbkowice, Łyszkowice, Jeziorko, Kiernozia, Kompina, Nieborów. W czasie kontroli posługiwano się specjalnie opracowanymi kwestionariuszami kontroli. 42 K.J., Opinia na przełomie 43 Tamże; Z. Osiński, Janusz Jędrzejewicz, piłsudczyk i reformator edukacji (1885-1951), Lublin 2007 s. 139-154; J. Sadowska, Ku szkole na miarę Drugiej Rzeczpospolitej. Geneza, założenia i realizacja reformy jędrzejewiczowskiej, Białystok 2001, s. 37-41. 36
Po każdej kontroli wystosowano szczegółowe wskazówki, zmierzające do usunięcia zauważonych braków. Dla wspólnego omówienia z Dozorami Szkolnymi najżywotniejszych spraw szkolnych, których załatwianie należało do kompetencji samorządów szkolnych, zorganizowano w dniu 20 października 1932 r. w Łowiczu Zjazd Dozorów Szkolnych. Podczas tego zjazdu wygłoszone zostały referaty dotyczące: 1. Wykonania Instrukcji Rady Szkolnej Powiatowej dla Dozorów Szkolnych; 2. Realizowania obowiązku szkolnego; 3. Budownictwa szkół na terenie pow. łowickiego; 4. Współpracy Dozorów Szkolnych z Opiekami Szkolnymi. Zjazd Dozorów Szkolnych (20 października 1932 r.) uchwalił cały szereg wniosków, które zostały wkrótce w większości zrealizowane. Na podstawie dostarczonego przez Zjazd Dozorów materiału łowicka Rada Szkolna Powiatowa opracowała wskazówki dla Dozorów, które stanowiły ważne uzupełnienie wydanej w roku 1931 r. Instrukcji dla Dozorów Szkolnych. Wówczas to dla utrzymania kontaktu z Dozorami podzielono teren powiatu pomiędzy członków Rady Szkolnej Powiatowej, którzy w miarę możności brali udział w ważniejszych posiedzeniach Dozorów Szkolnych 44. Z dużym zaangażowaniem Rada Szkolna Powiatowa wspierała budownictwo szkolne w pow. łowickim, aby wszystkie dzieci mogły chodzić do szkoły. Łowicka Rada Szkolna Powiatowa postanowiła, że w dążeniu do powiększenia liczby odpowiadających wymaganiom budynków szkolnych i pragnąc roztoczyć opiekę nad rozwijającą się samorzutnie akcją budowy szkół przez gromady wiejskie, zainicjowała powołanie do życia Powszechnego Komitetu Budowy Szkół, którego organizacja jest w toku. Dla umożliwienia wszystkim dzieciom w roku szkolnym korzystania z nauki wezwane zostały na podstawie zarządzenia Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego wszystkie Dozory Szkolne do wymiany lokali małych na większe. W powiecie łowickim powiększono 14 lokali o powierzchni mniejszej niż 50 m 2 na większe 45. Dużego wsparcia udzielał samorząd łowicki w zakresie zaopatrywania szkół. Jak pisano w jednej z informacji na ten temat, stało się tak, ponieważ względy natury gospodarczej zmierzały do dalszego ograniczenia budżetów szkolnych. W tej sytuacji łowicka Rada Szkolna Powiatowa podjęła starania o zapewnienie wszystkim Dozorom Szkolnym takich budżetów, które pozwoliłyby im zaspokoić najniezbędniejsze potrzeby szkolnictwa. Dzięki tej decyzji Rady utrzymane zostały na ogół w budżetach zeszłoroczne normy na opał, materiały piśmienne i zapewnienie czystości oraz pozycje na remont i urządzenia wewnętrzne w wysokości sum z roku 1931. W powiecie łowickim stało się tak dzięki życzliwemu ustosunkowaniu się Wydziału Powiatowego do Rady Szkolnej Powiatowej i wytworzonej współpracy, dzięki której wnioski Rady Szkolnej były przychylnie załatwione. Dzięki staraniom Rady Szkolnej Powiatowej 44 Sprawozdanie z działalności Rady Szkolnej Powiatowej w Łowiczu za rok 1932/1933, Życie Łowickie nr 26, 30 VI 1933 (AAN ZP RP, sygn. 457). 45 Tamże; B. Szczepańska, Higiena szkolna w szkolnictwie ogólnokształcącym w Drugiej Rzeczpospolitej, Łódź 2014, s. 85-117. 37
zaaprobowany został dodatkowy budżet dla Dozoru Szkolnego m.in. w gm. Kompina. Wobec tego, że gminy w powiecie łowickim często zalegały z wpłatą należnych Dozorom sum budżetowych, Rada Szkół Powszechnych interweniowała w Wydziale Powiatowym aż 12 razy, uzyskując pomyślne załatwienie wniosków 46. Łowicka Rada Szkolna Powiatowa starała się też poprawić warunki nauczania i wychowania. Przy wsparciu samorządów dla ułatwienia nauczycielstwu przygotowania się do pracy szkolnej zaprenumerowała czasopisma pedagogiczne dla świetlicy Związku Nauczycielstwa Polskiego w Łowiczu oraz pokryła koszty Zjazdu Przewodniczących Konferencji Rejonowych tej organizacji. Dzięki wsparciu Rady Szkól Powszechnych zakupione zostały książki do Biblioteki Nauczycielskiej przy Inspektoracie Szkolnym w Łowiczu za sumę 451 zł 85 gr. Rada pomogła także w zdobyciu pomocy naukowych dla szkół pow. łowickiego, zakupiono 2 aparaty projekcyjne i 32 serie przezroczy. Wkrótce z aparatów projekcyjnych skorzystało 11 szkół, w których przeprowadzono 47 lekcji z przezroczami. Dla unormowania sprawy korzystania z aparatów opracowano specjalny regulamin. Rada Szkolna Powiatowa w Łowiczu podjęła także pracę nad zorganizowaniem w mieście Towarzystwa Opieki nad Dziećmi i Młodzieżą. Powstało ono 9 grudnia 1932 r. Jego założyciele, głównie nauczyciele łowiccy, opracowali statut Towarzystwa, co pozwoliło szybko podjąć prace na rzecz dzieci i młodzieży 47. Rada Szkolna Powiatowa bardzo stanowczo pilnowała wypełniania obowiązku szkolnego przez dzieci wiejskie. W okresie sprawozdawczym rozpatrzyła 48 odwołań od orzeczeń karnych Dozorów Szkolnych i w większości przypadków zatwierdziła ich decyzje. Celem pobudzenia do pracy Opiek Szkolnych opracowano szczegółowo instrukcję pt. Zakres obowiązków i regulamin Opiek Szkolnych, którą rozesłano za pośrednictwem Dozorów Szkolnych. Rada prowadziła też działalność w zakresie oświaty pozaszkolnej: Dla ułatwienia Nauczycielstwu przygotowania się do pracy oświatowej wśród dorosłych Rada Szkół Powszechnych wypłaciła subsydium na zorganizowanie Kursu Świetlicowego dla Nauczycielstwa w Łowiczu w wysokości 200 zł oraz subsydium w wysokości 100 zł na programy dla kursów dla Dorosłych 48. Wyrazem wsparcia dla oświaty w gminach pow. łowickiego było postępowanie członków rady gminy Lubianków. Jak wynikało z zestawienia budżetowego tej gminy z 31 tys. zł budżetu na oświatę przekazano aż 12 tys. zł, tj. ok. 30% ogólnej sumy. W tabeli nr 2 przedstawiono ten budżet 49. 46 Sprawozdanie z działalności ( ) w Łowiczu za rok 1932/1933 ; M. Ciecierski, Zagadnienie powszechności nauczania w Polsce w latach 1929-1939, Przegląd Historyczno-Oświatowy nr 4, 1962, s. 56-58. 47 Sprawozdanie z działalności ( ) w Łowiczu za rok 1932/1933...; M. Iwanicki, Społeczna działalność pozaszkolna nauczycieli szkół powszechnych w Polsce w latach 1918-1939, Olsztyn 1984, s. 327-335. 48 Sprawozdanie z działalności ( ) w Łowiczu za rok 1932/1933... 49 Zestawienie wydatków i dochodów gm. Lubianków pow. łowicki, Życie Łowickie z 20 V 1932 nr 15 (AAN ZP RP, sygn. 457). J. Behr, Ewolucja gminy w Rzeczypospolitej Polskiej: 38
Tabela 2. Zestawienie wydatków i dochodów budżetowych gm. Lubianków za okres 1932/33 Dział Nazwa działu Preliminowano na 1932/33 r. zwyczajne nadzwyczajne razem % I II III IV V VI VII VIII IX X XI XII XIII I II III IV V VI VII VIII IX X XI Wydatki Administracja ogólna 17.097,00 2.136,00 19.233,00 57,06 Majątek komunalny 103,00 --- 103,00 0,30 Przedsiębiorstwa komunalne --- --- --- --- Spłata długów --- --- --- --- Drogi i place publiczne --- --- --- --- Oświata 11.847,50 --- 11.847,50 35,15 Kultura i sztuka --- --- --- --- Zdrowie publiczne 360,00 --- 360,00 1,06 Opieka społeczna 1.200,00 --- 1.200,00 3,55 Popieranie rolnictwa. 150,00 --- 150,00 0,44 Popieranie przemysłu i handlu --- --- --- --- Bezpieczeństwo publiczne 250,00 --- 250,00 0,75 Różne 567,00 --- 567,00 1,69 ogółem wydatki 31.574,50 2.136,00 33.710,50 100,00 Majątek komunalny Przedsiębiorstwa komunalne Subwencje i dotacje Zwroty Opłaty administracyjne Dopłaty za korzystanie z urządzeń komunal. Dopłaty Udział w podatkach państwowych Dodatki do podatków państwowych Podatki samoistne Różne Dochody 25,00 --- --- 2.463,00 1.100,00 --- --- --- 7.836,50 --- --- --- --- --- --- --- --- --- 25,00 --- --- 2.463,00 1.100,00 --- --- --- 7.836,50 0,07 --- --- 7,31 3,26 --- --- --- 23,26 22.094,00 192,00 --- --- 22.094,00 192,00 65,54 0,56 ogółem dochody 33.710,50 --- 33.710,50 100,00 Źródło: Zestawienie wydatków i dochodów gm. Lubianków pow. łowicki, Życie Łowickie nr 15, 2 V 1932 (AAN ZO RP, sygn. 457). Na łamach prasy samorządowej pisano o tych wszystkich, którzy pochodzili ze wsi i dzięki oświacie osiągnęli sukcesy zawodowe. W Życiu Łowickim zamieszczono np. list Henryka ze Złakowa, który pisał: minęły te czasy, kiedy to chłop polski, skrepowany wolą możnego pana, wykonywał spokojnie swą ciężką i żmudną pracę; nie miał czasu swobodnie myśleć i czuć, jak człowiek współczesny. Spokojny lud spełniał rozkazy ze ślepą cierpliwością i posłuszeństwem. zarys problematyki, [w:] Folia Iuridica Universitatis Wratislaviensis 4/1, Wrocław 2015, s. 285-301; M. Podkowski, Nadzór nad samorządem gminnym w świetle ustawy scaleniowej z 1933 r., Acta Universitatis Wratislaviensis no 3270, Wrocław 2010, s. 341-352. 39
W takich to warunkach wychowywał się lud i młode pokolenia. Taki stan trwał całe szeregi lat, aż wreszcie zaczęło się budzić sumienie kilku czy kilkunastu ludzi rozsądniejszych, więc zaczęli głośniej wołać o oświatę dla ludu. Praca ich była ciężka, lecz spodziewany owoc wydała. Chłop polski zaczął myśleć i patrzeć szerzej oczyma, coraz więcej zaczął się uświadamiać społecznie. Ci ludzie szli od domu do domu i nieśli pokarm duchowy do chat wieśniaczych. Nie szczędzili pracy i wysiłku, szli po myśli naszych wieszczów. Myśl ich poczynała stawać się czynem, lecz rządy zaborcze zabraniały nam wiedzy. Pisał dalej, że: ci, co nieśli światło do chat wieśniaczych, byli narażeni na wielkie niebezpieczeństwo. Czekały ich więzienia i Sybir; nie zważali na nic, szli, aby tylko tę młodzież oświecić, bo się do oświaty garnęła. Czemu więc dziś w wolnej Ojczyźnie, gdy mamy możność na każdym kroku zdobywania nauki, jest inaczej? Mamy szkoły, kursy dla dorosłych, biblioteki, czytelnie, odczyty, wszystko jest dziś dostępne. A przecież po 13 latach niepodległości mamy, nie licząc starszych, całe masy analfabetów. A ci wśród młodzieży, którzy nauczyli się po paru latach, ledwo bąkać potrafią, gdyż nigdy książki ani gazety do ręki żaden nie weźmie. A na wsi tymczasem coraz smutniej i coraz ciężej żyć. Jest to po prostu nie do pomyślenia, a chcemy, żeby było dobrze, żebyśmy byli szanowani, żeby głos nasz był decydujący w sprawach państwowych, ponieważ jesteśmy najliczniejszą warstwą narodu. Tymczasem nic nie robimy, abyśmy byli mądrzejsi. Nie chcemy nawet uczyć się czytać. Gdy za czasów pańszczyźnianych mieliśmy prawo całą winę przypisywać warstwom wyższym, dziś sami odpowiadamy za dobro wsi. Odpowiedzialność ta ciąży przede wszystkim na nas młodych. Polska wtedy będzie potężna, jak wieś zrozumie doniosłość oświaty. Bez oświaty, bez uspołecznienia będziemy zawsze w narodzie warstwą niższą. Korespondent ten apelował: Koledzy, Koleżanki! My, młodzi, jeżeli chcemy, aby nie było tej ciemnoty wśród naszych braci, musimy wszyscy wziąć się do pracy i od dziś dnia zacznijmy uświadamiać się społecznie, a mniej będzie tych bied, które na nas spadają; mniej będzie warcholstwa i partii, nastanie miłość braterska, zgodna, lepszy ład i porządek w naszej ukochanej Ojczyźnie 50. Proces wspierania oświaty powszechnej miał także miejsce w pow. Rawa Mazowiecka, woj. łódzkie. W latach 1931-1933 tamtejsza Powiatowa Rada Szkolna wsparła 3 szkoły. Jedna z nich powstała we wsi Rososz, gm. Góra, a druga we wsi Żdżarka. Były to szkoły małe, trzyklasowe; utworzono je, by okoliczne dzieci mogły do nich dotrzeć pieszo. Dokonano także komasacji szkół w Tarnowskiej Woli i Niepomucenowie, aby wzmocnić je kadrowo. Rada Szkolna przeprowadziła też kilka konkursów na stanowiska kierowników szkół powszechnych. Konkursy te przeprowadzono w szkołach siedmioklasowych (w: Białej Rawskiej, Lubochni, Rzeczycy, Żelechlinie) oraz pięcioklasowych (w: Kaczce, Inowłodzu, Ossowicach), a także w placówce trzyklasowej 50 Henryk ze Złakowa, Dążmy do oświaty, Życie Łowickie nr 15, 20 VI 1932 (AAN ZP RP, 40 sygn. 457).
w Zglinnej Dużej 51. We wszystkich tych szkołach funkcje kierowników objęli zazwyczaj doświadczeni już nauczyciele, co gwarantowało ich funkcjonowanie. W sprawozdaniu pisano, że pod względem realizacji budżetów sytuacja w roku sprawozdawczym przedstawiała się bardzo ciężko. W gminach powiatu rawskiego wykonano budżety na cele oświatowe tylko od 70% do 85%. W ciężkiej sytuacji gospodarczej, w jakiej znalazł się kraj, Dozory Szkolne nie były w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb szkół, a nawet wywiązać się z zaciągniętych zobowiązań kredytowych. W tych warunkach praca w Dozorach Szkolnych była prawdziwym poświęceniem i coraz mniej znajduje się ludzi, którzy godzą się przyjąć na siebie ten uciążliwy obowiązek. Na terenie pow. Rawa Mazowiecka, w okresie sprawozdawczym, tj. 1931-1932 nadzór nad obowiązkiem szkolnym był ze względu na trwający kryzys bardzo utrudniony. Niemniej jednak Rada Szkolna Powiatowa dokładała starań, ażeby Dozory Szkolne w miarę możności przestrzegały prawidłowego uczęszczania dziatwy do szkół. Rozpatrzono również szereg odwołań od orzeczeń karnych Dozorów Szkolnych 52. Mimo kryzysu Dozór Szkolny w pow. Rawa Mazowiecka, podobnie jak i w innych powiatach, starał się podnieść poziom warunków nauki szkolnej chodziło głównie o jakość izb szkolnych. W cytowanym sprawozdaniu czytamy: w związku z rozporządzeniem Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego w sprawie dostosowania lokali szkolnych do zwiększonego kontyngentu dzieci, przeprowadzono za pośrednictwem Dozorów Szkolnych rewizję dotychczasowych lokali wynajętych, przy czym cały szereg izb, jako zbyt ciasnych i nieodpowiednich pod względem higienicznym, zostało zmienionych na obszerniejsze i bardziej zdrowotne. Jednocześnie poczyniono zarządzenia w kierunku ostatecznego usunięcia ze szkół żelaznych piecyków i zastąpienia ich kaflowymi, względnie choćby ceglanymi. Zarówno jedna, jak i druga akcja wydały pomyślne rezultaty. Rada Szkolna Powiatowa w Rawie Mazowieckiej rozpatrywała także cały szereg innych spraw, między którymi do najważniejszych zaliczyć należy: wyjaśnienie i uregulowanie sprawy dodatku mieszkaniowego dla nauczycieli, zlikwidowanie zatargów w Dozorze Szkolnym gm. Marianów, uregulowanie sprawy zaległości budżetowych szkolnych między magistratem m. Biała i gminą Marianów, interwencje w Wydziale Powiatu w sprawie realizacji budżetów szkolnych, wreszcie liczne sprawy personalne Dozorów Szkolnych 53. 51 Sprawozdanie z działalności Powiatowej Rady Szkolnej za czas 1 IV 1931 do 31 III 1932 r., Ziemia Rawska nr 2, 2 X 1932 (AAN ZP RP, sygn. 485); W. Wlaźlak, Rozwój terytorialny powiatów województwa łódzkiego w latach 1919-1999, [w:] Zeszyty Naukowe Instytutu Administracji Akademii im. J. Długosza w Częstochowie, z. III, 2004, s. 1-5; Powiat Rawski. Zarys dziejów do końca 1973 r., red. Z. Zajączkowski, Łódź 1975, s. 156-162. 52 Sprawozdanie z działalności ( ) za czas 1 IV 1931...; L. Zugaj, Historia administracji w gminie Rawa Mazowiecka, Lublin 2013, s. 20-22; Powiat Rawski. Zarys, s.162-175. 53 Sprawozdanie z działalności ( ) za czas 1 IV 1931...; B. Bandurka, Zmiany administracyjne i terytorialne ziem województwa łódzkiego w XIX i XX wieku, Łódź 1995, s. 67-69, 80-85. 41
Wynika z tego, że czynniki samorządowe, współpracując z Radami Szkolnymi Powiatowymi, miały istotny wpływ na poziom oświaty na wsi. Świadectwem takiej roli samorządów powiatowych, a także gminnych, była wypowiedź przedstawiciela władz powiatu zamojskiego w woj. lubelskim starosty zamojskiego Władysława Pryzińskiego. Podczas sesji sejmiku odbytej w dniu 31 stycznia 1929 r. stwierdził on, że wielkim zadaniem samorządów była budowa potęgi państwa polskiego. Samorząd, który określił: świetnie zorganizowanym warsztatem pracy społecznej, posiadał i prowadził cały szereg urządzeń i zakładów dobra publicznego, rozwijał szeroką działalność gospodarczą i kulturalną, posiadał wyrobiony i ideowy, uspołeczniony aparat pracowników samorządowych, przeprowadzał wielomilionowe inwestycje 54. Do kompetencji samorządu należało, jak kontynuował, utrzymanie w gminie, powiecie, województwie: szkół powszechnych i rolniczych, dróg i szpitali, sierocińców, przytułków, ferm rolniczych, straży pożarnych, spółdzielni, melioracji, kas oszczędnościowych, powiatowej i gminnej oświaty pozaszkolnej, bibliotek, domów ludowych, zadrzewienia dróg, porządkowania miast, zakładów higieny, rzeźni, piekarni mechanicznych, chłodni, hal targowych, elektrowni oto działy obecnej wciąż rozrastającej się pracy samorządu. Pryziński uważał, że najważniejsza była gospodarka samorządów wsi i miast, nie tylko szerokie, ale także intensywne tempo pracy, rozmach gospodarczy zwiększał się coraz bardziej, a olbrzymie zaległości zmniejszały się z każdym rokiem gospodarczym. Wspaniały rozwój i dorobek samorządu wykazywał jego wielką wartość społeczną i wrodzone nam zdolności organizowania pracy i zapał ku zbiorowym wspólnym wysiłkom. Starosta podkreślił również, że jak każdy zdrowy organizm, samorząd potrzebował normalnych warunków; samorząd ziemski w Polsce jeszcze ich nie ma, dotychczas jeszcze pozbawiony jest jednolitego i stałego ustawodawstwa, tak w zakresie swego ustroju, jak i przede wszystkim skarbowości. Z tych też powodów na państwie, na rządzie naszym, na naszym Sejmie ciąży obowiązek stworzenia samorządowi możności normalnego rozwoju, bo samorząd już przeszedł okres próby, pokazał swoje wartości, włożył poważny udział w ogólny dorobek kraju. Państwo zawdzięcza mu olbrzymi procent w rzuceniu podwalin i fundamentów pod dzisiejszy gmach swojej potęgi w Europie. Starosta uważał, że: tylko samorząd jest w stanie wyręczyć państwo w gospodarczych poczynaniach, tylko samorząd jest w stanie zapewnić dobrobyt ludności, tylko samorząd będzie tym czynnikiem, który zapewni państwu potęgę zewnętrzną i wewnętrzną spoistość 55. 54 Z plenarnego posiedzenia Sejmiku Zamojskiego 31 I 1929, Ziemia Zamojska nr 3-4, 15 II 1929 (AAN ZP RP, sygn. 338); M. Kostankiewicz, Rola starosty powiatowego w załatwianiu spraw urzędowych w okresie II Rzeczpospolitej, [w:] Dzieje biurokracji na ziemiach polskich, t. I, red. A. Górka, I. Łucia, D. Magiera, Lublin-Siedlce 2008, s. 417-432. 55 Z plenarnego posiedzenia Sejmiku Zamojskiego ; J. Jachymek, A. Koprukowniak, J. Marszałek, Ruch ludowy na Zamojszczyźnie, Warszawa 1980, s. 76-79, 110-113. 42
Mimo tak wzniosłych zapowiedzi sejmik powiatowy zamojski, w przeciwieństwie do innych powiatów, wydawał niezbyt dużo na oświatę. Świadczy o tym jego budżet na rok 1929/1930. Tabela 3. Budżet sejmiku zamojskiego na rok 1929/1930 Dział Dochody i wydatki zwyczajne nadzwyczajne I II III IV V VI VII VIII IX X XI XII I II III IV V VI VII VIII IX X XI XII Majątek komunalny Przedsiębiorstwa komunalne Subwencje i dotacje Zwroty Opłaty administracyjne Opłaty za korzystanie z urz. komu. Dopłaty Udział w podatkach państwowych Dodatki do podatków Podatki Różne Pożyczki Zestawienie dochodów 75.384,00 82.050,50 1,00 64.680,63 100,00 255.199,55 23.444,00 150.000,00 --- --- 8.967,75 --- --- --- 233.516,00 --- razem w zł 75.384,00 82.050,50 8.968,75 64.680,63 100,00 255.199,55 256.960,00 150.000,00 % 3,2 3,5 0,4 2,8 ---- 10,8 10,9 6,4 298.514.26 114.214,00 10.650,00 --- --- 504.312,25 --- 532.601,00 298.514,26 618.526,25 10.650,00 532.601,00 12,7 26,3 0,4 22,6 Razem 1.074.237,94 1.279.397,00 2.353.634,94 100,00 Administracja ogólna Przedsiębiorstwa komunalne Spłata długów Drogi Oświata Kultura i sztuka Zdrowie publiczne Opieka społeczna Popieranie rolnictwa Popieranie przemysłu i handlu Bezpieczeństwo publiczne Różne wydatki Zestawienie wydatków 127.076,00 --- 196.000,00 110.658,00 18.100,00 50,00 265.041,57 79.907,00 168.298,37 2.000,00 10.000,00 113.000,00 27.857,00 --- 872.434,00 65.394,25 --- 191.665,50 --- 26.903,25 --- 10.000,00 240.076,00 27.857,00 196.000,00 983.092,00 83.494,25 50,00 456.707,07 79.907,00 195.201,62 2.000,00 20.000,00 10,2 1,2 8,3 41,8 3,6 --- 19,4 3,4 8,3 0,1 69.250,00 --- 69.250,00 2,9 razem 1.046.380,94 1.307.254,00 2.353.634,94 100,00 Źródło: Z plenarnego posiedzenia Sejmiku Zamojskiego 31 I 1929, Ziemia Zamojska nr 3-4, 15 II 1929 (AAN ZP RP, sygn. 338). Sejmik ten, wydatkował na oświatę zaledwie 3,6% budżetu. Mimo deklaracji starosta Pryziński przeforsował wydatki na drogi (suma dziesięciokrotnie wyższa niż na oświatę!). W powiecie zamojskim, mimo starań obozu sanacyjnego, ludowcy zachowali duże wpływy w samorządach gminnych. Jako reprezentanci 0,8 43
wsi naciskali na władze o dofinansowanie szkół na wsi. W wyniku ich starań udało się poprawić warunki nauczania dzieci w wielu zamojskich placówkach 56. Jedną z form troski o poziom oświaty wiejskiej było też częste wizytowanie szkół. Miało to na celu dopilnowanie, aby poziom nauczania i jego warunki były możliwie najlepsze. W roku szkolnym 1928/1929 np. w pow. radomskim (w woj. kieleckim) na 181 istniejących szkół skontrolowano aż 132 szkoły. Niektóre były wizytowane nawet dwu- i trzykrotnie. Jak pisano w informacji: Pomieszczenia szkolne na ogół, poza nielicznymi specjalnymi budynkami szkolnymi, są to zwykłe izby w wiejskich chatach, które są albo zupełnie nieodpowiednie, albo mało odpowiednie na lokale szkolne. Zazwyczaj szczupłe, niskie, ciemne, zimne, często bez pieca, podłogi, podwójnych okien, przedsionka itp. Z istniejących lokali szkolnych uznano za zupełnie odpowiednie 29%, mało odpowiednie 56% i zupełnie nieodpowiednie 15% 57. Tak jak w wielu powiatach, tak i w pow. radomskim sytuacja materialna szkół wiejskich była ciężka. W powiecie tym blisko 70% szkół było mało odpowiednich lub nieodpowiednich. Organizacja opieki sanitarnej w szkołach nie uległa zmianie; wyniki tej opieki uwidaczniają się w postępie ogólnej czystości u dzieci i w salach szkolnych. Spluwaczek, koszów do papierów stopniowo przybywa. Maszynek do strzyżenia brak lub są zepsute, apteczki w roku szkolnym były zaopatrywane nader skąpo, albo i wcale nie były zaopatrywane. Poprawił się znacznie stan ustępów szkolnych, jednak były jeszcze szkoły nieposiadające wcale ustępów (Cerekiew, Gąsawy Plebańskie). W powiecie tym, jak pisano w sprawozdaniu, wszawicę spotyka się u dzieci szkolnych już dosyć rzadko i w małej ilości. Dzięki wsparciu władz samorządowych w powiecie radomskim wprowadzono na razie w bardzo nieznacznej ilości umywalnie bardzo niepraktyczne. Jednak wpływały dodatnio na stan czystości dzieci, głównie rąk. Podczas wizytacji lekarze wygłaszali krótkie pogadanki z dziedziny higieny, dzięki czemu w pow. radomskim epidemii chorób zakaźnych w roku szkolnym nie notowano 58. Wysiłek nauczycieli i lekarzy zachęcających dzieci wiejskie do mycia rąk, zwalczania wszawicy, używania mydła z czasem zaczął dawać pozytywne rezultaty. Dzieci domagały się od rodziców sprawdzania głów oraz czystych ubrań. 56 Z plenarnego posiedzenia Sejmiku Zamojskiego ; J. Jachymek, Stronnictwo Ludowe na Lubelszczyźnie w latach 1931-1939, [w:] Ruch ludowy na Lubelszczyźnie, red. J.R. Szaflik, Lublin 1964, s. 101-110. 57 Sprawozdanie z wizytacji szkół za rok szkolny 1928-29, Przegląd Sejmikowy nr 40, 15 XI 1929 (Radom) (AAN ZP RP, sygn. 162); Radom. Dzieje miasta w XIX i XX wieku, red. S. Witkowski, Radom 1985, s. 256-257. 58 Sprawozdanie z wizytacji ; B. Szczepańska, Higiena szkolna w szkolnictwie, s. 108-117, 44 154-172.
4. Wspieranie wychowania fizycznego w szkołach wiejskich Jedną z form wspierania programu nauczania była pomoc w prowadzeniu wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego w placówkach oświatowych na wsi. W wielu powiatach władze opiekowały się szkołami w tym zakresie. Jedna z gazet samorządowych wydawana w pow. Mińsk Mazowiecki (woj. warszawskie) opisała wysiłki tam poczynione: w dniu 10 września 1930 r. odbył się z inicjatywy i pod przewodnictwem Inspektora Szkolnego Jana Szydłowskiego zjazd kierowników szkół powszechnych tutejszego powiatu. W charakterze gości na zjeździe byli obecni: starosta Jan Gadomski i p.o. prezesa Rady Szkolnej Powiatowej ks. Antoni Bakalarczyk. Starosta Jan Gadomski w gorących słowach powitał zjazd przedstawicieli szkolnictwa, podkreślając, iż tak w interesie administracji, jak również i szkolnictwa konieczną jest jak najściślejsza współpraca, że głęboko on jest przekonany, że nauczycielstwo szkół powszechnych nie odmówi swej cennej współpracy społeczno-kulturalno-oświatowej na terenie tutejszego powiatu, jak i w Komitecie Wychowania Fizycznego, Komitecie Regionalnym i w organizowaniu wszelkiego rodzaju uroczystości. Starosta stwierdził, że będzie on również miał na widoku, aby potrzeby szkolnictwa w miarę możności były załatwiane przez urzędy gminne we właściwych terminach. Apelował, aby administracja powiatowa, gminna w powiecie Mińsk Mazowiecki jak najściślej współpracowała z kierownikami szkół powszechnych, ułatwiając im w miarę sił i możliwości, ich ciężką i żmudną pracę 59. W powiecie radomskim, i w wielu okolicznych powiatach, nastąpiło zwiększenie zajęć z lekcji wychowania fizycznego (WF) i przysposobienia wojskowego (PW), szczególnie w okresie wiosenno-letnim. Samorządy za ważny uznały ten aspekt rozwoju dzieci. Na posiedzeniu prezydium Sekcji Administracyjno-Gospodarczej powiatowego komitetu WF i PW w Mińsku Mazowieckim, postanowiono przeznaczyć ok. 2 tys. zł na urządzenie świąt WF i PW w Mińsku i na terenie powiatu. Wsparto nagrodami te dzieci, które fizycznie się wykazały i sportowo wyrobiły 60. Przyczyniło się to do podniesienia stanu zdrowia dzieci i dano im odrobinę radości w ich ciężkim i szarym życiu na wsi. Kolejnym powiatem, gdzie władze samorządowe zdecydowały się na wspieranie WF, był pow. lipnowski. Na łamach Gazety Lipnowskiej pisano, że: troska o zdrowie fizyczne naszej młodzieży, zwłaszcza urodzonej w czasie wojny w okresie 1914-1920 roku, w ciężkich warunkach życia, karmionej chlebem kartkowym, pozbawionej dobrego mleka itp. jest zagadnieniem samym w sobie. 59 Zjazd kierowników Szkół Powszechnych tut. powiatu, Gazeta Mińsko-Mazowiecka nr 17, 1 X 1930 (AAN ZP RP, sygn. 1063); K. Kubiak, Mińsk Mazowiecki w latach 1918-1939, [w:] Dzieje Mińska Mazowieckiego 1421-1971, red. J. Kazimierski, Warszawa 1976, s. 123-128; L.M. Kłos, Mińsk Mazowiecki miasto i powiat, s. 95-105; E. Małolepszy, Polityka władz II Rzeczpospolitej wobec wychowania fizycznego i sportu na wsi, [w:] Prace naukowe Akademii im. J. Długosza w Częstochowie, z. VI, 2005, s. 57-65. 60 Protokół posiedzenia Prezydium i Sekcji Administracyjno-Gospodarczej Powiatowego Komitetu WP/F i PW z dnia 12 VI 1930, Gazeta Mińsko-Mazowiecka nr 14, 15 VIII 1930 (AAN ZP RP, sygn. 1063). 45
Z tych też powodów samorządowcy uważali, że do zagadnienia tego nie wolno mieszać spraw politycznych ani żadnych innych, które z troską o to zdrowie mogłyby się kłócić. Zwracali uwagę, że już sama liczba urodzin w tym okresie świadczyła, jak wielką troską tę młodzież otoczyć należy, bo uległa ona wskutek wojny znacznemu zmniejszeniu. Informowano czytelników w tym powiecie, że o ile w latach 1908-1914 urodziło się w zniewolonej jeszcze wówczas Polsce dzieci obojga płci 4851511, to w latach 1914-1920 urodziło się 3735895, czyli o 1115616 mniej. Z tych też powodów w roku 1923/4 liczba uczniów klas I wynosiła w powiecie 31492, w roku 1926/7 zaś spadła do 20501 czyli dzieci urodzonych w czasie wojny (w latach 1914-17, uczęszczało do szkół 1/3 mniej). Wśród młodzieży urodzonej w tym okresie dało się zauważyć jako częste zjawisko: niedorost, niedorozwój, mizerny wygląd, brak energii, inicjatywy itp.. W tej sytuacji podkreślano, że stosunek państwa i społeczeństwa do tych roczników musi być stosunkiem matki względem swych wątłych dzieci, która pragnie przez właściwe wychowanie fizyczne poprawić ich stan zdrowia i sił. Nie znaczy to oczywiście, aby dzieci zdrowsze usuwały się spod tej opieki. Samorządowcy lipnowscy uważali, że wychowanie zdrowych pokoleń jest równą troską państwa i społeczeństwa, jak podniesienie zdrowotności roczników słabszych. Państwo ich zdaniem powinno być równie zainteresowane, aby nie dopuścić do osłabienia funkcji życiowych szeregu pokoleń, jak i zapobiegać, by inne roczniki obywateli kraju i obrońców Ojczyzny nie zmniejszały się liczebnie i jakościowo. Z tych też powodów uważano, że wychowaniem fizycznym młodego pokolenia winno się zająć samo społeczeństwo, natomiast to na barki państwa spada obowiązek stworzenia warunków dla tego wychowania przez dostarczanie mu wszelkich środków dla rozwoju fizycznego boisk, stadionów, pływalń, strzelnic, sprzętu sportowego. Na barki państwa spada również obowiązek przygotowania instruktorów dla prowadzenia wychowania fizycznego, począwszy od przedszkoli i szkół powszechnych, średnich oraz wyższych uczelni, gdzie wychowanie fizyczne winno należeć do przedmiotów obowiązkowych, a kończąc na młodzieży pozaszkolnej, zrzeszonej w stowarzyszeniach WF i PW. W ich przekonaniu zdrowy i silny obywatel potrzebny był zarówno społeczeństwu, jak i państwu oraz armii. Samorządowcy lipnowscy uważali że połączenie wychowania fizycznego z przysposobieniem wojskowym rozwiązuje jeszcze ten, tak ważny problem państwowy, jak obrona kraju. Zwracali oni uwagę społeczeństwu i władzom RP, że wówczas wychowanie fizyczne i przysposobienie wojskowe, choć tak popularne, obejmowały zaledwie nieliczne setki tysięcy młodzieży, gdy rozwiązanie całości problemu wymagałoby rozszerzenia go na co najmniej połowę ludności. Samorządowcy z Lipna byli niezwykle postępowi, gdyż pytali czy np. sport pieszy nie będzie w równej mierze pożyteczny dla młodzieńca w wieku przedpoborowym, jak i dla jego ojca w wieku 45, a nawet 50 lat, w dostosowanych oczywiście do jego wieku marszach? 61. 61 T.C., Walka partyjna z wychowaniem fizycznym, Gazeta Lipnowska nr 7, 23 II 1930 (AAN ZP RP, sygn. 640); L. Szymański, Kultura fizyczna w polityce II Rzeczpospolitej, Wrocław 1995, s. 14 i n. 46
W samorządowcach lipnowskich zaniepokojenie wywołało to, że w czasie dyskusji podczas obrad Komisji Budżetowej Sejmu RP domagano się skreślenia z tego niewielkiego, bo niedochodzącego do 10 milionów budżetu, kwoty aż półtora miliona złotych. Ich zdaniem źle się stało, że ze zdrowia młodzieży uczyniono sobie wśród partii opozycyjnych taran do bicia w rząd. Na czym bowiem te 1½ miliona da się zaoszczędzić? Czy na szkoleniu instruktorów, co zahamowałoby rozwój WF i PW czy na sprzęcie sportowym, bez którego sporty zaczęłyby upadać, czy wreszcie na obozach letnich, czy na odmowie subwencji stowarzyszeniom, obejmującym młodzież pozaszkolną?. Samorządowcy lipnowscy uważali, że pożytecznymi były obozy letnie organizowane w ramach wspierania WF i PW. Na przełomie lat 20. i 30. XX w. wyjeżdżało na nie rocznie ok. 40 tys. młodzieży, w tym kilkaset osób z powiatu lipnowskiego. W obozach pięciotygodniowych brało udział 10 tys. młodzieży szkolnej w wieku przedpoborowym pochodzącej z całej Polski. Wśród uczestników byli przyszli oficerowie i instruktorzy WF i PW. Z kolei wśród uczestników obozów letnich aż 20 tys. była to młodzież robotnicza, rzemieślnicza. Państwo organizowało również obozy dla młodzieży wiejskiej na kursy zimowe 2 tygodnie. W obozach tych brało udział ok 10 tys. młodzieży ze wsi, kolejne 10 tys. młodzieży w wieku do lat 16 pochodziło z harcerstwa, Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych, Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej, Młodzieży Katolickiej. Dla dziewcząt organizowano dwutygodniowe obozy żeńskie. Samorządowcy lipnowscy popierali ten wysiłek państwa i uważali, że niewielkie korzyści osiągnie państwo z tego 1½ miliona. Natomiast zabranie tej sumy spowoduje, że dziesiątkom tysięcy młodzieży naszej kazać [się będzie przyp. R.T.] oddychać wyziewami z rynsztoków miejskich, a przez to rozwijać w jej płucach bakcyle gruźlicy i innych chorób, zamiast pozwolić jej odetchnąć, choćby w ciągu kilku tygodni świeżym powietrzem i uprawiać konieczne dla zdrowia ćwiczenia ciała i ducha. Samorządowcy lipnowscy zauważyli, że zapewne Matka Francuzka, której wątłe dziecko nie zostałoby przyjęte do obozu letniego z przyczyny takiego skreślenia, umiałaby pouczyć swego posła, czy wolno robić interes»polityczny«na zdrowiu jej dziecka. Matki Polki są widocznie cierpliwsze 62. Interwencje samorządowców czasem dawały rezultaty i pieniądze na rozwijanie WF i PW udawało się pozyskać. Sojusznikiem w tej sprawie byli posłowie do Sejmu RP pochodzący oraz, co oczywiste, czynniki wojskowe zainteresowane rozwojem szkolenia WF i PW wśród przyszłych żołnierzy. 62 T.C., Walka partyjna ; K. Hądzelek, Dzieje kultury fizycznej w Polsce, Poznań 1997, s. 80-91; J. Kęsik, Wojsko Polskie wobec tężyzny fizycznej społeczeństwa 1919-1939, Wrocław 1996, s. 46-56. 47
5. Czuwanie nad realizacją obowiązku szkolnego przez dzieci wiejskie i wspieranie ich wychowania obywatelskiego Na łamach prasy samorządowej zamieszczano często informacje o rozpoczęciu obowiązku szkolnego przez dzieci, które ukończyły 7. rok życia. W ogłoszeniu gnieźnieńskiego Inspektora Szkolnego czytamy: Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego okólnikiem nr 62 z dnia 22 kwietnia 1932 r. I Pol. 1763/32 w łączności z mającą wejść w życie z dniem 1 lipca 1932 r. ustawą o ustroju szkolnictwa wydało następujące przepisy. W myśl postanowień art. 7 ustawy z dnia 11 marca 1932 r. (Dz.U. RP nr 38, poz. 389) obowiązek szkolny, poczynając od 1 lipca 1932, zaczynać się będzie z początkiem roku szkolnego w tym roku kalendarzowym, w którym dziecko kończy 7 lat życia. Wobec tego zasadniczo rocznikiem wstępującym do szkoły powszechnej w roku 1932 był rocznik 1925. Opóźnienie lub przyśpieszenie o rok rozpoczęcia obowiązku szkolnego w wypadkach nieindywidualnych, tj., gdy idzie o całe obszary względem miejscowości, należało: do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Natomiast odraczanie indywidualnego rozpoczynania obowiązku szkolnego o rok należało wówczas do kierownika szkoły, o ile chodzi o dzieci opóźnione w rozwoju fizycznym lub umysłowym do inspektora szkolnego zaś, o ile chodzi o dzieci, które z powodu warunków komunikacyjnych mają utrudniony dostęp do szkoły. Podobnie zezwolenie na przyśpieszenie obowiązku szkolnego należało do kierownika szkoły. Z tych też powodów wielu kierowników szkół powszechnych zarzucanych było lawiną podań, głównie o odroczenie obowiązku szkolnego 63. Postanowienia dopuszczające możliwości absencji w szkole, aprobowane przez władze państwowe, w tym i pow. gnieźnieńskiego, ograniczały dostęp do oświaty licznym dzieciom na wsi. Były to dzieci umysłowo, a także fizycznie niedorozwinięte, co świadczyło o braku empatii ze strony państwa i zezwolenie na ich wyłączenie z nauki lub opóźnienie 64. Do tego dochodziły też utrudnienia komunikacyjne, co po reformie J. Jędrzejewicza jeszcze ten problem pogłębiło 65. Jedną z form wspierania realizacji powinności szkoły był udział samorządów w finansowaniu obchodów świąt państwowych. Treści przekazywane dzieciom wiejskim na tych uroczystościach były istotnym elementem ich wychowania obywatelskiego. Jedną z takich imprez były obchody w Boczkach, w pow. łowickim. W informacji na łamach łowickiej prasy samorządowej pisano: Święto Narodowe 3-go Maja, jako pamiątka ogłoszenia Konstytucji bywa z każdym rokiem uroczyściej i bardziej okazale obchodzone, co jest dowodem, że społeczeństwo 63 Rozpoczęcie obowiązku szkolnego, Informator Urzędowy Powiatu Gnieźnieńskiego nr 38, 28 V 1932 (AAN ZP RP, sygn. 726); Dzieje Gniezna, pierwszej stolicy Polski, red. E. Dobosz, Gniezno 2016, s. 522-530. 64 Rozpoczęcie obowiązku szkolnego 65 Tamże; J. Sadowska, Ku szkole na miarę Drugiej Rzeczpospolitej, s. 115-122; S. Mauersberg, Komu służyła szkoła w Drugiej Rzeczpospolitej. Społeczne uwarunkowania dostępu do oświaty, Wrocław 1988, s. 91-102. 48
rozumie doniosłość tej rocznicy. Tym bardziej należy się cieszyć, że ludność wiejska, która do niedawna nie doceniała znaczenia tego święta, obecnie święci je, biorąc liczny udział w obchodach urządzanych w dniu 3 maja. Wzorowym zorganizowaniem obchodu zajął się miejscowy Rejonowy Komitet Obchodu 3-go Maja w Boczkach. W uroczystości trzeciomajowej wzięły udział szkoły z Boczek oraz sąsiednich szkół w: Łaguszewie, Chąśnie, Błędowie, Sierżnikach. Imprezę wsparły straże pożarne z Łaguszewa, Boczek, Błędowa oraz miejscowa ludność. Obchody rozpoczęły się rano o godzinie 9. Najpierw młodzież wraz z nauczycielstwem zgromadziła się koło szkoły w Boczkach, skąd po uroczystym zaciągnięciu flagi narodowej na maszt przez dwu uczniów i odśpiewaniu hymnu narodowego odmaszerowano czwórkami do miejscowego kościoła 66. Mszę świętą odprawił ksiądz W. Brudnowski z Łowicza. Podczas mszy chór złożony z dziatwy szkolnej z Błędowa, pod kierunkiem p. Koreckiej wykonał kilka pieśni pobożnych ku czci Matki Bożej. Po nabożeństwie młodzież oraz straże pożarne odmaszerowały do ogrodu p. Rześnego, gospodarza w Boczkach, gdzie odbył się dalszy ciąg uroczystości, w której prócz dziatwy i drużyn strażackich wzięła znaczny udział miejscowa ludność. W czasie tej części obchodów na znak kierownika szkoły w Łaguszewie p. Albina Zalewskiego odśpiewano pieśń»witaj, majowa jutrzenko«, po czym nauczyciel p. M. Zalewski wygłosił okolicznościowe przemówienie, w którym przedstawił żywo czasy upadku i chwile rozbłysku dawnej Rzeczypospolitej, z których najważniejsza to ogłoszenie Konstytucji w dniu 3 maja 1791 roku. Po omówieniu znaczenia Konstytucji 3 maja dla czasów ówczesnych oraz dla doby dzisiejszej, mówca wzniósł okrzyk na cześć Rzeczypospolitej Polskiej, niepodległego Narodu Polskiego, Prezydenta Rzeczypospolitej p. Ignacego Mościckiego i Marszałka Józefa Piłsudskiego. Po przemówieniu M. Zalewskiego, dzieci poszczególnych szkół wygłaszały wiersze pojedynczo i chóralnie, przeplatając je śpiewem. Jak pisał jeden z uczestników tegoż święta z wypowiedzianych utworów najbardziej przypadła do gustu publiczności powiastka Adama Mickiewicza pt.»golono strzyżono«. Natomiast prawdziwy zachwyt u widzów wzbudził taniec krakowiak, wykonany przez cztery pary dzieci z oddziału I szkoły w Błędowie, które odtańczyły go z werwą, orientując się doskonale w porządku następujących po sobie figur. Urok tańca podniósł strój krakowski młodocianych tancerzy. Tańce oraz kostiumy przygotowała p. Korecka nauczycielka jednej ze szkół z tej gminy. Na zakończenie uroczystości rozdawano wśród dziatwy szkolnej cukierki, ofiarowane przez gminę. Około godziny 15 młodzież szkolna opuściła Boczki 67. W latach II RP szkoła jako placówka oświatowa na wsi w sposób niezwykle intensywny i skuteczny rozbudzała wśród uczniów uczucia patriotyczne, uświadamiała narodowo wieś. Jedną z form wychowania obywatelskiego dzieci i wyrażenia troski o nie były organizowane przez wiele samorządów Dni Dziecka. W latach 30. XX w. 66 Obchody uroczystości 3-go Maja w Boczkach, Życie Łowickie nr 15, 20 V 1932 (AAN ZP RP, sygn. 457); T. Kowalski, Szkolnictwo i oświata, s. 430, 448, 451, 453. 67 Obchody uroczystości 3-go Maja ; Łowicz. Dzieje miasta, s. 221-225. 49
organizowano je corocznie. W pow. łowickim na przykład, w dniach 29-30 maja 1932 r., Święto Dziecka wsparły organizacyjnie: Dowództwo 10 Pułku Piechoty WP, Rodzina Wojskowa, Magistrat m. Łowicza, Starostwo, Światli Obywatele i Obywatelki m. Łowicza. Komitet Obchodów Święta Dziecka w Łowiczu wydał z tej okazji odezwę, w której pisano, iż celem obchodów jest, aby dzień poświęcony dziecku stał się tym dniem, kiedy w szczególniejszy sposób każdy z was zastanowi się nad największym skarbem rodziców i Państwa nad dzieckiem. W związku z tym Komitet zachęcał, aby w dniu Święta Dziecka rozważyć, czy i o ile Deklaracja Praw Dziecka została wprowadzona w życie. Przy tej okazji jej tekst opublikowano w prasie celem rozpowszechnienia. 1. Dziecku powinno się dać możność normalnego rozwoju fizycznego i duchowego. 2. Dziecko głodne powinno być nakarmione, dziecko chore pielęgnowane, dziecko niedorozwinięte odpowiednio kształcone, dziecko wykolejone zwrócone na właściwą drogę; sierota i dziecko opuszczone wzięte w opiekę i wspomagane. 3. Dziecko powinno przed innymi otrzymać pomoc w czasie klęski. 4. Dziecko powinno być przygotowane do zarobkowania na życie i zabezpieczone przed wszelkim wyzyskiem. 5. Dziecko powinno być wychowane w wierze, że jego najlepsze cechy winny być oddane na usługi współbraci. W związku z tym, przywołując tekst deklaracji, pytano społeczność łowicką: Czyśmy wywiązali się z obowiązków nałożonych na nas przez Deklarację Praw Dziecka? Cośmy zrobili, aby zapewnić dziecku prawo do powietrza, słońca, wody, pokarmu, odzieży, nauki? Co zrobiliśmy, aby zapewnić dziecku prawo do wesołości, nadziei, pracy, pieszczoty, miłości, własności? Czy zrobiliśmy wszystko, aby zapewnić prawo dziecku do wzrostu i rozwijania się? Czyśmy wszystko zrobili, aby dziecko będąc dzieckiem miało warunki stać się człowiekiem. Wzywano również rodziców, nauczycieli, żeby zrobili wszystko, aby stosunek nasz do dziecka zmienił się na lepszy 68. Samorząd, wspierając takie inicjatywy, wpisywał się w działania mające ulżyć dzieciom będącym w ciężkiej sytuacji, szczególnie na wsi 69. Podobne Święto Dziecka, ale także i Święto Matki, wsparł lipnowski sejmik powiatowy. Dnia 26 maja 1930 r. urządzono w Lipnie najpierw Święto Dziecka. Odbyła się wycieczka majówka młodzieży szkolnej z Lipna do lasu, gdzie w miłym nastroju spędziła dziatwa kilka godzin na świeżym powietrzu, urozmaicając pobyt swój urządzaniem gier, zabaw, śpiewów przy dźwiękach orkiestry 70. W kolejnych dniach obchodzono w Lipnie dalej Święto Dziecka połączone ze Świętem Matki. W dniu 29 maja 1930 r. w miejscowym kościele odprawione zostało nabożeństwo, po którym pochodem udano się przez miasto do Domu Ludowego im. Marszałka Piłsudskiego. Tam odbył się odczyt na temat matki i dziecka, który wygłosili kierownik szkoły W. Winnicki i kierowniczka 68 Święto Dziecka w Łowiczu, Życie Łowickie nr 17, 3 VI 1932 (AAN ZP RP, sygn. 457); Łowicz. Dzieje miasta, s. 185-190. 69 Święto Dziecka... 70 Tydzień Dziecka i Matki w Lipnie, Gazeta Lipnowska nr 25, 12 VII 1930 (AAN ZP 50 RP, sygn. 640).
Stacji Opieki nad Matką i Dzieckiem K. Angerszoffer. W godzinach przedpołudniowych odbyła się kwesta uliczna na rzecz Tygodnia. Po południu w miejscowym parku odbyła się zabawa, poświęcona radości i weselu dzieci. Komitet wyrażał ubolewanie z powodu nieskorzystania z gry orkiestry Towarzystwa Żydowskiego Makabi, co stało się wbrew uchwale i intencjom Komitetu. Wynika z tego, że w miasteczku zwyciężyły siły antysemickie, którym przeszkadzały pieśni śpiewane przez mieszkańców tego miasta Żydów. W informacji o przebiegu świąt w Lipnie pisano, że wielu mieszkańców wsparło materialnie to wydarzenie. Szczególnie pisano należało podkreślić ofiarność miejscowego kupiectwa, które pośpieszyło z darami dla biednych dzieci 71. Wśród ofiarodawców byli zarówno Polacy, jak i Żydzi z Lipna. W czasie tych obchodów zebrano pieniądze na opłatę imprez Tygodnia Dziecka i Matki. W tabeli 4 podano wyniki tej zbiórki. Świadczyła ona o sporej wrażliwości mieszkańców Lipna na potrzeby tamtejszych dzieci i matek 72. Tabela 4. Sprawozdanie kasowe ze zbiórki w czasie Tygodnia Dziecka i Matki w Lipnie (26 V-2 VI 1930) Ofiarodawcy Wpływy zł I z kwesty ulicznej 73,13 II z wejść do parku 105,96 Z list ofiar 1. Urząd Skarbowy 15,00 2. Kasa Skarbowa 1,00 3. Zarząd Kolei 5,50 4. Zarząd Gminy Żydowskiej 5,00 5. Związek Kupców Żydowskich 0,20 6. Związek Inwalidów 9,00 7. Polska Macierz Szkolna 20,00 8. Gimnazjum 16,00 9. Szkoła Handlowa 5,90 10. Szkoła Powszechna Męska 11,50 11. Szkoła Powszechna Żeńska 3,22 12. p. E. Majeran 28,00 razem 299,41 Wydatki Wydatki organizacyjne 10,00 Afisze, nalepki i szpilki 30,00 Orkiestra za grę w parku i w lesie 90,00 Pieczywo, cukierki itp. 89.82 razem 219,82 pozostałość w gotówce (ofiary wydatki) 79,59 Źródło: Tydzień Dziecka i Matki w Lipnie, Gazeta Lipnowska nr 25, 12 VII 1930 (AAN ZP RP, sygn. 640). 71 Tamże; L. Zugaj, Historia administracji w gminie Lipno, s. 16-30. 72 Tydzień Dziecka i Matki 51
Wśród ofiarodawców wyróżniał się E. Majeran zapewne kupiec lub przedsiębiorca żydowski z dotacją 28 zł 73. Jak pisał Komitet Organizacyjny Tygodnia Dziecka w Lipnie: z pozostałej gotówki wpłacono: 5 zł 59 gr na rzecz Powiatowego Komitetu»Tygodnia Dziecka i matki«, a 60 zł do Dozoru Szkolnego na kupno bielizny dla najbiedniejszych dzieci szkół powszechnych. Już po zakończeniu obchodów dodatkowo wpłynęło z listy ofiar od Kasy Chorych 6 zł, które przekazano Dozorowi Szkolnemu 74. Na wsiach nauczyciele rozwijali talenty teatralne dzieci i młodzieży. Na terenie pow. lipnowskiego, w Szkole Powszechnej w Kikole, dnia 28 kwietnia 1929 r., została wystawiona sztuka sceniczna Z. Szelburga pt. Za siedmioma górami. Aktorami były dzieci szkolne. W recenzji pisano, że: sztuka tak pod względem technicznym, jako też i dekoracyjnym przedstawiała się wspaniale. Ukazały się bowiem na scenie, wykonane z artyzmem przez nauczyciela p. Żyburę, dekoracje i postacie doprawdy bajkowe: smoka łypiącego straszliwie jarzącym się ślepiem, żaby, muchomorów, zaklętych w kamienie rycerzy itd. Podziw i zachwyt ogarnął widzów, bo sztuka istotnie wprowadzała ich w świat bajki. Recenzent pisał dalej: świetne postacie Dusigrosza, Pasibrzucha oraz typowe sylwetki doktorów z krwi i kości eskulapów wywoływały niemilknące oklaski. Podkreślił także, iż: wdzięczne tańce i śpiewy grzybów i dobrych snów przy wtórze orkiestry szkolnej, prowadzonej przez nauczyciela p. Borysiewicza, dały nadspodziewany efekt. Z tych też powodów pisał w zakończeniu należy się wdzięczność miejscowemu nauczycielstwu, szczególnie: Panu Żyburze, co mimo nadwątlonego zdrowia, z całym poświęceniem oddaje się sprawom społecznym, Panu Borysiewiczowi i jednej z Pań Nauczycielek mistrzyni tańca 75. Nauczyciele wiejscy mimo skromnych środków potrafili wydobyć z dzieci wiejskich talenty aktorskie 76. W 1933 r. poprzez organ prasowy samorządu łowickiego Życie Łowickie i przy jego wsparciu inspektor szkolny L. Stiasny zachęcał w specjalnej do pracy nad umuzykalnieniem ludności wiejskiej. W maju tegoż roku planowano w powiecie zorganizować Święto Pieśni, które miało na celu 1. Spopularyzowanie kilku pieśni na terenie powiatu. 2. Skorygowanie tekstu i melodii błędnie śpiewanych pieśni przez ludność wiejską. 3. Zapoczątkowanie śpiewu chóralnego, na razie dwugłosowego, wszędzie tam, gdzie dotychczas śpiewano tylko unisono. Poprzez jak pisał dalej systematyczną pracę Nauczycielstwa z roku na rok odpowiednio stopniowaną pragnął umuzykalnić wieś, a przez narzucenie jej repertuaru dobranego z uwagą jedynie na pierwiastki czystej polskiej muzyki, a szczególnie muzyki ludowej, zapobiec przyjmowaniu się na wsi muzyki obcej 73 Tamże; H. Szczechowicz, Administracja ziemi dobrzyńskiej, s. 249-251. 74 Kulturalna działalność nauczycielstwa na wsi, Gazeta Lipnowska nr 13, 26 V 1929 (AAN ZP RP, sygn. 639). 75 Tamże; F.A. Araszkiewicz, Metodyka wychowania w polskiej myśli pedagogicznej okresu międzywojennego, Rozprawy z Dziejów Oświaty, t. XXI, 1978, s. 121-151. 76 Kulturalna działalność nauczycielstwa na wsi, Gazeta Lipnowska nr 13, 26 V 1929 (AAN ZP RP, sygn. 639); M. Balcerek, Rozwój opieki nad dzieckiem w Polsce w latach 1918-1939, Warszawa 1978, s. 233-237. 52
z miasta. W tej sytuacji inspektor zarządził, że program pierwszego na terenie powiatu łowickiego Święta Pieśni obejmował: trzy grupy pieśni, a mianowicie: pierwsza grupa, śpiew unisono, trzy pieśni: a mianowicie 1.»Boże coś Polskę«, 2.»Jeszcze Polska nie zginęła«, 3.»Marsz Księcia Józefa«. Zalecał on, aby wyżej podane pieśni najdokładniej opracować według śpiewnika»święto Pieśni Dzieci Polskich«Julii Baranowskiej-Borowej. Natomiast druga grupa dzieci i młodzieży miała śpiew dwugłosowy (sopran i alt), a w repertuarze dwie pieśni ludowe: Gaiczek oraz Mosteczek. Natomiast trzecia grupa miała śpiewać trudniejszy i bardziej ambitny repertuar. W zamyśle inspektora miały być to: pieśni popisowe dwie do czterech, wybrane przez nauczyciela śpiewu kierownika chóru według jego uznania, odpowiadające jego upodobaniom, poziomowi wyszkolenia jego chórzystów; mogą być dwugłosowe, na trzy głosy równe, względnie na cztery głosy chóru mieszanego. Inspektor zalecał, aby do Święta Pieśni przygotowali nauczyciele ogół młodzieży wszystkich szkół powszechnych w powiecie począwszy od oddziału trzeciego. Natomiast od śpiewu w dniu»święta Pieśni«będzie wyeliminowana młodzież, która wykazuje brak uzdolnień muzycznych do poziomu przeciętności (głos, słuch, poczucie rytmu). W projekcie umuzykalnienia wsi zalecał, aby chóralne zespoły szkolne były uzupełniane młodzieżą dorosłą, byłymi wychowankami szkoły powszechnej, w tym wypadku, gdy chór wystąpi jako chór mieszany czterogłosowy. Liczba młodzieży pozaszkolnej nie może przekraczać 50% członków całego zespołu. Chóry uzupełnione młodzieżą pozaszkolną wykonują tylko pieśni trzeciej grupy 77. Prosił on też nauczycieli, aby do realizacji programu Święta Pieśni przystąpili bezzwłocznie, a materiał rozłożyli tak, ażeby pracę zakończyć do 1 maja 1933 r.. W drugiej połowie maja 1933 r. uroczystości Święta Pieśni odbyły się w centrach poszczególnych gmin. Wyróżniające się w gminach chóry stanęły do konkursu chórów szkolnych, który odbył się w Łowiczu w czerwcu 1933 r. Działania nauczycielstwa w pow. łowickim doprowadziły do umuzykalnienia mas chłopskich. Jak wynikało z pamiętników chłopskich, w wielu regionach Polski w znacznym stopniu urozmaicało to szarzyznę życia wiejskiego 78. W okresie funkcjonowania ustawy szkolnej z 1932 r. zaczęto coraz mocniej stawiać na wychowanie młodzieży w duchu państwowym. Pisząc o tym, samorządowiec z pow. lipnowskiego, przytaczał wypowiedź ks. Stanisława Konarskiego: Takich obywateli będzie miała Rzeczpospolita, jakich sobie wytworzy. W imieniu samorządu lipnowskiego, jego anonimowy reprezentant pisał: W myśl wypowiedzianych powyżej słów naszego wybitnego społecznika wychowanie młodzieży jest sprawą państwową. Nie można nam ani na chwilę zapominać, że przyszłość naszej Ojczyzny zależy jedynie od wychowania naszej młodzieży!. Zwracał on uwagę miejscowym elitom samorządowych, iż: bez 77 Odezwa do nauczycieli szkół powszechnych w powiecie, Życie Łowickie nr 33, 23 IX 1932 (AAN ZPRP, sygn. 457); M. Iwanicki, Społeczna działalność, s. 260-271. 78 Odezwa do nauczycieli ; I. Kiełtyk-Zaborowska, Dziecko i dzieciństwo w świetle pedagogiki okresu międzywojennego, Studia i Materiały Polonistyczne, t. 9, 2009, s. 93-108. 53
większych wysiłków obserwacyjnych zauważyć możemy, że zalewa nas powódź rosnących wypadków kryminalnych, haniebnego rozpętania zmysłowego, zaniku wstydu i wszelkiej moralności. Objaw powyższy przebija się aż nadto jaskrawie w wielkich miastach. Jednakże z tych miast wypuszcza swe korzenie i gałęzie i poczyna nimi obejmować miasteczka i wkracza nawet do spokojnej dotychczas pod tym względem wsi. Źle pojęta wolność, głoszone przez»niedowarzone głowy«nowoczesne wychowanie, gangrenuje całe społeczeństwo 79. Autor ten uważał także, iż z tym stanem rzeczy trzeba się nam leczyć! Nie wolno nam pozostawać wobec powyższego obojętnymi! Odrodzenie ducha i myśli młodego pokolenia to najważniejsza potrzeba chwili. Jest to prawie że najdonioślejszy problem obecnego wychowania młodzieży i przyszłości naszej Ojczyzny. Dalej stwierdzał, że: wychowanie młodzieży powinno iść w trzech kierunkach: a) fizycznym, dbającym, aby wychowanek miał jak najlepsze zdrowie i siły fizyczne; b) intelektualnym, czyli umysłowym, starającym się, aby wychowankowi dać pewną ilość wiedzy, potrzebnej mu w życiu codziennym; c) moralnym, starającym się wpoić w wychowanka moralne zasady postępowania w życiu codziennym, w jego otoczeniu. W jego opinii, zgodnej zresztą z ówczesnymi wytycznymi władz oświatowych, młodzież wychowywać miały Dom, Szkoła Kościół i Społeczeństwo! ; co do rodziców, to czasy obecne są czasami egzaminu rodziców z umiejętności wychowania swych dzieci! Niestety, rodzice tego egzaminu na ogół nie zdali! Ojcowie i matki w wielkiej ilości nie umieją być ojcami i matkami, nie znają swych obowiązków, nie mają należnej powagi, nie umieją dzieci dozorować! Wiele rodziców umie tylko dać dzieciom życie, pozostawiając je potem na łasce okoliczności wychowawczych. Uważał on też, że szkoła, chociażby i najlepszych miała nauczycieli, za słabą jest wobec przeciwników, jakimi nieraz są sami właśnie rodzice i ulica, gdzie dziecko przebywa ¾ dnia! Kościół również napotyka te same trudności, co i szkoła! 80. W jego opinii wszystkie te instytucje zawiodły. Jak sądził: pozostało społeczeństwo! Ma ono poważny wpływ na rozwój charakteru jednostki! Ma tutaj swój wpływ ulica i otoczenie! Społeczeństwo, a raczej środowisko społeczne, gdzie dziecko spędza ¾ dnia jest bardzo dobrym etapem, miejscem urabiania się wartości młodzieży poza rodziną, szkołą i kościołem, o ile młodzież trafi na dobre otoczenie. Jednakże zazwyczaj to otoczenie i ulica ma więcej stron ujemnych, niż dodatnich. W tej sytuacji, trzeba wołać nie do dzieci, których już czarne wiry dosięgły i porywają, ale do rodziców i rodzin, do całego społeczeństwa! Ratujmy młodzież! Zapobiegajmy szerzącemu się złu!. W jego ocenie, aby praca w tym kierunku była celową i osiągnęła pożądane skutki, koniecznym było organizowanie Towarzystw Opieki nad Młodzieżą Szkolną, nie wyłączając też i pozaszkolnej. Towarzystwa powyższe powinny sobie postawić następujące zadania do 79 O opiekę nad młodzieżą, Gazeta Lipnowska nr 41, 18 XII 1929 (AAN ZP RP, sygn. 639); M. Piątkowska, Życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Grandesy, Kasiarze, Brylanty, Warszawa 2012, s. 354-389. 80 O opiekę nad młodzieżą ; L. Grochowski, Doktryna wychowawcza katolicyzmu w Polsce międzywojennej, Rozprawy z Dziejów Oświaty, z. 27, 1984, s. 173-209. 54
spełnienia: 1. Obudzić czujność społeczeństwa na zagrażające młodzieży niebezpieczeństwa. 2. Roztoczyć opiekę nad młodzieżą uboższą i zaniedbaną przez rodziców. 3. Czuwać nad młodzieżą wybitnie uzdolnioną, kierując ją na właściwe drogi 81. Jeśli chodziło o zadanie pierwsze, to Towarzystwo spełnić je miało poprzez organizowanie zebrań rodzicielskich, na których powołane do tego jednostki, bez żadnych obsłonek przedstawiałyby nagą i bolesną prawdę, na których by zastanawiano się nad środkami, mającymi zapobiegać grożącym młodzieży niebezpieczeństwom. Autor uważał, że na zebraniach rodzicielskich powinno się wyjaśnić mniej uświadomionym rodzicom, że potężną dźwignią w życiu narodów i państw była i pozostanie zawsze religia, wpływająca na krystalizowanie się wartości etycznych w jednostce, zarówno w jej życiu indywidualnym, jak i zbiorowym. Ten żywy talizman trzeba dać z domu czy ten dar i tarczę obronną dają rodzice swym dzieciom czy w duszach ich hodują od kolebki. Zwracał również uwagę, że nie mniej ważną kwestią do omawiania na takich zebraniach byłaby sprawa doboru towarzystwa otoczenia, w którym się dziecko poza domem i szkołą znajduje. Niezwykle nowatorska i postępowa była sugestia, że szczególnie ważna była tutaj sprawa okresu biseksualnego i dojrzałości płciowej. W większości bowiem młodzież dowiaduje się o tych kwestiach od lepiej i wcześniej uświadomionych kolegów i koleżanek, a rzadziej od rodziców. Autor był zwolennikiem uświadamiania rodzicom na zebraniach, że taka ich postawa była fałszywie pojętą wstydliwością, brakiem zrozumienia obowiązków wychowawczych 82. Tak rozumiane przedsięwzięcia miały spowodować wychowanie młodego pokolenia w duchu państwowym, obywatelskim, uchronić od demoralizacji i zejścia na złą drogę. Jedną z form uobywatelnienia młodego pokolenia było fundowanie sztandarów szkołom powszechnym. Poprzez ich uroczyste wręczanie młodzieży szkolnej rozbudzano w niej poczucie przywiązania do szkoły. Uroczystości takich odbyło się wiele. Jedna z nich miała miejsce na terenie woj. warszawskiego. W pow. Mińsk Mazowiecki, w dniu 21 grudnia 1928 r., odbyło się poświęcenie sztandaru Szkoły Powszechnej we wsi Wąsy: W Urzędzie Gminy Chróścice zebrał się in corpore Dozór Szkolny gminy Chróścice pod przewodnictwem Vice-Prezesa Antoniego Przygody, Ciało Nauczycielskie w osobach: pp. Heleny Dąbrowskiej, Janiny Wójcickiej i Wiktora Mrozka, Rada Gminna gminy Chróścice, sołtysi wsi i około 100 gospodarzy z gminy, którzy na czele z Dziatwą Szkolną ruszyli z Urzędu Gminnego do Kościoła Parafialnego w Kałuszynie. Na czele pochodu kroczyła dziatwa z trzech szkół w gminie, która niosła na poduszce sztandar, wyobrażający na tle białym Świętego Stanisława Kostkę, Patrona Młodzieży i napis: 81 O opiekę nad młodzieżą ; A. Samsel, Rodzina jako środowisko wychowawcze w okresie Drugiej Rzeczpospolitej, Przegląd Historyczno-Oświatowy nr 1/2, 2009, s. 29-49. 82 O opiekę nad młodzieżą ; L. Grochowski, Kościół katolicki wobec wychowania szkolnego w Polsce w latach 1918-1930, Rozprawy z Dziejów Oświaty, t. XVIII, 1975, s. 165-186; B. Szczepańska, Higiena szkolna w szkolnictwie, s. 211-248. 55
»Szkoła Powszechna w Wąsach 1918-1928«i na stronie odwrotnej na tle czerwonym godło narodowe»orzeł Biały«83. W ten sposób dzieci, nauczyciele i mieszkańcy wsi Wąsy otrzymali symbol swojej szkoły, potwierdzenie, że żyli w wolnej, niepodległej Polsce. W czasie tej uroczystości: W Kościele, po uprzednim przemówieniu okolicznościowym do obecnych i do dziatwy, poświęcenia sztandaru dokonał miejscowy prefekt ks. Jan Szczęsny, który czasowo pełni obowiązki proboszcza. Rodzicami chrzestnymi byli: w pierwszej parze Vice-Prezes Dozoru Antoni Przygoda i Kierowniczka Szkoły w Wąsach Helena Dąbrowska i w drugiej parze Florian Witowski, rolnik z Falbogów i Stanisława Śledziewska, żona rolnika z Wąsów. Po poświęceniu sztandaru przystąpiono do wbicia gwoździ w drzewce i po zawieszeniu na nim sztandaru Vice-Prezes Dozoru wręczył takowy dwóm uczniom: Henrykowi Klukowskiemu z Wąsów i Edwardowi Deretkiewiczowi z Felbogów, wygłaszając przy tym do Dziatwy okolicznościową mowę, po czym pochód z rozpostartym sztandarem ruszył z powrotem do Urzędu Gminy Chróścice, gdzie przemawiali kolejno: ks. Jan Szczęsny, Vice-Prezes Antoni Przygoda i członek Dozoru Jan Klepacki. Na zakończenie dokonano zdjęcia fotograficznego i po odśpiewaniu hymnu narodowego,»roty«konopnickiej i innych pieśni narodowych, zebrani rozeszli się do domów 84. Jak zaznaczono, nastrój panował podniosły. Wszyscy byli bardzo przejęci tym wydarzeniem. 6. Udział w propagowaniu i wspomaganiu akcji charytatywnych na rzecz szkół i biednych dzieci W latach 30. XX w. samorządy powiatowe wspomagały biedne dzieci na wsi i w małych miastach. Akcję taką prowadzono m.in. w powiecie kutnowskim, gdzie dzieci w m. Kutnie nie miały butów i odzieży. Podobnie było w wielu wsiach tego powiatu 85. Na łamach gazety samorządowej pt. Życie Gromadzkie, pisano w grudniu 1933 r., że w związku z nadchodzącą zimą, jedną z najpilniejszych i wymagających szerszego zainteresowania społeczeństwa była kwestia zaopatrzenia biednych dzieci, uczęszczających do szkół, w ciepłą odzież i obuwie. Wśród przeszło trzytysięcznej rzeszy uczących się w Kutnie i jego okolicach była spora liczba dzieci, która nie mając ciepłej odzieży i obuwia, do szkoły 83 Uroczyste poświecenie sztandaru Szkoły Powszechnej we wsi Wąsy, Gazeta Mińsko- Mazowiecka nr 1, 15 I 1929 (AAN ZP RP, sygn. 1063); F.W. Araszkiewicz, Ideały wychowawcze Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 1978, s. 189-193. 84 Uroczyste poświecenie sztandaru Szkoły Powszechnej we wsi Wąsy, Gazeta Mińsko- Mazowiecka nr 1, 15 I 1929 (AAN ZP RP, sygn. 1063); M. Iwanicki, O ideowowychowawczym oddziaływaniu sanacji na młodzież szkolną i akademicką, Siedlce 1986, s. 95-115; K. Jakubiak, Wychowanie państwowe jako ideologia wychowawcza sanacji, Bydgoszcz 1994, s. 88-95. 85 Frekwencja dzieci w publicznych szkołach powszechnych pow. mińsko-mazowieckiego w latach szkolnych 1926/27, 1927/28, Gazeta Mińsko-Mazowiecka nr 9, 15 V 1929 (AAN ZP RP, sygn. 1063); Statystyka oświaty i kultury, Główny Urząd Statystyczny, Warszawa 1932; M. Falski, Kwestie podstawowe w organizacji szkolnictwa powszechnego, Warszawa 1936, s. 3; L.M. Kłos, Mińsk Mazowiecki miasto i powiat, s. 197-200. 56
uczęszczać nie może. Na łamach tej gazety pisano, że: społeczeństwo kutnowskie w latach poprzednich wykazało dużą ofiarność i należyte zrozumienie, że w tych ciężkich czasach przede wszystkim młodzieżą należy się zająć i jej pomóc 86. Z braku odpowiedniego ubioru i butów zimą dzieci w wielu powiatach nie uczęszczały do szkoły. Wiosną i jesienią, w okresie prac polowych, dzieci także nie chodziły do szkoły. Na terenie pow. Mińsk Mazowiecki dane statystyczne o frekwencji dzieci w latach 1926/27 i 1927/28, zebrane z całego powiatu wykazały, że w roku szk. 1926/27 nie uczęszczało do publicznych szkół powszechnych w powiecie 17,4%, a w roku szk. 1927/28 16,9%. Przy tym największa liczba dzieci nieuczęszczających do szkół przypadała oczywiście na miesiące jesienne i wiosenne, kiedy na wsi trwały prace polowe. Z tych też powodów w roku szkolnym 1926/27 we wrześniu nie uczęszczało do szkół 23,6%, a w czerwcu 22%. Podobnie było w roku szkolnym 1927/28, kiedy to do szkól nie uczęszczało we wrześniu 21%, uczniów, a w czerwcu 18,5%. Z tego wynika, że blisko ¼ dzieci nie uczęszczała do szkół w pierwszym i ostatnim miesiącu roku szkolnego. We wrześniu roku szkolnego 1926/27 z nauki szkolnej nie korzystało 2972 dzieci, a w czerwcu 2771. W ciągu zaś całego roku szkolnego 1926/27 na ogólną liczbę 12597 dzieci, nie uczęszczało do szkół 2210. We wrześniu w roku szkolnym 1927/28 nie uczęszczało 2652 dzieci, a w czerwcu 2337. W ciągu zaś całego roku szkolnego 1927/28 na ogólną liczbę dzieci 12633 nie uczęszczało 2141 dzieci. Z powodu tak licznej absencji dzieci na terenie pow. Mińsk Mazowiecki w powiatowym Inspektoracie Szkolnym panowało przekonanie, że nie tylko te dzieci tracą, które nieregularnie uczęszczają do szkoły, ale również i te, które gorliwie do szkoły chodzą, bo nieregularne uczęszczanie dzieci do szkoły zmusza nauczyciela do powolniejszego przerabiania materiału naukowego, przewidzianego w programie, co powoduje obniżenie nauki w szkole 87. Wśród samorządowców mińskich panowało przekonanie, że nieregularne posyłanie dzieci przez rodziców pozbawiało je dobrodziejstwa nauki i obniżało poziom nauczania w szkole oraz narażało Skarb Państwa i samorządy na poważne nieprodukcyjne wydatki. Z tego też powodu Rada Szkolna Powiatowa na swym posiedzeniu w dniu 16 kwietnia 1929 r. postanowiła wezwać Dozory Szkolne do ścisłego wykonywania Dekretu o obowiązku szkolnym, który nakładał na Dozory Szkolne obowiązek odbywania co miesiąc posiedzeń karnych 88. Rada Szkolna Powiatowa wezwała rodziców do posyłania dzieci do szkoły i zobowiązała Dozory Szkolne, aby karały tych, którzy dzieci do szkoły nie posyłali 89. 86 Pomagajmy dzieciom, Życie Gromadzkie nr 8, 29 XII 1933 (AAN ZP RP, sygn. 456). 87 Frekwencja dzieci ; Dziesięciolecie Polski Odrodzonej, Kraków-Warszawa 1928, s. 539. Wskaźnik frekwencji dla całego kraju wynosił w roku szkolnym 1926/1927 90,6%, 1927/1928 92,8%. 88 Frekwencja dzieci ; B. Ługowski, Szkolnictwo w Polsce 1929-1939 w opinii publicznej, Warszawa 1960, s. 36. 89 Frekwencja dzieci ; Statystyka szkolnictwa GUS, Warszawa 1934, s. 8; K. Trzebiatowski, Szkolnictwo powszechne w Polsce w latach 1918-1932, Warszawa 1970, s. 151. 57
W wielu samorządach powiatowych, zanim zaczęto stosować kary, zrobiono rozpoznanie co do przyczyn stosunkowo niskiej frekwencji. Okazało się, że wiele dzieci nie ma w czym chodzić do szkoły (brak butów, ciepłych ubrań). W tej sytuacji zajęto się w pomocą dzieciom biednym, organizując na ich rzecz zbiórki pieniędzy. Działania takie podjęli m.in. nauczyciele i samorządowcy w pow. garwolińskim. W powiecie tym Opieka Szkolna organizacja społeczna mająca na celu pomoc najbiedniejszym uczniom działała od 13 grudnia 1925 r. w Szkole Żeńskiej. Głównym opiekunem został Stanisław Modrzewski, członkami byli: F. Getlerowa, J. Kenig, W. Kozicki, ks. J. Święcicki i kierowniczka szkoły (nie podano nazwiska). Garwolińska Opieka Szkolna postawiła sobie za cel, aby wszystkie najbiedniejsze dzieci szkolne zaopatrzyć w obuwie w okresie zimowym. W 1931 r. rodzice uczniów szkoły zgodzili się na składkę 10 gr w ciągu 10 miesięcy, prócz lipca i sierpnia 90. W ten sposób w ciągu 5 lat zebrano ok. 2,5 tys. złotych. Wyniki tego rodzaju akcji obrazują tabele 5 i 6. Tabela 5. Składki na rzecz Opieki Szkolnej w pow. garwolińskim w latach 1925-1930 Ofiarodawcy zł Składki miesięczne po 10 gr 1750,21 Z kar za nieuczęszczanie 228,02 Zebrane na 2 popisach szkolnych 35,42 Ofiary dobrowolne: na zebraniu rodziców p. Bejman p. Czechówna sędzia Gorazdowski p. rejent Jasiński pp. rejentostwo Jasińscy i p. Sawicki p. Masny z Sobień Kielczewskich p. Rosa p. Sawicki p. Steuer p. Wojciechowska p. Workiewiczowa klasy IV i V nadprogramowo z puszki u pana organisty 24,70 10,00 1,00 15,00 100,00 100,00 100,00 10,00 10,00 25,00 16,00 5,00 12,35 3,84 razem 2446,54 Źródło: Z działalności Opiek Szkolnych, Gazeta Powiatu Garwolińskiego nr 6-7, VI-VII 1931 (AAN ZP RP, sygn. 1026). 90 Z działalności Opiek Szkolnych, Gazeta Powiatu Garwolińskiego nr 6-7, VI-VII/1931 (AAN ZP RP sygn. 1026.); K. Juchcińska-Gilka, Dzieciństwo na wsi polskiej w okresie Drugiej Rzeczpospolitej w świetle źródeł pamiętnikarskich, Przegląd Pedagogiczny nr 1, 2012, s. 224-232; R. Turkowski, Garwolin i okolice w latach 1867-1939, [w:] Garwolin. Dzieje miasta i okolicy, Warszawa 1980, s. 139-174. 58
Tabela 6. Zakup butów i ubrań dla dzieci na terenie pow. garwolińskiego przez Opiekę Szkolną w latach 1925-1930 Rodzaje zakupów Ilość butów/ubrań Trzewików 137 par Trepków 7 par Pończoch 42 pary Rękawiczek 3 pary Swetrów 2 szt. Płaszczy zimowych 2 szt. Sukienek 60 szt. Ciepłych chusteczek 14 szt. Ciepłej bielizny 17 szt. Źródło: Z działalności Opiek Szkolnych, Gazeta Powiatu Garwolińskiego nr 6-7, VI-VII 1931 (AAN ZPRP, sygn. 1026). Opieka Szkolna wydała więcej dzięki ofiarom w naturze. Wśród darczyńców było wielu nauczycieli z Garwolina, jak i z terenu powiatu. Jak pisała w relacji kierowniczka Szkoły Żeńskiej w Garwolinie, inicjatorka tej akcji: Opieka zaopatrywała dzieci zarówno katolickie, jak i izraelickie, kierując się tylko ich potrzebami. Niewątpliwie był to wielki uczynek uczennic, rodziców i nauczycieli na rzecz dzieci biednych z rodzin polskich i żydowskich. Wśród darczyńców indywidualnych byli również członkowie sejmiku powiatowego. Na łamach gazety samorządowej dziękowano za tę pomoc i serce, okazane dzieciom szkolnym, zwłaszcza pisano należy się Opiece Szkolnej gorące podziękowanie, a szczególnie Pani Getlerowej i Panu Kenigowi, którzy najwięcej czasu i trudu włożyli w prace Opieki. Opieka Szkolna w Szkole Żeńskiej w Garwolinie działała dalej, 9 listopada 1930 r. został bowiem wybrany nowy zarząd: p. Kozłowska jako główna opiekunka, jako członkowie: p. Buławina, p. Jończyk, p. Kondej, p. Otocki, p. Piotrowski z Niecieplina, ks. Święcicki i kierowniczka szkoły (z urzędu) 91. Opieka Szkolna z Garwolina docierała także do dzieci wiejskich w okolicy, a jej akcje wspierał samorząd terytorialny 92. 7. Współdziałanie samorządów z Polską Macierzą Szkolną na rzecz szkół na wsi Instytucją, która działała na rzecz podniesienia oświaty i pomocy dzieciom na wsi polskiej była Polska Macierz Szkolna (PMS). Organizacja ta, powstała pod 91 Z działalności Opiek Szkolnych ; A. Samsel, Rodziny potrzebujące wsparcia w II Rzeczpospolitej jakość życia, realizacja podstawowych funkcji, opieka społeczna, Wychowanie w Rodzinie, t. VII/1, 2013, s. 238-241; T. Karst, 50 lat szkoły Sobieszyńskiej, Sobieszyn 1957, s. 12 i n.; Z. Gnat-Wieteska, Z dziejów powiatu garwolińskiego. Tradycje patriotyczne. 470 lat powiatu garwolińskiego, Garwolin- Pruszków 2009, s. 12-13. 92 Z działalności Opiek Szkolnych...; Dziecko wsi polskiej. Próba charakterystyki, red. M. Librachowa, Warszawa 1934, s. 28-33, 177-179. 59
zaborami, kontynuowała swą pracę w II RP, udzielając wsparcia szkołom w realizacji programu nauczania. Polska Macierz Szkolna była aktywna w wielu powiatach RP. W pow. łowickim, w 1932 r. pisano, że zbliża się Trzeci Maja, Dzień Święta Narodowego, w którym zgodnie z rozporządzeniem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych odbywać się będzie w całej Rzeczypospolitej zbiórka na Dar Narodowy na cele oświatowe Polskiej Macierzy Szkolnej. Działacze PMS pisali do społeczeństwa łowickiego, że: władze nasze nie są w stanie podołać ciężarom otrzymanym w spadku po rządach wrogich; nie mogą uczyć wszystkich analfabetów, bo stanowią połowę narodu; nie mogą dać brakujących dla miliona dziatwy szkół; nie mogą zapewnić wszystkim wyszkolenia zawodowego; marnują się wybitnie zdolne, liczne jednostki, które mogłyby pracą umiejętną, wydajną przysporzyć krajowi bogactw i chluby. Polska potrzebuje czynu społecznego, ofiarności powszechnej; każdy Polak powinien w pamiętnym dniu 3 maja złożyć do Skarbony Narodowej, co jest w mocy jego. Tą Skarboną Narodową rozporządza mądrze, umiejętnie i uczciwie»polska Macierz Szkolna«. Do wybitnych działaczy PMS w pow. łowickim należał dyrektor jej oddziału Józef Stemier: w wykładach otworzył przed nami duszę swoją czystą, szlachetną, piękną. Jaki dyrektor, tacy ludzie, z którymi pracuje; na bezwzględne zaufanie zasługują ci ludzie oddani całym sercem»macierzy«. W Polsce Macierz prowadziła 50 ochron dla dzieci, 15 szkół średnich, 50 szkół powszechnych, 60 szkół zawodowych, Seminarium Nauczycielskie, Wyższą Szkołę Pedagogiczną, 35 burs, 1120 bibliotek, wypożyczalni, liczne czytelnie pism. W zasobach tych bibliotek i wypożyczalni było 25 tys. podręczników szkolnych. W informacji o PMS podkreślano, że pieniądze zebrane na Dar Narodowy złożone zostają do wyłącznej dyspozycji Zarządu Głównego Polskiej Macierzy Szkolnej. W wyniku wsparcia społeczeństwa PMS tylko w 1931 r. zebrała w całej Polsce ok. 220 tys. złotych. Komitet Honorowy zbiórki na Dar Narodowy stanowili wówczas: J. Em. Ks. Kardynał Aleksander Kakowski wraz z Wielebnym Episkopatem, Pan Marszałek Józef Piłsudski, Prezes Rady Ministrów, Marszałkowie Izb Ustawodawczych oraz Ministrowie 93. PMS wspierali także wojewodowie, kuratorowie okręgów szkolnych, wybitni działacze organizacji społecznych i politycznych. Jednym z ogniw wielkiego łańcucha Macierzy, którym opasana była Rzeczpospolita, było skromne Koło w Łowiczu. Członkami stałymi koła było 190 osób, przeważnie młodzi rzemieślnicy i robotnicy. Koło to prowadziło wypożyczalnię książek, z której w ciągu 1931 r. skorzystało 300 czytelników. Zgodnie z regulaminem biblioteka Macierzy w Łowiczu nie wypożyczała książek za darmo, aby jednak udostępnić każdemu korzystnie z dobrych książek, pobierali 93 Z Polskiej Macierzy Szkolnej, Życie Łowickie nr 9, 8 IV 1932 (AAN ZP RP, sygn. 457); H. Markiewiczowa, Rzecz o Polskiej Macierzy Szkolnej, Warszawa 2016, s. 33-53, 71-104; Statut, regulaminy i przepisy biurowości i księgowość Polskiej Macierzy Szkolnej, red. J. Świeżyński, Warszawa 1930, s. 5 i n. 60
minimalną opłatę 20 gr za książkę 94. Bibliotekę PMS w Łowiczu prowadziła Władysława Łagowska. Kolejną z działaczek PMS w Łowiczu, o której należy wspomnieć była profesor tamtejszego gimnazjum J. Staniowa. W 1931 r. np. zorganizowała ona Czarną Kawę, imprezę towarzyską, na której zbierano datki na PMS w Łowiczu. Za zebrane 115 zł kupiono wiele nowych książek, tak chętnie czytanych przez ubogich, żądnych czytania mieszkańców Łowicza i jego okolic 95. Koło PMS w Łowiczu, wspierane przez nauczycieli i władze samorządowe, odgrywało ważną rolę w udostępnianiu książek dzieciom szkolnym 96. 8. Udział w podnoszeniu zdrowotności dzieci wiejskich Jedną z ważnych funkcji samorządu powiatowego było wspieranie akcji na rzecz walki z chorobami. W wielu powiatach, na polecenie władz samorządowych, lekarze powiatowi zajmowali się profilaktyką oraz prowadzili walkę z nękającymi dzieci epidemiami. W latach 1931-1932 w pow. Rawa Mazowiecka lekarz sejmikowy zwizytował 32 szkoły, zbadał 1121 dzieci, udzielił 342 porad ambulatoryjnych i zbadał stan sanitarny 26 wsi. Natomiast lekarz rejonowy w gminie Biała Rawska zwizytował 22 szkoły, zbadał 1232 dzieci, udzielił 267 porad ambulatoryjnych i zbadał stan sanitarny 29 wsi 97. Podobnie lekarz rejonowy w Inowłodzu, urzędujący od stycznia 1932 r., zbadał 348 dzieci, udzielił 158 porad ambulatoryjnych, zbadał stan sanitarny 7 wsi 98. Na łamach radomskiej gazety samorządowej lekarz powiatowy S. Matkowski instruował nauczycieli i rodziców o podstawowych zasadach higieny. Pisał o konieczności mycia się, częstej zmiany bielizny, mycia zębów, głowy. Zalecał nauczycielom, aby brudne dzieci myły się w szkole 99. Podobnie było na terenie pow. garwolińskiego, wówczas już przyłączonego do woj. lubelskiego. Opieka lekarska nad dziećmi szkolnymi polegała na dwukrotnym badaniu w ciągu roku dzieci szkół powszechnych przez lekarzy rejonowych przy współudziale higienistek w tych rejonach, gdzie były zorganizowane Ośrodki Zdrowia. Najbiedniejsze dzieci na podstawie zaświadczeń kierowników szkół korzystały z bezpłatnej pomocy lekarskiej. Zgodnie z zalecaniami garwo- 94 Z Polskiej Macierzy Szkolnej ; H. Markiewiczowa, Rzecz o Polskiej, s. 53-71; Dzieło samopomocy narodowej, s. 10 i n. 95 Z Polskiej Macierzy ; H. Markiewiczowa, Rzecz o Polskiej, s. 105-117, 153-203. 96 Z Polskiej Macierzy ; Dzieło samopomocy narodowej, s. 55-85; H. Markiewiczowa, Rzecz o Polskiej, s. 245-268. 97 Sprawozdanie z Rawsko-Mazowieckiego Powiatowego Związku Komunalnego w okresie od 1 IV 1931 do 1 III 1932, Ziemia Rawska nr 2, IX 1932 (AAN ZP RP sygn. 458); Z. Wiśniewski, Ostatnia ustawa zdrowotna II Rzeczypospolitej, Gazeta Lekarska nr 6, 2008. 98 Sprawozdanie z Rawsko-Mazowieckiego ; S. Matkowski, Kilka uwag o higienie dziecka szkolnego, Przegląd Sejmikowy nr 35, 5 IX 1929 (AAN ZP RP, sygn. 162). 99 S. Matkowski, Kilka uwag ; S. Witkowski, Warunki zdrowotne i służba zdrowia, [w:] Radom. Dzieje miasta w XIX i XX wieku, s. 233-235. 61
lińskiego sejmiku powiatowego podjęto akcję uporządkowania stanu sanitarnego osiedli, zarówno miast Garwolina i Żelechowa, jak i w ogóle osiedli w powiecie. Sprawa ta nasuwa poważne trudności polegające na niebywałym wprost częstokroć konserwatyzmie ludności, co niekiedy udziela się nawet organom samorządu powoływanym do wykonywania tych prac. Wynikało z tej informacji, że mieszkańcy powiatu garwolińskiego nie chcieli porządkować swoich posesji, utwardzać dróg, budować bezpiecznych studni, obiektów sanitarnych typu ubikacje, likwidować gnojowisk przed domami. Dopiero zachęty samorządu, czasem kary, spowodowały, że zaczęto dbać o sprawy higieny i o bezpieczną do picia wodę. Pierwszy Ośrodek Zdrowia w powiecie garwolińskim, dzięki staraniom samorządu terytorialnego, zorganizowany został w Garwolinie w 1930 r. Działalność jego, oprócz walki z chorobami społecznymi i opieki higieniczno-lekarskiej w rejonie, nakierowana była na propagowanie zdrowego stylu życia. Zachęcano mieszkańców do leczenia zębów, profilaktycznych przeswietleń płuc w celu wykrycia gruźlicy. Ośrodek ten posiadał przychodnie: przeciwalergiczną, przeciwgruźliczą, opieki nad matką i dzieckiem oraz ambulatorium ogólne dla najbiedniejszych. W roku szkolnym 1936/37 uruchomiono ośrodki zdrowia w Sobieniach Jeziorach i Rykach, które utrzymywane były z dotacji garwolińskiego samorządu powiatowego, funduszy przekazywanych przez okoliczne gminy i Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie oraz Polski Czerwony Krzyż 100. Wyniki pracy ośrodków zdrowia przedstawiono w tabeli nr 7. Tabela 7. Prace ośrodków zdrowia na terenie pow. garwolińskiego, 1938 rok Lp. Nazwa Przeprowadzono Udzielenie porad Matka Ogółem ośrodka dziennie wywiadów jaglica gruźlica i dziecko 62 1. 2. 3. Garwolin Sobienie Jeziory Ryki 654 293 191 3043 1119 137 577 314 47 700 173 61 212 149 80 Zbadano dzieci szkolnych 6134 4258 6614 razem 1138 4299 938 937 441 17306 Źródło: Prace Samorządu Garwolińskiego w dziedzinie zdrowia publicznego (woj. lubelskie), Samorząd nr 11, 13 III 1938 (AAN ZP RP, sygn. 9). Służba zdrowia na terenie pow. garwolińskiego pracowała bardzo intensywnie. Jak pisano: W pozostałych rejonach powiatu przeprowadzono badań dzieci szkolnych: rejon Żelechów 4594 badań, rejon Maciejowice 3488 badań. 100 Prace Samorządu Garwolińskiego w dziedzinie zdrowia publicznego (woj. lubelskie), Samorząd nr 11, 13 III 1938 (AAN ZP RP, sygn. 9); B. Ostrowska, Problemy ochrony zdrowia w województwie warszawskim w okresie dwudziestolecia międzywojennego (1918-1939), praca doktorska, Pułtusk 2011, s. 69-79, (zdeponowana w Bibliotece Akademii Humanistycznej w Pułtusku).
Szczepień ochronnych przeciw ospie w okresie sprawozdawczym przeprowadzono 93778, innych 1834. Przy starostwie powiatowym działał kontroler sanitarny, przeprowadzający dezynfekcje i dezynsekcje w powiecie oraz badania środków żywności. Podkreślano, że największymi bolączkami powiatu w zakresie sanitarnym był brak łaźni i kąpielisk. W powiecie czynna była tylko jedna łaźnia w Rykach i jedno kąpielisko otwarte w Żelechowie. Brakowało dostatecznej ilości studni z wodą do picia i mierny [był przyp. R.T.] stan sanitarny osiedli, tudzież zakładów gastronomicznych i wytwórni środków żywności. W najbliższej przyszłości planowano budowę szpitala w Garwolinie, zaopatrzenie w światło elektryczne szpitala w Maciejowicach oraz uruchomienie Ośrodków Zdrowia w Żelechowie i Maciejowicach. Niestety wojna pokrzyżowała te ambitne plany samorządu garwolińskiego 101. Wielkim problemem była walka z panującą dość powszechnie na wsi gruźlicą. Wśród wielu powiatów centralnej Polski m.in. w woj. łódzkim, na przełomie lat 20. i 30. XX w. prowadzono Dnie Przeciwgruźlicze. W pow. Rawa Mazowiecka działał Powiatowy Komitet Przeciwgruźliczy, w skład którego weszli lekarze, nauczycielstwo i przedstawiciele innych warstw społeczeństwa. Zadaniem akcji»dni Przeciwgruźliczych«była propaganda i popularyzacja higieny oraz w ogóle usilna walka z gruźlicą. W Polsce na gruźlicę umierało rocznie około 80 tys. ludzi. Tymczasem łóżek w szpitalach i sanatoriach oraz poradni dla biedniejszych było mało (zaledwie 6,5 tys.). Samorządowcy i współpracujący z nimi lekarze podkreślali: Trzeba zatem z całą gorliwością pomagać Związkowi Przeciwgruźliczemu, który energicznie walczy z gruźlicą, i dlatego na ten cel ludność nie powinna szczędzić grosza. Sami poza tym dbać powinniśmy, aby chorzy na gruźlicę mogli być izolowani, specjalnie od dzieci, aby ich nie zarażać tą straszną chorobą 102. Związek wydawał propagandowe pisemka o utrzymywaniu czystości, wietrzeniu mieszkań, izolowaniu chorych; uczył, jak postępować, aby ustrzec się gruźlicy. Komitety sprzedawały na terenach powiatów znaczki i nalepki, a otrzymane za to pieniądze przeznaczały na budowę szpitali, sanatoriów, utrzymanie poradni, akcję propagandową itp. 103 101 Prace Samorządu Garwolińskiego ; B. Ostrowska, Rozwiązywanie problemów ochrony zdrowia mieszkańców miast Mazowsza okresu II Rzeczpospolitej, [w:] Miasta Mazowsza w XIX i XX wieku. Wybrane zagadnienia społeczno-gospodarcze i kulturowe (do 1939 r.), red. J. Szczepański, R. Turkowski, Pułtusk-Warszawa 2013, s. 276-280. 102 Dni przeciwgruźlicze w naszym powiecie, Gazeta Urzędowa Sejmiku Powiatu Rawskiego nr 7, 20 XII 1929 (AAN ZP RP, sygn. 485); M. Kacprzak, Szlachetne i nieszlachetne, Warszawa 1931, s. 11-15; tenże, Zdrowie w chacie wiejskiej, Włocławek 1929, s. 5-10. Dr Marcin Kacprzak pisał o braku higieny, brudzie, ciemnych wilgotnych mieszkaniach, złym odżywianiu, ogólnej nędzy i biedzie, w jakiej żyła polska wieś. Wszystko to powodowało szerzenie się gruźlicy. 103 Dni przeciwgruźlicze ; J. Janiuk, Gruźlica w okresie Młodej Polski i dwudziestoleciu międzywojennym w teorii i praktyce medycznej (fragm. pracy doktorskiej), cz. 2, Medycyna Nowożytna, nr 17/1, 2011, s. 41-78. 63
Mimo takich działań u schyłku lat 30. XX w. gruźlica nadal zbierała obfite żniwo. Lekarka Jadwiga Dmochowska dała wyraz zaniepokojeniu z powodu szerzenia się gruźlicy, zwłaszcza na terenie wiejskim, gdzie walka z tym wrogiem jest utrudniona. Pisała, że niewątpliwie pierwszym etapem walki z groźnym niebezpieczeństwem jest poznanie stopnia jego nasilenia. Może to nastąpić jedynie drogą sumiennej rejestracji gruźlików niebezpiecznych dla otoczenia oraz członków rodziny mających z nimi bezpośrednią styczność. Zadaniu temu podołać może w pierwszym rzędzie odpowiednio gęsta sieć wiejskich ośrodków zdrowia. Sumienny, systematyczny wywiad prowadzony planowo od chaty do chaty, aż do chwili zebrania ewidencji wszystkich chorych lub tylko o chorobę podejrzanych, oto konieczny początek akcji. Tam, gdzie pierwsze wywiady wykazują wyjątkowe nasilenie gruźlicy, a istniejąca już sieć ośrodków zdrowia nie jest w stanie ogarnąć całości terenu, potężnym czynnikiem pomocniczym mogłyby się stać zorganizowane przy tychże ośrodkach lotne kolumny przeciwgruźlicze. Akcja tworzenia wiejskich ośrodków zdrowia jest, jak dotychczas, zbyt opieszała. Ostatnie dziesięciolecie przyniosło nam ich zaledwie 500, gdy potrzeba ich przynajmniej 2 tysiące. By skutecznie przeciwstawić się gruźlicy, potrzeba jeszcze przyjąć zasadę koncentracji wysiłków i funduszów wszystkich czynników o pokrewnych celach, a więc: państwowych i samorządowych wydziałów zdrowia, organizacji lecznictwa zbiorowego (Czerwony Krzyż, Towarzystwo Przeciwgruźlicze itp.) 104. Autorka zwracała uwagę na akcję uświadamiającą w kierunku zapobiegania gruźlicy. Pisała ona: Najniebezpieczniejsze są dwa momenty: jedzenie ze wspólnej misy i plucie na podłogę. Te dwa przyzwyczajenia należy za wszelką cenę wykorzenić. Równocześnie należy dążyć do przestrzegania lepszej wentylacji mieszkań, do poddawania pościeli i odzieży gruźlika działaniu powietrza i słońca, wreszcie umieszczać jego łóżko w oddzielnym pomieszczeniu. Dmochowska uważała, że: rolą pielęgniarki z wiejskiego ośrodka zdrowia jest udzielanie tych wszystkich wskazówek, jak również pewna kontrola nad ich wykonaniem. Stanowi to obok rejestracji główny cel domowych wywiadów. Czynnikiem pomocniczym są pogadanki przeciwgruźlicze; skuteczną propagandę mogłyby stanowić odpowiednie filmy. Pisała dalej, że w ostatnich czasach coraz silniej wysuwana była przez powagi medyczne konieczność zastosowania tzw.»systemu podwójnych nożyc«. Polegał on na separowaniu chorych na gruźlicę rozpadową od rodzin i umieszczenie ich w specjalnych izolatkach, również zabieranie od matek gruźliczek niemowląt natychmiast po urodzeniu i oddawanie ich do żłobków. Dmochowska zwracała uwagę na opiekę nad matką, dzieckiem oraz młodzieżą. Zalecała: poza opieką lekarską, rozciągniętą wówczas przez ośrodki zdrowia, należałoby otoczyć opieką pracę nieletnich, popierać jak najszerzej rozwój sportu wśród młodzieży wiejskiej, ułatwiać wyjazdy na obozy, zwłaszcza 104 J. Dmochowska, Walka z gruźlicą na terenie wsi, Samorząd nr 11, 13 III 1938 (AAN ZP RP, sygn. 9); E. Dzięciołowska-Baran, A. Gawlikowska-Sroka, Gruźlica niekończąca się opowieść, [w:] Annales Academiae Medicae Stetinensis Roczniki Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie nr 59, 2013, s. 157-161. 64
z miejscowości notorycznie niezdrowo położonych, do lepszych warunków klimatycznych. Nie można przy tym zaniedbywać oddziaływania moralnego na młodzież objawiającą skłonności gruźlicze. Należy uświadomić ją o grożącym niebezpieczeństwie, stopniowo zaszczepiać zasady eugeniki. Dmochowska uważała, że u schyłku lat 30. XX w. wiejskie ośrodki zdrowia powinny podołać tym zadaniom, pod warunkiem zwiększenia ich liczby i personelu. Jako praktykujący lekarz przekonywała, że byłoby to np. piękne pole pracy ideowej, jak również sposobność do cennej praktyki dla studentów i studentek wyższych roczników medycyny 105. Problemu tego państwo polskie nie zdołało rozwiązać. Do 1939 r. tysiące dzieci wiejskich zapadało na gruźlicę, wiele z nich umierało. W wielu powiatach walczono także z epidemią błonicy, czyli dyfterytu, i płonicą, czyli szkarlatyną. Na terenie pow. skierniewickiego (woj. łódzkie) wprowadzono surowicę przeciwbłoniczą. Dzięki akcji szczepionkowej, którą wspierał finansowo samorząd powiatowy w Skierniewicach, uratowano od śmierci wiele dzieci. Wiele jednak umierało z powodu błonicy (anginy dyfterycznej) czy krupu, którym był dyfteryt krtani. Przyczyną było zbyt późne rozpoznanie i niezastosowanie przez lekarzy odpowiednich terapii 106. W wielu powiatach, szczególnie bogatszych (w woj. poznańskim i woj. pomorskim) powstawały Stacje Opieki nad Matką i Dzieckiem. W połowie lat 30. XX w. powstała taka w pow. ostrzeszowskim (woj. poznańskie). Jak zapisano w regulaminie Stacji, zadaniem jej było: otoczenie właściwą opieką lekarską i społeczną kobiet ciężarnych, jako przyszłych matek, oraz stały nadzór nad zdrowiem i rozwojem dziecka do końca 3-go życia. Zgodnie z tym zadaniem podejmuje Stacja bezwzględną walkę ze śmiertelnością niemowląt i dzieci w pierwszych latach życia. Stacja swe spełniała zadania przez: a) zorganizowanie możliwie dokładnej rejestracji wszystkich kobiet ciężarnych, niemowląt i matek, a zwłaszcza tych, które wskutek rozmaitych przyczyn nie są w możności zapewnić sobie lub dziecku stałej opieki higieniczno-lekarskiej; b) okresowe oględziny ciężarnych i dzieci dokonywane przez lekarza i higienistkę; c) pouczanie matek o higienie ciąży, porodu, połogu, o zasadach i sposobach karmienia i pielęgnowania niemowlęcia oraz zabezpieczenia od chorób; d) otoczenie opieką i dozorem dziecka i matki w ich mieszkaniach; e) nawiązanie łączności z instytucjami społecznymi i miejskimi towarzystwami dobroczynności w celu ułatwienia nabywania od nich tych przedmiotów dla ciężarnych i niemowląt, które są niezbędne do życia i przeprowadzenia zasad higieny osobistej, a których matka ze względu na swą niezamożność, nie może nabyć sama. Stacja Opieki nad Matką i Dzieckiem 105 J. Dmochowska, Walka z gruźlicą ; A. Steciwko, D. Siejka, Choroby, która zmieniła bieg historii, Przegląd Lekarski nr 2, 2010, s. 11-15; Z. Woźniewski, Historyczny zarys leczenia gruźlicy płuc w Polsce, Warszawa 1967, s. 52-62. 106 J. Dmochowska, Walka z gruźlicą ; Z. Moskwa, Walka z gruźlicą na wsi w Polsce międzywojennej, Wiadomości Lekarskie nr 6, 1986, s. 418-421; tenże, Instytucje i organizacje w walce z gruźlicą w Polsce do wybuchu II wojny światowej, Wiadomości Lekarskie nr 19, 1986, s. 1362-1365; Szczepienie przeciwko błonicy (dyfterytowi) i płonicy (szkarlatynie), Gazeta Skierniewicka nr 1, 1 IV 1930 (AAN ZP RP, sygn. 498); J. Józefacki, Dzieje Skierniewic 1359-1975, Warszawa 1980, s. 289-320. 65
w Ostrzeszowie starała się o przeprowadzenie jak najdalej idącej propagandy i zainteresowania ogółu społeczeństwa Stacją oraz zachęcenia jego do współpracy 107. Stacja miała na celu prowadzenie akcji wyłącznie higieniczno-wychowawczej i zapobiegawczej, a nie leczniczej. Lekarz w Stacji obserwował tylko te stany chorobowe, które powstały z wadliwego odżywiania i pielęgnacji dziecka. Zgodnie z zadaniami Stacji jej lekarze dzieci chore kierowali do leczenia lekarskiego lub zakładowego. W Stacji nie wolno było przyjmować dzieci zakaźnie chorych. Stacja Opieki nad Matką i Dzieckiem udzielała porad lekarskich w dniach i godzinach ściśle oznaczonych. Liczbę przyjęć w ciągu godziny pozostawiano do uznania lekarza (jako wytyczną podawano się 5-10 dzieci na godzinę). Dzieci zarejestrowane w poradni były badane przez lekarza przeciętnie dzieci do pół roku raz na dwa tygodnie, dzieci po pół roku raz na miesiąc. Praca w tej Stacji odbywa się według ustalonego przez lekarza rozkładu dnia 108. W Stacji pracowali lekarze, pielęgniarki i higienistki. Z jej pomocy korzystali także mieszkańcy wsi ostrzeszowskiej 109. Osoby uczęszczające do Stacji Opieki nad Matką i Dzieckiem, w zamian za udzielone im świadczenia, miały obowiązek moralny ścisłego stosowania się do wskazówek, udzielonych im w Stacji. W szczególności matki obowiązane były do przedstawienia dzieci w Stacji w terminach określonych przez lekarza; w razie pojawienia się u dzieci objawów wskazujących na choroby zakaźne oraz w wypadkach chorób zakaźnych w najbliższym otoczeniu winne osoby te spostrzeżenia swe zgłosić niezwłocznie do Stacji, dzieci zaś nie przedstawiać w Stacji przed rozstrzygnięciem lekarza względnie pielęgniarki, jak mają postąpić. W zamian za udzielane przez Stację świadczenia, matki zamożniejsze proszono do składania pewnych ofiar w pieniądzach lub w naturze na rzecz niemowląt matek niezamożnych należących do Stacji 110. Ostrzeszowskie władze samorządowe istotnie wspomogły służbę zdrowia, szczególnie jej część zajmującą się leczeniem dzieci. 107 Regulamin Stacji Opieki nad Matką i Dzieckiem w Ostrzeszowie, woj. poznańskie, pow. ostrzeszowski, 1934, s. 1 (AAN ZP RP, sygn. 820); L. Kabzińska, K. Kabziński, Wybrane aspekty zagrożenia dzieciństwa w dwudziestoleciu międzywojennym, Dziecko w systemie opieki społecznej, nr 4, 2012, s. 32-35; Dzieje Ostrzeszowa, red. S. Nawrocki, Kalisz 1990, s. 255-260. 108 Regulamin Stacji Opieki nad Matką ; K. Kabziński, Warunki rozwoju dziecka w rodzinie wiejskiej okresu międzywojennego, [w:] Dziecko w rodzinie i społeczeństwie. Dzieje nowożytne, t. 2, red. K. Jakubiak, W. Jamrożek, Bydgoszcz 2002, s. 111-118; E. Nawrot, Dekanat Ostrzeszowski 1821-1939, Saeculum Christianum pismo historyczno-społeczne nr 8/1, 2001, s. 158-160, 164-165. 109 Regulamin Stacji Opieki nad Matką, s. 2; A. Samsel, Rodziny potrzebujące wsparcia w II Rzeczpospolitej, s. 238-241. 110 Regulamin Stacji Opieki nad Matką, s. 2; M. Posłuszna, Dziecko w rodzinie wiejskiej w Drugiej Rzeczpospolitej, [w:] Virginibus puerisque. Z zagadnień wychowania i opieki nad dzieckiem w XVII-XX wieku, t. 2, red. E. Kula i M. Pękowska, Kielce 2012, s. 317-330. 66
Ważną sprawą były badania nad rozwojem fizycznym dzieci. W pow. skierniewickim (woj. łódzkie) władze samorządowe wsparły akcję pomiary dziatwy szkolnej. W specjalnym ogłoszeniu, inspektor szkolny skierniewicki J. Benedykciński oraz lekarz powiatowy S. Łobęcki, pisali: aż dotąd nie wiemy, jaki wzrost i jaką wagę powinno mieć dziecko będące w pewnym wieku. Nie mamy więc podstawy do oceny, że to dziecko jest fizycznie niedorozwinięte, a owo znów rozwinięte nad swój wiek. Gdy np. lekarz ma rozstrzygnąć, czy danemu dziecku odroczyć początek nauki szkolnej, powinien się przedtem przekonać, czy jego wzrost i waga rzeczywiście są niższe od normy. W zasadzie jest to niemożliwe, gdyż norm polskich nie mamy, zaś będące w użyciu normy obce, jako zdobyte ze środowisk bardzo od naszego odmiennych, już z góry można przyjąć, nie są dla naszej dziatwy odpowiednie 111. Inspektor i lekarz powiatowy stwierdzali dalej: Wymiary ławek szkolnych dla poszczególnych oddziałów powinny być raz na zawsze ustalone, co znów będzie możliwe dopiero wtedy, gdy będziemy wiedzieli, jaki jest przeciętny wzrost i granice jego odchyleń w wieku odpowiadającym danemu oddziałowi. Normy wzrostu i wagi są to przeciętne uzyskane z bardzo wielkiej liczby ściśle przeprowadzonych pomiarów. Informowali oni, że na skutek zarządzenia Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego pomiary takie odbędą się w szkołach powszechnych w pierwszej połowie kwietnia 1930 roku 112. Pomiary odbyły się tylko w tych szkołach, gdzie były odpowiednie wagi, a więc przeważnie w miastach. Powstała więc obawa, że uzyskane w ten sposób normy polskie będą właściwie normami miejskimi, prowadzącymi do błędów w zastosowaniu na wsi. Powiat skierniewicki był w tym szczęśliwym położeniu, że miał 3 wagi osobowe w Stacjach Zdrowia w Głuchowie i Kowiesach oraz w szkole w Puszczy Mariańskiej. Dzięki temu otrzymano pokaźną liczbę pomiarów w powiecie. Pomogło też wsparcie inspektora szkolnego i lekarza powiatowego, którzy apelowali do kierowników szkół, że chodziło tu o sprawę niezmiernej doniosłości dla postępu szkolnictwa, a zarazem świadomość, że od naszej sumienności i ścisłości zależne będą niejako cechy»normalnego polskiego dziecka«113. Samorząd terytorialny szczebla powiatowego i gminnego funkcjonujący w II Rzeczypospolitej odegrał dość istotną rolę w rozwijaniu, opiece, wspomaganiu działalności szkół powszechnych na wsi. Przedstawiciele społeczności gminnych i powiatowych działający w sejmikach powiatowych i radach gmin 111 Pomiary dziatwy szkolnej, Gazeta Skierniewicka nr 1, 16 IV 1930 (AAN ZP RP, sygn. 498); J. Józefacki, Dzieje Skierniewic, s. 289-320. 112 Pomiary dziatwy ; Historia Powiatu Skierniewickiego, http://powiat- skierniewice.pl /viewpage.php?page_id=3 [dostęp: 25 I 2019]; N. Wolański, Zmiany budowy ciała ludności Polski, ich przyczyny oraz możliwości wykorzystania jako miary rozwoju gospodarczego i warunków bytowych, [w:] Budowa fizyczna człowieka na ziemiach polskich wczoraj i dziś, red. M. Kopczyński i A. Siniarska, Warszawa 2017, s. 15-38. 113 Pomiary dziatwy...; B. Ogórek, Nieoczywiste skutki I wojny światowej: wysokość ciała uczniów szkół krakowskich w latach 1919-1933, [w:] Budowa fizyczna człowieka na ziemiach polskich, s. 39-60. 67
stali blisko spraw trapiących mieszkańców wsi. Samorządy wspierały, u schyłku lat 20. XX w., budowę nowych gmachów szkół powszechnych na wsiach. Widoczny był wkład samorządów w podnoszenie higieny wśród uczniów, wspieranie walki z chorobami społecznymi, jak np. z gruźlicą. Szczególne zasługi miała na tych polach prasa samorządowa, która wiele pisała o funkcjonowaniu oświaty powszechnej na wsi. Samorządowcy, eksponując sprawy oświatowe, pomogli realizować programy nauczania nauczycielom wiejskim. Summary Local Authorities of Poviat and Commune Level in the Second Republic of Poland in the Light of Functioning of Education System and Common Schools in Rural Areas (1918-1939) The paper describes the role of local authorities of poviat and commune level in the Second Republic of Poland in the area of widely understood support for the functioning of education system in common schools in rural areas in the period between 1918-1939. The paper outlines the main rules of the functioning of local authorities, paying attention to its democracy between 1918-1926 and its drastic distortions and restrictions introduced by the political camp of Marshal Józef Pilsudski, particularly between 1933-1939 when the reform of local authorities was introduced in a way that it could be beneficial for this political camp. The subsequent part of the article presents, among others, forms of cultivating the memory about the teachers who fought for the Polish education under foreign occupation. Key words: local authorities, the Second Republic of Poland, education in rural areas, common school, rural teachers, patriotic and civic education. 68
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.03 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Aleksandra Anna Kozłowska Łódź Bolesław Roja. Legionowym szlakiem dowódcy czwartaków Legionista, generał, polityk Bolesław Roja nie doczekał się jak dotąd żadnego opracowania monograficznego czy nawet obszernego artykułu na swój temat. Hasła biograficzne jedynie ogólnie sygnalizują złożoność tej postaci 1. Warto zatem zaprezentować przynajmniej fragment życiorysu B. Roi, którego losy silnie związały się z ziemią piotrkowską. Tutaj bowiem wiosną 1915 r. rozpoczął on organizację legendarnego 4 pułku piechoty Legionów Polskich 2 ; oddziału, który znalazł się w składzie III Brygady. Przyszły dowódca czwartaków przyszedł na świat 4 IV 1876 r. we wsi Bryńce Zagórne, pow. Bóbrka, w ówczesnej Galicji (ob. obwód lwowski na Ukrainie). Jego matką była Maria de domo Trzcińska. Ojciec, Józef, prowadził gospodarstwo, wykonywał również zawód leśnika. Przyszły dowódca 4 pp należał obok Andrzeja Galicy (1873-1945) do wyjątków, jakimi były osoby pochodzenia chłopskiego wśród generalicji okresu II Rzeczypospolitej. Wśród przodków B. Roi były także tradycje wojskowe, o czym sam wspominał: Z rodziny po matce, córce drobnego hreczkosieja, Trzcińskiego spod Lwowa, po ojcu»z gór«, z rodziny żołnierzy, którzy, jak daleko akta i podania rodzinne sięgają, tłukli kości po całej Europie, odnosiłem się z zamiłowaniem i niemal nabożeństwem do zawodu żołnierza i do kawałka roli 3. Przyszły generał uczył się w gimnazjach we Lwowie i Krakowie. Uczęszczał do gimnazjum św. Anny (im. Bartłomieja Nowodworskiego), najstarszej i najlepszej szkoły średniej w Krakowie. Ukończyli ją również m.in.: Stanisław Wyspiański, Kazimierz Przerwa Tetmajer, Tadeusz Boy-Żeleński, późniejszy 1 H. Korczyc, Roja Bolesław (1876-1940), [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. XXXI/1, z. 128, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1988, s. 508-511; P. Stawecki, Słownik biograficzny generałów Wojska Polskiego 1918-1939, Warszawa 1994, s. 278-279; J.M. Radomski, Bolesław Roja (1876-1940), [w:] Z walk II Brygady Legionów Polskich w Karpatach Wschodnich 1914/1915. Materiały pokonferencyjne, red. L. Fac, Przemyśl 2002, s. 123-124; W.K. Cygan, Oficerowie Legionów Polskich 1914-1917. Słownik biograficzny, t. IV, Warszawa 2006, s. 137-138. 2 W tekście użyto następujących skrótów: AOK Armee-Oberkommando, ck cesarskokrólewski, DP Dywizja Piechoty, G.u.M. Gedenkstätte und Museum, ITS International Tracing Service (Archiwum w Bad Arolsen, Niemcy), LP Legiony Polskie, MTN Muzeum Tradycji Niepodległościowych, NKN Naczelny Komitet Narodowy, pp pułk piechoty. 3 B. Roja, Legioniści w Karpatach w 1914-1915 roku, Warszawa 1933, s. 8-9. 69
marszałek Edward Śmigły-Rydz (1886-1941) czy generałowie: A. Galica (1873-1945), Józef Olszyna-Wilczyński (1890-1939), Stanisław Wróblewski (1868-1949) 4. To właśnie w tym gimnazjum Bolesław eksternistycznie zdał maturę. Następnie, w latach 1895-1898, uczył się w szkole kadetów (Kadettenschule) w Wiener Neustadt koło Wiednia 5. Od 1899 r. B. Roja służył w armii austro-węgierskiej w stopniu podchorążego. Rok później w stopniu podporucznika znalazł się w szeregach 36 pp Obrony Krajowej (Landwehra). Jednostka ta stacjonowała w Kołomyi. W 1905 r. przeszedł do rezerwy. Przed wybuchem I wojny światowej awansował do stopnia porucznika 6. Od 1906 r. był agentem wywiadu austriackiego. Jak podał gen. Maximilian Ronge, szef Biura Ewidencyjnego Sztabu Generalnego w Wiedniu i Oddziału Informacyjnego AOK (Naczelna Komenda Armii) w Baden, miał pracować również dla warszawskiej Ochrany 7. Po zakończeniu służby w ck armii B. Roja rozpoczął studia prawnicze, potem zaś medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nie ukończył ich jednak. Pracował w magistracie krakowskim. Był urzędnikiem w Polskim Towarzystwie Emigracyjnym (założonym w 1908 r.), którego celem była opieka nad polskim wychodźstwem oraz utrzymywanie związków emigracji z krajem 8. W chwili wybuchu I wojny światowej wstąpił do Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w Krakowie. Na polecenie inż. Władysława Turskiego (członek rady miejskiej Krakowa), prezesa Sokoła oraz naczelnika Szczęsnego Rucińskiego, przystąpił do szkolenia wojskowego Drużyn Sokolich. Na początku września 1914 r. objął na krótko dowództwo II batalionu 2 pp LP (dowódca płk Zygmunt Zieliński), a następnie IV batalionu tej jednostki. Dowódcami pozostałych batalionów byli: I kpt. Marian Żegota-Januszajtis, II kpt. Kazimierz Fabrycy, III kpt S. Ruciński 9. W dniu 29 IX 1914 r. B. Roja otrzymał awans na kapitana. W szeregach 2 pp LP 1 października wyruszył z Dębnik pod Krakowem na front. Jednostka znalazła się 5 października na obszarze komitatu Marmaros-Sziget. Wraz z 3 pp przyszło jej walczyć w Karpatach. Stąd utworzona w przyszłości (maj 1915 r.) z tych wła- 4 J. Adamczewski, Kraków od A do Z, Kraków 1986, s. 90. W 1898 szkołę przeniesiono do nowego gmachu na pl. Na Groblach 9. Obecnie nosi nazwę I Liceum Ogólnokształcące im. B. Nowodworskiego. 5 CAW, Kolekcja generałów i osobistości Roja Bolesław, Haupt-Grundbuchsblatt, 13 VI 1905. Na temat szkół kadeckich w ck monarchii zob. J. Rydel, W służbie cesarza i króla. Generałowie i admirałowie narodowości polskiej w siłach zbrojnych Austro-Węgier w latach 1868-1918, Kraków 2001, s. 94-95. 6 CAW, Kolekcja generałów i osobistości Roja Bolesław, Haupt-Grundbuchsblatt, 13 VI 1905. 7 R. Świętek, Lodowa ściana. Sekrety polityki Józefa Piłsudskiego 1904-1918, Kraków 1998, s. 46-47. 8 H. Korczyc, dz. cyt., s. 508. 9 B. Roja, Legioniści w Karpatach, s. 11-12, 32-35; D. Dudek, Działalność wojskowa Towarzystwa Gimnastycznego Sokół przed I wojną światową, Nowy Sącz 1994, s. 6; S. Czerep, II Brygada Legionów Polskich, Warszawa 2007, s. 33. 70
śnie pułków II Brygada LP nazwana została Karpacką. Ze względu na jej bohaterstwo i waleczność doszło także inne, nieoficjalne określenie Żelazna Brygada 10. W drugiej połowie października 1914 r. B. Roja zajął osadę Sołotwinę. W 29 dniu tegoż miesiąca 2 i 3 pp wzięły udział w walkach pod Mołotkowem, gdzie starły się z Rosjanami. Pomimo determinacji i poświęcenia dowodzony przez B. Roję IV batalion 2 pp został zmuszony do odwrotu. Polacy ponieśli w boju bardzo duże straty (około 200 zabitych, prawie 500 rannych, 200 żołnierzy zaginionych i wziętych do niewoli; strona rosyjska 100 zabitych) 11. Doceniono jednak męstwo B. Roi, który 11 XI 1914 r. otrzymał awans na majora 12. Podczas walk pod Mołotkowem B. Roja został szrapnelem ranny w lewą rękę. Przez jakiś czas nosił ją na temblaku, co potwierdza zachowana ikonografia. Przede wszystkim jednak był głęboko zawiedziony i rozczarowany działaniem Komendy LP. W opinii Roi klęska pod Mołotkowem była wynikiem niewłaściwych decyzji podjętych przez ten organ, m.in. jak to określił dowódca IV batalionu 2 pp niepotrzebnym mieszaniem batalionów czy brakiem dat w rozkazach. Krytycznie ocenił również działania Austriaków, którzy nawet nie wydali polskim żołnierzom dostatecznej ilości łopatek polowych, umożliwiających im okopanie 13. Wydarzenia spod Mołotkowa stały się tematem wiersza, w którym pojawia się postać B. Roi oraz 15 kompania IV batalionu 2 pp: Hej, Mołotków zaszczytny I pamiętny, i miły, Tam to Legion nasz bitny Na tysięczne szedł siły. Ziały ogniem wciąż działa, Ziemia drżała od stali, Front piętnastka trzymała, Ostro biła Moskali. Bo piętnastka spod Roi To żołnierze dobrani: 10 Tamże, s. 5. 11 Walki pułku II i III w Karpatach, Wiadomości Polskie nr 2, 12 XII 1914, Cieszyn, s. 4; W. Milewska, J.T. Nowak, M. Zientara, Legiony Polskie 1914-1918. Zarys historii militarnej i politycznej, Kraków 1998, s. 91-92. Nieco inne liczby: 200 zabitych, 300 rannych, 400 w niewoli podał Jeremiasz Ślipiec, Walki polsko-rosyjskie pod Mołotkowem (28-29 X 1914 r.) jako pierwsza wielka bitwa odradzającego się Wojska Polskiego, [w:] Z walk II Brygady Legionów, s. 75. 12 Lista starszeństwa oficerów Legionów Polskich w dniu oddania Legionów Polskich Wojsku Polskiemu (12 kwietnia 1917), Warszawa 1917, s. 2. 13 Lista chorych, rannych, zabitych i zaginionych legionistów do kwietnia 1915 roku (wyd. przez Centralny Oddział Ewidencyjno-Werbunkowy Departamentu Wojskowego NKN), Piotrków Trybunalski 1915, s. 51; B. Roja, Legioniści w Karpatach, s. 107-118, 123, 133 fot.; T. Pelczarski, Sprawozdania. Bolesław Roja: Legioniści w Karpatach 1914-1915, Warszawa 1933 [rec.], s. 478. 71
72 Żaden dział się nie boi, Chociaż ranny sam rani. Szedł batalion, hej czwarty, Lewe skrzydło obsadził. Wnet bój zawrzał zażarty, Zapał wszystkich prowadził. Hej, od rana do nocy Huczała zawierucha; My bez żadnej pomocy Nie traciliśmy ducha. Już Mołotków się pali Roja sprawę ratuje I na siłę Moskali Atak wieczór gotuje. Wśród strasznego chaosu dzielnieśmy się trzymali, Nawarzywszy bigosu Wśród szeregów Moskali... 14. W dniu 26 XI 1914 r. AOK dokonała podziału LP walczących w Karpatach na 2 grupy. Większa z nich, dowodzona przez gen. por. Karola Trzaskę-Durskiego i licząca około 2800 żołnierzy, została skierowana do Żabiego i Kut na Bukowinie. Mniejsza, z Józefem Hallerem na czele, miała bronić rejonu Rafajłowej (wieś położona około 20 km na południowy zachód od miejscowości Nadwórna), utrzymać łączność z austriacką 52 DP oraz zabezpieczać linię etapową na Węgry do Teraczköz. W grupie tej znalazły się m.in. następujące bataliony legionowe: I z 3 pp dowódca kpt. Henryk Odrowąż Minkiewicz; III z 3 pp dowódca kpt Tadeusz Terlecki; IV z 2 pp dowódca kpt. B. Roja 15. W okresie 27 XI 1914-23 I 1915 oddziały legionowe II Brygady LP pozostawały w rejonie wsi Zielona i Rafajłowa, położonych w malowniczym paśmie górskim Gorganów. Stąd wzięła się nazwa Rzeczpospolita Rafajłowa, przyjęta z czasem dla miejsca stacjonowania następujących jednostek: I i III batalion 3 pp, IV batalion 2 pp, półbateria artylerii (kpt. Mieczysław Jełowicki), pluton jazdy 16. Legionistom przyszło tam walczyć w wyjątkowo trudnych warunkach, wynikających z górskiego ukształtowania terenu oraz trwającej właśnie ciężkiej zimy. Niezwykle silne mrozy dochodziły do -30º C. Nic dziwnego, że Brygadę LP, która zdołała to przetrwać, nazwano Żelazną. W nocy z 23 na 24 I 1915 r. doszło do ataku dwóch batalionów piechoty rosyjskiej na Rafajłową. W obronie polskich pozycji brał udział B. Roja. Mimo 14 A. Roliński, A gdy na wojenkę szli ojczyźnie służyć. Pieśni i piosenki żołnierskie z lat 1914-1918. Antologia, Kraków 1989, s. 124-125. 15 M. Orłowski, Generał Józef Haller 1873-1960, Kraków 2007, s. 80-81. 16 L. Fac, II Brygada Legionów w walkach w Karpatach Wschodnich (6 X 1914-10 I 1915 Marmaros-Sziget-Huszt), [w:] Z walk II Brygady Legionów, s. 44.
powtarzanych kilka razy zwrotów zaczepnych Rosjanom nie udało się zająć Rafajłowej 17. Tymczasem dzięki swojej odwadze dowódca IV batalionu 2 pp okrył się sławą wśród żołnierzy legionowych. Jeden z nich tak scharakteryzował Roję: zawadiacka dusza zagończyka, niepohamowany temperament. (...) Był w tym człowieku młodzieńczy rozmach i ogień, jakaś niespokojna, pełna inicjatywy wola, było przedziwne nieliczenie się z rzeczywistością, wyzywanie własnego szczęścia 18. Po przeniesieniu pułków karpackich na tyły, w dniu 23 II 1915 r. 2 pp LP rozpoczął stacjonowanie w Kołomyi, znanej B. Roi doskonale z okresu służby w ck armii, w 36 pp Obrony Krajowej. To właśnie tam, w związku z napływem ochotników, w marcu 1915 r. dowódca IV batalionu zaproponował Komendzie LP utworzenie 4 pp. W skład nowej jednostki miałby wejść również III batalion 2 pp oraz batalion B. Roi. Decyzje dotyczące zorganizowania 4 pp początkowo zmieniały się jak w kalejdoskopie. Ostatecznie jednak zdecydowano o tworzeniu oddziału na obszarze Królestwa. Tym samym spełniły się szkolne marzenia B. Roi. Jak wspominał po latach, w VI klasie gimnazjum widział siebie jako dowódcę legendarnego 4 pułku spod Ostrołęki, który walczył w powstaniu listopadowym 19. Formowanie 4 pp rozpoczęło się wiosną 1915 r. w Rozprzy i Krzyżanowie na południe od Piotrkowa Trybunalskiego i trwało od 15 kwietnia do maja 1915 r. Nowa jednostka, wraz z 6 pp, w drugiej połowie 1915 r. miała wejść w skład III Brygady LP. Trzon czwartaków tworzyły jednostki II Brygady LP: II i IV batalion 2 pp oraz II batalion 3 pp. Był to już zaprawiony w boju twardy karpacki żołnierz. Ponadto jednostkę uzupełnili ochotnicy napływający z obszaru Królestwa, odpowiadający na apel Departamentu Wojskowego NKN, mającego siedzibę w Piotrkowie Trybunalskim 20. Na czele batalionów nowo utworzonego 4 pp stanęli: I kpt. A. Galica, II kpt. Franciszek Sikorski, III kpt. Edward Szerauc. Tymczasem 14 III 1915 r. B. Roja awansował na podpułkownika 21. Wiosną 1915 r. z Roją spotkał się dr Jan Hupka, działacz NKN. Obaj znali się jeszcze z czasów przedwojennych z pracy w Towarzystwie Emigracyjnym w Krakowie. W swoim pamiętniku J. Hupka napisał: Roja okazał się w legionach niesłychanie walecznym oficerem i szybko awansował. Zarzucają mu tylko to, że w jego batalionie są największe straty w poległych i rannych. Opowiadał 17 J. Panaś, Pamiętniki kapelana Legionów Polskich. cz. I. Boje legionowe Karpaty-Bukowina-Besarabia-Królestwo-Wołyń, Lwów 1920, s. 46-49; S. Czerep, dz. cyt., s. 91-94. 18 Cyt. za: J. Konefał, Bój pod Jastkowem, Tygodnik Powszechny nr 46, 11 XI 1984, s. 7. 19 CAW, Kolekcja generałów i osobistości Roja Bolesław, Kwestionariusz z 19 X 1934; B. Roja, Legioniści w Karpatach..., s. 363-365, 369, 371-373. 20 W. Lipiński, Walka zbrojna o niepodległość Polski 1905-1918, Warszawa 1935, s. 89; A. Lewicki, Zarys historii wojennej 4-go Pułku Piechoty Legionów, Warszawa 1929, s. 6; R. Starzyński, Cztery lata wojny w służbie Komendanta. Przeżycia wojenne 1914-1918, Warszawa 1937, s. 115; W. Kozłowski, Artyleria polskich formacji wojskowych podczas I wojny światowej, Łódź 1993, s. 128; W. Milewska, J.T. Nowak, M. Zientara, dz. cyt., s. 71. 21 Mianowania w Legionach, Wiadomości Polskie nr 25, 10 IV 1915, Piotrków Trybunalski, s. 5. 73
mi ciekawe epizody z walk legionowych i o waleczności swych chłopców. W Polaku każdym, mówi Roja, siedzi żołnierz. Zdaje się z początku, że niejeden to wygodniś, papinek [ delikacik przyp. A.K.], ale poskrobać go tylko, a już cały żołnierz wyłazi. Dziś wieczorem przysłał mi Roja w upominku zdobyczny kindżał czerkieski w srebro oprawny 22. W dniu 30 V 1915 r., z okazji powstania 4 pp, odbył się bankiet, zorganizowany przez właścicieli majątku w Łochyńsku, koło Rozprzy, gdzie kwaterowało dowództwo jednostki z B. Roją na czele 23. Jak donosił Goniec Polowy Legionów, dzień ten zmienił się w imponującą manifestację narodową. Na stacji kolejowej w Rozprzy na gości czekała kompania honorowa i orkiestra legionowa, która zagrała Jeszcze Polska nie zginęła. Warto w tym miejscu wspomnieć, że orkiestra ta powstała dzięki staraniom B. Roi oraz A. Galicy. Podjęli oni starania, aby stworzyć orkiestrę pułkową (wybrano muzyków, zostały zakupione instrumenty; po 2 miesiącach ćwiczeń rozpoczęły się występy publiczne) 24. Dalszą część uroczystości z okazji utworzenia 4 pp kontynuowano w oddalonym o około 5 km dworku w Łochyńsku. Tu całe zaproszone towarzystwo zasiadło przy stołach w dwóch pokojach, a pod oknami przygrywała muzyka. Emil Bobrowski nazwał tę uroczystość chrztem pułku. Ówczesny lekarz 4 pp zapisał w swoim pamiętniku: Chrzest był bardzo zbytkowy: trunki i kanapki (klasa!), zupa, pieczeń, kurczęta, szparagi, lody, tory, wino; najwięcej jednak było polskiego gadania. Zaczął je pułk. Roja nawiązując do tradycji czwartaków i wyraził nadzieję, że nasz pułk nie przyniesie ujmy sławie czwartaków; potem szły toasty na cześć gen. Durskiego, kapitana Zagórskiego, pułk. Roi, pułk. Grzesickiego, kapitana Galicy 25. W 4 pp większość żołnierzy miała chłopskie pochodzenie. Wśród nich wyróżniali się Podhalanie. Zapewne był to jeden z elementów silnie jednoczących żołnierzy tej jednostki oraz budzących w nich poczucie wspólnoty i solidarności. W 1915 r. na łamach pułkowego czasopisma Czwartak podkreślano: 4 pułk piechoty wojsk polskich toż z chłopów chłopy. A na czele sam Roja. W tej twarzy ogorzałej, w oczach piorunnych i dobrotliwych zarazem, w postaci zamaszystej a serdecznej coś z czasów piastowskich i coś z przewag Kmicicowych tkwi. Lgnie serce żołnierskie do takiego żołnierza. A drugi Galica! Nasz major i komendant I batalionu toż to wyraz polskiej rycerskości chłopskiej, z gazdów bowiem wywodzi się ten człek o głębokim sercu i o lwiej na wroga zawziętości. (...) Na żołnierzy, legionistów 4 pułku kto popatrzy, ten od razu pozna że z tego pułku nowa Polska się rodzi, Polska władcza, o siebie oparta, w swą siłę wierząca, 22 J. Hupka, Z czasów Wielkiej Wojny. Pamiętnik nie kombatanta, Niwiska 1936, s. 71. 23 A.A. Kozłowska, Góral generałem Andrzej Galica. Biografia żołnierza, polityka i literata, Łódź 2013, s. 78. 24 J.A. Teslar, Czwarty pułk. Rok działań wojennych 4-go P.P. Legionów Polskich od dnia 10 maja 1915 roku do dnia 10 maja 1916 roku, Lwów 1916, s. 34-35. 25 BZNO, Rkps 12004/I (mf 2189). E. Bobrowski, Pamiętniki 1912-1918, k. 671-673; Legionów pułk czwarty, Goniec Polowy Legionów nr 5, 8 VI 1915, Piotrków Trybunalski, s. 1; A. Krasicki, Dziennik z kampanii rosyjskiej 1914-1916, Warszawa 1988, s. 229, 240. 74
Polska ludowa, bowiem chłopskie dzieci w tym pułku przeważają i chłopskie w nim cnoty 26. W dniu 15 VII 1915 r. nastąpił wymarsz jednostki na front. Wydarzeniu temu towarzyszyły tłumy mieszkańców Piotrkowa Trybunalskiego, przyglądające się uroczystości. Chwile te uwiecznione zostały na licznych fotografiach, na których widać m.in. pułk ze sztandarem, ofiarowanym wcześniej w Łochyńsku koło Rozprzy przez Ligę Kobiet Pogotowia Wojennego. Na sztandarze barwy amarantowej widniał biały orzeł 27. Przed wymarszem na piotrkowskich błoniach została odprawiona msza polowa, poprzedzona krótkim raportem B. Roi złożonym m.in. przed: płk. Wiktorem Grzesickim, ppłk. Władysławem Sikorskim i Janem Dąbskim, reprezentantem NKN. W czasie nabożeństwa grała orkiestra czwartaków. Następnie odbyła się defilada legionistów, na których rzucano deszcz kwiatów 28. Barwny opis wymarszu jednostki na front pozostawił Władysław Orkan, Podhalanin, kronikarz czwartaków. Swoją reportażową książkę Droga czwartaków zadedykował bohaterskiemu płk. B. Roi. Zaczyna się ona słowami: Długo pamiętnym dla Piotrkowian zostanie dzień 15 lipca 1915 roku, gdy uformowany właśnie pułk czwarty Legionów wyruszał w pole. A zwłaszcza moment ten, dla wielu przez łzy wzruszenia na zawsze wpamiętniony [sic!], gdy po mszy polowej, na błoniu, wobec jasnego nieba, wobec zebranej licznie publiczności i władz wojskowych, defilowały oddziały pułkowe przy dźwiękach»marsza czwartaków«. Jechał naprzód pułkownik, o głośnym już zdobytym w bojach karpackich imieniu; jechali za nim inni oficerowie pułku, wiodący bataliony swoje; kompanie szły równo, równo, sprężone, mocne szeregi; a gdy mijali oczy żegnające, salutując, dreszczem przysiężnej powagi uderzały światła ócz żołnierskich i światła wzniesionych szabel o serca ostających 29. Wymarsz czwartaków na front opisał również w swej powieści Wiesław Jażdzyński: Pułk stał czworobokiem na piotrkowskim rynku. Ciasno było trochę, bo trzeba przyznać ludzi zwaliło się dobre kilka tysięcy. Pierwszy raz obejrzałem sobie dokładnie naszą starszyznę: pułkowników Roję i Galicę, pułkowych lekarzy Bobrowskiego i Kołłątaja, stała karnie w szeregach nasza brać artystyczna, nieźli pacykarze Czechowski, Wodzinowski, de Laveaux, poeci: Żuławski, Relidzyński, chorąży Orkan, Orlik Broniewski, żurnaliści jak Teslar czy Grzędziński, stali razem z góralami, krakowiakami, nas królewiaków było mało jeszcze, a już dawnych Sybiraków na palcach jednej ręki policzyć 30. 26 Czwartacy, Czwartak nr 5, 25 IX 1915, Lublin, s. 1. 27 Więcej na temat sztandarów 4 pp LP: A.A. Kozłowska, 4 Pułk Piechoty Legionów w latach 1915-1939. Ludzie, tradycje i pamiątki, Mars, Warszawa-Londyn 2001, t. 11, s. 81-83. 28 Nowe karty w dziejach Legionów, Ilustrowany Tygodnik Polski z. 1, 1 VIII 1915, Kraków, s. 12 29 W. Orkan, Drogą Czwartaków od Ostrowca na Litwę, Kraków 2006, s. 8. 30 W. Jażdżyński, Ogrody naszych matek, Łódź 1984, s. 20-21. Autor był synem ppłk. Stefana Jażdżyńskiego, dowódcy 4 pp (17 V 1921-19 III 1930). Twórczość W. Jażdżyńskiego dotyczyła często tematyki wojennej i partyzanckiej. Pisał także książki dla dzieci. Mieszkał 75
Warto w tym miejscu wspomnieć o charakterystycznym elemencie umundurowania czwartaków, jakim były ich czapki, różniące się od noszonych w innych pułkach legionowych. Nazywane były od nazwisk dowódców pułku rojówkami czy galicówkami. Należy je wiązać z osobą B. Roi, który w czasie dowodzenia IV batalionem 2 pp zamówił w Jarosławiu dla swoich podkomendnych zgrabne i foremne jak sam je określał rogatywki. Chodziło o ujednolicenie dotychczasowych nakryć głowy, a także o ich estetykę. Równocześnie II i IV batalion 2 pp uchodził za sokoli i nie nosił strzeleckich maciejówek. Nowy rodzaj czapki odpowiadał Roi i dlatego postanowił przenieść go do tworzonego 4 pp. Na podstawie materiału ikonograficznego można stwierdzić, iż był to rodzaj dosyć wysokiej rogatywki o zmodyfikowanym kształcie 31. W dniu 18 VII 1915 r. czwartacy przekroczyli Wisłę, przechodząc po mostach pontonowych, które zostały przerzucone przez rzekę pod Annopolem. Jednostka wkroczyła na ziemię lubelską. Następnego dnia 4 pp połączył się z I Brygadą LP, utworzoną w grudniu 1914 r. Spotkanie to nie było łatwe. Karni żołnierze B. Roi pierwszy raz zetknęli się z piłsudczykami. Ci ostatni żartowali sobie z czwartaków, nazywając ich Austriakami. Kpili także z ich charakterystycznych czapek rojówek. Jak podał Jan Konefał, między żołnierzami dochodziło do żartobliwej wymiany zdań:»dlaczego obywatelu diabeł ma tylko dwa rogi, a wy macie aż cztery«dociekliwie zapytywał żołnierz I Brygady. Nie dający się łatwo zbić z tropu Rojowy żołnierz grzecznie wyjaśniał:»z diabłem nie mam nic wspólnego, ale nie chcę być podobnym do osła, który wcale nie ma rogów tak jak wy, obywatelu«32. Na przełomie lipca i sierpnia 1915 r. doszło do trwającego 3 dni boju pod Jastkowem, uważanego za faktyczny chrzest bojowy 4 pp. Zakończył się on w nocy z 2 na 3 sierpnia. Straty jednostki były ogromne, wynoszące około 150-200 zabitych i rannych. Zdania na ten temat są jednak podzielone. Jak podał W. Orkan, miało to być około 50 zabitych i 270 rannych. W jego opinii nie były to aż tak ogromne straty. Szczególnie, że bój toczył się przez 3 dni. W powszechnej opinii B. Roi zarzucano jednak szafowanie krwią podległych mu żołnierzy. Powodowało to ucieczki legionistów z 4 pp i przechodzenia do innych jednostek, wchodzących w skład I Brygady 33. Jak wspominał po latach Stefan Benedykt, jeden z czwartaków: Pułk już w pierwszych godzinach ataku [pod Jastkowem w Łodzi w domu literata przy al. Kościuszki 98 Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, t. I, A-M, Warszawa 1984, t. II, N-Ż, Warszawa 1985. 31 B. Roja, Legioniści w Karpatach, s. 134-136; Ilustrowana kronika Legionów Polskich 1914-1918, oprac. E. Quirini i S. Librewski, Warszawa 1936, s. 41, fot. 6 i s. 86, fot. 1; H. Wielecki, Polski mundur wojskowy 1918-1939, Warszawa 1995, s. 241-rys. 10 i s. 254. 32 J. Konefał, Jastków 1915. Historia i pamięć, Lublin 2003, s. 21. 33 Tamże, s. 36, 44, 57-59; W. Orkan, Bitwa pod Jastkowem, Polska Zbrojna nr 214, 6 VIII 1924, s. 12; J. Kruk-Śmigla, Za wierną służbę ojczyźnie. Dziennik legionisty I Brygady, oprac. J. Kirszak, Krosno 2004, s. 37-38. Autor w ciekawy sposób skomentował ogromne straty poniesione przez 4 pp w boju pod Jastkowem: Szkoda ich, gdyż winę ponoszą tylko ich nieudolni oficerowie. Gdyby oficerów mieli naszych [sam służył w 1 pp przyp. A.K.] zupełnie inaczej by się bili. Można też wytłumaczyć ten fakt, że wszyscy chcą uciekać do I-szej Brygady. Uciekinierów jest też bardzo dużo. 76
przyp. A.K.], prowadzony przez płk. Bolesława Roję miał straty duże, wprost olbrzymie w stosunku do możliwości uzupełnień i szczupłości naszych kadr. I wtedy interweniował Komendant, który nigdy nie narażał swych żołnierzy niepotrzebnie, dla fasonu czy jak to nazwać 34. Rzeczywiście, po południu 31 VII 1915 r. gen. K. Trzaska-Durski, komendant LP, podporządkował 4 pp Józefowi Piłsudskiemu. Ten starał się wpłynąć na B. Roję, aby oszczędzał swoich żołnierzy. Sprawa stała się jednak głośna i obawiano się jej oddźwięku w społeczeństwie. Służący w czwartakach January Grzędziński wspominał po latach, że informacji o stratach poniesionych pod Jastkowem nie podawano do publicznej wiadomości i pomniejszano je wbrew austriackiej modzie, aby nie straszyć opinii publicznej 35. Sprawa nadmiernych strat pod Jastkowem ciągnęła się za B. Roją latami. W swojej książce Legendy i fakty ówczesny generał odniósł się do tej kwestii: Pod Jastkowem, wiadome, kazano 4. pułkowi, na dobry jego początek, atakować trudne, na wzgórzach odrutowane pozycje. Miał 4 pułk pierwszego rozkazu tego nie wykonać, kiedy to usuwaliśmy, bądź co bądź, jednego z zaborców z ziem polskich? Straty być musiały. Zresztą pomnożono je, spopularyzowano 36. Bez wątpienia jednak reżim i dyscyplina panująca w 4 pp za sprawą B. Roi budziły kontrowersje i emocje. Przyczyniało się to do wspomnianych dezercji z 4 pp. Jak podał w swojej relacji Gotlib (Gottlieb) Froim, jeden z czwartaków, miał on zostać uderzony przez dowódcę w twarz. Z tego powodu uciekł do I Brygady LP 37. Jednak B. Roja uważał surowe traktowanie podkomendnych za element niezbędny do utrzymania dyscypliny. Zresztą zarzuty dotyczące szafowania życiem żołnierzy pojawiają się dosyć często. Jako przykłady można podać generałów Władysława Andersa i Stanisława Maczka. Dowódcę 1 Dywizji Pancernej żołnierze określali czasem nawet mianem rzeźnik 38. Wracając do postaci B. Roi, należy podkreślić ogromną odwagę tego człowieka. Takim postrzegali go współcześni. Jan Dunin Brzeziński z 2 pułku ułanów LP wspominał, jak B. Roja osobiście sprawdzał pozycje obsadzone nie tylko przez jego podkomendnych, lecz także odcinki podlegające innym dowódcom. Stwarzał w ten sposób niepotrzebne zagrożenie dla swojego życia. Był to jednak zwyczaj jego, pomimo że narażał żołnierzy i życia ludzkiego nie żałował, sam świecił nadzwyczajnym przykładem i odwagą, i siebie nigdy nie oszczędzał 39. 34 S. Benedykt, Legiony, to żołnierska nuta, Wiadomości nr 32, 9 VIII 1964, Londyn, s. 1. 35 A. J. Cieślikowska, O człowieku, który się nie zgadzał. Biografia pułkownika Januarego Grzędzińskiego 1891-1975, Warszawa 2009, s. 67; W. Jaskulski, Generał brygady Józef Olszyna-Wilczyński (1890-1939), Włocławek 2013, s. 58. 36 B. Roja, Legendy i fakty, Warszawa 1931, s. 37. 37 M. Gałęzowski, Na wzór Berka Joselewicza. Żołnierze i oficerowie pochodzenia żydowskiego w Legionach Polskich, Warszawa 2010, s. 276. 38 Byliśmy czarnymi diabłami. Wywiad z ppor. Piotrem Juralewiczem, http://www.polska1918-89.pl/pdf/bylismy-czarnymi-diablami,1564.pdf [dostęp: 31 I 2019]. 39 J. Dunin-Brzeziński, Rotmistrz Legionów Polskich. Wspomnienia z lat 1914-1919, Pruszków 2003, s. 134. 77
Tymczasem po boju pod Jastkowem B. Roja pomaszerował wraz z 4 pp przez Krasienin (wieś położona około 15 km na północny zachód od Lublina) do Wólki Krasienińskiej. W dniach 5-7 sierpnia prowadzono walki w rejonie: Siedliska-Bratnik, Kozłówka, Kamionka. W tym czasie Niemcy zajęli Warszawę. Wiadomość o tym wydarzeniu dotarła do legionistów, wywołując mieszane uczucia. Oto bowiem kolejny raz stolica znalazła się w obcych rękach. Równocześnie jednak skończyło się znienawidzone carskie panowanie. Z tej okazji dowództwo 4 pp zorganizowało bankiet dla oficerów. Panowała swobodna atmosfera, wiwatowano przy koniaku i winie. Dowódca czwartaków przyjmował swoich oficerów na dziedzińcu zajmowanego budynku, pozostając w częściowym negliżu bez kurtki mundurowej. Dla uczczenia tego dnia wszyscy robili sobie pamiątkowe fotografie z płk. B. Roją, który konsekwentnie bluzy nie założył 40. Tymczasem 4 pp otrzymał rozkaz marszu do Kołków i zajęcia linii Janówka Kolonia Czebenie (powiat Łuck) nad Styrem. To właśnie do Czebeni w dniu 21 IX 1915 r., wraz z 5 pp, przybył J. Piłsudski. Gość został zaproszony na obiad, który zjadł w towarzystwie m.in.: mjr. Leona Berbeckiego dowódcy pułku, kpt. Tadeusza Piskora, B. Roi, A. Galicy i dr. E. Bobrowskiego. Lekarz czwartaków wspominał, że popijano wówczas doskonałą nalewkę wiśniową, a starym tokajem wznoszono toasty za pomyślne współdziałanie 4 i 5 pp 41. Należy wspomnieć, że nieco wcześniej, w połowie września 1915 r., B. Roja otrzymał austriackie odznaczenie Wojskowy Krzyż Zasługi (Militär- Verdienstkreuz) 42. Natomiast z dniem 25 IX 1915 r. awansował do stopnia pułkownika 43. W listopadzie 1915 r. 4 pp został odwołany spod dowództwa J. Piłsudskiego. W dniu 24 XI 1915 r. A. Galica przejął czasowo obowiązki płk. B. Roi, który w tym czasie zastąpił na czas nieobecności płk. W. Grzesickiego, dowódcę III Brygady LP 44. Dowódca czwartaków wysoko oceniał wartość bojową swoich podkomendnych w czasie walk na Wołyniu. Na początku grudnia 1915 r. skierował do Komendy LP wnioski awansowe dla dowódców wszystkich batalionów 4 pp (dla mjr. A. Galicy na podpułkownika, dla kapitanów E. Szerauca i F. Sikorskiego na majorów). Zdaniem B. Roi, zasługiwali oni na wyższy stopień oficerski za służbę na froncie pełną dodatnich wyników, za umiejętne prowadzenie oddziałów 40 BZNO, Rkps 12926/II (mf 2435). K. Baczyński, Odpis pamiętnika ppłk. Karola Baczyńskiego z przeżyć jego po powierzeniu mu komendy punktu zbornego rekrutów dla LP w Jastkowie, od dnia 5 VIII 1915 r., k. 2-3. 41 E. Bobrowski, Urywki z pamiętnika, Czwartak nr 5-6, III 1938, Warszawa, s. 4-5; W. Jędrzejewicz, J. Cisek, Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego, t. I, 1867-1916, Kraków-Łomianki 2006, s. 436; J.E. Teslar, dz. cyt., s. 19. 42 A. Krasicki, dz. cyt., s. 338; V. Měřička, Orden und Auszeichnungen, Praga 1969, s. 37-38, il. 73. 43 Lista starszeństwa..., Warszawa 1917, s. 2. 44 W. Jędrzejewicz, Kronika życia Józefa Piłsudskiego 1867-1935, Londyn 1986, t. I, 1867-1920, s. 313-314; J.A. Teslar, dz. cyt., s. 21-22; A.A. Kozłowska, Góral..., s. 85. 78
w guberni lubelskiej, pod Kowlem, nad Stochodem i pod Koszyszczami i za karność utrzymywaną w swoich oddziałach 45. I chociaż wówczas jeszcze wspomniani oficerowie awansów nie otrzymali, to wniosek płk. B. Roi świadczył, jak wysoko cenił ich ten wymagający i surowy dowódca. W dniu 9 XII 1915 r. 4 pp przeniesiony został pod Optową nad Styrem, gdzie jednostka spędziła kilka następnych miesięcy. Powstał tu obóz legionowy. To właśnie pod Optową 26 II 1916 r. B. Roja ponownie został ranny w rękę. Następnego dnia odwiedził go gen. mjr Stanisław Puchalski komendant LP, kpt Włodzimierz Ostoja Zagórski szef sztabu Komendy LP oraz por. August Krasicki, adiutant wspomnianego komendanta. Ten ostatni zapisał w swoim dzienniku: Pułkownika Roję zastaliśmy w łóżku z obandażowaną prawą ręką na temblaku. Przedwczoraj poszedł on z patrolem przed front rosyjski, gdy byli niedaleko okopów rosyjskich płk Roja z jednym żołnierzem wysunęli się naprzód, idąc, natknęli się na dwa psy czarne, które pędem pobiegły ku okopom rosyjskim. Jak się pokazało były to psy wojskowe, które w ten sposób zaalarmowały placówkę, gdyż niebawem na 50 kroków wypaliła na nich salwa karabinowa. Żołnierz dostał kulę w głowę i brzuch i padł na miejscu, płk Roja w prawą rękę, poniżej łokcia, kość i ścięgna ma nienaruszone, ale kula wyrwała kawałek ciała z ręki. Szczęśliwie z resztą patrolu wycofał się, silnie krwawiąc 46. Tym razem rana była tak poważna, że B. Roja musiał się udać na urlop zdrowotny. W okresie rekonwalescencji dowódcy 4 pp zastępował A. Galica. Przed Wielkanocą 1916 r. obozowisku legionowemu pod Optową nadano nowy wiosenny wygląd. Ponadto, w związku z powrotem do pułku jego dowódcy płk. B. Roi po rekonwalescencji, mjr A. Galica przygotował coś specjalnego. Uporządkowano las, w którym leżało obozowisko czwartaków oraz ustawiono bramę z wielkim napisem Rojowe Osiedle. Oczywiście, na cześć dowódcy jednostki 47. Wiosną 1916 r. w 4 pp zorganizowano święto związane z pierwszą rocznicą powstania jednostki. Uroczystości odbyły się w Rojowym Osiedlu w dniu 28 maja. Rozpoczęły się od życzeń złożonych przez mjr. A. Galicę na ręce dowódcy pułku, który otrzymał również wspaniały prezent w postaci srebrnej szabli z ryngrafem przedstawiającym Matkę Boską oraz napisem: Pułkownikowi Roi Czwartacy. Pułkowniku! brzmiało krótkie, żołnierskie przemówienie majora Oficerowie 4. pp. Legionów stawili się, aby Ci w dniu rocznicy pułkowej złożyć najserdeczniejsze życzenia. Że pułk czwarty zdobył sobie dobrą sławę, jaką się cieszy, to Twoja w pierwszym rzędzie zasługa. Prowadziłeś nas z bitwy do bitwy, a zawsze spokojnie, mężnie i zwycięski. Wymagałeś karności bezwzględnej, 45 CAW, Komenda LP I.120.1, t. 266. Wniosek o awanse skierowany do Komendy LP w Wołczecku przez płk. B. Roję z 4 XII 1915 r. Na rewersie dokumentu adnotacja płk. W. Grzesickiego, że z awansami tymi należy się jeszcze wstrzymać. 46 A. Krasicki, dz. cyt., s. 415-416; Lista strat Legionów Polskich (wyd. przez Centralny Oddział Ewidencyjno-Werbunkowy Departamentu Wojskowego NKN), 1 IV 1916, Piotrków Trybunalski, s. 16. 47 K. Nowina-Konopka, Wspomnienia wojenne kapelana II Brygady Legionów Polskich, oprac. J. Humeński, Kraków 1993, s. 64. 79
a mimo to potrafiłeś pozyskać bezwzględnie i serca nasze. W dowód Twych zalet rycerskich oficerowie 4. pp. Leg. Pol. składają Ci szablę w ofierze 48. Na święto czwartaków został zaproszony J. Piłsudski, któremu B. Roja wręczył pierwszy, prototypowy egzemplarz odznaki pamiątkowej 4 pp. Przybyły także delegacje pozostałych pułków legionowych. Wśród licznych gości pojawili się m.in.: gen. mjr S. Puchalski, komendant LP, ppłk W. Sikorski, gen. mjr. W. Grzesicki czy biskup Władysław Bandurski. Ten ostatni przyjechał z Wiednia. Zorganizowano zawody sportowe oraz uroczysty poczęstunek. Goście usadowieni zostali przy długich stołach, na których znalazły się kanapki, wódka, kilka beczek ciemnego piwa, a nawet ciasta 49. W czasie święta doszło jednak do pewnego incydentu. Dowódca 4 pp w obecności przybyłych gości wygłosił przemówienie, w którym zadeklarował się jako zdecydowany piłsudczyk. Nawiązał do okresu wspólnych walk czwartaków z I Brygadą i braterstwa broni, jakie się wówczas nawiązało. Jak podkreślił B. Roja, komendant J. Piłsudski przykuwał do siebie żołnierzy już nie tylko swoim imieniem, ale swoim jasnym, celowym postępowaniem. Wkrótce został za to przedstawiony przez gen. W. Grzesickiego do raportu Komendzie LP 50. Wspomniana wcześniej odznaka pamiątkowa czwartaków miała kształt swastyki i stała się znakiem rozpoznawczym tej jednostki. Przypuszcza się, że pojawiła się w 4 pp za sprawą górala A. Galicy. Swastyka pochodziła ze starożytnych Indii, gdzie oznaczała szczęście oraz pomyślną wróżbę. Prasłowianie widzieli w niej również symbol słońca i ognia. Takie znaczenie przypisywali jej również górale. Po latach A. Galica wspominał: Płomienie swastyki zwrócone w prawą stronę tworzą skrzyżowane dwa S, co oznacza szczęście. (...) Swastyka szczęśliwa przedstawia także cztery czwórki. Z tego powodu zaproponowałem ją płk. Roi, jako znak pułkowy 4 pp 51. Końcowy projekt odznaki miał przygotować znakomity artysta rzeźbiarz Jan Raszka. Wspomniane czwórki utworzyły rodzaj krzyża. Pośrodku, w kwadracie umieszczony został wizerunek orła otoczony napisem: ROK WOJNY ZASŁUGA 1915-1916 4 PP. Odznaka miała być pamiątką za szare tygodnie zaparcia się i wytrwania wśród trudnych i nieprzyjaznych warunków 52. 48 T.S. Grabowski, Święto Legionów na Polesiu. Obchód rocznicy Czwartego pułku, Wiadomości Polskie nr 81, 18 VI 1916, Piotrków Trybunalski, s. 4. 49 Fotografia przedstawiająca święto pułkowe 4 pp, 28 V 1916 w posiadaniu autorki; W. Jędrzejewicz, dz. cyt., s. 325; J. Kruk-Śmigla, dz. cyt., s. 70, 73-75; K. Nowina-Konopka, dz. cyt., s. 64-65. 50 Przemówienie pułk. Bolesława Jerzego Roi, na uroczystości 4-go pp. Legionów Polskich w dniu 28. maja 1916, Wiadomości Polskie nr 81, 18 VI 1916, Piotrków Trybunalski, s. 8-9; R. Starzyński, dz. cyt., s. 227. 51 BZNO, Rkps 13868/I (mf 3717). Z życia strzelców podhalańskich. Szkice historyczne napisał Andrzej Galica, Nazwa, k. 27. 52 H. Wielecki, R. Sieradzki, Wojsko Polskie 1921-1939. Odznaki pamiątkowe piechoty, Warszawa 1991, s. 31; W. Milewska, M. Zientara, Sztuka Legionów Polskich i jej twórcy 1914-1918, Kraków 1999, s. 235-236; Z. Sawicki, A. Wielechowski, Odznaki Wojska Polskiego 1918-1945. Katalog zbioru falerystycznego. Wojsko Polskie 1918-1939. Polskie Siły 80
O tym, jak ważna była odznaka 4 pp dla jej żołnierzy, świadczy wiersz pt. W trzecią rocznicę święta»swastyki«, który powstał w 1919 r. Jego autor A. Bienek (imienia nie ustalono) tak pisał o walce legendarnej jednostki i o sile, którą dawał im tytułowy symbol: (...) Zapał do czynu owionął nas, Kiedy kraj jęczał w sztuki rozdarty; O równe prawa dla biednych mas Z»Swastyki«godłem walczył pułk czwarty. Kiedy w okopach sypał grad kul I żołnierz ginął z śmiertelną raną,»swastyki«krzyżyk zmniejszał mu ból I tylko ten krzyż z trupem grzebano.»swastyko«święta! przyjm naszą cześć! Niech nam pomaga wielka moc Twoja! Na pole chwały w Twym znaku wieść Będzie pułk czwarty Generał Roja 53. W lutym 1916 r. dotychczasowego Komendanta LP gen. por. K. Trzaskę- Durskiego zastąpił gen. mjr S. Puchalski. Wkrótce doszło także do utworzenia tzw. Rady Pułkowników, nieformalnego organu doradczego przy Komendzie LP. Trudno ustalić, kto był faktycznym inicjatorem jego powstania. Jak wspominał po latach B. Roja: Dla szerszego, solidarnego, przeciwstawienia się, położenia tam i kresu wpływom»ugodowców«, N.K.N. i komend zaborców na legionistów w kierunku ugodowym, organizuję wówczas w 4. pułku moim z dowódców wszystkich pułków i bryg. leg.»radę pułkowników«. Wobec bowiem dalszych widocznych zamierzeń i intensywnych poczynań zaborców przeistoczenia Legionów w formację bez aspiracji niepodległościowych, sytuacja polityczna staje się dla nas w Legionach politycznie, narodowo z dnia na dzień trudniejszą 54. Faktycznie, wydaje się jednak, że to właśnie B. Roja odegrał zasadniczą rolę w powołaniu rady do życia Rady Pułkowników. Doprowadził on do opracowania jednobrzmiącego listu z 4 II 1916 r., skierowanego do dowódców jednostek I Brygady. Poza B. Roją dokument ten podpisali: mjr A. Galica (w imieniu ppłk. Mieczysława Norwida-Neugebauera, dowódcy 6 pp, który w tym czasie przebywał na urlopie), ppłk M. Żegota-Januszajtis i ppłk H. Odrowąż Minkiewicz. W liście tym zwracano uwagę na konieczność podjęcia wspólnych działań na rzecz uzdrowienia sytuacji panującej w LP 55. Apel spotkał się z pozytywnym odzewem. Już 14 lutego doszło do pierwszego oficjalnego spotkania reprezentantów pułków legionowych w Rojowym Zbrojne na Zachodzie, Warszawa 2007, s. 30-31. Oficjalnie odznaka została wprowadzona Rozkazem Dziennym Dowódcy 4 pp nr 238 z 14 IX 1916. 53 W. Jeziorski, Śpiewy i śpiewki żołnierskie 1914-1921, Cieszyn b.r.w., s. 51-52. 54 B. Roja, Legendy..., s. 37. 55 T. Wawrzyński, Rada Pułkowników w Legionach Polskich (luty-wrzesień 1916), Studia i Materiały do Historii Wojskowości 1988, t. XXX, s. 266-267. 81
Osiedlu. Pojawili się na nim: ppłk E. Śmigły-Rydz 1 pp, ppłk M. Żegota-Januszajtis 2 pp, ppłk H. Odrowąż Minkiewicz 3 pp, mjr L. Berbecki 5 pp, mjr Michał Żymierski 7 pp, mjr Ottokar Brzoza-Brzezina 1 pułk artylerii, także mjr A. Galica, który nadal reprezentował dowódcę 6 pp. Zgromadzeni oficerowie starali się wypracować wspólną dla wszystkich trzech brygad postawę wobec Komendy LP. Podporządkowanie się Komendzie LP uznano za możliwe jedynie w sferze wojskowej, ale nie politycznej. Same LP miały być formacją przejściową, stanowiącą pewien etap na drodze do utworzenia armii polskiej. Za szkodliwą uznano działalność kpt. W. Ostoi Zagórskiego, szefa sztabu Komendy LP. Uznano również za niedopuszczalne samowolne przenoszenie się żołnierzy do innego pułku. W trakcie dyskusji dochodziło jednak do pewnych sporów. Zarówno B. Roja oddany J. Piłsudskiemu jak i A. Galica całkowicie popierali tezy wypowiadane przez dowódców. Tymczasem oficerowie z II Brygady pozostawali w pewnej opozycji 56. Drugie zebranie Rady Pułkowników zorganizowano w tym samym miejscu, dnia 23 III 1916 r. Tematem spotkania było wówczas umundurowanie i dystynkcje legionowe. Przedstawiono projekty przygotowane przez ppłk. E. Śmigłego-Rydza, płk. M. Żegotę-Januszajtisa oraz mjr. A. Galicę. Ostatecznie jednogłośnie przyjęto propozycję oznak stopni podoficerskich i oficerskich, jakie miały zostać wprowadzone w LP 57. Rada Pułkowników wznowiła swoją działalność w II połowie 1916 r. W końcu czerwca 1916 r. doszło bowiem do konfliktu z Komendą LP, którego przedmiotem stały się oznaki legionowe. Żołnierze 4 i 6 pp, czyli III Brygady, założyli na mundury oznaki stopni wojskowych obowiązujące w I Brygadzie. Jednak gen. S. Puchalski nakazał przywrócenie dotychczasowych oznak. Przeciwstawił się temu 6 pp. W tej sytuacji w dniu 1 lipca zorganizowano zebranie Rady Pułkowników, na którym zadecydowano o natychmiastowym zdjęciu wszelkich oznak przez wszystkie oddziały LP oraz nałożeniu czerwonych oznak I Brygady (wężyki lub poziome paski z tasiemki naszyte na kołnierzu) przez wszystkie jednostki legionowe. Miało to nastąpić dnia 5 VII 1916 r. Domagano się również przydzielenia do Komendy LP oficerów legionowych. O panującym napięciu świadczy fakt, że 2 dni później Rada Pułkowników cofnęła decyzję o nałożeniu oznak I Brygady. W akcie międzypułkowej solidarności planowano natomiast zdjęcie wszelkich oznak. W obradach, które miały miejsce 1 i 3 VII 1916 r., brał udział B. Roja oraz m.in.: J. Haller, A. Galica, E. Śmigły-Rydz, płk Kazimierz Sosnkowski, L. Berbecki czy mjr Albin Satyr-Fleszar 58. Narastający konflikt został jednak przerwany na jakiś czas przez ofensywę gen. Aleksieja Brusiłowa. W jej wyniku dniach 4-6 VII 1916 r. doszło pod Kostiuchnówką do największej bitwy legionowej. Uczestniczyły w niej jednostki I i III Brygady LP, w tym 4 pp, 56 W. Lipiński, Szlakiem I Brygady. Dziennik żołnierski, Warszawa 1927, s. 190-191; W. Suleja, Pierwsze posiedzenie Rady Pułkowników w relacji Leona Berbeckiego, Niepodległość, t. XLVI (t. XXVI), Nowy Jork-Londyn-Wrocław 1993, s. 91-104. 57 M. Klimecki, K. Filipow, Legiony to... Szkice z dziejów Legionów Polskich, Białystok 1998, s. 116-117. 58 APKr, NKN, sygn. 430 (mf 100628): Uchwała Pułkowników na zebraniu z dnia 1 VII 1916 r., k. 127; Uchwały Pułkowników z dnia 3 VII 1916, k. 128-129. 82
pozostający pod dowództwem płk. B. Roi. W bitwie poległo, zostało rannych lub zaginęło około 2 tys. polskich żołnierzy. Potwierdziła ona jednak wielką wartość bojową jednostek legionowych. Dzięki ich poświęceniu, pod Kostiuchnówką nie doszło do przełamania frontu. Armia austro-węgierska musiała się wycofać, jednak wyczerpana strona rosyjska przez długi czas nie była w stanie podjąć kolejnej poważnej ofensywy 59. Z dnia 30 sierpnia tegoż roku pochodził memoriał skierowany do NKN, podpisany przez J. Piłsudskiego i J. Hallera oraz ppłk. B. Roję i płk. K. Sosnkowskiego. Domagano się w nim m. in.: podkreślania wobec rządu austriackiego, że LP są zaczątkiem polskiego wojska i walczą o niepodległość państwa polskiego; współpracy ze strony Komendy Legionów; likwidacji Departamentu Wojskowego NKN; wstrzymania werbunku do LP na dotychczasowych zasadach. Memoriał spotkał się żywą reakcją NKN i Komendy Legionów, a gen. S. Puchalski uznał dokument za przejaw braku dyscypliny wojskowej i warcholstwa 60. W dniu 29 IX 1916 r. AOK udzieliło J. Piłsudskiemu dymisji z LP. Wywołało to ogromne zaniepokojenie wśród społeczeństwa i legionistów, przed którymi pojawił się dylemat, jak zachować się w zaistniałej sytuacji. Wspomniany już J. Grzędziński, zapisał w swoich pamiętnikach: Przyjechał do mnie Kazik Stamirowski beliniak [wówczas chorąży 1 pułku ułanów LP przyp. A.K.]. Zaczynamy się kontaktować. Co robić? Beliniacy proponują gremialne podanie się do dymisji. Argumentacja wydaje się prosta:»jestem ochotnikiem, lecz już nie mam ochoty«. Mylą się jednak ci, co uważają, że rozporządzamy nadal wolną wolą. Niestety nie. (...) Złożyliśmy przysięgę na cały czas wojny. A wojna się nie skończyła. (...) Z Stamirowskim poszliśmy do Roi. Roja uprościł sprawę. Jego zdaniem nie podtrzymać Piłsudskiego, choć o to sam nie prosi, to katastrofa Legionów. Nigdy nie będziemy stadem! Podajemy się do dymisji. Roja postara się dowiedzieć, jakie podał motywy komendant i je powtórzymy. A jeśli się nie dowie, to bez motywów. Stamirowski wyraził zgodę za beliniaków, za nas zgodził się Roja. Przenieśli sprawę Rady Pułkowników, którą zwołano by uchwalić to: legioniści wszystkich formacji podają się do dymisji. (...) Ale co z nami, co się z nami stanie? 61. Ostatecznie, wówczas jeszcze B. Roja pozostał w szeregach LP. Jak się okazało, miał je opuścić rok później. Tymczasem 5 XI 1916 r. cesarze Niemiec i Austro-Węgier ogłosili akt stanowiący zapowiedź utworzenia ograniczonego terytorialnie, ale jednak samodzielnego Królestwa Polskiego. Dowódca 4 pp przebywał wówczas w Krakowie. W dniu 7 listopada był obecny na przyjęciu zorganizowanym dla oficerów legionowych w Hotelu Saskim. Nie zabrakło na nim również J. Piłsudskiego. Następnego dnia w Krakowie odbyły się huczne uroczystości z powodu wydania wspomnianego aktu. Rozpoczęła je feta przed ratuszem miejskim. Po niej pochód 59 M. Wrzosek, Polski czyn zbrojny podczas pierwszej wojny światowej 1914-1918, Warszawa 1990, s. 239-243. 60 Biblioteka Śląska Katowice, Druki ulotne, sygn. U.R.1350. Do Naczelnego Komitetu Narodowego, 30 VIII 1916; I. Daszyński, Pamiętniki, t. II, Kraków 1926, s. 239; W. Milewska, J.T. Nowak, M. Zientara, dz. cyt., s. 200-201. 61 Cyt. za: A.J. Cieślikowska, dz. cyt., s. 72; Lista starszeństwa..., s. 43. 83
złożony z legionistów, przedstawicieli władz miasta, organizacji społecznych oraz tłumów mieszkańców Krakowa przeszedł do katedry wawelskiej. Za grupą weteranów z powstania styczniowego szedł J. Piłsudski, B. Roja, K. Sosnkowski i pozostali oficerowie legionowi. Po mszy świętej odprawionej na Wawelu B. Roja uczestniczył w uroczystym posiedzeniu rady miasta, na którym przemówienie wygłosił dr Juliusz Leo, prezydent Krakowa 62. Po ogłoszeniu aktu 5 listopada LP wkroczyły do Królestwa. Były to następujące jednostki II Brygady: 3 i 4 pp, 2 pułk ułanów, oddziały karabinów maszynowych, saperów i artylerii. Rozmieszczono je w Warszawie oraz Zegrzu. Początek 1917 r. przyniósł B. Roi kolejne odznaczenie austriackie. Jak podano w Dzienniku Rozporządzeń Obrony Krajowej nr 25 z 10 II 1917 r., pułkownik otrzymał Order Żelazny Korony (Österreichisch-Kaiserlicher Orden der Eisernen Krone) klasy III z dekoracją wojenną 63. Należy wspomnieć, że w okresie służby w LP płk B. Roja związany był z sądownictwem wojskowym. W dniu 19 V 1917 r. ogłoszono wyniki wyborów do sądu honorowego dla oficerów sztabowych. Funkcję przewodniczącego objął płk J. Haller. W składzie sądu odwoławczego znalazł się płk E. Śmigły-Rydz (przewodniczący) oraz ppłk dr Wojciech Rogalski i ppłk A. Galica (członkowie). Mieli ich zastępować: płk B. Roja, ppłk M. Norwid-Neugebauer i mjr Władysław Belina-Prażmowski 64. W dniu 18 VI 1917 r. B. Roja został dowódcą III Brygady LP. Zastąpił na tym stanowisku płk. Z. Zielińskiego. W lipcu tego roku brał udział w dramatycznych wydarzeniach związanych z tzw. kryzysem przysięgowym. Z racji pełnionej funkcji był obecny podczas składania przysięgi, 13 VII 1917 r., przez 5 pp LP. Roman Starzyński (brat Stefana), żołnierz tego pułku, wspominał, że B. Roja przyjechał na tę uroczystość wraz z inż. Antonim Kaczorowskim, delegatem Tymczasowej Rady Stanu. Dowódca III Brygady, zwracając się do ustawionych w czworobok żołnierzy, pozostawił kwestie złożenia przysięgi na wierność i zachowanie braterstwa broni z wojskami Austro-Węgier i Niemiec ich sercom i sumieniom. Następnie wygłosił przemowę A. Kaczorowski, który odczytał także treść przysięgi. Cały pułk odmówił jej złożenia, ku nieskrywanemu zadowoleniu mjr. Mieczysława Rysia-Trojanowskiego, dowódcy jednostki. Na polecenie B. Roi odbyła się defilada, po której szeregowcy ze śpiewem odmaszerowali 62 MTN w Łodzi, Dział Zbiorów Archiwalia, sygn. A-8778. Karta pocztowa z autografami oficerów zgromadzonych na przyjęciu w Hotelu Saskim w Krakowie, 7 XI 1916; Obchód w Krakowie, Czas nr 565, 8 XI 1916, wydanie wieczorne, s. 1-2. 63 APŁ, Główny Urząd Zaciągu do Wojska Polskiego, t. 2. Rozkaz Departamentu Wojskowego NKN nr 31 z 16 II 1917 (Piotrków Trybunalski), zawierający wyjątek z odprawy Komendy LP, k. 82. Order Żelaznej Korony (Österreichisch-Kaiserlicher Orden der Eisernen Krone) klasy III miał formę dwugłowego orła wspartego szponami na koronie i zawieszonego na trójkątnej wstążce. Na piersi orła, na awersie, umieszczono literę F. Na rewersie widniała data: 1815. Dekorację wojenną tworzyły dwie gałązki laurowe obejmujące półkoliście boki orła V. Měřička, dz. cyt., tabl. 73 i 93. 64 APŁ, Główny Urząd Zaciągu do Wojska Polskiego, t. 6: Rozkaz Komendy LP nr 122 z 19 V 1917 podpisany przez płk. Z. Zielińskiego, k. 70; Rozkaz Komendy LP nr 128 z 4 VI 1917 podpisany przez płk. Z. Zielińskiego, k. 74. 84
do koszar. Wspomniany R. Starzyński tak opisywał dalszy ciąg wydarzeń: Oficerowie tymczasem wznoszą okrzyki na cześć płk. Roi. Chwytają go na ręce i na ramionach niosą do kasyna oficerskiego 5. p.p. Żołnierze kompanii, które odszedłszy do koszar rozeszły się, tłumnie otaczają oficerów bez końca wznoszą okrzyki:»niech żyje płk Roja«.»Niech żyje nasz komendant mjr Trojanowski«65. W wyniku wydarzeń związanych z kryzysem przysięgowym, w dniu 3 VIII 1917 r. płk B. Roja został zwolniony z LP i skierowany do Grazu w Austrii 66. Podobnie jak inni oficerowie legionowi, którzy znaleźli się w szeregach ck armii, został zdegradowany do stopnia podporucznika i nie mógł nosić munduru legionowego. W Grazu rozpoczął służbę w 3 pułku strzelców tyrolskich. Równocześnie po objęciu urzędowania przez Radę Regencyjną w Warszawie (27 X 1917 r.) wzywał żołnierzy służących w armii austriackiej do powrotu do polskich szeregów. Spotkał się jednak z krytyką środowiska legionowego, które uważało za niedopuszczalny powrót bez zwolnienia z obozów internowania osób przetrzymywanych w Beniaminowie czy Szczypiornie 67. Dzięki interwencji posła Hermana Liebermana oraz Włodzimierza Przerwy- Tetmajera B. Roja opuścił szeregi ck armii i wiosną 1918 r. znalazł się w Krakowie. Wraz z prof. Władysławem Konopczyńskim, historykiem i inż. Ludwikiem Regieciem w grudniu tegoż roku założył Żeglugę Polską Spółkę Akcyjną (miała ona siedzibę na Rynku Głównym 19). Równocześnie pułkownik zaczął nawiązywać kontakty ze swoimi byłymi podkomendnymi z 4 pp LP w celu konspiracyjnego utworzenia jednostki wojskowej, która miałaby wziąć udział w przejmowaniu w Krakowie władzy przez Polaków. Ostatecznie jednak decydująca rolę w rozbrajaniu garnizonu austriackiego w dniu 31 X 1918 r. odegrał por. Antoni Stawarz, ówczesny oficer austriackiego 9 pp. Podporządkował się on jednak B. Roi. Ten ostatni został mianowany przez Polską Komisję Likwidacyjną komendantem krakowskiego okręgu wojskowego 68. Wydarzenia te upamiętnia tablica pamiątkowa odsłonięta w 1988 r. na zewnątrz wieży ratuszowej na Rynku Głównym w Krakowie. Jest na niej wymieniony właśnie B. Roja. Wydarzenia związane z odzyskaniem przez Polskę niepodległości znalazły się na kartach pamiętnika księżnej Marii Lubomirskiej. Żona Zdzisława Lubomirskiego, członka Rady Regencyjnej, dała przy tej okazji ciekawą charakterystykę B. Roi. Pod datą 1 XI 1918 r. księżna zanotowała: Wypadek korzystny niesłychanej wagi: pułkownik Roja i oddziały polskie tworzące się samodzielnie 65 R. Starzyński, dz. cyt., s. 300-301. 66 CAW, Kolekcja generałów i osobistości Roja Bolesław, Wniosek o nadanie Krzyża Niepodległości złożony 21 XII 1930; Z Legionów, Ojczyzna i Postęp nr 52, 11 VIII 1917, Warszawa, s. 19; B. Roja, Legendy..., s. 43; P. Hapanowicz, Generał Zymunt Zieliński (1858-1925). Szkic do portretu, Kraków 2012, s. 37. 67 Biblioteka Śląska Katowice, Druki ulotne, sygn. U.R.54. Z dokumentów chwili. Rozłam w obozie rozbijaczy Legionów. I. Powróćcie do polskich szeregów! Apel Brygadiera Bolesława Roi. II. Odpowiedź zwolnionych oficerów LP, 16 XI 1917. 68 Szerzej: L. Mroczka, Galicji rozstanie z Austrią. Zarys monograficzny, Kraków 1990, s. 68-113. 85
w Galicji dotąd mocno podejrzane poddają się Radzie Regencyjnej i składają przysięgę wierności. Roja mianowany generałem brygady wojsk polskich i dowódcą brygady w Krakowie. Były oficer w wojsku austriackim, piłsudczyk, brutalny, śmiały, odważny kondotier, wsławił się w czasie wojny niejednym mężnym postępkiem, ale jest z tych co zrywają się do samodzielnego czynu, a nie trwają w karnym obowiązku 69. Już w okresie legionowym B. Roja przedstawiany był na rysunkach, obrazach czy w sztuce medalierskiej. Jeszcze w czasie walk II Brygady LP w Karpatach powstał portret mjr. B. Roi autorstwa Stanisława Janowskiego, korespondenta Biura Prasowego NKN. Dzięki sygnowaniu rysunku znamy datę i miejsce powstania tej pracy 21 I 1915, Rafajłowa. W czasie formowania 4 pp w Piotrkowie Trybunalskim rysunek węglem z wizerunkiem dowódcy czwartaków wykonał Karol Maszkowski. Z 20 XII 1915 r. pochodzi rysunek ołówkiem autorstwa znanego artysty malarza Włodzimierza Wodzinowskiego. Portret opatrzony został podpisem Bolesław Roja, dca 4 pp. Z tego okresu pochodzi również znakomita podobizna podpułkownika wykonana czarną kredką i gwaszem przez Leonarda Stroynowskiego 70. Rok później powstała barwna grafika autorstwa Leopolda Gottlieba, przedstawiająca B. Roję siedzącego przy stole z założonymi rękami. Jak wynika z podpisu, portret wykonano pod Optową, w dniu 5 maja 1916. Seria 22 prac, z której pochodzi ta grafika, została odbita w zakładach Graficznych Johanna Edwina Wolfenbergera w Zurichu w 1916 r. (po wojnie wydała ją w 1936 r. Księgarnia Wojskowa w Warszawie). W tym samym roku Ignacy Pinkas namalował 2 olejne portrety B. Roi. W 1917 r. powstała jego karykatura autorstwa Kazimierza Sichulskiego. Artysta ukazał pułkownika na tle swojej ziemianki w Rojowym Osiedlu 71. W 1916 r. Kazimierz Chodziński sportretował dowódcę czwartaków na prostokątnej plakiecie. Ten sam wizerunek znalazł się na bitych w srebrze oraz brązie medalikach o średnicy 21 mm. Widać na nich głowę w profilu w lewo. Przy brzegu widnieje napis: Pułk. B. Roja. Natomiast wspomniany już J. Raszka, który pod koniec maja 1916 r. przyjechał na Wołyń, uwiecznił B. Roję na jednej ze swoich plakiet. Artysta widział w dowódcy 4 pp uosobienie czwartackich tradycji. Trzeba przyznać, że uchwycenie charakteru pułkownika udało się J. Raszce znakomicie 72. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości B. Roja brał udział w obronie Lwowa, stając 16 XI 1918 r. na czele Grupy Operacyjnej Wschód. W czasie 69 Pamiętnik księżnej Marii Zdzisławowej Lubomirskiej 1914-1918, Poznań 2002, s. 698. 70 Nowe karty w dziejach Legionów, Ilustrowany Tygodnik Polski Z. 1, 1 VIII 1915, Kraków, s. 12; I będzie wolna Polska... Legiony Polskie w sztuce. Katalog, Warszawa 2008, s. 144; W. Milewska, M. Zientara, dz. cyt., s. 264, 362, il. 250. 71 MTN w Łodzi, Dział Zbiorów Muzealia, sygn. M-6223/2. Grafika, L. Gottlieb Bolesław Roja ; M. Gałęzowski, dz. cyt., 280; W. Milewska, M. Zientara, dz. cyt., s. 232, 270. 72 M. Opałek, Pamiątki polskie 1914-1917. Odznaki, medale, plakiety, Z. 3, Kraków 1916, s. 30-31; J. Strzałkowski, Medale polskie 1901-1944, Warszawa 1981, s. 94; W. Milewska, M. Zientara, dz. cyt., s. 220, 360-361. 86
wojny polsko-bolszewickiej dowodził 1 i 2 DP Legionów (1919 r.). Stał na czele Okręgu Generalnego Kielce i Pomorze (lipiec 1919-luty 1920). Następnie został dowódcą Pomorskiej Grupy Operacyjnej oraz 2 Armii (sierpień-wrzesień). W kwietniu 1920 r. otrzymał nominację na stopień generała porucznika. Był zwolennikiem prowadzenia rozmów, zarówno z Ukraińcami jak i Rosjanami. Z tego powodu, w wyniku interwencji premiera Wincentego Witosa, został pozbawiony dowództwa. W dniu 13 VII 1922 r. u B. Roi stwierdzono 50% utratę zdolności do pracy, spowodowanej jak to określono służbą wojskową. Został zakwalifikowany jako inwalida i z dniem 1 X 1922 r. przeszedł w stan spoczynku. W 1923 r. zweryfikowano go jako generała dywizji 73. W okresie międzywojennym B. Roja wspominany przez księżnę M. Lubomirską jako piłsudczyk stał się oponentem marszałka. Jawnie występował przeciwko sanacji. Działał w Stronnictwie Chłopskim, z ramienia którego w latach 1928-1929 zasiadał w Sejmie. Następnie działał w Stronnictwie Ludowym. W 1937 r. przygotował list otwarty do legionistów i obywateli, w którym wzywał do zmian systemowych, mających na celu demokratyzację życia społecznego 74. Z tego powodu generała nie dopuszczono do udziału w Zjeździe Związku Legionistów, organizowanym w tym roku w Krakowie. Najpierw aresztowany, następnie został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym, gdzie pozostawał przez 2 tygodnie 75. W 1938 r. odrzucono wniosek o przyznanie generałowi Krzyża Niepodległości, uzasadniając: z powodu ujemnej opinii 76. Zatem informacja o posiadaniu przez B. Roję tego odznaczenia, podawana w większości haseł biograficznych, nie odpowiada rzeczywistości. We wrześniu 1939 r. gen. B. Roja miał 63 lata. Był już wówczas schorowanym człowiekiem. Nie powstrzymało go to jednak od działalności podziemnej na rzecz Polskiego Czerwonego Krzyża. Prawdopodobnie to właśnie ona doprowadziła do jego aresztowania w marcu 1940 r. Był więziony na Pawiaku 77, skąd 73 CAW, Kolekcja generałów i osobistości Roja Bolesław, Karta rejestracyjna, II poł. 1922 brak dokładnej daty; W. Cygan, dz. cyt., s. 137-138; A. Wojtaszak, Generalicja Wojska Polskiego 1918-1926, Warszawa 2012, s. 327, 815-816. 74 Słownik biograficzny działaczy ruchu ludowego. Makieta, Warszawa 1989, s. 346-347. 75 E. Kossewska, Związek Legionistów Polskich 1922-1939, Warszawa 2003, s. 117. W przygotowanej na zjazd odezwie B. Roja proponował zmiany na najwyższych stanowiskach państwowych. Jego zdaniem prezydentem powinien zostać I. Paderewski, a premierem W. Witos. Na tej podstawie uznano generała za osobę z zaburzeniami psychicznymi, gdyż Trzeba być wariatem, żeby coś podobnego napisać ; A.J. Cieślikowska, dz. cyt., s. 172-173. 76 CAW, Kolekcja generałów i osobistości Roja Bolesław: Wniosek o nadanie Krzyża Niepodległości złożony 21 XII 1930 r. W 1933 r. na wniosku pojawiła się adnotacja, że Komisja Legionowa proponuje Krzyż Niepodległości. Sam zainteresowany w Kwestionariuszu z 19 X 1934 (CAW, Kolekcja generałów i osobistości Roja Bolesław) odpowiadając na pytanie dotyczące posiadanych odznaczeń napisał: zdaje się, że też Krzyż Niepodległości. Wydaje się, że generał wiedział o pozytywnej opinii Komisji Legionowej i tym samym był pewien jego przyznania. Tymczasem na wspomnianym wniosku widnieje informacja, że wniosek został odrzucony w dniu 4 IV 1938. 77 ITS Digital Archive, Bad Arolsen, 1.2.2.1/11408019, Lista osób uwięzionych na Pawiaku z 2 V 1940, k. 2. 87
3 maja został wywieziony i dzień później znalazł się w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Nadano mu numer obozowy 23982 78. Okoliczności jego śmierci przerażają. Niemcy wiedząc, że to polski generał w stanie spoczynku ( General ausser Diensten ) szczególnie dręczyli B. Roję. Został zamordowany 27 V 1940 r. w bestialski sposób. Jak wspominał o. Henryk Maria Malak: Generała Roję wykończono wczoraj na ulicy przed barakiem. Zadusił go młody esesman, przydeptując mu gardło. Patrzcie! Tak kończy polski generał 79. Symboliczny grób B. Roi znajduje się na warszawskim cmentarzu Powązkowskim. O tym, że pamięć o B. Roi trwa, świadczy tablica odsłonięta na osiedlu Nowy Bokowiec, w podwarszawskim Legionowie. Uroczystość miała miejsce 4 IX 2006 r. Generał uważany jest za ojca chrzestnego Legionowa. Taką bowiem nazwę nadał koszarom w Jabłonnie, oddając w ten sposób cześć polskim legionistom. Tablica pamiątkowa umieszczona jest na głazie. Można na niej przeczytać: Generał Bolesław Roja 1876-1940/ działacz niepodległościowy/ oficer legionów polskich i Wojska Polskiego/ inicjator nadania naszej miejscowości w 1919 roku nazwy Legionowo/ mieszkańcy Legionowa 4 IX 2006. Ponadto w Legionowie B. Roja ma swoją ulicę. Ulica jego imienia jest także w Krakowie. Postać pierwszego dowódcy legionowych czwartaków w pełni zasługuje na przypomnienie. Ten dzielny człowiek o bezkrompromisowych poglądach, wielokrotnie dawał przykład odwagi, zarówno wojskowej, jak i cywilnej. Do końca pozostał nieugięty, także w ostatnich dniach życia, godnie zachowując się wobec hitlerowskich tortur i upodlenia. Był przykładem dla podległych mu żołnierzy jak i współwięźniów hitlerowskiego obozu koncentracyjnego. Summary Bolesław Roja. Legion Route of Czwartacy Commander The future commander of the 4 th Legions Infantry Regiment was born on the 4 th of April 1876 in the village of Bryńce Zagórne, Autrian Galicia. He grew up in a family of the forester. He completed the Imperial and Royal St Ann s Gymnasium and in 1898 graduated from the Austro-Hungarian Army Cadet School (Kadettenschule) in Wiener Neustadt near Vienna. In 1899 Bolesław Roja was promoted to second lieutenant. He served in the 36 th Land Defence Regiment (k.k. 36 Landwehrinfanterieregiment) in Kolomyia. 78 G.u.M. Sachsenhausen, Auskunf zu einem ehemaligen Häfling des KZ Sachsenhausen (11 VII 2014); W. Bartoszewski, Warszawski pierścień śmierci 1939-1944. Terror hitlerowski w okupowanej stolicy, Warszawa 2008, s. 117-118. 79 ITS Digital Archive, Bad Arolsen, 1.1.38.1/4080528, Akt zgonu B. Roi wystawiony 28 V 1940, Sachsenhausen Oranienburg. Jako przyczynę śmierci podano anemię złośliwą; H.M. Malak, Klechy w obozach śmierci, t. 1, Londyn 1961, s. 169; w bazie danych w Muzeum w Sachsenhausen widnieją wspomniane 2 daty śmierci B. Roi, 27 i 28 V 1940 G.u.M. Sachsenhausen, Auskunf zu einem ehemaligen Häfling des KZ Sachsenhausen (11 VII 2014). 88
In 1905 he was transferred to army reserve. Before World War I he cooperated with the Austro-Hungarian intelligence. In 1914 B. Roja joined the Polish Legions, at first in the 2 nd Legions Infantry Regiment (the 2 nd Brigade of the Polish Legions). In March 1915 r. he was promoted to lieutenant colonel and appointed the commander of the 4 th Legions Infantry Regiment which joined the 3 rd Brigade. The regiment was formed in Rozprza near Piotrków Trybunalski. In July 1915 B. Roja moved to the front to fight against the Imperial Russian Army. His regiment took a part in the battle of Jastków near Lublin (July 31-August 3, 1915) and later fought in the Volyn region. In September 1915 B. Roja got promoted to the rank of colonel. In December his regiment was moved to Optowa by the Styr River were the camp of the Polish Legions was set up. It was called the Roja s Camp. In the beginning of 1916 B. Roja organised the Colonel Council (Rada Pułkowników), a collective body of the Polish legionary officers. In July 1916 he took a part in the Battle of Kostyukhnivka (Kostiuchnówka) in the Volyn region. After the Oath Crisis (Kryzys Przysięgowy) in July 1917 B. Roja left the Polish Legions and rejoined the Austro-Hungarian Army. In 1918 he returned to Kraków where he took over former Austrian Military Command (late October). In November 1918 he was promoted to brigade general and named the commander of Kraków garrison. He served in the Polish Army untill 1922 when he was transferred to reserve. In 1928 B. Roja was elected to the parliament as a member of Stronnictwo Chłopskie peasant party. He frequently criticized Józef Piłsudski and sanacja government. In 1937 he was interned at the psychiatric ward of the Kraków military hospital. In March 1940 the general was arrested by the Germans and placed in Pawiak prison in Warsaw. In May he was transferred to Sachsenhausen concentration camp, where he was murdered in a beastly way on the 27 th May 1940. Key words: Bolesław Roja, Polish Legions, First World War 89
1. Płk Bolesław Roja (czwarty od lewej) przed komendą 4 pp. Rojowe Osiedle, Optowa 1916 r. Zbiory autorki. 2. Płk Bolesław Roja, Optowa 1916 r. Zbiory autorki. 90
3. Litografia - Leopold Gottlieb Bolesław Roja, Optowa 5 V 1916 r. MTN w Łodzi, Dział 91
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.04 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Anna Figiel Łódź Status kobiety w polskiej kulturze ludowej. Szkic antropologiczny Istnieje źródło dobra, które stworzyło porządek, światło i człowieka i źródło zła, które stworzyło chaos, ciemność i kobietę. Pitagoras Introdukcja Podejście zawierające pewną dozę sceptycyzmu było jedną z podstawowych wartości cechujących antropologów i etnologów zajmujących się rekonstruowaniem społeczno-kulturowej mozaiki wyobrażeń. Chociaż nie explicite. Mimo to niewiele miejsca poświęcali oni kwestii kobiecej w kulturach tradycyjnych, w tym w polskiej kulturze ludowej. Choć wydawałoby się, że antropologia i etnografia posiadają szczególne predyspozycje do badania tego typu zagadnień. Tradycyjny światopogląd opierał się w dużej mierze na zasadzie analogii 1, która wprowadzała dychotomiczne rozróżnienie wszelkiego istnienia 2 ; w tym także ludzi na istoty znane swoje i nieznane obce. Inną, ale równie istotną kwestią, był podział ze względu na uwarunkowania anatomiczne i płeć. Wartościowane dodatnio w przypadku mężczyzny i negatywnie u kobiety 3. Na biologicznych cechach opiera się skomplikowana i trudna do pobieżnej interpretacji konstrukcja społecznych i kulturowych dyrektyw. Fizjologiczne różnice stanowiły fundamentalną zasadę różnorodnych klasyfikacji. Jednocześnie otoczone były najróżniejszymi mitami, opowieściami, przesądami, wierzeniami czy wreszcie działaniami. Z jednej strony rozbudowywały rytuały magiczne na polskiej wsi, a z drugiej, powodowały niezrozumienie rzeczywistego znaczenia. Wszystkie obrzędy, rytuały, działania magiczne, które w bezpośredni lub pośredni sposób związane były z człowiekiem, dawały sprowadzić się do jednego systemu myślowego prowadzącego od kategorii śmierci i orbis exterior, przez 1 Dualizm oraz analogia, główne cechy polskiej kultury ludowej, swoje źródło mają w opowieściach mitycznych o początkach świata. R. Tomicki, Słowiański mit kosmogoniczny, Etnografia Polska 1976, t. XX, no 1, s. 50, 55-59. 2 Z. Libera, Mikrokosmos, makrokosmos i antropologia ciała, Tarnów 1997, s. 98-111. 3 A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku, cz. II, O polskiej tradycji obrzędów ludzkiego życia, Warszawa 1988, s. 6. 93
kategorię nieczystości, aż do całkowitego statusu obcości. Ostatnim ogniwem całego łańcucha była właśnie kobieta, która w polskiej kulturze ludowej była synonim wrogich człowiekowi sił. Człowiek oznaczał wyłącznie mężczyznę 4. Stosunek do kobiety w tradycji wiejskiej był bogatym źródłem informacji o społeczeństwie i jego zwyczajowych obowiązkach. Należy jednak pamiętać, że analizując jakiekolwiek zjawisko z kręgu kultury chłopskiej, należy przyjąć szeroką perspektywę interpretacyjną. W tym przede wszystkim zrozumieć fakty, które tę kulturę tworzyły. Do najważniejszych należały: kontekst społeczny, w tym głównie życie codzienne ludu oraz kategorie związane z powstaniem świata. W celu odtworzenia pozycji oraz statusu jaki posiadała kobieta w kulturze ludowej odwołam się do kategorii płci, jako najbardziej determinującego czynnika, oraz do szerokich systemów wzajemnych powiązań. Te dwie wartości uważam za najwłaściwsze i najbardziej rudymentarne, by ukazać społeczne położenie kobiety, którego proweniencja sięga w głównej mierze jej biologicznych uwarunkowań. Warto wziąć pod uwagę różnorodne okoliczności kulturowe, które przetrwały jako ślad minionych epok, świadczą bowiem bardziej o ograniczeniach niż o przywilejach kobiet. Status kobiety Materiały etnograficzne ukazujące historię kultury ludowej odzwierciedlają nieuzasadnioną i krzywdzącą nierówność obu płci. Jest to także obraz dysproporcji ich odmiennych obowiązków, praw i możliwości. Przy czym krzywdzoną była zawsze kobieta. Mężczyzna natomiast był władcą i osobą decyzyjną. Swoją żonę traktował jak niewolnicę, pozbawianą możliwości partycypowania w przestrzeni społecznej oraz decydowania o sobie. Status i pozycja kobiety w kulturze ludowej oparte były przede wszystkim na stereotypowym myśleniu, zgodnie z którym utożsamiała ona negatywne wartości, przepełnione ciemnością oraz biernością 5. Uosabiała również chaos, zniszczenie, tamten świat oraz księżyc. Zadrożyńska podkreślała, że sposób myślenia i pojmowania wszechświata przez ludność wiejską nie kierował się zmysłami, lecz intuicją, którą natomiast powodowało myślenie mityczne. Stąd opozycje stanowiły jedną z najistotniejszych zasad konstrukcji i opisu otaczającego ludzi świata. Dotyczyły również wszystkich aspektów i zjawisk życia mieszkańców tradycyjnej wsi. Życie jest więc wewnątrz kręgu swojskości i bliskości śmierć na zewnątrz: orbis exterior na zewnątrz dalekie śmierć, orbis interior do wewnątrz bliskie życie pisał Stomma 6. 4 Tamże, s. 12. 5 L. Stomma, Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku oraz wybrane eseje, Łódź 2002, s. 220-222. 6 Tamże, s. 217. 94
W tradycyjnym rozumowaniu kobieta utożsamiana była ze śmiercią i jej przejawami. W ten sposób wszystko co reprezentowało żeński aspekt, synonimicznie łączono z nieszczęściem, kierunkiem północnym, lewą stroną i ciemnością 7. Stomma wskazywał, że tego rodzaju konotacje nadawały reprezentantkom płci żeńskiej status nieczystych. Główną przyczyną marginalizacji i narzucania określonej pozycji była jej biologiczna natura. Przede wszystkim menstruacja, ciąża, zdolność dawania życia, stanowiły podstawy do nadawania kobiecie ambiwalentnego statusu 8. Sytuowały ją także po stronie ciemności, demonów, a nawet śmierci. Jej fizjonomiczne cechy oraz biologiczne uwarunkowania powodowały, że uznawana była za animalizm; jej zewnętrzne i wewnętrzne cechy zaś za nieczystość, która stanowiła źródło zagrożeniem dla innych 9. Stanisław Ciszewski podkreślał, że wierzenia i światopogląd ludowy kreowały określony status kobiet. Nie zastanawiano się nad przyczyną tego zjawiska. Taką wizję przekazywano sobie od pokoleń, a następne generacje powinny przestrzegać zasad i podtrzymywać reguły, na których opierał się światopogląd kultury ludowej 10. Tradycyjne myślenie ujmowało ambiwalentną naturę płci żeńskiej w bardzo szerokim kontekście. Z biegiem czasu oraz pod wpływem różnorodnych czynników pojęcie to uległo szczególnemu zawężeniu. W większości tekstów polskiej kultury chłopskiej istotą nieczystą 11 określano kobiety upadłe. Chociaż terminu tego używano do każdego, kto ośmielił się naruszyć obowiązujące normy i zakazy, bądź pozostawał w styczności z obowiązującym tabu religijnym. Stanisław Ciszewski w swojej słynnej pracy z zakresu etnografii wskazywał na problem niższego oraz ambiwalentnego statusu kobiety. Na podstawie zebranego z różnorodnych kultur europejskich materiału, przekonywał, że wszystkie tradycje są zawsze patriarchalne. Każdą z nich cechowało także deprecjonowanie pozycji kobiety. W Żeńskiej twarzy podkreślał, że: zarówno przysłowia ludów słowiańskich, jak i niesłowiańskich wciąż biją jednogłośnie na to, że tylko na synu opiera się trwanie rodziny i kultu przodków, a córka, (...) jest w rodzinie tylko czasowym gościem. Zdarza się, co prawda, że pomiotłu rodzinnemu żeńskiej twarzy okazywane bywają niejakie względy (...). Żeńska twarz powszechnie uchodzi za stworzenie nieczyste (...) przede wszystkim dlatego, że podlega menstruacjom, wszelkie zaś wydzieliny ciała ludzkiego (...) poczytywane są powszechnie za nieczyste. Jako stworzenie nieczyste patrzą więc na kobietę menstruującą ludy przenajrozmaitsze (...). Obecnością swą, a nawet wzrokiem swym, kala menstruująca wszystko co czyste. Za stworzenie czyste, nieplugawiące tego z czym się stykają, uchodzą dopiero żeńskie twarze przekwitłe (...). Stworzeniem 7 Tamże, s. 203. 8 P. Kowalski, Leksykon znaki świata. Omen, przesąd, znaczenie, Warszawa 1998, s. 58-59. 9 L. Stomma, dz. cyt., s. 222. 10 S. Ciszewski, Żeńska twarz, Kraków 1927, s. 10. 11 Pierwsze tezy o niejednoznaczności kobiecej pozycji postulowali starożytni Grecy. Szczególną uwagę przywiązywali do kwestii płciowości oraz narządów z nimi związanych. A. Ossowska, Rola małżeńska i macierzyńska kobiety w poglądach moralistów I wieku Diona Chryzostoma, Plutarcha i Pliniusza Młodszego, [w:] Partnerka, matka, opiekunka. Status kobiety w starożytności i średniowiczu, (red.) J. Jundziłła, Bydgoszcz 1999, s. 130. 95
nieczystym jest wszakże żeńska twarz i dlatego jeszcze, że miewa stosunki płciowe z mężczyzną, spółkowanie zaś w oczach wielu bardzo ludów jest to akt również nieczysty, sprośny i grzeszny akt, którego po prostu wstydzić się należy. (...) Żeńska twarz jest nadto stworzeniem nieczystym (...), że odbywa połogi (...), a to akt znowu nieczysty (...), albowiem w połogu daje żeńska twarz życie dziecku, które poczęte przez nią zostało w chwili plugawego stosunku z mężczyzną 12. W kulturze tradycyjnego ludu polskiego istniało wiele możliwości dodatkowego pomniejszenia statusu kobiety. W przeciwieństwie do mężczyzn 13 nadawano im imioniska 14. Z reguły bardzo obraźliwe, wyrażające już w samym słowie mniejszą wartość oraz podmiotowość wobec osoby, którą tak określano. Stanowiły potwierdzenie niskiej roli kobiety w grupie wiejskiej 15. Często także, określenie baba synonimicznie utożsamiano z nazwą niewiasta 16. Jak wskazuje Ciszewski, tego typu zabiegi były popularne nie tylko w Europie. Jedną z największych obelg dla Arabów było, gdy ktokolwiek zapytał, jak czuje się jego żona. Odpowiednie sformułowanie powinno brzmieć jak się miewa twoja rodzina? 17. Idealną egzemplifikacją, potwierdzającą niższą społecznie wartość kobiety, jest sam tytuł słynnej pracy Ciszewskiego. Żeńska twarz to współczesne kompendium paradoksalnych poglądów dotyczących kobiet w ogóle. W tym głównie o ich fizjologicznej naturze, biologicznych umiejętnościach, a nawet niepożądanej seksualności. Opis pozycji kobiety w Żeńskiej twarzy to obraz dysproporcji ukazujących nierówne traktowanie płci. To także opowieść o narzucaniu krzywdzących praw i reguł oraz obowiązków na przedstawicielki płci żeńskiej. Jednocześnie autor w przewrotny, ale jakże prawdziwy sposób, sytuuję mężczyznę. Mężczyznę, który dzięki swoim biologicznym uwarunkowaniom oraz bliskości w stosunku do kultury 18 ujmowany jest jako właściciel kobiety 19. 12 S. Ciszewski, dz. cyt., s. 3-6. 13 K. Kocjan, Ludowa waloryzacja płciowości. Apokryficzne wątki w ludowej wersji historii o Adamie i Ewie, Polska Sztuka Ludowa Konteksty, 1992, t. 2, s. 42-43. 14 S. Ciszewski, dz. cyt., s. 11. 15 Zarówno język polski, słowiański, rosyjski i wiele innych z kręgów środkowoeuropejskich, wskazują na silnie zakorzeniony leksykalny stereotyp. Określenie człowiek, jak mogłoby się wydawać, oznacza każdą z płci. Jednak po bliższym przyjrzeniu się prawidłowym znaczeniom, wcale tak nie jest. Obok słowa człowiek istnieją jeszcze dwa inne terminy, którymi określamy różnie kobietę i mężczyznę. W języku angielskim wyrażenie a man, oznacza zarówno mężczyznę, jak i człowieka, kobieta zaś to a women. Identyczna sytuacja występuje w łacinie, gdzie homo to zarówno człowiek, jak i mężczyzna, a femina to kobieta. Zob. M. Kozakiewicz, Kobieto ty wieczna istoto, Szczecin 1987, s. 9-12. 16 S. Ciszewski, dz. cyt., s. 17. 17 Tamże, s. 18-19. 18 S.B. Orthner, Czy kobieta ma się tak do mężczyzny, jak natura do kultury? [w:] Nikt nie rodzi się kobietą, red. T. Hołówka, Warszawa 1982, s. 116-119. 19 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 19. 96
Krzywicki przyczyn niższego statusu kobiety upatruje w ustawie zwyczajowej oraz kastowej marginalizacji. Wskazuje, że żadna z płci nie sięga po obowiązki drugiej, z racji na silnie zakorzenione w tradycyjnym światopoglądzie przyporządkowanie ról. W tym podziale, jak słusznie zauważa, przedstawicielki płci żeńskiej z racji swoich uwarunkowań biologicznych przyporządkowano przestrzeni wewnątrz domostwa 20. Nieznajomość i niezrozumienie niektórych procesów fizjologicznych stanowiły z reguły podstawę do wierzeń religijnych, a nawet magicznych 21. W swojej pracy Baba jako wróżba nieszczęścia powołuje się na wiele różnorodnych przykładów potwierdzających niższy status oraz wartość kobiety. Wskazywał m.in., że spotkanie ciemnego ptaka, np. wrony czy samotnie spacerującej kobiety, traktowane było jako wyjątkowo zła wróżba. Kontakt z kobietą w fazie marginalnej również ujmowany był jako negatywny omen 22. Jednocześnie podkreślał, że przed pejoratywnymi konsekwencjami i nieszczęściem można było się chronić 23. Pierwotny lęk przed dwuznacznym statusem płci żeńskiej analogicznie zwiększał się w przypadku kultury na niższym poziomie cywilizacyjnym. Tego rodzaju dylematy i problemy dotyczyły nie tylko polskiej tradycji chłopskiej, lecz także wszystkich kultur tradycyjnych na świecie. Kobiety w tradycji ludowej miały natomiast wiele praw w przestrzeni domowej. Wiązało się to przede wszystkim z kulturowym podziałem pracy. Identyczna sytuacja występowała także u innych ludów pozaeuropejskich. Liczne prace etnologiczne opisują, że wszelka aktywność na zewnątrz przynależna była mężczyźnie. Zadrożyńska podział ten porównuje do spektaklu teatralnego, w którym męska cześć grupy demonstruje obowiązujący podział ról 24. Zawsze także ogół wszystkich oficjalnych i wyżej ocenianych społecznie funkcji przynależy mężczyznom. W szczególności stanowiska wodza, szamana, znachora czy członka starszyzny. Zdarzają się jednak niezwykle rzadkie odstępstwa od tej reguły. Zwłaszcza gdy z powodu swojego przekwitania, kobieta nie posiada już mediacyjnego statusu, jednocześnie dla lokalnej grupy nie istnieje już jako kobieta. Wówczas bywa czasami dopuszczana do oficjalnych urzędów. Czasami partycypuje również, w większym stopniu niż przeciętna kobieta, w życiu społeczności, jak np. matka wodza. Liczne opisy antropologiczne potwierdzają jednoznacznie, że starsza niewiasta otoczona była w takich sytuacjach szacunkiem. W niektórych przypadkach dojrzalsi mężczyźni okazywali jej respekt. Jest to jednak pojedynczy przypadek, kiedy to kobieta traktowana była na równi z mężczyznami, i nie dotyczył polskiej kultury chłopskiej. 20 L. Krzywicki, Baba jako wróżba nieszczęścia, Wisła, 1889, t.3, s. 868. 21 A. Zadrożyńska, Homo faber i homo ludens. Etnologiczny szkic o pracy w kulturach tradycyjnej i współczesnej, Warszawa 1983, s. 80-93. 22 P. Kowalski, dz. cyt., s. 312. 23 Idealną egzemplifikacją aktywności ochronnej przed negatywnym statusem kobiety spoza polskiej tradycji wiejskiej są działania mieszańców Alaski. Przed wyruszeniem na połów powstrzymują się przed kontaktami seksualnymi z małżonkami w obawie, że kontakt ten może ich skalać i przynieść niepowodzenie. L. Krzywicki, dz. cyt., s. 865. 24 A. Zadrożyńska, Powtarzać, cz. II, s. 22. 97
Nieczystość Każdorazowe zetknięcie się dwóch przeciwstawnych sfer, bądź nawet domniemane ich spotkanie, zawsze wymagało oczyszczenia explicite. Nie miało również znaczenia czy droga kierowała od świętości do ziemskiego żywota człowieka, czy odwrotnie. W każdym przypadku przekraczanie tych granic wiązało się ze stosowaniem obrzędów oczyszczających. Wszystkie rytuały związane z człowiekiem, które wymagały usunięcia zmazy nieczystości, sprowadzały się do ostatecznego punktu, jakim była kobieta. Utożsamiała ona moce nie tylko wrogie, lecz także niezwykłe, groźne i tajemnicze, zwłaszcza w czasie menstruacji. Jej wejście w pole widzenia mężczyzny oznaczało bliskość tego momentu. Na nierówne traktowanie kobiet w polskiej tradycji wiejskiej istotny wpływ na co wskazuje Zadrożyńska ma stereotypowe myślenie na temat obcego. Jak pisze: podkreślający wszelkie cechy niezwykłości czy historycznie kształtowane kompleksy własne, zamykające drogę prawdziwemu poznaniu rzeczywistości. Niepośrednią rolę odgrywa tutaj zapewne własny kulturowy system wartościowania 25. Szczególne zagrożenie ze strony kobiety spowodowane było miesięcznym krwawieniem 26, ciążą i czasem połogu 27. W miarę jak jej aktualny status przemijał, niebezpieczeństwo, które niosła, malało 28. W polskiej kulturze ludowej szczególnie nieczystą oraz ambiwalentną wartość 29 nakładano na krew menstruacyjną 30. Wzbudzała w mieszkańcach tradycyjnej wsi grozę i lęk 31 także ten związany z seksualnością, jako siłą agresji i nieczystości 32. Symbolem tych obaw była właśnie krew menstruującej 33 kobiety, gdyż w przeciwieństwie do zwierzęcia, które w walce godowej wie, kiedy należy się zatrzymać, i nie zabija dzięki instynktowi zachowania gatunku, człowiek morduje. Jest symbolem płci, gdyż bez tej krwi nie ma kobiecości, nie ma prokreacji: krew wypływająca z macicy, to ta sama krew, do której rozlania może doprowadzić, prędzej czy później, każdy akt płciowy 34. Na polskich wsiach miesiączkującą dziewczynę określano stwierdzeniem, że kwitnie, co odnosiło się w bezpośredni sposób do jej płodności. O samym okresie menstruacji powiadano, że wtedy kobieta jest w takim 25 Tamże, s. 29. 26 J.P. Roux, Krew, mity, symbole, rzeczywistość, Kraków 2013, s. 67-85. 27 L. Krzywicki, dz. cyt., s. 865-866. 28 Tamże, s. 867. 29 A. Paluch, Etnologiczny atlas ciała ludzkiego i chorób, Wrocław 1995, s. 49. 30 J.P. Roux, dz. cyt., s. 73, cyt. za: Kpł 15, 19. 31 Zob. J.S. Wasilewski, Tabu a paradygmaty etnologii, Warszawa 2010, s. 252-256. 32 Jak wskazuje J. Campbell, nieczystość i ambiwalentny status kobiety zapoczątkowany został w starożytnym świecie; głównie w Egipcie, Mezopotamii oraz w rolniczych systematach zajmujących się hodowlą roślin. J. Campbell, Potęga mitu, Kraków 1994, s. 265. 33 W światopoglądzie polskiej kultury ludowej istotne znaczenie w nieczystości kobiety menstruującej miała również barwa krwi. Czerwień symbolizowała przynależność do świata orbis exterior. W chłopskich zagadkach, opowieściach czy bajkach czerwone oczy miały czarownice i demony. K. Moszyński, Kultura ludowa Słowian, t. 1, Warszawa 1967, s. 569. 34 J.P. Roux, dz. cyt., s. 73. 98
czasie lub że jest chora. O starszej, która jeszcze nie wyszła za mąż, mówiono jeszcze kwiatuszka nie straciła 35. Niejasny status nieczystości nadawany kobiecie przez jej biologiczne uwarunkowania 36, skutkował tym, że przypisywano jej zdolność rzucania uroków. Huculi twierdzili, że kobieta od narodzin jest istotą skalaną i nieczystą 37. W okolicach Pińczowa wierzono, że gdy kobieta przejdzie przez końskie uprzęże, to koniom przytrafi się nieszczęście. Na Rusi mniemano, że spotkanie kobiety lub popa było zapowiedzią złych wydarzeń 38. Według wierzeń słowiańskich, gdy ciężarna przeszła pomiędzy dwiema innymi brzemiennymi, jej dziecko mogło przemienić się w zmorę 39. Na polskiej wsi kobiecie spodziewającej się dziecka nie wolno było chodzić na cmentarze ani zbliżać się do umierających, ponieważ zetknięcie się dwóch sytuacji marginalnych mogło hiperbolizować ich właściwości 40. Od chwili gdy kobieta stawała się brzemienna, obwarowana była licznymi nakazami i zakazami, które miały oddzielać ją od zajęć dnia codziennego. Wierzono, że nosiła w sobie chaos i tajemniczość sfery zaświatów 41. Obawiano się mocy, która w niej przebywała. Liczne nakazy, którym wówczas podlegała, były uwarunkowane zachowaniem poprawnych relacji z orbis exterior. Ich przestrzeganie miało zapewnić narodzenie się zdrowego dziecka oraz pomyślność w jego wychowaniu. Początkowo, od momentu zajścia w ciążę, kobieta nie mówiła nikomu o swoim stanie, ewentualnie mężowi lub matce. Niekiedy musiała powiadomić także teściową, ale wyłącznie wówczas, gdy rodzina była typowo patriarchalna. Mimo że w polskiej kulturze ludowej mężczyzna był głową rodziny i młoda para mieszkała w domu jego lub jego rodziny, taka sytuacja była dość rzadka. Reszta społeczności informowana była o brzemienności niewiasty gdy ta wyraźnie grubła w oczach 42. Każda kobieta w stanie błogosławionym uznawana była za nieczystą i kalającą swoją obecnością; szczególnie przez kontakt ze sferą tamtego świata 43. Jak podkreślał Stomma, śmierć i nowe życie, połączone są ze sobą w sposób niezwykle ścisły. Dopóki bowiem nie było śmierci na świecie, nie było także narodzin. Narodziny są więc konsekwencją śmierci. Wszystko co jest bezpośrednio związane płodnością i urodzajem, przynależy do kategorii śmierci. Kobieta jest nieczysta, jako istota naznaczona śmiercią, ze wszystkim co wskazuje i przypomina o jej zdolności dawania nowego życia 44. Wskazane wobec tego było, by ciężarna 35 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 41. 36 L. Stomma, dz. cyt., s. 223. 37 S. Ciszewski, dz. cyt., s. 4, 10-11. 38 L. Krzywicki, dz. cyt., s. 865-866. 39 H. Biegeleisen, Lecznictwo ludu polskiego, Prace Komisji Etnograficznej Polskiej Akademii Umiejętności, Kraków 1929, s. 275. 40 P. Kowalski, dz. cyt., s. 59. 41 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 48. 42 Tamże, s. 49. 43 P. Kowalski, dz. cyt., s. 59. 44 L. Stomma, dz. cyt., s. 223. 99
jak najmniej przebywała wśród ludzi, by nie ściągnąć na nich złego omenu. Z tego względu nie wolno było zbliżać się jej do nowo zasianych pól (groziło to brakiem wzrostu roślin), nie proszono jej także w kumy. Wierzono, że nie powinna mieć kontaktu ze zwierzętami, nie wolno jej było doić krowy, która mogłyby stracić przez to mleko. Spotkanie kobiety w ciąży na swojej drodze było wyjątkowo złą wróżbą 45. Brzemienna przez swój biologiczny stan nieczystości narażona była także na kontakty z demonami i złymi mocami. Z tymi samymi, które atakują istoty w czasie marginalnym 46. Zgodnie z zasadami kultury ludowej kobieta w nieczystym czasie nie mogła przede wszystkim uczestniczyć w czynnościach przygotowywania 47 posiłków oraz dotykać i pozostawać w jakichkolwiek kontaktach z mężem. Jej izolacja miała charakter instytucji społecznej i demonstrowana była przez odosobnienie czasowe i terytorialne. Nie mogła również brać żadnego dziecka na kolana 48, musiała wystrzegać się dmuchania malcom w twarz, w obawie, że mogłyby umrzeć. Nie brała udziału w farbowaniu czegokolwiek, przy garbowaniu skóry, także przy wiązaniu i rozplataniu różnorodnych przedmiotów. Nie mogła zespalać snopów, węzłów, także szyć i robić na drutach. Zakazane było przechodzenie pod sznurem na pranie, drabiną, mycie okien czy schylanie się dwa razy z rzędu 49. Nakazy dotyczyły także określonych osób, miejsc, sytuacji i przedmiotów 50. Oprócz ambiwalentnej pozycji, która powodowała, że nadawano jest status osoby marginalnej, kobietę łączono także ze sferą sacrum. Stomma podkreślał, że jej dwuznaczność wynikała przede wszystkim z umiejscowienia w niej zarówno pierwiastka nieczystości, jak i świętości. Dalej pisze: mimo że mit biblijny tworzy negatywny wizerunek kobiety, to w ludzkim doświadczeniu (także w obrębie wyobrażeń ludowych) zachowuje się wizerunek jej inności i obcości, a obcość wedle światopoglądu mitycznego to nie tylko»portret z negatywu«. Obcość to sfera ambiwalencji sakralnej. Kobieta jest więc święta i skalana, dająca życie i powołująca śmierć 51. Zgodnie z tradycyjnym światopoglądem kobieta posiadała nie tylko kontakty ze sferą orbis exterior, lecz także stanowiła jej demonstrację dzięki biologicznej umiejętności rodzenia. Uważano, że skoro pozostawała w bliskiej relacji z zaświatami, to sama musi być ich częścią. W ten sposób była również silnie związana z sacrum. Była więc groźna, obca i nieczysta, ale także nietykalna; tak jak każda inna forma sacrum 52. Jak pisze Eliade, sacrum jest zarówno święte, jak i skalane 53. 45 T.M Ciołek, J. Olędzki, A. Zadrożyńska, Wyrzeczysko, Warszawa 1976. 46 P. Kowalski, dz. cyt., s. 419-421. 47 J.P. Roux, dz. cyt., s. 77-81; L. Stomma, dz. cyt., s. 183. 48 J.S. Wasilewski, dz. cyt., s. 249-251. 49 P. Kowalski, dz. cyt., s. 59. 50 Zob. S. Bystroń, Słowiańskie obrzędy rodzinne. Obrzędy związane z narodzeniem dziecka, Kraków 1935, s. 27. 51 L. Stomma, dz. cyt., s. 20-21. 52 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 15. 53 M. Eliade, Traktakt o historii religii, przeł. J.W. Kowalski, Warszawa 2009, s. 24. 100
Tradycyjny światopogląd klasyfikował kobietę jako obcą, nieczystą, ale jednocześnie tę, która miała kontakt ze świętym sacrum. Przeciwieństwem tego stanu był mężczyzna, który stanowił idealne odwzorowanie sytuacji profanum. Niejako potwierdzeniem relacji z zaświatami było dziecko w kobiecym łonie. W tym czasie kobieta poddawana była surowej izolacji 54 oraz licznym nakazom i zakazom. Wierzono, że nowy członek grupy po przyjściu na świat nie jest człowiekiem, lecz jedynie wynikiem aktywności istot z zaświatów. Potrzeba było czasu, aby dziecko stało się pełnoprawnym członkiem tradycyjnej wsi. Pomimo że ojcostwo mężczyzny nie podlegało z reguły wątpliwości, to w publicznym przekonaniu nie był on traktowany jako uczestnik aktu poczęcia. Wierzono, że kontakt z zaświatami w tej niecodziennej sytuacji miała wyłącznie kobieta. Dzięki swoim naturalnym zdolnościom wchodziła w kontakt z orbis exterior, skąd wstępowały w nią ucieleśniające się później dusze. Przedstawicielki płci żeńskiej w polskiej kulturze ludowej stanowiły synonim negatywnych skojarzeń oraz pasywnych wartości. Budziły także lęk i strach wśród mieszkańców tradycyjnej wsi, zwłaszcza w dwuznacznym czasie 55. Zdarzało się jednak, że przynosiły spokój, porządek i bezpieczeństwo. Jednocześnie ich ambiwalentny status nie stanowił zagrożenia dla mężczyzn z ich otoczenia: ojców, braci, synów, a nawet wujów. Jak podaje Zadrożyńska dla mężczyzn zupełnie bezpieczne były tylko kobiety z ich bliskiej ekumeny, jak matki i siostry. W praktyce oznaczało to, że najbliższe pokrewieństwo więzy krwi niwelowały zagrożenie ze strony jej niejasnej natury 56. Niebezpieczeństwo i niepokój o własne życie oraz zdrowie groziły mężczyźnie wyłącznie ze strony innych kobiet. Tych, które pochodziły z dalszych grup społecznych, rodów czy plemion. W kulturze ludowej zakazane były związki małżeńskie z przedstawicielką tej samej rodziny. Jednocześnie tylko kobiety niespokrewnione były kandydatkami na matki i żony. Aby którakolwiek z nich mogła zostać poślubiona przez określonego mężczyznę, musiała być mu przede wszystkim obca. Nie chodziło w tym wypadku wyłącznie o społeczną obcość, a jedynie o przekonanie, że biologiczna umiejętność dawania życia stawia kobietę w analogicznym położeniu w stosunku do mężczyzny. Naturalne zdolności kreowania nowego istnienia wiązano z aktywnością kosmiczną 57. Stąd często przytaczano związki reprezentantek płci żeńskiej z istotami ze sfery zaświatów 58. Łączyło ich uchodzenie krwi, które w szerokiej symbolice związane było z brakiem życia. Zmuszało to, by nadać kobiecie status w obrębie strefy śmierci 59. Jednocześnie 54 Gilmore podaje, że wiele tradycyjnych społeczeństw alienuje kobiety bądź nawet usuwa je z terytorialnych granic grupy społecznej. Zob. D. Gilmore, Mizoginia czyli męska choroba, Kraków 2003, s. 88. 55 M. Eliade, dz. cyt., s. 178-179. 56 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 14. 57 P. Kowalski, dz. cyt., s. 471-474. 58 Zob. M. Majerczyk, Binarna opozycja semantycza tu i tam w konstruowaniu wizji świata pozagrobowego (faza przejścia), Polska Sztuka Ludowa Konteksty, 1996, t. 50, no 3-4, s. 98-110. 59 J.P. Roux, dz. cyt., s. 10; zob. P. Kowalski, dz. cyt., s. 624. 101
także, umiejscawiało ją w sferze kosmicznego dawania życia i wszelkiego poczęcia, krew menstruacyjna bowiem oznaczała biologiczną zdolność posiadania potomstwa. Tabu kobiecego ciała W niemalże wszystkich kulturach świata przestrzeganie norm i reguł stanowiło podstawę wierzeń oraz tradycyjnych obyczajów. Ze szczególnym szacunkiem traktowano obrzędy związane ze zmianą statusu oraz odwzorowujące pierwotną sytuację. Nieprzestrzeganie zasad wiązało się z naruszeniem lub nawet złamaniem tabu. Zgodnie z ludowym światopoglądem tabu było kategorią oznaczającą całkowity zakaz podejmowania określonych czynności wobec pewnych osób lub przedmiotów. Są to z reguły obiekty czy stany, co do których istniało przekonanie o ich nieczystości lub sakralności. Złamanie zasad skutkowało skażeniem osoby, która dopuściła się niepodporządkowania obowiązującym regułom. Z tego powodu człowiek, który naruszył tabu, narażał się na sankcje społeczne i światopoglądowe w obrębie swojej kultury. Jednocześnie sam stawał się niebezpieczny dla otoczenia 60. Szczególnym tabu w polskiej kulturze ludowej były obrzędy związane z fizjologicznymi procesami w kobiecym organizmie. Do najbardziej rozbudowanych oraz podlegających surowym restrykcjom należał czas związany z menstruacją, ciążą, połogiem, aktem seksualnym, choć nie tylko. Kobieta w czasie nieczystym sama stanowiła demonstrację tabu, a kontakt z nią kalał wszystko, co czyste. Każdy zetknięcie z menstruującą było aktywnością o charakterze plugawiącym i wymagało odpowiednich obrzędów oczyszczających. By temu zapobiec, stosowano szereg nakazów i zakazów, które obowiązywały kobiety w tym czasie. Nie wolno jej było zbliżać się do ogniska domowego, gdyż mogła splugawić jego życiodajną moc. Ponadto nie mogła nabierać wody ze studni lub źródeł, mogła bowiem doprowadzić do jej skażenia. Do dnia dzisiejszego na Podlasiu popularne są zakazy, by miesiączkująca kobieta nie dotykała kapusty lub drzew owocowych, gdyż ich korzenie mogłyby uschnąć. Surowym nakazem objęte były wizyty menstruującej w świętym miejscu. W czasie swojej nieczystości, pod wielką groźbą, nie mogła odwiedzać miejsc związanych z sacrum, gdyż mogłaby je skalać swoją niekreśloną naturą. Wszelkie działania objęte tabu, dotyczące krwi menstruacyjnej, związane były z jej symboliczną wymową, odnoszącą się do czasu niezwykłego z krainy śmierci. Z tego powodu okres menstruacji, ciąży czy nawet przekwitania nie pozostawały obojętne dla społeczności wiejskiej. Sfera zaświatów nie mogła w żadnym wypadku łączyć się ze sferą życia. Tym samym od momentu pierwszej miesiączki dziewczyna stawała się ambiwalentna. Z niegroźnej i niewinnej istoty przemieniała się w kobietę, która przejawiała symptomy kontaktów z zaświatami. 60 Z. Staszczak, Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, Poznań 1987, s. 344. 102
Od tej pory w niezwykłym czasie objęta była tabu. Zgodnie z ludowym światopoglądem mężczyźni mieli jej unikać, chociaż z drugiej strony stanowiła wartość, której pożądali. Przepisy rytualne określające miesiączkującą kobietę jako ambiwalentną oraz zakazujące kontaktu z nią były znane we wszystkich kulturach, zarówno pierwotnych i współczesnych. Lęk przed krwią menstruacyjną leżał u podstaw instytucji tabu w ogóle 61. Skalanie krwią miesięczną należało do najstraszniejszych i najpoważniejszych w światopoglądzie polskiej wsi. Wierzono, że skaza menstruacyjna, jako permanentnie powtarzający się obrzęd przejścia, jest negatywnie pojmowany ze względu na wypływającą z ciała krew, którą najczęściej utożsamiano ze śmiercią, gniciem, mrokiem i wilgocią. Dotknięta orbis exterior kobieta stanowiła tabu. Jej nacechowanie mocą zaświatów przynosiło splugawienie, a nawet śmierć wszystkiego, co napotkała. Niewiasta w czasie menstruacji powodowała, że wypalały się rośliny ogrodowe, drzewa nie owocowały, pszczoły umierały w ulach. Nie wolno było jej zbliżać się do pożywienia, zwłaszcza piec chleba 62. Zalecenia zabraniające bycia chrzestną matką czy podawania rzeczy mężczyźnie bezpośrednio do rąk były przepisami izolującymi ją społecznie 63. Dla mieszkańców tradycyjnej wsi nieczystość menstruacji stanowiło skalanie w sensie religijnym i było rozumiane jako akt niszczenia porządku ludowego. Początkowy okres ciąży obwarowany był zakazem współżycia z mężem. Kobieta musiała unikać wszelkich sytuacji powodujących zauroczenie, na które jak wierzono była wówczas wyjątkowo podatna 64. Groźba konsekwencji za złamanie zasad była tak wielka, że ciężarne zawsze przestrzegały określonych reguł i zachowywały wszelkie środki ostrożności. Obyczaje zabraniały wychodzenia na pole w czasie wzrostu zbóż. Nie wolno było patrzeć im na ziemię, która miała wydać plony. Pomimo że kobieta nosiła w sobie nowe życie, to jej status był naznaczony przede wszystkim kontaktem z zaświatami. Uważano, że jej brzemienność jest jedynie zapowiedzią, a nie pewnikiem narodzin. Wierzono, że nie powinna opiekować się rozmnażającymi się zwierzętami, ani nawet doglądać ich legowisk. Nie mogła pełnić istotnej roli na weselu, np. starościny. Mówiono wówczas, że panna młoda będzie miała tak ciężkie życie, jak ciężka jest ciężarna 65. Obyczajowość ludowa nakazywała, by nie przyjmować od brzemiennej żadnej obietnicy. Liczne nakazy, które obowiązywały kobietę przy nadziei dotyczyły również dziecka w jej łonie 66. Zgodnie z myślą ludową ciężarna nie tylko była centrum złowrogich i tajemniczych mocy, jej zachowania oraz stosowanie się do reguł w trakcie brzemienności określały cechy i usposobienie dziecka. Tabuizacja samego porodu najlepiej uwidaczniała się w finalnej konieczności oczyszczenia, poprzedzonej czterdziestodniowym czasem połogu. Moment przyjścia na świat był czasem niezwykle groźnym ze względu na agresję ze strony 61 J.P. Roux, dz. cyt., s. 7. 62 P. Kowalski, dz. cyt., s. 314-315. 63 J.S. Wasilewski, dz. cyt., s. 262. 64 T.M. Ciołek, J. Olędzki, A. Zadrożyńska, Wyrzeczysko..., s. 51. 65 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 50. 66 Tamże, s. 51-58. 103
demonów i przebywanie w stanie amorficzności oraz odmiennej czasoprzestrzeni. Niebezpieczeństwo zagrażało zarówno matce, dziecku, jak również wszystkim osobom przebywającym w izbie. Poród otwierał bowiem drogę w zaświaty. W celu ochrony stosowano liczne zabezpieczenia. Do najpopularniejszych należały zwyczaje związane z magią Alkmeny, które miały bezpośrednio ułatwić poród bądź zapobiec przedwczesnemu rozwiązaniu 67. Myśl ludowa utożsamiała lęk przed momentem narodzin ze stanem, w którym znalazła się położnica. Była pusta w środku, a ta negatywna wartość mogłaby przenosić się na otoczenie 68. Przyjście nowego dziecka na świat było wielkim wydarzeniem dla wiejskiej społeczności. Powszechnie uważano, że lekki poród był dowodem na odpowiednie prowadzenie się matki. W przypadku gdy ciężarna miała problemy z urodzeniem potomka, wierzono, że zesłana została na nią kara za liczne występki, a nawet za niewierność wobec męża. Przed rozwiązaniem zalecano, by brzemienna pogodziła się ze wszystkimi skłóconymi we wsi osobami, zwłaszcza jeśli były to konflikty między kobietami. W ten sposób miała zapewnić sobie łatwiejszy poród. Sama sytuacja rodzenia potomka była objęta określonymi gestami, które winna była wykonywać młoda matka, by rozwiązanie zakończyło się pomyślnie. W tym czasie kobieta odmawiała modlitwę, babka natomiast smarowała rodzącej brzuch, by przyspieszyć przyjście dziecka na świat 69. Zakazana seksualność Obyczajowość ludowa wskazywała, że akt o charakterze seksualnym należał do stosunków wstydliwych i hańbiących 70, objętych wyjątkowo surowym tabu. Sfera zbliżeń seksualnych człowieka wiejskiego pozostawiała wiele miejsca do licznych nieporozumień, które można spotkać w samych tylko danych z zakresu etnologii 71. Zgodnie z ideą przedstawianą przez Ciszewskiego w Żeńskiej twarzy, czynności intymne kalały dopiero wówczas, gdy posiadały świadków. Przynosiły nieszczęście przez naruszenie nakazów milczenia i braku zachowania tajemnicy. Stosunek intymny między mężczyzną a kobietą rozumiany był w kategoriach grzechu. Był on tym bardziej niebezpieczny, gdy dotyczył osób znajdujących się w sytuacjach granicznych. Do takich należały przebywanie na zewnątrz domostwa lub w podróży. W trakcie ich trwania stosunek z kobietą mógł potęgować nieszczęście. Ponadto, jeśli czynności seksualne wymagały niekiedy rytualnych ablucji, to profanowały w podobny sposób, jak kontakt z zaświatami. 67 Zob. P. Kowalski, dz. cyt., s. 473. 68 Waloryzacja pustego pojawia się niezwykle często w wierzeniach magiczno-religijnych. Dowodzić tego może nakaz wkładania czegokolwiek do pieca po wyjęciu z niego chleba. W tym kontekście odwoływanie się do fizjologicznej pustki, a wraz nią nieczystości, podlega bardziej ogólnym wyjaśnieniom niż normom skierowanym bezpośrednio w naturę kobiety. J.S. Wasilewski, dz. cyt., s. 252. 69 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 59. 70 S. Ciszewski, dz. cyt., s. 5 71 A. Zadrożyńska, Powtarzać..., cz. II, s. 44. 104
W wielu kulturach świata stosunek seksualny wykazywał bardziej cechy symbolicznej podroży do sfery zaświatów niż czynności o charakterze seksualnym. To kobieta była wrotami, ale także łącznikiem, który umożliwiał wędrówkę do krainy orbis exterior. Zgodnie z ludowym sposobem myślenia, intymne stosunki powinny odbywać się w chwili, gdy kończył się czas ziemski i należało odprawiać rytuały o charakterze stwarzania ludzi oraz świata. To właśnie w takich sytuacjach odtwarzano seksualne czynności, którym towarzyszyła bogato rozwinięta symbolika gestów dodatkowych, mających na celu wprawienie w ruch bądź ożywienie pól, roślin, ziemi. Również w polskiej tradycji wiejskiej tego typu ujęcie znajdowało zastosowanie w pobudzaniu płodności ziemi. Zadrożyńska zauważa, że jeśli przyjmiemy, iż akt seksualny, który jest działalnością prokreacyjną, jest również jednym z głównym obrzędów wędrowania do sfery tamtego świata, wówczas nieczystość kobiety byłaby niezbędnym elementem istnienie rytuału. Stąd jak twierdzi mógł być rozumiany jako akt kreacji nowego życia i musiał pozostawać w sekrecie 72. Kategorie dziewictwa oraz zachowania czystości seksualnej aż do ślubu, były istotnymi elementami determinującym status kobiety w polskiej kulturze ludowej. Kwestia szeroko pojętej seksualności wyglądała niekiedy różnie, w zależności od regionu. Najbardziej liberalne w tej kwestii było Podhale 73. Tamtejsza społeczność dopuszczała stosunki płciowe kobiety przed zamążpójściem 74. Zgodnie ze światopoglądem miejscowych górali, hańby nie przynosiła duża ilość partnerów seksualnych, ale ich brak 75. Ściśle łączyło się to z panującym na Podhalu przekonaniem, by sprawdzić się przed ślubem. Mimo wszystko, wspomniany region był wyjątkiem w porównaniu z zasadami obowiązującymi na typowej polskiej wsi 76. Na tych obszarach seksualność kobieca była zdecydowanie bardziej skrępowana. Zgodnie z ludowymi wierzeniami, zachowująca czystość niewiasta, to taka, która zdążyła już ujawnić swoją seksualność (rozpoczęcie menstruacji), ale nie rozpoczęła jeszcze prób sprawdzenia mocy swojej płodności. Każda kobieta, która sprzeciwiła się ludowej, erotycznej symbolice, spotykała się z ostracyzmem oraz nadaniem jej pejoratywnego statusu. Zgodnie z normami, których proweniencja sięga systemu religijnego oraz ustawodawstwa wiejskiego, jedynym dopuszczonym związkiem seksualnym było małżeństwo. Wyłącznie w jego ramach możliwe było pożycie płciowe. Każda aktywność intymna poza małżeństwem była traktowana jako ciężki grzech 77. Skutkowała nawet wykluczeniem z grupy oraz nadaniem miana ulicznicy. 72 Tamże, s. 44. 73 R. Tomicki, Norma, wzór i wartość w życiu seksualnym tradycyjnych społęczności wiejskich w Polsce, Etnografia Polska, 1977, t. XXI, no 1, s. 51-55. 74 Tamże, s. 51-53. 75 A. Kowalska-Lewicka, Młodzież wiejska na Podhalu w pierwszej połowie XIX wieku, Łódzkie Studia Etnograficzne, 1967, t. 9, s. 236. 76 Zob. B. Tryfan, Pozycja społeczna kobiety wiejskiej. Studium badawcze na przykładzie rejonu płockiego, Warszawa 1968, s. 61-76. 77 R. Tomicki, dz. cyt., s. 48. 105
W polskiej kulturze chłopskiej kategoria dziewictwa u kobiety nie stanowiła jedynie kwestii społecznej. Ciało zwłaszcza kobiece oraz potrzeby seksualne stanowiły silne tabu kulturowe. Na podstawie czystości płciowej oceniano moralność przedstawicielek płci żeńskiej w ogóle. Jednocześnie określano przydatność w grupie społecznej. Powszechny obowiązek zachowania czystości aż do ślubu, był składowym oraz podstawowym elementem ludowej religijności 78, zgodnie z którą, kobieta nie powinna emanować swoim ciałem. Winna być skromna, cnotliwa i przyzwoita. Wszelkie odstępstwa od tego modelu, powodowały sankcje społeczne. Jeśli zdarzały się w ogóle kontakty płciowe w sferze przedmałżeńskiej, mężczyzna nigdy nie był posądzany o rozwiązłość. Winowajcą grzechu pozostawała kobieta. Ta sama, która jak Ewa, kusiła mężczyznę w Raju 79. Silne restrykcje dotyczące czystości seksualnej kobiety związane były z lękiem przed jej dychotomiczną naturą. W kulturze tradycyjnej szczególną wartość nadawano dziewictwu poprzez postać Matki Boskiej oraz niepokalanych narodzin jej syna Jezusa Chrystusa 80. Zgodnie z ludowym światopoglądem czystość niewiasty stanowiła zagrożenie dla demonów oraz czarownic 81. Rygorystyczne normy zachowywania przyzwoitości widoczne były w nakładaniu surowych kar na każdą kobietę, która dopuściła się występku. Szczególnie surowe były w stosunku do tych, które w opinii wiejskiej mentalności uchodziły za zbyt rozwiązłe oraz panien z dzieckiem 82. Seksualność oraz ściśle związana z nią kategoria płodności stanowiły w obrębie światopoglądu kultury ludowej element ciała publicznego narzuconego oraz interpretowanego przez wolę społeczeństwa. Nierówne traktowanie obu płci w sferach seksualności, deprecjacja oraz umniejszanie wartości kobiety przez krzywdzące opinie o nieodpowiednim prowadzeniu się, sytuowały ją jako gorszą, mniej wartościową i nieprzydatną. Obraz dysproporcji potwierdzony został niejako w pracy Ciszewskiego, która stanowi kompendium wiedzy o pozycji kobiety w polskiej kulturze ludowej. Jednocześnie jest idealną egzemplifikacja rzeczywistego statusu, jaki posiadała kobieta na polskiej wsi. Próba komentarza Świat kultury ludowej to rzeczywistość pełna zasad, która stała na straży jednorodności kulturowej danej społeczności oraz rodzinnej symboliki. Życie kobiety w tej tradycji było określone i kreowane przez kulturowe reguły, które niekiedy przestawały być pewnikiem wewnętrznego scalenia. Mimo to los i historia kobiety naznaczone były głównie przez jej ambiwalentne ciało, w tym głównie 78 Zob. I. Kuźma, Współczesna religijność kobiet. Antropologia doświadczalna, Wrocław 2008, s. 173-183. 79 D. Simonides, Dlaczego drzewa przestały mówić? Ludowa wizja świata i człowieka, Opole 2010, s. 52-58. 80 J. Campbell, dz. cyt., s. 275. 81 P. Kowalski, dz. cyt., s. 120. 82 R. Tomicki, dz. cyt., s. 48. 106
przez jej biologiczne uwarunkowania. Strach przed fizjologicznymi procesami zachodzącymi w jej organizmie sytuował ją jako ziemską przedstawicielkę sfery zaświatów. Równocześnie naturalne zdolności sytuowały kobietę po stronie przestrzeni prywatnej i wewnętrznej, nigdy zewnętrznej. Nawet wówczas, gdy była ona waloryzowana dodatnio. W tym kontekście przedstawicielki płci żeńskiej synonimicznie utożsamiały to, co łączyło się z gorszą pozycją oraz pejoratywnymi skojarzeniami. Nawet najmniejsza próba przekroczenia obowiązujących reguł i norm groziła naruszeniem tabu 83. Wystąpienie przeciwko zasadom wiązało się z wykluczeniem ze społeczności, ale również przeniesieniem sytuacji tabu na osobę, która dokonywała naruszenia obwiązujących reguł. W polskiej kulturze ludowej wszelkie tajemnice związane z fizjologią organizmu kobiety oraz jego naturalnych procesów były w rzeczywistości związane z nieznajomością ich pochodzenia. Mimo że ich objawy były łatwo widoczne, wszystkie zmiany biologiczne jakich doświadczała kobieta (menstruacja, ciąża, poród) naznaczały ją specyficzną symboliką. Taką, która w kręgu wiejskiej mentalności definiowała oraz określała jej status. Ogromną wagę w nadawaniu kobiecie określonej pozycji w obrębie kultury ludowej odgrywało właśnie jej ciało pełne ambiwalentnych, często przeciwstawnych wartości, budziło strach i lęk. Połączenie wszystkich objawów, także tych wewnętrznych, których przyczyn nie rozumiano, sprowadzało się do punktu, w którym kobieta naznaczona była silnym tabu kulturowym. Dodatkowo jej niższa pozycja powodowała, że nieustająco poddawana była kontroli społecznej. Studia nad różnymi kulturami wskazują, że na status kobiety wpływ miały dwa istotne czynniki. Pierwszym była jej biologiczna natura, która w mieszkańcach wsi budziła ambiwalentne uczucia. Z jednej strony uznawano ją za istotę nieczystą przez relacje ze sferą tamtego świata, a z drugiej była także bliska sacrum. Była nie tylko niebezpieczna, lecz także święta, nietykalna. Dodowem potwierdzającym przewagę negatywnych konotacji, którym podlegały mieszkanki tradycyjnej wsi, było to, że w niezwykle szerokim znaczeniu były nieczyste. Ilość pejoratywnych implikacji z biegiem czasu ulegała zawężeniu. Historia kultur, literatura naukowa, badania etnograficzne, a nawet pozycje z zakresu beletrystyki ujawniają powszechny obraz dysproporcji między płciami. Odbija się w nim obraz nierównych stosunków pomiędzy kobietą a mężczyzną, niesprawiedliwych praw, odmiennych bo mniej cenionych obowiązków. Przy czym osobą o niższej pozycji pozostawała zawsze kobieta. Mężczyzna decydował o losie zarówno swoim, jak i kobiety. Był panem i władcą. Mimo to kobiety posiadały wiele praw w przestrzeni domowej 84 i właśnie jedynie w tej sferze mogły przewodzić. 83 Zob. J.S. Wasilewski, dz. cyt., s. 173-215. 84 F. Chirpaz, Ciało, Wydawnictwo PAN, Warszawa 1998, s. 11. 107
Summary Status of Woman in the Polish Folk Culture The status and position of a woman in folk culture were primarily based on stereotypical thinking. According to that, she personified negative values, filled with darkness, passivity and indifference. She also embodied chaos, destruction, the "that word" and the moon. Her ambivalent status was most strongly influenced by her biological nature: menstruation, pregnancy and ability to give life. Apart from negative connotations, her nature was seen as a manifestation of the sacrum. So, she was dangerous, alien and impure, but also inviolable. The specific features of her character located her within the home space. Key words: woman, status, folk culture, impurity, menstruation, pregnancy, physiology, taboo, sexuality, sacrum 108
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.05 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Marcin Kępiński Uniwersytet Łódzki Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Etos chłopski i ludzie pracy. Nauczyciele z awansu społecznego o pracy w badaniach nad pamięcią Polski Ludowej 2009-2012 Świat wokół nas się zmienił, zmieniła się także etnologia/antropologia. Kultura ludowa i lud, wieś, jej tradycje, religijność, obrzędy i rytuały, którymi niegdyś zajmowała się etnografia, zaginęły, uległy zapomnieniu i przekształceniom. Współczesna antropologia zajmuje się zaś zupełnie innymi sprawami, w tym samą sobą 1. Nieodwracalnym zmianom uległa również wiejska społeczność oraz ważna jej część tradycyjny chłopski etos, stosunek do ziemi i pracy. Mój dziadek, Adam Kępiński, oraz moja babcia, Marianna Zając, byli reprezentantami ostatniego pokolenia polskiej wsi, zachowującego pewne niezmienione elementy tradycyjnego etosu chłopskiego. Rodzice mojego ojca, profesora Mariana Kępińskiego, posiadali średnie gospodarstwo rolne we wsi Kamionka, położonej pomiędzy Chełmem a Lublinem 2. Było to typowe gospodarstwo rodzinne, w którym żyły i pracowały trzy pokolenia, blisko ze sobą związane. Bywałem jako dziecko w domu dziadków regularnie, w okresie wakacji letnich i zimowych, w czasie świąt wielkanocnych i Bożego Narodzenia, siewu, żniw i wykopków. Praca zawsze była treścią ich życia, a właściwie można powiedzieć, że wypełniała je bez reszty. Odkąd tylko pamiętam, ciężka praca od świtu do nocy była codziennym udziałem dziadka i babci. Wolna od niej była tylko niedziela, ale nawet wtedy dziadkowie wstawali równie wcześnie, jak co dzień. Praca obejmowała zwyczajne chłopskie czynności, związane z ziemią, zwierzętami i gospodarskim obrządkiem, do których potrzeba było siły, umiejętności, cierpliwości, systematyczności oraz zaangażowania. Większość obowiązków wymagających dużej siły, praca w polu i zagrodzie, drobne i większe naprawy, zgodnie z tradycyjnym podziałem ról w chłopskiej rodzinie, przypadały dziadkowi. 1 Zob. m.in.: J. Barański, Etnologia w erze postludowej. Dalsze eseje antyperyferyjne, Kraków 2017; M. Brocki, Antropologia społeczna i kulturowa w przestrzeni publicznej. Problemy, dylematy, kontrowersje, Kraków 2013; O czym dziś opowiada antropologiczna opowieść? Z prof. Wojciechem Józefem Bursztą rozmawia prof. Agnieszka Ogonowska, Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia de Cultura V (2013), http://studiadecultura.up.krakow.pl/article/view/1489/1286 [dostęp: 31 I 2019]. 2 O historii rodziny ojca, profesora Mariana Kępińskiego, jego malarstwie oraz wsi Kamionka pisałem kilkakrotnie w Zeszytach Wiejskich (XII/2007, XV/2010, XXI/2015, XXII/2016). 109
W wolnych od naglących obowiązków chwilach, a nie było ich wiele, dziadek Adam lubił zajmować się stolarką w warsztacie, który sam zbudował. Nie był religijny, za to czytywał Pismo Święte, wyciągając z niego swoje własne wnioski. Stanowił typ wiejskiego samouka. A choć ukończył przed wojną tylko szkołę powszechną, lubił czytać gazety i książki ( Chłopów Reymonta znał na pamięć). Miał na to czas późną jesienią i zimą, kiedy gospodarka toczyła się leniwym rytmem, a ziemia odpoczywała. Pochodził z ubogiej rodziny i zanim ożenił się z babcią, córką bogatego chłopa, w młodości pracował jako parobek. Przedwojenny chłopski los i bieda nauczyły go oszczędności i zaradności, a zarazem uczyniły twardym, rzeczowym człowiekiem. W czasie drugiej wojny światowej dziadek Adam był członkiem wiejskiego oddziału Armii Krajowej (ps. Olek), brał udział w akcjach zdobywania broni i pieniędzy od niemieckich okupantów. Jednak nie lubił o tym mówić; w ogóle nie był gadatliwy i nigdy niczym się nie chwalił. Uważał się za Polaka i patriotę, ale przede wszystkim za chłopa, z czego był prawdziwie dumny. Ponieważ przed wojną zaznał w życiu ubóstwa, doceniał awans społeczny mieszkańców wsi, jaki stał się udziałem jego pokolenia po 1945 roku. Choć niechętny komunizmowi w latach stalinowskich zabrano mu siłą krowę do spółdzielni szanował władzę ludową za inwestycje na wsi, elektryfikację, powszechne i bezpłatne szkolnictwo, opiekę zdrowotną, kredyty inwestycyjne i mechanizację rolnictwa. Do końca życia był jak najlepszego zdania o Edwardzie Gierku, którego określał jako prawdziwego gospodarza Polski, a w dodatku zainteresowanego, jak nikt wcześniej, rozwojem rolnictwa w kraju. Sam oszczędny, wręcz skąpy i zadowalający się konsumpcyjnym minimum, dziadek Kępiński chętnie inwestował w gospodarstwo i budynki gospodarcze. Kupował maszyny rolnicze i ziemię. Pozwolił sobie nawet na luksus i zrealizował marzenie z młodości kupił motocykl. Prawdziwego potwora, ogromne radzieckie monstrum marki IŻ, ze specjalnym, mocnym silnikiem i zawieszeniem, przeznaczonym na bezdroża ZSRR. Choć skąpy, dla wnuków nigdy nie żałował drobnych pieniędzy, cukierków czy prezentów. Koniecznie musiały być praktyczne i dobrej jakości, jak na przykład scyzoryk marki Gerlach czy radziecki zegarek Poljot. Od niego dostałem swój pierwszy rower, na którym nauczył mnie jeździć i czasami wyprawialiśmy się wspólnie do pobliskiego miasteczka Siedliszcze. Życiowe doświadczenie, refleksyjna natura, obserwacja przyrody, bliższego i dalszego otoczenia oraz lektury i samodzielnie zdobyta wiedza pozwoliły dziadkowi na stworzenie swoistej życiowej filozofii. Jej częścią były elementy tradycyjnego etosu chłopskiego wartości: praca, ziemia, sprawiedliwość oraz życie w zgodzie z przyrodą. Zarówno dziadek, jak i babcia czuli się jeszcze częścią większej całości świata natury, z którą należało żyć w zgodzie. Ziemia była dla dziadka czymś najważniejszym. Traktował ją jak świętość, nigdy by jej nie sprzedał ani nie wydzierżawił. Gospodarka, dom, pola, łąki i pobliski las były jego światem. Nie chciał i nie lubił ich opuszczać, dlatego prawie nigdy nie wyjeżdżał. Mawiał, że ziemię trzeba szanować i odpowiednio traktować, a wtedy odwdzięczy się obfitymi plonami. 110
Dziadek Adam nie mógł spokojnie patrzeć na marnotrawstwo i partactwo, jakie jego zdaniem odbywało się w pobliskim Państwowym Gospodarstwie Rolnym. Uważał, że każde pole powinno mieć jednego gospodarza, wiedzącego najlepiej, jak o ziemię zadbać. W jego gospodarstwie panował wzorowy porządek. Jego zdaniem najważniejszym i najlepszym zawodem na świecie był ten, który on sam wykonywał, czyli zawód rolnika. Była to jedyna godna uczciwego człowieka praca, w dodatku dająca chleb innym. Dziadek nie lubił sąsiadów, którzy nie chcieli lub nie potrafili gospodarzyć jak należy w pocie czoła, rzetelnie. Znał dobrze historię Polski i sądził, że chłopi zawsze byli niedocenianą, a jednocześnie najbardziej wartościową częścią polskiego społeczeństwa, to na nich bowiem spoczywał obowiązek największy i najważniejszy wyżywienie kraju. Szanował tych wszystkich, którzy jak chłopi i robotnicy utrzymywali się z pracy własnych rąk. Pracować powinien każdy, a wyznaczoną pracę należy wykonywać jak najlepiej. Nauczycieli tolerował, sądził bowiem, że są potrzebni, zwłaszcza ze względu na praktyczną stronę wiedzy, jaką przekazują. Dla urzędników, dyrektora PGR, sekretarza organizacji partyjnej miał co najwyżej uśmiech politowania oraz spore pokłady nieufności. Podobnie jak dla mieszkańców miast, którzy jego zdaniem nie znali prawdziwego życia, w łączności z ziemią i przyrodą. Kilka razy, może dwa, odwiedził nas w Łodzi, ale pośród fabrycznych murów i bloków bardzo źle się czuł, jakby brakowało mu powietrza. Nie rozumiał miejskiego życia. Z tego powodu jego wizyty nie trwały długo. Dziadek wolał nas gościć w swoim przestronnym domu, położonym pośród pięknych, rozległych pól, w pobliżu starego lasu, z sadem i pasieką. Po latach zrozumiałem surowość dziadka, jego oszczędność w słowach, wypytywanie o świadectwa (nauka w końcu była moją pracą jako ucznia), a także to, że nie poświęcał nam, swoim wnukom, zbyt wiele czasu. Po prostu go nie miał. Zapamiętałem, że nigdy się nie skarżył ani nie narzekał, mimo że był coraz starszy i ubywało mu sił do pracy. Podziwiałem jego wytrwałość, hart i pogodę ducha. Zrozumiałem także piękno jego prostej, chłopskiej filozofii życia, o której tak rzadko mówił. Niestety, przeminęła wraz z pokoleniem dziadka. Nostalgia sprawia, że mityzuję zarówno jego postać, jak i ulubione miejsce dzieciństwa polską wieś. Z pewnością nie były idealne, ale jednak bliskie ideałowi. O nieuchronnym przemijaniu chłopskiego etosu czytamy w wywiadzie z Rochem Sulimą: ( ) na prowincji dogorywa coś, co nazwać można etosem chłopskim, etosem szlacheckim. Załamał się odwieczny rytm życia prowincji, jednorodny styl bytowania, na co zwracał kiedyś uwagę Stanisław Vincenz. Dziś wszystko się wymieszało, jest chaos. Chaos w świecie wartości, chaos w stylach życia. Widzę, że ludzie nie potrafią odorać skiby od miedzy, co było za moich młodych lat nie do pomyślenia. Kultura rzeczy, kultura przedmiotów, tworzących kiedyś względnie jednorodną całość, uległa głębokiej dysharmonii. Niski jest stan tego, co nazwałbym kulturą bytu. Te podstawy życia, które wyznaczało uprawianie ziemi, a więc wszystkie obowiązki wobec pola, wobec Boga, wobec Kosmosu, wobec innych ludzi zniknęły ( ). A przecież nie tak dawno ludzie wstawali ze świtem, czy mieli coś do roboty, czy nie, Bóg wzywał, bo słońce już na niebie. 111
I właśnie ten etos umarł. Ale my tworzymy, moim zdaniem, pożyteczną kulturową fikcję, że gdzieś indziej, poza metropolią, istnieje jakiś świat uładzony, świat przedustawnych wartości, i że to będzie dla nas jakieś miejsce ocalenia ( ) 3. Choć nie wszyscy współcześni badacze wsi zgadzają się ze stwierdzeniem, że chłopski etos zupełnie się skończył (na przykład: Tadeusz Chrobak, Józef Styk, Stanisław Siekierski, Łukasz Hajduk), to jednak trzeba przyznać, że zanikł on w swej tradycyjnej postaci, ulegając daleko idącym zmianom. Być może gdzieś jednak przetrwały niektóre jego elementy. Choć nie mamy kultury ludowej ani folkloru, a jedynie różne nowoczesne formy kultury typu ludowego i folkloryzmu, to jednak dzięki nim możemy mieć nadzieję, że ważna część naszego duchowego dziedzictwa nie zniknie we wszechobecnym zalewie kultury popularnej, o którym wspomina w cytowanym wywiadzie Roch Sulima. Sądzę, że niektóre z elementów składowych tradycyjnego etosu chłopskiego można odnaleźć w zebranych przez mnie, w czasie kilkuletnich badań nad pamięcią Polski Ludowej, narracjach grupy łódzkich nauczycieli. Moje spostrzeżenie dotyczy tych spośród badanych, którzy wywodzą się z rodzin wiejskich. Zawód nauczyciela wykonywali dzięki możliwości awansu społecznego, stworzonego przez władze. W przeprowadzonych wywiadach wyraźnie widać wpływ zinternalizowanych w kręgach rodzinnych wartości na ich biografię oraz stosunek do wykonywanej pracy nauczyciela 4. Temat etosu chłopskiego i związanej z nim centralnej wartości pracy oraz ich zmiany zajmowały wielu badaczy 5. W swej klasycznym opracowaniu Anna Zadrożyńska opisywała poglądy na wartość pracy, porównując tradycyjny model pracy rolnika, model przejściowy (praca Państwowych Gospodarstw Rolnych) oraz model miejski. Barbara Fedyszak-Radziejowska wymieniła cztery modele etosu pracy rolników: tradycyjny, agrarystyczny, miejsko-marksistowski i etos rolnika-producenta. Wiemy, że w tradycyjnej kulturze chłopskiej praca stanowiła wartość centralną, autoteliczną. Wokół pracy zbudowany był tradycyjny system wartości, praca wypełniała życie całej rodziny chłopskiej. Kontekst emocjonalny pracy, szczególnie fizycznej, był zawsze pozytywny. Zajęcia nie będące pracą zwano próżnowaniem i silnie potępiano. Praca stanowiła nie tylko źródło prestiżu i zamożności, lecz także cel sam w sobie, treść codziennego życia. Podobnie ważną 3 Ludzie potrzebują inności. Rozmowa z prof. Rochem Sulimą, Przegląd nr 34/2009, https://www.tygodnikprzeglad.pl/ludzie-potrzebuja-innosci/ [dostęp: 31 I 2019]. 4 Artykuł wykorzystuje fragmenty wywiadów cytowanych w mojej wcześniejszej książce: Pomiędzy pamięcią autobiograficzną a zbiorową. Polska Ludowa i stan wojenny w narracjach łódzkich nauczycieli, Łódź 2016. Z racji ograniczonej objętości nie zajmowałem się w niej opisywaną w artykule problematyką etosu chłopskiego i pracy, obecną w narracjach moich informatorów. Również w książce piszę szeroko o prowadzonych badaniach i ich metodologii, tu więc pominę ten temat. 5 Zob. m.in.: A. Zadrożyńska, Homo faber, homo ludens. Etnologiczny szkic o pracy w kulturach tradycyjnej i współczesnej, Warszawa 1983; M. Halamska, H. Lamarche, M.C. Maurel, Rolnictwo rodzinne w transformacji postkomunistyczej. Anatomia zmiany, Warszawa 2003; B. Fedyszak-Radziejowska, Etos pracy rolnika. Modele społeczne a rzeczywistość, Warszawa 1992. 112
rolę pełniła ziemia, czynnik prestiżotwórczy, cel wielu chłopskich działań i zabiegów 6. Taki układ tradycyjnych chłopskich wartości nazywano agrocentrycznym. Przypomnijmy, że choć etos w naukach o kulturze jest rozumiany na wiele sposobów, to jednak podkreśla się w nich znaczenie świata wartości oraz ich wpływ na życie i postępowanie wspólnoty. W etnografii określa się etos jako styl życia obyczajowo-moralny, powiązany z normami, sankcjami i obyczajami. Etos stanowi również układ idei, dominujących w danej grupie i kulturze, integrujących ją i zapewniających jej wewnętrzną harmonię. Termin ten upowszechnił się głównie w znaczeniu charakterystycznego dla danej grupy społecznej zespołu reguł obyczajowo-moralnych lub/i faktycznie obowiązującego w danej grupie społecznej typu moralności; całościowego wzoru kultury danej społeczności lub stylu życia obowiązującego w danej grupie społecznej (...) 7. Co do etosu chłopskiego, można w nim wyróżnić kilka konstytutywnych elementów. Jednym z nich, najważniejszym, jest właśnie praca, bardzo silnie łącząca się z ziemią. W tradycyjnej chłopskiej kulturze dobro jakim jest ziemia»domaga się«od człowieka pracy. Przy czym praca upoważnia jednostkę tylko do korzystania z ziemi, a nie do jej przywłaszczania na zasadzie wyłączności. Niezależność bytowa ziemi sprawia, że człowiek uprawniony jest do korzystania z niej proporcjonalnie do włożonej pracy. (...) Ta symetryczność związku między ziemią i człowiekiem zachodzi przede wszystkim w pracy rolnika 8. Do tego należy przypomnieć, że wartości etosu chłopskiego istnieją jako nadbudowane przede wszystkim nad relacjami zachodzącymi między ziemią a chłopem rolnikiem. Wielopostaciowe związki chłopa z ziemią są zasadniczym czynnikiem kreatywnym wartości etosu chłopskiego 9. Oprócz ziemi, praca wiąże się ze sprawiedliwością, kolejną fundamentalną dla tego etosu wartością: podstawą sprawiedliwości ekonomicznej jest praca, traktowana jako wyróżnik warstwy chłopskiej i wartość fundamentalna etosu chłopskiego 10. Bardzo podobne stwierdzenia znajdziemy w opracowaniu Stanisława Siekierskiego. dotyczącym etosu chłopskiego w świetle pamiętników prowadzonych przez chłopów od początków ich piśmiennictwa aż po okres zmiany ustrojowej po 1989 roku: dla chłopów, pozostających na wsi, ziemia jest wartością podstawową, ona nie tylko stanowi warunek egzystencji, ale nadaje sens i wartość ich życiu, określa chłopski los 11. Ziemia nie była tylko biologiczną podstawą życia chłopskiej rodziny, ale mikrokosmosem chłopa, zawierającym w sobie miejsce, rodzinę, przestrzeń. W tradycyjnych chłopskich społecznościach ziemia była wartością autoteliczną, silnie łączoną z czynnikami gospodarczymi i ekonomicznymi oraz pracą: jedną z istotnych cech chłopstwa, niezależnie od miejsca i czasu, jest silny związek 6 B. Fedyszak-Radziejowska, dz. cyt., s. 33. 7 Zob.: J. Grad, Etos, [w:] Słownik etnologiczny. Terminy ogólne, red. Z. Staszczak, Warszawa-Poznań 1987, s. 111-113. 8 T. Chrobak, Etos chłopski w programach stronnictw ludowych, Rzeszów 1992, s. 41. 9 T. Chrobak, dz. cyt., s. 119. 10 Tamże, s. 122. 11 S. Siekierski, Etos chłopski w świetle pamiętników, Kraków 1992, s. 69. 113
z ziemią. Wynika to nie tylko z jej niezbędności jako środka produkcji, ale również z tożsamości miejsca zamieszkania, z miejscem rodziny chłopskiej. Występuje silne sprzężenie przestrzenne, funkcjonalne i rzeczowe gospodarstwa rolnego z gospodarstwem domowym. Wspólnie tworzą przestrzenne ramy egzystencji. Rodzina, gospodarstwo rolne oraz gospodarstwo domowe, połączone czynnikiem pracy stanowią podstawową trójjedność chłopskiego systemu wartości 12. Stosunek do pracy, traktowanej jako moralny obowiązek człowieka, był charakterystyczny dla tradycyjnego etosu chłopskiego. Przez pracę we własnym gospodarstwie chłop uczestniczył w działalności sił przyrody, a wszystko co posiadały chłopskie rodziny, zawdzięczały wyłącznie ciężkiej pracy. Świat chłopski miał charakter fizyczny, konkretny i pragmatyczny. Dlatego mało była dla niego zrozumiała praca umysłowa, a szczególnie typu biurokratycznego i organizatorskiego. Byłą dla niego obca, niezrozumiała, dlatego traktowana nieufnie 13. Najważniejszą cechą charakteru chłopa polskiego była pracowitość: Praca oznaczała nie tylko sposób zaspokojenia potrzeb, lecz była rodzajem mistycznego zespolenia ze światem przyrody oraz stanowiła udział w stwórczej mocy Bożej jako obowiązek religijny. Poczucie obowiązku pracy było najsilniejszą normą moralną. (...) miała w sobie coś z charakteru sakralnego. Uległ on zachwianiu poprzez stosowanie doskonalszych narzędzi, a następnie w wyniku mechanizacji. Pracowitość zatem była traktowana jako wartość sama dla siebie, bez której nie mogło być mowy o dobrym gospodarowaniu. Stanowiła ona podstawowy kapitał, który obok ziemi był najważniejszą cechą chłopa 14. Pracowitość oznaczała właściwie brak czasu wolnego w dzisiejszym rozumieniu tego słowa oraz pełną dyspozycyjność wobec potrzeb gospodarstwa. Jedną z cech charakterystycznych tradycyjnych społeczności wiejskich, na jaką zwracali uwagę etnolodzy, był brak podziału na czas wolny i czas pracy 15. W tradycyjnym modelu etosu pracy, opisanym przez Annę Zadrożyńską, czas pracy uzupełniano zabawą, nie rozdzielając tych dwóch form ludzkiej aktywności 16. Kolejną pożądaną cechą charakteru chłopa byłą oszczędność, połączona z minimalizmem konsumpcyjnym: Oszczędzano we wszystkich rozumieniach tego pojęcia. Dążono do całkowitego zużycia danej rzeczy (bez reszty), do nieniszczenia, a także do opóźniania zużycia tego, co najlepsze. (...) Oszczędzania pieniędzy poprzez ich odkładanie miało na celu wydatkowanie na cele trwałe (głównie inwestycyjne). Wydatki były dokonywane po długim namyśle, a konsumpcję utrzymywano na poziomie niskiego minimum 17. Oszczędzano zarówno sprzęty gospodarstwa domowego, jak i ubrania, maszyny i urządzenia, a nawet pożywienie. Gospodarowano w sposób racjonalny, a oszczędność była tożsama 12 J. Styk, Chłopski świat wartości. Studium socjologiczne, Włocławek 1993, s. 33. 13 Tamże, s. 48. 14 J. Styk, dz. cyt., s. 26-27. 15 Zob.: A. Zadrożyńska, Powtarzać czas początku. Część I. O świętowaniu dorocznych świąt w Polsce, Warszawa 1985, s. 136-137. 16 Zob. A. Zadrożyńska, Homo faber, s. 221. 17 J. Styk, dz. cyt., s. 27. 114
z gospodarnością. Rozumiano ją jako wykorzystanie wszystkiego, co gospodarstwo posiadało. Zewnętrzne przejawy polegały na porządku w domu, zagrodzie i polach. Chodziło głównie o funkcjonalność, niezbędną przy szerokim zakresie czynności zawodowych 18. Gospodarność jako cecha dobrego gospodarza powinna była występować razem z pracowitością i oszczędnością. Wtedy taki chłop mógł liczyć na wysoką ocenę społeczną w swojej wspólnocie lokalnej. Moralne wzorce dotyczące pracy, jako niezbywalnej części chłopskiego etosu, przekazywano w rodzinie, podczas procesu socjalizacji i wychowania. Miały one charakter rodzinny, dokonywały się poprzez codzienną, wspólną pracę. Celem wychowania było przygotowanie jednostki do samodzielnego i pełnego uczestnictwa w życiu rodzinnym i lokalnym oraz do prowadzenia gospodarstwa. Wychowywanie odbywało się przede wszystkim przez pracę, świadczoną na rzecz gospodarstwa od najmłodszych lat życia. Dzięki temu następowało wszczepienie najbardziej pożądanej cechy osobowości: pracowitości. (...) Więzi międzypokoleniowe były bardzo silne oraz dawały stałą obecność trzech perspektyw czasowych: przeszłości (dziadkowie), przyszłości (dzieci) oraz teraźniejszości (rodzice). Doświadczeniu praktycznemu towarzyszyło objaśnianie słowne oraz zabiegi korekcyjne 19. Dodajmy, że rodzice, choć surowi w ocenach i zachowaniu, byli obdarzeni przez dzieci ogromnym autorytetem. Model takiego wychowania zakładał przekazywanie dzieciom przez rodziców norm moralnych oraz pełne posłuszeństwo: dobre dziecko było przede wszystkim posłuszne oraz pracowite. Najwięcej uwagi poświęcano tym dzieciom, które były przewidywane na dziedzica gospodarstwa 20. Ten rytm pokoleniowej wymiany oraz przekazywania etosu chłopskiego już w okresie dwudziestolecia międzywojennego zakłóciła szkoła przez wprowadzenie powszechnego obowiązku szkolnego 21. W tradycyjnych chłopskich rodzinach dziecko wchodziło w cykl produkcyjny w wieku pięciu, sześciu lat, a w proces wychowywania młodszego rodzeństwa znacznie wcześniej. Przygotowanie do życia zawodowego rozpoczynało się praktycznie od momentu własnej, biologicznej samodzielności. Wychowywało dziecko rodzeństwo, stopniowo uczyło się hodowli gęsi, bydła, koni, w większych gospodarstwach drobiu i świń. Już od najmłodszych lat uczestniczyło także jako pomoc w pracach polowych 22. Dodajmy, że prawie zawsze była to praca wymagająca samodzielności, zaangażowania i sporego nakładu siły. Szkoły okazały się prawdziwym szokiem wychowawczym dla wiejskiej społeczności: naruszyły one jednorodny system wychowawczy. Uczyły dzieci wiedzy prawie całkowicie zbędnej, po drugie wytrącały z cyklu produkcyjnego ważne ogniwo: pastuchów i pomocników (...) 23. Jednak dopiero po drugiej wojnie światowej awans dzieci chłopskich do grupy inteligencji stał się dużo łatwiejszy. Umożliwiły to władze Polski Ludowej, zapewniając dzieciom z rodzin chłopskich i robotniczych szereg 18 Tamże, s. 28. 19 J. Styk, dz. cyt., s. 31. 20 Tamże, s. 32. 21 Zob.: S. Siekierski, dz. cyt., s. 72-73, 78-79. 22 Tamże, s. 79. 23 Tamże. 115
ułatwień i opiekę socjalną w trakcie zdobywania wykształcenia średniego i wyższego 24. Wracając do konstatacji o nieuchronnym przemijaniu etosu chłopskiego i związanej z nim wartości pracy, okazało się, że pewne jego pozostałości da się odnaleźć w zebranych przeze mnie narracjach łódzkich nauczycieli wywodzących się z rodzin chłopskich. Wszystkie one są do siebie podobne, zarówno jeśli chodzi o typ używanych argumentów, jak i treść wspomnień z dzieciństwa i pracy zawodowej w szkole. Łączy je również rzetelny stosunek do pracy, przekazany nauczycielom przez rodziców. Nauczyciele pochodzący z wielodzietnych rodzin chłopskich (oraz robotniczych) podkreślają biedę, jaka panowała w ich domu. Jednak zarówno sam dom, jak i rodziców wspominają ciepło, z nostalgią. Ich rodzice byli przedstawicielami pokolenia, które szanowało ziemię, pracę, było prawdomówne i oszczędne. Te wartości przekazało swym następcom wykształconym dzieciom. Co ciekawe, rodzice nie sprzeciwiali się aspiracjom zawodowym przyszłych pedagogów, a wręcz przeciwnie popierali ich dążenia do awansu społecznego. Ze swych dzieci byli dumni, widząc w ich migracji do miast (ale i powrotach do wiejskiej szkoły) wielką szansę, którą należało wykorzystać jak najlepiej. Elżbieta M., urodzona w 1936 roku we wsi Chabielice, nauczycielka techniki i plastyki, mówiąc o swoim domu, podkreśla panującą w nim biedę, brak podstawowych rzeczy, ogólnodostępnych w czasach współczesnych (ciepłe ubrania, pralka) i konieczność ciągłej pracy pomagania rodzicom. Dom był jednak, dzięki matce informatorki, pełen rodzinnego ciepła: Mój rodzinny dom. Nas było czworo, wielodzietna rodzina. Moi rodzice na Przestrzennej mieli gospodarstwo rolne. My, dzieci, musiałyśmy pomagać, prace w polu. Często było tak, że trzeba było, przychodziłam ze szkoły:»tam jest zupa, proszę zjeść, idziemy ziemniaki kopać«. We wrześniu kopać, taką dziabką. Potem, na wiosnę, buraki pielić, żniwa, zboże zbierać, bo nie było kombajnu, nie było niczego, kosą tata kosił z wujkiem, a my z siostrą i mama, myśmy zbierali. Ale mimo to wspominam swój dom bardzo ciepło i było biednie, dziecko po dziecku nosiło to, co przestało nosić, bo wyrosło. Ja miałam pierwsze palto, palto takie cieplejsze, to ja miałam dopiero, jak byłam w maturalnej klasie, to ja miałam dziewiętnaście lat. Bo tak, to chodziłam w podgumowanym płaszczu i w żakiecie starym babci. I w tym chodziłam. I takie kalosze były, pamiętam, i w tym się chodziło. Bo matkę nie było stać, żeby cokolwiek kupić, jak miała czworo dzieci. Nawet na zeszyty. Proszę pani, ja dostawałam sto trzydzieści złotych stypendium, ze względu na dużą rodzinę i ja robiłam na drutach rękawiczki, tutaj sąsiadki dzieciom, obszywałam chusteczki (...), to sobie zarobiłam siedemdziesiąt złotych. I za to sobie kupiłam to płaciłam bilet na tramwaj. Więc to były ciężkie czasy dla dzieci, dla nas, ale mimo wszystko ja je tak ciepło i serdecznie wspominam. I wie pani, mama pralki nie miała, mama 24 Oprócz powszechnie znanych faktów historycznych, temat awansu społecznego porusza analiza pamiętników chłopskich dokonana przez S. Siekierskiego (dz. cyt., strony 78-81, 116-117), a także inne, podobne opracowania, np. klasyczne, wielotomowe Młode pokolenie wsi Polski Ludowej pod redakcją J. Chałasińskiego. 116
prała na takiej pralnicy. (...) I wie pani, u nas było czysto (AIEIAK 10757, s. 2). Rodzinny dom nauczycielki, która należała do wykształconego po wojnie pokolenia dzieci wiejskich, pracującej w szkole dzięki awansowi społecznemu, jest opisywany jako niezwykle biedny, ale szczęśliwy. Przedmioty i ubrania, które dzisiaj są zwyczajne i używane codziennie, w czasach jej dzieciństwa stanowiły niedostępny luksus. Samo miejsce zamieszkania również pozostawało poza obszarem dostatku i obszernej przestrzeni, dostępnej dla każdego domownika. Był to zwyczajny, biedny dom: Było to dwuizbowe mieszkanie, bo to był dom, i znaczy, jedno takie większe mieszkanie, gdzie się odrabiało lekcje i było łóżko, rodzice tam spali, a my w drugim pomieszczeniu. No, było zawsze czysto, schludnie, mama była gospodarna, zawsze coś tam upiekła. I święta wspominam, były bardzo zawsze, bardzo ciepłe, bardzo takie swojskie, takie kochane. Z tym że naprawdę nie było zabawek, tak jak powiedziałam, u rodziców bawiliśmy się w szkołę albo w sklep (AIEIAK 10757, s. 2). Dla informatorki nie jest ważny dom jako miejsce, ale ci, którzy wypełniają go uczuciami, swoją obecnością i nadają mu charakter bezpiecznej przystani dla rodziny. Rodzinę spaja matka, przekazująca proste, najzwyklejsze wartości moralne, ucząca dzieci uczciwości, poszanowania pracy oraz siebie nawzajem. Matka zmarła mając 94 lata, dzieci nie chciały nigdzie jej oddawać, do samego końca była w domu, pod ich opieką. Ojciec zmarł dużo wcześniej, ale mama była z rodziną do ostatniego tchnienia. Także ta rodzina nasza istniała cały czas, a jeszcze muszę wspomnieć, że moja matka, mając osiem lat straciła swoją matkę, a dwanaście ojca. Zostało czworo dzieci na wsi, tam w Chabielicach i te dzieci się same wychowywały. (...) I te dzieci mieszkały w jednej izbie, cała ta czwórka i mama była wielka gospodyni, piekła chleb. Więc proszę sobie to wyobrazić. Więc jak ja, jak mama opowiadała, to ja, to mnie ściskało. I wychowała swoje dzieci dobrze, była bardzo wymagająca, goniła nas do roboty, ale mogę jej tylko za to podziękować, bo wychowane dzieci w pracy... [podkr. M.K.] Ja uważam, że praca, nie ma myśli o głupotach. (...) Także wie pani co, że ten dom rodzinny ma wielkie oddziaływanie na dzieci. Dziecko może dostać wszystko, ale jeżeli nie ma ciepła, jeżeli nie ma atmosfery rodzinnej, nic nie będzie. To jest to, co teraz się dzieje (...) rodzice gonią nie wiadomo za czym, największy skarb tracą. Tracą swoje dzieci. To jest skarb (AIEIAK 10757, s. 3). Mimo panującej w powojennych czasach biedy informatorka wspomina swój rodzinny dom z dużą dozą nostalgii. Choć na wsi nie było wielu potrzebnych, najprostszych rzeczy materialnych, to nie brakowało uczuć, dobra i wzajemnej miłości. W innym miejscu wywiadu opowiada o ojcu, który po dniu spędzonym na ciężkiej pracy w polu, poświęcał swoim dzieciom czas, czytając im wieczorem książkę. Elżbieta M. mówi, że praca była zawsze i pozostanie dla niej najważniejsza. Całe jej życie minęło na pracy w: szkole, domu, ogrodzie, polu. Życiowa zaradność i pracowitość jakich nauczono ją w domu, pomogły w jej dalszym życiu. Dzięki zdobytemu wykształceniu miała możliwość przekazywania młodzieży szkolnej wpojonych w domu zasad moralnych. Uważa pracę za wartość autoteliczną: Wartości? Na pewno nie materialne, absolutnie nie. Natomiast właśnie te wartości wychowywania tej młodzieży. Dla mnie to było takie istotne, 117
nawet mama mówiła:»ty zawsze o tych dzieciach mówisz«. Dla mnie to było ważne, żeby się coś działo takiego właśnie pozytywnego, zresztą byłam bardzo czynna w szkole. Wszystkie imprezy to były moje pracownie (...) jak trzeba było robić dekoracje, to ja robiłam, bo moje były dekoracje ładne, na różne imprezy, jak to w szkole, wie pani. Także, właśnie bym powiedziała, że rodzinne wartości są dla mnie ważne, powiedzmy właśnie, szanowałam pracę, to jest wartość, to jest wartość bym powiedziała, z tego co pani mówiłam. I tak ja uważam, że zawsze musi być konsekwencja i musi to wszystko być w porządku, dobrze zrobione (AIEIAK 10757, s. 5). Elżbieta M. podkreśla, że mimo bardzo małej pensji nauczycielskiej, która zaraz po rozpoczęciu pracy w szkole, po ukończeniu liceum pedagogicznego, nie wystarczała jej na porządne buty, zawsze starała się wykonywać obowiązki nauczycielki jak najlepiej. Szczerość i wierność zasadom wpojonym przez matkę trochę przeszkadzała jej w pracy, szczególnie w relacjach z innymi nauczycielami, którzy nie byli do końca uczciwi: byłam, tak jak mówię, konsekwentna i nawet troszkę za bardzo byłam konsekwentna i co miałam powiedzieć, to powiedziałam (...):»Czy to się tobie podoba, czy nie, to ja mówiłam i koniec. Bo tak się nie powinno zrobić«. A i byłam na przykład bardzo konsekwentna jeśli chodzi o narzędzia, które pożyczali ode mnie z pracowni [koledzy nauczyciele M.K.]. Musieli mi je oddać, ja zapisywałam do sztuki. A jak sztukę brakowało, to odkupywali. Bo ja bym nie miała nic w pracowni, jakbym tak, każdy by sobie wziął i zapomniał oddać, bo tak zwykle jest (AIEIAK 10757, s. 5). Uczciwość, pracowitość i prostolinijność to cechy matki tej nauczycielki, które przekazała swej córce. Wedle wyznawanych przez informatorkę zasad, bliskich stosunkowi do pracy i funkcjonowania jednostki w tradycyjnej kulturze chłopskiej, każdy powinien jak najlepiej wykonywać swoją pracę, pozostając na przynależnym mu miejscu pracy: Niech każdy robi to, co do niego należy, tylko niech zrobi dobrze, starannie i będzie dobrze. Zawsze miałam to zdanie i tak tłumaczyłam dzieciom. (...) To, co mamy robić, to róbmy starannie i dobrze, to drugiemu człowiekowi pomożemy [podkr. M.K.]. Bo każdy jak zrobi, jak to się mówi:»piekarz piecze«tam ten, taki wierszyk dzieciom się... Tak, pamiętam:»koszykarz koszyki plecie, każdy pracuje na świecie«(aieiak 10757, s. 12). Elżbieta M. była przewodniczącą ZNP w swojej szkole, ale nie należała do partii. Z jej opowieści o trudnym, choć szczęśliwym życiu w PRL-u wynika, że w pełni akceptowała zmiany ustrojowe po drugiej wojnie światowej, jakie dokonały się w Polsce. Docenia zwłaszcza możliwość awansu społecznego, jaką socjalistyczny ustrój stwarzał biednym dzieciom z rodzin chłopskich i robotniczych. Ona sama, jak mówi, jest tego najlepszym przykładem. Studia na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego ze specjalizacją nauczycielską, ukończyła dopiero w wieku czterdziestu trzech lat. Kariera zawodowa, jaka stała się jej udziałem, udała się dzięki ciężkiej pracy, cierpliwości oraz wykorzystaniu możliwości danych jej pokoleniu w Polsce Ludowej. Dlatego też informatorka ma o PRL-u dobrą opinię i wyraża ją w wielu fragmentach swej narracji. Podobnie o pracy, pracowitości i prawdomówności jako ważnych wartościach, wpojonych w domu rodzinnym, mówi Teodozja W., urodzona 118
w 1933 roku, nauczycielka matematyki. Pochodząca ze wsi Leśne Odpadki, położonej w pobliżu Łodzi, informatorka urodziła się i wychowała w wielodzietnej, chłopskiej rodzinie. Rodzinny dom wspomina bardzo dobrze: Mianowicie jestem najstarsza z czwórki rodzeństwa. Rodzice bardzo dbali, żebyśmy się uczyli. Ja, prawda, skończyłam ten uniwersytet. Mój ojciec bardzo się chwalił, kiedy byłam studentką i już mniej, kiedy byłam nauczycielką. (...) Moja młodsza siostra, Czesia, skończyła politechnikę. Jest inżynierem chemikiem. Pozostała dwójka nie uczyła się. Moi rodzice uważali, że jeżeli dziecko ma trójki, to już się nie nadaje do wysyłania do szkoły, ale na przykład, z perspektywy widzę, że moja siostra wśród gospodyń wiejskich jest inteligentna, z dowcipem, nie mówiąc o jej sercu. (...) W każdym razie bardzo się szanujemy, rodzice nas wychowali do pracy. U nas nie było tego, że ktoś się uczy, to jest kimś lepszym. Przyjeżdżało się do domu, zakładało spodnie i szło do pracy. Nie umiem tylko krów doić, bo jakoś mamusia nie zdołała nas do tego nakłonić, ale tak to wszystkie prace, łącznie z rozrzucaniem obornika. I ja nie uważam, żeby to było złe (AIEIAK 11036, s. 1). Czytać i pisać z przedwojennego elementarza oraz podstaw rachunków nauczyli Teodozję W. rodzice, więc mogła po 1945 roku iść do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jej ojciec przed wojną był sołtysem i skończył szkołę rolniczą w Czarnocinie, o czym informatorka z dumą opowiada. Zdobyte umiejętności pozwalały mu na doradzanie sąsiadom w sprawach gospodarstwa i rolnictwa. Ojciec: był pracowity, bardzo pracowity, kochający dzieci. Nigdy się nie mówiło, że my was tak kochamy, ale to się czuło, a poza tym, z perspektywy lat widzę, że wśród tej zapijaczonej wsi, to ten mój dom był taką oazą. Nie jakiś tam abstynentów, nie... Tylko ja nie pamiętam, żeby w życiu ojciec coś tam przepił, a to się zdarzało (AIEIAK 11036, s. 2). Nauczycielka matematyki dokonuje oceny postępowania ojca z punktu widzenia minionego czasu i powrotu pamięcią do trudnego, ale szczęśliwego dzieciństwa. Pomoc okazywana ze strony rodziców i chęć wykształcenia dzieci uważanych za uzdolnione, przejawiała się choćby w tym, że ojciec informatorki odwoził ją i jej rodzeństwo do szkoły w Kurowicach, często pokonując tę samą drogę kilka razy dziennie. Informatorka, podobnie jak Elżbieta M., idealizuje zarówno swój dom rodzinny, jak i rodziców. Świadomość przemijającego czasu, porównanie zachowań dzisiejszych rodziców do postępowania jej matki i ojca prostych ludzi ze wsi, wychowujących dzieci bez znajomości żadnych naukowych zasad tego trudnego procesu, wywołuje refleksję: Ja im mam więcej lat, tym ich więcej cenię (AIEIAK 11036, s. 2). Wedle zebranych opowieści nauczycieli z rodzin chłopskich ich praca była rodzajem powołania, z którym łączyło się poczucie służby na rzecz społeczeństwa, chęć przekazywania pozytywnych wzorców młodzieży i wychowywanie jej w duchu patriotycznym. Wraz z postrzeganiem pracy nauczyciela jako formy pozytywistycznych działań u podstaw, mamy do czynienia z deklarowanym zamiłowaniem do zawodu i dumą z bycia nauczycielem. Zdobyte z trudem wykształcenie, dzięki wsparciu rodziny oraz możliwościom nauki, danym przez władze 119
dzieciom z niższych warstw socjalnych, jest dla tych informatorów wartością, pozwalającą na pełnienie ważnej roli społecznej. W swych narracjach mówią o dumie odczuwanej z wykonywanego zawodu, możliwości dzielenia się posiadaną wiedzą z uczniami, ale i pomocy potrzebującej młodzieży w zwykłych życiowych problemach. Praca nauczyciela to dla informatorów coś więcej niż siedzenie na lekcjach w szkole kilka godzin i realizowanie programu nauczania. Wedle ich narracji, okazywane uczniom zainteresowanie, chęć niesienia pomocy i podejmowane próby zrozumienia ich problemów, wykraczały poza instytucjonalną, bezosobową funkcję szkolno-oświatową. Sądzę, że informatorzy, pochodzący ze wsi i rodzin robotniczych, doskonale wpisują się w kategorię osobowości człowieka pracy Floriana Znanieckiego. Zaznali biedy, a bytowe warunki ich dzieciństwa były bardzo trudne. Pozostawali pod wpływem dorosłych ze swojego kręgu rodzinnego, od których uczyli się ról związanych z wykonywaną pracą. W dzieciństwie pozostawali daleko od wpływu kręgów zabawy i wychowawczych. Pracowali od najmłodszych lat, pomagając rodzicom w domu, w polu, zajmując się rodzeństwem. Nie mieli nie tylko zabawek, ale nawet wszystkich potrzebnych ubrań. Cenili i cenią zarówno pracę, jak i naukę (traktując ją jako formę pracy), pozwalającą na zdobycie wykształcenia i awans społeczny. Ich stosunek do wykonywanego zawodu nauczyciela był i pozostał zdominowany przez poczucie obowiązku i użyteczności pracy, którą każdy powinien wykonywać, pozostając posłusznym autorytetom wyznaczającym cel i rodzaj pracy, a stojącym wyżej w hierarchii społecznej. Taki jest rodzaj etyki i swoistej filozofii społecznej, jaka pozostaje ich udziałem. Zasady wykonywania pracy również są ściśle oparte na hierarchii i relacji przełożony podwładny, które wyznaczają rodzaj pracy i sposoby jej wykonania: człowiek pracy od dzieciństwa uczy się patrzeć na swe zadanie obiektywnie, jako zależne od swego stanowiska w kręgu pracy. Nie o to chodzi, aby działać twórczo, lecz aby działać ku zadowoleniu przełożonych (...) 25. Nauczyciele jako ludzie pracy wypełniają nakazy innych, stojących wyżej w hierarchii kręgu oraz rozporządzają cudzą pracą, tych stojących niżej w porządku instytucji szkolno-oświatowej. Takiego sposobu wykonywania pracy nauczyli się już w dzieciństwie. Znaniecki zwraca uwagę na monotonię wciąż powtarzających się czynności w pracujących kręgach rodzinnych, zwłaszcza na wsi. Takim rodzajem kręgu ludzi pracy jest wiejska rodzina, pośród której dorastali moi informatorzy: znaczną jednostajność znajdujemy w kręgach rodzinnych rolniczo-hodowlanych, gdzie jednostki obojga płci od wczesnych lat uczestniczą w paszeniu i karmieniu zwierząt, uprawie ogrodu i roli, zbieraniu i przetwarzaniu produktów. (...) starsze środowisko uczy młodego osobnika żyć nie tyle przez przygotowywanie go do przyszłych ról społecznych, ile przez zmuszanie go do teraźniejszego odgrywania roli pracownika pomagającego starszym pracownikom. Odmienny, specyficznie wychowawczy wpływ kręgów szkolnych jest przy tym neutralizowany przez bezustanną styczność z pracującym środowiskiem nawet wtedy, gdy młodociany osobnik sam nie pracuje; dziecko z warstwy pracującej zbyt głęboko przyswaja sobie, 25 F. Znaniecki, Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości, Warszawa 2001, s. 187. 120
niemal od niemowlęctwa, postawy życiowe otaczających go ludzi pracy, aby w okresie przerywanego pobytu w szkole mogło rozwinąć w sobie dążności, cechujące jednostki, które nie tylko od niemowlęctwa są przedmiotem ciągłych zainteresowań wychowawczych, ale których otoczenie składa się przeważnie z ludzi dobrze wychowanych 26. Nauka w szkole jest dodatkiem do ciężkiej pracy, jaką muszą wykonywać przyszli nauczyciele jako dzieci na wsi, w swoim rodzinnym domu. Jeśli jednak dziecko wykazywało się uzdolnieniami, rodzice starali się pomóc mu w zdobywaniu dalszego wykształcenia i zapewnić awans w hierarchii społecznej. Wedle relacji nauczycieli pochodzących z chłopskich rodzin, w swoim rodzinnym środowisku spotykali się oni ze zrozumieniem swych aspiracji i chęci dalszego kształcenia. W przypadku rodzin wielodzietnych, wyjście na świat ludzi dobrze wychowanych było możliwe tylko dla najzdolniejszych, reszta dzieci pozostawała w kręgu ludzi pracy. Najbardziej wyraźnie mówi o tym cytowana wcześniej narracja Elżbiety M. (wywiad AIEIAK 10757), opowiadająca o trudnym dzieciństwie na wsi, koniecznych wyrzeczeniach i wysiłku, jaki musiała włożyć w zdobycie wykształcenia. Henryka D., również pochodząca z wielodzietnej rodziny chłopskiej, nauczycielka języka rosyjskiego w Wiśniowej Górze i Andrespolu, mówi wręcz o miłości zarówno do wykonywanego zawodu, jak i dzieci, które traktowała jak własne. Choć jest już emerytowanym nauczycielem, wciąż spotyka się ze swoimi wychowankami, którzy ją pamiętają i szanują. Ciepłe wspomnienia o szkole i wyrazy okazywanej przez uczniów nawet po latach sympatii, są dla nauczyciela największą nagrodą. Informatorka mówi o sobie, jako o nauczycielu w czasie teraźniejszym, nie przeszłym, wciąż identyfikując się z wykonywaną niegdyś pracą. Bez pracy nie potrafiłaby żyć. Bycie nauczycielem to po prostu nieodłączna i trwała część jej tożsamości, a praca z dziećmi to najlepszy z możliwych zawodów: Bo już od dzieciństwa kochałam ten zawód. Jak byłam dzieckiem to szkołę robiłam cały czas. Z powołania jestem nauczycielką. Z powołania. Po prostu lubiłam uczyć cudze dzieci. No i pamiętam, kiedyś pani zostawiła mnie na lekcji. Do podstawówki chodziliśmy i mówi:»heniu, proszę, prowadź tę lekcję«. (...) Byłam bardzo ważna, że ja uczę dzieci. Z powołania zostałam. Kochałam bardzo młodzież. Nikt chyba nie narzeka w Wiśniowej Górze, że byłam niedobra (AIEIAK 11038, s. 10). Maria, nauczycielka języka polskiego, urodzona w 1946 roku, w swej wypowiedzi podkreśla rozumienie pracy nauczyciela jako służby społeczeństwu i wyznawanym wartościom. Nauczycielka pochodzi z rodziny robotniczej (lecz jej matka pochodziła ze wsi położonej na Kresach Wschodnich), gdzie wykształcenie było rozumiane jako szansa na awans społeczny i uniknięcie ciężkiej, fizycznej pracy, będącej udziałem jej obojga rodziców: Idealizm. Platońskie: piękno, dobro, miłość. Chrześcijańskie: prawda was wyzwoli. Literatura. Program i nowele pozytywistyczne. Żeromski»Siłaczka«i»Przedwiośnie«. Stąd moja pierwsza praca na wsi w szkole podstawowej. Potrzeba głębszego celu i sensu życia. Pragnienie dzielenia się z innymi, z młodzieżą i dziećmi, posiadaną 26 Tamże, s. 175-176. 121
wiedzą (AIEIAK 11046, s. 12). Po ukończeniu Studium Nauczycielskiego informatorka pracowała przez rok w małej wiejskiej szkole. Mówi o tym, jak o formie spłacania długu społeczeństwu za daną możliwość awansu społecznego. Później zdecydowała się na dalsze studia dzienne, na dwóch kierunkach. Dzięki otrzymywanemu stypendium i wykorzystanej szansie, danej przez władze komunistyczne dzieciom z rodzin robotniczych i chłopskich, jak też własnej pracy, udało jej się zrealizować swoje marzenie o wykonywaniu zawodu nauczyciela. Maria, opowiadając o swoim dzieciństwie, spędzanym w kręgu robotniczym, który Florian Znaniecki nazywa beznadziejnym proletariatem, mówi o braku nadziei, panującym wśród robotników zapijających alkoholem swój marny los, bez szans na zmiany. Jedynym sposobem na wyrwanie się z tego rodzaju kręgu ludzi pracy jest wykształcenie. To ono jest przez dzieci z wielodzietnych rodzin robotniczych traktowane jako wartość, ważniejsza może niż sama praca. Narracja nauczycielki języka polskiego o powojennym życiu w robotniczej familii jest w wielu miejscach zgodna z opisem tego rodzaju proletariackiego kręgu ludzi pracy w dziele Floriana Znanieckiego 27. Praca nauczyciela, wybrana przez informatorów, często jest przez nich wykonywana tuż po ukończeniu liceum lub studium pedagogicznego. Dalsze wykształcenie zdobywają, łącząc obowiązki pracy zawodowej ze studiami wieczorowymi lub zaocznymi. Jako ludzie pracy nie wyobrażają sobie próżnowania. Marianna Z., nauczycielka matematyki, urodzona w 1938 roku, jak wielu innych informatorów, ukończyła najpierw liceum pedagogiczne i pracując zawodowo, studiowała matematykę: Studiowałam zaocznie, najpierw w Studium Nauczycielskim, a potem wieczorowo. Po zajęciach swoich w szkole jechałam od razu do Łodzi, bo to na UŁ były zajęcia. To wracałam o dziesiątej albo jedenastej do domu. I tak trzy albo cztery dni w tygodniu, przez cztery lata. Także było co robić. No, ale chciałam bardzo ukończyć studia, bo wiedziałam, że jeśli nie skończę wyższych studiów, to mi pozostaną te klasy młodsze do uczenia. A mi bardziej odpowiadały klasy starsze. I bałam się tego, że będę tak troszkę na marginesie, jak nie ukończę studiów. A chciałam być zawsze w czołówce, a nie na końcu (AIEIAK 12188, s. 5). Jako chłopskie dziecko informatorka wiedziała, że musi być najlepsza, aby udowodnić innym nauczycielom ze szkoły, w której pracowała, że nie jest gorsza od nich. Informatorka pochodzi z wielodzietnej rodziny chłopskiej, na tyle zamożnej, że uznano ją w czasach stalinowskich za dziecko kułaka, które nie powinno się kształcić: I mój tata musiał pójść do pracy do Warszawy, i zastosować taki wybieg, żebym ja mogła pójść do szkoły i się uczyć. Bo to były takie czasy, że właśnie dzieci kułaków nie powinny się uczyć, tylko dzieci robotnicze i chłopskie (AIEIAK 12188, s. 1). Podjęciu decyzji o wyborze wymarzonego zawodu nauczyciela towarzyszyło wpojone przez rodziców przekonanie, że wykształcenie jest ważną wartością, dzięki której dziecko ze wsi może wspiąć się wyżej w hierarchii struktury społecznej, a taką szansę należy wykorzystać. 27 Zob.: F. Znaniecki, dz. cyt., s. 215-224. 122
Nauczyciele będący inteligencją z awansu w pierwszym pokoleniu, podkreślają, że stał się on możliwy dla dzieci z rodzin chłopskich i robotniczych dzięki ustrojowi socjalistycznemu. Wspomnienia nauczycieli o: sprawowanej przez socjalistyczne państwo opiece socjalnej nad uczniami i studentami, bezpłatnych studiach i pieniądzach płaconych za dobrą naukę, stypendiach dla dzieci z ubogich rodzin, służą jako kolejne argumenty przemawiające za pozytywną oceną Polski Ludowej oraz wyboru drogi życiowej i kariery zawodowej. Wydaje się, że o ile w osobowościach moich informatorów pozostały pewne elementy tradycyjnego chłopskiego etosu, przekazane przez rodziców, to dotyczą one zwłaszcza pracy jako niezbywalnej wartości, rozumianej jako nakaz moralny, którym powinien kierować się każdy człowiek. Dla nauczycieli, których fragmenty narracji cytowałem, nauka w szkole i na studiach, była również formą pracy. Już nie fizycznej, jak w chłopskim świecie, ale równie ważnej i tak samo rzetelnie wykonywanej dla dobra wspólnoty. Już nie tej w wąskim, rodzinnym rozumieniu, ale szerszej społeczeństwa. Niekiedy ich narracje (i to nie tylko polonistów) zawierają w sobie toposy wręcz żywcem przeniesione z literatury pozytywistycznej. I tutaj także mamy do czynienia z rozumieniem pracy jako służby społeczeństwu i dobru powszechnemu. Praca miałaby wedle nauczycieli (i polskiego pozytywizmu) stanowić o moralnym ładzie świata oraz decydować o społecznej przydatności jednostki. Wreszcie dzięki pracy/nauce moi rozmówcy mogli wydźwignąć się z biedy, dokonać prawdziwego społecznego awansu. To nie była jedynie zasługa państwa Polski Ludowej ale ich wysiłku, wyrzeczeń i ciężkiej pracy, również ich rodziców. Państwo dało im szansę, z której skorzystali. Niektórzy z nich starali się odwdzięczyć społeczeństwu i socjalistycznemu państwu za daną możliwość awansu, wracając jako nauczyciele na wieś. Te decyzje przypominały nieco pozytywistyczną motywację pracy u podstaw. Wedle cytowanych informatorów, zasadę autoteliczności pracy powinien respektować zwłaszcza nauczyciel, jako osoba kształtująca postawy młodzieży i ją wychowująca. Nauczyciele pochodzący z rodzin wiejskich we fragmentach wywiadów podkreślają, że taką zasadę poszanowania pracy i konieczności jej wykonywania przez każdego człowieka jak najlepiej starali się przekazać swoim wychowankom. Cechy, o jakich mówią i jakie uznają za pożądane w wykonywanym zawodzie, również przypominają te, obecne w etosie chłopskim: pracowitość, uczciwość, prostolinijność oraz poszanowanie pracującej wspólnoty i rodziny. Próżniactwo, byle jakie wykonywanie obowiązków czy lekceważenie ich, nie mieszczą się w światopoglądzie moich informatorów. Z pewnością tradycyjny chłopski etos zanikł w wyniku zmian kulturowych, społecznych, ekonomicznych i historycznych. Jednak sądzę, że niektóre z jego elementów przetrwały do dzisiaj, przynajmniej w pokoleniu nauczycieli wywodzących się z rodzin wiejskich, wśród których prowadziłem badania nad pamięcią Polski Ludowej. 123
Summary Peasant Ethos and Working People. Teachers of Social Advancement about Work in the Studies on the Memory of the People s Republic of Poland 2009-2012 This article is an attempt to find elements of the traditional peasant ethos in narrations of teachers from Łódź. The teachers came from poor peasant families. They got their education thanks to own effort and help of the socialist state. In their relationship to the performed work it is possible to find certain elements of the traditional ethos of the Polish peasant. These element are: diligence, resourcefulness, convincing the performance of work about the need by every man. For them their work is a form of a service for the society. Key words: autobiographical memory, narration, traditional peasant ethos, teachers from Łódź 124
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.06 Zeszyty Wiejskie, z. XXIII, 2017 Monika CEPIL * Tomasz FIGLUS ** Uniwersytet Łódzki Wydział Nauk Geograficznych Katedra Geografii Politycznej, Historycznej i Studiów Regionalnych Wiejskie szkoły ewangelickie w okolicach Łodzi w XIX wieku ujęcie geograficzno-historyczne 1. Wprowadzenie Szkoły stanowią jeden z najbardziej interesujących elementów zagospodarowania przestrzennego wsi, a dawne budynki obiektów oświatowych są cenną pamiątką po niemieckich osadnikach zamieszkujących w XIX w. okolice Łodzi. W publikacjach naukowych kwestia szkół ewangelickich przez długi czas pozostała na uboczu zainteresowań badaczy podejmujących problematykę dziejów osadnictwa i geografii historycznej regionu łódzkiego. Istotny wkład w rozwój badań na ten temat w szerszej skali przestrzennej stanowi niewątpliwie praca K.P. Woźniaka dotycząca niemieckiego osadnictwa wiejskiego między Prosną a Pilicą i Wisłą 1. Informacje na ten temat, obejmujące również badany obszar, odnaleźć można w historiografii niemieckojęzycznej, np. w pracach historycznoosadniczych A. Breyera, O. Heikego, E. Kneifela 2. Zagadnienie to podlegało analizie w opracowaniach odnoszących się do szkolnictwa w całych Prusach Południowych, autorstwa D. Łukaszewicza, lub na marginesie zasadniczych rozważań dotyczących oświaty w Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim pióra * M. Cepil, doktorantka, Uniwersytet Łódzki, Wydział Nauk Geograficznych, Katedra Geografii Politycznej, Historycznej i Studiów Regionalnych, e-mail: monika_cepil@wp.pl ** T. Figlus, dr, adiunkt, Uniwersytet Łódzki, Wydział Nauk Geograficznych, Katedra Geografii Politycznej, Historycznej i Studiów Regionalnych, e-mail: tomasz.figlus@geo.uni.lodz.pl 1 K.P. Woźniak, Niemieckie osadnictwo wiejskie między Prosną a Pilicą i Wisłą od lat 70. XVIII wieku do 1866 roku procesy i jego interpretacja, Łódź 2013, s. 207-232. 2 O. Heike, 150 Jahre Schwabensiedlungen in Polen 1795-1945, Leverkusen 1979; A. Breyer, Deutsche Gaue in Mittelpolen, Leipzig 1935; tenże, Zur Gesichte des deutschen Schulwesens in Mittelpolen, Deutsche Monatshefte in Polen, Jg 6, 1939-1940, H. 8/9, s. 307-316; E. Kneifel, Gesichte der Evangelisch-Augsburgischen Kirche in Polen, Niedermarschacht 1962. 125
E. Podgórskiej i A. Winiarza 3. Niekiedy podstawą odniesienia mogą być również studia poświęcone szkolnictwu ewangelickiemu z tego okresu w innych regionach, np. opracowanie W. Cabana dla powiatu radomskiego, A. Breyera dla ziemi gostynińskiej czy H. Textora dla rejonu Przedecza 4. Ekscerpcja materiałów źródłowych na temat wsi podłódzkich stanowiła dla autorów asumpt do pogłębienia tej problematyki w odniesieniu do badanego obszaru, szczególnie w nieporuszonym do tej pory aspekcie lokalizacyjno-fizjonomicznym. Celem artykułu jest zbadanie szkół ewangelickich w wybranych wsiach zasiedlonych w XIX w. w okolicach Łodzi przez społeczność niemiecką, określenie ich genezy, lokalizacji i zasięgu oddziaływania oraz zasad funkcjonowania. Na potrzeby artykułu przeprowadzono kwerendy w Archiwum Państwowym w Łodzi i Archiwum Państwowym w Poznaniu. Przestudiowano materiały źródłowe odnoszące się różnych aspektów funkcjonowania szkół i źródła kartograficzne niezbędne z punktu widzenia dokładnej lokalizacji badanych obiektów. Przy ocenie współczesnego stanu zachowania elementów dziedzictwa kulturowego dokonano inwentaryzacji terenowej. Na wstępnie warto dodać, że ze względu na ograniczony zasób materiałów źródłowych w artykule analizie zostaną poddane tylko wybrane obiekty oświatowe obrazujące specyfikę procesów społeczno-osadniczych w XIX w. Wszystkie badane obiekty zlokalizowane są we współczesnych granicach województwa łódzkiego. 2. Geneza i wybrane aspekty funkcjonowania szkół W początkowym stadium formowania osady zasiedlonej przez ewangelików kwestia zakładania szkół nie była uregulowana prawnie. W społecznościach lokalnych nacisk kładziono jednakże na właściwe wychowanie dzieci i młodzieży, które było zapewnione przez szkolnictwo wyznaniowe. Ze względu na słabo rozwiniętą sieć parafii ewangelickich pojawiła się instytucja kantoratu. Budynek kantoratu pełnił również często funkcje świątynne. Z czasem nazwa ta trwałe powiązana została z wiejskimi szkołami ewangelickimi 5. W ogromnej większości 3 D. Łukaszewicz, Szkolnictwo w Prusach Południowych (1793-1806) w okresie reform oświeceniowych, Poznań-Warszawa 2004; E. Podgórska, Szkolnictwo elementarne w Księstwie Warszawskim i Królestwie Polskim 1807-1831, Warszawa 1960; A. Winiarz, Szkolnictwo Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego (1807-1831), Lublin 2002. 4 W. Caban, Szkolnictwo ewangelickie w dawnym powiecie radomskim w pierwszej połowie XIX w., [w:] Biuletyn Kwartalny Radomskiego Towarzystwa Naukowego nr 1/2, 1984, s. 12-18; A. Breyer, Die Entwicklung des deutschen Schulwesens in Gostyniner Lande (1780-1936), Deutsche Monatshefte in Polen, Jg 4, 1937/1938, H. 2/3, s./ 105-114; H. Textor, Das deutsche Schulwesen in der Gemeinde Przedecz in der Zeit 1800-1830, Deutsche Blätter in Polen, Jg 6, 1929, H. 2, s. 133-141. 5 I. Bożyk, Osadnictwo niemieckie na terenach wiejskich między Pilicą a Wisłą w latach 1815-1864, Kielce-Łódź 2015, s. 222-223; D. Łukasiewicz, dz. cyt., s. 16 i 62. 126
koloniści byli wyznawcami luteranizmu 6 oraz ewangelikami reformowanymi. Inną grupę wyznaniową stanowili herrnhuci zamieszkujący Nowosolną. Wśród kolonistów niemal nie spotykało się katolików 7. Zanim w kolonii wystawiono budynek szkoły, zdarzało się, że jeden z osadników oddawał na jej potrzeby izbę w chałupie lub zajęcia odbywały się kolejno w domach wszystkich gospodarzy. Uruchomienie i budowa kantoratu trwały czasem kilka lat od wytyczenia kolonii 8. Jednym z pierwszych obiektów oświatowych we wsiach podłódzkich była, założona w 1793 r., szkoła w Pustkowej Górze 9. W 1800 r. swoje działanie rozpoczęła szkoła w osadzie Olechów 10. W kolonii Łaznowska Wola obiekt edukacyjny utworzono w 1802 r. 11, rok później powstała natomiast szkoła w Nowosolnej 12. W Bukowcu szkołę wybudowano w 1806 r. 13, a w Starowej Górze dopiero w 1809 r. 14 Budynek szkoły w Rudej Bugaj istniał już na pewno w 1817 r. 15 Borowa własnego obiektu oświatowego doczekała się dopiero w 1820 r., a Zielona Góra w 1841 r. 16 W pierwszych latach funkcjonowania szkół nauczycielami często były osoby nie posiadające odpowiednich kwalifikacji. W Starowej Górze pierwszym nauczycielem został syn jednego z kolonistów Johann Heinrich Lohrer. Natomiast w Łaznowskiej Woli posadę nauczyciela powierzono lekarzowi Johannowi Rondthalerowi, pochodzącemu z Prus. Zdarzało się, że nauczyciel przybywał do 6 J. Cieślar, Etapy osadnictwa niemieckiego i pierwsze próby organizacji życia religijnego, [w:] A. Machejek (red.), Die Lodzer Deutschen Niemcy łódzcy, Łódź 2005, s. 54. 7 A. Breyer, dz. cyt., s. 68; O. Heike, dz. cyt., s. 65. 8 O. Kossmann, Die Anfänge des Deutschtums im Litzmannstäter Raum Hauländer und Schwabensiedlung, Leipzig 1942. 9 Archiwum Państwowe w Łodzi [dalej: APŁ], Senior Łódzkiej Diecezji Ewangelicko-Augsburskiej [dalej: SŁDEA], Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 10 APŁ, SŁDEA, Akta towarzystwa szkolnego szkół elementarnych w Bukowcu i Starowej Górze, sygn. 226. 11 APŁ, Szkoła Powiatowa w Rawie [dalej: SPR], Akta tyczące się szkoły elementarnej kolonii Łaznowska Wola w obwodzie rawskim położonej, sygn. 142. 12 H. A. Schöller, Neu-Sulzfeld/Nowosolna 23.Mai 1801-17. Januar 1945, Illustrierte historisch-geographische Erinnerungen an ein Dor fund seine Menschen, Selbsverlag, Erlangen 2009. 13 APŁ, Dyrektor Gimnazjum w Piotrkowie [dalej: DGP], Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 14 APŁ, DGP, Starowa Góra, Powiat Piotrkowski, Szkoła Elementarna Ewangelicka Męska, sygn. 81. 15 Archiwum Państwowe w Poznaniu [dalej: APP], Albert Breyer spuścizna, Kopia prawa Olędrów Brażyckich (Odpis ekstraktu ksiąg grodzkich łęczyckich oblaty kontraktu zawartego 1782 t. I między Walentym Chobrzyńskim i olędrami otrzymującymi zarośla na pustkowiach Wierzbny, Bugaju, Rudy i innych należących do dóbr Brużyca pow. łódzki), sygn. 647. 16 E. Kneifel, H. Richter, Die evangelisch-lutherische Gemeinde Brzeziny bei Lodz/Polen 1829-1945, Vierkirchen/Schwaben 1983, s. 19-20, K.P. Woźniak, Pruskie osiedla liniowe w okolicach Łodzi i ich mieszkańcy w początkach XIX wieku, [w:],,acta Universitatis Lodziensis, Folia Geographica Socio-Oeconomica, t. 21, Łódź 2015, s. 111. 127
osady wraz z grupą kolonistów 17. Często korzystano z mieszkańców innych miejscowości. W Pustkowej Górze stanowisko nauczyciela pełnił syn nauczyciela z Tkaczewskiej Góry 18, natomiast w Bukowcu przez wiele lat prowadzącym zajęcia był syn nauczyciela z kolonii Kochanów 19. Można odnotować przypadki, w których szkoły przez dłuższy czas nie mogły znaleźć odpowiedniej osoby do nauczania. Sytuacja taka dotyczyła Liliopola, gdzie nauczyciela nie było przez trzy lata z powodu słabego uposażenia 20. Program nauczania obejmował umiejętności czytania i pisania w języku niemieckim oraz rachunki 21. Jednym z podstawowych przedmiotów była religia 22. W niektórych szkołach obywały się także zajęcia z robótek ręcznych czy śpiewu (dwa razy w tygodniu). Przedmioty były wykładane według wyznaczonego planu zajęć i przyjętego odgórnie klucza nauczania. W kolejnych latach funkcjonowania szkół lekcje odbywały się codziennie, zgodnie z planem godzinowym, a uczniowie podlegali ocenie okresowej, obejmującej egzaminy 23. Każdy dzień nauki rozpoczynał się i kończył modlitwą. W pierwszych latach funkcjonowania obiektów edukacyjnych brak było podręczników, np. nauka czytania prowadzona była ze starych modlitewników i kalendarzy, przywiezionych jeszcze z Niemiec, z czasem do szkół stopniowo zaczęto wprowadzać podręczniki 24. Dzieci uczęszczały do szkoły jedynie w okresie zimowym: od św. Marcina (11 listopada) do świąt Wielkonocnych 25, gdyż w innych porach potrzebne były do pomocy w gospodarstwie 26. Szkoły składały się z kilku oddziałów. Dla przykładu szkoła w Bukowcu w 1837 r. składała się z trzech klas. Do grupy początkującej uczęszczało 16 dzieci. Drugą grupę stanowiły osoby czytające i piszące (11). Do trzeciej, ostatniej klasy, uczęszczało wówczas 23 dzieci 27. Z czasem władze dążyły do uzyskania kontroli nad szkolnictwem religijnym, stopniowo przejmując szkoły kantorowe i ustanawiając szkoły elementarne 28. W pierwszej połowie XIX w. władze administracyjne podejmowały próby 17 E. Kneifel, H. Richter, dz. cyt., s. 28, K.P. Woźniak, Niemieckie osadnictwo, s. 94, M. Klemba, Czerwone piętno, Skierniewice 2014, s. 9-11. 18 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 19 APŁ, DGP, Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 20 Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, red. F. Sulimierski, W. Walewski, Warszawa 1880, t. V, s. 231. 21 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 22 Z. Szeląg, Osadnictwo niemieckie w grójeckim. Słownik. Historia, kultura, gospodarka, Grójec 2011, s. 79. 23 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Janowie, sygn. 42. 24 APŁ, DGP, Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 25 T. Stegner, Rola Kościoła ewangelickiego w życiu kolonistów niemieckich w Królestwie Polskim, [w:] Niemieccy osadnicy w Królestwie Polskim 1815-1915, red. W. Caban, Kielce 1999, s. 188. 26 D. Łukasiewicz, dz. cyt., s. 82. 27 APŁ, SŁDEA, Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 28 Z. Szeląg, dz. cyt., s. 79. 128
wprowadzenia jednolitego systemu szkolnictwa, niezależnego od pochodzenia i wyznania. W 1840 r. wprowadzono przepisy regulujące funkcjonowanie szkół elementarnych 29. W 1873 r. w obiekcie oświatowym w Pustkowej Górze uczyło się 34 dzieci, z czego 32 było wyznania ewangelickiego, a dwie osoby pochodziły z rodziny rzymskokatolickiej 30. W Słowiku w tym samym roku naukę pobierało 58 uczniów wyznania ewangelickiego oraz 28 osób wyznania rzymskokatolickiego 31. W wielu koloniach niemieckich pomysł ten jednak nie zyskał aprobaty, a osadnicy zakładali własne kantoraty z wykładowym językiem niemieckim 32, gdzie zatrudniano na etat nauczyciela ewangelika 33. W niektórych koloniach sami mieszkańcy podejmowali uchwały o przekształceniu kantoratu w szkoły elementarne w celu uzyskania dotacji rządowych 34. Taki przypadek miał miejsce w 1864 r. w Borowej. Z czasem zaczęto dostrzegać wady organizowania własnych szkół w koloniach niemieckich, gdyż podtrzymywały one odrębność osadników w stosunku do otoczenia polskiego 35. Według rozporządzenia 1849 r. szkoły ewangelickie i ich nauczyciele przeszły pod nadzór Konsystorza 36. Nauczyciela, pełniącego także funkcje kantora, wybierał pastor wraz z dozorem cmentarnym, np. pod opieką parafii w Nowosolnej znajdowały się szkoły w Janowie 37 i Justynowie 38. Przy wyborze starano się, aby kantor posiadał także kwalifikacje do pełnienia funkcji nauczyciela 39. Czynnikiem decydującym o sprawnym funkcjonowaniu szkół było zapewnienie jej finasowania. Stosunkowo dobrze radzili sobie koloniści w większych osadach, w których składka wystarczała na utrzymanie budynku, opłacenie nauczyciela oraz niezbędne wyposażenie szkoły. Ustalono odgórnie pensję dla nauczyciela w pieniądzu i naturaliach, np. w ziarnach, warzywach oraz udział w zysku z gruntu szkoły. Wypłata dla nauczyciela nie mogła być niższa niż 45 rubli 40, poza tym każdy nauczyciel zobowiązany został do płacenia składek rentowych 41. Dla przykładu dochody szkoły w Wiączyniu Górnym za lata 1842-1847 wynosiły rocznie 52 rb. 72 kop., z czego nauczyciel pobierał 45 rb. rocznie 42. W Starowej Górze w 1845 r. na pensję dla nauczyciela przeznaczono 28 rb. 75 kop., rocznie 29 Dziennik Praw Królestwa Polskiego [dalej: DPKP], 1844, t. 35, s. 275. 30 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 31 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące elementarnej ewangelickiej szkoły w Słowiku, sygn. 48. 32 I. Bożyk, dz. cyt., s. 223. 33 E. Kneifel, H. Richter, dz. cyt. s. 44. 34 T. Stegner, dz. cyt., s. 190. 35 K.P. Woźniak, Niemieckie osadnictwo wiejskie, s. 212. 36 DPKP, 1849, t. 42, s. 223-225. 37 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Janowie, sygn. 42. 38 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły w Justynowie, sygn. 43. 39 DPKP, 1849, t. 42, s. 99-101. 40 DPKP, 1844, t. 35, s. 278. 41 DPKP, 1844, t. 35, s. 283. 42 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące elementarnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Wiączyniu Górnym, sygn. 49. 129
na nagrody dla uczniów i materiały do nauki po 90 kop. 43. Szkoły ponosiły wydatki na utrzymanie czystości, materiały piśmienne, nagrody dla uczniów i kupno książek i opału 44. W Bukowcu do wydatków szkolnych doliczono również wizyty kominiarza 45. W Justynowie za zaopatrzenie drewna na opał do szkoły odpowiedzialni byli mieszkańcy osady 46. W skład przychodów szkoły wchodziły m.in. pieniądze ze sprzedaży: żyta, jęczmienia, grochu i tataraku oraz dochody z gruntów szkolnych i składki szkolnej od mieszkańców wsi, których dzieci uczęszczały do placówki 47. Zdarzały się także sytuacje, że dana szkoła nie posiadała odpowiednich przychodów wystarczających na utrzymanie placówki i pensję dla nauczyciela. W związku z tym obiekty takie często zawieszały czasowo swoją działalność 48. Przyczyny takiego stanu rzeczy bywały różne. Dla przykładu jednym z powodów zmniejszenia funduszy szkolnych był czasami zanik uczestnictwa w zajęciach dzieci wyznania rzymskokatolickiego, np. w Janowie 49. Wiejskie szkoły ewangelickie cieszyły się dobrą renomą, przykładem może być wzorowe funkcjonowanie szkoły w Kochanowie. Inspektor, wizytujący szkolę w kwietniu 1853 r., wysoko ocenił jej działalność. Odnotował, że jest ona bardzo dobrze wyposażona, w salach brakowało tylko zegara. Jeżeli chodzi o poziom nauczania, to inspektor chwalił nauczyciela za postępy w nauce uczniów 50. 3. Lokalizacja, zasięg oddziaływania i fizjonomia szkół Pierwsze wzmianki na temat prawa zakładania szkół ewangelickich pojawiały się w kontraktach osadniczych 51. W osadach olęderskich, w których dokumenty lokacyjne były podpisywane z całą gminą, widniała informacja o ilości przedzielonych gruntów na tereny szkolne, ale najczęściej bez podania ich dokładnej lokalizacji 52. Nieco inny charakter prawny posiadały kolonie niemieckie, 43 APŁ, DGP, Starowa Góra, Powiat Piotrkowski, Szkoła Elementarna Ewangelicka Męska, sygn. 81. 44 DPKP, 1844, t. 35, s. 279. 45 APŁ, DGP, Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 46 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły w Justynowie, sygn. 43. 47 APŁ, DGP, Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 48 DPKP, 1844, t. 35, s. 279-281. 49 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Janowie, sygn. 42. 50 M. Klemba, dz. cyt., s. 11. 51 O. Kossmann, Deutsche in Polen. Siedlungsurkunden 16. 19. Jh, Viersen 1995, s. 420-423. 52 APP, Albert Breyer spuścizna, Kopia prawa Olędrów Brażyckich (Odpis ekstraktu ksiąg grodzkich łęczyckich oblaty kontraktu zawartego 1782 t. I między Walentym Chobrzyńskim i holędrami otrzymującymi zarośla na pustkowiach Wierzbny, Bugaju, Rudy i innych należących do dóbr Brużyca pow. łódzki), sygn. 647, APP, Albert Breyer spuścizna, Gründungsurkunde der Kolonie Pustkowa Góra Kr Łęczyca (Odpis maszynowy z ksiąg grodzkich łęczyckich 1785. 2.V), sygn. 752. 130
zakładane w okresie Prus Południowych, w których podpisywano kontrakt indywidualnie z każdym osadnikiem. W materiałach źródłowych odnaleźć można jednak wzmianki o życiu religijnym mieszkańców i edukacji młodzieży 53. Gdy zaczęto ustanawiać kantoraty, istotne było podporządkowanie danej wsi do okręgu szkolnego, poprzedzone analizą terenową. Sprawdzano, czy dzieci idące do szkoły nie napotkają po drodze na utrudnienia komunikacyjne 54. Nie każda osada niemiecka posiadała własną szkołę ewangelicką. Często kantorat lokalizowano w większych osadach i swoim zasięgiem obejmował mniejsze miejscowości. Z przeanalizowanych materiałów źródłowych można wnioskować, że do miejscowości, w których wystawiono szkołę uczęszczały również dzieci ewangelików zamieszkujących sąsiednie wsie o polskim rodowodzie. Warto przytoczyć kilka przykładów ukazujących obraz wiejskiej sieci szkół ewangelickich w okolicach Łodzi. Na zajęcia do Słowika, oprócz młodzieży miejscowej, chodziły także dzieci wyznania ewangelickiego z: Emilii, Adolfowa, Aleksandrii i Kaniej Góry 55. W Bukowcu uczyły się dzieci z niemieckich rodzin mieszkających w Kraszewie 56. Do szkoły wyznaniowej w Janowie uczęszczała młodzież z osady Ner oraz z Henrykowa 57. Dzieci z miejscowości: Krasnodęby Nowe, Sobień, Chrosno oraz Prawęcin uczęszczały na zajęcia do szkoły w Krasnodębach Starych 58. Do szkoły w Pustkowej Górze na zajęcia chodziła młodzież z sąsiedniej kolonii Małogórne 59. W dawnej olęderskiej kolonii Ruda-Bugaj uczyły się dzieci ewangelików z Brużyczki i Wierzbna 60. Na prośbę mieszkańców wyznania ewangelickiego z Krzeszowa w 1842 r. mieszkańcy zostali odłączeni od szkoły rzymskokatolickiej w Kowalewicach i przydzieleni do szkoły ewangelickiej w Słowiku 61. W latach 1878-1880 w szkole w Rudej-Bugaj uczyły się także dzieci z osad Wierzbno i Rafałów 62. W świetle analizy materiałów źródłowych, w tym kartograficznych, dostrzec można, że we wszystkich osadach szkoły umiejscawiano w obrębie niwy siedliskowej. W procesie rozwoju morfologicznego w większych niemieckich osadach, w których znajdował się zbór ewangelicki, szkoła znajdowała się w jego 53 O. Kossmann, Die Anfänge des Deutschtums, O. Kossmann, Deutsche in Polen, s. 420-423. 54 K.P. Woźniak, Niemieckie osadnictwo wiejskie, s. 210. 55 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące elementarnej ewangelickiej szkoły w Słowiku, sygn. 48. 56 APŁ, DGP, Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 57 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Janowie, sygn. 42. 58 APŁ, Szkoła Powiatowa w Łęczycy, Opis stanu szkoły elementarnej w kol. Krasnodęby, sygn. 67. 59 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 60 APŁ, SŁDEA, Akta tyczące wsi Ruda-Bugaj, sygn. 15. 61 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące elementarnej ewangelickiej szkoły w Słowiku, sygn. 48. 62 APP, Albert Breyer spuścizna, Gerechtigkeit von Ruda-Bugaj (kopia, pow. sieradzki, woj. łódzkie) Aus dem polnischen die Gerechtigkeit ins deutsche übersetzt 1782. 6.I Abschrift und Übersetzung im Jahre 1791 (oraz notatki dotyczące wsi Ruda-Bugaj), sygn. 758. 131
sąsiedztwie. Dobrym przykładem takiego rozwiązania lokalizacyjnego jest Łaznowska Wola. Obiekt oświatowy mieścił się obok nieistniejącego już budynku zboru ewangelicko-augsburskiego. Budynek obecnie zlokalizowany jest w centralnej części wsi, przy drodze Łódź Tomaszów Mazowiecki 63. W Bukowcu (ryc. 1) szkoła znajdowała się na pomiędzy osiedlem Bukowiec Dolny i Bukowiec Górny, przy dawnym kościele. Obiekt obecnie pełni funkcję mieszkaniową. Na działce, oprócz szkoły, zachował się także budynek gospodarczy i fragment murów kościoła z cegły. Zabudowa dawnej szkoły w Bukowcu posiada nietypowy kształt wieloboku 64. Podobna sytuacja zaistniała w Borowej, gdzie wiejska szkoła ewangelicka powstała obok cmentarza i nieistniejącego już zboru w centralnym punkcie wsi 65. Ryc. 1. Obecne położenie dawnej szkoły w Bukowcu oraz układ przestrzenny jej działki: szkoła (1), pozostałości budynku gospodarczego (2), fragment ściany kościoła (3) Źródło: Opracowanie własne na podstawie www.geoportal.pl W Nowosolnej, która posiada promienisto-koncentryczny układ ruralistyczny, szkołę ulokowano w centralnej części osady, w obrębie niwy siedliskowej pomiędzy dawną ul. Stokowską a ul. Łódzką. Od centralnego placu do szkoły prowadziła specjalnie wytyczona droga 66. 63 M. Cepil, Kościół Ewangelicko-Augsburski w Łaznowskiej Woli, http://ziemiapiotrkowska.com/kosciol-laznowska-wola/ [dostęp: 28 II 2018]; J. Swiętorzecka, Z. Jasińska, 1985, Ewidencja Zabytkowej Zieleni, woj. piotrkowskie, gm. Rokiciny, obiekt: Łaznowska Wola, Stowarzyszenie Naukowo-Techniczne Inżynierów i Techników Rolnictwa. Okręgowy Ośrodek Rzeczoznawstwa i Doradztwa Rolniczego SITR, Wojewódzki Konserwator Zabytków w Piotrkowie Trybunalskim. 64 Gmina Ewidencja Zabytków Gminy Brójce, 2006, szkoła w Bukowcu, nr 44/949. 65 E. Kneifel, H. Richter, dz. cyt., s. 44-45. 66 H.A. Schöller, dz. cyt., s. 95. 132
Kolejnym, charakterystycznym miejscem lokalizacji szkoły, zwykle w dawnych osadach olęderskich, było sąsiedztwo cmentarza ewangelickiego. Obiekty oświatowe znajdowały się często na skraju zabudowy wsi, przy głównym ciągu komunikacyjnym. Można przypuszczać, że dobór właściwej lokalizacji szkoły stanowił odzwierciedlenie lokalnych uwarunkowań przyrodniczych i antropogenicznych 67. W Słowiku szkoła znajdowała się w pobliżu cmentarza, przy obecnej drodze krajowej nr 91, w rejonie dzisiejszych torów tramwajowych 68. Za niwą siedliskową, na południowym skraju osady, ulokowano kantorat i pierwszy dom modlitwy z Pustkowej Górze. Obecnie obiekt popada w ruinę 69. Podobną lokalizacją cechował się obiekt w Rudzie-Bugaj 70. Stwierdzić można, że w olęderskiej osadzie Janów budynek szkolny zlokalizowany był pierwotnie w miejscu sąsiadującym z powstałymi później torami kolejowymi, na wysokości ul. Augustów, zaraz za obecną stacją Łódź Widzew 71. Ryc. 2. Murowany budynek szkoły w Markówce w okresie międzywojennym Źródło: Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Łodzi, Regionalia3, sygn. FAO 5/76 PR Ryc. 3. Obecny stan budynku dawnej szkoły w Markówce (wrzesień 2016) Źródło: M. Cepil Inną grupę obejmują obiekty położone w koloniach niemieckich założonych w okresie istnienia Prus Południowych. Pierwotnie szkoły znajdowały się w obrębie niwy siedliskowej, zawsze przy głównej osi komunikacyjnej wsi. Jednym 67 T. Figlus, Wsie olęderskie w Polsce Środkowej, uwagi na temat zróżnicowania morfogenetycznego na tle rozwoju osadnictwa,,,rocznik Łódzki, t. LXII, 2014, s. 150. 68 M. Cepil, Osadnictwo olęderskie w Słowiku,,,Zgierskie Zeszyty Regionalne, t. 11, 2016, s. 308. 69 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 70 APP, Albert Breyer spuścizna, Kopia prawa Olędrów Brażyckich (Odpis ekstraktu ksiąg grodzkich łęczyckich oblaty kontraktu zawartego 1782 t. I między Walentym Chobrzyńskim i olędrami otrzymującymi zarośla na pustkowiach Wierzbny, Bugaju, Rudy i innych należących do dóbr Brużyca pow. łódzki), sygn. 647. 71 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Janowie, sygn. 42. 133
z zachowanych budynków szkolnych jest obiekt usytuowany w Markówce (ryc. 2), pełniący aktualnie funkcję mieszkaniową. Współcześnie dobudowana została druga kondygnacja (ryc. 3). Szkoła znajduje się na zachodnim skraju wsi. Przy głównej drodze wiejskiej zidentyfikowano dawny budynek szkoły w Tkaczewskiej Górze 72. Podobną lokalizacją ma zachowany do dziś budynek w Mikołajewie. Ze względu na brak wiarygodnych danych trudno jest niestety ustalić dokładną lokalizację niektórych szkół (np. Starowa Góra, Wygorzele, Olechów), choć z całą pewnością wiadomo o ich istnieniu. W kontraktach osadniczych, zwłaszcza kolonii olęderskich, dokładnie została zaznaczona wielkość nadziału gruntowego przeznaczona na potrzeby szkoły. Według przeprowadzonych w 1842 r. pomiarów w Pustkowej Górze na działkę z budynkiem oświatowym przypadało 15 mórg 73. Taką samą powierzchnię przeznaczono na budowę szkoły w Słowiku 74. W Janowie, po budowie linii kolejowej łączącej Łódź z koleją warszawsko-wiedeńską, grunty należące do szkoły zostały zmniejszone z 15 do 13 mórg 75. Na 14 morgach powstała szkoła w Rudej-Bugaj. Podobne powierzchnie gruntów na cele edukacyjne wyasygnowała większość miejscowości zamieszkałych przez ludność wyznania ewangelickiego 76. Analizując akta poszczególnych szkół elementarnych, dowiadujemy się, że budynek zazwyczaj składał się z dwóch pomieszczeń. Jedno było przeznaczone do nauki, a drugie na mieszkanie dla nauczyciela 77. W Wygorzelu (ryc. 4) budynek szkoły składał się z: mieszkania dla nauczyciela, kuchni, sali do nauki, kaplicy i korytarza 78. Wielkość budynku bywała różna. Zwykle posiadała ok. 65 stóp długości, 32 stopy szerokości oraz 8,5 stóp wysokości 79. Warto dodać, że pierwsze szkoły budowane były z drewna 80. Wyróżnikiem szkoły był krzyż 72 Gmina Ewidencja Zabytków Gminy Parzęczew, 2015, szkoła w Tkaczewskiej Górze, GEZ 92. 73 APP, Albert Breyer spuścizna, Gründungsurkunde der Kolonie Pustkowa Góra Kr Łęczyca (Odpis maszynowy z ksiąg grodzkich łęczyckich - 1785. 2.V), sygn. 752, APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 74 Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie [dalej: AGAD], Księgi ziemskie łęczyckie, ks. 146a, f.182. 75 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Janowie, sygn. 42. 76 APŁ, SŁDEA, Akta tyczące wsi Ruda-Bugaj, sygn. 15. 77 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 78 APP, Albert Breyer spuścizna, Schulchronik der Wygorzeler Schule (Remeberg Kr. Koło, woj. poznańskie); (Odpis koniki szkolnej i notatki dotyczące Wygorzeli i okolicy), sygn. 798. 79 D. Łukasiewicz, dz. cyt., s. 106. 80 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Janowie, 134 sygn. 42.
umieszczony na dachu budynku 81. W Bukowcu pierwsza drewniana szkoła została wystawiona przez jej mieszkańców 82. W Łaznowskiej Woli szkoła została wybudowana w konstrukcji tzw. muru pruskiego, z dachem krytym słomą, posiadała 28 łokci długości oraz 19 łokci szerokości 83. Ryc. 4. Odrys planu budynku szkolnego w Wygorzelu Źródło: Opracowanie własne na podstawie: APP, Albert Breyer spuścizna, Schulchronik der Wygorzeler Schule (Remeberg Kr. Koło), woj. poznańskie; Odpis koniki szkolnej i notatki dotyczące Wygorzeli i okolicy, sygn. 798 W obrębie działki przeznaczonej pod teren szkoły znajdowała się także zabudowa gospodarcza, tj. stodoła i obora 84 lub sama obora, jak w przypadku Pustkowej Góry 85. W Łaznowskiej Woli w 1812 r. do obiektów szkolnych dobudowano oborę na węgiel, posiadającą długość 12 łokci oraz szerokość 5 łokci 86. Zazwyczaj każdy nauczyciel otrzymywał indywidualny ogród lub odpowiednie wynagrodzenie w gotówce 87. Zwykle ogród posiadał powierzchnię 4 mórg 88. 81 K.P. Woźniak, Niemieckie osadnictwo wiejskie, s. 191. 82 APŁ, DGP, Elementarna Szkoła w kolonii Bukowiec, sygn. 20. 83 APŁ, SPR, Akta tyczące się szkoły elementarnej kolonii Łaznowska Wola w obwodzie rawskim położonej, sygn. 142. 84 DPKP, 1844, t. 35, s. 277. 85 APŁ, SŁDEA, Akta dotyczące religijnej ewangelickiej szkoły i cmentarza w Pustkowej Górze, sygn. 47. 86 APŁ, SPR, Akta tyczące się szkoły elementarnej kolonii Łaznowska Wola w obwodzie rawskim położonej, sygn. 142. 87 DPKP, 1844, t. 35, s. 277. 88 APŁ, SPR, Akta tyczące się szkoły elementarnej kolonii Łaznowska Wola w obwodzie rawskim położonej, sygn. 142, APŁ, DGP, Starowa Góra, Powiat Piotrkowski, Szkoła Elementarna Ewangelicka Męska, sygn. 81. 135
4. Podsumowanie Rozważania autorów na podstawie dostępnych materiałów źródłowych koncentrowały się na kilku podstawowych zagadnieniach. W pierwszej kolejności badaniom poddano wybrane aspekty funkcjonowania wiejskich szkół ewangelickich w okolicach Łodzi w kontekście ich genezy. W świetle analizy źródeł archiwalnych udało się wychwycić wiele nowych faktów i szereg interesujących prawidłowości. Metryka historyczna obiektów oświatowych była ściśle związana z rozwojem osadnictwa olęderskiego i kolonizacją niemiecką w okresie Prus Południowych. Lokalne wspólnoty miały decydujący wpływ na finansowanie szkół i organizację systemu edukacyjnego. W drugiej części artykułu przeprowadzono analizę przestrzennego oddziaływania szkół, wydzielono podstawowe typy lokalizacyjne i określono współczesny stan zachowania badanych obiektów. Szkoły ewangelickie obejmowały swym zasięgiem zazwyczaj kilka wsi, wystawiano je najczęściej przy zborze ewangelickim, w sąsiedztwie cmentarza lub na skraju zabudowy wsi. Obecnie w krajobrazie wiejskim regionu łódzkiego nie pozostało wiele śladów dawnych szkół o metryce dziewiętnastowiecznej. Przetrwały nielicznie obiekty, które pełnią współcześnie funkcję mieszkaniową albo popadają w ruinę. Summary Evangelical Rural Schools in the Area of Łódź in the 19 th Century Geographical-historical Perspective The article includes an attempt to investigate the origins and selected aspects of the activity, location, range of impact and physiognomy of rural evangelical schools, established near Łódź in the 19th century. Geographical and historical analyzes covered the educational facilities founded in the villages associated with the Olęder settlement and German colonization in the period of Southern Prussia. In the first part, the authors examined the issue of the functioning of evangelical schools in the light of archival sources. It made it possible to find many new facts and regularities. In the second part of the article an analysis of the spatial impact of schools was carried out, basic location types were identified and the contemporary state of preservation of the studied objects was determined. Key words: education, village, historical geography 136
MATERIAŁY
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.07 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Elżbieta Ciborska Warszawa Młodowiejska biografistyka i co z niej wynika Jeżeli wasza pamięć zdoła wyrwać choć cząstkę z otchłani tego co było, to już dobrze Czesław Miłosz Do publikacji, która pełniej dokumentowałaby czynny udział wielkiej rodziny społeczników ruchu młodowiejskiego w przekształcaniu ojczyzny, wsi i siebie, dochodziłam stopniowo, poświęcając tej przygodzie ostatnie dziesięć lat. Podczas wcześniejszej edukacji ekonomicznej, która również trwała lat dziesięć (Technikum Rachunkowości Rolnej i studia na Uniwersytecie Warszawskim), przekonałam się, że nauka w tej dziedzinie przesycona jest wykresami, rubrykami i najogólniej wielkimi liczbami. Najlepszym tego przykładem jest pierwszy z brzegu rocznik statystyczny. Ludzi spoza liczb prawie nie widać. Tymczasem życie ekonomiczne aż kipi za sprawą ludzkiej przedsiębiorczości, której bohaterami są osobowości na miarę Wokulskiego. Także wśród wykładowców spotykałam ludzi o wyraźnie humanistycznym pojmowaniu ekonomii. Mając również zainteresowania humanistyczne, coraz częściej próbowałam powiązać swe obserwacje z próbkami dziennikarskimi, które doprowadziły mnie do dodatkowych studiów dziennikarskich i edytorskich na UW, gdzie zetknęłam się z profesor Aliną Słomkowską, Wielką Mistrzynią historii prasy i dziennikarstwa oraz pionierką dziennikarskiej biografistyki. Ukierunkowało to moje humanistyczne pasje w tym kierunku. Stwierdziłam przy tym, że chociaż biografie i autobiografie stanowią jeden z filarów pisarstwa w ogóle, a nawet są filarem kultury europejskiej, gdyż jak podkreśla profesor Lech Trzcionkowski starożytność narodziła się z biografii, to w encyklopediach brak pojęcia biografistyki (niektórzy używają pojęcia biografiki)! 1. 1 Biografia. Historiografia dawniej i dziś. Biografia nowoczesna i nowoczesność biografii, red. R. Kasperowicz, E. Wolicka, Lublin 2005, s. 5, 11; T. Łepkowski, Biografistyka, żywotność, tradycjonalizm, nowoczesność, Kwartalnik Historyczny nr 1, 1975, s. 160 (autor podkreśla: Jednym z niewątpliwie najstarszych rodzajów pisarstwa historycznego i pisarstwa w ogóle jest żywotopisarstwo); T. Rzepa, O biografii jako przedmiocie i rezultacie badań psychospołecznych, Polish Biographical Studies nr 1, 2013, s. 11. 139
Czterotomowa Encyklopedia powszechna PWN ogranicza się do hasła biografia, które brzmi: życiorys, przedstawienie życia jakiejś postaci, często wybitnej, gatunek zapoczątkowany w starożytności (IV w. p.n.e. Isokrates), Żywoty sławnych mężów Plutarcha, Żywoty Cezarów Swetoniusza, w literaturze nowożytnej łączy elementy faktograficzne z fikcją fabularną, prowadząc w XX w. (L. Strachey Ludzie epoki Wiktorii 1918) do rozwoju biografistyki lit. (powieść biogr.), w opozycji do nauk.; gł. przedstawiciele nowych tendencji: A. Maurois, S. Zweig, E. Ludwig. W Polsce rozwijała się od XIV-XV w. Kallimach Żywot i obyczaje Grzegorza z Sanoka, A. Trzecieski Żywot i sprawy Mikołaja Reja ; współcześnie m.in. Nurt W. Berenta, Mickiewicz M. Jastruna, Chopin J. Iwaszkiewicza 2. Zobacz też vie romancée jako: zbeletryzowana biografia znanej postaci hist., np. Król życia J. Parandowskiego (o O. Wildzie), Kształt miłości J. Broszkiewicza (o F. Chopinie) 3. Bliższa naszym czasom Encyklopedia Gazety Wyborczej, licząca 20 tomów z nieliczbowanym dodatkowym tomem pt. Religie świata, ogranicza się skrótowego jednozdaniowego hasła biografia i biografizm, definiując ten ostatni jako: metoda badań dzieła lit. jako dokumentu osobistych przeżyć autora 4. Nieodległe w wymienionych wydawnictwach hasła: biofizyki czy biologii są kilkadziesiąt razy dłuższe. Na swój użytek określam biografistykę jako sztukę pisania biografii i towarzyszące tej sztuce badania naukowe oraz dydaktykę. Pracując następnie, z pozytywnym skutkiem, nad doktoratem i zachęcona przez moją Mistrzynię skoncentrowałam się nad biografistyką dziennikarską, wykorzystując studium biografii i losów zawodowych dziennikarstwa jako metodę zapoczątkowaną przez Floriana Znanieckiego w pracy Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości oraz na napisanej wspólnie z Williamem Issakiem Thomasem klasycznym studium o życiu emigrantów polskich pt. Chłop polski w Europie i Ameryce. Metoda studium biografii i losów zawodowych święciła triumfy od lat 60. XX stulecia, a więc po zakwestionowaniu w licznych badaniach amerykańskich ideologii totalitarnych, w których jednostka jawiła się zerem! Dlatego zmierzch totalitaryzmów, a tym samym zwrot ku bardziej podmiotowemu traktowaniu jednostki, oznacza także renesans biografistyki i związanych z nią badań, czego przykładem była prekursorska międzynarodowa konferencja na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu w 1985 roku i wydany przez PWN w 1990 roku pokonferencyjny tom Metoda biograficzna w socjologii pod redakcją Jana Włodarka i Marka Ziółkowskiego. Redaktorzy widzieli w dorobku tej konferencji zdefiniowanie przedmiotu zainteresowania uczonych, stosujących metodę biograficzną do uogólniania wycinków społecznej rzeczywistości. Pisali oni: Może to być całokształt indywidualnych losów, cały przebieg życia danej jednostki, choć oczywiście uzyskanie całkowicie kompletnej biografii jest zadaniem w istocie niewykonalnym. Może to być tylko pewien obszar ludzkiej aktywności, na przykład działalność zawodowa czy życie rodzinne, których opis daje tak 2 Encyklopedia powszechna PWN, t. 1, Warszawa 1973, s. 283 3 Encyklopedia powszechna PWN, t. 4, Warszawa 1976, s. 562. 4 Encyklopedia Gazety Wyborczej, t. 2, Kraków 2005, s. 422. 140
zwana biografia tematyczna. Mogą to być także kluczowe momenty przebiegu życia związane z ważnymi wydarzeniami historycznymi, zmianą ról i pozycji społecznej, przejściowymi statusowymi itd. Uzyskiwane biografie mogą być tematem czy problemem analizy same w sobie, mogą też być środkiem do rozwiązania innych problemów i pytań badawczych 5. Wymieniona w tytule tomu socjologia jest konsekwencją tego, że biografistyka powstaje na trans- i interdyscyplinarnym gruncie pedagogiki, historii, filozofii socjologii, psychologii społecznej, teologii, a nawet nauk ścisłych w kontekście między innymi odkryć i wynalazków 6. Metodę studium biografii i losów zawodowych, którą się posłużyłam w swoich pracach, oparłam w szczególności na dokumentach życia, a także zbiorczych opracowaniach dokumentacyjnych oraz na wielopytaniowych ankietach, specjalnie opracowanych na potrzeby przygotowywanych wydawnictw. Do najważniejszych 15 dokumentów życia, według Kena Plummera ze szkoły chicagowskiej, zaliczyć można: życiorysy; dzienniki pisane na gorąco; listy; historie życia dotyczące danej osoby utrwalone w mediach; teksty literatury i faktu; reportaże; fotografie, fotoreportaże; filmy biograficzne dokumentalne; nagrania kasetowe video z różnych okazji; nagrania magnetofonowe opowiadań o sobie, rozmów, wywiadów; zapiski osobiste w kalendarzach, notesach; miscellanea, np. nagrobki, nekrologi, dedykacje, zapisy do sztambuchów, wizytówki, listy pochwalne; zeznania sądowe, akty oskarżenia, zeznania świadków; kartoteki leczenia, zapiski o chorobach, szpitalne, lekarskie; teczki personalne (np. służbowe, zawodowe, kartoteki policyjne, bankowe, kierowcy samochodu itp.) 7. Nietrudno zauważyć, że większość dokumentów życia spoczywa w archiwach domowych, a teczki personalne ze zgromadzonymi w nich chronologicznie dokumentami z lat nauki, pracy zawodowej lub służby publicznej o ile nie zostały zwrócone zainteresowanym trafiają do archiwów państwowych i są udostępniane na ogólnych zasadach badaczom i biografom. 5 E. Ciborska, Dziennikarze z władzą (nie zawsze) w parze, Warszawa 1998, s. 10. 6 Między życiem a opowieścią o życiu. Dyskusja nad autobiograficznymi wymiarami doświadczenia, [w:] Biografie naukowe. Perspektywa transdyscyplinarna, red. M. Kafar, Łódź 2011, s. 197-234; A. Całek, Biografia naukowa od koncepcji do narracji. Interdyscyplinarność, teorie, metody badawcze, Kraków 2013. 7 P. Kowolik, Badania pedagogiczne opierające się na metodzie biograficznej, Nauczyciel i Szkoła nr 3-4, 2001, s. 118-119. 141
Na podstawie wypracowanej metody ukazały się mojego autorstwa obszerne dzieła: Leksykon polskiego dziennikarstwa w 2000 roku oraz kilka lat później Księga limanowian, a także biogramy dziennikarzy w Polskim słowniku biograficznym PAN. Byłam też proszona o wskazanie bądź konsultację listy nazwisk dziennikarzy do tegoż Polskiego słownika biograficznego. W międzyczasie zostałam współautorką pierwszej książki o Zarzewiu pt. Ech, ta młodość... O czym Zarzewie pisało?, a także następnie tomu pt. Trzeba wiatru wielkich skrzydeł, by uniosły dom nasz cały. Tom ten, traktujący o odrodzonym w 1980 roku Związku Młodzieży Wiejskiej i jego liderze, również zredagowałam. Im bliżej było osiemdziesiątej rocznicy ZMW RP Wici (1928-2008), tym bardziej konkretyzowała się potrzeba podążania śladami losów i aktywności ludzi ZMW, a jej obchody w czerwcu 2008 roku zorganizowane przez Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, sprzyjały rozpoczęciu energicznej pracy nad młodowiejską biografistyką, prezentowaną następnie w kolejnych tomach Słownika biograficznego polskiego ruchu młodowiejskiego, zważywszy zwłaszcza, że: Tradycje działalności wiejskiego ruchu młodzieżowego sięgają swymi korzeniami okresu zaborów i od tego czasu ruch ten przybierał różne formy organizacyjne, fenomen Wici nie miał równych sobie poprzedników ani godnych naśladowców 8. Najczęściej znakiem firmowym młodych wiejskich społeczników spod znaku Wici, których dorobek inspiruje nas po dziś dzień, była bezinteresowna praca u podstaw, która miała i ma ogromne znaczenie prekursorskie, wychowawcze, autokreacyjne, a nawet ekonomiczne, przysparzając Polsce, a szczególnie małym ojczyznom nowego ładunku pozytywnej energii, pozwalającej siłą wyrazistego przykładu wierzyć, że tylko branie spraw w swoje ręce pozwala młodzieżowej gromadzie zmieniać świat na lepsze. Na ideowym fundamencie Wici wspierają się po dziś dzień następne generacje ZMW. Głównym celem przedsięwzięcia stało się ocalenie od zapomnienia pięknych postaci ruchu młodowiejskiego, bo czas, niczym piasek na pustyni, zasypuje ich ślady. Dotyczy to w szczególności osób nieżyjących, gdyż właściwie biografia nabiera ważności po śmierci jej bohatera. Oczywiście, obok celu głównego, zazwyczaj pojawiały się cele szczegółowe: erudycyjny, prekursorski (dziś definiowany jako innowacyjny), środowiskowy z kanonem właściwych mu wartości oraz cel polegający na bliższym poznaniu elity przywódczej Związku. Pierwszy z celów szczegółowych można prześledzić między innymi poprzez ujawniony w biografiach fenomen najpierw samokształcenia, a po ostatniej wojnie kształcenia się na najwyższym poziomie i zdobywania stopni naukowych. Coraz częściej po cenzus wykształcenia sięgali rolnicy wprost ze swoich zagród, czego spektakularny przykład dał Stanisław Nawój z Budziwoja, laureat I Olimpiady Wiedzy Rolniczej ZMW z 1961 roku. 8 J. Gmitruk, Przedmowa, [w:] Słownik biograficzny polskiego ruchu młodowiejskiego, t. IV, Warszawa 2018, s. 5. 142
Cel innowacyjny jest spełniony, gdy możemy poznać losy bohatera biografii w silnym związku z procesami historycznymi, na które wywiera on wpływ, co najczęściej dotyczy twórców i ludzi nauki czy prekursorów nowych prądów ideowych, często wizjonerów i przewodników. Być może idealnym przykładem byłby tu biogram Ignacego Solarza. Cel środowiskowy z kanonem właściwych mu wartości jest szczególnie adekwatny dla ruchu młodowiejskiego, najgłębiej zaangażowanego w sprawy wsi, krzewiącego niezmiennie wartości Wici, których lista zdaje się być nieograniczona. Janusz Gmitruk tak to ujął: Jedną z najważniejszych dróg do osiągnięcia przyjętych celów programowych była społeczno-wychowawcza praca ZMW RP na wsi. Ruch wiciowy przyspieszał proces dojrzewania obywatelskiego i politycznego młodzieży. Przez różne formy działalności kół Wici uczył młodych mieszkańców wsi współżycia w środowisku i pracy zespołowej. Wyrabiał poczucie wzajemnego szacunku, równości, podnosił świadomość społeczną młodych chłopów. Wielką wagę przywiązywano do aktywnej i systematycznej pracy szeregowych członków Wici i miejscowych kół młodzieży. Naczelnym zadaniem Związku była troska o młodego człowieka, o związanie go z organizacją i ruchem ludowym. Młodzież wychowywano na przyszłych działaczy i ofiarnych patriotów, aktywnych w walce o godne miejsce i rolę chłopów w państwie. ZMW RP był dla całego pokolenia wiciarzy prawdziwą szkołą myślenia 9. ( ) Wszystkie działania podejmowane przez ruch wiciowy podporządkowane były jednemu celowi: wychowaniu człowieka. W pracy z młodzieżą rozwijano takie cechy charakteru, jak: poszanowanie godności ludzkiej, wyrozumiałość dla odmiennych poglądów, wrażliwość na krzywdę innych, uczynność i koleżeńskość. Przede wszystkim zaś starano się wychować dobrego obywatela i patriotę. Ruch wiciowy wpajał w młodzież chłopską umiłowanie ojczystej ziemi, rodzimej kultury i obyczajów, nawiązywał w pracy wychowawczej do postępowych tradycji narodowych. ZMW RP osiągał znaczące rezultaty we wszystkich dziedzinach prowadzonej działalności, a zwłaszcza w pracy nad wychowaniem młodego pokolenia wsi na światłych obywateli 10. Tematykę tę podjął także profesor Andrzej Lech w podrozdziale Naczelne wartości w swej książce, wydanej z okazji 90. rocznicy powstania Związku Młodzieży Wiejskiej RP Wici (1928-2018), pisząc m.in.: Najbardziej zorganizowane społeczeństwo nie może dobrze funkcjonować, gdy składa się z jednostek niewyposażonych w odpowiedni zespół wartości, gdy nie posiada zespalającego go etosu. To bardzo aktualna diagnoza, w sytuacji, gdy błąka się jeszcze tu i ówdzie fałszywa teza na fali ekscytacji rynkiem, gdy próbowano stawiać na piedestale rynek (interesy kontra wartości), postponując wartości, podczas gdy istnieje tu ścisła korelacja, przestrzegając bowiem wartości, interesy zwłaszcza w dłuższym okresie kwitną! Andrzej Lech przytacza za Józefem Niećką wręcz przyrodzone cechy wiciarzy, wyniesione od grud czarnej ziemi : rozumność, pracowitość, wolność, równość, przyjacielski stosunek do bliźnich, w sumie godność 9 Tamże, s. 13. 10 Tamże, s. 10. 143
ludzką i boską. Profesor akcentuje nieco dalej chłopską honorność, której jak źrenicy oka strzegł Ignacy Solarz, stawiając ją na pierwszym miejscu, jako konglomerat wielu wartości, z godnością osobistą i pewnym indywidualizmem na czele 11. Ostatni z celów szczegółowych miał na względzie poznanie elity przywódczej ZMW we wszystkich jego edycjach i pod modyfikowanymi nazwami poprzez opracowanie biogramów przewodniczących Związku i innych znaczących jego postaci, np. redaktorów naczelnych prasy związkowej. I tak przykładowo w edycji organizacji z lat 1957-1976 dotyczyło to pierwszego z nich Józefa Tejchmy, przewodniczącego ZMW, wybranego w 1957 roku na fali październikowej odwilży, w prawie dramatycznych okolicznościach, w powiązaniu z biogramem Wiktora Prandoty, który zagłosował na swego konkurenta i ten wygrał tym jednym głosem! Obydwaj byli w przeszłości wiciarzami, a w 1957 roku reprezentantami dwu ówczesnych partii: Prandota ZSL, Tejchma PZPR. Poznawanie zatem zakamarków politycznej kuchni także tą drogą jest niezaprzeczalnym atutem biografistyki. Jako się rzekło rocznice Wici były jak sygnalizatory świetlne, nakazujące tempo prac nad kolejnymi tomami. Po kilku zatem spotkaniach w Muzeum latem 2008 roku z udziałem kierownictwa MHPRL oraz Koleżanek i Kolegów, którzy następnie weszli do Rady Programowej zamierzonego wydawnictwa, ankieta była gotowa, a zaszczytna robota jego redagowania przypadła piszącej te słowa. Ankieta, którą poniżej przytaczam, było poprzedzona listem od dyrektora Muzeum i zawierała 18 pytań ankietowych. 144 ANKIETA do SŁOWNIKA BIOGRAFICZNEGO POLSKIEGO RUCHU MŁODOWIEJSKIEGO 1. Imię... Drugie imię Nazwisko (dla Koleżanek także nazwisko rodowe)...... 2. Miejsce urodzenia... 3. Data urodzenia (dzień, miesiąc, rok)... (można dodać słowo o domownikach, imię współmałżonka, imiona dzieci)... 4. Miejsce zamieszkania (miejscowość, powiat, ewent. region) (prosimy podać nazwę ulicy, nr mieszkania, kod pocztowy, tel. i e-mail). 5. Zawód wyuczony, wykształcenie, ewentualnie tytuł naukowy... 11 A. Lech, Nowy Wspólny dom. Myśl społeczno-polityczna Związku Młodzieży Wiejskiej RP Wici, Warszawa 2018, s. 132-137.
6. Nagrody i odznaczenia (ewent. wraz z rokiem nadania)... 7. Czy Koleżanka/Kolega była/był pracownikiem etatowym ZMW, czy działaczką/działaczem społecznym?... 8. Przynależność do innych stowarzyszeń, fundacji lub organizacji politycznych bądź pozarządowych.... 9. Przebieg kariery w ZMW... 10. Proszę przedstawić jakieś interesujące zdarzenia związane z działalnością w ZMW... 11. Jak działalność w ZMW przyczyniła się do spełnienia marzeń i oczekiwań Koleżanki/Kolegi?... 12. Prosimy przedstawić swoich współpracowników, którzy także powinni trafić do Słownika (wraz z aktualnym adresem, tel., ewent. e-mailem)... 13. Czy pamięta Koleżanka/Kolega zjednoczenie ruchu młodzieżowego w 1976 r., czyli faktyczną likwidację ZMW? Jeśli tak, prosimy o kilka refleksji na ten temat... 14. Czy Koleżanka/Kolega uczestniczyła/uczestniczył w reaktywowaniu ZMW w 1980 r.?... 15. Organizacja ZMW sprawdziła się w bardzo różnych warunkach. Dziś ZMW także istnieje. Co można doradzić w tej sprawie młodszym Koleżankom i Kolegom?... 16. Prosimy nieco pofantazjować. Jak będzie wyglądała zdaniem Koleżanki/Kolegi polska wieś za lat 20?... 17. Jak powinna wyglądać Polska w XXI w.?... 18. Inne informacje (np. znajomość języków obcych, podróże, napisane artykuły i książki, a nawet ciekawostki, jak: ulubiona postać historyczna, hobby, książka na bezludną wyspę, wybrany kraj gdyby życie w Polsce stało się nie do wytrzymania, a nawet koniecznie z recepturą ulubiona potrawa lub nalewka!)... Data wypełnienia ankiety... Podpis... 145
Połowa pytań ankietowych (pytania 1-9) miała charakter faktograficzny, stanowiąc podstawę biogramu. Pozostałe pytania były otwarte do uznania respondentów, by mogli oni potraktować je swobodniej i by na tej kanwie wychwycić w toku reagowania najistotniejsze kwestie oraz barwnie i w powiązaniu z całością książki odtworzyć rzekę życia Koleżanek i Kolegów. Oczywiście pytania otwarte dotyczyły osób żyjących, dlatego bliskich osób nieżyjących prosiliśmy o dane faktograficzne i udostępnienie w miarę możliwości dokumentów życia bądź wglądu w zasób archiwum domowego. W wielu przypadkach było to owocne, gdyż respondenci nadesłali także dokumenty i zdjęcia, jak również w podwójnych egzemplarzach książki na temat ZMW z różnych regionów Polski. Ankieta okazała się trafna i komunikatywna, gdyż bez zmian służyła kolejnym edycjom zamierzonego wydawnictwa. Z tego powodu ankieta jest stale dostępna na stronie internetowej MHPRL. Od strony warsztatowej, wszystkie biografie osób żyjących poddane zostały skrupulatnej autoryzacji, a biografie osób nieżyjących skrupulatnej kwerendzie, która zataczała szeroki krąg, co ilustrują liczne źródła, przytoczone pod biogramami. Korzystano z archiwów pozadomowych, jak m.in.: Archiwum Akt Nowych, Archiwum Prezydenta RP, Archiwum PSL w Warszawie i Poznaniu, Archiwum ZG ZNP, archiwum Mazowieckiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Warszawie, Archiwum Państwowego w Poznaniu, Archiwum Delegatury (Placówki Zamiejscowej w Ciechanowie) Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, archiwów kadrowych MEN, ZMW, LSW i LZS, archiwów uczelnianych (Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, Uniwersytetu Warszawskiego, Szkoły Głównej Handlowej). Ze względu na bezpowrotne zniszczenie bądź rozproszenie archiwów Zarządów Powiatowych ZMW w połowie lat 70. ubiegłego stulecia, praca nad niektórymi biografiami wymagała zwielokrotnionego wysiłku. Zasób nazwisk wciąż się poszerzał, z czego tylko część trafiła do obecnych edycji książkowych. Dokumenty, zdjęcia i dublety książek trafiły po zakończeniu prac redakcyjnych do MHPRL, będącego instytucjonalnym kustoszem pamięci pokoleń ZMW. Przy tej okazji udało się dopracować indeksy nazwisk, zwłaszcza zapomnianych społeczników ZMW, bardzo przydatne w dalszych kwerendach, zwłaszcza że zainteresowanie sprawą młodowiejskiej biografistyki rośnie spontanicznie i indeksy będą podstawą dalszej kwerendy. Kolejne tomy Słownika biograficzny polskiego ruchu młodowiejskiego ukazywały się w następujących latach: t. I 2009 (sprowokowany 80. rocznicą Wici ujrzał światło dzienne 16 maja 2009 i był promowany podczas uroczystości w MHPRL); t. II 2010; t. III 2013 (na 85-lecie Wici ) ; t. IV 2018 (na 90-lecie Wici ). Zawierają one 862 biogramy, w których opisano wszystkie funkcje w organizacji oraz różne zawody i stanowiska bohaterów biogramów. Tom IV zawiera najwięcej biogramów (255). Wydanie tomu II zbiegło się z innymi okrągłymi rocznicami, ważnymi dla sztafety młodowiejskich pokoleń u samych początków ruchu młodowiejskiego. 146
Już bowiem sto lat wcześniej Maksymilian Malinowski, redaktor ludowego Zarania, wspierany przez Tomasza Nocznickiego (w książce są ich biogramy), dając początek i współkreując ruch młodowiejski, uruchomił w 1911 roku przy Zaraniu najpierw dodatek, a niebawem pismo Świt Młodzi idą. Wypracowało ono pierwsze tezy programowe ZMW, które rozwijało wydane w roku następnym pismo Drużyna. W numerze pierwszym tego dodatku w Zaraniu (nr 11 z 16 VI 1911) można było przeczytać m.in.: W dzisiejszym numerze Zarania znajdą czytelnicy dwie osobne kartki, a napis w tytule głosi, że to młodzi idą. Skądże oni przyszli, dokąd i z czym idą zapytasz bracie. ( ). W Danii, w Szwecji ( ) gospodarscy synowie i córki ( ) idą do uniwersytetów ludowych. Tam nie szumi piwo, tam ich umysł i serce urabia się pod wpływem nauki i uszlachetniającego otoczenia A po skończeniu tej nauki wiąże się młodzież owa w stowarzyszenia, urządza zjazdy, wydaje swoje gazety. I przejmuje się tym wszystkim każde pokolenie, dopóki nie wstąpi w szranki samodzielnych gospodarzy. Po tych przychodzi drugie pokolenie młodzieży i robi jak poprzednie każde się tak urabia, umacnia, uobywatelnia, do obowiązków przyszłych należycie przygotowuje. ( ) Gdzie i jak dziczejąca dziś nieraz młodzież nasza wiejska ma się w podobny sposób urabiać i uszlachetniać? I idzie dziś do niej garstka świadomych Kolegów i Koleżanek ze słowem i wezwaniem swoim. Chodźcie za nami i z nami! W tym drugim tomie zostały również zaznaczone akcenty Wici poprzez opracowanie i publikację biografii wszystkich prezesów tej organizacji. Swoboda wypowiedzi na pytania otwarte przyniosła nadzwyczajny plon i jest dowodem świetnego zakorzenienia demokratycznych procedur także w edycji ZMW z lat 1957-1976, zwiastujących oddolne pomyślne przemiany ustrojowe, gdy około sześciu tysięcy byłych członków ZMW objęło ster samorządów różnych szczebli w 1990 roku, uznawanym za czas odrodzenia samorządu w Polsce. Bardziej dynamiczna obecność ZMW na wsi w obecnych warunkach może przyczynić się do odrodzenia tych samorządowych elit przywódczych. W Słownikach można prześledzić wątki biograficzne sołtysów, wójtów, burmistrzów, marszałków sejmików wojewódzkich, a także posłów, ministrów i wicepremierów. Wydawnictwa mogą być także pomocne w badaniach naukowych, stanowiąc inspirację do opracowań monograficznych wybranych biografii. Szczególnym echem odbiło się pytanie (nomen omen trzynaste!) o zjednoczeniu ruchu młodzieżowego w 1976 roku, który to proces budzi po dziś dzień zdziwienie i irytację, szczególnie szeregowych żarliwych społeczników ZMW. Z całkiem innych pozycji niektórych irytowała wzmianka w pytaniu ostatnim o wybrany kraj gdyby życie w Polsce stało się nie do wytrzymania. Tu niektórzy respondenci zdecydowanie odrzucali pytanie o ewentualną emigrację. Gdyby bowiem w Polsce zrobiło się źle, to ich patriotycznym obowiązkiem byłoby pozostać w kraju (a jeśli byliby za granicą wrócić) i robić wszystko, by ratować ojczyznę. Propaństwowe i patriotyczne wartości, choć nie eksponowane werbalnie, są bowiem w ruchu młodowiejskim i szerzej w ludowym głęboko utrwalone i przestrzegane. I niech tak pozostanie. 147
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.08 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Ryszard Miazek Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego Siedemdziesiąta rocznica urodzin i pięćdziesiąta rocznica pracy naukowej i zawodowej doktora Janusza Gmitruka W siedzibie Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie 4 lipca 2018 r. odbyła się uroczystość zorganizowana z okazji jubileuszu 70. rocznicy urodzin oraz 50-lecia pracy naukowej i zawodowej dyrektora Muzeum dr. Janusza Gmitruka, połączona z promocją dedykowanego Jubilatowi kolejnego numeru Roczników Dziejów Ruchu Ludowego periodyku naukowego Zakładu Historii Ruchu Ludowego, wydawanego od roku 1959. Organizatorami obchodów jubileuszowych było Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, Wszechnica Świętokrzyska w Kielcach, Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne oraz Kolegium Redakcyjne Roczników Dziejów Ruchu Ludowego. Uroczystość zgromadziła liczne grono współpracowników i przyjaciół Jubilata, który od najwcześniejszych lat pracy zawodowej związał się z politycznym ruchem ludowym. Drogę życiową i bogaty dorobek pracy zawodowej i naukowej dr. Janusza Gmitruka przedstawił w okolicznościowej laudacji prof. Romuald Turkowski. Poniżej zamieszczamy skrót opublikowanej w dedykowanym numerze Roczników obszernej biografii naukowej Jubilata, która oprócz wątków osobistych zawiera wiele interesujących faktów z historii ruchu ludowego, przybliża historię współtworzących go organizacji i instytucji oraz przywołuje pamięć wielu działaczy. Biografia naukowa Janusza Gmitruka Janusz Gmitruk urodził się 17 lutego 1948 r. we wsi gminnej Świniarów koło Łosic; w okolicy, która słynęła z niepodległościowych i patriotycznych tradycji, walki o ziemię, wolność i wiarę. W pamięci mieszkańców Świniarowa zachowały się wspomnienia z uroczystości religijnych odprawianych w lesie, gdzie udzielano komunii, chrztów, łączono małżeństwa. Uroczystości zabezpieczały wystawione w dużej odległości od lasu warty, które ostrzegały przed zbliżaniem się żandarmów. Zmieniło się to po carskim ukazie o tolerancji religijnej, wydanym 30 kwietnia 1905 r., który gwarantował swobodę wyznania dla wszystkich 149
mieszkańców Imperium Rosyjskiego. Wtedy to wielu unitów ziemi łosickiej przeszło na wiarę katolicką. Powstała parafia pod wezwaniem św. Zygmunta. Mieszkańcy Świniarowa aktywnie uczestniczyli w budowie kościoła w Łosicach. W tej świątyni w 1948 r. chrzest przyjął Janusz Gmitruk. Nadane mu imię związane było z tradycją mazowiecką. Ksiądz początkowo nie chciał się na nie zgodzić, bo nie było go w kalendarzu świętych. Bogata i skomplikowana przeszłość ziemi rodzinnej rozbudzała w sposób naturalny zainteresowania Janusza historią. W jego pamięci na trwałe zapisały się opowiadania dziadka Bazylego o rewolucji październikowej, o jego przeżyciach po wysiedleniu w czasie wycofywania się Rosjan z Królestwa Polskiego w 1915 r. Przebywał nad Wołgą, a do rodzinnej wsi Drewnówka, w powiecie Brześć nad Bugiem, wrócił dopiero w 1922 r. Wieś była spalona przez wycofujących się Rosjan, a pola porośnięte młodą brzeziną nie nadawały się do uprawy. Dziadek razem z sąsiadem z okolicznej wsi, Andrzejem Marczukiem, postanowili więc szukać pracy za Bugiem, w powiecie siedleckim. Wynajmowali się do robót sezonowych na roli. Byli także biegli w ciesiołce, więc dodatkowo naprawiali domy i zabudowania gospodarcze. W 1926 r. znaleźli zatrudnienie i przystań na całe życie w rodzinie Jana Żuka, bogatego gospodarza ze wsi Świniarów, w powiecie Konstantynów. Jan Żuk miał sześć córek na wydaniu i jednego syna. Dziadek Bazyli wybrał na żonę Felicję, a jego kolega Andrzej Janinę. Jan Żuk, jako wiana wydzielił młodym małżonkom samodzielne 5-hektarowe gospodarstwa. W rodzinie Gmitruków tradycja pracy społecznej przenoszona była z pokolenia na pokolenie. Dziadek Bazyli był działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej. Ojciec, Paweł, człowiek wszechstronnie utalentowany, społecznik, wybierany był na sołtysa. Matka, Genowefa, mądra i pracowita opiekunka ogniska domowego, po śmierci męża prowadziła samodzielnie gospodarstwo. Dzięki rodzicom Janusz zapamiętał dzieciństwo jako okres życia bardzo szczęśliwy i bezpieczny. Po ukończeniu szkoły podstawowej Janusz Gmitruk ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Józefa Pietruczuka w Łosicach. Patron szkoły był jej organizatorem, legendą ziemi podlaskiej, synem chłopskim, poetą, nauczycielem i ludowcem, wielkim humanistą, wrażliwym na ludzką krzywdę. W czasie II wojny światowej pomagał skazanym na zagładę jeńcom radzieckim, Żydom i osobom prześladowanym. Jego dom w Hadynowie był twierdzą ludowej konspiracji. Profesorowie Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie prowadzili w Hadynowie tajne zajęcia studiów wyższych, w których uczestniczyli ludowi działacze i partyzanci. Nasycenie powiatu siedleckiego tajnymi kompletami na poziomie szkoły średniej i wyższej dało kadry do tworzenia po wojnie szkół średnich. Józef Pietruczuk wykorzystał ten fakt, tworząc Samorządowe Liceum Ogólnokształcące w Łosicach. Osłaniał działalność szkoły, przyjmując funkcję burmistrza. Szkoła rozpoczęła rok szkolny 1944 i działała nadal, mimo że Józef Pietruczuk został skrytobójczo zamordowany przez pospolitych bandytów w 1945 r. Zainteresowanie szerszymi dziejami Polski rozbudził w Januszu licealny nauczyciel historii Ignacy Zawada, natomiast Marian Kwiatek dyrektor Liceum, przybliżył do Związku Młodzieży Wiejskiej i politycznego ruchu chłopskiego. W czasie nauki w Łosicach Janusz działał w Związku Harcerstwa Polskiego. 150
Szkoła w Łosicach rozbudziła w nim pragnienie podjęcia studiów historycznych. Rozpoczął je w Instytucie Historycznym na Uniwersytecie Warszawskim w 1966 r. Pracowała tam wówczas znakomita kadra naukowa, kierowana m.in. przez prof. Aleksandra Gieysztora, prof. Henryka Samsonowicza. Szczególne znaczenie dla utrwalenia zainteresowań badawczych młodego studenta miały obozy naukowe organizowane przez Instytut i Zarząd Uczelniany Związku Młodzieży Wiejskiej (ZMW) na terenie powiatu siedleckiego. W organizacji studenckich wyjazdów pomagał pierwszy powiatowy komendant Batalionów Chłopskich Franciszek Duczek, przedwojenny prezes Zarządu Powiatowego Związku Młodzieży Wiejskiej RP Wici, a także jego zastępca w komendzie powiatowej Stanisław Jaszczuk ze Stoku Ruskiego, przed wojną prezes Zarządu Powiatowego Centralnego Związku Młodej Wsi Siew. Pomocy i wsparcia młodym badaczom udzielał też Komitet Powiatowy ZSL w Siedlcach. W jego strukturach działało i pracowało wówczas wielu byłych działaczy konspiracyjnego ruchu ludowego, Batalionów Chłopskich i członkiń Ludowego Związku Kobiet. Zebrana wówczas dokumentacja z lat okupacji zachowała się, została przekazana do zbiorów Archiwum Zakładu Historii Ruchu Ludowego w Warszawie. Rozmowy z byłymi ludowymi konspiratorami prowadzone były w przyjaznej ludowej i patriotycznej atmosferze. Dzięki nim Janusz zrozumiał, jak wielką wartością jest ruch ludowy, a to przesądziło o jego dalszych losach. Na uczelni Janusz Gmitruk był aktywnym działaczem ZMW. W uczelnianym pomieszczeniu zorganizował laboratorium fotograficzne, służące dokumentowaniu działalności organizacji. W tym czasie opiekun naukowy obozu studenckiego prof. Józef Ryszard Szaflik zainteresował go bliżej dziejami ruchu ludowego. Osobowość Profesora wywarła też niebagatelny wpływ na dalsze losy Janusza. W grudniu 1970 r. wstąpił on do Uniwersyteckiej Organizacji ZSL. Profesor J.R. Szaflik zainspirował go do napisania pracy magisterskiej na temat ruchu oporu w powiecie siedleckim. Praca magisterska Janusza pt. Konspiracyjny ruch ludowy w powiecie siedleckim 1939-1944 została nagrodzona w konkursach historycznych i opublikowana w numerze 14. Roczników Dziejów Ruchu Ludowego. Dla młodego absolwenta UW stała się przepustką do Zakładu Historii Ruchu Ludowego NK ZSL, w którym został zatrudniony od 1 października 1971 r. Zakład powołano w 1960 r. jako wydział NK ZSL. Miał daleko posuniętą autonomię w badaniach naukowych. W zamyśle Czesława Wycecha inicjatora powstania i mecenasa Zakładu, placówka ta miała za zadanie prowadzenie i inspirowanie badań naukowych nad historią ruchu ludowego, wsi i chłopów, gromadzenie i zabezpieczanie materiałów źródłowych, współdziałanie i wzbogacanie tożsamości historycznej w bieżącej działalności ideowo-politycznej Stronnictwa. Od chwili powstania Zakładu tworzono bazę archiwalną i bibliotekę. Najcenniejszą część jego zbiorów stanowią archiwalia. Biblioteka to wiele tysięcy broszur, tytułów prasy i książek, niekiedy unikalnych egzemplarzy. Januszowi powierzono opiekę nad Archiwum Ikonograficznym i II wojny światowej. Pracę zawodową łączył z aktywną działalnością społeczną. Został wybrany na ławnika 151
w Sądzie Rejonowym w Warszawie, gdzie przez 10 lat uczestniczył w rozprawach sądowych. W swojej pracy naukowej z wielką cierpliwością poszukiwał obiektywnej prawdy nie tylko w zaciszu archiwów, lecz także w pamięci żyjących jeszcze wówczas świadków i bezpośrednich uczestników wydarzeń. Zebrał setki relacji, zainspirował też wiele bezcennych dziś wspomnień. Efektem tego są pionierskie monografie i artykuły naukowe jego autorstwa, poświęcone m.in. dziejom konspiracyjnego ruchu ludowego na Kielecczyźnie (trzy wydania) i rodzinnym Podlasiu. Pozyskiwał do zbiorów Archiwum ZHRL nieznane fotografie, konspiracyjne wydawnictwa i dokumenty. Poznał wówczas wielu wspaniałych ludowców przywódców konspiracyjnego ruchu ludowego na Kielecczyźnie: Franciszka Kamińskiego pierwszego organizatora SL Roch i BCh, późniejszego komendanta głównego tej formacji; Czesława Ponieckiego przewodniczącego wojewódzkiego SL Roch ; Stanisława Jagiełłę komendanta Okręgu III BCh kieleckiego, oraz wielu dowódców oddziałów partyzanckich: Eugeniusza Fąfarę, Piotra Pawlinę, Antoniego Piwowarczyka, Józefa Abramczyka, Jana Sońtę i innych. W pracy badawczej spotykał się z niezwykłą serdecznością nie tylko ze strony działaczy, lecz także i historyków ziemi kieleckiej: Mieczysława Adamczyka, Stefana Józefa Pastuszki, Longina Kaczanowskiego, Stanisława Durleja i wielu innych. Wojewódzkie Komitety ZSL w Radomiu i Kielcach prowadziły bardzo ożywioną działalność oświatową i propagandową. Organizowano wiele spotkań, prelekcji z byłymi żołnierzami BCh, wydawcami prasy ludowej, członkiniami LZK. Janusz Gmitruk był często referentem na tych spotkaniach. Poznawał coraz więcej działaczy. Stawał się częścią ludowcowej rodziny ziemi kieleckiej. Pracę doktorską pt. Konspiracyjny ruch ludowy na Kielecczyźnie 1939-1945 obronił na Uniwersytecie Warszawskim w 1979 r. Stało się to dzięki pomocy materialnej uczelni, a także opiece naukowej prof. J.R. Szaflika. Dysertacja została nagrodzona i wydana przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą w 1980 r. Trzecie, rozszerzone wydanie książki ukazało się pt. Ku zwycięstwu. Konspiracyjny ruch ludowy na Kielecczyźnie 1939-1945 (2003), dzięki wsparciu finansowemu Wszechnicy Świętokrzyskiej w Kielcach. Publikacja pracy doktorskiej Janusza Gmitruka przez LSW, a potem aktywny udział autora w jej promocji w terenie, zbliżyły go do tego wydawnictwa. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza była wówczas potężnym przedsiębiorstwem o charakterze ogólnokrajowym, jednym spośród czterech liczących się w kraju wydawnictw. Była doskonale zorganizowaną spółdzielnią, kierowaną przez sprawny Zarząd, którego prezesem i redaktorem naczelnym był Leon Janczak wiciarz, partyzant, więzień obozów koncentracyjnych, spółdzielca, a jednocześnie ideowy i wytrawny polityk. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza zajmowała w tym czasie także szczególne miejsce w ruchu ludowym. Utworzona przez ludowców i przez nich kierowana została w 1959 r. usamodzielniona. Nadano jej formułę spółdzielczą, najbezpieczniejszą w ówczesnym systemie politycznym. Walne Zgromadzenia Członków LSW, odbywające się corocznie pod koniec czerwca, były małymi 152
kongresami ruchu ludowego. Na jego obradach gromadzili się przybywający z całego kraju spółdzielcy, członkowie stronnictwa, a także tzw. wolni ludowcy, znajdujący się poza strukturami ZSL na tzw. emigracji wewnętrznej, pracownicy LSW, artyści i pisarze. W latach 80. XX w. LSW miała liczną (27-osobową) Radę Nadzorczą (odnawianą o 9 członków na każdym walnym zgromadzeniu), której zadaniem było nadzorowanie działalności trzyosobowego Zarządu Spółdzielni. W roku 1983 Janusz Gmitruk został sekretarzem, a potem wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej LSW. Dzięki temu zdobywał nowe doświadczenie spółdzielcze i samorządowe, poznał wielu legendarnych działaczy ruchu ludowego, wybitnych społeczników: Marię Maniakównę, Helenę Brodowską, Stefana Pawłowskiego i innych. LSW, stopniowo uniezależniając sie od ZSL, stawała się jednym z samodzielnych ośrodków ruchu ludowego. Janusz zaangażował się w obronę spółdzielczego charakteru wydawnictwa i jego majątku wobec prób przejęcia jej przez polityków. Do Rady Nadzorczej LSW powrócił jeszcze pod koniec lat 90. XX w., jako jej przewodniczący, ratując to, co pozostało z wydawnictwa po transformacji ustrojowej. Jedną z form aktywności zawodowej Janusza Gmitruka w tym czasie było organizowanie w gmachu ZSL wspólnie z kolegą z ZHRL, Janem Sałkowskim, wystaw fotograficznych, których rokrocznie prezentowano kilkanaście. Ważnym wydarzeniem w życiu Janusza była współpraca przy kolejnym odrodzeniu Związku Młodzieży Wiejskiej, 3 grudnia 1980 r. Stało się to dla niego inspiracją do prowadzenia w latach 1981-1990 badań nad dziejami wiejskiego ruchu młodzieżowego w Zarządzie Krajowym ZMW. Od 1982 r. kierował pracami Krajowej Komisji Historycznej ZK ZMW, która zorganizowała blisko 50 konferencji naukowych, wydawała publikacje, materiały źródłowe oraz periodyk Roczniki Dziejów Ruchu Młodowiejskiego. Inną płaszczyzną aktywności Janusza były wykłady dla nauczycieli historii w ramach Towarzystwa Wiedzy Powszechnej na terenie województwa bialskopodlaskiego. Bardzo popularne były wówczas tematy dotyczące tzw. białych plam w najnowszej historii Polski. W tym czasie trwała też kilkuletnia współpraca na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach oraz udział w pracach redakcji Rocznika Bialskopodlaskiego, którego przewodniczącym Kolegium Redakcyjnego był aż do śmierci prof. H. Mierzwiński. W latach 80. XX w. na koncie dorobku naukowego dr Janusza Gmitruka pojawiały się liczne prace o charakterze syntetycznym poświęcone Batalionom Chłopskim i ich osiągnięciom militarnym w sali ogólnopolskiej, ale także i martyrologii wsi polskiej w latach wojny i okupacji. Janusz uczestniczył aktywnie w pracach zespołu do spraw martyrologii wsi Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Działał także w powołanym w 1984 r. Komitecie Organizacyjnym Budowy Mauzoleum Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej w Michniowie. Te działania doprowadziły do powstania Mauzoleum, z inicjatywy dr. Janusza Gmitruka zorganizowano tam stałą wystawę pt. Gdy płonęły niebo i ziemia i wydano interesujący informator. Współpraca z Mauzoleum trwa do dziś. 153
W 1984 r. Janusz Gmitruk współuczestniczył także w działaniach zmierzających do powołania Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego w Warszawie. Pełnomocnikiem prezesa ZSL, marszałka Romana Malinowskiego, do spraw organizacji muzeum został dr Józef Fajkowski. W kierownictwie Stronnictwa ścierały się sprzeczne poglądy na temat celów i zadań, a także podległości zależności tej placówki i jej obsady personalnej. Linia sporu przebiegała między zwolennikami włączenia Muzeum w struktury ZSL, z zachowaniem dotacji państwowej na działalność tej placówki, a przeciwnikami tej koncepcji, którzy widzieli Muzeum jako samodzielną instytucję kultury, podległą ministerstwu, ale pod ideowym oddziaływaniem Stronnictwa. To ideowe oddziaływanie miał zapewnić dyrektor MHPRL rekomendowany każdorazowo na to stanowisko przez NK ZSL oraz Radę Muzeum, w której funkcję przewodniczącego wyznaczono dyrektorowi Zakładu Historii Ruchu Ludowego. Na inaugurację działalności MHPRL Janusz Gmitruk wspólnie z dr. Janem Sałkowskim zorganizowali pierwszą wystawę z okazji 90. rocznicy powstania ruchu ludowego w 1895 r., eksponowaną w Muzeum Etnograficznym. Natomiast na uroczystość otwarcia siedziby Muzeum w Żółtej Karczmie przy al. Wilanowskiej 204 przygotował wystawę pt. Bataliony Chłopskie. W czasie transformacji ruchu ludowego w latach 1988-1989 Janusz Gmitruk był zastępcą dyrektora Zakładu Historii Ruchu Ludowego. Wspólnie z ówczesnym dyrektorem ZHRL prof. Janem Jachymkiem przygotowali koncepcję powołania Instytutu Ruchu Ludowego, składającego się z sześciu zakładów naukowobadawczych. Docelowo przewidywano zatrudnienie 60 pracowników. Dla potrzeb Instytutu projektowano budowę osobnego obiektu na działce przy ul. Grzybowskiej 4, na zapleczu siedziby NK ZSL. Pracownie naukowe, biblioteka i archiwum połączone miały być z częścią hotelową Centralnego Ośrodka Doskonalenia Kadr ZSL. Instytut jak planowano miał w przyszłości zabezpieczać kształcenie kadr stronnictwa. Plany te nie zostały jednak zrealizowane z powodu braków finansowych i zmian organizacyjnych po transformacji politycznej ruchu ludowego. Od 1 stycznia 1990 r. Janusz Gmitruk został powołany przez kierownictwo nowo powstałego Polskiego Stronnictwa Ludowego Odrodzenie na stanowisko dyrektora Zakładu Historii Ruchu Ludowego NKW Stronnictwa. Doprowadził wówczas do przejęcia zbiorów likwidujących się struktur ZSL. Zabezpieczył je i przygotował do dalszego udostępniania. Przeprowadził ZHRL przez perturbacje polityczne roku 1990. Zakład był jedyną strukturą byłego ZSL, która przetrwała kolejne etapy zjednoczenia i zmiany w kierownictwie. Przyczyniła się do tego siła tradycji ruchu ludowego, ale też zręczność organizacyjna i polityczna dyrektora ZHRL. Mimo poważnego zmniejszenia liczby etatów, placówka ta wraz z filią w Krakowie, przez kolejne lata zachowała swoje funkcje inspiratora badań naukowych nad dziejami ruchu ludowego, prowadzenia własnych prac badawczych oraz porządkowania i udostępniania materiałów archiwalnych. Obecnie po kolejnych zmianach organizacyjnych Zakład niestety praktycznie przestał istnieć jako placówka naukowa. 154
Z inspiracji członków Rady Naukowej ZHRL, działaczy i polityków, w 1992 r. powstało Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne, jako kontynuacja międzywojennego Zrzeszenia Inteligencji Ludowej i Przyjaciół Wsi oraz działającego w konspiracji Związku Pracy Ludowej Orka. Janusz Gmitruk był współorganizatorem, założycielem, członkiem prezydium i wiceprzewodniczącym LTNK. Od czerwca 2008 r., po śmierci prof. J.R. Szaflika został prezesem Zarządu Głównego LTNK. Towarzystwo wydaje własny periodyk pt. Myśl Ludowa, Janusz Gmitruk kieruje pracami jego Rady Programowej. LTNK stało się współzałożycielem Wszechnicy Świętokrzyskiej, zorganizowanej, kierowanej i rozbudowywanej przez prof. dr. hab. Mieczysława Adamczyka. Wszechnica Świętokrzyska to jedna z najlepszych niepublicznych uczelni wyższych, która wykształciła około 30 tys. absolwentów. Wielu z tych, którzy ukończyli uczelnię, odgrywa znaczącą rolę w działalności społecznej, politycznej i gospodarczej regionu. Janusz Gmitruk również współpracuje naukowo z Rektorem Wszechnicy prof. dr. hab. Mieczysławem Adamczykiem. Wspólnie wydali kilkanaście znaczących wydawnictw źródłowych. Ludowe Towarzystwo Naukowo-Kulturalne stworzyło formułę zabezpieczającą działalność naukową i wydawniczą ZHRL. Począwszy od roku 2002 kolejne numery periodyku naukowego Zakładu Roczników Dziejów Ruchu Ludowego, ukazującego się od 1959 r., wydawane były nakładem LTNK. Od 1990 r. Janusz Gmitruk współdziałał z gen. Franciszkiem Kamińskim, honorowym prezesem PSL i przewodniczącym Ogólnopolskiego Związku Żołnierzy Batalionów Chłopskich w upamiętnianiu chłopskiego czynu zbrojnego. Jednocześnie współpracował z Urzędem do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych jako główny specjalista w zakresie historii Batalionów Chłopskich. Przyspieszał weryfikację wniosków o wydanie uprawnień kombatanckich byłym żołnierzom ludowej konspiracji. Weryfikował także wnioski Żydów uratowanych z getta, którym zgodnie z ustawą należały się uprawnienia kombatanckie. Kierując Zakładem Historii Ruchu Ludowego, uczestniczył w posiedzeniach NKW i Rady Naczelnej PSL. Wchodził w skład zespołu ekspertów PSL, był też doradcą w Klubie Parlamentarnym PSL. Od 1 października 1996 r. Janusz Gmitruk rozpoczął pracę naukową i dydaktyczną w Instytucie Historii Wyższej Szkoły Rolniczo-Pedagogicznej, a od 1 października 2010 r. w Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach. Prowadził seminaria magisterskie i podyplomowe z historii najnowszej Polski. Wypromował 200 magistrów i 45 prac dyplomowych. W ramach badań statutowych nad chłopskim ruchem oporu po II wojnie światowej opublikował wiele monografii, prac źródłowych, artykułów naukowych. Prowadził także w latach 2006-2008 badania w Wyższej Szkole Biznesu i Administracji w Łukowie, kierował tam Zakładem Politologii. Od dnia 3 września 1997 r. Minister Kultury Zdzisław Podkański powołał dr. Janusza Gmitruka, w ramach 5-letniego kontraktu, na stanowisko dyrektora Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego. Od tego roku Muzeum zmieniło formułę działalności, otworzyło się na nowe środowiska naukowe, unowocześniło swoją działalność, odmłodziło kadrę pracowników, którzy realizują w nim swoje 155
ambicje naukowe, przygotowują dysertacje doktorskie, publikują książki i artykuły. Dyrektor MHPRL jest zarazem redaktorem naczelnym periodyku Rocznika Historycznego Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego. W ramach prac badawczych nad dziejami politycznego ruchu chłopskiego Muzeum wydało około 450 tytułów publikacji, zorganizowało około 400 wystaw. Stało się też liczącym się w kraju ośrodkiem wydawniczym. Pełni rolę ludowego centrum muzealnego, przy którym działają liczne towarzystwa. ZHRL i MHPRL współpracują z uczelniami państwowymi i prywatnymi, wydają w koedycji monografie i wydawnictwa źródłowe. Przy współpracy z Instytutem Gospodarstwa Społecznego Szkoły Głównej Handlowej z dr. Andrzejem Budzyńskim na czele Janusz Gmitruk zorganizował konkurs na pamiętniki nowego pokolenia chłopów polskich rozpisany na 100-lecie ruchu ludowego, nad którym patronat objął ówczesny marszałek Senatu Adam Struzik. Plon konkursu był pokaźny. Nadesłane prace zostały wydane w 15 tomach nakładem ZHRL, LTNK, IGS SGH i MHPRL. Po 1989 r. do badań naukowych Zakładu Historii Ruchu Ludowego wpisano działania zmierzające do upamiętnienia ukraińskiego ludobójstwa na Kresach Wschodnich. Ruch ludowy miał ku temu moralny obowiązek, gdyż miejscem zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich były nie miasta, lecz polskie wsie, a ich ofiarami stali się przede wszystkim polscy chłopi i ich wielodzietne rodziny, a wśród nich wielu działaczy ruchu ludowego przedwojennego Stronnictwa Ludowego i Związku Młodzieży Wiejskiej RP. Galicja była kolebką ruchu ludowego na ziemiach polskich i przewodziła mu zarówno w dobie rozbiorów, jak i w latach międzywojennych, a w niektórych dziedzinach również w latach okupacji, kiedy struktury Batalionów Chłopskich na tych terenach zorganizowały samoobrony. Do dziś nie jest znana pełna liczba ofiar ukraińskiego ludobójstwa, jak i nie jest znana większość nazwisk pomordowanych ludowców. Priorytetem Zakładu była jednak wówczas potrzeba badań nad walką i martyrologią Polskiego Stronnictwa Ludowego wielkiej, ludowej, narodowej i chrześcijańskiej partii politycznej zniszczonej przez komunistów w latach 1945-1947. W 2000 r. nawiązał kontakt z Zakładem Historii Ruchu Ludowego płk Jan Niewiński przewodniczący Kresowego Ruchu Patriotycznego, weteran walk z Ukraińską Powstańczą Armią. Był on jednym z głównych inspiratorów większości działań o charakterze społecznym i politycznym, mających na celu przywrócenie prawdy o tragedii ludności polskiej na Kresach Wschodnich i upamiętnienia ofiar w formie monumentalnego pomnika w Warszawie oraz w publikacjach książkowych. Janusz Gmitruk doprowadził do podpisania 7 kwietnia 2006 r. umowy między Polskim Stronnictwem Ludowym a Kresowym Ruchem Patriotycznym, przewidującej kultywowanie narodowych tradycji i zapewnienie szacunku osobom szczególnie zasłużonym dla Polski. Pod koniec lat 90. XX w. Janusz Gmitruk wspólnie z Kazimierzem Janikiem reaktywował Konwent ZMW, który stał się ponadpartyjną platformą działań, gromadzącą trzy pokolenia byłych działaczy Związku. Przez 10 lat, w pierwszą sobotę stycznia każdego roku, organizowane były w Domu Chłopa w Warszawie 156
spotkania pokoleń, na które przybywało z całej Polski czasem ponad 1000 działaczy. Na spotkaniach tych prezentowane były wystawy Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, promowano wydawnictwa poświęcone dziejom ruchu młodowiejskiego. Wręczane były odznaczenia. Powstała wtedy inicjatywa przygotowania Słownika biograficznego polskiego ruchu młodowiejskiego (do tej pory ukazały się trzy tomy). W latach 2004-2008 Janusz Gmitruk kierował panelem ekspertów Kultura w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego. Od 1992 r. współdziała z Zarządem Głównym Związku Ochotniczych Straży Pożarnych, gdzie jest członkiem prezydium i wiceprzewodniczącym Komisji Historycznej i współredaktorem jej periodyku pt. Zeszyty Historyczne ZG ZOSP. Jest współzałożycielem i członkiem władz towarzystw naukowych m.in.: Stowarzyszenia Historyków Wojskowości, Stowarzyszenia Dziennikarzy im. W.S. Reymonta, a także kolegiów pism m.in.: Rocznik Bialskopodlaski, Niepodległość i Pamięć, Polski Uniwersytet Ludowy. Janusz Gmitruk od lat współpracuje także z Towarzystwem Przyjaciół Ziemi Łosickiej w badaniach naukowych na temat tego regionu. Popularyzuje jego dzieje w periodykach naukowych i wydawnictwach z serii Dzieje Ziemi Łosickiej. Owocnie współpracował w badaniach naukowych nad najnowszymi dziejami Polski z Oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie. Wspólnie z tymże Oddziałem od 2003 r. wydano pięciotomową serię książek pt. Represje wobec wsi i ruchu ludowego w latach 1944-1989, będącą pokłosiem wspólnych konferencji naukowych. Podobną współpracę podjęto z oddziałami terenowymi IPN w Krakowie i w Lublinie, czego efektem były wspólne publikacje monografie i wybory dokumentów. W 2008 r. Janusz Gmitruk podpisał umowę o współpracy naukowej i wydawniczej z Januszem Kurtyką, prezesem IPN. Efektem tej współpracy z IPN były wybory dokumentów, monografie, biografie i albumy fotograficzne, w tym trzytomowe dzieło Stanisław Mikołajczyk w dokumentach aparatu bezpieczeństwa, poprzedzone wstępem pióra Janusza Gmitruka. Jako dyrektor Zakładu Historii Ruchu Ludowego i Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego, a potem przewodniczący Zarządu Głównego Ludowego Towarzystwa Naukowo-Kulturalnego Janusz Gmitruk był współorganizatorem ogólnopolskich badań nad dziejami ruchu ludowego, w tym pięciu Kongresów Historyków Wsi i Ruchu Ludowego w Rzeszowie (1995 r.), w Lublinie (2000 r.), w Pułtusku (2006 r.), w Warszawie (2010 r. i 2015 r.). Trwałym i cennym efektem tych wydarzeń naukowych są wielotomowe publikacje pokongresowe. Jako dyrektor Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego aktywnie wspiera środowisko artystów, organizując od kilku lat tematyczne plenery malarskie. Janusz Gmitruk opublikował do tej pory ponad 50 książek, 100 artykułów naukowych i ponad 200 popularnonaukowych w prasie. Był organizatorem lub współorganizatorem 50 wystaw. W czasie swej pracy naukowej otrzymał liczne 157
odznaczenia, nagrody i wyróżnienia w tym Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Liczący ponad 1000 stron periodyk Zakładu Historii Ruchu Ludowego numer specjalny Roczników Dziejów Ruchu Ludowego pomieścił ponad 60 artykułów znakomitych badaczy dziejów wsi i ruchu ludowego, współpracowników i sympatyków ZHRL i MHPRL. Tak liczny odzew na apel redakcji, aby w ten zwyczajowy sposób uczcić Jubilata, świadczy o żywej dla niego sympatii i uznaniu w środowiskach, z którymi jest związany. 158
159
160
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.09 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Leszek Orłowski Łódź Pamięć o wojnie ciągle żywa W 2011 r. Zeszyty Wiejskie (XVI) zamieściły mój tekst Walki na przyczółku sandomiersko-baranowskim w 1944 r. we wspomnieniach mieszkańców Lisowa. Były to wspomnienia moich Rodziców i niektórych mieszkańców Lisowa o tamtych tragicznych dniach, spisane przeze mnie na konkurs rzeszowskich Nowin, ogłoszony w czterdziestą rocznicę owych walk. Publikacja w wydawnictwie uniwersyteckim umocniła mnie w przekonaniu, że pamięć o losie frontowym ludzi z mojej wsi to ważna sprawa historycznie i społecznie. Postanowiłem powrócić do tematu i poprosić o wspomnienia także innych mieszkańców; wszak to nieszczęście dotknęło wszystkich bez wyjątku. Moi rozmówcy z roku 1984 mieli w czasie owych wydarzeń historycznych trzydzieści-czterdzieści lat. Wspomnienia napisane w 2016 r. lub wysłuchane w 2017 r. pochodzą od osób, które front i wysiedlenie przeżyły jako kilkunastoletnie dzieci; niektóre są przekazem pamięci zachowanej w rodzinach. Zebrane wspomnienia mają swój początek w tym, co mi się przytrafiło w latach chłopięcych. Przyniosłem ze szkoły wszy we włosach. Kiedy Mama przeszukiwała mi swędzącą głowę, pierwszy raz wspomniała frontowy czas. Opowiadając o tym, zapłakała. Upływały lata, a słowa: front, wszy, głód, strach i śmierć wracały przy różnych życiowych sytuacjach: a to w drodze do kościoła przez męczennicki wąwóz, w którym mieszkaliśmy, uciekając w stronę Wisły; a to jadąc na pole do Sadłowic, obok Kiljańskich i Szemrajów, gdzie był poniemiecki bunkier nasze mieszkanie po powrocie z wysiedlenia, a to przy kolejnym zawadzeniu lemiesza pługa o rozerwaną łuskę pocisku, fragment taśmy po nabojach; a to przy okazji pytań: dlaczego to oczko wodne na łące obrośnięte trzciną nazywa się bomba?, co to za kółka, które powstawiane w ziemię, zachodzące na siebie, czasem pobielone wapnem zastępują płotek wokół małego ogródka z kwiatami?, a te lśniące metalowe gilzy przy capigach pługa, to dziwne korytko z wodą dla kur?. Powoli narastała świadomość, że chodzę po ziemi i żyję wśród ludzi, których spotkał okrutny los. Niczym nie zawiniony. Bezbronni, zaskoczeni znaleźli się w środku zaciętych frontowych walk niemiecko-rosyjskich w sierpniu 1944 r. W Lisowie front i wojna są dokładnie rozróżniane. Wojna to obecność Niemców w powiecie, w gminie; od czasu do czasu we wsi; ich rządy, porządek, kontygent, kary, dowolne dysponowanie ludźmi, czasem egzekucje. Jak w Warszawie. Skąd to skojarzenie? Bo do Warszawy za okupacji wozili mięso Walenty Kmiecicki 161
i Kazimierz Orłowski. To w Warszawie i w Lisowie sierpień i kolejne miesiące tego roku znaczyły pożary, głód, wszy i śmierć. W Warszawie i w Lisowie najokrutniej doświadczona była ludność cywilna. Ilekroć 1 sierpnia w stolicy wyją syreny i zatrzymuje się ruch uliczny, uświadamiam sobie ze ściśniętym gardłem, że w tamtym sierpniu w Malicach nie było odpustu na Zielną. Narastało we mnie poczucie odpowiedzialności za to, aby pamięć o tamtych dniach, tamtych ludziach nie została zaorana, bo lisowiakom ta pamięć należy się podobnie jak Warszawie. Mieczysława Kasińska, rocznik 1929, wspomnienia wysłuchane. Przyszedł sierpień 1944 r. Zaczynał się niepokój, a potem tak silna strzelanina, że uciekliśmy do piwnicy do Gradów. W tej piwnicy było nas podobno 40 osób i przebywaliśmy tam około dwóch tygodni. Wkrótce nie było co jeść. Dziewczynki wysyłano po owoce z drzew, ale nadlatujący samolot puścił do nas serię i uciekliśmy. Raz zaglądali do piwnicy Rosjanie i pytali germaniec jest?, za niedługo zjawiali się Niemcy i pytali: rus jest?. Ludzie powypuszczali z obór i z chlewów świnie i krowy; zwierzęta wystraszone pałętały się po podwórkach i po drodze; trafiane pociskami lub odłamkami padały, rozkładały się w sierpniowym upale i smród był okropny. Co raz mówiono, że kogoś zabito. Zginął wtedy Jan Stępień, Stanisław Orłowski. Mężczyźni starali się wzmocnić piwnicę belkami z rozwalonych domów, ale przez to stawała się bardziej widoczna i częściej ostrzeliwano ją z samolotu. Z tej piwnicy uciekliśmy na koniec wsi do stryja Franka, ale tam piwnica już była zniszczona, więc uciekaliśmy dalej na stronę rosyjską w kierunku Studzianek, w grupie kilkunastu osób. Padające blisko nas pociski zasypywały nas ziemią, ale nikt wtedy nie zginął. Dotarliśmy do Koćmierzowa, bo tam była rodzina Rzetelnych. Dali nam jeść, a spaliśmy po prostu na ziemi w ogrodzie. Potem rozeszliśmy się po wsiach. Razem z nami był Gabriel Orłowski i Władek Barbach. Już wcześniej Gabriel z Zosią byli u nas, bo matka ich gdzieś wyfrunęła, a ojciec zajmował się handlem i często wyjeżdżał. Potem matka wróciła, zabrała Zosię, a Gabriel nadal był z nami. Z Koćmierzowa poszliśmy do Ostrołęki; tam poszło więcej rodzin z Lisowa. Gabriel przeniósł się do innej wsi, w której mieszkała córka gospodyni. My zostaliśmy w Ostrołęce. Do listopada spaliśmy w stodole u gospodarza. W dniu święta rewolucji oficer rosyjski polecił gospodarzom, aby wzięli nas do domu. Od tej pory spaliśmy w jednym pokoju w sześcioro, na rozścielonej na podłodze słomie, pod łachmanami. Trochę żywili nas gospodarze, ja pasałam ich krowy, za co dostawałam trochę mleka, a czasem i kawałek chleba, a mama pomagała gospodyni w kuchni przy rożnych pracach. W pobliżu był bezpański już dwór i stała tam sterta z rzepakiem. Kmicicki Stefan z rodziną też przebywał w tej wsi. Był bardzo zdolny i posiadał wiele praktycznych umiejętności. Własnoręcznie zrobił jakąś najprostszą olejarnię i z pomocą innych wysiedlonych młócili rzepak i tłoczyli olej. Gdy na kolację mieliśmy olej z cebulą i kromkę chleba, to było już dobrze. 162
Miejscowi gospodarze nie bardzo wierzyli nam, że uciekliśmy przed frontem i śmiertelnym zagrożeniem. Ja pracowałam przy zakopywaniu poniemieckich okopów przy samych wałach wiślanych. Za pracę dostawałam kartkę na chleb. Szłam z tą kartką do odległego o 6 km Sandomierza i wykupywałam chleb. Sołtys był porządnym człowiekiem, a poza tym miał syna w moim wieku i dał nam do pracy małe łopatki. Słyszałam, że żołnierz radziecki zgwałcił dziewczynę. Kiedy o tym dowiedział się dowódca, zastrzelił sprawcę. W sąsiednim domu mieszkał Ignacy Kasiński z rodziną, a 3 domy dalej Jan Janik z żoną i Kazią bratanicą mojej Matki. Jak ruszył front w styczniu, to mężczyźni natychmiast udali się do Lisowa, a dzieci i kobiety jeszcze zostały. Prawdopodobnie na przełomie lutego i marca wszyscy wróciliśmy do Lisowa i zamieszkaliśmy w obszernym niemieckim bunkrze na polu Chodurskiego, prawie dokładnie w tym miejscu, gdzie przed wojną stał wiatrak. Było nas tak dużo, że gdybyśmy wszyscy stanęli, toby zabrakło miejsca. Razem z nami w tym bunkrze było niemowlę Edka Kasińskiego, urodzone w lutym. Mężczyźni próbowali znaleźć dla siebie miejsce w piwnicy Franka Kasińskiego poważnie zniszczonej w walkach sierpniowych. Dokonali jakichś napraw, ale i tak musieli siedzieć tam w kucki. Wyrąbywaliśmy zamarznięte buraki cukrowe, z których robiono bimber. Coś można było za ten bimber kupić. Mieszkaliśmy tam przez zimę. Pamiętam wyraźnie taki moment: to był marzec. Wyszłam z bunkra, a tu takie piękne słońce, a ja nie widziałam słońca od sierpnia. Spojrzałam w górę i pomyślałam: Boże jak cudnie to słońce świeci. Zboże nie zostało zebrane w sierpniu i stało na polach w mendlach. Była inwazja myszy; były wszędzie na polu i w bunkrze, dosłownie kapały na nas. To było okropne. Na ziemi w bunkrze stawialiśmy naczynia z wodą i po nocy woda była czarna od pcheł. Niemcy dla dodatkowego zabezpieczenia przed pociskami położyli na strop pierzyny i przysypali je ziemią. Mężczyźni odkopywali te pierzyny, kobiety suszyły pióra, odrzucały przegniłe kawałki poszew, jakoś je łatały i pod tym spaliśmy. Wszędobylskie wszy były w głowach i na ubraniach. Wieś była spalona. Wojska celowo paliły zabudowania, a nawet zboże w mendlach, aby nie ukrywali się w nich przeciwnicy i by była większa widoczność pola walki. Robiły to obie walczące strony. Na wiosnę Wesołowscy pozwolili nam wprowadzić się do ich domu. Dom miał zawalony dach, ale stały ściany i chyba stały mury, bo jakoś tam gotowano. Poprawiono dach i dało się mieszkać, chociaż po dużym deszczu lało się do środka. Kiedy w sierpniu uciekliśmy z piwnicy, to tam nadal zostali starsi ludzie: moi Dziadkowie, Rzetelny z żoną i Sroczyna. W piwnicę trafił pocisk. Poraniło moich Dziadków. Dziadek był ranny w nogę, ale chyba nie tylko, a Babcia miała poranioną głowę, pozrywane mięśnie twarzy, poranione oczy bardzo słabo widziała, uszkodzone struny głosowe i do końca życia jej twarz miała odcień granatowy. W pierwszym roku po froncie było bardzo trudno. Wsie przyległe: Sadłowice, Studzianki, Męczennice, Nikisiałka były bardzo zniszczone. Przyrodnia siostra Babci Katarzyny, Siwecka z Wojciechowic, pożyczyła Tacie pszenicy na pierwszy obsiew. To była znacząca dla nas pomoc. 163
Mieczysław Mierzyński, rocznik 1931, wspomnienia napisane. Najbardziej tragicznie w moim życiu, jak również mieszkańców Lisowa, zapisał się rok 1944. Wojska rosyjskie przekroczyły Wisłę i zdobyły Sandomierz. Armia rosyjska wkroczyła w głąb województwa. Wieś Lisów w połowie okupowana była przez Niemców, a w połowie przez wojska rosyjskie. Ciężkie boje toczyły się w dzień i w nocy. Ludność wsi schroniła się w ziemniaczanych dołach, murowanych piwnicach i w nieco wcześniej przygotowanych ziemiankach. Nasza rodzina uciekła do schronu przygotowanego na polu Wesołowskiego Jana. W środku były już w nim rodziny: Wesołowskich, Rumińskich, Kmicickich i Sojów. Z polecenia Niemców przesiedleńcy z poznańskiego, znający język niemiecki, poinformowali nas któregoś dnia, że wszyscy mamy stawić się w stodole Kasińskiego Jana. Wkrótce nadleciały samoloty niemieckie, zbombardowały i doszczętnie spaliły tę stodołę. Na szczęście ludzie nie posłuchali polecenia Niemców. W którymś dniu sierpnia Niemcy wypędzili nas z ukrycia na pole Wesołowskiego. Baliśmy się, że nas zastrzelą. Bezradni, nie mając innego wyjścia, schroniliśmy się w murowanej piwnicy Jana Grada. W tym pomieszczeniu też już było parę rodzin z małymi dziećmi. Głodne i niewyspane krzyczały, matki wychodziły z nimi na zewnątrz na krótko. Z tej piwnicy Zbyszek Adamczyk wyszedł do pobliskiego sadu zerwać owoce. Wybuchł pocisk, został trafiony, przybiegł do piwnicy, upadł i skonał. Pamiętam taką scenę, kiedy wyszedłem z piwnicy na podwórko Grada i zobaczyłem leżącego rannego żołnierza rosyjskiego. Podbiegłem do stojącego niedaleko żołnierza i wskazałem na rannego. Ten popatrzył i powiedział, że to jewrej. Krzyknąłem z całych sił po raz drugi, wówczas żołnierz podszedł do rannego, rozpiął zakrwawioną bluzę, wyjął z sakiewki opatrunek, owinął mu klatkę piersiową i krzyknął wstawaj!. Ponieważ nie wstawał, wziął go pod pachy i postawił na nogi. Ranny chwycił go za szyję i odeszli. Tego samego dnia, na drodze obok swojego domu, na drodze został zabity Stanisław Rumiński. Pewnego dnia poprosiłem Matkę o chleb dla psa. Mama ukroiła kromkę i ja zadowolony wybiegłem z piwnicy i pobiegłem w stronę naszego domu. Wzdłuż drogi do Rumińskiego leżeli rosyjscy żołnierze z bronią przygotowani do walki. Gdy przebiegałem obok nich, jeden krzyknął po rosyjsku, abym nie biegł w tamtym kierunku, bo mnie Niemcy zabiją. Nie posłuchałem go, lecz biegłem jeszcze szybciej i za chwilę byłem na miejscu, a pies z radości szczekał, lizał mnie po rękach, gryzł po nogach. Wziąłem go na ręce, dałem kromkę chleba, a on dosłownie ją połknął. Za chwilę musiałem wracać. Chciałem zabrać psa ze sobą, ale mi na to nie pozwolił. Gryzł moje ręce do bólu, drapał pazurami, musiałem go zostawić. Wróciłem tą samą drogą, a żołnierz rosyjski pogroził mi szerokim pasem wojskowym. Dalsze przebywanie w tych warunkach groziło śmiercią głodową. Płonęły domy, obory, stodoły; ryk i krzyk palących się zwierząt jest nie do opisania. W upalny dzień sierpniowy boso, bez ochronnej odzieży, pozostawiając cały dorobek życia opuściliśmy Lisów, udając się do rodziny Matki w Jugoszowie 164
Gołębiowskich. Tam w pomieszczeniach już były inne rodziny z Lisowa i rosyjskie wojsko. We wrześniu dowództwo rosyjskie kazało nam opuścić zajmowane pomieszczenia, przeznaczając je dla żołnierzy, a pomieszczenia gospodarskie na składy broni i amunicji. Na polach odpoczywało tysiące żołnierzy, którzy wrócili z walk z Niemcami. Głodnym żołnierzom zrywaliśmy jabłka z drzew, a oni nam serdecznie dziękowali. Za parę godzin pojawiła się kuchnia polowa; żołnierze otrzymali gorącą zupę i dzielili się z nami. Z Jugoszowa poszliśmy do Koćmierzowa w powiecie sandomierskim. Przyjął nas Kołodziej Ojca kolega z wojska. W dwuizbowym mieszkaniu było nas dziewięć osób i rosyjskie wojsko. Wszyscy spaliśmy na ziemi na słomie i słomą przykryci. Pod koniec września komendantura wojskowa ogłosiła nabór cywilów do zasypywania niemieckich okopów na wale wiślanym. Zgłosiłem się do pracy boso, w krótkich spodenkach i koszuli. Otrzymałem szpadel i przystąpiłem do pracy, drżąc z zimna. Przyjrzał mi się żołnierz rosyjski, pokiwał głową i odszedł. Po pewnym czasie wrócił, ubrał mnie w wojskowe buty i ubranie, poklepał po ramieniu i powiedział po rosyjsku: teraz jesteś wspaniały żołnierz. Serdecznie podziękowałem mu za wszystko i wróciłem do rodziców. Ojciec ze starszym bratem i Kołodziejem pędzili bimber, za który od żołnierzy otrzymywaliśmy koce i wojskowe ubrania. Żywność proszona była od miejscowej ludności. Za wykonaną pracę otrzymałem kartki żywnościowe, za które w Sandomierzu, w sklepie Pomoc Bratnia otrzymałem bochenek chleba, cukier, mąkę i kaszę. Była to istotna pomoc dla rodziny. W czasie naszego pobytu na wysiedleniu zdarzył się gwałt na polskiej dziewczynie ze strony rosyjskiego żołnierza. Po wskazaniu przez matkę i córkę sprawcy dowódca osobiście zastrzelił winowajcę. Pamiętam też, że w zaroślach nad Wisłą znaleziono martwą kobietę i rosyjskiego żołnierza. Nie podano wyjaśnienia tego faktu. W kwietniu 1945 r. wróciliśmy do Lisowa. Cała wieś była spalona; pola zaminowane. Okopy poprzedzone kolczastym drutem. W groblach zostały schrony, a w ich wnętrzu pełno szczurów i myszy. W tych pomieszczeniach zamieszkaliśmy. Na polach stały zniszczone czołgi i resztki strąconych samolotów, dużo pozostawionej amunicji. W niesprzątniętych zbożach roiło się od szczurów i myszy. Zabici żołnierze czekali na pochówek. Były całe stada zajęcy i kuropatw. Mieszkańcy zbiorowo polowali na nie, ale z miernym skutkiem. Główną żywność stanowiły niewykopane jeszcze ziemniaki, z których robiono placki ziemniaczane. Z buraków cukrowych, też przynoszonych prosto z pola, pędzono bimber i sprzedawano go w Opatowie, Sandomierzu i Ostrowcu. Za otrzymaną gotówkę kupowano przede wszystkim żywność. Do wsi trafiało trochę odzieży i żywności z USA (UNRA). Były to małe ilości. Pola pod zasiew przygotowywano szpadlami. Za kredyty bankowe kupowano konie, krowy i częściowo materiały budowlane. We wsi odbywały się zebrania, które zwoływał mój Ojciec sołtys. Jego zastępcą był Jan Wesołowski. Namawiano rolników do wyjazdu na Ziemie Odzyskane. Chętnych jednak nie było. Zaraz po wojnie chodziłem do szkoły podstawowej w Gierczycach. Na porannych apelach śpiewaliśmy Rotę lub hymn państwowy. Dyrektorem szkoły był p. Osuch. Jego 165
żona uczyła polskiego i francuskiego. Religii uczył Proboszcz z kościoła po sąsiedzku. Po drodze do szkoły zbieraliśmy karabiny, granaty, amunicję; słowem wszystko co było niezbędne do przeprowadzenia wybuchu w lasku lisowskim. Rozbrajane były także pociski artyleryjskie i układane w zagłębieniach po wybuchach bomb. Zasypywaliśmy to prochem i podpalali. Dziewczyny miały zakaz mówienia starszym o tych sprawach. Okazywały się solidarne i nie przekazywały tych informacji w domach. W szkole dyrektor często przeprowadzał rewizje i za znalezioną amunicję pozostawiał nas po lekcjach. O tym też dziewczyny miały zakaz mówienia. Lucjan Grad, rocznik 1932, wspomnienia napisane. W końcu lipca 1944 r., w związku z pogłoskami i faktami o przybliżającym się froncie i trudnościach zaopatrzeniowych, Ojciec nasz zabił świnię i po zakonserwowaniu mięso zakopał w stodole, w zapolu. Niestety front trwał zbyt długo i mięso się zepsuło. W pierwszych dniach walk, na początku sierpnia, nasza wioska Lisów główny (są jeszcze nieoficjalne nazwy: Lisów Kolonia, Lisów Zagórze, Lisów Łąki) przechodziła kilkakrotnie pod kontrolę rosyjską lub niemiecką. Któregoś dnia na niebie pojawiła się chmura niemieckich samolotów budząca grozę. Leciały w bojowym szyku. Jaki był skutek ich działań i co się z nimi stało, nie wiem, bo żaden samolot nie wracał tym samym korytarzem. Zdarzyło się, że tego samego dnia Mama nakarmiła Niemca, a kilka godzin później Rosjanin dostał mleko i pajdę chleba. Po kilku dniach nieustannej strzelaniny, nieprzerwanego siedzenia w piwnicy w mroku i w ścisku po południu, przyszedł rosyjski żołnierz i rozkazał natychmiastową ewakuację w stronę Wisły, tj. terenów zajętych przez Rosjan. Większość podporządkowała się i natychmiast podjęła przygotowania do drogi. Powstał duży bałagan i harmider. Dokąd iść? którędy? co zabrać ze sobą? na jak długo opuszczamy dom? jak zabezpieczyć obejścia, dobytek? to były setki pytań, na które nie znano odpowiedzi. Nasza rodzina: Ojciec Jan, Mama Regina, siostra Stanisława, brat Józef i ja Lucjan po spakowaniu niezbędnych, jak się wydawało, przedmiotów i zabraniu jednej krowy żywicielki, ruszyliśmy wąwozem w kierunku Studzianek. Po dojściu do łąk skręciliśmy w lewo, w stronę wspomnianego Lisowa Zagórza. Nad nami świstały pociski z dział, widocznie ustawionych za wzgórzami. Słychać było serie i pojedyncze strzały. Początkowo byliśmy chronieni przez wąwóz, a następnie przez głęboką dolinę, w której działań wojennych nie było. Pod wieczór dotarliśmy do Lisowa Zagórza, gdzie wydawało się spokojniej. Pokonaliśmy zapewne około 2 kilometrów. Na nocleg zatrzymaliśmy się u Chodurskich. Ponieważ dom opuszczaliśmy w wielkim pośpiechu, pod gradem kul, rodzice zdecydowali, że Tato wróci pod przykryciem nocy do domu pospuszczać bydło, pootwierać pomieszczenia gospodarskie, dać jeść pozostałym tam zwierzętom. Miał zabrać dodatkowe ciuchy, garnki, które natychmiast były potrzebne do przygotowania posiłku i wrócić. W naszej piwnicy Tato zastał kilkoro starszych ludzi, w tym sąsiada Stacherę. Z powodu znacznego nasilenia walk, niestety nie mógł wrócić w umówionym czasie. W nocy zmuszono nas do opuszczenia chwilowo przytulnego zacisza. Nie pomogły prośby, że czekamy na Tatę. Słychać było: wojna 166
i uchodzicie. Na nasze szczęście rodzice na wszelki wypadek umówili się, że w naszej wędrówce zmierzamy w kierunku Zakrzowa, gdzie mieszkali bracia Ojca Wawrzyniec i Kuba. Nad ranem, oczywiście bez Taty, wyruszyliśmy przez drugie Studzianki w kierunku Pielaszowa. Wojnę było widać i słychać na każdym kroku. Po przejściu doliny na jej prawą stronę na styku łąki i pól uprawnych stał rząd grubych wierzb. Na jednej z nich całym spodem siedział czołg rosyjski z gąsienicami w powietrzu. Dla mnie widok był tym groźniejszy, że czołg wyłonił się z porannej mgły. Po minięciu Studzianek i Pielaszowa wyszliśmy na drogę do Dobrocic. Na odcinku kilkuset metrów droga była wyłożona poprzecznie pozbijanymi sosnami. Dla mnie dziecka, zarówno czołg, sosnowa droga i kikuty kominów były niesamowite i groźne. Tym bardziej, że po tej drodze poruszały się pojazdy kołowe i gąsienicowe. Nasza dalsza wędrówka prowadziła przez Słabuszewice i Kleczanów, w kierunku upragnionego Zakrzowa. Teraz było już spokojnie; ustał huk dział, świst pocisków, nie było wojska. W Obrazowie przy jakimś długim budynku zatrzymaliśmy się na popas. Z bratem donosiliśmy naręcza chwastu dla krowy, a Mama głowiła się czym nas nakarmić. Wkrótce radości nie było końca. Dotarł do nas Tato i choć było trudno i głodno, to jednak żwawo pomaszerowaliśmy do celu. Rodzina Taty przyjęła nas bardzo życzliwie. Przez kilka dni dochodziliśmy do siebie. Wszędzie było bardzo dużo wojska, bardzo dużo sprzętu wojskowego. Wszędzie widać było ruch i podniecenie. Niestety, byliśmy w strefie przyfrontowej. Do Włostowa w linii prostej było zaledwie 5 kilometrów. Zarządzono ewakuację wszystkich przybyszów w głąb przyczółka, na bezpieczną odległość. Po kolejnym przemarszu dotarliśmy do Gorzyczan. Wszędzie było pełno wysiedleńców. Zwłaszcza rzucali się w oczy ludzie na wozach zaprzęgniętych w krowy. Choć oni byli w lepszej sytuacji od nas, to byli uważani za biedotę i mniej szanowani. My trafiliśmy do gospodarza chyba małorolnego p. Wolskiego. Mieszkał z żoną i dorosłym synem Julianem. Jego obejście to: dom drewniany składający się z dwóch pokoi, kuchni i sieni, częściowo podpiwniczony, mała obora i mała stodoła. Dom stał w charakterystycznym miejscu przy drodze głównej Chobrzany Samborzec od strony Chobrzan, po lewej stronie drogi głównej, przy skrzyżowaniu z drogą polną odchodzącą w lewo na Zarzecze. Po przeciwnej stronie drogi polnej była kuźnia. Przed domem od strony szczytowej rósł piękny olbrzymi kasztan. Po opuszczeniu Zakrzowa nasze życie opierało się wyłącznie na własnym zaopatrzeniu. Jeden pokój zajmowali gospodarze, drugi wojsko NKWD. Nam przypadła w udziale malutka kuchnia. Tato z siostrą sypiali w stodole. Z braku dostatecznego przykrycia siostra dostała zapalenia płuc. Przeniesiono ją do kuchni, były bańki, był jakiś wojskowy lekarz. Młoda i silna szybko doszła do siebie. Tato w porozumieniu z gospodarzem zbudował duże piętrowe łóżko. Wolnej powierzchni pozostało tyle, że mogliśmy koło siebie przechodzić. Odtąd spaliśmy wszyscy w cieple. A ciepła było aż nadto. Mama gotowała na stacjonarnej kuchence opalanej drewnem, ale w naszej kuchence był jeszcze piec chlebowy, z którego codziennie dwukrotnie korzystali Rosjanie. W czasie palenia w piecu my siedzieliśmy na dolnym łóżku, przy oknie. Często pomagałem piekarzowi, podając 167
mu chleby przygotowane na górnym łóżku. Któregoś dnia, zapewne z wycieńczenia i gorąca w pomieszczeniu, zemdlałem. Cieszyliśmy się jednak bardzo z tej współpracy z Rosjanami, bo z jednego wsadu dostawaliśmy dość spory bochenek (prostokąt) chleba. Tato w porozumieniu z trunkowym gospodarzem dość szybko otworzył bimbrownię. Produkcja była seryjna. Jeden zacier był w produkcji, a drugi dojrzewał. Wyrób tygodniowy to było kilka do kilkunastu litrów. Pamiętaliśmy oczywiście o piekarzu. Gospodarz użyczył Tacie konia i wozu, a Tato zmówił sobie kogoś i jeździli w pobliże frontu po zaopatrzenie. Przywozili buraki cukrowe, ziemniaki, zboże i słomę. Bimber szedł przeważnie na wymianę za bieliznę, ubranie i buty, watowane kurtki i portki, za żywność. Pomimo dziecięcego wieku (12 lat) brałem czynny udział zarówno w produkcji, jak i w dystrybucji. Pamiętam lejtnanta, który przyniósł dwie watowane kurtki i dałem mu dwa litry bimbru. Po pewnym czasie wrócił, oddał bimber, zabrał kurtki, bo dziewczyny nie chciały z nim pić. Zdarzało się i tak, że po wypiciu alkoholu kontrahent albo jego kolega odbierał przedmiot transakcji. Szybko zaprzyjaźniłem się z lejtnantem Miszą, bardzo szlachetnym i bezinteresownym, mieszkającym w sąsiednim pokoju. Pomagał naszej rodzinie. Zabierał mnie ze sobą do polowej kuchni i dzień po dniu przynosiłem do domu kociołek zupy i menażkę kaszy. Nie chciał żadnej wódki. Zalecił mi jednak, żeby pamiętać o kucharzu. Siostra, po dojściu do zdrowia, jeździła za Wisłę po tytoń, który rozprowadzaliśmy przeważnie wśród Rosjan. Tato był zaopatrzeniowcem, baliśmy się, gdy jeździł w pobliże frontu, jak również wtedy, kiedy nocą chodził do Samborca na dworskie pola po siano i słomę. Przypadło mi w udziale pasienie krowy na pobliskich ścierniskach. Każdorazowo miałem ze sobą i popijałem bimber. Rodzice o tym wiedzieli, było jednak powszechne przekonanie, że w tych trudnych warunkach jest to lekarstwo na wiele chorób. Dzisiaj mogę stwierdzić, że w moich genach nie było bakcyla alkoholowego, bo pozostałem abstynentem. Moja rodzina, od pierwszego do ostatniego zetknięcia z Rosjanami, nie miała żadnych scysji. Wręcz przeciwnie. Rosjanie pomagali nam przeżyć koszmary wysiedlenia. Dla nas ich pomoc była zbawieniem. Trudno wyobrazić sobie, jak byśmy sobie poradzili bez ich chleba, kasz, zup i handlu wymiennego. Część produktów pochodziła jednak z przyfrontowych pól i od gospodarzy, którzy bezinteresownie pomagali nam w miarę możliwości. Niepozorna, drobna i widać zmęczona życiem gospodyni była osobą wyjątkową. Mądra, zrównoważona, życzliwa, schludna i dociekliwa dzieliła się z nami jedzeniem i odzieżą. Całymi dniami (bez przesady) w każdej wolnej chwili czytała i czytała książki, i to pulsowało od niej na cały dom. To był inteligentny rodzynek, mało w tym czasie spotykany, zwłaszcza na wsi. Muszę przyznać, że inteligencją i lisim sprytem wykazali się żołnierze, którzy w celu łatwego łupu wsadzili do piwnicy na jedną noc więźnia. Rano okazało się, że wojsko podzieliło się z gospodarzami nie tylko ziemniakami, ale i innymi produktami. Wyczyn był wyjątkowy. Piwnica była pod pokojem gospodarzy, a drzwi do niej prowadziły z sieni obok drzwi do pokoju. 168
W okresie zimowym było coraz trudniej. Ze strefy przyfrontowej Tato przywoził mniej buraków i snopków. Produkcja bimbru zmalała. Głodu jednak w tym okresie nie pamiętam. Pamiętam natomiast co rusz pojawiające się wszy i Mamę z grzebieniem nachyloną nad naszymi głowami. Pod koniec grudnia i w styczniu coraz częściej w nocy słychać było jazgot i zgrzyty ciężkiego sprzętu kierowanego w stronę frontu. Coraz częściej i śmielej mówiono, że ino patrzeć jak ruszy ofensywa. Tak też się stało. Front ruszył, za nim wojsko i nasze NKWD również. Za wojskiem wysiedleńcy na rekonesans, na zwiad możliwości powrotu na rodzinne zgliszcza. Do Lisowa wróciliśmy pod koniec stycznia do wcześniej upatrzonego bunkra, który znajdował się w ogrodzie Stanisława Gumuły w odległości 250 m od naszej posesji. Gumuła pozwolił nam zamieszkać u siebie, bo on z całą rodziną zamieszkał w tym czasie u swojego brata w Ostrowcu. Nastąpił najtrudniejszy okres. Od nowa należało organizować produkcję bimbru. Sprzedaż była jednak szczątkowa, ponieważ nie było zbytu. Pojawił się dopiero w maju, kiedy to Rosjanie przeganiali duże stada zarekwirowanego bydła. W zimie buraki cukrowe trzeba było nadal kopać kilofem. Kopaliśmy na swoim polu. Tak samo było z żytem i pszenicą. Zbieraliśmy mniej przerośnięte snopki. Zboże było mielone ręcznie w prowizorycznych żarnach. Wydajność snopków była dość duża, bo były one dość duże, wiązane w powrósła zakręcane dość ściśle specjalnym kołkiem. Snopki były układane w mendle (po 15 sztuk): 14 snopków kładziono w krzyżak, kłosami do środka, a piętnasty snopek rozczapierzony przykrywał cały środek mendla. W ten sposób środkowa część mendla była przeważnie sucha i ziarno nadawało się do spożycia. Przez kilka tygodni głównym pożywieniem były placki buraczane, często z zakalcem. Powstawały ze zmieszania mąki ze startymi burakami i upieczone na fajerkach kuchni. Ukryte w zapolu mięso niestety było zepsute. Na nasze szczęście na polu Józefa Wieczorka w pobliżu zabudowań znaleźliśmy klacz zamarzniętą tak głęboko, że trudem dało się odrąbywać kawałki mięsa. Była to niewątpliwie młoda klacz Józefa Stępnia, jedyna taka utuczona w całej wsi. Musiała zginąć w ostatnich dniach, a przynajmniej w okresie trwałych mrozów. Zapas mięsa był duży, bo mróz trzymał nadal, a ponadto Tato przysypał go lodem i śniegiem. Zabity jadalny koń był jedynym zwierzęciem domowym w zasięgu naszego wzroku, poza oczywiście naszą krasulą. Ludzie nie spieszyli się do powrotu, ponieważ nie było gdzie zamieszkać. Trzeba było cierpliwie czekać na wiosnę i lato. Licząc się jednak ze zbliżającym się powrotem Gumułów, należało przyspieszyć powrót na własne śmieci. W tym celu Tato skonstruował lekki wóz z dyszlem i rozworą, skracaną lub wydłużaną w zależności od potrzeb. Podstawą wozu były dwie pary kółek od pługa jednoskibowego. Zaopatrzył go w szelki, w które zaprzęgał mnie i brata Józka. Byliśmy w o tyle dobrej sytuacji, że nasz dom mieszkalny jako jeden z trzech budynków we wsi nie był spalony. W dużej mierze był rozebrany, a bale i grube elementy były wykorzystane do budowy bunkrów. Penetrowaliśmy bunkry i umocnienia okopów. Odzyskane swoje elementy zwoziliśmy na podwórze. Odzysk materiałów był duży. Brakujący budulec w trójkę pozyskiwaliśmy w lesie. Na wóz ładowaliśmy, 169
w zależności od długości i grubości, jedną lub dwie sosny. Późną wiosną 1945 r. na podwórzu mieliśmy materiał nie tylko na uzupełnienie domu, ale i znaczną część budulca na stodołę. Praca w lesie i przy transporcie była bardzo ciężka. Najtrudniejsze było pokonywanie góry między Rumińskimi a Sojami. Zdarzało się, że wóz ściągał nas o kilkanaście kroków. Czasami ktoś nam pomagał. Pierwszą budowlą była jednak letnia kuchnia spełniająca jednocześnie rolę sypialni. Przeprowadziliśmy się do niej w kwietniu. Belka po belce łataliśmy szkielet domu. Pracowałem na równi z Tatą od rana do zmroku. Byłem dzieckiem spokojnym i ostrożnym, za to brat Józek był bardzo ciekawski; nie przepuścił żadnej kulce, łusce, pociskowi, granatowi czy minie. Zapobiegając wypadkom został odesłany do rodziny w Bodzechowie daleko poza linię frontu. Na służbie był ponad rok. Praca w zaprzęgu, ponad siłę, oraz dźwiganie klocków i bali spowodowały u mnie przepuklinę. W wieku 15 lat byłem operowany w Sandomierzu, w szpitalu przy ul. Opatowskiej. Wspomnę przy tym, że leżakując na słomianym materacu po operacji połknąłem bakcyla do czytania książek. Przepuklinę miała również moja Mama, ale ona nosiła pas wojskowy; bała się operacji. Pierwsze tygodnie po powrocie do Lisowa żyliśmy wśród zamarzniętych ciał żołnierzy rosyjskich. Musieli zginąć w ostatnich dniach, bo ich twarze były jak żywe. Pamiętam dokładnie gdzie leżeli. Nie mieli już broni; jeden z nich był w samych onucach. Na naszym i sąsiednim polu było dziewięciu zabitych. Zabrano ich, ale nie wiem gdzie pochowano. Na tych samych polach stały czołgi: rosyjski T-32 i niemiecki tygrys w odległości od siebie 100-120 metrów. Skierowanie luf i ślady na czołgach sugerowały, że stoczyły pojedynek. T-32 na naszym polu rozebraliśmy do naga. Znalezione w nim konserwy rybne były rarytasem, a smak ich pamiętam do dzisiaj. Przyszła wiosna. Trzeba było zająć się obróbką ziemi, sianiem, sadzeniem. Nie pamiętam skąd mieliśmy siewne zboże i sadzeniaki. Pamiętam natomiast, że pożyczonym koniem orałem i uprawiałem rolę, bo Ojciec wciąż zajmował się budową, a brat (banita) był poza zasięgiem materiałów wybuchowych. W czasie orki wyorałem trzy bomby rosyjskie przeciwpiechotne. Bomby urywały się w połowie na łączeniu ze skrzydełkami, co odpowiadało głębokości lemiesza. Odnosiłem je na miedzę i orałem dalej. Pisząc to skóra mi cierpnie; to chyba cud, że żadna nie wybuchła. Prawdopodobnie lato 1946 rok. Piękna, słoneczna pogoda, bardzo ciepło. Czterech podrostków szukając ochłody, weszło do stawu dworskiego. Powyżej pasa. Jeden z nich wyciąga z mułu granat przeciwczołgowy (beczułkę); dostawia do brzucha (chyba) żeby łatwiej odkręcić rączkę. Krzyknąłem: nie ruszaj!. Byłem od niego około 10 metrów. Odwróciłem się i zanurkowałem. Po pewnym czasie zatrzęsło wodą. Po wynurzeniu się w miejscu operatora była duża plama i coś pływało. Tadek Barbach miał rozpruty brzuch i widać było wnętrzności, Wiesiek Wołek miał zranione udo. Granat rozkręcał Stefek Miśkiewicz i zginął na miejscu. Opisałem kilka sytuacji zgodnie z tym co pamiętam. Jednak pamięć jest ulotna; mogłem coś przestawić, pomylić. 170
Józef Grad, rocznik 1930, wspomnienia wysłuchane. Jak zbliżał się front, to szczególnie wczesnymi rankami słychać było odgłosy odległej kanonady. Trwały żniwa, ale ludzie nie zwozili zboża do stodół. Skoszone i wysuszone zboża ustawiali na polu w mendle. Rozumowali, że jak przyjdzie front i spali się stodoła, to spali się wszystko, a tak to zostanie na polu. Oznaką zbliżającego się frontu były ruchy wojsk. Ciągnęły kolumny taborów ukraińskich. Nie zdawaliśmy sobie sprawy co to znaczy niby Niemcy, a gadają po rusku czy ukraińsku. Ludzie nadal pracowali przy żniwach, ale jednocześnie trochę chowali cennych rzeczy (zakopywali). U nas konkretnie: odzież, obuwie, nakrycia, kapy, inne wyszywane rzeczy były schowane do kufra i zakopane w stodole. Tuż przed walkami w Lisowie Ojciec zabił świnię i mięso załadował do beczki dębowej po piwie, zalał solanką i też zakopał w stodole. Szczególnych schronów nie przygotowywano; stały się nimi betonowe piwnice, w których przechowywano zimą ziemniaki. Porządnie zagłębione w ziemi i na wierzchu przykryte też grubą warstwą ziemi, aby zabezpieczyć przed mrozem. Takie piwnice, jak pamiętam, były dwie: solidne, obszerne (około 30 m²), z wejściem po betonowych schodkach, zamykane drzwiczkami, zabezpieczane kłódką u nas i u Rzetelnych. Poza tym niemal w każdym domu były doły na ziemniaki i też służyły za schronienie. W piwnicy przebywały trzy, cztery rodziny. W tych warunkach przebywaliśmy około tygodnia. Pamiętam, że w pewnym momencie przyszedł rosyjski żołnierz i powiedział: uchodzi, bo tu budiet bolszyj boj. Uciekliśmy z Mamą, siostrą i bratem, bo Ojciec jeszcze pozostał. W piwnicy pozostało część ludzi; uderzyły w nią dwa pociski. Jeden z nich przebił się z boku przez beton i uczynił w piwnicy piekło. Ranni zostali Stacherowie. Matula zdecydowała, że uciekamy. Powiązała pierzyny w toboły i zadała je nam na plecy. Krowy chodziły luzem, żeby się nie spaliły w oborze; Matula złapała dwie na jakieś powrozy (jedna nazywała się Płowa, a druga Krasula). Z tymi tobołami i dwoma krowami uciekliśmy w kierunku wąwozu za Janikiem i tym wąwozem doszliśmy do Chodurskiego. Zanocowaliśmy w dużej piwnicy; było tam dużo ludzi, wydawało się bezpiecznie. Po raz pierwszy przydały się zabrane pierzyny. Wieś była jeszcze nienaruszona. Na drugi dzień uciekaliśmy do Zakrzowa, bo mówiono, że tam już wojny nie ma. Tam było dwóch Gradów, prawdopodobnie po bracie dziadka mojego; bywali u nas na odpuście malickim, a my u nich w gościnie. Jakieś trzecie pokolenie pokrewieństwa. Nasza ucieczka prowadziła przez pierwsze Studzianki, te bliżej Męczennic w kierunku na Słabuszowice. Na Studziankach spotkaliśmy ruskie czołgi, może z pięć sztuk. Matula powtarzała, że czołg siedział na wierzbie. Czołg najechał na grubą wierzbę, przewrócił ją, gąsienice poszły do góry i nie mógł zjechać. Potem ściągnął go drugi czołg. Ze Słabuszowic dotarliśmy do Gołębiowa. W Gołębiowie Matula puściła krowy w buraki, a przecież tego się zabraniało. Przyniosła od gospodarza wiaderko, wydoiła krowy i napiliśmy się mleka do syta. Przeszliśmy szosę i we wsi Usarzów zapamiętałem rosyjskiego żołnierza, który na uboczu naprawiał czołg. Miał do dyspozycji dwa młotki i tymi młotkami odkręcał śruby. Widzieliśmy też 171
jak chowali rosyjskiego żołnierza. Trumna była przykryta czymś czerwonym; pochowali go pod grąbką. Do Zakrzowa przybyliśmy pierwsi. Następnego dnia przyszli Grady z Sadłowic. Tuż po przejściu zimowej ofensywy wyruszyliśmy z Ojcem do Lisowa. Do Pielaszowa tą samą drogą przez Kleczanów i Międzygórz. Na wysokości łąki Kazika Stępnia weszliśmy na pola, które były zaminowane. Cztery rzędy min umocowanych na palikach połączone były bardzo cienkim drutem. Przed polem minowym na łące leżał żołnierz rosyjski. Zginął prawdopodobnie podczas walk zimowych, bo był grubo ubrany w kufajce, walonkach i zimowej czapce. Na pewnej szerokości druty minowe były już poprzecinane co oznaczało, że ktoś tędy już przechodził. Szliśmy obaj z Ojcem, który ostrzegał mnie i pokazywał jak iść. Ostrożnie i powoli wyszliśmy na Janika. Ojciec ponownie wrócił do Gorzyczan, a ja zostałem w Lisowie z Gienkiem Wieczorkiem, który był starszy ode mnie o dwa lata. W Lisowie nie było w ogóle ludzi. Zamieszkaliśmy w bunkrze poniemieckim w ogrodzie Gumuły. To był obszerny, ładny i solidnie zrobiony bunkier z desek i bali. Od niego w prawo prowadził okop aż do naszego pola i tam był drugi mniejszy bunkier. Miał on okienko, z którego możliwa była obserwacja obszernego przedpola od Chodurskiego na wschodzie, aż po Zapałów i do Adamowa na zachodzie. W zagłębieniu na kierunku Barbachów i Orłowskich też było pole minowe. To na tym polu minowym Józef Barbach stracił nogę i zmarł w wyniku zakażenia. Pole minowe było też na polu Flisków, na wprost bunkra u Gumuły. Miny przeciwczołgowe ustawione były wzdłuż drogi prowadzącej od Sadłowic do Janika. Były w oprawach drewnianych, wielkością i kształtem przypominających skrzynki na gwoździe, jakie kupowało się później w naszych sklepach. Na cienkim drucie widniał napis w języku niemieckim. Niewielkie pole minowe było też w okolicach gospodarstwa mojego stryja Grada, przy ostrym zakręcie drogi do Sadłowic. Wiosną obszedłem wszystkie te pola. Tymczasem byliśmy z Gienkiem w Lisowie i całe zainteresowanie skierowaliśmy na militaria: karabiny, amunicję, granaty. Wszystko to zbieraliśmy i oczywiście strzelaliśmy. Ja z uciechą na wiwat do góry, Gienek natomiast strzelał do celu. I dobrze strzelał; z trzydziestu-czterdziestu metrów trafiał w granat lub minę już za pierwszym razem. I był wybuch. W ogrodzie Gumuły leżał niewybuch granatu F-1 ze zwolnionym zapalnikiem. Proponowałem, aby w pobliżu granatu wykopać dół i pętlą zrobioną z drutu ściągnąć granat do tego dołu. Gienek jednak postanowił strzelić do tego granatu. I trafił. Nie zdążyłem się schować i miałem w spodniach pompkach trzy dziury wielkości palca zrobione przez odłamki. Miałem szczęście, że żaden nie trafił w nogę. Duży bunkier, może sześcioosobowy, był na Szemrajowym polu, a w sąsiedztwie stanowiska dla moździerzy. Tam znajdowaliśmy niezużyte pociski moździerzowe. Układało się dwa-trzy pociski w formie gwiazdki, w środek mydełko miny przeciwpiechotnej. Z braku lontu usypywaliśmy ścieżkę prochową, podpalali i chowaliśmy się za grombę. Był wybuch. Okopy były między wsią a drogą prowadzącą przez pola od Szemraja do Sadłowic. Przed okopami jakieś dwadzieścia-trzydzieści metrów były zasieki 172
z drutu kolczastego. To były okrągłe bele drutu w pewnych odległościach przytwierdzane do ziemi. Baliśmy się tych zasieków; słyszałem bowiem, że w niektórych miejscach były do nich przymocowane miny, które wybuchały przy odciąganiu drutu. Ja takiego zdarzenia nie widziałem. Bunkry pod Kiljańskimi i Szemrajem były zbudowane między innymi z bali powyjmowanych z lisowskich budynków. Mój Ojciec z Rzetelnym przeszukiwali bunkry i zabierali bale rozpoznane jako swoje. Nie było to trudne, bo jak dobrze pamiętam nasze bale były czterocalowe, a bale Rzetelnego trzycalowe. Dużo drewna odzyskaliśmy w ten sposób, a że dachy na zniszczonych domach nadawały się do poprawy, Ojciec dość szybko odbudował dwuizbową chatkę z komórką. Był to bodaj jeden z pierwszych domów po froncie w Lisowie. Czołgami interesowałem się już na wysiedleniu i zaglądałem do nich, gdzie tylko się dało. W Lisowie po froncie widziałem czołg, który utknął w poprzek drogi prowadzącej od Lisowa do Stodół, mniej więcej na wysokości zabudowań Wieczorków z jednej strony i Sroków z drugiej. Lufa była wbita w grombę, a czołg zrównał się z wąwozem i łatwo się na niego wchodziło. Drugi był na naszym polu. Ten czołg dostał w wieżę obrotową. Otwór był niewielki, tak na grubość ręki. Reszta była cała. Cała załoga zginęła. W środku były tylko guziki, parę kości i ciągle nieprzyjemny zapach. Od strony silnika wisiały sople. To prawdopodobnie spływały, paląc się, aluminiowe elementy. Na Wieczorka polu stał następny czołg. Opadająca kopuła tego czołgu przecięła żołnierza na pół. To były rosyjskie nowoczesne czołgi T-34. Przy drodze z Sadłowic na Hultajkę, mniej więcej tam, gdzie dziś mieszkają Gierczakowie, było puste już stanowisko czołgowe, na tyle głębokie, że nad powierzchnię mogła wystawać tylko lufa. Były tam wyraźne ślady gąsienic czołgowych, pozostała też stalowa płyta o powierzchni mniej więcej dwóch stołów i grubości około 10 mm. Prawdopodobnie skutecznie broniła przed ogniem broni maszynowej. W niedalekiej odległości na polu Romka Kmicickiego stał czołg niemiecki znacznie uszkodzony. Na polu Barbacha też stał czołg niemiecki, duży, myślę, że około 30 ton bez śladów zniszczenia; robił wrażenie jakby mu tylko silnik zgasł. Na stodolskich polach na wysokości pola Gienka Pałachy, ale w lewo w stronę Gierczyc, stał wrak niemieckiego czołgu Tygrysa. Był olbrzymi, a w jego lufę można by było włożyć głowę. Prawdopodobnie to kaliber 150 milimetrów. Gąsienice były szerokie jak blat od stołu. Przy tym Tygrysie rosyjski T-34 wydawał się o połowę mniejszy. Po drugiej stronie zabudowań Pałachy stał mały czołg niemiecki z przestrzeloną lufą. Prawdopodobnie dostał z rusznicy. Był spalony. Wrak czołgu stał też w pobliżu skrzyżowania drogi z Pielaszowa na Łopatę z drogą do Sandomierza. W sierpniu 1944 r. widziałem atak samolotów niemieckich na rosyjskie czołgi. Atak był ponawiany kilkakrotnie; samoloty nurkowały i oddalały się nad lisowski las. Tam były trafione chyba trzy czołgi. Jeden w pobliżu ścieżki koło Wołka, którą chodziliśmy do szkoły, drugi koło Dudka, a trzeci pod kuźnią w Gierczycach. Z 99% pewnością ustaliłem jak zniszczony został czołg na naszym polu. W mendlach, może 25 metrów od wraku czołgu, był okop do pozycji stojącej, 173
dobrze zamaskowany. Z tego okopu żołnierz strzelił z granatnika przeciwczołgowego; w słomie znalazłem rurę, w której umieszczano granatnik. W ścianie okopu była półka, na której znalazłem połówkę spleśniałego niemieckiego chleba i niemiecką konserwę rybną. Ja tę konserwę zjadłem. Była teoria, że jak konserwa nie puchła, to dobra. Nie pamiętam, czy to były szproty, czy śledzie. Zaraz po froncie byłem w Bodzechowie przez rok. Miałem 15 lat i byłem tam w szóstej klasie. Dobrze mi szło, bo już poważnie patrzyłem na naukę. Do Bodzechowa potrzebowałem dwie godziny; latałem po ścieżkach, bo zawsze skracałem sobie drogę. Szedłem na dół koło Kubika, potem granicą koło Wołka do Gierczyc, w Gierczycach w lewo między kościołem a cmentarzem polną droga do Przeuszyna. Z Przeuszyna do Krzczonowic, potem polną drogą przez Wszechświęte, Grocholice i do Bodzechowa. Nie miałem nic przy sobie, więc podbiegałem; truchtem czy jakoś tak. Za cały bagaż to miałem w kieszeni mydełko czyli kostkę trotylu z otworem, do tego spłonka, i jak pasłem krowę u kuzynów w Bodzechowie to robiłem huk. Mieczysław Kasiński, rocznik 1921, wspomnienia napisane. Gdy słychać było odgłosy artylerii od strony Sandomierza, Ojciec powiedział, że należy zrobić bunkier. Wspólnie wykopaliśmy głęboki dół, ułożyliśmy grube drewno na wierzchu, darń z krzewami. Powiedział, że doły po ziemniakach czy piwnice nie wytrzymają eksplodujących pocisków. Pierwszy potężny pocisk spadł na łąkę sąsiada Kilijańskiego. Pocisk nie eksplodował. Dużo ludzi od strony Opatowa uciekało w stronę Sandomierza z myślą o przedostaniu się za Wisłę. Pierwszy raz zobaczyłem zwiad żołnierzy rosyjskich, którzy przeszli przez Zagórze w stronę Chodurskiego Stanisława. Wybrałem się do Tadeusza Chodurskiego i zauważyłem, że w niewielkim okopie jest żołnierz. Rosyjski żołnierz prawdopodobnie pełnił funkcję zwiadu. Postanowiliśmy z Tadkiem Chodurskim spotkać się z kolegami z organizacji BCh, ze: Stanisławem Kmiecickim, Stanisławem Szemrajem, Tadkiem Szwagierczakiem i innymi. Uzgodniliśmy co należy zrobić z bronią należącą do miejscowej BCh. Miejscowa ludność w obawie przed nadejściem niebezpiecznych walk frontowych gromadziła się w piwnicach i w dołach po ziemniakach. Wyprowadzano z obór krowy, konie, świnie w obawie przed nadejściem walk frontowych. Zabudowania nie były jeszcze popalone. W piwnicy Kasińskiego Franciszka zatrzymaliśmy się przez dwa dni. Rozpoczęły się walki frontowe w Lisowie Górnym. Początkowo były to oddziały niemieckie, a później w czasie dnia wojska rosyjskie. Nie było możliwości wyjścia z piwnicy, by zobaczyć czyje zabudowania się palą. W trzecim dniu nieustannych walk zdecydowaliśmy z Tadeuszem Chodurskim wrócić do swoich rodzin. W drodze z piwnicy Kasińskiego Franciszka do pomieszczeń Chodurskich byliśmy pod ogniem pocisków wystrzeliwanych przez katiusze, które zlokalizowane były za cmentarzem w Malicach Kościelnych. Doznaliśmy lekkich oparzeń twarzy spowodowanych przez eksplodujące pociski. Dzięki głębokim koleinom w drodze oraz wysokiej granicy, na której leżeliśmy, zobaczyliśmy, że pali się wiatrak Leśniaka w Sadłowicach i wiatrak Chodurskich. Ponieważ odcinek tej drogi znajdował się w terenie górzystym, nie miałem możliwości utrzymania kontaktu z kolegami. 174
Z wielkim trudem dostałem się przez teren Zagóry, gdzie w dużym zalesieniu znajdowały się zabite przez pociski krowy, konie, świnie i inne zwierzęta gospodarskie. Powodowało to niesamowity smród. Podczas walk do naszego bunkra przedostawały się kobiety z dziećmi. Jednego dnia w obejściach domowych byli Rosjanie, a drugiego Niemcy. I tak przez dwa tygodnie. W dołach po ziemniakach i tymczasowych bunkrach okresowo byli ciężko ranni żołnierze rosyjscy i niemieccy, których w godzinach nocnych zabierano na zaplecze walk. Niesamowity jęk rannych żołnierzy pozostał mi w pamięci do dnia dzisiejszego. W bunkrze brakowało miejsca dla tych, którzy chcieli schronić się przed kulami. Wspólnie z bratem Stachem wykopaliśmy wąski dół i włożyli tam metalową beczkę, w której w nocy spałem z powodu braku miejsca w bunkrze. Rosyjscy żołnierze namawiali nas na opuszczenie bunkra, ponieważ będzie natarcie. Dostałem się z trudem do mieszkania dziadka Kasińskiego, żeby zobaczyć czy żyje. W domu był jeszcze z babcią. Stryj Wicek z żoną już uciekli. Siedzieliśmy z dziadkiem na łóżku, pościel została wyniesiona do piwnicy. Nastąpiły silne bombardowania. Upadły bomby w pobliżu. Gorący odłamek przez okno upadł na moje nogi. Odrzuciłem go na bok. Ponieważ stale padały pociski, nie było możliwe przedostanie się za pierwszą linię frontową. Z każdym dniem warunki wyżywienia pogarszały się. Brakowało jedzenia nawet dla dzieci. Wykopaliśmy głęboki obszerny rów dla krowy, którą sprowadziliśmy z ogrodu. W miarę możliwości dostarczaliśmy karmę dla krowy. Moja mama w godzinach rannych doiła tę krowę. Mleko było przede wszystkim dla dzieci znajdujących się w bunkrze. Po sąsiedzku dziadek Kasiński Paweł miał dwa sady; jeden młody jak to nazywał, drugi stary. Rosjanie, gdy chcieli się przedostać pod ostrzałem, to kopali doły i przeskakiwali z dołu do dołu. Przejście było bardzo niebezpieczne. My też, gdy chcieliśmy dojść do tego sadu dziadkowego i owoców urwać, skakaliśmy z jednego dołka do drugiego, a cały czas był ostrzał. Dziadek raz tam poszedł, chciał urwać owoców dla dzieci, i w tym czasie Niemcy zastrzelili Go w jego sadzie. Nie wiedziałem, że dziadka zastrzelono. Wiedziałem natomiast, że w sadzie są dobre śliwki. Wziąłem wiadereczko i przez te dołki dostałem się do nowego sadku. Drzewa nie były duże, wyszedłem i zacząłem zrywać. Gdy strzelano, to najpierw słyszało się szelest, a później dopiero huk. Gdy słyszałem po liściach ten szum, zeskoczyłem ze śliwki i więcej tam nie poszedłem. Ale śliwek wtedy przyniosłem. Później skończył się chleb w bunkrze, więc Mama zaproponowała, żebyśmy napalili w piecu i upiekli chleb, bo przecież nie ma co jeść. Zaczyniła chleb, bo mąka jeszcze była. Z bratem Stanisławem paliliśmy w piecu i grali w szachy. Nagle bomba w pobliżu upadła (wtedy pierwszy raz naprawdę się wystraszyłem), ale później Mama przyszła i ten chleb upiekła. Strachu było bardzo dużo, wiele było podobnych wypadków. Bardzo przeżywam to wszystko do dziś. I to, że człowiek przeżył, to wielkie szczęście. Kiedy już nie można było przejść w pasie neutralnym, bo z jednej strony była linia frontu i z drugiej też, Rosjanie mówili, żeby uciekać, bo tu będzie 175
walka. Powiedziałem, że nie możemy przejść i żołnierze rosyjscy pomogli nam się przeprowadzić. Doszliśmy do Wisły w miejscowości Ostrołęka. W spodenkach, w trepach, bez jedzenia. Zabraliśmy jednak ze sobą krowę, która była ranna. W Ostrołęce zastaliśmy dużo wojska rosyjskiego i dużo uciekinierów (tak nas nazywano), którzy uciekli z miejscowości przyfrontowych. Zostaliśmy przyjęci przez gospodarza, który nazywał się Stanisław Głuch. Niespodziewanie spotkaliśmy po sąsiedzku Mikołaja Kasińskiego z rodziną. Krowę ulokowaliśmy w obejściach gospodarczych. Brakowało miejsc noclegowych nawet w stodołach, bo te były zajmowane przez wojsko rosyjskie. Trzeba było zdobyć jakieś spodnie, buty. Był majątek w Ostrołęce. Dziedzic wyjechał, bo widział co się dzieje. Na polach tego majątku były buraki cukrowe. Zbieraliśmy je i robiliśmy z nich bimber. Był niedobry, mętny, ale Rosjanie brali wszystko, a w zamian dostawaliśmy buty, koszule wojskowe, a nawet konserwy. Pragnę wspomnieć spotkanie na przyczółku sandomierskim z płk Franciszkiem Kamińskim komendantem głównym BCh, podczas którego rozkazem ustnym zobowiązał członków BCh do brania władzy w swoje ręce. Dlatego też duża ilość BCh-owców obejmowała stanowiska komendantów milicji obywatelskiej. Byli to przeważnie komendanci gminni BCh z czasów okupacji. Tadek Szwagierczak był komendantem w Wojciechowicach. Cenek Bakalarski był milicjantem w Zawichoście, do milicji poszedł też Bronek Kmiecicki i Tadek Orłowski. Zachęta komendanta Kamińskiego, aby BCh-owcy szli do milicji, a nawet zajmowali stanowiska kierownicze, była realizowana z tego też powodu, że po przejściu ofensywy zimowej ludzie nie mieli gdzie mieszkać i nie mieli co jeść. Po wyzwoleniu Lisowa w 1945 r. przez wojska rosyjskie ludność zaczęła wracać na miejsca spalonych gospodarstw. Jak zaznaczyłem moja rodzina znajdowała się w pasie neutralnym. Doszczętnie spalone zabudowania, a pola zaminowane. Chcąc się dostać na miejsce spalonych budynków, ludzie własnymi sposobami zaczęli znajdować miny. Ojciec wypożyczył konia od sąsiada, chcąc zaorać kawałek ziemi. Wybuchła mina. Z pługa zostały strzępy. Ojciec został ranny. Sąsiad Michał Stępień wszedł na teren zagrożony i przy pomocy brata i rozłożonej drabiny wynieśli go z terenu zaminowanego. W okresie późniejszym pozostałe miny zbierali saperzy. Przy zdejmowaniu min pytali rodziców, kto przechodził przez teren. Okazało się, że były to ślady moich butów (w odległości 5 cm od dużej miny). Po przyjeździe z Sandomierza nie wiedziałem, który teren nie został jeszcze rozminowany. Miałem szczęście, że udało mi się ominąć minę. Stanisław Barbach, rocznik 1933, wspomnienia wysłuchane. Jak było pewne, że front się zbliża, to Ojciec z sąsiadem Barbachem za ogrodem na naszym polu przy granicy Barbachów wykopali bunkier. U nas i u nich było złożone drewno na budowę, to poukładali to drewno w krzyżówkę, nakładli słomy i nasypali ziemi. Jak była bardzo strzelanina, to Barbachowa zatkała wejście pierzyną; gdy trafiały tam kule, to pióra się sypały. Schodziliśmy głębiej w tym bunkrze i dlatego nas nie trafiło. Pamiętam taki moment, że samolot zrzucił 176
niedaleko nas dwie bomby. Naruszyły drzewo i zaczęło sypać się na nas. Ze strachu, że nas zasypie wybiegliśmy z bunkra, a ojciec zaczął krzyczeć, żeby wracać. Zdążyłem zauważyć Niemca, który leżał na ziemi i próbował się okopać; był w hełmie i miał okulary. Jak się trochę uspokoiło i znowu wyszliśmy z bunkra, to tam gdzie próbował okopać się niemiecki żołnierz leżały okulary i hełm. Pewnie zginął, a Niemcy sprzątali swoich poległych żołnierzy. Ruscy pozostawiali swoich na polu, niektórzy leżeli tam do wiosny. Pamiętam, że mówiący po rosyjsku żołnierze chcieli zabrać kobyłę od źrebięcia. Ojciec, ponieważ skończył rosyjską szkołę, dał radę wytłumaczyć im, że zaraz wrócą z pola 2 konie, to wezmą jednego, a kobyłę niech zostawią przy źrebięciu. Posłuchali i wzięli konia, ale potem wzięli też kobyłę. Za jakiś czas kobyła wróciła w siodle. Gdy walki nasiliły się, nakazali nam uciekać. Uciekaliśmy z myślą o Kleczanowie, gdzie mieszkała siostra Matki. Doszliśmy do Męczennic. Stamtąd drogą nie chcieli nas puścić na Kleczanów. O świcie wróciliśmy z powrotem. Zatrzymaliśmy się u Bakalarskiego. Tam z padniętego bydła i ziemniaków Mama z Barbachową ugotowały jakieś jedzenie. Był tam straszliwy bój. Ze Studzianek uciekliśmy w doły Kapturowe. Bakalarscy nieśli na drabince rannego chłopca. Chcieli zatrzymać się u Lisiców, ale nie pozwolili im wejść nawet do ogródka. Mówiono, że oni przechowywali tam Żydów i bali się nas wpuścić. Poszliśmy w doły Kapturowe, a stamtąd koło Wikiery i znaleźliśmy się w Łukawce. Kazano nam iść w stronę Kaliszan. Tamtędy dotarliśmy do Mierzanowic do ciotki. Zastaliśmy spalone obory, spalony dach na mieszkaniu, spalone też były zbiory na polach. Starsi poprawili ramy w oknach, położyli pałatki na dachu, słomę na posłanie i jak była pogoda, to było nieźle, ale jak padało, to dach przeciekał. Chodziliśmy z bratem do niemieckiej kuchni polowej. Nie wolno było podchodzić, dopóki nie rozdali jedzenia żołnierzom. Jak zostało, to dawali nam, najpierw dzieciom. Na palcach pokazywało się ile nas jest. Nalewał chochlą na długim kiju i dodawał do tego chleba. W Mierzanowicach, w tym częściowo rozwalonym domu, mieszkało nas około jedenaście osób. Jeszcze trwały żniwa. Mama chodziła na pole dworskie, chyba za Jej pracę dostaliśmy dwa worki żyta. Potem kopała motyką ziemniaki i znosiła je do piwnicy. Właścicieli majątku już nie było. Jak zaczęło przymarzać Niemcy kazali nam kopać marchew. Ukopaliśmy furę marchwi i ziemniaków i schowali do piwnicy. Ciotka podpowiadała Mamie, żeby oszczędzała te ziemniaki z piwnicy na potem. Po odejściu frontu jakaś komisja gminna chciała nam zabrać te ziemniaki, ale Matka nie pozwoliła; powiedziała im, że trzeba było sobie ukopać, a nie patrzeć jak myśmy kopali. Zrezygnowali z zabrania nam ziemniaków. Po froncie zostałem w Mierzanowicach i przez rok chodziłem do szkoły w Wojciechowicach. Miałem takie buty, z których jeden był przepalony i jak padał deszcz, to było w nim mokro. Koło buta też było mokro. Zauważył to kierownik szkoły i powiedział: Barbach, ty zostajesz. Obok mnie siedział Ozdoba i Duda i śmiali się, że zostaję w kozie. Ja tak nie myślałem. Lekcje szły mi dobrze, bo pomagała mi Przysuszanka bardzo zdolna, o 5 lat starsza i skończyła już jakąś szkołę. Zostałem po lekcjach; przyszedł kierownik i zaprowadził mnie 177
do gminy. Tam rozwiązał jakiś worek i wyszukał pasujące na mnie buty, a dodatkowo znalazł też kurtkę. Na protesty urzędnika odpowiedział, że to jest chłopak z frontu i co trzeba, to on jutro podpisze. Kurtka była na mnie sporo za duża, ale jak się przycięło rękawy, to się chodziło. Ta szkoła wcześniej nie była czynna, bo w Wojciechowicach i w sąsiedztwie było bardzo dużo wojska niemieckiego i szkoła oraz wszystkie większe domy były przez nich zajęte. W Wojciechowicach na równinie Niemcy mieli też lotnisko. To stąd startowały samoloty, które bombardowały Lisów. Po powrocie do Lisowa mieszkaliśmy przez rok w bunkrze przy wąwozie Szemrajowym. W naszym bunkrze dwa lata mieszkał Józek Stępień. Bunkry przydzielała gmina. Ojciec zginął od miny przeciwpiechotnej na naszym polu. Szedł po mąkę, która była ukryta w stardze. Mina urwała mu nogę. Leżał w szpitalu w Ostrowcu Świętokrzyskim. W strasznych warunkach, przy schodach. Musiała i tam być wielka bieda, bo lekarz prosił Mamę, żeby przynieść Ojcu coś do jedzenia, trochę masła i chleba. Trochę podobna sytuacja spotkała nas może rok przed frontem. Wbiła mi się kolka w nogę, na drzewie w ogrodzie. Zaczęło obierać. Ojciec zawiózł mnie do doktora Krauza w Opatowie. Od razu zoperował nogę i powiedział, że trzeba przyjeżdżać na opatrunki. Ojciec chciał płacić, ale doktor nie chciał pieniędzy, tylko prosił o przywiezienie czegoś do jedzenia. Mama upiekła chleba, zrobiła masła i sera i zawieźli doktorowi. Gdy Doktor zobaczył chleb, pocałował go i powiedział: no, teraz nie będziemy głodni. Za następnym opatrunkiem zawieźli koguta. Teraz Doktor chciał płacić. Krauz był wcześniej w Lisowie. Przywiózł go Jaś Kasiński głodnego, brudnego i zawszonego, wracając z podwody z okolic Rozwadowa. Chyba w 1946 r. Krauz operował chłopaków lisowskich poranionych granatem podczas kąpania w stawie. Najbardziej poraniony był mój brat Tadek miał odkryte wnętrzności. Krauz uratował mu życie. Tadek urodzony w 1936 r. mieszka w Katowicach. Po stronie niemieckiej byli: Bajaki, Majchrowie, Stefek Szemraj. Barbachowie byli po stronie niemieckiej, ale Henryk i Władek po rosyjskiej. Ojciec od sierpnia do stycznia był po rosyjskiej stronie. Z Jaśkiem Barbachem i służącym załadowali na wóz trochę jedzenia, jakieś ubrania, uciekali parowem do Sadłowic, a potem w stronę Pielaszowa. Tam zatrzymali ich żołnierze rosyjscy, zabrali konia i to, co było na wozie. Wrócić do Lisowa już się nie dało. Do stycznia byli w Gorzyczanach czy w jakiejś wsi obok. Zdążyliśmy tylko zobaczyć się z Ojcem i zginął. Irena Pawlikówna, Dragan, rocznik 1931, wspomnienia wysłuchane. Gdy przyszedł front 1944 r. mieszkanie nasze spaliło się; konie, krowy, świnie latały po łąkach; my uciekliśmy do wąwozu koło Lisicy. Mieszkaliśmy tam w wykopanych dołach dość długo, bo około dwóch tygodni; było tam pełno robactwa. W tym samym wąwozie były też rodziny: Zapałów, Lisiców i Mordków. 178
Potem uciekliśmy na stronę niemiecką i do zimy byliśmy w Adamowie koło Przeuszyna u rodziny Łukasików. Z nami była rodzina Zapałów. Opowiadał mi Stefan po wojnie, że na wysiedleniu po stronie rosyjskiej ich też chciały pchły zjeść. Henryk Wesołowski, rocznik 1933, wspomnienia wysłuchane. W Lisowie byli wysiedleńcy z poznańskiego. Znali język niemiecki i im kazali Niemcy powiadomić mieszkańców Lisowa, aby zeszli się w stodole Rzetelnego. Szliśmy w tym kierunku, ale tak bardzo padały pociski, że schowaliśmy się za skarpę u Sojów. Rumińscy wyszli z dołu na ziemniaki, ale Rumiński został jeszcze, żeby dać jeść zwierzęciu albo co, i trafił go pocisk na drodze. Gdy troszkę ucichło uciekliśmy do tej stodoły, ale tam nie było nikogo; tylko szpary po kulach. Uciekliśmy dalej do piwnicy Rzetelnych. Za niedługo przyleciał tam Józek Orłowski, ale już w tej piwnicy nie było miejsca i poszedł do piwnicy Grada. Powiedział, że na drodze leży Rumiński i trzeba Go sprzątnąć. Namówił do tego mojego Ojca. W różnych miejscach leżały pozabijane zwierzęta; był sierpień i roznosił się okropny smród. Niemcy kazali poprzysypywać zwłoki, przysypano też Rumińskiego. Przy nim siedział mały biały piesek. Kiedy przyszliśmy po zimie, w miejscu gdzie był przysypany Rumiński, leżały też zwłoki psa. Podczas frontu uciekliśmy do Janowic pod Chobrzanami. Najpierw mieszkaliśmy u teściów Barabasza. Było bardzo ciasno. Domowników było dużo, nas czworo, Barabaszów czworo, Żelazowscy, sześcioro Sojów, Stach Kilijański, Stach Czajka. Jeden na drugim spaliśmy. Stach Kilijański znalazł się z nami w Janowicach, bo szedł do stodoły Rzetelnych na polecenie Niemców. Był raniony odłamkiem w oko, na wygnaniu Ruscy robili mu opatrunki; goiło się to oko bardzo trudno; w końcu sam, zdaje się, wyciągnął sobie odłamek, ale oko stracił. W czworakach też mieli bunkier, w którym był między innymi Stach Czajka. Podobno wyszedł powiedzieć dzień dobry, ale rosyjski żołnierz strzelił, ranił go w rękę i kolano. Po wyjaśnieniu, że nie był groźny, zabrali go ze sobą i opatrzyli na tyłach frontu. Tam jakoś dowiedział się, gdzie mieszka rodzina Barabaszowej i przywlókł się do nas. Jakoś radziliśmy dopóki było ciepło. Jak zbliżyły się chłody, starsi zdecydowali, że trzeba wykopać bunkier. Bardzo pomógł nam w tym rosyjski ukraiński żołnierz. Był zaopatrzeniowcem. Miał dwa silne, odporne, długowłose konie. Zorganizował chłopów, pojechali do lasu i przywieźli grubego drewna na budowę bunkra. Dowiózł też, nie wiem skąd, bardzo porządnych desek na prycze. Mówi się, że Ruscy byli pijakami, a on się nigdy nie upił, choć chętnie wypił sztakana bimbru, który nasi robili z pozbieranych ziemniaków i buraków. Wołał nas do kuchni i nalewał rosołu łoju, który był bardzo pożywny. Żołnierze rosyjscy byli dla nas bardzo życzliwi; ja do dziś nie wiem, czy mieli nakaz tak nas traktować, czy to się brało z ich własnej dobroci czy litości. W tej wielkiej biedzie szczęściem było, że Matka umiała robić mydło. Jaśka chodziła na piechotę do Sandomierza, przynosiła coś do jedzenia, sodę kaustyczną i skrawki tłuszczu do dalszego robienia mydła. Za kawałki tego mydła dostawały na wsi trochę mąki, kawałek chleba, trochę cukru. 179
W zimie Ruscy mówili, że wnet będzie nastuplenie. Noc poprzedzająca to nastuplenie była bardzo mroźna. We wsi było pełno żołnierzy rosyjskich. Czasem wpadał żołnierz do bunkra, żeby się choć trochę ogrzać. Rano nie było już żadnego żołnierza. Pusto. Tylko słychać było ogromny huk dział. Zaraz kilku chłopów zmówiło się, że idą do Lisowa. W tym mój Ojciec. W Lisowie zobaczyli tylko sterczące kominy i połamane, opalone drzewa. Pozostało kilkanaście bardzo dobrze urządzonych bunkrów poniemieckich. Nic nie było. No to wzięli siekierę i poszli wyrąbywać buraki na niwie dworskiej. Dziabali te buraki i gotowali słodki syrop melasę. Skąd wziąć chleba? Zbierali fasolę zbutwiałą, ale ugotowana i polana buraczanym syropem była bardzo dobra. Nie było nic, ale była radość, że żyjemy i jesteśmy u siebie. Latało się też za kulkami i karabinami, żeby postrzelać. Karabinów było bardzo dużo; amunicji mało. Było polecenie żeby zdawać broń. Niektórzy przynosili do nas, bo ojciec był zastępcą sołtysa. My odnosiliśmy ją do sołtysa Mierzyńskiego. Uzbierało się tego całe zapole. Przed oddaniem broni można było strzelać tyle, ile starczyło amunicji. Potem przyjechały samochody i broń wywieźli. Zaczęli przyjeżdżać żołnierze rozminowywać pola. U Kmiecickich, Wesołowskich i Gumułów to jedyne domy, które częściowo rozwalone lub nadpalone ostały się w Lisowie po przejściu frontu. Kazimierz Stępień, rocznik 1932, wspomnienia wysłuchane. Front przyszedł hukiem armat, gęstej strzelaniny, rozrywających się pocisków. Pamiętam wielki odłamek, który upadł na nasze podwórko. U Kasińskich mieli piwnicę i tam było pełno ludzi. Nasza rodzina schowała się do dołu po ziemniakach. Żołnierz rosyjski kazał nam wynieść się na parę godzin w stronę Studzianek, bo tu będzie wielki bój. Uciekliśmy w sierpniu, a wróciliśmy nie za parę godzin, ale dopiero w marcu. Najpierw dostaliśmy się do Usarzowa, potem do Krobielic i Ossolina. W Ossolinie była zadaszona waga i tam dało się mieszkać dopóki było ciepło. Dwory były opuszczone, tego co zostało nikt nie pilnował, z pól niepozbierane ziemniaki, buraki, to mogliśmy tam pójść i sobie ukopać. Jak przyszło zimno, to trafiliśmy do Czerwińskiego w Węgrcach. To był grubszy gospodarz jak na tamte czasy, miał spore gospodarstwo, duże mieszkanie kuchnia i ze trzy pokoje. W jednym pomieszczeniu my mieszkaliśmy wszyscy. Jak młócili końmi kieratem, to Olek pomagał przy tej robocie. Mieliśmy ze sobą krowę i to była dobra przytomność, żeby wziąć ze sobą krowę. Jak ruszył front zimowy, to Mama z Olkiem wrócili do Lisowa, ja poszedłem na służbę do Koprzywnicy, a siostra do Mierzanowic. Byłem tam niecały rok. Najpierw mieszkaliśmy trochę u Chodurskich, bo u nas był tylko popiół. W tym czasie rozbieraliśmy bunkier poniemiecki, bardzo solidnie zbudowany; były na sobie trzy warstwy krokwioków. Ściągaliśmy to drewno na wózku z kółkami od pługa. Tym wózkiem, z Olkiem, ciągnęliśmy z Mierzanowic do Lisowa dwa worki ziemniaków. Olek umiał dużo zrobić z drewna i to on zbudował pierwszą po froncie chałupkę. Zrobił też skrzypce i tak na nich grał, że się rozumiało co grał. 180
Bogusława Lisówna, Ziomek, rocznik 1939, wspomnienia wysłuchane. Pamiętam, że przez wieś całą szły od Sadłowic tabory. Jako dzieci patrzyliśmy na to zaciekawieni zza bzu. Zatrzymały się we wsi i sołtys miał obowiązek przydzielić po dwa, trzy wozy do każdego domu. Trzeba było nakarmić żołnierzy i konie pożywić. Nie pamiętam jacy to byli żołnierze, a nawet czy byli w mundurach. Ale dziś przypuszczam, że to były tabory niemieckie albo własowskie. Pojawiały się oznaki, że idzie front. Ludzie zaczęli wyciągać z domu rzeczy i przenosić do dołów. Przesiedleniec z poznańskiego też pochował do dołów aparat fotograficzny i zegarki. Po powrocie z wygnania okazało się, że w tych dołach nic nie było. Jak zaczął się front, to siedzieliśmy w piwnicy u Gumułów. Gdy ustawało trochę strzelanie, Mama szła do domu wydoić krowy, ale napiekła też chleba i przynosiła nam go po kawałku do mleka. Kiedy raz wracała od krów zobaczyła, że w dołach ziemniaczanych są żołnierze. To byli Rosjanie. Mama się bardzo przestraszyła, ale oni tylko poprosili o ten chleb i mleko i poszła dalej. Raz stryj Cenek zabrał Włodka i mnie na śliwki. Od Studzianek poleciała seria karabinowa. Stryj przewrócił nas na ziemię, przykrył sobą i tak na bałyku doszliśmy do piwnicy. Z tej piwnicy musieliśmy uciekać i na piechotę szliśmy w stronę Wisły. Spadł mi jeden sandałek, ale się nie przyznałam. Trafiliśmy do Kołodziejowej, nie pamiętam nazwy wsi. Mieszkanie składało się z pokoju i kuchni. Miała czworo czy pięcioro dzieci i był z nimi dziadek. Te dzieci nie mały butów i potrafiły po lodzie ślizgać się boso. Miały jakąś grubszą skórę czy co? Spaliśmy na pryczy, którą zrobił Ojciec; my w nogach, rodzice w głowach. Na podłodze na rozesłanej słomie spali żołnierze w ubraniach, tak jak przyszli do domu. Co wieczór przychodził dowódca w mundurze i liczył żołnierzy. Brakowało mu dwóch. Włodek wypatrzył, że oni wchodzą na noc na zapiecek i podpowiedział dowódcy. I tak było. Pod drzewami stała kuchnia polowa. Lataliśmy tam z garnuszkami, by dostać coś do jedzenia. Kucharze kazali nam przynieść większy garnek i potem chodziliśmy z kanką, lali nam zupy do pełna. Włodka szczególnie lubili, bo go wszystko interesowało i umiał majsterkować. Raz go nawet wzięli ze sobą, gdy zawozili jedzenie na linię frontu. Podobno było to akurat na granicy Lisowa. Tam była tak okrutna walka, że żołnierze schowali jakoś Włodka, ale on wrócił stamtąd tak wystraszony, że długo nie mógł dojść do siebie. Na tym wygnaniu z nami był Szymon Kasiński z żoną. To było bezdzietne małżeństwo. Przed wojną byli na robotach we Francji. Stamtąd Szymonowa przywiozła bardzo ładny wyszywany serdaczek. Ruski ukradł jej ten serdaczek i nosił go co zauważyła pod mundurem. Poszła na skargę do jego dowódcy. On zamyślił się i mówi: oj, budiet jemu, budiet, oj, budiet jemu, budiet. Ona pyta: to co jemu będzie?. Odpowiedział: jemu budiet tiopło. Po wielu latach gdy Szymonowa przychodziła do mnie do sklepu, wspominałyśmy tę historię jak mu budiet tiopło. 181
Z wygnania nie wróciliśmy prosto do Lisowa. Najpierw byliśmy w Opatowie u Piotrowskiego, brata Mamy. Była obora, w niej kuchenka i tam mieszkaliśmy chyba ze dwa lata. Mieszkał tam też drugi brat Mamy z Nikisiałki Małej. Majstrowali z Ojcem coś przy granacie, wybuchło i wybiło wujkowi oko. Ojcu na szczęście nic się nie stało. Gdy wróciliśmy do Lisowa postawiliśmy chałupkę, tak jak inni, przy drodze. Część mieszkalna była z drewna a część z tyłu, na oborę, z płyt które były zwiezione na jakąś budowę, a ludzie rozłapali je na własny użytek. Gdy ciotki planowały małżeństwo Wicka z Żółciakówną, to przeznaczyły mu sporo ziemi. Ojcu zostały cztery hektary i zaliczał się do małorolnych. Mówił mi wtedy, gdy chodziłam do szkoły średniej, dołóż teraz głowy, żebyś dostała stypendium, to nam będzie trochę lżej. Stryja Cenka spłacili ze sprzedaży czterech morgów, które Mama dostała od swojego ojca. Resztę wyrównał, oddając Cenkowi pastwisko. Nas było czworo: najstarszy Staś zmarł, potem Włodek, Basia też zmarła, a potem urodziłam się ja. Włodek zbierał i magazynował naboje i różne niewybuchy. Magazynował to w skarpie nad rzeką. Kazał mi przynosić je w fartuszku. Potem przeniósł je do dziury w spróchniałej wierzbie. Ktoś, kto wiedział, że Włodek ma tam skład amunicji, podpalił wierzbę. Baliśmy się, że jak wybuchnie i kogoś zabije, to będzie na Włodka. Na szczęście próchno było wilgotne i wierzba tylko się tliła. Przenieśliśmy to wszystko do wykopu po wybranym piasku. Kiedy Włodek przyjechał na urlop z wojska, przeniósł to wszystko na Barbachowe pole i spowodował wybuch. Był tak silny, że wyleciała szyba z naszego okna. Mama wiedziała, że to Włodek zrobił i była przerażona, że go zabiło. Włodek był bardzo odważny; nie bał się wysokości, wychodził na najwyższe punkty, założył elektrykę na wieży kościelnej. Kiedyś Stach Kilijański najął go do podcinania topoli. Ktoś go zobaczył na wierzchołku i doniósł Ojcu. Ojciec poszedł pod te drzewa i pokornie prosił go, żeby zszedł na dół. Wszystkie najwyższe topole w okolicy popodcinał. Jak na tym młynie naprzeciw nas zakładali odgromniki, to Włodek spokojnie i szybko po tym dachu latał, jakby to nie była żadna wysokość. Podpadł nauczycielowi i ten nie przepuścił go do następnej klasy i znaleźliśmy się w jednej klasie. Kazał mi się uczyć na głos wiersza i nauczył się pierw niż ja. Ojciec zdecydował, że ja będę uczyć się dalej, a Włodek zostanie na gospodarstwie. Nie odpowiadało mu to zupełnie i uciekł z domu. Poszedł do urzędu powiatowego w Opatowie, zmiękczył komuś tam serce, wysłali go chyba do junaków w Tarnowskich Górach; tam dokończył szkołę podstawową i skończył szkołę monterską. Stamtąd poszedł do wojska. Ostatecznie pracował w Ostrowcu. Wiesław Gumuła, rocznik 1939, wspomnienia wysłuchane. Gdy przyszedł front schowaliśmy się do naszej piwnicy. Razem z nami przebywali w tej piwnicy: Wieczorkowie, Szwagierczakowie, Kasińscy, Lisowie i Stępniowie. 182
Ojca wzięli Niemcy na podwodę z rannymi do Stodół. Nie chcieli go puścić z powrotem z obawy, że przekaże rosyjskim żołnierzom informację o tym, co widział w Stodołach. Kobyła miała źrebię, które zostało w Lisowie i wróciła do domu bez gospodarza. Wóz i uprząż zostały w Stodołach. Z piwnicy musieliśmy uciekać w nocy. Pamiętam to dobrze, bo była jasna noc, a ja (5 lat) potknąłem się o ruskiego żołnierza. Uciekaliśmy przez Sadłowice i Pielaszów aż do Gorzyczan. Mieszkaliśmy u gospodarza o nazwisku Czosnek. W jednej izbie mieszkali Dziadkowie, Rodzice i ja z siostrą Haliną. Na wygnaniu w Gorzyczanach umarł Dziadek Karol. Pochowano go w Chobrzanach i dopiero po wojnie przewieziono na cmentarz w Malicach. Ojciec ze Zdzisławem Orłowskim i innymi wypożyczonym koniem przywozili z pól buraki i robili bimber. Za bimber dostawali różne rzeczy od żołnierzy rosyjskich. Chodziłem do rosyjskiej kuchni, zwykle po południu, i dostawałem resztki jedzenia. Żołnierze byli dla nas dobrzy. Po powrocie do Lisowa zastaliśmy rozebrany dom; ściany były rozebrane na budowę bunkra. Podobał mi się ten bunkier. Był solidny, z piętrowymi pryczami i można było prosto z niego iść okopem daleko w pole. Piwnica była przystosowana przez Niemców na szpital. Ojciec wywiózł nas do Ostrowca do brata, a sam został w Lisowie reperować dom. Z Ostrowca wróciliśmy na pełne lato. Za sąsiadów mieliśmy po jednej stronie Szwagierczaków, po drugiej Kasińskich. Okrutne losy frontowe są pamiętane także przez następne pokolenia. Grażyna Orłowska, rocznik 1947, wspomnienia napisane. Prawdziwa tragiczna wojna dla lisowiaków rozpoczęła się w sierpniu 1944 r. Był okres żniw, coraz głośniej dudniły armaty, zbliżał się front. Rosjanie przekroczyli Wisłę i pojawili się we wsi. Za niedługo znowu wrócili Niemcy. I tak na przemian. Ostrzał coraz większy, wszystko się paliło, płonęły domy i zwierzęta. Mama opowiadała, że już uciekając wróciła, aby jeszcze puścić skomlącego psa. To Rosjanie zarządzili ewakuację. Ludzie ruszyli przed siebie, tam gdzie nie gwizdały kule i nie ginęli ludzie. To właśnie w sierpniu zginęło w Lisowie wiele osób; między innymi mój dziadek zasypany w piwnicy. Rodzina nie mogła go nawet odkopać. Zginął także ojciec mojego ojczyma, Jan Stępień. Babcia, Mama, ciotka Natalka z mężem i rocznym synkiem Zbyszkiem uciekali piechotą z jakimiś niewielkimi tobołkami. Zabrali ze sobą stare zdjęcia. Zatrzymali się gdzieś nad Wisłą. Przetrwali zimę, odpracowując w gospodarstwie za udzielone wyżywienie i schronienie. Wrócili do Lisowa tak szybko, jak było to możliwe; już wczesną wiosną 1945 r. Wrócili do nieistniejących domów, pokaleczonych drzew, niewypałów oraz min na polach. Na wsi ostały się tylko budynki trzech rodzin: Chodurskich, Kmiecickich i Gumułów. Na pierwszą zimę, która nadeszła niektórzy sklecili namiastkę domów, inni przezimowali w ziemiankach i bunkrach. Pierwsze domy w większości były kryte słomą, niektóre gacone na zimę też słomą zwykle łączono z oborami. Prawie że 183
nieodzowną częścią zabudowań były letnie kuchenki, w których gospodynie gotowały obiady i jedzenie dla zwierząt, od wiosny do jesieni. Byle jak sklecone, najważniejszy był dach i kuchnia z fajerkami, a już niekoniecznie ściany. Chłopi, tuż po powrocie, wyszli na pola. Mimo strachu uprawiali ziemię, przygotowywali do siewu. Zginął wtedy Józef Barbach, ojciec mojego sąsiada Stanisława Barbacha. Specjalistą od rozbrajania min przeciwpiechotnych był mój ojczym, Józef Stępień. Pamiętam te małe drewniane skrzyneczki, zbierane nie tylko na jego polu, ale i na polach sąsiadów, jeszcze wiele lat po wojnie. Rozbrojone były palone pod kuchnią. My, dzieci urodzone w czasie okupacji i latach tuż po wojnie, szukaliśmy i znajdowaliśmy na polach wokół domostw liczne kulki karabinowe i nieco mniejsze z zaokrąglonymi czubkami od pepeszy; a nawet całe magazynki. Wrzucaliśmy je do ogniska, a one wybuchały. Co odważniejsi czy nierozsądni skakali przez te ogniska, aby się wykazać. Pozostałości po różnego rodzaju broni, rozbitych maszynach, bombach służyły nam w wymyślanych zabawach. Ja z cioteczną siostrą Lidką uczestniczyłyśmy w tych zabawach. Za zbyt niebezpieczne zabawy chłopcy dostawali od ojców lanie. Pas do wymierzania kary, jeśli nawet nieużywany, wisiał prawie w każdym domu. Na szczęście nie dotyczyło to córek. Dwa czołgi stojące na polach za stodołami saperzy wywieźli dopiero na początku lat pięćdziesiątych. Kolejny, zatopiony na łące między Lisowem a Studziankami, został zabrany jeszcze później. Jerzy Kmiecicki, rocznik 1947, wspomnienia napisane. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem działań wojennych do rodziny w Lisowie przybyli z Ożarowa Zofia i Wincenty Bieleccy. 29.07.1944 r. Zofia urodziła córkę Danutę. W momencie rozpoczęcia ofensywy dla całej rodziny w Lisowie schronieniem stała się wymurowana pod domem piwnica. Jednak nasilający się atak walczących ze sobą oddziałów niemieckich i rosyjskich i wielokrotne zmiany pozycji obronnych zmusiły rodzinę do opuszczenia Lisowa i udania się do rodziny Bakalarskich na Studziankach. Najbardziej niebezpieczny był moment przejścia przez pola za łąkami. Niemcy okopani na tzw. pastwiskach ostrzeliwali uciekających z ciężkich karabinów i moździerzy. Dotarcie do celu wcale nie poprawiło sytuacji uciekinierów. Dom, a właściwie piwnica w pobliżu stanowisk niemieckich, zapełniona była uciekinierami. Największym problemem był brak wody i nadmiar osób, co szczególnie odczuwała Zofia Bielecka osłabiona i gorączkująca po porodzie. Po kilku dniach chwilowego spokoju, wycofaniu się Rosjan i umocnieniu Niemców, Stanisław Kmiecicki zdecydował się pójść do swojego domu w Lisowie. Zastał zniszczone częściowo budynki, a w oborze niemal proszącą o litość ranną krowę. Niemiecki żołnierz, na jego prośbę, zastrzelił cierpiące zwierzę. Przed domem wśród klombów kwiatowych zobaczył świeży grób, prawdopodobnie zwiadowcy rosyjskiego. Po powrocie na Studzianki zastał niekompletną rodzinę. Jego matka i brat Bronisław poszli w kierunku Sandomierza i dotarli ostatecznie do miejscowości 184
Trześnia, w której przebywali do wyzwolenia. Wobec bieżących kłopotów pozostała część rodziny zdecydowała się opuścić przyfrontowe Studzianki i udała się do Teofilii Gatkowskiej, siostry Walentego, w miejscowości Wszechświęte. Przebywali tam do wyzwolenia; o swoich najbliższych nic nie wiedzieli, podobnie jak ci pozostający w Trześni. W rodzinnych wspomnieniach tego czasu dominowało uczucie utracenia pewnej sielanki, poznanie okrucieństwa wojny, a także nadziei, że to już więcej nie może się powtórzyć. Stanisław Majcher, rocznik 1943, wspomnienia wysłuchane. Moja Mama, Stefania Majcher ze Słowików, zginęła w czasie frontu, kiedy niosła mnie w stronę domu z dołów Kapturowych. Ciężko ranna zdołała donieść mnie do dołów, w których został mój Ojciec. Po śmierci Mamy dostałem wrzodów na brzuchu. Sprowadzony rosyjski lekarz powiedział, że niezbędny jest zabieg, który sprawił okropny ból. Na brzuszku zagnieździły się robaki. Przeżyłem. Wujek Maniek Słowik zrobił mamkę do karmienia dziecka z cholewy buta. Wychowywała mnie najpierw Babcia Katarzyna, a potem Wujek Maniek z Żoną. Dzieci własnych nie mieli. Jerzy Rzetelny, rocznik 1942, wspomnienia wysłuchane. Kiedy nasiliły się walki sierpniowe uciekliśmy: Mama, Halina 5 lat, ja 2 lata; Ojciec został jeszcze w Lisowie. Parowem do Sadłowic i w prawo na Studzianki dostaliśmy się do wąwozu w Męczennicach, przeżyliśmy tam jakoś dwa dni w dole ziemniaczanym i jak dołączył do nas Ojciec, dotarliśmy do Koćmierzowa, gdzie mieszkał brat Franciszka Rzetelnego. Na Wesołówce zmarła Babcia żona Franciszka. Całą wojnę, do wyzwolenia, przedulczyliśmy w Koćmierzowie. Tam też przez cały czas byli Janikowie i Stachy Rzetelne ze Sławkiem oraz kilkanaścioro miejscowych dzieci. Kiedy front ruszył w zimie przenieśliśmy się do Opatowa i tam przekocołowaliśmy prawie dwa lata w budynku pożydowskim. Ojciec robił co mógł, żeby nas utrzymać; trochę handlował, trochę pędził bimber i podejmował doraźne roboty. Po powrocie do Lisowa zamieszkaliśmy w oborach, bo mieszkanie było rozebrane na niemieckie bunkry. Ojciec sklecił jakąś kuchenkę do gotowania; spały przy niej dzieci i ciotka. Ojce spali na strychu obory. Zdzisław Rzetelny, rocznik 1946, wspomnienia wysłuchane. W czasie żniw wracali z pola i ostrzał był tak silny, że musieli uciekać z domu. Uciekli do piwnicy Grada. To tam przy tej piwnicy Ojciec z siedmiomiesięcznym Sławkiem na ręku zawadził się o sztachetę i krzyczał przerażony, że zabił syna. Sławkowi nic się nie stało, ale zdarzenie pozostało w powszechnej pamięci wsi, po dzień dzisiejszy. W tej piwnicy raniona była Babcia. Rosjanie zabrali ją do szpitala polowego na Wesołówce i tam zmarła. Po wojnie znajomi 185
z Wesołówki poinformowali rodziców o miejscu jej pochówku, co dało możliwość przeniesienia Jej na cmentarz. Po nasilającym się bombardowaniu razem z innymi rodzinami Rodzice uciekli do wąwozu męczennickiego. W wąwozie przebywali kilka dni. Ojciec przynosił mleko dla Sławka z najbliższego domu Wójtowiczów. Potem uciekli do Koćmierzowa, do brata Dziadka. Tam nazbierało się dużo ludzi. Oprócz moich Rodziców ze Sławkiem przyszli tam też stryj Józek z żoną, Haliną i Jurkiem, Janikowie pewnie z Gienkiem, Tejkowscy. To było za dużo ludzi, żeby mogli się wyżywić. Rodzice odłączyli się i poszli do Wierzbin. Tam Ojciec zarabiał w polu, młócił cepami, a Mama robiła bimber z rozmrażanych buraków i sprzedawali go na pobliskim jarmarku i ruskim żołnierzom. Po powrocie do Lisowa zastali tylko piwnicę i studnię. Ojciec poszedł na łąkę, naciął gałęzi, zrobił szałas, przykrył badylami ziemniaczanymi i tak na razie mieszkali. Gdy padał deszcz uciekali do piwnicy. Potem postawili dom jednoizbowy połączony z oborą, z pustaków zrobionych samodzielnie przy łące. Pustaki powodowały wilgoć w domu i Ojciec obłożył ściany cegłą, która jednak się rozlasowała. W tej izdebce mieszaliśmy w pięć osób: rodzice, my ze Sławkiem i dziadek. Dziadek był chory, musiał mieć lepsze miejsce i pierzynkę, a my jak popadło. Dom obecny rodzice postawili dopiero w latach sześćdziesiątych, tak jak i twoi. Wincenty Kilijański, rocznik 1951, wspomnienia wysłuchane. Walki frontowe w 1944 r. zastały moich rodziców, tj. Józefa Kilijańskiego i Helenę z domu Mądry z Sadłowic, przy pracach żniwnych. Zostali brutalnie wyrzuceni z domu przez żołnierzy rosyjskich. Uciekli do Chodurskich, tam byli Niemcy i wysiedlili rodziców do Koszyc. Ojciec starał się wrócić do Lisowa, aby zabrać jakieś niezbędne rzeczy. Złapany został przez Niemców i razem ze Stanisławem Wojciechowskim z Sadłowic wywieziono ich do Niemiec. Mieli pracować w niemieckim gospodarstwie rolnym. Zdecydowali się na ucieczkę w przebraniu kobiecym. Ojciec dotarł do rodziny w Koszycach; opowiadał potem dzieciom, że gdy wrócili do Lisowa po przejściu ofensywy zimowej, zastali wszystko spalone i żywili się głąbami zamarzniętej kapusty znalezionymi na polu. Sprzęt rolniczy wykorzystali Rosjanie, budując barykady przed atakującymi Niemcami. Zaraz po wojnie przyjeżdżała do Lisowa córka siostry mojej Mamy, Aleksandra Popek, rocznik 1941, do dziś wspomina: zapamiętałam Lisów cały spalony. Stały tylko kuchenki letnie ze sterczącymi kominami nakryte wiaderkami lub garnkami. Stach Mierzyński, Tadeusz, Jan i Marysia Chodurscy w różnych latach powojennych odwiedzali miejscowości, w których byli na wysiedleniu. Nie było już tam żywej pamięci tamtych dni i miesięcy. 186
Lista osób z Lisowa, które zginęły podczas przejścia frontu w 1944 r. i od niewybuchów w latach powojennych: Adamczyk Zbigniew Barbach Józef Barabasz Agnieszka Kasiński Paweł dziecko Adama Lisicy Majcher Stefania Miśkiewicz Stefan Orłowski Stanisław Rumiński Józef Rzetelna Franciszka Stępień Jan Wasińska Teofila Wesołowski Stanisław Lista osób z Lisowa rannych podczas przejścia frontu w 1944 r. i od niewybuchów w latach powojennych: Barbach Tadeusz Czajka Stanisław Kilijański Stanisław Lisica Adam Wołek Wiesław Nauczyłem się i zapamiętałem, że wojna oznacza śmierć, okrucieństwo, zniszczenia, głód, wszy i uwalnia ciemne strony ludzkiej natury. Tymczasem dowiaduję się, że podobno premier mojego kraju w towarzyskiej rozmowie oznajmił, że wojna ułatwia zarządzanie oczekiwaniami, powoduje mniejszy nacisk na podwyższanie płac i świadczeń socjalnych; wywołuje wzrost wydajności pracy. Wicepremier zaś powiedział publicznie, że wojna oprócz zniszczeń wszelakich kształtuje męstwo i patriotyzm. Przypomnijmy głos poetów: Wisława Szymborska Koniec i początek Po każdej wojnie ktoś musi posprzątać. Jaki taki porządek sam się przecież nie zrobi. Ktoś musi zepchnąć gruzy na pobocza dróg, żeby mogły przejechać wozy pełne trupów. 187
Ktoś musi grzęznąć w szlamie i popiele, sprężynach kanap, drzazgach szkła i krwawych szmatach. Ktoś musi przywlec belkę do podparcia ściany, ktoś oszklić okno i osadzić drzwi na zawiasach. Fotogeniczne to nie jest i wymaga lat. Wszystkie kamery wyjechały już na inną wojnę. Mosty trzeba z powrotem i dworce na nowo. W strzępach będą rękawy od zakasywania. Ktoś z miotłą w rękach wspomina jeszcze jak było. Ktoś słucha, przytakując nie urwaną głową. Ale już w ich pobliżu zaczną kręcić się tacy, których to będzie nudzić. Ktoś czasem jeszcze wykopie spod krzaka przeżarte rdzą argumenty i poprzenosi je na stos odpadków. Ci, co widzieli o co tutaj szło, muszą ustąpić miejsca tym, co wiedzą mało. I mniej niż mało. I wreszcie tyle co nic. W trawie, która porosła przyczyny i skutki, 188
musi ktoś sobie leżeć z kłosem w zębach i gapić się na chmury. Bułat Okudżawa Trzy miłości (fragm.) Pierwsza wojna pal ją sześć, to już tyle lat, druga wojna jeszcze dziś winnych szuka świat a ta trzecia, gdy wtem wtargnie w nasze dni winien będziesz ty, winien będziesz ty Łódź, grudzień 2018 189
AUTOREFERATY
http://dx.doi.org/10.18778/1506-6541.24.10 Zeszyty Wiejskie, z. XXIV, 2018 Karolina Wanda Rutkowska Łowicz Regionalizm łowicki w okresie Polski Ludowej 1 Prezentowana dysertacja jest próbą bilansu aktywności regionalistycznej Łowiczan w okresie Polski Ludowej. Szczególnym przedmiotem analizy uczyniłam działalność organizacji społecznych, instytucji państwowych oraz indywidualne przejawy troski o dobro małej ojczyzny, jakie można było zaobserwować w Łowiczu i okolicach w latach 1945-1989. Praca ta wpisuje się w nurt badań regionalnych. Analiza regionalizmu łowickiego w okresie Polski Ludowej, jak i w czasach wcześniejszych, nawiązuje do tradycji francuskiej, która traktowała to zjawisko jako ruch społeczny. Ze względu na ilość podejmowanych w tym czasie inicjatyw lokalnych, skupiłam się na prześledzeniu działalności organizacji, instytucji oraz pracy poszczególnych społeczników na terenie Łowickiego, traktując je jako przejaw oddolnej działalności. Mam świadomość istnienia i działania organizacji ogólnopolskich, które w swoich programach propagowały idee pielęgnowania tradycji i historii małych ojczyzn, w tym także Łowickiego. Jednak doceniam ich wpływ na upowszechnianie wiedzy o regionie łowickim w szerszych kręgach społecznych. W badaniach przyjęłam następującą tezę główną: regionalizm łowicki był zjawiskiem istniejącym także w okresie Polski Ludowej. W pracach mających na celu zweryfikowanie tezy głównej poszukiwałam również odpowiedzi na tezy cząstkowe, ujawniające się w następujących pytaniach: 1) jak w omawianym okresie kształtowało się życie społeczno-kulturalne regionu? 2) jaki wpływ na działalność regionalistyczną miały zmiany w sytuacji społeczno-politycznej? 3) jaki wpływ na aktywizację mieszkańców miały organizacje społeczne tworzone w okresie Polski Ludowej? 4) jaką rolę w aktywności organizacji społecznych Łowiczan odgrywały oświata i kultura? 5) jakie czynniki przeważały w działalności regionalistycznej: związane z kulturą ludową czy z dziejami Łowicza i regionu? 1 Autoreferat rozprawy doktorskiej obronionej na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego 18 października 2018 r. Promotorzy: dr hab. Andrzej Lech, prof. UŁ, dr Damian Kasprzyk (promotor pomocniczy), UŁ, recenzenci: dr hab. Jan Adamowski, prof. UMCS, ks. prof. zw. dr hab. Henryk Skorowski (UKSW). 193
6) które z przejawów regionalizmu łowickiego były akceptowane i wspierane przez władzę państwową? 7) na ile w okresie Polski Ludowej realizowano zasadę personalizmu regionalistycznego, mimo nacisków ideologicznych, i jaki to miało wpływ na kształtowanie tożsamości społeczno-kulturowej? 8) w jaki sposób społeczność Łowicza i całego regionu odbierała inicjatywy podejmowane przez regionalistów? Tematyka pracy odnosi się w głównej mierze do wydarzeń między wyzwoleniem Łowicza i całego regionu spod okupacji niemieckiej a transformacją ustrojową, której początek nastąpił w czerwcu 1989 r. Były to wydarzenia z dziejów państwa, które miały też zdecydowany wpływ na kulturę. Zapoczątkowało ten okres powstanie państwa w ramach ustroju socjalistycznego, zakończyła zaś zmiana ustroju i odejście od realizacji ideologii, która okazała się utopią. Ponieważ tradycje związane z regionalizmem tego terenu sięgają końca XIX w., uznałam za stosowne przybliżyć je w skróconej formie. Działania podejmowane po 1945 r. stanowiły kontynuację tych, które rozpoczęli pierwsi regionaliści łowiccy. Przy czym należy podkreślić, iż w okresie Polski Ludowej nie mamy do czynienia z klasyczną formą regionalizmu, którego rodowód sięga XIX-wiecznej Francji. W nowych warunkach społeczno-politycznych regionalizm łowicki mógł się rozwijać jednak tylko jako ruch częściowo oddolny, ale w zasadzie sterowany przez władze centralne państwa. Podstawę ustaleń faktograficznych pracy stanowią źródła archiwalne, informacje pochodzące z opublikowanych opracowań dotyczących Łowicza i okolic, które odnoszą się do interesujących mnie zagadnień oraz źródła wywołane, stanowiące relacje z działalności regionalistycznej w latach 1945-1989. Dotychczas problematyka regionalizmu łowickiego nie była przedmiotem osobnego opracowania naukowego. Ważnym źródłem dla rozprawy były dokumenty archiwalne. W związku z tym kwerendą objęłam zespoły akt znajdujące się w Archiwum Państwowym m.st. Warszawy, Oddział w Łowiczu, Archiwum Państwowym w Łodzi oraz w Instytucie Pamięci Narodowej, Oddział w Łodzi. Zapoznałam się także z archiwami instytucji i organizacji społecznych funkcjonujących w Łowiczu. Cennym źródłem wiedzy były prywatne archiwa mieszkańców Łowicza i regionalistów. Pomocnym źródłem informacji okazały się także czasopisma ukazujące się w Łowiczu. Praca ma charakter interdyscyplinarny; poruszający zagadnienie z pogranicza antropologii kulturowej, historii i socjologii. W związku z tym zastosowałam różne metody badań. Wykorzystałam grupę tzw. badań niereaktywnych, polegających na analizie zachowań społecznych, przy jednoczesnym niewpływaniu na te zachowania. Metodę tę wykorzystałam do jakościowej analizy treści zawartych w dokumentach archiwalnych, opracowaniach czy artykułach prasowych. Dzięki temu mogłam prześledzić działalność regionalistyczną w oparciu o zachowane materiały wykonane przez organizacje społeczne i instytucje. Drugą metodą zastosowaną przeze mnie dla uzyskania materiałów badawczych była metoda wywiadu standaryzowanego. Moją grupą badawczą były 194
osoby bezpośrednio związane z funkcjonującymi wówczas organizacjami, podejmującymi działania regionalistyczne. Grupę tę poszerzyłam także o osoby, które bezpośrednio były beneficjentami lub uczestnikami życia społeczno-kulturalnego propagowanego przez regionalistów łowickich. Do współpracy udało mi się zaprosić 60 osób. Tezę główną pracy zweryfikowałam w ramach pięciu rozdziałów, ułożonych poprzez zastosowanie kryterium rzeczowo-chronologicznego. Pierwszy, zatytułowany Wyznaczniki kulturowe regionu i początki regionalizmu łowickiego (do 1939 r.) jest rozdziałem wprowadzającym do zagadnienia. W czterech podrozdziałach przybliżyłam historię Łowicza i regionu łowickiego, by móc zaznaczyć obszar moich zainteresowań badawczych, dokonałam szkicu na temat kultury ludowej, stanowiącej wyznacznik odrębności Łowickiego oraz dokonałam skróconego przedstawienia regionalizmu łowickiego do wybuchu drugiej wojny światowej. Uważam, że jest to zabieg konieczny, ponieważ pokazuje on zjawisko regionalizmu w czystej, pierwotnej postaci, działania zaś podejmowane przez poszczególne osoby i organizacje miały swoją kontynuację w późniejszym okresie. W drugim rozdziale, zatytułowanym Próby odrodzenia regionalizmu w nowych warunkach ustrojowych przedstawiłam straty w kulturze, jakie wywołała druga wojna światowa w regionie łowickim oraz próby odrodzenia działalności regionalistycznej do 1948 r. Trzeci rozdział, Upaństwowienie regionalizmu (1948-1956), odnosi się do okresu stalinizacji, w którym można było zauważyć próby likwidacji oddolnego ruchu społeczno-kulturalnego oraz wzmożoną działalność organów państwowych w kreowanie nowego, scentralizowanego podejścia do szeroko rozumianej kultury. Rozdział ten opatrzony został także w część poświęconą roli Kościoła katolickiego w zachowaniu tradycji kulturowych w tym trudnym okresie. Czwarty rozdział, najobszerniejszy, zatytułowany Regionalizm łowicki w warunkach realnego socjalizmu, porusza zagadnienia związane z działalnością regionalistyczną w latach 1956-1989. Został podzielony na cztery części, odnoszące się do istotnych wydarzeń historycznych. W związku z tym przeanalizowałam inicjatywy podejmowane przez działaczy społecznych w dobie odwilży popaździernikowej, okresie obchodów 1000-lecia Państwa Polskiego, lat stabilizacji (1971-1980) oraz stanu wojennego wraz z jego następstwami. Piąty rozdział dysertacji stanowi obszerna próba oceny dorobku regionalizmu łowickiego okresu Polski Ludowej. Uzupełnieniem merytorycznej części mojej pracy są aneksy, na które składają się dwa słowniki, Słownik regionalistów łowickich okresu Polski Ludowej (aneks nr 3) oraz Słownik organizacji społecznych działających w latach 1945-1989 (wybór) (aneks nr 4). Pragnę zwrócić uwagę na kwestię ściśle wiążącą się z regionalizmem, a mianowicie z wizualnością Łowicza i całego regionu łowickiego. Wycinanki i inne, czasami stylizowane, elementy nawiązujące do kultury ludowej były w przestrzeni Łowicza zjawiskiem wszechobecnym. Spotykało się je już na dworcach, a także w sklepach oraz wielu innych budynkach użyteczności publicznej. Objawiało się to nie tylko tym, że w większości placówek edukacyjnych były 195
otwierane izby pamięci narodowej czy izby ludowe, zwane także regionalnymi, lecz także dekorowano, głównie wycinankami, korytarze tychże instytucji. Dekoracje nawiązujące bezpośrednio do dorobku kulturowego regionu były stosowane także w szeroko rozumianej przestrzeni miejskiej. Często wielkoformatowe elementy dekoracyjne, stawiane w centralnych punktach miasta czy zdobiące elewacje, podkreślały obecność folkloru i jego wartość dla kultury kraju. Charakterystyczne witacze w postaci tańczącej pary łowickiej znajdowały się także przy drogach wjazdowych do miasta. Dokonując oceny regionalizmu łowickiego w tym czasie, odwołam się do dwóch wyraźnie się odróżniających aspektów: życia umysłowego Łowicza i regionu oraz odniesień do kultury ludowej tego terenu. Pierwsze zagadnienie rozumiem następująco: pomimo usilnych starań negowania historycznych związków miasta z arcybiskupami gnieźnieńskimi w okresie Polski Ludowej, regionaliści zwracali uwagę w swojej pracy właśnie na wpływ książąt kościoła w rozwoju Łowickiego. Pośród podejmowanych przez nich działań wielokrotnie wskazywali na te kwestie. Poszerzam ten aspekt o wszelkie inne inicjatywy społeczno-kulturalne, które podnosiły zagadnienia związane z historią miasta i regionu. Druga kwestia dotyczy tych wszystkich działań, których nadrzędnym celem miało być odwoływanie się do tradycji związanych z życiem i działalnością ludu zamieszkującego okoliczne wsie, stanowiące niegdyś historyczne Księstwo Łowickie. Jak wykazałam w pierwszym rozdziale, tutejsi mieszkańcy stanowili odrębną grupę etnograficzną, charakteryzującą się unikalną kulturą. I właśnie ten element, jakim niewątpliwie była kultura ludowa Księżaków, stanowił odpowiednie podłoże do kształtowania się regionalizmu łowickiego. Mimo wyraźnych różnic w intencjach i rozwiązaniach formalnych, regionalizm łowicki w okresie Polski Ludowej odnosił się do wartości tradycyjnych. Pozwoliło to przetrwać ruchowi regionalistycznemu Łowickiego i tym samym pozytywnie wpłynąć na utrzymanie tożsamości społeczno-kulturowej Łowiczan. 196
RECENZJE