Nasi nie zawsze są dobrzy Z historykiem Grzegorzem Motyką rozmawiają Tomasz Kułakowski i Paweł Pieniążek NOWA EUROPA WSCHODNIA: Wiele osób w Polsce wciąż nosi w sobie pamięć ukraińskich zbrodni, nie mogą pogodzić się z tym, że sąsiedzi ich rodziców i dziadków ruszyli na Polaków z kosami, sierpami i siekierami. Jakby Pan im wytłumaczył to, co stało się na Wołyniu? GRZEGORZ MOTYKA: Zacznę od tego, że bez względu na trafność i zasadność twierdzeń naukowca stworzony przez niego opis i tak do końca nie zadowoli osób, które przeżyły te tragiczne wydarzenia. Noszą one na swych barkach emocjonalne brzemię, dlatego naukowe wyjaśnienia będą budzić w nich niedosyt. Podstawową rzeczą, która dzieliła Polaków i Ukraińców w czasie drugiej wojny światowej, był spór o ziemię, o granicę. Jedni i drudzy chcieli, aby Galicja i Wołyń znalazły się w składzie ich przyszłego państwa. W znalezieniu kompromisu nie pomagała pamięć o nieudanej polityce narodowościowej władz II Rzeczypospolitej. Mniejszość ukraińska była powszechnie niezadowolona ze swojego położenia polityczno- -kulturalnego w państwie polskim, co stworzyło podatny grunt do głoszenia radykalnych haseł. W dodatku w całej ówczesnej Europie popularne były poglądy skrajnie nacjonalistyczne. A właśnie ideologię integralnego nacjonalizmu wyznawali OUN-owcy, którzy chcieli stworzyć nie tylko niepodległą, ale też homogeniczną etnicznie Ukrainę. To nie oznacza oczywiście, że już w momencie utworzenia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w 1929 roku jej członkowie postanowili wymordować wszystkich Polaków. Jeszcze w roku 1941 rząd Jarosława Stećki chciał częściowo wymordować inteligencję w Galicji Wschodniej, a resztę polskiej ludności wypędzić poza granice regionu bądź przymusowo zukrainizować. Wzorowano się przy tym wyraźnie na polityce nazistów prowadzonej na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy. Moim zdaniem, dopiero Zagłada Żydów uświadomiła członkom OUN, że można dokonać czystki etnicznej i po prostu unicestwić niechcianą grupę ludności. Tej pokusie w 1943 roku uległo wołyńskie kierownictwo banderowskiej frakcji OUN. Niezależnie od destrukcyjnego przykładu polityki nazistów, na ówczesną sytuację wpływ wywarli też Sowieci. Chodzi mi nie tylko o masowe represje z lat 1939-1941, ale też o propagandę komunistyczną nawołującą z pozoru do walki jedynie z panami i obszarnikami, ale faktycznie z całą polską ludnością w sowieckim przekazie często bowiem stawiano znak równości pomiędzy ziemianami i szlachcicami a Polakami.
136 Historia Nasi nie zawsze są dobrzy Z G.Motyką rozmawiają T. Kułakowski i P. Pieniążek Jest Pan w stanie pojąć i wytłumaczyć to barbarzyństwo? Kosy, sierpy, widły, siekiery, zabijanie kobiet i dzieci, nadziewanie trupów na płoty Używano narzędzi rolniczych, ponieważ broni palnej było mało, a poza tym oszczędzano amunicję. Skali barbarzyństwa nie tłumaczyłbym jedynie emocjami i brakami w uzbrojeniu, czasami bowiem stała za nim chłodna kalkulacja. W niektórych rozkazach OUN wprost nakazywano masakrowanie zwłok i pozostawianie ich w widocznym miejscu. Liczono na to, że w ten sposób przyspieszy się ucieczkę Polaków. W jakim stopniu prawdziwe jest zjawisko spontanicznego, emocjonalnego udziału ukraińskich chłopów w mordowaniu Polaków? Takich spontanicznych akcji było niewiele. Ludność miejscowa była przeważnie werbowana, czasem nawet przymusowo mobilizowana. Oczywiście, jakaś część Ukraińców z ochotą włączała się w akcje zabijania Polaków, była to bowiem okazja do załatwienia sąsiedzkich porachunków czy dokonania zwykłego rabunku. Ożywały najniższe instynkty, które zwykle ujawniają się w sytuacji pożogi. Nie natrafiłem jednak na przypadek, by jakaś wioska została zniszczona przez gromadę wściekłych chłopów, którzy kierowali się żądzą zemsty. Zawsze inicjatorem była powiązana z OUN grupa, która w szczegółach przygotowywała napady. W jednym ze znanych mi dokumentów wyliczono nawet pudełka zapałek wydane zmobilizowanym chłopom, którzy zaopatrzeni jedynie w żagwie mieli, idąc tuż za oddziałem Ukraińskiej Powstańczej Armii, podpalić polską wioskę. To nie była rewolucja społeczna, tylko odgórna akcja. Istnieje wiele mitów na temat Wołynia. Jeden z nich głosi, że Polacy byli obszarnikami i kolonistami, wysłanymi przez władze II Rzeczypospolitej na te ziemie w celu ich polonizacji. Większość trzystutysięcznej polskiej gromady miała korzenie sięgające dziesiątków lat wcześniej. Owszem, była grupa kolonistów z czasów II RP, ale w 1940 roku prawie wszyscy zostali deportowani przez Sowietów w głąb ZSRR. Nawiasem mówiąc, ta decyzja mogła też wpłynąć na radykalizację OUN, która przed wojną chciała pozbyć się ziemian i kolonistów, a gdy zostało ich niewielu, rozciągnęła swoje plany na pozostałe grupy polskiej ludności. Jak zaczął się polsko-ukraiński konflikt lat czterdziestych? Na Ukrainie popularny jest pogląd, że Polacy zaczęli mordować Ukraińców na Chełmszczyźnie, a Wołyń był odpowiedzią. Nie ma dowodów na to, że ukraińskie wioski były atakowane na Lubelszczyźnie przed lutym 1943 roku, zanim UPA rozpoczęła akcje na Wołyniu. Dopiero w maju 1943 roku napady na Ukraińców, dotąd skierowane w wybranych przedstawicieli tej społeczności, zaczęły dotykać całych wiosek. W kilku przypadkach mamy wtedy do czynienia z zabójstwami kilkudziesięcioosobowych grup ludności. Wszystkie te akcje były jednak bezpośrednio wywołane wysiedleniami Polaków prowadzonymi w tym regionie przez Niemców.
Nasi nie zawsze są dobrzy Z G.Motyką rozmawiają T. Kułakowski i P. Pieniążek Historia 137 Antyukraińskie działania polskiej partyzantki na Zamojszczyźnie zapewne wygasłyby po załamaniu się niemieckiej akcji wysiedleńczej, gdyby nie to, że w drugiej połowie 1943 roku zaczęły napływać na te tereny tysiące uciekinierów z Wołynia. To sprawiło, że polskie podziemie postanowiło zintensyfikować uderzenia w Ukraińców, częściowo w odwecie, a po części w obawie, by wołyńskie czystki nie powtórzyły się po drugiej stronie Bugu. Przybrało to szczególnie tragiczny charakter na początku 1944 roku, kiedy spalono kilkadziesiąt ukraińskich wiosek i zabito setki ukraińskich cywilów. Powtórzę: stało się to po antypolskiej akcji UPA na Wołyniu, a nie przed nią, o czym mówią zarówno polskie, jak i ukraińskie dokumenty. Inna rzecz, że teoria nazywana umownie Wołyń był zemstą za Lubelszczyznę była już wtedy szeroko rozpowszechniona wśród galicyjskiej społeczności ukraińskiej. Mamy tu jednak do czynienia ze zbiorowym złudzeniem, wywołanym w jakiejś mierze ówczesnym obiegiem informacji. Wpisała się w to banderowska propaganda, która zaczęła w taki właśnie sposób usprawiedliwiać działania UPA. Nie tylko historycy, ale również wielu ukraińskich polityków stara się umniejszać zbrodnie na Wołyniu, tłumacząc, że oba narody znajdowały się w sowiecko-hitlerowskich sidłach. Jaki był realny wpływ Sowietów i Niemców na to, co się stało? Pośrednio duży. Sowiecka i niemiecka polityka okupacyjna przygotowały grunt dla banderowskich działań. Zbrodnie popełnione przez jednych i drugich oswoiły ludzi ze śmiercią, pokazały, że jest możliwe usuwanie całych grup ludności. Stąd był już tylko krok do podjęcia decyzji o depolonizacji. Nie ma natomiast dowodów na to, by Niemcy bądź Sowieci bezpośrednio sprowokowali czystki etniczne na Polakach. Nieprawdziwy jest na przykład pogląd mówiący, że za pierwsze napady na Polaków odpowiadają sowieccy partyzanci udający banderowców (według tej koncepcji, ataki te miały wywołać polski odwet, a ten z kolei reakcję UPA). Tymczasem we wszystkich przypadkach napadów na polskie wioski, w których udało się ustalić sprawców, okazali się nimi banderowcy. Co istotne, dotyczy to także Parośli, pierwszej wsi wymordowanej w ramach antypolskiej akcji na początku lutego 1943 roku. I chociaż nie wszystko jeszcze wiemy, choćby z braku pełnego dostępu do sowieckich archiwów, to o sprawstwie Moskwy można by mówić jedynie wtedy, gdyby przywódcy OUN-B, którzy podjęli decyzję o antypolskich czystkach etnicznych (na Wołyniu Dmytro Kljaczkiwśkyj, pseudonim Kłym Sawur, a w Galicji Roman Szuchewycz Taras Czuprynka ) okazaliby się sowieckimi agentami. A to przecież absurd. Kto, obok Kljaczkiwśkiego, ponosi odpowiedzialność za rzeź wołyńską? Stepan Bandera siedział w więzieniu Jesienią 1942 roku zapadła decyzja centralnego kierownictwa OUN-B, by
138 Historia Nasi nie zawsze są dobrzy Z G.Motyką rozmawiają T. Kułakowski i P. Pieniążek w momencie rozpoczęcia rewolucji narodowej przystąpić do wypędzania Polaków pod groźbą śmierci z ziem uznawanych przez nacjonalistów za etnograficznie ukraińskie. Na Wołyniu ta decyzja została zmieniona w plan eksterminacji Polaków w dużej mierze pod wpływem Dmytra Klaczkiwskiego, dowódcy OUN-B i UPA w tym regionie. Pewne jest, że w maju 1943 roku Kłym Sawur przekazał do oddziałów UPA w zachodnich powiatach województwa wołyńskiego rozkaz nakazujący wymordowanie wszystkich Polaków. Według mnie, Kłym Sawur i jego otoczenie, w tym organizator UPA w rejonie Sarn na Wołyniu Iwan Łytwynczuk, podjęli taką decyzję samodzielnie. Nie ma dowodów, że w procesie jej podejmowania uczestniczył w tym czasie Roman Szuchewycz. Natomiast z pewnością latem lub jesienią 1943 roku Szuchewycz zaaprobował akcję Kljaczkiwśkiego i uznał za celowe jej rozszerzenie na inne tereny. On też ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za antypolskie czystki etniczne w Galicji. Stepan Bandera jest w Polsce ikoną wszystkiego złego, co stało się na Wołyniu w latach 1943-1944. Skąd ten fenomen? Bandera w latach 1941-1944 przebywał w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen i siłą rzeczy nie mógł odpowiadać za antypolskie czystki na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Nie zmienia to faktu, że przeprowadziła je frakcja OUN, którą stworzył. Dla jej członków był on wzorem, sztandarem, powszechnie podziwianym za ofiarność dla sprawy narodowej ze względu na długie lata spędzone w polskim więzieniu, a potem w niemieckim obozie. Dlatego, mimo że Bandera nie odniósł większych sukcesów jako kierownik OUN (lepszym organizatorem okazał się na przykład Szuchewycz, który kierował walką UPA z Sowietami w latach 1944-1950), traktowano go jako wybitnego przywódcę. Proces mitologizacji jego osoby przypieczętował agent KGB, który dokonał w 1959 roku w Monachium zamachu na Banderę. Czy z prawnego punktu widzenia rzeź wołyńska spełnia definicję ludobójstwa? Zgodnie z definicją ludobójstwa przyjętą w 1948 roku przez Organizację Narodów Zjednoczonych, oznacza ono fizyczną eksterminację jakiejś grupy ze względu na jej pochodzenie narodowe, etniczne, rasowe lub religijne. Wśród badaczy trwa spór o to, od jakiego momentu możemy mówić o ludobójstwie. Są tacy, którzy uważają, że decyduje o tym liczba ofiar, czyli kiedy są ich setki tysięcy, jak w przypadku rzezi Ormian, Zagłady Żydów czy masakry Tutsi w Rwandzie w 1994 roku. Według mnie, należy stosować ten termin także wtedy, gdy intencją sprawców było doprowadzenie do nieistnienia danej grupy etnicznej, narodowej, religijnej także na mniejszym terytorium. Przykładając tę matrycę prawną do akcji ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, moim zdaniem, musimy uznać, że miały one charakter ludobójczy. Nawet w tym najbardziej łagodnym planie z końca 1942 roku zakładano,
Nasi nie zawsze są dobrzy Z G.Motyką rozmawiają T. Kułakowski i P. Pieniążek Historia 139 że część Polaków trzeba będzie zabić, aby pozostałych zmusić do wyjazdu. Tym bardziej definicję ludobójstwa spełniają antypolskie czystki na Wołyniu, gdzie wprost nakazywano wyniszczenie całej ludności. Uważam, że antypolska akcja UPA miała charakter ludobójczej czystki etnicznej. I to odróżnia działania UPA od polskiego odwetu, który przeważnie wynikał z inicjatyw lokalnych komendantów kierujących się różnymi motywami, często zaś po prostu chęcią wymierzenia ślepej zemsty. Tylko niektóre z polskich pacyfikacji można uznać za mające znamiona ludobójstwa. Mam tu na myśli na przykład mord w Wierzchowinach w 1945 roku, gdzie oddział Narodowych Sił Zbrojnych wymordował prawie dwustu Ukraińców intencją sprawców (niewyrażoną, co prawda, wprost) było wyniszczenie ludności prawosławnej w tej wsi, a prawdopodobnie też na terenie całej Lubelszczyzny. Czyli z kwalifikacją prawną nie byłoby problemu? Jeśli chodzi o działania UPA, moim zdaniem nie Z oficjalnych dokumentów ukraińskich nie wynika, aby antypolskie akcje miały przyjąć tak makabryczną formę. Rozkazy miały zakłamać rzeczywistość czy żołnierze się do nich nie stosowali? Rozkazy UPA w Galicji Wschodniej inaczej niż na Wołyniu nakazywały zabijać wyłącznie mężczyzn, i to w wioskach, gdzie wcześniej rozrzucono ulotki wzywające Polaków do wyjazdu. Tymczasem w wyniku napadów często ginęli wszyscy, także kobiety i dzieci. Myślę, że w wielu przypadkach działo się tak z powodu inicjatyw lokalnych dowódców. Ale nawet gdyby te rozkazy były wykonywane w 100 procentach, to i tak nie zmieniałoby to oceny prawnej antypolskiej akcji. Bo choć celem było wypędzenie Polaków, to z góry zakładano wyniszczenie części z nich. Przecież w czasie wojny w Jugosławii w Srebrenicy też zabijano tylko mężczyzn, a mimo to uznano tę zbrodnię za ludobójstwo. Informacje o liczbie ofiar są rozbieżne różnice sięgają kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Ile osób zginęło naprawdę? Na podstawie istniejących danych naukowych, można mówić o śmierci około 100 tysięcy Polaków. Zapewne będzie to trochę mniejsza liczba, jednak proponuję używać sformułowania około 100 tysięcy, bo być może w przyszłości badania naukowe pokażą, że liczba ofiar jest o kilka-kilkanaście tysięcy większa. Słowo około wskazuje, że badania nie są zakończone. W wyniku polskiego odwetu po stronie ukraińskiej zginęło bez strat zadanych przez polską policję pomocniczą 10-15 tysięcy Ukraińców. Większość na ziemiach dzisiejszej Polski. Skąd wiemy, ile osób zamordowano i jaka jest ich tożsamość narodowa? Z relacji ocalałych świadków oraz różnych dokumentów, na przykład polskiego
140 Historia Nasi nie zawsze są dobrzy Z G.Motyką rozmawiają T. Kułakowski i P. Pieniążek i ukraińskiego podziemia. Niemniej, dokładne ustalenie liczby ofiar jest często rzeczą niezwykle trudną. W przypadku niektórych napadów są podawane rozbieżne liczby od 600 do 800, a czasami nawet od 300 do 1000 zabitych. Niejednokrotnie tego typu wątpliwości mogłoby rozwiać tylko dokonanie ekshumacji. W kilku wioskach na Wołyniu przeprowadzono je na początku lat dziewięćdziesiątych z inicjatywy doktora Leona Popka. Potwierdziły one relacje ocalałych o ludziach zabijanych setkami w stodole za pomocą tępych narzędzi. Czyli zostało jeszcze wiele białych plam? Do 1989 roku temat rzezi wołyńskiej faktycznie pozostawał białą plamą. Cenzura nie pozwalała bowiem na zajmowanie się historią polskiej obecności na wschodnich ziemiach II RP. Natomiast w ciągu ostatnich dwudziestu lat historycy pomimo dzielących ich różnic doprowadzili do stworzenia generalnego obrazu ówczesnych wydarzeń, który dziś jest chyba nawet pełniejszy niż w przypadku zbrodni popełnionych na Polakach przez Niemców. Akcja Wisła była konieczna do pozbycia się ukraińskich nacjonalistów? Konflikt polsko-ukraiński z lat 1943- -1947 dzieli się na dwa etapy. Pierwszy, rozpoczęty wymordowaniem Polaków we wsi Parośla, trwa do wiosny 1945 roku. W tym czasie dynamikę wydarzeń narzucają OUN i UPA. Drugi etap rozpoczyna się wraz z wejściem Armii Czerwonej jest to okres stalinowskich czystek etnicznych. Aby utwierdzić nowe granice państwowe, Stalin nakazał dokonanie wymiany ludności: Polacy mieli opuścić Wołyń i Galicję Wschodnią, a Ukraińcy oraz Łemkowie ziemie dzisiejszej Polski. Akcja wysiedleńcza była prowadzona w obu kierunkach w latach 1944-1946, przy czym miała ona mniej lub bardziej przymusowy charakter. Polakom na przykład wyraźnie sugerowano, że jeśli nie opuszczą Lwowa dobrowolnie, to i tak wyjadą, tyle że do kopalni w Donbasie. Przy wysiedlaniu Ukraińców natomiast stosowano od jesieni 1945 roku przymus bezpośredni. Ludzi wywożono z Polski pod lufami karabinów żołnierzy Wojska Polskiego. Po zakończeniu wysiedleń na Ukrainę, w 1947 roku na południowo-wschodnich ziemiach dzisiejszej Polski została jeszcze grupa około 140-150 tysięcy Ukraińców i Łemków, a także działała tam upowska partyzantka. 29 marca 1947 roku, dzień po śmierci w zasadzce UPA generała Karola Świerczewskiego, Biuro Polityczne Polskiej Partii Robotniczej przyjęło uchwałę, aby wysiedlić mniejszość ukraińską z ziem południowo-wschodniej Polski i osadzić w rozproszeniu na ziemiach zachodnich i północnych. W wyniku tej kolejnej akcji przesiedleńczej oznaczonej kryptonimem Wisła wysiedlono ponad 140 tysięcy ludzi. Towarzyszyły temu działania przeciwpartyzanckie, które doprowadziły do zniszczenia ukraińskiego podziemia. Według mnie, podstawowym celem akcji Wisła była nie tyle likwidacja podziemia (swoją drogą, konieczna), ile doprowadzenie do asymilacji narodowej
Nasi nie zawsze są dobrzy Z G.Motyką rozmawiają T. Kułakowski i P. Pieniążek Historia 141 mniejszości ukraińskiej, która z czasem miała wyrzec się swojej tożsamości etnicznej. Dlatego postanowiono wysiedlić wszystkich Ukraińców i Łemków bez względu na to, czy popierali UPA, czy nie. Nawet ci, którzy byli życzliwe nastawieni do władzy komunistycznej i dawali temu czynny wyraz, zostali objęci wysiedleniami. Wiele osób mówi, że był to wet za wet Wisła za Wołyń. Twierdzenie, że Władysław Gomułka czy Bolesław Bierut kierowali się chęcią odwetu za Wołyń jest delikatnie rzecz ujmując mało realistyczne. Oni budowali nową komunistyczną Polskę, a jej elementem było pozbycie się kłopotu z mniejszością ukraińską. Nawiasem mówiąc, polskim komunistom można wręcz postawić zarzut, że do 1947 roku lekceważyli problem działalności UPA, koncentrując się na zwalczaniu polskiego podziemia i opozycji. Dopiero śmierć generała Waltera po raz pierwszy uczyniła z działalności UPA problem polityczny. Brak zdecydowanej reakcji, w zderzeniu z bezwzględnymi represjami wymierzonymi w polskie podziemie, mógł negatywnie wpłynąć na stopień społecznego poparcia dla komunistów, stałby bowiem w sprzeczności z ich oficjalnymi hasłami, że nie zapominają o interesie narodowym. Wysiedlenia były pomysłem komunistów? Akcję Wisła, jak sądzę, przeprowadzono pod wpływem doświadczeń sowieckich. To oczywiście tylko hipoteza, ale, moim zdaniem, pierwotnie zamierzano przeprowadzić tę akcję jesienią 1947 roku, razem z tak zwaną operacją Zachód, jaka odbyła się na zachodniej Ukrainie (wysiedlono wówczas ponad 70 tysięcy osób posądzonych o sprzyjanie nacjonalistom oraz tak zwanych kułaków). Obie operacje chciano przeprowadzić jednocześnie, ale śmierć Świerczewskiego przyspieszyła akcję Wisła o kilka miesięcy. Przekonywał Pan, że gdyby nie było komunistycznej Polski, to można by inaczej rozwiązać tę sprawę. Nieprawdziwy jest pogląd, że partyzantkę można zniszczyć wyłącznie za pomocą przymusowych wysiedleń. Konieczne jest oddzielenie ludności cywilnej od partyzantów, jednak można próbować przyciągnąć okolicznych mieszkańców na swoją stronę za pomocą odpowiednio skoordynowanych działań wojskowych, politycznych (na przykład reformy rolnej lub amnestii dla poddających się dobrowolnie członków podziemia) i propagandowych, a tego nie zrobiono. Przymusowe wysiedlenia przeprowadzono nie dlatego, że były jedynym sposobem zwalczenia UPA, ale najprostszym i najłatwiejszym do wykonania. Czy możliwa jest obiektywna prawda na temat konfliktu polsko-ukraińskiego z lat 1943-1947? Powinniśmy przynajmniej próbować dotrzeć do prawdy, choć często jest ona nie tylko tragiczna, ale też potwornie złożona. Znacznie łatwiej jest tworzyć
142 Historia Nasi nie zawsze są dobrzy Z G.Motyką rozmawiają T. Kułakowski i P. Pieniążek historię ku pokrzepieniu serc, gdzie nasi są zawsze dobrzy, a tamci źli. Dlatego do dziś w ocenie antypolskiej akcji UPA z lat 1943-1945 możemy często dostrzec diametralne różnice pomiędzy Polakami i Ukraińcami. Dla wielu Ukraińców była to po prostu wojna polska-ukraińska, w czasie której obie strony popełniły liczne zbrodnie. Wszelkie stwierdzenia o ludobójstwie dokonanym na polskiej ludności przyjmują oni jako opinie skrajne i nieobiektywne. Z kolei w Polsce tak zwane środowiska kresowo-narodowe odrzucają jakąkolwiek możliwość popełnienia przez Polaków zbrodni, usprawiedliwiając nawet najbardziej drastyczne polskie akcje odwetowe, a także akcję Wisła. Najgorsze jest chyba to, że często towarzyszy temu niechęć do rzetelnej dyskusji. Wszystkie argumenty niepasujące do własnej narodowej wizji tych wydarzeń są przez obie strony bez chwili namysłu odrzucane. Widzę to już po pierwszych reakcjach na moją książkę. Fragmenty o rzezi wołyńskiej po polskiej stronie znajdują zrozumienie, ale już opisy akcji odwetowych i wysiedleń Ukraińców z 1947 roku są uznawane za kontrowersyjne. Z kolei autor prezentujący ukraiński punkt widzenia w swojej recenzji nawet nie próbował podważyć moich argumentów, tylko z góry odrzucił wszystko, co nie zgadzało się z jego wizją tych wydarzeń. Przykładowo, zarzucił mi, że rozdział o sytuacji na Lubelszczyźnie nie został umieszczony wcześniej, bo wydarzenia chełmskie z lat 1942-1943 chronologicznie wyprzedzają działania UPA na Wołyniu. Tyle że ja cały ten rozdział poświęciłem na udowodnienie, że nie było czegoś takiego jak wydarzenia chełmskie 1942 roku, a twierdzącym inaczej zarzuciłem uleganie społecznemu złudzeniu Grzegorz Motyka jest historykiem, znawcą współczesnej historii polsko-ukraińskiej, członkiem Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. Napisał między innymi książki: Ukraińska partyzantka 1942-1960. Działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii (Warszawa 2006), W kręgu Łun w Bieszczadach (Warszawa 2009). Do księgarń niedawno trafiła najnowsza książka Grzegorza Motyki Od rzezi wołyńskiej do akcji Wisła, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011 recenzję publikacji czytaj na stronie 215.