Bronisława Kuczy ska [ z domu Denisiewicz ] Wspomnienia z Kresów 1946 do Saksoni Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Bogatyni Towarzystwo Miło ników Ziemi Bogaty skiej Bractwo Ziemi Bogaty skiej
Bronisława Kuczy ska [z domu Denisiewicz] Wychowałam si na Wołyniu, powiat Równe, tu we wsi Wacławka rodzice mieli 10-cio hektarowe gospodarstwo rolne. Wie poło ona była 20 kilometrów od granicy z Moskalami, tak nazywano tutaj Zwi zek Radziecki. Wie zamieszkiwali sami Polacy. Tu uko czyłam 4-ry klasy Szkoły Powszechnej,co uwa ane było za wykształcenie podstawowe wystarczaj ce na prac w gospodarstwie. Miałam rodze stwo, brata i siostr [siostra te mieszka w Bogatyni].Wszyscy pomagali my w prowadzeniu gospodarstwa. Tak yli my do 1939r gdy na nasz teren wkroczyła Armia Czerwona. Rozpocz ły si rz dy Radzieckie. Nasza rodzina jako kułacy przeznaczona była na wywózk na Syberie lub do Kazachstanu. Od yczliwego Przewodnicz cego Rady wiedzieli my, e w lecie 1941r nast pi nasza kolej. Na tak dług podró Mama nasuszyła worek chleba i czkali my na nieuchronne. Uratował nas wybuch wojny z Niemcami. Mimo młodego wieku, byłam narzeczon chłopaka z mojej wsi. Zamierzali my wkrótce rozpocz wspólne ycie. Plany te zniweczyło powołanie go do wojska na miesi c przed wybuchem wojny. Od chłopaka z naszej wsi, który zdezerterował w czasie odwrotu, dowiedzieli my si, e widział go ci ko rannego i nieprzytomnego w szpitalu polowym- uznali my wi c, e nie yje. Nowa władza niemiecka nie była uci liwa nało yła na rolników wysokie kontyngenty płodów rolnych, których dostarczenie było egzekwowane.za obowi zkowe dostawy płacono ustanowion walut nazywan czerwie cami, był to pieni dz bezwarto ciowy adnych towarów nie mo na było kupi. Tak yli my do 1943 roku, gdy rozpocz ły si mordy ludno ci polskiej przez nacjonalistów ukrai skich - banderowców. D yli oni do ustanowienia niezawisłej Ukrainy, gdy Niemcy ponios kl sk. Ka dej nocy bandy UPA [Ukrai ska Powsta cza Armia] mordowały we wsi mi m rodzin. Aby unikn takiego losu, opu cili my nasz dom rodzinny, zamieszkali my w pobliskim miasteczku, pó niej wynaj li my mieszkanie w Równym. Stacjonowały tu du e oddziały niemieckiego wojska, którego banderowcy si bali. [Równe było stolic okupowanej Ukrainy].Tak prze yli my do lutego 1944r gdy wraz z frontem powróciła władza Sowiecka. Po ustabilizowaniu si władzy, dostałam kart powołania do wojska. Jako Polk skierowano mnie do wojska Berlinga. Tu odbyłam 3 miesi czne szkolenie w zakresie broni strzeleckiej i opatrywania rannych. Po tym szkoleniu kompani przekwaterowano do Sum[o rodek formowania 4 Dywizji Piechoty im.
Kili skiego ]. Tato nie chciał abym opu ciła Równe[starszy brat te był powołany do wojska], wi c załatwił przeniesienie mnie do miejscowej Obrony Przeciwlotniczej. Była to formacja cywilna. Równe w tym czasie było bombardowane, gdy kwaterowało tu du o wojska. Do naszych obowi zków nale ało opatrywanie rannych ofiar bombardowa. Na co dzie, kopały my okopy wokół miasta, prały my mundury i bielizn ołnierzy, pomagały my w kuchni i podawały my w kasynach oficerskich. Dla nas młodych dziewczyn była to praca ponad siły, zwłaszcza kopanie okopów. To te gdy szwagierka,z któr szkoliłam si w jednej kompani przyjechała po egna si z rodzin, gdy jej jednostka wyruszała na front, poprosiłam j aby załatwiła z dowódc zezwolenie na doł czenie do nich. Tato tym razem si zgadzał na opuszczenie domu. Wkrótce przysłano po mnie samochód[pami tam do dzi, e kierowc był kapral, nazywał si Wróbel],tak dojechałam do Sum i zameldowałam si dowódcy kompani kobiecej. Oddziały były uformowane[po przysi dze]i z tego powodu nie mogłam po prostu dosta munduru i wyposa enia wojskowego, traktowana byłam jako cywil ochotnik. Po kilku dniach załadowały my si do wagonu eszelonu, który zawiózł nas w okolic Warszawy Po rozlokowaniu w nowym garnizonie, dowódca oddziału przewiózł mnie samochodem do Otwocka, gdzie rozwini ty był polowy szpital chirurgiczny nr 4, wchodz cy w skład Armii WP. Do szpitala przyj to mnie ch tnie, przebrałam si w polski mundur, zło yłam przysi g zostałam ołnierzem WP. Przydzielono mnie do pralni, gdzie całymi dniami prały my banda e zdj te z opatrywanych ran, zwijali my je tak jak nowe były one wielokrotnie u ywane do opatrunków. W czasie walk o Wał Pomorski, nasz szpital rozwin ł si w miejscowo ci Złotów. Gdy front ustabilizował si na Odrze, stacjonowali my w Wałczu. W czasie szturmu Berlina, rannych ołnierzy przyjmowali my w odległo ci 30 kilometrów od miasta. Po ustaniu walk,zawieziono nas ci arówkami do zdobytego Berlina, ogl dali my miasto le ce w gruzach. Po zako czeniu działa wojennych nasz szpital przeniesiono do Opola odt d był szpitalem wojskowym stacjonarnym. W Opolu, poczt polow dostałam list od siostry mojego narzeczonego, pisała, e ich poci g repatriacyjny rozładował si w Opolu i w jego okolicach szukaj miejsca stałego osiedlenia, pisała równie, e jej brat prze ył wojn i szkoli polskich czołgistów. Okazało si, e jest inwalid wojennym, pracował w fabryce czołgów sk d został skierowany do szkolenia Ko ciuszkowców. W lutym 1946r zostałam zdemobilizowana w stopniu kaprala. Mój przyszły m równie został zwolniony z wojska. Pojechali my do
K trzyna na Mazurach, gdzie osiedlili si moi rodzice jako repatrianci. W maju 1946r zostali my mał e stwem, rozpocz li my pokojowe ycie. Byli my kombatantami przysługiwały nam prawa osadników wojskowych. Nasi Ojcowie wyruszyli wi c na poszukiwanie dla nas jakiego gospodarstwa. Mimo, e objechali Mazury i Pomorze Zachodnie, nic nie znale li wszystkie gospodarstwa były ju zaj te. Przypadek sprawił, e s siadk rodziców była pani, której m jako wojskowy zaj ł gospodarstwo na Zachodzie[tak si wtedy mówiło],lecz ona stanowczo odmawiała doł czenia do m a [ nie b d mieszkała z Niemcami ]. Wobec tego dobito targu, w zamian za krow pan ten opu cił gospodarstwo i zamieszkał z on a my mogli my obj gospodarstwo po nim. Ubrani w mundury wojskowi podró owali za darmo wyruszyli my do naszej nowej małej ojczyzny. Podró trwała długo, ostatni jej etap [od Sulikowa] pokonali my pieszo z jednym noclegiem na sianie. Wie naszego osiedlenia nazywała si Kurzany, a pó niej Strzegomice. Gospodarstwo było małe, zaledwie 1,5 hektara. Wszystkie domostwa we wsi były zamieszkałe, gospodarstwa obj li zdemobilizowani ołnierze. W naszym domu nr 28 mieszkał starszy Niemiec wła ciciel, nazywał si Julius Richter, yli my z nim w zgodzie, przydała si mi znajomo kilku słów niemieckiego wyniesiona z zabaw z dzie mi mniejszo ci niemieckiej na Wołyniu. Mieszkaj ca w s siedztwie starsza Niemka piekła chleb, robiła masło, gotowała obiady dla naszego współlokatora. My kupowali my chleb w sklepie.m poszedł do pracy w pobliskich Zakładach Bawełnianych [w Wigancicach].Ja prowadziłam dom i uprawiałam działk. Wkrótce nasi niemieccy s siedzi dostali nakaz przesiedlenia za Nys. Zamieszkali w pobliskim Hirshfelde. Po otwarciu granicy cz sto i ch tnie u nas go cili. Prze yli my 25 lat, gdy do naszej wsi zbli yło si zwałowisko nadkładu kopalni. Wie została wysiedlona i zburzona wkrótce przykryła j gruba warstwa ziemi.za odszkodowanie kupili my dom w Zatoniu. Ja znalazłam prac w Elektrowni a m je dził do Bogatyni gdzie pracował w Bawełniance.W1980 roku Elektrownia przesiedliła nas do Bogatyni do mieszkania przy ulicy Kossaka gdzie mieszkam do dzi jako emerytka.
Pranie mundurów i bielizny ołnierzy w warunkach polowych- widoczne: kocioł do grzania wody, tarka, drewniana skrzynia z wod, kostka mydła Opole 1945 codzienna słu ba dla rannych
Opole 1945 na przepustce Opole 1945 z kolegami słu by obsługi Szpitala
Z nowymi s siadami