Ziołolecznictwo Wschodu, jako alternatywa dla leków syntetycznych Lek. Enkhjargal Dovchin www.enji.pl publikacja: 26 czerwca 2010 Gdy sięgniemy nieco głębiej w historię ewolucji homo sapiens, dostrzeżemy pewną prawdę. Od zarania dziejów człowiek i cywilizacja rozwijają się dzięki bogactwu natury czerpiemy z niej ropę naftową na paliwa do naszych aut, ścinamy drzewa z których budujemy schronienia, zabijamy zwierzęta, które dają nam pożywienie, zbieramy rośliny z których przygotowujemy leki itd. Jesteśmy nierozdzielną częścią przyrody, ona jest źródłem, które wybija dla każdego człowieka. Długowieczność w zdrowiu i dostatku to marzenie od pokoleń się nie zmienia. Panaceum na wszystkie dolegliwości od początków ludzkości kryje się w naturze, praźródłem wszystkich medykamentów jest bowiem przyroda fauna i flora naszej Ziemii.
Jej tajniki w zakresie lecznictwa najwcześniej zgłębiły kultury DalekiegoWschodu, gdzie z pokolenia na pokolenie przekazywana była cenna mądrość o ziołolecznictwie. Ta nauka, w przeciwieństwie do wiedzy akademickiej, przetrwała niezmieniona do czasów współczesnych z tą tylko różnicą, że do niektórych regionów świata dotarła z opóźnieniem. Podczas gdy w Chinach korzeń żeń-szenia święcił trumfy i koił wszelkie bolączki, na przykład w Europie był dopiero odkrywany. Jednak i tu od kilku wieków jego właściwości lecznicze nie mają sobie równych. Jak widać leki natury nie zawodzą, o czym świadczy wielowiekowa tradycja ich zastosowań, dlaczego zatem ludzie bardziej ufają syntetycznym specyfikom? Otrzymuje się je na drodze złożonych procesów technologicznych z surowców nieodnawialnych, a proces ich produkcji powoduje znaczące skażenie środowiska naturalnego. Jak kruche okazują się ich żywoty można wskazać na wielu przykładach. Cudowny na początku lek okazuje się powodować w swoim ogonie skutków ubocznych działanie rakotwórcze, wyniszczające przy okazji układ krwionośny, pokarmowy, nerki czy inne narządy. Cóż zatem znaczy wyleczenie jednego schorzenia kosztem nabawienia się drugiego. To tak, jakbyśmy mieli wybierać co jest nam bardziej potrzebne, wątroba czy nerki. Założenia medycyny naturalnej Dalekiego Wschodu są inne, tam leczy się człowieka, a nie chorobę. Dlatego leki ziołowe są tak dobierane, by usuwały nie tylko objawy ale również eliminowały przyczyny dolegliwości. mówi profesor Enkhjargal Dochin, słynna mongolska lekarz internista, homeopata, prowadząca w Warszawie przy ulicy Czerniakowskiej 28A Gabinet Medycyny Tybetańsko-Mongolskiej. Miałam zaszczyt poznać zarówno tradycyjną medycynę naturalną jak i akademicką sztukę leczenia. Ukończenie obu kierunków pozwoliło mi
nabrać doświadczenia i połączyć w swojej praktyce lekarskiej obie te wizje. Podamy tu prosty przykład naświetlający niebezpieczeństwa stosowania leków farmaceutycznych. Dość poważnym problemem naszej świadomości jest brak wiedzy na temat syntetycznych specyfików. Młode matki, czasami z niewiedzy ale również z braku czasu, zamiast naturalnych owoców i warzyw podają profilaktycznie swoim dzieciom witaminy w formie tabletek. Jest to bardzo szkodliwe, ponieważ nie są one dobrze przyswajane przez organizm, łatwo je przedawkować, przeciążają nerki i wątrobę, a ponadto naruszają równowagę substancji mineralnych. Odnotowuje się coraz więcej chorób u małych dzieci, czasami nie zdajemy sobie sprawy, że sami szkodzimy. W tej chwili rynek farmaceutyczny zataja, albo wręcz przemilcza wiele cennych informacji o leczniczym działaniu naturalnych preparatów ziołowych, które nie wywołują reakcji ubocznych ani uzależnień. Dzieje się tak ponieważ wzrost świadomości społeczeństwa na temat medycyny naturalnej w znacznym stopniu ograniczyłby dochody przedsiębiorstw farmaceutycznych ze sprzedaży syntetycznych lekarstw. Dlatego
wysokodochodowe koncerny - rekiny dzisiejszego świata leków chemicznych dbają o to, aby aprobujące komunikaty o korzystnym działaniu ziołolecznictwa nie miały prawa trafić do publikacji i szerszego grona odbiorców. Zastanówmy się przez chwilę, co jest dla nas lepsze, czy warto wierzyć sprawdzonemu przez pokolenia i bezpiecznemu ziołolecznictwu i lekarzom medycyny naturalnej, czy napychać kieszenie koncernom farmaceutycznym zarabiającym bez żadnych skrupułów na ludzkim cierpieniu? Weźmy zdrowie w swoje ręce i nie pozwólmy wmówić sobie, że czarne jest białe.
Niezmiernie miło jest nam poinformować Państwa, że pani Dovchin w nagrodę za pracę oraz nienaganną postawę i serce włożone w propagowanie medycyny mongolskiej w Polsce została odznaczona tytułem profesora klinicznego Szkoły Wyższej Tradycyjnych Metod Leczniczych w Mongolii. Tylko niezmiernie zasłużone osoby dostają zastu otrzymania tego najwyższego tytułu profesorskiego.