W swoim znakomitym dokumencie o internecie, Lo i stało się. Zaduma nad światem w sieci, reżyser Werner Herzog porusza ciekawy temat rozbłysku słonecznego, który w początkach elektrycznej nowoczesności spalił znajdujące się na Ziemi telegrafy, Ów rozbłysk miał miejsce w roku 1859 i jest nazywany zdarzeniem Carringtona. Między 28 sierpnia a 2 września 1859 obserwowane były liczne plamy na Słońcu. Tuż po jedenastej 1 września, angielski amator Richard Carrington zaobserwował rozbłysk, który, jak wiadomo z badań współczesnych, utworzył wówczas koronalny wyrzut masy (CME). Obłok dotarł do Ziemi już po 18 godzinach, gdy zazwyczaj czas ten wynosi 3 4 dni. Poniżej przedstawiam rysunek Carringtona przedstawiający plamy na Słońcu w tych feralnych dniach. Rozbłysk wywołał 2 września jedną z najintensywniejszych burz magnetycznych na Ziemi w dotychczasowej historii, i największą w czasach, gdy istniały już na Ziemi urządzenia posługujące
się energią elektromagnetyczną. Sztorm magnetyczny spowodował awarie sieci telegraficznych w całej Europie i Ameryce Północnej, a nawet okazjonalne zapalanie się od iskier papieru w telegrafach. Co ciekawe, pomimo odłączenia baterii, indukowany w urządzeniach prąd był na tyle silny, iż pozwalał na przesyłanie wiadomości telegraficznych z niezasilanych telegrafów. Na całym świecie obserwowano wtedy Zorzę Polarną, dotyczyło to nawet regionów równikowych. Po badaniu wzrostów ilości azotu w atmosferze naukowcy ocenili, że podobnie potężne burze magnetyczne występują średnio na Ziemi raz na czterysta lat. Amerykańska Akademia Nauk wystosowała raport ostrzegający przed skutkami podobnego zjawiska w przyszłości. W równie dramatycznym tonie ostrzegają przed nim naukowcy występujący w dokumencie Herzoga. Podobny sztorm magnetyczny na Ziemi spaliłby bezpowrotnie wszystkie transformatory, zaś czas produkcji nowego transformatora wynosi około roku w normalnych warunkach. Żaden kraj uprzemysłowiony nie ma zapasowych transformatorów zabezpieczonych na wypadek potężnej burzy magnetycznej. Krótko mówiąc, większość obszarów Ziemi zostałaby pozbawiona energii elektrycznej na co najmniej rok.
W programie Herzoga jednak omawiany jest głównie internet. Czy zniknięcie internetu na wiele miesięcy stanowiłoby problem? Omawiający ten temat analitycy zwracają na przykład uwagę na dostawy żywności do dużych miast. Otóż dzięki internetowi nie trzeba obecnie tworzyć w miastach dużych magazynów, gdzie część żywności może się zepsuć, gdy nie ma odpowiedniego zapotrzebowania. Żywność sprowadza się na bieżąco, dzięki zamówieniom i szacunkom uzyskiwanym głównie za sprawą internetu. Takie metropolie jak Nowy Jork już po czterech dniach bez dostaw zaczęłyby mieć poważne problemy. A oczywiście większość samochodów też zawiera potrzebną do ich funkcjonowania elektronikę. Przed reperkusjami takiego wydarzenia ostrzega w programie Herzoga między innymi Lawrence Krauss znany naukowiec i popularyzator idei nowego ateizmu. https://www.youtube.com/watch?v=glw7g1sgrcy Lawrence Krauss najzwyczajniej nie chciałby żyć w czasach kolapsu cywilizacji. Zwraca uwagę na to, że ludzkość przechodziła już przez takie wąskie gardła, że były już momenty w dziejach Ziemi, że przedstawicieli gatunku Homo sapiens było tak niewielu, że zagrożony był on wymarciem. Dziś jesteśmy na Ziemi gatunkiem dominującym, przynajmniej jeśli chodzi o duże kręgowce. Ale rozbłysk słoneczny mógłby bardzo szybko ograniczyć naszą populację w drastyczny sposób, porównywalny z wojną nuklearną. Wyobraźmy sobie coraz więcej ludzi żyje w miastach. Po całkowitym uszkodzeniu elektryczności większość mieszkańców miast zaczęłaby umierać z głodu. Nawet jakby części ludzi udało się dotrzeć do magazynów żywności położonych z dala od metropolii, nie działałyby chłodnie. Rolnictwo nie mogłoby odzyskać poprzedniej wydajności z uwagi na awarię większości urządzeń mechanicznych, gdyż zawierają one też elementy elektryczne i elektroniczne. Poziom rolnictwa i hodowli
cofnąłby się bez elektryczności o kilkaset lat. Żywność to podstawa. Ale oczywiście całkowity chaos zapanowałby w dostępie do informacji, w możliwości zarządzania ludnością w sytuacji kryzysowej. Padłby system bankowy, nie działałyby oczywiście bankomaty. Największe szanse mieliby mieszkańcy zacofanym obszarów rolniczych, gdzie również dziś za bardzo energii elektrycznej nie ma i gdzie z uwagi na klimat zbiory są częstsze niż raz do roku. Szansę mieliby zatem przede wszystkim hinduscy rolnicy z zacofanych regionów tegoż kraju, oraz inne tego typu społeczności w Azji i w Afryce. Ale oczywiście musieliby być może walczyć z mieszkańcami miast o własną żywność. Trzeba przyznać, że to zadziwiające, że tak słabo jesteśmy przygotowani na potężny rozbłysk słoneczny. To, że zdarzają się one średnio raz na 400 lat nie oznacza wcale, że następny tego typu rozbłysk będzie dopiero za 300 lat. Mamy do czynienia ze średnią oceną częstotliwości występowania zjawiska, a nie z prognozą. Dynamika burz słonecznych nie jest jeszcze w pełni znana, nie wiemy, co dokładnie wpływa na jej cykliczność i jakie są jej fluktuacje. A aby choć trochę zapobiec magnetycznej katastrofie wystarczyłyby w krajach rozwiniętych zapasowe transformatory przechowywane w sposób mający je zabezpieczyć przed sztormem magnetycznym. Gdy widzimy ten brak troski o skutki potężnych rozbłysków, tym bardziej nie dziwi ignorancja i celowe negowanie skutków globalnego ocieplenia.