Iwona Czarkowska "Czarownica i straszne strachy" ZASTOSOWANIE BAJKI: Bajka może być pomocna w przełamywaniu strachu dziecka przed ciemnością. Pomoże też w tłumaczeniu dzieciom, że większość lęków jest tworem ich wyobraźni i mogą sobie łatwo z nimi poradzić. Tekst bajki: Zupełnie niedawno niedaleko stąd, może nawet na tej samej ulicy, przy której stoi wasz dom, mieszkał sobie chłopiec o imieniu Staś. Był bardzo, bardzo odważny. Nie bał się szybko jeździć na rowerze. Potrafił wspinać się na najwyższe drzewa. A gdy pluszowy miś małej Alicji wpadł do wielkiej kałuży przed domem, Staś go wyciągnął i uratował. Wszystkie dzieci uważały, że jest najodważniejszy na świecie. Prawie tak samo odważny, jak tata Krzysia, który jest pilotem samolotu. Nikt na podwórku nie wiedział, że Staś bardzo boi się... ciemności. Gdy mama kładła go spać, zawsze prosił: - Zostań ze mną dopóki nie zasnę. Bo wiedział, że wszystkie strachy boją się mamy i dopóki ona będzie w pokoju nie wyjdą spod dywanu, zza kaloryfera i nie wskoczą znienacka przez uchylony lufcik wprost do jego łóżka. - I nie gaś światła mamusiu przypominał jeszcze na wszelki wypadek. I zostaw otwarte drzwi. Pewnej nocy Staś obudził się. W pokoju nie było mamy, a lampka była zgaszona. Chłopiec ze strachu schował głowę pod poduszkę. Być może leżałby tak aż do rana, ale nagle usłyszał wesoły głos: - Halo, halo! Co tam słychać pod poduszką? Wyjrzał ostrożnie ze swojej kryjówki i rozejrzał się po pokoju. Zobaczył, że w fotelu na biegunach siedzi jakaś pani. - Kto ty jesteś? zapytał przestraszony. - Mam na imię Matylda odpowiedziała tajemnicza postać. - Czy jesteś czarownicą? dopytywał się Staś. - Chwileczkę Matylda zastanowiła się. Nie, chyba jednak nie jestem czarownicą. - Szkoda... westchnął chłopiec. - A do czego potrzebna ci jest czarownica? dopytywała się pani, która nie była czarownicą.
- Poprosiłbym ją, żeby wypowiedziała zaklęcie, po którym wszystkie straszne strachy z mojego pokoju uciekną na zawsze wyszeptał Staś. W tym samym momencie coś zaskrzypiało. Chłopiec pisnął: - Ratunku! To na pewno potwór, który mnie zaraz zje i znowu schował się pod kołdrę. Gdy po chwili odważył się wyjrzeć ostrożnie zobaczył, że Matylda stoi przy oknie. - Nie bój się i podejdź tu powiedziała. A gdy Staś stanął obok niej powiedziała: - Nie ma żadnego potwora. To tylko stare skrzypiące okno. Nie musisz się już bać. - Może i tak zgodził się niechętnie chłopiec. Ale w szafie na pewno mieszka jakiś duch, który co noc stuka przeraźliwie. Matylda podeszła do szafy i ku przerażeniu Stasia uchyliła ją szeroko. Ze środka wyskoczył... Nie, wcale nie duch, tylko mały kotek. - Widzisz roześmiała się Matylda. To kiciuś stukał, bo bawił się w szafie twoimi butami. Czy w tym pokoju są jeszcze jakieś straszne strachy, czy rozprawiłam się już ze wszystkimi? - Jest jeszcze jeden tam Staś pokazał ręką za okno. To musi być wilkołak, bo oczy mu się świecą w ciemności. Matylda ku przerażeniu Stasia podeszła do okna i rozchyliła zasłony. - Aaaaa krzyknął przerażony chłopiec, bo nagle wilkołak znalazł się tuż, tuż... - Otwórz oczy i spójrz poprosiła Matylda. Staś uchylił jedno oko. A ponieważ nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył, natychmiast otworzył również drugie oko. Po wilkołaku nie było śladu, a za oknem dwa neony oświetlały wielką reklamę na sąsiednim domu. - Teraz na pewno nie ma tu już żadnych strasznych strachów. powiedziała Matylda i okryła Stasia kołdrą. - Ale, co ja zrobię, jak się znowu pojawią przestraszył się Staś. - Zrobisz to, co ja dzisiaj odpowiedziała Matylda. Sprawdzisz, co cię przestraszyło. Zapamiętaj: najbardziej boimy się tego, czego nie znamy. odpowiedziała Matylda i znikła. W tym samym momencie Staś obudził się we własnym łóżku. Za oknem był już ranek. Chłopiec zerwał się na równe nogi i popędził do kuchni. - Mamo, mamo musiał koniecznie opowiedzieć komuś, co mu się przytrafiło. W nocy... Nagle zamilkł, bo obok mamy w kuchni zobaczył Matyldę. - Przywitaj się Stasiu powiedziała mama. To moja przyjaciółka z czasów, gdy byłam taka mała jak ty. Teraz jest lekarzem. Ale Staś i tak wiedział, że tajemnicza pani musi być czarownicą. Znała przecież zaklęcia, którymi przepędziła wszystkie straszne strachy z jego pokoju.
Joanna Woldan, Agnieszka Wojdalska, Aneta Owsińska. Króliczek Tuptuś. Pierwsze rozstanie. ZASTOSOWANIE: Zadaniem bajki jest obniżenie lęku przed rozstaniem z rodzicami w obliczu pójścia do przedszkola. Tekst bajki: W dużym dębowym lesie, razem z rodzicami, mieszkał króliczek o imieniu Tuptuś. Był uroczym i wesołym zwierzątkiem. Miał błyszczące szare futerko, puszysty ogonek i białe łapki. Nigdy nie zostawał sam w domu. Zawsze była przy nim mama. Tata był dyrektorem dużej fabryki i dlatego często wyjeżdżał w delegacje. Pewnego dnia, mama króliczka musiała pojechać do miasta na zakupy. Postanowiła powiedzieć o tym synkowi. - Tuptusiu kochany muszę jutro zostawić ciebie pod opieką cioci Stasi, ponieważ jadę na zakupy. Zwierzątko stanęło zaskoczone, do oczu napłynęły mu łzy, a serduszko zaczęło mu łomotać i miał wrażenie, że podchodzi mu do gardła. - Ja nie chcę zostać w domu bez ciebie powiedział - wolałbym, żebyś zabrała mnie ze sobą. Będę grzeczny i nie będę ci przeszkadzał. - Nie mogę cię zabrać odpowiedziała mama ponieważ jest bardzo brzydka pogoda i obawiam się, że się przeziębisz, a dopiero co wyleczyłam ciebie z anginy. - Ale ja nie lubię cioci Stasi, będę się z nią nudził. - A skąd wiesz, że jej nie lubisz, skoro znasz ją jedynie z przyjęć rodzinnych. - Nigdy się ze mną nie bawiła, jest zawsze bardzo poważna, rzadko się uśmiecha. - Trudno nie mam innego wyjścia, ale przekonana jestem, że z ciocią nie będziesz się nudził, postaram się jak najszybciej wrócić do ciebie. Następnego dnia Tuptuś wstał smutny, wyjrzał przez okno i zobaczył malutkiego ptaszka, który trząsł się z zimna. Zrobiło mu się go żal i postanowił wpuścił go do środka. - Dziękuję ci króliczku. Nazywam się Ćwirek, a ty? - A ja Tuptuś. - Wiesz na dworze jest tak zimno, wieje ogromny wiatr i pada śnieg, że lepiej dzisiaj nie wychodzić z domu. - Tak? Chciałem, żeby mama zabrała mnie ze sobą na zakupy, ale powiedziała mi to samo co ty teraz, że jest brzydka pogoda. Widocznie miała rację - rozczarowanym głosem powiedział Tuptuś jednak naprawdę muszę zostać dzisiaj z ciocią. - Nie bądź taki smutny Tuptusiu. Ja kiedyś też zostawałem ze swoją ciocią i uwierz mi było naprawdę fantastycznie. Wiesz ogrzałem się już, więc muszę lecieć do domu powiedział i odfrunął. Za chwilę do pokoju weszła mama z ciocią. - Króliczku powiedziała łagodnym głosem Ja muszę już wychodzić. Ciocia Stasia da tobie śniadanko. Naprawdę postaram się jak najszybciej wrócić do domu. Tuptuś grzecznie przywitał się z ciocią. Po chwili mama pożegnała się z synkiem i wyszła. Króliczek jeszcze wyjrzał przez okno i pomachał mamie łapką.
- Tuptusiu wiem, że jest ci bardzo smutno powiedziała ciocia chodź przygotuję tobie pyszne śniadanko, a potem wspólnie pomyślimy w co będziemy się bawić. - Dobrze ciociu odpowiedział Tuptuś - podał cioci łapkę i razem poszli do kuchni. Po śniadaniu, które naprawdę było pyszne, ciocia zaproponowała zabawę w zimno ciepło - Dobrze ciociu, ale co schowamy? zapytał króliczek. - Może schowamy marchewkę? - To ja chowam pierwszy! Ciocia nie patrzyła, a króliczek schował marchewkę pod materacyk w swoim łóżeczku. - Ciociu możesz szukać! Ciocia miała trudności ze znalezieniem marchewki. Szukała w kuchni, w łazience, pod krzesłem, stołem, w szafkach w pokoju. Króliczek cieszył się bardzo i wesoło naprowadzał ciocię mówiąc ciepło, zimno, ciepło. Długo ciocia szukała, aż wreszcie znalazła. Potem przyszła kolej na schowanie fantu przez ciocię. Schowała marchewkę w kryształowym wazonie, ale chyba ten pomysł nie był dobry, ponieważ króliczek bardzo szybko ją znalazł. Był z siebie bardzo dumny. Po tej zabawie ciocia zaproponowała czytanie bajek. - Dobrze ciociu, powiem ci, którą najbardziej lubię i szybko przyniósł książeczkę. - O, śliczną bajeczkę przyniosłeś O trzech misiach. Ja również bardzo ją lubię. Podczas czytania Tuptuś tak był zasłuchany, że nie zauważył jak mamusia przyszła do domu. Dopiero jak nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek, z radością podskoczył. - Mamo jak to dobrze, że jesteś. Wiesz z ciocią wcale się nie nudziłem! Bawiliśmy się, czytaliśmy książeczkę. Było zabawnie i ciekawie opowiadał mamie z wypiekami na policzkach i z radością w oczach. - Cieszę się, ze miło spędziłeś czas z ciocią. - Chętnie zostanę jeszcze kiedyś z ciocią Stasią. Zgodzisz się ciociu, prawda? - Naturalnie Tuptusiu, mnie również było miło spędzać z tobą czas..
M. Molicka ZASTOSOWANIE: O lękach dzieci i nowej metodzie terapii. Treść bajki : Mała mróweczka rozpoczęła naukę w klasie pierwszej. Od samego początku nie mogła sobie poradzić z zadaniami, jakie mają mrówki w szkole. Uczą się podnosić, a potem transportować różne rzeczy. Nauka jest ciężka, codziennie noszą na swych grzbietach patyki, listeczki, gałązki, poziomki, jagody, a także uczą się, jak je pakować, by się nie zniszczyły. Mrówka była bardzo pracowita, bardzo chciała otrzymywać dobre oceny, ale co z tego była bardzo malutka, taka tyciu, tyciusieńka i nie mogła udźwignąć tych wszystkich ciężarów. Inne silniejsze i większe dobrze sobie radziły, tylko ona zawsze zostawała w tyle. Mrówki przezywały ją, wyśmiewały się z niej. Bardzo się tym martwiła, chodziła zasmucona. Bała się lekcji i tego, że nie udźwignie zadanego ciężaru i dostanie znowu jedynkę. Najchętniej by w ogóle nie chodziła do szkoły. Wstydziła się złych stopni i tego, że jest taka słaba. Koleżanki mrówki niechętnie się z nią bawiły, nawet nie chciały z nią siedzieć w jednej ławce. Mijały dni. Pewnego razu przyjechała do szkoły komisja, każda mrówka została zmierzona, zważona. Najdłużej badano mała mrówkę; członkowie komisji oglądali ją, kręcili głowami, potem długo się naradzali, aż w końcu orzekli, że niektóre mrówki są za małe i muszą chodzić do szkół dla liliputów. One przecież już niedużo urosną, a w starszych klasach dojdą nowe przedmioty i ciężary będą jeszcze większe. Mrówki te przecież będą robotnicami. Postanowiono, że mała przejdzie do specjalnej szkoły, gdzie też jest nauka, tylko ciężary troszkę mniejsze, takie, które bez trudności udźwignie. Ona idzie do szkoły specjalnej dla liliputów! wyśmiewały się inne mrówki. No to, co z tego? spytała pani Mrówka, nauczycielka. Nie umiały odpowiedzieć, ale dalej się wyśmiewały, zwracając uwagę, czy pani nie słyszy. Pójdę do innej szkoły zadecydowała mróweczka bo tutaj, jak widzę, mnie nie lubią. Jak pomyślała, tak zrobiła. Nowa szkoła od razu jej się spodobała, była taka sama jak poprzednia, a jednak inna, ciężary do ćwiczeń były mniejsze, a i koledzy milsi. Już po kilku dniach mróweczka miała szóstki i piątki w dzienniczku. Znalazła tam przyjaciółki, takie same jak ona małe mróweczki. Bardzo lubiła chodzić do tej szkoły, było jej tylko przykro, gdy spotykała kolegów z poprzedniej, którzy dalej się z niej śmiali, pokazywali palcami i przezywali. Pewnego dnia przez las szedł groźny wielkolud, wymachiwał kijem na wszystkie strony i niszczył wszystko, co było na jego drodze. Natknął się na mrowisko i kijem zaczął wiercić w nim dziury. Ziemia zadrżała, zaczęły walić się w mrowisku domy, szkoły, wszystkie mrówki z przerażeniem patrzyły, jak ich praca jest niszczona. Trzeba się było bronić, więc solidarnie wszystkie razem zaatakowały intruza. Pogryziony, jak niepyszny uciekł, gdzie pieprz rośnie. Ucieszone mrówki wróciły do mrowiska. Okazało się po chwili, że wiele domów i ulic zostało zniszczonych, a także cenne przedmioty, między innymi malutka złota korona królowej. Lament wielki zapanował w mrowisku. Przecież królowa nie może rządzić bez korony! Rozpoczęły się poszukiwania. Korony jednak jak nie było, tak nie było. Wszystkie tunele, poza jednym zostały sprawdzone. Do tego ostatniego nikt nie mógł wejść, Tunel wił się głęboko w ziemi, był bardzo wąski, ciemny, niebezpieczny. Mógł w każdej chwili się zawalić i pogrzebać na zawsze śmiałka. Nikt więc nie próbował tam wejść. Tylko mała mróweczka zdecydowała się na ten odważny krok. I po chwili już wąskim korytarzem schodziła niżej i niżej. Dookoła był mrok, czuła wilgotną ziemię. Wolno sprawdzała każdy odcinek drogi. Niczego poza ciemnością tam nie było. Jednak się nie zniechęcała, schodziła coraz głębiej. Zatrzymała się na chwile, by otrzeć pot z czoła, i wtedy zobaczyła, ze coś połyskuje. Pochyliła się. Znalazła koronę. Ucieszona wracała jak na skrzydłach. Wszyscy ją podziwiali. To przecież dzięki jej odwadze królowa mogła z powrotem rządzić mrowiskiem, mrówki chodzić do szkoły, a robotnice pracować. Jesteś niezwykle dzielna powiedziała królowa, wręczając jej order odwagi. Gratulacjom, uściskom nie było końca. A ci, którzy kiedyś się z niej wyśmiewali, teraz wstydzili się tego okropnie. Bo nie jest ważne, czy się jest dużym, czy małym; czy nosi się duże, czy małe ciężary. A co jest ważne?
LEKCJA DOBRYCH MANIER W poniedziałek, dwaj koledzy, Łukasz i Jarek, którzy byli uczniami klasy piątej, pisali sprawdzian z matematyki. Dzień wcześniej Jarek nocował u Łukasza i zamiast uczyć się, bawili się klockami lego, grali na komputerze i jeździli na deskorolkach po całym osiedlu. Kiedy pani zapisywała na tablicy treść zadań, Łukasz szybko zajrzał do zeszytu, ale trwało to krótko, bo nauczycielka skończyła właśnie pisać. Na rozwiązanie testu mieli całą godzinę lekcyjną. Jarek z ośmiu zadań rozwiązał tylko dwa i na dodatek nie wiedział czy dobrze. Łukasz zaś pukał się ciągle długopisem po głowie jakby myślał, że to mu pomoże odtworzyć szczątkowe informacje. Wszyscy uczniowie oddali kartki, a koledzy siedzieli bezradnie w ławce. Gdy z niechęcią podali pani prace, nauczycielka popatrzyła na nich i powiedziała : - Oj, chłopcy, chłopcy... -po czym wzięła klucz i wyszła z sali. Następnego dnia nauczycielka oddała sprawdziany. Niestety, Łukasz i Jarek po raz kolejny otrzymali jedynkę. Niezadowoleni chłopcy umówili się, że zaraz po lekcjach spotkają się w parku, gdzie dla odreagowania szkolnego niepowodzenia, będą szaleć na deskorolkach. Park znajdował się w samym środku miasta. Był jego ozdobą i miejscem towarzyskich spotkań. Rosły na jego terenie piękne, rzadko spotykane gatunki drzew i krzewów, a uwagę wszystkich przyciągał rozłożysty platan. Chłopcy chcieli pojechać starą trasą, która była zarośnięta przez gałęzie. Wpadali na zarastające drogę konary i pięknie kwitnące krzewy różane, łamali gałęzie dębowe, a dla poprawienia humoru wyrysowali scyzorykiem inicjały swoich imion, kalecząc korę pięknego platanu. - Masz ty krzaku, to za moją jedynkę! - wrzasnął Łukasz, łamiąc gałąź. - A to ode mnie! -wołał Jarek i kopał brzozę. Młodzieńcy dopięli swego - utorowali sobie drogę. Nagle zza drzewa, ni stąd ni zowąd, wyszła starsza kobieta. Była ubrana w sukienkę malowaną w kolorowe kwiaty, kapelusz, w który wplecione były gałązki wierzbowe, a jej buty ozdobione były zielonym mchem i fiołkami. Koledzy stali przez chwilę nieruchomo. Postać, którą spostrzegli, wydawała im się dziwaczna, ale zarazem baśniowa. - Witam was, mam na imię Róża i opiekuję się tym parkiem od kilku wieków. A wy jak macie na imię?- uprzejmie spytała kobiecina. Chłopcy ze strachu nie potrafili przypomnieć sobie imion. - Widziałam przed chwilą co zrobiliście - mówiła dalej Róża. Sprawiliście ból moim przyjaciołom: drzewom, krzewom i kwiatom, które rosły tu spokojnie, będąc ozdobą tego pięknego parku i mieszkaniem dla ptaków. - Czy uważacie, że to, co zrobiliście, było rozsądne?- powiedziała do nich Róża. Oni spojrzeli na siebie i ze spuszczonymi głowami odpowiedzieli, że to było bardzo niemądre zachowanie. - Tak myślałam... Skoro tak, to posłuchajcie co mam wam do powiedzenia - z opanowaniem i spokojem powiedziała do nich. - Chodzicie do szkoły, prawda?- zapytała Róża. -Tak.- nieśmiało odpowiedzieli chłopcy. - No jeżeli tak, to z pewnością mieliście lekcję poświęconą drzewom i innym roślinom. Wiecie jak pożyteczne są wszelkie rośliny, więc pod żadnym pozorem nie wolno ich niszczyć! Jestem przekonana, że wiecie o tym doskonale i dlatego mam dla was prezent, który w każdej sytuacji przypomni wam o tym.-skończyła mówić staruszka. - A co to za prezent?-nieśmiało zapytał Łukasz. - To czarodziejskie listki dobrych manier. One wskażą wam, jak postępować w swoim życiu.
Wykorzystajcie to życie mądrze, bowiem macie je tylko jedno. Bądźcie przykładem dla innych i nie sprawiajcie więcej przykrości ludziom, roślinom i zwierzętom.- uśmiechnęła się Róża i zaraz potem zniknęła. - Dziękujemy pani za wszystko! Od teraz staniemy się już lepsi!- krzyczeli chłopcy, ale odpowiadało im tylko echo. Jarek wziął do ręki pięć czarodziejskich listków i głośno odczytał : - Będę strażnikiem przyrody! - Będę opiekował się parkiem i dbał o jego piękno! - Będę radosny, bo wówczas nie zrobię krzywdy nikomu! - Będę umiał przepraszać za swoje czyny! - Będę zdobywał coraz większą wiedzę i pożytecznie stosował ją w życiu codziennym! A wy, jak myślicie, czy chłopcom uda się dotrzymać obiecanego słowa? K.Kramarczyk