strona 1 Pięć osieroconych jeżyków w Białymstoku Przed południem w czerwcu zadzwonił do mnie mieszkaniec dzielnicy Nowe Miasto w Białymstoku - jak się okazało - lekarz, z zapytaniem czy możemy zaopiekować się dwoma malutkimi jeżami znalezionymi poprzedniego wieczoru w ogrodzie przez jego dzieci. Oczywiście, że wyraziłem chęć pomocy jeżom, ale poprosiłem o dokładne sprawdzenie całego ogrodu i okolicy, bowiem jest prawdopodobne, że te dwa jeżyki się odłączyły od rodzeństwa i matki i mogą być kolejne. Nazajutrz rano, zadzwonił ten pan z nowymi informacjami. Okazało się, że wieczorem z latarkami całą rodziną ruszyli na przeczesanie ogrodu. Nie było z tym żadnego trudu, bo to niewielki skrawek zieleni przy jednym z segmentów szeregówki. W ogródku nie znaleziono ani dalszych jeży, ani ich legowiska. Za to, na sąsiedniej posesji sąsiad poinformował o znalezieniu kolejnego małego jeża, zaś po drugiej stronie szeregówki, zauważono kolejne dwa małe jeżyki błąkające się po chodniku. Zebrano wszystkie pięć do kartonu i ustawiono w piwnicy domu. Pojechałem na drugi koniec miasta po jeże. Na miejscu, postanowiłem rozejrzeć się po okolicy. Okazało się, że domy szeregowe stoją tuż przy ruchliwej i szerokiej ulicy. Kiedy spojrzałem na trawnik po drugiej jej stronie, zauważyłem coś ciemnego wielkości piłki do rugby. Zaniepokojony, ledwie przedostałem się przez ruchliwą ulicę i ujrzałem... ogromnego jeża leżącego nieruchomo na trawniku. Przewróciłem go na bok. Jeż nie żył! Był mocno wzdęty - jakby nadmuchany, a po pyszczku i oczach już chodziły muchy. Nie było żadnych ran ani krwawienia. Żadnych śladów walki. Jeżowa matka zabita trutką na ślimaki.
strona 2 Przydomowy ogródek, gdzie znaleziono małe jeżyki. Zapytałem okolicznych mieszkańców, czy sypią trutkę przeciw ślimakom. Odpowiedziano, że większość jej używa, bo w ogrodach są ślimaki. Stało się jasne, że matka tych pięciu jeżyków została zabita zjedzonym zatrutym ślimakiem. Sądząc, po wzdęciu, padła ona 2-3 dni temu i tyle jeżyki nie jadły. Zabrałem wystraszone jeżyki do siebie i zaraz przygotowaliśmy z żoną duże pudło z mniejszym kartonem jako domkiem z porwanymi kawałkami paierowego ręcznika kuchennego. Sprawdziliśmy jeżyki - były całe i zdrowe, ale wychudzone. Ważyły od 120 do 130 G. Pierwszy posiłek u nas piątki osieroconych jeżyków.
strona 3 Daliśmy im mokrą karmę Whiskas Junior i wodę do picia. Były tak głodne, że na nic nie zwracały uwagi, tylko dopadły do jedzenia, aż do talerzyka weszły łapkami. Posiliły się, napiły wody i... szust do domku do spania. Spały cały dzień, aż do wieczora. O zmierzchu wyszły z kartonu i znowu dopadły do jedzenia, a potem poszły spać - i tak kilka razy w ciągu nocy. Na drugi dzień zbudowałem im trochę większy niż zwykle drewniany domek i ustawiłem w ogrodzie w kojcu powierzchni 22 m 2, którym otoczyłem pęcherznicę, kilka tui szmaragdowych, irysów i inne gęste kwiaty. Kojec w ogrodzie. Domek jeżowy w kojcu.
strona 4 Wieczorem domek wraz z jeżykami powędrował do kojca. Jeżyki po kilku minutach, jeden po drugim wyszły z domku i najpierw nieśmiało, a potem coraz śmielej, ruszyły na zwiedzanie nowego ich terytorium. Wystawiliśmy im karmę Whiskas Junior zmieszaną pół na pół z Royal Canin Nr 34, wodę do picia i zostawiliśmy je w spokoju. Nazajutrz rano sprawdzamy domek - wszystkie śpią przytulone do siebie, zaś po karmie ani śladu. W głębi, w najciemniejszym miejscu legowisko jeżyków w upały. Nocny posiłek piątki rodzeństwa. Tak rosły u nas dzień po dniu, traktując kojec jako swoje terytorium, aż w połowie lipca nastały upały po 33 o C. Obawialiśmy się jak jeżyki dadzą sobie radę w taki czas? Okazało się, że całkiem umieją poradzić i z upałem. Otóż,
strona 5 całymi nocami wędrowały po kojcu jedząc wszystko co się rusza: od chrząszczy po różne robaki - zjadając też naszą karmę. W dzień zaś, opuściły domek! Z czystej ciekawości, poszukaliśmy ich. Okazało się, że w najciemniejszym miejscu pod gęstą tują szmaragdową urządziły sobie wygodne legowisko - śpiąc jeden obok drugiego pokotem. Najdziwniejsza była jednak poza. Otóż, leżały brzuszkami płasko na gołej i chłodnej ziemi, zaś nóżki przednie i tylne miały dosłownie wyprostowane. Wyglądało to komicznie, bo przypominały żółwie. Nie chciałem ich niepokoić, więc nie robiłem zdjęć, by uwiecznić ten widok. Dało się wyraźnie zauważyć, że jeże piły wtedy dużo wody. Uzupełnialiśmy ją po kilka razy na dobę. Upał dawał się i im we znaki. Kiedy w upalny dzień spadł obfity deszcz, zastanawialiśmy się, jak jeżyki sobie radzą? W domku ich nie było. Spały jednak pod tą tują jak pod parasolem. Kiedy przyszedł czas na początku sierpnia, że padało kilka dni nonstop, jeżyki przeniosły się jednak do domku, ale spały nie zagrzebując się w ściółkę, a na wierzchu. Jeżyki śpiące w domku w dzień ciepły ale deszczowy. Jeże całe i zdrowe rosły jak na drożdżach, a pod koniec lipca ważyły od 480 do 520 G. Stały się już żądne przygód. Wdrapywały się na dach domku, wchodziły na dolne konary pęcherznicy i polowały na różne owady, które nieopatrznie tam lądowały. Ponieważ były sytuacje, że po wejściu na dach domku, jeżyk miał problemy z zejściem, dostawiłem drabinkę, po której wchodziły i schodziły jak po schodach - co je bardzo bawiło i biegały to w górę, to w dół. Wspólnie z naszą specjalistką od jeży - Kasią Pudzyńską - doszliśmy do wniosku, że nadszedł czas aby jeże wróciły do środowiska naturalnego. Widać bowiem było, że całymi nocami dość intensywnie biegają po kojcu, przy tym podnoszą główki i wąchają zapachy otoczenia. Było też sporo drapania pazurkami po ogrodzeniu kojca. W sąsiedztwie mamy dwa duże zagajniki i tereny, gdzie żyją jeże, skąd pewnie wyczuwały swoje zapachy.
strona 6 Rozpoczęliśmy więc przygotowania do przemieszczenia jeży do natury. Z jeżami już nie rozmawialiśmy, a przez trzy dni oprócz karmy dotychczasowej podawaliśmy też karmę naturalną (świerszcze, noworodki myszy, żuki). Uczta była wyśmienita, co widać było po tym, iż karma sztuczna była zjadana na samym końcu, na rzecz naturalnej. Zauważyliśmy też, że jeże już nie śpią przytulone do siebie w domku lecz oddzielnie - każdy w przeciwległym narożu. Jeden z jeży właśnie chrupie upolowanego chrząszcza. W dniu 1 sierpnia jeże przemieściliśmy do dużego zagajnika 2 km od Białegostoku, gdzie - jak wynika z wywiadu - od lat żyją jeże. Przed zmierzchem domek (zaopatrzony w naszą tabliczkę informacyjną) wraz z pięciorgiem jeży przewieźliśmy tam i ustawiliśmy w gęstych zaroślach daleko od najbliższej drogi. Domek z jeżami w zagajniku.
strona 7 Poczekaliśmy kilka minut, aż jeże będą wychodzić z domku, a tu nic - żaden nie wychyla noska. Szybko więc przykryliśmy domek gałązkami, żeby nie rzucał się w oczy grzybiarzom i innym wędrownikom. Odeszliśmy nieco dalej i stanęliśmy w bezruchu wyczekując. Pierwszy - najodważniejszy - pojawił się w wejściu i silnie wąchał zapachy, a potem wyszedł z domku i rozpoczął zwiedzanie okolicy. Oddaliliśmy się, zawiązując na pobliskim krzaku żółtą wstążkę, by nazajutrz trafić w to miejsce. Przez tydzień codziennie odwiedzaliśmy ten i inne domki, by w czasie upałów uzupełnić wodę do picia. Jeży nie spotykaliśmy, choć ślady ich bytności widzieliśmy w domkach. Woda do picia stale znikała, ale pozostawiana sucha karma była prawie nie ruszana. Żeby trafić w to miejsce, opodal wieszamy żółtą wstążkę. Jerzy Zembrowski, Białystok fotografie autora