Pensje w handlu data aktualizacji: 2015.10.22 Przez ostatnich osiem lat to pracodawcy dyktowali warunki, ale teraz sytuacja zaczyna się odwracać. Operatorzy sieci handlowych, jeśli chcą zatrzymać dobrych pracowników, muszą im dać podwyżki. Nie zmienia to tego, że zarobki kasjerek czy ekspedientek wciąż są na żenująco niskim poziomie.
W Polsce przybywa pracy. W sierpniu br. stopa bezrobocia wyniosła około 10 proc., podczas gdy jeszcze rok wcześniej sięgała 11,7 proc. Odsetek niepracujących jest najniższy od początku 2009 roku i zdaniem ekspertów będzie spadać. Coraz głośniej mówi się, że za kilka miesięcy stopa bezrobocia będzie jednocyfrowa. Warszawa: brak chętnych za 2000 zł netto Sieci handlowe już czują powiew zmian. Zwłaszcza w dużych miastach jest trudno o pracowników, bo sklepy wyrastają jak grzyby po deszczu. W Warszawie działa dziś 106 Biedronek, w Poznaniu 61, we Wrocławiu 53, a w Łodzi 41. I choć tempo otwarć jest mniejsze, portugalski operator (podobnie jak inni dyskonterzy) nadal ma apetyt na duże aglomeracje. Jak podaje Market Side, w ciągu dwóch lat w samej Warszawie liczba sklepów dyskontowych wzrosła o ponad połowę. Tylko w pierwszym kwartale 2015 roku w stolicy ruszyło pięć takich sklepów. Podobno w Warszawie znów dochodzi do takich sytuacji, które miały miejsce w 2008 roku (szczyt emigracji zarobkowej i ostatnie podrygi gospodarczej hossy), kiedy to sieci nie mogły rozpocząć działalności w nowo wybudowanych sklepach, bo nie były w stanie skompletować personelu. Od paru miesięcy w dużych miastach brakuje chętnych do pracy w handlu. Sieci przyznają, że muszą płacić o 100 200 zł więcej, by miał kto dla nich pracować mówi Alfred Bujara, przewodniczący sekcji handlu w NSZZ Solidarność. O tym, jak trudno o pracownika w stolicy, przekonała się Dorota Zielińska, która prowadzi Freshmarket w centrum miasta. Ludziom nie chce się pracować. Niedawno szukałam kandydatów na stanowisko kasjer sprzedawca z pensją 2000 zł na rękę. Z dwunastu osób, z którymi umówiłam się na rozmowę, nikt nie przyszedł ani nawet nie zadzwonił, że odwołuje spotkanie mówi Dorota Zielińska. Umieściła ogłoszenia w internecie i prasie, rozpytywała wśród znajomych. Wakat udało się zapełnić dopiero po kilku miesiącach. To prawda, że stolica jest wyjątkowa. Roboty jest w bród, a pensje są tu najwyższe. W lipcu bezrobocie wyniosło niespełna 9 proc., robota czeka nawet na młodych, którym najtrudniej odnaleźć się na rynku pracy. Na witryny sklepów i butików powróciły kartki z informacją: Zatrudnię pracownika. Biedronka: 2000 zł brutto na start Pogłębiającym się zjawiskiem w sieciach handlowych jest różnicowanie pensji w zależności od regionu kraju. Według Alfreda Bujary od niedawna robi tak Jeronimo Martins Polska, właściciel Biedronki. Zdarza się, że w przypadku pracownika o tym samym stażu i obowiązkach pensje różnią się nawet o 300 400 zł twierdzi Alfred Bujara. Biuro prasowe Jeronimo Martins Polska przekonuje jednak, że w całej sieci obowiązuje jednolity system wynagrodzeń. Pensja kasjera sprzedawcy, podobnie jak osób na stanowiskach kierowniczych w sklepach, składa się z wynagrodzenia podstawowego i premii. Wynagrodzenie
podstawowe minimalne dla kasjera sprzedawcy wynosi 2000 zł brutto [około 1460 zł netto red.]. Ta kwota dotyczy osób rozpoczynających pracę w sieci. Różnice w wysokości realnych płac, które występują pomiędzy poszczególnymi pracownikami, wynikają z obiektywnych czynników, m.in. takich jak staż pracy czy obciążenie pracą w konkretnej lokalizacji przekonuje biuro prasowe. Tesco płaci minimum 2110 zł brutto W Tesco zarobki od dawna zależą od regionu, w którym działa sklep. Mamy system widełek, bo różne są koszty życia w poszczególnych częściach kraju. Najlepiej zarabiają pracownicy w Warszawie, nieco mniej ci z innych dużych miast, a najsłabiej my na Śląsku, choć sądzę, że w Tychach i Katowicach życie wcale nie jest tańsze niż np. w Poznaniu mówi Elżbieta Fornalczyk, przewodnicząca związku Sierpień 80 w Tesco. Przyznaje, że różnice w płacach z roku na rok są coraz mniejsze, ale jej zdaniem nic nie wskazuje na to, by miały zniknąć. System widełek jest o tyle niesprawiedliwy, że ceny w sklepach Tesco w całym kraju są takie same podkreśla Fornalczyk. Jakub Jaremko z biura prasowego Tesco Polska, którego poprosiliśmy o komentarz, nie odniósł się do kwestii widełek. Poinformował za to, że jeszcze w tym roku będą podwyżki dla pracowników na stanowiskach niekierowniczych w wysokości 2 proc. oraz około 3,5 proc. dla najsłabiej zarabiających. Oznacza to, że najniższe wynagrodzenie na pełny etat dla osób z co najmniej rocznym stażem pracy wyniesie 2110 zł brutto [około 1530 zł na rękę red.] mówi Jaremko. 432 900 lat tyle musiałaby pracować kasjerka w Biedronce*, żeby dorobić się wartej 8 mld zł fortuny najbogatszej Polki Dominiki Kulczyk *na pełen etat, przy pensji 2000 zł brutto miesięcznie i nie uwzględniając wydatków na życie Kwalifikacje w cenie Przez ostatnich siedem lat, od roku 2008, sieci handlowe nie miały większych problemów z kompletowaniem personelu sklepów. Mieliśmy tzw. rynek pracodawcy. Dotyczyło to i dużych miast, i mniejszych miejscowości. Ostatnio coraz trudniej o wykwalifikowanych pracowników, przede wszystkim sprzedawców z doświadczeniem w sprzedaży produktów świeżych, takich jak mięso czy warzywa. Jeśli chodzi o kasjerów, na razie nie narzekamy na brak kandydatów.
Sieci handlowe znów podbierają sobie pracowników Przypominam sobie 2007 rok, kiedy było tak trudno o pracowników, że kierownicy i dyrektorzy hipermarketów i supermarketów osobiście chodzili od sklepu do sklepu, próbując zwerbować szeregowych pracowników. Za zwerbowanie pracownika można było dostać 100 zł premii. Dochodziło do tego, że dyrektor osobiście rekrutował kasjerkę. Czasy podkupywania sobie ludzi minęły po 2008 roku, kiedy wzrosło bezrobocie i chętnych do pracy wyraźnie przybyło. Przy jednocyfrowym wskaźniku bezrobocia sytuacja zmieni się, ponieważ za tak niskie wynagrodzenie jak w handlu nikt nie będzie chciał wykonywać tak ciężkiej pracy. Już są sygnały, że sieci handlowe będą różnicować płace w dużych miastach i małych miejscowościach. W Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Krakowie czy we Wrocławiu będą płacić więcej. W dużych aglomeracjach coraz trudniej o wykwalifikowanego pracownika. Działania podejmowane przez niektóre sieci to sygnał, że za tak małe pieniądze, na tak ciężką pracę w największych miastach brakuje chętnych. Ostatnio uczestniczyłem w spotkaniu z jedną z sieci. Jej przedstawiciel przyznał, że aby załatać dziurę personalną, żongluje pracownikami, przerzucając 5 10 osób z jednego sklepu do drugiego i tylko dzięki temu te sklepy funkcjonują. Jeszcze rok temu taka sytuacja była nie do pomyślenia. Daleko jednak nadal do rynku pracownika. Ten sam pracodawca, który ma problemy z kadrą, zapowiedział, że podwyżek nie da.
Anna Terlecka Wiadomości Handlowe, Nr 10 (149), Październik 2015 Źródło: https://www.wiadomoscihandlowe.pl/drukujpdf/artykul/4764