,,Nieoczekiwane zmiany nie są łatwe są wręcz trudne, wymagające od nas poświęcenia i zaangażowania. Jednak czasem są jedynym co nam zostało by nadać wreszcie kształtu i koloru naszemu życiu. Cytat: Krzysztof Krajewski Klaudia Krajewska Kl: III gimnazjum Zespół Szkół w Windzie Opiekun: Magdalena Arnister - Wiśniewska
Nowy York, grudniowe mroźne popołudnie. Tłumy ludzi wracają pośpiesznie z pracy, dzieci idą ze szkoły do domu. Dzień jak co dzień, dni były krótkie, więc powoli robiło się ciemno. Padał drobny, puszysty śnieżek. Nic nie zapowiadało tego, że dziś spotka mnie coś wyjątkowego. Byłam ośmioletnią dziewczynką, gdy wraz z mamą wyemigrowałyśmy z Polski. Trafiłam do obcojęzycznej szkoły. Trudno było mi się zaaklimatyzować, znaleźć koleżanki, kolegów. Czułam się tak bardzo samotna. Ale teraz byłam już prawie dorosła, kończyłam szkołę, do moich osiemnastych urodzin pozostały zaledwie trzy dni, czułam się szczęśliwa. Dwudziestego drugiego grudnia lekcje skończyłam wcześniej. Weszłam do domu i zobaczyłam stojące w drzwiach walizki. Moje i mamy. Pomyślałam:,,No nie, znowu gdzieś wyjeżdżamy. Po chwili z kuchni wyszła mama i oznajmiła mi, że z okazji moich osiemnastych urodzin polecimy do Polski, odwiedzimy babcię Zosię oraz zobaczymy piękną polską zimę. Przyznam szczerze, że początkowo nie byłam zadowolona, ale zgodziłam się. Poszłyśmy z mamą zrobić niewielkie zakupy, gdyż już następnego ranka miałyśmy wyruszyć. Nazajutrz wzięłyśmy walizki i taksówką pojechałyśmy na lotnisko. Na szczęście długo nie musiałyśmy czekać na samolot.
Im bliżej Polski byłyśmy, tym bardziej cieszyłam się na spotkanie z babcią. Przecież nie widziałam jej dziesięć lat. Wysiadłyśmy na lotnisku w Warszawie. Teraz czekała nas ponad czterogodzinna podróż do niewielkiej wsi leżącej na Podlasiu, tam, gdzie mieszkała babcia. Jadąc taksówką podziwiałam piękno polskiej zimy. Tutaj było ją widać. W Nowym Yorku nigdy nie ma wiele śniegu. W mieście praktycznie każda pora roku wygląda podobnie, różne są tylko temperatury. Miałam to szczęście i mogłam zobaczyć prawdziwą zimę, którą dotychczas znałam tylko z fotografii. Nie każdy z moich przyjaciół z Nowego Yorku miał okazję ujrzeć coś równie pięknego. Nie mogłam oderwać wzroku od cudownych krajobrazów. Ale gdy dojechałyśmy do babci, odjęło mi mowę z wrażenia. Droga pokryta była białym puchem, drzewa powleczone śniegiem niczym pierzyną, gałęzie uginające się pod jego ciężarem lekko poruszały się na zimowym, cierpkim wietrze. Padał drobny śnieżek pobłyskujący w promieniach słońca.
Wysiadłam z samochodu i od razu chwyciłam za aparat fotograficzny. Było tu tak pięknie. Zrobiłam kilka zdjęć i poszłam przywitać się z babcią. Ujrzałam łzy szczęścia w kącikach jej oczu. Cały wieczór spędziłyśmy rozmawiając o minionych latach. Rano obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno sypialni. Tuż po śniadaniu poszłam na spacer. Poranek był przepiękny! Ptaki ćwierkały, a śnieg wyglądał tak, jak gdyby był posypany brokatem.
Pod dachem domu zwisały sople, które w świetle słońca błyszczały jak prawdziwe diamenty. Na oknach mróz wymalował wspaniałe wzory. Wszędzie było biało, ludzie odśnieżali podwórka i samochody, szron oblepiał drzewa. Na łące zalegały zaspy śniegu. Rzeka skuta lodem wyglądała jak Droga Mleczna. Podczas spaceru spotkałam dawno niewidziane koleżanki. Ogromna była nasza radość, gdy mogłyśmy spędzić ze sobą choć trochę czasu.
Dzisiejszego wieczoru miałyśmy zasiąść do wigilijnego stołu. Po powrocie zabrałam się za ubieranie choinki. Mama z babcią w kuchni przygotowywały smakołyki. Nim się obejrzałam, wraz z nimi siedziałam przy bogato zastawionym wigilijnym stole. O północy poszłyśmy na pasterkę. Bardzo miło spędziłyśmy kolejne dni świąt, ale nieubłaganie zbliżał się czas naszego wyjazdu do domu. - Wracamy z powrotem dwudziestego dziewiątego grudnia powiedziała pewnego ranka mama. - Bardzo przywiązałam się do tego miejsca i nie chcę wracać do Nowego Yorku - odpowiedziałam i dodałam - zostanę tu, skończę szkołę, a później pójdę na studia. Jestem już dorosła i chyba mogę podjąć taką decyzję. - Naprawdę jestem zdziwiona tym, co mówisz - usłyszałam w odpowiedzi. I o ile te słowa mamy nie były dla mnie zaskoczeniem, o tyle kolejne sprawiły, zaniemówiłam z wrażenia. - Wrócę do Nowego Yorku, ureguluję sprawy z mieszkaniem i ja również przyjadę do Polski. Nie wierzyłam w to, co mówi. Jednocześnie byłam bardzo szczęśliwa. To był najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam.
Od tych wydarzeń minęło już dziewięć lat. Po ukończonych studiach, podjęłam pracę w banku. Mieszkam pięć kilometrów od babci. Odwiedzam ją w każdą niedzielę i nie żałuję podjętej tamtego grudniowego dnia decyzji. A zdjęcia, które zrobiłam, gdy przyjechałam, wykorzystałam podczas wystawy fotograficznej w galerii w najbliższym mieście..