Moja Przyjaciółka Lucyna wspomina Zbyszek Hawranek Odejście kogoś bliskiego wywołuje wspomnienia wspólnie przeżytych chwil. 26 września 2012 roku Lucyna przegrała walkę z rakiem. Spodziewaliśmy się wszyscy, że to niebawem nastąpi, bo choroba szybko pustoszyła jej organizm. Ale jeszcze niedawno, bo na początku czerwca tego roku spędziliśmy z moją żoną Kazią pięć przyjemnych dni w Boruji Kościelnej na zaproszenie drogiej naszej przyjaciółki. Trzymała się dobrze i jak zawsze była wesoła, serdeczna, gościnna. Wiedziała jedynie, że 15 września zacznie chemioterapię. Jak zwykle, gdy kilka razy do roku odwiedzałem ją albo sam, albo z Kazią, spędzałem z Lucyną wiele godzin przy szachownicy, bo bardzo obydwoje lubiliśmy grać w szachy, tak i tym razem zdarzało się że o trzeciej w nocy Kazia, która spała w sąsiednim pokoju strofowała nas i nawoływała do spania. Nie posiadam zdjęć z tego ostatniego pobytu, ale te dwa poniżej, chociaż z 2005 roku, oddają sytuację, która powtarzała się kilka razy w roku od wielu lat. U Lucyny w jej ulubionym ogródku z Kazią i przy szachach. Dziś przeglądam zdjęcia i wspominam ponad 40 lat naszej przyjaźni. Lucynę poznałem na rajdzie turystycznym. Dwie przyjaciółki, panny 24-letnie, nauczycielki z Chrośnicy chodziły wspólnie na rajdy. Była to Lucyna i Mira Sill. Ja również w tamtych czasach brałem udział w wielu rajdach pieszych. Byłem wtedy nauczycielem w Wojnowicach. Podobnie jak Lucyna prowadziłem drużynę harcerską przy swojej szkole. W szkole w Chrośnicy mieszkała razem z nimi jeszcze jedna nauczycielka, Mira Jastrząb, która prowadziła drużynę zuchową. Uczyła tam również Zosia Piechowiak i Stasiu Chlebowski którzy mieszkali w Zbąszyniu. Jeszcze 10 lat przed poznaniem Lucyny czyli w sierpniu 1961r. przewędrowałem przez Bieszczady razem z moim przyjacielem Romkiem Hanyżem. Był nauczycielem w Buku i tam również prowadził drużynę harcerską. Na pierwszych obozach hufca nowotomyskiego byliśmy obaj instruktorami i tak w Kujaniu Romek był komendantem podobozu starszoharcerskiego a ja oboźnym w podobozie spółdzielczym (gdzie komendantem był Bronek Markowski) a w Szyszkowej Romek był komendantem a ja oboźnym podobozu technicznego Batyskaf. W następnym roku rozsmakowani w wędrówkach górskich przewędrowaliśmy we dwójkę od Bieszczad do Tatr (250 kilometrów przez 10 dni) głównym szlakiem beskidzkim, kończąc w Dursztynie, gdzie nasz hufiec miał swój letni obóz. Komendantem obozu był Jurek Tyc.
Chociaż te wspomnienia poświęcone są Lucynie, to jednak musiałem wspomnieć o Bieszczadach. Zatęskniłem za wędrówką po bieszczadzkich szlakach i namówiłem moich nowych przyjaciół z Chrośnicy na wakacyjną wędrówkę po tych górach. Planowaliśmy wziąć dwa namioty dwuosobowe, jeden dla Lucyny i Zosi, drugi dla Staszka i dla mnie. W końcu Staszek zrezygnował i wybraliśmy się z jednym namiotem w którym jakoś pomieściliśmy się we trójkę. Był koniec lipca 1971 roku. Poniżej kilka wybranych zdjęć z naszej wędrówki i fragment dzienniczka, który prowadziliśmy na zmianę z Lucyną. Jeziorka Duszatyńskie Lucyna i Zosia Kotlina pod Tarnicą - Zosia i Lucyna przy źródełku. Pierwszy biwak (za Prełukami) Lucyna i Zbyszek. Bieszczady-Zbychu na Krzemieniu Bieszczady - Krzemień, widok z Rozsypańca (widokówka).jpg Zosia prezentuje dorodne jagody [Chryszczata]
Na wakacjach w 1972 roku Komenda Hufca ZHP w Nowym Tomyślu zorganizowała dla instruktorów wycieczkę zagraniczną na Węgry. Na tym zdjęciu z wycieczki są od prawej Lucyna, Mira Jastrząb, ja i Antek Wierciński (był jakiś czas komendantem hufca) Na zdjęciu po prawej obok mnie jest Mira, w ciemnych okularach Wanda Wachowiak z Opalenicy i Lucyna. Ze starych zdjęć z Lucyną odnalazłem jeszcze jedno. To był kurs instruktorski w naszej Leśnej Bazie w Prądówce, również w 1972 roku. Gram właśnie na akordeonie harcerskie piosenki. A tutaj tak wyglądała parę lat później. Po Chrośnicy Lucyna zamieszkała w Boruji Kościelnej i uczyła w tamtejszej szkole do emerytury. Utrzymywaliśmy nadal serdeczne kontakty, odwiedzaliśmy się nawzajem. Będąc u brata w Poznaniu odwiedzała nas albo w naszym mieszkaniu na Osiedlu Zwycięstwa, albo na naszej działce w Sławicy. Spotykałem się z Lucyną na imprezach organizowanych przez Hufiec w Nowym Tomyślu. Poniżej kilka fotografii z ostatnich lat. 1996
1997 Lucyna z Mirą we Wiedniu 2001 w Sławicy 2007 Sękowo Lucyna miała właściwie na imię Łucja ale dla nas zawsze była Lucyną. Pogodna, sypała dowcipami, świetnie gotowała, kochała zwierzęta, miała ulubioną suczkę Majkę a później kota Tymka, lubiła zbierać grzyby, rozwiązywać krzyżówki, posiadała zdolności artystyczne co roku na Wielkanoc i Boże narodzenie wykonywała kilkanaście kartek świątecznych, umiała posługiwać się komputerem. Ostatnio pełniła funkcję sołtysa. ODESZŁA NA WIECZNĄ WARTĘ!